Strona główna » Biznes, rozwój, prawo » Największy bogacz wszech czasów

Największy bogacz wszech czasów

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-65068-78-1

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Największy bogacz wszech czasów

Swą działalnością Fugger stworzył fundamenty strategii dla wszystkich, którzy obracają pieniędzmi. To wiedza obowiązkowa dla każdego, kto interesuje się historią lub pomnażaniem dóbr.

Bryan Burrough, autor Days of Rage i współautor Barbarians at the Gate


W czasach, gdy Krzysztof Kolumb przemierzał Atlantyk, a Leonardo da Vinci malował Monę Lisę, niemiecki bankier Jakub Fugger zgromadził majątek, który uczynił go najbogatszym człowiekiem wszech czasów. Spryt, przebiegłość i inteligencja pozwalały mu chwytać okazje, tworzyć nowe strategie biznesowe i górować nad rywalami w negocjacjach. Dzięki zmysłowi do interesów zdołał nakłonić papieża do legalizacji udzielania pożyczek. Miał niezwykłą w tamtych czasach odwagę i determinację, by stawić czoła władcom i zmuszać ich do zwrotu zaciągniętych u niego długów, i to wraz z odsetkami. Wpływał na wyniki elekcji w wielu krajach, miał szczególny udział w rozwoju reformacji.

W książce Największy bogacz wszech czasów Greg Steinmetz przedstawia tę ważną, choć mało znaną historyczną osobistość na tle odległej epoki i jednocześnie ze współczesnej perspektywy. Proponuje frapującą opowieść o genialnym, nieustępliwym bankierze i zarazem niezbyt szczęśliwym, niejednoznacznym etycznie człowieku wczesnego Renesansu.   

O autorze:

Greg Steinmetz przez 15 lat pracował jako dziennikarz „The Wall Street Journal”; był szefem biura tej gazety w Berlinie, a potem w Londynie. Aktualnie jest analitykiem giełdowym w nowojorskiej firmie zarządzającej finansami. Mieszka w Larchmont, w stanie Nowy Jork.

Polecane książki

Monografia stanowi całościowe opracowanie problematyki możliwości prawnopatentowej ochrony programów komputerowych stanowiących element zastrzeżeń. Analizie poddano zarówno historyczne uwarunkowania, które zaważyły na obecnym kształcie ochrony przyznanej programom komputerowym, jak również próby, wr...
Gdyby Naomi wybrała reszkę, wygrałaby w rzucie monetą. Nie musiałaby wracać po aparat do redakcji księgi pamiątkowej, nie spadłaby ze schodów i nie uderzyłaby o nie głową. Nie obudziłaby się w karetce z amnezją i z pewnością pamiętałaby swojego chłopaka Ace’a. Może nawet pamiętałaby, z jakiego powod...
Bankowa kreacja kredytów subprime stała się główną przyczyną sprawczą kryzysu na rynkach finansowych, który w krótkim czasie przerodził się w globalny kryzys ekonomiczny. Banki okazały się także beneficjentami antykryzysowego interwencjonizmu, co zaowocowało wysokim długiem publicz­nym w wielu rozwi...
Kate ma dwadzieścia dwa lata, dyplom szkoły dla sekretarek i duże pokłady optymizmu. Z radością przyjmuje pracę u Gilberta Callistera, zamożnego ranczera. Niestety szef jest opryskliwy, w dodatku zbyt często powtarza, że nie szuka ani żony, ani matki dla swoich córeczek. Po co? Przecież skromna Kate...
Zamek Cantendorf długo skrywał  w swoich murach mroczną tajemnicę. Strażniczka sekretu wyjawia go przed śmiercią hrabiemu Aleksandrowi. Jeśli dziedzic ujawni poznaną prawdę, straci wszystko: majątek, tytuł i zamek. Skoro ostatni świadek umiera, mógłby milczeć. Jaką decyzję podejmie? ...
Wiersze Michała Jagiełły są przepojone niezwykle silnymi emocjami. To szczere i wyraziste wspomnienia o ludziach i miejscach, o dokonywanych w życiu wyborach, nawet tych nie zawsze słusznych, o czasie minionym bezpowrotnie, ale stale i boleśnie obecnym w pamięci autora....

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Greg Steinmetz

Tytuł oryginału: ‌The ‌Richest Man ‌Who ‌Ever ‌Lived: ‌The ‌Life and Times ‌of ‌Jacob ‌Fugger

Przekład: ‌Krzysztof Krzyżanowski

Projekt okładki: Katarzyna Wiśniewska

Redakcja i korekta: Halina Tchórzewska-Kabata, ‌Michał ‌Kabata

Indeks: Michał Kabata

Redakcja techniczna: ‌Paweł Żuk

Copyright ‌© 2015 by ‌Greg Steinmetz

First Simon & ‌Schuster ‌hardcover ‌edition 2015

Copyright © ‌for the Polish edition ‌by

Wydawnictwo Studio EMKA

Warszawa ‌2018

Zdjęcie ‌na okładce ‌© Bridgeman Images, Albrecht ‌Dürer

„Portret Jakuba ‌Fuggera”, 1518

Wszelkie prawa, włącznie ‌z prawemdo reprodukcji tekstów ‌i ilustracji ‌w całości lub w części,w ‌jakiejkolwiek formie ‌– ‌zastrzeżone

Wydawnictwo ‌Studio ‌EMKA

wydawnictwo@studioemka.com.pl

www.studioemka.com.pl

ISBN: 978-83-65068-78-1

Skład ‌wersji elektronicznej:

‌ ‌

konwersja.virtualo.pl

Największy bogacz wszech ‌czasówRekomendacje

Fugger był pierwszym ‌nowoczesnym plutokratą. Podobnie jak ‌jemu współcześni ‌Niccolò Machiavelli czy Cesare ‌Borgia, rozumiał ‌ówczesną rzeczywistość ‌i nie mylił jej obrazu ‌ze światem swoich ‌marzeń. To wciągająca opowieść ‌o tym, ‌jak ten bankier, skądinąd ‌bezwzględny wobec przeciwników, potrafił ‌doprowadzić do tego, że ‌klienci nie mogli ‌się bez niego obejść. ‌Swą działalnością Fugger ‌stworzył fundamenty strategii ‌dla wszystkich, którzy obracają ‌pieniędzmi. ‌To wiedza obowiązkowa dla każdego, kto interesuje się historią lub pomnażaniem dóbr.

Bryan Burrough, autor Days of Rage i współautor Barbarians at the Gate

Greg Steinmetz wydobył na światło dzienne nieprawdopodobną i zarazem prawdziwą historię pierwszego nowoczesnego kapitalisty światowego formatu (…). Fugger, przebiegły pożyczkodawca i finansista, który podejmował ryzyko nie przejmując się możliwością bankructwa i który w istocie uzależniał od siebie ówczesnych władców (…), jawi się w tej starannie przygotowanej, o wartkiej narracji biografii jako zaskakująco znajoma postać; ma się wrażenie, że ów biznesmen, który w odległych czasach obracał ogromnymi pieniędzmi, potrafiłby bez żadnych problemów dogadywać się z dzisiejszymi krezusami.

Roger Lowenstein, autor When Genius Failed oraz Buffett: The Making of an American Capitalist

Jakub Fugger był Rockefellerem epoki Renesansu; ów geniusz kapitalizmu dzięki wysiłkowi Grega Steinmetza doczekał się wreszcie angielskojęzycznej biografii, na jaką zasługiwał. Odznaczająca się dynamiczną narracją opowieść Steinmetza – skoncentrowana na sposobach zdobywania majątku, niepokojach religijnych, matactwach politycznych czy brutalnych starciach między wyznawcami kapitalizmu i komunizmu – ma charakter uniwersalny, ale okazuje się też wyjątkowo aktualna.

James Grant, autor The Forgotten Depression: 1921, the Crash That Cured Itself

Greg Steinmetz przedstawia historię renesansowego odpowiednika współczesnego Zeliga. Wybitny finansista Jakub Fugger był znacząco obecny w każdym ważnym wydarzeniu swojej epoki. Znali go królowie, cesarze i papieże. Dziś my także mamy okazję go poznać dzięki tej fascynującej książce, napisanej na podstawie szczegółowych badań.

Steve Stecklow, dziennikarz wyróżniony Nagrodą Pulitzera

Barwne wprowadzenie w historię życia jednego z najbardziej wpływowych biznesmenów wszech czasów.

„The New York Times Book Review”

To satysfakcjonująca, wciągająca lektura.

„The Wall Street Journal”

Opowieść o aspiracjach, bezwzględności i chciwości Fuggera jest pasjonująca.

„The Economist”

Steinmetz opowiada fascynującą historię człowieka, który nadawał niegdyś kształt nowoczesnym praktykom biznesowym oraz granicom europejskich państw.

„The New Yorker”

To frapujące i zarazem potrzebne ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem nieokiełznanego kapitalizmu, zwłaszcza w ekonomii zdominowanej przez autokratycznych władców.

„The New York Times”

Kto powiedział, że biografia niemieckiego bankiera z czasów Renesansu musi być poważna i nudna jak najnowsze roczne sprawozdanie FED? (…) Steinmetz w swej pierwszej książce, biografii renesansowego przemysłowca i finansisty Jakuba Fuggera, łączy wiedzę z poczuciem humoru, pisze lekko i dowcipnie (…). Lektura tej książki jest czystą przyjemnością.

„The Buffalo News”

W sugestywny sposób przedstawia tezę zakładającą, że Fugger był „najbardziej wpływowym biznesmenem wszech czasów”.

„New York Post”

Steinmetz przekonująco dowodzi, że warto się zainteresować losami nieprzeniknionego bankiera Jakuba Fuggera (…). To przystępny i wyrazisty portret tego „niemieckiego Rockefellera”.

„Kirkus Reviews”

Dedykuję tę książkę moim rodzicom, Artowi i Thei Steinmetzom – dwojgu Szwabom, którzy, podobnie jak Fugger, znają wartość ciężkiej pracy i zapobiegliwości

Wstęp

Pewnego wiosennego dnia w 1523 roku Jakub Fugger, bankier z niemieckiego Augsburga, przywołał skrybę i podyktował mu wezwanie do zapłaty. Klient spóźniał się ze spłatą pożyczki. Fugger stracił wreszcie cierpliwość i postanowił skończyć z okazywaną latami pobłażliwością.

Podobne dokumenty Jakub rozsyłał przez całe życie. Spisany w 1523 roku list okazał się jednak wyjątkowy, ponieważ jego adresatem nie był bynajmniej jakiś zmagający się z trudnościami handlarz futer czy dotknięty brakiem gotówki importer przypraw; pismo skierowane było do Karola V Habsburga, najpotężniejszego z żyjących wówczas ludzi. Monarcha ten posiadał osiemdziesiąt jeden tytułów – był między innymi głową Świętego Cesarstwa Rzymskiego, królem Hiszpanii, Neapolu i Jerozolimy, księciem Burgundii, władcą Azji oraz Afryki. Rządził największym imperium od czasów starożytnego Rzymu, a jego władza obejmowała nie tylko Europę, lecz także znajdujące się za Atlantykiem tereny Meksyku i Peru. Było to pierwsze w historii ludzkości mocarstwo, nad którym słońce nigdy nie zachodziło. Gdy cesarzowi Karolowi przeciwstawił się papież, władca ów splądrował Rzym. Kiedy zaczęła z nim walczyć Francja, pojmał jej króla. Ludzie uważali Karola V za świętego; przypisując mu zdolność leczenia chorób usiłowali go choćby dotknąć. „On sam jest żywym prawem i znajduje się ponad wszelkimi innymi prawami” – powiedział o nim kanclerz cesarstwa. „Jego Cesarska Mość jest Bogiem na ziemi”.

Fugger był wnukiem chłopa, czyli człowiekiem, którego Karol V mógł z łatwością wysłać na tortury. Zaskoczeniem dla władcy musiało być już to, że bankier zwracał się do niego jak do kogoś równego sobie, tymczasem autor listu pozwolił sobie na poważniejszy afront – przypomniał, komu monarcha zawdzięcza swoje sukcesy. „Wiadomo też każdemu, że Wasza Wysokość nie mógłby otrzymać beze mnie korony rzymskiej”, napisał Fugger. A kończąc list zwracał się do cesarza, by zachciał „łaskawie przemyśleć i zarządzić, aby ta należna suma pieniędzy z całym interesem bez dalszej zwłoki została mi wypłacona”.

Ludzie bogacą się dostrzegając okazje, wdrażając nowe technologie lub pokonując rywali w negocjacjach. Jakub Fugger robił to wszystko, ale oprócz tego miał wyjątkową cechę, dzięki której wzniósł się na znacznie wyższy poziom. Jak wynika z listu wysłanego do Karola V, bankierowi nie brakowało tupetu. W jednej z rzadkich chwil autorefleksji Fugger stwierdził, że nie ma problemów ze snem, ponieważ odsunięcie na bok codziennych spraw przychodzi mu z taką samą łatwością jak zdjęcie ubrania przed pójściem do łóżka. Bankier był o jakieś osiem centymetrów wyższy od przeciętnego człowieka żyjącego w jego czasach, a jego słynny portret stworzony przez Dürera ukazuje mężczyznę obdarzonego pewnym spojrzeniem, z którego przebijała determinacja. Opanowanie i rezon Fuggera pozwalały mu narzucać swoją wolę władcom, twardo egzekwować zwrot gigantycznych pożyczek, ale też zachowywać pewność siebie i pogodę ducha, gdy stawał w obliczu bankructwa. Tupet był niezbędny, ponieważ świat biznesu nigdy nie był bardziej niebezpieczny niż właśnie w XV i XVI wieku. Oszustom odcinano dłonie lub przebijano policzki rozżarzonym żelaznym szpikulcem. Dłużnicy unikający spłacania należności gnili w więzieniach. Piekarze przyłapani na fałszowaniu chleba byli publicznie topieni lub ciągnięci przez miasto ku uciesze tłumów. Najgorszy los czekał jednak osoby pożyczające innym pieniądze. Księża przypominali swoim parafianom, że pożyczkodawcy – nazywani przez Kościół lichwiarzami – będą się smażyć po śmierci w piekle. Aby potwierdzić tę tezę, duchowieństwo rozkopywało groby osób podejrzanych o lichwiarstwo, odsłaniając robactwo żywiące się zwłokami w stanie rozkładu. Wszyscy wiedzieli, że te stworzenia były wspólnikami Szatana. Czy potrzebne były jakieś inne dowody na to, że takie zwłoki należały do lichwiarza?

Jeżeli weźmiemy pod uwagę konsekwencje ewentualnej porażki, musi zaskakiwać to, że Fugger stawiał sobie tak ambitne cele. Mógł się wycofać z działalności, przeprowadzić na wieś i wzorem niektórych spośród swoich klientów polować na jelenie, zabawiać się z kobietami czy wyprawiać uczty, podczas których ku uciesze gości z tortów wyskakiwałyby karły. Właśnie taki styl życia wybrali niektórzy spadkobiercy Fuggera. On jednak chciał sprawdzić, jak daleko zdoła zajść, i był gotów zaryzykować przy tym swoją wolność i duszę. Dar racjonalizacji pomagał mu uspokoić własne sumienie. Zdawał sobie sprawę z tego, że ludzie uważają jego postępowanie za niechrześcijańskie i mało braterskie. Wiedział, że wrogowie nazywają go lichwiarzem i Żydem, zarzekając się przy tym, iż zostanie skazany na potępienie. Odpierał te ataki, odwołując się do logiki. Bóg najwyraźniej musiał sobie życzyć, by Fugger zarabiał pieniądze – w innym razie nie obdarzyłby go takim talentem do obracania kapitałem. „Mam na tym świecie wielu wrogów”, pisał Jakub. „Mówią, że jestem bogaty. Zdobyłem jednak to bogactwo dzięki łasce Boga, nie krzywdząc przy tym żadnego człowieka”1.

Gdy Fugger twierdził w liście, że bez jego pomocy Karol V nie zostałby cesarzem, wcale nie przesadzał. Bankier nie tylko zagwarantował fundusze na łapówki, dzięki którym monarcha zdobył ten tytuł; wcześniej zapewnił finansowanie także dziadkowi Karola V i sprawił, że Habsburgowie wyszli z cienia i stali się pierwszoplanowymi aktorami na europejskiej scenie politycznej. Fugger wpływał na rzeczywistość również w inny sposób. Wybudził średniowieczny handel z dotychczasowego marazmu, przekonując papieża do zniesienia zakazu udzielania pożyczek. Pomógł ocalić gospodarkę wolnorynkową od przedwczesnego upadku, finansując armię, która wygrała wojnę chłopską w Niemczech, co było pierwszym wielkim starciem między kapitalizmem i komunizmem. Pokonał Związek Hanzeatycki, najpotężniejszą organizację handlową działającą wcześniej w Europie. Stworzył podejrzany mechanizm finansowy, czym nieświadomie sprowokował Lutra do spisania dziewięćdziesięciu pięciu tez – dokumentu będącego początkiem reformacji, czyli niosącego głębokie przemiany ruchu, który podzielił europejskie chrześcijaństwo na dwa obozy. Sfinansował też najprawdopodobniej podróż Magellana dookoła świata.

Jeśli spojrzeć na bardziej przyziemne kwestie, Fugger był jednym z pierwszych biznesmenów na północ od linii Alp, stosujących w księgowości regułę podwójnego zapisu, a zarazem pierwszym przedsiębiorcą w ogóle, który konsolidował wyniki wielu operacji w jednym bilansie – okazało się to przełomowym rozwiązaniem, pozwalającym mu błyskawicznie ocenić kondycję własnego imperium finansowego i równie szybko ustalić, jakimi środkami aktualnie dysponuje. Był też pierwszym przedsiębiorcą, który wysyłał rewidentów z zadaniem kontrolowania poszczególnych oddziałów swojej firmy. Stworzenie pierwszej agencji informacyjnej, zapewniającej przewagę nad konkurentami i klientami, pozwoliło mu z kolei odcisnąć trwały ślad w historii dziennikarstwa. Wszystko to sprawia, że śmiało można nazwać Fuggera najbardziej wpływowym biznesmenem wszech czasów.

Jakub odmienił losy świata, ponieważ żył w epoce, w której po raz pierwszy właśnie kwestie finansowe stały się decydującym czynnikiem w zakresie wojen, a co za tym idzie – polityki. Fuggerowi pieniędzy z pewnością nie brakowało. Mieszkał w pałacach i był właścicielem wielu zamków. Gdy kupił już tytuł szlachecki, władał tyloma lennami, że jego nazwisko trafiło na mapy. Należał do niego imponujący klejnot, który nosiła później królowa Elżbieta I. Gdy umierał w 1525 roku, jego fortuna stanowiła niemal dwa procent wartości europejskiej gospodarki2. Takiej wielkości bogactwem nie mógłby się pochwalić nawet John D. Rockefeller. Fugger był pierwszym człowiekiem, który udokumentował posiadanie fortuny pozwalającej nazywać go milionerem. Żyjący wcześniej Medyceusze mieli mnóstwo pieniędzy, jednak w ich księgach finansowych pojawiają się jedynie kwoty pięciocyfrowe, choć używane przez nich waluty miały niemal taką samą wartość jak pieniądze, którymi obracał Fugger. Różnica polegała na tym, że on jako pierwszy wykazał w księgach liczby siedmiocyfrowe.

Fugger zrobił fortunę na górnictwie i operacjach finansowych, ale oprócz tego sprzedawał tkaniny, przyprawy, klejnoty oraz relikwie – na przykład kości męczenników i drzazgi z krzyża. Przez pewien czas miał monopol na handel gwajakowcem, czyli rosnącym w Brazylii drzewem, z którego wytwarzano preparaty mające leczyć kiłę. Fugger bił także monety papieskie i ufundował pierwszy pułk Gwardii Szwajcarskiej. Inni przedsiębiorcy próbowali iść za jego przykładem, a najbardziej znaną z takich osób był inny mieszkaniec Augsburga, Ambroży Höchstetter. I tu różnica jest jednak wyraźna: podczas gdy Höchstetter, pionier na rynku usług bankowych dla mas, zbankrutował i zmarł w więzieniu, Fugger nigdy nie był bogatszy ani bardziej wypłacalny niż w chwili swej śmierci.

Jakub rozpoczął swoją karierę jako człowiek z ludu, a więc przedstawiciel najniższego szczebla europejskiego systemu społecznego. Gdyby zapomniał skłonić się przed baronem lub nie ustąpił z drogi rycerzowi na zatłoczonej ulicy, groziłoby mu, że szlachcic przebije go mieczem. Niskie pochodzenie nie stanowiło jednak przeszkody w odniesieniu sukcesu – wszyscy ludzie biznesu wywodzili się z pospólstwa, a rodzina Fuggerów była na tyle zamożna, żeby zapewnić Jakubowi wszystko, co mogło mu być potrzebne. Fuggerowie mieli smykałkę do handlu tkaninami, a dokumenty pozwalają stwierdzić, że w całym mieście mało kto dorównywał im wysokością płaconych podatków. Niezależnie od tego faktu Jakub i tak musiał się zmagać z poważnymi wyzwaniami. Kiedy miał dziesięć lat, zmarł jego ojciec. Gdyby nie silna i zaradna matka, nie doszedłby w życiu do niczego. Kolejną przeszkodą było miejsce, jakie zajmował wśród rodzeństwa. Urodził się jako ostatni z siedmiu braci, a to oznaczało, że powinien raczej trafić do klasztoru, a nie świata biznesu. Podobnie jak wszyscy, Jakub miał wady charakteru. Był zawzięty, samolubny, kłamliwy, a czasami okrutny. Na przykład po śmierci jednego ze swych współpracowników odmówił umorzenia pożyczki zaciągniętej przez zmarłego, wysyłając tym samym jego rodzinę do schroniska dla nędzarzy. Choć trzeba przyznać, że przynajmniej jedną ze swych wad – skłonność do chwalenia się na prawo i na lewo osiągnięciami – potrafił zamienić w cenny atut. Przechwałki Fuggera okazały się dobrą reklamą: informując swoich gości o tym, ile zapłacił za jakiś brylant lub jak wiele jest w stanie zyskać na pożyczce, upowszechniał swój wizerunek jako tego, kto potrafi zrobić dla klientów więcej niż inni bankierzy.

Problemem, który pociągała za sobą zła sława Fuggera, były żywione wobec niego urazy. Wrogowie nękali go przez prawie całe życie, a koleje jego kariery przypominają fabułę gry komputerowej. Oponenci atakowali go zarówno otwarcie, jak i z zaskoczenia, a w miarę zdobywania coraz większego majątku i władzy, musiał się zmagać z coraz poważniejszymi wyzwaniami. Do bankructwa zarówno Jakuba, jak i całej jego rodziny usiłował doprowadzić Luter, który deklarował, że chce „nałożyć wędzidło Fuggerom”. Ulryk von Hutten, rycerz będący najsłynniejszym niemieckim pisarzem tych czasów, chciał Jakuba uśmiercić. Ten jednak potrafił poradzić sobie ze wszystkimi atakami i gromadził coraz więcej pieniędzy oraz władzy.

Czy sukcesy przyniosły Fuggerowi szczęście? Najprawdopodobniej nie, w każdym razie nie w potocznym rozumieniu tego słowa. Miał niewielu przyjaciół, a i ci wywodzili się wyłącznie z grona partnerów biznesowych. Jego jedyne dziecko pochodziło z nieprawego łoża. Bratankowie, którym przekazał swoje imperium, okazali się źródłem rozczarowań. Przy jego łożu śmierci czuwały jedynie osoby, którym płacił za opiekę; w tym czasie żona zabawiała się z kochankiem. Fugger odniósł jednak sukces we własnym rozumieniu tego terminu. Celem bankiera nie były ani wygody, ani szczęście, lecz gromadzenie do samego końca pieniędzy. Przed śmiercią sam przygotował swoje epitafium: był to pozbawiony jakichkolwiek zahamowań panegiryk, podyktowany przez wybujałe ego. Zaledwie jedno pokolenie wcześniej powstanie takiego tekstu byłoby niemożliwe; przed pojawieniem się w Niemczech filozofii renesansowego indywidualizmu nawet sporządzenie autoportretu – takiego jak te, które w czasach Fuggera tworzył Dürer – zostałoby uznane za złamanie norm społecznych i przejaw wyjątkowego egotyzmu.

DO DOBREGO I WSZECHPOTĘŻNEGO BOGA! Jakub Fugger z Augsburga, ozdoba swojej klasy i swojego kraju, kanclerz Świętego Cesarstwa Rzymskiego za rządów Maksymiliana I i Karola V, był niezrównany jeśli chodzi o zdobywanie niezwykłych bogactw, liberalność, prowadzenie czystego życia oraz wielkość ducha, a ponieważ za życia nie można go porównać z nikim innym, po śmierci nie powinien zostać wliczony w poczet zwyczajnych ludzi3.

Obecnie historyczna postać Jakuba Fugger jest bardziej znana z działalności filantropijnej (a konkretniej – ze stworzonej przez niego z myślą o augsburskiej biedocie dzielnicy Fuggerei), niż z bycia „niezrównanym jeśli chodzi o zdobywanie niezwykłych bogactw”. Za sprawą inwestycji poczynionych pięć wieków temu Fuggerei działa do dzisiaj i przyciąga tysiące turystów spoza Niemiec. Jednak dziedzictwo Fuggera okazało się czymś trwalszym. Jego czyny miały głębszy wpływ na historię niż dokonania większości monarchów, rewolucjonistów, proroków i poetów; swoim postępowaniem przecierał szlaki dla kapitalistów działających przez pięć kolejnych stuleci. Bez trudu możemy dostrzec w nim współczesnego człowieka. W głębi ducha był agresywnym biznesmenem, próbującym za wszelką cenę zarobić tyle pieniędzy, ile się da. Polował na wyjątkowe okazje. Zdobywał przychylność polityków. Korzystając ze swoich funduszy, zmieniał zasady tak, żeby działały na jego korzyść. Otaczał się prawnikami i księgowymi. Dbał o dostęp do informacji. Okazujący podobny zapał miliarderzy stają się w dzisiejszych czasach bohaterami artykułów w prasie finansowej – człowiekiem, który przecierał te szlaki, był jednak Fugger4.

Był pierwszym nowoczesnym biznesmenem w tym sensie, że nie lękając się potępienia dążył do bogactwa, które traktował jako wartość samą w sobie. Jeśli chcemy poznać nasz system finansowy i dowiedzieć się, w jaki sposób doszło do jego narodzin, warto zrozumieć Jakuba Fuggera.

1DŁUG PUBLICZNY

W renesansowych Niemczech niewiele było miast, które mogły dorównać Augsburgowi poziomem kipiącej tam energii i ekscytacji. Na augsburskich targowiskach można było kupić wszystko, od strusich jaj po kości świętych. Damy udawały się do kościołów z sokołami. Węgierscy pasterze przepędzali ulicami bydło. Gdy w mieście gościł akurat cesarz, na placach potykali się ze sobą rycerze. Jeśli rano schwytano mordercę, po południu wieszano go na oczach gawiedzi. Do innych grzechów podchodzono w Augsburgu z dużą tolerancją. Piwo lało się w łaźniach tak samo obficie jak w karczmach. Miasto nie tylko akceptowało prostytucję – utrzymywało również dom publiczny.

Jakub Fugger urodził się w Augsburgu w 1459 roku. Jego rodzinne miasto było ośrodkiem produkcji tkanin, a rodzina Fuggerów wzbogaciła się kupując towary od lokalnych tkaczy i sprzedając je na jarmarkach we Frankfurcie i Kolonii, a także za Alpami, w Wenecji. Jakub był najmłodszym z siedmiu synów w rodzinie; gdy miał dziesięć lat, jego ojciec zmarł, a rodzinnym biznesem zajęła się matka. Miała wystarczająco wielu synów, by ci doglądali sprzedaży towarów na jarmarkach, przekupywali grasujących na drogach rabusiów i nadzorowali bielenie tkanin, postanowiła zatem trzymać Jakuba z dala od rycerskich pojedynków i wizyt w łaźni, wybierając dla niego inną karierę. Uznała, że chłopak powinien zostać duchownym.

Trudno sobie wyobrazić, żeby te plany mogły wywołać zadowolenie Jakuba. Gdyby jego matka dopięła swego, a on poszedłby do klasztornego seminarium, musiałby ogolić głowę i zamienić swoje szaty na czarny, benedyktyński habit. Uczyłby się łaciny, czytał pisma świętego Tomasza z Akwinu i odmawiał osiem razy dziennie modlitwy, poczynając od jutrzni o drugiej nad ranem. Mnisi byli samowystarczalni, więc Fugger jako jeden z nich musiałby postępować tak samo. Czekałoby go krycie budynków strzechą i gotowanie mydła. Spora część tego rodzaju prac była ciężką harówką, ale gdyby chciał otrzymać własną parafię – lub jeszcze lepiej posadę sekretarską w Rzymie – musiałby robić, co do niego należało, wywiązując się w ten sposób ze swych obowiązków.

Szkoła, do której wysłano Jakuba, znajdowała się w pochodzącym z X wieku klasztorze, w wiosce Herrieden leżącej nieopodal Norymbergi. Z Augsburga szło się tam na piechotę cztery dni; jeśli ktoś był szczęśliwym posiadaczem konia, podróż trwała o połowę krócej. W Herrieden nic się nigdy nie działo, a nawet gdyby wydarzyło się tam coś ciekawego, Jakub i tak nie miałby okazji tego zobaczyć. Benedyktyni trzymali się surowych reguł, a seminarzyści przebywali przez cały czas za murami klasztoru. Gdyby Fugger dotrwał w tym miejscu do końca nauki, musiałby zrobić coś, co byłoby trudniejsze niż pożegnanie się z włosami na głowie lub przędzenie wełny. Stanąłby przed koniecznością złożenia ślubów zobowiązujących go do życia w celibacie, posłuszeństwie i ubóstwie (zwłaszcza to ostatnie przyrzeczenie byłoby niezwykłą ironią losu, jeżeli wziąć pod uwagę to, jak potoczyło się później życie Jakuba).

Duchownych działających w tamtych czasach można było podzielić na dwie grupy. Jedną stanowili konserwatyści, którzy ślepo podążali za głosem Rzymu; do drugiej grupy należeli reformatorzy w rodzaju Erazma z Rotterdamu – najwybitniejszego intelektualisty tej epoki – szukający sposobów, by wykorzenić coś, co stało się epidemią korupcji. Nigdy nie dowiemy się, do której z tych kategorii zaliczałby się Fugger jako duchowny, bo wkrótce po wyjeździe Jakuba do seminarium jego matka zmieniła plany. Chłopak miał wówczas czternaście lat i zapewne uznano, że może się jednak do czegoś przydać w interesach. Matka Jakuba poprosiła duchownych, by zwolnili syna z zawartego kontraktu, umożliwiając mu zdobycie wiedzy na temat handlu i zajęcie się w przyszłości tym rodzajem działalności. Wiele lat później, gdy Fugger był już bogaty, ktoś spytał go, jak długo zamierza pracować. Jakub odpowiedział, że nie istnieje taka suma, która mogłaby go usatysfakcjonować. Niezależnie od tego, ile pieniędzy udałoby mu się zgromadzić, miał zamiar „zarabiać tak długo, jak zdoła”.

Takie postępowanie wpisywało się w rodzinną tradycję gromadzenia majątku. W czasach, w których elity uważały handel za zajęcie niższej rangi, a większości ludzi zależało tylko na tym, żeby mieć co jeść i jakoś przetrwać zimę, wszyscy przodkowie Jakuba Fuggera – zarówno mężczyźni, jak i kobiety – walczyli o to, by odnosić sukcesy. W tamtej epoce nie było mowy o tym, by zacząwszy od zera z dnia na dzień dorobić się fortuny. Trzeba było przyjść na świat w bogatej rodzinie, która tworzyła swój majątek przez wiele pokoleń, dzięki czemu każda następna generacja miała więcej pieniędzy niż poprzednia. Fuggerowie byli jednak familią, która odnosiła wyjątkowe sukcesy i mogła się poszczycić silną motywacją. Każde kolejne pokolenie pomnażało rodzinną fortunę.

Dziadek Jakuba, Hans Fugger, był chłopem mieszkającym w Szwabii, w wiosce Graben. W 1373 roku, dokładnie sto lat przed tym, jak Jakub zaczął się zajmować biznesem, Hans porzucił swoje bezpieczne acz monotonne życie na wsi i przeniósł się do dużego miasta. Liczba mieszkańców europejskich miast stale się powiększała, a żyjący tam ludzie potrzebowali ubrań. W odpowiedzi na te oczekiwania tkacze z Augsburga wytwarzali barchan – mieszankę hodowanego na miejscu lnu oraz sprowadzanej z Egiptu bawełny. Hans chciał zostać takim właśnie rzemieślnikiem. Dziś trudno nam to sobie wyobrazić, ale jego decyzja o porzuceniu życia na wsi wymagała ogromnej odwagi. Większość mężczyzn nie opuszczała swego miejsca zamieszkania; zarabiali na życie wykonując dokładnie tę samą pracę co ich ojcowie i dziadkowie. Jeżeli ktoś był młynarzem, jego potomstwo zajmowało się tym samym. Synowie kowala zostawali kowalami. Hans nie potrafił jednak pokonać swojej natury. Był młodym człowiekiem, któremu marzyło się przędzenie złota – opisane później chociażby w jednej z baśni braci Grimm, zatytułowanej Rumpelstilzchen (pol. Titelitury lub Hałasik bądź Rumpelsztyk). Ubrany w szary kaftan, obcisłe spodnie i sznurowane buty, pokonał brzegiem rzeki Lech ponad trzydzieści kilometrów, które dzieliły go od miasta.

Augsburg jest obecnie przyjemnym, niewielkim miastem, znanym ze swego teatru marionetek. Miejscowa ludność pogodziła się z długimi dojazdami do pracy w Monachium. Tutejsze fabryki, w których powstają ciężarówki i roboty, zatrudniają światowej klasy inżynierów zapewniających niemieckiej gospodarce konkurencyjność. Gdyby nie uniwersytet i otaczające go bary, kafejki i księgarnie, Augsburgowi groziłaby opinia majętnego, ale nudnego zaścianka. Jednak w czasach, kiedy pojawił się tam Hans Fugger, Augsburg był na najlepszej drodze do tego, by stać się finansowym centrum Europy – odpowiednikiem dzisiejszego Londynu, miejscem odwiedzanym przez osoby potrzebujące pożyczyć ogromne pieniądze. Miasto zostało założone w 14 roku naszej ery, w czasach Augusta, któremu zawdzięcza zresztą swoją nazwę; znajdowało się także na historycznym szlaku z Wenecji do Kolonii. W 98 roku naszej ery Tacyt przedstawiał Germanów jako ludzi bitnych, ale brudnych i często pijanych, wspominał też o ich „intensywnie niebieskich oczach, jasnobrązowych włosach i ogromnych ciałach”. Zarazem wychwalał mieszkańców Augsburga, a samo miasto określił słowem „splendidissima”.

Gdy w XI wieku europejska ekonomia zaczynała wychodzić z mroków, które spowijały ją w okresie głębokiego średniowiecza, władzę nad miastem sprawował biskup i to właśnie niedaleko jego pałacu handlarze rozkładali swoje stragany. Kupcy, których stopniowo przybywało, niechętnym okiem spoglądali na biskupa mówiącego im, co mają robić; wreszcie przepędzili go do pobliskiego zamku. Augsburg stał się wolnym miastem, w którym mieszkańcy sami zajmowali się własnymi sprawami i nie mieli nad sobą żadnej władzy, jeśli nie liczyć odległego i zajętego innymi problemami cesarza. W 1348 roku w Europie wybuchła epidemia dżumy, która zabiła przynajmniej jedną trzecią mieszkańców kontynentu, ale cudownym zrządzeniem losu ominęła Augsburg. Ten niezwykły zbieg okoliczności sprawił, że właśnie to miasto wraz z innymi ośrodkami na południu Niemiec stało się, w miejsce spustoszonych Włoch, głównym ośrodkiem produkcji tkanin w Europie.

Kiedy Hans Fugger zbliżał się do bram miasta i po raz pierwszy ujrzał wieże murów miejskich, miał wszelkie podstawy, by stwierdzić, że mieszkańcy Augsburga zajmują się tylko jedną rzeczą: wytwarzaniem tekstyliów. Ramy, na których rozpięte były bielone tkaniny, rozciągały się we wszystkich kierunkach. Gdy Hans znalazł się już w obrębie murów miejskich, musiał go z kolei uderzyć widok niezliczonych przedstawicieli duchowieństwa. Chociaż biskup nie rezydował już w Augsburgu, w mieście i tak działało dziewięć kościołów. Franciszkanie, benedyktyni, augustianie i karmelici byli wszędzie – również w barach i burdelach. Niewykluczone, że uwagę Fuggera przykuły także tłumy żebraków. Bogacze mieszkający w wystawnych domach, zbudowanych w centrum miasta, na wyżej położonych terenach, kontrolowali dziewięć dziesiątych lokalnego majątku i skupiali w swoich rękach całą władzę. Widok żebraków był dla nich nieprzyjemny (a nawet groźny), więc przeforsowali prawo, które miało oczyścić Augsburg z biedoty. Kiedy jednak rano otwierano bramy miasta, a z zewnątrz szerokim strumieniem napływali z wiejskich terenów chłopi próbujący zarobić trochę pieniędzy zamiataniem ulic lub skubaniem drobiu, strażnicy nie byli w stanie określić, kto jest kim, a żebracy znów pojawiali się w obrębie murów.

Hans zarejestrował się w ratuszu. Gdy tam dotarł, podał skrybie swoje nazwisko. Niemcy używali wówczas w dokumentach łaciny, a urzędnik zastanawiał się przez chwilę, nim wymyślił prawidłową transliterację nazwiska Fugger. Zapisał litery tak, jak dotarły do jego uszu: F-u-c-k-e-r. Zapis ten figuruje do dziś w miejskich archiwach: Fucker advenit, czyli „Fugger przybywa”5. Historyków zgłębiających losy tego rodu wciąż jednak bawi mniej cenzuralny sposób, w jaki można przetłumaczyć te słowa.

Hans dobrze sobie radził i wkrótce miał już wystarczająco dużo pieniędzy, by przędzenie zostawić innym. Stał się hurtownikiem, który kupował materiały od tkaczy i sprzedawał je na jarmarkach. Rozpoczął też rodzinną tradycję zawierania korzystnych małżeństw, biorąc ślub z Klarą Widolf, córką przewodniczącego cechu tkaczy. Osoby parające się tym rzemiosłem były najbardziej wpływową grupą ludzi biznesu w mieście. Tkacze pokazali swoją potęgę kilkadziesiąt lat później, w 1478 roku, gdy doprowadzili do egzekucji burmistrza przychylnego biedocie. Po śmierci Klary Hans poślubił córkę innego ważnego członka cechu, Elżbietę Gfatterman. Druga żona Fuggera miała niezwykły zmysł do handlu. Po śmierci Hansa przejęła rodzinny interes i prowadziła go przez dwadzieścia osiem lat. Warto się zastanowić nad tym, jak daleko mogłaby zajść, gdyby społeczeństwo zapewniło jej równe szanse. Kobiety nie miały wówczas żadnych politycznych praw i były uznawane za własność rodziców lub mężów. Jeśli angażowały się w działalność biznesową, a nie były zamężne, musiały działać za pośrednictwem innych mężczyzn. Chociaż było to trudne, Elżbieta dawała sobie radę z prowadzeniem negocjacji z dostawcami i klientami, także z inwestowaniem w nieruchomości, a do tego wychowywała dzieci. Dopilnowała, żeby jej dwaj synowie, starszy Andreas i młodszy Jakub (nazwany później Starszym), otrzymali wykształcenie, które pozwoli im w przyszłości zająć jej miejsce. Ponieważ nie chciała dopuścić do podziału majątku między większą liczbę spadkobierców, nie wyszła powtórnie za mąż. W chwili śmierci zajmowała w Augsburgu jedno z pierwszych miejsc wśród osób płacących najwyższe podatki.

Miasto biło własne monety, a mennicą kierował drugi dziadek głównego bohatera tej książki, Franciszek Bäsinger. Do majątku doszedł obserwując, jak jego pracownicy napełniają formy roztopionym srebrem, odlewając pojedynczo monety. Jakub Starszy wziął za żonę córkę Bäsingera, Barbarę. Zaledwie kilka miesięcy po ich ślubie władze przyłapały Franciszka na fałszowaniu srebrnych monet (co w wielu miejscach było przestępstwem karanym śmiercią), po czym wtrąciły go do więzienia. Jakub Fugger Starszy pomógł spłacić długi teścia i wyciągnął go zza krat. Ta interwencja zakończyła się pomyślnie dla Bäsingera – zaraz po wyjściu z więzienia uciekł do Austrii, gdzie pomimo swej kryminalnej przeszłości zaczął kierować mennicą w mieście położonym niedaleko stolicy Tyrolu, Innsbrucka.

Barbara miała podobną smykałkę do biznesu jak jej teściowa Elżbieta. Obydwie były tak wyjątkowymi kobietami, że bez trudu można wysunąć tezę, iż większość swoich uzdolnień Jakub, syn Barbary, zawdzięczał właśnie im obu, a nie swoim męskim przodkom. Podobnie jak Elżbieta, Barbara przeżyła swojego męża o niemal trzydzieści lat i mierzyła się z wyzwaniami, jakie pociągało za sobą pozostawanie wdową. Tak samo jak jej teściowa, Barbara sprawiła, że interesy Fuggerów wzniosły się na nowy poziom: reinwestowała zyski, a do tego kupowała i sprzedała więcej tkanin niż wcześniej jej mąż. To miało się jednak wydarzyć na późniejszym etapie jej życia – zaraz po ślubie jej najważniejszym zadaniem było wydawanie na świat potomstwa.

Fuggerowie mieszkali w trzypiętrowej kamienicy stojącej w handlowym centrum miasta, w miejscu graniczącym ze starą dzielnicą żydowską. Dom, w którym urodził się Jakub, znajdował się naprzeciwko budynku będącego siedzibą cechu tkaczy. Za domem biegła w dół ulica o nazwie Judenberg, kończąca się przy kanale. Rzymianie wykopali kanały, a potem wyłożyli je drewnem. W nocy, gdy wszędzie panowała cisza, słychać było szum płynącej wody.

Barbara urodziła Jakuba 6 marca 1459 roku. Jakub Starszy protestował przeciwko nazwaniu któregokolwiek ze swoich potomków jego imieniem. Ustąpił dopiero wtedy, gdy na świat przyszedł siódmy chłopiec. Ojciec nie miał okazji spędzić zbyt wiele czasu ze swoim imiennikiem – zmarł, gdy najmłodszy syn miał dziesięć lat. W tym czasie niektórzy jego starsi potomkowie, Ulryk, Piotr i Jerzy, pracowali już w rodzinnej firmie. Inny syn Jakuba Starszego, Marek, był duchownym pnącym się po szczeblach kariery w Watykanie. Dwaj kolejni chłopcy zmarli w młodym wieku. Jeśli chodzi o dziewczęta, Jakub Starszy miał trzy córki, a Barbara dokładała wszelkich starań, żeby w odpowiednim czasie dobrze wyszły za mąż.

Jakub obserwował swoich braci i czuł zazdrość; jemu również marzyły się przygody, które spotykały ich na traktach. Wkrótce sam miał stanąć przed okazją przeżycia czegoś wyjątkowego. Gdy jego matka odstąpiła od zamiaru skierowania go do stanu duchownego, zorganizowała wszystko tak, by chłopak mógł, podobnie jak jego dwaj bracia, terminować w Wenecji, która w owym czasie nastawiała się na handel w stopniu większym niż jakiekolwiek inne miasto na świecie. Była punktem łączącym Jedwabny Szlak z Renem – to właśnie tutaj ładowano francuskie wina na łodzie płynące do Aleksandrii i Konstantynopola, a kupcy wymieniali pieprz, imbir i bawełnę ze Wschodu na poroża, futra i metale z Zachodu. Handel był fundamentem, na którym wyrosła Wenecja, a miastem zarządzali ludzie biznesu. Wszyscy rozmawiali tu wyłącznie o pieniądzach. Jak wspominał Girolamo Pruili, bankier i autor dzienników, mieszkańcy tego miasta „skupiali całą swoją uwagę na handlu”6. Przy Wenecji Augsburg wydawał się wioską. Włoskie miasto było gorące, głośne i zatłoczone, a dwustutysięczna rzesza mieszkańców sprawiała, że stanowiło jedną z największych metropolii w Europie. Kupcy przekrzykiwali się ze swoich kramów ustawionych wzdłuż kanałów. „Któż zdołałby zliczyć wszystkie te kramy, tak znakomicie wyposażone, że przypominały bardziej składy wszelkich dóbr?”7, zapisał ksiądz Pietro Casola w swoim dzienniku podróżnym, po czym dodał: „Coś takiego wprawia obserwatora w osłupienie”. W Wenecji wszystkim dobrze się powodziło. Kronikarz Sansovino wspominał, że mieszkańcy tego miasta sypiali w łóżkach z drewna orzechowego, za jedwabnymi zasłonami. Zasiadając za stołem, posługiwali się srebrnymi sztućcami. Casola podsumował to w taki sposób: „W tym miejscu pieniądze płyną niczym woda z fontanny”8.

Wenecja zawdzięczała swoje bogactwo handlowi przyprawami. Europejczycy je kochali – zwłaszcza pieprz, stosowany do ożywiania nijakich potraw i maskowania smaku psującego się mięsa. Arabowie kupowali tę przyprawę w Indiach i transportowali ją na grzbietach wielbłądów do portów Lewantu, a Wenecja zmonopolizowała europejski handel pieprzem. Lokalizacja miasta na północnym wybrzeżu Adriatyku sprawiała, że właśnie tamtędy można było najtaniej transportować przyprawy kupowane przez mieszkańców pozostałej części kontynentu. Wenecja bogaciła się jako pośrednik. Jakub nie mógł tego przewidzieć, że za jakiś czas to właśnie on odegra ważną rolę w zniszczeniu tego systemu.

To naturalne, że Wenecja stała się miejscem odwiedzanym przez młodych mężczyzn, którzy chcieli poznać tajniki handlu. Zamożne rodziny przysyłały tu swoich synów, by odkrywali sekrety kupiectwa i zdobywali kontakty. Czternastoletni Jakub Fugger pożegnał się z rodziną i wyruszył karocą przez Alpy, najprawdopodobniej przez przełęcz Brenner. Po dwóch tygodniach dotarł do Mestre. Tutaj wsiadł na łódź i pokonał lagunę. Przeprawiwszy się na główną wyspę, skierował się do Fondaco dei Tedeschi, obszernej budowli wyznaczonej przez Wenecjan dla Niemców, którzy chcieli prowadzić w mieście swoje interesy, i gdzie rodzina Jakuba miała już własny lokal na towary. Miejscowe władze mogły w ten sposób zgromadzić wszystkich przedstawicieli tej nacji pod jednym dachem, co ułatwiało pobór podatków.

Fondaco znajdowało się tuż obok mostu Rialto i było zatłoczoną halą targową, w której dobra piętrzyły się aż pod sufit. „Widziałem tam wszelkiego rodzaju towary”, wspominał podróżujący rycerz Arnold von Hanff. Z kolei Casola pisał: „Fondaco w Wenecji dysponuje tyloma towarami, że mogłoby zaopatrywać całe Włochy”. W 1505 roku, wiele lat po tym, jak Fugger opuścił Wenecję, budynek spłonął. Gdy miasto odbudowało halę, jej fasadę od strony Canal Grande ozdobili malowidłami Tycjan i Giorgione, dzięki czemu Fondaco stało się miejscem pielgrzymek miłośników sztuki. Jednak w czasach Fuggera Niemcy nie tylko tam pracowali, ale również mieszkali. Jakub spał obok swych krajanów na pokrytej słomą podłodze na strychu. W dzień nie tylko poznawał tajniki importu i eksportu, miał również okazję przydać się podczas pakowania skrzyń, dostarczania towarów i kopiowania listów. Zdążając do San Marco od strony Ponte della Paglia, chłopak mógł obserwować galery płynące z Bosforu i Ziemi Świętej. Wędrując po placach przyglądał się być może pochodzącym z Afryki niewolnikom, którzy pracowali jako służący w bogatych domach, bądź przystawał przy innych Niemcach sprzedających po wygórowanych cenach perły i szlachetne kamienie przy słynnej promenadzie Riva degli Schiavoni. Do uszu Jakuba docierały zapewne dźwięki trąbek, ogłaszające przybycie do miasta każdego zagranicznego statku.

Nasza wiedza na temat lat spędzonych przez Fuggera w Wenecji jest bardzo skąpa – ogranicza się głównie do śladów, jakie odcisnął na nim pobyt w tym miejscu. Są one nieliczne, ale wyraźne; niektóre dotyczą stylu. To we Włoszech Jakub nabrał upodobania do złotego czepca, który stał się jego znakiem rozpoznawczym. W Wenecji zaczął też podpisywać listy po łacinie. Ruszył do Włoch jako Jakub, posiadając jedynie umiejętność czytania i pisania. Wrócił jako Jacobo – międzynarodowy biznesmen, który nie stronił od skupiania na sobie powszechnej uwagi.

Co istotniejsze, to w tym okresie zdobył wiedzę na temat bankowości. Fugger miał stać się w nadchodzących latach człowiekiem o wielu twarzach – przemysłowcem, handlarzem, czasami spekulantem – ale jego głównym zajęciem pozostawało bankierstwo. Wszystkiego, co musiał wiedzieć na temat tego zawodu, nauczył się w Wenecji. To Włosi wymyślili bankowość, czego dowodzi rodowód słów takich jak credito, debito czy wręcz banca. Wenecja pomogła Jakubowi zapoznać się także z przynoszącą wiele korzyści sztuką księgowości. Niemieccy handlarze ciągle jeszcze zapisywali cyfry na skrawkach papieru, których nigdy nie porządkowali. Włosi byli w tej kwestii bardziej zaawansowani. Ponieważ potrzebowali solidniejszych rozwiązań, dzięki którym mogliby zarządzać dużymi przedsiębiorstwami działającymi w różnych krajach, wymyślili metodę podwójnego zapisu, nazwaną tak dlatego, że każda operacja była ewidencjonowana przynajmniej na dwóch różnych kontach, po dwóch równoważących się stronach. W ten sposób Włosi byli w stanie błyskawicznie zrozumieć skomplikowane przedsięwzięcia, podsumowując najważniejsze liczby i zawierając wartość firmy w jednym wskaźniku – majątku netto. Wiele lat po wyjeździe Jakuba z Wenecji matematyk i duchowny Luca Pacioli napisał pierwszy podręcznik omawiający tajniki księgowości. Jednak Fugger znał wszystkie te sztuczki, zanim książka Pacioliego ukazała się drukiem. Przekonał swych braci do stosowania tego systemu, wprowadzając do rodzinnego biznesu nowy poziom profesjonalizmu. Reszta Augsburga nie miała innego wyjścia – musiała podążyć ich śladami. Już sam fakt, że nastoletni Jakub w lot zrozumiał znaczenie księgowości i to, w jaki sposób można zyskać dzięki niej przewagę nad konkurencją, sporo mówi o jego wrodzonym talencie do biznesu. Wiedział, że ludzie, którzy mają bałagan w księgach rachunkowych i pomijają szczegóły, marnują pieniądze, a to było, jego zdaniem, niedopuszczalne.

Po wielu latach ambasador Wenecji dowiedział się, że Jakub Fugger uczył się swego fachu w Wenecji. Usłyszawszy to stwierdził, że bankier przyswoił sobie więcej wiedzy, niż to miasto mogło zaoferować: „Jeżeli Augsburg jest córą Wenecji, córka przewyższyła matkę”9.

W tym samym roku, w którym Jakub wyjechał do Wenecji, w Augsburgu wydarzyło się coś, co miało mieć ogromny wpływ na losy chłopaka i jego rodziny – Fuggerowie po raz pierwszy weszli w kontakt z Habsburgami, czyli rodem władającym Austrią. Wiele lat później Habsburgowie zostali najważniejszym klientem Jakuba, a bankier stał się ich doradcą i największym partnerem finansowym. Relacje łączące obie strony nigdy nie były proste, a kilka razy zostały niemalże zerwane. Więzi wytrzymały jednak próbę czasu i przerodziły się w największe prywatno-publiczne partnerstwo na świecie.

Tamtej wiosny, tuż po tym, jak stopniał śnieg zalegający na alpejskich przełęczach, cesarz Fryderyk III opuścił Innsbruck i ruszył z ważną misją dyplomatyczną do znajdującego się przy granicy z Francją Trewiru. Zdążał na spotkanie z Karolem Zuchwałym, niesłychanie bogatym arcyksięciem Burgundii, a po drodze zatrzymał się w Augsburgu. Fryderyk był nie tylko cesarzem, ale również arcyksięciem Austrii i głową rodu Habsburgów. Habsburgowie mieli swoje korzenie w Szwajcarii, gdzie w XI wieku przy drodze z Zurychu do Bazylei hrabia, znany jako Radbot z Klettgau, zbudował Jastrzębi Gród – po niemiecku „Habsburg”. W Europie żyły wówczas dziesiątki rodzin królewskich, a Habsburgowie nie odgrywali ważniejszej roli aż do 1273 roku, kiedy to jeden z przedstawicieli rodu, Rudolf, został królem niemieckim i bardzo poważnym kandydatem do tytułu zwierzchnika Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Trzy lata później rodzina przeniosła się do Wiednia, w którym żyło się znacznie przyjemniej niż w samotnym zamku w Szwajcarii. Jednak nawet wtedy ród Habsburgów pozostawał słaby, jeśli porównać go z innymi dynastiami panującymi w Europie. Rudolf zmarł, zanim został cesarzem, jednak tytuł ten, choć brzmiał imponująco, to znaczenie miał, szczerze mówiąc, niewielkie.

Napoleon miał kiedyś powiedzieć, że Święte Cesarstwo Rzymskie nie miało niczego wspólnego z żadnym z trzech członów swojej nazwy. Było zbyt rozpasane, by mogło być święte, zbyt niemieckie, aby nazywać je rzymskim, a do tego zbyt słabe, żeby tytułować się cesarstwem. Aby lepiej zrozumieć życia Fuggera warto uświadomić sobie, w jaki sposób mógł on wykorzystać ten dziwny twór i dlaczego cesarz potrzebował bankiera. W teorii cesarstwo miało jednoczyć chrześcijańską Europę, obejmując tereny dawnego cesarstwa rzymskiego, a władca stojący na jego czele stawałby się świeckim odpowiednikiem papieża i jego partnerem. Panowanie nad Europą zdobył jednak tylko Karol Wielki, pierwszy cesarz. Po jego śmierci kontynent podzielił się na królestwa, a te – na księstwa i inne jednostki administracyjne, które zachowywały niezależność, o ile tylko miały wystarczająco dużo wojska.

Zanim na tronie cesarskim zasiadł Fryderyk III, granice Świętego Cesarstwa Rzymskiego zawęziły się do wschodniej części terenów kontrolowanych niegdyś przez Karola Wielkiego i tylko nieznacznie wykraczały poza terytorium Niemiec. Był to wciąż duży obszar, jednak obecny cesarz nie dysponował żadnymi środkami, jeśli nie liczyć pieniędzy pozyskiwanych z własnych majątków ziemskich. Z tego powodu utrzymywał bardzo małą armię, można go było zatem po prostu ignorować i prawie wszyscy to robili. Nawet w Niemczech, gdzie ludzie nazywali go swoim królem, jego pozycja była słaba, ponieważ – inaczej niż w scentralizowanych krajach, takich jak Francja czy Anglia – niemieccy możnowładcy uparcie bronili swojej niezależności. Cesarz był wybierany w drodze elekcji, podobnie jak papież, ale był bardziej figurantem niż królem. Gdyby Francuzi lub Turcy zaatakowali terytorium Niemiec, tamtejsi możnowładcy być może poprosiliby cesarza, by pokierował obroną kraju. Generalne byli jednak zadowoleni z tego, że nie podejmował żadnych działań.

Kolegium elektorskie, które wybierało cesarza i odgrywało rolę watykańskich kardynałów, stanowiła siedmioosobowa grupa najpotężniejszych spośród dziesiątek lokalnych przywódców – książąt i biskupów. Gdy zaproponowano to stanowisko Fryderykowi, zaakceptował je dopiero po upewnieniu się, że zdoła je wykorzystać do centralizacji, której elektorzy tak bardzo się obawiali. Wielką grą tamtych czasów było coś, co Niemcy określali jako Hausmachtpolitik – to pojęcie oznaczało starania, których celem było zapewnienie własnej rodzinie większej władzy. Kto zostawał zwycięzcą? Ten, kto zgarnął najwięcej tytułów i terytoriów. Był to krwawy interes, który całkowicie pochłaniał uczestników rozgrywki, a dla zwykłych ludzi był szalenie destrukcyjny. Habsburgowie przegrywali w tej konkurencji z takimi rodami jak francuscy Walezjusze czy angielscy Tudorowie. Nawet w niemieckojęzycznej części Europy zostawali w tyle za saksońskimi Wettynami oraz bawarskimi Wittelsbachami. Fryderyk III żywił jednak irracjonalne przekonanie, że korona cesarska uczyni jego rodzinę najpotężniejszym rodem w Europie. Wierzył w to tak mocno, że kazał wybić na swojej zastawie stołowej litery AEIOU. Dopiero po jego śmierci okazało się, że oznaczały one Alles Erdisch ist Österreich Untertan („Cały świat poddany jest Austrii”). Habsburg uważał się wręcz za kolejnego Fryderyka I Barbarossę – władcę, który podczas wcześniejszego kryzysu cesarstwa zaprowadził w Niemczech porządek i przywrócił rządy cesarskie we Włoszech, przede wszystkim mocą swojej charyzmy i zapału. Otoczenie zgadzało się z Fryderykiem III w kwestii potencjału, który miał do dyspozycji. Pomijając wszystko inne, imponujący tytuł stwarzał aurę poparcia zapewnianego przez Boga. „Dysponuje wspaniałym tytułem”, stwierdził wysłannik papieża. „W podzielonym kraju może dokonać wielkich rzeczy”10. Fryderyk był jednak tylko marzycielem. Gdy grupa elektorów odmówiła przekazania mu władzy, nie umiał wykorzystać istniejących podziałów, a jego głównym zajęciem stały się rozrywki, zwłaszcza pielęgnowanie ogrodu i obżarstwo. Przeciwnicy – nie bez powodu – zaczęli go nazywać Fryderykiem Grubym.

To właśnie wtedy doszło do spotkania z Karolem Zuchwałym, a Fryderyk stanął przed szansą na zmianę biegu historii. Jako książę Burgundii Karol władał nie tylko tą prowincją, ale także terenami obejmującymi dzisiejszą Holandię, Belgię i Luksemburg. Była to najbogatsza i najbardziej uprzemysłowiona część Europy, a Burgundia wyznaczała w Europie normy luksusu i wyrafinowania, których ucieleśnieniem był tamtejszy Order Złotego Runa. Chociaż oficjalnie Karol podlegał władcy Francji, tak naprawdę postępował wedle własnego uznania, a mając za sobą wspaniałą armię marzył o podbojach godnych Aleksandra Wielkiego. Ktoś z przedstawicieli angielskich władz nazwał Karola „jednym z największych książąt, którzy nie nosili korony”11. Karolowi Zuchwałemu marzyło się przede wszystkim wyniesienie Burgundii do rangi królestwa i oficjalne uniezależnienie się od Francji. To dlatego Fryderyk III przyjechał do Trewiru. Mógł zapewnić Karolowi tron, ponieważ jako cesarz dysponował wynikającą z tradycji władzą, której nie trzeba było popierać ani pieniędzmi, ani armią. Wystarczył kaprys, by jednym pociągnięciem pióra tworzyć królestwa i monarchów. W zamian za to Karol zaproponował zaaranżowanie małżeństwa między piętnastoletnią Marią Burgundzką (która była jego jedynym dzieckiem) a trzynastoletnim synem Fryderyka, Maksymilianem. To była wspaniała propozycja – gdyby wszystko ułożyło się jak należy, Maksymilian zostałby królem Burgundii, a później tron przejęłoby jego potomstwo. Habsburgowie przestaliby być monarchami drugiej kategorii.

Po drodze do Trewiru Fryderyk zatrzymał się w Augsburgu, żeby kupić nowe szaty. Karol był największym strojnisiem wśród europejskich książąt. Habsburgowie nie dorównywali mu zasobami złota, brylantów i strusich piór, ale przynajmniej musieli się postarać. Problem polegał na tym, że Fryderyk, który nie był w stanie opłacić cesarskiej egzystencji z książęcych przychodów, był bez grosza, a kupcy z Augsburga, wykorzystywani przez władcę w przeszłości, nie zamierzali udzielić mu kolejnego kredytu. W takich okolicznościach Fryderyk poprosił o pomoc Ulryka Fuggera, najstarszego z braci Jakuba. Ulryk dostarczył cesarzowi jedwab i wełnę, z których grupa krawców monarchy miała uszyć stosowne szaty.

Reklama jest bardzo starym wynalazkiem. W starożytnym Rzymie rozwieszano plakaty informujące o zbliżających się wyścigach rydwanów, a prostytutki z Efezu dbały o to, żeby na marmurowych płytach w pobliżu świątyni Artemidy wyryto ich adresy. Podając Fryderykowi pomocną dłoń, Ulryk dostrzegł w tym posunięciu szansę na wypromowanie własnej osoby. Nie był głupcem; zdawał sobie sprawę z tego, że cesarz nie ma grosza przy duszy i nigdy nie zapłaci za otrzymane materiały. W zamian dostał jednak coś, co nie zaliczało się do dóbr materialnych, choć miało zarazem niesłychaną wartość – tarczę herbową. Herby nie były już znakami, którymi posługiwali się wyłącznie rycerze podczas bitew. Monarchowie przyznawali je każdemu, komu sprzyjali, również ludziom biznesu. Tarcza herbowa zawieszona nad wejściem do sklepu, magazynu lub stoiska na jarmarku oznaczała, że produkty danego rodu są tak dobre, że korzystał z nich sam król. Takie poparcie monarchy było z pewnością warte poświęcenia przez Fuggerów kilku bel tkanin. Ulryk miał również osobisty powód, by postąpić w taki sposób – chciał otrzymać herb, żeby wyrównać rodzinne rachunki. Jedenaście lat wcześniej Fryderyk wyróżnił w taki sposób inną część rodu Fuggerów, wywodzącą się od Andreasa Fuggera, starszego syna Hansa i jego żony Elżbiety. Potomkowie Andreasa, nazywający samych siebie „Fuggerami od Jelenia” z powodu jeleniej głowy w swoim herbie, korzystali z tego znaku, żeby okazać Ulrykowi wyższość. Ten ostatni nienawidził być jednym z „gorszych Fuggerów”, podobnie zresztą jak jego mały brat Jakub. Chcąc nadążyć za resztą rodu, Ulryk dał zatem Fryderykowi to, co władcy było w tym momencie potrzebne, a w zamian któregoś dnia w czerwcu 1473 roku otrzymał spisany na pergaminowej karcie dokument, z wkomponowanym w tekst wizerunkiem trzech lilii. Przesyłka pochodziła od cesarza, który w uznaniu za „przyzwoitość, prawdomówność i rozsądek” nadawał herb Ulrykowi i jego braciom, w tym Jakubowi. Byli teraz „Fuggerami od Lilii”; z takiego tytułu mogli też korzystać ich potomkowie12.

Widok cesarza błagającego o pomoc musiał być dla Jakuba zaskoczeniem. Ewentualna wiara we wszechwładzę monarchy nie mogła przetrwać konfrontacji z prostym faktem. Oto zwyczajni sprzedawcy – ludzie, których każdego dnia widywał na ulicy – odmówili otwarcia kredytu komuś, kto miał być najpotężniejszą osobą świecką w Europie. To, czy Jakub rzeczywiście był świadkiem takiego afrontu, nie miało znaczenia. Morał pozostawał taki sam: pieniądze znosiły różnice między ludźmi. W tej kwestii cesarz był równy pierwszemu lepszemu mieszczaninowi. Jeśli ktoś z ludu posiadał pieniądze, mógł zmusić do uległości każdego, nawet władcę. Jakub Fugger podczas swojej długiej kariery doświadczył większych zaszczytów, ale herb rodowy był dla niego źródłem szczególnej radości. Wiele lat później zaproponował, że odnowi karczmę, w której najważniejsi kupcy z Augsburga udzielali się towarzysko, rozmawiali o interesach i pili we własnym gronie. Ten przybytek, zamknięty dla gości z zewnątrz, nosił nazwę Heerentrinkstube i znajdował się naprzeciwko ratusza. Fugger zastrzegł, że warunkiem sfinansowania przez niego remontu będzie umieszczenie trzech lilii na fasadzie budynku. To było rozsądne żądanie – Medyceusze opatrywali swoim herbem nawet kościoły. Członkowie augsburskiego klubu mieli jednak więcej dumy niż duchowni z Florencji i odrzucili tę propozycję. W kronikach rodziny Fuggerów, zamówionych w 1545 roku przez jednego z bratanków Jakuba, można znaleźć wzmiankę o tym, że mieli pożałować tej decyzji.

Gdy Jakub kończył zdobywać we Włoszech wiedzę, z Rzymu dotarły do rodziny złe wieści. Jego starszy brat Marek rozstał się z tym światem. Marek, który w chwili śmierci miał trzydzieści lat, kroczył ścieżką przewidzianą początkowo także dla Jakuba. Złożył śluby kapłańskie, odebrał edukację uniwersytecką i pracował w Rzymie jako osoba nadzorująca interesy papieża w Niemczech. W 1478 roku w Wiecznym Mieście wybuchła epidemia, która uśmierciła Marka Fuggera właśnie wtedy, gdy zaczynał zdobywać wpływy. Rodzina zdecydowała, że dziewiętnastoletniego wówczas Jakub uda się na krótko do Rzymu, by uporządkował sprawy zmarłego brata. Ten wyjazd wywarł przypuszczalnie ogromny wpływ na osobowość młodzieńca. Sykstus IV – papież, który ufundował Kaplicę Sykstyńską – był właśnie u szczytu władzy. Jakub z pewnością miał okazję zobaczyć przepych dworu papieskiego oraz bogactwa czekające na tych, którzy służyli następcy świętego Piotra. Po opuszczeniu Włoch Jakub wrócił do Augsburga i zaczął pracować w firmie Ulryk Fugger & Bracia. Wiele podróżował, odwiedzał rozmaite jarmarki i dokonywał inspekcji różnych placówek należących do firmy. Tego rodzaju wyjazdy były wyczerpujące – Erazm z Rotterdamu, który również dużo się przemieszczał, uskarżał się na brudne zajazdy, nieuprzejmych gospodarzy i fatalne jedzenie. Bezpośrednie kontakty były jednak jedynym rozwiązaniem pozwalającym załatwić pewne rzeczy. Ludzie z ambicjami – jak Erazm czy Jakub Fugger – musieli ruszyć w drogę.

Po tym, jak Jakub pozałatwiał wszystkie sprawy w Rzymie i Wenecji, rodzina wysłała go do Austrii, śladami jego przebiegłego dziadka Franciszka Bäsingera. Zadaniem najmłodszego z braci było podjęcie działań, dzięki którym firma Fuggerów mogłaby wykorzystać boom w branży górniczej. To był dla niego duży krok naprzód, ale warto się zastanowić nad tym, dlaczego krewni nie skierowali go na jakąś ważniejszą placówkę o ustalonej renomie, na przykład do Norymbergi. Jakub miał już wówczas dwadzieścia sześć lat, a fakt, że bracia wysłali go z misją zgłębienia tajników nowej branży w miejsce, które dotychczas nie miało żadnego znaczenia z punktu widzenia ich interesów, sugeruje, że mogli powątpiewać w jego umiejętności. Tak czy inaczej Jakub udał się do Austrii nie jako terminator czy niższy rangą wspólnik, ale jako dojrzały biznesmen, który miał prawo samodzielnie podejmować decyzje. Na miejscu zrobił doskonały użytek z tych plenipotencji. To właśnie w Austrii Jakub Fugger po raz pierwszy pokazał swój biznesowy geniusz. Układy, które tam zawarł, dowodzą, że posiadał dar radzenia sobie z klientami, miał niezwykły talent do negocjacji i był gotów podejmować ogromne ryzyko.

Aż do tego momentu rodzina Fuggerów skupiała się na kupowaniu i sprzedawaniu tkanin. Górnictwo było jednak kuszącą, nową sferą działalności, oferującą wyższe zyski. Wizja ogromnych profitów zaprowadziła Jakuba do wioski Schwaz, znajdującej się ponad trzydzieści kilometrów w dół biegu rzeki Inn. Przez większość swojej historii to wysoko położone miejsce zasiedlali ubodzy chłopi. Było tu chłodno, a sezon wegetacyjny trwał krótko. Co gorsza, raz na kilka lat rzeka wylewała, niszcząc uprawy. Losy wioski odmieniły się w 1409 roku, gdy jedna z młodych wieśniaczek, wyprowadzając krowę na pastwisko, natknęła się po drodze na kawałek lśniącego metalu, w którym inni szybko rozpoznali srebro. Cała ta historia wydarzyła się w bardzo korzystnym momencie. Ze względu na rzadkość występowania srebro osiągnęło w XV wieku najwyższe ceny w historii; nigdy wcześniej ani nigdy później jego wartość nie była tak bliska wartości złota13. Mennice potrzebowały srebra, żeby bić monety. Możnym zależało na tym kruszcu, gdyż wykonywano z niego zastawę – naczynia, sztućce i inne przedmioty wykorzystywane podczas posiłków – którą traktowali jako rodzaj lokaty kapitału.

Łowcy skarbów oblegli Schwaz i uczynili z tego miejsca Spindletop tamtych czasów. W szczytowym okresie populacja sięgnęła czterdziestu tysięcy, dzięki czemu Schwaz wyprzedził Augsburg pod względem liczby mieszkańców i stał się po Wiedniu drugim co do wielkości miastem Austrii. Karczmy i zajazdy wyrastały niczym grzyby po deszczu. Górnicy z Czech przybywali tak licznie, że wkrótce wybudowali własny kościół. Cały ten rozwój był możliwy właśnie dzięki tamtejszej kopalni. To miejsce stało się największym źródłem srebra na świecie i utrzymało tę pozycję aż do momentu, kiedy w kolejnym wieku odkryto w Nowym Świecie złoża w Potosi i Zacatecas. W czasach największego rozkwitu Schwaz to właśnie stamtąd pochodziły cztery piąte wydobywanego w Europie srebra.

Właścicielem kopalni był lokalny włodarz, arcyksiążę Zygmunt. Kuzyn cesarza Fryderyka i kolejny przedstawiciel rodu Habsburgów był mężczyzną obdarzonym obfitym podbródkiem, wyłupiastymi oczami i zakrzywionym nosem. Jeżeli Jakub Fugger chciał mieć swój udział w tyrolskim górnictwie, musiał dojść do porozumienia z arcyksięciem, który kontrolował tereny obejmujące Tyrol, Szwarcwald, Alzację i część Bawarii. Mogłoby się wydawać, że zasoby Schwaz powinny uwolnić Zygmunta od problemów finansowych, ale umiarkowanie nie leżało w naturze tego możnowładcy. Uwielbiał luksus i życie ponad stan. Stwierdził, że nie będzie mieszkał w pałacach należących niegdyś do jego ojca, gdyż są pełne przeciągów, po czym zbudował własne, bardziej okazałe rezydencje, w których owa niedogodność występowała w takim samym stopniu. Nakazał też wznieść wiele okazałych domków myśliwskich, w których mógł odpoczywać po całym dniu uganiania się za jeleniami. Zatrudniając liczną armię kucharzy, służących i kamerdynerów próbował naśladować przepych dworu burgundzkiego – podczas organizowanych przez niego przyjęć z tortów również wyskakiwały karły, zmagające się następnie z gigantami. Zygmunt zdołał skutecznie skopiować najbardziej widoczne elementy burgundzkiej kultury, ale był zbyt wielkim niechlujem, aby zadbać o szczegóły. Ambasador Burgundii, który miał kiedyś okazję uczestniczyć w uczcie wydanej przez arcyksięcia Zygmunta, opisywał Karolowi Zuchwałemu niesmak, jaki wzbudziły w nim maniery panujące przy stole: „Warto zaznaczyć, że gdy tylko jedzenie znalazło się na stole, wszyscy rzucili się na potrawy, nie korzystając ze sztućców”14. Chociaż Zygmunt był dwukrotnie żonaty, jego pięćdziesięcioro dzieci pochodziło wyłącznie z nieprawego łoża. Wspomagał je finansowo, żeby matki nie naprzykrzały mu się swoimi żądaniami.

Do tych, którzy nie otrzymywali od władcy żadnego wsparcia, zaliczali się poddani Zygmunta. Inni monarchowie dzielili się swoim majątkiem, budując drogi, osuszając bagna czy zakładając uniwersytety. Zygmunt wydawał pieniądze tylko na siebie. Gdy brakowało mu gotówki, zaciągał pożyczki pod zastaw srebra, które miało w przyszłości zostać wydobyte w jego kopalni – w ten sposób sprzedawał grupie bankierów kruszec po zaniżonej cenie. Fugger zamierzał dołączyć do grona tych finansistów. Dopiął swego niedługo po przybyciu do Austrii, w grudniu 1485 roku, i było to ważne wydarzenie. Dzień po wysłuchaniu mszy adwentowej, w trakcie pochłaniającego uwagę władcy polowania na czarownice Fugger wypłacił księciu trzy tysiące florenów. Nie była to duża kwota; stanowiła zaledwie ułamek majątku rodziny Fuggerów i daleko było jej do sum, jakie pożyczali Zygmuntowi inni finansiści. Jednak dzięki temu posunięciu Jakub stał się bankierem. Zaczął wykonywać zawód, który w ciągu kolejnych czterdziestu lat miał wprowadzić na zupełnie nowy poziom. W zamian za pieniądze możnowładca dostarczył Jakubowi w ratach tysiąc funtów srebra; za każdy funt Fugger zapłacił osiem florenów. Srebro sprzedał później w Wenecji po dwanaście florenów za funt.

To była wspaniała transakcja, ale przez jakiś czas wydawało się, że pozostanie jedyną umową, jaką Fuggerowi udało się zawrzeć. Przez cztery lata próbował doprowadzić do podpisania kolejnego układu, ale bez powodzenia. Książę pożyczał pieniądze od Włochów, których znał od lat. W którymś momencie doszło jednak do utarczek granicznych pomiędzy wojskami Zygmunta a armią Wenecji – te wydarzenia całkowicie zmieniły sytuację.

Tereny należące do Wenecji sięgały granic Tyrolu. Zygmunt i doża spierali się o kilka miast granicznych. Po wybuchu konfliktu związanego z przywilejami handlowymi, doradcy Zygmunta zachęcili go do wysłania wojsk i przejęcia miejscowości znajdujących się w weneckich rękach. Tyrol był zaściankiem, a Zygmunt musiał korzystać z usług najemników, gdyż nie utrzymywał stałej armii. W porównaniu z władcą Wenecji był nikim. Serenissima dysponowała potęgą militarną stosowną do posiadanych bogactw. Za wysokim, ceglanym murem stoczni Arsenale, gdzie weneccy szkutnicy tworzyli podwaliny systemu masowej produkcji, Republika zbudowała jedną z największych flot morskich na świecie, co pozwalało Wenecji chronić siatkę placówek handlowych rozciągającą się wzdłuż wybrzeża Dalmacji i Macedonii aż po najodleglejsze wyspy greckie. Równie imponująco przedstawiały się siły lądowe, którymi dysponował doża. Gdyby coś naprawdę rozdrażniło Wenecjan, byli w stanie ruszyć na Tyrol, zrównać Innsbruck z ziemią i zakuć Zygmunta w kajdany.

Niewielkie wioski w Alpach nie były jednak jedynym zmartwieniem Wenecji. Turcy zajęli w 1453 roku Konstantynopol, po czym zaczęli sprawiać Wenecjanom problemy na wodach wokół Grecji. Gdyby Wenecja straciła greckie wybrzeże, Turcja mogłaby zablokować jej wymianę handlową ze Wschodem, rzucając tym samym Republikę na kolana. W tej sytuacji Zygmunt zdecydował się na ryzykowne działania zakładając, że Wenecja, pochłonięta tak bardzo innymi sprawami, odda sporne miasta bez walki. Po tym, jak owe plany zostały też zaakceptowane przez astrologa, Zygmunt wysłał tysiące najemników do Rovereto i przejął je po tygodniach ostrzeliwania murów miasta zapalającymi bombami ze smoły. Zwycięstwo wywołało u władcy entuzjazm. Zygmunt zaczął mówić o wmaszerowaniu z wojskami na plac świętego Marka.

Arcyksiążę zakładał, że jego bankierzy zapewnią mu poparcie. Gdy jednak poprosił ich o więcej pieniędzy, spotkał się wyłącznie z wymówkami. Finansiści wiedzieli, że Wenecja uważa Rovereto i przyległe miasta za pierwszą linię obrony, i nie chcieli się mieszać w spór z największą potęgą w regionie. Zygmunt – bez grosza przy duszy, za to nękany wizją kontrataku Wenecjan – wystąpił o pokój. Druga strona konfliktu postawiła jednak twarde warunki. Wenecja była gotowa zrezygnować z inwazji tylko wtedy, gdy Zygmunt odda Rovereto, zrezygnuje z innych roszczeń i wypłaci sto tysięcy florenów reparacji wojennych. To była ogromna suma. Arcyksiążę Austrii po raz kolejny zwrócił się do swoich bankierów. W tym momencie na władcy zemściły się jednak lata szastania pieniędzmi i zaciągania coraz większych długów. Bez względu na to, co obiecywał, bankierzy nie chcieli udzielić mu pomocy. Wtedy z propozycją pożyczki wystąpił młody Niemiec, którego dziadek kierował kiedyś mennicą. Fugger uzupełnił pieniądze swojej rodziny środkami zebranymi wśród przyjaciół w Augsburgu i zgodził się dostarczyć Zygmuntowi potrzebną kwotę. Dla Jakuba był to gigantyczny interes – transakcja dotyczyła w jego przypadku sumy ponad dziesięć razy większej od poprzedniej pożyczki udzielonej księciu. Inni bankierzy tylko się śmiali. Nie wierzyli, że Jakub Fugger przekaże Zygmuntowi jakiekolwiek fundusze, nie mówiąc już o pożyczeniu księciu kwoty wyższej od wcześniejszych kredytów, jakich udzielili mu oni sami. Gdyby władca rzeczywiście zwrócił ten dług, Fugger zarobiłby fortunę, ponieważ podpisywany właśnie kontrakt przewidywał, że aż do momentu spłacenia kredytu Jakub będzie mógł przejmować całe srebro wydobywane w Schwaz, stosując przy tym zaniżoną wycenę jego wartości. Gdyby jednak Zygmunt nie wywiązał się ze swego zobowiązania – co po przeanalizowaniu jego wcześniejszych zachowań mogło się wydawać całkiem prawdopodobne – Fugger byłby skończony.