Strona główna » Humanistyka » Niezależna praktyka. Koszmar partycypacji

Niezależna praktyka. Koszmar partycypacji

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-62418-70-1

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Niezależna praktyka. Koszmar partycypacji

Wezwanie do partycypacji jest lejtmotywem współczesnej myśli politycznej i prywatnej. Partycypacji jest wszędzie - od peryferii po korporacyjne biura. Partycypacji przekształciła politykę i zamieniła największy w dziejach wynalazek - sieć ludzi, Internet - we wszechogarniającą, nieznośną machinę domagającą się naszej natychmiastowej uwagi w każdym miejscu i o każdej porze. Partycypuj albo spadaj. 

Drugie wydanie książki Koszmar partycypacji z 2013 roku zostało poszerzone o esej Niezależna praktyka, w którym Markus Miessen podsumowuje swoje rozważania dotyczące ideologii partycypacji i przedstawia alternatywne modele działania, dla których punkt wyjścia stanowi gotowość jednostki do zaangażowania się i podjęcia prawdziwie politycznych kroków.

Polecane książki

Poradnik do Medal of Honor zawiera kompletny opis przejścia gry wraz z przydatnymi poradami dotyczącymi trudniejszych starć i oznaczeniami dobrze schowanych przeciwników. Medal of Honor - poradnik do gry zawiera poszukiwane przez graczy tematy i lokacje jak m.in. Rewolwerowcy (Opis przejścia) Przyja...
Znów są wakacje. Sądziłam, że nastanie czas błogiego lenistwa w moim życiu, ale gdzie tam! Wewnętrzne rozterki i ciągłe intrygi nie dają mi spokoju. Maksym w szpitalu. Nie wiadomo, czy kiedykolwiek będzie chodził. Koło mnie znów zaczyna się kręcić Bartosz. Na horyzoncie pojawia się też Jeremi. I te ...
Propaganda stanowiła w PRL codzienność, otaczając mieszkańców Polski Ludowej siecią sloganów, obrazów i opowieści. Tomasz Leszkowicz, autor e-booka „Oblicza propagandy PRL”, w drugiej części swojej publikacji pokazuje kolejne pola, na które wdarli się propagan...
Celaena Sardothien z trudem podnosi się po ciosach, które zadał jej los i nieprzewidywalny Arobynn. Wie już, że aby ona i Sam mogli zaznać spokoju, muszą odejść... Żeby całkowicie uwolnić się od Arobynna i Gildii, będą jednak musieli wykonać jeszcze jedno zadanie. Ten ostatni raz będą musieli zaryzy...
    W wieku XIX krańcowym przeciwieństwem miasta nie jest już „wieś”, tylko frontier: ruchoma granica obszaru eksploracji i eksploatacji zasobów naturalnych. Granica ta jest ustawicznie przesuwana na terytoria, które rzadko są tak puste, jak samym sobie i innym wmawiają aktywiści ekspansji. Z perspe...
Największe dzieło hiszpańskiego satyryka i poety Miguela de Cervantesa. Don Kichot z La Manczy zwany także Rycerzem Ponurego Oblicza to pięćdziesięcioletni szlachcic, który pod wpływem literatury rycerskiej postanawia zostać błędnym rycerzem. Wraz ze swym koniem Rosynantem wyrusza w drogę. Towarzysz...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Markus Miessen

zakupiono w sklepie:

Sklep Testowy

identyfikator transakcji:

001-TEST

e-mail nabywcy:

test@virtualo.pl

znak wodny:

Seria kieszonkowa

Niezależna praktyka Koszmar partycypacji

Markus Miessen

Warszawa, 2016

Wydanie drugie poszerzone

© Markus Miessen; first published by Sternberg Press in 2010

© wersja polska Fundacja Bęc Zmiana, Michał Choptiany

Tłumaczenie:

Michał Choptiany

Redakcja i korekta:

Paulina Bieniek, Katarzyna Szaniawska, Anna Papiernik | tessera.org.pl

korekta:

Magdalena Paciora | tessera.org.pl

Projekt graficzny i skład:

Grzegorz LaszukK+S, Anna HegmanK+S

Wydawca:

Fundacja Nowej Kultury Bęc Zmiana

ul. Mokotowska 65/7

00-533 Warszawa

www.beczmiana.pl

www.beczmiana.pl/sklep

bec@beczmiana.pl

Partner:

Autoportret pismo o dobrej przestrzeni

Wydawcą Autoportretu jest Małopolski Instytut Kultury

ul. Karmelicka 27


31-131 Kraków

autoportret.pl

ISBN 978-83-62418-62-6

Wydano z finansowym wsparciem Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej

konwersja.virtualo.pl

WPROWADZENIE

Markus Miessen, Hannes Grassegger

Przebudzenie z koszmaru partycypacji

Od Kairu, przez Instagram, aż po Occupy Wall Street.Partycypacja jest zaprawdę nowym opium dla ludu.Gdyby wszyscy brali udział we wszystkim, wszystko szłobydobrze – tak przynajmniej głosi święta doktryna partycypacji. Czasami jednak prawda jest zupełnie inna.

Wszyscy powinni mieć możliwość uczestnictwa! Wezwanie do partycypacji jest lejtmotywem współczesnej myśli politycznej i prywatnej. Jest obecna wszędzie. Od peryferii po korporacyjne biura. Partycypacja przekształciła politykę i obozowiska Al-Kaidy i zamieniła najpiękniejszy w dziejach wynalazek – sieć ludzi, Internet – we wszechogarniającą, nieznośną machinę domagającą się naszej natychmiastowej uwagi w każdym miejscu i o każdej porze. Partycypuj albo spadaj. „Partycypacja” jako pojęcie wymaga pilnej naprawy. Wierzymy, że radykalnej demokracji należy czasami unikać za wszelką cenę.

W Niemczech partycypacja została poddana ślepej idealizacji. W trakcie ostatniej dekady byliśmy świadkami niemal fundamentalistycznego poparcia dla obywatelskiej partycypacji. Ten entuzjazm idzie w parze z groteskową naiwnością zasadzającą się na udzielaniu pomocy w tworzeniu struktur i podstawowych warunków dla form pseudopartycypacji zarówno na szczeblu krajowym, jak i lokalnym. Dla przykładu można przywołać niedorzeczne skrzynki pocztowe na skargi mieszkańców związane z gigantycznym rządowym projektem przebudowy miasta „Stuttgart 21”, gazety takie jak „Der Freitag” z przeładowanymi sekcjami poświęconymi głosom czytelników czy zalew projektów partycypacyjnych w dziedzinie sztuki. Jest zupełnie tak, jak gdyby partycypacja stała się celem samym w sobie. Środek nasenny pierwszej dekady XX wieku.

Tego rodzaju artystyczne lub polityczne projekty partycypacyjne wyglądają jak nieśmiali prekursorzy o wiele większych elektronicznych sieci partycypacji. Mówi się o nich „media społecznościowe”: pod przykrywką szlachetnego hasła głoszącego, że „dzielenie się oznacza troskę” (sharing is caring), w gruncie rzeczy zamieniły one partycypację w biznes, dając początek szeregowi firm należących dzisiaj do grona najbardziej wartościowych przedsiębiorstw. Ich działalność opiera się na nieustannej partycypacji wszystkich użytkowników w tak zwanych społecznościach. Partycypacja oznacza tutaj ujawnianie – albo raczej rozdawanie – fragmentów swojego życia, od twarzy twoich przyjaciół po kontakty biznesowe w LinkedIn, w służbie „społeczności”.

W rzeczywistości jest to transakcja dokonywana poniżej kosztów produkcji, której skutkiem jest wyścig w stronę dna. Aby dotrzymać kroku konkurencji, niektóre firmy udostępniły jeszcze więcej treści za jeszcze niższą cenę. Partycypacja stała się dopustem bożym naszych czasów.

Najwierniejszymi uczniami partycypacji są zakapturzeni członkowie niemieckiej Partii Piratów. Żyją marzeniem o demokracji panującej w czasie rzeczywistym. Ich wewnętrzna platforma wyborcza, nazywana Adhokracją1, zapewnia każdemu możliwość głosowania w sprawie decyzji podejmowanych przez przedstawicieli partii w parlamencie. Mówią, że „płynna demokracja” ma zastąpić demokrację reprezentacyjną, ta bowiem jest w oczach Piratów jedynie nędznym demokratycznym kompromisem. Dogmat ten sprawia, że partycypacja zamienia się w przewijanie paska menu w przeglądarce internetowej. Słabe przyciśnięcie klawisza, anonimowe logowanie bez najmniejszego osobistego wysiłku czy konsekwencji. To „slaktywizm”, wizja wszechobejmującej demokracji zainspirowanej przez starą Wikinomię, w której ramach treści są tworzone i redagowane przez wszystkich w dowolnym momencie.

W teorii brzmi to wspaniale. W rzeczywistości jest to koszmar. Piraci upłynnili jeden z głównych filarów demokracji, osobistą odpowiedzialność – i to zarówno na poziomie wyborcy, który powinien opowiadać się za czymś osobiście, jak i na poziomie przedstawiciela firmującego swoją twarzą każdą decyzję.

Nawet wewnątrz Świętego Graala partycypacyjnego bałwochwalstwa – Wikipedii – partycypacyjne złudzenie zdążyło po cichu i niejako ukradkiem zniknąć. Wikipedia zaraziła się chorobą przez skażenie partycypacją. Ta sieciowa encyklopedia, bezwartościowa dla nauki z powodu swojej zmiennej zawartości, w ostatecznym rozrachunku staje się bezużyteczna także dla zwykłego użytkownika. Słychać narzekania na niekończące się ciągi powierzchownych haseł występujące wespół z coraz bardziej złożoną terminologią. Społeczność entuzjastów i zaangażowanych ekspertów powoli się kurczy. W rzeczywistości począwszy od roku 2007 krzywa wzrostu haseł w Wikipedii zaczęła opadać. Maleje również liczba autorów. „Administratorzy” mają możliwość całkowitego odrzucenia redakcyjnych uzupełnień w hasłach poświęconych kontrowersyjnym politykom (żeby tylko w celu uniknięcia wojen edytorowych), a treść może być zmieniona w ciągu minuty. Ważni „admini” są znani z imienia, a czasami ostatnie słowo należy do samego Jimmy’ego Walesa, szefa Wikipedii.

Epoka całkowitej partycypacji dobiegła końca. Wikipedia stworzyła dziś cały arsenał niepartycypacyjnych procesów decyzyjnych mających zastosowanie w krytycznych sytuacjach.

Sama partycypacja również przestała działać. Najlepsze dowody można odnaleźć w dziedzinie polityki, w której długo odwoływano się do dogmatu partycypacji i nawet nie zbliżono się do sprawowania władzy. W Egipcie to Bractwo Muzułmańskie i armia przejęły władzę; ruch Occupy Wall Street pogrążył się podczas żenującej dyskusji przy okrągłym stole; Piratom z kolei zabrakło konkretnych rozwiązań i szybko przepadli w mrocznym oceanie organizacyjnych sporów i ciągłych walk o przywództwo.

Wyobraźcie sobie partycypację jako pędzący w stronę muru samochód, w którym siedzi dwóch facetów, którzy nigdy nie nauczyli się prowadzić, spierających się o prawidłowy mechanizm głosowania nad podejmowanymi decyzjami. Albo wyobraźcie sobie wojnę edytorową, która doprowadziłaby do zmiany naszych praw konstytucyjnych z inicjatywy jakiegoś tłumu w ciągu minuty. Albo to samo, tylko w odniesieniu do regulacji dotyczących dostępu do broni jądrowej. Od razu wyobrażenie sobie tego, jak bardzo absurdalna byłaby totalna demokracja – i jak powolna, staje się niemożliwe. Pomyślcie o klęskach międzynarodowych szczytów klimatycznych. Partycypacja? To koszmar.

Do partycypacji należy odnosić się bez odrobiny romantyzmu. Jest ona jednym z wielu modeli organizacyjnych. Prawdziwa demokracja wymaga czegoś więcej niż tylko głosowania. W parlamencie idee są tworzone, a głowy ścinane. Innymi słowy: partycypacja to wojna. Jak mówi teoretyczka polityki Chantal Mouffe, powinniśmy zgadzać się co do tego, że się nie zgadzamy, i nauczyć się, jak wydajnie żyć i radzić sobie z tą sytuacją.

Źródło ogólnoświatowego wezwania do partycypacji leży w prawdziwych konfliktach. Potrzebujemy praktyki, która wyrzeka się modnej cyberdemokratycznej mediacyjnej manii i zarazem akceptuje to, że istnieje rzeczywisty konflikt i że czasami jedna osoba musi wziąć na siebie odpowiedzialność. Nie dlatego, że wątpimy w demokrację, ale dlatego że nie chcemy skończyć w Harmonistanie, pseudopartycypacyjnej, powierzchownej demokracji, w której politycy zrzucają wszelką odpowiedzialność na anonimowe społeczności internetowych wyborców.

Musimy znowu postawić ideę partycypacji na nogi. Prawdziwa demokracja jest ciągłym procesem demokratyzacji, który dokonuje się na poziomie osobistym. Zamiast postrzegać partycypację jako odgórne otwarcie procesu decyzyjnego, należy potraktować ją jako indywidualną strategię osobistego upodmiotowienia, jako postkonsensualną metodę przeciskania się przez drzwi. Nawet jeśli wydaje się nam, że stoimy nieproszeni po drugiej stronie drzwi władzy, nadal jesteśmy częścią całego przedsięwzięcia. Epoka partycypacji potrzebuje zrozumieć siebie na nowo – potrzebuje odpowiedzialnego zrób-to-sam zamiast wybierz-z-menu.

Powyższy tekst jest zmodyfikowaną i skróconą wersją tekstu, który pierwotnie ukazał się pod tytułem Albtraum Partizipation 2.0 na łamach niemieckiego dziennika „Die Zeit” (wydanie z 26.06.2012).

1Adhocracy, neologizm utworzony od łac. ad hoc [przyp. tłum.].

Markus Miessen

NIEZALEŻNAPRAKTYKA

Kazała mi obiecać: przejrzystość, praca zespołowa…i było jeszcze coś na „z” – zapomniałem,co to, do cholery, mogło być.

ANDREW LOCKHART (POSTAĆ FIKCYJNA),HOMELAND, SERIA 4, ODCINEK 8

(Krytyczna) praktyka przestrzenna?

Współczesne praktyki przestrzenne kolonizują marginesy, które pozostawiła po sobie zwyczajowa praktyka rozwijania przestrzeni. Nigdy wcześniej uczestnicy różnego rodzaju działań przestrzennych – architekci, urbaniści, geografowie, socjologowie, politycy, decydenci, artyści, projektanci i inni – nie okazywali tak wielkiego zainteresowania zagadnieniami społecznymi. Jako obserwatorzy i komentatorzy zadają pytania i zajmują stanowiska w sprawie kwestii dotyczących sytuacji społeczno-politycznej i mających dla niej znaczenie. Ich refleksje i analizy stają się często projekcjami, które przyjmują formę zrewidowanych protokołów postępowania, przestrzennych założeń lub fizycznych interwencji.

Ogólnie rzecz ujmując, rozważania nad kulturami przestrzeni i codziennymi realiami produkcji przestrzeni kłócą się z normatywnymi dyskursami architektury i urbanistyki – przesuwają się w stronę ogólniejszego ujęcia, które jednocześnie odnosi się do bardzo konkretnych praktyk twórczych osadzonych w tych realiach. Prowadzi to do stworzenia platformy, która może stanowić punkt wyjścia dla dalszego rozszerzania dyskursów na temat architektury i urbanistyki pozwalającej na dalszą eksplorację alternatywnych i mieszanych form praktyki. Część z nich ma naturalną predyspozycję do pracy zespołowej, którą często zacierają granice pomiędzy, na pierwszy rzut oka, niepowiązanymi ze sobą obszarami wiedzy. Przyjmując formę czasowej okupacji, przestrzennej interwencji, dokumentacji aktów pogwałcenia praw człowieka lub potraktowania Unii Europejskiej jako laboratorium służącego do wynajdywania na nowo demokracji za pośrednictwem przestrzeni, tego rodzaju ofensywne stanowiska dostarczają krytycznego, optymistycznego, projektującego, asertywnego, a przez to produktywnego widoku na przyszłość, skutecznie rugując mit głoszący, że to przede wszystkim architekt i urbanista określają warunki sprawczości w przestrzeni.

Architekturę jako praktykę przestrzenną łączy z tą przestrzenią szczególny związek, mający swe źródło już w czasach starożytnych. To, co było kiedyś postrzegane jako wyłączna dziedzina architektów – mapowanie, konceptualizacja, tworzenie przestrzeni i manipulowanie nimi – z pewnością mogłoby zostać dziś zdefiniowane jako nowa „kultura przestrzeni”. Coraz więcej praktyków i teoretyków odchodzi od twórczości architektonicznej opartej na wizji architekta-jako-jedynego-autora i aktywniej angażuje się w powiązane z architekturą dziedziny wiedzy. Musimy zatem uznać możliwość i potencjał kryjący się w „architekturze wiedzy”. Produkcja i aktywna interwencja w przestrzennych uwarunkowaniach i sytuacjach stwarzają nam okazję do identyfikacji, oddziaływania i wpływania w większym stopniu na obszary polityki przez zastosowanie zarówno fizycznych, jak i niefizycznych struktur w celu zmiany konkretnych uwarunkowań. Chociaż różnice wynikające z konkretnych sytuacji i uwarunkowań, w jakich rozgrywają się te praktyki, mogą wydawać się marginalne, to jednak ich wpływ ma już na pewno duże znaczenie.

W ramach współczesnych międzykulturowych i transdyscyplinarnych – czy też, jak wolę to określać, transśrodowiskowych – dyskursów poświęconych krytycznej praktyce przestrzennej, silny opór wobec czystego pożądania przedmiotów staje się podwaliną coraz większej liczby projektów i przedsięwzięć opartych na współpracy. Często mają one charakter tymczasowy i nieformalny, przygodną i efemeryczną naturę, a najczęściej wiążą się z konkretnymi interesami politycznymi i formami zaangażowania. Istnieją w sieciach praktyków, które jako element sieci współpracy poszerzają zbiorowy horyzont. Tam, gdzie formalna polityka działa przeciwko procesom prowadzącym do „bałkanizacji wiedzy i […] uciszania uniwersalistycznych i sprzeciwiających się głosów”1, to właśnie samorzutne zadanie krytycznej praktyki przestrzennej polega na wprowadzeniu tej właśnie jakości do dziedziny przestrzennej.

Zastosowanie dyscyplin kształtują specyficzne uwarunkowania kulturowe przez rozmywanie tego, co wcześniej było rozumiane jako formalne granice tych dyscyplin. Zasadnicza różnica pomiędzy krytycznymi praktykami przestrzennymi i konwencjonalnymi praktykami architektonicznymi zasadza się na sposobie, w jaki związki pomiędzy jednostką i miejscem zostają ujęte w przestrzeni i, co więcej, w tym, że geopolityczne położenie i narracje są napędzane przez kluczowe plany społeczne, w których wyraźnie są wydzielone (choć czasem w milczący sposób) stanowiska polityczne. Dla przykładu, artyści Tacita Dean i Jeremy Millar opisują to jako stan, w którym miejsce jest zawsze polityczne. Wyciągają z tego nawet wniosek, że niezagospodarowanie miejsca – utrzymywanie go w naturalnym stanie, bez dodawania czegokolwiek – jest aktem politycznym2. Akt usuwania czegoś może mieć znaczenie przestrzenne i polityczne, tak samo jak akt dodawania czegoś. Kiedy na przykład wojskowi inżynierowie rozpoczęli oczyszczanie Iraku z min, przygotowywali grunt pod przyszłe użycia, wstrzykiwali weń potencjał. Wielu artystów i myślicieli pracowało nad projektami polegającymi na możliwości wywoływania zmiany poprzez modyfikację samych parametrów, kryteriów czy zmiennych produkcji przestrzennej. Taka praktyka nie prowadzi do powstania strategii ideologicznej zmiany, ale dystansuje się od modernistycznego projektu przez odwoływanie się do skrzyżowanych praktyk za pośrednictwem konkretnych sytuacji, scenariuszy i podchodzenia do nich za pomocą odpowiednio dobranych narzędzi i technik. Praca ta wiąże się ze specyfiką, której nie można nigdzie indziej powtórzyć.

Nauka z praktyk artystycznych

Mamy obecnie do czynienia z atrakcyjnym typem praktyków, z wykształceniem artystycznym, ale realizujących projekty, które można by uznać za architektoniczne, zarówno pod względem skali, jak i sposobu odniesienia3. Rośnie też liczba praktyków o wykształceniu architektonicznym, definiujących swoją działalność przez projekty, których głównym celem nie jest bynajmniej „produkcja” fizycznej przestrzeni, ale stawianie pytań o to, się ona staje. Rozczarowani istniejącymi formami praktyki i zszokowani uwarunkowaniami politycznymi, ekonomicznymi i środowiskowymi, ci ostatni odrzucili tradycyjny obraz architekta, a ich odpowiednicy działający w podobny sposób na gruncie artystycznym zakwestionowali praktykę i ekonomię świata sztuki. Nie chcą już dłużej polegać na formalnym, konceptualnym podejściu, zwłaszcza w obliczu kryzysu finansowego. Po doświadczeniu rozkosznego boomu gospodarczego z początku lat 90. oraz całkowitej zapaści gospodarki pod koniec tej dekady w roku 2008, optymistyczne i produktywne podejście wydaje się – po raz pierwszy – wiązać z realiami XXI wieku. Rozważając alternatywne mechanizmy zmiany w celu oddziaływania na istniejące warunki przestrzenne, praktycy zaczęli ostatnio używać krytycznej analizy i niepopulistycznych trybów partycypacji do uruchomienia ambitnych i często samonapędzających się projektów. Angażując się na obszarach polityki, polityki społecznej, prawa czy edukacji, poszukując wiedzy, która pozwoliłaby im badać prawa człowieka, zaangażowanie społeczności, tworzenie ram działania i polityki, etykę planowania, tymczasowe dostosowywanie struktur miejskich, lub po prostu poszukując środków do badań i obserwacji, która relokuje politykę przestrzenną na horyzoncie dyskursywnym – zaczęli oni kwestionować i zmieniać sposób, w jaki przestrzeń jest postrzegana, wyobrażana i produkowana.

Ostatnie dwie dekady były świadkami ogromnego rozwoju sposobów, metod i protokołów, których architekci i urbaniści próbowali używać w (geo)politycznie uwarunkowanych przestrzeniach, sytuacjach i terytoriach, które dotychczas nie miały dla nich związku z obowiązkami zawodowymi i oficjalnie nie znajdowały się na ich radarach. Równolegle odnotować można wzrost zainteresowania tą tematyką ze strony dotychczas wyraźnie zarysowanych obszarów badań, takich jak geografia, socjologia, filozofia polityczna, polityka miejska, czy praktyki artystyczne i kuratorskie, co sugeruje, że w świeższy sposób rozumiane są znaczenia i problemy związane z bezpośrednim angażowaniem się w tworzenie przestrzeni – bardziej holistycznie niż dotychczas.

Zrozumienie uwarunkowań

Kiedy analizuje się, co można określić i co wcześniej określano mianem praktyki przestrzennej, koniczne jest opisanie jej słownika. Już samo pojęcie „praktyki” odsyła nas do wielu możliwych interpretacji: odnosi się czasami do metody uczenia się, może być rozumiane jako bardziej teoretyczny termin opisujący ludzkie działanie w społeczeństwie, może obejmować eksperymenty, wiązać się z protokołami prawnymi lub oznaczać zastosowanie konwencji i tradycji. W przeciwieństwie do konwencjonalnego rozumienia architektury-jako-praktyki nowsze ujęcia w strategiczny sposób uwzględniają i doceniają również wytwory o charakterze niematerialnym takie jak badanie-jako-praktyka.

Termin „przestrzenny” jest często błędnie rozumiany jako coś nieostrego, co po prostu dzieje się w przestrzeni. W odniesieniu do praktyki przestrzennej jego zakres jest jednak o wiele bardziej precyzyjny, gdy chodzi o zjawisko, które ma on opisywać. W tym kontekście „przestrzenny” oznacza nie tylko coś wydarzającego się w trójwymiarowej fizycznej przestrzeni, ale także coś, co ma pewną skalę i oddziałuje na przestrzeń, na przykład politykę lub inne formy prawnych i nie tylko uwarunkowań. To, co przestrzenne, zawsze ma leżącą u swego podłoża strukturę, która umożliwia jego istnienie, rządzi nim w formalny i nieformalny sposób, jądro, które wytwarza ramę dla warunków i sytuacji.

Przestrzenność powinna być zatem rozumiana tutaj jako zbiór relacji pomiędzy ludźmi, „rzeczami” i (zbudowanymi) strukturami – zabudowane środowisko. To właśnie ten relacyjny charakter osadzony w pojęciu „przestrzenności” sprawia, że jest ono polityczne. Dlatego też interwencje polityczne są z definicji interwencjami w przestrzeni, co znaczy, że dotyczą relacji i układów sił, a nie potocznie rozumianej „architektury”. To pole siłowe relacji, zdaniem Eyala Weizmanna, jest „nie tylko neutralną, abstrakcyjną siatką […], ale samo z siebie stanowi dynamiczne i elastyczne terytorium […], które jest kształtowane i samo również kształtuje konflikt”4.

Najmniej precyzyjnym składnikiem omawianej tutaj triady jest określenie „krytyczny”, które odwołuje się do konkretnego momentu, w którym dana osoba kwestionuje istniejące praktykę czy protokół, a w dalszej kolejności szkicuje sposób proaktywnego zniekształcania, wzmacniania lub rozwijania istniejącej rzeczywistości. By osiągnąć ów decyzyjny moment, jednostka musi posiadać zdolność podejmowania decyzji, zbierania informacji i materiałów w celu wyrobienia sobie poglądu – studiowania, oceniania i rozumienia możliwych konsekwencji swojego wyboru. Podjęcie decyzji pociąga za sobą formułowanie wniosków, nawet jeśli będą one tymczasowe. Co więcej, tym, co stanowi jego sedno, nie jest wyłącznie jego potencjał, ale konieczność sądzenia. Kiedy jesteśmy krytyczni, wyrażamy sąd, decydujemy i wskazujemy drogę, którą chcemy podążyć. Czasem podejmowanie decyzji jest proste, czasem – a tak jest najczęściej – złożone i wymaga długiego procesu uważnej analizy, dyskusji i interpretacji zastanej sytuacji. Kto jednak uprawomocnia tę krytyczność? Kto ma prawo określać i filtrować krytykę?

„Krytyka” w ramach krytycznej praktyki przestrzennej musi być rozumiana jako pojęcie operacyjne: „krytyczny […] łączy to, co istotne, zasadnicze, mające decydujące znaczenie”5. W takim kontekście architektura i – bardziej precyzyjnie – badania architektoniczne odgrywają istotną rolę „jako obszar wiedzy i sposób interpretacji, dotyczący nie tylko budynków, ale nieustannie zmieniającego się szeregu relacji pomiędzy ludźmi i rzeczami, zapośredniczonego przez przestrzenie i budowle w poprzek bardzo różnych skal”6. Zmierzając w kierunku możliwej definicji krytycznej praktyki przestrzennej można stwierdzić, że jej główną cechą jest skupienie się na swobodnym i dyskursywnym kulturowo potencjale związku pomiędzy architekturą i dyscyplinami pokrewnymi – w pierwszej kolejności ze sztuką – w celu ożywienia produkcji architektonicznej za pośrednictwem kulturowej, społecznej i politycznej krytyki. Ma ono na celu ustanowienie dialogu z innymi dziedzinami wiedzy, który okaże się produktywny dzięki czerpaniu korzyści z istniejącego pomiędzy nimi naturalnego tarcia. Korzysta ze złożonych i ciągłych procesów wzajemnego użyźniania poprzez intensywną współpracę z różnymi obszarami wiedzy i praktykami oraz żywotną interakcję z kontekstem, w którym jest usytuowana.

Teoretyczni przodkowie

Jednym z intrygujących aspektów dzisiejszej krytycznej praktyki przestrzennej jest fakt, że jest to termin i obszar działania unikający normatywizmu, ponieważ opiera się on możliwości dokonania precyzyjnego opisu czy analizy przeprowadzanej według określonych parametrów opisujących zawodowe „dobre praktyki”, które można z łatwością zidentyfikować i odhaczyć w formularzu. Istnieje cały szereg ujęć, które przychodzą na myśl, kiedy zaczyna się rozważać praktykę przestrzenną i działania praktyków, którzy ją kształtowali od lat 80. Wówczas właśnie pojęcie praktyk życia codziennego, produkcji przestrzeni, reżimów czasu rozumianych jako złożone społeczne i przestrzenne konstrukcje, a także eksploracji interdyscyplinarnych skrzyżowań, było eksplorowane przez takich badaczy jak Michel de Certeau, Henri Lefebvre, Helen Liggett, David C. Perry i Jane Rendell. W kolejnych akapitach odwołam się do tego, jakie stanowiska zajmowali i jakie przyniosło to konsekwencje.

W wydanej w roku 1980 książce Praktyka życia codziennego francuski uczony Michel de Certeau zawarł wpływową koncepcję produktywnej aktywności wpisanej w codzienne praktyki i ich realizację, która, jak zauważył, nie powinna „funkcjonować jako ciemna strona społecznej aktywności”7. W kontekście względnie konwencjonalnego rozumienia architektury i urbanizmu teoria ta wywołała wielką dyskusję, ponieważ architekci skłonni są koncentrować się na obrazowaniu, projektowaniu i zapewnianiu stabilnych warunków, podczas gdy często nie uwzględniają społecznych i politycznych konsekwencji swoich działań. W kontekście takiej normatywnej i stabilnej praktyki wysunięcie na pierwszy plan praktyki życia codziennego spowodowało zagrożenie dla praktyki opartej na projektowaniu pewności.

Chociaż de Certeau przedstawił potencjalnie negatywne implikacje dla działających na tym obszarze tradycjonalistów, w odniesieniu do dzisiejszych rozszerzonych praktyk jego interpretacja sposobów mówienia i języka, uważana często za pomocniczą w tradycyjnej praktyce architektonicznej, stanowi istotne strategiczne narzędzie w dalszej krytycznej działalności. De Certeau wprowadził cztery wyznaczniki aktu mowy, które według jego teorii można odnaleźć w wielu innych sposobach działania: „[akt mówienia] działa na polu systemu językowego, uruchamia proces zawłaszczania lub odzyskiwania języka przez mówiących; ustanawia teraźniejszość odnoszącą się do chwili i do miejsca; wreszcie sytuuje umowę z innymi (współrozmówcą) w sieci miejsc i relacji”8. Czasoprzestrzenny element koncepcji de Certeau jest niezwykle ważny. Można stwierdzić, że w ramach takiego sposobu myślenia i działania, reżimy czasu, w miarę jak postępuje zrozumienie zmian i praktyk, które pojawiają się i stopniowo zmieniają rzeczywistość, mogą być uznane za ważniejsze od reżimów przestrzennych. Najważniejszą ideą de Certeau w dziedzinie praktyk przestrzennych jest rozróżnienie między „strategiami” i „taktykami”. Według niego strategie są wytwarzane wewnątrz, osadzone w określonych instytucjonalnych ramach i wspierane przez zreifikowane struktury władzy i tworzone przez nie środowiska, podczas gdy taktyki stosują jednostki działające w konkretnych realiach terytorialnych środowisk i społeczno-politycznych pól siłowych, zdefiniowanych przez wspomniane już instytucje9.

Kilka lat przed ukazaniem się najważniejszego dzieła de Certeau francuski socjolog Henri Lefebvre pisał na temat relacji społecznych związanych z procesami produkcji przestrzennej i zachodzących w ich obrębie. Kluczowa praca Lefebvre’a, La production de l‘espace, poświęcona został życiu codziennemu, społecznej produkcji przestrzeni i miastu. W angloamerykańskim dyskursie pojawił się w latach 90., po publikacji angielskiego przekładu (The Production of Space), a w roku 1991 na swój grunt przeszczepili go krytycy-teoretycy miasta. W książce tej Lefebvre zwraca uwagę na różne sposoby tworzenia przestrzeni, począwszy od przestrzeni naturalnej – jeszcze przed wkroczeniem elementu politycznego czy społecznego, aż do bardziej złożonych układów, których znaczenie, uwarunkowania i konsekwencje są wytwarzane społecznie: „Przestrzeń (społeczna) jest (społecznym) produktem. […] Wyprodukowana w ten sposób przestrzeń służy również jako narzędzie myślenia i działania; oznacza to, że poza byciem środkiem produkcji jest również środkiem kontroli, a przez to dominacji, władzy”10. Argument Lefebvre’a implikuje przejście od myślenia o „przestrzeni” wewnątrz i samej w sobie, do rozważania procesów konfliktowej i politycznej produkcji – choć na różnych poziomach: „Celem aktywizmu wpisanego w analizę społeczeństwa stworzoną przez Lefebvre’a nie jest uśmiercenie sfery doświadczeń poprzez odwołanie się do obiecującej doktryny, ale wezwanie intelektualisty i artysty do podjęcia decydującego kroku w kierunku przestrzennych reprezentacji. Widać to po wezwaniu do bycia sprawcą, rozgrywania różnic w nowej syntezie, która zawsze jest pierwotnym i bezpośrednim doświadczeniem”11.

W badaniach przeprowadzonych w połowie lat 90. teoretycy miejsc Helen Liggett i David C. Perry eksplorowali możliwości praktyki przestrzennej w książce Spatial Practices: Critical Exploration in Social/Spatial Theory12. W zbiorze znalazły się teksty poświęcone zagadnieniom od geografii i studiów miejskich aż po architekturę i nauki polityczne, dzięki czemu zilustrowane zostało całe spektrum krytycznych odczytań i podejść do „miasta” i, ogólniej rzecz ujmując, przestrzeni. Studia dotyczyły konkretnych problemów, które zostały ujęte z perspektywy planowania strategicznego, teorii ponowoczesnego rozwoju kapitału i kwestii produkcji przestrzennej poprzez rozwijanie polityki przestrzeni. Główny argument redaktorów książki opierał się na przekonaniu, że czas i przestrzeń należy rozważać łącznie, jako dwuelementowy symbiotyczny związek, w którego ramach teoria i praktyka wzajemnie na siebie oddziałują:

bezużyteczne jest zakładanie, jakoby czas i przestrzeń analizy istniały jako Chcemy zasugerować, żeoddzielne sposoby działania i traktowanie ich jako odrębnych dziedzin oderwanych od codziennych praktyk. […] Teoria i praktyka mają charakter relacyjny, zależą od dalszej możliwości wzajemnego odsyłania do siebie. Teoria zatem nie unosi się jak oderwana nad życiem codziennym: bierze się z jakiegoś miejsca, a odpowiedzialność analizy polega na przywróceniu jej w to właśnie miejsce13.

Redaktorzy, wykorzystując własne interpretacje i prezentując związanych z tą ideą myślicieli i ich stanowiska, wykazali, że istnieją różne podejścia do przestrzennego wymiaru formacji społecznej i tego, jak i gdzie podejścia te znajdują odbicie w dyskursie, dzięki czemu mogą zaistnieć alternatywnie wyglądające „przedmioty” obecne w praktyce przestrzennej14. Konwencjonalne rejestry i tryby właściwe architekturze ograniczają jednak analizę. Dzisiaj nie można już dłużej myśleć za pomocą wszechobejmujących praktyk takich jak praktyka przestrzenna, próbując analizować, gdzie różne tryby przypisane poszczególnym dyscyplinom wiedzy wkraczają do równania. Chociaż siły poszczególnych dyscyplin są nadal potężne w kategoriach wypracowanej ekonomii dostarczania usług, rzeczywista praktyka ma miejsce gdzie indziej. Jednym z głównych osiągnięć krytycznej praktyki przestrzennej z ostatniego dziesięciolecia jest to, że udało się jej wytworzyć metapoziom współpracy, w którego ramach „dyscyplinarność” nie jest już postrzegana jako problem, a profesjonalne granice stopiły się w jedną nadrzędną obietnicę, która łączy złożoną wiedzę i kryjący się w skali potencjał. Odnosi się to nie tylko do projektów, które odbierane są jako należące do dziedziny architektury i urbanistyki, ale także do praktyki artystycznej.

Praca działającej w Londynie architektki i teoretyczki Jane Rendell sugeruje, że praktyka przestrzenna może eksplorować różne interdyscyplinarne skrzyżowania, badając, w jaki sposób teorie i praktyki stosowane w obrębie jednej dyscypliny mogą być wykorzystane do eksploracji i kwestionowania innej i, za sprawą tego procesu, do wytwarzania nowych rodzajów wiedzy. Rendell twierdzi, że w celu wypracowania „krytycznej praktyki architektura musi patrzeć w stronę sztuki i wyjść poza tradycyjne granice swojej dziedziny, w miejsce pomiędzy dyscyplinami. Jako sposób produkcji kulturowej, który jest mniej zależny od kwestii ekonomicznych czy społecznych, sztuka może dać architekturze szansę podjęcia krytycznej refleksji i działania. […] Kiedy już znajdzie się poza galerią jako «sztuka publiczna», łatwiej może inicjować krytyczne praktyki przestrzenne, które nadają kierunek działaniom związanym z projektowaniem architektonicznym i zajmowaniem budynków”15. Podczas wystąpienia w Künstlerhaus w Wiedniu Rendell przedstawiła referat, w którym spojrzała

[n]a sposób, w jaki rozwijała znaczenie terminu „krytyczna praktyka przestrzenna”, począwszy od wczesnego rozumienia go jako formy interwencji związanej ze sztuką miejską czy architekturą, aż do jej późniejszych tekstów, w których używa go w znaczeniu uprzestrzennionej krytyki. Pierwotnie twierdziła, że termin ten pozwala nam opisywać pracę, która przekracza granice sztuki i architektury i wiąże się z wymiarem społecznym i estetycznym, a także w szczelinowych przestrzeniach między publicznym i prywatnym. Pojęcie „krytycznej praktyki przestrzennej” miało na celu zwrócenie uwagi nie tylko na znaczenie krytyki, ale także przestrzeni, wskazanie zainteresowania eksploracją specyficznie przestrzennych aspektów interdyscyplinarnych procesów czy praktyk rozgrywających się pomiędzy sztuką i architekturą16.

Takie ujęcie jest dosyć problematyczne, ponieważ przedstawia krytyczną praktykę przestrzenną jako coś, co należy rozumieć jako coś fizycznego lub coś, co ma pewne uporządkowane estetyczne zaplecze, wywodzące się ze sztuki i architektury oraz kolaboracyjnego potencjału interwencji17. To – w kategoriach popularnej recepcji – sprawia, że całość wydaje się trochę nieprofesjonalna – ponieważ nie jest to termin zatwierdzony przez profesjonalistów – ale także tymczasowo i instalacyjnie pod względem natury, i w rezultacie, w zależności od publiczności, mogłoby być postrzegane jako rodzaj amatorszczyzny. Próbując przepracować tę praktykę, należy doprowadzić do sytuacji, w której byłyby one postrzegane jako część rozpoznawalnej profesji, nie takiej, która ma swoje własne granice i formy reprezentacji, ale takiej, od której można żądać pewnej odpowiedzialności i etyki. To, że najpierw oręduję w sprawie przekraczania granic dyscyplin, a potem upominam się o „profesję”, która połączyłaby tego rodzaju praktyki, może wydawać się sprzeczne lub naiwne. Ważne jest jednak, aby uznać fakt, że choć bronię adyscyplinarnego podejścia, mocno wierzę w to, że ta nowa praktyka powinna oddziaływać na istniejące dyscypliny oraz doprowadzić do stworzenia nowego korpusu rozpoznawalnych dzieł. Co najważniejsze, musi ona być odpowiedzialna za pewne konsekwencje, które przynosi. Pociągałoby to za sobą konieczność przemyślenia ram produkcji, umożliwiających działanie w przestrzeni oraz opracowanie różnego rodzaju form zaangażowania dla publiczności różnego rodzaju. Ważne jest, aby odejść od idei przestrzennego praktyka jako artysty, ponieważ pozycja artysty często implikuje brak zobowiązań i żądań lub ponoszenia konsekwencji podejmowanych działań, za które jest odpowiedzialny. Krytyczna praktyka przestrzenna polega na podejmowaniu prób określenia na nowo związku pomiędzy przedmiotem i podmiotem i może być rozumiana jako inscenizowanie zorganizowanego na nowo związku.

Możliwość zerwania: sytuowanie krytycznej praktyki przestrzennej

Ogólnie rzecz ujmując, architektura wytwarza to, czego oczekuje od niej rynek. Ponieważ zaś rynek wymaga łatwych do zidentyfikowania obiektów, architektura w swoich dziejach była nie tylko skupiona na tworzeniu jednorazowych, ikonicznych budowli, ale wręcz na ujmowaniu twórczych gestów pojedynczych autorów w formę ekonomii. Chociaż historia architektury dowodzi również, że dziedzina ta była w stanie eksperymentować z kwestiami krytycznymi, możliwość zaistnienia takiej krytyki zależy w dużej mierze od roli klienta, ponieważ autonomia projektanta/producenta jest kwestionowana przez precyzyjnie zdefiniowaną formułę rynku, w której ramach to klient jest bohaterem dysponującym największą mocą decyzyjną.

Krytyczna praktyka przestrzenna jest zainteresowana warunkami czegoś: zmienianiem warunków, z którymi ludzie stykają się na co dzień. W przeciwieństwie do tradycyjnych czy normatywnych praktyk architektonicznych, które skupiają się przede wszystkim na tworzeniu nowych projektów i fizycznych dodatków, praktyka przestrzenna częściej angażuje się w akty odejmowania i rewizji: zmianę uwarunkowań, która tym samym ulepsza parametry jej własnej egzystencji. Praktyka przestrzenna nie tyle próbuje odseparować się od architektury czy urbanistyki w (z konieczności) antagonistyczny sposób, ale po prostu proponuje i projektuje bardziej złożoną alternatywę za pośrednictwem własnego podejścia do danej sytuacji. W ten sposób promuje ona i proponuje bardziej agonistyczną formę praktyki – taką, która ceni i pielęgnuje współistnienie różnych punktów widzenia i przekonań we wspólnej przestrzeni.

Nie oznacza to, że powinniśmy porzucić architekturę, którą znamy, ale że w ramach alternatywy, uzupełnienia, należy rozważyć różne koncepcje i możliwości pojawiające się w tej dziedzinie. Metody, z którymi próbuję się tutaj pogodzić, polegają na tworzeniu ram, w których obrębie architektura wprawdzie odgrywa pewną rolę, ale nie jest już rozumiana jako samotny i najważniejszy protagonista i raczej zasadza się na grze wielu aktorów i agentów. Moim zdaniem krytyczna praktyka przestrzenna powinna wyrażać – jak sugeruje to Rendall – niepokoje i komentarze polityczne za pomocą ujętej przestrzennie krytyki.

Podobne koncepcje zrozumienia praktyki przestrzennej jako alternatywy dla konwencjonalnych metod i praktyk architektonicznych i urbanistycznych można odnaleźć również w badaniach Nishat Awan, Tatjany Schneider i Jeremy’ego Tilla, autorów książki Spatial Agency: Other Ways of Doing Architecture18, w której zaproponowali oni „nowy sposób patrzenia na to, jak tworzone mogą być budynki i przestrzeń”. „Odchodząc od tradycyjnego skupienia uwagi architektury na wyglądzie i tworzeniu budynków”, ujmują oni przestrzenną sprawczość jako „o wiele bardziej ekspansywne pole możliwości, w którego ramach architekci i niearchitekci mogą działać”19. Autorzy odwołują się do wpływowego angielskiego architekta Cedrica Price’a, który twierdził, że projektowanie powinno zaczynać się od zrozumienia faktu, że budynek niekoniecznie jest najlepszym rozwiązaniem problemu przestrzennego. Niektóre z najbardziej intrygujących części projektu Price’a można odnaleźć w publikacji podsumowującej kontynuowaną przez wiele lat rozmowę architekta i kuratora Hansa Ulricha Obrista20. Price, który zrealizował względnie niewiele projektów budynków, ale poprzez swoje propozycje, nauczanie i myślenie inspirował całe pokolenia praktyków i wywarł ogromny wpływ na wiele dziedzin, zamierzał wprowadzić spójność społeczną przez tworzenie krótkotrwałych struktur, które wymagały kolaboracyjnych relacji opartych na jednostkowym zaangażowaniu i agonistycznej pracy zespołowej. Pod tym względem sprawczość przestrzenna stanowi próbę obalenia mitu architekta jako autora i zastępuje go pojęciem praktyki opartej na współpracy.

W kontekście praktyki przestrzennej i rozumienia tego, w jaki sposób mogą zostać zastosowane bardziej konwencjonalne praktyki partycypacyjne – opisane w rozdziale „Zgubna niewinność partycypacji”. Jeremy Till, Peter Blundell Jones i Doina Petrescu wydali książkę pt. Architecture and Participation, która stanowi próbę zbadania, czy podejście partycypacyjne prowadzi do powstania nowych warunków przestrzennych i samych przestrzeni i czy stanowi próbę zrozumienia tego, co autorzy określają jako „praktyki architektoniczne”21. Redaktorzy tomu byli zainteresowani zbadaniem możliwości uwzględnienia użytkownika w procesie projektowym. Książka wyraża na nowo i do pewnego stopnia wydobywa z zapomnienia tradycyjną oddolną retorykę partycypacji, która opiera się na inkluzywnych obrazach takich jak rozmowy przy okrągłym stole. Ich zniuansowane metody ilustrowania praktyk partycypacyjnych rzucają wyzwanie wielu normatywnym wartościom tradycyjnej architektury, w szczególności koncepcjom autorstwa, kontroli, estetyki i roli użycia.

Jak już wspomniałem, w kontekście rozumienia tego, kto i co determinuje to, co krytyczne, krytyczna praktyka przestrzenna nieodzownie jest związana z osądem. Stworzenie tego rodzaju rusztowania i znaczenia dla praktyki oznacza, że każdy jednostkowy uczestnik projektu musi zająć stanowisko, które zawsze powoduje jakieś konsekwencje. Tylko wówczas, gdy granica – wyraźnie nakreślone pole działania – jest usankcjonowana, możliwe jest jej zniesienie, przekroczenie, podważenie lub wykorzystywanie jej w niewłaściwy sposób. Poprzez celowe wytwarzanie takich agonistycznych pól spotkania krytyczna praktyka przestrzenna pielęgnuje i wykorzystuje nieporozumienia i proaktywne spojrzenie na wartość porażki jako punktu wyjścia do dalszego eksperymentowania.

W najnowszej historii tej dziedziny można zauważyć niezliczone projekty poświęcone złożonym narracjom na temat „politycznego” w ramach „przestrzennego”, narracje dotyczące zgromadzenia politycznego, oraz pytanie o to, co stanowi o powstaniu przestrzeni dla polityki i przestrzeni polityki jako takiej. Krytyczna praktyka przestrzenna wiązała się często z badaniami nad obrazowaniem, rozwojem i projektowaniem tego rodzaju przestrzeni za pomocą pytań kuratorskich oraz tworzenia spekulatywnych scenariuszy i polityk oraz ich potencjalnego psychicznego odpowiednika. Krytyczna praktyka przestrzenna kontrastuje z pewnością architektów, z jaką zwykle produkują, projektują i dostarczają „rozwiązania”. Podważa ona status zagadnienia i bada, jak można opanować jego podstawowe waunki i protokoły. Jeszcze przed psychiczną interwencją zostaje zakwestionowana sama fizyczność. Narzędzia w związku z tym nie mogą być uprzednio zdefiniowane lub opisane a priori. Domyślnym trybem jest tutaj brak trybu domyślnego.

Wykorzystując twórczy konflikt pomiędzy praktyką opartą na konsensusie i niezgodzie jako motorami poszczególnych projektów, krytyczna praktyka przestrzenna zasadza się na myśleniu w kategoriach „kuratorowania treścią” i „inscenizacji konfliktu” w celu wypracowania metodologii i narzędzi pomagających zdefiniować społeczno-przestrzenne ramy. Można je przetestować, konfrontując je z rzeczywistością – począwszy od tymczasowego i nieformalnego aż po wysoce ukształtowane i formalne. Zmiany w skali (fizyczne) i intencji ((nie)formalności) to podatny grunt dla spekulacji: jeśli fizyczna przestrzeń (projekt) czasami się nie liczy, co zatem tworzy podstawowe składniki warunków przestrzennych? Czy proces podejmowania decyzji zachodzi wyłącznie w ramach zaprojektowanej rygorystycznie sali sądowej czy parlamentu, czy też nieoficjalnie daje o sobie znać również w zaułkach korytarza, pomiędzy spotkaniami przy kawie i papierosach? A jeśli tak, to w jaki sposób te procesy i przestrzenie mogą być uwzględnione w projektowaniu?

Taka praktyka jest często rozumiana opacznie. Wielu wierzy w to, że wiąże się ona po prostu z architekturą realizowaną w małej skali lub z tymczasowymi fizycznymi konstrukcjami. Tymczasem jest wręcz na odwrót, krytyczna praktyka przestrzenna wiąże się ze świadomą inscenizacją dyskursu i debaty, tworzeniem stref dla debaty o charakterze agonistycznym. W przeciwieństwie do artystycznej interwencji zastępuje ona często autoreferencyjny fizyczny obiekt instalacji przez umożliwienie powstania politycznej inności i napędu do wytwarzania zmiany zachodzącej w poprzek wszystkich skal. I chociaż nie ma czegoś takiego jak jednostkowe podejście, skłonny jestem twierdzić, że istnieje wypracowywane wspólnie, tworzone i nieustannie odnawiane podejście do konkretnego zestawu praktyk, które odbywają się w ramach badań nad obszarami oraz ich przekładów na nowe odczytania, protokoły, fakty i – mówiąc ogólniej – realia.

Pętle oceny i znaczenie publikacji

Jednym z naczelnych zadań współczesnej twórczości artystycznej jest kwestionowanie sposobu działania krytycznych praktyk. Architektura, jako dziedzina odrębna względem sztuki (choć i ta nie jest z tego zwolniona), jest w dużej mierze determinowana przez siły rynkowe. Jednakowoż, pole to jest rodzajem szczególnej obietnicy, ponieważ jego związek z dziedziną przestrzeni jest wpisany w jej historię jako dyscypliny. Znaczna część współczesnej produkcji architektonicznej jest ślepa na owo historyczne zadłużenie i przestrzenne zaangażowanie i unika odpowiedzialności społecznej czy politycznej. Z takiej perspektywy krytyczna praktyka przestrzenna ma ożywić krytyczny dyskurs w tej dziedzinie. Chociaż teoria krytyczna w dyskursie architektonicznym stanowiła próbę zrobienia właśnie czegoś takiego, to, co „krytyczne” w krytycznej praktyce przestrzennej, stawia pod znakiem zapytania związek pomiędzy architekturą i szeroko rozumianym światem społecznym.

W toku tego procesu zarysowują się szczegółowe trajektorie dociekań: Czy możliwe jest zaprojektowanie społecznej złożoności, antagonistycznego spotkania i krytycznej wymiany? Co stanowi o produktywnym przejściu pomiędzy fizyczną skalą i programowymi (nie)formalnościami, kiedy dochodzi do spotkań o charakterze politycznym? Jeżeli inicjujemy dyskurs, to kiedy i w jaki sposób ujawnia się to, co polityczne? I kto ma czuwać nad tym procesem?

Krytyczna praktyka przestrzenna powinna być rozumiana jako refleksja nad regułami postępowania, a nie jako swego rodzaju maoistowska samokrytyka, czyli forma wymuszonego autokrytycyzmu w formie pisemnego lub ustnego oświadczenia dotyczącego własnej ideologicznej pomyłki. Chodzi tutaj raczej o taką formę krytyki w produktywny sposób odnoszącej się do domyślnych, wyuczonych form praktyki, których stosowania oczekuje się na gruncie zawodowym w celu podtrzymywania dyskusji nie tylko z profesjonalistami, ale także z szerszą publicznością. W rezultacie pojedyncze i często autoreferencyjne podejście do architektury jest wzmacniane i rozszerzane za sprawą złożonego pola interesów, metod i linii ataku. Tym z kolei fundament zapewniają konkretne narzędzia stosowane w różnych skalach, umożliwiające odniesienie się do sytuacji w najbardziej produktywny sposób i wytworzenie krytycznych problemów.

W ramach krytycznej praktyki przestrzennej kategoria oceny zwrotnej (feedback) ma kluczowe znaczenie. Konfliktowa wymiana z podobnie myślącymi i antagonistycznie nastawionymi praktykami ostatnimi czasy została mocno ugruntowana w licznych opracowaniach i stała się kluczowym narzędziem służącym do traktowania projektów w kategoriach wspólnego formatu, umożliwiania odniesienia się do konkretnej publiczności, i znacząco przyczyniła się do ukształtowania się dyskursywnej areny. Istnieje niezliczona liczba książek wydanych w latach 90. i w pierwszej dekadzie obecnego stulecia, które przedstawiają wyzwania tego nowego, jakże trudnego do określenia, obszaru. Niektóre z tych książek (w porządku chronologicznym) to: Evictions: Art and Spatial Politics Roslyn Deutsche, The Illegal Architect Jonathana Hilla; Everyday Urbanism Johna Case’a, Margaret Crawford i Johna Kaliskiego; RaumsoziologieMariny Löw; A Civilian Occupation: The Politics of Israeli Architecture Rafiego Segala i Eyala Weizmana; Enduring Innocence: Global Architecture and Its Political Masquerades Kellera Easterlinga; Wer plant die Planung? Architektur, Politik und Mensch Luciusa Burckhardta (pod redakcją Jeska Fezera i Martina Schmitza); Space and Power: Politics, War and Architecture Paula Hirsta; The [Un]Common Place: Art, Public Space and Urban Aesthetics in Europe Bartolomea Pietromarchiego; Did Someone Say Participate, An Atlas of Spatial Practice Markusa Miessena i Shumona Basara; Art and Its Institutions: Current Conflicts, Critique and Collaborations Niny Möntmann; City of Collision: Jerusalem and the Principles of Conflict Urbanism Philippa Misselwitza i Tima Rienietsa; Hollow Land Eyala Weizmana; Networked Cultures Petera Mörtenböcka i Helge Mooshammer; Urban Transformation Ilki i Andreasa Rubych; Institution Building: Artists, Curators, Architects in the Struggle for Institutional Space Nikolausa Hirscha, Philippa Misselwitza, Markusa Miessena i Matthiasa Görlicha. Jednym z aspektów łączących te książki jest fakt, że wszystkie stanowią próbę podkreślenia złożoności swoich tematów i zawsze uwzględniają wielowarstwowe odczytania opartych na praktyce związków, które ostatecznie prowadzą do przepracowania, rozłożenia i wytworzenia sytuacji i warunków istniejących w poprzek tych warstw, nie zaś konwencjonalnego sposobu rozumienia właściwego dla poszczególnych dyscyplin zaangażowanych w projekty.

Architektura zawsze wykorzystywała druk do testowania nowych idei – pozwala on bowiem przenieść na grunt rzeczywistości najbardziej radykalne architektoniczne punkty widzenia22. Historia architektury faktycznie jest wyjątkowa pod względem tworzenia i rozpowszechniania dyskursywnych trybun, takich jak książki, czasopisma i niezależne ziny. Jednym z aspektów krytycznej praktyki społecznej jest to, że często pojawia się ona na styku ruchu wydawniczego w formie dystrybucji idei. Chociaż wydawnictwa nie powinny być postrzegane jako produkt sam w sobie, pozwalają one na nieustanne poszukiwania poza rynkiem, dyskursywne dociekanie dotyczące normatywnych praktyk, które znajdują się w grze. W obrębie krytycznej praktyki przestrzennej akt publikacji jest w istotny sposób związany z badaniem rozumianym jako praktyka, czym różni się ono od prowadzonych w latach 70. eksperymentów znanych pod nazwą „papierowej architektury”, odnoszących się do tego, że architekci nie mogli przenieść swoich praktyk do eksterytorialnego konstruktu, jakim jest książka. Krytyczna praktyka przestrzenna ujmuje przestrzeń bez konieczności czy potrzeby faktycznej fizycznej interwencji.

Badanie jako praktyka

W rezultacie oznacza to także, że w kategoriach ujmowania, myślenia, postrzegania w procesach decyzyjnych w produkcji zespołowej nastąpiły pewne przesunięcia. „Ostateczny produkt” nie ma już nadrzędnego znaczenia w kontekście samych procesów, które prowadzą do jego powstania. W ich toku powstaje nowa wiedza oraz rodzą się nowe idee i projekty. W przeciwieństwie do ostatecznego „projektu” krytyczna praktyka przestrzenna i jej opublikowane wytwory są poszukiwaniami, udokumentowanym eksperymentem, dyskursywnie uargumentowaną tezą na temat „kondycji przestrzennej”. Kondycja ta może skutkować propozycją na dużą skalę, wydarzeniem społecznym, propozycją opartą na nowej polityce, analizą typologii przestrzennych, krytyczną dokumentacją istniejącej sytuacji i całym szeregiem różnych innych formatów. Wydawanie tekstów może zatem być używane jako odpowiednie i zasadne narzędzie do komunikowania takich nienormatywnych punktów widzenia i metodologii pracy, formatów, które nie zawsze można przekazać za pośrednictwem samego obrazu.

Takie podejście ma bardzo bogatą tradycję, zapoczątkowaną prawdopodobnie w momencie pojawienia się wędrownych pracowni w szkołach architektonicznych, takich jak Las Vegas Studio – brzemiennego w skutki kursu z roku 1968 prowadzonego przez Roberta Venturiego i Denise Scott Brown, którego kulminację stanowiło wydanie w roku 1972 książki Uczyć się od Las Vegas23.

W roku 2006 Suhail Malik wygłosił wykład w Centre for Research Architecture w Goldsmiths, University of London. Wystąpienie to miało zwrócić uwagę na problem „badania jako praktyki” i ułatwić rozumienie badań jako stanu pracy i produkcji, w który nikt by się nie zaangażował, gdyby wiedział, co to jest24. Zdaniem Malika proces badawczy może dostarczać zestawu danych, które otwierają przestrzeń do artykulacji czegoś, co wcześniej nie zostało wyrażone. Co tworzy badania? Gdzie one dokładnie się odbywają? Taka ontologiczna praktyka, jako tworzenia wiedzy, kładzie raczej nacisk na znaczenie nauki i kwestionowania, aniżeli wiedzy i uprzednich założeń: pojęcie badania jest oparte na założeniu ontologicznej pozycji i propozycji i odwołuje się do wysiłku, a także do ambicji i motywującej do stworzenia nowych zasobów wiedzy. Praktyka w działaniu może być zatem rozumiana jako metodologia badawcza; w praktyce rzeczy są włączane do świata przy ograniczonym do minimum zrozumieniu, czym się one staną. Praktyka jako narzędzie badawcze dostarcza informacji zwrotnej o czyjejś spekulacji na temat wpływu i oddziaływania „czegoś” na sfery politycznego i społecznego. Ta oparta na testach praktyka tworzenia spekulatywnych scenariuszy prowadzi do produkcji bazującej na trybach badawczych od samego początku, nieukierunkowanych do wnętrza wyraźnie zdefiniowanego produktu, ale tylko traktujących konfliktową praktykę jako sposób tworzenia przestrzeni dla dyskusji – epistemologię, która akumuluje zasoby wiedzy wytwarzających dyskursywne okazje i wywołujące reakcje. Badanie w rozumieniu Malika nie jest z konieczności rozumiane jako środek interwencji, a więc tak, jak ma to miejsce w architekturze. „Badanie” często jest nadużywane w dziedzinie architektury w zwykłym znaczeniu, w którym stanowi ono pierwszy krok w liniowym procesie wiodącym od badań, przez koncepcję, aż do implementacji. W tym rozumieniu badanie nie jest już prostym sposobem analizy i produkcji, co w istotny sposób wynikałoby z opartych na wiedzy rezultatach stanowiących próbę ujęcia problemu, tylko funkcjonuje po to, aby definiować i okrążać problematykę (problem wygenerowany przez uprzednie działania)25. W jaki sposób indywidualni praktycy mogą zacząć opisywać nowe terytoria wiedzy, które stałyby się punktem wyjścia dla zdobywania nowych obszarów praktyki? Jakiego rodzaju zmiany pojawiają się w normatywnej ramie praktyki i jak można je zmierzyć?

Tego rodzaju badanie jako sposób tworzenia projektów w nakładających się na siebie polach i obszarach (kombinacjach, które do tej pory mogły nie zostać jeszcze zbadane), powinno być rozumiane jako forma zaangażowania mająca swoją własną metodologię, pisanie swojej własnej historii – historii swojego powstawania – i wyzwanie rzucone idei konieczności historycznej genealogii. Jego metodologia sugeruje, że mamy do czynienia z czymś systemowym: odwołując się do wcześniejszych prac, ustanawiając przestrzenne konstrukty, stanowiące spekulacje na temat potencjału związanego z aktywacją i dezaktywacją sił i struktur, które ostatecznie tworzą praktykę, powodującą mnóstwo doniosłych konsekwencji, które należy oswoić, opracować i poddać negocjacji – jest to ruch w kierunku przestrzennej niezgody.

Ekonomiczna rentowność?

W jaki sposób tego rodzaju praktyka może być utrzymana z ekonomicznego punktu widzenia? Dzisiejsze zainteresowania praktyków przestrzennych krążą często wokół problemu wyskalowanych i alternatywnych ekonomii: w jaki sposób można rozwinąć i ustanowić przestrzenne ramy, w obrębie i za pomocą których mogą zacząć wyłaniać się różne ekonomie? Tradycyjnie w architekturze stosuje się protokół oparty na założeniu, że cały budżet powinien być wydany na fizyczne wykonanie budynku. Jednak może to wcale nie być najbardziej adekwatna czy odpowiednia decyzja. Konieczne jest wypracowanie alternatywnych modeli i ram, w których architektura będzie ujmowana i rozumiana ponad fizyczną i dostrzegalną rzeczywistością. Tam, gdzie architektura jest zablokowana przez ramy własnej praktyki, potrzebne jest wyobrażenie sobie i rozszerzenie innego terytorium, w którym wzór i jego możliwe opisy nie będą już pokryte patyną historii i protokołów architektonicznych. Nie oznacza to, że powinno istnieć terytorialne rozgraniczenie pomiędzy architekturą właściwą i krytyczną praktyką przestrzenną, ale raczej że architektura jest jedną z wielu praktyk, które należy uwzględnić w takim wielowymiarowym, heterogenicznym i złożonym podejściu do przestrzeni.

Istnieje coś takiego jak „architektura” i większość czytelników zapewne zgodzi się co do tego, czym ona jest: jest fizyczna, ma wygląd i konkretną, dającą się zagospodarować skalę. Ale jest jeszcze coś, co ma związek z ekonomią działania, rozkładami zajęć i protokołami życia codziennego i użycia, instytucjonalną lub domową rzeczywistością ludzi wykonujących pracę lub spędzających czas w pewnej określonej i zaprojektowanej przestrzeni. Wielu architektów przeznacza budżet na fizyczną skorupę, opakowanie, widoczny produkt, który jest wyraziście zdefiniowany i może być poddany osądowi estetycznemu. To, co mnie w tym miejscu interesuje, to eksploracja możliwego związku, w którego ramach ekonomia architektury jest również rozumiana jako ekonomia zajmująca się obsługą architektonicznego obiektu, ale w której obrębie architektura przenika się z innymi, słabiej wyrażonymi obszarami praktyki, które utraciły wrażliwość programowania i realia produkcji.

Istnieją na przykład instytucje, które przeznaczają ogromne kwoty ze swoich budżetów na architekturę reprezentacyjną. Często zdarza się więc tak, że dopóki nie zmaterializuje się reprezentatywny gest – mający być symbolem pewności, kontroli i władzy – niewiele pozostaje (albo nawet nic) w budżecie na zaprojektowanie samej architektury. To właśnie w tym miejscu alternatywne formy analizy przestrzennej, krytyki i praktyki są najbardziej potrzebne. Z punktu widzenia architekta nie powinno stanowić to problemu, ponieważ płaci mu się właśnie za fizyczne opakowanie. Jednak owo fatalne w skutkach nieporozumienie, polegające na uznaniu historycznej pewności za daną, doprowadziło do powolnego schyłku i upadku architektonicznej profesji, którą stopniowo zaczęli zawłaszczać deweloperzy i biznesmeni. Odpowiedzialność krytycznego praktyka polega na kwestionowaniu status quo lub praktyk prowadzących do powstania tego rodzaju pewności i ślepych ekonomicznych uliczek oraz ustalenia sposobu, w jaki mogą być one zastąpione bardziej twórczymi i otwartymi rozwiązaniami.

Jedną ze zmiennych, która w związku z tym musi zostać wzięta pod uwagę i poddana analizie, jest gra pomiędzy powstającymi się ramami przestrzennymi oraz ich potencjałem do działania w roli reprezentantów, przy jednoczesnym głębokim osadzeniu, a także pracy na rzecz programowych, nakierowanych na treść rozważań i działań ich gospodarzy.

To, rzecz jasna, dylemat architekta. Z jednej strony jeśli szuka on wyłącznie bezpośredniego ekonomicznego zysku, będzie zabiegał o rozbudowę „fizycznej części” budynku w celu zwiększenia budżetu na architekturę i swojego dochodu. Jestem zainteresowany spekulacją i tworzeniem scenariuszy, za pomocą których inne „miękkie” usługi mogłyby zostać włączone do takiego projektu. W obszarze krytycznej praktyki przestrzennej powinno istnieć produktywne schizofreniczne rozdwojenie: z jednej strony praktyka taka powinna być rozumiana i opisywana jako taka, która niesie ze sobą powagę porównywalną z tą właściwą profesjom takim jak architektura – powinna nie tylko działać bez mandatu, ale także dostarczać odpowiedzi na zlecenia, jeśli zajdzie taka potrzeba. Z drugiej strony tego rodzaju praktyka działałaby jako oparta na treści krytyka, zwróconej ku ego lub przedmiotowi, natury architekta i niekiedy na absurdalnej wręcz prostocie nakierowanej na architekturę produkcji przestrzeni. Nie należy przeceniać architektury, ale nie należy też ujmować jej władzy sprawowanej na mocy samej fizycznej obecności i widoczności. Ta schizofreniczność ujawnia się wtedy, gdy uświadamiamy sobie, że kombinacja kilku tych elementów i skal w ramach procesu produkcji przestrzeni, jest w gruncie rzeczy wysoce płodna i w niczym nie wadzi. Zatem problem polega na tym, czy jednostka jest w stanie stworzyć coś, co jednocześnie aktywowałoby i blokowało: zarówno profesjonalnie, w formie płodnej schizofrenii praktyki, i przestrzennie, w szczególny sposób będący wynikiem zamiany treści w materię, czy to fizyczną, czy nie. W związku z tym krytyczna praktyka przestrzenna powinna przyjmować rolę heterogenicznego agenta, który zamiast pielęgnować czy wzmacniać scenariusze typu „albo–albo”, ustanawia alternatywną praktykę poza dziedziną architektury, aby ująć ją jako jeden z centralnych elementów. Takie zespołowe, mikropolityczne i kuratorskie rozwiązania oparte na uznaniu złożoności zespołu aktywnych czynników, przygotowuje grunt pod uświadomienie sobie faktu, że rewolucyjny aspekt architektury znajduje się nie w jej formie, ale w procesach. Procesy te można nazwać „konstruowaniem tego, co demokratyczne”, jednak nie chodzi tutaj o romantyczną koncepcję wchłaniających wszystko praktyk, ale sposób wyobrażania sobie i konstruowania agonistycznej przestrzeni dla uprawiania polityki. Nie oznacza to, że należy przeciwstawiać sobie formę i treść, ale raczej, że należy wzmacniać oparty na treści proces jako główną siłę generującą formę, czy to fizyczną (przedmiotową, architektoniczną), czy też innego rodzaju.

W takim kontekście jako jedno z kluczowych pytań jawi się to, w jaki sposób rola przestrzennego praktyka może mieć znaczenie dla poważnych projektów i ram ekonomicznych i w jaki sposób rola ta może wytworzyć pewne nowe protokoły, które można rozumieć jako profesjonalne usługi, które z kolei mogą być odpowiednio ujęte i wynagrodzone. Nie oznacza to, że potrzebne jest profesjonalne ciało, aby reprezentować taką praktykę lub zarządzać nią, ale że istnieje świadomość i zrozumienie tego, że krytyczna praktyka przestrzenna jest częścią większego równania, wyraża i aktywnie angażuje się w proces produkcji przestrzeni. Ma to również związek z rodzajem klienta, z którym się pracuje – jeśli w ogóle jest jakiś klient. Z historycznego punktu widzenia rola klienta w projektach jest często zaniedbywana, kiedy mówi się o architekturze. Jeżeli klient naprawdę rozumie to, co próbuje się zrobić i nie jest zainteresowany wyłącznie fizyczną reprezentacją architektury jako obiektu, dyskurs wokół związku klienta i wykonawcy może stać się bardziej produktywny.

Istnieje solidna tradycja i bardzo interesująca różnica w sposobie, w jaki architekci są traktowani w porównaniu z artystami. Architekci są bardzo dobrzy w radzeniu sobie z oczekiwaniami, jakie im się stawia (i bardzo często są do tego wykorzystywani) i w reagowaniu na nie. Artyści często próbują odrzucać te oczekiwania. Wydaje się, że musimy być nieco bardziej wymagający w tym dwoistym związku: z jednej strony bardziej wymagający jako praktycy, zabiegając o to, żeby widoczność i oddziaływanie projektów znajdowały się na bardziej profesjonalnych i rozpoznawalnych w sferze międzynarodowej poziomach, z drugiej zaś potrzebujemy bardziej wymagających klientów, którzy nie proszą po prostu o artystyczny, autoreferencyjny i formalno-estetyczny gest, ale o złożoną i wielowymiarową profesjonalną usługę, która ma swoje konsekwencje i bierze na siebie pewną odpowiedzialność. Praktyk w warunkach kulturowej ekonomii władzy i ewaluacji musi być bardziej proaktywny w redefiniowaniu swojej roli kulturowego producenta. Stajemy dzisiaj w obliczu sytuacji, w której praktyka taka musi być wysoce spekulatywna i płynna, w przeciwieństwie do architektury, która zawsze usiłuje udzielać apriorycznych odpowiedzi. Zadanie krytycznej praktyki przestrzennej nie polega na rozłożeniu czy rozcieńczeniu pojęcia tego, co było wcześniej znane jako „dyscyplinarność”, ale na kwestionowaniu samej idei praktyki. Powodem, dla którego praktyczna krytyka przestrzenna musi być rozumiana i uprawiana niezależnie od architektury, jest to, że chociaż obie zajmują się tworzeniem przestrzeni, architektura sama się ogranicza przez ramy prawne i profesjonalne definicje.

Einmischungen: niezależna praktyka jako proaktywna interwencja

Niedawno poszedłem na lunch do bufetu pełnego architektów. Wysłuchałem wielu interesujących, krytycznych i wyrafinowanych wypowiedzi na temat budowania, życia, tego, jak żyć itp. Po wyjściu spojrzałem na rzekę i zobaczyłem tylko hipermarkety, sklepy budowlane i O2 Arena.

CHRISTIAN PETZOLD26

Być może sekret autonomicznej sprawczości i dobrego życia leży właśnie w otwarciu się na przestrzeń innych możliwości poprzez kategoryczne odmówienie narzucania nam jakichkolwiek warunków, niepozostawiającego nam żadnego wyboru poza „tak” lub „nie”. […] To, co polityczne, dzieli społeczeństwo i wyłania się z tego podziału. To, co polityczne, jest inicjowane przez przecięcie.

JAN VERWOERT27

Dokąd zatem stąd zmierzamy? Czy może pojawić się nowe lub poprawione rozumienie, ujęcia i praktyki, które mogłoby zostać odniesione lub przeciwstawione naszej idei architekta i przestrzennego praktyka? Jak można wyobrazić sobie alternatywny rodzaj praktyki?

W ramach mojego rozszerzonego projektu prac poświęconych partycypacji starałem się wprowadzić, poddać analizie i krzyżowo zapłodnić istniejące i wyłaniające się modele praktyki, dla których punkt wyjścia stanowi gotowość jednostki do zaangażowania się w otaczającym nas świecie, ilustrujące to, w jaki sposób jednostka może działać politycznie.

W owym osobistym zaangażowaniu krytyczna praktyka przestrzenna powinna być rozumiana jako zaszczepiony, nieproszony outsider, niezrzeszony, zakotwiczony praktyk. W posłowiu do Koszmaru partycypacji Carson Chan interpretował ją w kategoriach „akuszerki”:

Sokratejska położna jest intelektualnie bezpłodna, niemniej jednak może pomóc w wydobyciu wiedzy z innych. […] Sokrates tworzył wiedzę przez aktywne wyznaczanie miejsc dialogu i interwencji. W ten oto sposób dręczące nas wątpliwości okazują się po prostu intelektualnymi bólami porodowymi28.

Kiedy Chan mówi o praktyce asystowania konkretnemu ciału lub praktyce i o umożliwianiu ich zaistnienia, opisuje on tę ideę, którą wprowadziłem pod hasłem „niezależnego praktyka” – jednostki, definiującej konkretne reguły praktyki poprzez akt Einmischung. Armen Avanessian nazywa to sceptycyzmem względem „cnót kardynalnych wygodnego i zadowolonego z siebie lewicowego projektu: fetyszyzacji oddolnych procesów demokratycznych i związanej z nimi tęsknotą za autentycznością”29.

Niezależna praktyka: potencjalna droga naprzód

Niezależny praktyk musi być traktowany jak adwokat, ktoś, kto celowo odczytuje i rozumie umieszczoną w kontekście problematykę za pośrednictwem ramy przestrzennej – analizując, zarysowując i komunikując to, w jaki sposób rzeczy są zorganizowane w otaczającym nas świecie, co pozwala mu zaproponować mechanizmy ich dotyczące i działające na nie za pomocą środków wykraczających poza domyślne, standardowe rozwiązania. W kontekście architektury i najpowszechniejszych praktyk przestrzennych taka funkcja odróżnia się od normatywnych trybów świadczenia usług za sprawą orędowania na rzecz praktyki opartej na faktycznym przekonaniu (niekoniecznie mającym „etyczny” charakter), aniżeli na bodźcu ekonomicznym. Oznacza to również, że taki praktyk jest zaangażowany w proaktywne i świadome kształtowanie istniejących realiów. Ta forma pracy może być rozumiana jako funkcja edytorska i logistyczna: redagowanie zastanej rzeczywistości. Zamiast po prostu odrzucać normatywne rozumienie oraz performatywne interpretacje, rytuały i reguły partycypacji, niezależny praktyk wykonuje i rozszerza rolę, która jest napędzana przez długoterminową, proaktywną, propozycyjną i logistyczną praktykę w celu przeciwdziałania sytuacji, w której ramach „polityczna świadomość i polityczna strategia zostały zastąpione przez przypadkową kombinację szalenie niebezpiecznych działań”30.

Pobudka i do przodu

Politycy lubią twierdzić, że ich elektorat, tak zwani wyborcy, chcą konkretnych rozwiązań problemów. Jednak w świetle ostatnich dwóch dekad, zwłaszcza w wypadku rządów Nowej Lewicy w Wielkiej Brytanii, coraz jaśniejsze stawało się to, że wielu polityków oraz innych wybieralnych przedstawicieli odwoływało się do przeciwieństwa obiektywizmu, a mianowicie do afektu. Odwołanie się do emocji politycznych elektoratu, nawet jeśli na zasadzie placebo, wprowadzanie zauważalnej, powierzchownej „możliwości partycypacji” jako wariantu okazało się w wielu wypadkach zadowalające dla obywateli.

Takie elegijne przygnębienie i melancholia, które zrodziły wspomnianego wyżej romantycznego, uśpionego obywatela, są w gruncie rzeczy formą antydemokratycznej pacyfikacji i polityki dodawania otuchy. Potrzeba „nowego Biedermeieru” – jak zauważa ekspert Dirk Kurbjuweit31. Jego największa wada może być opisana jako forma Überantwortung, transferu zobowiązania czyniącego partycypujących odpowiedzialnymi, a nie grupę wybraną do tego, aby to robić. Zgodnie z tym historyk Heinrich August Winkler stwierdza, że

jest to niemożliwa do wyrugowania iluzja lewicy demokratycznej, że (ilościowo) bardziej bezpośrednia demokracja prowadzi do większego postępu, poprawy warunków i równości. Systematyczne porównanie mogłoby doprowadzić do odkrycia, że w dziejach odbyło się więcej reakcyjnych, aniżeli postępowych plebiscytów32.

Winkler idzie nawet dalej i, cytując teoretyka prawa Ernsta Fraenkla, żydowskiego reemigranta do powojennych Niemiec, zauważa, że „naród, który nie jest pewien reprezentującego go parlamentu, cierpi na demokratyczny kompleks niższości”33.

Co interesujące, to zjawisko daje się zauważyć w niedawnym wzroście i rozwoju parametryzmu w architekturze i projektowaniu, który jest oparty na takim samym domyślnym modelu, jak ten w polityce partycypacyjnej, a który został zawłaszczony jako sposób legitymizacji i „prania” etyki. Podobny do państwowej sfery polityki parametryzm jest stosowany jako środek do wyprowadzania odpowiedzialności (projektowania) na zewnątrz i – bardziej szczegółowo – do stwarzania sobie możliwości twierdzenia, że ostateczny rezultat projektowania nie jest wynikiem konkretnych decyzji projektanta, ale złożonym i (pseudo)naukowym procesem, opartym na szeregu kryteriów, które definiuje projektant, a potem rozwija i wprowadza w życie komputer.

Pokazuje to, w jaki sposób pewne formy polityki wyprowadzania odpowiedzialności na zewnątrz stały się współczesną metodologią radzenia sobie z walkami o władzę oraz miękką i konsensualną mediacją. W związku z tym najważniejsze jest obnażenie pseudopartycypacji jako uniwersalnego remedium lub magicznego pocisku. Taka symulowana demokracja, w której ramach idea i wola partycypacji mogą być odczytywane jako zarażenie swoją własną sugestią, ostatecznie wywołuje taki stan umysłu, w którym nie tylko unika się odpowiedzialności, ale nie jest się również rozliczanym ze swoich działań, a jednocześnie stwarza się wrażenie, że postępuje się w wysoce odpowiedzialny sposób. Innymi słowy: wszystko, co nie pasuje do czyjegoś scenariusza, zostaje po prostu wymazane. W badaniach medycznych taki stan jest określany mianem „dysonansu poznawczego” i uznawany za jednostkę kliniczną. Dysonans rozumiany jest tutaj jako rodzaj stresu i dyskomfortu doświadczanego przez jednostkę mającą w tym samym czasie kilka wzajemnie sprzecznych przekonań, idei lub wartości:

Dysonans pojawia się, kiedy ludzie stają w obliczu informacji, która kłóci się z ich przekonaniami. Jeśli nie zostanie on zredukowany przez zmianę przekonania, może doprowadzić do przywrócenia konsonansu opartego na błędnej percepcji, wyparciu lub odrzuceniu informacji i poszukiwaniu wsparcia u tych, którzy podzielają przekonanie, i przekonywaniu innych34.

Niezależna praktyka jako produktywna opozycja

Adam Curtis opisuje niezależnego praktyka jako kogoś, kto próbuje rządzić. W serialu dokumentalnym The Trap Curtis rozbraja szeroko rozpowszechnione nieporozumienie dotyczące tego, że demokracja wymusza zaangażowanie. Uderzający paradoks polega tutaj na tym, że dobrowolne procesy demokracji mogą być również swoim dokładnym przeciwieństwem35. W serii trzech filmów Curtis analizuje praktykę zarządzania percepcją i wynikającą z niej korupcją wolności. Odkrywa, że jesteśmy dzisiaj bardzo wrogo nastawieni do decyzji podejmowanych przez jednostkę. W kontekście niezależnej praktyki jest to właśnie ten rodzaj zaangażowania i podejmowania decyzji, jakim jestem zainteresowany. Jak pokazuje to Curtis, polityka nie powinna być rozumiana i realizowana jako defensywny i reakcyjny zespół celów działania, ale jako nasycony wyobraźnią, propozycjami i odpowiedzialnością sposób postępowania. Zamiast martwić się o niekwestionowaną i stałą inkluzję wszystkich, należy założyć istnienie woli rządzenia. Odwołując się do filozofa polityki Isaiaha Berlina, Curtis pokazuje, w jaki sposób w kontekście brytyjskiej Nowej Lewicy promowana była uproszczona i skromna forma demokracji – taka, która proponuje partycypację i udaje, że prowadzi do jakiejś formy równości. Curtis analizuje zaproponowane przez Berlina ujęcie „negatywnej wolności” po to, aby odkryć, że rozpowszechniona dzisiaj polityka jest przede wszystkim nastawiona na praktykę mającą jeden cel – „dać ludziom to, czego chcą”36. Takie uproszczone i populistyczne ujęcie reguł demokracji jest często powiązane z dogmatycznym przekonaniem dotyczącym tego, czym „naprawdę” lub „rzeczywiście” jest wolna jednostka.

Zamiast interesować się symulowaniem partycypacji, niezależna praktyka proponuje pozbawiony iluzji pragmatyzm, świadomy istnienia brutalnego faktu odnoszącego się do tego, że ktoś musi być u steru. Opierając się na tej realistycznej szczerości, wzywa ona do zadawania pytania o to, jaką wartość ma uczestniczenie w rozwoju politycznego pejzażu ukierunkowanego – w sytuacji idealnej – na obycie się bez opozycji czy oporu:

Jakie warunki musi spełnić terytorium, zanim bałamutnie przedstawi się jako część całości pod demokratycznym emblematem? Albo, by nieco odwrócić problem, w jakiej obiektywnej przestrzeni, w jakiej osiedlonej społeczności demokracja jest demokracją?37

Nicole Deitelhoff, która zajmuje się badaniem polityki opozycji na Uniwersytecie we Frankfurcie, odnosi się do tego, stosując kategorię „prawdomówności w konflikcie”:

Opozycja nie potrzebuje patrzenia na siebie jako na mniejszość. Partie polityczne, które nie sprawują władzy, mają silny mandat w parlamencie: aby przedstawiać alternatywę dla koalicji i by dawać społeczeństwu i swojemu elektoratowi przykład, że polityka może być również uprawiana w inny sposób38.

Deitelhoff odwołuje się również się do niemieckiej Partii Zielonych jako dawnej grupy aktywistów, którym z czasem udało się z powodzeniem zrealizować ideę „powolnego przemarszu” przez instytucje.

Co więcej, należy powiedzieć, że Zielonym nie tylko udało się to wszystko bez przemocy, ale dzięki nim wybili się tacy politycy jak Josef „Joschka” Fischer. Znany dzięki szczerej odpowiedzi udzielonej w 2003 roku sekretarzowi obrony Stanów Zjednoczonych, Donaldowi Rumsfeldowi, kiedy ten mówił o dowodach na posiadanie przez Irak broni masowego rażenia („Przepraszam, ale nie jestem przekonany”), Fischer stanowi przykład dla niezależnego praktyka, ponieważ wszedł do polityki bez spójnego, potwierdzonego i formalnego przygotowania i powoli wspinał się po instytucjonalnej drabinie. Jako jednostka i osoba publiczna pozyskał sobie zarówno niemieckie elity, jak i Kleinbürger (drobną burżuazję). Ta publiczna fascynacja powstrzymała możliwą, ale zbyt łatwą krytykę oportunizmu i sprawnej politycznej zwrotności. Nie był zainteresowany udziałem w tak zwanym nowym ruchu socjalistycznym. Dla niego byłoby to zbyt romantyczne, drobnomieszczańskie, zbyt dobroczynne – zamiast faktycznej, zdeterminowanej fali: „Fischer ucieleśniał konsekwencję, ten rodzaj konsekwencji, o jakiej drobny mieszczanin może tylko marzyć, kiedy chce podjąć ryzyko”39. W swojej książce o Fischerze Paul Hockenos kwestionuje, jakoby odegrał on ważną rolę w istotnych

debatach publicznych przeprowadzonych w Niemczech, debatach, które znajdują się poza granicami ograniczonych politycznych dyskursów […], bardzo bogatych dyskusjach, stanowiących część wyrafinowanej Streitkultur, które […] mogły implikować świeże krytyczne myślenie w dyskusjach poza granicami Europy40.

Jako „praktyk” taka jednostka (lub zbiorowość) nie czeka na zewnętrzną legitymizację działania. W odniesieniu do niezaangażowanej praktyki na formalnym politycznym poziomie można stwierdzić, że nawet jeśli taka opozycja nie zawsze jest częścią parlamentu, to może ona formułować pożyteczną formę protestu i sprzeciwu, która Zielonym pozwoliła ukształtować formalną politykę państwową. Oczywiście istnieje tutaj drugie dno, a mianowicie fakt, że „opozycja” może być również dostawcą idei, intelektualnie wyzyskiwanego przez sprawujących władzę.

Nawet jeśli taki wyzysk może rzeczywiście mieć miejsce, proces decyzyjny tylko zyska na tym zjawisku, ponieważ w obrębie systemu dojdzie do krzyżowego zapylenia idei. Jak zauważa pisarka i kuratorka Federica Bueti, należy zrozumieć, że opozycja może wyłonić się wyłącznie z wyraźnego strukturalnego i przestrzennego uwarunkowania: „Partycypacja nie jest miękką strukturalną formą. Bez strukturalnej dystynkcji nie może powstać opozycja”41. To istniejąca strukturalna rama partycypacji wymaga naszej uwagi.

Partycypacja może opierać się przyspieszeniu i optymalizacji działania. Może sprzeciwiać się obydwu modelom zbudowanym na konsensusie i homogenizacji. Jej polifoniczna, konfliktowa i rozproszona natura jednocześnie reprezentuje powód do włączenia jej do neoliberalnego systemu i argument za optymistyczną inkluzją. Może stanowić motyw do „zmieniania sposobu, w jaki rozumiemy, co jest możliwe”. Jeśli przyznamy, że możliwy jest inny system reprezentacji, autonomiczny system, który nie należy do niczego poza swoim spełnieniem, swoimi możliwościami i zdolnościami do eksploracji nowych formatów i nowych znaczeń, wówczas partycypacja może być postrzegana nie jako romantyczna idea wspólnoty czy ucieleśnienie abstrakcyjnej idei wielości, ale jako operacyjny sposób tworzenia innego rodzaju przestrzeni – pozbawionej podstaw przestrzeni niepewności, która nie powstrzymuje nas przed poszukiwaniem źródła różnic w dzisiejszej rzeczywistości42.

Zamiast nowego „drugiego biedermeieru” czy postawy „zostań w domu i regularnie sobie dozuj”43 niezależny praktyk działa przeciwko cichemu i niemalże niezauważonemu procesowi unieruchamiania realnego politycznego dyskursu, który do tej pory prowadził do „kulawej zgody”44, i bezpiecznym przekonaniu, że przeniknęła do sposobu postępowania ogółu społeczeństwa. Kurbjuweit wyjaśnia, że podobnie jak w dobie biedermeieru w dziewiętnastowiecznej Europie Środkowej,

wydaje się, że może chodzić o zwiększenie partycypacji, ale nie z powodu metaspołecznych czy socjalnych wizji lepszego świata jutra, ale raczej po to, aby móc żyć niczym niezmąconym życiem. Pod tym względem drugi biedermeier jest nawet bardziej biedermeierowski od tego pierwszego45.

Postanowienie można powziąć, jeśli znajdzie się ktoś, kto jest gotów podjąć decyzję sprzeczną z wolą, przekonaniami i opiniami ogółu. To oczywiście kłóci się z pragnieniem i rozumieniem harmonii jako głównej zasady demokratycznego procesu decyzyjnego. Jak zauważa Eyal Weizman,

działacze polityczni muszą nieustannie wyszukiwać nowe formy walki, w których sprawdzi się ten paradygmat władzy, ale jednocześnie uciekają przed jej „uściskiem” i zadają kłam jego znaczeniu, usiłują przeprojektować jej sieci, aby się z nich wydostać46.

Rozbicie ideologii partycypacji

Jak próbowałem wykazać, partycypacja stała się współczesnym rytuałem natychmiastowej ulgi, formą aspiryny lub środka nasennego, łatwego do nabycia w sklepie za rogiem lub na stacji benzynowej: ideologią rozwiązywania problemów, która głęboko przeniknęła sferę polityczną i kulturową. Zamiast dać się uwięzić w tym dyskursie partycypacji, który rozumie sam siebie jako praktykę wszechobejmującej mediacji, niezależna praktyka domaga się wytworzenia siły wektorowej. Unika pułapki uprzedmiotowienia i nie znosi żadnej formy odgórnie narzuconej partycypacji. Praktyka niezależna rozumie praktykę w ogóle jako miejsce niezgody: przestrzeń dla pisania, krytyki, publikowania, kręcenia filmów, kuratorstwa, nauczania, doradztwa w sprawie stosowanych form (przestrzennej) praktyki, takich jak sztuka, architektura, urbanistyka; w której ramach nawiązuje się współpracę z organizacjami pozarządowymi, politykami i projektuje się legalne uwarunkowania i techniki realizacji.

W istocie, we współczesnej dyskusji na temat partycypacji brakuje słowa „ideologia”. Ponieważ partycypacja została pokryta kosztownym werniksem inkluzji, solidarności i politycznej poprawności, naszej uwadze umknął fakt, że stała się ideologią: nowym współczesnym narkotykiem. Kiedy Marks pisał, że „religia jest opium ludu”, nie mógł wiedzieć, że klasy polityczne funkcjonujące w poprzek systemów przekonań i pod wszystkimi szerokościami geograficznymi sto pięćdziesiąt lat później z radością zastąpią religię pseudowyzwalającymi formami politycznej partycypacji. Gdyby pokusić się o uogólnienie, można by stwierdzić, że istnieje jeden rodzaj strachu, który łączy wszystkie obszary geograficzne, systemy i aktorów politycznych niezależnie od skali czy zajmowanej pozycji – jest to strach przed sondażami opinii. Odegrał on znaczną rolę w narodzinach partycypacji. Rozwój tego zjawiska znajduje również odzwierciedlenie w „slaktywizmie”, pejoratywnym określeniu opisującym pozornie altruistyczne narzędzia lub praktyki, które przynoszą niewielkie lub zerowe rezultaty o wymiarze praktycznym (oprócz tego, że uciekająca się do nich osoba czuje zadowolenie i ulgę).

Niezależna praktyka jako forma inscenizacji dyskursu

Aby uniknąć ewentualnego błędnego odczytania, trzeba sobie powiedzieć wprost, że niezależna praktyka nie powinna być w żadnym wypadku rozumiana jako praktyka altruistyczna. Wręcz przeciwnie: jeśli czymkolwiek jest – aktem, praktyką, formą „robienia” – powinna być ona rozumiana jako samosterowna, samorzutna i asertywna forma altruizmu, która czasami na pierwszy rzut oka może się wydawać oportunistyczna. Ważne jest tu jednak zrozumienie, że altruizm w tym kontekście nie oznacza wyłącznej troski o dobrobyt innych. Chodzi w nim o autentyczny wysiłek niezależnego działania, nieopartego na impulsie ze strony lub pod wpływem innych, ale wedle własnej wiedzy i sumienia, jako wolnego radykała bez mandatu. Dlatego w pierwszej kolejności jest to praktyka samolubna, jednak nie w sensie działania przeciwko dobru wspólnemu, ale dlatego że wyrasta ze świadomości, że niektóre kwestie mogą się rozwinąć wyłącznie przez zastosowanie pozornie antydemokratycznych środków. Niezależność może być rozumiana zatem jako efektywny atak na wiszący w powietrzu partycypacyjny dogmat: zapowiada i ogłasza nową wartość niedemokratycznego raczej niż antydemokratycznego podejmowania decyzji, prowadzącego do wzmocnienia pozycji, uzyskania względnej autonomii do rozwoju potencjału operacyjnego.

Tego rodzaju praktyka potrzebuje realistycznego optymizmu. Carson Chan wyjaśnił w epilogu do Koszmaru partycypacji, że daje nam to nową podstawę dla refleksji, rekontekstualizację, która w tym samym czasie do nich dociera47. Niezależna praktyka otwiera przestrzeń dla myślenia ponad normatywnymi ograniczeniami podzielonej na terytoria myśli. Analogia Chana dotycząca akuszerki może być odczytywana jako pomocniczy lub zewnętrzny czynnik umożliwiający (re)organizację i działanie: jednoczący strategiczne (planowane i taktyczne, konceptualne i zwinne) działania pozwalające przepracować kulturowe, polityczne, ekonomiczne i prawne parametry danej sytuacji. Takie podejście, polegające na „rozbijaniu” i „przepracowywaniu”, mobilizuje materialne i równoległe rzeczywistości, które pozwalają i pomagają nam zrozumieć otaczający nas świat w bardziej zróżnicowany sposób.

Co jednak sprawia, że istnieje różnica pomiędzy tego rodzaju działaniami i, dla przykładu, dziennikarstwem śledczym? Niezależna praktyka ma charakter operacyjny. Innymi słowy: stanowi ona część większej pracy, która powstaje nie tylko w kategoriach ilościowych, ale także w kategoriach ciągłości oraz implementacji czynników drażniących. Jako taka formuje archipelag klastrów wiedzy, które mogą przenikać dowolną sytuację czy kontekst z zewnątrz. Niezależni praktycy stają się coraz ważniejsi, ponieważ nie są profesjonalistami lub oficjalnymi funkcjonariuszami, ale ucieleśniają wartość „wolnej wypowiedzi”. W eseju The Collaborative Turn kuratorka Maria Lind wskazała niewiarygodnie adekwatny spis przedstawiający i ilustrujący niedawne przypadki samorzutnej i opartej na współpracy praktyki. Lind stwierdza, że z powodu pewnego pokrewieństwa z aktywizmem tego rodzaju praktyki stanowią „odpowiedź na specyficzne, czasami lokalne, sytuacje” i że te z kolei stanowią wartościowe „przykłady dobrowolnego zanurzenia”48. Zamiast rozważać metodologie kolaboracji, identyfikuje cechy różnych zbiorowości oraz różnego rodzaju wpływy na ich praktykę: „Nieustannie uciekali przed ryzykiem połknięcia lub wcielenia przez systemy, przeciwko którym reagowali”49. Jest to niezwykle ważne dla rozważenia roli niezależnego praktyka, ponieważ kluczowe znaczenie ma zrozumienie faktu, że „bycie połkniętym” lub wcielonym nie powinno stanowić przeszkody w praktyce, ponieważ niezależny praktyk jest zainteresowany strategicznym rozprzestrzenianiem tego, co można by nazwać „dyskursywnymi nasionami”, co oznacza, że pewne informacje, procedury, dyskursy i praktyki powinny odnosić się do obcych kontekstów i przesączać się do nich z zewnątrz.

Dyskretna przestrzeń

Niezależna praktyka może przyjmować wiele form i formatów. Jednak w celu wypracowania immersyjnej taktyki i uniknięcia pułapki uprzedmiotowienia ważne jest, aby przygotować jakieś zabezpieczenie. Do działalności politycznej jednostka potrzebuje dyskretnych przestrzeni – przestrzeni wycofania. Nie wszystko może się odbywać publicznie i nie wszystko powinno być komunikowane lub dyskutowane. W wypadku bezpośrednich implikacji przestrzeni jako prerekwizytu środowiska pracy ważne jest, aby zrozumieć, że przejrzystość może mieć również zabójczy wpływ nie tylko na krytyczną pracę, ale także na demokrację. Idea realizowania, dyskutowania i przeprowadzania pracy krytycznej przy otwartych drzwiach jest nie tylko błędna, ale jest wręcz dziełem tych, którzy proponują, aby angażować wszystkich i o każdej porze. Ramy demokracji wymagają również podziału przestrzeni. Debata publiczna ma kluczowe znaczenie, ale nie należy hołdować fałszywym oczekiwaniom, że wszystko powinno być publiczne. Gdyby demokratyczne wybory były przeprowadzane całkiem otwarcie – tak, żeby wyborcy musieli publicznie deklarować, za kim lub przeciwko komu głosowali – wynik byłby z całą pewnością inny i, jak można przypuszczać, wypaczony.

Gdyby