Strona główna » Edukacja » Nie-Boska komedia

Nie-Boska komedia

4.00 / 5.00
  • ISBN:

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Nie-Boska komedia

Nie-Boska komedia” Zygmunta Krasińskiego to trzeci wielki dramat romantyczny, obok “Kordiana” Juliusza Słowackiego i “Dziadów” Adama Mickiewicza. Dostępny bezpłatnie w Legimi w formie ebooka w formacie epub i mobi.

 

Okres polistopadowy w zaowocował w polskiej literaturze niezwykłą reakcją poetów. Zygmunt Krasiński swoim dramatem zajął miejsce w panteonie polskiej literatury romantycznej.

Krasiński już w tytule nawiązuje bezpośrednio do “Boskiej komedii” Dantego. Podzielił swój dramat na cztery akty, z czego dwa pierwsze opisują sytuację rodzinną Hrabiego Henryka jako Męża. Krasiński podejmuje temat zmagania się z poezją. Henryk próbuje pogodzić życie rodzinne z oddaniem poezji. Mąż jest rozdarty między sztuką a swoją rodziną, żoną Marią i synem Orciem. Sytuacja prowadzi do tragicznego finału.

 

W “Nie-Boskiej komedii” Krasiński zawarł także swoje głębokie przemyślenia dotyczące historii. Akt trzeci i czwarty opisuje wędrówkę Hrabiego Henryka po obozie rewolucjonistów. Krasiński głęboko przekonany o wyższości arystokracji nad innymi warstwami społecznymi stanowczo potępia działania rewolucyjne.

 

Kontrowersyjny dramat Krasińskiego stanowi intrygujący głos w dyskusji po powstaniu listopadowym. Jest to oryginalna koncepcja dziejów, młodego wówczas poety. Wciąż możemy odczytać z niej wiele na temat ówczesnych poglądów.

Polecane książki

Czym jest autentyczne ja? Na czym polega autentyczne istnienie? Kiedy „jesteśmy sobą", a kiedy nakładamy jedynie maskę, która przesłania naszą prawdziwą osobowość? Epoka nowoczesna postawiła te pytania w samym centrum swojej refleksji o człowieku i ludzkim świecie. Absorbowały one pisarzy, poetów, f...
Od autora: "Pod względem znaczenia w historii niewiele triumfów na polu bitwy dorównuje zwycięstwom odniesionym przez armie rewolucyjnej Francji. Gdyby nie sukces republikańskiego oręża, cudzoziemscy wrogowie, którzy grozili przywróceniem ancien régime’u we Francji, zahamowaliby wielkie politycz...
Prezentowane rozważania na temat przestrzeni kuchni wynikają z różnych perspektyw oglądu kultury i życia społecznego, a ich podstawą analityczną są zarówno źródła historyczne i archiwalne, wyniki badań etnograficznych i archeologicznych, jak i materiały o charakterze literackim, prasowym i reklamowy...
To jubileuszowy, 10. tom zbioru esejów i artykułów znanego historyka dr. Leszka Pietrzaka. Minęło zaledwie trzy lata od kiedy wydaliśmy pierwszy zbiór tekstów. Sukces wydawnictwa okazał się ogromny, jak na warunki polskiego rynku książki. Dlatego powstają kolejne tomy. D...
Poradnik do gry Path of Exile skupia się na mechanice rozgrywki i w szczegółowy sposób objaśnia wszelkie aspekty związane z klasami postaci oraz ich rozwojem. Czytelnicy znajdą tutaj przykładowe buildy poszczególnych archetypów herosów, a także garść cennych porad, które z pewnością przydadzą się na...
Tomasz Białkowski, pisarz doświadczony, autor ponad dziesięciu książek, doskonale potrafi utrzymać równowagę pomiędzy dramatem i groteską, między światem realnym i wyobrażonym, przeżytym i wyśnionym. Znakomicie potwierdzają to Małe historie rodzinne, tom złożony z trzech krótkich powieści: Zmarz...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Zygmunt Krasiński

Zyg­munt Kra­siń­skiNie-Bo­ska ko­me­diaNie-Bo­ska ko­me­dia

„Do błę­dów, na­gro­ma­dzo­nych przez przod­ków, do­da­li to, cze­go nie zna­li ich przod­ko­wie – wa­ha­nie się i bo­jaźń; – i sta­ło się za­tem, – że znik­nę­li z po­wierzch­ni zie­mi i wiel­kie mil­cze­nie jest po nich[1]”.

Bez­i­mien­ny

„To be, or not to be, that is the qu­estion[2]”.  

Ham­let

Po­świę­co­ne Ma­rii[3]

CZĘŚĆ PIERW­SZA[4]

Gwiaz­dy wo­ko­ło two­jej gło­wy – pod two­imi no­gi fa­le mo­rza – na fa­lach mo­rza tę­cza przed to­bą pę­dzi i roz­dzie­la mgły – co uj­rzysz, jest two­im – brze­gi, mia­sta i lu­dzie to­bie się przy­na­le­żą – nie­bo jest two­im – chwa­le two­jej ni­by nic nie zrów­na. –

*

Ty grasz cu­dzym uszom nie­po­ję­te roz­ko­sze. – Spla­tasz ser­ca i roz­wią­zu­jesz gdy­by[5] wia­nek, igrasz­kę pal­ców two­ich – łzy wy­ci­skasz – su­szysz je uśmie­chem i na no­wo uśmiech strą­casz z ust na chwi­lę – na chwil kil­ka – cza­sem na wie­ki. – Ale sam co czu­jesz? – ale sam co two­rzysz? – co my­ślisz? – Przez cie­bie pły­nie stru­mień pięk­no­ści, ale ty nie je­steś pięk­no­ścią. – Bia­da ci – bia­da! – Dzie­cię, co pła­cze na ło­nie mam­ki – kwiat po­lny, co nie wie o wo­niach swo­ich, wię­cej ma za­słu­gi przed Pa­nem od cie­bie. –

*

Skąd­żeś po­wstał, mar­ny cie­niu, któ­ry znać o świe­tle da­jesz, a świa­tła nie znasz, nie wi­dzia­łeś, nie oba­czysz? Kto cię stwo­rzył w gnie­wie lub w iro­nii? – Kto ci dał ży­cie nik­czem­ne, tak zwod­ni­cze, że po­tra­fisz udać Anio­ła chwi­lą, nim za­grząź­niesz w bło­to, nim jak płaz pój­dziesz czoł­gać i za­du­sić się mu­łem? – To­bie i nie­wie­ście je­den jest po­czą­tek[6] –

*

Ale i ty cier­pisz, choć two­ja bo­leść nic nie utwo­rzy, na nic się nie zda. – Ostat­nie­go nę­dza­rza jęk po­li­czon[7] mię­dzy to­ny harf nie­bie­skich. – Two­je roz­pa­cze i wes­tchnie­nia opa­da­ją na dół i Sza­tan je zbie­ra, do­da­je w ra­do­ści do swo­ich kłamstw i złu­dzeń – a Pan je kie­dyś za­prze­czy, ja­ko one za­prze­czy­ły Pa­na. –

*

Nie prze­to wy­rze­kam na cie­bie, Po­ezjo, mat­ko Pięk­no­ści i Zba­wie­nia. – Ten tyl­ko nie­szczę­śli­wy[8], kto na świa­tach po­czę­tych, na świa­tach, ma­ją­cych zgi­nąć, mu­si wspo­mi­nać lub prze­czu­wać cie­bie – bo jed­no tych gu­bisz, któ­rzy się po­świę­ci­li to­bie, któ­rzy się sta­li ży­wy­mi gło­sa­mi twej chwa­ły. –

*

Bło­go­sła­wio­ny ten, w któ­rym za­miesz­ka­łaś, jak Bóg za­miesz­kał w świe­cie, nie­wi­dzia­ny, nie­sły­sza­ny, w każ­dej czę­ści je­go oka­za­ły, wiel­ki, Pan, przed któ­rym się uni­ża­ją stwo­rze­nia i mó­wią: „On jest tu­taj”. – Ta­ki cię bę­dzie no­sił gdy­by gwiaz­dę na czo­le swo­im[9], a nie od­dzie­li się od twej mi­ło­ści prze­pa­ścią sło­wa. – On bę­dzie ko­chał lu­dzi i wy­stą­pi mę­żem po­śród bra­ci swo­ich. – A kto cię nie do­cho­wa, kto zdra­dzi za wcze­śnie i wy­da na mar­ną roz­kosz lu­dziom, te­mu syp­niesz kil­ka kwia­tów na gło­wę i od­wró­cisz się, a on zwię­dły­mi się ba­wi i gro­bo­wy wie­niec spla­ta so­bie przez ca­łe ży­cie. – Te­mu i nie­wie­ście je­den jest po­czą­tek.

ANIOŁ STRÓŻ[10]

Po­kój lu­dziom do­brej wo­li – bło­go­sła­wio­ny po­śród stwo­rzeń, kto ma ser­ce[11] – on jesz­cze zba­wion być mo­że. – Żo­no do­bra i skrom­na, zjaw się dla nie­go – i dzie­cię nie­chaj się uro­dzi w do­mu wa­szym. –

prze­la­tu­je
CHÓR ZŁYCH DU­CHÓW

W dro­gę, w dro­gę, wid­ma, leć­cie ku nie­mu! – Ty na­przód, ty na cze­le, cie­niu na­łoż­ni­cy, umar­łej wczo­raj, od­świe­żo­ny w mgle i ubra­ny w kwia­ty, dzie­wi­co, ko­chan­ko po­ety, na­przód. –

W dro­gę i ty, sła­wo, sta­ry or­le wy­pcha­ny w pie­kle, zdję­ty z pa­lu, kę­dy cię strze­lec za­wie­sił w je­sie­ni – leć i roz­tocz skrzy­dła, wiel­kie, bia­łe od słoń­ca, nad gło­wą po­ety. – Z na­szych skle­pów wy­nidź, spróch­nia­ły ob­ra­zie Ede­nu[12], dzie­ło Bel­ze­bu­ba[13] – dziu­ry za­le­piem i roz­wie­dzie­my po­ko­stem – a po­tem, płót­no cza­ro­dziej­skie, zwiń się w chmu­rę i leć do po­ety – wnet się roz­wiąż na­oko­ło nie­go, opasz go ska­ła­mi i wo­da­mi, na prze­mian no­cą i dniem. – Mat­ko na­tu­ro, otocz po­etę!

Wieś – ko­ściół – nad ko­ścio­łem Anioł Stróż się ko­ły­sze.
[ANIOŁ STRÓŻ]

Je­śli do­trzy­masz przy­się­gi na wie­ki, bę­dziesz bra­tem mo­im w ob­li­czu Oj­ca nie­bie­skie­go.

zni­ka

Wnątrz[14] ko­ścio­ła – świad­ki – grom­ni­ca na oł­ta­rzu. –
KSIĄDZ
ślub da­je

Pa­mię­taj­cie na to. –

Wsta­je pa­ra – Mąż ści­ska rę­ką żo­ny i od­da­je ją krew­ne­mu – wszy­scy wy­cho­dzą – on sam zo­sta­je w ko­ście­le.
[MĄŻ]

Zstą­pi­łem do ziem­skich ślu­bów[15], bom zna­lazł tę, o któ­rej ma­rzy­łem – prze­klę­stwo[16] mo­jej gło­wie, je­śli ją kie­dy ko­chać prze­sta­nę. –

*

Kom­na­ta peł­na osób – bal – mu­zy­ka – świe­ce – kwia­ty. – Pan­na Mło­da wal­cu­je i po kil­ku okrę­gach sta­je, przy­pad­kiem na­po­ty­ka mę­ża w tłu­mie i gło­wę, opie­ra na je­go ra­mie­niu.
PAN MŁO­DY

Jak­żeś mi pięk­na[17] w osła­bie­niu swo­im – w nie­ła­dzie kwia­ty i per­ły na wło­sach two­ich – pło­niesz ze wsty­du i znu­że­nia – o, wiecz­nie, wiecz­nie bę­dziesz pie­śnią mo­ją. –

PAN­NA MŁO­DA

Bę­dę wier­ną żo­ną to­bie, ja­ko mat­ka mó­wi­ła, ja­ko ser­ce mó­wi. – Ale ty­le lu­dzi jest tu­taj – tak go­rą­co i hucz­no. –

PAN MŁO­DY

Idź z raz jesz­cze w ta­niec, a ja tu stać bę­dę i pa­trzeć na cię, ja­kem nie­raz w my­śli pa­trzał na su­ną­cych anio­łów. –

PAN­NA MŁO­DA

Pój­dę, je­śli chcesz, ale już sił pra­wie nie mam. –

PAN MŁO­DY

Pro­szę cię, mo­je ko­cha­nie. –

Ta­niec i mu­zy­ka.

*

Noc po­chmur­na – Duch zły pod po­sta­cią dzie­wi­cy, le­cąc –
[DUCH ZŁY]

Nie­daw­nom jesz­cze bie­ga­ła po zie­mi w ta­ką sa­mą po­rę – te­raz gna­ją mnie czar­ty i ka­żą świę­tą uda­wać. –

le­ci nad ogro­dem

Kwia­ty, od­ry­waj­cie się i leć­cie do mo­ich wło­sów. –

le­ci nad cmen­ta­rzem

Świe­żość i wdzię­ki umar­łych dzie­wic, roz­la­ne w po­wie­trzu, pły­ną­ce nad mo­gi­ła­mi, leć­cie do ja­gód mo­ich. –

Tu czar­no­wło­sa się roz­sy­pu­je – cie­nie jej pu­klów, za­wi­śnij­cie mi nad czo­łem. – Pod tym ka­mie­niem zga­słych dwo­je ócz błę­kit­nych – do mnie, do mnie ogień, co tlał w nich! – Za ty­mi kra­ty sto grom­nic się pa­li – księż­nę dziś po­cho­wa­no – suk­nio atła­so­wa, bia­ła jak mle­ko,ode­rwij się od niej! – Przez kra­ty le­ci suk­nia do mnie, trze­po­cząc się jak ptak – a da­lej, a da­lej. –

*

Po­kój sy­pial­ny – lam­pa noc­na stoi na sto­le i bli­sko oświe­ca Mę­ża śpią­ce­go obok Żo­ny. –
MĄŻ
przez sen

Skąd­że przy­by­wasz, nie wi­dzia­na, nie sły­sza­na od daw­na – jak wo­da pły­nie, tak pły­ną two­je sto­py, dwie fa­le bia­łe – po­kój świą­to­bli­wy na skro­niach two­ich – wszyst­ko, com ma­rzył i ko­chał, ze­szło się w to­bie.

prze­bu­dza się

Gdzież je­stem! – ha, przy żo­nie – to mo­ja żo­na. –

wpa­tru­je się w Żo­nę.

Są­dzi­łem, że to ty je­steś ma­rze­niem mo­im, a otóż po dłu­giej prze­rwie wró­ci­ło ono i róż­nym jest od cie­bie. – Ty do­bra i mi­ła, ale tam­ta… Bo­że – co wi­dzę – na ja­wie –

DZIE­WI­CA

Zdra­dzi­łeś mnie.

zni­ka
MĄŻ

Prze­klę­ta niech bę­dzie chwi­la, w któ­rej po­ją­łem ko­bie­tę, w któ­rej opu­ści­łem ko­chan­kę lat mło­dych, myśl my­śli mo­ich, du­szę du­szy mo­jej…

ŻO­NA
prze­bu­dza się

Co się sta­ło – czy już dzień – czy po­wóz za­szedł? – Wszak ma­my je­chać dzi­siaj po róż­ne spra­wun­ki. –

MĄŻ

Noc głu­cha – śpij – śpij głę­bo­ko. –

ŻO­NA

Mo­żeś za­słabł na­gle, mój dro­gi? Wsta­nę i dam ci ete­ru[18]

MĄŻ

Za­śnij. –

ŻO­NA

Po­wiedz mi, dro­gi, co masz[19], bo głos twój nie­zwy­czaj­ny i go­rącz­ką na­bie­gły ci ja­go­dy[20]. –

MĄŻ
zry­wa­jąc się

Świe­że­go po­wie­trza mi trze­ba. – Zo­stań się – przez Bo­ga, nie chodź za mną – nie wsta­waj, po­wia­dam ci raz jesz­cze. –

wy­cho­dzi

*

Ogród przy świe­tle księ­ży­ca – za par­ka­nem ko­ściół[21]. –
MĄŻ

Od dnia ślu­bu mo­je­go spa­łem snem odrę­twia­łym, snem żar­ło­ków, snem fa­bry­kan­ta Niem­ca[22] przy żo­nie Niem­ce – świat ca­ły ja­koś za­snął wo­ko­ło mnie na po­do­bień­stwo mo­je – jeź­dzi­łem po krew­nych, po dok­to­rach, po skle­pach, a że dzie­cię ma się mi na­ro­dzić, my­śla­łem o mam­ce. –

Bi­je dru­ga na wie­ży ko­ścio­ła.

Do mnie, pań­stwa mo­je daw­ne, za­lud­nio­ne, ży­ją­ce, gar­ną­ce się pod myśl mo­ją – słu­cha­ją­ce na­tchnień mo­ich – nie­gdyś od­głos noc­ne­go dzwo­nu był ha­słem wa­szym. –

cho­dzi i za­ła­mu­je rę­ce

Bo­że, czyś Ty sam uświę­cił zwią­zek dwóch ciał? czyś Ty sam wy­rzekł, że nic ich ro­ze­rwać nie zdo­ła, choć du­sze się ode­pchną od sie­bie, pój­dą każ­da w swo­ją stro­nę i cia­ła, gdy­by dwa tru­py, zo­sta­wią przy so­bie? –

Zno­wu je­steś przy mnie – o mo­ja – o mo­ja, za­bierz mnie z so­bą. – Je­śliś złu­dze­niem, je­ślim cię wy­my­ślił, a tyś się utwo­rzy­ła ze mnie i te­raz ob­ja­wiasz się mnie, niech­że i ja bę­dę ma­rą, sta­nę się mgłą i dy­mem, by zjed­no­czyć się z to­bą. –

DZIE­WI­CA

Pój­dziesz­li za mną, w któ­ry­kol­wiek dzień przy­le­cę po cie­bie? –

MĄŻ

O każ­dej chwi­li two­im je­stem. –

DZIE­WI­CA

Pa­mię­taj. –

MĄŻ

Zo­stań się – nie roz­pra­szaj się ja­ko sen. – Je­śliś pięk­no­ścią nad pięk­no­ścia­mi, po­my­słem nad wszyst­ki­mi my­śli, cze­góż nie trwasz dłu­żej od jed­ne­go ży­cze­nia, od jed­nej my­śli? –

Okno otwie­ra się w przy­le­głym do­mu.
GŁOS KO­BIE­CY

Mój dro­gi, chłód no­cy spad­nie ci na pier­si; wra­caj, mój naj­lep­szy, bo mi tę­sk­no sa­mej w tym czar­nym, du­żym po­ko­ju. –

MĄŻ

Do­brze – za­raz. –

Znikł duch, ale obie­cał, że po­wró­ci, a wte­dy że­gnaj mi, ogród­ku i dom­ku, i ty, stwo­rzo­na dla ogród­ka i dom­ku, ale nie dla mnie.

GŁOS

Zmi­łuj się – co­raz chłod­niej nad ran­kiem. –

MĄŻ

A dzie­cię mo­je – o Bo­że!

wy­cho­dzi

*

Sa­lon – dwie świe­ce na for­te­pia­nie – ko­leb­ka z uśpio­nym dziec­kiem w ką­cie – Mąż roz­cią­gnię­ty na krze­śle, z twa­rzą ukry­tą w dło­niach – Żo­na przy for­te­pia­nie.
ŻO­NA

By­łam u Oj­ca Be­nia­mi­na, obie­cał mi się na po­ju­trze. –

MĄŻ

Dzię­ku­ję ci.

ŻO­NA

Po­sła­łam do cu­kier­ni­ka, że­by kil­ka tort[23] przy­spo­so­bił, boś po­dob­no du­żo go­ści spro­sił[24] na chrzci­ny – wiesz – ta­kie czo­ko­la­do­we[25], z cy­frą Je­rze­go Sta­ni­sła­wa[26]. –

MĄŻ

Dzię­ku­ję ci.

ŻO­NA

Bo­gu dzię­ki, że już raz się od­bę­dzie ten ob­rzą­dek – że Or­cio nasz zu­peł­nie chrze­ści­ja­ni­nem się sta­nie – bo choć już chrzczo­ny z wo­dy[27], zda­wa­ło mi się za­wsze, że mu nie do­sta­je cze­goś[28]. –

idzie do ko­leb­ki

Śpij, mo­je dzie­cię – czy już się to­bie coś śni, że zrzu­ci­łeś koł­der­kę – ot, tak – te­raz leż tak. – Or­cio mi dzi­siaj nie­spo­koj­ny – mój ma­leń­ki – mój ślicz­ny, śpij. –

MĄŻ
na stro­nie

Par­no – dusz­no – bu­rza się go­tu­je – ry­chłoż tam ozwie się pio­run, a tu pęk­nie ser­ce mo­je? –

ŻO­NA
wra­ca, sia­da do for­te­pia­nu, gra i prze­ry­wa, zno­wu grać za­czy­na i prze­sta­je zno­wu

Dzi­siaj, wczo­raj ach! mój ty Bo­że, i przez ca­ły ty­dzień, i już od trzech ty­go­dni, od mie­sią­ca sło­wa nie rze­kłeś do mnie – i wszy­scy, któ­rych wi­dzę, mó­wią mi, że źle wy­glą­dam. –

MĄŻ
na stro­nie

Na­de­szła go­dzi­na nic jej nie od­wle­cze.-

gło­śno

Zda­je mi się ow­szem, że do­brze wy­glą­dasz.

ŻO­NA

To­bie wszyst­ko jed­no, bo już nie pa­trzysz na mnie, od­wra­casz się, kie­dy wcho­dzę, i za­kry­wasz oczy, kie­dy sie­dzę bli­sko. – Wczo­raj by­łam u spo­wie­dzi i przy­po­mi­na­łam so­bie wszyst­kie grze­chy – a nie mo­głam nic zna­leźć ta­kie­go, co by cię ob­ra­zić mo­gło. –

MĄŻ

Nie ob­ra­zi­łaś mnie.

ŻO­NA

Mój Bo­że – mój Bo­że!

MĄŻ

Czu­ję, że po­wi­nie­nem cię ko­chać. –

ŻO­NA

Do­bi­łeś mnie tym jed­nym: „po­wi­nie­nem”. – Ach! le­piej wstań i po­wiedz – „nie ko­cham” – przy­naj­mniej już bę­dę wie­dzia­ła wszyst­ko – wszyst­ko. –

zry­wa się i bie­rze dziec­ko z ko­leb­ki

Je­go nie opusz­czaj, a ja się na gniew twój po­świę­cę – dziec­ko mo­je ko­chaj – dziec­ko mo­je, Hen­ry­ku. –

przy­klę­ka
MĄŻ
pod­no­sząc

Nie zwa­żaj na to, com po­wie­dział – na­pa­da­ją mnie czę­sto złe chwi­le – nu­dy[29]. –

ŻO­NA

O jed­no sło­wo cię pro­szę – o jed­ną obiet­ni­cę tyl­ko – po­wiedz, że go za­wsze ko­chać bę­dziesz. –

MĄŻ

I cie­bie, i je­go – wie­rzaj mi.

Ca­łu­je ją w czo­ło – a ona go obej­mu­je ra­mio­na­mi – Wtem grzmot sły­chać – za­raz po­tem mu­zy­kę – akord po akor­dzie, i co­raz dzik­sze[30].
ŻO­NA

Co to zna­czy?

dzie­cię ci­śnie do pier­si. Mu­zy­ka się ury­wa.

Wcho­dzi Dzie­wi­ca.
[DZIE­WI­CA]

O mój lu­by, przy­no­szę ci bło­go­sła­wień­stwo i roz­kosz – chodź za mną. –

O mój lu­by, od­rzuć ziem­skie łań­cu­chy, któ­re cię pę­ta­ją. – Ja ze świa­ta świe­że­go, bez koń­ca, bez no­cy. – Jam two­ja. –

ŻO­NA

Naj­święt­sza Pan­no, ra­tuj mnie! – to wid­mo bla­de, jak umar­ły – oczy zga­słe i głos jak skrzy­pie­nie wo­za, na któ­rym trup le­ży. –

MĄŻ

Twe czo­ło ja­sne, twój włos kwie­ciem prze­ty­ka­ny, o lu­ba. –

ŻO­NA

Ca­łun w szma­tach opa­da jej z ra­mion. –

MĄŻ

Świa­tło le­je się na­oko­ło cie­bie – głos twój raz jesz­cze – nie­chaj za­gi­nę po­tem. –

DZIE­WI­CA

Ta, któ­ra cię wstrzy­mu­je, jest złu­dze­niem. – Jej ży­cie zni­ko­me – jej mi­łość ja­ko liść, co gi­nie wśród ty­sią­ca ze­schłych – ale ja nie prze­mi­nę. –

ŻO­NA

Hen­ry­ku, Hen­ry­ku, za­słoń mnie, nie daj mnie – czu­ję siar­kę i za­duch gro­bo­wy[31]. –

MĄŻ

Ko­bie­to z gli­ny i bło­ta, nie za­zdrość, nie po­twa­rzaj[32] – nie bluźń – patrz – to myśl pierw­sza Bo­ga o to­bie, ale tyś po­szła za ra­dą wę­ża i sta­łaś się, czym je­steś[33]. –

ŻO­NA

Nie pusz­czę cię. –

MĄŻ

O lu­ba! rzu­cam dom i idę za to­bą. –

wy­cho­dzi
ŻO­NA

Hen­ry­ku – Hen­ry­ku –

mdle­je i pa­da z dziec­kiem – dru­gi grzmot

*

Chrzest – Go­ście – Oj­ciec Be­nia­min – Oj­ciec Chrzest­ny – Mat­ka Chrzest­na – mam­ka z dziec­kiem – na so­fie na bo­ku sie­dzi Żo­na – w głę­bi słu­żą­cy.
PIERW­SZY GOŚĆ
po ci­chu

Dziw­na rzecz, gdzie Hra­bia się po­dział. –

DRU­GI GOŚĆ

Za­ba­ła­mu­cił się gdzieś lub pi­sze. –

PIERW­SZY GOŚĆ

A Pa­ni bla­da, nie­wy­spa­na, sło­wa do ni­ko­go nie prze­mó­wi­ła.

TRZE­CI GOŚĆ

Chrzest dzi­siej­szy przy­po­mi­na mi ba­le, na któ­re za­pro­siw­szy go­spo­darz, zgra się wi­lią[34] w kar­ty, a po­tem go­ści przyj­mu­je z grzecz­no­ścią roz­pa­czy. –

CZWAR­TY GOŚĆ

Opu­ści­łem ślicz­ną księż­nicz­kę – przy­sze­dłem – są­dzi­łem, że bę­dzie su­te śnia­da­nie, a za­miast te­go, ja­ko Pi­smo mó­wi, płacz i zgrzy­ta­nie zę­bów. –

OJ­CIEC BE­NIA­MIN

Je­rzy Sta­ni­sła­wie, przyj­mu­jesz olej świę­ty?

OJ­CIEC I MAT­KA CHRZEST­NA

Przyj­mu­ję. –

JE­DEN Z GO­ŚCI

Pa­trz­cie, wsta­ła i stą­pa, jak gdy­by we śnie. –

DRU­GI GOŚĆ

Roz­to­czy­ła rę­ce przed się i chwie­jąc się idzie ku sy­no­wi. –

TRZE­CI GOŚĆ

Co mó­wi­cie! – Po­daj­my jej ra­mię, bo ze­mdle­je. –

OJ­CIEC BE­NIA­MIN

Je­rzy Sta­ni­sła­wie, wy­rze­kasz się Sza­ta­na i py­chy je­go?

OJ­CIEC I MAT­KA CHRZEST­NA

Wy­rze­kam się. –

JE­DEN Z GO­ŚCI

Cyt – słu­chaj­cie. –

ŻO­NA
kła­dąc dło­nie na gło­wie dzie­cię­cia

Gdzie oj­ciec twój, Or­cio? –

OJ­CIEC BE­NIA­MIN

Pro­szę nie prze­ry­wać. –

ŻO­NA

Bło­go­sła­wię cię, Or­ciu, bło­go­sła­wię, dzie­cię mo­je. – Bądź po­etą[35], aby cię oj­ciec ko­chał, nie od­rzu­cił kie­dyś. –

MAT­KA CHRZEST­NA

Ale po­zwól­że, mo­ja Ma­ry­siu. –

ŻO­NA

Ty oj­cu za­słu­żysz się i przy­po­do­basz – a wte­dy on two­jej mat­ce prze­ba­czy. –

OJ­CIEC BE­NIA­MIN

Bój się Pa­ni Hra­bi­na Bo­ga. –

ŻO­NA

Prze­kli­nam cię, je­śli nie bę­dziesz po­etą. –

mdle­je – wy­no­szą ją słu­gi
GO­ŚCIE
ra­zem

Coś nad­zwy­czaj­ne­go za­szło w tym do­mu, wy­chodź­my, wy­chodź­my! –

Tym­cza­sem ob­rzęd się koń­czy – dzie­cię pła­czą­ce od­no­szą do ko­leb­ki.
OJ­CIEC CHRZEST­NY
przed ko­leb­ką

Je­rzy Sta­ni­sła­wie, do­pie­ro coś zo­stał chrze­ści­ja­ni­nem i wszedł do to­wa­rzy­stwa ludz­kie­go[36], a póź­niej zo­sta­niesz oby­wa­te­lem, a za sta­ra­niem ro­dzi­ców i ła­ską Bo­żą zna­ko­mi­tym urzęd­ni­kiem – pa­mię­taj, że Oj­czy­znę ko­chać trze­ba i że na­wet za Oj­czy­znę zgi­nąć jest pięk­nie…

Wy­cho­dzą wszy­scy.

*

Pięk­na oko­li­ca – wzgó­rza i ła­sy – gó­ry w od­da­li.
MĄŻ

Te­gom żą­dał, o to przez dłu­gie mo­dli­łem się la­ta i na­resz­ciem już bli­ski mo­je­go ce­lu – świat lu­dzi zo­sta­wi­łem z ty­łu – nie­chaj so­bie tam każ­da mrów­ka bie­ży i ba­wi się dźbłem[37] swo­im, a kie­dy go opu­ści, niech ska­cze ze zło­ści lub umie­ra z ża­lu. –

GŁOS DZIE­WI­CY

Tę­dy – tę­dy. –

prze­cho­dzi

*

Gó­ry i prze­pa­ście po­nad mo­rzem – gę­ste chmu­ry – bu­rza. –
MĄŻ

Gdzie mi się po­dzia­ła – na­gle roz­pły­nę­ły się wo­nie po­ran­ku, po­go­da się za­ćmi­ła – sto­ję na tym szczy­cie, ot­chłań po­de mną i wia­try hu­czą prze­raź­li­wie. –

GŁOS DZIE­WI­CY
w od­da­le­niu

Do mnie, mój lu­by.

MĄŻ

Jak­że już da­le­ko, a ja prze­sa­dzić nie zdo­łam prze­pa­ści. –

GŁOS
w po­bli­żu

Gdzie skrzy­dła two­je? –

MĄŻ

Zły du­chu, co się na­trzą­sasz ze mnie, gar­dzę to­bą. –

GŁOS DRU­GI

U wi­sza­ru[38] gó­ry two­ja wiel­ka du­sza, nie­śmier­tel­na, co jed­nym rzu­tem nie­bo prze­le­cieć mia­ła, ot ko­na! – i nie­bo­ga two­ich stóp się pro­si, by nie szły da­lej – wiel­ka du­sza – ser­ce wiel­kie. –

MĄŻ

Po­każ­cie mi się, weź­cie po­stać, któ­rą bym mógł zgiąć i oba­lić. – Je­śli się was ulęk­nę, bo­daj­bym Jej nie otrzy­mał ni­g­dy. –

DZIE­WI­CA
na dru­giej stro­nie prze­pa­ści

Uwiąż się dło­ni mo­jej i wzleć. –

MĄŻ

Cóż się dzie­je z to­bą – kwia­ty od­ry­wa­ją się od skro­ni two­ich i pa­da­ją na zie­mię, a jak tyl­ko się jej do­tkną, śli­zga­ją jak jasz­czur­ki, czoł­ga­ją jak żmi­je. –

DZIE­WI­CA

Mój lu­by! –

MĄŻ

Przez Bo­ga, suk­nię wiatr zdarł ci z ra­mion i roz­darł w szma­ty. –

DZIE­WI­CA

Cze­mu się ocią­gasz? –

MĄŻ

Deszcz ka­pie z wło­sów – ko­ści na­gie wy­zie­ra­ją z ło­na. –

DZIE­WI­CA

Obie­ca­łeś – przy­sią­głeś –

MĄŻ

Bły­ska­wi­ca zrze­ni­ce[39] jej wy­żar­ła[40]. –

CHÓR DU­CHÓW ZŁYCH

Sta­ra, wra­caj do pie­kła – uwio­dłaś ser­ce wiel­kie i dum­ne, po­dziw lu­dzi i sie­bie sa­me­go. – Ser­ce wiel­kie, idź za lu­bą two­ją[41]. –

MĄŻ

Bo­że, czy Ty mnie za to po­tę­pisz, żem uwie­rzył, iż Two­ja pięk­ność prze­no­si o ca­łe nie­bo pięk­ność tej zie­mi – za to, żem ści­gał za nią i mę­czył się dla niej, ażem stał się igrzy­skiem sza­ta­nów!

DUCH ZŁY

Słu­chaj­cie, bra­cia – słu­chaj­cie! –

MĄŻ

Do­bi­ja ostat­nia go­dzi­na. – Bu­rza krę­ci się czar­ny­mi wi­ry – mo­rze do­by­wa się na ska­ły i cią­gnie ku mnie – nie­wi­do­ma si­ła pcha mnie co­raz da­lej – co­raz bli­żej -z ty­łu tłum lu­dzi wsiadł mi na bar­ki i prze ku ot­chła­ni. –

DUCH ZŁY

Ra­duj­cie się, bra­cia – ra­duj­cie! –

MĄŻ

Na próż­no wal­czyć – roz­kosz ot­chła­ni mnie po­ry­wa[42] – za­wrót w du­szy mo­jej – Bo­że – wróg Twój zwy­cię­ża! –

ANIOŁ STRÓŻ
po­nad mo­rzem

Po­kój wam, bał­wa­ny, ucisz­cie się. –

W tej chwi­li[43] na gło­wę dzie­cię­cia twe­go zle­wa się wo­da świę­ta. –

Wra­caj do do­mu i nie grzesz wię­cej. –

Wra­caj do do­mu i ko­chaj dzie­cię two­je. –

*

Sa­lon z for­te­pia­nem – wcho­dzi Mąż – Słu­żą­cy ze świe­cą za nim. –
MĄŻ

Gdzie Pa­ni?

SŁU­GA JW.

Pa­ni sła­ba. –

MĄŻ

By­łem w jej po­ko­ju – pu­sty. –

SŁU­GA

Ja­sny Pa­nie, bo JW. Pa­ni tu nie ma.

MĄŻ

A gdzie?

SŁU­GA

Od­wieź­li ją wczo­raj…

MĄŻ

Gdzie?

SŁU­GA

Do do­mu wa­ria­tów.

ucie­ka z po­ko­ju
MĄŻ

Słu­chaj, Ma­rio, mo­że ty uda­jesz, skry­łaś się gdzie, że­by mnie uka­rać? Ozwij się, pro­szę cię – Ma­rio – Ma­ry­siu –

Nie – nikt nie od­po­wia­da. – Ja­nie – Ka­ta­rzy­no! – Ten dom ca­ły ogłuchł – onie­miał. –

Tę, któ­rej przy­sią­głem na wier­ność i szczę­ście, sam strą­ci­łem do rzę­du po­tę­pio­nych już na tym świe­cie. – Wszyst­ko, cze­gom się do­tknął, znisz­czy­łem i sie­bie sa­me­go znisz­czę w koń­cu. – Czyż na to pie­kło mnie wy­pu­ści­ło, bym tro­chę dłu­żej był je­go ży­wym ob­ra­zem na zie­mi?

Na ja­kiej­że po­dusz­ce ona dziś gło­wę po­ło­ży? – Ja­kież dźwię­ki oto­czą ją w no­cy? – Sko­wy­cze­nia i śpie­wy obłą­ka­nych. Wi­dzę ją – czo­ło, na któ­rym za­wsze myśl spo­koj­na, wi­ta­ją­ca – uprzej­ma – prze­zie­ra­ła – po­chy­lo­ne trzy­ma – a myśl do­brą swo­ją po­sła­ła w nie­zna­ne ob­sza­ry, mo­że za mną, i błą­ka się bied­na, i pła­cze. –

GŁOS SKĄD­SIŚ

Dra­mat ukła­dasz[44]. –

MĄŻ

Ha! – mój Sza­tan się od­zy­wa –

bie­ży ku drzwiom, roz­py­cha po­dwo­je

Ta­ta­ra mi osio­dłać – płaszcz mój i pi­sto­le­ty! –

*

Dom obłą­ka­nych, w gó­rzy­stej oko­li­cy. – Ogród wo­ko­ło. –
ŻO­NA DOK­TO­RA
z pę­kiem klu­czów u drzwi

– Mo­że Pan krew­ny Hra­bi­ny. –

MĄŻ

Je­stem przy­ja­cie­lem jej mę­ża, on mnie tu przy­słał. –

ŻO­NA DOK­TO­RA

Pro­szę Pa­na – wie­le so­bie z niej obie­cy­wać nie spo­sób – mój mąż wy­je­chał, był­by to le­piej wy­łusz­czył – przy­wieź­li ją za­wczo­raj – by­ła w kon­wul­sjach. – Ja­kie go­rą­co. –

ob­cie­ra twarz

Ma­my du­żo cho­rych – żad­ne­go jed­nak tak nie­bez­piecz­nie, jak ona. – Ima­inuj[45] so­bie Pan, ten in­sty­tut kosz­tu­je nas ze dwa­kroć sto ty­się­cy. – Patrz Pan, ja­ki wi­dok na gó­ry – ale Pan, wi­dzę, nie­cier­pli­wy – więc to nie­praw­da, że ja­kó­bi­ny[46]jej mę­ża po­rwa­li w no­cy? – Pro­szę Pa­na. –

*

Po­kój – kra­to­wa­ne okno – kil­ka krze­seł – łóż­ko – Żo­na na ka­na­pie. –
MĄŻ
wcho­dzi

Chcę być z nią sam na sam. –

GŁOS ZZA DRZWI

Mój mąż by się gnie­wał, gdy­by…

MĄŻ

Daj­że mi W. Pa­ni po­kój! –

drzwi za so­bą za­my­ka i idzie ku Żo­nieGŁOS ZNAD SU­FI­TU[47]

W łań­cu­chy spę­ta­li­ście Bo­ga. – Je­den już umarł na krzy­żu. – Ja dru­gi Bóg, i rów­nie wśród ka­tów. –

GŁOS SPOD POD­ŁO­GI

Na rusz­to­wa­nie gło­wy kró­lów i pa­nów – ode mnie po­czy­na się wol­ność lu­du. –

GŁOS ZZA PRA­WEJ ŚCIA­NY

Klę­kaj­cie przed kró­lem, pa­nem wa­szym. –

GŁOS ZZA LE­WEJ ŚCIA­NY

Ko­me­ta na nie­bie już bły­ska – dzień strasz­ne­go są­du się zbli­ża. –

MĄŻ

Czy mnie po­zna­jesz, Ma­rio? –

ŻO­NA

Przy­się­głam ci na wier­ność do gro­bu. –

MĄŻ

Chodź – daj mi ra­mię, wyj­dzie­my. –

ŻO­NA

Nie mo­gę się pod­nieść – du­sza opu­ści­ła cia­ło mo­je, wstą­pi­ła do gło­wy. –

MĄŻ

Po­zwól, wy­nio­sę cie­bie. –

ŻO­NA

Do­zwól chwil kil­ka jesz­cze, a sta­nę się god­ną cie­bie. –

MĄŻ

Jak to?

ŻO­NA

Mo­dli­łam się trzy no­cy i Bóg mnie wy­słu­chał. –

MĄŻ

Nie ro­zu­miem cię. –

ŻO­NA

Od kie­dym cię stra­ci­ła, za­szła od­mia­na we mnie – „Pa­nie Bo­że” mó­wi­łam i bi­łam się w pier­si, i grom­ni­cę przy­sta­wia­łam do pier­si, i po­ku­to­wa­łam, „spuść na mnie du­cha po­ezji” i trze­cie­go dnia z ra­na sta­łam się po­etą. –

MĄŻ

Ma­rio –

ŻO­NA

Hen­ry­ku, mną te­raz już nie po­gar­dzisz – je­stem peł­na na­tchnie­nia – wie­czo­ra­mi już mnie nie bę­dziesz po­rzu­cał. –

MĄŻ

Ni­g­dy, ni­g­dy. –

ŻO­NA

Patrz na mnie. – Czy nie zrów­na­łam się z to­bą? – Wszyst­ko poj­mę, zro­zu­miem, wy­dam, wy­gram, wy­śpie­wam. – Mo­rze, gwiaz­dy, bu­rza, bi­twa. – Tak, gwiaz­dy, bu­rza, mo­rze – ach! wy­mknę­ło mi się jesz­cze coś – bi­twa. – Mu­sisz mnie za­pro­wa­dzić na bi­twę – uj­rzę i opi­szę – trup, ca­łun, krew, fa­la, ro­sa, trum­na. –

Nie­skoń­czo­ność mnie ob­le­je  

I jak ptak, w nie­skoń­czo­no­ści  

Błę­kit skrzy­dła­mi roz­wie­ję  

I le­cąc, się ro­ze­mdle­ję  

W czar­nej ni­co­ści. –  
MĄŻ

Prze­klę­stwo – prze­klę­stwo[48]! –

ŻO­NA
obej­mu­je go ra­mio­na­mi i ca­łu­je w usta

Hen­ry­ku mój, Hen­ry­ku, jak­żem szczę­śli­wa. –

GŁOS SPOD PO­SADZ­KI

Trzech kró­lów wła­sną rę­ką za­bi­łem – dzie­się­ciu jest jesz­cze – i księ­ży stu śpie­wa­ją­cych mszę. –

GŁOS Z LE­WEJ STRO­NY

Słoń­ce trze­cią część bla­sku stra­ci­ło – gwiaz­dy za­czy­na­ją po­ty­kać się po dro­gach swo­ich – nie­ste­ty – nie­ste­ty[49].

MĄŻ

Dla mnie już nad­szedł dzień są­du.

ŻO­NA

Roz­ja­śnij czo­ło, bo smu­cisz mnie na no­wo. – Cze­góż ci nie do­sta­je? – Wiesz, po­wiem ci coś jesz­cze.

MĄŻ

Mów, a wszyst­kie­go do­peł­nię.

ŻO­NA

Twój syn bę­dzie po­etą.

MĄŻ

Co?

ŻO­NA

Na chrzcie ksiądz mu dał pierw­sze imię – po­eta – a na­stęp­ne znasz, Je­rzy Sta­ni­sław. – Jam to spra­wi­ła – bło­go­sła­wi­łam, do­da­łam prze­klę­stwo – on bę­dzie po­etą. – Ach, jak­że cię ko­cham, Hen­ry­ku.

GŁOS Z SU­FI­TU

Da­ruj im, Oj­cze, bo nie wie­dzą, co czy­nią.

ŻO­NA

Tam­ten dziw­ne cier­pi obłą­ka­nie – nie­praw­daż?

MĄŻ

Naj­dziw­niej­sze.

ŻO­NA

On nie wie, co ga­da, ale ja ci ogło­szę, co by by­ło, gdy­by Bóg osza­lał[50]

bie­rze go za rę­kę

Wszyst­kie świa­ty le­cą to na dół, to w gó­rę – czło­wiek każ­dy, ro­bak każ­dy krzy­czy – „Ja Bo­giem” – i co chwi­la je­den po dru­gim ko­na­ją – ga­sną ko­me­ty i słoń­ca. – Chry­stus nas już nie zba­wi – krzyż swój wziął w rę­ce obie i rzu­cił w ot­chłań. Czy sły­szysz, jak ten krzyż, na­dzie­ja mi­lio­nów, roz­bi­ja się o gwiaz­dy, ła­mie się, pę­ka, roz­la­tu­je w ka­wał­ki, a co­raz ni­żej i ni­żej – aż tu­man wiel­ki po­wstał z je­go odłam­ków – Naj­święt­sza Bo­ga­ro­dzi­ca jed­na się jesz­cze mo­dli i gwiaz­dy, Jej słu­żeb­ni­ce, nie od­bie­gły Jej do­tąd – ale i Ona pój­dzie, kę­dy idzie świat ca­ły. –

MĄŻ

Ma­rio, mo­że chcesz wi­dzieć sy­na[51]? –

ŻO­NA

Jam mu skrzy­dła przy­pię­ła, po­sła­ła mię­dzy świa­ty, by się na­po­ił wszyst­kim, co pięk­ne i strasz­ne, i wy­nio­słe. – On wró­ci kie­dyś i ura­du­je cie­bie. – Ach!

MĄŻ

Źle to­bie?

ŻO­NA

W gło­wie mi ktoś lam­pę za­wie­sił[52] i lam­pa się ko­ły­sze – nie­zno­śnie. –

MĄŻ

Ma­rio mo­ja naj­droż­sza, bądź­że mi spo­koj­na, ja­ko daw­niej by­łaś. –

ŻO­NA

Kto jest po­etą, ten nie ży­je dłu­go.

MĄŻ

Hej! ra­tun­ku – po­mo­cy! –

Wpa­da­ją ko­bie­ty i Żo­na Dok­to­ra.
ŻO­NA DOK­TO­RA

Pi­gu­łek – prosz­ków! – Nie – nic zsia­dłe­go – ow­szem, płyn­ne ja­kie le­kar­stwo. – Mał­go­siu, bież do ap­tecz­ki! – Pan sam te­mu przy­czy­ną – mój mąż mnie wy­ła­je. –

ŻO­NA

Że­gnam cię, Hen­ry­ku. –

ŻO­NA DOK­TO­RA

To JW. Hra­bia sam w oso­bie swo­jej!

MĄŻ

Ma­rio, Ma­rio! –

ści­ska ją
ŻO­NA

Do­brze mi, bo umie­ram przy to­bie. –

spusz­cza gło­wę
ŻO­NA DOK­TO­RA

Ja­ka czer­wo­na. – Krew rzu­ci­ła się do mó­zgu.

MĄŻ

Ale jej nic nie bę­dzie!

Wcho­dzi Dok­tor i zbli­ża się do ka­na­py.
DOK­TOR

Już jej nic nie ma – umar­ła. –

CZĘŚĆ DRU­GA[53]

Cze­mu, o dzie­cię, nie ha­sasz na kij­ku, nie ba­wisz się lal­ką, much nie mor­du­jesz, nie wbi­jasz na pal mo­ty­li, nie ta­rzasz się po traw­ni­kach, nie krad­niesz ła­ko­ci[54], nie ob­le­wasz łza­mi wszyst­kich li­ter od A do Z? – Kró­lu much i mo­ty­li, przy­ja­cie­lu po­li­szy­ne­la[55], czar­cie ma­leń­ki, cze­muś tak po­dob­ny do anioł­ka? – Co zna­czą two­je błę­kit­ne oczy, po­chy­lo­ne, choć ży­we, peł­ne wspo­mnień, choć le­d­wo kil­ka wio­sen prze­szło ci nad gło­wą? – Skąd czo­ło opie­rasz na rącz­kach bia­łych i zda­jesz się ma­rzyć, a ja­ko kwiat obar­czo­ny ro­są, tak skro­nią two­je obar­czo­ne my­śla­mi? –

*

A kie­dy się za­ru­mie­nisz, pło­niesz jak stu­list­na ró­ża i, pu­kle od­wi­ja­jąc w tył, wzrocz­kiem się­gasz do nie­ba – po­wiedz, co sły­szysz, co wi­dzisz, z kim roz­ma­wiasz wte­dy? – Bo na twe czo­ło wy­stę­pu­ją zmarszcz­ki, gdy­by cie­niut­kie ni­ci, pły­ną­ce z nie­wi­dzial­ne­go kłęb­ka – bo w oczach two­ich ja­śnie­je iskra, któ­rej nikt nie ro­zu­mie – a mam­ka two­ja pła­cze i wo­ła na cie­bie, i my­śli, że jej nie ko­chasz – a zna­jo­mi i krew­ni wo­ła­ją na cie­bie i my­ślą, że ich nie po­zna­jesz – twój oj­ciec je­den mil­czy i spo­glą­da po­nu­ro, a łza mu się za­krę­ci i zno­wu gdzieś prze­pad­nie. –

*

Le­karz wziął cię za puls, li­czył bi­cia i ogło­sił, że masz ner­wy. – Oj­ciec Chrzest­ny ciast ci przy­niósł, po­kle­pał po ra­mie­niu i wró­żył, że bę­dziesz oby­wa­te­lem po­śród wiel­kie­go na­ro­du. – Pro­fe­sor przy­stą­pił i ma­cał gło­wę two­ją, i wy­rzekł, że masz zdat­ność do na­uk ści­słych[56]. – Ubo­gi, któ­re­muś dał grosz, prze­cho­dząc, do czap­ki, obie­cał ci pięk­ną żo­nę na zie­mi i ko­ro­nę w nie­bie. – Woj­sko­wy przy­sko­czył, po­rwał i pod­rzu­cił, i krzyk­nął: „Bę­dziesz puł­kow­ni­kiem”. – Cy­gan­ka dłu­go czy­ta­ła dłoń two­ją pra­wą i le­wą, nic wy­czy­tać nie mo­gła; ję­cząc ode­szła, du­ka­ta wziąć nie chcia­ła. – Ma­gne­ty­zer[57] pal­ca­mi ci wio­nął w oczy, dłu­gi­mi pal­ca­mi twarz ci okrą­żył i prze­ląkł się, bo czuł, że sam za­sy­pia. – Ksiądz go­to­wał cię do pierw­szej spo­wie­dzi – i chciał ukląc[58]