Strona główna » Obyczajowe i romanse » Marionetka

Marionetka

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-66074-62-0

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Marionetka

Drugi tom niebezpiecznie fascynującej serii Elite Kings Club!

„Teraz jestem tylko zepsutą zabaweczką, nie da się mnie naprawić”.

Madison Montgomery musi uciekać. Została zdradzona, upokorzona i poznała sekrety chłopaków z Elite Kings Club. Zostało jej bardzo mało czasu. Jeden zły krok, jedna zła decyzja mogą sprawić, że dziewczyna zniknie na zawsze.

Pomoc przychodzi z niespodziewanej strony. Madison zdobywa fałszywe dokumenty i szybko opuszcza kraj. W ucieczce towarzyszy jej najlepsza przyjaciółka, która też nie ma nic do stracenia. Dziewczyny będą szukały bezpiecznego miejsca jak najdalej od „Królów”, a w szczególności od jednego z nich.

Od tej chwili Madison będzie musiała uważać i stale oglądać się za siebie. Jednak czy podróż na koniec świata wystarczy? Jak długo będzie ignorować uczucie, które zrodziło się do bardzo złego chłopaka?

Kontynuacja jednego z najbardziej mrocznych romansów z półki dark. Fascynująca, igrająca z zasadami moralnymi historia, której nie można odłożyć nawet na chwilę!

__

"Nieprzewidywalność, mrok, niebezpieczeństwo, tajemnice, perfekcja pod każdym względem. Amo jeszcze nigdy mnie nie zawiodła".

– Birdy Rhodes

"Czekałam na kontynuację tej serii jak oszalała, a teraz czekam na premierę trzeciego tomu. Jak to wytrzymać?"

– "Niegrzeczne książki", Agata Wołosik-Wysocka

"Głowa mi po prostu pęka, a i tak chce jeszcze i jeszcze więcej!"

– Heather Barnes

____

O autorce

Amo Jones to pełnoetatowa, bestsellerowa autorka z Nowej Zelandii, która pisze bezkompromisowe książki z tzw. pazurem i “bez hamulców”. Specjalizuje się w tytułach z półki dark romance. Prywatnie uwielbia długie spacery do winnicy. Mówi, że pisze tak, jak żyje: “Na granicy szaleństwa i z kieliszkiem wina w jednej ręce i swoimi zasadami moralnymi lub ich brakiem w drugiej”.

Polecane książki

NIEZNANA WOJNA WYWIADÓW I KONTRWYWIADÓW 1939–1945: dywersja, sabotaż, dezinformacja, szantaż, fałszerstwa, porwania, zamachy, zabójstwa.• Nazistowski szpieg na Kapitolu• Dziesięć wtyczek w najwyższym dowództwie Hitlera• Biskup w przebraniu• Plan zbombardowania Stanów Zjednoczonych• Hitlerowscy piloc...
Druga część trylogii pt. SUSZA - specjalisty od politycznych thrillerów - Tomasza Sekielskiego. Jak smakuje susza? Dla jednych jest to smak krwi i mrocznych tajemnic. Dla drugich susza to smak ośmiorniczek i bezwzględnej walki o władzę. Są wreszcie tacy, dla których jest to smak zemst...
Książka udowadnia, że szanse na pokonanie choroby nowotworowej zwiększają terapie naturalne, które można stosować równolegle do konwencjonalnego leczenia. Autor korzysta z własnych doświadczeń i opisuje myśli oraz uczucia, jakie mogą dominować u chorego po zdiagnozowaniu raka. Przedstawia również na...
Poradnik do gry strategicznej „Halo Wars” zawiera m.in.: opis jednostek, misji, przedstawienie filozofii gry i opis kampanii. Halo Wars - poradnik do gry zawiera poszukiwane przez graczy tematy i lokacje jak m.in. Misja 01 – Baza Alfa (Kampania)Jednostki piechoty (Przymierze)Sterowanie (Podstawy)Poj...
Janusz Rolicki, mistrz wywiadów rzek, autor słynnej "Przerwanej dekady" sprzedanej w milionowym nakładzie, po raz pierwszy sam udziela biograficznego wywiadu rzeki. W bardzo szczerej rozmowie z Krzysztofem Pilawskim opowiada niezwykłą historię swego życia, ujawniając zaskakujące fakty: - w 1942 r...
Publikacja prezentuje rozwiązania praktycznych problemów, pojawiających się w sprawach dotyczących naruszenia praw autorskich – od chwili rozpoczęcia poszukiwania ochrony do egzekucji pozytywnego wyroku. Jest adresowana do prawników – praktyków oraz osób chcących samodzielnie występować o ochro...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Amo Jones

Dziewczynom, które przeszły piekło, ale wydostały się z niego z duszą trawioną ogniem, szkarłatną krwią skapującą z serca i diabłem po swojej stronie. Ta historia jest dla was. Dla nas. Poprawcie koronę, diablice.

PLAYLISTA

Jason Derulo ▪ Stupid Love

The Weeknd ▪ Or Nah

Dead Prez ▪ Hip Hop

Avenged Sevenfold ▪ Hailtothe King

Machine Gun Kelly ▪ Bad Things

The Game ▪ It’s Okay

David Guetta ▪ Where Them Girls At

Cheat Codes ▪ No promises

Redman ▪ Cisco Kid

Cypress Hill ▪ Tequila Sunrise

Kendrick Lamar ▪ Humble

Tash Sultana ▪ Jungle

Tsar B ▪ Escalate

Tsar B ▪ Myth

PROLOG

Mamusia? Chowałam się za drzwiami swojego pokoju.

Wyjrzałam na korytarz. Mierząc palcem w stojącego przed nią mężczyznę, mama oświadczyła podniesionym głosem:

– Nie, to nie było częścią planu!

Uśmiechnął się tak, że aż mocniej przytuliłam mojego pluszowego misia, Puppy.

– To nie ty rozdajesz karty. Ona jest „Venari”. Będziesz musiała uciekać, i to szybko, jeśli nie chcesz, aby to wszystko cię dogoniło.

Mama zacisnęła dłoń na wiszącym na jej szyi medalionie.

– Ona… – szepnęła, a po jej policzkach płynęły łzy. – Ona jest jeszcze dzieckiem, Lucanie. Ona… ona…

– Jest Srebrnym Łabędziem, Elizabeth. Musisz uciekać. Teraz, nim Hector się dowie.

Mama głośno odetchnęła, a ja w tym momencie zrobiłam krok w tył, po czym pobiegłam w stronę łóżka. Wślizgnęłam się pod kołdrę, tuląc mocno Puppy. Dostałam ją na urodziny od bliskiego przyjaciela rodziny i od tamtej pory zawsze z nią śpię. Miała wtedy pantofle baletnicy, luźną sukienkę, a kiedy przytwierdzało się do niej sznureczki marionetki, potrafiła unosić ręce. Gdy drzwi w końcu się uchyliły, zacisnęłam powieki i zaczęłam drapać jedno z oczu Puppy. Cały pluszak był dość podniszczony, a sznureczki dawno się pourywały. Miałam siedem lat, więc byłam już za duża, żeby spać razem z Puppy. Ale wiedziałam, po co przyszedł ten pan…

Zjawia się w każdy piątek.

Wiem, co zaraz zrobi.

Cholerne echo rozbrzmiewa w pokoju Madison, której ciałem wstrząsa szloch. Podciąga kolana do piersi i mocno zaciska powieki, próbując odsunąć od siebie znajome wspomnienia, które atakują ją co noc.

– To część tego, kim jesteś, Silver.

Na dźwięk tego głosu jej ciało pokrywa się gęsią skórką. A potem wszystko się zmienia i jest tak, jakby obserwowała siebie z zewnątrz, jakby była kimś innym.

– Nie! – Madison rzucała się, próbując uwolnić nadgarstki z tego silnego, nieustępliwego uścisku.

– Ćśś, Silver, nie należysz do siebie.

– Co? – Madison się zachłysnęła. – Co to znaczy? – Dłoń, która jeszcze przed chwilą zaciskała się na jej nadgarstku, teraz ściągała gumkę z jej włosów. – Proszę, nie. Nie dzisiaj – błagała, a jej gardło ściskał ból i dławiło poczucie zdrady.

– Lepiej się przyzwyczajaj, Silver. To dopiero początek twojego życia.

– Ale ja jestem mała.

– Lepiej być małą niż martwą.

Po tych słowach zdarł z niej spodnie od piżamy i rzucił je na podłogę. Zamknęła oczy i marzyła o dniu, lepszym dniu, kiedy rodzinne sekrety i powiązania nie będą się zjawiać w jej pokoju w każdy piątkowy wieczór. Czarny Piątek, tak nazywała go Madison. Bała się tego człowieka, gardziła nim i miała nadzieję, że pewnego dnia strzeli mu między oczy. Za pierwszym razem ukradł jej dziewictwo. Wiedziała, że krew, która płynęła po jej niewinnych udach, zostanie kiedyś pomszczona.

ROZDZIAŁ 1

Madison? Jesteś pewna, że chcesz wyjechać? – pyta Tatum. Zerka na mnie, trzymając ręce na kierownicy.

– Tak – odpowiadam, patrząc przed siebie. – Nie mogę być teraz blisko nich, Tatum.

Zjeżdża na autostradę.

– Chcesz porozmawiać o tym, co się tam wydarzyło?

Włączam radio, mając nadzieję, że w ten sposób położę kres jej pytaniom. Leci Stupid Love Jasona Derulo.

– Rozumiem, że nie – burczy Tatum, skupiając się ponownie na drodze.

Zamykam oczy i poddaję się tekstowi piosenki. Pieprzyć miłość. Pieprzyć wszystkie uczucia, które przypominają miłość, albo przynajmniej dobrze udawać. Jedyna osoba, która miała mnie kochać bezwarunkowo, także mnie zdradziła. Co to znaczy? Że nie da się mnie kochać? A może tak wiele osób uważa, że nie zasługuję na prawdę? Obie opcje są do dupy, jeśli mam być szczera.

Piosenka dobiega końca i wyłączam radio. To w końcu nie wina Tatum.

– Nie musisz tego ze mną robić, Tate, ale ja nie mogę zostać tutaj, z nimi, pośród tych wszystkich kłamstw.

Wzdycha.

– Madi, nie zostawię cię. Wiem, że nasza przyjaźń nie trwa zbyt długo, ale… nigdy dotąd nie miałam przyjaciół i jestem trochę… – Rumieniąc się, zerka na mnie. – Samotna. Więc nie zostawię cię samej.

– Ale zdajesz sobie sprawę, że będziesz musiała pozbyć się kart kredytowych? – pytam, obserwując jej reakcję.

Przez chwilę wydaje się zaskoczona, po czym na jej twarz wraca uśmiech.

– Tak, Madi. Uznaj, że już ich nie ma.

– Naprawdę? – Unoszę brew.

– Tak. – Kiwa głową, a ja niemal to kupuję. Dopóki nie dodaje lekkim tonem: – Zaraz po tym, jak wypłacę kilka tysięcy.

Kręcę ze śmiechem głową i ponownie włączam muzykę. Co my, do cholery, mamy zrobić?

– Okej. – Tatum przeczesuje palcami włosy. – Musimy na chwilę zajechać do twojego domu i zabrać to, czego możemy potrzebować.

– Niby jak? – pytam przerażona tą myślą. – Nie, Tate, nie chcę tam jechać.

– W takim razie co robimy, Madi? Nie mamy wyboru, przecież potrzebujemy paszportów i w ogóle!

– Okej – szepczę. Opuszczam się nieco na fotelu i próbuję wymyślić jakieś rozwiązanie. – Mam pewien pomysł. Obiecuję, że jeśli się nie uda, włamiemy się do mojego domu i zabierzemy wszystko, czego potrzebuję.

Tatum się odpręża.

– No to dokąd jedziemy?

Przełykam ślinę.

– Do Riverside. Do biblioteki.

Tatum parkuje przed szkołą i odwraca się w moją stronę.

– Jesteś tego pewna?

– Eee… – Szukam w głowie odpowiedniego słowa, ale na próżno. – Nie. – Otwieram drzwi i wysiadam. Tatum robi to samo.

– Cóż, dobrze, że założyłam buty do biegania. – Obchodzi samochód i staje obok mnie.

Zerkam na jej stopy.

– To nie są buty do biegania, Tatum.

Po wejściu do budynku prześlizgujemy się do części dla dziewcząt i schylając się pod wszystkimi oknami, żeby nikt nas nie zobaczył, kierujemy się w stronę biblioteki mieszczącej się tuż za salą gimnastyczną. Przeciągam przez czytnik swoją kartę uczniowską. Pojawia się zielone światło i słychać piknięcie. Otwieram drzwi i wchodzimy do środka. W bibliotece siedzi kilkoro uczniów, ale nie są to osoby, które zwróciłyby uwagę na Tatum czy na mnie. Drzwi zamykają się za nami, przerywając ciszę, która panuje tylko w pomieszczeniach tego rodzaju.

Panna Winters podnosi głowę znad czytanej właśnie książki. Na mój widok otwiera szeroko oczy, więc posyłam jej błagalne spojrzenie. Wstaje i poprawia okulary. Idąc w stronę Tatum i mnie, bacznie obserwuje wszystko wokół.

– W czym mogę wam pomóc, dziewczęta? – Do twarzy ma przyklejony sztuczny uśmiech.

– Ja wiem. – Tylko tyle udaje mi się wydusić. Te wszystkie razy, kiedy pragnęłam zapytać: „Co tu się, kurwa, dzieje?”, zastępują teraz te dwa proste słowa.

Panna Winters przechyla głowę, jej spojrzenie biegnie szybko ponad moim ramieniem, po czym wraca do mnie.

– Wiesz?

Utrzymując z nią kontakt wzrokowy, prostuję się.

– Wiem.

Szybko i zdecydowanie kładzie ręce na naszych ramionach i kieruje nas ku drzwiom. Otwiera je, wypycha nas na zewnątrz, wychodzi za nami i zamyka drzwi.

Robi wydech i pociera ręką czoło. Powoli, gestem niemal kontemplacyjnym.

– Cholera. – Zamyka oczy i robi głęboki wdech. – Wiesz, że jesteś Srebrnym Łabędziem?

– Srebrnym czym? – pyta butnie Tatum, unosząc brew i zerkając na mnie.

– Tak – syczę. – Ale nie wiem, co to, kurwa, znaczy ani skąd pani o tym wie i dlaczego wszyscy mnie okłamywali.

– Ja nie mogę… – Panna Winters kręci głową. – Przykro mi, Madison, ale nie mogę się w to angażować. To zbyt niebezpieczne.

– A czy w takim razie może mi pani pomóc zniknąć?

Panna Winters podnosi na mnie wzrok.

– Nie da się uciec przed Królami, Madison. Oni cię zabiją. – Drugie zdanie wypowiada szeptem.

– I tak mnie zabiją. Zakładając, że właściwie zinterpretowałam książkę.

– A gdzie jest ta książka? – pyta panna Winters, rozglądając się nerwowo.

– W mojej torbie. Pomoże mi pani czy nie?

Przez chwilę milczy, patrząc mi w oczy, po czym wyjmuje telefon.

– Znam pewnego człowieka. Powiedz mu, że przysłała cię Tinker.

– Tinker? – pytam, podczas gdy ona przewija listę kontaktów.

– Tak, Tinker. – Milknie i opuszcza ręce wzdłuż tułowia.

– No co?

– Po prostu… Posłuchaj, musisz zrobić to wszystko jak należy. Zabierzcie wszelkie potrzebne dokumenty i wypłaćcie gotówkę. On nie jest tani. Podczas lotów międzynarodowych na pokład nie można wnieść więcej niż dziesięć tysięcy. Wypłać więc dziesięć tysięcy i jeszcze osiem na to, co potrzebujecie od Benny’ego. – Podaje mi jego numer, a ja go szybko zapisuję w telefonie. – Każda z was będzie musiała zapłacić mu cztery tysiące. – Milknie i patrzy na mnie. – Uciekaj, Madi. Uciekaj i już nigdy nie wracaj, bo niezależnie od tego, co Bishop do ciebie czuje… – Patrzy mi w oczy. – To nic nie znaczy. Podobnie jak w przypadku Khales.

– Jak to? Co pani wie o Khales?

Jej twarz zastyga.

– Wiem, że dostała od niego kulkę między oczy.

ROZDZIAŁ 2

Biegiem wracamy do samochodu, wskakujemy do środka i jedziemy do banku.

– Jasna cholera, co ona miała na myśli? Bishop kogoś zabił? – Tatum szeroko otwartymi oczami wpatruje się to we mnie, to w przednią szybę.

– Nie wydaje mi się, żeby to było jego pierwsze zabójstwo – mówię cicho, wyglądając przez okno od swojej strony.

– Madi, nie powiedziałaś mi, co zobaczyłaś w tamtej piwnicy.

Pragnę to zrobić, ale jakaś dziwna część mnie nie chce, aby Tatum wiedziała o czymś, co mogłoby zostać użyte przeciwko Bishopowi. Idiotka, ganię się w myślach. Zresztą bezpieczniej jest, żeby moja przyjaciółka o niczym nie wiedziała.

– Naprawdę nie chcę o tym mówić, Tate.

Uśmiecha się i klepie mnie po ręce.

– Spierdalamy stąd.

Zatrzymuje się na krawężniku i obie wyskakujemy z auta.

Zamykam drzwi.

– Ty idź do swojego banku, a ja do swojego. Każda z nas może zabrać po dziesięć patyków. To powinno nam wystarczyć.

Tatum kiwa głową, ale na widok przebiegającego przez jej twarz cienia waham się.

– Wszystko w porządku?

– My naprawdę to robimy? – pyta szybko.

– Możesz się jeszcze wycofać. Nie chcę wciągać cię w swoje bagno.

– Nie. – Kręci głową. – Jadę z tobą. Nic mnie tu nie trzyma.

Uśmiecham się smutno.

– W porządku. W takim razie spotkajmy się tutaj za dziesięć minut. – Tatum przytakuje, po czym szybkim krokiem udaje się do swojego banku. Ja przechodzę przez ulicę, żeby wejść do swojego. Ze spuszczoną głową pcham drzwi i wpadam na kogoś. – Przepraszam – mamroczę i robię krok w bok.

– Madison?

Podnoszę głowę i widzę wpatrującego się we mnie Ridge’a.

– Och, cześć. – Patrzę ponad jego ramieniem. Nie chcę spędzić tu dużo czasu, muszę załatwić to najszybciej, jak się da.

– Hej, zamierzałem się za tobą rozejrzeć. Tillie się do ciebie odzywała? – pyta, przechylając głowę.

Dostrzegam, że ma cienie pod zaczerwienionymi oczami i potargane włosy.

– Od kiedy wróciłyśmy z domku w lesie, nie. A co? Wszystko w porządku? – Kiedy o tym wspomniał, wydało mi się dziwne, że nie zarejestrowałam faktu, iż Tillie nie próbowała się ze mną kontaktować. Byłam tak pochłonięta własnymi sprawami, że w ogóle się nad tym nie zastanawiałam.

Kręci przecząco głową.

– Nie, do nikogo się nie odzywa.

– Zadzwonię do niej. Na pewno nic jej nie jest. – To bardzo prawdopodobne. Po tym, co mi opowiedziała o swoim tacie, w sumie mnie nie dziwi, że nie pojechała do domu.

– Okej. – Wyjmuje telefon. – Mogę podać ci swój numer? Dasz mi znać, gdyby się odezwała? Proszę, po prostu chcę mieć pewność, że nic jej się nie stało.

Kiwam głową i zerkam w stronę pracowniczki banku. Naprawdę muszę się spieszyć.

– Jasne. – Podaje mi swój numer, a ja wstukuję go do telefonu… Telefon! Cholera! – Wiesz co? – Staram się, aby zabrzmiało to naturalnie. – Możesz mi go zapisać?

Patrzy na mnie z wahaniem, po czym kiwa głową, wyjmuje długopis i pisze mi numer na dłoni.

– Dzięki, zadzwonię do ciebie.

Po tych słowach odsuwam się i szybkim krokiem wchodzę do banku. Zastaję tam cholerną kolejkę. Jakżeby inaczej.

Piętnaście minut później wychodzę z budynku, wyrzucam do kosza kartę bankomatową i podchodzę do samochodu. Kiedy otwieram drzwi, wita mnie uśmiech Tatum.

– Wiesz co, zaczyna mnie to cholernie ekscytować – rzuca.

– Mnie nieszczególnie – burczę i wyjmuję telefon. – Jedź. – Otwieram schowek, wyjmuję długopis i kartkę i przepisuję numer Ridge’a, po czym ścieram go z dłoni. – Zadzwonię do Benny’ego.

Tatum kiwa głową i zjeżdża z krawężnika.

Po kilku sygnałach odzywa się niski głos:

– Kto cię przysłał?

– Eee… eee… – Rozglądam się z konsternacją. Dziwne powitanie. – Tinker? – Boże, idiotycznie się czuję, wypowiadając to słowo.

Pauza.

Cisza.

– Zaułek, na samym końcu Highway 4.

– Okej.

Rozłącza się.

– Co powiedział? – pyta Tatum, zerkając na mnie.

– Musimy jechać do zaułku na samym końcu Highway 4.

Kiwa głową.

– Wiem, gdzie to jest.

– Daj mi telefon. – Wyciągam rękę w jej stronę. – Potrzebujesz z niego jakichś numerów?

Przez chwilę milczy, a oczy robią jej się ciut szkliste. W końcu się prostuje.

– Nie. Nikt się nawet nie zorientuje, że mnie nie ma.

Uśmiecham się do niej smutno, następnie opuszczam szybę i wyrzucam komórkę. W swojej przewijam listę kontaktów i zapisuję na kartce parę numerów, które mogą się przydać. Mój palec zawisa nad imieniem Bishopa i czuję ściskanie w sercu.

Pieprzyć go.

Zabił nie tylko Ally, ale wygląda na to, że także Khales. Mijam go i przewijam kontakty, aż docieram do taty. Serce ściska mi się jeszcze boleśniej, ale się nie zatrzymuję.

Nate.

Zamykam oczy i zaciskam w dłoni telefon z… frustracją? Smutkiem? Jednym i drugim? Ponownie opuszczam szybę i z zamkniętymi oczami wyrzucam także ten telefon.

– Ja też nikogo nie potrzebuję.

Kiedy docieramy do skrzyżowania niedaleko drogi ekspresowej, okazuje się, że jest puste. Robi się późno, a popołudniowe słońce rzuca cienie pomiędzy wielkimi gałęziami drzew, którymi wysadzony jest ten ślepy zaułek.

– Nikogo nie ma. Tak tu cicho – stwierdza Tatum.

– Za cicho – dodaję. Zatrzymujemy się, a ja wysiadam z samochodu.

Moja przyjaciółka opuszcza szybę.

– Madi! Na litość boską, możesz nie kozaczyć? Nie chcę dzisiaj umrzeć. W ogóle nie chcę umrzeć.

Przewracam oczami.

– Numer tego faceta dostałam od panny Winters. Ona nie wcisnęłaby nam kitu.

– Masz niesamowitą wiarę w pannę Winters – odzywa się głos i z cieni wyłania się jakaś postać.

Obracam się na pięcie i dostrzegam idącego w moją stronę mężczyznę. Jest ubrany w bluzę z kapturem i ciemne, podarte dżinsy. Wygląda na czterdzieści parę lat.

– Cóż, tylko to mi pozostało.

Kiwa ze zrozumieniem głową. Na razie nie słyszę w głowie żadnego dzwonka ostrzegawczego.

– Rozmawiałem już z Tinker. Wasze dokumenty są gotowe.

– Szybko.

– Zawsze czekają w pogotowiu. Dlatego moje usługi tyle kosztują.

Wzruszam ramionami, nie muszę znać szczegółów.

– Mogę zobaczyć?

Wręcza mi dwie szare koperty. Na jednej widnieje imię Amira, na drugiej Atalia. Nazwisko takie samo.

– Jesteśmy siostrami? – Podnoszę wzrok na Benny’ego. – Amira i Atalia Maddox? Nie mógł pan wymyślić czegoś prostego?

Benny patrzy na mnie z kamienną twarzą.

– Pieniądze.

Podaję mu grubą kopertę. Wyjmuje banknoty i je kartkuje.

– Rozumiem, że jest tu cała kwota?

– Oczywiście.

Przygląda nam się przez chwilę.

– Zapomnijcie o tym spotkaniu. Miłego życia, Amiro.

Ja jestem Amirą? No jasne. Głupie, pretensjonalne imię, które w ogóle do mnie nie pasuje.

Wracam do samochodu, otwieram drzwi i wręczam Tatum kopertę z jej nowym imieniem.

– Proszę bardzo, Atalio.

Prycha, po czym rzednie jej mina.

– Serio?

– Serio.

– A niech tam. No to ruszamy. – Wrzuca pierwszy bieg i jedziemy w stronę najbliższego lotniska.

Nie mija dużo czasu, jak zostawiamy samochód na parkingu. Wysiadamy i z dwiema niedużymi torbami kierujemy się ku hali odlotów.

– Dokąd lecimy? – pyta Tatum, patrząc na mnie.

Mrużąc oczy, odczytuję listę lotów. Z uśmiechem szturcham przyjaciółkę łokciem.

– Jak szybko wyrabia się wizę?

ROZDZIAŁ 3

Z wizami nie było żadnego kłopotu. Na lotnisku znajduje się odpowiednie stanowisko, a jako że kraj, do którego lecimy, ma podpisaną umowę ze Stanami Zjednoczonymi, wystarczyło wypełnić krótki kwestionariusz online. Dzięki zwolnieniu z obowiązku posiadania wizy automatycznie otrzymałyśmy prawo wjazdu.

– Nie mogę w to uwierzyć – szepcze Tatum. – Lecimy do Nowej Zelandii? Nie mogłaś wybrać jakiegoś innego kraju, powiedzmy, no nie wiem… Dubaju?

Odwracam się w jej stronę.

– A myślisz, że gdzie najpierw będą szukać, Tate?

Wzdycha.

– W sumie tak.

– A poza tym – dodaję – ja na przykład w ogóle nie słyszałam o Nowej Zelandii. Wątpię, aby z Bishopem było inaczej. – Zerkam na tę niewdzięcznicę. – Zresztą w grę wchodziła albo Nowa Zelandia, albo jakieś zadupie w Indonezji czy Tajlandii.

– W Tajlandii mogłabym całkiem tanio zrobić sobie nowe cycki.

Przewracam oczami i w tym momencie wywołują nasz lot. Z bijącym sercem patrzę na Tatum.

– Jesteś gotowa?

Bierze mnie za rękę.

– Tak… Jestem.

Dwa miesiące później

– Nie wiem, Ta… Atalio.

Tatum uśmiecha się do mnie szeroko, stojąc za barem w kusych szortach i koronkowym push-upie widocznym pod króciutkim topem.

– Cóż, wiesz, że możesz pracować tutaj. – Głową wskazuje rurę do striptizu.

Jesteśmy tu od dwóch miesięcy i liczę na kilka kolejnych, ale muszę znaleźć jakąś pracę, żeby zająć czymś myśli.

Odwracam się i uśmiecham.

– Wiesz, nie zamierzam zadawać się z żadnymi rurami. – Pociągam łyk drinka i opieram się wygodnie, po czym przebiegam wzrokiem po otwartej gazecie. W palcach trzymam ołówek. Dochodzi południe, co oznacza, że w domu jest dwudziesta dnia poprzedniego.

Wynajmujemy niewielkie mieszkanie zaraz przy plaży. Wylądowałyśmy w Auckland po trzynastogodzinnym locie i pierwsze, co zrobiłyśmy, to zaopatrzyłyśmy się w niewielki przewodnik po tym kraju. Obie chciałyśmy zamieszkać blisko plaży, żeby coś przypominało nam o rodzinnych stronach. Znalazłyśmy więc to nieduże miasteczko na półwyspie zwanym Mount Maunganui. Nie potrafię tego wymówić, ale zauważyłam, że wielu miejscowych mówi po prostu The Mount.

Piaszczyste plaże, wysokie fale, usytuowane wzdłuż głównej plaży niewielkie sklepiki, a za nimi budynki mieszkalne. Jadąc samochodem wzdłuż wybrzeża, po dziesięciu minutach można dotrzeć do kolejnej niewielkiej miejscowości, Papamoa. Nowozelandczycy to przyjaźni ludzie, czasem nawet aż za bardzo, jedzenie jest pyszne, a przez pierwsze dni pobytu ma się wrażenie, że żyje się w saunie. Jest pięknie, ale jak dotąd nie udało mi się znaleźć pracy. Wynajmujemy nieduże mieszkanie, które jednak kosztuje majątek. Okazuje się, że życie w tym miasteczku wcale nie należy do tanich. Oczywiście musiałyśmy wybrać jedno z najdroższych miejsc w całej Nowej Zelandii. Tatum z marszu znalazła pracę jako barmanka/striptizerka. Kocham ją, ale widzę, że powoli się zatraca.

Ze mną też tak się dzieje?

Za każdym razem, kiedy próbuję zajrzeć w głąb siebie, szukając tego, co naprawdę czuję, napotykam pustkę. Nie ma we mnie żadnych uczuć. Raz czy dwa zastanawiałam się nawet nad propozycją Tatum i pracą striptizerki, ale potem mi się przypominało, że chujowo tańczę, a dupsko trzęsie mi się nieco bardziej, niż powinno.

– Ładny rysunek – odzywa się siedzący obok mnie facet, wskazując na gazetę.

– Dzięki – mamroczę. Nachylam się i biorę do ręki drinka.

– Ile czasu to rysowałaś?

– Hmm. – Pociągam ze szklanki duży łyk i patrzę na nieznajomego. – Jakieś dwadzieścia minut.

Ściąga brwi.

– Mogę zobaczyć?

Kiwam głową.

– Jasne.

Daję mu gazetę i obserwuję, jak wyraz jego twarzy ulega zmianie. Ma potargane, ale wystylizowane jasnobrązowe włosy, cień zarostu na twarzy, prosty nos, kwadratową szczękę i oliwkową cerę. Założył ciemną, skórzaną kurtkę, a pod nią prosty biały T-shirt, ciemne dżinsy, rzemykowe bransoletki i ciężkie buty. O Boże, oby to tylko nie był fan motocykli.

– To po prostu mięta! – Uśmiecha się szeroko, przyglądając mu się uważnie.

Nie bardzo wiem, co w tym przypadku znaczy „mięta”, ale to pewnie jakieś tutejsze określenie. Rysunek przedstawia różowy kwiat lotosu w częściowym rozkwicie. Pośród płatków jest ukryty pocisk. Nie dokończyłam jeszcze cieniowania, ale owszem, nie wygląda to źle.

– Dziękuję – odpowiadam nieśmiało.

Podnosi na mnie wzrok.

– Słyszałem, jak mówiłaś swojej… – zerka na wijącą się przy rurze Tatum – …przyjaciółce, że szukasz pracy?

– Aha. – Kiwam głową. – Jesteśmy z Ameryki.

– Podróżniczki?

– Coś w tym rodzaju – odpowiadam z bladym uśmiechem.

– Jesse. – Wyciąga w moją stronę pokrytą tatuażami dłoń.

Ujmuję ją i zaskakuje mnie fakt, jak bardzo delikatna jest jego skóra.

– Amira.

– Amira? – Uśmiecha się szeroko. – Seksownie.

Śmieję się nerwowo. Czy on ze mną flirtuje?

– Proszę. – Kładzie na barze wizytówkę i przesuwa ją w moją stronę. – Jestem właścicielem Inked, studia tatuażu dwa budynki stąd. – Pokazuje na mój rysunek. – Gdybyś była zainteresowana, to mam dla ciebie robotę.

– Co takiego? – pytam z niedowierzaniem. – Nigdy nikogo nie tatuowałam.

Kręci głową.

– Nie, ale ja owszem, a ty niesamowicie rysujesz. Mogę cię nauczyć. Albo możesz dla mnie rysować. Wykonuję tylko projekty na zamówienie. Więc jeśli przyjdziesz i posłuchasz, czego chce klient, możesz to narysować. Łapiesz, o co mi chodzi?

Przełykam ślinę.

– Cholera.

– Strach cię obleciał? – Ponownie się do mnie uśmiecha, unosząc ciemną brew.

– Tak jakby.

– Hej! – Podchodzi do nas Tatum. Zza jej stanika wystają banknoty. Chryste, co za dziewczyna. Patrzy na Jessego i się uśmiecha, a jej oczy rozbłyskują jak fajerwerki w Dzień Niepodległości. Wyciąga rękę. – Jestem Atalia!

Jesse patrzy to na nią, to na mnie.

– Podobne imiona czy…?

– Siostry – rzuca wesoło Tatum. Podciąga się na rękach i siada na barze. Jesse podchodzi do niej, bierze ją pod pachy i kręci głową.

– W tym kraju nie siada się z tyłkiem na stołach, dziewczyno.

Śmieję się na widok nadąsanej miny Tate.

– Okej – mówię do niego, a jego spojrzenie od razu wraca do mnie. – To znaczy mam wątpliwości, czy na pewno jestem osobą, której szukasz, ale chętnie spróbuję. Skoro, no wiesz… Druga opcja to praca tam. – Wskazuję głową scenę.

Uśmiecha się.

– Więc chodźmy. – Wskazuje drzwi. Patrzę na nie, po czym wracam wzrokiem do Jessego.

– Nie jesteś mordercą, co?

– Nie przekonasz się o tym, dopóki ze mną nie pójdziesz.

Waham się przez chwilę, dopijam drinka i schodzę ze stołka.

– Niedługo wrócę – mówię z uśmiechem do Tatum.

Wzrusza ramionami, a następnie wraca w podskokach na scenę. Ja z kolei wychodzę z lokalu razem z Jessem.

– To nie jest ten odcinek, w którym mnie zabijasz, co? – Chichoczę, wkładając ręce do kieszeni dżinsów.

Śmieje się głośno.

– To Nowa Zelandia, mała. Jesteś bezpieczna.

Rzeczywiście, z tego, co do tej pory zaobserwowałam, tak właśnie jest.

Idziemy chodnikiem, aż docieramy do budynku z czarną farbą nad wejściem i biegnącymi ukośnie czerwonymi paskami. Jesse wyjmuje klucz, otwiera drzwi i zaprasza mnie do środka.

– Ale tu czysto! – To pierwsze, co mi przychodzi do głowy, a nie byłabym sobą, gdybym tego nie powiedziała.

Jesse ze śmiechem zamyka za sobą drzwi.

– Tak właśnie musi być – mówi. Przechyla głowę i podchodzi do ciemnego betonowego kontuaru. Salon urządzono w stylu rustykalnym z dozą nowoczesności. Podłogę wyłożono lustrzanymi płytkami, a fotele obito czarną skórą. Oparcia zdobią misterne wzory. Wszystkie kabiny są otwarte, ale jeśli komuś zależy na prywatności, można zasunąć kotarę. Na zapleczu znajduje się jeszcze jedno prywatne pomieszczenie.

– Piercing i tym podobne – mówi Jesse, kiedy widzi, że na nią zerkam. Podaje mi piwo.

– Dzięki. – Biorę od niego butelkę. – No więc czego konkretnie ode mnie oczekujesz?

Pociąga łyk i przenosi na mnie wzrok.

– Kiedy pojawi się klient, będziesz mu towarzyszyć podczas konsultacji, to znaczy najpierw musisz wysłuchać jego wizji, a potem przenieść ją na papier. Tylko wstępny szkic.

– Okej, a kiedy nie ma klientów? – pytam, bacznie mu się przyglądając. Moją uwagę zwracają dwa pieprzyki na jego twarzy, ale szybko odwracam wzrok, bo nie chcę, żeby mnie przyłapał na gapieniu się. Jest w nim intrygująca, szorstka zmysłowość. Ciekawe, ile ma lat.

– Możesz siedzieć w części recepcyjnej? Proponuję stawkę godzinową plus procent od rysunków. Oczywiście w gotówce.

Przez chwilę zastanawiam się nad jego propozycją. Omiatam spojrzeniem wiszące na ścianach szkice.

– Okej, wchodzę w to.

Robi krok w moją stronę, wsuwa ręce do kieszeni dżinsów i przechyla głową.

– Co robiłaś przez przyjazdem tutaj?

Z pozorną swobodą przykładam butelkę do ust i pociągam łyk piwa.

– W sumie nic szczególnego.

– Okej, rozumiem. A na jak długo zawitałaś do Nowej Zelandii?

– Tylko na parę miesięcy. Najwyżej. Więc, proszę, nie traktuj tego jako czegoś stałego.

Kącik jego ust unosi się lekko.

– Stałość generalnie mi nie służy.

Lustruję wzrokiem jego ciało. Po raz kolejny nie udaje mi się ukryć tego, że mi się podoba, ale za każdym razem, kiedy myślę: Okej, dam radę. Potrafię znaleźć sobie faceta, żeby przeżyć coś niezobowiązującego, moje ciało i myśli bierze w posiadanie Bishop. To nie fair, jako że sam najpewniej zdążył już o mnie zapomnieć. Dla mnie jest jednak za wcześnie.

Wyczuwając, że zamierza wkroczyć na terytorium randkowe, unoszę rękę, powstrzymując go.

– Proszę, nie. Jeszcze nie.

– Z „jeszcze nie” jakoś wytrzymam – mówi z szerokim uśmiechem.

Oddaję mu ledwie napoczęte piwo i również się uśmiecham.

– Muszę lecieć. To co, mam przyjść jutro?

– Aha, o dziewiątej.

Kiwam głową, odwracam się i wychodzę. Postanowiwszy udać się do naszego mieszkania pieszo, a nie taksówką, docieram do głównej plaży. Schodząc po zapiaszczonych schodkach, wdycham słone powietrze i zamykam oczy, nie dopuszczając do siebie dźwięków innych niż rozbijające się o brzeg fale i świerszcze cykające pośród drzew. Nowa Zelandia jest piękna, nie ma co do tego wątpliwości. Ale tęsknię za domem. Nie mam pojęcia, co się tam dzieje. Nikt mnie nie znalazł, a może nawet nikt nie szukał – nie mam pewności, która wersja jest właściwa.

– Wszystko w porządku? – Po schodkach schodzi Tatum i staje obok mnie. Siadam na piasku i podciągam kolana pod brodę. Włosy opadają mi na ramiona.

– Nie do końca.

Tate także siada. Ma na sobie długi, cienki płaszcz.

– Masz coś pod nim?

– Słucham? – Trzepocze niewinnie rzęsami. – Oczywiście, że tak! Mam także… – Wyjmuje spod niego butelkę whisky i coś, co mi wygląda na skręta. – Ta-dam!

Kręcę ze śmiechem głową.

– Aparatka z ciebie, wiesz?

– Wiem. – Wzdycha i opiera głowę o moje ramię. – Dołączysz do mnie?

Przełykam ślinę i wpatrując się w ciemny bezkres oceanu, zastanawiam się, jakie kłamstwa kryją się po jego drugiej stronie.

– Aha, chyba jestem na to gotowa.

Od czasu wyjazdu ze Stanów zadręczam się myślami o Bishopie i moim tacie. Może nie ma to tak dużego wpływu na Tatum, ponieważ moja przyjaciółka zawsze jest wstawiona albo na haju, albo uprawia seks. Choć nie jestem gotowa na to ostatnie – sama nie wiem dlaczego, bo przecież ja i Bishop nie jesteśmy razem – i tak się czuję, jakbym go zdradzała. Czemu się tym, do cholery, przejmuję? On mnie zdradził! Kłamał, oszukiwał, manipulował i kogoś zabił. Jest dokładnie…

– Niech to się skończy, Tate – szepczę przez zaciśnięte gardło. Po moim policzku spływa łza i Tatum ociera ją palcem wskazującym. Następnie ujmuje moją brodę i odwraca w swoją stronę. Patrzy mi głęboko w oczy i przez chwilę sprawia wrażenie zupełnie trzeźwej.

– Zrobimy to razem, Mads.

Przełykam ślinę, kiwam głową i biorę od niej skręta. Zapalam go, wkładam do ust i głęboko się zaciągam, aż płoną mi płuca. Wydmuchuję dym, kaszląc przy tym, więc z dłoni Tatum wyszarpuję butelkę. Otwieram ją, przykładam do ust i przechylam, pozwalając, aby tania whisky paliła moje i tak wysuszone gardło.

Tatum kładzie się na piasku ze skrętem w ustach, a ja po chwili robię to samo.

– Myślisz, że w ogóle mu zależało, Tate? – szepczę, przechylając głowę i obserwując Krzyż Południa rozświetlający wieczorne niebo.

– Bishopowi? Nie. Nate’owi? Tak. – Kaszle głośno i uderza się w klatkę piersiową. Siadam i pociągam duży łyk whisky, aż w końcu gardło mam odrętwiałe, a w głowie czuję głośne pulsowanie. Tatum podaje mi skręta. – Sorry, Mads. Takie odnoszę wrażenie. Ale nie bierz tego do siebie. On ma w dupie wszystkich i wszystko.

Tym razem zaciągam się dłużej, aby zintensyfikować działanie trawki.

– Czemu, do cholery, nie potrafię się zmusić, żeby dać się komuś przelecieć?

– To przyjdzie z czasem, skarbie. Powiedziałam, że to on miał wszystko w dupie. Doskonale wiem, że z tobą było inaczej.

– Głupia jestem.

– Nie. – Tatum kręci głową i podaje mi butelkę. – Wcale nie. Jesteś Madison Montgomery, dziewczyną, która czuje. A to nie byle co. Więcej ludzi powinno czuć.

– Czuła – szepczę. Łzy zdążyły mi obeschnąć. – Byłam ich marionetką. A teraz jestem zdruzgotana. Teraz jestem popsutą marionetką…

– Może i popsutą, ale seksowną. A w dodatku znalazłaś sobie seksownego tatuażystę!

Śmieję się i przygryzam dolną wargę.

– Jest trochę hot, no nie?

– Trochę? – Tatum wygląda na urażoną. – Skarbie, skorzystaj z okazji, dopóki tu jesteśmy.

– Zdecydowałaś już, gdzie będzie nasz następny przystanek? – pytam bełkotliwie. Mrużę oczy, próbując się na niej skupić.

– Mmm, Mediolan?

– Hiszpania? A może Londyn? Albo Bristol?

– Dlaczego?

– Sama nie wiem. Naprawdę mam ochotę znaleźć sobie seksownego Brytyjczyka.

– Żeby się bzykać czy żeby mi się żalić, jak to nie możesz się bzykać?

Ze śmiechem szturcham ją w ramię.

– Zamknij się. Chodź. – Wstaję i ciągnę Tatum za sobą. Nagle tracimy równowagę i znowu lądujemy na piasku. I to boleśnie. Jestem pewna, że będę miała siniaka na tyłku.

– Kurwa! – Tatum chichocze.

Nie mogę się powstrzymać. Śmieję się głośno, trzymając się za brzuch.

– O cholera. – Kręcę głową. Aż mnie bolą policzki.

– Dawno już nie słyszałam tego śmiechu. – Tatum ociera łzy.

– Obiecuję, że będę częściej to robić.

ROZDZIAŁ 4

Dzień dobry, laseczko. – Tatum wchodzi do mojego pokoju. W ręce trzyma skręta.

– Dzień dobry – odpowiadam. Mam na sobie szorty i obcisłą bokserkę. – Myślisz, że trochę przesadziłam ze strojem?

– Bzdura! – Tatum ucisza moje wątpliwości, wręczając mi skręta. Unosi mi piersi i mierzwi włosy. – To przecież studio tatuażu!

Zaciągam się.

– Zgadza się – przytakuję.

Oddaję jej skręta i idę do salonu. Nasz apartament – a raczej mieszkanie, bo tak się tutaj mówi – jest mały. Ma dwie sypialnie, niewielki salon i aneks kuchenny. Z okien rozciąga się widok na plażę. Płacimy za nie majątek, ale w takim właśnie miejscu chciała mieszkać Tatum, a skoro do tej pory tylko ona pracowała, przystałam na to. Dzięki temu nasze oszczędności nadal są całkiem spore. Aneks pomalowano na kolor musztardowy, a ściany w salonie są neutralnie beżowe. Wynajmujemy to mieszkanie od właściciela baru, w którym pracuje Tatum.

Nalewam sobie kawy i zbliżam kubek do ust.

– Pracujesz wieczorem?

– Aha – przytakuje moja przyjaciółka. – A ty o której kończysz?

– Nie wiem. – Kręcę głową. – W sumie nie rozmawialiśmy o tym.

– Ten cały Jesse wygląda ciekawie, no nie? Jakiej jest narodowości?

– Nie wiem i nie zamierzam go o to pytać.

– Mnie wygląda na Kubańczyka.

– Skończyłaś? – pytam, kiedy Tatum siada i opiera stopy o drewniany stolik kawowy.

W mieszkaniu znajdują się tylko niezbędne sprzęty. Sofa, lodówka, łóżka. Nie ma telewizora, ale nam to nie przeszkadza.

– Okej, więc do zobaczenia po pracy.