Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » Nauka – wyzwolenie z dogmatów

Nauka – wyzwolenie z dogmatów

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-936780-7-5

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Nauka – wyzwolenie z dogmatów

Dr Rupert Sheldrake, biolog oraz autor ponad 80 artykułów naukowych i 10 książek, jest znany na całym świecie krytykiem "systemu wierzeń" współczesnej nauki, które przybrały jego zdaniem cechy dogmatów.

Trzonem dociekań w niniejszej książce jest zatem dziesięć głównych doktryn materializmu. Sheldrake podejmuje się analizy tych założeń zarówno z perspektywy historycznej, jak i dostępnych badań naukowych. Zamiast automatycznie akceptować światopogląd obowiązujący w świecie akademickim, przyjmuje postawę naukową i zamienia dogmatyczne stwierdzenia w pytania: czy rzeczywistość jest wyłącznie materialna, czy natura funkcjonuje bezcelowo, czy świadomość jest tylko przejawem aktywności mózgu? Odpowiedzi mają pokazać, co tak naprawdę nauka wie, a czego nie wie.

Czy po przeczytaniu tej książki będziemy trzymali się materialistycznego światopoglądu tylko dlatego, że jest częścią tradycji naukowej?

Duch swobodnego dociekania regularnie wyzwala naukowe myślenie z narzuconych ograniczeń. Dzięki swoim śmiałym hipotezom i prowadzonym pracom badawczym, Dr Rupert Sheldrake jest jednym z tych pionierów, którzy pokazują nowe kierunki oraz kładą podwaliny pod przyszłe badania naukowe.

Polecane książki

Malarka Ellery i Connor Black, zabójczo przystojny właściciel wielkiego konsorcjum, spotkali się kiedyś przypadkiem. Zakochali się, choć on nie wierzył już w miłość, a ona nie wierzyła, że mogą być razem. Ale razem w bliskości i czułości pokonali jej śmiertelną chorobę i przetrwali najcięższe próby....
W publikacji szeroko omówiono zagadnienia dotyczące powagi rzeczy osądzonej w postępowaniu administracyjnym, a także problematykę nieważności decyzji administracyjnej, m.in.: wskazano, jakie skutki praktyczne powoduje ostateczność i prawomocność decyzji administracyjnej, a także jakie skutki wy...
“Wielki Widzew” to historia najlepszej drużyny w historii polskiej piłki klubowej. Opowieść rozpoczyna się w 1969 roku gdy dwóch działaczy: Ludwik Sobolewski i Stefan Wroński, oraz dwóch trenerów: Leszek Jezierski i Stanisław Stachura, rozpoczynają od podstaw budowę klubu w robotniczej dzielnicy Łod...
Calista Langley jest panną dobrze urodzoną, choć niestety, niezamożną. Z tego właśnie powodu uczucie jej narzeczonego nie przetrwało próby czasu. Ożenił się z inną…Bez względu na rozgoryczenie, Calista musi sama dbać o siebie. Za stosowną opłatą organizuje w swoim domu spotkania dla osób, które dręc...
Kiedy w życiu wszystko wywraca się do góry nogami, później może być już tylko... lepiej. Danuta, zdradzana przez męża, wybiera życie w pojedynkę. Ale przewrotny los sprawia, że pojawiają się nieoczekiwane propozycje i nadciągają nieuchronne zmiany. I choć początkowo nie będzie z nich zadowolona...
Drugi tom niebezpiecznie fascynującej serii Elite Kings Club! „Teraz jestem tylko zepsutą zabaweczką, nie da się mnie naprawić”. Madison Montgomery musi uciekać. Została zdradzona, upokorzona i poznała sekrety chłopaków z Elite Kings Club. Zostało jej bardzo mało czasu. Jeden zły krok, jedna zła dec...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Rupert Sheldrake

Nauka – wyzwolenie z dogmatów

Rupert Sheldrake

Tytuł oryginału: The Science Delusion: Freeing the Spirit of Enquiry

Autor: Rupert Sheldrake

Tłumaczenie: Maciej Majer

Redakcja: Katarzyna Kulik, Iwona Szuwalska

Redakcja naukowa rozdziału 2: prof. Arkadiusz Jadczyk

Redakcja naukowa rozdziałów 5, 6 i 7: Wojciech Jóźwiak

Korekta: Anna Miecznikowska

Projekt okładki: Krystyna Szczepaniak

Opracowanie typograficzne: Agnieszka Orłowska

Copyright © Rupert Sheldrake

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Manendra 2015

ISBN: 978-83-936780-7-5

Wydawnictwo Manendra

ul. Hłaski 49/2

54-608 Wrocław

e-mail:wydawnictwo@manendra.pl

www.manendra.pl

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

Dedykuję tym wszystkim, którzy mnie wspierali i inspirowali, w szczególności mojej żonie, Jill,oraz synom, Merlinowi i Cosmo.

Przedmowa

Moje zainteresowanie nauką pojawiło się już w dzieciństwie, gdy opiekowałem się hodowanymi w domu zwierzętami: gąsienicami, kijankami, gołębiami, królikami, żółwiami i psem. Mój ojciec był jednocześnie zielarzem, aptekarzem i mikrobiologiem. Od wczesnych lat wprowadzał mnie w świat roślin, pokazując w swoim mikroskopie cuda natury – drobne żyjątka w kropli wody z sadzawki, łuski na skrzydłach motyla, szkielet okrzemki, przekrój łodygi czy świecące w ciemności cząstki radu. Kolekcjonowałem rośliny i czytałem książki z historii naturalnej, na przykład pracę Z życia owadów francuskiego biologa Jean Henri Fabre’a, który pasjonująco opowiadał o skarabeuszach, modliszkach i robaczkach świętojańskich. To wszystko sprawiło, że gdy skończyłem dwanaście lat, postanowiłem zostać biologiem.

W szkole średniej poznawałem nauki przyrodnicze, a następnie ukończyłem biochemię na Uniwersytecie Cambridge. Choć byłem mocno pochłonięty studiami, brakowało mi głębszego spojrzenia na rzeczywistość. Wkrótce pojawiła się sposobność poszerzenia moich horyzontów, gdy otrzymałem stypendium Franka Knoxa i mogłem zgłębiać historię i filozofię nauki na Uniwersytecie Harvarda. Był to jeden z punktów zwrotnych w moim życiu.

Powróciłem do Cambridge na studia doktoranckie. W trakcie badań nad rozwojem roślin dokonałem ważnego odkrycia: umierające komórki odgrywają istotną rolę w regulacji wzrostu roślin, uwalniając auksyny podczas swojego rozpadu w procesie apoptozy (programowanej śmierci komórki). W trakcie wzrostu rośliny nowe komórki drewniane rozpuszczają się podczas obumierania, pozostawiając ścianki celulozowe jako mikroskopijne rurki, którymi prowadzona jest woda przez łodygi, korzenie i żyłki w liściach. Udało mi się ustalić, że roślina podczas obumierania komórek wytwarza auksyny1. Umierające komórki stymulują dalszy wzrost, a to prowadzi do obumierania, które znowu stymuluje wzrost i tak dalej.

Po otrzymaniu stopnia doktora (PhD) dostałem etat naukowo-badawczy w Clare College w Cambridge, gdzie objąłem stanowisko dyrektora ds. badań z biologii komórkowej i biochemii. Prowadziłem również wykłady dla studentów i ćwiczenia laboratoryjne. Po kilku latach pracy zostałem członkiem Towarzystwa Królewskiego (Royal Society) i kontynuowałem studia nad hormonami roślin, badając sposób transportu auksyn z kiełków do zakończeń korzeni. Wraz z Philipem Ruberym zaproponowałem teorię mechanizmu komórkowego do polarnego transportu auksyn2, tworząc podstawy do kolejnych badań nad biegunowością roślin.

W ramach stypendium Towarzystwa Królewskiego spędziłem rok na Uniwersytecie Malaja, badając paprocie w lesie tropikalnym. Podczas prac w Malajskim Instytucie Badań Kauczukowców (Rubber Research Institute of Malaya) odkryłem mechanizm genetycznej regulacji przepływu lateksu w kauczukowcach3.

Po powrocie do Cambridge przedstawiłem nową hipotezę na temat starzenia się roślin i zwierząt, obejmującą również człowieka. Jak wiadomo, wszystkie komórki się starzeją, a kiedy przestają wzrastać, umierają. Moja hipoteza dotyczyła odmładzania. Założyłem w niej, że szkodliwe odpady wbudowują się we wszystkie komórki, powodując ich starzenie, jednak możliwe jest wytworzenie odmłodzonych komórek „córek”. Następuje to w trakcie asymetrycznego podziału komórki, w czasie którego jedna nowa komórka przejmuje większość odpadów i jest skazana na śmierć, natomiast druga z nich jest całkiem czysta. Najbardziej odmłodzone są komórki jajowe. Zarówno u roślin, jak i u zwierząt występuje proces, w którym dwa kolejne podziały komórek (mejoza) tworzą jedną komórkę jajową i trzy komórki siostrzane, które szybko umierają.

Moja hipoteza została opublikowana w czasopiśmie „Nature” w 1974 roku, w artykule The ageing, growth and death of cells („Starzenie, wzrost i śmierć komórek”)4. Niedługo później rozpoczęto wiele badań nad „programowaną śmiercią komórek” (tzw. apoptozą). Były one istotne dla naszego zrozumienia ciężkich chorób, takich jak choroba nowotworowa lub AIDS, a także regeneracji tkanek przez komórki macierzyste. Wiele komórek macierzystych dzieli się asymetrycznie, tworząc jedną odmłodzoną komórkę macierzystą oraz drugą komórkę, która się różnicuje, starzeje i umiera. W ramach swojej hipotezy zwróciłem uwagę na to, że odmładzanie komórek macierzystych przez podział wiąże się z tym, że ich siostry płacą cenę życia.

Pragnąc poszerzyć swoje horyzonty i przeprowadzić praktyczne badania, które przyniosłyby korzyść najbiedniejszym ludziom na świecie, wyjechałem z Cambridge i przyłączyłem się do Międzynarodowego Instytutu Badań Roślin Uprawnych w Suchych Obszarach Zwrotnikowych, z siedzibą w Hyderabad w Indiach (International Crops Research Institute for the Semi-Arid Tropics). Jako główny fizjolog roślin pracowałem nad ciecierzycą i niklą indyjską5. Wraz z zespołem wyhodowaliśmy nowe, wysokowydajne odmiany tych roślin oraz opracowaliśmy system wielokrotnych zbiorów6, dzięki któremu rolnicy w Azji i w Afryce mogą obecnie znacząco zwiększać swoje plony.

Kolejny etap mojej kariery naukowej rozpoczął się w 1981 roku wraz z wydaniem książki A New Science of Life (wydanie polskie: Nowa biologia. Rezonans morficzny i ukryty porządek, Virgo, 2013). Zaproponowałem w niej hipotezę pól morfogenetycznych, nadających kształt organizmowi i mających wpływ na rozwój embrionów zwierzęcych i wzrost roślin. Sformułowałem w niej założenie, że pola te mają wrodzoną pamięć, utworzoną przez proces rezonansu morficznego. Opierałem się wtedy na dostępnych mi dowodach, a prezentacja mojej hipotezy przyczyniła się do przeprowadzenia wielu eksperymentów, które zostały krótko opisane w kolejnej edycji tej książki w 2009 roku.

Po powrocie z Indii kontynuowałem pracę nad rozwojem roślin. Zająłem się również badaniem gołębi, których zachowanie intrygowało mnie już w dzieciństwie. W jaki sposób gołębie potrafią odnaleźć drogę do domu, przelatując setki kilometrów nad nieznanym terenem, a nawet nad morzem? Zastanawiałem się, czy nie są w jakiś sposób związane ze swoim domem poprzez pole, które przyciąga je z powrotem jak niewidzialne szelki. Nawet jeśli wyczuwają pola magnetyczne, to sama zdolność odróżniania kierunków świata nie może przecież wpływać na ich zdolność odnalezienia domu. Gdyby człowieka zrzucić na spadochronie na nieznanym terenie, za pomocą kompasu mógłby się zorientować, gdzie jest północ, ale nie gdzie jest jego dom.

Uświadomiłem sobie, że nawigacja gołębi to jedna z wielu niewyjaśnionych zdolności w świecie zwierząt, podobnie jak zdolności niektórych psów w odgadywaniu – najwyraźniej telepatycznie – kiedy ich właściciele wracają do domu. Badania tych zdolności nie były ani trudne, ani kosztowne, a wyniki okazały się bardzo obiecujące. W roku 1994 opublikowałem książkę Seven Experiments that Could Change the World („Siedem eksperymentów, które mogłyby zmienić świat”). Opisałem w niej niskobudżetowe testy, na których podstawie moglibyśmy zweryfikować nasze rozumienie rzeczywistości. Wyniki tych testów przedstawiłem w kolejnej edycji, w 2002 roku, a także w innych książkach: Dogs That Know When Their Owners Are Coming Home (1999, nowa edycja 2011, wydanie polskie: Niezwykłe zdolności naszych zwierząt, Książka i Wiedza, 2003) orazThe Sense of Being Stared At (2003, „Poczucie bycia obserwowanym”).

Od dwudziestu lat jestem członkiem kalifornijskiej organizacji Instytut Nauk Noetycznych (Institute of Noetic Sciences), a także profesorem wizytującym na kilku uniwersytetach, w tym w Instytucie Podyplomowym w Connecticut (The Graduate Institute) w Stanach Zjednoczonych. Opublikowałem ponad 80 artykułów w recenzowanych czasopismach naukowych (peer-reviewed), w tym kilka w czasopiśmie „Nature”.

Należę do wielu towarzystw naukowych, między innymi do Towarzystwa Biologii Eksperymentalnej (Society for Experimental Biology), Towarzystwa Eksploracji Naukowych (Society for Scientific Exploration), Towarzystwa Zoologicznego (Zoological Society) oraz Towarzystwa Filozoficznego Cambridge (Cambridge Philosophical Society). Od lat prezentuję swoje badania w trakcie wykładów i seminariów na uniwersytetach, w instytutach badawczych i na konferencjach naukowych w Wielkiej Brytanii i innych krajach europejskich, w obu Amerykach, a także w Indiach i Australazji.

Całe swoje życie poświęciłem nauce i jestem głęboko przekonany o jej ogromnym znaczeniu. Jednocześnie coraz bardziej zwracam uwagę na to, że nauka zatraciła wiele ze swojej dynamiczności i przestała cieszyć się dawnym zainteresowaniem. Kreatywność naukową ograniczają, według mnie, dogmatyczna ideologia, konformizm podszyty strachem oraz instytucjonalna inercja.

Wiele razy obserwowałem różnicę pomiędzy postawą naukowców na forum publicznym i prywatnym. Zdumiewa mnie, gdy naukowcy w swoich oficjalnych wypowiedziach są bardzo świadomi obowiązujących tabu, zawężających zakres dopuszczalnych tematów, natomiast prywatnie pozwalają sobie na więcej śmiałości.

Podjąłem się napisania niniejszej książki, aby pokazać, że nauka może być jeszcze bardziej fascynująca i ciekawa, jeśli przekroczy się dogmaty ograniczające wolność dociekania i zniewalające wyobraźnię.

Wiele osób przyczyniło się do powstania tej książki przez dyskusje, debaty, argumenty i rady. Trudno nawet zacząć wymieniać, komu jestem wdzięczny. Niniejszą pracę dedykuję więc tym wszystkim, którzy mnie wspierali i inspirowali.

Bardzo dziękuję osobom i instytucjom, których pomoc finansowa wymiernie przyczyniła się do powstania tej publikacji: Trinity College, Cambridge, gdzie byłem starszym pracownikiem naukowym w projekcie Perrott-Warrick w latach 2005–2010; Addison Fischer z Planet Heritage Foundation; Watson Family Foundation oraz Institute of Noetic Sciences. Dziękuję również mojej asystentce Pameli Smart oraz webmasterowi Johnowi Cantonowi za ich cenną pomoc.

Książka ta zawdzięcza swój ostateczny kształt wielu osobom, które przekazały mi swoje uwagi po zapoznaniu się z jej wersją roboczą. Należą do nich Bernard Carr, Angelika Cawdor, Nadia Chaney, John Cobb, Ted Dace, Larry Dossey, Lindy Dufferin i Ava, Patricia Fara, Douglas Hedley, Francis Huxley, Robert Jackson, Jürgen Krönig, James Le Fanu, Peter Fry, Aimée Morgana, Charlie Murphy, Jill Purce, Anthony Ramsay, Edward St Aubyn, Cosmo Sheldrake, Merlin Sheldrake, Jim Slater, Pamela Smart, Peggy Taylor i Christoffer van Tulleken, a także mój nowojorski agent, Jim Levine, oraz redaktor z Hodder and Stoughton, Mark Booth.

1 Recenzja [w:] Sheldrake (1973).

2 Rubery i Sheldrake (1974).

3 Sheldrake i Moir (1970).

4 Sheldrake (1974).

5 Sheldrake (1984).

6 Np. Sheldrake (1987).

WprowadzenieDZIESIĘĆ DOGMATÓW WSPÓŁCZESNEJ NAUKI

Światopogląd naukowy wywiera ogromny wpływ na nasze społeczeństwo, ze względu na liczne sukcesy odnoszone przez naukowców. Nowe technologie i współczesna medycyna penetrują wszystkie aspekty naszego życia, a ogromna ekspansja wiedzy spowodowała istotne zmiany w sferze intelektualnej. Penetrujemy zarówno mikroskopijne cząstki materii, jak i rozszerzającą się przestrzeń kosmiczną z jej trylionami galaktyk.

Mamy początek drugiej dekady XXI wieku i wydaje się, że nauka i technologia sięgają szczytów swojej potęgi, rozszerzając wpływy na całym świecie i świętując niezaprzeczalne triumfy. Jednocześnie w samym środku nauki pojawiają się nieoczekiwane problemy, które według większości naukowców będą rozwiązane dzięki dalszym badaniom, prowadzonym zgodnie z dotychczasowymi schematami działania. Niektórzy jednak twierdzą, że są to symptomy głębszej apatii i marazmu. Ja również tak uważam.

W niniejszej publikacji wysuwam twierdzenie, że postęp naukowy jest obecnie wstrzymywany przez narosłe od wieków założenia, które skostniały i stały się dogmatami. Uważam, że gdyby udało się od nich uwolnić, nauka byłaby w dużo lepszym stanie – mniej skrępowana, bardziej interesująca i przyjemniejsza.

Największym urojeniem w świecie nauki jest założenie, że zna już ona wszystkie odpowiedzi oraz że fundamentalne kwestie są już rozstrzygnięte i wystarczy jedynie dopracować szczegóły.

Podstawowe twierdzenie współczesnej nauki mówi, że rzeczywistość jest wyłącznie materialna lub fizyczna. Prowadzi to do następujących wniosków: świadomość jest wytworem fizycznej aktywności mózgu, materia jest nieświadoma, ewolucja jest bezcelowa, a Bóg istnieje tylko jako pojęcie w ludzkim umyśle, czyli w ludzkiej głowie.

Siła tych przekonań nie wynika z krytycznych przemyśleń, ale właśnie z ich braku. Naukowe fakty są dla wielu osób wystarczająco rzeczywiste, podobnie jak naukowe metody i oparte na nich technologie. Jednak przekonania wpływające na konwencjonalne naukowe myślenie są raczej aktem wiary, która wyrasta z ideologii XIX wieku.

Niniejsza książka opowiada się za nauką – nauką mniej dogmatyczną, a bardziej otwartą. Uważam, że wyzwolenie z ograniczających dogmatów pomoże w jej regeneracji.

Kredo naukowe

Poniższe dziesięć punktów opisuje przekonania, które większość naukowców przyjmuje za rzecz oczywistą.

1. Wszystko z natury jest mechaniczne. Na przykład psy można opisać jako złożone mechanizmy, a nie jako żywe organizmy mające własne cele. Nawet ludzie są maszynami – „ociężałymi robotami”, jak to obrazowo nazwał Richard Dawkins – a ich mózgi są jak genetycznie zaprogramowane komputery.

2. Materia jest nieświadoma – brakuje jej wewnętrznego życia, subiektywności czy też własnego punktu widzenia. Nawet ludzka świadomość jest iluzją powstałą w wyniku fizycznej aktywności mózgu.

3. Całkowita ilość materii i energii zawsze pozostaje stała (z wyjątkiem Wielkiego Wybuchu, kiedy to cała kosmiczna materia i energia dopiero się pojawiły).

4. Prawa przyrody są niezmienne – tak obecnie, jak i na początku, i na wieki wieków pozostaną takie same.

5. Przyroda jest pozbawiona celu, a ewolucja nie jest ukierunkowana.

6. Całe dziedziczenie biologiczne jest materialne i odbywa się w materiale genetycznym i innych materialnych strukturach.

7. Umysł jest wewnątrz głowy i jest to jedynie aktywność mózgu. Kiedy patrzysz na drzewo, postrzegany obraz drzewa nie jest na zewnątrz, jak by się wydawało, ale wewnątrz mózgu.

8. Wspomnienia są przechowywane w mózgu jako ślady materialne i są usuwane w momencie śmierci.

9. Niewyjaśnione zjawiska, na przykład telepatia, są iluzją.

10. Medycyna mechanistyczna (alopatyczna) to jedyny sposób skutecznego leczenia.

Powyższe przekonania zestawione razem stanowią filozofię lub ideologię materializmu, którego centralne założenie mówi, że wszystko jest z natury materialne lub fizyczne, włącznie z ludzkim umysłem. Ten zespół przekonań zajął dominującą pozycję w świecie nauki pod koniec XIX wieku, a obecnie przyjmowany jest jako coś oczywistego. Współcześnie wielu naukowców nie zdaje sobie sprawy, że materializm jest jedynie pewnym założeniem. Przyjmują go jako naukę, jako naukowe spojrzenie na rzeczywistość, jako naukowy światopogląd, ale nigdy nie uczyli się o nim na wykładach – wchłaniają go w swego rodzaju procesie intelektualnej osmozy.

Materializm kojarzy się zazwyczaj z takim sposobem życia, który w całości poświęcony jest realizacji materialnych celów, czy to w postaci majątku, czy luksusów. Takie podejście jest bez wątpienia pochodną filozofii materialistycznej, zaprzeczającej istnieniu rzeczywistości duchowej oraz podważającej zasadność celów niematerialnych. W niniejszej pracy nie analizuję jednak wpływu materializmu na styl życia, a skupiam się wyłącznie na materialistycznych roszczeniach naukowych.

Podążając za duchem radykalnego sceptycyzmu, przekształcam wcześniej wymienione dogmaty w pytania. Gdy powszechnie akceptowane założenia stają się początkiem dociekań, spadając z piedestału niekwestionowanych prawd, otwierają się zupełnie nowe perspektywy. Przykładowo, założenie mówiące o mechaniczności przyrody zamieniam w pytanie: „Czy przyroda jest mechaniczna?”. Podobnie założenie o braku świadomości w materii przekształcam w pytanie: „Czy materia jest nieświadoma?”.

Moje rozważania w Prologu dotyczą powiązań między nauką, religią i władzą. W kolejnych rozdziałach analizuję poszczególne dogmaty, zwracając również uwagę na to, jakie zmiany pojawiają się w wyniku podjęcia danego tematu i jaki to ma wpływ na nasze życie. Stawiam również dalsze pytania, aby przekazać moim czytelnikom ciekawe punkty do rozpoczęcia dyskusji z przyjaciółmi i znajomymi. Po każdym rozdziale zamieszczam jego streszczenie.

Kryzys wiarygodności światopoglądu naukowego

Od ponad dwustu lat materialiści obiecują wyjaśnić wszystkie zagadnienia za pomocą fizyki i chemii, udowadniając, iż żywe organizmy to złożone maszyny, że umysł jest jedynie aktywnością mózgową, a natura jest pozbawiona celu. Wierni oczekują na kolejne odkrycia naukowe, które pozwolą im uzasadnić swoją wiarę. Filozof nauki, Karl Popper, nazwał takie podejście „materializmem wekslowym” (promissory materialism), co ma wskazywać na to, że materialiści wystawiają weksle na przyszłe odkrycia1. Niestety, bez względu na dotychczasowe osiągnięcia naukowe i technologiczne materializm staje w obliczu kryzysu wiarygodności, który był nie do pomyślenia w XX wieku.

W 1963 roku, w trakcie nauki na Uniwersytecie Cambridge, zostałem zaproszony wraz z kilkoma innymi studentami na prywatne spotkania z Francisem Crickiem i Sydneyem Brennerem w King’s College. Było to niedługo po ich odkryciach dotyczących kodu genetycznego. Crick i Brenner byli wówczas zagorzałymi materialistami, a Crick był ponadto wojującym ateistą. Na spotkaniach przekazali nam, że w biologii pozostały jeszcze dwa duże problemy do rozwiązania, mianowicie: rozwój i świadomość. Według nich zagadnienia te pozostawały nadal otwarte, ponieważ zajmujące się nimi osoby nie były biologami komórkowymi – innymi słowy, nie były wystarczająco błyskotliwe. Crick i Brenner zamierzali znaleźć odpowiedzi w ciągu dziesięciu, maksymalnie dwudziestu lat, przy czym Brenner miał się skupić na biologii rozwojowej, a Crick na świadomości. Zostaliśmy zaproszeni, aby dołączyć do ich zespołów.

Zarówno Crick, jak i Brenner poświęcili się swoim studiom bez reszty. Brenner w 2002 roku otrzymał Nagrodę Nobla za badania nad rozwojem nicienia Caenorhabditis elegans. Crick do ostatniego dnia przed śmiercią w 2004 roku poprawiał swój końcowy artykuł na temat mózgu. Jego syn, Michael, powiedział na pogrzebie, że ojciec nie dbał ani o sławę, ani o bogactwo, ani o popularność, natomiast z całego serca pragnął przybić ostatni gwóźdź do trumny witalizmu (witalizm to teoria zakładająca, że żywe organizmy są naprawdę ożywione, czego nie da się wyjaśnić, używając tylko terminologii fizycznej i chemicznej).

Crick i Brenner zawiedli, a problemy dotyczące rozwoju i świadomości nadal pozostają otwarte. Choć odkryto wiele szczegółów, ustalono sekwencje dziesiątków genomów, udoskonalono technologię skanowania mózgu, nadal nie znaleziono dowodu, który pozwoliłby satysfakcjonująco wytłumaczyć istnienie życia i funkcjonowanie umysłu ludzkiego wyłącznie w kategoriach fizykochemicznych (zobacz rozdziały: 1, 4 i 8).

Główny postulat materializmu głosi, że materia jest jedyną rzeczywistością, a co za tym idzie – że świadomość jest funkcją mózgu. Z tej perspektywy jest to albo cień lub epifenomen, który sam w sobie jest nieaktywny, albo jedynie inny sposób mówienia o funkcjonowaniu mózgu. Jednak współcześni badacze zajmujący się neuronauką i świadomością nie są zgodni co do natury umysłu. W głównych czasopismach naukowych z tych dziedzin – „Behavioural and Brain Sciences” i „Journal of Consciousness Studies” – ukazują się artykuły, które naświetlają głębokie problemy dotyczące doktryny materializmu. Filozof David Chalmers już samo istnienie doświadczenia subiektywnego nazwał „trudnym problemem” (hard problem). Trudność polega na tym, że jego rozwiązanie wymyka się terminologii mechanistycznej. Nawet jeśli zrozumiemy, w jaki sposób oczy i mózg reagują na czerwone światło, mechanistyczny opis tych procesów nie obejmie samego doświadczenia czerwoności.

Ponieważ stopień wiarygodności materializmu zarówno w biologii, jak i psychologii jest coraz niższy, to czy na ratunek może przyjść fizyka? Niektórzy zamiast nazwy „materializm” wolą „fizykalizm”, aby podkreślić swoje nadzieje związane ze współczesną fizyką, a nie z dziewiętnastowiecznymi teoriami wyjaśniającymi, czym jest materia. Jednak wiarygodność fizykalizmu została zachwiana przez samą fizykę z czterech powodów.

Po pierwsze, niektórzy fizycy twierdzą, że bez wzięcia pod uwagę umysłu obserwatora nie można formułować praw mechaniki kwantowej. Uzasadniają, że nie można zredukować umysłu do samej fizyki, ponieważ fizyka, jako nauka, z góry zakłada wcześniejszą obecność umysłu fizyka-naukowca2.

Po drugie, najbardziej ambitne teorie unifikacji rzeczywistości fizycznej, czyli teoria strun i teoria M, zawierające odpowiednio dziesięć i jedenaście wymiarów, wprowadzają naukę na zupełnie nowy obszar. Jak pisze Stephen Hawking w swojej książce The Grand Design (2010, wydanie polskie: Wielki projekt, Wydawnictwo Albatros A. Kuryłowicz, 2011): „Wydaje się, że nikt nie wie, co ma oznaczać litera «M», choć może to być Mistrz (Master), Cud (Miracle) lub Tajemnica (Mystery)”. Hawking wprowadził termin „realizm zależny od modelu” (model-dependent realism), wskazujący na możliwą konieczność stosowania jednej z tych teorii, w zależności od danej sytuacji. „Każda z tych teorii może opisywać swoją wersję rzeczywistości, na co można by przystać, biorąc pod uwagę realizm zależny od modelu. Zgoda na takie podejście warunkowana jest jednak tym, że przewidywania każdej z teorii muszą być ze sobą zgodne w tych obszarach, do których obie z nich mają zastosowanie”3.

Nie ma obecnie możliwości, aby przetestować teorię strun i teorię M, więc realizm zależny od modelu można oceniać jedynie z perspektywy innych modeli, a nie eksperymentalnie. Ma to zastosowanie również do niezliczonych wszechświatów, z których żadnego nie udało się jeszcze zaobserwować. Jak zauważa Hawking:

Rozwiązania teorii M uwzględniają istnienie różnych wszechświatów, w których, w zależności od zakrzywienia wewnętrznej przestrzeni, obowiązuje inny zestaw widocznych praw. Rozwiązania teorii M uwzględniają wiele różnych przestrzeni wewnętrznych, być może aż 10500, co dałoby 10500 różnych wszechświatów, a każdy z własnym zestawem praw. (…) Być może trzeba będzie porzucić pierwotne nadzieje fizyki na opracowanie jednej teorii, wyjaśniającej widoczne prawa naszego wszechświata, które byłyby jedyną w swoim rodzaju konsekwencją kilku prostych założeń4.

Niektórzy fizycy odnoszą się z głębokim sceptycyzmem do wszystkich tego rodzaju twierdzeń. Fizyk teoretyczny, Lee Smolin, pisze o tym w swojej książce The Trouble With Physics: The Rise of String Theory, the Fall of a Science and What Comes Next (2006, wydanie polskie: Kłopoty z fizyką. Powstanie i rozkwit teorii strun, upadek nauki i co dalej, Prószyński i S-ka, 2008)5. W rozdziale 1 niniejszej książki sugeruję, że teoria strun, teoria M i realizm zależny od modelu to chwiejny fundament materializmu, fizykalizmu czy jakiegokolwiek systemu przekonań.

Kolejny, trzeci powód obniżenia wiarygodności fizykalizmu dotyczy ilości materii i energii. Już na początku XXI wieku stało się oczywiste, że poznane rodzaje energii i materii stanowią około czterech procent całego wszechświata, a pozostałe 96% to tzw. ciemna materia i ciemna energia. Natura tej przeważającej części rzeczywistości jest dosłownie niejasna (zobacz rozdział 2).

Czwarty powód dotyczy antropicznej zasady kosmologicznej. Mówi ona, że gdyby w momencie Wielkiego Wybuchu prawa fizyki i wielkości stałe były choć w niewielkim stopniu inne, życie biologiczne mogłoby nigdy nie zaistnieć. Jako że nikt z nas by nie istniał, nie moglibyśmy się nad tym zastanawiać (zobacz rozdział 3). Czy więc boski umysł już na samym początku odpowiednio dostroił prawa fizyki i wielkości stałe? Aby ponownie nie dopuścić Stwórcy na scenę, pojawiającego się w nowym przebraniu, większość wiodących kosmologów woli raczej wierzyć, że nasz wszechświat jest jednym pośród ogromnej – być może nieskończonej – liczby światów równoległych. Zgodnie z teorią M mają w nich obowiązywać inne prawa i wielkości stałe. Tak się akurat zdarzyło, że istniejemy dokładnie w tym uniwersum, w którym istnieją dla nas odpowiednie warunki6.

Teoria wielu światów w najwyższym stopniu narusza Brzytwę Ockhama, czyli zasadę filozoficzną, według której bytów nie można mnożyć ponad potrzebę i należy przyjmować jak najmniej założeń. Jednak wadą główną tej teorii jest niemożność jej sprawdzenia w rzeczywistości7. Dodatkowo zaś można zasugerować, że teoria ta nie wyklucza istnienia nieskończonego Boga, który mógłby przecież być Bogiem nieskończonej liczby wszechświatów8.

Materializm jawił się pod koniec XIX wieku jako w miarę jasny i prosty światopogląd. Jednak nauka XXI wieku jest już znacznie dalej. Jak do tej pory żadne obietnice materializmu nie zostały spełnione, a jego weksle są już zdewaluowane przez hiperinflację.

Jestem przekonany, że nauka jest ograniczana przez założenia, które skostniały do postaci dogmatów, niedopuszczających tematów tabu. Przekonania te stoją na straży akademickiej cytadeli, broniącej się przed otwartym myśleniem.

1 Popper i Eccles (1977).

2 Np. D’Espagnat (1976).

3 Hawking i Mlodinow (2010), s. 117.

4 Hawking i Mlodinow (2010), s. 118–119.

5 Smolin (2006).

6 Carr (red.) (2007); Greene (2011).

7 Ellis (2011).

8 Collins [w:] Carr (red.) (2007), s. 459–480.

PrologNAUKA, RELIGIA I WŁADZA

Od ponad stu lat nauka opanowuje i przekształca ziemię, wpływając na nasze życie za pomocą współczesnej technologii i medycyny. Praktycznie nikt nie kwestionuje jej intelektualnego prestiżu i żaden z wcześniejszych systemów myślowych w historii ludzkości nie miał aż takiego wpływu na społeczeństwo. Jakkolwiek władza nauki opiera się przede wszystkim na jej praktycznym zastosowaniu, jest ona również atrakcyjna intelektualnie. Dzięki niej otrzymujemy nowe możliwości zrozumienia świata, gdyż pokazuje porządek matematyczny w sercu cząsteczek i atomów, ukazuje geny w biologii molekularnej czy też rozległe spektrum kosmicznej ewolucji.

Naukowe duchowieństwo

Franciszek Bacon (1561–1626), polityk i prawnik, lord kanclerz Anglii, bardziej niż ktokolwiek inny przewidział dominację nauki zinstytucjonalizowanej. Przygotowując grunt pod nadchodzące zmiany, musiał wykazać, że panowanie nad przyrodą nie jest niczym grzesznym czy złowrogim. W tamtych czasach ludzie powszechnie obawiali się czarów i magii, stąd Bacon wskazywał w swoich pismach, że wiedza o przyrodzie pochodzi raczej od Boga niż od diabła. Nauka miała być symbolem powrotu do pierwotnej niewinności z Ogrodu Eden, jeszcze przed upadkiem Adama.

Bacon twierdził, że pierwsza księga Biblii, Księga Rodzaju, uzasadnia wiedzę naukową, gdyż zdobywanie wiedzy o przyrodzie jest podobne do procesu nazywania zwierząt przez pierwszego człowieka. „Pan Bóg przyprowadził je do mężczyzny, aby przekonać się, jak on je nazwie. (…) I tak mężczyzna dał nazwy wszelkiemu bydłu, ptakom podniebnym i wszelkiemu zwierzęciu dzikiemu” (Księga Rodzaju 2: 19–20; wszystkie cytaty z Biblii pochodzą z: Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Biblia Tysiąclecia, wyd. 5, Pallottinum, Poznań 2003). Była to wiedza dosłownie męska, ponieważ Ewa była stworzona dopiero dwa wersety później. Według Bacona technologiczna dominacja nad przyrodą nie była nową ideą, a raczej odzyskaniem oryginalnej mocy przekazanej człowiekowi przez Boga. Jednocześnie wierzył, że nowa wiedza będzie wykorzystywana mądrze i dobrze: „Niech tylko ludzka rasa odzyska swoją prawowitą władzę nad przyrodą, otrzymaną z boskiego nakazu, a jej egzekwowanie będzie z pewnością pod nadzorem zdrowego rozsądku i prawdziwej religii”1.

Kluczem do nowej władzy nad przyrodą miały być badania prowadzone przez instytucje w zorganizowany sposób. W swoim dziele New Atlantis (1624, wydanie polskie: Nowa Atlantyda, PAX, 1954) Bacon opisuje technokratyczną Utopię, w której kapłani nauki podejmują decyzje dla dobra całego państwa. Członkowie tej instytucji, czy wręcz naukowego zakonu, nosili długie szaty i byli szanowani za swoją moc i wysoką pozycję społeczną. Przywódca poruszał się bogatym rydwanem ze świetlistozłocistym wizerunkiem słońca, a przejeżdżając wśród tłumu, „podnosił swą dłoń w geście błogosławieństwa”.

Cele tej instytucji obejmowały „zgłębianie przyczyn stanów i ukrytych ruchów w przyrodzie, a także rozszerzanie ludzkiego imperium, aby mieć jak największy możliwy wpływ na wszystkie rzeczy”. Zakon miał do dyspozycji zaplecze i sprzęt do testowania materiałów wybuchowych i uzbrojenia, piece eksperymentalne, ogrody do hodowli roślin oraz laboratoria2.

Opisy tego naukowego zakonu zawierały wiele cech charakterystycznych dla naukowych badań instytucjonalnych i stały się bezpośrednią inspiracją do założenia Towarzystwa Królewskiego (Royal Society) w Londynie w 1660 roku, a także innych państwowych ośrodków naukowych. Jakkolwiek członkowie tych akademii cieszyli się powszechnym szacunkiem, nikt nie osiągnął takiego dostojeństwa i politycznych wpływów, jakie przynależały ich wyobrażonym przez Bacona pierwowzorom. Postarano się jednakże, aby chwała naukowców trwała po ich śmierci. Ich wizerunki były wystawiane w galerii sław, aby w ten sposób „za każde wartościowe odkrycie wznieść posąg na chwałę wynalazcy, obdarzając go hojną i zaszczytną nagrodą”3.

W Anglii tak za czasów Bacona, jak i obecnie Kościół anglikański to kościół państwowy. Bacon przewidywał, że kapłani nauki będą podobnie funkcjonowali pod patronatem rządu, tworząc swego rodzaju państwowy kościół nauki. Ta przepowiednia również okazała się prawdziwa. W wielu krajach, czy to kapitalistycznych, czy komunistycznych, oficjalne akademie naukowe to centra władzy naukowego establishmentu. Nauka jest powiązana z państwem, a naukowcy pełnią funkcję duchownych, mających wpływ na politykę rządu w zakresie sztuki wojennej, przemysłu, rolnictwa, medycyny, edukacji oraz badań i rozwoju.

W celu uzyskania wsparcia finansowego ze strony rządu i inwestorów Bacon wymyślił szczytne hasło: „Wiedza to władza”4. Jednak nie we wszystkich krajach skuteczność naukowców była taka sama. Regularne sponsorowanie badań naukowych przez państwo rozpoczęło się we Francji i w Niemczech, a dopiero później w Brytanii i w Stanach Zjednoczonych. W tych anglojęzycznych krajach aż do drugiej połowy XIX wieku prace naukowe były finansowane ze środków prywatnych lub realizowane przez bogatych amatorów, takich jak Karol Darwin5.

We Francji wpływowym orędownikiem nauki jako religii poszukującej prawdy był Ludwik Pasteur (1822–1895). Laboratoria traktował jak świątynie, w których ludzkość może osiągnąć swój największy potencjał:

Proszę cię niezmiernie, spójrz na te święte instytucje, które ekspresywnie zwiemy laboratoriami. Domagaj się, aby rosła ich liczba i by je zdobiono, gdyż są to świątynie bogactwa i naszej przyszłości. To w nich właśnie wzrasta ludzkość, potężnieje i polepsza swoje życie6.

Na początku XX wieku nauka prawie w całości była domeną instytucji i zawodowych naukowców, a po drugiej wojnie światowej rozrosła się niebotycznie dzięki patronatowi rządów i inwestycjom korporacyjnym7. Najwyższy poziom finansowania nauki na świecie osiągają obecnie Stany Zjednoczone, gdzie w 2008 roku na naukę przeznaczono 398 miliardów dolarów, z czego 104 miliardy pochodziły od rządu8. Zazwyczaj jednak ani rządy, ani korporacje nie płacą uczonym za badania mające na celu bezinteresowny rozwój czystej wiedzy, podobnej do tej, jaką rozwijał Adam przed upadkiem w raju. Nie jest dla nich ważne tworzenie nazw zwierząt, na przykład zagrożonych gatunków chrząszczy żyjących w lasach tropikalnych. Większość środków inwestuje się zgodnie z wymownym przekazem maksymy Bacona: „wiedza to władza”.

Do lat 50. ubiegłego wieku nauka instytucjonalna osiągnęła niespotykany wcześniej poziom władzy i prestiżu. Wypowiedzi historyka nauki, George’a Sartona, z aprobatą prezentujące ten stan rzeczy, przywodzą na myśl sytuację Kościoła rzymskokatolickiego sprzed reformacji:

Prawda może być odkryta jedynie dzięki osądowi ekspertów. (…) O każdej rzeczy decyduje niewielka grupa ludzi, a może nawet jeden specjalista, którego decyzje starannie weryfikuje kilku innych. Zwykli ludzie nie mają prawa głosu i mogą tylko zaakceptować decyzje podjęte przez ekspertów. Prace naukowe są nadzorowane przez uniwersytety, akademie i naukowe organizacje, jednak kontrola ta jest jak najdalej odsunięta od zwykłej władzy społecznej9.

Wizja Bacona odnośnie do naukowego duchowieństwa została urzeczywistniona na skalę globalną, choć gdzieś po drodze zawieruszyło się jego przekonanie, że człowiek w swojej dominacji nad przyrodą będzie kierował się „zdrowym rozsądkiem i prawdziwą religią”.

Fantazjowanie o wszechwiedzy

Fantazjowanie o wszechwiedzy to powracająca kwestia w historii nauki, gdyż wiąże się z aspiracjami naukowców do osiągnięcia pełnej wiedzy na podobieństwo bogów. Na początku XIX wieku francuski fizyk, Pierre Simon de Laplace, marzył o umyśle naukowym, który wiedziałby o wszystkim i wszystko potrafił przewidzieć:

Weźmy pod uwagę taką inteligencję, która w każdym momencie miałaby wiedzę o wszystkich siłach kontrolujących przyrodę oraz o chwilowych stanach wszystkich istot obecnych w naturze. Gdyby w swojej potędze inteligencja ta była zdolna do poddania wszystkich tych danych analizie, mogłaby pojedynczym wzorem objąć wszystkie ruchy, zarówno ogromnych ciał kosmicznych, jak i najmniejszych atomów – tak przeszłość, jak i przyszłość byłaby jednocześnie obecna przed jej oczyma, zapewniając wolność od wszelkiej niepewności10.

Bynajmniej nie dotyczyło to jedynie fizyki. Thomas Henry Huxley, zagorzały propagator teorii ewolucji Darwina, objął mechanistycznym determinizmem cały proces ewolucji:

Założywszy, że fundamentalne kwestie ewolucji są prawdziwe, że cały świat – ożywiony i nieożywiony – powstał dzięki wzajemnemu oddziaływaniu sił, których źródłem były molekuły budujące prymitywną mglistość wszechświata i które działały zgodnie ze ściśle określonymi prawami, z nie mniejszą pewnością można powiedzieć, że istniejący świat jest potencjalnie zawieszony w kosmicznych oparach i że znając właściwości tych molekuł, odpowiednio wielki umysł mógłby przewidzieć na przykład stan fauny w Wielkiej Brytanii w 1869 roku11.

Spoglądanie na funkcjonowanie ludzkiego umysłu przez filtr wiary w determinizm doprowadziło do odrzucenia wolnej woli. Jednak przekonanie o możliwości przewidzenia wszystkich czynności mózgu na poziomie fizycznym i molekularnym nie zostało oparte na dowodach naukowych, ale na założeniu, że działanie każdej rzeczy jest zdeterminowane przez matematyczne prawa.

Wielu naukowców nadal uważa, że wolna wola jest iluzją. W takim kontekście funkcje mózgu badane są jako procesy maszynowe, wykluczające istnienie niemechanicznej jaźni, zdolnej do podejmowania wyborów. Przykładowo, brytyjski badacz mózgu, Patrick Haggard, stwierdził w 2010 roku: „Neuronaukowiec musi być deterministą, ponieważ elektryczne i chemiczne zdarzenia w mózgu odbywają się zgodnie ze ścisłymi prawami fizyki. W określonych warunkach możliwe jest tylko takie, a nie inne działanie, i nie ma takiego «ja», które mogłoby się zbuntować i stwierdzić: «Ja chcę inaczej»”12. Co ciekawe, Haggard nie stosuje swoich naukowych przekonań w życiu prywatnym, co potwierdza w słowach: „Dość wyraźnie oddzielam moje życie prywatne od zawodowego. To nadal ja decyduję, jakie filmy chcę obejrzeć. Nawet jeśli jest to zdeterminowane gdzieś w moim mózgu, nie odczuwam tego jako coś wcześniej przesądzonego”.

Indeterminizm i przypadek

Indeterminizm uzyskał status istotnej cechy świata fizycznego w 1927 roku, gdy w ramach fizyki kwantowej została sformułowana zasada nieoznaczoności. Okazało się, że przewidywania fizyczne możliwe są jedynie w kontekście prawdopodobieństwa, ponieważ zjawiska kwantowe mają naturę falową. Jako że fala rozprzestrzenia się w czasie i w przestrzeni, cząstki kwantowej nie można zlokalizować jednocześnie w danym punkcie i w danym momencie. Dokładniej rzecz ujmując, zasada nieoznaczoności Heisenberga mówi, że nie można z jednakową dokładnością wyznaczyć jednocześnie położenia i pędu cząstki13. Teoria kwantowa nie zajmuje się więc rzeczami pewnymi, raczej statystycznym prawdopodobieństwem, gdyż wystąpienie określonej możliwości w zdarzeniu kwantowym jest po prostu dziełem przypadku.

Czy indeterminizm kwantowy wiąże się z kwestią wolnej woli? Na pewno nie wtedy, gdy jest wynikiem czystego przypadku, ponieważ wybory na chybił trafił są tak samo jej pozbawione, jak pełny determinizm14.

W neodarwinistycznej teorii ewolucji to właśnie przypadek odgrywa główną rolę przez nieplanowane mutacje genów, które są traktowane jako zdarzenia kwantowe. Z tej perspektywy patrząc, inny zestaw zdarzeń przypadkowych mógłby doprowadzić do zupełnie innych efektów ewolucji. Tak więc T.H. Huxley niesłusznie wierzył w jej przewidywalność, co podkreśla biolog ewolucyjny Stephen Jay Gould: „Gdyby ponownie przesłuchać taśmę życia, zupełnie inny zestaw gatunków mógłby obecnie gościć na naszej planecie”15.

W XX wieku zrozumiano, że prawdopodobieństwo dotyczy nie tylko fizyki kwantowej, ale jest to cecha charakterystyczna dla prawie wszystkich zjawisk naturalnych, takich jak: turbulentny przepływ płynów, załamanie fal na brzegu morza, zjawiska pogodowe. Ich funkcjonowanie przejawia spontaniczność i indeterminizm, które nie pozwalają na precyzyjne przewidywania. Nawet mając do dyspozycji miriady danych z wielu satelitów i potężne komputery do ich analizy, synoptycy nadal nie osiągnęli stuprocentowego poziomu pewności. Nie wynika to z tego, że brak im kwalifikacji zawodowych, raczej z naturalnej niemożności przewidzenia pogody w sposób szczegółowy. Pogoda w tym sensie jest chaotyczna, przy założeniu, że chaos to niemożność szczegółowego przewidzenia zjawisk, a nie, jak się powszechnie przyjmuje, zupełny brak porządku. W matematycznym modelowaniu pogody w pewnym zakresie stosuje się dynamikę chaosu, jednak nie prowadzi to do dokładnych prognoz16. Ani w fizyce kwantowej, ani w codziennym życiu nie możemy osiągnąć zupełnej pewności – nawet orbity planet krążących wokół Słońca mają w dłuższej perspektywie chaotyczny przebieg, choć przez stulecia traktowano je jako emblemat nauki mechanistycznej17.

Mocna wiara w determinizm wśród naukowców z przełomu XIX i XX wieku okazała się iluzją. Porzucenie tego dogmatu otwarło drzwi do nowego zrozumienia indeterminizmu całej przyrody, a w szczególności jej ewolucji. Odejście od wiary w determinizm nie doprowadziło bynajmniej do upadku nauki. Tak więc uwolnienie jej z innych ograniczających dogmatów doprowadzi do jej ożywienia, gdy na horyzoncie pojawią się nowe możliwości.

Dalsze fantazje o wszechwiedzy

Pod koniec XIX wieku fantazje o naukowej wszechwiedzy nie dotyczyły jedynie determinizmu. W 1888 roku astronom Simon Newcomb napisał: „Zbliżamy się prawdopodobnie do granic naszej wiedzy astronomicznej”. W 1894 roku późniejszy noblista, Albert Michelson, stwierdził: „Odkryto już wszystkie ważniejsze fundamentalne prawa i fakty z dziedziny fizyki. Zajmują one tak mocną pozycję, że perspektywa zastąpienia ich innymi w wyniku nowych odkryć jest bardzo odległa. (…) Przyszłe odkrycia powinny raczej dotyczyć szczegółów na pozycji szóstego miejsca po przecinku”18. Natomiast w 1900 roku brytyjski fizyk i wynalazca międzykontynentalnego telegrafu, William Thomson (Lord Kelvin), wyraził swoje pełne przekonanie w często cytowanym stwierdzeniu (choć wydaje się ono apokryficzne): „Wszystko w fizyce zostało już odkryte i pozostaje nam jedynie wykonywać coraz dokładniejsze pomiary”.

Przekonania te zostały podważone w XX wieku wraz z pojawieniem się fizyki kwantowej i teorii względności, przeprowadzeniem rozszczepienia i syntezy jąder atomów (bomba atomowa i wodorowa), odkryciem innych galaktyk oraz sformułowaniem teorii Wielkiego Wybuchu. Przyjęto założenie, że wszechświat rozpoczął swoje istnienie w niewielkim skupieniu jakieś 14 miliardów lat temu i od tamtej pory rozszerza się, ochładza i ewoluuje.

Jednakże pod koniec XX wieku fantazja o wszechwiedzy ponownie zagościła na scenie, tym razem przebrana w triumfy współczesnej fizyki oraz odkrycia na polu neurobiologii i biologii molekularnej. W 1997 roku amerykański dziennikarz naukowy, John Horgan, wydał książkę The End of Science: Facing the Limits of Knowledge in the Twilight of the Scientific Age (wydanie polskie: Koniec nauki, czyli o granicach wiedzy u schyłku ery naukowej, Prószyński i S-ka, 1999), w której na podstawie przeprowadzonych wywiadów z wieloma czołowymi naukowcami postawił śmiałą tezę:

Kto wierzy w naukę, musi dopuścić możliwość, iż era wielkich odkryć naukowych prawdopodobnie dobiegła końca. Nie mam tu na myśli nauk stosowanych, a raczej naukę w jej najczystszej i największej postaci – to pierwotne dążenie człowieka do zrozumienia wszechświata i swojego miejsca w nim. Dalsze badania naukowe nie przyniosą raczej żadnych rewelacji ani nie zapoczątkują żadnej rewolucji; wyniki badań będą coraz mniej odkrywcze, w myśl prawa malejących przychodów19.

Horgan ma z pewnością rację, że po dokonaniu przełomowego odkrycia – na przykład struktury DNA – nie ma możliwości, aby je powtórzyć. Założył jednak, że podwaliny nauki konwencjonalnej są prawdziwe i że większość fundamentalnych odpowiedzi została już znaleziona. Właśnie z takim podejściem polemizuję w mojej książce, zamieniając obowiązujące odpowiedzi na interesujące i obiecujące pytania.

Nauka i chrześcijaństwo

Siedemnastowieczni twórcy nauki mechanistycznej byli aktywnymi chrześcijanami, przy czym Jan Kepler, Galileusz i Kartezjusz byli katolikami, natomiast Franciszek Bacon, Robert Boyle oraz Izaak Newton – protestantami. Boyle był nie tylko żarliwym wyznawcą, ale również bogatym arystokratą, który przeznaczał spore fundusze na działania misyjne w Indiach. Newton poświęcał swój czas na studia biblijne, szczególnie interesując się datowaniem przepowiedni. W książce Observations on the Prophecies of Daniel and the Apocalypse of St John („Obserwacje na temat przepowiedni proroka Daniela i Apokalipsy św. Jana”) zamieścił szczegóły dotyczące swoich obliczeń Dnia Sądu Ostatecznego, który ma przypadać gdzieś pomiędzy 2060 i 2344 rokiem20.

Stworzona w tamtych czasach wizja wszechświata przedstawiała kosmos jako inteligentną maszynę, zaprojektowaną i wprawioną w ruch przez Boga, który w swoim umyśle stworzył wszystkie matematyczne prawa. Była to istna rewolucja, gdyż filozofia mechanistyczna zastępowała animistyczny światopogląd obowiązujący w średniowieczu (co omawiam w rozdziale 1). Aż do XVII wieku naukowcy akademiccy i teologowie chrześcijańscy nauczali, że wszechświat jest przepełniony Duchem Boskim – boskim oddechem życia. Nie tylko wszystkie rośliny, zwierzęta i ludzie mieli duszę i byli istotami żyjącymi, ale podobny status miały gwiazdy, planety i Ziemia – a całe stworzenie było kierowane przez anielską inteligencję.

Nauka mechanistyczna odrzuciła te doktryny i wygnała duszę z przyrody, przez co świat materialny stał się dosłownie bezduszną maszyną. Materia, pozbawiona celowości, stała się nieświadoma, a planety zmarły. Niemechanistyczne życie przetrwało jedynie w ludzkim umyśle, który jako twór niematerialny był częścią duchowej przestrzeni wraz z aniołami i Bogiem. Brakowało tylko wyjaśnienia, w jaki sposób umysł człowieka komunikuje się z machiną jego ciała. Kartezjusz przypuszczał, że odbywa się to przez szyszynkę – mały gruczoł w formie szyszki, usadowiony pomiędzy prawą i lewą półkulą, niedaleko środka mózgu21.

Z początku doprowadziło to do sporów pomiędzy nauką i chrześcijaństwem, z których najsłynniejszym był zapewne proces Galileusza w 1633 roku, prowadzony przez rzymską inkwizycję. Później zarówno akademia, jak i władze kościelne zgodnie dążyły do rozdzielenia nauki i religii. Przez półtora stulecia, aż do pojawienia się wojującego ateizmu pod koniec XVIII wieku, instytucje akademickie funkcjonowały bez religijnej ingerencji, a religia przestała stać w opozycji do nauki. Nauka zajmowała się światem materialnym: ciałem człowieka, zwierzętami, roślinami, gwiazdami i planetami; natomiast religia poświęcała się sprawom duchowym: Bogu, aniołom, duszkom i duszy ludzkiej. Obie strony współistniały w miarę pokojowo, ku obopólnej korzyści. Nawet pod koniec XX wieku Stephen Jay Gould bronił takiego układu, czyli „mocnej pozycji ogólnego konsensusu”, nazywając to doktryną „rozłącznych magisteriów”. Po jednej stronie stawiał magisterium nauki, której domeną jest obszar empiryczny, czyli fakty dotyczące budowy wszechświata i teorie na temat jego funkcjonowania. Po drugiej stronie – magisterium religii szukające odpowiedzi na pytania o ostateczny sens życia i wartości moralne22.

Jednak wraz z nadejściem rewolucji francuskiej (1789–1799) wojujący materialiści odrzucili zasadę podwójnego magisterium, dopatrując się w niej intelektualnej nieszczerości i schronienia dla miernych umysłów. Ustalono, że jedynie materialny świat jest rzeczywisty, a obszar duchowy wraz z Bogiem, aniołami i duchami to wytwory ludzkiej wyobraźni. Ludzki umysł stał się jedynie pewnym aspektem czy też ubocznym efektem czynności mózgu. Wykluczono istnienie jakichkolwiek przedstawicieli świata nadprzyrodzonego i ich wpływu na mechaniczny bieg przyrody. Od tej pory obowiązywało tylko jedno magisterium – magisterium nauki.

Przekonania ateistyczne

Filozofia materialistyczna zdominowała naukę instytucjonalną w drugiej połowie XIX wieku, co było w ścisłej korelacji z popularyzacją ateizmu w Europie. Naukowcy XXI wieku, podobnie jak ich poprzednicy, przyjęli doktryny materializmu jako uznane fakty naukowe, a nie jako założenia.

Dodawszy do tego przekonanie, że zgodnie z drugą zasadą termodynamiki cały kosmos funkcjonuje na podobieństwo maszyny parowej, w której stopniowo zaczyna brakować pary – ludziom objawił się ponury obraz opisany przez filozofa Bertranda Russella następującymi słowami:

To, że przyczyny powstania człowieka nie miały przeczucia jakiegokolwiek celu istnienia, to że jego źródło, rozwój, nadzieje i obawy, czy też upodobania i przekonania są jedynie efektem przypadkowych kolizji atomów; to, że ani ogień, ani heroizm, ani intensywność myśli i uczuć nie pomogą przekroczyć progu śmierci, jak i to, że cały wysiłek, oddanie i inspiracja ludzi na przestrzeni wieków wraz z największymi blaskami ludzkiego geniuszu są skazane na wymarcie wraz z unicestwieniem Układu Słonecznego; a przede wszystkim to, że cała świątynia wysiłku ludzkiego nieuchronnie spocznie pod gruzami ruin wszechświata – to wszystko jest niemal pewne, praktycznie bezdyskusyjne, a jeśli jakakolwiek filozofia to odrzuca, nie może się ostać. Jedynie na szkielecie tych prawd, jedynie na mocnym fundamencie nieugiętej rozpaczy może zamieszkać dusza23.

Ilu naukowców wierzy w te tak zwane prawdy? Ilu ich w ogóle nie kwestionuje? A przecież wielu naukowców akceptuje również te filozofie lub wierzenia religijne, z których perspektywy taki światopogląd naukowy wydaje się ograniczony i – co najważniejsze – częściowo prawdziwy. W środowiskach naukowych rozwija się kosmologia ewolucyjna, fizyka kwantowa i badania nad świadomością, a standardowe dogmaty przechodzą do historii.

Nie ma więc wątpliwości co do tego, że nauka i technologia dokonały transformacji naszego świata i osiągnęły ogromny prestiż dzięki sukcesom w tworzeniu maszyn, zwiększaniu plonów rolnych, leczeniu chorób. Nauka mechanistyczna, zapoczątkowana w Europie na początku XVII wieku, stopniowo ogarnęła cały świat dzięki europejskim imperiom i ideologiom, takim jak marksizm, socjalizm i kapitalizm wolnorynkowy. Ewangeliści nauki wpłynęli na życie miliardów ludzi na całym świecie dzięki rozwojowi ekonomicznemu i technologicznemu, osiągając jednocześnie znacznie więcej niż misjonarze chrześcijańscy. Nigdy wcześniej żaden system myślowy nie opanował dokładnie całej ludzkości. A jednak, pomimo przytłaczających sukcesów, nauka nadal ciągnie za sobą bagaż ideologiczny dziedziczony ze swej europejskiej historii.

Prawie na całym świecie ludzie z otwartymi ramionami przyjmują naukę i technologię, oczekując wymiernych korzyści materialnych, aczkolwiek jednym z elementów całego pakietu jest filozofia materialistyczna. Zdarzają się jednak zadziwiające przypadki współgrania kariery naukowej i wiary religijnej, jak to opisuje jeden z indyjskich naukowców w czasopiśmie „Nature” w 2009 roku:

[W Indiach] nauka nie jest ani najwyższym rodzajem wiedzy, ani ofiarą sceptycyzmu. (…) Po ponad 30 latach bliskiej obserwacji środowiska naukowego odważę się powiedzieć, że większość naukowców w Indiach otwarcie przywołuje tajemne moce bogów i bogiń w celu osiągnięcia sukcesów zawodowych, takich jak publikacja materiałów naukowych lub oficjalne wyróżnienie24.

Naukowcy na całym świecie zdają sobie sprawę, że doktryny materializmu są wpisane w zasady gry zawodowej i niewielu potrafi otwarcie je zakwestionować, chyba że są już na emeryturze lub otrzymali Nagrodę Nobla. Przez wzgląd na prestiż naukowy wiele wykształconych osób woli publicznie popierać kredo ortodoksyjne, bez względu na swoje prywatne poglądy.

Wśród naukowców i intelektualistów znajdziemy również zdeklarowanych ateistów, dla których filozofia materialistyczna jest centrum systemu przekonań. Niektórzy stają się misjonarzami i propagują swoją wiarę z iście ewangeliczną gorliwością, czując się jak dawni krzyżowcy, bo walczą w imię nauki i rozsądku przeciwko siłom zabobonu, religii i naiwności. W pierwszym dziesięcioleciu XXI wieku ich prace stały się bestselerami, na przykład: The End of Faith: Religion, Terror, and the Future of Reason Sama Harrisa (2004, wydanie polskie: Koniec wiary. Religia, terror i przyszłość rozumu, Błękitna Kropka, 2012); Breaking the Spell: Religion as a Natural Phenomenon Daniela Dennetta (2006, wydanie polskie: Odczarowanie. Religia jako zjawisko naturalne, PIW, 2008); God Is Not Great: How Religion Poisons Everything Christophera Hitchensa (2007, wydanie polskie: Bóg nie jest wielki. O trucicielskiej sile religii, Sonia Draga, 2007) oraz The God Delusion Richarda Dawkinsa (2006, wydanie polskie: Bóg urojony, CiS, 2007). Ta ostatnia pozycja została sprzedana w liczbie dwóch milionów egzemplarzy na rynku anglojęzycznym i przetłumaczona na trzydzieści cztery języki do 2010 roku25. Richard Dawkins to były profesor Wydziału Zrozumienia Nauki Przez Społeczeństwo (Public Understanding of Science) na Uniwersytecie Oksfordzkim. Obecnie na emeryturze od 2008 roku.

Sam materializm pozostaje wyłączną filozofią jedynie dla garstki ateistów, gdyż większość z nich jest również świeckimi humanistami, zamieniając wiarę w Boga na wiarę w ludzkość. Nauka jest dla nich środkiem do osiągnięcia boskiej wszechwiedzy. Jako że Bóg nie ingeruje w przebieg historii ludzkości, ludzie przejęli władzę, rozwijając swoje społeczeństwo przez logikę, naukę, technologię, edukację i reformy społeczne.

Nauka mechanistyczna nie zakłada, że ludzkie życie ma jakikolwiek sens czy że ludzkość ma rozwijać się w jakimś określonym kierunku. Zakłada raczej, że podobnie jak wszechświat, życie człowieka jest pozbawione celu i znaczenia. Jeśli ateizm nie jest wzbogacony o wiarę w ludzkość, ukazuje przygnębiający i obdarty z nadziei obraz, który Bertrand Russell opisał wystarczająco dobitnie. Jednak świecki humanizm używa żywszych kolorów, ponieważ wyrastając z kultury judeochrześcijańskiej, odziedziczył po chrześcijaństwie przekonanie o wyjątkowym znaczeniu życia ludzkiego oraz wiarę w przyszłe zbawienie człowieka. Światopogląd ten jest niejako herezją chrześcijańską, w której na miejsce Boga został wyniesiony człowiek26.

W otoczce świeckiego humanizmu ateizm jest łatwiejszy do przyjęcia, gdyż zamiast możliwych do udowodnienia suchych faktów, roznieca dodającą otuchy wiarę w dalszy postęp. I nie tylko postęp – podziękowawszy Bogu za jego wcześniejsze wysiłki, ludzie sami mogą teraz zapewnić sobie zbawienie dzięki nauce, rozsądkowi i reformom społecznym27.

Bez względu na swój stosunek do humanizmu, wszyscy materialiści zakładają, że dalsze osiągnięcia nauki przyniosą dowód na prawdziwość ich przekonań, choć to również jest kwestią tylko i wyłącznie wiary.

Dogmaty, przekonania i swobodne dociekanie

Kwestionowanie utartych przekonań nie jest wbrew nauce. Jest to raczej jej siła napędowa, bo to w jej kreatywnym sercu żyje przecież duch swobodnego dociekania. Dlatego nauka nie powinna być systemem przekonań ani zajmowaniem jakiegoś stanowiska – nauka innowacyjna może rozwijać się tylko wtedy, gdy naukowcy mają pełną wolność stawiania pytań i tworzenia nowych teorii.

W 1962 roku na rynku pojawiła się przełomowa książka historyka nauki, Thomasa Kuhna, The Structure of Scientific Revolutions (wydanie polskie II: Struktura rewolucji naukowych, Wydawnictwo Fundacji Aletheia, 2001). Kuhn przedstawił w niej argumenty, że w okresach „normalnej” naukowości większość uczonych podziela obowiązujący model rzeczywistości i sposób zadawania pytań. Kuhn nazwał to paradygmatem, który wyznacza niejako zakres możliwych pytań i możliwych odpowiedzi. Rozwój nauki normalnej postępuje w ustalonym obszarze, a wszystko to, co poza niego wykracza, zostaje odrzucone. Jednak pomijane anomalie nie znikają, a raczej kumulują się i rosną w siłę. Po dojściu do punktu przełomowego następują rewolucyjne zmiany, a badacze otwierają swoje horyzonty myślowe, przyznając należne miejsce faktom, które wcześniej były wykluczane jako nieprawidłowości. Jednak ten nowy zestaw możliwości tworzy z czasem kolejny paradygmat, będący podstawą następnej fazy nauki normalnej28.

Kuhn przyczynił się do zwrócenia uwagi na społeczny aspekt pracy naukowej, podkreślając jej kolektywny charakter. W oparciu o historię nauki wysnuł wnioski, że naukowcy to grupa społeczna, w której również występują zwyczajne ograniczenia klasowe oraz wzajemne naciski na przestrzeganie obowiązujących norm grupowych. Socjologowie nauki przyjęli te argumenty, by przyjrzeć się: jak w rzeczywistości prowadzone są prace naukowe, jak powstają sieci powiązań i wsparcia pomiędzy naukowcami, w jaki sposób dostępne zasoby i uzyskiwane wyniki są wykorzystywane do zdobywania władzy i wpływów oraz jak przebiega współzawodnictwo o fundusze, prestiż i uznanie.

Badania socjologów przyniosły wiele zaskakujących rezultatów, które zostały opisane między innymi w książce Bruno Latoura Science in Action: How to Follow Scientists and Engineers Through Society (1987, „Nauka w działaniu. Jak podążać za naukowcami i inżynierami w społeczeństwie”) – jednej z najbardziej wpływowych w tej dziedzinie. Obserwacje Latoura uwidoczniły występujący u naukowców podział pomiędzy wiedzą i przekonaniami: dana grupa specjalistów ma wiedzę na temat badanych przez siebie zjawisk, natomiast osoby z zewnątrz mają jedynie wypaczone przekonania. Kiedy specjaliści z danej dziedziny spoglądają na osoby spoza ich grupy, zastanawiają się często, dlaczego inni ciągle myślą nieracjonalnie.

Naukowcy w smutnych barwach malują obraz nie-naukowców. Z jednej strony inteligentna grupa społeczna odkrywa, jaka jest rzeczywistość, z drugiej zaś – ogromna większość ludzi albo wyznaje nieracjonalne idee, albo – w najlepszym wypadku – pozostaje związana ograniczeniami społecznymi, kulturowymi i psychologicznymi, z uporem utrzymując przestarzałe uprzedzenia. Taki obraz społeczeństwa ma tylko jedną jedyną zaletę, a mianowicie pokazuje te czynniki, których pełna eliminacja – o ile byłaby możliwa – mogłaby uwolnić ludzi z ich uprzedzeń oraz natychmiast i bez dodatkowych zabiegów doprowadzić wszystkich do zdrowego, naukowego rozsądku, pojmującego rzeczywistość bez zbędnych ceregieli. Innymi słowy – w każdym człowieku drzemie uśpiony naukowiec. Jego obudzenie wymaga jednak usunięcia uwarunkowań społecznych i kulturowych29.

Osoby wierzące w światopogląd naukowy uważają, że wystarczy już tylko przez edukację i media uświadamiać ogół społeczeństwa, czym tak naprawdę jest nauka.

I rzeczywiście, od XIX wieku propagowanie wiary w materializm odnosi niebywały sukces, jako że miliony ludzi przyjęły poglądy „naukowe”, mając jednocześnie nikłe pojęcie o samej nauce. Dzięki temu, w Kościele Nauki, w którym uczeni są kapłanami i w którym wyznaje się scjentyzm, pojawiły się rzesze wiernych. Jeden z prominentnych ateistów, Ricky Gervais, w taki oto sposób wyraził swoje przekonania w czasopiśmie „Wall Street Journal”:

Nauka poszukuje prawdy i niczego nie faworyzuje. Nauka jest pokorna i odkrywa rzeczywistość – czy to na lepsze, czy na gorsze. Nauka zdaje sobie sprawę zarówno z tego, co wie, jak i z tego, czego jeszcze nie wie, ponieważ opiera swoje wnioski i przekonania na mocnych dowodach, które są na bieżąco weryfikowane, uaktualniane i unowocześniane. Jednocześnie nie czuje się urażona nowymi faktami i chętnie dołącza je do repozytorium swojej wiedzy. Nie trzyma się starych praktyk tylko dlatego, że są elementami tradycji30.

Ricky Gervais napisał to w 2010 roku, gdy magazyn „Time” zaliczył go do grona stu najbardziej wpływowych ludzi na świecie. Jednak Gervais nie jest naukowcem czy myślicielem, raczej – artystą estradowym, który wspiera się autorytetem nauki w promowaniu ateizmu. W kontekście historii i socjologii nauki jego idealistyczne spojrzenie jawi się jednak jako dziecinna naiwność. Gervais spogląda na naukowców jako wolnomyślicieli i poszukiwaczy prawdy, a nie jak na zwyczajnych ludzi konkurujących o fundusze i prestiż, ograniczonych naciskami ze strony kolegów i otoczonych zasiekami uprzedzeń i tabu.

Bez względu na to, jak naiwne jest to podejście, osobiście traktuję ten idealistyczny obraz swobodnego dociekania bardzo poważnie. Niniejsza książka to mój eksperyment, w którym próbuję przymierzyć opisane ideały do samej nauki, zamieniając obowiązujące poglądy w nowe pytania. Odpowiedzi mają pokazać, co tak naprawdę nauka wie, a czego nie wie. Trzonem dociekań jest dziesięć głównych doktryn materializmu, na które rzucam światło mocnych dowodów i najnowszych odkryć. Zakładam jednocześnie, że prawdziwi naukowcy nie poczują się urażeni pojawieniem się nowych faktów i nie będą trzymali się materialistycznego światopoglądu tylko dlatego, że jest elementem tradycji.

Bez względu na swoje sukcesy nauka nadal jest dławiona przebrzmiałymi przekonaniami, jednak duch swobodnego dociekania regularnie wyzwala naukowe myślenie z ograniczeń narzuconych wewnętrznie i zewnętrznie. Taka jest przyczyna i cel mojej pracy.

1 Leiss (1994), s. 50.

2 Bacon (1951), s. 290–291.

3 Bacon (1951), s. 298.

4 Fara (2009), s. 132.

5 Kealey (1996).

6 Dubos (1960), s. 146.

7 Kealey (1996).

8 National Science Board (2010), rozdział 4.

9 Sarton (1955), s. 12.

10 Laplace (1819), s. 4.

11 Huxley (2011), s. 110.

12 Chivers (2010).

13 Munowitz (2005), rozdział 7.

14 Chivers (2010).

15 Gould (1989).

16 Gleik (1988).

17 Malhotra i inni (2001).

18 Cytat [w:] Horgan (1997b).

19 Horgan (1997b), s. 6.

20 Westfall (1980).

21 Burtt (1932).

22 Gould (1999).

23 Cytat [w:] Burtt (1932), s. 9.

24 Kukreja (2009), s. 321.

25 Wikipedia: The God Delusion, sprawdzane 16 czerwca 2011, http://en.wikipedia.org/wiki/The_God_Delusion

26 Gray (2007), s. 266–267.

27 Gray (2002), s. xiii.

28 Kuhn (1970).

29 Latour (1987), s. 184–185.

30 Gervais (2010).

Rozdział 1CZY PRZYRODA JEST MECHANICZNA?

Wielu ludzi zdumiewają zapewnienia naukowców, że zwierzęta i rośliny to maszyny. Jeszcze większe zdziwienie wywołuje porównanie mózgu człowieka do oprogramowanego genetycznie komputera, sterującego człowiekiem-robotem. Bardziej naturalne wydawałoby się założenie, że zarówno rośliny, zwierzęta, jak i człowiek są istotami żyjącymi, które samodzielnie kształtują swoje ciało, samodzielnie utrzymują się przy życiu oraz samodzielnie określają swoje cele życiowe. Natomiast maszyny to martwe obiekty projektowane i budowane przez człowieka, czyli inteligencję w stosunku do nich zewnętrzną. To również człowiek określa cel istnienia maszyny, a nie ona sama.

Współczesna nauka rozpoczęła swój rozwój wraz z odrzuceniem starszego, organicznego światopoglądu, a porównanie z maszynami stało się centrum myśli naukowej. Ta radykalna zmiana była w pewien sposób wyzwalająca i jednocześnie miała dalekosiężne konsekwencje, gdyż dzięki nowym sposobom myślenia pojawiły się możliwości tworzenia maszyn i ewolucji technologicznej. W tym rozdziale badam historyczne tło tych przemian oraz pokazuję, do czego prowadzi zakwestionowanie idei materializmu.

Zanim rozpoczął się wiek XVII, Europejczycy w epoce klasycznej, w średniowieczu i w renesansie byli pewni, że kosmos, Ziemia i przyroda to żywe organizmy. Stanowisko to niedwuznacznie wyraził Leonardo da Vinci (1452–1519): „Można powiedzieć, że Ziemia ma duszę wegetatywną, że grunt to jej mięśnie, skały to kości, (…) a przypływy i odpływy morza to jej oddech i puls”1. Równie bezpośrednio swoją organiczną filozofię przyrody wyraził William Gilbert (1540–1603), pionier nauki o magnetyzmie: „Bierzemy pod uwagę, że cały wszechświat jest ożywiony – wszystkie planety i gwiazdy, wraz z majestatyczną Ziemią, od początku czasów mają swoje własne dusze oraz własne przyczyny utrzymania życia”2.

Nawet Mikołaj Kopernik nie wprowadził poglądu mechanistycznego, gdy w 1543 roku opublikował swoją rewolucyjną teorię o obrotach ciał niebieskich. Zaproponowane przez niego zmiany opierały się na argumentach naukowych i mistycznych. Ustawienie Słońca w centralnej pozycji uzasadniał w ten sposób:

Nie bez powodu niektórzy nazywają je światłością świata, inni – duszą, a jeszcze inni – zarządcą. Tremigistus nazywa je Bogiem widocznym dla oczu: Elektrą Sofoklesa i Wszechwidzącym. Słońce faktycznie usadowione jest na tronie królewskim i przewodzi rodzinie planet, które wokół niego krążą3.

Jakkolwiek kopernikańska rewolucja w kosmologii była potężnym impulsem do późniejszego rozwoju fizyki, wprowadzenie teorii mechanistycznej po 1600 roku było posunięciem dużo bardziej radykalnym.

Mechaniczne modele niektórych aspektów przyrody pojawiały się już dużo wcześniej. Na przykład w katedrze w miejscowości Wells w zachodniej Anglii jest zegar astronomiczny sprzed 600 lat. Jego mechanizm nadal funkcjonuje i pokazuje Słońce i Księżyc krążące na tle gwiazd wokół Ziemi. Ruch Słońca wskazuje godziny, a wewnętrzny krąg pokazuje miesięczne obroty Księżyca. Turyści mogą również podziwiać, co każde piętnaście minut, turniej z udziałem modeli rycerzy walczących na kopie, którym wtóruje akompaniator uderzający piętą w dzwonki.

Pierwsze zegary astronomiczne, zasilane opadającą wodą, powstały w Chinach i w świecie arabskim, natomiast europejskie konstrukcje zaczęły pojawiać się na początku XIV wieku i do napędu wykorzystywały mechanizm złożony z obciążników i wychwytów. W każdym z tych zegarów Ziemia była centrum wszechświata, a ich celem było wskazywanie czasu oraz faz Księżyca. Jednak nikt nie uważał mechanizmu zegara za model wszechświata.

Gdy na początku XVII wieku nastąpiła zamiana metafory organizmu na metaforę maszyny, mechaniczne modele wszechświata zaczęły być rzeczywistą reprezentacją funkcjonowania kosmosu. Powodem ruchu gwiazd i planet przestały być dusze mające własne życie i cele, a zaczęły nimi być bezosobowe zasady mechaniczne. I tak jest do tej pory.

W 1605 roku Jan Kepler tak przedstawił znaczenie swojej pracy: „Moim celem jest unaocznienie, że maszyna niebiańska nie jest jak boski organizm, a raczej jak mechanizm zegara. (…) Pokażę również, jak należy prezentować tę fizyczną koncepcję przez obliczenia i geometrię”4. Galileusz (1564–1642) przyznał, że „niepowstrzymane i niezmienne” prawa matematyczne rządzą wszystkim, co istnieje.

Porównanie z zegarem było bardzo przekonujące, ponieważ działa on jako niezależny mechanizm, nie popychając ani nie ciągnąc innych obiektów. W ten sposób zaczęto postrzegać cały kosmos, którego elementy wykonują regularne ruchy, tworząc najważniejszy system pomiaru czasu. Takie podejście miało również dodatkową zaletę – zegar mechaniczny był przykładem wiedzy zdobywanej w praktyce przez prace konstrukcyjne. Jeśli ktoś potrafił skonstruować maszynę, mógł ją również rozłożyć na czynniki pierwsze, co wywoływało poczucie, że wiedza mechaniczna daje władzę.

Nauka mechanistyczna osiągnęła swój prestiż nie przez rozważania filozoficzne, ale właśnie przez sukcesy praktyczne, szczególnie w fizyce. Możliwość praktycznego testowania rozwiązań na maszynach i obiektach konstruowanych przez człowieka była niezwykle pomocna w procesie modelowania matematycznego, który w wysokim stopniu wymaga abstrakcyjności i upraszczania. Mechanika matematyczna stała się więc bardzo pożytecznym narzędziem do rozwiązywania w miarę prostych problemów, takich jak ustalenie trajektorii lotu kuli armatniej lub rakiety.

Fizyka kuli bilardowej jest jednym z tych paradygmatycznych przykładów, na których podstawie można dość prosto obliczyć kolizje obiektów w środowisku pozbawionym tarcia. W tym bardzo uproszczonym systemie kule są idealnie okrągłe, stół jest idealnie płaski, na brzegach są jednolite obicia gumowe, a w całym modelu obowiązują proste zasady matematyczne. Oczywiście, taki model daleki jest od rzeczywistości. W grze bilardowej oprócz kolizji kul istnieją jeszcze zasady gry oraz umiejętności i motywacje graczy – czego fizyka już nie uwzględnia. Tak więc matematyczna analiza ruchu kul bilardowych to czysta abstrakcja.

Od żywych organizmów do biologicznych maszyn

Wizja mechanicznej przyrody pojawiła się podczas wyniszczających Europę wojen religijnych w XVII wieku. Atrakcyjność fizyki matematycznej można częściowo przypisać temu, iż wydawała się umożliwiać wykroczenie ponad sekciarskie konflikty i odnalezienie wiecznych prawd. Pionierzy nauki mechanistycznej widzieli w sobie odkrywców nowego rozumienia relacji pomiędzy przyrodą i Bogiem. Człowiek mógł posiąść boską wiedzę matematyczną, przekraczając ograniczenia swojego ciała i umysłu. Obrazowo wyjaśniał to Galileusz:

Gdy Bóg stwarza świat, powstaje precyzyjna struktura matematyczna, funkcjonująca w oparciu o prawa liczb, figur geometrycznych i funkcji ilościowych. Przyroda jest więc ucieleśnieniem systemu matematycznego5.

Na drodze tego światopoglądu stał jednak poważny problem. Smak jedzenia, odczucie złości, przyjemność z oglądania pięknych kwiatów, śmiech z dobrego żartu – tego typu ludzkie doświadczenia dalekie są od matematycznych obliczeń. Galileusz i jego następcy musieli więc znaleźć przekonujące rozwiązanie, aby wykazać wyższość matematyki. Dokonali rozróżnienia pomiędzy „cechami głównymi”, na przykład ruchem, rozmiarem, ciężarem i innymi, które są możliwe do opisania matematycznie, a „cechami drugorzędnymi”, subiektywnymi, takimi jak smak i kolor6. Świat rzeczywisty to według nich świat obiektywny, policzalny i możliwy do opisania matematycznie. Doświadczenie osobiste, jako subiektywne, zostało wyrzucone poza ramy nauki i umieszczone w obszarze prywatnych opinii i iluzji.

Kartezjusz (1596–1650) był głównym orędownikiem mechanicznej filozofii przyrody. Wynikało to z osobistego przeżycia, którego doświadczył 10 listopada 1619 roku. W trakcie wizji został „przepełniony entuzjazmem i odkrył fundamenty cudownej nauki”7. Ujrzał cały wszechświat jako system matematyczny, a następnie wyobrażał sobie ogromne wiry subtelnej materii nazwanej eterem, rozciągające się wokół planet i utrzymujące je w swoich orbitach.

Kartezjusz rozszerzył zakres metafory mechanicznej jeszcze bardziej niż Kepler czy Galileusz, obejmując nią samo życie. Zafascynowany skomplikowanymi urządzeniami, które powstawały w jego czasach, takimi jak zegary, krosna czy pompy, już za młodu projektował modele mechaniczne do symulacji zachowania zwierząt, na przykład model pościgu spaniela za kuropatwą. Tak jak Kepler przenosił na kosmos obraz stworzonej przez człowieka maszyny, tak Kartezjusz patrzył w ten sposób na zwierzęta, widząc w nich mechanizmy zegarowe8. Układ krwionośny, trawienny czy oddechowy u zwierząt lub ludzi to według niego mechanizmy funkcjonujące jak zaprogramowane maszyny.

Badał na przykład funkcjonowanie serca u żywych zwierząt, opisując swoje obserwacje tak, jakby chciał, by czytelnik je również przeprowadził: „Jeśli odetniesz wystającą końcówkę serca u żywego psa i włożysz palec do jednej z jam, z pewnością poczujesz ucisk na palec za każdym razem, gdy serce się kurczy, a także rozluźnienie nacisku, gdy się wydłuża”9.

Kartezjusz wspierał swoje eksperymenty przemyśleniami filozoficznymi: najpierw wyobrażał sobie robota wykonanego przez człowieka do imitowania ruchów zwierząt, a następnie stawiał tezę, że jeśli taki mechanizm wykonać wystarczająco dobrze, byłby nie do odróżnienia od prawdziwych zwierząt:

Jeśli taka maszyna miałaby organy i zewnętrzny wygląd małpy lub innego zwierzęcia pozbawionego rozumu, nie byłoby sposobu na sprawdzenie, czy natura maszyny odbiega choćby minimalnie od cech pierwowzoru10.

Takimi właśnie argumentami Kartezjusz położył podwaliny pod mechanistyczną biologię i medycynę, które dzisiaj stanowią naukę ortodoksyjną. Jednak w przeciwieństwie do mechanicznej teorii kosmosu, w XVII i XVIII wieku koncepcja zwierząt-maszyn nie była tak ochoczo akceptowana, w szczególności w Anglii, gdzie uznawano ją za ekscentryczną11. Wyglądało na to, że doktryna Kartezjusza usprawiedliwia okrucieństwo wobec zwierząt, na przykład przez wiwisekcję. Krążyły pogłoski, że potencjalni zwolennicy jego teorii musieli przejść sprawdzian, mocno kopiąc swojego psa12.

Filozof Daniel Dennett podsumował to w ten sposób: „Kartezjusz (…) twierdził, że zwierzęta to skomplikowane maszyny. (…) To umysł ludzki, niemechaniczny i niefizyczny stanowił według niego o człowieku, o jego inteligencji i świadomości. Współcześni zoolodzy z pewnością obroniliby w dużej części ten pogląd, jednak dla ówczesnych ludzi była to teoria zbyt rewolucyjna”13.

Nasze przyzwyczajenie do mechanistycznej teorii życia utrudnia uświadomienie sobie, jak przełomowe były nauki Kartezjusza w czasach, gdy większość ludzi traktowała żywe organizmy jako właśnie organizmy – istoty żyjące, mające własną duszę. To dusza dawała organizmowi jego cel istnienia i moc samodzielnego funkcjonowania, zgodnie z naukami greckiego filozofa, Arystotelesa, a także jego głównego chrześcijańskiego komentatora, Tomasza z Akwinu (ok. 1225–1274). Począwszy od średniowiecza, aż do XVII wieku takiej właśnie teorii życia nauczano na europejskich uniwersytetach. Tomasz z Akwinu twierdził, że materia w ciałach roślin i zwierząt układa się pod wpływem duszy tych organizmów; to dusza była formą ciała14, niewidzialnie kształtującą rośliny i zwierzęta w miarę ich wzrostu do dojrzałej postaci15.

Dusze zwierząt i roślin były traktowane jako naturalne, a nie jako nadnaturalne. Zgodnie z grecką filozofią klasyczną, filozofią średniowieczną oraz teorią magnetyzmu Williama Gilberta, nawet magnes jest wyposażony w duszę, która otaczając go i przenikając, daje mu moc przyciągania i odpychania16. Kiedy podnoszono temperaturę magnesu i tracił on swoje właściwości, porównywano to do śmierci zwierzęcia – to dusza opuszczała wtedy i magnes, i zwierzę. W obecnych czasach do opisania tych samych zjawisk nie używamy pojęcia „dusza”, tylko na przykład „pole magnetyczne”. Pod wieloma względami klasyczne i średniowieczne słowo „dusza” zostało zastąpione słowem „pole”17.

Przed rozpoczęciem rewolucji mechanistycznej nauka wyjaśniała świat, bazując na trzech głównych kategoriach: ciało, dusza i duch, przy czym ciało i duszę traktowano jak część przyrody, natomiast duch był niematerialny i miał kontakt z wcielonymi istotami poprzez ich dusze. Zgodnie z teologią chrześcijańską duch człowieka (tzw. dusza rozumna) był potencjalnie otwarty na Ducha Boga18.

Po rozpoczęciu rewolucji mechanistycznej ograniczono się jedynie do dwóch kategorii: ciała i ducha. Dusza została usunięta z obrazu przyrody, pozostając jedynie w człowieku jako dusza rozumna. W ten sposób dokonano rozdzielenia człowieka od zwierząt, które od tej pory uznawano za nieożywione maszyny; człowiek zaś był maszyną ożywioną przez niematerialnego ducha – duszę rozumną.

W jaki sposób dusza rozumna mogła komunikować się z mózgiem? Kartezjusz spekulował, że działo się to za pośrednictwem szyszynki19. Wyobrażał sobie ducha jako miniaturowego człowieczka, umiejscowionego w szyszynce i sterującego stamtąd mózgiem obsługującym całe ciało – nerwy były jak rury prowadzące wodę, jamy mózgu były jak zbiorniki magazynowe, mięśnie jak mechaniczne sprężyny, a oddychanie niczym praca zegara. Innymi słowy, ciało człowieka było jak automatycznie funkcjonujący ogród wodny, a niematerialny człowieczek w szyszynce to ogrodnik nadzorujący działanie fontann: