Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » Mistrzowie kabaretu. Marian Hemar i Fryderyk Jarosy

Mistrzowie kabaretu. Marian Hemar i Fryderyk Jarosy

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-65456-47-2

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Mistrzowie kabaretu. Marian Hemar i Fryderyk Jarosy

Fascynująca opowieść o najwybitniejszych twórcach przedwojennej i powojennej, emigracyjnej rozrywki.

Droga Mariana Hemara i Fryderyka Járosy’ego od Qui pro Quo do Londynu – zaskakujące fakty z życia, obalane legendy, często niełatwa prawda, m.in. o zawiedzionych miłościach, zdradach, podwójnym życiu, bigamii, plagiatach, trudnych negocjacjach z pracodawcami...i z każdym rokiem coraz bardziej szorstkiej przyjaźni. Także nieoczywisty obraz życia polskiej powojennej emigracji w Londynie oraz gwiazd ówczesnej estrady, wśród których znalazły się: Hanka Ordonówna, Zula Pogorzelska, Mira Zimińska, Renata Bogdańska-Anders, Eugeniusz Bodo i wielu innych.

***

Anna Mieszkowska – autorka poczytnych książek o kabarecie międzywojennym, m.in. Bodo wśród gwiazd. Warszawianka, absolwentka wydziału Wiedzy o Teatrze warszawskiej PWST. Autorka jedynej biografii Ireny Sendlerowej, tłumaczonej na kilkanaście języków, na kanwie której oparto głośny amerykański film Dzieci Ireny Sendlerowej.

Polecane książki

Almanach z wierszami 8 najlepiej rokujących poetów, będących przed debiutem książkowym. W edycji 2014-2015 znaleźli się: Kacper Adamus, Justyna Charkiewicz, Michał Domagalski, Paweł Kobylewski, Grzegorz Marcinkowski, Bartosz Popadiak, Sylwia Rząca i Adrian Tujek. Wyborem oraz redakcją zajęli się Mar...
Twoje marzenie o spokojnym życiu w odziedziczonym domu w starogórskiej wsi pękło jak łańcuch piły, którą usiłowałeś je wyrzeźbić. Rodzina, w którą chciałeś tchnąć nowe życie, odwraca się od ciebie, bałamucona przez charyzmatycznego „przyjaciela domu”, Gajgara. Brudna przeszłość, zostawiona w stolicy...
Fascynująca jazda bez trzymanki od filozofii Habermasa i Hegla po kino Davida Lyncha i mizoginię Ottona Weiningera… i oczywiście z powrotem.   Wszystko, co chcieliście wiedzieć o kobietach (i o mężczyznach też), ale baliście się zapytać mamy i taty. Najsłynniejszy filozoficzny DJ włącza swój intelek...
„Opowiadania Ruty to jego własna wizja lat 80. Wizja prowokująca; ja nie tak pamiętam nasze granie z Gedeonem, tydzień w Bułgarii, wypadek Kujawy, moje własne zderzenie z Cyganami. Nie jest to historia zespołu, raczej kilka scen pociągniętych do absurdu, w których widać jednak nasze emocje i uwikłan...
Książka autorstwa J.E. Wasilczuk i K. Zawadzkiego jest pierwszą krajową pozycją kompleksowo podejmującą problematykę organizacji wielkoformatowych imprez sportowych. Niewątpliwie zachętą do podjęcia tego zagadnienia stał się fakt współorganizacji przez Polskę Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej. Autorz...
  Angielski Przy Okazji! Pełny Angielski Tekst. 100% Tłumaczenia! Ucz się angielskiego czytając ciekawe książki, przygotowane według Metody Edukacyjnego Czytania Ilyi Franka ----------------------- Opis serii: Książki z serii Metoda Edukacyjnego Czytania Ilyi Franka służą do nauki języka angielskieg...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Anna Mieszkowska

Projekt okładki, opracowanie graficzne i typograficzne, łamanie i montaż: MARYNA WIŚNIEWSKARedakcja: DOROTA KOMANKorekta: DOROTA ROŻEKRedaktor prowadzący: MAGDALENA CHORĘBAŁADyrektor produkcji: ROBERT JEŻEWSKIIlustracja na pierwszej stronie okładki pochodzi z programu Perskie Oko (Wielka rewia w 2 akt. 32 obrazach pt. „ Od A do Z”) z 1925 roku.© Copyright by Wydawnictwo Zwierciadło Sp. z o.o., Warszawa 2016
Text © copyright by Anna Mieszkowska 2016Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw autorskich.Wydawnictwo Zwierciadło Sp. z o. o. dołożyło należytej staranności w rozumieniu art. 335 par. 2 kodeksu cywilnego w celu odnalezienia aktualnych dysponentów autorskich praw majątkowych do zdjęć opublikowanych w książce. Z uwagi na to, że przed oddaniem niniejszej książki do druku nie odnaleziono niektórych autorów zdjęć, Wydawnictwo Zwierciadło Sp. z o. o. uprzejmie prosi aktualnych dysponentów autorskich praw majątkowych o zgłaszanie się do wydawnictwa.ISBN 978-83-65456-47-2Wydawnictwo Zwierciadło Sp. z o.o.
ul. Postępu 14, 02-676 Warszawa
tel. (22) 312 37 12
Dział handlowy:handlowy@grupazwierciadlo.plKonwersja:eLitera s.c.

Motto:

Za nami przeszłość,

Przed nami przyszłość.

A w środku… – brak pieniędzy.

Fryderyk Járosy

WSTĘP

Tytułowi mistrzowie kabaretu – Marian Hemar (1901–1972) i Fryderyk Járosy (1889–1960) – kabareciarze, jak ich dawniej nazywano, to najwybitniejsi twórcy przedwojennej rozrywki. Wiemy, że po raz pierwszy spotkali się w Warszawie najprawdopodobniej jesienią 1925 roku. Latem poprzedniego roku Járosy przyjechał z Berlina do Polski z teatrzykiem rosyjskich emigrantów Niebieski Ptak. A mieszkający we Lwowie Hemar wiosną 1924 roku przyjął zaproszenie od Jerzego Boczkowskiego, dyrektora warszawskiego teatru Qui pro Quo, do stałej autorskiej współpracy. Jednak pierwsze teksty piosenek i skeczy dla wykonawców teatru z Galerii Luksenburga przy Senatorskiej 29 zaczął pisać dopiero po wielu miesiącach.

Kim byli ci – mało znani wcześniej w Warszawie – artyści? Jak przebiegała ich kariera w warszawskich kabaretach? Co się z nimi działo w czasie drugiej wojny światowej? Dlaczego po pięciu latach przymusowego milczenia każdy z nich napisał serdeczny list do drugiego z nadzieją na wspólną pracę w emigracyjnym środowisku polskiego Londynu?

„I dalej co? Dalej mrok…” – słowa piosenki Hemara (Spotkanie w cukierence), napisane (już po wojnie) dla Zofii Terné – brzmią proroczo i sugerują rozstanie dawnych przyjaciół. O ile w ogóle ich znajomość można nazwać przyjaźnią. Może była to tylko bliska współpraca? Bardzo ważna dla historii polskiego kabaretu. Bo to ci twórcy zmienili wizerunek polskich scenek rewiowych, stworzyli kabaret literacki na wyższym poziomie niż wszystkie inne działające w Warszawie od początku istnienia kabaretów, czyli od 1908 roku.

Inni równie ważni bohaterowie tej książki to: Hanka Ordonówna, Stefcia Górska, Zofia Terné, Maria Modzelewska, Zula Pogorzelska, Mira Zimińska, Lena Żelichowska oraz Konrad Tom, Ludwik Lawiński, Adolf Dymsza, Kazimierz Krukowski…

Bohaterką książki jest także piosenka! Sentymentalna, liryczna, o miłości i o rozstaniu, o wiośnie i o jesieni. Lekka i przyjemna, łatwo wpadająca w ucho, o której trudno było (i jest!) zapomnieć. Dzisiaj wiemy, że dowcip, żart zrodzony w Qui pro Quo, Bandzie, Cyganerii czy w Cyruliku Warszawskim lub w Ali Babie, szybko przedostawał się za mury teatrzyków, był powtarzany z ust do ust, przetwarzany, parodiowany, wędrował z miasta do miasta w ślad za występami gościnnymi wykonawców. Przekroczył granice państw a nawet kontynentów… Odrodził się na skromnych scenkach emigracyjnych klubów polskich, jakich wiele działało poza krajem. W Europie, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Ameryce Południowej, Australii. Polską piosenkę śpiewano także w Izraelu.

Oddaję głos odnalezionym dokumentom, listom, fotografiom, wycinkom prasowym, nutom i programom teatralnym, tekstom skeczy i piosenek. Także wspomnieniom osób, które znały obu kabareciarzy. Odeszli już świadkowie sukcesów i porażek dawnych gwiazd kabaretu. Koledzy ze sceny, znajomi z widowni. Pozostała pamięć. Oby trwała jak najdłużej.

„Jeszcze piosenka nie zginęła, póki ją śpiewamy!” – tym optymistycznym apelem Fryderyka Járosy’ego z 1954 roku zachęcam do poznania historii życia i działalności artystycznej dwóch niezwykłych mistrzów kabaretu XX wieku.

Anna Mieszkowska

.

FRYDERYK JÁROSY

Z ROSJI DO BERLINA, Z BERLINA DO WARSZAWY

Fryderyk Járosy przeszedł do historii polskiego kabaretu jako jedyny w swoim rodzaju konferansjer, reżyser, autor i wykonawca skeczy i monologów, a także piosenek – o czym już nikt nie pamięta. Dzisiaj nazwalibyśmy go showmanem. Do warszawskich teatrzyków literacko-artystycznych wprowadził nowy styl, co podkreślali wszyscy przedwojenni recenzenci. Wyreżyserował ponad sto przedstawień, napisał po polsku trzy sztuki i powieść, tłumaczył na niemiecki między innymi komedię Antoniego Słonimskiego Murzyn warszawski i Słoneczniki Teodozji Lisiewicz. W Polsce wystąpił w kilku filmach (Co mój mąż robi w nocy, Papa się żeni, Panienka z poste restante, Parada Warszawy).

„Járosy wniósł na deski teatrzyku warszawskiego powiew europejskiej cywilizacji, dobrego smaku, dowcipu. (…) Podzielił nasz los, poszedł z nami na emigrację. (…) Jaka szkoda, że zniknął z naszego świata najbardziej czarujący z wszystkich uśmiechów, uśmiech Járosy’ego”. To fragment wspomnienia Mariana Hemara, ogłoszonego dwa tygodnie po śmierci artysty w londyńskim „Dzienniku Polskim i Dzienniku Żołnierza” 22 sierpnia 1960 roku.

Przez wiele lat, szukając informacji o nim, próbowałam zrozumieć, kim był człowiek, który w ogłoszeniu do emigracyjnej gazety codziennej napisał o sobie: „Doktor filozofii, Welfare officer – 2 Corps., teatralny producer, Actor, pisze na maszynie, playwright, bookeeper, announcer, prezenter; ang., franc., ros. – zupełnie dobrze, niem. – bardzo dobrze. Szuka pracy tłumacza”.

Fryderyk Miroslaw Járosy urodził się 10 października 1889 roku w Pradze. W dość zamożnej rodzinie. Ojciec – Rudolf Christian Járosy (1848–1908) – był z pochodzenia pół Węgrem, pół Chorwatem. Pracował w banku na kierowniczym stanowisku. Matka – Bertha Elizabeth z Kauffmanów (1859–1912) – wiedenką. Pochodziła ze zasymilowanej rodziny żydowskiej. Fryderyk Járosy wspomniał o tym tylko raz, w wywiadzie udzielonym w 1947 roku w Tel Awiwie. Żadne dokumenty rodzinne tej informacji nie potwierdzają. Nie wiedziały o tym fakcie ani jego córka Marina Járosy-Kratochwil, ani Stefania Grodzieńska, z którymi na ten temat rozmawiałam.

Fryderyk Járosy jako roczne dziecko

W rodzinie było dziesięcioro dzieci. Fryderyk miał starsze i młodsze rodzeństwo. Rodzice zmarli, gdy był jeszcze studentem. A studiował wcale nie filozofię ani żaden z kierunków artystycznych. Pewnie za namową rodziny po ukończeniu szkoły średniej w Lipsku zdecydował się na studia rolnicze w Monachium. Zachował się nawet dokument z tego okresu i informacja, gdzie wtedy mieszkał. Przez pół roku w semestrze 1912/1913 był także studentem germanistyki na Uniwersytecie im. (króla) Ludwika Maksymiliana w Monachium. Nie wiemy wiele o tym najwcześniejszym okresie jego życia. Na pewno uprawiał sporty – grał w tenisa, pływał i jeździł na nartach. Pewnego razu…

Rodzina Fryderyka Járosy’ego. Fryderyk stoi pierwszy od lewej w drugim rzędzie

W grudniu 1912 roku przebywał w Davos. W modnym szwajcarskim kurorcie jak zawsze było dużo turystów. Raczej zamożnych. W jednym z pensjonatów mieszkała dwudziestojednoletnia Rosjanka ze starszą kuzynką, ciotką i wujem. Przed południem brała płatne lekcje jazdy na nartach. Był to nie lada wyczyn – w tamtym czasie kobiety jeździły na nartach w długich do ziemi, lekko dołem rozszerzanych spódnicach! Przyjacielem instruktora był szczupły student, który w towarzystwie starszego brata pobierał lekcje jazdy na nartach biegowych. Pewnego dnia zwrócił uwagę na dziewczynę o charakterystycznej urodzie. Nie była specjalnie ładna, ale zaimponowała mu sprawnością. Zjeżdżała szybko mimo stroju, który wyraźnie krępował jej ruchy. Na kilku zachowanych fotografiach widać roześmianą dziewczynę w zgrabnym jasnym sweterku i w długiej wełnianej spódnicy, rozkloszowanej dołem. On jakby wstaje, może przewrócił się przed chwilą. Nawiązali znajomość w zimowej aurze, ale uczucie było gorące! Młody człowiek zostawił brata w hotelu, w którym obaj mieszkali, i przeniósł się do pensjonatu, w którym z rodziną mieszkała poznana na nartach dziewczyna. Po kilku dniach ona jedzie z krewnymi do Włoch. On wraca na studia do Monachium. Rozstanie. Tęsknota, którą wypełniają częste listy. Wreszcie spotkania. Najpierw wiosną w Nicei, a w maju już u niej, w Rosji. Natalia von Wrotnowski, chociaż urodziła się w pałacu w Kiejdanach na Litwie, mieszka w majątku Piatnica, sześćdziesiąt kilometrów od Moskwy.

Fryderyk i Natalia w Davos, 1912

Długo nie mogłam uwierzyć w opowieść pani Mariny Járosy-Kratochwil o pałacu lub zamku dziadków… Pojechałam tam. Z rezydencji nie pozostały nawet ruiny. Miasteczko jest zadbane. Powoli restaurowane są zabytkowe kościoły, ratusz (z XVII wieku) przy rynku, zbór renesansowy z 1631 roku fundacji hetmana Krzysztofa „Pioruna” Radziwiłła z kryptą z grobami rodu Radziwiłłów i renesansową amboną. W Kiejdanach siedzibę miał książę Janusz Radziwiłł z Potopu Henryka Sienkiewicza.

Piękny zapewne obiekt został całkowicie zniszczony podczas drugiej wojny światowej. W 1944 roku wycofujące się wojska niemieckie wysadziły pałac Totlebena (który w 1877 roku pod Plewną uwolnił Bułgarów z niewoli tureckiej, ma pomnik w Sewastopolu), most i inne zabytkowe obiekty.

Historia, którą poznałam z relacji pani Mariny, okazała się prawdziwa. Od przełomu XVIII/XIX wieku Kiejdany były własnością pułkownika napoleońskiego Stanisława Hutten-Czapskiego, 29 kwietnia 1831 w czasie powstania listopadowego rozegrała się bitwa pod Kiejdanami. To syn Stanisława, Marian Czapski, wybudował w mieście położonym nad rzeką Niewiążą około 1850 roku rozległą rezydencję magnacką z parkiem. Za udział w powstaniu styczniwym majątek został właścicielowi skonfiskowany, a on sam zesłany na Syberię. Rezydencję rodziny Czapskich Rosjanie oddali swojemu generałowi Eduardowi Iwanowiczowi Totlebenowi (1818–1884) – dziadkowi Natalii, która rzeczywiście tam się urodziła.

Fryderyk i Natalia wiosną 1913 roku

W roku 1912 oboje młodzi nie mają już rodziców. Ona została sierotą w wieku zaledwie czternastu lat. Rodzice Natalii (Marica hr Totleben i Konstanty Wrotnowski) zmarli na tajemniczą infekcję dziesiątkującą chorych. W tamtym czasie taka choroba była nieuleczalna. Natalia i Fryderyk są na tyle zamożni, że mieszkanie w różnych krajach nie stanowi żadnego problemu. Natalia mówi biegle po niemiecku, włosku i francusku. Dla Fryderyka pierwszym językiem jest niemiecki, ale zna też francuski i angielski. Szybko uczy się rosyjskiego. Pozna ten język znakomicie! W mowie i piśmie. Ale to stanie się dopiero za kilka lat. Kilkutygodniowy pobyt w pięknie położonym majątku sprzyja rozwojowi płomiennego uczucia, które zrodziło się w malowniczej scenerii modnego kurortu. Naya, jak zdrobniale nazywa ją narzeczony, 4 września obchodzić będzie dwudzieste drugie urodziny. Fritz – tak mówią do niego w rodzinie – 10 października skończy dwadzieścia cztery lata.

Ślub Fryderyka Járosy’ego z Natalią von Wrotnowsky

11 czerwca 1913 roku biorą ślub w Monachium. W pięknym gotyckim greckoortodoksyjnym Salvatorkirche (na Odeonplatz), podległym Konstantynopolowi, ale sponsorowanym przez cara, dzięki czemu mogły odbywać się w nim również śluby rosyjskie. Świadkami są: z jej strony kuzynka Aleksandra Totleben (podobnie jak Natalia wnuczka zasłużonego dla cara generała Eduarda Totlebena), z jego bliskich – starszy brat Albert, autor podręcznika do nauki muzyki. Fryderyk przerywa studia. Zamieszkują w Rosji. Natalia ma licznych przyjaciół i krewnych w Moskwie, u których zatrzymują się, odwiedzając stolicę wczesną jesienią. Chodzą do teatrów. Fritz pisze recenzje z premier do prasy wiedeńskiej i berlińskiej. Jedną z przyjaciółek młodszej kuzynki Natalii jest Olga Konstantinowna Knipper (Czechowa), od 1915 roku żona bratanka pisarza Antoniego Czechowa. Jej mąż Michaił Czechow to znany i popularny aktor. Olga imponuje Fryderykowi. Jest zupełnie inna niż poważna Naya. Kilka lat młodsza, ładniejsza od jego żony. Przejawia zainteresowania artystyczne. Uczy się malarstwa, marzy o aktorstwie. Mimo młodego wieku ma wiele znajomości w środowisku teatralnym. Wspólnie z Natalią i Fryderykiem wymyślają sposób na wypełnienie czasu w długie jesienne wieczory. Organizują domowy teatr salonowy. Z Moskwy przyjeżdżają goście: rodzina żony i krewni uwodzicielsko pięknej Olgi.

Olga Czechowa

– To było to samo środowisko: artystów, dziennikarzy, pisarzy – wspominała pani Marina Járosy-Kratochwil, którą poznałam w 1995 roku w Wiedniu. – Olga lubiła naturę. Wolny czas spędzała na malowaniu w plenerze. Z moim ojcem zbliżyło ich zamiłowanie do konnej jazdy. Pamiętam z dzieciństwa, że było w domu ładne zdjęcie, na którym widać, jak oboje jadą na koniach leśną drogą.

Przyjaźń wkrótce przerodzi się w romans. Podwójne życie obojga nie rozbije jednak tak szybko obu małżeństw.

Wkrótce po wybuchu pierwszej wojny światowej Fryderyk Járosy – jako obywatel wrogiego państwa – zostaje aresztowany. Spędza w więzieniu kilka miesięcy, zanim obie kobiety, zjednoczone w walce o jego uwolnienie, dotrą do odpowiedniego urzędnika, który za łapówkę zwróci mu wolność. Jednym z protektorów był podobno Konstanty Stanisławski, którego dla tej sprawy pozyskała przyjaciółka rodziny. Natalia jest w tym czasie w ciąży. Opiekują się nią starsza od niej kuzynka i Olga Czechowa. Gdy Fryderyk jest już wolny, w rodzinnym majątku 7 marca 1915 roku rodzi się córka Marina. Olga cały czas spędza z Nayą, bardzo słabą po trudnym porodzie, która długo wraca do pełni sił.

Wojna zmienia sytuację materialną rodziny Járosych. Duży majątek ziemski trudno jest teraz utrzymać. Wzrost podatków, brak siły roboczej (chłopi poszli na wojnę) wymuszają podjęcie decyzji o jego sprzedaży. Ponieważ nie ma chętnych na kupno, trwa rabunkowa wyprzedaż wszystkiego, co stanowi jakąś wartość. Rodzina przenosi się do skromnego wiejskiego domku w sąsiedniej wsi. Natalia nie umie odnaleźć się w nowej sytuacji. Wyjeżdża do Moskwy, w której mieszka duża część jej rodziny. Mąż dzieli czas na życie w mieście i na wsi, gdzie pilnuje tego, co jeszcze zostało. W Moskwie panuje niewyobrażalny głód. Tysiące ludzi w poszukiwaniu żywności ucieka z miast na wieś. Rabunki i morderstwa są na porządku dziennym. Fryderyk odwiedza żonę rzadko. Z racji swojego austriackiego obywatelstwa nie czuje się bezpiecznie w dużym mieście, w którym ciągle trzeba się meldować. Sytuację pogarszają nastroje antyniemieckie. Wielu znajomych, którzy mieli niemieckie pochodzenie, obco brzmiące nazwiska, zostało aresztowanych.

Natalia z synkiem

W tym czasie Fryderyk przypadkowo poznaje Władysława Starewicza, reżysera filmowego, z pochodzenia Polaka. W jego filmie Kaliostro zadebiutuje na dużym ekranie – jako Miroslaw Jaros, w 1918 roku – razem z Olgą Czechową i… Antonim Fertnerem. Zagra tytułowego bohatera, grafa Kaliostro. Skąd taka propozycja?

Otóż, ojcem reżysera filmu (pioniera filmów animowanych i twórcy pierwszego w historii filmu lalkowego) był Aleksander Starewicz mieszkający w Sumiliszkach niedaleko Kiejdan…

Zima przełomu lat 1916/1917 i 1917/1918 była bardzo ciężka. W mieszkaniach palono ogniska. Zdobywanie żywności wymagało często stania w kolejkach na ulicy przez całą noc. Sytuacja polityczna była niezwykle dramatyczna. Rosja się rozpadała. Piętnastego marca 1917 roku abdykował ostatni car Rosji Mikołaj II. Upadek caratu i rewolucja bolszewicka sprawiły, że większość rosyjskiej arystokracji straciła poczucie bezpieczeństwa. Życie wielu ludzi było zagrożone. Bili się z myślami: uciekać czy zostać? Porzucano majątki, dwory i pałace. Ratowano życie. W takich okolicznościach 16 sierpnia 1917 roku w Moskwie Naya Járosy rodzi syna Andrieja. Dziecko jest bardzo słabe, ona też. Resztkami sił, leżąc na wozie, wraca na wieś.

Dom rodziny Natalii w Rosji

Wybuch kolejnej rewolucji jeszcze bardziej komplikuje ich sytuację. Czują się zagrożeni. Wciąż są obszarnikami, wrogami rewolucji. Po spaleniu domu najbliższych sąsiadów przez nieznanych sprawców Naya postanawia jednak wrócić do Moskwy. Szuka pomocy i wsparcia u krewnych. Rodzinnego kapitału zdeponowanego w banku przez jej dziadka nie udało się odzyskać. Zresztą pieniądze traciły na wartości dosłownie z dnia na dzień. A meble i księgozbiory szły na opał. Tak było nie tylko w Moskwie, ale w całej Rosji. Kuzynom Nai udało się jednak przechować rodzinne dzieła sztuki i kosztowności, którymi dzielą się sprawiedliwie. Naya wróciła do męża i dzieci z małym pudełeczkiem, którego zawartość gwarantowała im niejakie zabezpieczenie. Jeszcze nie wie, że będzie musiało to wystarczyć na ponad pięćdziesiąt lat. Spędzi je na emigracji, z dala od Rosji, której już nigdy nie zobaczy.

W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia pojechała tam Marina Járosy, która prawie nic nie pamiętała z tego najwcześniejszego okresu dzieciństwa. Po dawnej rodzinnej posiadłości nie pozostał nawet ślad. Jedynie kilka wyblakłych fotografii, na których ledwo widać dom i jego wnętrze: meble, książki, obrazy. Wszyscy członkowie rodziny, którzy nie opuścili Rosji, zaginęli bez wieści.

Marina i Andriej

– W pewnym momencie było już tak niebezpiecznie, że rodzice postanowili uciekać – opowiadała córka Fryderyka Járosy’ego. – Palono okoliczne majątki, mordowano ich właścicieli. Myśmy z bratem byli tak mali, że nie orientowaliśmy się w tym wszystkim. Po latach zrozumiałam, że gdyby nie udało nam się wyjechać, padlibyśmy ofiarą tego koszmaru, jakim była rewolucja. W tamtym czasie nie można było zachować postawy neutralnej. Albo popierało się bolszewików, albo stawało się wrogiem ludu.

O tym, jakie to wszystko było straszne, Marina Járosy wiedziała z opowiadań przyjaciółek matki. Natalia niechętnie wracała do dramatycznych wspomnień z ostatniego okresu pobytu w Rosji. Rodzina Járosych cudem ocalała z pogromu, jakiego na oficerach carskich, którzy zatrzymali się w sąsiedniej posiadłości, dokonali bolszewicy. Uciekli w ostatniej chwili. Natalia tragizm przeżyć opłaciła ciężką chorobą, która ujawniła się kilka lat później. Fryderyk wrażenia opisał w książce Mumie, wydanej w Berlinie w 1921 roku. Jest to fabularyzowany reportaż. Widziałam jego niemiecką edycję, znam też polski przekład Mariana Hemara z 1930 roku.

Wróćmy jednak do opowieści pani Mariny o okolicznościach wyjazdu rodziny z Rosji:

– W tamtym czasie tysiące ludzi uciekało z Rosji. Drogą morską i koleją. Ponieważ wywożenie za granicę biżuterii było zabronione, te rodzinne skarby zostały ukryte w naszych dziecięcych ubraniach. Każdy porządnie ubrany człowiek wzbudzał podejrzenia. Arystokracja rosyjska wyjeżdżała poprzebierana za biedaków. Jedna z ciotek opowiadała mi, że można było stracić życie za posiadanie dobrych butów, które nie pasowały do reszty skromnego ubrania. Dorośli byli narażeni na rewizje osobiste. Dzieci spotykało to rzadziej. Normą było szukanie złota w damskiej bieliźnie. W razie jego znalezienia groziła śmierć! Myśmy z bratem i z częścią tych precjozów utknęli z nianią w nadmorskiej miejscowości Jarmuła, dwadzieścia kilometrów od Rygi, z której dojeżdżał pociąg. Niania, Estonka, musiała być we wszystko wtajemniczona, bo jednak przeżyliśmy bez rodziców trzy miesiące. W sierpniu został wynajęty skromny pokój w jednej z willi nad samym morzem. Mieliśmy zapewnione jakieś jedzenie. Gdy w grudniu odnaleźli nas rodzice, a właściwie wuj Carlheinz[1*], młodszy brat ojca, wyjechaliśmy wszyscy razem do Niemiec. Płynęliśmy okrętem. Pamiętam, ponieważ całą tę podróż przechorowałam. W Berlinie po jakimś czasie zjawiła się ciocia Oleczka, jak nazywaliśmy Olgę Czechową. W Rosji zostawiła matkę i niewiele ode mnie młodszą córeczkę. Wyszli po nią na dworzec nasza matka z ojcem, i nie poznali jej! Przyjaciółka rodziców była potwornie zmieniona, przeraźliwie chuda, w przebraniu prostej kobiety, w walonkach zamiast butów. Ponieważ słabo znała język niemiecki, zamieszkała na początku z nami. Ojciec pomógł jej sprzedać cenny klejnot. Dzięki temu miała środki na bieżące potrzeby. Rodzice rozmawiali z nią wyłącznie po niemiecku, aby szybciej nauczyła się języka. I to wtedy także ja, przebywając często z nią i z rodzicami, zaczęłam mówić w tym języku. Był to skutek sytuacji domowej. Z bratem mama mówiła po rosyjsku. Dzięki temu stałam się dwujęzyczna. W 1921 roku ojciec wystąpił do władz austriackich o przyznanie jemu i rodzinie austriackiego obywatelstwa. Stało się to możliwe dzięki traktatowi w Trianon z 1920 roku, na mocy którego obywatele dawnej monarchii austro-węgierskiej optowali za przynależnością do jednego z trzech państw. A następnie podjął pracę w jakiejś redakcji. Potem w wydawnictwie Preußische Verlag. Pisał artykuły do gazet i sztuki oraz teksty piosenek dla teatru rosyjskiego, który działał w Berlinie. Olga Czechowa szukała zajęcia w Studio Universum Film AG. Matka towarzyszyła jej w tych poszukiwaniach. I nawet krótko też tam pracowała jako sekretarka i tłumaczka. Ciocia Olga chciała, abym zagrała w filmie, ale mama nie wyraziła na to zgody. I chyba o to się pogniewały. Pewnego dnia Olga Czechowa wyprowadziła się od nas. Odwiedzałam ją z ojcem, matka nie chciała nam towarzyszyć. Wkrótce Olga Czechowa stała się znaną i cenioną aktorką filmową. Kontakt nasz urwał się na kilkadziesiąt lat. Wiedziałam od ojca, że spotkali się w 1952 roku w Los Angeles. Na początku lat siedemdziesiątych niespodziewanie dostałam od niej książkę, jej autobiografię i perfumy.

Przez wiele lat, szukając informacji o najbardziej znanym kabareciarzu XX wieku, często natrafiałam na wzmianki, że jego żoną była Olga Czechowa. W książkach o aktorce pojawiają się informacje o tym, że w latach 1920–1921 jej mężem był Friedrich Jaroshi lub – inaczej pisany – Ferenc Jaroszi, „węgierski kapitan kawalerii”[1]. Podobnie myślała Stefania Grodzieńska, która mimo wieloletniej znajomości – a nawet przyjaźni – nie znała prawdy o jego sytuacji rodzinnej. Járosy był konsekwentny w swoim milczeniu na tematy osobiste.

W 1988 roku, w odpowiedzi na mój apel prasowy, zatelefonowała do mnie pani Jaga Boryta-Nowakowska, aktorka, siostra znanego aktora Zbigniewa Sawana. Podczas rozmowy pani Jaga przy znała się, że to ona była nieostrożną sprawczynią plotki o tym, że żoną Járosy’ego i matką jego dzieci była Olga Czechowa.

– Jak to się stało? – zapytałam.

I usłyszałam…

– Pewnego razu odwiedziłam Fryderyka Járosy’ego w mieszkaniu i widziałam zdjęcia dzieci z wielbłądem. Obok stała fotografia Olgi Czechowej. Járosy, widząc moje zainteresowanie, powiedział: „To moja była żona. Ale nie utrzymuję z nią kontaktów, ponieważ kiedy odwiedziłem ją ostatnio, to na jej nocnej szafce stała fotografia Adolfa Hitlera”.

Ale to zdarzyło się dużo później, pewnie w połowie lat trzydziestych; wówczas Czechowa jako znana już gwiazda kina niemieckiego kilka razy odwiedziła Warszawę, promując filmy ze swoim udziałem.

W latach dwudziestych XX wieku w samym tylko Berlinie przebywało około dwustu tysięcy uciekinierów z Rosji. Wychodziło tam wiele rosyjskich gazet, magazynów ilustrowanych. Powstała nawet rosyjska wyższa uczelnia i teatr. Emigranci rosyjscy z czasów rewolucji byli przeważnie zamożnymi ludźmi. W ojczyźnie stracili wielkie majątki, ale w świecie zachowali tak zwaną pozycję. Znali języki obce, wielu z nich miało konta w bankach zagranicznych. W Paryżu i w Berlinie Rosjanie prowadzili otwarte domy, zakładali własne firmy. Restauracje i kawiarnie były pełne bogatych, wesołych ludzi, którzy wierzyli, że kiedyś wrócą w swoje rodzinne strony. Szukali wielu sposobów na ułożenie sobie nowego życia.

W 1921 roku Fryderyk Járosy zaangażował się do zespołu teatralnego rosyjskich emigrantów Siniaja Ptica. Ponieważ zespół ten występował niemal w całej Europie, potrzebowano konferansjera, który znał niemiecki, francuski, angielski, a jednocześnie umiał porozumieć się z zespołem po rosyjsku. Járosy znakomicie spełniał się w tej roli. A poza tym pisał teksty dla teatru. Miał też ambicje reżyserskie, co nie pozostało bez wpływu na jego późniejszą karierę. Częste podróże, występy w różnych krajach zaważyły na losach rodziny. Małżonkowie rozstali się, dzieci pozostały przy matce. Natalia w tym czasie zachorowała na tarczycę, przeszła operację. Jej skutkiem była długotrwała rekonwalescencja. Przeżywała depresję, na którą zalecono jej zmianę klimatu. Mieszkała w różnych krajach: w Niemczech, Szwajcarii, we Włoszech, Francji, potem w Austrii. Dzieci korespondowały z ojcem, a raz w roku spotykały się z nim na dłużej. Rozstanie z rodziną nastąpiło w 1924 roku, wtedy to Fryderyk Járosy zamieszkał na stałe w Polsce.

A jak to się stało, że pewnego lata z Berlina do Warszawy przyjechał Niebieski Ptak? Zespół teatru Siniaja Ptica, Der Blaue Vogel, Blue Bird, L’Oiseau Bleu, czyli Ptak Niebieski, który w Polsce nazywano także Niebieskim Ptakiem, planował występy w naszym kraju już od grudnia 1923 roku.

Patronat medialny (jak byśmy to dzisiaj nazwali) nad występami gościnnymi skromnego zespołu objął założony przez Mieczysława Grydzewskiego w styczniu 1924 roku tygodnik kulturalny „Wiadomości Literackie”. Od 8 czerwca do 3 sierpnia ukazywały się obszerne anonse reklamowe, z których dowiadujemy się, że przez kilka tygodni w Teatrze Rococo (Nowy Świat 63) od godziny dziewiątej wieczorem odbywały się występy teatru artystycznego Ptak Niebieski pod dyrekcją Jakowa Jużnego.

Na tej samej stronie „Wiadomości Literackich” sąsiadują ze sobą reklamy Ptaka Niebieskiego i teatru Qui pro Quo, który zapraszał na wielką rewię w dwu aktach Precz z nagością. W programie między innymi:Cienie czarodziejskie – „sensacja teatrów rewietkowych paryskich i amerykańskich – pierwszy raz w Warszawie”. „Z udziałem całego zespołu i nowo zaangażowanych sił”.

Kto występował w tej ostatniej premierze sezonu 1923/1924, nie możemy ustalić z braku programu. Ale wiemy, kto brał udział w poprzednich produkcjach szóstego już sezonu, licząc od powstania Qui pro Quo w kwietniu 1919 roku. Chociaż w zespole już od dwóch sezonów występowała Hanka Ordonówna, to gwiazdami były: Zula Pogorzelska i Mira Zimińska, oraz panowie: Eugeniusz Bodo, Romuald Gierasieński, Karol Hanusz, Ludwik Lawiński, Konrad Tom i do 1923 Józef Urstein. Taki skład zespołu artystycznego gwarantował teatrowi powodzenie. A jednak od jakiegoś czasu w teatrze nie działo się dobrze. Słabło zainteresowanie publiczności i recenzentów kolejnymi premierami. O tym, że czegoś teatrowi brakuje, doskonale wiedzieli jego dyrektorzy Jerzy Boczkowski i Seweryn Majde. Konieczne były nowa jakość, świeżość tekstów i nowy kunszt reżyserii. To wszystko dali teatrowi dwaj nieznający się wcześniej wybitni kabareciarze: przybyły wprost z Berlina Fryderyk Járosy i kilkanaście lat od niego młodszy lwowianin Marian Hemar.

Ale zanim Fryderyk Járosy i Marian Hemar poznali się osobiście, spotkali się na łamach tygodnika „Wiadomości Literackich”.

Stało się to w 1924 roku.

Fryderyk Járosy, Berlin 1922

.

MARIAN HEMAR

OD LWOWA DALEKO AŻ STRACH…

Kim był i jak dotarł ze Lwowa do Warszawy przyszły autor najpiękniejszych polskich piosenek lirycznych, skeczy i monologów, których napisał podobno (bo on sam ich nigdy nie policzył!) około trzech tysięcy?

Literat zamieszkały w Warszawie. Średniego wzrostu, o twarzy pociągłej, włosach czarnych, oczach piwnych – dowiadujemy się z cudem ocalałego przedwojennego paszportu. „Marian Hemar, niski, silnie zbudowany brunet” – tak zapamiętała poetę Alina z Chwistków Dawidowiczowa, co zanotowała we wspomnieniach Zeschnięte liście i kwiat…[2]. On sam w życiorysie, który pisał w Londynie 20 lipca 1965 roku w związku z podjęciem starań o odszkodowanie od Niemców za utratę zdrowia w czasie drugiej wojny światowej, podał o sobie następujące informacje:

„Nazywam się Jan Marian Hemar. Urodziłem się 6 kwietnia 1901 r. w Lwowie jako syn Ignacego oraz Berty Hescheles i jestem żydowskiego pochodzenia. Maturę gimnazjalną zdałem we Lwowie w 1919 r. Następnie służyłem w Wojsku Polskim do roku 1921 a w dalszych trzech latach studiowałem medycynę i filozofię na Uniwersytecie Lwowskim. Od roku 1921 zajmowałem się dziennikarstwem, literaturą i teatrem. W roku 1925 przeprowadziłem się do Warszawy gdzie przebywałem do wybuchu wojny. W dalszej kolejności objąłem stanowisko kierownika literackiego w różnych małych teatrach artystycznych, stanowisko dyrektora własnego teatru Nowa Komedia a ponadto czytałem własne dzieła w Polskim Radio.

Do czasu wybuchu wojny napisałem 4 własne sztuki teatralne oraz mniej więcej 10 sztuk teatralnych zagranicznych autorów zostały przeze mnie przerobione a wykonane w Warszawie. Napisałem około 2000 krótkich utworów scenicznych i 6 scenariuszy filmowych. Pomijając liczne dzieła w prasie literackiej wydałem szereg książek i 3 zbiory moich wierszy. Byłem jednym z autorów satyrycznego tygodnika «Szpilki»,w którym publikowałem całą kampanię antynazistowską i antyreakcyjną w formie wierszy.

W roku 1939 założyłem i kierowałem małą sceną artystyczną, gdzie przedstawiłem wybitnie ostry program antynazistowski. Szczególny rozgłos w całej Polsce wywołała przeze mnie napisana antynazistowska piosenka [Ten wąsik, ach ten wąsik…[2*]]. Ten program wywołał oficjalny protest ówczesnego ambasadora von Moltke o czym zostałem poinformowany przez odnośne osoby rządu”[3].[3*]

Ale zanim jesienią 1939 roku stał się uciekinierem w Rumunii, przez kilkanaście lat mieszkał w Warszawie, a wcześniej w rodzinnym Lwowie. Pseudonim „Hemar” powstał z połączenia dwóch pierwszych liter nazwiska i trzech liter drugiego imienia, które stało się pierwszym.

Jan Marian Hescheles miał dwoje rodzeństwa. Starszą siostrę, Marię, dwukrotnie zamężną, matkę dwóch synów: Mietka i Stefanka. Maria zginęła w warszawskim getcie zimą 1942 roku. Jej starszy syn, Mietek, także nie przeżył wojny. Stracił życie we Lwowie. Stefan żyje, mieszka w Polsce, przy zachodniej granicy. Młodszy o pięć lat brat Fryderyk Hescheles, nazywany w rodzinie Fredkiem, ożenił się po wojnie, miał córkę Joannę. Przed wojną skończył prawo morskie w Trieście. W czasie wojny ukrywał się w okolicach Warszawy pod przybranym nazwiskiem, jako Roman Gierszewski. Zmarł nagle w listopadzie 1953 roku.

We Lwowie ta pięcioosobowa rodzina mieszkała na drugim piętrze kamienicy przy ulicy Jagiellońskiej 11. Później, już po śmierci ojca, znacznie skromniej, w lokalu numer 11, na trzecim piętrze domu przy ulicy Pełczyńskiej 10. W domu Hemara przy dawnej Jagiellońskiej (obecnie Hnatyuka) od wielu lat mieści się Pierwszy Ukraiński Teatr dla Dzieci. Adres drugi to dzisiaj ulica Dmytra Witowskiego.

Podobno Janek Hescheles, późniejszy Marian Hemar, zaczął uczyć się gry na fortepianie, kiedy miał cztery lata. Po roku nauki umiał już grać ze słuchu. Był uczniem VII Lwowskiego Gimnazjum im. Tadeusza Kościuszki przy ulicy Sokoła. W tajemnicy przed nauczycielami i rodzicami od jesieni 1917 roku pobierał lekcje aktorstwa u Wandy Siemaszkowej na kursie scenicznym, który działał przy konserwatorium lwowskim. Na popisie szkolnym 26 czerwca 1918 roku w sali Towarzystwa Muzycznego grał (pod pseudonimem) Rizzia w Marii Stuart Słowackiego. Bakcyla teatralnego połknął wcześnie, zabrany przez matkę i siostrę na jedno z przedstawień w Teatrze Wielkim we Lwowie. Był wtedy kilkuletnim brzdącem. A potem w Wiedniu, dokąd rodzina ewakuowana została po wybuchu pierwszej wojny. Jak bardzo było to dla niego ważne, świadczyć może wspomnienie z 1967 roku – w audycji Stefanii Kossowskiej, nagranej w Londynie dla Radia Wolna Europa opowiadał:

„Jestem z pokolenia, które wyrosło na literaturze. Myśmy nie mieli radia ani telewizji. Wszystkie podniety artystyczne i intelektualne, wszystkie emocje narodowe i społeczne braliśmy z literatury, teatru. Dla mnie – dla całego mojego pokolenia – pisarz, twórca, autor sztuki był tym najwznioślejszym zawodem i powołaniem na świecie. Z owych czasów pozostał we mnie egzaltowany szacunek dla każdego, kto jest pisarzem”.

Debiutował wcześnie. 26 listopada 1919 roku w gazecie „Wiek Nowy” po raz pierwszy ukazał się wiersz Wstęp do bajek podpisany „Maryan Hemar”.

Już kilka miesięcy później, w 1920 roku, ta sama gazeta opublikowała Balladę szubieniczną jego autorstwa. W satyrycznym tygodniku „Szczutek” 21 lipca 1921 ogłoszono dłuższą bajkę alegoryczną młodego poety Dzik i świnia. Po sześciu latach od debiutu napisał o sobie wiersz, który zatytułował Marjan Hemar, ogłoszony we lwowskim tygodniku satyrycznym „Szczutek” 10 września 1925 roku:

Chętnie zawsze zaglądał

w to co inni czynią,

Choć tematy do satyr dawał samym sobą.

Wydał książkę, co zwała się

Dzikiem i świnią,

Ale nie wiem, pod czyją myślił się osobą.

Długo wszędzie się krzywił,

jak na mózgu tumor.

Proszono go, by umarł

– on uparcie nie marł.

Gdy zmarł

– nie pozostał w Polsce z tego żaden rumor,

Bowiem nie umarł humor,

kiedy umarł Hemar.

Poete inconnu[4]

Równolegle z twórczością literacką na łamach lwowskiej prasy, rozwijała się współpraca Hemara z lwowskimi kabaretami: Ul, Renesans, Mozaika. Pisał teksty piosenek i utworów satyrycznych, niektóre sam wygłaszał. Na te lata datuje się jego znajomość i pisanie dla Hanki Ordonówny. Poza wierszami, fraszkami i dłuższymi humoreskami ogłaszał także felietony, przekłady poezji niemieckiej, recenzje literackie i omówienia lokalnych wydarzeń kulturalnych. Liczne przyjaźnie z pisarzami i poetami nie pozostały bez wpływu na młodego twórcę. Największy wpływ miały na niego kontakty z „bardem Lwowa” Henrykiem Zbierzchowskim i z komunizującym futurystą Brunonem Jasieńskim. Ciekawostką jest, że przez dwa letnie miesiące 1924 roku Hemar kierował teatrzykiem satyrycznym Zdechły Kot. Drugą zaś… rodzinny plagiat! Odkryła ten fakt Mariola Szydłowska, badaczka lwowskiego okresu twórczości Mariana Hemara. 3 listopada 1921 w „Szczutku” Hemar ogłosił długi wiersz zatytułowany Na cel dobroczynny. Okazało się, że była to zmodyfikowana wersja utworu o tym samym tytule, który 9 marca 1907 roku w „Kurierze Lwowskim” opublikował jego wuj Samuel Lem (1879–1954)[4*]. Wszystko zostało w rodzinie. I pewnie nikt by o tym nie pamiętał i nie wiedział, gdyby nie dociekliwość badaczki[5].

Samuel Lem był znanym we Lwowie laryngologiem, a prywatnie starszym bratem matki autora plagiatu. Czy nikt o tym nie wiedział? W 1923 roku wydano mu Balladę o białym byku. W następnym stał się współautorem rewii Łątki lwowskie, którą wystawiono w Teatrze Miejskim. Protektorem młodego, zdolnego autora został zaprzyjaźniony z nim aktor Ludwik Lawiński. Znali się od kilku lat… Lawiński opisał dokładnie, jak do tego doszło, w książce Kupiłem. Wspomnienia zza kulis (Londyn 1958):

„Poznałem go [Hemara] w r. 1920. Było to jeszcze młode, dopiero rozpoczynające [karierę] chłopię. Ja już byłem dorosłym aktorem – pracowałem w operetce Teatru Nowości w Krakowie (pod dyrekcją Tadeusza Pilarskiego) jako aktor i reżyser. Pierwszą operetką w Krakowie, w której grałem rolę starego Pala, był Skowronek Lehara. Libretto przetłumaczył Konstanty Krumłowski – mnie się to tłumaczenie nie podobało, a zwłaszcza tekst do mojej wstępnej piosenki. Pojechałem do Lwowa do Hemara, który wówczas zaczął dopiero zdobywać ostrogi, a przemiłą i kochaną matkę jego straszono, że z syna wyrośnie wielki poeta. Dla lwowskiej matki aktor (wiem to z doświadczenia) i poeta – to nie była kariera. Przetłumaczył mi Marian wstępną piosenkę i stwierdzam z całą stanowczością, że zapłaciłem mu wówczas 5 zł gotówką”.

Dzisiaj wiemy, że to dzięki Ludwikowi Lawińskiemu dowiedziano się o nowym poecie w Warszawie. Dynamiczność i kreatywność twórcza Hemara nie mogła zostać niezauważona w środowisku teatralnym. Jerzy Boczkowski, dyrektor stołecznego teatru Qui pro Quo, zaprosił go do stałej autorskiej współpracy w swoim kabarecie już wiosną 1924 roku. Zanim tak się stało, Hemar musiał wyjechać jesienią tego roku na trzy miesiące do Włoch, skąd przesyłał reportaże do „Gazety Lwowskiej”. W grudniu był już w Warszawie, gdzie początkowo czuł się obco i niepewnie. Tęsknił za rodziną, domem, miastem i środowiskiem, które znał bardzo dobrze. W stolicy był anonimowy. I musiało upłynąć wiele miesięcy, zanim poczuł się pewnie. Mieszkał w kilku wynajmowanych kolejno mieszkaniach. Matka przysyłała mu czystą bieliznę i drobne przedmioty codziennego użytku. Szukał okazji, aby wsiąść do pociągu i pod byle pretekstem wrócić do Lwowa.

To rozdarcie między dwoma miastami, poszukiwanie swojego miejsca w stolicy trwało kilkanaście lat. Gdy chorował, zawsze jechał do rodzinnego domu, aby odzyskać siły, jedząc matczyny rosół. O tym najlepszym na świecie rosole jego matki wspomni po latach w jednym z listów Mira Zimińska, która z zespołem Mazowsze odwiedziła Lwów w latach pięćdziesiątych:

„Byłam u Ciebie. Weszłam do bramy, potem na schody. Dotknęłam klamki, ale nie weszłam. Stałam na korytarzu długo. Wszystko sobie z uporem przypominałam. Wszystkie moje tam wizyty i nawet smak jakiegoś najlepszego w świecie rosołu i wiedziałam, że nikt tam na mnie nie czeka, nikt nie spojrzy kochanymi, dobrymi oczyma i nie powie: no jedz, Mireczko. Bo przecież ciągle coś znakomitego musiałam jeść. I nie powie mi, że jak byłeś mały to… A później w szkole to byłeś nadzwyczajny i w ogóle jesteś najkońszy, ale żeby na Ciebie uważać bo jesteś słabego zdrowia i czy to auto Ci nie zaszkodzi. Zostawiłam kwiaty na progu, no bo gdzie je zanieść!? Kwiaty położyłam także w parku, gdzie rozstrzelali naszego Pana Tadeusza [Boya-Żeleńskiego]. Byłam u Orląt i na Łyczakowskim oraz na Zamku. Pojechałam na Stryjską szosę, tam gdzie grywałeś w szachy i u Zaleskiego, i u Baderów, na starym Rynku w tej knajpce, gdzie bywaliśmy nad ranem, tam koło Poczty gdzie właśnie z tym sercem nieco. (…) Byłam w naszym teatrze, gdzie występowaliśmy. Weszłam naszym wejściem za kulisy, stanęłam na scenie, właśnie w tym miejscu, gdzie zawsze śpiewałam Twoje piosenki, tak troszkę na prawo ” – relacjonowała 6 sierpnia 1958 roku poruszona tamtą wizytą.

Z tej tęsknoty za lwowskim gniazdem, ukochanym miastem młodości, powstało potem wiele wierszy i piosenek, z których najbardziej popularna to napisana dla Zofii Terné: Tyle jest miast („tyle jest gwiazd, wszędzie dobrze i źle po połowie…”). Tak autor wspominał o tym w latach pięćdziesiątych na antenie swojego programu kabaretowego w Radiu Wolna Europa:

„W roku 1926 przeniosłem się na stałe ze Lwowa do Warszawy. Wkrótce po przyjeździe napisałem piosenkę o Lwowie. Lwów był wtedy o kilka godzin jazdy od Warszawy. Można było wsiąść w południe w pociąg, aby wieczorem chodzić po Wałach Hetmańskich. Tę piosenkę podsunęła mi kokieteria mojej tęsknoty. Stała się ona potem matką i ojcem wszystkich piosenek o Lwowie, które napisałem po latach, już z tęsknoty na serio, z Londynu”.