Strona główna » Biznes, rozwój, prawo » Marketing Drakuli. Jak zarabiać na ludzkich strachach

Marketing Drakuli. Jak zarabiać na ludzkich strachach

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-66142-30-5

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Marketing Drakuli. Jak zarabiać na ludzkich strachach

Jeśli w trakcie lektury tej książki nagle sami poczujecie strach – przeczytajcie tekst danego rozdziału raz jeszcze i wynotujcie zaproponowane przez autorów wyjaśnienia, dlaczego w ogóle nie warto się bać.

 

Nauka zna ponad 40 000 rodzajów fobii. Boimy się starości, samotności, ciemności, bibliotek, deszczu... Marketolodzy wiedzą o tych strachach i z powodzeniem sprzedają nam nadzwyczajne kremy przeciw zmarszczkom, nowe plany taryfowe, żeby zawsze mieć zasięg, żarówki diodowe, które służą do 15 lat, książki elektroniczne i e-booki, spraye do impregnacji obuwia i ubrań od wilgoci. Znani rosyjscy marketolodzy przeanalizowali najbardziej rozpowszechnione i niezwykłe ludzkie strachy i zaproponowali obszerny zestaw niedoścignionych pomysłów, przez nikogo jak dotąd niezrealizowanych. Pozwalają one wykorzystać te lęki i obawy w celach biznesowych. Do kogo skierowana jest ta książka? Do ambitnych marketologów, wszędobylskich specjalistów sprzedaży, szefów spółek innowacyjnych i wszystkich, którzy kiedykolwiek czegoś się bali.

Napisana jest z dużą erudycją i humorem, co w znacznym stopniu równoważy wielość (nieraz niełatwych) zaadaptowanych przeważnie z greki nazw prezentowanych fobii.

O autorach: Igor Kozula - członek Rady Gildii Marketologów i Narodowej Gildii Profesjonalnych Konsultantów, twórca ogólnorosyjskiego projektu "Marketing bez kurzu", ekspert w zakresie marketingu. Nikolas Koro - główny kurator Research Center Brandmanagement & Brandtechnology Reland Group (RCB&B), członek Rady Gildii Marketologów. Wchodzi do top 10 wiodących ekspertów marketingu i brandingu.

Siergiej Pawłow - zastępca dyrektora generalnego ds. badań Grupy Spółek RELAND, kierownik sektora neuromarketingu EQ-factor Lab Research, członek Gildii Marketologów.

Polecane książki

  W serii powołanej dla uczczenia 100. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości w 1918 r. oraz utrwalenia w polskiej świadomości zbiorowej wiedzy historycznej o genezie i przebiegu odbudowy państwa polskiego ukażą się monografie, biografie i źródła, dla których tematyczną klamrą będzie idea p...
  „Angielski w podróży” stanowi must have każdego, kto chce doskonale poznać słownictwo związane z podróżowaniem. Samouczek przyda się nie tylko turystom, stanie się doskonałą pomocą także dla maturzystów i studentów przygotowujących się do egzamin&o...
Wejście w życie ustawy z dnia 10 czerwca 2016 r. o delegowaniu pracowników w ramach świadczenia usług spowodowało konieczność zmierzenia się przez pracodawców delegujących pracowników z nowymi obowiązkami. Publikacja stanowi kompleksowe omówienie prawnych zagadnień dotyczących delegowania pracownik...
W jaki sposób niemieccy twórcy filmowi dwóch pierwszych dziesięcioleci po zakończeniu II wojny światowej opowiadali o niedawnej przeszłości? Które tematy z nią związane były szczególnie często podejmowane w filmach fabularnych, a jakie pozostały przemilczane? W jaki sposób bieżąca polityka oddziaływ...
Zwariowana i zaskakująca komedia małżeńska, która rozbawi Was do łez!   Czy jedno niewinne spojrzenie w kobiecy dekolt może świadczyć o zdradzie? Tak, jeśli to twój mąż wpatruje się w dekolt innej! Zuzanna z przyjaciółką bawią się w prywatne biuro detektywistyczne, ale wcale nie jest im do śmiechu, ...
Ojciec Marii Krüger, autorki Daru rzeki Fly, był jednym z największych polskich podróżników i etnologów w okresie międzywojennym. Pasjonował się podaniami różnych ludów i kultur, które spisywał i tłumaczył na język polski. Podczas podróży po Azji, Indonezji, Afryce i Ameryce Południowej zebrał s...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Igor Kozula i Nikolas Koro i Siergiej Pawłow

Tytuł oryginału: Dracula’s marketing. The art of making money on human fears

Przekład: Jan Cichocki

Projekt okładki: MDESIGN Michał Duława | michaldulawa.pl

Redakcja:ADK Media

Korekta:Joanna Wysłowska

Redakcja techniczna: Teresa Ojdana

Copyright © Text I. Kozulya, N. Koro, S. Pavlov, 2017 Copyright © for the Polish Edition

by Wydawnictwo Studio EMKA

Warszawa 2019

Ilustracje:

© Ranta Images | Fotolia.com

© Sondem | Fotolia.com

© Olga Fomina

Wszelkie prawa, włącznie z prawem do reprodukcji tekstów i ilustracji w całości lub w części, w jakiejkolwiek formie – zastrzeżone.

Wydawnictwo Studio EMKA

wydawnictwo@studioemka.com.pl

www.studioemka.com.pl

ISBN 978-83-66142-30-5

Skład i łamanie: www.pagegraph.pl

Skład wersji elektronicznej: Marcin Kapusta

konwersja.virtualo.pl

ZAMIAST NUDNEGO AKADEMICKIEGO WSTĘPU

Poświęcony wszelkim fobiom, które w nas żyły, żyją albo mają zamiar zamieszkać! I tym, którzy je obłaskawili, czyniąc z nich efektywne narzędzie marketingu i brandingu!

El sueño de la razón produce monstruos.

Gdy rozum śpi, budzą się potwory.

(Hiszpańskie powiedzenie i fabułaznanej grafiki z cyklu Kaprysy Francisca de Goi)

Czy zastanawialiście się nad tym, że nasza cywilizacja, ze wszystkimi jej największymi technologicznymi opóźnieniami i zaletami, opiera się na… lenistwie? A ściślej – wiecznym zmaganiu się myśli ludzkiej z naszym lenistwem! Wszystkie nasze wynalazki mają na celu optymalizację nicnierobienia. Potrzebne nam były koła i wozy, żeby łatwiej było przenosić to, co nagromadziliśmy, wymyśliliśmy pisanie listów, bo to prościej, niż dostarczać wiadomość osobiście, a dalej telefon, radio, samolot, auto, telewizor, komórki… Obiecując zrobienie czegoś za nas, można sprzedać wszystko, co tylko się chce, gdyby nie jedno ALE. I to ALE – to zwyczajny strach, który może pokonać lenistwo i zmusić nas do zrobienia nawet tego, na co absolutnie nie mamy ochoty!!!

Znaczy to, że można sprzedać wszystko i wszystkim za pomocą podstawowych ludzkich przywar – lenistwa i strachu? Wychodzi na to, że główne ludzkie przywary (gwoli prawdy dodamy do lenistwa i strachu jeszcze parkę słoni świata nowoczesnej cywilizacji – chciwość i egoizm), jeśli mówimy o podstawie towarowo-pieniężnej naszego istnienia, są właśnie podstawą marketingu? Ściślej biorąc, marketingu zorientowanego na brand? Też pytanie! Pytanie na poziomie jajo-kurzego pierwszeństwa! Jeśli jednak można, o ile się chce, kruszyć kopie w kwestii pierwszeństwa pochodzenia kury albo jaja, to wraz z pojawieniem się strachu wszystko staje się jasne.

Strach powstał wraz z pierwszymi żywymi organizmami, posiadającymi najbardziej prymitywny system nerwowy, ponad pół miliarda lat temu! I tak samo, jak ewoluowało życie na planecie – strach rósł i się rozprzestrzeniał. Jego lepkie macki z każdym nowym okresem rozwoju coraz ciaśniej oplątywały „podatne” mózgi, zagnieżdżając się na zawsze w zacisznych kącikach. Tak więc, chcecie tego czy nie, już w spadku po przodkach dostał się wam taki „straszny prezent”. Dzisiaj mamy przewrót w stosunku do strachu: ludzie przestają się go wstydzić, a nawet gotowi są go manifestować; zaś rynek konsumencki dojrzał do zaspokajania wszelkich fobii.

Straszne kryje w sobie obietnicę, strach budzi ciekawość – i nabywca chętnie połknie haczyk tego, czego się boi. Dzisiaj na likwidację czy neutralizację fobii wykorzystuje się nie więcej niż 10% podaży handlu. Aczkolwiek wymiana jest korzystna: fobia nabywcy jest tłumiona, a wasz zysk rośnie.

Ta książka jest dedykowana marketologom, specjalistom sprzedaży, szefom korporacji i wszystkim tym, którzy odczuwają choć jedną fobię. Czytajcie, śmiejcie się albo dygoczcie ze strachu – a co najważniejsze, pamiętajcie, że wszystkich wielkich ludzi dręczyły fobie, ale częściej to im pomagało, niż przeszkadzało. Przyjemnej i fascynującej lektury!

Szczerze Wasi autorzy:

Igor Kozula,

Nikolas Koro,

Siergiej Pawłow

AAEROFOBIA

Dzięki podróżom samolotami zaczynasz wyglądać dokładnie tak, jak zdjęcie w twoim paszporcie.

Al Gore

Aeorofobia – strach przed lotami

Analogiczne lęki:

Akrofobia – lęk wysokości

Mechanofobia – strach przed maszynami

Hodofobia – strach przed podróżami

Ojciec rosyjskiego lotnictwa Nikołaj Żukowski jeszcze przed ponad stuleciem mówił: „Człowiek poleci, opierając się nie na sile swoich muskułów, ale na sile swojego rozumu!”. Ale czy to siła myśli nas zawodzi, czy też wtrąca się nieszczęśliwy wypadek – samoloty spadają, zaś dziennikarze ze szczegółami opisują okoliczności kolejnej katastrofy, doprowadzając nas do zwierzęcego przerażenia. Odnotowano nowe zagrożenia bezpieczeństwa lotów: terroryzm, eksploatacja wycofanych z użytku samolotów, niedouczeni piloci, piloci samobójcy, a nawet rakiety wojskowe…

A teraz zestawcie tę informację ze sobą, swoim nastrojem przedurlopowym albo przed wyjazdem w delegację. Oto z wielkim trudem i podobnie wielką walizką dotarliście na lotnisko. Niedoświadczonych pasażerów straszy sama ta nieobjęta przestrzeń z szybko zmieniającymi się danymi na tablicy, skomplikowanymi oznaczeniami, niekończącymi się komunikatami. I kiedy już za nami pozostaną wszystkie przeszkody i niepokoje, włącznie z walizką, która odjechała wreszcie, być może na zawsze, nieprzychylne twarze ojczystego cła, które usiłuje odnaleźć was na listach dłużników lub przestępców, żeby zabronić wyjazdu, i analogia striptiz show z przejściem do sali odlotów – stykacie się z ucieleśnieniem proroctwa Nostradamusa: „Żelazne ptaki wzniosą się do lotu i swoim rykiem będą napełniać przestrzeń”. Odczuwając w pełni naturalny niepokój, próbujecie zagłuszyć strach alkoholem. Kierujecie się do wyjścia i dobrze, jeśli podprowadzono „rękaw”, bo gdy w niskopodłogowym autobusie lawirujecie między samolotami i zatrzymujecie się przy swoim fligerze, który ostro huczy silnikami, momentalnie rozwija się fonofobia (lęk przed głośnymi dźwiękami) i megalofobia (strach przed wielkimi przedmiotami). One (mamy na myśli nowo nabyte fobie) już stały się ważnymi i wiernymi towarzyszami podróży, dołączywszy do strachu przed lotem. Osobom o słabych nerwach kategorycznie zabrania się zwracać uwagę na szereg detali (zwłaszcza rosyjskich linii lotniczych), które mogą ujawnić realny wiek samolotu. A tymczasem wasze męki się nie skończyły: stewardesa opowiada o zachowaniu się w wypadku sytuacji awaryjnej – i niemal wyłącza się wam świadomość…

Co, drodzy czytelnicy, WYSTRASZYLIŚCIE SIĘ?! Ale spójrzmy na statystykę. Drżącymi palcami szukacie na tablecie danych o bezpieczeństwie komunikacji i przy tym przeklinacie siebie, że nie pojechaliście samochodem albo pociągiem – i tu na was czeka ogromne rozczarowanie: samolot okazuje się najbezpieczniejszym środkiem transportu. Nie uwierzycie, jak olbrzymia liczba wysoko wykwalifikowanych specjalistów obliczała każdy lotniczy element, ile lat model, zanim rozpoczął serię, był testowany w najtrudniejszych i nienormalnych warunkach, ilekroć był specjalnie wprowadzany w korkociąg, lądował w gęstej mgle albo śnieżycy, szybował z wyłączonym silnikiem!

„To dlaczego jest tak strasznie?” – spytacie, szczękając zębami. No, zapewne dlatego, że ponad 90% pasażerów, którzy znaleźli się na pokładzie, nie potrafi sensownie wytłumaczyć sobie – choćby na poziomie programu szkolnego – dlaczego „samoloty latają, a skrzydłami nie machają”. Nie będziemy wnikać w podstawy aerodynamiki, opowiadając o sile nośnej skrzydła samolotu i innych odkryciach podkutej technicznie ludzkości. Powiemy uczciwie: sami bardzo boimy się latać.

Cóż więc ma robić marketolog w tej sytuacji?

Oczywiście, pierwszy wybór, który przychodzi do głowy, to zwiększenie prędkości i komfortu przewozów kolejowych przy rozsądnych cenach. Chociaż im większa prędkość – tym, wydaje się, gwałtowniej rośnie ryzyko katastrofy i cena biletu. Byłoby dobrze, gdyby marketologom udało się przekonać pasażerów do uroku podróży pociągiem: niespieszna rozmowa przy herbatce, sycące wzrok ojczyste krajobrazy, miarowy stukot kół.

Transport samochodowy, niestety, jest bardzo wyczulony na jakość rosyjskich dróg, być może dlatego rośnie potok rodaków, którzy na turystykę samochodową wyruszają do Europy. Podróż autem, z powodu wydatków na paliwo i wygórowane mandaty, może się okazać wcale nie tańsza niż przelot samolotem i ani poziom bezpieczeństwa, ani poziom obsługi, zwłaszcza na prowincji, nie przysparzają jej zalet.

Wróćmy więc do samolotu. W 2008 roku Virgin Atlantic specjalnie dla ludzi cierpiących na aerofobię wydał książkę Latamy bez strachu. Informator składa się z odpowiedzi na ponad setkę pytań o podróżach lotniczych, bezpieczeństwie samolotu i zasadach zachowania się na pokładzie. Czemu marketolodzy krajowych dużych linii lotniczych nie mieliby skorzystać z tego doświadczenia i odejść od przedstawiania samolotu jedynie jako szybkiego środka przewozu podmiotu z punktu A do punktu B w powietrzu? Na poparcie strategii brandingowej ukierunkowanej na usunięcie aerofobii można zaproponować między innymi szereg akcesoriów likwidujących stres, niczym osławione plastry, które, jak jesteśmy przekonywani, uwalniają nas od zbędnych kilogramów.

CO MOŻNA SPRZEDAWAĆ ZA POMOCĄ USP1 PRZESADNEJ AEROFOBII:

1. Spróbujcie samodzielnie sporządzić listę towarów i usług z aktualnego rynku reklamy, ofert handlowych, których unikatowa oferta sprzedaży (USP) opiera się na tej fobii.

2. Spróbujcie sobie wyobrazić, jak skupiając się na tej fobii, można zwrócić uwagę klientów na wasz towar lub usługę.

Jeśli w tracie wykonywania tego zadania nagle sami poczuliście strach, to przeczytajcie powyższy tekst i wynotujcie zaproponowane uprzejmie przez autorów wyjaśnienie, dlaczego w ogóle nie warto się bać.

AETATEMOFOBIA

Starość – to złe przyzwyczajenie, którego nie zdążają nabyć ludzie bardzo zajęci.

André Maurois, właśc. Émile Herzog

Aetatemofobia – strach przed starzeniem się

Analogiczne lęki:

Atazagorafobia – strach zapomnienia

Patofobia – strach przed chorobą

Wiadomo, że człowiek ma tyle lat, na ile sam siebie odczuwa. I autorzy tej książki, którzy łącznie mają ponad 120 lat, teraz w duchu są dwudziestopięciolatkami. A przecież i my, bywało, spojrzawszy na rok swojego urodzenia w dowodzie, czuliśmy, jak ramiona się garbiły, w grzbiecie zaczynało strzykać, pojawiała się zadyszka i nastrój stawał się jakiś rozdrażniono-gderliwy. A tu jeszcze złośliwy hR-owiec-kadrowiec dorzuca: „Czemu wpisała pani w CV wiek o dziesięć lat niższy?”.

Lwią część ludności Rosji stanowią ludzie starzy, podczas gdy nabiera siły kult młodego, uśmiechniętego biurowego planktonu o niejasnych obowiązkach „menedżera” w marynarce i krawacie, który staje się wzorcem do naśladowania. No i w seksualnych przypadkach jest casanovą (w każdym razie, tak opowiada). Widzicie, jak tylko zaczęliśmy konkretnie mówić o oznakach peselowej starości, to i sam charakter naszej narracji się zmienił… I gdy pomyślimy o starzeniu się, przed oczami rysuje się smutny obraz: więdnięcie ciała, marna emerytura, samotność, starcze choroby. A wreszcie reforma emerytalna nieustannie zmienia warunki zaopatrzenia obywateli na starość, pozbawiając także młodych pewności godnego życia po zakończeniu kariery.

Z pewnością bywaliście na wycieczkach za granicą i zwracaliście uwagę na rozczulająco trzymających się za ręce europejskich emerytów, bez lęku spacerujących po wieczornym Bangkoku, Paryżu, Berlinie… popatrzcie na ich twarze: nie ma tam nawet śladu mąk samotności i socjalnej beznadziejności. Wszyscy mają w ręku komórkową aparaturę, którą posługują się ze zręcznością doświadczonego wyrostka-hakera. A co najważniejsze – uśmiechają się, rozmawiają i rzeczywiście są szczęśliwi!

W swoim czasie Niekrasow przeprowadził prawdziwe badanie rosyjskiego życia w poemacie Komu na Rusi dobrze się dzieje?. Jesteśmy pewni, że dzisiaj o naszym kraju wiele opowiedziałby poemat W jakim wieku na Rusi dobrze się żyje?. W młodości pragniemy szybciej dorosnąć, w starości – odmłodnieć. Ale czy nie lepiej żyć w harmonii ze swoim wiekiem? Można spotkać młodzieńca z oczami starca i siwowłosego starca z młodym, figlarnym spojrzeniem. À propos, kogo wybralibyście na przypadkowego współpasażera do rozmowy w pociągu Moskwa–Władywostok, no albo chociażby w locie do Jekaterynburga? Wydaje nam się, że ten rozdział okazał się jednym z najbardziej filozoficznych, a dokładniej, smętnych w książce – no, ale też i sama fobia do tego pasuje, wybaczcie!

Od ilości środków „odmładzających” po prostu kręci się w głowie. Z grubsza można je podzielić na dwa zasadnicze kierunki: aktywne (zajmujesz się zdrowiem samodzielnie) i pasywne (korzystasz z wszelkich możliwych osiągnięć medycyny). Najważniejsze, żeby nie pasjonować się tym wszystkim fanatycznie.

Marketolodzy mają szansę dodatkowo pozyskać audytorium składające się z ludzi jeszcze młodych, ale już myślących o starości. Ich łatwiej zwabić do fitness klubów, siłowni, sekcji tanecznych. Im efektywnie oferowane są najprostsze suplementy diety i preparaty medycyny ludowej. A nawet operacje chirurgiczne, również takie, które wcale nie są potrzebne. Właśnie dzięki lękowi przed starzeniem się dzisiaj z nieznaną dotąd dynamiką rozwija się rynek kosmetyków.

CO MOŻNA SPRZEDAWAĆ ZA POMOCĄ USP PRZESADNEJ AETATEMOFOBII:

1. Spróbujcie samodzielnie sporządzić listę towarów i usług z aktualnego rynku reklamy, ofert handlowych, których unikatowa oferta sprzedaży (USP) opiera się na tej fobii.

2. Spróbujcie sobie wyobrazić, jak skupiając się na tej fobii, można zwrócić uwagę klientów na wasz towar lub usługę.

Jeśli w tracie wykonywania tego zadania nagle sami poczuliście strach, to przeczytajcie powyższy tekst i wynotujcie zaproponowane uprzejmie przez autorów wyjaśnienie, dlaczego w ogóle nie warto się bać.

AICHMOFOBIA

W trakcie oględzin miejsca zdarzenia stwierdzono, że śmierć nastąpiła w wyniku uderzenia głową w okolicy skroniowej o ostry twardy przedmiot, być może o kant stołu.

Standardowy raport policyjny

Aichmofobia – strach przed ostrymi przedmiotami (nie mylić z ostrym umysłem, językiem, papryką)

Analogiczne lęki:

Enetofobia – natrętny lęk przed szpilkami

Trypanofobia – strach przed zastrzykami

Tak się ułożył ludzki byt, że większość otaczających nas powierzchni łączy się pod kątem prostym. Ból po zderzeniu z otwartymi drzwiczkami kuchennej szafki bądź kantem mebla pozostaje w pamięci, a guzy i siniaki usposabiają do detektywistycznego śledztwa. Zaś szok bólowy, kiedy małym palcem stopy – tak o kant listwy przyściennej, och… na samo wspomnienie przenika dreszcz, prowokując zatrzymanie serca. Jak się to mówi, kto się na gorącym sparzył, na zimne dmucha. I zaczynasz jakimś samoistnym sposobem się bronić! To serwetkę rozłożysz, to kant pilniczkiem zaokrąglisz itd. Co prawda, dana opcja zwykle nie udaje się bez pewnej szkody dla dizajnu przedmiotu. Z jakim zadowoleniem w swoim czasie powitaliśmy nowinkę IKEA – bezpieczne dekoracyjne nakładki! Ilu milusińskim te nieskomplikowane rzeczy uratowały zdrowie, a może nawet życie! Zaś współcześni producenci mebli, jakby świadomi, że produkują „broń masowego rażenia”, zaczęli robić zaokrąglone formy… chociaż stopniowo zapominając o akcentowaniu tego przy sprzedaży.

Tss! Słyszycie groźny okrzyk babci: „Nie dotykaj gniazdka i odłóż druty na miejsce!”. A pamiętacie bajkę o ostrym wrzecionie, które tak mocno uśpiło królewnę, że dopiero nieskromny pocałunek księcia zmusił ją, żeby otworzyła oczy? A kto z nas nie zapamiętał pierwszych zastrzyków, gdy z aktorskim patosem pielęgniarka wypuszczała strużkę z ostrej igły i wcale nie uspokajająco mówiła: „Nie wierć się, bo będzie bolało!”. I ty, napinając pośladki, zastygałeś, cichcem zagryzając wargi, żeby nie wyrwało się zdradzieckie „oj!”.

No, a maszynki do golenia z żyletkami? Znani są nam ludzie, którzy się nie golą w obawie, że się skaleczą tym małym, ale nader ostrym przedmiotem. A w ilu thrillerach w uległe ciało z rozmachem wbijały się fryzjerskie nożyczki, a nawet długopis w rękach kilera zamieniał się w śmiertelną broń.

Jednak, jak nam pokazało doświadczenie IKEA, ostre kanty można osłonić. I straszne od dzieciństwa strzykawki odchodzą do przeszłości: wynaleziono strzykawkę insulinową – uchwyt wielorazowego użytku ze specjalnymi pojemnikami, eliminujący wrażenia bólu. Nożyczki również uległy czarodziejskiemu przekształceniu – pojawiły się plastykowe zakończenia (są także modele dla dzieci), zresztą zaczęto je wyrabiać nie tylko z metalu. Ostrza chowają się w bezpiecznych kasetach i golą znacznie lepiej (szkoda tylko, że to znów są nowości produkcji zagranicznej). Nawet najniebezpieczniejsze narzędzia – piły spalinowe, piły tarczowe, noże elektryczne – są dzisiaj nastawione na maksymalne bezpieczeństwo.

Tak więc wykorzystajcie aichmofobię: stosujcie urządzenia do ochrony od ostrych kątów i zakończeń, sprzedawajcie ideę komfortowego współdziałania z najniebezpieczniejszymi narzędziami.

CO MOŻNA SPRZEDAWAĆ ZA POMOCĄ USP PRZESADNEJ AICHMOFOBII:

1. Spróbujcie samodzielnie sporządzić listę towarów i usług z aktualnego rynku reklamy, ofert handlowych, których unikatowa oferta sprzedaży (USP) opiera się na tej fobii.

2. Spróbujcie sobie wyobrazić, jak skupiając się na tej fobii, można zwrócić uwagę klientów na wasz towar lub usługę.

Jeśli w tracie wykonywania tego zadania nagle sami poczuliście strach, to przeczytajcie powyższy tekst i wynotujcie zaproponowane uprzejmie przez autorów wyjaśnienie, dlaczego w ogóle nie warto się bać.

BBAZYSTAZYFOBIA

Lepiej źle siedzieć, niż dobrze stać.

Mądrość ludowa

Bazystazyfobia (gr. basis – chodzenie, stasis – stanie) – natrętny strach przed staniem i chodzeniem

Analogiczne lęki:

Stazobazofobia (stazibazifobia) – strach przed staniem i chodzeniem

Rzeczywiście, bardzo nie lubimy upadać. Przypomnijcie sobie prościutkie ćwiczenie z budzących oskomę treningów ze szkolenia team building, kiedy proponują wam upaść grzbietem na podłogę – zaufawszy ubezpieczającemu was koledze. Autorom znani są absolutnie zdrowi ludzie, którzy kategorycznie odmówili wykonania danego ćwiczenia, nawet pod groźbą kar.

Czemu ludzie nagle odczuwają niepewność, gdy chodzą albo biegają? Co gorsze, po prostu boją się poruszać, gdy są w postawie pionowej. A wreszcie – w ogóle nie chcą stać! Bardzo jest im potrzebne jakiekolwiek oparcie.

Tutaj daje znać o sobie nasza podświadomość. Właśnie w niej wyrabia się i umacnia na poziomie odruchu warunkowego łańcuszek nieprzyjemnych zdarzeń: szedł – potknął się/źle stąpnął/zawrót głowy – upadek – kontuzja – strach i, w końcu, fobia! W czymś to przypomina zdanie ze znakomitej filmowej komedii Brylantowa ręka: „Szedłem, upadłem, ocknąłem się – gips!”. Od razu chcemy osłodzić gorzką pigułkę: ta natrętność łatwo poddaje się leczeniu hipnozą.

Marketolodzy mogą ją wykorzystać we własnym interesie. Ale zostawmy doktorom co doktorskie, a cóż możemy zrobić my – marketolodzy? Tu już otwiera się bezmiar możliwości dla fantazji! Po pierwsze, zastosujemy fenomen placebo. Powiedzmy, bywa tak, że człowiekowi nie jest potrzebne oparcie fizyczne – po prostu jest mu przyjemnie, jeśli odczuwa jego obecność. Doskonałym przykładem jest pies na smyczy, który wnosi motyw motoryki, daje odczucie przyjacielskiego ramienia, sama zaś smycz jest odbierana jako element ubezpieczający. W „zoomarketingu” pojawia się szansa korzystnego udziału w rozwiązywaniu problemów socjalnych. Albo, na przykład, kolejka. Ludzie, dla których dyskomfortem jest stanie, w długich kolejkach czują się niepewnie, a od nieustannych nieuprzejmych popchnięć w ogóle mogą wpaść w panikę. Tu mogą być minimum trzy warianty rozwiązania: tablica z liczbą ludzi stojących do każdej kasy (wszystkie wózki i koszyki wyposażone w miniaturowe urządzenie pomagające identyfikować ich liczbę i prowadzić centralną statystykę); wózki-transformersy z rozkładanymi siedzeniami (uwaga merchandiserzy – jeśli człowiek „przysiądzie” w strefie przed kasą, to towary trafiające w pole jego widzenia obniżą się prawie o metr!); a wreszcie – tryumf wysokich technologii – sklep bez kolejek, w którym klient przechodzi przez skanującą ramę z wypełnionym wózkiem, zaś kwota do zapłaty jest przekazywana na czytnik kart kredytowych i… już jesteście w wyjściu!

A teraz najtrudniejsze – komunikacja miejska, szczególnie w godzinach szczytu. Minimum to specjalne urządzenia pomagające w trzymaniu się za poręcz, jeśli nie znajduje się ona w odległości wyciągniętej ręki. Nawiasem mówiąc, również ci, którzy projektują wagony kolejowe, powinni pomyśleć o poszerzeniu miejsc stojących i o ich formie (dla przykładu – proponujemy przejażdżkę w singapurskim metrze). A może warto byłoby zrobić jeden wagon w składzie jako business class z miejscami wyłącznie siedzącymi.

CO MOŻNA SPRZEDAWAĆ ZA POMOCĄ USP PRZESADNEJ BAZYSTAZYFOBII:

1. Spróbujcie samodzielnie sporządzić listę towarów i usług z aktualnego rynku reklamy, ofert handlowych, których unikatowa oferta sprzedaży (USP) opiera się na tej fobii.

2. Spróbujcie sobie wyobrazić, jak skupiając się na tej fobii, można zwrócić uwagę klientów na wasz towar lub usługę.

Jeśli w tracie wykonywania tego zadania nagle sami poczuliście strach, to przeczytajcie powyższy tekst i wynotujcie zaproponowane uprzejmie przez autorów wyjaśnienie, dlaczego w ogóle nie warto się bać.

BIBLIOFOBIA

Książki, podobnie jak broń, mają moc, żeby uratować albo zniszczyć.

James Fenimore Cooper

Bibliofobia – lęk przed książkami i bibliotekami

Analogiczne lęki:

Mimofobia – strach przed legendami

Metrofobia – strach przed poezją

Czy nigdy nie znaleźliście się w bibliotece pomiędzy półkami z książkami, kiedy obok nikogo nie było? Od razu przychodzą na myśl mrożące krew w żyłach thrillery, najczęściej o treści gotycko-antykwarycznej, w których najstraszniejsze zdarzenia miały miejsce właśnie w bibliotekach i magazynach książek. Jak gdyby słyszycie lekki szept, jakby rozmawiały z wami tysiące bohaterów literackich i setki autorów. Weźcie z półki starą książkę, z lekka wytartą przez czas i troskliwe ręce czytelników – czujecie jakieś drżenie i wydobywającą się energię? Takie wrażenie, że książka ma duszę i wybierając ją, próbujecie jakby „szóstym zmysłem” rozpoznać, na ile ona pasuje. W rzeczywistości wizyta w bibliotece zawsze jest męcząca – można odnieść wrażenie, że „wypija” z was łyk energii. A może to uczucie pojawia się nie bez powodu?

Kinematografia amerykańska dawno już wzbogaciła się na tematyce ożywionych książek, posiadających nieznaną moc o różnym natężeniu dziwności. Ile rozmaitych fabuł rozkręca się wokół tej czy innej książki! W większości z nich samo wydawnictwo odgrywa rolę głównego złoczyńcy. Niestety, zło jest oczywiste, ludzie cierpiący na bibliofilię wchodzą na nowe okrążenie swojej obsesji. Nawiasem mówiąc, łatwo ich zauważyć w księgarniach. Szybkim krokiem wpadają do środka – nie oglądając się na boki – podbiegają do regału z nowościami i kupują książkę, praktycznie jej nie otwierając. Widocznie wszystko odbywa się według zasady „i chciałabym, i boję się”.

Dana fobia ma dosyć rozmyte granice w swoim określeniu i treści. Ta „śmieszna” obsesja nader mocno komplikuje życie człowieka. Z powodu strachu przed książkami albo czytaniem pojawiają się problemy najpierw w nauce, a później również i w pracy. Jeśli zaś wasz współmałżonek okaże się zagorzałym miłośnikiem książek, fobia może negatywnie wpłynąć na wspólne życie.

Dzisiaj wszakże można z łatwością ten problem rozwiązać. Jeśli boicie się książek i księgarni, to zakup książek przez Internet z dostawą do domu jest jednym z rozwiązań. Ale to jeszcze nie wszystko! Wyobraźcie sobie wirtualne wyjście do biblioteki ze swego urządzenia elektronicznego – przy tym w każdej chwili, gdy poczujecie dyskomfort, po prostu wychodzicie z programu.

A być może boicie się książek papierowych, taktylnych wrażeń, ledwie wyczuwalnego zapachu papieru i farby? Zaopatrzcie się w urządzenie do elektronicznego czytania książek.

Marketologom łatwo jest manipulować kupującymi za pomocą tej fobii. Wyobraźcie sobie na przykład rozsyłkę ulotki o mikroorganizmach, które zasiedlają stare książki. Wystarczy przeliczyć wielotysięczną liczbę niewidocznych gadów na jednym centymetrze kwadratowym starej książki, powiększyć je do rozmiaru krów pasących się na stronicach i wzrost sprzedaży specjalnych sprayów, masek, rękawiczek, dyfuzorów jest gwarantowany. Nowościami książkowymi również łatwo przestraszyć: chlor w papierze, lotne metale ciężkie w farbach drukarskich, o szkodliwości których nie potrzeba wiele mówić – producenci chemii codziennego użytku przez ostatnie dwadzieścia lat już to wbili do naszej świadomości!

A co, jeśli człowiek z zasady boi się czytać? Jasne, że można wykorzystać audioksiążki, ale można też wyobrazić sobie sieć call centers z operatorami, którzy czytają chętnym książkę na noc, dopóki słuchający nie zaśnie.

CO MOŻNA SPRZEDAWAĆ ZA POMOCĄ USP PRZESADNEJ BIBLIOFOBII:

1. Spróbujcie samodzielnie sporządzić listę towarów i usług z aktualnego rynku reklamy, ofert handlowych, których unikatowa oferta sprzedaży (USP) opiera się na tej fobii.

2. Spróbujcie sobie wyobrazić, jak skupiając się na tej fobii, można zwrócić uwagę klientów na wasz towar lub usługę.

Jeśli w tracie wykonywania tego zadania nagle sami poczuliście strach, to przeczytajcie powyższy tekst i wynotujcie zaproponowane uprzejmie przez autorów wyjaśnienie, dlaczego w ogóle nie warto się bać.

BROMHYDROFOBIA

Ludzie śmierdzieli potem i niepraną garderobą, z ust cuchnęło im zepsutymi zębami, z żołądków odbijało się im cebulą, a ich ciała, jeżeli nie były już całkiem młodzieńcze, wydzielały woń starego sera, skwaśniałego mleka i obrzękłych, zrakowaciałych tkanek. (…) Chłop śmierdział tak samo jak kapłan, czeladnik tak samo jak majstrowa, śmierdziała cała szlachta, ba – nawet król śmierdział, śmierdział jak drapieżne zwierzę, a królowa śmierdziała jak stara koza, latem i zimą.

Patrick Süskind2

Bromhydrofobia – strach przed zapachami ciała

Analogiczne lęki:

Bromidrocyfobia – strach przed brzydkim zapachem ciała

Wystarczająco wiele, zaczynając od elementarnej niepewności siebie

Według słów królowej hiszpanii Izabeli I Kastylijskiej (XV w.), w ciągu całego życia myła się ona tylko dwa razy: w dniu urodzin i w dniu ślubu. Ludwik XIV (Król Słońce), zgodnie ze świadectwem rosyjskich posłów, śmierdział „jako dziki zwierz”. Kontrast na tym cuchnącym tle stanowili nasi słowiańscy przodkowie, którzy nie rzadziej niż raz na miesiąc chodzili do łaźni. Medycyna średniowiecza także przyłożyła do tego wszystkiego swoją „brudną rękę”, głosząc, że wodne kąpiele osłabiają organizm, rozszerzają pory, przez które momentalnie przenikają diabelskie posłannice – choroby!

Wówczas to właśnie przydały się maskujące aromaty. Arystokraci przecierali brudne ciało naperfumowaną szmatką, pachwiny skrapiali wodą różaną. Woreczki z mieszanką aromatycznych ziół kawalerowie nosili pod kamizelką, ale z wierzchu koszuli. Damy natomiast, gwoli ratunku od zapachu, zaczynały używać perfum, które w specjalnym flakoniku umieszczały pod gorsetem albo w głębi skomplikowanych fryzur.

Z czasem, wszelako, dokonała się higieniczna rewolucja. Dobre (drogie!) zapachy i zadbane, czyste ciało stały się standardem życia – i zrodziły fobię. A co, jeśli moja koszula albo skarpetki nie są dostatecznie świeże? A może niepotrzebnie rano zjadłem „pachnący” ser ze szlachetną pleśnią? A może przesadziłem z dezodorantem? Te strachy wzmagają się w korkach drogowych (co wykorzystuje Citroën, instalując w ostatnich modelach specjalny gadżet do ulubionego dezodorantu), w godzinach szczytu w transporcie publicznym, w kolejkach, na naradach w ściśle wypełnionych salach, w delegacjach itd. Na straży waszej czystości już stoi cała armia specjalnych środków. Odzież teraz można prać coraz częściej i częściej dzięki nowoczesnym osiągnięciom producentów proszków. Pojawiają się specjalne impregnaty, które przy wysychaniu hamują nadmierne wydzielanie potu. Zresztą sama odzież stała się bardziej „przyjazna” – coraz mniej w niej syntetyki. W waszym arsenale jest wszystko: od żelu pod prysznic z lotionem do ciała do dezodorantów, a nawet suchych aromatyzatorów na bazie talku. Wszystkie wasze kremy i kosmetyki wydzielają lekki przyjemny zapach. Z pomocą przychodzą aerozole czy dyfuzory zapachowe.

À propos, czemu by nie wynaleźć przyboru, który będzie wychwytywał moment, kiedy wasz naturalny zapach już przekroczył granice przyjemnego?