Nakarmić kamień
- Wydawca:
- Biuro Literackie
- Kategoria:
- Obyczajowe i romanse
- Język:
- polski
- ISBN:
- 978-83-65358-11-0
- Rok wydania:
- 2016
- Słowa kluczowe:
- debiut
- działa
- kamień
- kwestionuje
- ludzi
- nakarmić
- relacje
- również
- sposób
- zastałe
- zmarłychzapamiętanychzatrzymanychw
- znaczenia
- mobi
- kindle
- azw3
- epub
Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).
Kilka słów o książce pt. “Nakarmić kamień”
Nakarmić kamień to nieustanne dociekanie istoty rzeczy. Przedstawiony przez Nowicką świat nie obrósł jeszcze we wtórne znaczenia, w sposób szczególny działa więc na wyobraźnię, wytwarzając własne ciągi przyczynowo-skutkowe, własną logikę. Autorka penetruje relacje łączące ludzi i rzeczy, kwestionuje i podważa zastałe hierarchie, balansuje na granicy ciała i świata zewnętrznego. Związek człowiek-rzecz to dla poetki również podstawa do uobecniania zmarłych, zapamiętanych, „zatrzymanych” w przedmiotach. To mocny, świeży debiut w literaturze polskiej.
Polecane książki
Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Bronka Nowicka
Bronka Nowicka
Nakarmić kamień
Biuro Literackie • Stronie Śląskie – Wrocław 2016
Poezje 129
Bronka Nowicka Nakarmić kamień
Zdjęcie na okładce: Z archiwum Autorki
Projekt okładki: Wojtek Świerdzewski
Redakcja i korekta: Joanna Mueller
Projekt typograficzny i skład wersji elektronicznej: Mateusz Martyn
Copyright © by Bronka Nowicka
Copyright © by Biuro Literackie, 2016
Biuro Literackie
ul. Sokolnicza 5/37, 53-676 Wrocław
tel. 71 346 01 42, poczta@biuroliterackie.pl
www.biuroliterackie.pl
isbn 978-83-65358-11-0
Wszelkie powielanie lub wykorzystywanie niniejszego pliku elektronicznego inne niż jednorazowe pobranie w zakresie własnego użytku stanowi naruszenie praw autorskich i podlega odpowiedzialności cywilnej oraz karnej.
Spis rzeczy
Rajtuzy
Grzebień
Łyżeczka
Kamień
Pudełko
Guziki
Puch
Widelec
Parapet
Zlew
Poduszka do igieł
Kieszenie
Siatka
Bryła gliny
Naftalina
Popiół
Próg
Worek
Statek
Patyk
Kłębek
Ziemia
Stół
Pióro
Nożyczki
Poszewka
Okno
Zapałka
Latawce
Aparat
Furtka
Lustro
Drzwi
Firanka
Szafa
Fotografia
Studnia
Łyżka
Kasztan
Buty
Walizka
Skóra
Mydło
Niemożliwemu
Smutek mnie uczy, że służę do życia.
– Kiedy jesz – mówi – masz pamiętać, żeby gryźć i połykać, tylko tyle. Bo widzisz, chodzi o to, że włosy rosną bez twojej pomocy, samo się oddycha i samo śpi, oczy wiedzą, co zrobić, żeby się zamknąć. W zasadzie jesteś sobie potrzebna prawie do niczego.
Więc idąc, tylko przebieram nogami, a siedząc, uciskam stołek, który skrzypi. Kiedy tak siedzę, widok całymi godzinami używa mnie do patrzenia.
Rajtuzy
Lubi smak kolana. Latem wyjada go prosto ze skóry, zimą przez rajtuzy, aż wylinieje na język bawełniana sierść. W głowie zatkniętej na kolano dziecko układa rzeczy, które zna.
Mrówka roztarta w palcach pachnie octem. Motyl ma puder. Kret frak. Po skórze da się toczyć szare wałki brudu. Starych ludzi czuć barszczem. Za paznokciami jest masło, w które wchodzą drzazgi. Są garbaci i szaleni ludzie, ale nie psy i ptaki. Ssąc słone kolano, dziecko wie: jedyną rzeczą, która oddziela człowieka od świata, jest skóra. Dzięki niej nie wsiąka się w bezmiar rzeczy.
Grzebień
– Znajdziesz wesz, dostaniesz pieniążek – mówi dziadek. Kładzie na ceracie dwudziestozłotówkę i grzebień z ciasno osadzonymi zębami.
Mięsista głowa: patrzę na nią z góry, stojąc na stołku. Grzebień orze skórę – gdzie przejedzie, zostawia białe rysy, które po chwili naciągają różem. Głowa się pochyla. Dziadek drzemie.
Kilka dni później ma ręce z wosku.
– Idź, nie bój się, pocałuj – lekko mnie popychają.
– Pocałuj w rękę.
Podchodzę i całuję. Skóra taka, jakby jej nie było: nieciepła, niemiękka. Nikt pod nią nie mieszka. Opakowanie po czekoladkach mogłam zatrzymać. Wyjmowałam pudełko i wąchałam, wtedy cukierki wracały w głowie jeden po drugim, jak prawdziwe. Opakowanie po dziadku trzeba zakopać. Ale można sobie coś po nim zachować.
– Weź, co chcesz.
Chcę sweter.
– Jest przepocony, na pewno go chcesz, ten łach?
Sweter wyprany z dziadka wisi na sznurze. Jeszcze mokry sweter prasuje się z dziadka. Nie chcę tego swetra, już nie.
Nie pytając, czy mogę, biorę sobie grzebień. Nie pytając, więc kradnę, ale się nie wstydzę. Jeszcze jest w nim dziadek. Biorę sobie ciebie, grzebieniu, za pamięć.
Łyżeczka
Umarli słodzą tylko wtedy, kiedy wetkniemy im w ręce łyżeczki i sami zataczamy koła po dnach szklanek. Kryształki cukru udają tornada, trąby powietrzne wsadzają liście herbaty na karuzele. Kręcą się jeszcze, gdy łyżeczki oparte o spodki już wystygły.
Niech będzie ruch. Niech mrówka ucieka po obrusie, taszcząc okruch ciasta. Trzeba nam osy nad stół. Niech coś brzęczy. Rozbroi ciszę tej sceny, zanim umarli nie przemówią mową, którą skleimy dla nich z cienkich papierków przechowanych słów. Zanim nie ukryjemy się za ich plecami i nie zaczniemy mówić za nich, wyobrażając sobie, że poruszają ustami. Później zaprowadzimy nad talerze ich palce, rozkruszymy nimi herbatniki, pozbieramy okruchy na opuszki, które sami poślinimy. W końcu, zmęczeni ciężarem marionetek, odłożymy ich ręce na kolana, dając sobie do zrozumienia, że w tym miejscu kończy się i podwieczorek, i wspomnienie.
Umarli nie ubierają się sami. Robimy to za nich. Tak jest z czesaniem, goleniem, wsadzaniem wsuwki we włosy i spinki w mankiet. Z dokładaniem do pieca i zestawianiem gwiżdżącego czajnika.
Trzeba im czyścić buty. Lizać za nich znaczki i wysyłać listy, które do nas nie dochodzą. Nie pomyślą, czego nie pomyślimy za nich, więc myślą o nas naszymi myślami.
Zdarza się, że siedzą w upał w rękawiczkach i wełnianych czapkach. Albo czapach ze śniegu – nad zamarzniętą rzeką, przy której zapomnieliśmy ich zeszłej wiosny.
Dziecko zostawia dziadka nad szklanką herbaty. Jutro znów przyjdzie ją posłodzić. I znów, aż wyczerpie się cały cukier świata.
Kamień
Ani kasztany wrzucone w kieszenie, ani kradzione jabłka nie ciążą dziecku tak, jak smutek. Pracą smutku jest przyjść i być. Nic więcej. Reszta należy do człowieka – jeśli go podejmie, smutek się utuczy jak toczona śnieżka. Oblepi każdą myślą.
Teraz jest lato. Dziecko stoi w ogrodzie, ma otwarte usta, przez które dymi oniemienie światem. Smutek leży obok. Nie topnieje. Nawet się nie poci.
Dziecko