Strona główna » Poradniki » Miejskie wiedźmy. Magiczne rytuały, talizmany, miejsca mocy

Miejskie wiedźmy. Magiczne rytuały, talizmany, miejsca mocy

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7377-896-2

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Miejskie wiedźmy. Magiczne rytuały, talizmany, miejsca mocy

 

Magia może być praktykowana wszędzie, także – a może przede wszystkim – w środowisku miejskim. Zawodowa czarownica Claire pomaga odkrywać magię miast i wykorzystywać urok urbanistycznych zakątków do czarodziejskich celów. Każda kobieta może bowiem pośród dżungli chaotycznych metropolii odkryć w sobie naturę miejskiej czarownicy. Znajdziesz tu ćwiczenia duchowe, zasady magii drogeryjnej, rytuały miłosne, kąpielowe i wprowadzające harmonię. Zaaranżujesz przyjazny energetycznie dom, a następnie wysprzątasz go przy wykorzystaniu niewidzialnych sił. Własnoręcznie sporządzisz magiczne substancje, kadzidła, talizmany czy lampki marzeń. Przeprowadzisz magiczne rozpoznanie własnego miasta i wykorzystasz energię drzew obecnych w każdej aglomeracji. Odkryj magię miasta.

Polecane książki

Najnowszy romans Corinne Michaels, autorki bestsellera „New York Timesa”, napisany we współpracy z Melanie Harlow, autorką bestsellera „USA Today”, zgłębia problem drugiej szansy. Ian Chase złamał mi serce, kiedy miałam siedemnaście lat. Kolejne osiemnaście lat mojego...
Autorska wersja „Raju Utraconego” Miltona umiejscowiona w na pozór współczesnych realiach. Morze krwi i świst pocisków miesza się z furkotem skrzydeł i mrocznych intryg....
Praktyczny poradnik, który uczy lepienia z masy solnej. Autorka wyjaśnia w prosty sposób oraz przedstawia na licznych zdjęciach, jak zrobić 27 różnych figurek, m.in. jaszczurkę, kota, świecznik, misia czy rybkę. Na początku został podany wykaz materiałów niezbędnych do lepienia oraz instrukcja, jak ...
Wyobraź sobie, że wszystko to dzieje się obok Ciebie. Na pewno w swoim najbliższym otoczeniu znajdziesz miejsca, w których mogli spotkać się moi bohaterowie. Myśląc o Włoszech czy o Szkocji również przywołasz sobie tylko znane miejsce — wyślij tam też, bardzo proszę, stworzone przeze mnie postacie…...
Święta rozgrzeją nawet najbardziej skute lodem sercaGdy w pewien zimny, grudniowy dzień Arkadiusz odbiera telefon od dawnego znajomego, nie kryje zdziwienia. Nie rozmawiali przecież od czterdziestu lat… Zgadza się jednak na spotkanie. Wśród zapachu goździków i pomarańczy, w warszawskiej restauracji ...
Język angielski Poziom B2 Lubisz czytać dobre powieści a jednocześnie chcesz doskonalić swój angielski? Mamy dla Ciebie idealne połączenie! Klasyka literatury światowej w wersji do nauki języka angielskiego. CZYTAJ – SŁUCHAJ - ĆWICZ CZYTAJ – dzięki oryginalnemu angielskiemu tekstowi powieści Anne of...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Claire

REDAKCJA: Mariusz Warda

SKŁAD: Aleksandra Lipińska

PROJEKT OKŁADKI: Aleksandra Lipińska

TŁUMACZENIE: Natalia Szczyglewska

KOREKTA: Małgorzata Koniarska

Wydanie I

BIAŁYSTOK 2018

ISBN 978-83-7377-896-2

Original title: Stadthexen. Magische Praktiken und Kraftorte für das urbane Leben by Claire first published in 2009

Copyright © 2009 / 2016 by Claire

© 2016 by Wilhelm Heyne Verlag

a division of Verlagsgruppe Random House GmbH, München, Germany.

© Copyright for the Polish edition by Studio Astropsychologii, Białystok 2017

All rights reserved, including the right of reproduction in whole or in part in any form.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej publikacji nie może być powielana

ani rozpowszechniana za pomocą urządzeń elektronicznych, mechanicznych,

kopiujących, nagrywających i innych bez pisemnej zgody posiadaczy praw autorskich.

15-762 Białystok

ul. Antoniuk Fabr. 55/24

85 662 92 67 – redakcja

85 654 78 06 – sekretariat

85 653 13 03 – dział handlowy – hurt

85 654 78 35 – www.talizman.pl – detal

strona wydawnictwa: www.studioastro.pl

sklep firmowy: Białystok, ul. Antoniuk Fabr. 55/20

Więcej informacji znajdziesz na portalu www.psychotronika.pl

SKŁAD WERSJI ELEKTRONICZNEJ: Marcin Kapusta

konwersja.virtualo.pl

Czy miejsce czarownic nie jest na wsi?

Kiedy słyszymy wyraz „czarownica”, pierwsze skojarzenie, jakie nasuwa się nam na myśl, to stara kobiecina, żyjąca na uboczu, w maleńkiej chałupce, blisko natury. Całymi dniami pichci ona magiczne wywary, a czarny kocur łasi się nieustannie do jej nóg. To wyobrażenie jest tak głęboko zakorzenione w naszej kulturze, że kształtuje ono świat obrazów, którymi do dziś się posługujemy i które reprezentują nasze podświadome wyobrażenie ideału tego, czym „właściwie” powinna być czarownica.

Obecnie trzy czwarte niemieckiego społeczeństwa, w tym także i współczesne czarownice, żyje jednak w miastach. Co zatem począć z tym magicznym obrazkiem z dawnych czasów?

Życie oznacza nieustanną wędrówkę i ciągłą zmianę. Od zawsze tak jest i to właśnie filozofia życiowa czarownic dokładnie na to wskazuje. Niemniej jednak rozstanie się z ukochanym ideałem nie jest sprawą prostą. Powszechne wyobrażenia i obrazki kulturowe zapadają w nas bardzo głęboko. Czy i my nie wierzymy przypadkiem, że aby stać się porządną czarownicą, należy żyć w otoczeniu zieleni?

Z tymi ideałami jednak zawsze jest pewien problem, co potwierdzi również niejedna czarownica ze wsi. Bezustanne wścibstwo sąsiadów ogranicza wiele wiejskich adeptek rytuałów magicznych tak dalece, że czarownice miejskie nie potrafią sobie tego nawet wyobrazić. Już średniowiecze ukuło powiedzenie, że „powietrze miejskie niesie wolność!” i chociaż pierwotnie chodziło jedynie o kwestię poddaństwa, to przysłowie to, w pewnym sensie, zachowało swoją prawdziwość do dziś. W tym miejscu pozwolę sobie na jeszcze jeden komentarz poboczny: niewiele by z tej naszej pięknej natury pozostało, gdyby każdy nagle zapragnął posiadać domek na uboczu – ale to tylko uwaga na marginesie.

A mimo wszystko miasto, choć stanowi przestrzeń, w której na co dzień porusza się tak wielu z nas, wciąż jest traktowane jak niechciane dziecko magii. To także w dużej mierze kwestia naleciałości kulturowych: naród niemiecki, przynajmniej od czasów romantyzmu, żywi głęboko zakorzenioną miłość do lasów i natury. To upodobanie jest samo w sobie piękną cechą, nie oznacza jednak, że zaraz wszystko, co jest wytworem myśli ludzkiej, musi być automatycznie pozbawione duszy.

Niektóre kultury zdołały przystosować swoje życie duchowe do stylu miejskiego. Relikwiarze uliczne są powszechnym obrazkiem w wielu miastach Azji. W Ameryce Południowej z kolei można spotkać wydzielone na ulicy ołtarze i święte miejsca, na których, niczym prawdziwych świętych, czci się przodków i bohaterów narodowych, prosząc ich o wstawiennictwo w osobistych sprawach. Na Islandii sprawą oczywistą jest wyznaczanie tras samochodowych tak, aby omijać wielkie głazy, jeśli wiadomo, że żyją wśród nich elfy (o czym one zresztą same dobitnie komunikują – na takich obszarach bowiem robotnicy częstokroć są świadkami psucia się maszyn w niewyjaśnionych okolicznościach).

Trudno też nie dostrzec, jak monumentalizm budowli, hałas uliczny i niejednolitość ludzkiej masy, nieustannie spieszącej gdzieś obok nas, wywołuje w mieszkańcach miast poczucie wykluczenia z życia duchowego. Na szczęście i temu można zaradzić, wyostrzając własne zmysły mentalne.

Miasta również przetkane są wysepkami natury, które najczęściej przeoczamy, gdyż nie spełniają one naszych oczekiwań. Ludzki umysł chętnie dzieli postrzegane przedmioty na ładną naturę tutaj i brzydkie miasto tam, nie pozostawiając żadnej skali na to wszystko, co wznosi się pomiędzy. Jeśli zdołamy zamienić odziedziczone wyobrażenia na wolne od uprzedzeń: otwartość i ciekawość, nieraz zdarzy się nam zamilknąć ze zdumienia nad bogactwem i gamą kolorów przejawiającymi się w otaczającym nas zewsząd życiu. Ważne, aby z dobrym nastawieniem podjąć się poznawania własnego otoczenia od nowa. Kluczowy wpływ na ludzką naturę wywierają przyzwyczajenia, więc jeśli naprawdę chcemy przeżyć coś na nowo, potrzebujemy czasu, aby dorosnąć do nowego sposobu postrzegania.

O tej książce

Chociaż na kartach tej książki znalazło się wiele konkretnych porad, które mają ci ułatwić postawienie pierwszych kroków w dziedzinie magii miejskiej oraz duchowej praktyki osobistej, to poradnik ten nie jest zbiorem przepisów magicznych. Każdy z nas jest autonomiczną istotą i dlatego musimy sami wyplatać swoje czarodziejskie makatki. Urodzeni szamani częstokroć podkreślają, że rytuał magiczny nigdy nie powinien przemienić się w suchy obrządek, spełniany według określonego schematu. Należy go osobiście przeżyć, dokładając coś od siebie. Jeżeli sami nie zanurzymy się w naszych praktykach, zostanie z nich jedynie suche działanie, pozbawione naszej w nim obecności. Z tego też właśnie powodu, nawet jeśli dawne księgi magiczne każą czarownikowi trzymać się konkretnego schematu, wymagają także jedocześnie podania imienia i przedstawienia osobistych przedmiotów uczestnika obrządku.

Powinniśmy wkładać w nasze działanie więcej odwagi. W tej szerokości geograficznej to my jesteśmy autochtonami, nawet jeśli rzadko w pełni zdajemy sobie z tego sprawę, zawieszeni w niewidzialnej przestrzeni, gdzieś pomiędzy smartfonem a tabletem. Czy jesteśmy zbudowani z innego kruszca lub ulepieni według innego schematu niż „szlachetne dzikusy”, których po dziś dzień ukazuje się w promiennej chwale magii? Nie ma między nami żadnych, najmniejszych nawet różnic. Prawdą jest jednak fakt, że nie jesteśmy tak dobrze uposażeni duchowo i intuicyjnie, ponieważ w dużej mierze zaprzepaściliśmy nasze tradycje.

Na szczęście w każdej chwili można rozpocząć przygotowania własnego kolażu tradycji, dawnej wiedzy czy po prostu magii życia. Nie poprzez ślepą próbę powtarzania dawnych obyczajów, ale poprzez wykorzystanie starej mądrości do przeżywania tego, co tu i teraz. Żyjemy pośrodku miast, w centrum chaosu, ale także pośród wszystkich tych jeszcze nieodkrytych energii, powiązań i cudownych możliwości, jakie życie ma dla nas zawsze w pogotowiu.

Podzieliłam tę książkę na pięć obszarów. Pierwszy z nich poświęcony jest „Drogom do wnętrza i na zewnątrz”, co stanowi wprowadzenie do tematyki magii. Obecnie bowiem znów dużo się czaruje, ale rzadko rozprawia o wewnętrznych powiązaniach duchowych i przyczynowości.

Nawet jeśli zgodzić się ze spostrzeżeniem Bertolta Brechta, że ślepe przestrzeganie tradycji prowadzi do fuszerki, to wciąż wiele możemy się od naszych przodków nauczyć. Tradycja nie oznacza bowiem wznoszenia modlitw do garści popiołów, lecz dbałość o przechowanie żaru. Podróże do wewnętrznych, rozgwieżdżonych światów, jak to kiedyś określano, dbałość o duchowe ogrody – te stare tradycje do dziś dodają nam sił i zapewniają oparcie. Należy po prostu po nie sięgać i je praktykować.

I to tu najczęściej czegoś brakuje. Właśnie ćwiczenia duchowe najczęściej spotykają się z pospiesznym odrzuceniem lub nieprzemyślaną krytyką, niepoprzedzoną nawet próbą praktyki. A jeśli dane ćwiczenie wydaje się łatwe do wykonania, nie jest ono traktowane przez odbiorców z należytą pieczołowitością, a jak każdy wytrwały poszukiwacz spraw duchowych dobrze wie: to, co wydaje się najprostsze, często bywa najtrudniejszą sztuką.

Dzieje się tak na przykład z medytacją. Jedna z najpopularniejszych metod medytacyjnych polega na siedzeniu w bezruchu i obserwowaniu, jak własne myśli, niczym chmurki, przeciągają po niebie umysłu. Wydaje się to dziecinnie proste, prawda? A jednak niektórzy adepci medytacji porzucają sesję treningową już po kilku minutach i wstają, bo nie są w stanie wytrzymać. Przy czym chodzi tylko o to, żeby siedzieć.

Zdaję sobie sprawę z faktu, że zwłaszcza początkujące czarownice zainteresowane są raczej magią w wersji „czary-mary”: świece, zioła, przyjemny ołtarzyk i tajemnicze symbole. Nie mam nic przeciwko tym wszystkim rekwizytom, ale gdy już poukładasz wszystkie te cudeńka według własnego uznania i woli, pozwól, że z zakamarków serca wynurzy się powoli nawoływanie: Zrób sobie przysługę i zacznij od pracy duchowej. Będziesz zdziwiony, ile jeszcze możesz z siebie wycisnąć i ile potrafisz osiągnąć!

Kiedy to wszystko stanie się dla ciebie jasne, wówczas możesz zacząć swoją czarodziejską pracę i oddziaływanie na zewnątrz. Po uporządkowaniu rzeczy dość oczywistych bowiem rozpoczyna się rozdział drugi, wypełniony recepturami magicznymi – twardy dysk praktyki magicznej. Wszystkie podane przepisy są wypróbowanymi formułami, które specjalnie dobrałam tak, aby ich przygotowanie nie pochłonęło całego majątku.

Moje początki wyglądały zupełnie inaczej. Dostępne wówczas książki magiczne były mocno nacechowane ceremoniałem i rodzajem czarów swoich autorów. W młodzieńczych latach nie mogłam sobie jednak pozwolić ani na kosztowny olejek jaśminowy, ani na prawdziwy szafran, który miał służyć za kadzidło. Doskonale wiem, jak szybko można się poczuć wyłączonym z tej zabawy. Dopiero co otworzył się przede mną świat magii, a już zatrzaskiwał swe wrota z powodu braku drobnych w portfelu.

Niektórych składników trzeba jednak trochę poszukać, co nieraz staje się przyczynkiem do kolejnych odkryć duchowych. Jak w bajce, gdzie do silnego zaklęcia czarownicy potrzebny jest koniecznie rzadki składnik, w którego zdobycie trzeba włożyć dużo wysiłku.

Trzecia i czwarta część tej książki kręci się wokół tematyki żywotnych i kreatywnych rytuałów wewnętrznych i zewnętrznych, tworzących bazę twojej osobistej praktyki magicznej. Z mojego punktu widzenia doskonale wpisuje się w to także ustęp o kulcie przodków.

Na zakończenie część piąta zawiera także leksykon roślin miejskich. Chciałam mieć pewność, że żyjąc w mieście, także można się samemu zaopatrzyć we wszystkie niezbędne składniki magiczne. Rzeczywiście można.

Jeszcze jedna wskazówka

Zanim zaczniemy naszą przygodę z magią, muszę coś jeszcze zrzucić z serca: czytając przeróżne opisy rytuałów, wprowadzenia i inne poradniki magiczne, wiedza w nich zawarta zdaje się nam tak obszerna, że nieraz szybko popadamy w przeświadczenie, że dla nas czary to za dużo. Jak to wszystko przełożyć na własny język i od czego w ogóle zacząć? Szczególnie, gdy tak wielu z nas żyje w bardzo stresującej codzienności.

Wypróbuj najpierw to, co najsilniej do ciebie przemawia. Lepiej, żebyś wybrał jedną jedyną rzecz, której praktykowanie sprawia ci przyjemność i rzeczywiście odpowiada twoim potrzebom, niż gdybyś miał spróbować dziesięciu rzeczy naraz i po dwóch tygodniach znów zainteresować się czym innym. Kupiłeś tę książkę w końcu po to, żeby rzeczywiście przedsięwziąć coś dla siebie, żeby coś się w twoim życiu ruszyło.

Prawdziwa magia nie tkwi na kartach tej książki, lecz jest ukryta w chwili, w której budzisz ją w swoim życiu i zaczynasz własną praktykę duchową. Czarodziejstwo to praktyka drogi. Pod koniec lat 60., gdy ryty magiczne znów stały się popularne, brytyjski autor, Stewart Farrar, zatytułował swoją poczytną książkę: „What witches do”, czyli „Co robią czarownice”. W tych trzech słowach zawarł on całą esencją magii: Nie chodzi o to, co czarownice myślą, o czym kontemplują całymi dniami lub w co wierzą. Chodzi o to, co robią.

Na naszą kulturę ogromny wpływ miało chrześcijaństwo i jego święta księga – Biblia. Nawet jeśli nie identyfikujesz się z tą wiarą, nie powinieneś lekceważyć jej wpływu na siebie, w przeciwnym razie utkniesz nieświadomie pomiędzy niedoczytanymi księgami, ani razu nie zdecydowawszy się na świadomą praktykę.

Drogi do wnętrza i na zewnątrz

Częścią mojej pracy, jako praktykującej wiedźmy, jest również doradztwo życiowe. Często zgłaszają się do mnie ludzie, którzy wypróbowali jakiś rytuał magiczny z Internetu, ale mają wrażenie, że nie przyniósł on żadnego rezultatu. Co robić? Na tak postawione pytanie odpowiedzieć należy: robić trzeba wiele.

Powiem tak: żaden buddysta nie wpadłby na pomysł, żeby nauczyć się medytacji z dnia na dzień. W przypadku magii wielu ludziom wydaje się jednak, że nie wymaga ona żadnego treningu przygotowawczego. Po prostu wrzucić w odpowiedniej kolejności wszystkie składniki, jak podano w przepisie i już nie trzeba się o nic martwić.

W ten sposób nie osiągniemy nic, gdyż magia ma wbudowane automatyczne zabezpieczenia. Chroni ją to przed nadużyciami. Nikt zatem, niezależnie od stopnia wewnętrznej dojrzałości i rozwoju duchowego, nie może sobie po prostu wyczarować tego, na co ma ochotę. No dobra, wyczarować nawet się da (wielu tak robi), ale skutki będą daleko odbiegały od naszych wyobrażeń.

Przedstawione rytuały będą cudownie działały, jeśli je wypełnimy z należytym nastawieniem wewnętrznym i świadomością drogocenności klejnotu, jakim jest doświadczenie duchowe. I oczywiście z właściwym uczuciem. W przeciwnym razie uzyskamy co najwyżej ulotny efekt, który po chwili rozwieje się w powietrzu.

Ten rozdział poświęcony jest kilku kwestiom podstawowym, które pomogą ci w nabraniu odpowiedniej kondycji magicznej, niezbędnej do osiągnięcia najlepszych owoców czarownictwa. Efektem dodatkowym przedstawionych tutaj ćwiczeń jest wyostrzenie twojej intuicji oraz zrównoważenie oddziaływania duchowego. Każda tradycja duchowa, która nie poprzestaje na powierzchownych aktach, uznaje obok zewnętrznej czynności także wewnętrzny akt działania. Rzeczywistość duchowa i materialna poczynań idą w parze i uzupełniają się wzajemnie. Jeśli zaniedbasz jedną z nich, zachwiejesz równowagę, co z kolei zablokuje moce. Kto wsiąknie nadto w ćwiczenia duchowe, straci z oczu realne życie. Kto z kolei będzie tylko czarował, szukając działania na zewnątrz, w pewnym momencie straci rozeznanie, dlaczego tak właściwie pragnie tego, czego pożąda.

Dlatego kolejny już raz odwołuję się do zdrowego rozsądku i zanim przystąpisz do wykonywania ćwiczeń, zapamiętaj: Lepiej wybrać jedno z nich, nad którym będziesz regularnie pracować, niż wypróbowywać pięć różnych zadań naraz, żeby je potem wszystkie porzucić. Droga duchowa musi wieść przez równowagę. Harmonia wewnętrzna, szlifowana regularną praktyką, jest czynnikiem, którego nie sposób zastąpić.

Duchowy ogród

Ogród duchowy jest pojęciem zaczerpniętym z mądrości plemion wędrownych. Wielu z nas potrafi przynajmniej przeczuwać ten stan, o którym piszę. Chodzi o introspekcję, co być może jest dziś już pojęciem przestarzałym, ale znakomicie oddaje sens tego działania. Dzięki spoglądaniu do środka siebie samych dotykamy duchowego praźródła wszelkich manifestacji materialnych i nawiązujemy łączność z naszymi instynktami oraz mocą życia samą w sobie.

Z biegiem czasu powstało wiele rytuałów i przepisów magicznych nakierowanych na działanie zewnętrzne. W trakcie sprawowania ceremonii my sami kierujemy się na zewnątrz, ale możemy też zaobserwować, że cała nasza codzienna kultura nakierowana jest na współdziałanie z tym, co spoza nas: Jak wyglądam? Jakie robię wrażenie? Co inni ludzie sobie o mnie pomyślą? Oczywiście ta strona życia jest również ważna. Człowiek jest stworzeniem stadnym, które od zarania dziejów żyje w grupach. Nasza natura zatem jest już odpowiedzialna za ukierunkowanie naszego zainteresowania na zewnątrz i nie ma w tym nic niewłaściwego.

Dla zachowania zdrowej równowagi potrzebne jest jednak także to spojrzenie skierowane do wnętrza. Jeżeli zatracamy poczucie własnej duchowości, nie będziemy też potrafili rozpoznać ducha rzeczy i ludzi wokół nas. Intuicyjna introspekcja poza kulisy wydarzeń jest tu bardzo pomocnym narzędziem. Bez niej zanikają wewnętrzne obrazy, z których mieliśmy budować naszą zewnętrzną rzeczywistość.

Być może wydaje ci się to na razie zbytnio przeteoretyzowane, więc przytoczę przykład: nie nawiązujemy kontaktu z naszą cząstką duchową, ale za to kupiliśmy sobie jakiś świetny kryształ leczniczy. Kamień pięknie wygląda, jest symetryczny, nie ma na nim żadnego nadłamania ani pęknięcia. Wydaje się perfekcyjny. Wkrótce jednak traci swoją soczystą moc i przemienia się w kolejną pułapkę na kurz na regale.

Jakiś czas później odnajdziemy w trakcie spaceru zwykłego otoczaka. Kamień kształtem przypomina serce, chociaż inni być może tego nie widzą. Tydzień później dzwoni najlepsza koleżanka pogrążona w problemach sercowych. Na myśl przychodzi nam wyłowiony niedawno z rzeki kamień i przyjaciółka dostaje otoczaka w formie podarunku. Chociaż nie może się ona dopatrzeć w nim kształtu serca, cieszy się bardzo z prezentu i nosi go ciągle przy sobie. Po tygodniu znów dzwoni: jej miłosne szczęście trwa na powrót niezmącenie, wszystkie supły zostały rozwiązane. A ona jest pewna, że miało to coś wspólnego z tym kamieniem.

To właśnie nazywam prawdziwym czarodziejstwem. Magii nie sposób „wytworzyć”. Nie ma możliwości sztucznego jej wyprodukowania lub zorganizowania według naszych potrzeb. Prawdziwa magia działa według własnych zasad. Aby to pojąć, trzeba nawiązać więź ze światem duchowym, w przeciwnym razie wszystko pójdzie na marne – jak miałoby działać bez wytrzymałego łącza?

Odnosząc się do naszego przykładu z kamykiem: siódmy zmysł (czy jak chcesz to sobie zwać) podświadomie rozpoznaje, że niedługo temat miłości odegra ważną rolę w twoim życiu i już zawczasu zaopatruje cię w odpowiedni środek leczniczy, we właściwą energię. Wszystko inne następnie rozgrywa się już samo z siebie. Dlatego też tak niezmiernie ważne jest porzucenie jakichkolwiek gotowych i utartych wytłumaczeń dla wszystkiego wokół. Zrozumienie przychodzi samo i przeważnie nie każe na siebie długo czekać.

Człowiek nieutrzymujący kontaktu z własnym wnętrzem pewnie nawet by nie zauważył mijanego kamienia. Jedynie świadome, a jednocześnie lekkie, niewymuszone działanie pozwala na powstanie prawdziwej magii. Nie sposób ją zaplanować – jak kot chadza własnymi ścieżkami, a my po prostu mamy możliwość współtworzenia z nią, na pewnym etapie, tej drogi. Poprzez „lekkość działania” nie chcę się odwoływać do dziecinnienia czy wygłupów. Chodzi mi o to, że musi najpierw zaistnieć przestrzeń, w której dane manifestacje będą się mogły rozwinąć.

Czasem przeoczamy najważniejsze, a nieraz nic nie działa tak, jakbyśmy tego chcieli. Z tym także trzeba umieć sobie poradzić, w przeciwnym razie czarodziejstwo nie będzie drogą dla nas. I choć ograniczenie to także zwykła, ludzka cecha, to wielu ludzi cierpi z powodu własnego perfekcjonizmu. Najchętniej oczekują, że samo podjęcie działania przyniesie im stuprocentową realizację zagadnienia. Magia odpowiada życiu, a życie nie uznaje perfekcji. W życiu przejawia się to wszystko, co po prostu jest wystarczająco silne, aby mogło się zamanifestować. Gdyby życie było choć w połowie tak doskonałe, jak byśmy sobie tego życzyli, to królestwo zwierząt i roślin w mgnieniu oka zubożałoby o kilka gatunków, a i my sami pewnie też stalibyśmy się nieco inni.

Z drugiej strony jednak istnieje też zjawisko odwrotne: niektórzy ludzie są tak wygłodniali duchowo, że rzucą się we wszystko, co tylko obiecuje im pozyskanie pewnych „sił”. Często słyszymy o ludziach ciągnących od jednego wróżbiarza do drugiego, zaliczających wizyty u kolejnych uzdrawiaczy, cudotwórców, za każdym razem przeżywając rozczarowanie. Gdyby zapytać, czy żaden wewnętrzny dzwonek alarmowy nie ostrzegał ich przed niepoważnymi praktykantami sztuk duchowych, każdy odpowie zwykle z miejsca, że tak. Właściwie za każdym razem pojawia się ten mały brzęczyk ostrzegawczy, na przykład w postaci negatywnego uczucia w brzuchu lub chwili zwątpienia. Także przed tym może chronić świadoma praca z wewnętrznym głosem. Kiedy poznamy jego brzmienie, zawsze będziemy potrafili je rozpoznać.

Gdy zapytano pewnego mistrza buddyjskiego o to, co jest największym problemem zachodniego świata, odpowiedział, że jest nim samozapomnienie. Zdaje się, że wszystkie nasze dni kręcą się wokół nas samych, ale my nie znamy siebie wcale.

Niezbędne warunki do zaistnienia upragnionej zmiany dostajemy raz na jakiś czas w prezencie – zwłaszcza w formie szczególnie świetlistych momentów wypełnionych zachwytem. Aby na dobre ustanowić połączenie ze światem duchowym, musimy (bardzo rzadko używam słów odnoszących się do przymusu, ale w tym wypadku jest to nieodzowne) ćwiczyć się systematycznie na wszystkich poziomach: ciała i duszy, duszy i ducha, ducha i ciała i wszystkich tych trzech elementów spojonych z duchowością. To, co tutaj piszę, pomyślane zostało jako bodziec do tego działania.

Zalecam ci wypróbowanie zawartych w tej książce ćwiczeń według własnego uznania. Magia nie jest żadnym sportem wyczynowym. Niektórzy tak się wprawdzie zachowują, jakby chcieli pierwsi wpaść na linię mety i nie można im z tego powodu czynić żadnych wyrzutów – oni po prostu nie mają jeszcze wystarczającej wiedzy. Także czarodziejstwo – jak wszystko obecnie – sprowadza się najczęściej do formy wygodnej i „przyjaznej konsumentowi”. Oby tylko nikogo nie odstraszyć, najlepiej wszystko odpowiednio doprawić, żeby było łatwiejsze do strawienia. To dokładne przeciwieństwo ekstremum, które niegdyś ogarnęło magię, opatrując wszelkie rytuały notką w stylu: „Jeśli nie wykonasz wszystkiego zgodnie z opisem, wydarzy się coś bardzo złego”. Prawda jednak leży pośrodku, jak to ma w zwyczaju.

Pięknie można to uwydatnić na przykładzie magii lunarnej. Nieraz trzeba trochę odczekać z rytuałem: maleniu księżyca tradycyjnie towarzyszy zaklinanie, rosnący księżyc natomiast to magia przyciągania. Kiedyś wskazówki były bardzo surowe: Jeśli nie wypełnisz rytuału w taki a taki sposób, wszystko pójdzie źle, a ciebie spotka wielkie nieszczęście. Dziś już wszystko opisane jest w luźniejszym tonie, a niektórym nie chce się odczekać choćby jednego dnia, żeby odbyć ceremonię magiczną. Nie potrafią się choć na chwilę opanować, chwili odczekać, nawet jeśli sprawa nie jest aż tak pilna, a właściwa faza księżyca mogłaby się nam znacznie przysłużyć.

To są wspomniane ekstrema, a „wyśrodkowana” prawda brzmi: Jeżeli dana kwestia jest bardzo pilna i naprawdę nie możemy już czekać (bo na przykład za trzy dni wydarzy się coś naprawdę ważnego, a księżyc nie znajdzie się do tego czasu w upragnionej fazie), wówczas oczywiście możemy od razu zabrać się do pracy. Ale jeśli sprawa nie jest zbyt nagła i mamy czas, to po co się rzucać pod wiatr?

Kiedy to tylko możliwe, szukaj w twojej praktyce magicznej zawsze tej prawdy środka. Poszukuj tła danych reguł, jeśli nie są one dla ciebie oczywiste. Stosuj tylko to, co i dla ciebie ma sens, ale też nie wyrzucaj z miejsca wszystkiego, co już jest ci znane, za burtę. Koła doprawdy nie potrzeba na nowo wynajdywać, a warto umieć docenić przekazy i doświadczenia naszych przodków.

Praca z wewnętrznymi obrazami

Wewnętrzne obrazy i doświadczenia są zarówno najważniejszym narzędziem pracy każdej czarownicy, jak i podstawowymi zasobami na każdej innej drodze rozwoju duchowego. Nawiązanie kontaktu z płaszczyzną spirytualną nigdy nie odbywa się za pośrednictwem racjonalnych metod postrzegania, ale następuje zawsze na poziomie uczuć.

Wrażenia są tu o tyle ważne, że nie każdy z nas jest odpowiednio wyposażony wizualnie. To, co jednym objawia się poprzez konkretny obraz przed oczami duszy, do innych przychodzi w postaci przejmującego uczucia lub w pobudzającym skojarzenia zapachu. Każdy, kto zebrał już kilka doświadczeń duchowych, zna tę specyficzną gęsią skórkę „prawdziwych” chwil. Kiedy wszystko się po prostu zgadza, kiedy wejdziemy na właściwą drogę i nawiążemy relację z własną płaszczyzną duchową, nagle ogarniają nas te charakterystyczne ciarki i przejmują dreszcze.

Wielu osobom wejście na drogę duchową wydaje się początkowo zbyt trudne, ale to wrażenie szybko mija, duchowość nie jest bowiem czymś, czego musimy się najpierw nauczyć. Każdy człowiek ma w sobie tę płaszczyznę, nie trzeba jej stwarzać, wystarczy wydobyć ją na światło dzienne.

Ja nazywam ją chętnie milczącą mocą, gdyż ukrywa się ona przed słowami. Od dziecka uczymy się określać wszystko za pomocą wyrazów i na pewnym etapie zaczyna się nam wydawać, że cały świat składa się z tych słów. Nazywamy na przykład gniewem to dojmujące wrażenie gotowania się w brzuchu, ten słoneczny kolor opisujemy jako żółty, a ową okrągłą, żółto-czerwoną rzecz nazwiemy jabłkiem, i tak dalej. Zapominamy w końcu o tym pierwotnym wrażeniu i przechowujemy wszystko pod postacią wyuczonych określeń. Przez to zatracamy drobiazgowe spojrzenie do wnętrza. Na co dzień to oczywiście dość praktyczna i potrzebna umiejętność.

W przypadku magii chodzi jednak o to, żeby zrobić krok wstecz i odnaleźć to utracone, pierwotne wrażenie. Wykreśl zatem na chwilę swój słownik i zwracaj uwagę jedynie na wzbierającą w tobie impresję. Zostaw sobie sporo czasu i ćwicz, odnosząc się także do bardzo ulotnych wrażeń codziennych. Zauważysz, że ta milcząca moc zacznie wzbierać na sile, gdy tylko na nowo się na nią otworzysz. Powróci też twoja instynktowna wrażliwość na harmonię.

Ważne zatem, aby najpierw poczuć, zaznać i doświadczyć wewnętrznie (w zależności od tego, jaki typ człowieka reprezentujesz i które zmysły duchowe będą u ciebie najsilniejsze), a dopiero potem poszukać odpowiednich słów dla tego spostrzeżenia, o ile są nam one rzeczywiście niezbędnie potrzebne. Często owo odczucie w ciele lub wrażenie jest niezwykle wymowne, ale nieraz nie sposób w ogóle ubrać je w słowa. To te chwile, kiedy po prostu coś wiemy – i okazuje się to rzeczywiście prawdą.

Jakiś czas temu pewna kobieta opowiadała mi, że najważniejsze komunikaty wewnętrzne przychodzą do niej poprzez muzykę. I to całkiem użyteczne zjawisko, zupełnie jak w przypadku przepowiedni. Kiedy kobieta ta rozważa kluczowe dla siebie sprawy, wraz z ich rozpatrywaniem, często spontanicznie, przyczepia się do niej jakaś piosenka. Na początku w ogóle tego nie zauważała, jednak z biegiem czasu zrozumiała, że cisnące się jej na usta wersy piosenek, przynoszą właśnie odpowiedź na zadawane pytania. Ludzie różnią się od siebie pod wieloma względami, z magią jest podobnie.

Kiedy pracujemy z wewnętrznymi obrazami, cierpliwość jest sprawą kluczową. W ciągu każdego dnia jesteśmy konfrontowani z tak niesamowitą ilością spostrzeżeń: w reklamie, wiadomościach, na ekranach naszych komórek, w Internecie i tak dalej. Nieraz trudno jest znaleźć drogę powrotną do naszych własnych pejzaży wewnętrznych, gdyż zbyt wiele obrazów napłynęło w międzyczasie z zewnątrz. Czujemy się wtedy przesyceni – zwłaszcza na początku.

Niewygodna prawda brzmi jednak: cierpliwość jest ważna. Musimy umieć ograniczać wpływ obrazków z zewnątrz do pewnego określonego minimum, na przykład poprzez świadome kształtowanie pochłanianych mediów, ograniczenie korzystania z telefonów komórkowych, żeby z rozwagą po nie sięgać, bo raz chwycone, przylepiają się nam przeważnie na cały dzień do ręki. Będzie nam o wiele łatwiej, jeśli zadamy sobie pytanie: Czy to mnie naprawdę interesuje? Czy to naprawdę jest ważne już w tym momencie? Dzięki takiej metodzie z łatwością osiągniemy utraconą równowagę. Wszystkie te nowoczesne technologie są bardzo zajmujące i niosą ze sobą dużo dobra, ale my musimy się nauczyć panowania nad nimi, żeby one nie zawładnęły nami. To trochę tak jak ze słodyczami: w dużej ilości przesłodzą nam one dzień – odpowiednia dawka jest sprawą kluczową.

Zebrawszy odrobinę doświadczenia, zauważysz, że praca z wewnętrznymi obrazami wcale nie jest taka skomplikowana. Jako dzieci mogliśmy wszyscy bez trudu zatapiać się w świat naszych duchowych wizji. Kiedy czytano nam na głos bajki, nasza wyobraźnia z miejsca wskakiwała do wnętrza historii i cała opowieść rozgrywała się prosto przed oczyma naszej duszy. Ale jako dorośli także „oglądamy” czytane historie. Dokładnie o ten poziom mi chodzi, kiedy mówię o wewnętrznych obrazach.

Gdy po raz pierwszy spontanicznie zobaczysz coś lub poczujesz w odniesieniu do aktualnego tematu, rodzi się duża pokusa, żeby to przeanalizować. Weźmy na przykład kobietę, która intensywnie rozmyśla nad poprawą swojego trudnego związku, gdy nagle przed oczyma wyobraźni zjawia się jej obraz jeziora, nad brzegiem którego lubi spacerować. Ponieważ obraz jest bardzo intensywny, kobieta odbiera go jako odpowiedź „z góry” na jej pytanie.

My wszyscy otrzymujemy tego typu obrazy wewnętrzne (lub piosenki, jak we wcześniejszym przykładzie) każdego dnia. Kiedy zaczniemy się temu baczniej przyglądać, zauważymy, że na wiele naszych pytań otrzymujemy od naszej intuicji automatyczną odpowiedź. Nad słynną antyczną wyrocznią w Delfach wypisane były słowa: Gnothi seauton, czyli „poznaj samego siebie”. To przesłanie także jednoznacznie wskazuje, że nie tylko wszystkie pytania, ale i odpowiedzi na nie pochodzą z wnętrza nas samych. Musimy się tylko nauczyć odnajdywania ich.

Gdy