Strona główna » Dla dzieci i młodzieży » Niedźwiadek polarny

Niedźwiadek polarny

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7895-603-7

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Niedźwiadek polarny

Sara spędza przedświąteczne ferie u dziadka. Kilka dni przed Bożym Narodzeniem mocno zaczyna padać śnieg. Dziadek zabawia wnuczkę niesamowitymi opowieściami o ludziach mieszkających w Arktyce. Opowiada również o tym, jak przygarnął i opiekował się niedźwiadkiem polarnym – to ulubiona opowieść Sary. Dziadek pomaga Sarze też zbudować w ogrodzie igloo, którego pilnuje mały niedźwiadek ulepiony ze śniegu. Ale kiedy Sara budzi się w środku nocy, wszystko na dworze wygląda zupełnie inaczej. Dziewczynka rusza w magiczną podróż przez zaczarowany lodowy, śnieżny świat. Ale czy uda jej się wrócić do domu?

Polecane książki

Kiedy Mia Carrington miała piętnaście lat, oświadczyła nieznośnemu Evanderowi, przyszłemu księciu Pindar, że wyjdzie za kogokolwiek, byle nie za niego. Choćby był ostatnim mężczyzną na świecie! Ku jej przerażeniu kilka lat później okazuje się, że rzeczywiście pozostał jej tylko on…Evander ma własne ...
Gdyby przenieść się w czasie o tysiące lat wstecz, nawet Europa mogłaby się wydać pięknym kontynentem. Czyste rzeki, lasy pełne dzikich zwierząt i proste, zgodne z naturą życie nielicznych ludzkich grup. Zgodne z naturą, czyli pełne przemocy i naturalnej selekcji. Kiedy przed żyjącym przeszłością ar...
Wspomnienia najpiękniejszych chwil, efemerycznych i kruchych jak motyle, to często jedyne, co zostaje nam w życiu naznaczonym licznymi rysami. W pogoni za pełnią szczęścia często gubimy sens istnienia, zatracamy się w gonitwie za pieniądzem i prestiżem, zapominając, że to miłość i bliskość drugi...
Wsparcie medyczne dla ruandyjskich więzień, pomoc dla uciekinierów w Darfurze, upowszechnianie znajomości międzynarodowego prawa humanitarnego w Chorwacji, pomoc dla rannych w wojnie w Afganistanie, wsparcie medyczne dla haitańskich szpitali… Élisabeth Carrier spędziła znaczną...
Poradnik do UEFA Euro 2008 został podzielony na kilka części dotyczących różnych elementów. Zawarte w nim informacje na temat trybów, opcji menedżerskich, taktyki, piłkarzy, ich umiejętności oraz kontroli na boisku powinny okazać się receptą na sukces. UEFA Euro 2008 - poradnik do gry zawiera poszuk...
Jednym z kierunków polityki oświatowej na rok szkolny 2014/2015 jest przeciwdziałanie przemocy w szkole. W ostatnich latach coraz bardziej powszechna staje się przemoc przy użyciu nowoczesnych technologii, np. ośmieszanie na portalach społecznościowych, nękanie poprzez publikowanie filmów nagranych ...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Holly Webb

Niedźwiadek
polarny

Tytuł oryginału: The Snow Bear

Przekład: Jacek Drewnowski

Redaktor prowadząca: Sylwia Burdek

Redakcja: Teresa Lachowska

Korekta: Marzena Kwietniewska-Talarczyk

Skład i łamanie: Bernard Ptaszyński

Copyright © for the Polish edition 
by Wydawnictwo Zielona Sowa, Warszawa 2013
Wszystkie prawa zastrzeżone.

Text copyright © Holly Webb, 2012
Illustrations copyright © Artful Doodlers, 2012
Cover illustration copyright © Simon Mendez, 1012

ISBN 978-83-7895-604-4

Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o.
00-807 Warszawa, Al. Jerozolimskie 96
tel. 22 576 25 50, fax 22 576 25 51
www.zielonasowa.pl
wydawnictwo@zielonasowa.pl

Niedźwiadek
polarnyHolly Webb Ilustracje: Artful Doodlers 

Przekład: Jacek Drewnowski

Dla Toma, Robina i Williama oraz dla Phoebe, 

która uwielbia niedźwiedzie polarne
~ HOLLY WEBBROZDZIAŁ
PIERWSZY

Zobacz, dziadku, śnieg pada! – Sara wyjrzała przez okno, patrząc na pierwsze płatki opadające leniwą spiralą.

Dziadek podniósł wzrok znad sterty starych czarno-białych zdjęć, które przeglądał, i pokiwał głową.

– Rzeczywiście. W wiadomościach zapowiadali, że może prószyć.

Sara zmarszczyła brwi.

– Myślisz, że u mnie w domu też pada?

– Możliwe. Ale tutaj może być gorzej. Jesteśmy dalej na północ. A wiatr znad morza dodatkowo wszystko ochładza. – Wstał, podszedł do Sary i usiadł obok niej na szerokim parapecie. – Dlaczego jesteś taka niespokojna? Przecież uwielbiasz śnieg!

Sara kiwnęła potakująco głową. Rzeczywiście, część jej najlepszych wspomnień z zimowych wyjazdów do domu dziadka wiązała się z zabawą na śniegu. Ale wtedy byli tu też jej rodzice. Przecież nie mogła sama w siebie rzucać śnieżkami.

– Mam nadzieję, że u nas nie ma śniegu – mruknęła, opierając się o ramię dziadka. – A jeśli dziecko zacznie się rodzić, a mama i tata nie będą mogli dojechać do szpitala?

– Termin porodu jest dopiero po świętach – pocieszył ją. – A zresztą zadzwoniliby po karetkę. Karetka bez problemu przewiozłaby ich do szpitala. Jej załoga jest przygotowana na takie sytuacje.

– No, chyba tak – Sara się otrząsnęła. Nie było sensu się martwić. Po prostu kiedy tata później zadzwoni, przypomni mu, żeby włożył do bagażnika łopatę i już.

– Śniegu przybywa! – powiedziała do dziadka, obserwując spadające coraz szybciej płatki. Zostawały teraz na zewnętrznym parapecie, a nie topniały, gdy tylko go dotknęły. Podeszła bliżej do szyby i patrzyła na wirujące śnieżynki. Zrobiło się ciemniej, niebo nabrało dziwnej szarożółtej barwy, jakby było w nim jeszcze dużo śniegu.

– Mhm. Na to wygląda – zgodził się dziadek. – Myślę, że wystarczy nam już pracy na dzisiejsze popołudnie. Pójdziemy poszukać czegoś na kolację? – Ze śmiechem pocałował ją w czubek głowy. – Nie martw się. W kuchni też są okna, więc będziesz mogła patrzeć na śnieg. Jeśli się utrzyma, jutro możesz wyjść i się na nim pobawić. Ale teraz już za późno, ściemnia się.

Sara zsunęła się z parapetu z cichym westchnieniem. Kochała dziadka i jego niezwykły stary dom. Zbudowano go z kamienia ponad dwieście lat temu. Znajdował się w nim ogromny kominek oraz głębokie okna, idealne, by siadać na wewnętrznym parapecie. Na piętrach trzeszczały podłogi i schody, kiedy się po nich chodziło, znajdowało się tu też wiele dziwnych kryjówek i zakamarków. Gdyby była we własnym domu, mogłaby wyjść na śnieg ze wszystkimi swoimi przyjaciółkami mieszkającymi w pobliżu. Poszłyby do parku lepić bałwany i obrzucać się śnieżkami, a potem wróciły by do domu którejś z nich, by się ogrzać. Ale nie pociągała jej perspektywa samotnego lepienia bałwana, a nawet z dziadkiem to nie będzie to samo.

Sara i jej rodzice zawsze przyjeżdżali do domu dziadka na początku ferii świątecznych. To była tradycja. Zostawali kilka dni, potem wracali do domu na Boże Narodzenie, a dziadek razem z nimi. Lecz w tym roku mama i tata postanowili, że będzie lepiej, jeśli Sara pojedzie do dziadka sama. Tata ją przywiózł, zjadł u dziadka szybki obiad, po czym wrócił do domu.

Mama nie nadawała się do dalekich podróży – parę tygodni po świętach miała urodzić małego braciszka Sary i nie chciała godzinami siedzieć w samochodzie. Poza tym nie powinna przebywać w starym kamiennym domu na nadmorskim klifie, do którego dojeżdżało się krętą, wyboistą drogą, wiele kilometrów od wsi, nie mówiąc już o szpitalu. Sara miała poczucie, że w domu dziadka znajduje się z dala od wszystkiego. Ten dom przypominał bezpieczne gniazdko na wzgórzu, niczym gniazdo morskich ptaków, które pokazał jej, gdy byli tutaj latem. Musiała jednak przyznać, że w tej chwili nie jest to odpowiednie miejsce dla mamy.

– Czy na północy Kanady też pada taki śnieg? – spytała dziadka, wychodząc za nim z jego gabinetu na słabo oświetlony korytarz prowadzący do kuchni. Dziadek zapalił światło, ale i tak panował tu półmrok. – W Arktyce, gdzie byłeś z pradziadkiem? Czy tam śnieg wygląda tak samo?

Dziadek odwrócił się od drzwi lodówki.

– Śnieg to śnieg. Ale kilka razy widzieliśmy tam naprawdę wielką śnieżycę. Raz jedna trwała trzy dni i dopadła nas, kiedy odwiedziliśmy pewną rodzinę Inuitów. Mój tata i ja mieliśmy w domu zapasy – gulasz w puszkach i tego typu rzeczy – ale ci ludzie jedli swoje tradycyjne potrawy. – Dziadek przerwał i popatrzył na Sarę z nadzieją, czekając na jej pytanie. Dziewczynka nie miała nic przeciwko temu. Bardzo lubiła jego opowieści.

– Co wtedy jedliście?

– Suszone focze mięso – odpowiedział z triumfem, wyciągając z szafki paczkę spaghetti. Pomachał przed wnuczką słoikiem sosu pomidorowego do makaronu.

– Nic z takich rzeczy. Nie było jednego dnia makaronu, a następnego jakiegoś smażonego chińskiego dania. I pieczonego kurczaka w niedzielę. Inuici jedzą zimą głównie focze mięso, i to zazwyczaj na surowo. Do tego trochę ryb. Latem mięso karibu. Wielorybie mięso i sadło też, ma się rozumieć.

Sarę przeszedł dreszcz. Sadło to czysty tłuszcz i skóra jej cierpła na samą myśl, że miałaby je jeść. Wycinała tłuszcz ze swoich porcji mięsa i z tego powodu dziadek stroił sobie z niej żarty. Mówił, że nie nadawałaby się do zimnego klimatu.

– Naprawdę jedliście sadło?

– Musieliśmy. – Dziadek pokiwał głową. – Śnieżyca trwała kilka dni. Nie było nic innego, a nam doskwierał głód. Poza tym niegrzecznie byłoby odmówić. Inuici dzielili się z nami jedzeniem. Jak mogliśmy powiedzieć, że go nie chcemy, skoro było takie cenne?

W kuchni zrobiło się nagle zimniej i Sara zadrżała. Śnieg gromadził się wokół rogów okna przy zlewie. Wolała sobie nie wyobrażać, że na dworze szaleje śnieżyca, a ona jest odcięta od świata, nawet w tym przytulnym domu.

– Byliście w igloo?

– Tak, w dużym igloo, które przetrwało całą zimę. Ale i tak nie było wiele wyższe od twojego pradziadka. Prawie całe miejsce zajmowała w nim platforma do spania. A było nas tam sześcioro.

– Przez trzy dni… – mruknęła Sara. Igloo nie mogło być większe niż jej pokój w domu. – Musieliście być bardzo rozdrażnieni, że siedzicie tam wszyscy razem.

Dziadek uśmiechnął się.

– To mi pomogło w nauce języka. Przez tych parę dni Inuici opowiedzieli bardzo wiele historii.

– Takich jak te, które zapisujesz? – spytała Sara. Dziadek pisał książkę o podaniach ludowych Inuitów. Fascynowały go od czasu, gdy mieszkał w Kanadzie i był ledwie kilka lat starszy od Sary. Jego ojciec, pradziadek Sary, pojechał tam prowadzić badania nad ludem Inuitów i zabrał z sobą syna. Dom przodków Sary był pełen niesamowitych przedmiotów przywiezionych przez pradziadka, a także przez dziadka, który po latach wrócił do kanadyjskiej Arktyki.

Dziadek przytaknął.

– To właśnie te trzy dni spowodowały, że się nimi zainteresowałem. Kiedy śnieżyca wreszcie ustała i wyszliśmy z igloo, miałem wrażenie, że wszystkie myśli wirują mi w głowie. Niektórych nie rozumiałem. Inuici mają wiele języków i nawet twój pradziadek ich nie poznał. Ja do dziś się wszystkich nie nauczyłem. Wychwyciłem tylko fragmenty tych historii. Krótkie urywki. O ludziach, którzy zmieniali się w niedźwiedzie polarne. O dziwnych bogach i boginiach. Niezwykłe rzeczy…

Sara uśmiechnęła się do niego.

– Opowiesz mi historię o niedźwiedziu polarnym, kiedy będziesz gotował kolację? Tę o tobie i twoim przyjacielu. Proszę.

– Znowu tę samą? – roześmiał się dziadek. – Jesteś taka jak twój tata. On też zawsze najbardziej lubił tę historię.

Sara skinęła głową. Wyobrażała sobie, jak dziadek opowiada to tacie. Była to historia rodzinna – należała do niej, do taty i dziadka. A także do pradziadka. Była wyjątkowa.

– Szkoda, że nie mogę tam pojechać i tego wszystkiego zobaczyć… – wyszeptała. – Igloo, foki, niedźwiedzie polarne…

Dziadek pokręcił głową.

– Nie sądzę, żebyś teraz zobaczyła igloo. Większość Inuitów mieszka dzisiaj w domach. Nawet w czasach, gdy byłem tam z twoim pradziadkiem, budowle ze śniegu były już bardzo rzadkie. Dlatego tam pojechaliśmy. Chcieliśmy to wszystko zarejestrować, zanim zniknie na zawsze.

– Na zawsze? – powtórzyła Sara.

– Tak sądzę – odrzekł dziadek z westchnieniem. – Świat się zmienia. Ale czasami na lepsze.