Strona główna » Dla dzieci i młodzieży » Niki i Tesla. Awantura o energię słoneczną

Niki i Tesla. Awantura o energię słoneczną

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-8151-089-9

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Niki i Tesla. Awantura o energię słoneczną

VI tom przygód sympatycznego rodzeństwa.
Kochające kłopoty i eksperymenty rodzeństwo powraca po raz szósty! Będzie gorąco! Tym razem Niki i Tesla postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce i odnaleźć rodziców – naukowców pracujących nad tajnym rządowym projektem dotyczącym energii solarnej. W pojedynku na ogniwa słoneczne będą musieli przechytrzyć mózgowca z półświatka i udaremnić próbę zamiany energii słonecznej w niebezpieczną dla
ludzkości broń.

Polecane książki

Książka stanowi pierwszą w literaturze karnoprocesowej opublikowaną monografię poświęconą ochronie prawa do prywatności w polskim postępowaniu karnym. Z uwagi na złożony charakter tego zagadnienia oraz potrzebę przeprowadzenia szczegółowych rozważań determinujących wiarygodność stawianych tez, anali...
  Marketing wewnętrzny stanowi próbę zaadaptowania marketingu w obszarze zarządzania zasobami ludzkimi. Według tej koncepcji wiodącym punktem odniesienia i najcenniejszym kapitałem każdej organizacji jest pracownik traktowany jako klient wewnętrzny. Firma stara się zidentyfikować jego potrzeby, aby ...
Szczęściary to książka dla osób, które przeżywają trudne chwile i poszukują sensownego rozwiązania, czyli… dla każdego z nas.   Siedem kobiet – tytułowych „szczęściar” – odkrywa własne problemy dopiero w chwilach, gdy próbują wspierać swoje ...
Kuciapa, Pomietlarz, Pindak i Ciemięga to stali rezydenci „poligonu” – sadu za sklepem pani Kazi, jedynym wielobranżowym w Badziejowicach. To tutaj wśród drzew mężczyźni toczą boje z alkoholem, dyskutują o wielkiej polityce, załatwiają mniej lub bardziej legalne interesy, je...
Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze. Skończyła trzydzieści lat, jest filologiem klasycznym, ale pracuje w księgowości, oszczędzając każdego pensa. Nosi niezniszczalny bezrękawnik, ma stały harmonogram posiłków i niechętnie rozmawia z kolegami z pracy. Uwielbia zakupy w Tesco i swoją je...
W roku 2013 „Demoniczna Dentystka” została najlepszą książką dla dzieci w brytyjskim National Book Awards. STRZEŻCIE SIĘ! TA OPOWIEŚĆ TO HORROR. ZE SPORĄ DAWKĄ ZMYŚLONYCH SŁÓW. Miasto spowiły ciemności. Pod osłoną nocy działy się dziwne rzeczy. Przed snem dzieci wkładały swoje mleczaki po...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa „Science Bob” Pflugfelder i Steve Hockensmith

Niki i Tesla. Awantura o energię słoneczną

„Science Bob” Pflugfelder, Steve Hockensmith

Tłumaczenie: Michał Zacharzewski

Original title: Nick and Tesla’s Solar Powered Showdown

Text Copyright © 2016 by Quirk Productions, Inc.
Illustrations by Scott Garrett
All rights reserved.

First published in English by Quirk Books, Philadelphia, Pennsylvania.
This Book was negotiated through Livia Stoia, Livia Stoia Agency.

Copyright for the Polish edition © by Wydawnictwo RM, 2019
All rights reserved.

Wydawnictwo RM, 03-808 Warszawa, ul. Mińska 25
rm@rm.com.pl
www.rm.com.pl

Żadna część tej pracy nie może być powielana i rozpowszechniana, w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób (elektroniczny, mechaniczny) włącznie z fotokopiowaniem, nagrywaniem na taśmy lub przy użyciu innych systemów, bez pisemnej zgody wydawcy. Wszystkie nazwy handlowe i towarów występujące w niniejszej publikacji są znakami towarowymi zastrzeżonymi lub nazwami zastrzeżonymi odpowiednich firm odnośnych właścicieli. Wydawnictwo RM dołożyło wszelkich starań, aby zapewnić najwyższą jakość tej książce, jednakże nikomu nie udziela żadnej rękojmi ani gwarancji. Wydawnictwo RM nie jest w żadnym przypadku odpowiedzialne za jakąkolwiek szkodę będącą następstwem korzystania z informacji zawartych w niniejszej publikacji, nawet jeśli Wydawnictwo RM zostało zawiadomione o możliwości wystąpienia szkód.

ISBN 978-83-8151-058-5
ISBN 978-83-8151-089-9 (ePub)
ISBN 978-83-8151-090-5 (mobi)
ISBN 978-83-8151-091-2 (pdf)

Redaktor prowadzący: Irmina Wala-PęgierskaRedakcja: Agnieszka Trzebska-CwalinaKorekta: Anita RejchOpracowanie graficzne okładki wg oryginału: Maciej JędrzejecIlustracje: Scott GarrettEdytor wersji elektronicznej: Tomasz ZajbtOpracowanie wersji elektronicznej: Marcin FabijańskiWeryfikacja wersji elektronicznej: Justyna Mrowiec

W razie trudności z zakupem tej książki prosimy o kontakt z wydawnictwem: rm@rm.com.pl

Spis treści

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

NIEEKSPLODUJĄCY PODGRZEWACZ FRANKFURTEREK

Rozdział 4

Rozdział 5

SYGNAŁOWA WYRZUTNIA PIŁECZEK

Rozdział 6

Rozdział 7

SZPIEGOWSKI DOMEK DLA PTAKÓW

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

NAPĘDZANY ENERGIĄ SŁONECZNĄ ŁAZIK DALEKIEGO ZASIĘGU

Rozdział 12

Rozdział 13

DZWONEK – ODCIĄGACZ ZŁYCH LUDZI – URUCHAMIANY PROMIENIAMI SŁOŃCA

Rozdział 14

Rozdział 15

WZÓR WIRNIKA DO ŁAZIKA DALEKIEGO ZASIĘGU

UWA­GA!

Gdy za­czniesz kon­stru­ować ga­dże­ty z tej książ­ki, bę­dziesz po­trze­bo­wać go­rą­cej wody, pi­ne­zek, kle­ju i in­nych po­ten­cjal­nie nie­bez­piecz­nych przed­mio­tów. Za­nim po nie się­gniesz, po­proś ko­goś do­ro­słe­go, aby do­kład­nie przyj­rzał się pro­jek­tom. Praw­do­po­dob­nie w paru miej­scach bę­dziesz po­trze­bo­wać jego po­mo­cy. Choć wie­rzy­my, że na­sze po­my­sły są bez­piecz­ne i przy­ja­zne dla ro­dzi­ny, mamy świa­do­mość, że wy­pad­ki cho­dzą po lu­dziach. Nie mo­że­my ni­ko­mu za­gwa­ran­to­wać bez­pie­czeń­stwa. Dla­te­go wła­śnie au­to­rzy i wy­daw­cy nie po­no­szą od­po­wie­dzial­no­ści za ja­kie­kol­wiek szko­dy wy­ni­ka­ją­ce z wy­ko­rzy­sty­wa­nia, wła­ści­we­go czy nie­wła­ści­we­go, in­for­ma­cji za­war­tych w tej książ­ce. Pa­mię­taj bo­wiem, że ist­nie­nie szcze­gó­ło­wych in­struk­cji nie zwal­nia cię z ko­rzy­sta­nia z ro­zu­mu!

Rozdział1

Kie­dy Ni­ko­la Ko­per­nik Holt po raz pierw­szy sa­mo­dziel­nie sur­fo­wał po sie­ci, szu­kał zdjęć Clif­for­da, Wiel­kie­go Czer­wo­ne­go Psa. Ni­ko­la (któ­ry nie­dłu­go po­tem za­czął upie­rać się przy imie­niu Niki) nie po­tra­fił wte­dy do­brze pi­sać. Z tru­dem wkle­pał „duży” i „pies”, jed­nak „Clif­ford” za­mie­nił mu się w „ki­fwEr­ta”. Jako przed­wcze­śnie doj­rza­ły i nie­zwy­kle upar­ty mło­dy czło­wiek Ni­ko­la spró­bo­wał wpi­sać wła­ści­we sło­wo po raz ko­lej­ny. Po wie­lu sta­ra­niach i stu stuk­nię­ciach w kla­wia­tu­rę w koń­cu na­mie­rzył wy­ma­rzo­ne­go fu­trza­ka.

Nie­ste­ty przy oka­zji zna­lazł też – i za­in­sta­lo­wał – znacz­nie wię­cej „atrak­cji”. Kie­dy jego sio­stra bliź­niacz­ka, Te­sla Ni­gh­tin­ga­le Holt, po­de­szła do kom­pu­te­ra, Niki pła­kał i ude­rzał pię­ścia­mi w kla­wia­tu­rę. Zdję­cia Clif­for­da znik­nę­ły bo­wiem pod dzie­siąt­ka­mi re­klam i pop-upów, któ­re bły­ska­wicz­nie wy­peł­ni­ły ekran i nie da­wa­ły się za­mknąć.

– Chcę tego śmiesz­ne­go psa! – ję­czał chło­piec.

A jego ro­dzi­ce chcie­li mieć dzia­ła­ją­cy kom­pu­ter. Sprzęt oczy­wi­ście za­dzia­łał, ale do­pie­ro po kil­ku go­dzi­nach, któ­re spę­dzi­li na mo­no­ton­nym usu­wa­niu wi­ru­sów i re­klam za­in­sta­lo­wa­nych przez syna. Kie­dy ska­so­wa­li je wszyst­kie, za­ka­za­li swo­im dzie­ciom ko­rzy­sta­nia ze sprzę­tu bez nad­zo­ru osób do­ro­słych.

Wte­dy Te­sla za­czę­ła pła­kać. Wła­śnie stra­ci­ła przy­wi­lej, z któ­re­go ist­nie­nia na­wet nie zda­wa­ła so­bie spra­wy. W do­dat­ku z winy bra­ta, więc uzna­ła to za wy­so­ce nie­spra­wie­dli­we.

Niki też za­czął be­czeć. Na­dal chciał oglą­dać tego śmiesz­ne­go psa.

A wszyst­ko to wy­da­rzy­ło się, kie­dy mie­li po czte­ry i pół roku.

W cią­gu na­stęp­nych sied­miu lat Niki spę­dził wie­le go­dzin przy kom­pu­te­rze. Ni­g­dy już nie ścią­gnął wi­ru­sa, po­nie­waż zro­zu­miał, że w sie­ci trze­ba być ostroż­nym i uważ­nym.

Trzy­mał się tego aż do dziś.

– Moim zda­niem po­win­ni­śmy to spraw­dzić – oświad­czył.

Wy­cią­gnął dłoń w stro­nę lap­to­pa i kla­wi­sza En­ter.

Te­sla rów­nież wy­cią­gnę­ła rękę, ale tyl­ko po to, żeby go po­wstrzy­mać.

Sie­dzie­li na pod­ło­dze w za­gra­co­nej sy­pial­ni na pię­trze w domu wuj­ka New­ta. Pa­trzy­li na sie­bie, a kom­pu­ter stał po­mię­dzy nimi.

Niki skie­ro­wał pa­lec w stro­nę kla­wia­tu­ry.

Te­sla się na­chy­li­ła, żeby ode­pchnąć lap­top…

Gdzieś pod nimi roz­le­gło się gło­śne BUM. Dom uniósł się do­brych parę cen­ty­me­trów, a po­tem z ło­sko­tem ru­nął na zie­mię.

Świa­tła zga­sły. Po­dob­nie jak ekran kom­pu­te­ra.

Ro­dzeń­stwo było zbyt oszo­ło­mio­ne, żeby krzy­czeć, dla­te­go do­sko­na­le usły­sza­ło głos wuj­ka. Do­cho­dził ze znaj­du­ją­cej się pod bu­dyn­kiem piw­ni­cy.

– Nic mi nie jest! – wo­łał. – To ta nie­spo­dzian­ka!

Na parę chwil za­pa­no­wa­ła ci­sza. Po­tem Te­sla wes­tchnę­ła z ulgą. Po­dob­nie jak brat wie­dzia­ła, że wy­bu­chy wstrzą­sa­ją­ce do­mem były efek­tem ubocz­nym eks­pe­ry­men­tów ich wuj­ka. Do­cho­dzi­ło do nich za każ­dym ra­zem, kie­dy pra­co­wał nad no­wy­mi wy­na­laz­ka­mi. Więk­szość z nich z nie­wy­jaś­nio­nych przy­czyn lu­bi­ła eks­plo­do­wać.

– A już się ba­łam, że od­pa­li­łeś tę pu­łap­kę – po­wie­dzia­ła dziew­czyn­ka do bra­ta.

– Od­cię­ło prąd, za­nim zdą­ży­łem na­ci­snąć En­ter – od­po­wie­dział.

Świa­tła znów się za­pa­li­ły.

Ożył rów­nież lap­top. A kie­dy wzrok dzie­ci z po­wro­tem przy­zwy­cza­ił się do ja­sno­ści, na ekra­nie znów za­mi­go­ta­ły te same sło­wa co po­przed­nio:

OTWÓRZ­CIE TEN PLIK,
JE­ŚLI CHCE­CIE URA­TO­WAĆ RO­DZI­CÓW…

OTWÓRZ­CIE TEN PLIK,
JE­ŚLI CHCE­CIE URA­TO­WAĆ RO­DZI­CÓW…

OTWÓRZ­CIE TEN PLIK,
JE­ŚLI CHCE­CIE URA­TO­WAĆ RO­DZI­CÓW…

Niki i Te­sla nie wi­dzie­li ro­dzi­ców od po­nad mie­sią­ca. Mama i tata od­wieź­li ich wów­czas na lot­ni­sko Dul­les In­ter­na­tio­nal Air­port nie­opo­dal Wa­szyng­to­nu i wsa­dzi­li do sa­mo­lo­tu le­cą­ce­go do San Fran­ci­sco. Bliź­nia­ki mia­ły przez ja­kiś czas miesz­kać z wuj­kiem New­tem w mia­stecz­ku Half Moon Bay w Ka­li­for­nii. W tym sa­mym cza­sie pań­stwo Hol­to­wie, eks­per­ci ogrod­ni­czy pra­cu­ją­cy dla ame­ry­kań­skie­go De­par­ta­men­tu Rol­nic­twa, pla­no­wa­li od­wie­dzić le­żą­cy w środ­ko­wej Azji Uz­be­ki­stan i po­znać sto­so­wa­ne tam od­kryw­cze tech­no­lo­gie iry­ga­cji soi.

Teo­re­tycz­nie.

W prak­ty­ce wkrót­ce po przy­by­ciu do Half Moon Bay dzie­cia­ki od­kry­ły, że ich ro­dzi­ce pra­co­wa­li nad ści­śle taj­nym ko­smicz­nym pro­jek­tem umoż­li­wia­ją­cym pro­du­ko­wa­nie i prze­sy­ła­nie ener­gii sło­necz­nej. Jed­no­cze­śnie mu­sie­li ucie­kać przed kimś, kto pla­no­wał przy­własz­czyć so­bie ich wy­na­laz­ki. A ten okrop­ny ktoś wy­słał szpie­gów, któ­rzy mie­li upro­wa­dzić ro­dzeń­stwo. Poza tym od cza­su do cza­su po­ja­wia­li się mo­ni­to­ru­ją­cy ten ba­ła­gan ta­jem­ni­czy agen­ci rzą­do­wi, któ­rzy przy­by­wa­li, aby tro­chę po­sprzą­tać. Zwłasz­cza wte­dy, gdy tym złym szło zbyt do­brze. I jed­no­cze­śnie… No, tyle wy­star­czy.

A za­tem były to jed­ne z naj­bar­dziej eks­cy­tu­ją­cych wa­ka­cji w ży­ciu ro­dzeń­stwa.

Tyle że Niki nie prze­pa­dał za ta­ki­mi atrak­cja­mi, w do­dat­ku bał się tro­chę o ro­dzi­ców. Dla­te­go spę­dzał tak wie­le cza­su w sie­ci, ob­se­syj­nie po­szu­ku­jąc in­for­ma­cji o ener­gii sło­necz­nej, sa­te­li­tach i ak­tu­al­nych teo­riach spi­sko­wych.

Za­le­d­wie kil­ka mi­nut temu prze­glą­dał fo­rum na jed­nej z tych zwa­rio­wa­nych stron dla mło­dych fa­nów kon­spi­ra­cji (Fo­lio­we­cza­pyjr.ntz), kie­dy na­gle na ekra­nie po­ja­wi­ło się okien­ko typu pop-up z sied­mio­ma mi­go­czą­cy­mi sło­wa­mi na­pi­sa­ny­mi ol­brzy­mią czcion­ką:

OTWÓRZ­CIE TEN PLIK,
JE­ŚLI CHCE­CIE URA­TO­WAĆ RO­DZI­CÓW…

Od nie­go roz­po­czę­ła się jego kłót­nia z Te­slą.

I wca­le jesz­cze się nie skoń­czy­ła.

– Spró­buj­my jed­nak – po­wie­dział i po raz ko­lej­ny wy­cią­gnął dłoń w stro­nę kla­wi­sza En­ter.

– Le­piej nie – za­pro­te­sto­wa­ła jego sio­stra i za­sło­ni­ła kla­wia­tu­rę rę­ka­mi.

– Nie wie­rzę, że pró­bu­jesz mnie po­wstrzy­mać! – wku­rzył się chło­pak.

– Nie wie­rzę, że mu­szę cię po­wstrzy­my­wać! – rzu­ci­ła.

Jak więk­szość ro­dzeństw, Niki i Te­sla od cza­su do cza­su się kłó­ci­li. Ale ta kłót­nia była nie­ty­po­wa. Za­zwy­czaj to Te­sla chcia­ła zro­bić coś sza­lo­ne­go, a Niki pro­te­sto­wał. Tym ra­zem to on wie­rzył, że klik­nię­cie w ta­jem­ni­cze okien­ko do­star­czy im waż­nych in­for­ma­cji do­ty­czą­cych ich ro­dzi­ców. Jego sio­stra była tym­cza­sem prze­ko­na­na, że to bez­sen­sow­ny po­mysł. Na chwi­lę prze­sta­li się prze­krzy­ki­wać. Każ­de z nich mu­sia­ło prze­sta­wić swój mózg na by­cie po nie­zna­nej so­bie stro­nie kon­flik­tu. Po­tem Niki znów wkro­czył do ak­cji.

– Ta wia­do­mość to waż­na wska­zów­ka!

– Ta wia­do­mość to oczy­wi­sta pu­łap­ka – od­pa­ro­wa­ła Te­sla.

– Chy­ba masz pa­ra­no­ję!

– A ty je­steś bez­tro­ski!

– Po­słu­chaj mnie!

– To ty mnie po­słu­chaj!

– To głu­pie!

– Tak – zgo­dzi­ła się Te­sla. – To głu­pie.

Jej brat uniósł ręce i od­su­nął się od kom­pu­te­ra.

– No do­brze, wy­gra­łaś – mruk­nął.

– I do­brze! – od­po­wie­dzia­ła dziew­czyn­ka. – Te­raz po­win­ni­śmy… Hej!

Kie­dy tyl­ko od­su­nę­ła się od kom­pu­te­ra, Niki wy­cią­gnął pa­lec i nie­mal trą­cił kla­wisz En­ter.

Za­miast schwy­tać go za rękę, Te­sla zła­pa­ła lap­top i od­su­nę­ła go. Niki chciał za­brać jej sprzęt.

– Mu­si­my spró­bo­wać! – krzyk­nął.

Te­sla po­de­rwa­ła się z pod­ło­gi i cof­nę­ła o krok.

Jej brat wstał i przy­su­nął się do niej.

– Dla­cze­go nie po­zwo­lisz mi go otwo­rzyć?

– Po­nie­waż nie wie­my, co to jest.

– Wła­śnie dla­te­go po­win­ni­śmy to otwo­rzyć!

Niki pod­szedł jesz­cze bli­żej. Dziew­czyn­ka nie mia­ła do­kąd uciec, bo ich sy­pial­nia była nie­wie­le więk­sza od gar­de­ro­by. W efek­cie wsko­czy­ła na łóż­ko (któ­re, choć mia­ło ma­te­rac, nie było właś­ci­wie łóż­kiem, a sta­cją ter­micz­ne­go prze­twa­rza­nia bio­ma­sy. Ten przy­po­mi­na­ją­cy le­go­wi­sko wy­na­la­zek opra­co­wał ich wu­jek, aby emi­to­wa­ne przez śpią­cą oso­bę cie­pło wy­ko­rzy­stać do prze­kształ­ce­nia od­pa­dów ku­chen­nych w czy­stą ener­gię. W domu New­ta ro­iło się od ta­kich sza­lo­nych ga­dże­tów).

– Do­brze wiesz, że kli­ka­nie w przy­pad­ko­we re­kla­my to głu­po­ta.

– Ta wca­le nie jest przy­pad­ko­wa. To wia­do­mość za­wie­ra­ją­ca plik. Skie­ro­wa­na do nas. Do­ty­czy mamy i taty!

Niki prze­niósł cię­żar cia­ła z jed­nej sto­py na dru­gą. Wciąż nie mógł się zde­cy­do­wać, jaki po­wi­nien być jego ko­lej­ny krok.

– Fak­tycz­nie ten pop-up to su­ge­ru­je. Praw­do­po­dob­nie jest sztucz­ką stwo­rzo­ną przez ja­kie­goś ha­ke­ra! – Te­sla nie spusz­cza­ła wzro­ku z bra­ta.

Za­sta­na­wia­ła się, w jaki spo­sób wy­ko­rzy­stać prze­wa­gę. W koń­cu sta­ła te­raz wy­żej od bra­ta.

– No i co z tego? – za­py­tał Niki. – Co złe­go może nas spo­tkać?

– Znisz­czy­my je­den z kom­pu­te­rów wuj­ka.

– To nie­wiel­ka cena za taki eks­pe­ry­ment.

– Ła­two ci mó­wić. Nie ty ją za­pła­cisz.

Chło­pak otwo­rzył usta, ale po­tem je za­mknął i je­dy­nie wark­nął.

– Pod­da­jesz się? – za­py­ta­ła Te­sla. – Ale tak na­praw­dę?

– Jesz­cze nie – od­po­wie­dział jej brat. – Ile może kosz­to­wać taki lap­top?

– To bez zna­cze­nia. Nie mo­żesz go znisz­czyć!

– Od­po­wiedz mi. Ile?

– No cóż… – Te­sla wy­wró­ci­ła ocza­mi i spoj­rza­ła na su­fit, jak czę­sto ro­bi­ła, kie­dy ob­li­cza­ła coś w pa­mię­ci.

Niki cze­kał wła­śnie na tę chwi­lę. Od­bił się od „łóż­ka” sio­stry i chwy­cił kom­pu­ter, wy­da­jąc z sie­bie gło­śne „kwik!”.

– Ej! – za­wo­ła­ła dziew­czyn­ka, kie­dy wy­lą­do­wał na pod­ło­dze i wziął nogi za pas.

Ze­sko­czy­ła z łóż­ka i ru­szy­ła za nim w po­goń. Ale Niki miał już prze­wa­gę, któ­rej po­trze­bo­wał.

Te­sla do­pa­dła go w chwi­li, gdy za­mknął drzwi ła­zien­ki. Tuż przed jej no­sem. Wy­cią­gnę­ła dłoń i na­ci­snę­ła klam­kę, ale ani drgnę­ły.

– Nie ścią­gaj tego pli­ku, Niki! – za­wo­ła­ła, bęb­niąc w drzwi.

– Nie sły­szę cię! – od­po­wie­dział me­lo­dyj­nym gło­sem. – Je­stem za­ję­ty kli­ka­niem na pop-up!

Te­sla prze­sta­ła bęb­nić w drzwi i na chwi­lę za­pad­ła ci­sza. Po­tem usły­sza­ła jęk roz­cza­ro­wa­nia.

– Ech, jej­ku! – wes­tchnął jej brat.

– Co się sta­ło?

– To była sztucz­ka. Ale nie taka, jak my­śla­łaś.

– To zna­czy?

Usły­sza­ła, jak drzwi się otwie­ra­ją. Niki wy­szedł na ko­ry­tarz i po­ka­zał jej ekran kom­pu­te­ra.

Pop-up wciąż wid­niał na ekra­nie. Na­dal za­wie­rał pier­wot­ną treść:

OTWÓRZ­CIE TEN PLIK,
JE­ŚLI CHCE­CIE URA­TO­WAĆ RO­DZI­CÓW…

Jed­nak te­raz tuż obok po­ja­wił się na­pis:

UBEZ­PIE­CZE­NIE SA­MO­CHO­DU DO 30% TA­NIEJ!

Po­ni­żej mi­ga­ją­ce­go na­głów­ka znaj­do­wał się do­ku­ment na­pi­sa­ny drob­nym dru­kiem i za­opa­trzo­ny w coś, co wy­glą­da­ło jak for­mu­larz. Do tego do­cho­dzi­ło zdję­cie nud­na­wej pary uśmie­cha­ją­cej się do rów­nie ni­ja­kich dzie­ci. Praw­do­po­dob­nie wy­glą­da­li tak dla­te­go, że uda­ło im się oszczę­dzić do 30 pro­cent na ubez­pie­cze­niu sa­mo­cho­du.

Niki za­mknął lap­to­pa i wrę­czył go sio­strze, po czym po­wlókł się w stro­nę sy­pial­ni.

– Nie­dłu­go znów spo­tka­my się z mamą i tatą. Sam zo­ba­czysz! – po­wie­dzia­ła Te­sla, kie­dy ją mi­jał. – Mu­si­my być cier­pli­wi.

– Nie za­mie­rzam cze­kać i zo­ba­czyć. Nie chcę już być cier­pli­wy! – krzyk­nął Niki. – Chcę ich od­na­leźć!

Te­sla usły­sza­ła, jak klap­nął na sta­cji prze­twa­rza­ją­cej bio­ma­sę (tak, też na ta­kiej spał). Ru­szy­ła za nim. Za­sta­ła go le­żą­ce­go twa­rzą w dół z po­dusz­ką na gło­wie.

Po­ło­ży­ła lap­top na pod­ło­dze i usia­dła obok bra­ta.

– Zu­uuuwy­czau­uuhh y yy youskay­y­ysz ky­y­y­py­y­y­tyy – oświad­czył.

Pod­nio­sła po­dusz­kę.

– Co?

Niki uniósł gło­wę, tak aby nie mó­wić do sta­cji prze­twa­rza­ją­cej bio­ma­sę.

– Za­zwy­czaj to ty szu­kasz kło­po­tów – po­wtó­rzył.

Nie mo­gła za­prze­czyć. Od przy­jaz­du do Half Moon Bay wcią­ga­ła bra­ta w ko­lej­ne afe­ry. Dzię­ki temu nie mu­sia­ła my­śleć o tym, co ją na­praw­dę bo­la­ło.

Usły­sze­li głu­che łup (tym ra­zem nie tak gło­śne), a dom znów się za­trząsł.

Te­sla za­mie­rza­ła po­wie­dzieć coś w sty­lu: „Chodź­my prze­ko­nać się wresz­cie, nad czym obec­nie pra­cu­je wu­jek Newt”, jed­nak zmie­ni­ła zda­nie i zo­sta­ła z bra­tem.

– Nie znaj­dzie­my ro­dzi­ców przez In­ter­net, wiesz? – po­wie­dzia­ła.

– Więc co mam zro­bić? Nic?

– Nie. Po pro­stu są­dzę, że po­win­ni­śmy sku­pić się na czymś, co może przy­nieść ja­kieś od­po­wie­dzi.

– Na przy­kład na czym? – za­py­tał ją brat. Znów za­czy­nał się dą­sać, ale na­gle się od­wró­cił i usiadł z sze­ro­kim uśmie­chem na twa­rzy. – Po­wie­dzia­łaś: my?

Z wy­jąt­kiem krót­kiej prze­rwy na obiad – któ­ry na wszel­ki wy­pa­dek po­chło­nę­li, nie za­sta­na­wia­jąc się nad jego sma­kiem – resz­tę dnia spę­dzi­li w po­ko­ju, pró­bu­jąc usta­lić, gdzie po­win­ni roz­po­cząć po­szu­ki­wa­nia. W koń­cu bły­sko­tli­wa ana­li­za do­pro­wa­dzi­ła ich do na­stę­pu­ją­cych wnio­sków:

Czy po­win­ni wró­cić do Wa­szyng­to­nu, czy­li ostat­nie­go miej­sca, w któ­rym wi­dzie­li ro­dzi­ców?

Nie, to nie mia­ło sen­su. Ro­dzi­ce ukry­li się za­raz po od­sta­wie­niu ich na lot­ni­sko.

Czy po­win­ni wy­śle­dzić ich za po­śred­nic­twem De­par­ta­men­tu Rol­nic­twa?

Nie. W cią­gu kil­ku ostat­nich ty­go­dni Niki i Te­sla zro­zu­mie­li, że ich ro­dzi­ce ni­g­dy nie pra­co­wa­li dla tej in­sty­tu­cji. To była ich przy­kryw­ka.

Czy po­win­ni za­trud­nić de­tek­ty­wa?

Nie. To zbyt dro­ga spra­wa, poza tym któ­ry de­tek­tyw przy­jął­by zle­ce­nie od je­de­na­sto­lat­ków?

Czy po­win­ni skon­tak­to­wać się z agent­ką McIn­ty­re, czy­li oso­bą pra­cu­ją­cą dla rzą­du, któ­ra „na od­le­głość” opie­ko­wa­ła się nimi pod­czas po­by­tu w Half Moon Bay?

Nie, bo… Nie, za­raz! Tak! To wła­śnie po­win­ni zro­bić!

– Z pew­no­ścią na te­mat mi­sji na­szych ro­dzi­ców wie wię­cej, niż nam prze­ka­za­ła. Może na­wet zna toż­sa­mość tej oso­by, któ­ra na nich czy­ha – po­wie­dzia­ła Te­sla. – Je­śli na­praw­dę szu­ka­my od­po­wie­dzi, po­win­ni­śmy za­cząć od agent­ki McIn­ty­re!

– Tyl­ko jak się z nią skon­tak­tu­je­my? – za­py­tał Niki.

– Prze­cież mamy to – od­par­ła jego sio­stra i sięg­nęła po cien­ki łań­cu­szek, któ­ry no­si­ła na szyi; wi­sia­ła na nim nie­wiel­ka zło­ta gwiazd­ka.

Niki miał iden­tycz­ny na­szyj­nik. Dała je im agent­ka McIn­ty­re i po­pro­si­ła, żeby no­si­li pod ubra­niem[1]. Ro­dzeń­stwo po­dej­rze­wa­ło, że w wi­sior­ku znaj­do­wa­ło się urzą­dze­nie lo­ka­li­zu­ją­ce. Tyle że jesz­cze nie wie­dzia­ło, jak ono dzia­ła.

Nie po raz pierw­szy chło­piec wy­cią­gnął świe­ci­deł­ko spod ko­szul­ki i krzyk­nął do nie­go.

– Hall­lo! Agent­ko McIn­ty­re? Tu Niki Holt! Czy mo­gła­by pani wpaść do nas i wy­ja­śnić nam, co wła­ści­wie wy­da­rzy­ło się tego lata?

Od­cze­kał chwi­lę, po czym scho­wał wi­sio­rek pod ko­szu­lę.

– Ci­sza – mruk­nął. – Jak zwy­kle.

– Cóż, musi ist­nieć ja­kiś spo­sób, aby zwró­cić jej uwa­gę – po­wie­dzia­ła Te­sla, wpa­tru­jąc się w gwiazd­kę. – W prze­ciw­nym wy­pad­ku po co by nam to dała?

Niki spoj­rzał na nią z uwa­gą… w czym prze­szko­dzi­ło mu prze­cią­głe, gło­śne ziew­nię­cie ko­goś znaj­du­ją­ce­go się gdzieś pod nimi.

Te­sla spoj­rza­ła na ze­ga­rek, po czym się od­wró­ci­ła i ru­szy­ła w stro­nę drzwi.

– Idzie­my! Trze­ba po­ło­żyć go spać!

Wu­jek Ni­kie­go i Te­sli miał zwy­czaj za­sy­pia­nia na jed­nym ze sto­łów ro­bo­czych sto­ją­cych w ukry­tym w piw­ni­cy la­bo­ra­to­rium. Ro­bił to na tyle czę­sto, że dzie­cia­ki już się przy­zwy­cza­iły, żeby o dzie­sią­tej wie­czo­rem scho­dzić na dół, bu­dzić go i wy­sy­łać do łóż­ka.

– A mo­gła­byś dziś zro­bić to sama? – za­py­tał Niki. Wy­cią­gnął się na swo­jej sta­cji prze­twa­rza­ją­cej bio­ma­sę, wsu­nął dło­nie pod gło­wę i za­czął wpa­try­wać się w su­fit. – Chcę jesz­cze tro­chę po­my­śleć.

– Ja­sne. Za­raz wró­cę!

Te­sla ze­szła na par­ter i ru­szy­ła przez ko­ry­tarz wy­peł­nio­ny bi­be­lo­ta­mi (sta­ły tam za­ku­rzo­ne kom­pu­te­ry, sta­ro­mod­ny ska­fan­der do nur­ko­wa­nia, cho­in­ka ozdo­bio­na po­pla­mio­ny­mi i po­ła­ma­ny­mi zlew­ka­mi i mnó­stwo in­nych ru­pie­ci). Kie­dy do­tar­ła do znaj­du­ją­cej się na ty­łach domu kuch­ni, skrę­ci­ła w bok i ze­szła po roz­chy­bo­ta­nych scho­dach do piw­ni­cy.

– Wuj­ku! – za­wo­ła­ła.

– Co? Kto? Kie­dy? Gdzie? Dla­cze­go? – usły­sza­ła jego mam­ro­ta­nie.

– Wy­bi­ła dzie­sią­ta – od­po­wie­dzia­ła. – Pora wyjść na górę i…

– Nie ru­szaj się! – huk­nął na­gle męż­czy­zna.

Te­sla znie­ru­cho­mia­ła. Do­tar­ła już do koń­ca scho­dów i wy­raź­nie wi­dzia­ła po­kry­te sa­dzą ma­szy­ny oraz uszko­dzo­ne ukła­dy elek­tro­nicz­ne, wresz­cie nie­do­koń­czo­ne ga­dże­ty wy­peł­nia­ją­ce kiep­sko oświe­tlo­ne la­bo­ra­to­riom wuj­ka (była tu su­szar­ka na­pę­dza­na akor­de­onem, ka­lo­sze w sprayu, po­zo­sta­ło­ści pap­ki, przy uży­ciu któ­rej wy­na­laz­ca przy­kle­ił się kie­dyś do pod­ło­gi, i tym po­dob­ne cuda).

Wu­jek pró­bo­wał się wy­gra­mo­lić zza jed­ne­go z za­gra­co­nych sto­łów ro­bo­czych, naj­wy­raź­niej chcąc ukryć go za swo­imi ple­ca­mi. Jed­ną rękę trzy­mał przez cały czas za sobą, zu­peł­nie jak pię­cio­la­tek cho­wa­ją­cy cia­stecz­ko, któ­re wła­śnie pod­wę­dził ze sło­ika. Miał na so­bie swój tra­dy­cyj­ny po­pla­mio­ny ki­tel la­bo­ra­to­ryj­ny, któ­ry wło­żył na po­strzę­pio­ną ko­szul­kę. Jak zwy­kle też znad jego ster­czą­cych si­wych wło­sów uno­sił się dym.

– Pra­cu­ję nad nie­spo­dzian­ką, za­po­mnia­łaś? – po­wie­dział. – Nie­spo­dzian­ki prze­sta­ją być nie­spo­dzian­ka­mi, gdy zo­ba­czy się je zbyt wcze­śnie.

– Och, no tak. Prze­pra­szam. Chcia­łam cię tyl­ko po­in­for­mo­wać, że jest już dzie­sią­ta. Pora wró­cić na górę i umyć zęby.

Wu­jek Newt od­prę­żył się nie­co, ale nie wy­ciąg­nął ręki zza ple­ców.

– Dzię­ki, Te­slo. My­ślę jed­nak, że dziś zo­sta­nę tu nie­co dłu­żej. CNN ma nadać spe­cjal­ny pro­gram pre­zen­tu­ją­cy nowy układ okre­śla­ją­cy za­sa­dy za­rzą­dza­nia dzia­ła­nia­mi po­szcze­gól­nych państw i do­ty­czą­cy eks­plo­ra­cji oraz wy­ko­rzy­sta­nia ko­smo­su, w tym Księ­ży­ca i in­nych ciał nie­bie­skich.

– Cho­dzi ci o mię­dzy­na­ro­do­wy za­kaz utrzy­my­wa­nia bro­ni w prze­strze­ni ko­smicz­nej?

Ro­dzeń­stwo od za­wsze uwiel­bia­ło wszyst­ko, co do­ty­czy­ło ko­smo­su. W su­mie to lu­bi­ło każ­dą dzie­dzi­nę wie­dzy, ale tę ba­da­ją­cą ko­smos szcze­gól­nie. Tym sa­mym nowa umo­wa opi­su­ją­ca za­sa­dy wy­ko­rzy­sty­wa­nia plat­form woj­sko­wych znaj­du­ją­cych się poza at­mos­fe­rą ziem­ską nie umknę­ła uwa­dze Ni­kie­go i Te­sli. W nor­mal­nych oko­licz­no­ściach bła­ga­li­by ro­dzi­ców, żeby po­zwo­li­li im obej­rzeć ten pro­gram.

– Wła­śnie – po­wie­dział tym­cza­sem wu­jek, a po­tem wol­ną ręką roz­go­nił uno­szą­cy się przed jego ocza­mi dym. – Będą w nim oma­wiać, w jaki spo­sób układ okre­śla­ją­cy za­sa­dy za­rzą­dza­nia dzia­ła­nia­mi po­szcze­gól­nych państw od­no­śnie do eks­plo­ra­cji…

– Nie mu­sisz tego po­wta­rzać, wuj­ku. Wiem, cze­go ten układ do­ty­czy.

– No tak. W każ­dym ra­zie będą oma­wiać to, w jaki spo­sób róż­ni się on od po­przed­nie­go, pod­pi­sa­ne­go jesz­cze w la­tach sześć­dzie­sią­tych. Pro­gram roz­po­czy­na się o dzie­sią­tej trzy­dzie­ści. Może chce­cie obej­rzeć go ze mną? Zro­bi­li­by­śmy so­bie po­pcorn. To zna­czy nie ku­pi­łem praw­dzi­wej ku­ku­ry­dzy, ale mam pusz­kę cze­goś, co może za­mie­nić się w coś cie­ka­we­go po wrzu­ce­niu do garn­ka z roz­grza­nym ole­jem.

– Nie dzię­ku­ję. Niki i ja… ro­bi­my coś in­ne­go.

– No do­brze, w po­rząd­ku. Rano zre­fe­ru­ję wam wszyst­kie pro­po­zy­cje. Do­brej nocy!

– Do­brej nocy – od­po­wie­dzia­ła Te­sla.

Kie­dy wy­szła z piw­ni­cy, wu­jek szczel­nie za­mknął to, co tak ukry­wał przed jej wzro­kiem.

– Ja­kieś nowe po­my­sły? – za­py­ta­ła dziew­czyn­ka bra­ta, kie­dy wró­ci­ła do sy­pial­ni.

Nie do­cze­ka­ła się od­po­wie­dzi.

Niki spał.

Ro­dzi­ce Te­sli mó­wi­li do niej. Opo­wia­da­li coś wy­raź­nie nie­po­ko­ją­ce­go. Nie­ste­ty nie sły­sza­ła ich słów.

– Co? – za­py­ta­ła.

Za­czę­li więc krzy­czeć. I choć wy­glą­da­li na prze­ra­żo­nych, na­dal nie wie­dzia­ła, o co im cho­dzi.

– Co? – po­wtó­rzy­ła. – O co cho­dzi? Co chce­cie mi po­wie­dzieć?

Mama i tata krzy­cze­li w ci­szy. W koń­cu Te­sla usły­sza­ła ja­kiś dźwięk.

Od­głos kro­ków. Tuż obok jej łóż­ka.

Obu­dzi­ła się.

Spo­wi­ta w ciem­no­ściach po­stać za­trzy­ma­ła się tuż przy jej no­gach. Trzy­ma­ła coś du­że­go i ku­li­ste­go, co wy­da­wa­ło nie­po­ko­ją­cy syk.

Te­sla wy­sko­czy­ła spod koł­dry i unio­sła pię­ści.

– Cof­nij się! – wark­nę­ła. – Znam kung-fu!

Po­stać się ro­ze­śmia­ła. Ciem­no­ści zaś się roz­ja­śni­ły, po­nie­waż dziew­czyn­ka sze­rzej otwo­rzy­ła za­spa­ne oczy.

Przed nią stał Niki. Miał na so­bie czar­ną ko­szul­kę i czer­wo­ne ką­pie­lów­ki. Trzy­mał duży ta­lerz. Znaj­do­wał się na nim ter­mo­metr ku­chen­ny, dwa wi­del­ce oraz zje­dzo­na do po­ło­wy szyn­ka, któ­rą Hi­ro­ko, dziew­czy­na wuj­ka, upie­kła dwa dni temu.

To wła­śnie szyn­ka tak skwier­cza­ła.

– Prze­pra­szam, że cię prze­stra­szy­łem, ale nie mo­głem się do­cze­kać – oświad­czył.

Te­sla spoj­rza­ła na szyn­kę. Przez chwi­lę się za­sta­na­wia­ła, czy przy­pad­kiem wciąż nie śpi.

– Cze­go nie mo­głeś się do­cze­kać?

Jej brat się uśmiech­nął.

– Mam plan – po­wie­dział.

[1] Uwa­ga, spo­iler! To wy­da­rzy­ło się pod ko­niec tomu Po­je­dy­nek taj­nych agen­tów – au­to­rzy.

Rozdział2Rozdział3

WU­JEK NEWT KON­STRU­UJE

NIEEKSPLODUJĄCY PODGRZEWACZ FRANKFURTEREKRozdział4Rozdział5

NIKI, TE­SLA I WU­JEK NEWT KON­STRU­UJĄ

SYGNAŁOWA WYRZUTNIA PIŁECZEKRozdział6Rozdział7

TE­SLA (I NIKI ORAZ WU­JEK, ALE GŁÓW­NIE TE­SLA) KON­STRU­UJE

SZPIEGOWSKI DOMEK DLA PTAKÓWRozdział8Rozdział9Rozdział10Rozdział11

NIKI I TE­SLA KON­STRU­UJĄ

NAPĘDZANY ENERGIĄ SŁONECZNĄ ŁAZIK DALEKIEGO ZASIĘGURozdział12Rozdział13

NIKI I TE­SLA KON­STRU­UJĄ

DZWONEK – ODCIĄGACZ ZŁYCH LUDZI – URUCHAMIANY PROMIENIAMI SŁOŃCARozdział14Rozdział15

NIKI I TE­SLA KON­STRU­UJĄ

WZÓR WIRNIKA DO ŁAZIKA DALEKIEGO ZASIĘGU

O au­to­rach