Strona główna » Styl życia » Odkryj, że biegun nosisz w sobie

Odkryj, że biegun nosisz w sobie

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7596-496-7

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Odkryj, że biegun nosisz w sobie

Odkrywanie biegunów geograficznych, przejście pustyni, przepłynięcie oceanu to fascynująca i niebezpieczna droga, której przebycie pozwoliło mi odkryć metodę Biegun – sztuka odkrywania siebie i osiągania celów. Nie obawiaj się, nie jest to wykład akademicki, nie chcę Cię do niczego namawiać ani pouczać. Chciałbym jedynie podzielić się swoim doświadczeniem i zaprosić Cię do pracy nad sobą, która jest nie mniej fascynująca niż wyprawa na najdalsze krańce Ziemi. Wierzę, że opisana w książce metoda i ćwiczenia psycholog Joanny Heidtman będą otwarciem drzwi i pierwszym krokiem w Twojej podróży w głąb samego siebie. Nowe drzwi to nowa droga i nowe możliwości, a każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku.

Marek Kamiński
Polarnik, podróżnik, filozof. Pierwszy na świecie zdobył w jednym roku dwa bieguny Ziemi bez pomocy z zewnątrz: 23 maja 1995 roku wraz z Wojciechem Moskalem dotarł na biegun północny, a 27 grudnia 1995 roku zdobył samotnie biegun południowy. Uczestnik wypraw w różne zakątki świata, m.in. na Pustynię Gibsona, Kilimandżaro i Atlantyk. Zasłynął także z podróży na bieguny z niepełnosprawnym chłopcem, Jasiem Melą. Ma w swoim dorobku dziesięć książek.

Otrzymał wiele nagród i wyróżnień, między innymi statuetkę Chopina „Za Sławienie Polski i Polskości”, został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski przez prezydenta Lecha Wałęsę. Uzyskał wpis do Księgi Rekordów Guinnessa w dziale „Ludzkie Możliwości”.

2% z każdego sprzedanego egzemplarza książki zostanie przekazane na statutową działalność Fundacji Marka Kamińskiego.

Polecane książki

Niniejsza książka jest pierwszą polską publikacją prezentującą dorobek orzeczniczy Komitetu Praw Człowieka ONZ, organu czuwającego nad implementacją przez państwa postanowień Międzynarodowego Paktu Praw Osobistych (Obywatelskich) i Politycznych, którego stroną Polska jest od 1977 roku. Autorzy doko...
.. W komentarzu, poza obszernym omówieniem przepisów ustawy o przeciwdzialaniu przemocy w rodzinie, przedstawiono równiez modelowe rozwiazania w tym zakresie funkcjonujace w Europie. .. W publikacji uwzgledniono zmiany wprowadzone nowa ustawa o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastepczej ora...
Książka jest monografią z zakresu składni predykatowo-argumentowej, poświęconą teorii i metodologii opisu przymiotnika jako wykładnika predykacji niezdaniotwórczej. Celem opisu jest ustalenie sposobów powierzchniowej realizacji treści propozycjonalnych w granicach grupy imiennej z akcesorycznym ...
Służbowa kolacja z koleżanką z redakcji „Czasopisma”, Júlią, miała być dla błyskotliwego dziennikarza z redakcji muzycznej szansą na oderwanie się od czarnych myśli po pogrzebie przyjaciela, a tymczasem wszystko – potrawy, obsługa, towarzystwo, a przede wszystkim niefortunnie wybrany lokal, sprzysię...
Z e-booka dowesz się między innymi: 1. Jakie warunki techniczne muszą spełnić pojazdy o masie do 3,5 ton? 2. Jak wygląda kontrola mniejszych aut? 3. Jakie kary grożą za przeładowanie samochodu? 4. Na co zwrócić szczególną uwagę?...
Julia zawsze pożądała Camerona, uwielbiała się z nim kochać i marzyła o tym, by zostać jego żoną. Ale gdy wreszcie powiedziała sakramentalne „tak”, zrozumiała, że pragnie od męża czegoś więcej niż dobrego seksu......

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Marek Kamiński

Ma­rek Kamiński

Od­kryj, że bie­gun no­sisz w so­bie

Kie­dy w ciągu jed­ne­go roku osiągnąłem na nar­tach bez po­mo­cy z zewnątrz bie­gun północ­ny i południo­wy, nie do końca zro­zu­miałem zna­cze­nie tej dro­gi i tych miejsc. Na­pi­sa­no, że człowiek, który zdobędzie bie­gun, od­kry­je ta­jem­ni­ce człowie­ka. Upłynęło jed­nak wie­le cza­su, za­nim zacząłem do­ty­kać sens tej dro­gi i zna­cze­nie bie­guna. Im więcej o tym myślę, tym bar­dziej bie­guny stają się dla mnie ta­jem­nicą, przy­ciągają, zmu­szają do za­sta­no­wie­nia i w ten sposób wiodą do od­kry­wa­nia ta­jem­nic człowie­ka.

Moja dro­ga, która pro­wa­dziła przez bie­gun północ­ny, bie­gun południo­wy, Gren­lan­dię, Pu­sty­nię Gib­so­na w Au­stra­lii, Ki­li­mandżaro, Wisłę, a także dwa bie­guny z Jan­kiem Melą, za­in­spi­ro­wała mnie do re­flek­sji, jak to, co wy­da­wało się nie­możliwe, stało się możliwe. Próba od­po­wie­dzi na to py­ta­nie oraz doświad­cze­nie życia na krańcach Zie­mi i nie­raz krawędziach ludz­kich możliwości stały się fun­da­men­tem, na którym skon­stru­owałem me­todę Bie­gun, czy­li sztukę od­kry­wa­nia sie­bie i osiąga­nia celów.

Ta me­to­da po­zwo­liła mi pójść o wie­le da­lej niż geo­gra­ficz­ne bie­gu­ny. Po­zwo­liła mi ona od­kryć sa­me­go sie­bie. Na­zwa me­to­dy wzięła się stąd, że bie­gun jest sprawcą, ale także jest on dobrą me­ta­forą celów, które so­bie sta­wia­my i które po­zor­nie mogą się wy­da­wać nie­możliwe do osiągnięcia, ale kie­dy oka­zu­je się, że je osiągnęliśmy, mu­si­my iść da­lej i nie możemy za­trzy­mać się na bie­gunie. Z dru­giej stro­ny sama próba zmie­rze­nia się z na­szym bie­gunem i wyciągnięcie wniosków z ewen­tu­al­nej porażki są tak samo ważne jak zdo­by­cie celu.

Książka, którą ewen­tu­al­nie prze­czy­tasz, jest próbą przy­bliżenia i uporządko­wa­nia tej me­to­dy, ale nie jest to wykład aka­de­mic­ki. Fun­da­men­tem me­to­dy Bie­gun jest od­kry­cie po­czu­cia własnej war­tości, zdo­by­cie wewnętrznej wol­ności, po­zy­tyw­na mo­ty­wa­cja, po­czu­cie, że je­steśmy w tym świe­cie po­trzeb­ni, nie je­steśmy tu­taj bez po­wo­du i ja­kie­kol­wiek błędy popełnimy, jak­kol­wiek jest nam ciężko, ten świat nas ko­cha i po­trze­bu­je. Żyje­my po części w ilu­zji, która wciąż po­ka­zu­je nam nowe cele i przed­mio­ty, które po­win­niśmy osiągnąć i po­sia­dać, dla­te­go życzę ci, Czy­tel­ni­ku, zdo­by­cia wie­lu bie­gunów. Nie tyl­ko zewnętrznych, ale przede wszyst­kim tych, które są w to­bie.

Ma­rek Kamiński

1.1 Od­kryj, że bie­gun no­sisz w so­bie

Mamy roz­ma­wiać o bie­gu­nach w na­szym życiu i o tym, jak je zdo­by­wać. Ale czym one są? Prze­cież nie cho­dzi tyl­ko o te dwa punk­ty na glo­bu­sie. Bie­gu­ny – za­sta­na­wiałeś się, co to ta­kie­go?

Dla mnie, dla Mar­ka Kamińskie­go, bie­gun to rze­czy­wiście po pierw­sze pe­wien punkt geo­gra­ficz­ny, do którego kie­dyś po­sta­no­wiłem dojść. Ale pod­czas mo­jej pierw­szej po­lar­nej wy­pra­wy, w której byłem na­sta­wio­ny je­dy­nie na osiągnięcie tego punk­tu na ma­pie, na dojście do bie­guna, nie dawał się on tak łatwo zdo­być. Za­trzy­mał nas – szedłem wówczas wspólnie z Wojt­kiem Mo­ska­lem, z którym zo­sta­liśmy pierw­szy­mi Po­la­ka­mi zdo­bywcami bie­guna północ­ne­go – i kazał za­sta­no­wić się nad samą drogą, która do nie­go pro­wa­dzi. Dzięki temu bie­gun stał się dla mnie czymś, co ma o wie­le więcej zna­czeń niż tyl­ko punkt na ma­pie.

Zwy­kle w na­szych podróżach po świe­cie war­tością jest to, że gdzieś do­tar­liśmy. Możemy po­tem opo­wia­dać ro­dzi­nie i zna­jo­mym: „Tak, byłem w Luw­rze” albo: „Tak, byłem na pla­cu Świętego Mar­ka w We­ne­cji”. Z moim bie­gu­nem było in­a­czej. Nie można opo­wia­dać, że było się na bie­gu­nie, można je­dy­nie opo­wia­dać, jak się do nie­go doszło. Ale dro­ga, która do nie­go pro­wa­dzi, po­zor­nie prze­bie­ga w pu­st­ce – jest tyl­ko biało i zim­no, i nic się nie dzie­je. W rze­czy­wi­stości dzie­je się jed­nak bar­dzo dużo. W kształtach lodu można od­kry­wać różne for­my: mu­mie, Sfink­sa, pi­ra­mi­dy. W niektórych for­mach lodu i śnie­gu można do­strzec na­wet księżyco­we kra­te­ry. Bie­gun oka­zał się dla mnie ma­gicz­nym miej­scem. Jeżeli je­dzie­my na przykład do Egip­tu, jesz­cze przed wy­prawą wie­my, jak wygląda Sfinks czy pi­ra­mi­dy. Nic nie może więc nas spe­cjal­nie za­sko­czyć, co naj­wyżej pi­ra­mi­da okaże się większa albo mniej­sza, niż sądzi­liśmy. Ale Sfinks nie zmie­ni się na­gle w ba­zy­lisz­ka ani pi­ra­mi­da w sta­tek ko­smicz­ny. A na bie­gu­nie w pew­nym sen­sie jest to możliwe. Dla­te­go bie­gun był dla mnie tak in­spi­rujący. Był jak pu­sty biały ekran, na którym mogłem zo­ba­czyć sa­me­go sie­bie.

Ale to tyl­ko wy­obraźnia. Ja­kie to może mieć zna­cze­nie w życiu?

Wy­obraźnia po­zwa­la nam na przykład zo­ba­czyć, że wokół bie­gunów kręci się cały świat, a one same po­zo­stają nie­po­ru­szo­ne. Ta­kie zna­cze­nie słowa bie­gun można zna­leźć w słowni­kach sym­bo­li. Jak to się ma do życia? Bie­gun jest dla mnie właśnie tym wszyst­kim, co wpra­wia mnie w ruch. Bie­gun jest czymś, co wszy­scy no­si­my w so­bie i co po­win­niśmy od­kryć. Ja, ma­sze­rując przez pu­ste po­lar­ne prze­strze­nie, za­czy­nałem właśnie od­krywać sa­me­go sie­bie. Słowo „bie­gun” ma więc, jak się oka­zu­je, wie­le różnych możli­wych zna­czeń, które chciałbym tu uporządko­wać.

Wszy­scy wie­my, gdzie leżą geo­gra­ficz­ne bie­gu­ny. Ale jeśli na­sze bie­gu­ny są w nas sa­mych, jak zna­leźć do nich drogę?

Jeśli przyjąć, że każdy człowiek ma swo­je bie­gu­ny, to ich zde­fi­nio­wa­nie jest pew­nym pro­ce­sem. Być może niektórzy lu­dzie od początku są świa­do­mi tego, co chcie­li­by robić w życiu, i widzą ja­sno swoją drogę. Ale na ogół nie wie­my, gdzie leżą na­sze bie­gu­ny. Ja na pew­no przez długi czas nie byłem ich świa­dom i mu­siałem je od­kry­wać. A właści­wie – cały czas je od­kry­wam.

Jak odróżnić od zwykłych ma­rzeń to, co jest moim bie­gu­nem?

Po czym po­znać, że to jest to? Że to twój bie­gun? Na pew­no możemy to po­znać po swo­im za­an­gażowa­niu. Ob­cując w myślach z tym ce­lem, z tym ma­rze­niem, do­brze się czu­je­my i wie­rzy­my, że je­steśmy w sta­nie poświęcić mu swój czas, poświęcić też inne spra­wy, a może na­wet swoją do­tych­cza­sową drogę. Kie­dy je­steśmy w sta­nie coś poświęcić, coś położyć na sza­li, możemy sądzić, że to nasz bie­gun. Nie trze­ba od razu rzu­cać wszyst­kie­go, nie mu­si­my ru­szać na bie­gun Zie­mi. Może to być cel znaj­dujący się w na­szym zasięgu. Ważniej­sze jest to, że mając do wy­bo­ru coś pew­ne­go w tej rze­czy­wi­stości, którą już zna­my, w której żyje­my, je­steśmy w sta­nie z tego zre­zy­gno­wać, mając przed sobą nie­określoną wizję cze­goś in­ne­go, co na ra­zie tyl­ko nam się ma­rzy. Go­to­wość do poświęce­nia jest sy­gnałem, że może to być na­szym bie­gunem.

Nie musi on leżeć na końcu świa­ta?

Bie­gun jest two­rzo­ny z two­jej do­tych­cza­so­wej dro­gi, na­wet jeśli wy­da­je ci się całko­wi­cie z in­nej pla­ne­ty. W ja­kimś sen­sie jest kon­se­kwencją wy­borów, których do­ko­ny­wałeś do tej pory, tyl­ko kon­se­kwencją na o wie­le większą skalę. Na przykład za­wsze chciałeś robić coś związa­ne­go z wiarą, z du­cho­wością, ale nie­ko­niecz­nie pra­gniesz być księdzem albo pu­stel­ni­kiem. Chciałbyś po­ma­gać in­nym lu­dziom, ale nie­ko­niecz­nie jako le­karz. I na­gle wszyst­kie te cząstko­we i nie­zre­ali­zo­wa­ne pra­gnie­nia znaj­dują ujście w czymś, co wy­da­je się z całkiem in­nej baj­ki, ale tak na­prawdę jest od­po­wie­dzią na no­szo­ne w nas często na­wet nieuświa­do­mio­ne pra­gnie­nia.

Zwy­kle sami uzna­je­my, że ta­kie na­sze ma­rze­nia są na­iw­ne i nie do zre­ali­zo­wa­nia.

Ale przykład wie­lu lu­dzi po­ka­zu­je, że to nie­praw­da. Wit­t­gen­ste­in, słynny fi­lo­zof, w pew­nym mo­men­cie życia rzu­cił wszyst­ko i prze­niósł się do położone­go nad fior­dem domu w Nor­we­gii, bo uznał, że wszyst­ko, co miał do po­wie­dze­nia lub na­pi­sa­nia, już prze­ka­zał, a chciał do­wie­dzieć się cze­goś więcej o sa­mym so­bie i o świe­cie. Nan­sen spa­lił za sobą mo­sty po to, żeby przejść Gren­lan­dię. Wy­ru­szył z nie­za­miesz­ka­ne­go wy­brzeża i szedł w stronę ludz­kich osie­dli po dru­giej stro­nie Gren­lan­dii, w ten sposób za­my­kając so­bie możliwość od­wro­tu. Nie za­wsze oczy­wiście trze­ba być tak ra­dy­kal­nym. Ważne, żebyśmy chcie­li coś zro­bić ze swo­im życiem i żebyśmy nie chcie­li tkwić w miej­scu. Bo życie można przeżyć w taki sposób, że przez cały czas płynie­my z prądem wy­da­rzeń i sta­ra­my się tyl­ko o to, żeby utrzy­my­wać się na po­wierzch­ni, nie za bar­dzo ry­zy­kując. Ale życie służy temu, żeby coś z nim zro­bić. Nie wy­star­czy cze­kać na to, aż ono z nami coś zro­bi, tyl­ko trze­ba sa­me­mu wy­ko­nać pewną pracę.

Frid­tjof Nan­sen

Lu­dwig Wit­t­gen­ste­in

DOŚWIAD­CZE­NIE KOŃCA DRO­GI

Wy­obraź so­bie, że idziesz na bie­gun północ­ny, ciągnąc za sobą ciężkie san­ki z ekwi­pun­kiem. Je­steś sam, jest – 50 stop­ni Cel­sju­sza, je­steś zmęczo­ny, tra­cisz siłę i kon­cen­trację. Jest ci bar­dzo zim­no i chciałbyś już być w domu. Na­gle za­uważasz, że je­steś na bar­dzo cien­kim lo­dzie, ale nie masz się dokąd cofnąć. Lód za­czy­na pękać pod san­ka­mi, a po­tem pod two­imi nar­ta­mi. Po­wo­li za­nu­rzasz się w bar­dzo zim­nej wo­dzie. Po­ru­szasz rękami i no­ga­mi, ale nie masz się cze­go chwy­cić, bo lód pęka na małe kawałki i two­rzy się wokół cie­bie bre­ja. Nie ma ni­ko­go, kto może ci pomóc, san­ki ze sprzętem po­wo­li za­nu­rzają się w lo­do­wa­tej wo­dzie i ciągną cię na dół. Dno jest czte­ry ki­lo­me­try niżej. Masz jesz­cze trochę po­wie­trza w płucach. Po­wo­li za­czy­nasz opa­dać w dół ra­zem z san­ka­mi, jak ptak szy­bując w wo­dzie parę metrów w ciągu se­kun­dy. Czas zwal­nia, nie masz go dużo, opa­dając ku nie­uchron­ne­mu. Myślisz o swo­im życiu: co war­to z nim zro­bić, cze­go nie zro­biłeś, a bar­dzo chciałeś, z kim chciałbyś jesz­cze po­roz­ma­wiać, komu prze­ba­czyć, kogo pro­sić o prze­ba­cze­nie. Nie masz już dużo cza­su. Co będzie z two­imi bli­ski­mi, zna­jo­my­mi? Na­wet się z nimi nie pożegnałeś ani oni z tobą. Czy chciałbyś im jesz­cze coś po­wie­dzieć? Czy i jak będą cię pamiętać? Jesz­cze raz prze­by­wasz w myślach swoją drogę przez życie i co­raz szyb­ciej opa­dasz w dół…

BIE­GUN MO­JE­GO ŻYCIA

1. To ćwi­cze­nie może być nie­co bo­le­sne. War­to się o nie jed­nak po­ku­sić, bo jak żadne inne po­ma­ga w zna­le­zie­niu od­po­wie­dzi na py­ta­nie: „Co za­wie­ra się rze­czy­wiście w osi (jest na bie­gu­nie) mo­je­go życia?”.

2. Wy­obraź so­bie, że masz sześćdzie­siąt, osiemdzie­siąt albo sto lat. Je­steś wie­ko­wy, ale czu­jesz pełną sa­tys­fakcję ze swo­je­go całego życia. Je­steś spo­koj­ny. Co w tym, przeżutym już, cza­sie daje ci po­czu­cie spełnie­nia na ko­niec życia? A co z ko­lei po­wo­du­je, że umie­rając, po­wie­działbyś: „Bar­dzo żałuję, że nie…”? Dokończ to zda­nie. To, co na­pi­sałeś, za­pew­ne przy­na­leży do two­je­go bie­gu­na. Za­cznij myśleć o tym, kie­dy i jak to zre­ali­zu­jesz. Nie cze­kaj do osiemdzie­siątki!

3. Weź osiem kar­te­czek sa­mo­przy­lep­nych. Na każdej za­pisz jedną rzecz, która ci się ma­rzy w życiu. Połóż je przed sobą. Wszyst­kie te spra­wy, rze­czy są bar­dzo atrak­cyj­ne i ważne, praw­da?

a. A te­raz wy­obraź so­bie, że przy­cho­dzi jakaś ka­ta­stro­fa i możesz zre­ali­zo­wać tyl­ko pięć z nich. Wy­bierz te pięć kar­te­czek i po­zo­staw przed sobą, a dwie po­zo­stałe zwiń i odłóż.

b. Masz więc pięć cen­nych rze­czy. Te­raz jed­nak wiel­kie tsu­na­mi po­ry­wa dwie i możesz za­trzy­mać i re­ali­zo­wać tyl­ko trzy z nich. Wy­bierz te, które zo­sta­wisz.

c. Na ko­niec oka­zu­je się, że masz szansę zre­ali­zo­wać tyl­ko i wyłącznie jedną z po­zo­sta­wio­nych trzech rze­czy. Która to będzie? Po­zo­stałe kar­tecz­ki zwiń i odłóż.

d. Ćwi­cze­nie może wy­da­wać się z po­zo­ru nużące, ale ko­niecz­nie prze­chodź każdy etap z osob­na, po ko­lei. Możesz sam sie­bie za­sko­czyć!

1.2. Do­trzesz do nie­jed­ne­go bie­gu­na, pra­cując nad sobą

Nikt nam nie każe przejść przez na­sze życie tak, jak Nan­sen prze­szedł przez Gren­lan­dię. To tyl­ko je­den z możli­wych wa­riantów. Życie ge­ne­ral­nie nie lubi sche­matów. Po­wta­rza­nie ich, tak jak po­wta­rza­nie ry­tuałów, cza­sem może pomóc, ale nie za­wsze to działa. Pa­le­nie mostów to sy­tu­acja osta­tecz­na, kie­dy nie możemy zro­bić kro­ku naprzód. To osta­tecz­ność, acz­kol­wiek cza­sem trze­ba od osta­tecz­ności za­czy­nać, bywa i tak w życiu. Można od tego zacząć, ale ab­so­lut­nie nie trze­ba. Można wówczas, kie­dy człowiek jest na to przy­go­to­wa­ny i kie­dy jest zde­ter­mi­no­wa­ny, bo rze­czy­wi­stość tak go już roz­cza­ro­wu­je albo jest w niej tyle ogra­ni­czeń, że można tyl­ko poza nią wyjść. To tak jak z prze­by­wa­niem w za­mkniętym, dusz­nym domu. Wyjście na zewnątrz jest je­dyną me­todą, żeby za­czerpnąć świeżego po­wie­trza i zo­ba­czyć, że można od­dy­chać pełną pier­sią.

Kie­dy czu­je­my, że tu, gdzie je­steśmy, nic już nas nie cze­ka albo że cze­kają nas je­dy­nie same prze­szko­dy, wte­dy rze­czy­wiście naj­le­piej jest spa­lić wszyst­kie mo­sty. Ale mu­si­my wie­dzieć choćby z grub­sza, cze­go szu­ka­my po dru­giej stro­nie. Mu­si­my mieć ogólne wy­obrażenie tego, co chcie­li­byśmy ze swo­im życiem zro­bić. Nan­sen wie­dział, że na dru­gim brze­gu Gren­lan­dii są ludz­kie osie­dla i że musi tam dojść, bo in­a­czej zgi­nie. Ce­lo­wo ułożył mar­szrutę w taki sposób, żeby nie mieć do cze­go wra­cać. W życiu pa­le­nie mostów może być po­trzeb­ne na jakiś czas. Można udać się w podróż albo udać się do pu­stel­ni i zo­ba­czyć, jak tam jest. Kie­dy wy­da­je nam się, że po­ja­wił się przed nami jakiś cel, w miarę ja­sny, możemy ry­zy­ko­wać. Ale kie­dy wie­my tyl­ko tyle, że tu źle się czu­je­my, ale jesz­cze nie wie­my, dokąd iść, wówczas pamiętaj­my, że jest taki wy­na­la­zek, jak mo­sty zwo­dzo­ne. Można przejść na próbę na dru­gi brzeg, ale po­tem wrócić.

Pamiętaj­my też, że pa­le­nie za sobą mostów nie po­le­ga na tym, żeby palić uczu­cia, nisz­czyć sto­sun­ki z ludźmi, obrażać ko­go­kol­wiek. Niektórzy obrażają wszyst­kich za­przy­jaźnio­nych z nimi lu­dzi, żeby nie było do cze­go wra­cać. Nie o to cho­dzi. Jeśli ktoś już pali za sobą mo­sty, niech przy tej oka­zji nie pali lu­dzi. Na­wet jeśli coś uda nam się osiągnąć, będzie temu to­wa­rzy­szyła po­tem świa­do­mość, że kogoś skrzyw­dzi­liśmy.

Nie trze­ba więc zry­wać ze swo­im do­tych­cza­so­wym życiem?

Naj­pierw trze­ba po­znać i zro­zu­mieć sa­me­go sie­bie. Taką pustą prze­strzeń, którą ja od­kryłem w dro­dze na bie­gun, możemy zna­leźć i w taki pro­sty sposób, że po­da­ru­je­my so­bie piętnaście mi­nut dzien­nie na za­sta­no­wie­nie się nad sobą. Możemy nie mieć możliwości, żeby wy­je­chać na mie­siąc do me­dy­ta­cyj­ne­go klasz­to­ru, ale co­dzien­na chwi­la sku­pie­nia, od­izo­lo­wa­nia się, już będzie formą pa­le­nia mostów. Szu­ka­nie bie­gunów po­le­ga na szu­ka­niu au­ten­tycz­ne­go, mo­je­go życia. Nie cho­dzi za­tem o wi­do­wi­sko­we ze­rwa­nia, bar­dziej li­czy się isto­ta, za­war­tość.

W jed­nej z części Gwiezd­nych wo­jen jest sce­na, w której Luke Sky­wal­ker mówi, że jest już gotów, by stać się ry­ce­rzem Jedi, ale słyszy w od­po­wie­dzi, że jest na to jesz­cze za wcześnie. To taki właśnie życio­wy mo­ment, kie­dy człowiek chce coś ze sobą zro­bić, ale jesz­cze nie wie, co kon­kret­nie, i musi naj­pierw do tego doj­rzeć. Bo in­a­czej może przejść na ciemną stronę mocy… Nie jest war­tością samą w so­bie ze­rwa­nie z do­tych­cza­so­wym życiem, kie­dy od­czu­je­my po­trzebę zmia­ny. Ważne jest, w imię cze­go to się od­by­wa. Mu­si­my wie­dzieć, cze­go chce­my, choćby mniej więcej. Również na mo­jej dro­dze sta­wały różne „de­mo­ny”, różne po­ku­sy czy też chęć wy­bra­nia łatwiej­szej i wy­god­niej­szej dro­gi. Oczy­wiście możemy sami od razu założyć, że przej­dzie­my na ciemną stronę mocy, ale ja uważam, że na swo­je bie­gu­ny le­piej nie do­cho­dzić, chwy­tając się wszel­kich dostępnych me­tod. Dziś możliwości wy­naj­dy­wa­nia so­bie zajęć wy­dają się nie­ogra­ni­czo­ne, ale nie wszyst­ko, co jest możliwe, jest do­bre. Do­bre dla nas.

Wie­le rze­czy dużo łatwiej też dziś osiągnąć. Nad bie­gu­na­mi można prze­le­cieć w sa­mo­lo­cie. Ale chy­ba nie o to cho­dzi…

Nie­daw­no ktoś zwrócił mi uwagę, że od cza­su zdo­by­cia przez Wojt­ka Mo­ska­la i prze­ze mnie bie­gu­na północ­ne­go nikt z Po­laków nie podjął po­dob­nej próby. To nie jest spra­wa pie­niędzy, bo przy­go­to­wa­nie jach­tu do rej­su do­okoła świa­ta jest wie­lo­krot­nie kosz­tow­niej­sze niż wy­pra­wa na bie­gun. Cho­dzi po pro­stu o to, że aby dojść na bie­gun, trze­ba się strasz­li­wie namęczyć. Trze­ba bar­dzo ciężko pra­co­wać i namęczyć się jesz­cze po dro­dze. Trze­ba oddać tej spra­wie dużą część sa­me­go sie­bie, w każdym wy­mia­rze: fi­zycz­nym, du­cho­wym, psy­chicz­nym. Żeby prze­trwać to zmęcze­nie i nie zre­zy­gno­wać, trze­ba wy­ko­nać bar­dzo dużą pracę wewnętrzną.

Co więcej, nie jest tak do­brze, że wy­ko­nu­je się ją raz, a po­tem ma się spokój na resztę życia. Kie­dy do­cho­dzisz do swo­je­go bie­gu­na, przyglądasz mu się, ale po­tem mu­sisz iść da­lej, nadal pra­cując nad sobą. Jeśli wy­da­je nam się, że bie­gun leży na zewnątrz nas, gdzieś tam da­le­ko, to zwy­czaj­nie do nie­go nie doj­dzie­my, za­brak­nie nam po pro­stu sił. Bie­gun ma już taką struk­turę, że bez pra­cy nad sobą nie można tam dojść. Cel, który nie wiązałby się z prze­bu­dową wewnętrzną, z roz­wo­jem, nie jest dla mnie bie­gunem.

A jeśli chce­my zdo­być tyl­ko coś kon­kret­ne­go, na przykład do­bry sa­mochód albo wy­god­ny dom?

Na­wet jeśli te rze­czy zdobędzie­my, czy zmie­ni­my coś w so­bie? Tech­ni­ki zdo­by­wa­nia bie­gunów można za­sto­so­wać do wszyst­kich celów, ale czy każdy będzie na­szym bie­gunem? Sta­nie się nim do­pie­ro wte­dy, gdy będzie zgod­ny z na­szymi ma­rze­nia­mi i au­ten­tycz­ny­mi pra­gnie­nia­mi. Do­pie­ro wówczas będzie­my się czu­li spełnie­ni i praw­dzi­wi.

Wierzę, że ktoś może czuć się spełnio­ny dzięki temu, że wy­bu­du­je so­bie dom, o ja­kim przez całe życie ma­rzył, z pa­tio i ba­se­nem. Ale na ogół sta­ra­my się tak usil­nie o po­dob­ne rze­czy nie dla­te­go, że są przed­mio­tem na­szych najgłębszych pra­gnień, tyl­ko po to, żeby jak naj­le­piej wypaść w oczach in­nych lu­dzi. Nie cho­dzi o moją wewnętrzną sa­tys­fakcję, tyl­ko o coś zewnętrzne­go. „W oczach lu­dzi” to inna na­zwa sławy, którą osiąga się, gdy uda się zre­ali­zo­wać jakiś wiel­ki pro­jekt. Na po­zio­mie miesz­ka­nia czy sa­mo­cho­du cho­dzi o to, żeby nasi zna­jo­mi zo­ba­czy­li – o, ma niezłe auto, piękny dom. Przy wiel­kich pro­jektach cho­dzi o to, żeby usłysza­no o nas w całym kra­ju albo i na całym świe­cie.

To coś złego?

Sama sława nie jest ni­czym złym. To, że chce­my do­brze wy­pa­dać w oczach in­nych, to także nic złego. Nie uważam, żeby było na­gan­ne to, że chcę, aby inni mie­li dla mnie uzna­nie. Jeżeli na­to­miast pod­porządko­wu­je­my temu ce­lo­wi swo­je życie, jeśli będzie­my myśleć tyl­ko i wyłącznie o tym, żeby do­brze wy­pa­dać w oczach in­nych, za wszelką cenę, wte­dy rze­czy­wiście będzie się to działo kosz­tem na­szej oso­bo­wości, bo to nie my je­steśmy wte­dy ce­lem tyl­ko to, jak wy­pa­damy w oczach in­nych. Nieświa­do­mie, na głębszych po­zio­mach, możemy na­wet z tego po­wo­du cier­pieć. Możemy zbu­rzyć całe swo­je życie po to, by na ko­niec zo­stać sami. Jeśli to, jak wy­pa­damy w oczach lu­dzi, nie będzie pod­bu­do­wa­ne ni­czym au­ten­tycz­nym, praw­dzi­wym w nas, w mo­men­cie gdy tak zdo­by­te uzna­nie z ja­kichś po­wodów skończy się, będzie­my ni­kim. Le­piej więc sta­rać się o uzna­nie we własnych oczach, a dokład­niej – uzna­nie w oczach in­nych bu­do­wać na uzna­niu w oczach własnych.

Owo­cem fałszy­wych bie­gunów jest fru­stra­cja, a nie sa­tys­fak­cja. Bie­gun to jed­nak au­ten­tycz­ność, praw­da, fun­da­ment zbu­do­wa­ny w sa­mym so­bie. Ja sam nie przy­wiązuję dziś wagi do tego, jak mnie inni po­strze­gają. Może dla jed­nych je­stem zdo­bywcą bie­gunów, a dla in­nych dzi­wa­kiem, nie­zro­zu­miałym fru­stra­tem? Dla kogoś zdo­by­wa­nie bie­gunów Zie­mi może być wa­riac­twem, ja­kimś ab­sur­dem: po co tam iść, sko­ro nie ma tam ni­cze­go prócz lodu, co tam można zna­leźć?

A czy każdy ma w swo­im życiu je­den bie­gun, czy ma ich wie­le?

Myślę, że każdy z nas ma więcej niż je­den bie­gun do zdo­by­cia. Ważne, żeby na początek od­kryć je­den. To tak jak z języ­kiem. Ucząc się dru­gie­go języka, le­piej po­zna­je­my własny. Zdo­by­wając bie­guny, le­piej ro­zu­mie­my własne życie. Ich licz­ba nie ma zna­cze­nia. Każdy bie­gun jest do­bry. Nie za­wsze też muszą się uzu­pełniać, cza­sa­mi oka­zują się prze­ci­wieństwa­mi. Na przykład te­raz mój bie­gun podróżowa­nia stał się antybie­gunem dla życia ro­dzin­ne­go.

Bie­gunów może być wie­le, ale już je­den po­zwa­la nam od­kryć bo­gac­two życia. Nie ma jed­ne­go mo­de­lu obo­wiązującego wszyst­kich, tak samo jak na różnych eta­pach na­sze­go życia bie­gu­ny wyglądają in­a­czej. Pierw­szym kro­kiem w ich stronę jest już trochę głębsze spoj­rze­nie na sie­bie. Kie­dy płynie­my z prądem, jeśli na­wet tyl­ko się za­trzy­ma­my, to w pew­nym sen­sie za­czy­na­my płynąć pod prąd. W moim życiu za­pro­wa­dziło mnie to na krańce świa­ta, ale dla kogoś in­ne­go bie­gu­ny mogą leżeć całkiem gdzie in­dziej. Świa­do­me wy­cho­wa­nie własnych dzie­ci także może być bie­gu­nem. To, co jest w na­szym życiu świa­do­mie i w zgo­dzie ze sobą wy­bra­ne, co nie szko­dzi in­nym, a nas bu­du­je, co może nie zba­wia świa­ta, ale przy­najm­niej zba­wia naszą duszę. Nasz bie­gun.

Czy każda zmia­na życia jest już na­szym bie­gu­nem?

Nie­raz zmia­ny do­ko­nują się przy­pad­ko­wo, bez na­sze­go udziału. Ktoś nam fun­du­je sa­mochód albo do­sta­je­my inny pre­zent od losu. Na pew­no bie­gun to taki cel, który sami so­bie wy­zna­cza­my, który wy­ma­ga wysiłku, a dro­ga do nie­go nie jest pro­sta. W da­nym mo­men­cie życia po­wi­nien on być na­szym mak­si­mum. W końcu bie­guny też są tyl­ko dwa na świe­cie. Oczy­wiście inne są bie­guny osiem­na­sto­lat­ka, inne czter­dzie­sto­lat­ka, a inne sied­mio­lat­ka, dla którego bie­gunem może być odkłada­nie oszczędności na słody­cze.

Jak w ta­kim ra­zie po­znać, co w da­nym mo­men­cie życia jest na­szym bie­gu­nem?

Wy­ma­ga to przede wszyst­kim ciągłego od­kry­wa­nia sie­bie, swo­ich ma­rzeń, idei, które w nas tkwią, ba­da­nia swo­je­go wnętrza, przygląda­nia się so­bie. Trze­ba, przyglądając się różnym pro­jek­tom, własnym myślom, za­sta­na­wiać się, co chce­my zro­bić ze swo­im życiem, które z tych myśli budzą na­sze naj­większe emo­cje. I trze­ba sku­pić się na tych, do których najczęściej wra­ca­my, mimo że nie­raz wy­dają się czystą nie­możliwością.

WIEL­KA ŚCIEŻKA

Pier­wowzór tego ćwi­cze­nia zo­stał opi­sa­ny przez Ro­ber­ta Dilt­sa, człowie­ka, który nie­ustająco po­szu­ku­je swo­je­go bie­gu­na i w ko­lej­nych odsłonach swo­je­go życia oso­bi­ste­go i za­wo­do­we­go od­naj­dy­wał nowe, które pro­wa­dziły go do pięknych od­kryć po­ma­gających in­nym lu­dziom. Do tego ćwi­cze­nia będziesz po­trze­bo­wać trochę miej­sca w po­miesz­cze­niu, w którym się znaj­du­jesz. Na podłodze rozłóż przed sobą jed­na po dru­giej sześć kar­tek (na­pisz na ko­lej­nych: OTO­CZE­NIE, ZA­CHO­WA­NIE, UMIEJĘTNOŚCI, WAR­TOŚCI I PRZE­KO­NA­NIA, TOŻSAMOŚĆ, MI­SJA). Będą one sta­no­wiły ko­lej­ne eta­py ścieżki, po której będziesz kro­czył… Weź ze sobą no­tat­nik lub jesz­cze le­piej urządze­nie do na­gry­wa­nia – ce­lem jest za­re­je­stro­wa­nie tego, co przy­cho­dzi ci do głowy spon­ta­nicz­nie na każdym z etapów. Kie­dy będziesz gotów, stań na pierw­szej kart­ce:

Etap I: OTO­CZE­NIE

Pomyśl, ja­kie jest ono dzi­siaj. Gdzie by­wasz, żyjesz, pra­cu­jesz? Ja­kich lu­dzi masz wkoło sie­bie? Kie­dy będziesz gotów, zrób ko­lej­ny krok, stając na ko­lej­nej kar­tecz­ce.

Etap II: ZA­CHO­WA­NIE

Ja­kie dziś jest two­je za­cho­wa­nie? Opisz je w kil­ku słowach. Odważne, nie­pew­ne, śmiałe? Możesz używać prze­nośni, me­ta­for, ko­lorów i in­nych opisów swo­je­go za­cho­wa­nia. Kie­dy będziesz gotów, idź da­lej.

Etap III: UMIEJĘTNOŚCI

W jaki sposób opi­szesz dziś swo­je umiejętności? Możesz je wy­mie­nić. Albo opi­sać – czy są małe, słabe, duże?

Kie­dy będziesz go­to­wy, zrób ko­lej­ny krok.

Etap IV: WAR­TOŚCI I PRZE­KO­NA­NIA

Ja­kie są two­je naj­ważniej­sze war­tości, którymi kie­ru­jesz się w życiu? O czym je­steś w sposób pew­ny prze­ko­na­ny? Ja­kie prze­ko­na­nia do­tyczące życia, świa­ta, in­nych lu­dzi są klu­czo­we w two­im życiu?

Kie­dy po­czu­jesz, że je­steś gotów, przejdź do następne­go eta­pu.

Etap V: TOŻSAMOŚĆ

Jak dziś opi­szesz sie­bie? Kim je­steś? Co jest trzo­nem two­jej tożsamości? Kie­dy zakończysz, idź da­lej.

Etap VI: MI­SJA

Jaka jest two­ja mi­sja? Jak byś ją opi­sał?

Kie­dy skończysz i za­no­tu­jesz to, co po­ja­wiło się w two­im umyśle na eta­pie MI­SJA, odwróć się i spójrz na całą ścieżkę (od TOŻSAMOŚCI po OTO­CZE­NIE).

Te­raz wy­obraź so­bie, że otrzy­małeś od losu wiel­ki dar. Wszyst­ko, co było ważne i o czym ma­rzyłeś, spełniło się. Otrzy­małeś dar, który po­wo­du­je, że wszyst­ko jest właśnie tak, jak bar­dzo tego chciałeś. Te­raz roz­pocz­nij podróż z owym da­rem jesz­cze raz. Przejdź po ścieżce krok po kro­ku. Te­raz, gdy to, cze­go bar­dzo pragnąłeś, zre­ali­zo­wało się:

Jaka jest te­raz two­ja tożsamość?

Ja­kie są two­je naj­ważniej­sze war­tości? W co wie­rzysz? O czym je­steś prze­ko­na­ny?

Jak opi­szesz swo­je umiejętności?

Ja­kie są two­je za­cho­wa­nia?

Ja­kie jest two­je oto­cze­nie? Jak wygląda? Jacy są wokół cie­bie lu­dzie?

Zejdź ze ścieżki i za­na­li­zuj to, co za­re­je­stro­wałeś na każdym z etapów. Czym różniła się podróż po­wrot­na? To w niej od­po­wied­nio przy­go­to­wa­ny umysł po­wi­nien ujaw­nić to, co jest dla cie­bie jed­no­znacz­nie przy­ciągające, praw­dzi­we i wy­zna­cza twój bie­gun. Ale to ćwi­cze­nie ma także inne, do­dat­ko­we działanie. Jeśli zo­sta­je wy­ko­na­ne w dużym sku­pie­niu, ale też w spo­ko­ju i sta­nie roz­luźnie­nia, po­bu­dza świa­do­mość i podświa­do­mość do przy­ciąga­nia oko­licz­ności, które ułatwiają spełnia­nie się tego, co opi­sy­wałeś na każdym z etapów. Za­cho­waj te no­tat­ki czy na­gra­nia – kie­dyś zo­ba­czysz, jak wie­le z nich stało się rze­czy­wi­stością.

Na­ucz się pro­stej me­dy­ta­cji, a właści­wie wy­ci­sza­nia umysłu. Kie­dy „wyłączysz” pro­gra­my bieżących po­trzeb, pre­sji i ocze­ki­wań in­nych i tym po­dob­ne, na pu­stym ekra­nie umysłu za­czną wyświe­tlać się te pra­gnie­nia i wi­zje, które po­chodzą na­prawdę z wewnątrz cie­bie. Pozwól im się po­ja­wić i ob­ser­wuj, które z nich same się roz­wi­jają, uszczegółowiają i przy­noszą po­czu­cie pełni, har­mo­nii i ciepła. To one sta­no­wią wizję, z którą się utożsa­miasz. Za­no­tuj to i wróć do tej me­dy­ta­cji po­now­nie za kil­ka dni. Spraw­dzaj, czy po­ja­wia się po­dob­na wi­zja. Spraw­dzaj swo­je emo­cje – czy nadal czu­jesz tę har­mo­nię i po­zy­tyw­ne, ciepłe od­czu­cia? Być może je­steś bli­sko do­tknięcia (na ra­zie w wy­obraźni) swo­jego praw­dzi­we­go bie­gu­na…

2.1. Zrób więcej, niż ktoś zro­bił przed tobą

Za­nim wy­brałem się na bie­gun północ­ny, miałem w głowie wie­le różnych wi­zji. Fa­scy­no­wał mnie między in­ny­mi Ray­mond Mau­fra­ise i jego sa­mot­na podróż przez dżunglę w Gu­ja­nie Fran­cu­skiej. Praw­do­po­dob­nie zginął w dżungli z głodu – nig­dy nie od­na­le­zio­no jego ciała, je­dy­nie pamiętnik, z którego po­wstała książka Zie­lo­ne piekło. Za­fa­scy­no­wała mnie li­te­ra­tu­ra, a także sam mo­del wy­pra­wy, sa­mot­ne­go prze­by­cia możli­wie naj­trud­niej­szej dro­gi. Ale myślałem także o rej­sie do­okoła świa­ta po lek­tu­rze książki Érica Ta­bar­ly’ego Sa­mot­ne zwy­cięstwo. Zacząłem na­wet wspólnie z ko­legą bu­do­wać jacht. Pamiętam jed­nak, że pomyślałem wte­dy, iż sam rejs to za mało, że trze­ba szu­kać cze­goś więcej.

Rejs jach­tem do­okoła świa­ta to prze­cież duża spra­wa.

Ale byłoby to po­wta­rza­niem cze­goś już zna­ne­go. Oczy­wiście człowiek nie jest w sta­nie wymyślić za każdym ra­zem cze­goś no­we­go, ale jeśli leży to w gra­ni­cach na­szych możliwości, to war­to roz­ważyć, czy nie zro­bić cze­goś większe­go albo po raz pierw­szy. Nie cho­dzi o to, żeby być przed in­ny­mi, to nie jest war­tością samą w so­bie. War­tością jest to, że po­sze­rza­my własne doświad­cze­nie. Wie­my, że będzie ono uni­ka­to­we, cho­ciaż za­wie­ra coś, co zdo­by­li już inni. Rejs do­okoła świa­ta to świet­na spra­wa. Ale gdy­byś wypłynął jako pierw­szy człowiek w rejs jach­tem do­okoła świa­ta pod wiatr, miałbyś dwa w jed­nym: rejs do­okoła świa­ta i coś więcej.

Ray­mond Mau­fra­ise

Kie­dy spo­tkałem na Spits­ber­ge­nie Wojt­ka Mo­ska­la, który chciał iść na bie­gun północ­ny, stało się to moim ce­lem, ważniej­szym niż rejs do­okoła świa­ta. Po­la­cy opłynęli już wówczas świat jach­tem. Przede mną byli Kry­sty­na List­kie­wicz, Krzysz­tof Ba­ra­now­ski, Hen­ryk Ja­skuła, Le­onid Te­li­ga, Władysław Wa­gner. Po­la­cy byli już także na Mo­unt Eve­reście, jako pierw­si na świe­cie zimą. Bie­gun po­zo­sta­wał nie­zdo­by­ty przez Po­laków. W ogóle – nie­wie­lu lu­dzi na świe­cie go zdo­było.

Ale ta­kich nie­zdo­by­tych miejsc już pra­wie nie ma.

Ho­ry­zont geo­gra­ficz­ny w ni­czym nie