Strona główna » Obyczajowe i romanse » Nie zapomnę…

Nie zapomnę…

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-62480-86-9

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Nie zapomnę…

"Nie zapomnę...to powieść o przeznaczeniu, sile miłości, ale również o niszczycielskiej sile zawiści i zazdrości.

"Nie zapomnę" to ciepła, wzruszająca historia młodej dziewczyny, która spotyka wydawałoby się wspaniałego chłopaka, szybko się jednak okazuje, że pochodzą z dwóch różnych światów. Ania, swoim uporem przekonuje Michała, że w życiu nic nie jest tylko białe albo czarne. Powoli Michał zaczyna patrzeć na świat jej oczami, przychodzi jednak moment kiedy przemawia przez niego urażone ego. Wszystko, czego się nauczył od Ani... rozbija na miliony kawałków pewnego listopadowego dnia. Ania dzięki pomocy przyjaciół stara się poskładać swoje życie. Czy jej się to uda, i co przyniesie przyszłość? Czy da się zapomnieć i wybaczyć? Kto jest przyjacielem a kto wrogiem? Dlaczego Michał jest zaskoczony, kiedy widzi reportaż...? Na wszystkie pytania znajdziesz tutaj odpowiedź.

Znajdziesz tu miłość, przyjaźń, zawiść, kłamstwa, ale także nadzieję i wiarę w siłę przeznaczenia oraz mnóstwo pozytywnej energii.


Jest to internetowe wydanie bestselleru, który po raz pierwszy ukazał się nakładem wydawnictwa Radwan


Anna Górska
Absolwentka wydziału historii i filologii polskiej Akademii Świętokrzyskiej w Kielcach. Od urodzenia związana z Kielcami. Uważa że świat należy do ludzi, którzy mają odwagę marzyć i ryzykować, aby spełniać swoje marzenia i starają się robić to jak najlepiej. Jej pasją jest muzyka Yirumy, Bethovena oraz książki Paulo Coelho.

Polecane książki

  Opowieść o dyktatorze, jego nieograniczonej władzy i trwającej wieczność agonii jest summą latynoamerykańskich dyktatur i narosłej wokół tych dyktatur literatury. Wszystko w tej opowieści jest niejednoznaczne, wątpliwe, sprzeczne, wykluczające się, zaskakujące i banalne zarazem. Historia splat...
Doktor Jadwiga Górnicka, znana polska lekarka naturalistka, autorka bestsellerów APTEKA NATURY i NA ZDROWIE, przygląda się skrupulatnie panom i ich zdrowiu. Autorka koncentruje się na męskich problemach. Analizuje ich przyczyny, podaje sprawdzone metody leczenia, ale przede wszystkim zapobiegania. ...
  Książka dotyczy oceny znaczenia potencjału społecznego w różnicowaniu poziomu rozwoju miast poprzemysłowych funkcjonujących w odmiennych uwarunkowaniach kulturowych, ale pełniących w przeszłości podobne funkcje. Wzięto pod uwagę pięć ośrodków: Łódź (Polska), lwanowo (Rosja), Miskolc (Węgry), Ponie...
Przedmiotem książki jest, najogólniej rzecz biorąc, wpływ rozwoju nowych technologii na sposób prowadzenia wojny. Ponieważ w literaturze przedmiotu brakuje teoretycznego podejścia, które całościowo ujmowałoby analizowane kwestie, wykorzystuję teoretyczny model rewolucji w sprawach wojskowych. (....
Komentarz omawia m.in. liczne zmiany w ustawie z 10 czerwca 2014 r. o zmianie ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów oraz ustawy – Kodeks postępowania cywilnego. Do tej pory przepisy prawa antymonopolowego w sposób restrykcyjny traktowały tych przedsiębiorców, którzy stosowali praktyki monopoli...
„Nie wyrosnąć różom na śmietniku światowego zła. Marna nadzieja”. Logika historii jest bezlitosna. Ona nie liczy się z wysepkami piękna na ogromnym śmietniku, ognisku i owocu światowej zarazy. Taka jest jej, historii sprawiedliwość. Lecz po coś tam żyli, tworzyli, męczyli się, cierpieli oraz tryum...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Anna Górska

Anna Górska

NIE ZAPOMNĘ…

© Copyright by Anna Górska & e-bookowo Grafika i projekt okładki: Studio ab-ba Joanna Chmielewska.
ISBN 978-83-62480-86-9

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowowww.e-bookowo.pl
Kontakt:wydawnictwo@e-bookowo.pl

Wszelkie prawa zastrzeżone. 
Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości 
bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I 2011

Konwersja do formatu EPUB: Virtualo Sp. z o.o.virtualo.eu

Wprowadzenie

Jej słowaNie zapomnę nigdy…wypowiedziane ze łzami w oczach prześladowały go każdego dnia od ich ostatniego spotkania. Usiadł na łóżku i ukrył twarz w dłoniach, od tamtego fatalnego dnia minęło dziesięć lat, a on nie potrafił zapomnieć. Nie mógł zrozumieć, jak mógł być takim idiotą, nie zasłużyła sobie na takie traktowanie. Otrząsnął się i wstał, żeby wziąć prysznic, wszedł do kabiny i odkręcił wodę, chciał zmyć z siebie resztki snu.

– Cholera! – warknął, kiedy na skórę poleciał mu strumień lodowatej wody, był zdenerwowany, jak zawsze, kiedy śniła mu się Ania. Nie mógł zrozumieć, dlaczego ten sam sen pojawiał się ostatnio coraz częściej.

Kiedy wrócił do pokoju zajrzał do szafy, zastanawiał się, który założyć garnitur, miał ważne spotkanie i musiał założyć coś innego niż jeansy i polówka, w których chodził codziennie. Włączył telewizor, bo cisza zaczynała go już drażnić, i zaczął przerzucać programy, nagle coś znajomego mignęło mu przed oczami, przysiadł na brzegu łóżka i wpatrywał się w ekran z niedowierzaniem. Nie mógł uwierzyć, przeprowadzano wywiad z nią…

–Jest pani najmłodszym projektantem wnętrz, jakiego znam, który osiągnął tak wielki sukces– padło z ust redaktorki. –Jak pani się to udało? Ma pani zaledwie dwadzieścia siedem lat, i jest osobą znaną w kraju i w Europie.

– Może dlatego, że robię to, co zawsze kochałam –odparła Anka i uśmiechnęła się delikatnie. –Nie było łatwo, ale udało się.

–Założyła pani firmę będąc jeszcze na studiach, jak dała pani radę uczyć się, realizować zlecenia?

– Nie ukrywam, że nie było łatwo, tym bardziej, że samotnie wychowuję dziecko. Ale to właśnie dzięki Małgosi znalazłam w sobie siłę, żeby sobie z tym poradzić.

– Rozumiem, że córka jest dla pani bardzo ważna, z tego, co wiem, ma dziewięć lat. Jak ona zapatruje się na sławę mamy? Na pewno jest bardzo dumna?

– Ma pani rację –roześmiała się Ania a w jej oczach pojawił się ten błysk, który Michał tak dobrze pamiętał –Gosia jest bardzo rezolutna i zdolna, ma smykałkę do projektowania i czasem podrzuci mi jakiś super pomysł…

Michał patrzył na ekran telewizora, ale nic więcej do niego nie docierało, w głowie rozbrzmiewały mu jej słowa„Mam córkę, ma dziewięć lat…”.Siedział na łóżku i nie był w stanie się ruszyć, powoli docierała do niego cała prawda. Małgosia, córka Ani, była też jego córką. Była dzieckiem, którego nie chciał, którego w przypływie złości się wyparł.

Ostatnie dziesięć lat było dla niego pasmem udręki. Mimo upływu czasu tamte uczucia wciąż były dla niego bolesne. Spojrzał na zegarek, wstał i zadzwonił do firmy.

– Wojtek, słuchaj nie przyjadę dzisiaj do biura. Zastąp mnie na spotkaniu – powiedział do swojego przyjaciela i współwłaściciela agencji, którą założyli jeszcze na studiach. Kilka lat ciężko pracowali na swój sukces, ale udało się. Teraz mieli mnóstwo zleceń i świetną opinię.

– Michał? Co się stało, jesteś jakiś przybity?

– Powiem ci jak się spotkamy, ale dzisiaj nie dam rady przyjść. Załatwisz wszystko? – Nie miał teraz siły, żeby mu wszystko opowiadać.

– Jasne, nie martw się. Słuchaj, może weźmiesz kilka dni wolnego, wyjedziesz gdzieś? Odkąd mamy firmę nie opuściłeś nawet jednego dnia…

– W tej chwili nie… Po prostu dzisiaj muszę zostać w domu i coś załatwić. Do zobaczenia jutro. – Odłożył słuchawkę i wyłączył oba telefony. Nie chciał, żeby ktokolwiek mu teraz przeszkadzał. Wszedł do kuchni i zrobił sobie kawę a potem wrócił do pokoju, usiadł w swoim ulubionym fotelu na wprost portretu wiszącego na ścianie i zatopił się we wspomnieniach, cofnął się myślami do dnia, kiedy zobaczył Anię po raz pierwszy. Kiedy o niej myślał uśmiech rozjaśniał mu twarz, a w oczach pojawiały się błyszczące ogniki.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Michał siedział z Krzyśkiem przed biurem swojego ojca. Był początek wakacji, od września mieli zacząć ostatnią klasę liceum.

– Przyznaj wreszcie, że Baśka to był ciężki orzech do zgryzienia, długo musiałeś wciskałeś kit, zanim w końcu zaciągnąłeś ją do łóżka! – Krzysiek patrzył na kumpla ze złośliwym uśmieszkiem.

– Kris, grunt, że kolejna do odfajkowania. – Michał był z siebie wyraźnie zadowolony. – Czyli teraz musimy znaleźć kolejną ofiarę, one wszystkie są takie same, grunt, żeby była kasa i niezła bryka! – Spojrzał na swój najnowszy nabytek. Było to czarne sportowe BMW, ze skórzaną tapicerką, prezent od ojca na osiemnaste urodziny. Przetestował już jak potrafi jeździć… było szybkie i stanowiło niezły haczyk na panienki.

Michał i Krzysiek znali się i przyjaźnili od dziecka. Razem chodzili do szkoły, teraz do liceum. Michał był synem właściciela fabryki produkującej ekskluzywne meble skórzane. Rodzice zawsze go rozpieszczali, najnowsze telefony, teraz szybki sportowy samochód, markowe ciuchy, nigdy nie brakowało mu pieniędzy. Był zmanierowanym nastolatkiem i uważał, że wszystko mu się należy, bo był jedynym synem Andrzeja i Niny Radoszewskich. Nazwisko jego ojca było znane ze względu na wspaniałe meble, które sam projektował. W Europie jego meble zdobiły biura największych firm. Na realizację zamówień trzeba było czekać nawet pół roku. Nic też dziwnego, że brak czasu ojciec wynagradzał mu kasą i prezentami. Michała interesowała architektura i po liceum zamierzał zdawać na kierunkowe studia. Chciał projektować domy, miał do tego smykałkę i lubił to robić.

Ale póki, co korzystał z życia a kibicował mu w tym Krzysiek, najlepszy kumpel, na którego zawsze mógł liczyć.

Po terenie zakładu kręciło się wielu pracowników, Michał znał ich wszystkich, pracowali tutaj od dawna. W pewnym momencie obaj zobaczyli dziewczynę, która czegoś szukała, widać było, że jest tutaj pierwszy raz.

– Zobacz, jaka laska! – Krzysiek wybuchnął śmiechem, wskazując głową na dziewczynę. – Może nie tak odjazdowa jak Baśka, ale…

– Widzę. Ciekawe, kto to, no i może mamy kolejną ofiarę, co myślisz? – zawtórował mu Michał.

– Niezły pomysł, to ile dajesz sobie czasu zanim ją zaliczysz? Z Baśką ci przeszło miesiąc i nieźle wyciągnęła z ciebie kasy, a ta? Wystarczy ci tydzień? – ironizował Kris.

– Dobra, przyjmuję zakład… tydzień i ta panienka spocznie w moich ramionach. – Michał był pewny siebie. Poderwał się z miejsca idąc w kierunku dziewczyny – Zobacz, jak specjalista zabiera się do akcji!

Ania umówiła się z tatą, że przyjdzie po niego do zakładu o piętnastej, jak będzie kończył pracę. Mieli iść na miasto pozałatwiać jeszcze wiele spraw związanych z nowym mieszkaniem i z remontem. Przeprowadzili się do Krakowa z małej miejscowości Kalinowo na Mazurach. Tam nie było pracy, a tutaj zaproponowano mu bardzo dobrą posadę kierownika produkcji na rynki zachodnie. Znał angielski, włoski i niemiecki, a to było potrzebne przy kontaktach z zagranicznymi odbiorcami. Ania miała szesnaście, a właściwie za kilka miesięcy miała skończyć siedemnaście lat, była nieśmiałą dziewczyną, jednak skromną i chętną do pomocy. Pracowała w hospicjum, opiekowała się dziećmi chorymi na raka, była to ciężka i odpowiedzialna praca, ale potrafiła sobie z tym radzić. Jej kontakt z hospicjum nie był przypadkiem, a decyzja o pracy w takim miejscu miała swoją przyczynę, ale wiedzieli o niej tylko rodzice i najbliżsi przyjaciele. Potrafiła rozmawiać z chorymi… miała bardzo dobry wpływ na te dzieci, przy niej, chociaż na moment zapominały o swojej chorobie i o tym, że zostało im może kilka miesięcy życia. Widziała ich cierpienie, jakie były dzielne i w jakim milczeniu dźwigały swój ciężar, dlatego za wszelką cenę chciała im jakoś ulżyć. Zawsze potrafiła znaleźć pomysł na zabawę, pisała specjalnie dla nich opowiadania, wiersze, bajki. Lubiła swoje zajęcie i nie chciała z niego zrezygnować. Niejednokrotnie po powrocie płakała przez kilka dni, kiedy umierał jeden z jej podopiecznych, pogrzeby były dla niej bolesne, ale tradycją już było, że na pożegnanie pisała dedykowany wiersz. Znajomi wiedzieli, jaka jest, ale tylko przyjaciele potrafili ją zrozumieć. Wolała swoją pracę niż zabawy na dyskotece, dlatego często czuła się samotna. Ania wyznawała zasadę, że„to, co dajemy innym kiedyś do nas wraca”,chciała pomagać i robiła to, odkąd skończyła trzynaście lat. Miała tylko kilku zaufanych przyjaciół, a reszta uważała ją po prostu za dziwadło. Miała włosy sięgające do ramion, fryzjerka mówiła, że jest to ciemny blond, ale na zimę przybierały dziwny odcień, trudny do określenia, dopiero latem nabierały wyjątkowego blasku, duże piękne zielono szare oczy i małe usta. Dodatkowo, jak czymś się denerwowała to jeszcze mocniej je zaciskała, a wtedy wydawały się, jeszcze mniejsze niż były faktycznie. Nie lubiła drogich, modnych ciuchów, chodziła po prostu w tym, w czym było jej najwygodniej, jeansy, jakieś bluzki, bluza z kapturem, najczęściej czarna i adidasy. Nie można było powiedzieć, że interesuje się aktualną modą, ubrana była normalnie, bez zbytniej ekstrawagancji, to samo dotyczyło makijażu. Poza jakimś bezbarwnym błyszczykiem, którym smarowała pękające usta nie używała żadnych kosmetyków, uważała to za zupełną stratę czasu.

Michał podszedł do Ani z czarującym wypróbowanym na wielu poprzednich dziewczynach uśmiechem.

– Cześć, nigdy cię tutaj nie widziałem, mógłbym ci jakoś pomóc?

– Chętnie, – powiedziała rozglądając się wokół – powiesz mi gdzie znajdę ojca, kierownika Sebastiana Wilczyńskiego?

– Jasne, chodź zaprowadzę cię… a jak właściwie masz na imię?

– Ania.

– Michał Radoszewski – wyciągnął do niej rękę.

Był czarujący i bardzo sympatyczny, Ania od razu go polubiła, wydawał się być zupełnie inny niż chłopaki, których dotychczas znała ze szkoły.

Michał zaprowadził ją do biurowca, podszedł do recepcji i spytał, w którym pokoju można znaleźć kierownika Wilczyńskiego. Asia skierowała ich na trzecie piętro.

Michał towarzyszył jej pod same drzwi.

– Aniu, spotkałabyś się ze mną jutro? Poszlibyśmy gdzieś, pokazałbym ci miasto? Podobno niedawno się tutaj przeprowadziliście. – Usiłował wdrożyć w życie pierwszy punkt swojego planu podrywu. Teraz kojarzył, kim ona jest, ostatnio słyszał jak jego rodzice rozmawiali w salonie o nowym kierowniku i jego rodzinie.

– Nie wiem. Remontujemy mieszkanie i jestem zajęta.

– Ale chyba możesz się wyrwać na godzinę? Poszlibyśmy gdzieś. – Usiłował ją przekonać.

– Zobaczę, co da się zrobić. Jeśli chcesz, to może jutro o siedemnastej.

– Pewnie, to przyjadę po ciebie – puścił do niej oko.

– A wiesz, gdzie? – spytała ze śmiechem, kiedy odwrócił się i chciał już odejść.

– Właściwie to nie – spojrzał na nią zmieszany.

Ania podała mu adres, który zapisał na kawałku kartki. Pożegnał się z nią i poszedł do windy. Przez chwilę stała i patrzyła za oddalającym się chłopakiem. Kiedy zniknął w windzie, odwróciła się w kierunku drzwi, zapukała i weszła.

– Cześć, tato – uśmiechnęła się do mężczyzny siedzącego za biurkiem, podeszła do niego i pocałowała w policzek – przyszłam trochę wcześniej, ale dobrze, bo trudno cię tutaj znaleźć.

– Cześć. Duża firma, ale widzę, że sobie poradziłaś!

– Jasne, ale to dzięki Michałowi, pomógł mi cię zlokalizować!

– Michał?

– Michał Radoszewski, nie wiem, kim jest, ale chyba tutaj pracuje.

– Nie, nie pracuje, to syn prezesa. Ale wiesz chyba lepiej, gdybyś się z nim nie zadawała, słyszałem o nim różne dziwne rzeczy.

– Jakie? – usiłowała pociągnąć ojca za język.

– Nic nie wiem, ale słyszałem, że jest bardzo rozpuszczony i nie należy się z nim zadawać, cokolwiek to miało znaczyć – próbował jej wytłumaczyć, nie narażając się na kolejne dociekliwe pytania.

– Tato nie przejmuj się, ludzie dużo mówią, ale nie wszystko trzeba brać na poważnie.

– Wiem, jednak uważaj na niego, obiecaj mi to – powiedział zatroskany, widząc błysk w jej oczach.

– Spokojnie, nie mam w zwyczaju zostawiać głowy za drzwiami, przecież znasz mnie na tyle.

Mężczyzna spoglądał na stojącą przed nim córkę. Ania była jego wielką radością, zawsze poważna i taka dobra. Martwił się o nią, żeby nie trafiła na drania, który będzie chciał ją wykorzystać. Miał nadzieję, że nie ulegnie urokowi Michała. Nie powiedział wszystkiego, co słyszał, chciał ją tylko ostrzec przed nim i miał nadzieję, że Ania będzie trzymała się od niego z daleka. Wstał z fotela, zebrał porozkładane na biurku dokumenty, wyłączył komputer i skierował się do drzwi, puszczając ją przodem.

– Najpierw jedziemy do sklepu musisz wybrać farby do salonu i do swojego pokoju, a potem pojedziemy po meble, dobrze? – spytał, kiedy już usiedli wygodnie w samochodzie zaparkowanym przed biurem.

– Pewnie, że tak, – ucieszyła się. Rodzice w nowym mieszkaniu pozwolili jej zrealizować marzenie o zaprojektowaniu salonu – jedyne, co mogę teraz to obiecać, że jak skończę będziecie zachwyceni.

– Jasne. Tylko błagam, żadnych ekstrawaganckich kolorów, żeby mama nie dostała zawału na widok twojego dzieła – mężczyzna starał się zachować powagę, chociaż nie bardzo mu się to udało.

Ania spojrzała na siedzącego obok ojca i oboje wybuchnęli głośnym śmiechem. Sebastian wiedział, że miała bardzo specyficzny gust, nigdy nie było wiadomo, co wymyśli.

Pojechali do sklepu, w dziale z farbami zeszło im prawie dwie godziny, Ania bardzo starannie wybierała kolory, ostatecznie do swojego pokoju wybrała piękny delikatny kolor błękitnego nieba, a do salonu karmazynową czerwień. Sebastian był trochę przerażony, nie bardzo wiedział, co zamierzała z tym zrobić, trudno mu było sobie wyobrazić cały salon w tak ciemnym kolorze, ale nic się nie odezwał.

– Tato, chodźmy jeszcze na dział z kwiatami, muszę zobaczyć storczyki, podobno mieli dzisiaj nową dostawę.

– W porządku. Jak widzę mam zakupić kolejny storczyk do twojej wspaniałej kolekcji? Który to już będzie – zaśmiał się na widok desperacji w jej oczach – dwudziesty czy trzydziesty, bo już się pogubiłem?

– Oj przestań, jest ich już znacznie więcej, ale ty dawno nie byłeś ze mną na zakupach – udawała obrażoną.

– Dobrze, dobrze, już nic nie mówię. Chodź zobaczymy te piękne okazy i możesz sobie w nagrodę wybrać dwa.

Ania czuła się jak ryba w wodzie, buszowała pomiędzy półkami w końcu wybrała dwa piękne storczyki. Przez pięć lat zebrała już wiele różnych odmian i kolorów, żaden się nie powtarzał. Kochała te kwiaty, jej pokój przypominał wielką oranżerię.

Zapakowali wszystkie zakupy na tył samochodu i pojechali obejrzeć meble.

– Tato, ja wiem, że lubisz swój stary fotel, ale kupmy coś nowego – próbowała przekonać ojca, pokazując mu piękny skórzany komplet, idealny do salonu i jej koncepcji wystroju.

– No nie wiem, do tamtego się przyzwyczaiłem – nie poddawał się. – Niech tamten zostanie, wybierzmy coś innego.

– Nie ma mowy. – Ania była stanowcza – Pozwoliliście mi urządzić salon, więc nie ma dyskusji – patrzyła na niego błagalnym wzrokiem. Wiedziała, że tata zmięknie.

– Rany, ale z tobą robi się zakupy, dobrze, bierzemy ten komplet, a co wybrałaś dla siebie? – Ojciec w końcu dał za wygraną. Wiedział, że nie ma sensu się z nią dochodzić, zawsze potrafiła postawić na swoim.

Ania zaciągnęła go na koniec salonu, tam gdzie upatrzyła już meble do swojego pokoju, Sebastian zapłacił w kasie i umówił się na termin dostawy dokładnie za tydzień, w tym czasie akurat zdążą pomalować mieszkanie.

Po zakupach pojechali do Sukiennic. Była tam mała kawiarnia, zamówili lody i siedli pod parasolem, żeby odpocząć po pracowitym popołudniu.

– Złożyłaś już dokumenty do nowej szkoły?

– Dzisiaj byłam, i dostałam się, z moimi ocenami nie było żadnych problemów. Ale tak się zastanawiam, że będzie mi brakowało Agnieszki, Dominiki i Majki, byłyśmy nierozłączne, a tutaj nie znam nikogo. – Ania nagle posmutniała. – Jednak jest coś, co pozwoli mi zapomnieć o tym, że nie mam ich obok, nawet nie wiesz, co udało mi się dzisiaj załatwić! – Jej oczy ponownie rozbłysły blaskiem, który tak dobrze znał.

– Szczerze, to boję się spytać! – Miał jakieś przeczucia, ale nie był pewien, czy właśnie o to chodzi.

– Udało mi się załapać, jako wolontariusz w hospicjum, tego najbardziej by mi brakowało. – Jej spojrzenie potwierdzało to, co mówiła.

– Czyli nie zrezygnowałaś z tej pracy? – Myślał, że po przeprowadzce zajmie się innymi sprawami, tym bardziej, że praca w hospicjum dużo ją kosztowała. Widział jak bardzo przeżywała każde pożegnanie z małym podopiecznym, znał powód, dla którego zdecydowała się na tą pracę, ale liczył, że z biegiem czasu jej przejdzie.

– Żartujesz? Jak bym mogła, przecież to całe moje życie, te dzieciaki mnie potrzebują… a ja potrzebuję ich – dodała, poważnie patrząc na niego.

– Skoro tak twierdzisz, szanuję twoją decyzję. – Uśmiechnął się. – Jestem z ciebie dumny. Naprawdę!

– Wiem tato, zdaję sobie sprawę, że martwisz się o mnie, ale uwierz, dzięki pracy z nimi zrozumiałam jak cenne jest życie, każda jego chwila, tego nie nauczysz się z książek, tego można nauczyć się tylko przebywając z chorymi dziećmi. To one pokazały mi, czym jest prawdziwa walka i prawdziwe życie.

– Wiem. Jesteś bardzo poważna, mimo swojego wieku, ale może powinnaś poświęcić trochę czasu na przyjaciół, na zabawę? Cały czas się uczysz, potem praca w hospicjum. Nie masz zupełnie czasu dla siebie.

– Nie interesują mnie imprezy, dla mnie to strata czasu. Wiesz, ile znaczy dla mnie to, co robię. Nauka w pierwszej klasie nie była łatwa, tylko, że znowu będą nowi nauczyciele, znowu trzeba będzie się wykazać. Ale poradzę sobie… tego możesz być pewny, – pocałowała go w policzek – ale nie mówmy już o tym, lepiej pogadajmy o remoncie. Mam wspaniały pomysł na salon, tylko musisz mi pomóc przekonać mamę.

– Anka, coś ty znowu wymyśliła? Wiesz dobrze, jak mama reaguje na wszelkie szalone pomysły. – Ojciec był wyraźnie przestraszony.

– Spokojnie, nic takiego, tylko musisz przekonać mamę do tego koloru, trochę wiary we mnie!

– Wiesz, co, dopiero teraz na poważnie zacząłem się zastanawiać, czy to był dobry pomysł z tym salonem. Może poprzestaniesz na swoim pokoju? Co ty na to? – Starał się mówić poważnie, ale nie do końca udało mu się ukryć rozbawienie.

– Tato! Jak możesz! Nie wierzysz we mnie, nie sądziłam, że kiedyś mi to powiesz – powiedziała smutno, w jej oczach zobaczył łzy.

– Aniu… przecież żartuję, wiesz doskonale, że gdybyśmy się z mamą obawiali, nie pozwolilibyśmy ci na eksperymenty. Wierzymy w ciebie, niejednokrotnie udowodniłaś, że masz wspaniałe pomysły. – Był zły sam na siebie, że poczuła się urażona – Zobaczysz, że mama nie będzie miała nic przeciwko temu, ja już nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć, co zaplanowałaś… – Wziął ją za rękę i pocałował.

– Myślałam, że mówisz poważnie, zrobiło mi się przykro… – cicho westchnęła, patrząc ojcu w oczy.

– Przepraszam, nie sądziłem, że tak to weźmiesz do serca. Naprawdę, oboje wierzymy w ciebie. – Chciał załagodzić sytuację. Wahania nastrojów były czymś normalnym, jeśli chodzi o Anię. Śmiała się, a za chwilę miała łzy w oczach, dlatego Sebastian nauczył się już ważyć przy niej słowa, nigdy nie wiedział, co ją może urazić. Czasem było to denerwujące, bo nie wiedział, czego się spodziewać. Inną jej cechą był ośli upór, jeśli coś raz postanowiła nie było siły, żeby zmieniła zdanie. Nie ważne czy była to słuszna decyzja czy nie, mogła się na niej sparzyć, ale przetłumaczyć sobie nie dała.

Skończyli jeść lody i wolno poszli w kierunku zaparkowanego niedaleko samochodu. Rozmawiali o planach, jakie miała na wakacje.

ROZDZIAŁ DRUGI

Krzysiek spotkał się z Michałem, był ciekawy jak mu poszło zarzucanie sieci na nową zdobycz.

– Jak nowa panienka? Będzie coś z tego?

– Umówiłem się z nią na jutro. Widzisz, żadna nie potrafi mi się oprzeć… ma się ten urok… – Michał zaśmiał się szyderczo.

– Chyba nie było takiej, która by ci odmówiła.

– Jakoś sobie nie przypominam… – Michał był pewny siebie.

– No dobra opowiadaj, kto to jest, skąd się tutaj wzięła – Kris próbował się czegoś dowiedzieć.

– Jest córką nowego kierownika, ma na imię Anka i z tego, co się orientuję, przyjechali z jakieś wiochy na Mazurach. To będzie łatwizna zaciągnąć ją do łóżka. Sama tam przyjdzie i pewnie jeszcze cnotka, przynajmniej tak wygląda. Ma chyba szesnaście czy siedemnaście lat, więc nie będzie sprawiała problemów, nie naskarży rodzicom – ironizował Michał.

– No proszę, ale cukiereczek ci się trafił – przyjaciel był pod wrażeniem – Tylko uważaj na tatusia, żeby cię nie przyłapał jak dobierasz się do jego córeczki, bo będzie z tobą krucho.

– Daj spokój, nie podskoczy, jestem w końcu synem prezesa.

– No ba! Masz rację! – Kris zaczął się śmiać. Podziwiał Michała za jego pewność siebie i brak wyrzutów sumienia. Zaliczał kolejne panienki i porzucał, nie zamierzał się wiązać, a uwodzenie traktował jak sport. Nie liczył się z ich uczuciami, a jak pojawiały się problemy, to kasa je rozwiązywała.

Ania wracała z hospicjum, była bardzo zmęczona, ale wiedziała, że jej obecność jest dla tych dzieci jakąś odskocznią od ich codziennych problemów. Było tutaj znacznie więcej maluchów niż na Mazurach. Tam miała około siedmiu maksymalnie dziesięciu podopiecznych a tutaj było prawie czterdziestu. Było o wiele trudniej, co nie znaczy, że zamierzała się poddać, lubiła wyzwania. Nagle przypomniała sobie, że o siedemnastej umówiła się z Michałem. Nie bardzo chciało się jej iść gdziekolwiek, ale skoro obiecała, to się z nim spotka. Doszła do domu, miała tylko pół godziny, żeby się przygotować i pójść na umówione spotkanie. Wzięła prysznic, uczesała włosy wiążąc je w koński ogon i wyszła. Pod kamienicą czekał Michał, siedząc w samochodzie. Kiedy ją zobaczył, wysiadł bez otwierania drzwi i podszedł do niej.

– Cześć! Fajnie, że jednak dałaś radę spotkać się ze mną. – Uśmiechnął się.

– Cześć! Też się cieszę, tylko, że dzisiaj jestem trochę zmęczona, ale…, Michał czyj to samochód? – spytała zdziwiona.

– Mój. Prezent od ojca na osiemnastkę! – odparł, pewien, że zrobił na niej wrażenie.

– Masz fajnego ojca – stwierdziła bez większego entuzjazmu. Nie bawiły jej takie gadżety. Dla niej liczyło się zupełnie coś innego. – Michał, możemy gdzieś pójść, zostaw go pod domem – powiedziała nagle.

Chłopak zaskoczony spojrzał na stojącą obok dziewczynę, nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. Wszystkie laski piszczały na widok jego samochodu, a ona zamiast gdzieś jechać wolała się przejść. Otrząsnął się jednak szybko z szoku i przybrał swój luzacki, ale czarujący sposób bycia.

– Dobra, zaczekaj na mnie, zaparkuję go i będziemy mogli pójść.

– Może lepiej zostaw go u mnie pod oknami, powiem tacie, żeby zwrócił na niego uwagę. – zaproponowała Ania.

– Nie ma sprawy, niech tutaj stoi. – Nie dał się przekonać, lepiej żeby jeszcze się o nim nie dowiedzieli, albo najlepiej w ogóle.

Ania czekała na Michała, chciała się przejść nad Wisłę, podobało jej się tam, przy okazji mogła odpocząć.

– Jestem. – Michał przerwał jej rozmyślania. – To gdzie chcesz iść, masz jakieś konkretne miejsce, czy dasz się gdzieś zaprosić?

– Chciałabym pójść nad Wisłę, jeśli nie masz nic przeciwko temu.

– Jasne, chodź, pokażę ci moje ulubione miejsce, jest tam spokojnie i nikt się tam nie kręci – spodobał mu się pomysł, sam na sam w ustronnym miejscu.

– W porządku, ale mam tylko godzinę, potem muszę wrócić, obiecałam tacie, że skończę dzisiaj malować salon…

– Co obiecałaś?

– Pomalować salon… rodzice pozwolili mi go urządzić według własnego pomysłu. – Ania roześmiała się, widząc jego zdziwioną minę.

– Interesuje cię projektowanie wnętrz? – Nie mógł uwierzyć w to, co słyszy.

– Jasne, odkąd pamiętam zawsze lubiłam to robić, ale dopiero teraz rodzice dali mi wolną rękę. Mam nadzieję, że jak skończę to oboje nie dostaną zawału. – Śmiała się radośnie.

– Ciekawi mnie, co wymyśliłaś i czemu obawiasz się ich reakcji. – Michał spojrzał na nią uważnie.

– Jeśli tylko będziesz chciał, to ci pokażę – uśmiechnęła się.

– Zobaczymy. Zaskoczyłaś mnie, a najlepsze jest, że mnie też to interesuje i po maturze wybieram się na architekturę – powiedział Michał, zanim zdążył się zastanowić. Żadnej dziewczynie nic o sobie nie mówił, im mniej wiedziały tym lepiej. Stanowiły tylko obiekt zaspokojenia, po co miały wiedzieć, co robi i co go interesuje.

– Żartujesz? – Zatrzymała się i spojrzała na niego zdziwiona.

– Nie. Mówię poważnie, to moja pasja. Ojciec projektuje meble, matka jest jubilerem, a mnie interesuje coś większego.

Oboje wybuchnęli śmiechem, trudno było uwierzyć, że mają podobne zainteresowania, jak się okazało, na ten temat mogliby rozmawiać godzinami.

– Słuchaj, mam pomysł. – Michał nagle się zatrzymał. – Jest wystawa, miałem na nią iść, ale może poszłabyś ze mną. Są tam prezentowane najnowsze trendy w sposobie aranżacji wnętrz, nowoczesne rozwiązania architektoniczne budynków. To jest coś, co by nas zainteresowało!

– Jasne, że chcę, nawet nie wiedziałam, że jest taka wystawa. Jestem tak zajęta wolontariatem, potem remontem, że nie mam pojęcia, co się wokół mnie dzieje.

– To może wybralibyśmy się jutro, powiedzmy o trzynastej?

– Nie, o tej porze nie dam rady, pracuję, wrócę dopiero o szesnastej do domu – odparła smutno – i wcześniej jak na siedemnastą nie dam rady się z wyrwać.

– Niech będzie siedemnasta, załatwię wejściówki. Wpuszczą nas, w końcu nazwisko Radoszewski otwiera wiele drzwi.

– Naprawdę? Bo nie dam rady wcześniej się wyrwać, a bardzo chciałabym ją zobaczyć.

– Myślę, że nie będzie większych problemów, jakoś damy radę. Jak nie ja to powiem ojcu, a jemu nikt nie odmówi. – Uśmiechnął się.

Zanim się zorientowali dotarli nad Wisłę, Michał poprowadził ją brzegiem w zaciszne miejsce na zakolu. Było tam bardzo przyjemnie, chodziło mało ludzi, można było usiąść na pniu i podziwiać płynące po rzece statki wycieczkowe. Rozłożył na pniu swoją bluzę i wskazał jej miejsce.

– Aniu…

– Dziękuję – uśmiechnęła się nieśmiało, usiadła, zostawiając mu miejsce obok.

Michał usiadł i objął ją ramieniem, nie odsunęła się, więc wziął to za dobry znak.

– Wspomniałaś coś o wolontariacie, co robisz, że jesteś tak zajęta?

– Pracuję w hospicjum, od czterech lat zajmuję się chorymi dziećmi. Najpierw w Ełku, a teraz tutaj. Cieszę, że mnie przyjęli, bo najpierw stwierdzili, że jestem za młoda, ale dostali moją opinię z ośrodka gdzie wcześniej pracowałam i nie było problemu.

Michał słuchał jej i był zszokowany, nie spodziewał się tego, co usłyszał. Co prawda nie zmieniło to jego głównego celu, jakim było zaciągnięcie jej do łóżka, ale coś w nim drgnęło.

– W hospicjum? To chyba ciężka praca, i na dodatek z bachorami…

– Michał! – przerwała mu oburzona i poderwała się z miejsca. – To nie są bachory! To wspaniałe dzieci bardzo chore, ale wyjątkowe. Są dzielne, pomyśl, jak byś znosił świadomość, że zostało ci kilka dni lub maksymalnie kilka miesięcy życia!

– Aniu, przepraszam! Nie chciałem cię urazić…tak mi się powiedziało – próbował ratować sytuację – nigdy w takim miejscu nie byłem i nie wiem, jak to jest, może mi kiedyś opowiesz. Chciałbym zrozumieć, o czym mówisz. – usiłował jakoś wybrnąć

– Wiesz, co, musisz zmienić swoje podejście – była zbyt wzburzona, żeby usiąść – tak nie zachowuje się dorosły facet. Ludzi trzeba szanować, nic nie jest tylko białe albo czarne, na co dzień występują też różne odcienie szarości.

– Przepraszam, naprawdę nie miałem zamiaru sprawić ci przykrości – czuł się głupio. Miała rację, wszystkich traktował tak samo, zresztą ją też, była kolejnym celem w jego życiu. Miało być jak zawsze zdobyć i porzucić, ale ona była inna, zauważył, że miała w sobie ogromne pokłady empatii i odpowiedzialności niż niejeden dorosły.

– Jasne…

– Aniu, może w ramach przeprosin zaproszę cię na lody, na Kazimierzu jest taka mała lodziarnia. – Usiłował zatrzeć złe wrażenie.

– Nie, nie mam ochoty, zresztą muszę już wracać. Muszę skończyć to, co zaczęłam. Odprowadzisz mnie? – spytała poważnie, z twarzy znikł jej niedawny uśmiech.

– Dobrze, jak chcesz, ale zastanów się jeszcze…

– Nie nalegaj, chcę wracać! – Była stanowcza.

Michał wstał, wytrzepał bluzę i skierowali się w kierunku domu. Próbował ją objąć, ale nie dała mu takiej możliwości, delikatnie się usunęła. Był zły na siebie, że tak zawalił sprawę, jednak z taką dziewczyną jak ona nie miał jeszcze nigdy do czynienia.

Dotarli pod kamienicę, Michał próbował jeszcze jakoś udobruchać dziewczynę.

– Ale nasze jutrzejsze spotkanie jest aktualne? Chciałbym z tobą pójść na tą wystawę… zacznijmy od nowa. – Zrobił skruszoną minę – Wiem, wygłupiłem się, ale się poprawię. Obiecuję!

– Dobrze, dobrze, tylko się tutaj nie rozpłacz, bo to dopiero byłoby żenujące. – Wyglądał tak zabawnie, że Ania zaczęła się śmiać.

Michał jechał do klubu, gdzie umówił się z Krisem. Night Club 37 był ich ulubionym miejscem spotkań. Dotarł ponad godzinę wcześniej, zamówił sobie drinka i postanowił poczekać. Dużo myślał o dzisiejszym spotkaniu z Anką. Czekanie na kumpla umilało mu oglądanie tancerek na scenie.

– Cześć, stary. – Krzysiek wyrwał go z zamyślenia. – Coś taki nieobecny?

– Cześć! Zamyśliłem się – odparł i klepnął kumpla w plecy.

– No, to coś nowego, a co cię tak pochłonęło? Jakaś nowa tancerka? – spytał, rozglądając się po scenie. – Same znane, więc to musi być coś innego. – Krzysiek śmiał się, patrząc na przyjaciela.

– Umówiłem się dzisiaj z tamtą laską i dałem plamę… – Michał spojrzał na niego i wzruszył ramionami.

– Co zrobiłeś? Jak to dałeś plamę?

– Normalnie! Palnąłem coś, a potem musiałem się gęsto tłumaczyć. Nie zastanowiłem się, a ona się tak oburzyła, że musiałem ją odprowadzić do domu i po „randce”.

– Opowiadaj, bo nic nie rozumiem, gadasz od rzeczy. Co jej powiedziałeś, że się tak wkurzyła? Zabrałeś się od razu do dzieła? – zachichotał Kris.

– Nie, pojechałem po nią, ona zupełnie olała mój samochód, zamiast gdzieś jechać, wolała się przejść nad Wisłę. Stary, zupełnie inny schemat muszę na niej zastosować, tylko kompletnie nie mam pojęcia, jaki, takiej panny jeszcze nie miałem. – Michał nie był zachwycony.

– Poradzisz sobie. Ale coś mi się wydaje, że będzie ci ciężko obłaskawić ją w tydzień – Kris śmiał się na widok miny kumpla.

– Nie śmiej się, tylko pomóż mi obmyślić jakiś plan! – Michał się wściekał, nie był przyzwyczajony do tego, że coś nie szło po jego myśli. – Jutro zabieram ją na wystawę, ale nie mam pojęcia, co zrobić potem. Na lody nie chce iść… wiem, może zabiorę ją do klubu na dyskotekę. Mały drink i będzie łatwiejsza! – dodał już pewny siebie. – Wtedy już jutro miałbym problem z głowy.

– No proszę, i na co ci moje rady – mruknął Krzysiek, skoro sam najlepiej kombinujesz. Spojrzał na kumpla i napił się zimnego piwa.

Michał odwrócił się w stronę sceny, pomysł mu się spodobał i zastanawiał się, jak jutro wszystko zaplanować, miał jednak jakieś dziwne przeczucie, które nie do końca potrafił nazwać. Nie chciał zaliczyć kolejnej wpadki jak dzisiaj po południu, musi przy niej bardziej uważać na słowa. Nie spodziewał się aż tak gwałtownej reakcji z jej strony. Nie lubił dzieci i mało go interesowały, a co dopiero miałby marnować czas, na siedzeniu w hospicjum… Była dziwna i trudno mu było ją rozgryźć. Miał tylko nadzieję, że pomysł z dyskoteką przypadnie jej do gustu.

Ania była bardzo wzburzona po spotkaniu z Michałem. Nie potrafiła się jeszcze uspokoić. Musiała wziąć się za malowanie, miała nadzieję, że to pomoże jej rozładować emocje. Myślała o ich wcześniejszej rozmowie. Jak on mógł tak nazwać te dzieci, jak w ogóle można tak podchodzić do życia, zżymała się w duchu. Nie rozumie jak tam jest, co przeżywają jego podopieczni. Musi mu to uświadomić. Postanowiła, że zabierze go tam któregoś dnia i pokaże, z czym te maluchy muszą się stykać każdego dnia. O ile w ogóle będzie jakieś „potem”.

Przebrała się i poszła do salonu, pokój zamknięty był na klucz, żeby rodzice wcześniej nie zobaczyli, z czy przyjdzie im się zmierzyć. Śmiała się w duchu, wyobrażając sobie ich miny, kiedy zobaczą gotowy i urządzony salon. Rozłożyła na podłodze puszkę z farbą, i zabrała się za malowanie. Uwielbiała karmazynową czerwień, był to wyjątkowy kolor i wspaniale się tutaj nadawał zwłaszcza do jej koncepcji wystroju. Była przekonana, że nawet mama, która była tradycjonalistką będzie zachwycona efektem końcowym. Po trzech godzinach salon był wymalowany, teraz musiało wszystko wyschnąć, żeby mogła się zabrać, za dalszą pracę. Posprzątała, ponieważ nie znosiła zostawiać bałaganu, zresztą farba nie będzie jej już potrzebna. Fachowcy dwa dni wcześniej zrobili schody i w całym salonie położyli płytki. Nad wejściem do salonu zrobili podwieszany sufit i zamocowali na nim halogeny.

Salon był dużym przestronnym pomieszczeniem w rogu stał piękny stary kominek, ale wyjątkowo zaniedbany, teraz chciała uwidocznić jego urodę. Wcześniej wchodząc do salonu schodziło się po dwóch tradycyjnych prostokątnych szerokich stopniach, teraz miały do niego prowadzić półokrągłe schody, po dwóch stronach wejścia poniżej, stanęły dwie kolumny, które nadawały wyjątkowego klasycystycznego uroku. Rodzice oczywiście zastanawiali się, co ona kombinuje, ojciec pokrywał tylko kolejne rachunki, ale ufali jej i miała nadzieję, że spodoba się im niespodzianka. Dwie ściany zostały pomalowane na czerwono a pozostałe dwie miały ozdobić specjalnie przygotowane na zamówienie szerokie haftowane pasy materiału w kolorze czerwono-złotym. Zdecydowane kolory, dyskretnie postarzone kolumny i odnowiony kominek dodawały wnętrzu szlachetnej patyny. Dwa ogromne okna znajdujące się na wprost wejścia powodowały, że salon był bardzo widny. Jedynym sztucznym oświetleniem salonu miały być halogeny nad schodami i cztery klasyczne podwójne kinkiety umocowane na ścianach pokrytych materiałem. Pomysł na całość miała już w głowie, teraz należało jeszcze dokupić drobiazgi do wykończenia. W niedzielę zamierzała zabrać rodziców na Kazimierz, gdzie, co tydzień organizowana była ogromna giełda staroci. Było tam mnóstwo pięknych rzeczy idealnych do nowego salonu.

ROZDZIAŁ TRZECI

Ania wracała do domu strasznie przybita, zmarł jeden z podopiecznych ośrodka, i mimo, że znała te dzieci dopiero od kilku dni, zdążyła się już z nimi zżyć. Próbowała zatrzymać cisnące się do oczu łzy. Pamiętała, że umówiła się dzisiaj z Michałem na wystawę i miała nadzieję, że uda jej się jakoś do tego czasu pozbierać. Bardzo jej zależało na obejrzeniu nowoczesnych trendów architektury, tym bardziej, że zadał sobie sporo trudu, żeby załatwić wstęp już po godzinach zamknięcia. Wróciła do domu, wzięła prysznic, który pozwolił jej, choć trochę, zmyć z siebie trudy dzisiejszego dnia. O siedemnastej wyszła z domu, na dole czekał już Michał.

Zobaczył jak wychodziła z klatki, wyskoczył z samochodu i podszedł. Kiedy się spotkali, zza pleców wyciągnął piękną różę.

– Dla ciebie, z przeprosinami za wczoraj i na poczet dzisiejszego, mam nadzieję, że udanego wieczoru – uśmiechnął się czarująco.

– Nie musiałeś – odparła zaskoczona. – Ale to miło z twojej strony.

– Wiem, ale chciałem.

– Dziękuję, to wiele dla mnie znaczy, zwłaszcza dzisiaj… – westchnęła Ania. Nie drążyła jednak dalej tego tematu.

– Udało mi się załatwić bilety, to, co jedziemy na wycieczkę? – Michał nie zauważył dziwnego zachowania idącej obok dziewczyny.

– Jasne. – Pokiwała głową. – Wiesz, już nie mogę się doczekać, to naprawdę wspaniałe, że wpadłeś na taki pomysł. Z nadmiaru obowiązków, pewnie nigdy bym się tam nie wybrała. – Ania zażartowała z siebie.

– Pewnie tak – zakpił Michał. – Ale na szczęście masz mnie, i dzięki temu zrealizujesz swoje marzenie. A po wystawie mam dla ciebie niespodziankę, myślę, że ci się spodoba.

– Jaką niespodziankę? Powiesz? – zainteresowała się.

– Nie mogę, bo to już nie byłaby niespodzianka – pokręcił głową, otwierając jednocześnie drzwi do samochodu i zapraszając ją do środka.

– Skoro tak mówisz… – Ania udała obrażoną. – Ale ta wystawa rekompensuje ci trochę ten brak szczerości, co do niespodzianki.

Michał zajął miejsce kierowcy i odpalił samochód. Po dwudziestu minutach dojechali na miejsce. Nie było żadnych problemów z wejściem do środka, nazwisko Radoszewski otwierało wiele drzwi, było tak, jak mówił Michał. Dyrektor, był niezwykle uprzejmy i sam oprowadził ich po wystawie.

Ania była zachwycona, Michał z przyjemnością przyglądał się jej roześmianej buzi. Stale mówiła, zresztą on też był pod wrażeniem, wystawa spełniła ich oczekiwania, mogli do woli przyglądać się temu, co ich interesowało. Dzięki wystawie udało jej się, chociaż na chwilę zapomnieć o dzisiejszym ciężkim dniu. Była pełna wrażeń i chciała się nimi dzielić z idącym obok chłopakiem. Oboje uznali, że nie ma to jak wspólna pasja.

– Co powiesz na kolejną niespodziankę tego wieczoru? – spytał Michał, kiedy wracali do samochodu.

– Ale powiesz mi teraz, co to za niespodzianka? – dopytywała. – Bo wiesz, nie mam dzisiaj nastroju, co prawda wystawa była fantastyczna, ale chciałabym spędzić spokojnie dzisiejsze popołudnie.

– Tam na pewno się odprężysz – próbował ją przekonać – gwarantuję ci, to moje ulubione miejsce.

– No nie wiem…

– Nie daj się prosić, to będzie super wieczór…

– Dobrze, ale tylko godzinę, potem chcę wracać do domu.

Michał zamknął za nią drzwi i usiadł za kierownicą. Zawiózł Anię na dyskotekę, miał nadzieję, że się jej spodoba, a jemu uda się zrealizować swój plan. Bramkarz przywitał się z nim, i wpuścił ich do środka. Nie pytał czy Ania ma skończone osiemnaście lat, w końcu Michał był tu częstym bywalcem.

– Dobrze, że tu sami znajomi – zaśmiał się Michał. – Nie ma problemu z wejściem.

– Zauważyłam. Czy tu nie obowiązuje wejście od osiemnastu lat? – była trochę zdziwiona.

– Jasne, i atrakcje dla dorosłych. – Był wyraźnie z siebie zadowolony. – Można tutaj dostać dosłownie wszystko, co sobie zażyczysz.

– To wezmę colę – usiłowała przekrzyczeć muzykę.

– A może masz ochotę na piwo, wino…, a może chcesz skręta? – Michał myślał, że zrobi na niej wrażenie.

Ania patrzyła na siedzącego obok chłopaka i nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Alkohol, narkotyki, ciekawe, co jeszcze jej zaproponuje.

– Tak? A co jeszcze mogę dostać? Lot w kosmos? – Była coraz bardziej wzburzona.

Michał nie zauważył zmienionego głosu siedzącej obok niego dziewczyny. Myślał, że złapała haczyk.

– Według życzenia, jeśli chcesz lot w kosmos… to mam pewien pomysł. Zapewni ci, niezapomniane wrażenia… – nie dokończył, na jego policzku zatrzymała się jej ręka. Poczuł dotkliwy ból, nie miał pojęcia, co się stało. Patrzył na nią zdziwiony.

– Jesteś idiotą! Drugiego takiego trudno spotkać! Odwieź mnie do domu… albo nie, zostań sobie w tym swoim raju i baw się dobrze! – wykrzyczała mu w twarz, odwróciła się na pięcie i skierowała w stronę drzwi.

Otrząsnął się nagle i zawołał ją, ale nawet się nie odwróciła. Nie miała ochoty z nim rozmawiać. Była tak wściekła, że trudno jej było nad sobą zapanować. Co za idiota – myślała, – za kogo on mnie bierze. Tata miał rację, nie należy się z nim zadawać, szkoda, że go nie posłuchałam. Rozmyślania przerwał jej Michał, który zdążył do niej podbiec i złapał ją za rękę.

– Przepraszam, mówiłaś, że chcesz się rozerwać, chciałem ci tylko pomóc – próbował przekrzyczeć hałas.

– Wiesz, co? Dziękuję za wystawę, ale nasze spotkania nie mają sensu. Jesteśmy z dwóch różnych bajek, ciebie interesuje, co innego, mnie, co innego.

– Przepraszam…

– Daj spokój z tymi przeprosinami! Jedyne, co możesz w tej chwili zrobić, to odwieźć mnie do domu – rzuciła mu w twarz, jej wzrok miotał pioruny – na więcej nie mam ochoty.

Michał próbował wziąć ją za rękę, ale spojrzała na niego takim wzrokiem, że się skulił. Nie próbował ponownie tego robić. Był wściekły na siebie, miał nadzieję, że zafascynuje ją świat dorosłych, a ona mu przyłożyła z liścia, miejsce po uderzeniu piekło i nie pozwalało zapomnieć o porażce. Całą drogę nie odezwała się do niego słowem, próbował coś powiedzieć, ale wystawiła tylko dłoń w geście wskazującym, żeby się zamknął. Nie chciała go słuchać. Kiedy dotarli na miejsce, Ania wysiadła z samochodu.

– Dziękuję za pierwszą część spotkania. – Spojrzała na niego. – Wystawa była wspaniała, o drugiej części wolałabym jak najszybciej zapomnieć – dodała poważnie.

– Aniu… – próbował coś powiedzieć.

– Michał! Nie znasz mnie, wydaje ci się, że bawią mnie takie rzeczy… otóż, nie. Nie jestem taka jak twoi znajomi najwidoczniej. Nie nadaję się do tego świata.

– Wybacz, wygłupiłem się, przepraszam. Nie chcę kończyć naszej znajomości. – Usiłował się przysunąć, żeby ją pocałować.

– Oszalałeś? Co robisz? – spojrzała zaskoczona.

– Chciałem cię tylko przeprosić.

– Nie mam ochoty na twoje gierki, daruj sobie! Jesteś niesamowity, ty naprawdę nic nie rozumiesz! – patrzyła na niego z niedowierzaniem, potem obróciła się tyłem i poszła do klatki.

Michał stał i patrzył za nią zaskoczony. Zanim zniknęła za drzwiami, zawołał ją, ale nawet nie zareagowała. Wrócił do samochodu, ale nie odjechał, tylko siedział i próbował pozbierać myśli. Dotykał miejsca, gdzie niedawno oberwał od Anki, jej reakcja była dla niego ogromnym zaskoczeniem. Nie spodziewał się tego. Piekło jak diabli i to nie samo miejsce uderzenia, ile urażone ego. Kim ona jest do diabła – myślał. Jego super plan znowu się nie powiódł. Nie miał pojęcia jak z nią postępować. Wszystkie wypróbowane dotychczasowe sztuczki w tym przypadku nie działały. Anka była zupełnie inna i trudno było mu przewidzieć jej reakcję. Obawiał się, że jego zakład z Krisem jest mocno zagrożony. Dwa dni minęły, a on zamiast iść do przodu, cofnął się do tyłu. Próbował znaleźć sposób, żeby ją przeprosić. Na jej zdobycie zostało mu raptem pięć dni.

Ania była tak wściekła po spotkaniu z Michałem, że poszła do swojego pokoju i rozpłakała się. Nie mogła uwierzyć, że jest taki płytki. Jednak nie jest inny od wszystkich chłopaków, których znam – myślała – kompletny kretyn, dla którego liczą się mało istotne rzeczy, byle zaszpanować. Postanowiła, że nie będzie się z nim więcej spotykać, to nie ma sensu. Żeby rozładować emocje, poszła do salonu, żeby popracować, odkąd pamiętała było to dla niej najlepszym lekarstwem.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Michał codziennie czekał na Anię przed kamienicą, w której mieszkała, ale się nie pojawiła. Znał, co prawda dokładny adres, bo sprawdził w dokumentach w firmie, ale nie chciał się tam pokazywać, wolał ją złapać jak będzie wracała z pracy. Był piątek, już trzeci dzień czekał na nią na Kazimierzu. Przechodzący ludzie dziwnie mu się przyglądali, od kilku dni siedział w samochodzie od piętnastej trzydzieści do szesnastej trzydzieści. Czuł się dziwnie, kiedy znowu jej nie było. Wściekał się wtedy na siebie, że tak zawalił sprawę. Od trzech dni nie spotykał się z Krisem, bo niby co miałby mu powiedzieć? Panienka dała mu kosza, a on nie potrafił sobie z nią poradzić? To nie w jego stylu. Przez te dni obmyślał strategię zdobycia Anki. Wiedział już, że żadne dyskoteki nie wchodzą w rachubę, ani alkohol, ani prochy – nic z tych rzeczy. Miał plan, postanowił zadziałać bardziej dyplomatycznie i wykorzystać ich wspólne zainteresowanie architekturą, jak widać był to najbezpieczniejszy sposób, spacery nad Wisłą i rozmowa o jej pracy. Tyle na początek, a potem albo będzie po sprawie, albo zobaczy, co robić dalej. Wiedział, że musi zastosować zupełnie nową strategię podrywu.

Ania starała się nie myśleć o Michale, pracowała, a po powrocie do domu zajmowała się salonem. Dzisiaj był spokojniejszy dzień niż zwykle, bardzo się cieszyła, bo takich dni było naprawdę niewiele. Zorganizowała maluchom konkurs plastyczny, potem były nagrody. Dzieci bardzo się cieszyły, że mogą na chwilę oderwać się od swoich problemów. Nagle usłyszała, że ktoś ją woła. Rozejrzała się wkoło i zobaczyła Michała, który zmierzał w jej kierunku.

– Aniu, zaczekaj, musimy porozmawiać…

– Michał! Powiedzieliśmy sobie już wszystko… nie jestem taka jak ty i twoi znajomi. – Próbowała go wyminąć.

– Proszę… daj mi szansę. – Chwycił ją delikatnie za ramię i odwrócił w swoją stronę. – Wygłupiłem się, przyznaję. Jesteś inna, ale mnie właśnie to się w tobie podoba! – Próbował ją zatrzymać.

Przyglądała mu się z uwagą i zastanawiała się, o co może chodzić. Dlaczego nie da jej spokoju.

– Czekałem na ciebie codziennie, od trzech dni stałem pod twoim domem. Miałem nadzieję, że cię spotkam. Ale dopiero dzisiaj mi się to udało. Proszę, porozmawiaj ze mną, bardzo mi na tym zależy.

– Nie wiem, czy chcę cię słuchać… nie spodobała mi się twoja fascynacja dorosłością… taką płytką dorosłością. Dla mnie liczą się zupełnie inne rzeczy w życiu.

– Wiem, i strasznie głupio się czuję, wybacz. Powinienem wiedzieć, że ciebie to nie interesuje.

– To co proponujesz? Co tym razem miałbyś mi do zaoferowania? – Była zaskoczona jego wyznaniem, ale i tak nie do końca udało mu się ją przekonać.

– Może spacer nad Wisłę, żebyśmy mogli spokojnie porozmawiać?

– A potem co? Dyskotekę?

– Proszę cię, żadnej dyskoteki… – uśmiechnął się do niej czarująco, pierwszy raz podczas tej rozmowy.

– Przemyślę twoją propozycję, ale nic nie obiecuję…

– Daj mi jeszcze jedną szansę… proszę.

– Zastanowię się, czy to ma w ogóle jakikolwiek sens. Zadzwoń do mnie za kilka dni, powiem ci, co postanowiłam.

– A mogę jutro?

– Nie naciskaj… nie lubię tego.

Michał popatrzył na nią smutno, sam nie wiedział, czemu, ale jej niepewność przybiła go.

– Dobrze, dam ci tyle czasu, ile zechcesz, ale pozwól mi zadzwonić jutro. Nie musisz mi jeszcze odpowiadać, ale chciałbym usłyszeć twój głos. Jest tylko jeden problem, nie mam twojego numeru.

Ania była zaskoczona jego zachowaniem, wyglądało na to, że bardzo mu zależy na tym, żeby mu wybaczyła. Podała mu numer, który od razu sobie zapisał.

– Dziękuję. Jeśli zechcesz to możesz do mnie sama zadzwonić… o każdej porze. Będę czekał, jeśli się nie odezwiesz, sam zadzwonię jutro po południu.

– Jeśli tak bardzo ci na tym zależy, będę wolna po szesnastej. – Odwróciła się do niego tyłem i poszła do klatki.

Michał stał i patrzył za odchodzącą dziewczyną. Nagle zawołał ją.

– Aniu, ja nie odpuszczę.

Odwróciła się w jego stronę. Stał i nie ruszył się nawet o krok z miejsca, w którym go zostawiła.

– Widzę… – Pokręciła głową i zniknęła za drzwiami.

Michał wrócił do samochodu i zamyślił się. Nie mógł uwierzyć w to, co mu powiedziała, musiał ją bez mała błagać, żeby zgodziła się na dalsze spotkania. Wiedział już, że przegrał zakład z Krzyśkiem, jeśli chodzi o zdobycie Anki w tydzień, ale nie zamierzał się poddać. Nigdy nie poznał takiej dziewczyny, stanowczej i z zasadami. Sam przed sobą musiał przyznać, aczkolwiek niechętnie, że podobało mu się to. Nie było to banalnie proste zadanie, więc sukces tym bardziej będzie spektakularny, wierzył, że w końcu uda mu się ją zdobyć.

Ania weszła do klatki, drzwi wolno zamknęły się za nią. Nie poszła na górę, tylko oparła się o ścianę. Nikt nie wiedział, jak wiele ją kosztowało to spotkanie, sama nie wiedziała, czemu, ale polubiła Michała i właśnie sobie to uświadomiła. Chciałaby się z nim spotykać, ale musiała mu dać nauczkę. Nie może sobie wyobrażać, że ona jest taka, jak większość jego znajomych. Musiała się zastanowić, jak rozwiązać tą sprawę, a na to potrzebowała kilku dni, niech mu się nie wydaje, że tak łatwo ją przeprosić, wystarczy kilka słów, ładny uśmiech i po problemie.

Uśmiechnęła się sama do siebie i wbiegła do domu, spokojna i pełna energii, zabrała się do pracy w salonie. Złoto czerwone pasy materiału już pięknie leżały na ścianach, prezentując całą swoją urodę, miejsca na kinkiety były przygotowane, wystarczyło je tylko kupić i podpiąć. Wiedziała, jakie mają być. Stary, patynowany mosiądz z dodatkami onyksu, trudno takie dostać, ale idealnie będą się prezentowały w salonie. Na środku stał stół, który dzisiaj dostarczyli kurierzy, pięknie rzeźbione mosiężne nogi z blatem z onyksu. Właśnie to połączenie metalu i kamienia miało stanowić ozdobę salonu. Skórzany komplet mieli przywieźć w poniedziałek i wtedy miało nastąpić wielkie otwarcie. Rodzice oczywiście nie mogli się już doczekać, żeby zobaczyć, co jest zrobione, ale im na to nie pozwoliła. Muszą zobaczyć całość, wtedy efekt będzie naprawdę powalający.

Była sobota. Wstała około dziesiątej i z nową energią zabrała się za malowanie swojego pokoju. Lubiła niebieski kolor, uspokajał ją i pozwalał wypocząć. Nie miała wielu rzeczy, uwielbiała przestrzeń, ozdobę pokoju stanowiła cała kolekcja storczyków. Na środku był mały dywanik, jako jedyny dodatek. Kanapę i biurko mieli przywieźć razem z meblami do salonu. Póki co spała na materacu i było jej z tym dobrze.

Była już szesnasta dwadzieścia dwie, kiedy zadzwonił Michał.

– Cześć… Michał z tej strony. Co robisz? – usłyszała w słuchawce.

– Cześć. Nic takiego, – odparła – urządzam swój pokój. A chcąc uprzedzić twoje następne pytanie, nie, nie podjęłam jeszcze decyzji.

– Wiem, obiecałem, że nie będę cię naciskał – powiedział poważnie. – Zamierzam dotrzymać słowa.

– Dobrze, że mnie rozumiesz.

– Rozumiem… naprawdę, ale mówiłaś coś o urządzaniu pokoju, może potrzebujesz pomocy?

– Właściwie to prawie kończę, ale dziękuję za propozycję.

– Jesteś pewna?

– Przestań, naprawdę już wszystko zrobiłam! – Zaśmiała się, słysząc jego przybity głos.

– Skoro tak twierdzisz… – nie dał się przekonać.

– Michał, proszę…

– To pozwól sobie pomóc… ok?

– W porządku, ale to nie znaczy, że zmieniłam zdanie… muszę wszystko przemyśleć – westchnęła – ale jeśli chcesz to jutro o siódmej idę na giełdę staroci, muszę coś kupić. Jeśli tak bardzo ci zależy to za piętnaście siódma, u mnie pod domem. – Wiedziała, że trudno mu będzie się zebrać, tym bardziej tak wcześnie. Zaśmiała się w duchu, kiedy wyobraziła sobie teraz, jaką musi mieć minę.

– Nie ma problemu – usłyszała w słuchawce jego poważny i stanowczy głos. – Mogę być nawet o szóstej!

– Spokojnie… nie ma takiej potrzeby!

– Dobrze, to za piętnaście siódma, u ciebie. Będę na pewno. Ania wyszła z domu pięć minut wcześniej, niż się umówiła, chciała zobaczyć, jak Michałowi bardzo zależało na pójściu razem z nią. Trudno jej było uwierzyć, że w ogóle przyjedzie, sama miała problemy ze wstawaniem szczególnie rano w niedzielę. Kiedy zeszła na dół nie mogła uwierzyć własnym oczom. Czekał już na nią, a w ręku miał bukiet pięknych słoneczników. Spojrzał i podszedł z czarującym uśmiechem wręczając jej kwiaty.

– To dla ciebie, mam nadzieję, że ci się spodobają, nie wiedziałem, czy lubisz słoneczniki…

– Michał, kocham te kwiaty. Dziękuję! – Była naprawdę wzruszona.

Spojrzał na nią z uśmiechem, przybliżył się i pocałował w policzek. Spojrzała na niego zupełnie zaskoczona. Po chwili się jednak otrząsnęła i powiedziała zawadiacko z psotnym ognikiem w oczach.

– No wiesz, jeśli myślisz, że kwiatami i pocałunkami wpłyniesz na moje zdanie, to nie liczyłabym na to, jeszcze nie przemyślałam naszej sprawy.

– Aniu… – powiedział, widać było, że jej słowa sprawiły mu przykrość.

– Co?

– Obiecałem coś i zamierzam dotrzymać słowa.

Ania widziała, ile go kosztowało wypowiedzenie tych słów. Postanowiła mu nie mówić jeszcze o swojej decyzji, którą podjęła w nocy, zanim udało się jej zasnąć.

– W porządku. Zaczekaj na mnie, skoczę do domu i wstawię te piękne kwiaty do wody, bo kilku godzin łażenia po słońcu na pewno by nie wytrzymały! – Uśmiechnęła się do niego i poszła do klatki. Była zaskoczona zachowaniem Michała, nie spodziewała się tych kwiatów, a pocałunek, co prawda delikatny jak muśnięcie skrzydeł motyla był dla niej jak porażenie pioruna. Nie miała pojęcia skąd w brzuchu znalazło się nagle całe stado motyli. To było bardzo dziwne, ale przyjemne uczucie. Zeszła na dół kilka minut później.

Giełda była ogromna, setki straganów ze starociami i setki sprzedających. Można było znaleźć naprawdę unikatowe rzeczy. Oboje świetnie się bawili buszując pomiędzy nimi. Droczyli się ze sobą, które z nich znalazło ciekawszą rzecz. Ostatecznie udało się im kupić cztery takie same kinkiety i mnóstwo dodatków z onyksu. Ania była zachwycona, nie przypuszczała, że można się tak dobrze bawić robiąc zakupy. Kiedy zgłodnieli, Michał kupił dla nich zapiekanki i colę. Plac Żydowski słynął z najlepszych zapiekanek w mieście. Usiedli pod parasolem i zjedli, nawet nie zauważyli, kiedy minęło pięć godzin. Byli zmęczeni, ale szczęśliwi. Twarz Ani rozpromieniał uśmiech, a Michał nie mógł się na nią napatrzeć. Była taka śliczna, kiedy się uśmiechała, poczuł jakiś dziwny żal, trudno mu było powiedzieć, czym spowodowany.

– Może pójdziemy teraz na lody, masz ochotę? – Spojrzał na siedzącą obok niego dziewczynę.

– Może później, teraz nie mam siły wstać… – uśmiechnęła się i wskazała palcem na nogi – zrobiliśmy dzisiaj chyba dobrych kilka kilometrów, nie sądzisz?

– Więc co proponujesz?

– Odpocznijmy, a potem pójdziemy do mnie… w końcu musisz pomóc mi zanieść nasze zakupy – powiedziała patrząc na stos piętrzących się obok stolika toreb. Żałowała, że nie pozwoliła mu jechać samochodem. Teraz załadowaliby zakupy do bagażnika i wygodnie wrócili do domu.

– Mam pomysł. Zaczekaj tutaj na mnie. Niedługo wrócę! – popatrzył na nią z uśmiechem.

– Michał, gdzie idziesz? – zaniepokoiła się.

– Nie martw się, nie zostawię cię tutaj, niedługo wrócę. – Wstał i podszedł do bufetu. – Masz, żeby miło minął ci czas, czekania na mój powrót, obiecuję, że wrócę, zanim zjesz – zażartował, stawiając na stoliku przed nią ogromną porcję lodów owocowych.

– Ale… – Ania nie dawała za wygraną.

– Spokojnie… zaczekaj. – Nachylił się i drugi raz dzisiejszego dnia pocałował ją w policzek.

Ania siedziała nad swoimi lodami i patrzyła za odchodzącym chłopakiem. Zastanawiała się, co zamierzał zrobić. Kończyła już jeść, kiedy podszedł do niej Michał.

– Gotowa? No to możemy iść…

– A powiesz mi gdzie byłeś?

– Zaraz sama zobaczysz.

Przeszli jakieś sto pięćdziesiąt metrów, kiedy zauważyła znajomy samochód.

– To dlatego mnie zostawiłeś sam na sam z górą lodów? – patrzyła na niego z niedowierzaniem.

– Mówiłaś, że jesteś zmęczona, zresztą zaszaleliśmy też z zakupami, po co je nieść skoro można zawieźć – starał się zachować powagę.

– Jesteś wariatem, wiesz? A przy okazji, lubię lody, ale tylko truskawkowe.

– Po pierwsze, tylko przy tobie jestem wariatem, i powiem ci jeszcze coś – dobrze mi z tym! – To wszystko było dziwne, ale właśnie uświadomił sobie teraz, że to prawda. – Po drugie, zapamiętam, jeśli lody, to tylko truskawkowe.

Ania zaczęła się śmiać, pobiegła w kierunku samochodu, zostawiając go samego z zakupami.

– Goń mnie wariacie, jeśli dasz radę! – rzuciła przez ramię. Kiedy biegła jej włosy rozwiewał wiatr.

Michał patrzył za nią i naprawdę był szczęśliwy. Było to dla niego zupełnie nieznane uczucie. Nie wiedział, co to jest i dlaczego tak się czuje, ale chciał, żeby ten stan trwał. Na chwilę zapomniał, że to tylko gra, gra, która ma mu umożliwić zaliczenie kolejnej panienki. Ale nie chciał teraz o tym myśleć. Teraz dobrze się bawił, chyba po raz pierwszy w życiu. Dogonił Anię już przy samochodzie, postawił obok zakupy, złapał ją w pasie i zakręcił w koło.

– Złapałem… i co teraz? Uciekałaś, ale i tak cię mam…

– Postaw mnie, proszę… no postaw – starała się mówić tłumiąc śmiech – wariacie, ciężka jestem!

– Jesteś ciężka? No… taki ciężar dla faceta, takiego jak ja to pestka… – śmiał się z niej.

W końcu postawił ją przed sobą, ale nie puszczał tylko patrzył na nią poważnie, jej policzki były zaróżowione od śmiechu. Miał ochotę ją pocałować, ale nagle zabrakło mu odwagi. Po raz pierwszy nie miał odwagi, wiedział, że Ania nie jest taka jak inne dziewczyny, które znał i będzie musiał na to zapracować. Sam nie wiedział, co się z nim dzieje. Puścił ją, ale zrobił to niechętnie.

– To pakujemy twoje zakupy i zawiozę cię do domu! – Spojrzał na nią.

– Dobrze, ale wejdziesz ze mną, w końcu mój osobisty ochroniarz musi mnie odprowadzić aż do mieszkania, żeby mieć pewność, że nic mi się nie stanie… poza tym, chciałeś zobaczyć mój salon no i przyda się męska ręka – mrugnęła do niego porozumiewawczo – ktoś musi założyć kinkiety na ścianę.

– Nie wiem, czy to jest dobry pomysł… – zmieszał się, bo nagle cała sytuacja zaczęła mu się wymykać spod kontroli.

– Nie żartuj, dzwoniłam do domu i rodzice zapraszają cię na obiad, w podzięce, że to ty zamiast nich musiałeś się męczyć ze mną na zakupach… – zaczęła się śmiać na wspomnienie wcześniejszej rozmowy.

– Wcale się nie męczyłem! – zaprotestował. – Świetnie się bawiłem, cieszę się, że dałaś mi szansę na spędzenie tego dnia w swoim towarzystwie.

– Michał… – spojrzała na niego poważnie. – Obiecałeś…

– Nic nie robię – przerwał jej – po prostu mówię, jestem szczęśliwy, że mogłem ten dzień spędzić z tobą.

– W porządku, ale nie mówmy już o tym. Póki co jedziemy do mnie… w końcu dzień się jeszcze nie skończył.

Michał rozluźnił się trochę. Zapakował zakupy do bagażnika i pomógł jej wsiąść do samochodu. Sam usiadł na miejscu kierowcy, opuścił dach, tak, żeby wiatr rozwiewał im włosy podczas jazdy, tym bardziej, że tak pięknie wyglądała, kiedy jej włosy luźno powiewały. Podczas jazdy przyglądał się dyskretnie siedzącej obok niego dziewczynie, nie rozmawiali, Ania wygodnie oparta w fotelu miała zamknięte oczy i rozkoszowała się delikatnym powiewem wiatru.

Po kilku minutach dojechali na miejsce, Michał zaparkował blisko klatki, wysiadł, wziął zakupy i pomógł Ani wysiąść. Zaprowadziła go do domu. Czuł się niezręcznie, nie planował tego. Nie mógł jej jednak odmówić.

– Mamo, tato, wróciliśmy! – zawołała od progu. Oboje rodzice pojawili się nagle w przedpokoju.

– No, już zastanawialiśmy się, gdzie zniknęliście. – Zaśmiała się jej mama.

Michał postawił torby na podłodze i przywitał się.

– Dzień dobry. Michał Radoszewski – powiedział, całując dłoń kobiety. – Miło mi panią poznać. Już teraz wiem, po kim Ania ma taką urodę.

– Julia Wilczyńska. – Kobieta uśmiechnęła się do niego i zaprosiła gestem do kuchni.

Ojciec Ani przyglądał mu się czujnie.

– Witaj, Michał. – Sebastian uścisnął mu dłoń. – Dużo o tobie słyszałem, podobno to ty pomogłeś Ani kilka dni temu znaleźć mnie w biurze.

– Tak, była zagubiona a zakład jest duży, zresztą to była dla mnie przyjemność – odparł Michał z uśmiechem.

Obaj mężczyźni uścisnęli sobie dłonie. Chłopak widział, że jest pilnie obserwowany, ale nie dał nic po sobie poznać.

– Panie Michale… – zaczęła mówić Julia.

– Proszę mówić mi po imieniu – zwrócił się do niej z uśmiechem.

– W porządku. W takim razie, Michał zapraszam cię do kuchni, bo na razie salon jest zamknięty – powiedziała, patrząc na Anię. – Bo nasza córka, przeprowadza tam jakąś rewolucję, od tygodnia zamyka się tam na kilka godzin, a jak nie ona to znowu fachowcy, więc nie możemy tam cię zaprosić. Zaraz podam obiad, bo na pewno jesteście zmęczeni i głodni.

– Mamo, może później, niedawno jedliśmy. Teraz chciałam zabrać Michała w miejsce, do którego wy nie możecie jeszcze wejść. – Ania uśmiechnęła się. – Musi mi jeszcze w kilku rzeczach pomóc.

– Ale… – Julia próbowała coś powiedzieć.

– Mamo, obiecuję, że szybko się wyrobimy i przyjdziemy na obiad.

Kobieta uśmiechnęła się tylko zrezygnowana, i spojrzała na męża, który starał się zachować powagę, ale nie do końca mu się to udawało.

Michał wszedł do salonu, a Ania zaraz zamknęła za nimi drzwi, żeby rodzice nie mieli możliwości tutaj zajrzeć. To, co zobaczył, zupełnie go zaskoczyło. Nie spodziewał się, czegoś takiego.

– Sama to zaprojektowałaś i zrobiłaś? – Rozglądał się wokoło.

– Czemu pytasz? – Obserwowała jego reakcję.

– To jest niesamowite, moi rodzice wynajęli do urządzenia domu znanego projektanta wnętrz, ale do ciebie się nie umywa! – Nie mógł się napatrzeć na piękne wnętrze. Jeszcze trzeba było zamontować kinkiety, wstawić meble i będzie gotowe, ale nawet niewykończony, zapierał dech w piersiach.

– Dziękuję za słowa uznania – starała się zachować powagę, ale widząc jego minę wybuchnęła głośnym śmiechem.

– Dlaczego się śmiejesz? Nie wierzysz mi? – poczuł się urażony.

– Wierzę, ale masz tak zabawną minę, że… zresztą, sam zobacz! – wskazała mu stojące pod ścianą duże lustro oprawione w grubą złotą ramę, które czekało, aby je zawiesić.

Michał spojrzał we wskazane miejsce. Jego mina rzeczywiście była zabawna, nic dziwnego, że Ania tak zareagowała.

– No dobra, dosyć tego – powiedział, starając się zapanować nad śmiechem. – Bierzmy się do roboty, jak mamy to dzisiaj skończyć.

Ania usiadła na podłodze i zabrała się za rozpakowywanie dzisiejszych zakupów, Michał przysiadł obok i przyglądał się jej spod oka, jak ogląda każdą rzecz z osobna. Podała mu kinkiety i pokazała, w których miejscach są już przygotowane miejsca na ich zawieszenie, podała mu śrubokręt.

– No to do dzieła, te cztery trzeba zamocować i podpiąć do nich kable, dasz sobie radę, czy wezwać elektryka? – zadrwiła z niego.

– No wiesz, jak możesz…

– No nie wiem, w końcu chyba masz mnóstwo innych ciekawszych zajęć, niż podpinać kable do lampy… – drażniła go dalej.

– Zobaczymy! Zobaczymy, kto się będzie śmiał ostatni. Wziął śrubokręt, lampę i podszedł do ściany. Potrafił to robić, w domu czasem coś majstrował, jak miał za dużo wolnego czasu, a akurat nie spotykał się z Krisem, albo nie uwodził kolejnej panienki.

Po dwóch godzinach było już wszystko zrobione. Kinkiety były zamontowane, wielkie lustro wisiało na ścianie pomiędzy dwoma oknami, na wprost wejścia. Oboje nieźle się namęczyli, żeby je powiesić, ale ostatecznie znalazło się na swoim miejscu. Michał patrzył na swoje dzieło i uśmiechał się do Ani.

– No i co? Dalej twierdzisz, że sobie nie poradzę?

– Dałeś radę, jestem pod wrażeniem… – ironizowała.

– Ty małpko! – krzyknął i próbował ją złapać. Umiejętnie uchyliła się i pobiegła w kierunku drzwi.

Pobiegł za nią. Za drzwiami stała mama, która szła właśnie zawołać ich na obiad. Musiała się uchylić, żeby Ania jej nie stratowała. Michał wypadł zaraz za nią, szybko zamykając drzwi.

– Dzieci! – próbowała ich poskromić Julia. – Dość tych głupot, koniec pracy, teraz obiad. Marsz do kuchni.

Oboje stanęli w przedpokoju, śmiejąc się do niej.

– Dobrze, mamo, już skończyliśmy – powiedziała Ania. – Jutro przywiozą meble i gotowe, robimy wielkie otwarcie.

– Michał chodź, musisz coś zjeść. – Ania zwróciła się do stającego obok chłopaka. – W końcu sporo się napracowałeś.

– Jak chcesz! – Wyciągnął rękę i znowu próbował ją złapać.

– Dzieci! Spokój! – usiłowała ich przekrzyczeć Julia, ale jej głos zginął w głośnych wybuchach śmiechu.

Sebastian wyszedł z pokoju, żeby zobaczyć, co się dzieje. Z przyjemnością patrzył na dwoje rozbrykanych nastolatków. Najbardziej podobał mu się beztroski uśmiech na twarzy córki, dawno jej takiej roześmianej i szczęśliwej nie widział. Obawiał się tylko tego, o co tak naprawdę chodziło Michałowi. Miał nadzieję, że nie zamierza skrzywdzić jego małej dziewczynki. Jakkolwiek by nie było, wiedział, że musi poważnie pogadać z Michałem sam na sam i ostrzec go.