Strona główna » Obyczajowe i romanse » Miłosne perypetie lady Jane

Miłosne perypetie lady Jane

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 9788327606211

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Miłosne perypetie lady Jane

Osierocona lady Jane trafia pod opiekę dziadka, hrabiego Caxton. Niezadowolony z jej manier hrabia zatrudnia guwernantkę i przygotowuje wnuczkę do londyńskiego debiutu. Jane ma jednak za nic polecenia i zakazy. Pewnej nocy wymyka się na schadzkę i wpada w tarapaty. Z pomocą przychodzi jej nieznajomy kawaler, który za zachowanie dyskrecji oczekuje czegoś w zamian…

Polecane książki

Griffin cierpi na zaburzenia obsesyjno-kompulsywne. Uwielbia Harry'ego Pottera i liczby parzyste. Theo jest fanem Gwiezdnych wojen i wierzy w światy równoległe. W którymś z nich na pewno wciąż żyje. W którymś z nich obaj nadal są szczęśliwi. Jednak nie w tym. Tworzyli parę idealną. Bajka skończyła s...
Anna Anielewicz, podporucznik Polskich Sił Powietrznych, wraz z dzięwiątką innych najlepszych w całym NATO pilotów myśliwców odpowiada na zaproszenie amerykańskiego pułkownika, Jeff’a „Skyhawk” Cartera, i udaje się do bazy wojskowej Fort Worth w stanie Teksas. W czasi...
Publikacja omawia zasady prowadzenia akt osobowych po wejściu w życie rewolucyjnych zmian w zakresie dokumentacji pracowniczej, które obowiązują od 1 stycznia 2019 r. Najtrudniejsze zagadnienia zostały wyjaśnione na praktycznych przykładach. Z publikacji można się dowiedzieć m.in. - co pow...
Poradnik do The Walking Dead Sezon 2 – All That Remains jest dokładnym spisem wszystkich aktywności zawartych w grze. Znajdziesz tu opis przejścia zagadek logicznych, konsekwencje wyborów oraz interakcji między postaciami. Każdy kluczowy dialog w grze został szczegółowo opisany. Głównym bohaterem dr...
Poradnik do gry „Made Man: Prawa Ręka Mafii” opisuje szczegółowo sposób przejścia każdego z siedemnastu rozdziałów oraz zawiera dokładne wskazówki dotyczące położenia przydatnych w naszej przygodzie przedmiotów. Made Man: Prawa Ręka Mafii - poradnik do gry zawiera poszukiwane przez graczy tematy i l...
Kto choruje na ALS? Z tego, czego był świadkiem w klinice, odpowiedź brzmi: każdy. (…)ALS nie ma żadnych uprzedzeń, alergii ani fetyszów. To zabójca, który nie dyskryminuje. Dlaczego czterdziestopięcioletni pianista koncertowy zapada na ALS? A dlaczego nie?Lisa Genova, neurobiolożka i bestsellerowa ...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Annie Burrows

Annie BurrowsMiłosne perypetie lady Jane

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Lord Ledbury utkwił wzrokiem w baldachimie łoża, które odziedziczył po bracie Mortimerze. Kompletnie wybił się ze snu, chociaż jeszcze godzinę wcześniej ze zmęczenia padał z nóg i wydawało mu się, że prześpi cały tydzień. Tymczasem sen nie nadchodził.

Nie cierpiał tego łoża, miękkich, wypchanych pierzem piernatów i stert poduszek. Obłożony nimi, odnosił wrażenie, że się dusi. Nie lubił lokaja. Nic nie mógł na to poradzić, choć miał świadomość, że jest niesprawiedliwy. Nie powinien się czepiać Jenkinsa, bo rzeczywiście służący się starał. Tyle że nie był Fredem, ordynansem. W ciągu sześciu lat jego służby mógł swobodnie pogawędzić z nim przed udaniem się na spoczynek, pośmiać się z groteskowych sytuacji, do których dochodziło podczas wieczornych spotkań towarzyskich.

Musiał rozstać się z Fredem, kiedy przejął Lavenham House. Chociaż przed sprowadzeniem się do rezydencji nie doświadczał podobnych wygód ani nie był otoczony gromadą służby, czuł się samotny i nie na miejscu. Niczym złodziej w cudzym domu, pomyślał z goryczą.

Przewrócił się na bok i zapatrzył na wciąż jarzący się ogień na palenisku marmurowego kominka. Bez munduru nie czuł się sobą. Brakowało mu kolegów pułkowych oraz poczucia przynależności do wspólnoty wojskowych. Cholera, rozmyślał, lepiej by się spało na ławce w parku pod przykryciem ze starego płaszcza wojskowego niż tutaj, w tych betach uważanych za luksus przynależny osobie z jego sfery. Ileż to razy spędził noc pod gołym niebem, budząc się rano w posłaniu przymarzniętym do gruntu. Uświadomił sobie, że na końcu uliczki był niewielki park z ławkami, a stary wojskowy płaszcz wciąż wisiał w szafie, chociaż Jenkins kręcił na to nosem.

Uznał, że musi chociaż na chwilę wyjść z domu Mortimera, wymknąć się spod kurateli jego służby, chociaż miał świadomość, że nie ucieknie od obowiązków, które spadły na niego w związku z nagłą i niespodziewaną śmiercią starszego brata.

Przeklinając pod nosem, wstał z łóżka, po omacku ubrał się w to, co było pod ręką, naturalnie, nie zapominając o płaszczu wojskowym. Włożył go i poczuł się w nim, jak w objęciach przyjaciela. Na powrót stał się majorem Cathcartem, mimo że ludzie uparli się obecnie nazywać go lordem Ledbury.

Przygładził dłonią jasnobrązowe włosy, jak to miał w zwyczaju po wstaniu z łóżka podczas służby wojskowej. Szkoda, że równie łatwo nie dało się uspokoić wzburzonego nastroju. Pokuśtykał w dół po schodach. Fakt, że nie doszedł jeszcze do siebie po rozmowie z dziadkiem, hrabią Lavenham, nie miał większego znaczenia. Był przygotowany na to, że usłyszy coś nieprzyjemnego. To, czego dowiedział się na temat młodszego brata, było szokujące. Jeszcze gorzej przyjął wiadomość, że gdyby Charlie ukrywał skłonność do mężczyzn, on mógłby spokojnie wrócić do pułku, dać się zabić lub okaleczyć i nikogo by to nie zainteresowało. Spełnił wolę dziadka. Zrezygnował z kariery wojskowej i przeprowadził się do Lavenham House. Zakupił nową garderobę, zaczął grać przeznaczoną mu rolę, a jednak…

Na dworze poczuł się lepiej niż w rodowej siedzibie. Odetchnął głęboko. Powietrze było przepojone wilgocią, co nieomylnie zwiastowało nadejście angielskiej wiosny. Do furtki na skwer dotarł szybciej, niż się spodziewał, zważywszy na stan jego nogi. Z zadowoleniem pomyślał, że wyciągnie się na parkowej ławce i poprzez gałęzie drzew będzie patrzył na nocne niebo. Niczego więcej mu nie potrzeba.

Tytuł lordowski przypadł mu niespodziewanie po haniebnej śmierci Mortimera. Teraz on jest ostatnią nadzieją na przedłużenie rodu. Będzie musiał się ożenić, znaleźć pannę godną miana przyszłej hrabiny Lavenham. Właśnie dlatego dzisiejszego wieczoru wybrał się na bal w nowym wcieleniu, jako lord Ledbury. Wzdrygnął się mimowolnie na wspomnienie kobiet, które otoczyły go ścisłym wianuszkiem, gdy tylko pojawił się w rozjarzonej światłami świec sali balowej.

Najwyraźniej pech nie przestał go prześladować, bo gdy doszedł do pierwszej ławki, na której zamierzał się położyć, okazało się, że jest zajęta przez rosłego żołnierza w czerwonym uniformie i kobietę, chyba mu niechętną, sądząc po tym, jak wyrywała się z uścisku.

– Puść ją! – zawołał głosem wyćwiczonym na polach musztry wojskowej tak głośno, że oboje podskoczyli.

– Odczep się – odburknął przez ramię żołnierz.

– Ani mi się śni. To niedopuszczalne i… – Urwał.

Rozpoznał młodą damę. To lady Jayne Chilcott. Zwrócił na nią uwagę podczas minionego balu i wypytywał o nią pana domu, Berry’ego, dawnego kolegę szkolnego, była bowiem bez wątpienia najpiękniejszym stworzeniem, jakie kiedykolwiek widział w życiu. Udzielając informacji, Berry uśmiechał się złośliwie.

– To lady Jayne Chilcott, zwana Soplem Lodu. Mojej siostrze Lucy bardzo zależało na jej obecności na balu, gdyż ona przebiera w zaproszeniach, jak w ulęgałkach. Jej dziadkiem jest hrabia Caxton, wyniosły staruch. Przyjrzyj się jej zachowaniu, a zrozumiesz, skąd wziął się przydomek.

Zrezygnował z prośby o przedstawienie go owej piękności, obserwował ją tylko z daleka. Wystarczyło pół godziny, aby zgodził się z opinią kolegi. Rzeczywiście sprawiała wrażenie, że z żalem zniżyła się do towarzystwa ludzi tak bardzo niedorównujących jej statusem. Z wyniosłą miną odrzucała zaproszenia do tańca ze strony tłoczących się wokół niej mężczyzn.

Obecnie po wyniosłości nie został nawet ślad. Miał przed sobą młodą dziewczynę, przerażoną i zawstydzoną, bo przyłapano ją w mocno kompromitującej sytuacji. Natomiast jej uwodziciel był wręcz wściekły.

– Powtarzam, natychmiast puść lady Jayne – rozkazał stanowczym głosem Richard.

Był zdecydowany ratować pannę Chilcott z opresji bynajmniej nie ze względu na wrodzoną rycerskość. Na przekór temu, czego dowiedział się o niej od Barry’ego, i co było mówione takim szyderczym tonem, czuł, że początkowe zainteresowanie urodą lady Jayne zmieniło się w miarę upływu balu w coś na kształt zrozumienia dla jej postawy.

Widząc, jak ona opędza się od narzucających się jej mężczyzn, czerpał pocieszenie z faktu, że nie tylko on jest oblężony. Po pewnym czasie bawiła go nawet determinacja, z jaką oboje w dwóch różnych końcach sali odpierali ataki napierających. Tyle że ścielących się do jej stóp mężczyzn tłumaczyła jej niezwykła uroda, podczas gdy wszystkie dopominające się jego uwagi damy młode i starsze były zainteresowane wyłącznie jego świeżo nabytym majątkiem i tytułem.

„Wygląd twojej twarzy niema najmniejszego znaczenia” – pocieszał go dziadek, skupiając wzrok na bruździe, którą wyryła na czole wnuka zabłąkana kula, gdy był zaledwie porucznikiem. „Na pewno nie teraz, skoro jesteś znakomitą partią. Z twoim majątkiem i widokami na tytuł hrabiowski nie musisz się wysilać. Wystarczy, że będziesz bywał, a kandydatki na żonę same cię znajdą”.

Myśl o tym, że będzie musiał się opędzać przed nachalnymi kobietami sprawiła, że wybrał się na bal z największą niechęcią. Słowa dziadka dźwięczały mu w uszach. Nikt nie zwracałby na niego najmniejszej uwagi, gdyby śmierć Mortimera nie wyniosła go tak wysoko. Tak, szedł tam, by się rozejrzeć za żoną, ale czy całe to towarzystwo nie mogło mniej ostentacyjnie okazywać, że interesuje je jedynie jego pozycja towarzyska, a nie on sam?

Czy lady Jayne miałaby tylu starających się, gdyby była równie biedna, jak piękna? Budziła zachwyt nieskazitelną cerą, ustami jak pączek róży i gęstwiną złocistych loków opadających na wdzięcznie zaokrąglone ramiona. Nie zauważył, jakiego koloru były jej oczy, ale ideałem dla tego typu urody powinien być chabrowy.

Gdy wszedł na salę, rzuciła mu zimne, taksujące spojrzenie. Później, kiedy oboje otaczała gromada pochlebców, ich oczy spotkały się i on przez ułamek sekundy był pewny, że chciałaby poskarżyć się mu, jak bardzo doskwiera jej nieszczerość tych ludzi. On chętnie zrobiłby to samo. Niedługo potem opuściła salę balową.

Po jej wyjściu przymus przebywania w tym pomieszczeniu i z tymi ludźmi stał się nie do zniesienia. Richard czuł się zamroczony panującą w przegrzanej sali duchotą. Napięcie, nieopuszczające go od podjęcia decyzji o podporządkowaniu się obowiązkowi wobec rodziny, było nie do wytrzymania przez osłabione długotrwałą chorobą ciało. Nagle wszystko go rozbolało. W głowie na próżno szukał uprzejmych słówek, niezbędnych w salonowych konwersacjach. Z ulgą wyszedł i udał się do Lavenham House. Tyle że dom, w którym zamieszkał, wciąż był domem Mortimera.

Nagle odczuł potrzebę wyładowania na kimś frustracji gromadzącej się w nim od rozmowy z hrabią Lavenham. Mortimer i Charlie byli poza zasięgiem – jeden w grobie, drugi w Paryżu, a nie wypadało rzucać się na własnego dziadka, choćby był w najwyższym stopniu irytujący.

– Wstawaj! – rozkazał żołnierzowi wciąż obejmującemu lady Jayne.

Młodzieniec był jego wzrostu. Chociaż młodszy i zapewne sprawniejszy fizycznie, nie był zaprawiony na polu walki jak on.

Żołnierz wstał niechętnie.

– Przynosisz ujmę swojemu mundurowi – orzekł lord Ledbury, rozdrażniony nonszalancją młokosa. Każdy spośród podkomendnych prężył się na baczność, słysząc taki ton w jego głosie. – Muszę zameldować o tym twoim dowódcom. Oficer nie powinien narzucać się kobiecie. Gdybyś był moim podwładnym, mógłbyś czuć się szczęściarzem, jeśli skończyłoby się na chłoście.

Zanim zdążył dodać, że da nieszczęśnikowi szansę rozstrzygnięcia sprawy w walce na pięści, lady Jayne stanęła między nimi z okrzykiem:

– Nie będzie pan tak okrutny!

– Okrutny? – powtórzył zaskoczony. – Uważa pani, że okrucieństwem jest ratowanie pani z opresji?

Zignorował wewnętrzny głos, który mu przypominał, że szuka okazji do awantury. Ten żołnierz stanął mu na drodze w chwili, kiedy potrzebował kogoś, na kim mógłby się wyładować. Gdyby napotkał młodego oficera obściskującego ładną dziewczynę w Portugalii, mrugnąłby do niego porozumiewawczo i poszedł swoją drogą. Z tą różnicą, że ta dziewczyna nie była słodką senioritą ani znudzoną życiem żoną jakiegoś hreczkosieja. Była młodą angielską damą i nie szukała przygód. Przeciwnie, wyrywała się zuchwalcowi.

– Przyznaję – odezwała się – byłam trochę zaskoczona natarczywością Harry’ego, bo do tej pory nigdy mnie tak nie całował. Głównie jednak bałam się, że ktoś nadejdzie i nas zauważy.

– Naprawdę chce pani, abym uwierzył, że odpychała go pani z obawy, że zostaniecie złapani w dwuznacznej sytuacji?

Bez wątpienia musiała tu przyjść z własnej woli, nawet jeśli potem przestraszyła się tego, co robi.

– Tak! – wykrzyknęła lady Jayne, unosząc wyzywająco głowę. – Nie spodziewam się, że ktoś taki jak pan to zrozumie. Ponieważ mój dziadek zabronił Harry’emu widywać się ze mną, nie pozostaje nam nic innego, jak spotykać się potajemnie.

Co to znaczy „ktoś taki jak pan”?! – zirytował się w duchu. Dlaczego nie jest mu wdzięczna za wybawienie z opresji? I przede wszystkim czemu stoi mu na drodze i nie pozwala dołożyć tej podstępnej, żałosnej imitacji żołnierza?

– Nie pomyślała pani, że dziadkowi mogłoby leżeć na sercu pani dobro? Że byłoby lepiej trzymać się z daleka od tego franta?

Lady Jayne była dość majętną dziedziczką. Berry wspominał, że jej dziadek nie miał żadnych bezpośrednich męskich następców i było powszechnie wiadomo, że ją obdarzy większą częścią swojej fortuny. Rzecz oczywista, że jakiś przybłęda bez grosza przy duszy nie był odpowiednim partnerem dla dziewczyny, która odziedziczy majątek, niezależnie od tego, że Harry miał niewątpliwie pewne zalety – urodziwą twarz, szerokie bary i wielki tupet.

– Zamierza pan nas wydać? – zapytała chłodno.

Harry stanął obok lady Jayne i przycisnął do torsu jej dłoń.

– To się tak nie skończy – oznajmił. – Nie dopuszczę do tego. Przysięgam, ukochana, że nic nas nie rozłączy – dodał.

– Och, Harry, nie wybaczę sobie, jeśli przez niego spotka cię chłosta. – Rzuciła nienawistne spojrzenie lordowi Ledbury. – Wiedziałam, że nie powinnam się godzić na to spotkanie.

Kiedy tak stali i patrzyli na siebie, Richard poczuł, że opuszcza go nagromadzona nieracjonalna złość. Jeśli lady Jayne kocha tego młodego oficera, niezależnie od tego, co on o nim sądził, to nic dziwnego, że ozięble potraktowała adoratorów nadskakujących jej podczas balu. Wiedział, co musiała czuć. Czy dziadek nie odarł go z wszelkich złudzeń, nie podeptał jego uczuć i nie kazał mu wstąpić na drogę, której nie wybrałby z własnej woli? Poczuł się niewygodnie w obranej roli obrońcy poprawności, bo wiedział, że wyjdzie na kompletnego durnia, ale coś nie pozwalało mu odejść i zostawić ich w spokoju.

– Niech pani przestanie zachowywać się jak heroina z taniego melodramatu i zawoła pokojówkę. Czas wracać do domu.

Zwiesiła głowę.

– Chyba nie wyszła pani bez pokojówki?

Pokiwała głową.

To wyglądało znacznie gorzej, niż sądził. W żadnym wypadku nie mógł zostawić jej w towarzystwie mężczyzny, który bez skrupułów zwabił w ustronne miejsce o tak późnej godzinie młodą kobietę, pozbawioną chociażby pozorów ochrony ze strony pokojówki.

– Czuję się zobowiązany odprowadzić panią do domu – oznajmił. – Miejmy nadzieję, że nikt nas nie spostrzeże, inaczej to my będziemy bohaterami skandalu.

Owszem, zamierzał się ożenić, ale nie pod przymusem z ledwo poznaną dziewczyną. Kandydatka na przyszłą hrabinę powinna być kobietą wyjątkową, o której kolejne pokolenia będą mówiły z największym podziwem i szacunkiem. Niekoniecznie trzeba jej szukać w ekskluzywnym Almacku, tym matrymonialnym targowisku, nie musi pochodzić z najwyższych kręgów towarzyskich, natomiast powinna mieć to coś, co każdy momentalnie spostrzeże i doceni. Nawet on, gdy się na nią natknie.

– Na co jeszcze czekasz, człowieku?! – wrzasnął na młodzieńca. – Wracaj do koszar, zanim się rozmyślę, i módl się, żeby nie odkryli twojej nieobecności.

– Zmienił pan zdanie?

– Mogę je zmienić jeszcze raz, jeśli się stąd natychmiast nie ruszysz. Jak się nazywasz i jaki masz stopień?

– Porucznik Kendell. I dziękuję panu.

Harry pocałował lady Jayne w rękę, po czym się ulotnił.

ROZDZIAŁ DRUGI

– Dlaczego pozwolił mu pan odejść? – zapytała lady Jayne.

Nie obchodziło jej, dlaczego adorator bez najmniejszego sprzeciwu ją opuścił, nie pytając nawet o nazwisko mężczyzny, z którym ją zostawia? – zdziwił się w duchu lord Ledbury. Przecież mógł to być powszechnie znany, bezwzględny uwodziciel.

– Zawsze zdążę o nim zaraportować, jeśli pani sobie tego życzy – odparł, myśląc, że rzeczywiście powinien to zrobić.

Obiekt westchnień lady Jayne wzbudził w nim pogardę skwapliwym zniknięciem z parku. Nie chciało mu się wierzyć, że mężczyzna mógł zachować się tak niehonorowo wobec kobiety, będąc w niej zakochany.

– Niech pan tego nie robi! – zawołała, łapiąc go z rękaw. – To wyłącznie moja wina. Wiedziałam, że nie powinniśmy się spotykać, ale on mnie tak bardzo kocha… Popełniłam błąd, że przyszłam bez pokojówki, ale pan rozumie, drzwi domu są zamykane na noc, nie mogłam się spodziewać, że pokojówka Josie wyjdzie przez okno.

– Wyszła pani z domu przez okno? Jak zatem zamierza pani wrócić?

Nie wyobrażał sobie, że zapuka do frontowych drzwi i odda ją w ręce opiekunów o tak późnej godzinie, właściwie nad ranem. To byłoby równoznaczne z wywołaniem skandalu.

– Naturalnie, tą samą drogą. Zresztą nieważne. Właściwie martwię się wyłącznie o Josie. Próbowała wyperswadować mi wyjście, ale to tylko służąca. Musi robić, co jej każę.

– I pani na zimno wykorzystała ten fakt?

– No… tak. Jeśli pan powie komukolwiek, że przyszłam tu bez niej, a przecież ona dostała surowy przykaz niespuszczania mnie z oka, to zwolnią ją ze służby. To byłoby bardzo niesprawiedliwe. Nie zniosłabym, gdyby z mojego powodu straciła pracę, a Harry został wydalony z pułku dlatego, że nie zachowałam się tak, jak powinnam.

Richard ze zdziwieniem spostrzegł łzę ściekającą po policzku lady Jayne. Berry wyrażałby się o niej w odmienny sposób, gdyby wiedział to, co on teraz. Demonstrowała wyniosłą minę, a w gruncie rzeczy gorączkowo oczekiwała na randkę. Przypomniał sobie, jak to było, gdy jako młody oficer podczas manewrów uczestniczył z kolegami w kolacjach wydawanych przez władze pułkowe dla lokalnych notabli, aby ich przekonać, że nie mają się czego obawiać ze strony zakwaterowanych w ich majątkach żołnierzy. Mieli rozkaz zachowywać się przy stole przyzwoicie. Później z nawiązką to sobie odbijali, dopuszczając się rozlicznych ekscesów. Kiedy lady Jayne umawiała się w parku z młodym oficerem, myślała tylko o sobie, natomiast gdy poniewczasie uzmysłowiła sobie, jakie mogą wyniknąć z tego konsekwencje dla innych, była szczerze skruszona.

– Zapomnijmy o tym na chwilę – burknął szorstko, chociaż kusiło go, by obiecać, że nikomu nie piśnie ani słowa, i to wcale nie ze względu na jej skruchę.

Nawet jeśli wykazała się szczególną lekkomyślnością, kto jak kto, ale on nie miał prawa potępiać jej za nieposłuszeństwo wobec rodziny. Przecież też tak postąpił, z tą różnicą, że mógł wyjść własnymi frontowymi drzwiami, gdy poczuł się w rodowej siedzibie jak w więzieniu.

– Musimy odstawić panią do domu w taki sposób, aby pani eskapada nie stała się przedmiotem plotek. Gdzie pani mieszka?

– O, więc pan chce nam pomóc? – spytała z urzekającym uśmiechem.

Zrozumiał, dlaczego porucznik Kendell nie potrafił się jej oprzeć. Każdy młodzieniec ryzykowałby narażenie się na gniew zwierzchnika w zamian za możliwość trzymania w ramionach tak uroczego stworzenia. A gdyby jeszcze mógł je całować… A może on zaryzykowałby pocałunek? Na samą myśl, że mógłby to uczynić, krew zaczęła szybciej krążyć w jego żyłach. Co za wspaniałe uczucie, pomyślał, być zdrowym mężczyzną naturalnie reagującym na spotkaną w odludnym miejscu piękną kobietę.

Taka reakcja mogła go tylko cieszyć. Zapewniał dziadka, że z medycznego punktu widzenia nic nie powinno mu przeszkodzić w spłodzeniu kolejnej generacji Cathcartów. W rzeczywistości nie czuł zainteresowania płcią przeciwną od bitwy pod Orthez, kiedy to został poważnie ranny. Całą energię życiową skierował na przeżycie – najpierw w szpitalu polowym, a następnie w urągających higienie warunkach transportu do Anglii. Długi czas nie opuszczała go gorączka. Chociaż odzyskał władzę w nodze i nawet, zanim po rozmowie z dziadkiem nie zmienił planów, przemyśliwał o powrocie do służby wojskowej, nie przejawiał chęci podjęcia aktywności seksualnej, mimo że okazji nie brakowało. Tymczasem teraz nie zdołał się oprzeć pokusie i wyciągnął rękę, by delikatnie kciukiem otrzeć łzę, która zdążyła spłynąć na brodę lady Jayne. Dotknięcie ciepłej, jedwabistej skóry zelektryzowało go. Tak dawno nie trzymał kobiety w ramionach, że teraz kusiło go, by zapytać, czy panna Chilcott nie pozwoliłaby mu na jeden pocałunek. Opanował się jednak i oderwał wzrok od jej ust. Powinien zachować się jak dżentelmen i bezpiecznie zaprowadzić ją do domu. Pokusa przedłużenia niespodziewanego spotkania z atrakcyjną kobietą była jednak zbyt silna, by jej nie ulec. Zadał pierwsze pytanie, jakie przyszło mu do głowy:

– Może zechciałaby mi pani wyjaśnić, dlaczego tak utytułowana i majętna panna jak pani zainteresowała się mężczyzną o niskiej pozycji towarzyskiej?

– Mówi pan jak mój dziadek!

Ta odpowiedź podziałała na niego jak kubeł zimnej wody. Czy rzeczywiście wyglądał tak staro, że kojarzył się jej z dziadkiem? Nic dziwnego, że uchyliła się, kiedy jej dotknął. Dobrze, że nie poprosił o pocałunek, bo wyglądałoby na to, że proponuje jej kupno milczenia. I tak miała go prawdopodobnie za gbura, skoro przerwał jej sam na sam z przystojnym porucznikiem.

– Dziadek o niczym innym nie myśli, tylko o pozycji towarzyskiej i majątku. Nie pozwala mi zawierać żadnych nowych interesujących znajomości. Wpadł w szał, gdy się dowiedział, że zaczynam odczuwać sympatię do Harry’ego. A kiedy okazało się, że Harry nie ma tytułu ani nawet widoków na tytuł, zabronił mi z nim rozmawiać i wywiózł mnie do Londynu.

– Wygląda mi to na bardzo sensowne zachowanie – odparł Richard, przeklinając w duchu, że bierze stronę dziadka, tłumiącego porywy młodego serca. – Jest pani nazbyt ufna. Rozsądniejsza dziewczyna wiedziałaby, jak niebezpiecznie jest samotnie spotykać się z mężczyzną w parku nad ranem. – Zwłaszcza że jej zmysłowe usta mogą wywierać taki piorunujący efekt na mężczyźnie, dodał w myśli.

– To oczywiste! – odcięła się. – Przecież nie wiadomo, na kogo mogłaby się natknąć. Niektórzy mają zwyczaj chodzić po nocy i szpiegować ludzi.

– Ja nie szpiegowałem! – zaprotestował lord Ledbury.

– Nie? To co pan robił? Coś podejrzanego, co do tego nie mam wątpliwości.

– Nie mogłem spać, i tyle. – Widząc jej pogardliwe spojrzenie, dodał: – Rozbolała mnie noga, a ta przeklęta londyńska służba hajcuje niemiłosiernie pod kominkiem i zamyka na noc okna. Musiałem wyjść zaczerpnąć świeżego powietrza. Do licha, nie wiem, dlaczego to pani mówię. – Jak jej się udało doprowadzić go do zwierzeń? – zadał sobie w duchu pytanie. – Zresztą to bez znaczenia. Nie muszę się pani tłumaczyć.

– Naturalnie, bo jest pan mężczyzną – odrzekła z przekąsem. – Mężczyźni mogą robić, co chcą, nie zważając na to, czy kogoś ranią, czy nie, i nikt im niczego nie zarzuci.

– Nie może pani bardziej się mylić. Szlachetny mężczyzna przedkłada obowiązek ponad swoje naturalne skłonności. Obowiązek wobec Korony oraz rodziny i… – Urwał.

Znowu odkrywał przed nią myśli, zamiast mówić to, co byłoby stosowne w danych okolicznościach. Z drugiej strony, Bóg jeden wie, co należałoby powiedzieć w takiej sytuacji jak ta. Mógłby przysiąc, że żaden podręcznik savoir vivre’u nie zawierał rozdziału na temat konwersacji podczas eskortowania do domu kobiety z potajemnego spotkania z nieodpowiednim wybrankiem.

Naszły go złe przeczucia. Najwidoczniej lady Jayne była przekonana, że jest zakochana w młodym oficerze. Nie mogła wiele o nim wiedzieć, jeśli spotykali się okazjonalnie, jak dzisiejszej nocy. Nie byłby ani trochę zdziwiony, gdyby jej uczucia miały więcej wspólnego z mundurem niż z człowiekiem go noszącym. Wiedział z doświadczenia, że czerwień munduru podoba się kobietom.

– Jeśli chodzi o rodzinę – wrócił do najważniejszej kwestii – sądzę, że pani dziadek prawdopodobnie żywił nadzieję, że to, co uważał za dziewczęce zauroczenie, prędko minie, jeśli dostarczy pani innych rozrywek.

Spiorunowała go wzrokiem i ruszyła alejką parkową, biegnącą w przeciwną stronę niż ta, z której przyszedł. Dogonił ją.

– Oby tak było. Podsłuchałam, jak instruował lady Penrose, moją przyzwoitkę, aby wydała mnie za mąż jeszcze przed końcem tegorocznego sezonu – odparła. – Nie mam pojęcia, jak chce do tego doprowadzić, skoro ograniczył swobodę wyboru imprez towarzyskich, na które wolno jej mnie zabrać. W rezultacie widywałam tych, których znam, odkąd przyszłam na świat. Nie wyobraża pan sobie, jak się nudziłam! Zaczynałam się czuć, jak kanarek w złotej klatce, gdy pojawił się Harry. Ożyłam, kiedy dostałam jego pierwszy liścik, w którym błagał mnie o randkę. Skorzystał z pośrednictwa Josie. Poinformował mnie, na jakie wydarzenia towarzyskie mógł uzyskać zaproszenie. Spotykaliśmy się w ogrodach, w pustych pokojach na piętrach, gdy na parterze trwały bale. Lady Penrose niczego nie podejrzewała.

Richard pożałował obietnicy, że nikomu nie powie o jej nocnej eskapadzie. Im więcej dowiadywał się o Harrym, tym mniej ufności wzbudzał w nim ten młody człowiek. Z drugiej strony, alarmowanie jej opiekunów też nie było dobrym rozwiązaniem. Z tego, co usłyszał, wynikało, że lady Penrose nie radziła sobie z żywiołową podopieczną. Zachowa dyskrecję, uznał, ale czy nie powinien uprzedzić lady Jayne o podejrzeniach dotyczących motywów kierujących Harrym? Nie. Biorąc pod uwagę jej dotychczasową reakcję, potraktuje go jak jeszcze jednego apodyktycznego męskiego osobnika, usiłującego ograniczyć jej wolność. Domyślał się, że zlekceważyłaby jego uwagi z równą przyjemnością, z jaką oszukiwała dziadka i przyzwoitkę. Tym bardziej w tej sytuacji potrzebny był ktoś, kto wiedziałby o jej kontaktach z Harrym i ją obserwował. Ktoś, kogo nie zwiodłaby pozornie wyniosłą, nieprzystępną miną, którą wprowadziła w błąd towarzystwo na balu.

– Lady Jayne, dałem słowo, że nic nie powiem o dzisiejszej nocy, i dotrzymam obietnicy. Musi pani jednak zrozumieć, że nie mogę pozostawić tej sprawy. Sama pani przyznała, że nie postąpiła, jak należy.

– Co pan proponuje?

Oby sam wiedział. W tej chwili najlepszy byłby strategiczny odwrót w celu przegrupowania sił.

– Złożę pani dzisiaj po południu wizytę i zaproszę panią na przejażdżkę do Hyde Parku. Wtedy zdradzę swój plan.

– Będę gotowa. – Uniosła brodę w sposób, który mówił mu, że zamierzała sprzeciwiać się mu na każdym kroku. – Jesteśmy na miejscu – dodała, wskazując front okazałej rezydencji.

Skierowała kroki ku wjazdowi do znajdujących się na tyłach budynku stajni. W pewnej chwili przystanęła i popatrzyła nań z uwagą.

– Zaskoczył mnie pan – wyjawiła. – Nie przypuszczałam, że potrafi pan zachować się przyzwoicie.

– A czego się pani spodziewała? – spytał, choć właściwie nie zależało mu na tym, by usłyszeć, że wiązała z nim oczekiwania, zważywszy że zdążyli kilka razy popatrzeć na siebie w sali balowej.

– Nie wiem… Na balu wyglądał pan tak… zniechęcająco. Te kobiety, które się wokół tłoczyły, obchodziły pana tyle, co rozbijające się o klif fale. A gdy wspomniał pan o chłoście dla Harry’ego, przez minutę sadziłam, że… – Zmieszała się. – Pan nie jest okrutnikiem, prawda?

– Bez wahania wysyłałem ludzi na śmierć – odparł, by nie pomyślała, że skoro okazał jej wyrozumiałość, jest mięczakiem.

– Jednak nie czerpał pan z tego przyjemności, a to wielka różnica.

Zamierzał bronić się przed zarzutem, że nie jest okrutnikiem, ale oniemiał, bo zadarła spódnicę i zatknęła ją za pasek w talii. Wiedział, że powinien odwrócić wzrok, ale czy mógł spostponować ją do tego stopnia, by nie docenić pary zgrabnych nóg odzianych w coś na kształt bryczesów, zwłaszcza że nie dalej jak dzień wcześniej taki widok w ogóle by go nie poruszył? Wahał się, czy nie zaproponować jej pomocy, gdy ona zdążyła wskoczyć na krawędź końskiego żłobu, z którego przedostała się na dach stajni.

Uśmiechnęła się do niego figlarnie, przytrzymując się gałęzi rachitycznej jabłoni.

– Nie jest pan takim nadętym nudziarzem, na jakiego pan wygląda.

Wypowiedziawszy tę kąśliwą uwagę, lady Jayne z małpią zręcznością wdrapała się po konarach jabłoni wzdłuż muru wyżej, gdzie czekało uchylone podnoszone okno. Uniosła je i znikła w środku, dając mu okazję do zauważenia, jak kształtny jest jej tyłeczek.

Richard stał przez kilka minut w osłupieniu, jakby dostał potężny cios w głowę. Niedawno był obrażony na cały świat i sfrustrowany. Teraz upajał się cudownym uczuciem, że wszystko jest w najlepszym porządku. Nie stało się to za sprawą sztuczek wyrafinowanej ladacznicy. Na przekór jego uprzedzeniom była to naturalna odpowiedź na widok damy z najwyższych kręgów towarzyskich. Zachichotał. Dobrze wiedzieć, że jest wśród nich przynajmniej jedna, z którą nie byłoby przykro pójść do łóżka. Patrzył na okno i zastanawiał się, co by się stało, gdyby wspiął się w ślad za lady Jayne i…

W tym momencie ktoś zatrzasnął okno i Richard szybko skrył się w cieniu stajni. Przyjechał do Londynu znaleźć żonę, a nie wdawać się w skandale, upomniał się w duchu. Nie ma sensu stać tu i wpatrywać się w okno, w którym zniknęła powabna lady Jayne, i zastanawiać, czy gałęzie jabłoni są na tyle wytrzymałe, by nie złamać się pod jego ciężarem.

Fakt, że w ogóle krążyły mu po głowie takie myśli, był niezwykle budujący. Ruszył w powrotną drogę, uśmiechając się do siebie radośnie. Lady Jayne to prawdziwie niesforne dziecko. Znajomość z nią będzie obfitowała w kłopoty. Przeczuwał to, ale nie obawiał się następnego spotkania. Przeciwnie, nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy ostatnio czuł się taki ożywiony i zadowolony.

– Panienko! – wykrzyknęła Josie, pomagając lady Jayne zejść z parapetu. – Bogu dzięki, że wróciła panienka cała i zdrowa.

– Przepraszam, że się o mnie martwiłaś. Obiecuję, że już nie zrobię niczego równie bezmyślnego, lekkomyślnego i samolubnego – obiecała panna Chilcott i zatrzasnęła za sobą okno.

Josie, która służyła u niej, odkąd Jayne skończyła dwanaście lat, i dobrze znała humory swojej pani, spojrzała z uwagą.

– Coś się stało? Stało się, widzę to. Poróżniła się panienka z młodym oficerem?

– Nie, nic w tym rodzaju – zaprzeczyła lady Jayne.

A jednak… Jeszcze zanim pojawił się lord Ledbury i przerwał jej tête-à-tête z porucznikiem, naszły ją wątpliwości, czy nie popełniła błędu, zgadzając się na to spotkanie. Ciemne okna mijanych po drodze domów wyglądały groźnie, miała złe przeczucia, zanim zdążyła dojść do parku. To nie dawało się porównać z porannymi konnymi eskapadami w okolicach Darvill Park, wiejskiej posiadłości dziadka w hrabstwie Kent.

– Niech panienka szybko się przebiera w nocną koszulę i kładzie do łóżka, bo zaraz pokojówka lady Penrose przyniesie śniadanie – upominała ją Josie.

Spotkanie od samego początku nie przebiegało zgodnie z oczekiwaniami Jayne. Harry, zamiast wziąć ją za rękę i szeptać miłe słówka, jak to miał dotychczas w zwyczaju podczas ich ukradkowych randek, pociągnął ją na ławkę i otoczył ramionami. „Nie zniosę tego dłużej, najdroższa – mówił z naciskiem – tak dłużej być nie może, musimy uciec”.

Nie zdążyła odpowiedzieć, że tego nie uczyni, a on zaczął ją całować w usta. Wąsy drapały nieprzyjemnie górną wargę, a niektóre włosy wchodziły do nosa. W dodatku otoczył ją ciasno ramionami. Z włosami w nosie, zatkanymi ustami i ściśniętą klatką piersiową zaczynała się dusić. Nie tak wyobrażała sobie pierwszy pocałunek. Ściągając bryczesy, pomyślała, że przecież nie dała mu zgody na pocałunek. On się na nią wręcz rzucił. Był taki natarczywy, że przez chwilę lub dwie nawet się go bała.

Jeszcze teraz, gdy Josie rozsznurowywała jej gorset, nie mogła zapomnieć, jak było jej nieprzyjemnie w gorączkowych uściskach Harry’ego i jak się ucieszyła, gdy zjawił się lord Ledbury z tą groźną miną. Oczywiście, nigdy się do tego nikomu nie przyzna. Pochyliła głowę, by Josie pomogła jej włożyć koszulę nocną. Wdzięczność nie trwała jednak długo. Przeraził ją sposób, w jaki lord Ledbury patrzył na Harry’ego, jakby chciał mu powyrywać ręce i nogi. Bała się, chociaż ta złość nie była skierowana przeciwko niej. Potem przepędził Harry’ego, otarł łzę, której nie była w stanie powstrzymać i jak gdyby nigdy nic odprowadził ją do domu. Wcale mu nie przeszkadzało, że wędruje o świcie ulicami z osobą przyłapaną w kompromitującej sytuacji.

Usiadła przed toaletką.

Dopóki lord Ledbury nie wspomniał, że powinien złożyć raport dowódcy Harry’ego, nie przyszło jej do głowy, że swoim zachowaniem może komuś zaszkodzić. Naruszała narzucane jej zasady, przekonana, że kara, jaka ją spotka, będzie względnie łagodna. Lady Penrose może zabronić jej wychodzenia z domu przez kilka wieczorów i obciąć kieszonkowe, a to żadna kara. W najgorszym razie mogłaby być odesłana do domu w Kent. Byłoby to jednak swego rodzaju zwycięstwo.

Surowa mina lorda Ledbury uzmysłowiła Jayne, że nieuchronne mogą być także reperkusje dla innych osób. Josie mogłaby stracić pracę, a Harry mógłby zostać wydalony z pułku. Na szczęście, lord Ledbury dał się ubłagać o litość oraz obiecał nikomu nie mówić o nocnej eskapadzie. Pogłaskała rękę pokojówki, rozczesującej jej włosy, by je zapleść w warkocze, w których zazwyczaj kładła się do łóżka. Dlaczego nie pomyślała, że innym przyjdzie zapłacić za jej wybryk? Czemu była tak samolubna?

Patrzyła z niesmakiem na odbicie w lustrze. Zazwyczaj ludzie zwracali uwagę na to, jak bardzo jest podobna do swojego ojca. Zimna i bez serca jak on. Sądzili tak na podstawie obojętnej miny, którą wyćwiczyła do perfekcji. Skąd mogli wiedzieć, jaką jest osobą, widząc tylko jej twarz? Pomyśleć, jak źle osądziła lorda Ledbury. Wieczorem, gdy zauważyła go na balu wydanego na cześć Lucy Beresford, pomyślała, że jest jednym z najmniej sympatycznych mężczyzn, jakich znała. Do nikogo się nie uśmiechnął, chociaż otaczający go ludzie wychodzili ze skóry, żeby go zabawić. Zupełnie, jakby wyświadczał bratu Lucy wielki zaszczyt, że po raz pierwszy w roli wicehrabiego wystąpił w jego domu. Jayne z pobłażaniem przyjmowała zachwyty Lucy, która mówiła o Ledburym jako bohaterze. Tymczasem okazało się, że wcale nie jest ani zły, ani okrutny. Mógł zrujnować jej reputację i złamać karierę Harry’emu, wypędzić Josie na bruk, a tego nie uczynił. Odprowadził ją do domu i obiecał zachować dyskrecję. Spojrzała na swoją twarz i pocieszyła się myślą, że wprawdzie wygląda jak ojciec, ale nie ma jego charakteru. Czyż to nie jest najważniejsze?

Mimowolnie się wzdrygnęła.

– Jeszcze chwila, panienko. Zaraz otulę panienkę ciepłą kołdrą – powiedziała Josie, niewłaściwie odczytując jej reakcję.

Lady Jayne nie wyprowadziła z błędu pokojówki. Nie chciała jej dodatkowo martwić opowieściami o ostatnich wydarzeniach ani przyznawać się do tego, że na skutek wyrozumiałości, z jaką potraktował ją lord Ledbury, uznała, że zachowała się samolubnie. Czy to za jej zachętą Harry tak się w niej zakochał, że postawił pod znakiem zapytania karierę w wojsku? Jej ojciec niszczył kobiety na tyle nierozsądne, że dały się nabrać na jego urodziwą powierzchowność.

Josie skończyła zaplatanie warkoczy i Jayne wreszcie znalazła się w łóżku. Przykryła się po brodę i oddała rozmyślaniom. Lord Ledbury zamierza jej przeszkodzić w widywaniu Harry’ego. Wyraźnie dał do zrozumienia, że nie aprobuje tego, by kobieta o jej pozycji towarzyskiej utrzymywała kontakty z mężczyzną pozbawionym majątku i tytułu. Czy lord Ledbury zdoła odstraszyć Harry’ego? Nie udało się to nawet dziadkowi. Lubiła Harry’ego, i to bardzo. Przeżywała rozstanie z nim, gdy dziadek wysłał ją do Londynu, by położyć kres znajomości, która rozwinęła się, gdy pułk Harry’ego stacjonował w hrabstwie Kent. Ucieszyła się, widząc go w Londynie. Radość trwała do czasu, gdy wyjawił jej, że rozstanie niemal złamało mu serce.

Och, jakby chciała, aby lordowi Ledbury udało się przekonać Harry’ego, żeby przestał się do niej zalecać! Inaczej będzie musiała sama mu oznajmić, że go nie kocha. Nie zdawała sobie z tego sprawy, aż do dzisiejszej nocy. Dopiero gdy przypatrzyła się swojemu zachowaniu surowym wzrokiem lorda Ledbury, musiała przyznać, że atrakcja Harry’ego polegała głównie na tym, że spotykając się z nim, robiła na złość dziadkowi. Lord Ledbury miał prawo potraktować ją jak puste, samolubne stworzenie.

Josie zdążyła wyjść z pokoju i cicho zamknąć za sobą drzwi, a Jayne wciąż w myślach prowadziła ze sobą szczerą rozmowę. Nie chciała łamać męskich serc. Nie śniło się jej, że Harry tak mocno się zaangażuje. Potrzebowała usprawiedliwienia. Przecież nie działała z wyrachowania! W ogóle się nie zastanawiała nad tym, co robi. Harry pojawił się w chwili buntu przeciwko nałożonym jej ograniczeniom. Musiała jednak uczciwie przyznać, że nie wszystkie były pomysłem dziadka i lady Penrose. Niepotrzebnie przysięgła sobie, że nie będzie tańczyła na balach, uznając, że przyjęcie zaproszenia do tańca mogłoby zostać odebrane przez partnerów jako zachęta do starań o jej rękę.

Gdy Harry wspomniał o ucieczce, wiedziała, że nie zdobędzie się na taki krok. Zanim ją pocałował, na dodatek w taki nieprzyjemny sposób, uświadomiła sobie, że będzie musiała z nim zerwać. Zrozumiała, że nie jest zakochana. W każdym razie nie tak, żeby poświęcić mu wszystko, jak uczyniła ciotka Aurora, o której opowiadała matka.

Żywiła nadzieję, że Harry zapomni o niej szybko. Powinien, bo nie warto było podejmować dla niej ryzyka. Zapewne w najbliższej przyszłości będzie miał do czynienia z poważnymi sprawami. Gazety były pełne relacji o ucieczce Napoleona z Elby. Wszystkie pułki zostaną przerzucone na kontynent, by powstrzymać triumfalny przemarsz Bonapartego przez Francję. Mimo wszystko będzie czuła się winna, że przez pewien czas bawiła się jego uczuciami. Będzie się modliła, by spotkał miłą dziewczynę ze swojej sfery, która pokocha go tak, jak on na to zasługuje.

ROZDZIAŁ TRZECI

– Lord Ledbury zabiera cię dzisiaj na przejażdżkę do parku? – Lady Penrose spojrzała na podopieczną przez lorgnon, którym się wspomagała przy przeglądaniu porannej poczty.

– Tak. Nie wspominałam o tym wczoraj wieczorem?

– Odnotowałam jego obecność u Beresfordów, ale nie zauważyłam, by zostaliście sobie przedstawieni. Kiedy miał okazję cię zaprosić? Poza tym niepotrzebnie samodzielnie przyjęłaś tę propozycję. Doskonale wiesz, że to niestosowne. Ten młody człowiek powinien najpierw mnie spytać o pozwolenie.

Lady Jayne udawała, że bierze sobie do serca te uwagi i liczyła na to, że lord Ledbury dostanie odprawę. Lady Penrose była pedantką w kwestiach etykiety. Właśnie dlatego dziadek wybrał ją na przyzwoitkę. „Ona utrzyma cię w ryzach. Jest bystra, na milę zauważy łowcę posagów. Wyda cię za mąż przed końcem sezonu” – powiedział. Dziadek nie myślał o niczym innym, tylko jak się mnie pozbyć, uznała ze smutkiem. Chęć zrobieniu mu na złość skłoniła ją do odnowienia znajomości z Harrym, gdy ów pojawił się w Londynie.

– Ponieważ lord Ledbury jest takim mężczyzną, jakiego dziadek życzyłby sobie na twojego męża – rozważała na głos lady Penrose – jestem skłonna zgodzić się na przejażdżkę.

Jayne nie kryła zdziwienia, starsza dama pośpieszyła więc z wyjaśnieniem:

– Podejrzewam, że nasiąkł złymi nawykami w służbie wojskowej. Widywałam podobne przypadki młodszych synów, pozbawionych widoków na dziedziczenie. Cóż, trochę potrwa, zanim nabierze ogłady wymaganej w dobrym towarzystwie. Będziemy musiały brać na to poprawkę.

– My?

– Oczywiście. – Lady Penrose popatrzyła na podopieczną, jakby miała do czynienia z osobą niespełna rozumu. – On jest najlepszą partią w tym sezonie. Byłoby skrajną głupotą czynienie mu wstrętów tylko dlatego, że, jak się wydaje, zapomniał o regułach dobrego wychowania.

Jayne nie mogła się nadziwić zmianie, jaka dokonała się w lady Penrose. Do tej pory czcigodna dama czyniła afronty młodym mężczyznom, którzy objawiali zainteresowanie powierzoną jej opiece panną na wydaniu. Jayne nie miała jej tego za złe, ponieważ nie zamierzała wychodzić za mąż, a w każdym razie nie w tym sezonie.

Przez resztę dnia lady Jayne demonstracyjnie okazywała zły humor. Przysięgła sobie, że powie lordowi Ledbury, co o nim myśli, ale były to płonne obietnice. Mógł znać dowódcę Harry’ego. Jedno jego słowo wystarczy, żeby nieszczęsny zalotnik dużo zapłacił za okazaną lekkomyślność. Ta myśl podsyciła jej niezadowolenie. To niesprawiedliwe, uznała, że wicehrabia mógł bezkarnie łamać reguły towarzyskie, a nawet osoba tak wymagająca jak lady Penrose była gotowa wybaczyć mu potknięcia ze względu na jego wysoką pozycję towarzyską. Tymczasem niezamożny oficer musiał uważać na każdym kroku.

Złość lady Jayne spotęgował fakt, że lord Ledbury zajechał po nią zwykłym otwartym powozem, a nie modniejszym ekwipażem, na przykład faetonem. Czy on nie wiedział, że po raz pierwszy lady Penrose pozwoliła jej pojechać do parku z mężczyzną? Nie wiedział, odpowiedziała sobie, wsiadając do powozu, albo było mu wszystko jedno. Przecież nie starał się o jej rękę. Przynajmniej to należy zaliczyć na plus. Naciągnęła futrzane okrycie niemal po brodę i wbiła wzrok w plecy stangreta.

Czuła na sobie pełen wyrzutów wzrok lorda Ledbury, który podczas jazdy do parku ani razu się nie odezwał. Mógłby nawet na nią krzyczeć, bo i tak było jej wszystko jedno. Nie rozpłakałaby się. Od dziecka potrafiła kontrolować emocje. Wyćwiczyła do perfekcji obojętną minę, z którą przyjmowała strofowanie ze strony ojca. Nigdy nie doprowadził jej do płaczu – nie dała mu tej satysfakcji! Tym razem również ukryła się pod maską obojętności, którą przywdziewała wtedy, gdy spodziewała się pretensji pod swoim adresem. Zresztą cóż takiego mógł jej powiedzieć lord Ledbury, czego wcześniej nie słyszała przynajmniej tysiąc razy, i to od osób, z których opinią liczyła się bardziej niż z jego zdaniem?

– Gniewa się pani na mnie, lady Jayne – zagadnął Richard. – Czyżby od naszego pożegnania doszła pani do wniosku, że jestem wrogiem?

– Jak mogłabym się nie gniewać? Pan uważa, że zyskał nade mną władzę, która upoważnia do dyktowania mi, jak mam się zachowywać.

Westchnął, chociaż miał świadomość, że nie ma do czynienia z istotą uległą, którą da się naprowadzić na właściwą drogę kilkoma ostrymi słowami.

– Sojusz przeciwko wspólnemu wrogowi jest wyobrażalny nawet między stronami długotrwałej wojny. Nie mówiąc o współdziałaniu w ramach zawieszenia broni.

– Nie rozumiem – rzuciła, wzruszając ramionami.

Spostrzegł, że jednak udało mu się wzbudzić jej ciekawość, a do tego zmierzał.

– Może łączy nas więcej, niż się pani wydaje. Na przykład powiedziała pani, że została wysłana do Londynu, gdyż rodzina, nie licząc się z pani wolą, chce panią wydać za mąż. Otóż ja także zostałem skierowany na drogę, której z własnej woli bym nie wybrał. Zanim na nowo użyje pani argumentu o mężczyznach, którzy robią, co chcą, nie bacząc na to, czy nie depczą czyichś uczuć – dodał pospiesznie, widząc, że Jayne bierze oddech, by skomentować usłyszaną informację – radziłbym nie osądzać wszystkich po zachowaniu mężczyzn z pani rodziny. Domyślam się bowiem, że to ich postawa ukształtowała pani opinię o mojej płci.

– Chyba tak – przyznała Jayne.

Począwszy od ojca, dodała w duchu. Nie ukrywał rozczarowania, że jedynym jego dzieckiem, które osiągnęło dorosłość, była córka, podczas gdy on potrzebował spadkobiercy, męskiego potomka. Za każdym razem, gdy nierozważnie napatoczyła mu się przed oczy, wyginał z niezadowoleniem usta i patrzył na nią tak zimno, że przenikał ją dreszcz. Ojciec nie dbał o jej wychowanie, pozostawiając ją samopas w rozległych włościach.

Gdy po śmierci rodziców znalazła się w domu dziadka hrabiego Caxton, senior rodu ze zgrozą stwierdził, że wnuczka oprócz sztuki czytania i pisania nie nabyła żadnych umiejętności, niezbędnych latorośli arystokratycznego rodu, włącznie z dobrymi manierami, koniecznymi do poruszania się w wyższych sferach. Wówczas w jej wychowaniu nastał okres przyspieszonej edukacji. Dziadek zatrudnił licznych nauczycieli i guwernantki, którzy jedno po drugim rezygnowali z pracy, twierdząc, że są bezsilni wobec braku dobrych chęci ze strony powierzonej im uczennicy. Problem polegał na tym, że uczono jej wszystkiego naraz, i to w wielkim pośpiechu. Chociaż bardzo się starała, nie potrafiła sprostać wymaganiom. Nie było dnia, by nie odsyłano jej do gabinetu dziadka, gdzie musiała wysłuchiwać perory, jak bardzo zawodzi pokładane w niej nadzieje.

– Ja też mam krewnych rodzaju męskiego, którzy myślą tylko o sobie i swoich przyjemnościach – wyjawił Richard. – Pozostało mi posprzątanie bałaganu, który pozostawili. Wcale mi się nie uśmiechała rezygnacja ze służby wojskowej i konieczność ożenku.

Starszy brat, Mortimer, ulubieniec ojca, był kobieciarzem i nałogowym hazardzistą, a przedwcześnie dokonał żywota, bo pijany spadł z konia i skręcił kark. Młodszy, Charlie, beniaminek matki, objawiał skłonność do mężczyzn, dlatego został wysłany do Francji, gdzie prawo było dla takich ludzi łagodniejsze. Mógł tam żyć zgodnie ze swoimi upodobaniami, szastając pieniędzmi.

– To niedorzeczność. Nie powinien pan odchodzić z wojska z powodu presji ze strony rodziny. Wielu utytułowanych oficerów zawiera małżeństwo, a nawet zabiera żony na wojnę. Sądziłabym, że kraj potrzebuje każdego doświadczonego oficera, jeśli mamy powstrzymać Bonapartego przed ponownym pustoszeniem Europy.

– Właśnie to powiedziałem dziadkowi, kiedy nalegał, bym sprzedał patent oficerski – odparł Richard.

Dziwnie było słyszeć z ust lady Jayne wypowiadane z podobną zapalczywością argumenty, jakie on przedstawiał dziadkowi, który przyjmował je z twarzą czerwoną ze złości, uderzając dłonią w blat biurka. „Masz się bezzwłocznie ożenić i zacząć zaludniać pokój dziecięcy! – rozkazał podniesionym głosem. „Uległem twojemu ojcu, dałem czas Mortimerowi i źle na tym wyszedłem! Uganiał się za spódniczkami, a mnie miał czelność oznajmić, że za dobrze się bawi, by się żenić. Nie popełnię drugi raz tego samego błędu. Albo pojedziesz do Londynu i znajdziesz sobie żonę, albo ja ją tobie znajdę”.

– Po długiej… dyskusji… – dodał z ironicznym uśmiechem – zrozumiałem, że chociaż, jak pani słusznie zauważyła, Anglia potrzebuje doświadczonych oficerów, nawet Wellington zgodziłby się, że zachowanie starego i zasłużonego dla kraju rodu jest niemniej ważne niż pokonanie korsykańskiego tyrana.

Zamilkł na dłużej i tak mocno ścisnął główkę laski, że zachodziła obawa, że ją zmiażdży.

– Dziadek jest starym człowiekiem i wprawdzie się do tego nie przyznaje, ale zdrowie mu nie dopisuje – dodał. – Kiedy w odstępie miesiąca zginęli w tragicznych okolicznościach mój ojciec i starszy brat, dziadek zaczął się martwić o przyszłość rodziny. Jak to dosadnie ujął, wojsko do bitwy może poprowadzić byle kto, natomiast ja jestem ostatnią nadzieją rodu Cathcartów.

– Twierdzi pan, że mnie rozumie, ponieważ wie z własnego doświadczenia, co to znaczy być popychanym do małżeństwa, którego się nie pragnie?

– Coś w tym rodzaju. Podziwiam panią za to, że nie dostała pani zawrotu głowy od powodzenia. Na podstawie tego, co zaobserwowałem wczorajszego wieczoru, ktoś mógłby się spodziewać, że zechce pani sięgnąć po księcia, a co najmniej markiza. Ma pani u stóp połowę męskiej populacji Londynu, a jednak pani serce bije dla mężczyzny bez pozycji i z ograniczonymi widokami na przyszłość. – Powiedziawszy to, Richard odwrócił się w stronę lady Jayne, by kontynuować, i w tym momencie ich oczy się spotkały. Ze zdumieniem spostrzegł, że jej są chabrowe, idealnie pasujące do typu urody.

Niech to wszyscy diabli! Spodziewał się, że za dnia dopatrzy się jakichś skaz w jej wyglądzie. Obserwował ją wieczorem z drugiego końca sali balowej. Powszechnie wiadomo, że światło świec jest szczególnie łaskawe dla kobiecej urody. W parku było ciemno, mogło mu się zdawać, że była ładniejsza niż w rzeczywistości. Teraz ich twarze znajdowały się w niewielkiej odległości.

– Ów Harry… porucznik Kendell… musi być panią oczarowany – zdołał wydukać.

Może młodzieniec nie był łowcą posagów. Z dużymi niebieskimi oczami, burzą blond włosów i stworzonymi do pocałunków ustami była zdolna otumanić każdego mężczyznę, uznał Richard. Gdyby dała młodemu porucznikowi najmniejszy znak zachęty, mogłaby z łatwością uczynić go swoim niewolnikiem. Natomiast ze mną to się jej nie uda, postanowił. Oderwał wzrok od ust Jayne i skierował go na matronę w mijanym powozie. Nie ulegnie jej czarowi, nie pozwoli odwieść się od głównego celu: zawarcia małżeństwa. Nie tylko opanuje arkana sztuki gospodarowania majątkiem ziemskim, lecz także ożeni się z kobietą, która będzie budziła powszechny podziw i której będą mu wszyscy zazdrościli. Nie z taką dziewczyną jak lady Jayne – lekkomyślnie stąpającą po niepewnym gruncie.

– Hm… właściwie… – Jayne była o krok od wyznania prawdy.

Powiedział, że podziwia ją za to, że nie polowała na utytułowanego męża. Tak rzadko się zdarzało, by ktoś ją za cokolwiek chwalił, że niechętnie przyznałaby się, że na pochwałę nie zasłużyła. Co nie znaczy, że potępiała ludzi starających się poprzez małżeństwo podnieść swój status społeczny.

– Uważam, że ludzie powinni się żenić i wychodzić za mąż z miłości – oznajmiła.

– Nie trudno zgadnąć – przyznał, niezaskoczony jej egzaltacją.

Rodzina Jayne była podzielona w związku z ucieczką ciotki Aurory z mężczyzną, którego hrabia Caxton uznał za niegodnego jej ręki. Dziadek nie pozwalał nawet wspominać imienia nieposłusznej córki, co raniło matkę Jayne. Mimo wszystko mężczyzna, z którym uciekła ciotka, był dżentelmenem. Czy należało wyklinać ich oboje z rodziny i zakazywać wszelkich kontaktów między siostrami? Jayne dawno doszła do wniosku, że dziadek postąpił okrutnie. Cóż w tym złego, że córka zakochała się w mężczyźnie, którego on nie zaaprobował?

– Jeśli dwoje ludzi się kocha, nic nie powinno stać na drodze do ich szczęścia – oznajmiła porywczo.

Ledbury stracił nadzieję. Liczył na to, że lady Jayne przejrzy na oczy i uzna, że Harry nie był wart ryzyka. Wówczas on będzie mógł zawrócić z tej bocznej drogi, na której przypadkiem się znalazł, i całą uwagę na powrót poświęcić głównemu zadaniu – poszukiwaniu odpowiedniej kandydatki na żonę.

Determinacja pobrzmiewająca w głosie lady Jayne napawała go obawą, że nie ma takich argumentów, które mogłyby podważyć jej przekonanie. Nie pozostawiła mu alternatywy. Będzie musiał zastosować podstęp, żeby ograniczyć grożące jej niebezpieczeństwo, a jednocześnie być na tyle blisko, by ją ochronić od zguby, jeśli okaże się to konieczne.

– Kim jestem, bym miał stawać na drodze prawdziwej miłości? – powiedział z tak jawnym sarkazmem, że Jayne wiedziała, że jego słowa nie spodobają się jej bez względu na to, co zamierza dodać. – Co nie znaczy, że usprawiedliwiam pani zachowanie, młoda damo. Ani jego, zwłaszcza jego.

Jayne umiała radzić sobie z mężczyznami niezadowolonymi z jej postępowania. Uniosła brodę i spojrzała mu prosto w oczy.

– Nie ma pan prawa mnie krytykować.

Nawet lubił, gdy mu się przeciwstawiała; z rozbawieniem obserwował jej buntowniczą minę. Na pewno więcej o niej mówiła niż maska obojętności, którą przywdziewała, by wprowadzić w błąd bywalców salonów. Czuł się uprzywilejowany, bo ukazywała mu prawdziwą twarz, której nikt inny poza nim nie oglądał. W nocy, kiedy go poprosiła, by oszczędził kłopotów pokojówce, też była szczera.

– Po tym jak zastałem panią w ramionach kochanka, mam prawo mówić, co myślę – odparł dość szorstko. – Wiem, do czego jest pani zdolna. – Uniesioną w górę ręką uciszył jej sprzeciw. – Z tego powodu nie mogę pozwolić, żeby nadal zachowywała się pani tak jak do tej pory. Do licha, gdyby ktoś inny przyłapał was razem, dużo by to panią kosztowało, i dlatego to musi się skończyć. Słyszy pani?

Skinęła głową. Nic bardziej jej nie złościło niż wysłuchiwanie poleceń, by zrobiła coś, co sama wcześniej postanowiła uczynić.

– Proszę się nie martwić, nie będzie tak źle. Jeśli wyświadczy mi pani pewną przysługę, jestem gotów zaaranżować spotkanie z owym młodym człowiekiem w okolicznościach, które nie skompromitują ani jego, ani pani.

– Co takiego?! – Doprawdy był irytujący. Liczyła na to, że będzie się stanowczo domagał od niej, by zerwała z Harrym.

– Będziecie mogli się widywać pod warunkiem, że będę waszą eskortą. Wszyscy wiedzą, że niedawno odszedłem z wojska. Czy obecność innego wojskowego w moim towarzystwie nie będzie naturalna? Porucznik Kendell będzie akceptowany w pewnych sytuacjach, o ile będzie ze mną. A ja, zdaje się, należę do gatunku mężczyzn, do których pani rodzina nie ma zastrzeżeń. Dowodzi tego choćby fakt, że jedziemy razem, eskortowani tylko przez moich służących. Będzie mi dość łatwo organizować wasze spotkania, o ile obowiązki służbowe porucznika na to pozwolą. Jawnie i w przyzwoitych okolicznościach, a nie w ukradkowy sposób, jak do tej pory.