Strona główna » Dla dzieci i młodzieży » Merlin. Bezdomny źrebak

Merlin. Bezdomny źrebak

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7895-394-4

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Merlin. Bezdomny źrebak

Zgubione… porzucone… zaniedbane? Odtąd ich domem będzie „Cichy kąt”!

W schronisku „Cichy kąt” przychodzi na świat źrebaczek. Ewa jest zachwycona i nie chce odstępować go na krok. Okazuje się, że źrebak nie zostanie w schronisku – został kupiony przez właścicieli gospodarstwa, które jest położone daleko od schroniska. Nie jest to jedyne zmartwienie Ewy – sąsiedzi wciąż narzekają na sąsiedztwo schroniska i wydaje się, że naprawdę może dojść do jego zamknięcia.

Polecane książki

Przede wszystkim w opracowaniu przybliżone zostało samo pojęcie finansów publicznych, poprzez dokonanie systematyki tej dyscypliny prawa oraz zaprezentowanie kluczowych zasad determinujących proces prawotwórczy. Istotnym elementem publikacji jest także omówienie pojęcia pieniądza, jako przedmiotu tr...
Wyobraź sobie, że świat jaki cię otacza, nie istnieje naprawdę. Jest tylko hologramem. Ale to już było - powiesz. Wachowscy nakręcili o tym film, czytałem o tym w paru książkach i Internecie. Czy aby na pewno?Ta książka to materiał bazujący na licencjackiej i magisterskiej pracy autora, uzupełniony ...
Praca zawiera kompleksowe omówienie problematyki prawa konstytucyjnego w sposób przystępny i dostosowany do wymagań egzaminacyjnych z tego przedmiotu. Uwzględnia aktualny stan prawny i najnowsze orzecznictwo. Tym, co niewątpliwie wyróżnia ją na tle innych podobnych prac dostępnych obecnie na rynku w...
  Książka zawiera przekład ostatniej części XIX-wiecznej kroniki dotyczącej historii Maroka w latach 1792-1894. Jej autorem jest Aḥmad Ibn H̱ālid an-Nāṣirī - jeden z najwybitniejszych uczonych muzułmańskiego Maghrebu, prawnik i historyk. Szczegółowo opisuje on panowanie czterech sułtanów, sposoby fu...
„Finanse jednostek oświatowych i wychowawczych” to fachowy przewodnik po najnowszych zmianach w przepisach istotnych dla jednostek oświatowych i wychowawczych oraz aktualnie ważnych problemach. Zawiera praktyczne rozwiązania dla skarbników i księgowych uwzględniając specyfikę i złożoność pracy w jed...
Niniejsza publikacja stanowi pierwsze w polskim piśmiennictwie monograficzne opracowanie art. V Konwencji o uznawaniu i wykonywaniu zagranicznych orzeczeń arbitrażowych sporządzonej w Nowym Jorku dnia 10.6.1958 r. (Konwencji nowojorskiej), podstawowego aktu prawnego z dziedziny międzynarodowego arbi...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Tina Nolan

Merlin

Tytuł oryginału: Merlin. The homeless foal

Przekład: Michał Kubiak
Redaktor prowadzący: Agnieszka Sobich
Redakcja i korekta: Agnieszka Skórzewska
Skład i łamanie: Bernard Ptaszyński

Copyright © for the Polish edition

by Wydawnictwo Zielona Sowa, 2013
Wszelkie prawa zastrzeżone

Text copyright © Jenny Oldfield, 2007

Illustrations copyright © Sharon Rentta, 2007
Cover illustration copyright © Simon Mendez, 2007

ISBN 978-83-7895-394-4

Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o.

Al. Jerozolimskie 96, 00-807 Warszawa

www.zielonasowa.pl

wydawnictwo@zielonasowa.pl

MerlinTina Nolan
Ilustracje Sharon RenttaRozdział pierwszy

– Jeszcze tylko kawałek! – dopingowała swojego brata Ewa.

Karol wdrapywał się na drzewo, aby zdjąć z niego Tytusa. Szary, pręgowany kocur utknął na gałęzi.

– Odrobinę w prawo! – podpowiadała bratu Ewa. – Spróbuj teraz!

Karol ostrożnie przeczołgał się po gałęzi, zbliżył się do Tytusa i wyciągnął do niego rękę, drugą trzymając się drzewa.

– Ostrożnie! – upomniała go pani Umińska, właścicielka kota. Dłońmi zasłaniała usta i z obawą przyglądała się próbom ratunku.

– Świetnie, prawie go masz – zachęcał wnuka Tadeusz Marecki, dziadek Karola i Ewy.

W żółtych oczach przyczajonego na gałęzi kota lśniła obawa.

– Kici, kici, Tytusku! – zawołał cicho Karol. Wyciągnął rękę najdalej jak mógł.

Stojąca w dole Ewa z niepokojem obserwowała brata wraz z dziadkiem i panią Umińską.

– Proszę się nie martwić – powiedział dziadek Tadeusz do starszej pani. – Wkrótce zdejmiemy Tytusa z drzewa.

– Grzeczny kotek – szepnął Karol, widząc, jak Tytus wyciąga ku niemu łapkę. – Chodź do mnie.

Z trwożliwie opuszczonym ogonem kocur zrobił krok w jego kierunku i po chwili Karol zdołał go podnieść.

– Super! – zawołała Ewa, a Karol przytulił zwierzę i zaczął schodzić z drzewa.

– Ojej! – westchnęła pani Umińska, uśmiechając się z ulgą.

Dziadek Tadeusz obdarzył starszą sąsiadkę szerokim uśmiechem.

– A nie mówiłem, że Karol zaraz go zdejmie? Teraz wystarczy, że otworzy pani puszkę i poda Tytusowi kolację. Może wstawi pani przy okazji wodę na herbatkę?

Dziadek wraz z panią Umińską zniknęli w okazałym domu, a Ewa powitała brata oraz Tytusa z powrotem na ziemi.

– To było super! – uśmiechnęła się do Karola. Wzięła kota na ręce, by pozwolić bratu otrzepać ubranie.

– Schronisko „Cichy kąt”, na ratunek zwierzakom! Do usług, pszepani! – zaśmiał się.

– Niech ci będzie. Cieszę się, że dziadek do nas zadzwonił. Pani Umińska już chciała dzwonić po straż pożarną!

– Hmm… całe szczęście, że jej sąsiadem jest nasz dziadek – mruknął Karol. Patrzył na duży dom pani Umińskiej, na obłażącą z okiennic farbę i rozrośnięty powój, zatykający połamane ze starości rynny. – Jesionowice to ogromny dom, za duży dla samotnej staruszki.

Ewa pokiwała głową i zaniosła Tytusa do domu. – Jesteś głodny? – zapytała szeptem.

Na widok miski pełnej kociego jedzenia Tytus wyskoczył z jej objęć i już po chwili radośnie zajadał kolację.

– Jestem wam ogromnie wdzięczna – dziękowała rodzeństwu pani Umińska. – Tak mi ulżyło, że Tytusowi nic się nie stało.

Ewa i Karol zarumienili się, a ich dziadek uśmiechnął się, dumny z wnuków.

– Teraz wiem, dlaczego mówią, że w „Cichym kącie” działa jakaś magia – powiedziała staruszka, nie kryjąc łez wzruszenia. – Czuję się tak, jakby ktoś machnął czarodziejską różdżką i oddał mi Tytuska. Sama nie wiem, jak wam dziękować!

– Leż spokojnie, piesku. Niech ci się przyjrzę… – powiedziała łagodnie mama, Marta Marecka. Na stole w jej gabinecie leżał labrador imieniem Bruno.

Ewa i Karol szybko wrócili z Jesionowic i biegiem wpadli do gabinetu mamy. Nie mogli się już doczekać, by opowiedzieć jej niezwykłą historię uratowanego Tytusa.

Poturbowany pies zaskomlił i spojrzał na mamę ciemnobrązowymi oczyma.

W pobliżu stał też pomocnik mamy, Jacek Ambroziak.

– Powoli – zwrócił się do dzieci. – Nasz biedny pacjent miał paskudny wypadek. Leżał pod dwumetrowym murem i wygląda na to, że przy upadku zerwał sobie ścięgno.

Mama ostrożnie poruszyła przednią łapą Bruna tuż przy barku.

– Rzeczywiście, ścięgno jest zerwane – powiedziała. – Zapewne niezbędna będzie operacja.

– Co mu się stało? Ktoś go porzucił? – zapytała Ewa.

Jacek pokiwał głową.

– Wasz tata znalazł go pod miastem, w pobliżu wiaduktu kolejowego. Zdaje się, że ktoś go stamtąd zrzucił. Biedak wylądował na trawie.

– Ale wyzdrowieje? – dopytywali się Ewa i Karol. Przygoda ze zdjęciem z drzewa Tytusa nagle przestała im wydawać się ważna.

Mama pokiwała głową.

– Powinien wrócić do zdrowia. Miał wiele szczęścia. Nosi obrożę z imieniem, ale bez numeru telefonu. Nie ma też wszczepionego chipu, więc odnalezienie właściciela będzie niełatwe.

– Biedny Bruno – szepnęła Ewa. Wewnętrznie aż gotowała się z gniewu na człowieka, który zrzucił z mostu tak pięknego psa. Cofnęła się, widząc, że Jacek szykuje zastrzyk przeciwbólowy.

Bruno znów zaskomlił i uniósł łeb.

Karol zmarszczył brwi.

– Czy mogę umieścić go na naszej stronie internetowej? – zapytał.

– Tak, zamieść jego opis – powiedziała mama. Wzięła od Jacka strzykawkę i pogłaskała psa po uszach. – Labrador, złociste umaszczenie, samiec. Ma około czterech lat. Jest cudownym, lubiącym ludzi psem.

Karol pokiwał głową i zniknął w biurze, gdzie zasiadł przed komputerem. Szybko wpisał dane, po czym wrócił z aparatem fotograficznym, by zrobić zdjęcie Brunowi.

– Gdzie tata? – zapytała Ewa.

– Na dworze, kończy pracę przy stajni – odparła mama. – Nie słyszysz stukania młotków?

Właśnie, stajnia! Sama myśl o tym poprawiła Ewie humor.

Oprócz psów, kotów i królików „Cichy kąt” miał wkrótce zacząć przyjmować większe niechciane zwierzęta, takie jak konie, kucyki i kozy. Grupa wolontariuszy poświęciła własny czas, aby przerobić starą oborę stojącą w narożniku podwórza gospodarstwa. Stajnia miała być gotowa już w przyszłym tygodniu.

– Pójdę do niego! – postanowiła Ewa i pobiegła na drugi kraniec podwórza, by pomóc tacie.

Rozdział drugi

Cały wieczór i ranek następnego dnia upłynął Ewie na pracy z tatą w nowej stajni. Dokręcała śrubokrętem zasuwy w drzwiach i przybijała młotkiem deski do ściany działowej.

– Dobra robota – pochwalił ją rano tata przed wyjściem do pracy. – Wieczorem odbieram od pana Tomka Ignatowicza bele słomy. Chciałabyś pojechać ze mną?

– O tak! – Ewa zawsze lubiła odwiedzać Brzezinę, gospodarstwo pana Tomka, który był też właścicielem pól przylegających do terenu „Cichego kąta”.

Ewa wróciła do pracy i dalej stukała młotkiem. Kiedy do stajni zajrzał Jacek, zapytała go, jak ma się Bruno.

– Operacja się udała – odparł. – Za kilka dni łapa powinna się zagoić.

– To