Marcelka i szkolne sprawy
- Wydawca:
- Wydawnictwo BIS
- Kategoria:
- Dla dzieci i młodzieży
- Język:
- polski
- ISBN:
- 978-83-7551-462-9
- Rok wydania:
- 2015
- Słowa kluczowe:
- chodzenie
- dobrze
- marcelka
- ochoty
- pamięta
- pomysły
- radzi
- rozrabiakiem
- sobie
- sprawy
- szkolne
- zdumiewające
- zrobić
- mobi
- kindle
- azw3
- epub
Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).
Kilka słów o książce pt. “Marcelka i szkolne sprawy”
Marcelka jest coraz zdrowsza. Robi zdumiewające postępy w rehabilitacji i doskonale sobie radzi z opieką nad swoim psem Rozrabiakiem. Polubiła chodzenie do szkoły i ma wielu przyjaciół. I nagle w klasie pojawia się nowa uczennica, od której wszyscy się odsuwają. Marcelka też nie ma ochoty na kontakty z Patrycją, choć dobrze pamięta, jak sama się czuła jeszcze niedawno, kiedy to ją pokazywano palcami… Jest problem i jakoś trzeba go rozwiązać, tylko jak? Przypadek sprawia, że to właśnie Marcelka będzie musiała to zrobić. Czasem warto się poradzić mamy, bo mamy miewają dobre pomysły.
Polecane książki
Konsolidacja a efektywność banków w Polsce. Rozdział 6. PRÓBA OCENY WPŁYWU KONSOLIDACJI NA EFEKTYWNOŚĆ SEKTORA BANKOWEGO W POLSCE W LATACH 1997-2003
Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Marcin Pałasz
Projekt okładki i ilustracje: Katarzyna Sadowska
Copyright © Marcin Pałasz
Copyright © Wydawnictwo BIS 2015
ISBN 978-83-7551-462-9
Warszawa 2015
Wydawnictwo BIS
ul. Lędzka 44a
01-446 Warszawa
tel. 22 877-27-05, 22 877-40-33; fax 22 837-10-84
e-mail:bisbis@wydawnictwobis.com.pl
www.wydawnictwobis.com.pl
Skład wersji elektronicznej: Marcin Kapusta
konwersja.virtualo.pl
1Szczęście pachnie inaczej
Od pewnego czasu Marcelka musiała wstawać rano nieco wcześniej niż zwykle. Mama z początku nie wierzyła, że córka tak pilnie będzie się zajmowała pieskiem, którego dostała w zeszłym roku. Myślała, że szybko jej się to znudzi. I chyba trochę się zdziwiła, że Marcelka posłusznie zaczęła wstawać pół godziny wcześniej, żeby mieć czas wyjść z nim na poranny spacer!
Dziś jednak na tym porannym spacerze dziewczynka trochę się zdenerwowała. Rozrabiak węszył wszędzie jak zwariowany, wygrzebywał łapą jakieś rzeczy z trawy, a dwa razy próbował je zjeść! Co najgorsze, za pierwszym razem mu się udało, zanim został odciągnięty… Za drugim razem Marcelka zdążyła temu zapobiec, a potem postanowiła obejrzeć, co takiego chciał pożreć.
Spojrzała tylko raz i od razu wiedziała, że nie powinna była na to patrzeć. Miała nadzieję, że ujrzy kawałek kiełbasy, ale to było coś znacznie gorszego! No, ale ciocia Basia, od której Marcelka dostała Rozrabiaka, często ostrzegała, że psy uwielbiają różne takie dziwne rzeczy. Coś zgniłego, śmierdzącego – podobno psy lubią takie okropieństwa najbardziej na świecie! Dziewczynka miała co prawda nadzieję, że jej Rozrabiak będzie pod tym względem wyjątkiem, ale dziś okazało się, że jednak nim nie jest.
Gdy wracała do domu, nagle usłyszała głośny okrzyk.
– Marcela! – wydzierał się ktoś nad nią. – Hej, Marcelka!
Uniosła głowę i uśmiechnęła się, widząc swojego najlepszego kolegę Maćka, który wychylał się z okna i machał jak szalony.
– Uspokój się! – krzyknęła ze śmiechem. – Bo wypadniesz!
– Nie wypadnę! – odkrzyknął wesoło. – Mogę jechać z wami do szkoły?
– Pewnie, że tak! – ucieszyła się. – Ja tylko zaprowadzę Rozrabiaka do domu i niedługo wyjdę, razem z mamą!
– To ja będę na was czekał na parkingu! – I już go nie było.
Maciek to dobry przyjaciel. To on pomógł jej w zeszłym roku, gdy koleżanka z klasy, taka jedna Nikola, śmiała się i drwiła z Marcelki. Głównie z tego powodu, że Marcelka musiała się podpierać kulą przy chodzeniu. Ale teraz dziewczynka prawie już nie używała kuli, a pan doktor powiedział, że wraca do zdrowia niezwykle szybko! Tak, użył tego słowa: „niezwykle”! Marcelka często myślała sobie, że w sporej części to zasługa Rozrabiaka. Bo to właśnie z jego powodu tak często wychodzi teraz z domu, długo z nim spaceruje, a to podobno pomaga w tej całej rehu… rehy… no, rehabilitacji. Prawda, że coś w tym musi być?
*
A jednak prawie się spóźnili do szkoły! I to wcale nie przez Marcelkę ani przez Rozrabiaka, ani przez Maćka… Nawet nie przez mamę, choć to ona miała swój udział w tym, co stało się w domu.
Było tak: po powrocie ze spaceru Marcelka zamknęła za sobą drzwi do mieszkania, zdjęła buty, położyła smycz i szelki na półce pod lustrem, tak jak zawsze.
– Już jesteśmy, mamo! – zawołała, idąc do kuchni, by nasypać do miski psiaka jego jedzenie.
– Dobrze! – odkrzyknęła mama z łazienki. – A czy jesteś już…
I wtedy właśnie z sypialni rodziców dobiegł głośny brzęk i coś się tam rozbiło. Marcelka zastygła w pół kroku, z łazienki wyjrzała zaniepokojona mama, Rozrabiak zaś ze zjeżoną na grzbiecie sierścią warczał u zamkniętych drzwi.
– Coś stłukłaś…? – spytała stropiona mama.
– No coś ty! – bąknęła zdumiona Marcelka. – To w sypialni!
Jakby w odpowiedzi, za drzwiami coś jeszcze brzęknęło, rozległ się jakiś dziwny odgłos, po czym wszystko znienacka ucichło. Tylko Rozrabiak ciągle warczał.
– A cóż to takiego? – przeraziła się mama. – Przecież tam nikogo nie ma!
Ostrożnie podeszła do drzwi i je otworzyła. Marcelka dreptała za mamą, a Rozrabiak przemknął pomiędzy ich nogami i zaczął węszyć.
– Ostrożnie! – jęknęła mama. – Wazonik jest rozbity!
Istotnie – na podłodze, przy komodzie, leżały skorupy ozdobnego, ładnego wazonika, który stał wcześniej na blacie. Obok leżał przewrócony żelazny świecznik.
– Jak to się stało? – spytała zdumiona Marcelka. – Przecież drzwi były zamknięte, a ja tu dziś w ogóle nie wchodziłam!
– Nic nie rozumiem – przyznała stropiona mama. – Może to przez wiatr? Drzwi balkonowe są otwarte, wietrzyłam pokój po nocy…
– Ale czy wiatr mógł przewrócić ten świecznik? – zdziwiła się Marcelka, ostrożnie biorąc do ręki ciężki przedmiot. – Mamo?
– Ja już nic nie wiem – westchnęła mama. – Marcelko, zabierz stąd psa, żeby przypadkiem nie skaleczył się w łapkę. I przynieś mi z kuchni szufelkę i zmiotkę, dobrze?
Gdy Marcelka wracała z kuchni, niosąc potrzebne rzeczy, usłyszała zdławiony okrzyk mamy.
– Mój kolczyk! – jęczała mama, nachylając się nad komodą. – Mój złoty kolczyk z diamencikami! Nie ma go…
– Jak to „nie ma”?! – przeraziła się Marcelka, zatrzymując się w miejscu tak nagle, że aż idący za nią Rozrabiak pacnął nosem w jej łydkę. – Kolczyków nie ma? Tych, które dostałaś od babci Stasi?!
– Właśnie tych! – Mama zajrzała nawet za komodę, po czym załamała ręce. – To znaczy brakuje tylko jednego… Ale co tu się dzieje? Dlaczego to wszystko spadło?! Wazonik rozbity, a ciężki świecznik się przewrócił… Tego nie zrobił wiatr! A przecież tu u nas nie da się wejść przez balkon! Nikt nie mógł tego ukraść… A na pewno wieczorem położyłam oba kolczyki obok siebie, właśnie tutaj, na komodzie!
I właśnie dlatego Marcelka i Maciek prawie spóźnili się do szkoły!
Natomiast zagadka zaginionego kolczyka – przynajmniej na razie – pozostała tajemnicą…