Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » Morderstwo w Himalajach

Morderstwo w Himalajach

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7976-479-2

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Morderstwo w Himalajach

 

W cieniu najwyższych gór świata rozgrywa się dramat – wycieńczona grupa Tybetańczyków stara się przedostać do Indii, aby uniknąć prześladowań ze strony władz Chińskiej Republiki Ludowej. Na drodze ku wolności stają im nie tylko siły natury, ale także oddziały wojska, które nie zawahają się otworzyć ognia do uciekinierów. Świadkami tego wydarzenia są himalaiści, którzy przygotowują się do ataku szczytowego na Czo Oju. Nie wiedzą, że już wkrótce zostaną postawieni wobec tragicznego wyboru. Jonathan Green, dziennikarz śledczy specjalizujący się w reportażu wojennym, udał się w niedostępne rejony Tybetu, aby zbadać sprawę morderstwa nastoletniej mniszki. Wyróżniony przez Amnesty International reportaż Morderstwo w Himalajach to wynik jego trzyletniego śledztwa. Ta niezwykła książka jest szokującym świadectwem zbrodni, która wstrząsnęła zachodnią opinią publiczną i zainicjowała dyskusję o represjach, którym poddawani są mieszkańcy Dachu Świata przez chińskie supermocarstwo. „W podtytule tej szokującej książki Jonathana Greena brakuje słowa ‘tchórzostwo’. Wybija się ono na pierwszy plan w jego opowieści o zabiciu siedemnastoletniej tybetańskiej mniszki. Kelasang Namtso. Najważniejsze w książce jest morderstwo na Kelsang oraz wszystko to, co z tego wyniknęło. Green, doświadczony dziennikarz, snuje barwną opowieść przykładając wagę do szczegółów. Książka potwierdza, że autor jest reporterem najwyższej klasy.” – The Spectator „Jedna z najbardziej niepokojących książek ostatnich lat.” – Macleans Magazine

Polecane książki

Autor stara się wprowadzić czytelnika w świat lekko zaczarowany. Z pewnością jest on pociągający, tym bardziej dla kogoś, kto interesuje się historią i okolicami Łodzi. Do tej pory nikt, w ogólnie dostępnym obiegu, nie pokusił się o taki zabieg literacki. Pomysł się broni. Przemieszanie okresów, w k...
W książce można znaleźć odpowiedź na pytanie, jaką rolę odegrały dom rodzinny i lata młodzieńcze w biografii bohatera książki, żołnierza i polityka, dyplomaty, ministra spraw zagranicznych Polski Odrodzonej, Józefa Becka (1894–1944), oraz czy obdarzony talentami Józef Beck, rozwinął je z biegiem lat...
Lady Isobel Dalceann przyszło żyć w niespokojnych czasach. Trwa konflikt szkocko-angielski. Zamek Dalceannów, siedziba klanu, jest wielokrotnie oblegany. Kiedy giną mąż i ojciec Isobel, to ona przejmuje odpowiedzialność za losy rodzin i zaciekle walczy o utrzymanie swoich ziem. Pewnego dn...
"Tutaj szybko umiera w człowieku to, co w nim dobre i najlepsze. Życzliwość? Ona budzi się wtedy, kiedy masz jakiś interes. Współczucie? Zapominasz co to takiego. Bezinteresowność w stosunku do bliźniego? Szybko pozbywasz się złudzeń, że coś takiego istnieje. Nie tu. Nie w więzieniu." Po raz ...
W publikacji zaprezentowano wyniki badań dotyczących aktywności zarówno profesjonalnych firm edytorskich, jak i bardziej lub mniej znanych redakcji periodyków, instytucji oraz stowarzyszeń społecznych, które oddziaływały na czytelników w XX i początkach XXI w. Autorzy poruszają tematykę propagowania...
Bestsellerowa kryminalna seria! Sędzia orzekający w sprawach karnych odbiera przerażającą wiadomość. Jego córka została zgwałcona i brutalnie zamordowana. Wyjaśnienie tej zbrodni staje się priorytetem dla policji, dlatego Agata Górska musi przerwać urlop i pilnie wrócić do Warszawy. Gdy śledcza zagł...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Jonathan Green

Od autora

Pisanie o Tybecie stawia przed reporterem mnóstwo problemów. Niezwykle trudno dotrzeć do prawdy oraz tych, którzy są gotowi o niej mówić. Wprowadzanie w błąd, konspiracyjne milczenie oraz wypaczanie prawdy dla celów politycznych i osobistych staną na drodze każdemu, kto pragnie dowiedzieć się czegoś o współczesnym Tybecie.

Ze względu na surowe konsekwencje zagrażające Tybetańczykom przyłapanym na szczerej rozmowie o swoim kraju, a na pewno każdemu, kto przekazuje informacje reporterowi śledczemu takiemu jak ja, starałem się chronić tożsamość osób występujących w tej książce. Nadałem inne imiona wszystkim, którzy nadal mieszkają w Tybecie i zmieniłem różne istotne szczegóły, żeby chronić prawa i prywatność tych ludzi, którzy odczuli skutki wydarzeń na Nangpa La.

Szczegóły ucieczki zostały odtworzone na podstawie pisemnych relacji uchodźców i innych świadków, notatek, które otrzymałem od Międzynarodowej Kampanii na rzecz Tybetu oraz przeprowadzonych przeze mnie rozmów podczas pobytu w Himalajach. W niektórych przypadkach, pisząc o jakimś wydarzeniu lub odtwarzając dialog, opierałem się na relacjach tylko z jednego źródła.

Wstęp

Tybet to bezkresny ląd położony poza czasem. Dach świata wznosi się na wysokość 4000–5000 m n.p.m. Najwyższy region na Ziemi jest płaskowyżem sześć razy większym od Europy Zachodniej. Na takiej wysokości w powietrzu znajduje się o połowę mniej tlenu niż na poziomie morza. Tybetańczycy nazywają swój kraj Krainą Śniegu.

Przez wieki Tybet znany był jako zakazana, niedostępna i tajemnicza ziemia, odseparowana od świata przez swoje położenie, oraz chroniona przez niemożliwe do zdobycia, najpotężniejsze na Ziemi pasmo górskie. Na zachód od Tybetu znajduje się łańcuch górski Karakorum, leżący w północnym Kaszmirze, będący obszarem spornym dla Pakistanu i Indii. Na północy wznoszą się pasma Kunlun i Qilian Shan, które oddzielają kraj od pustyni Gobi. Na południu króluje empirejskie, pokryte lodowcami pasmo Himalajów.

Wyżyna Tybetańska jest często nazywana trzecim biegunem. Na największe pole lodowe poza Arktyką i Antarktyką składa się 46000 lodowców. Na północy leży Chang Tang, ogromna, nieprzebyta i niezamieszkana pustynia solno-boraksowa, przypominająca krajobraz księżycowy. Na południu rozciągają się tereny porośnięte jałowcami, dębami, świerkami, cyprysami oraz gąszczem rododendronów. Zamieszkują je pantery śnieżne, niedźwiedzie tybetańskie, w dolinach występują małpy i pandy rude, a na równinach antylopy i kiangi (dzikie osły). Tybetańska antylopa, chiru, wędruje po stepach podobnie jak afrykańskie gnu. Po niebie latają sępy płowe i orły przednie.

Według legendyTybetańczycy pojawili się na świecie, gdy na Ziemi panowała spokojna, rozumna małpa. Małpi król mieszkał w jaskini na uboczu, ale został z niej wywabiony przez żałosne nawoływania mściwej i nienasyconej seksualnie ogrzycy. Spłodził z nią sześcioro dzieci, które dały początek Tybetańczykom.

Ludzie zamieszkują Wyżynę Tybetańską od 25000 lat.

Do połowy XX wieku Tybet był przestarzałą teokracją. Do lat 50. niewielu mieszkańców Zachodu widziało Lhasę, stolicę kraju.

Życie było ciężkie. Jednakże nomadów, wodzów wojowników, mnichów i mniszki mieszkające w tym dużym, niespójnym kraju łączył kult Dalajlamy. Przez wieki w każdej reinkarnacji jego misją było nauczanie miłosierdzia. Jego imię oznaczało „Ocean Mądrości”. Tybetańczycy nazywali go „Najdroższym Zwycięzcą” lub „Klejnotem Spełniającym Życzenia”. Inni po prostu mówili o nim Kundun – Obecność.

Dziś Dalajlama mieszka na wygnaniu w Indiach, a Tybet, jego ojczyzna, jest często mitologizowany przez mieszkańców Zachodu i postrzegany jako tajemnicza kraina Shangri-La.

Tybetańczycy, których ojczyzna została zaanektowana przez Chiny, mieszkają obecnie w ściśle strzeżonej, tajnej strefie na dachu świata. Dalajlama nie może przekroczyć jej granicy, a przysięga wierności duchowemu liderowi kraju może skutkować długim pobytem w więzieniu. Setki tybetańskich mnichów, mniszek i laików odbywają kary więzienia za wyrażanie dumy ze swojego kraju, zabieranie głosu w sprawie wyzwolenia Tybetu oraz popieranie Dalajlamy publicznie lub prywatnie. We współczesnym Tybecie wolność wypowiedzi jest uznana za niezgodną z prawem. Za wygłaszanie poglądów na stronach internetowych, szczerą rozmowę telefoniczną lub mail dotyczący kraju wymieniony z osobą z zagranicy Tybetańczycy mogą zostać ukarani przez Komunistyczną Partię Chin, co najmniej 15 latami więzienia. Nawet ściąganie z internetu piosenek o Dalajlamie może skończyć się odsiadką.

Pomimo gwałtownego wzrostu ekonomicznego oraz rozwoju potęgi militarnej Chin, Partia Komunistyczna obawia się ruchów separatystycznych i rewolty w Tybecie – który stanowi jedną czwartą obszaru Chin – próbuje więc wzmocnić kontrolę i zasymilować kraj.

Tybetańskie miasta obecnie zalewają emigranci, głównie Chińczycy Han, którzy zaczynają przewyższać liczebnie tubylców, a także ograniczają im dostęp do edukacji, przez co, na dłuższą metę, pozbawiają możliwości rozwoju i odbierają życiowe szanse. Lhasa, dawniej Zakazane Miasto, teraz staje się szybko rozwijającą się chińską stolicą z licznymi barami karaoke, domami publicznymi, pięciogwiazdkowymi hotelami i salonami luksusowych samochodów.

Chińczycy nazywają TybetXizang, co oznacza Zachodni Skarbiec. Trwa eksploatacja naturalnych zasobów Tybetu[1]. Na wyżynie odkryto złoża 40 milionów ton miedzi, 40 milionów ton ołowiu i cynku oraz ponad miliard ton żelaza (sama tybetańska miedź stanowi jedną trzecią chińskich rezerw). Dochód z wydobycia w nadchodzących latach szacuje się na ponad półtora miliarda dolarów[2].

Kiedyś nieujarzmione szczyty Himalajów, które przez długi czas odgradzały Tybet od sąsiadów, w międzyczasie stały się najważniejszym sprawdzianem dla poważnych zachodnich wspinaczy. Każdego roku coraz większa liczba osób pragnie chwały, ucieczki od znoju codziennego życia oraz poszukuje odpowiedzi na odwieczne zagadki świata w najwyższym na Ziemi łańcuchu górskim.

Każdego roku z Tybetu ucieka mniej więcej 2500 osób, wybierając trudną drogę przez Himalaje. Niektórzy uciekają, by rozpocząć nowe życie w Indiach. Wszyscy chcą spotkać swojego przywódcę duchowego, Dalajlamę.

Tybet tradycyjnie składał się z trzech głównych regionów: Amdo (północno-wschodni Tybet), Kham (wschodni Tybet) i U-Tsang (centralny i zachodni Tybet). W 1965 roku rząd chiński ustanowił Tybetański Region Autonomiczny (TRA). W jego skład wchodzi Tybet na zachód od rzeki Yangste oraz część Khamu. Reszta terenu zajmowanego przez Amdo i Kham została wcielona do chińskich prowincji. Tereny gęsto zaludnione przez Tybetańczyków są nazywane Tybetańskimi Autonomicznymi Prefekturami i Tybetańskimi Regionami Autonomicznymi. Władze chińskie nadal postrzegają większość Qinghai i niektóre części prowincji Gansu, Syczuanu i Yunnanu jako „tybetańskie”.

1

Dusza ziemi

Serce świata

Odgrodzona śniegiem

Przystań dla wszystkich rzek

Gdzie góry są wysokie, a ziemia nieskalana

Państwo tak dobre

Że ludzie rodzą się mędrcami i bohaterami

I postępują według boskiego prawa

Kraina najszybszych koni

Z dokumentu opisującego Tybet,

pochodzącego z IX wieku

Pieśni dla najdroższego

Porywiste wiatry wyły nad płaskowyżem. Znowu usłyszała ten dźwięk wznoszący się ponad nieustępliwym zawodzeniem, przeciskającym się przez szczeliny w świerkowych drzwiach. Stukanie, a potem stłumione głosy ledwie słyszalne przez grube ściany domu. Dolma Palkyi otworzyła oczy, gardło ścisnął jej znajomy lęk. Niespodziewana wizyta o 22.30 w okupowanym przez Chińczyków Tybecie oznaczała kłopoty.

Jednoizbowy dom wypełniał mdły dym z paleniska podsycanego łajnem jaka. Pomieszczenie oświetlała pojedyncza, migocząca świeca z jego tłuszczu. Ośmioletnia Dolma, z kruczoczarnymi włosami, przenikliwymi oczami w kształcie migdałów nad szerokimi kośćmi policzkowymi, leżała nieruchomo pod okryciem ze skóry tego samego zwierzęcia. Jej matka, Nyima[3], szybko poruszała się w ciemności. Rodzina przywykła do tych najść. Czasami członkowie Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego (UBP) zostawiali w spokoju Tybetańczyków mieszkających na terenach wiejskich. Innymi razy zatrzymywali mężczyzn, kobiety i dzieci. Nyima wstała z łóżka i zdmuchnęła świecę. Pukanie do drzwi było coraz głośniejsze.

– Nie ruszaj się – powiedziała do córki. – Masz nic nie mówić, jeśli o coś cię spytają.

Brat Dolmy, Rinzin, tyczkowaty trzynastolatek, zaczął już się budzić. Nyima podeszła do swojej pięcioletniej córeczki Kyizom i wzięła ją na ręce. Odwróciła się jeszcze w stronę pozostałych dzieci i powtórzyła:

– Nie odzywajcie się.

Na zewnątrz burze śnieżne zasypały step metrową warstwą śniegu. Podczas tej wyjątkowo zajadłej zimy jaki, filar gospodarstwa domowego wielu tybetańskich rodzin, zamarzały na śmierć i umierały setkami.

Nyima z wysiłkiem podniosła nieporęczną drewnianą belkę zabezpieczającą ciężkie, wypaczone drzwi. Gdy je uchyliła, do środka wdarł się podmuch powietrza o temperaturze −30°C. Z ciemności wyłonili się trzej mężczyźni w długich, niedopasowanych chińskich płaszczach. Jeden z nich, ten z wąsami, trzymał ręce w kieszeniach, rozglądał się wokół i pochrząkiwał. Dwaj pozostali zabrali się do roboty, podnosili stojące przy palenisku garnki, zaglądali do środka i pod spód, po czym z irytacją rzucali je na miejsce.

– Przyszliśmy sprawdzić, czy korzystacie z elektrycznego pieca – skłamał mężczyzna z wąsami.

Podczas srogiej zimy w małej wiosce Juchen nie było prądu. Rzeka Nagchu, dopływ potężnej Saluin, zamarzała w miesiącach zimowych tworząc autostradę z lodu. Kiedy lód blokował rzekę, zbudowane przez Chińczyków hydroelektrownie nie mogły funkcjonować i brakowało prądu.

Mężczyźni byli przebranymi oficerami Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, tajnej policji, która bezpodstawnie wyciągała ludzi z domów i zatrzymywała na ulicach za czynności „niepatriotyczne” w stosunku do Chin, Mao Zedonga oraz spuścizny komunistycznej. Tego wieczoru szukali obrazków przedstawiających Dalajlamę. Trzy lata wcześniej, w 1995 roku, postanowiono, że posiadanie zdjęcia wygnanego przywódcy duchowego Tybetu jest przestępstwem i może zostać ukarane torturami, wyczerpującymi sesjami reedukacji patriotycznej, więzieniem lub ciężkimi robotami.

Trzej mężczyźni w ciężkich butach zgromadzili się przy piecu, szukali za nim, szturchali stos tlącego się łajna. Nyima tylko raz przelotnie zerknęła na złożony przy glinianym piecu stos opału. Kilka godzin wcześniej wetknęła tam zdjęcia przedstawiające Jego Świątobliwość.

Dla mieszkańców Zachodu Dalajlama jest laureatem Pokojowej Nagrody Nobla oraz przywódcą duchowym jednej ze światowych religii. Dla Tybetańczyków Tenzin Gjaco, czternasty Dalajlama, jest bogiem w ciele człowieka. Dla chińskich urzędników w Tybetańskim Regionie Autonomicznym jest „separatystą” – wrogiem publicznym numer jeden. Zhang Qingli, przywódca Komunistycznej Partii Tybetu, nazwał go „wilkiem w szatach mnicha, potworem z ludzką twarzą i sercem bestii”[4], zwolennikiem gwałtu, morderstwa i dziecięcego kanibalizmu[5].

Mężczyźni bez słowa rozpoczęli rewizję, odsunęli cztery małe łóżka od ściany, zdjęli wciąż ciepłe nakrycia z legowisk. Na dłużej zatrzymali się przy choesom, pięknie zdobionym ołtarzu stojącym w kącie izby. Były tam obrazki przedstawiające lamów, ale nie Jego Świątobliwości. Zdawkowo kłaniając się Nyimie, funkcjonariusze UBP zakończyli przeszukanie i opuścili jej dom równie szorstko jak do niego weszli. Nie powiodła się ich misja przyłapania rodziny na posiadaniu zakazanych obrazków.

Nyima zabezpieczyła drzwi. Do środka wdarł się śnieg i opadł na kuchenny stół. Pospiesznie podeszła do pieca i wyjęła trzy wizerunki Jego Świątobliwości. Obrazki parowały, jeden był nadpalony w rogu. Dalajlama siedział na nim w pozycji lotosu w dużym, żółtym nakryciu głowy, przypominającym szafranowego irokeza, oznaczającym wierność Szkole Buddyzmu Tybetańskiego Gelug. Na innym mężczyzna unosił się nad Pałacem Potala, jego byłej siedzibie w Lhasie. Trzeci, będący wisiorkiem, który Nyima zawsze nosiła pod warstwami ubrań, przedstawiał błogosławiącego Dalajlamę. Nyima przytuliła obrazki do piersi i uśmiechnęła się z ulgą. Kilka godzin wcześniej sąsiad ostrzegł ją, że zauważono nieoznaczony samochód UBP zbliżający się do wsi Juchen. Wielu mieszkańców ledwie zdążyło ukryć swoje obrazki.

Dzieci Nyimy podeszły do niej i mocno się przytuliły. Uspokoiła je opowieścią o tym, jak wyglądało życie zanim 7 października 1950 roku posępne komunistyczne zbiry zajęły Tybet, co było początkiem przyłączania ich kraju do „ojczyzny”.

W komunistach w bezkształtnych, żabiozielonych mundurach, którzy potępiali religię i żyli zgodnie z przepisami partyjnymi, tybetańscy mnisi i mniszki w zwiewnych brązowych szatach, spędzający godziny na śpiewaniu buddyjskich mantr, budzili odrazę. Chińczycy pogardzali Tybetańczykami, nazywając ich prymitywnymi barbarzyńcami, a religijną elitę – leniami. Około 15% populacji było mnichami lub mniszkami, poświęcali się medytacji, żyli na uboczu czcząc Buddę. Chińczycy uznawali tę społeczność za pasożytów, wyzyskujących ciężką pracę służących. Czuli obrzydzenie ich niekwestionowaną lojalnością wobec Dalajlamy.

Dalajlama w wieku 23 lat opuścił swoją świętą siedzibę w Pałacu Potala po nieudanym powstaniu przeciw rządom chińskim w 1959 roku. Przebrany za żołnierza, pod ochroną 700 partyzantów Khampa, uciekł do Indii. Od czasu jego ucieczki kraj opuściło ponad 100 000 Tybetańczyków.

Gdy dzieci się opatuliły, Nyima opowiedziała o ich dziadku, wodzu. Oczarowana Dolma słuchała o dworzanach w brokatowych szatach i czapkach wyściełanych futrem, którzy uwijali się wokół jej dziadka, kiedy składał wizytę w Lhasie. Był zamożny i zawsze stroił się w starą złotą biżuterię, w uszach miał kolczyki z rzadko spotykanego turkusu. Dolma wtuliła się mocnej w matkę, w jej kojący, ziemisty zapach. Małe dłonie Nyimy pokryte były zgrubieniami, pod paznokciami miała warstewkę brudu od prac wykonywanych na polu za domem. Ale było w niej coś królewskiego – ostre kości policzkowe i wyzywające spojrzenie, które odróżniało ją od pozostałych wieśniaków.

Nyima opowiadała, jak chińska armia najeźdźców zabiła tysiące ludzi w Kham, maszerując pod łopoczącymi krwistoczerwonymi komunistycznymi proporcami.

– Zabici ożyli, stali się rolang (zombie), przemierzają ziemię szukając ludzi do pożarcia – wyszeptała. Jeszcze ciszej dodała: – Ale Tybetańczycy budują drzwi z wysokimi progami i niskimi nadprożami. Rolang nie potrafią się schylać, więc nie wejdą do naszych domów.

Trójka dzieci wbiła wzrok w liche drzwi. Rzeczywiście, były niewielkie, dorośli musieli się pochylać, kiedy wchodzili. Nyima ciągnęła:

– Potrafią tylko skakać, nie chodzą normalnie.

Wiatr szarpał drzwiami, które stukały o zamek. Nyima zachichotała w półmroku. Wreszcie Dolma poczuła się bezpiecznie. Odsunęła od siebie wspomnienie nieproszonych gości. Jej powieki zrobiły się ciężkie, nadszedł sen.

Zanim Dolma skończyła dziesięć lat i zaczęła wykonywać prace poza domem, nie rozstawała się ze swoją najbliższą przyjaciółką i sąsiadką, Dolkar Tomso. Domy obu dziewczynek stały naprzeciw siebie, po dwóch stronach skrawka wyboistej, nieuprawnej ziemi, w pobliżu małego stawu. Każdego dnia chodziły do niewielkiego strumienia za domami, żeby przynieść wodę na potrzeby swoich rodzin (zimą musiały siekierami rozbijać gruby lód). Dolkar była kapryśna i bardzo energiczna. Chuda jak patyk, z pełnymi, karminowymi ustami i dużymi brązowymi oczami potrafiła również zachowywać się powściągliwie i tajemniczo. Przede wszystkim jednak była uparta jak osioł.

O rok starsza od niej Dolma stanowiła przeciwwagę dla impulsywnej natury przyjaciółki. Nawet gdy szła, charakteryzowała ją oszczędność ruchów. Miała przyjemny, lecz stanowczy głos. Zachowywała się wytwornie i zasłaniała usta, gdy kaszlała. Okoliczne dzieci wyglądały mizernie na skutek ubogiej diety i ciężkiej pracy, Dolma natomiast odznaczała się dobrym zdrowiem i chodziła w kolorowych ubraniach, które szyła jej mama.

W Juchen, osadzie w tybetańskim okręgu Driru (chińskim Biru), u podnóża góry stoi 70 prostych domów z piaskowca. Wioska znajdująca się na wysokości ponad 4000 m n.p.m. jest prawie niewidoczna na tle panoramy głębokich parowów i wysokich gór. Okręg Driru otacza 40 potężnych szczytów Śnieżnych Gór Yargong. Zimą okrywa je warstwa oślepiająco białego śniegu. Przez kilka krótkich miesięcy wiosną i latem brunatne piaskowce gór porasta gęsta alpejska trawa.

Juchen leży przy dopływie głównej rzeki Saluin, która dostarcza wody południowo-wschodniej Azji. Tybetańczycy nazywają ją Nagchu (Nag oznacza czarny, chu to rzeka lub woda); jej atramentowy odcień bierze się od metamorficznych skał w pobliżu przemysłowego miasta Nagchu. Tybet dostarcza wody setkom milionów ludzi (w Indiach i południowo-wschodniej Azji). Swój początek mają tu rzeki Huang He, Jangcy, Mekong, Brahmaputra i Indus. Zanim dotrą do Himalajów, wiją się przez wielkie równiny, stepy i zielone doliny jako łagodne, zielonkawe strumienie. Tysiące metrów niżej, dudniąc ogłuszająco, Saluin tworzy potężne, zalesione wąwozy gęsto porośnięte rododendronami.

Juchen jest jedną z wiosek, które wyrosły na brzegach rzeki. Dochodzi do niej główna droga, prowadząca do większego miasta Driru przez lichy żelazny most. Aby w nagłych wypadkach zasięgnąć porady lekarskiej lub zrobić zakupy spożywcze, ludzie muszą jechać do Driru.

Góry zapewniały Dolmie i Dolkar miejsce do zabaw i niezrównaną kryjówkę. Kiedy roznosiły się wieści, że wkrótce dojdzie do rewizji przeprowadzanej przez UBP, Nyima przekazywała Dolmie obrazki i nagrania z Dalajlamą, które dziewczynka zanosiła do jaskimi w górze Bungga (niektóre rodziny chowały kontrabandę w wiosce; inni wkładali ją do obciążonych plastikowych toreb i zanurzali w rzece).

Z wejścia do stęchłej jaskini Dolma i Dolkar widziały wznoszące się na południu pasmo Kongpo. Największa w łańcuchu góra, również zwana Kongpo, była opiekunem Juchen i siedzibą groźnej bogini, Jomo Kongchoe. Dziewczynki modliły się do niej prosząc o ochronę. Czuły się bezpiecznie w kryjówce, którą zapewniały potężne góry. To było ich terytorium.

Chińczycy byli w Tybecie wszechobecni. Na południowy zachód od Juchen stała baza wojskowa z bielonymi ścianami i skorodowanym stalowym dachem. Dolma i Dolkar mogły zajrzeć do środka, gdy wspięły się wysoko, żeby zbierać dzikie cebule. Czasami widziały jak żołnierze biegają w równym szyku wzdłuż dróg i coś śpiewają. Dziewczynki przywykły do tego, że są poddawane przesłuchaniom. Gdziekolwiek się udały, spotykały chińskie blokady drogowe i punkty kontroli. Ponurzy funkcjonariusze zadawali im niezliczone pytania, szukali jakichkolwiek oznak naruszenia przepisów. Przyjaciółki szybko nauczyły się, żeby ujawniać im jak najmniej informacji.

Driru jest pierwszym regionem Kham, do którego dociera się obierając północ przy wyjeździe z Lhasy. Dawniej rządzili nim wodzowie i Kham był górską twierdzą. Do teraz zarówno Chińczycy, jak i Tybetańczycy obawiają się jego mieszkańców.

Po chińskiej inwazji na Tybet w 1950 roku wielu Khamów opłacanych i wyszkolonych przez amerykańskie CIA ustanowiło groźną rebeliancką armię, zwaną Chushi-Gangdruk, Cztery Rzeki, Sześć Pasm. Poruszali się konno, posługiwali ładowanymi odprzodowo flintami i bezlitośnie atakowali chińskie konwoje i bazy. Ubierali się w kurtki z owczej skóry i czapy z lisiego futra, byli tak dzicy jak ziemie, które zamieszkiwali. Chińczycy szybko nauczyli się, żeby z nimi nie zadzierać. Chociaż brutalnie podporządkowali sobie resztę Tybetu, mieli problemy z kontrolowaniem regionów podobnych do Driru. Dla Khamów chińskie władze były tylko przejściową niedogodnością na tle wielkiej historii, a ich ziemie zbyt potężne, by ktokolwiek mógł rościć sobie prawo do ich posiadania.

Czerwona Gwardia zburzyła 6000 buddyjskich klasztorów w Tybecie przed i podczas rewolucji kulturalnej, zabroniła stawiania stupa (budowli sakralnych pełniących funkcję relikwiarza) oraz pomników buddyjskich. Ale zdeterminowani mieszkańcy wsi Juchen potajemnie przywozili cegły z Lhasy. Nocą wnosili ciężkie kamienie wysoko w góry, na wschód od wsi, i stawiali stupę. Kilka tygodni przed jej ukończeniem chińscy funkcjonariusze odkryli dwupiętrową budowlę. Nie będąc w stanie sprowadzić w góry ciężkiego sprzętu do jej zburzenia, Chińczycy byli zmuszeni zezwolić na ten akt niesubordynacji.

Partia Komunistyczna ściśle kontrolowała edukację w Tybecie. Dzieci miały być uczone w szkołach prowadzonych przez rząd chiński, gdzie poznawały język chiński, angielski i „oficjalną” wersję historii Tybetu. W Juchen miejscowego języka nauczał miły człowiek o cerze koloru orzecha włoskiego. Kiedy Dolkar i Dolma miały jedenaście i dwanaście lat przez krótki czas uczęszczały na lekcje odbywające się w prowizorycznej, jednoizbowej szkole. Ale kiedy Chińczycy zaczęli coś podejrzewać, placówka została pospiesznie zamknięta.

Wielu rodziców nie chciało posyłać dzieci do chińskich szkół. Bali się, że zostaną zarażone dogmatem komunistycznym i skończą jako prostytutki obsługujące wielką chińską armię w Tybecie lub zamiast pomagać w domu, zatrudnią się w sklepach. Nyima zabroniła Dolmie uczęszczać do szkoły z bardziej pragmatycznych powodów. Wszystkie dzieci, które tam chodziły, wracały do domów z zatruciem pokarmowym.

Zanim Dolma i Dolkar zostały nastolatkami, wykonywały coraz trudniejsze prace poza domem, takie jak opieka nad należącymi do ich rodzin jakami, co oznaczało wyprowadzanie zwierząt na pastwisko przed śniadaniem i zaganianie do domu o zmroku. W ciągu dnia dziewczynki przeszukiwały stoki górskie i zbierały drewno na opał, dzięki czemu zarabiały na utrzymanie oraz zaopatrywały swoje rodziny.

Dolkar była impulsywna. Raz, wracając do domu i garbiąc się pod ciężarem wyjątkowo ciężkiego ładunku drewna, ciasno związała swój tobołek łącznie z siekierą. Zanim Dolma zdążyła ją powstrzymać, z niecierpliwością rzuciła go w dół wzgórza. Odbijał się dotąd aż się otworzył, a jego zawartość rozsypała. Przepadło wszystko, co tego dnia zebrała. Co gorsza, zginęła również siekiera.

Wiedziały, że ojciec Dolkar, Tsedup, będzie zły, gdy się dowie, że straciły jego siekierę. Dziewczynki spędziły trzy godziny przeczesując stok góry. Wreszcie Dolma triumfalnie uniosła siekierę nad głowę. Kiedy wróciły do domu, był już późny wieczór, a Tsedupa, wysokiego, nieprzewidywalnego mężczyznę, który nie miał cierpliwości do głupot, poniosła złość o to, że nie mogą rozpalić ognia, bo Dolkar przez swoją nieodpowiedzialność zmarnotrawiła potencjalny zysk. Czasami żołnierze Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej (ALW) z pobliskiego garnizonu żądali opału od każdej rodziny. Wieśniacy nieposiadający drewna byli bici. Tsedup nie mógł ryzykować zapasów łajna jaków. Tej nocy rodzina drżała pod okryciem ze skóry tych zwierząt, starając się nie zamarznąć.

Ludzie w Juchen zawsze żyli skromnie, dopiero niedawno zaczęli odczuwać skutki rozwoju gospodarczego. Wcześniej dla Tybetańczyków z Driru i okolicznych regionów podstawą utrzymania była produkcja rolna na własne potrzeby oraz kilka juanów, które zarabiali sprzedając nadmiar zbiorów, drewno i produkty pozyskiwane z jaków. Potem odkryli, że otaczają ich niewiarygodne ilości zasobów naturalnych – kordycepsu chińskiego lub yartsa gunbu[6], który rośnie na wysoko położonych łąkach. Yartsa gunbu jest znane w Azji od XV wieku, ale w ostatnich kilku dekadach popyt na tego grzyba mocno wzrósł. W latach 90. trzej chińscy biegacze pobili rekord świata na dystansie 1500, 3000 i 10000 metrów, po czym przyznali, że ich tajną bronią był kordyceps. Podczas przygotowań do olimpiady w Pekinie w 2008 roku chińscy sportowcy łykali ten specyfik w olbrzymich ilościach. W obliczu tak wielkiego zapotrzebowania w Chinach, grzyby stały się cenniejsze od złota (Tybetańczycy nazywają je „miękkim złotem”). Od 1997 do 2006 roku ich cena wzrosła o 500%. W Tybecie chińscy muzułmanie trudniący się handlem płacili od 2800 do 11200 dolarów za kilogram suszonego yartsa, czyli więcej niż tybetańska rodzina potrzebuje na utrzymanie w ciągu całego roku.

UBP zabraniało Tybetańczykom spoza okręgu udawać się na zbiór miękkiego złota w Driru, ponieważ prowadziło to do aktów przemocy. Brat koleżanki Dolkar, Thinley Wangmo, został skazany na rok więzienia po zaciekłej walce z muzułmańskimi handlarzami Hui o terytorium górskie, będące miejscem występowania dużych ilości kordycepsu. W letnich miesiącach Dolkar i Dolma udawały się z rodzinami w góry, żeby zbierać grzyby. Nyima złośliwe twierdziła, że z dziewczynek nie było większego pożytku, bo często nie zauważały cennych grzybów rosnących u ich stóp.

Dochody z kordycepsu zmieniły ubogie wsie podobne do Juchen. Po raz pierwszy od bardzo dawna wieśniacy mieli dostęp do gotówki. Kupowali błyszczące motocykle od dealerów, którzy wzbogacili się dzięki Khamom, gdy ci przerzucili się na dwa kółka z takim samym rozmachem, z jakim dawniej poruszali się na tybetańskich koniach. Wieśniacy przemeblowali wnętrza swoich domów. Matka Dolmy wydawała pieniądze na zbytkowne elementy wyposażenia: jaskrawe, błyszczące kolory, czerwone sufity, zdobione filary i piękne, jasne blaty z drewna.

Każdego roku Dolma i Dolkar mogły cieszyć się kilkoma niedługimi wakacjami od codziennych obowiązków. Podczas tybetańskiego Nowego Roku, Losar, który trwa 15 dni w lutym i marcu, wieśniacy z Juchen urządzali wystawne przyjęcie świętując pojawienie się nowego roku. Wieczorem przed świętem, Dolkar i Dolma wyprowadzały swoje jaki na pastwisko w górach, uwalniając się od nich na całe dwadzieścia cztery godziny. Piły napoje gazowane i tańczyły na dziedzińcu jedynej świątyni w mieście.

Juchen leżało na suchym, twardym jak żelazo terenie, który nigdy całkowicie nie odmarzał. Surowe zimy od listopada do marca sprawiały, że większość mieszkańców zamykała się w swoich domach, gdzie spędzała ciemne, niekończące się dni. Ale wiosną i latem ciepłe promienie słoneczne znowu ożywiały krajobraz i zapraszały dziewczynki do zabawy na zewnątrz. Wiosną mężczyźni okrążali pola ze świętymi księgami i modlili się o rekordowe zbiory jęczmienia. Podczas dożynek tańczyli, żeby za nie podziękować.

W słoneczne wieczory Dolma i Dolkar oraz pół tuzina innych dziewcząt w ich wieku wymykały się poza obszar zabawy i udawały w odosobnione miejsce za wsią, gdzie nie mogły zostać podsłuchane przez komunistycznych urzędników. Na pastwisku, pod rozgwieżdżonym niebem, które jak aksamit rozciągało się u ich stóp, śpiewały pieśni o Dalajlamie i niepodległości Tybetu. Potem tańczyły. To był jeden z nielicznych przypadków, kiedy Dolkar czuła się wolna i mogła być sobą. Śpiewając pieśni i krzycząc w ciemnościach czuła wyzwolenie.

Dziewczęta śpiewały:

Na złotym tronie

Zasiada Najdroższy, Jego Świątobliwość Dalajlama

Podarowaliśmy mukata

W zamian za jego błogosławieństwo.

Kiedy zaczynało brakować im tchu od śpiewu i tańca, kładły się na trawie i rozmawiały o swoich marzeniach. Często powracał temat ucieczki do Indii, gdzie mogły zobaczyć Dalajlamę. Po prostu dotknąć go i otrzymać błogosławieństwo dla swoich rodzin. Zaledwie kilka koleżanek Dolmy i Dolkar odbyło niebezpieczną podróż do Dalajlamy w Indiach. W Dharamsali, gdzie mieści się Tybetański Rząd na Uchodźctwie, Tybetańczycy mogą pobierać tradycyjną tybetańską edukację i otwarcie praktykować swoją religię bez obawy przed represjami.

Podobną podróż odbyło kilka młodych mniszek z Juchen. Jedna z nich, Monlam Sangmo, przysłała zdjęcia z soczyście zielonego pogórza i pastwisk w Dolinie Kangra w górach Dhauladhar, gdzie otrzymała specjalne błogosławieństwo od Jego Świątobliwości. Dolkar widziała fotografie Dolma Ling, pięknego klasztoru żeńskiego w pobliżu Dharamsali, który był domem dla 228 mniszek. Po drugiej stronie potężnych Himalajów istniała obietnica wolności.

2

Podaruj mi wizję bezpośredniego oświecenia,

Którego naturą jest wszechobecna próżnia!

Uczniowie powinni złożyć ręce,

Chwalić mistrza i błagać go:

Wielki Zbawco, podaruj mi wizję

Bezpośredniego oświecenia,

Wolną od ewolucji i urodzenia.

Powszechne oświecenie

z Pięciu kroków do doskonałości Nagardżuona

Święte przysięgi

W osadzie Juchen, z dala od szczytów pożądanych przez łowców przygód, Dolma i Dolkar pielęgnowały swoje marzenie o ucieczce przez góry do Indii.

Dolkar Tsomo była jedyną dziewczynką w siedmioosobowej gromadce dzieci. Mając tyle głodnych gęb do wykarmienia, jej rodzina z trudem wiązała koniec z końcem. Domu Dolkar, dużego, dwupiętrowego budynku, nie dało się ogrzać w zimie. Gokarmo, matka dziewczynki, nabawiła się silnego artretyzmu. Gotowanie i sprzątanie spadło na Dolkar, gdy miała dziesięć lat. Często głodowała. Ubrania ledwo się na niej trzymały. Ale bez względu na porę roku zawsze nosiła swój ulubiony brązowy szal w białe i srebrne paski.

Kiedy Dolkar miała czternaście lat, jej mama urodziła dziewczynkę. Dziecko było chorowite od pierwszych dni życia. Z Lhasy przywieziono prowizoryczny inkubator (szklane pudełko), ale to było wszystko, co dało się dla niej zrobić. W rolniczej części Tybetu jest niewielu lekarzy, więc często dochodzi do śmierci noworodków. Siostrzyczka Dolkar umarła 15 miesięcy po urodzeniu. Tego samego roku, ale wcześniej, rodzina pożegnała bliską im ciotkę. Te dwa wydarzenia pogrążyły rodzinę w dużym smutku. Po śmierci siostry Dolkar często szukała schronienia w domu Dolmy.

W przeciwieństwie do domu Dolkar, który kojarzył jej się z pracą i presją ze strony rodziny, w domu Dolmy panowały rozluźnione stosunki. Wieczorami Nyima siadała i nawijała wełnę na krosna, opowiadając o swoich pielgrzymkach do Lhasy lub ludowe przypowieści o starożytnym Tybecie.

Nyima, która była dla Dolkar inspirującym przykładem religijności, czerpała dumę ze swojego pochodzenia. Ubierała się kolorowo w tradycyjne tybetańskie szaty: czerwone swetry, fartuchy w duże wzory i ozdobne kolczyki z jadeitu. Nie chciała wychodzić za mąż i mówiła dzieciom, że nie chce być podległa żadnemu mężczyźnie ani „stać się panną młodą w domu jednego z nich”. Tybetańskie kobiety słyną ze swojej niezależności. Nyima utrzymywała, że ojciec nie traktował jej dobrze, mimo swojej pozycji i reputacji w lokalnej społeczności. Dolma nigdy nie poznała swojego taty, Lobsanga, który zginął w wypadku samochodowym, kiedy była jeszcze mała.

Nyima była silnie zakorzeniona w tybetańskiej tożsamości. Kiedy inni mieszkańcy wsi wieszali obrazy przedstawiające Przewodniczącego Mao lub chińskiego premiera Hu Jintao, do czego zachęcały lokalne władze, ona sprawdzała, czy powiesili również wizerunki tybetańskich lamów i królów.

Jednakże, mimo swojego temperamentu, wykazywała się dużą wyrozumiałością nawet w stosunku do chińskich okupantów. W 2002 roku, kiedy ruszyła budowa hydroelektrowni na północny wschód od Juchen, do pracy przybyli Chińczycy z różnych miast kraju. Plac budowy pochłonął cenne ziemie uprawne i nadal się rozrastał. Chińscy robotnicy stanowili smutną, niedożywioną zbieraninę, od ciężkiej pracy mieli zupełnie zniszczone dłonie. Nyima często przynosiła im herbatę i ciastka, gdy układali drogi lub stawiali słupy telegraficzne w pobliżu wsi. Robotnicy kłaniali się z wdzięcznością, nieprzyzwyczajeni do takiej hojności. Nyima potrafiła wznieść się ponad przekonanie, że wszyscy Chińczycy są wrogo nastawieni.

– To tacy sami nieszczęśnicy jak my – powiedziała córce.

Kiedy Nyima nie pracowała na polach, gdzie uprawiała jęczmień i warzywa, często wyjeżdżała na pielgrzymki. Każdego roku udawała się do Lhasy, żeby złożyć hołd w Świątyni Jokhang, najświętszym miejscu w całym Tybecie. Z biegiem lat Dolma dostrzegła zmianę w Dolkar. Rzadko narzekała na obciążenie obowiązkami, marne ubrania czy niezbyt sprzyjające warunki w domu. Jednak Dolma miała świadomość, że jej przyjaciółka była bardzo nieszczęśliwa. Śmierć jej siostrzyczki, choroba matki, oporządzanie tak dużej rodziny oraz wybuchowy ojciec niechlubnie zapisali się w pamięci młodej Dolkar. Doszła do wniosku, że nie chce zakładać swojej rodziny. W przeciwieństwie do jej matki, Nyima była całkowicie oddaną wyznawczynią buddyzmu i fakt, iż nie wyszła za mąż, był inspiracją dla młodej Dolkar.

Dziewczyna widziała swoje przeznaczenie w podążaniu ścieżką tybetańskiego buddyzmu. Według niej religia była drogą do szczęścia poza ziemskim życiem. Wiele z jej nastoletnich przyjaciółek miało takie same poglądy. Pochodząca z pobliskiej wsi Lobsang Samten, drobna nastolatka z mnóstwem piegów, została mniszką, żeby uniknąć zaaranżowanego małżeństwa. Z czasem Dolkar patrzyła na świat coraz rozsądniej. Przestała jeść mięso i tańczyć podczas obchodów tybetańskiego nowego roku. Rodzice byli przeciwni jej planom zostania mniszką.

– Jesteś moją jedyną córką – błagała ją matka. – Potrzebuję cię do pomocy w domu.

Ojciec wpadał w złość na samo wspomnienie religijności Dolkar.

Według tybetańskiej tradycji przynajmniej jedno dziecko z rodziny powinno wstąpić do klasztoru, żeby zapewnić łaski swojej rodzinie. Brat Dolmy, Rinzin, był mnichem w miejscowym klasztorze, ale jego ciągłe żarty i wygłupy skonfliktowały go ze starszymi mnichami. Mimo to Nyima była z niego dumna.

Historycznie ujmując, Tybet miał największą na świecie społeczność żyjącą w klasztorach. Od czasów chińskiej aneksji kraju ta liczba drastycznie się zmniejszyła. Chińczycy ściśle regulują liczbę osób otrzymującą pozwolenia na wstąpienie do klasztoru, ponieważ jako jego członkowie przede wszystkim muszą być lojalni wobec swojego przywódcy na wygnaniu, Dalajlamy, który domaga się całkowitej autonomii dla Tybetu.[7]

Chińskie władze były niezmiennie podejrzliwe wobec tybetańskich mniszek i mnichów. Nocą mieszkańcy Juchen rozmawiali o pobożnych ludziach, którzy zostali aresztowani i odsiadywali kary więzienia w Drapchi w Lhasie. Każdego roku urzędnicy rejestrowali wszelkie konflikty z władzą, w jakie popadał każdy mnich. Ci z najdłuższą listą wykroczeń musieli poddać się „reedukacji patriotycznej” – wykańczającym kursom z doktryny komunistycznej. Pomyłka podczas recytacji mogła się skończyć pobiciem lub więzieniem.

Brat Dolmy wrócił z klasztoru do domu i opowiadał okropne historie. Znany wszystkim lama z okręgu Shabdrung Rinpoche – opat klasztoru – miał asystenta z blizną na plecach po rozległej ranie postrzałowej, którą wyniósł z chińskiego więzienia. Brat Dolmy widział ją, gdy siedział za nim podczas modlitwy. Gdy syn Nyimy opowiadał o problemach wewnątrz klasztoru, matka słuchała go z wielką uwagą. Wszyscy mnisi musieli mieć Certyfikat Zawodowego Personelu Religijnego, wydawany przez Demokratyczny Komitet Zarządzający („komitet” składał się czasami z jednego chińskiego urzędnika stacjonującego w klasztorze, a niekiedy był znacznie większą grupą). Aby uzyskać certyfikat, trzeba było zadeklarować umiłowanie dla państwa komunistycznego i całkowitą lojalność, co oczywiście stało w sprzeczności z miłością do Buddy. Dokument stwierdzał ich reedukację patriotyczną i brak przywiązania do idei separatyzmu. Kto chciał otrzymać certyfikat i wstąpić do klasztoru w Tybecie, koniecznie musiał potępić Dalajlamę.

Represje podsycały urazę. Pewnego razu uzbrojeni policjanci i żołnierze spacyfikowali Driru, kiedy mnisi i mniszki zjednoczyli się w proteście. Grupa mnichów z Juchen wsiadła do samochodu, żeby stanąć do konfrontacji z policją i porozmawiać o niesprawiedliwości i restrykcjach. Zauważyli, że pod przednim kołem siedzi czarny kot. Nie zamierzał się stamtąd ruszyć. Nie chcąc przejechać zwierzęcia, mężczyźni porzucili swój plan. Od tej pory mówi się, że opiekuńczy bóg z Juchen, Melong-dho, zmienił się w kota, żeby ochronić mnichów.

Dziesięć lat później nacisk wywierany na mnichów i mniszki stał się jeszcze większy. Odmowa współpracy z Partią Komunistyczną groziła więzieniem i torturami. Kary były drakońskie i surrealistyczne, na przykład w sierpniu 2007 roku wydano dekret, który zabraniał tulku (reinkarnowanym lamom) dalszej reinkarnacji bez wcześniejszej zgody Partii Komunistycznej.

Dolkar nie zniechęcała się, słysząc o brutalnych atakach. Zimą, kiedy miała mniej pracy, spędzała coraz więcej czasu w klasztorze Choeling, leżącym we wschodniej części miasta Driru. Położone na południe od głównej autostrady łączącej Syczuan z Lhasą trzydziestodziewięciotysięczne miasto, zajmuje wapienne klify na północnym brzegu rzeki Saluin. Choeling był jednym z trzech klasztorów w tej okolicy. Przycupnął na stoku góry. W trzypiętrowym budynku znajdowały się wielkie komnaty, wypełnione religijnymi malowidłami i rzeźbami. Budowla zwrócona była na południe, aby ogrzewały ją promienie słoneczne. Rzeka Saluin leniwie wiła się u jej stóp.

Wysoko na górskim stoku pod statuą Buddy, w dymie jałowcowego kadzidła o piżmowym zapachu, Dolkar odnajdowała spokój. Mnisi wstawali o czwartej rano, zaczynali dzień śpiewnie recytując, ich twarze oświetlały lampy wypełnione tłuszczem jaka. Dolkar siadała wśród mnichów z tyłu podłużnej świątyni i po cichu recytowała wraz z nimi, przesuwając w palcach różaniec lub obracając młynek modlitewny. Mnisi, którzy częstowali ją herbatą z tłuszczem jaka, czasami wciągali ją w rozmowę o wierze. W końcu Dolkar znalazła spokojną odskocznię od swojego chaotycznego domu. Chociaż jej rodzice wzdrygali się na myśl, że ich córka zostanie mniszką, szanowali jej rozkwitającą duchowość.

Kiedy dziewczyna zdradziła Dolmie, że zamierza przyjąć święcenia na mniszkę i zapytała czy przyjaciółka przyłączy się do niej, ta zawahała się. W głębi serca Dolma lubiła swoją niezależność, jaskrawe, piękne ubrania, które szyła dla niej mama, oraz jadeitową biżuterię. Chociaż bardzo się starała, nie potrafiła sobie wyobrazić siebie w zgrzebnej, mnisiej, brązowej szacie. Mimo to, ponaglana przez przyjaciółkę, czuła, że chyba jest to właściwy wybór.

Przez kilka tygodni rodzice Dolkar nie chcieli się ugiąć i pozwolić córce zostać mniszką. Tsedup zagroził, że ją wydziedziczy, jeśli wstąpi do klasztoru bez ich zgody. Kiedy już dłużej nie mogła tego znieść, Dolkar po raz ostatni spojrzała butnie na ojca i uciekła do domu sąsiadów, do Dolmy. Błagała przyjaciółkę, by poszła do klasztoru i razem z nią złożyła śluby. Kiedy ich rozmowę podsłuchał brat Dolmy, stanowczo się temu sprzeciwił.

– Nigdzie z tobą nie pójdzie – powiedział. – Tutaj jest jej miejsce.

Zasmucona Dolma spuściła głowę. Dolkar pożegnała się i wyszła.

W ciągu roku Dolkar zżyła się z Kalsangiem Labsumem, lamą w lokalnym klasztorze Dephong. Dziewczyna nie marnowała czasu. O godzinie dwudziestej trzeciej poszła prosto do siedziby Kalsanga. Jego służący, młody mnich, udał się do wewnętrznej komnaty, żeby obudzić swojego mistrza. Po chwili Kalsang wyszedł z pokoju. Był to szczupły, zgarbiony osiemdziesięciolatek z ogoloną głową. Posiadał tylko okrągłe okulary w metalowej oprawce, które zwisały mu na czubku nosa.

Miał geshe, najwyższy stopień akademicki, jaki może uzyskać mnich. Aby otrzymać status geshe, trzeba poświęcić 20 lat intensywnym studiom i nauczyć się na pamięć pięciu głównych traktatów filozoficznych z zakresu buddyzmu tybetańskiego oraz znać teksty, takie jak Doskonała mądrość. Nauce towarzyszy wnikliwa debata. Po rewolucji kulturalnej Chińczycy zakazali geshe, bardzo szanowanego przez Tybetańczyków i postrzeganego jako zagrożenie dla rządów chińskich. Ci, którzy nie chcieli ustąpić, musieli uciec do Indii, żeby poświęcić się studiom.

Dolkar uspokoiła oddech i spojrzała na Kalsanga.

– Jestem gotowa – oświadczyła.

Stary mnich potaknął ze zrozumieniem. Życie Dolkar zmieni się nie do poznania w chwili, gdy pójdzie za swoim powołaniem. Ale nie kwestionował jej pobożności. Kazał jej poczekać, a sam poszedł przygotować kaplicę.

Zgodnie z tradycją, podczas święceń nowicjusze składają ofiarę na potrzeby klasztoru, żeby podkreślić chęć wyzbycia się wszelkich dóbr doczesnych. Przybywając w pośpiechu, Dolkar pojawiła się z pustymi rękami. Przebiegła od pokoju do pokoju i obudziła znajomych mnichów, prosząc ich o pieniądze. W mniej niż godzinę udało jej się zebrać 500 juanów (ok. 70 dolarów).

Geshe gestem zaprosił Dolkar do kaplicy. Rozświetlało ją kilka grubych świec. Na ołtarzu wystawiono zdjęcia przedstawiające Dalajlamę, które zwykle były schowane przed chińskimi rezydentami. Dolkar podała Kalsangowi zebrane banknoty. Ukłonił się w podziękowaniu i odłożył je na bok. Jakiś mnich przyniósł herbatę i ciasto dla Dolkar, po czym złożono ofiarę z jęczmienia.

Dolkar złożyła 36 ślubów, które były częścią procesu inicjacyjnego. Pięć najważniejszych dotyczyło: celibatu, niewyrządzania krzywd (ludziom i zwierzętom), prawdomówności, czystości (żadnych środków odurzających) oraz zakazu kradzieży. Geshe obciął kilka kosmyków włosów z głowy Dolkar, co symbolizowało zerwanie więzi, wyzbycie się niepewności oraz wrogości (po ceremonii zgoli resztę włosów). Dziewczyna trzy razy padła na ziemię i wezwała boga mądrości i czujności, Manjushri.

Ostatnia część ceremonii wymagała od niej wybrania nowego imienia, które symbolizowałoby jej odrodzenie.

– Kelsang Namtso – powiedziała. Zachowując tradycję i pragnąc uhonorować Kalsanga, wybrała żeńską wersję imienia geshe. Oznaczało pomyślność. Namtso znaczy „Jezioro Klejnotów”.

Wówczas dobiegło końca jej ponowne narodzenie jako Kelsang Namtso. Na jej twarzy zagościł uśmiech. Nikt już nie mógł cofnąć tego, co się stało.

3

Jestem pewien, że kluczem do zrozumienia

wspinaczki jest powrót. To znaczy,

że jeśli jesteś w niedostępnych miejscach,

w niebezpiecznych miejscach, jesteś gdzieś…

na końcu świata, a potem wracasz,

czujesz się tak, jakbyś ponownie dostał szansę.

Odradzasz się. I tylko wtedy naprawdę rozumiesz,

że życie jest największym darem, jaki mamy.

Reinhold Messner

Wykuci przez góry