Strona główna » Poradniki » Odwagi! Dasz radę

Odwagi! Dasz radę

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7778-868-4

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Odwagi! Dasz radę

Skończ z fałszywą skromnością. Odrzuć powątpiewanie w siebie i zauważ swoje mocne strony!
Książka Odwagi! Dasz radę zawiera praktyczne rady i dostarcza bodźców do zwiększania samooceny. Kobiety bowiem często z własnej woli zajmują miejsce w drugim rzędzie, ponieważ boją się silnego podmuchu wiatru na szczycie sukcesu i wolą się chować przed wiatrem za plecami kolegi albo męża.
A przecież najnowsze badania mózgu i psychologia mówią całkiem wyraźnie: kobiety są mistrzyniami intuicji, lepiej potrafią kojarzyć i dysponują nadzwyczajną inteligencją emocjonalną, mają wybitny talent organizacyjny i umiejętność komunikacji. Kobiety poza tym w konfliktach zawodowych i prywatnych są mocniejsze w przyjmowaniu ciosów i silniejsze w ich rozdzielaniu niż mężczyźni. A właśnie te cechy są dziś pożądane w pracy.
•    Odrzuć hamującą powściągliwość
•    Energicznie realizuj swoje idee
•    Dostrzeż wyraźnie swoje możliwości
•    Śmiało prezentuj swoje talenty

Ute Ehrhardt nie zamierza uczynić z kobiet klonów mężczyzn, pragnie tylko je zmotywować do tego, aby były sobą i aby pokazały światu, co potrafią. Ta trzymająca w napięciu książka dostarcza dodatkowo wiele przyjemności podczas czytania. A więc: Oczy szeroko otwarte i do przodu, ponieważ ostatnie rzędy są dobre tylko w kinie!
Dagmar Rosenberger

Ute Ehrhardt jest dyplomowaną psycholożką, od wielu lat pracuje jako psychoterapeutka i coach, głównie w dziedzinie psychologii pozytywnej. Jest autorką książek: Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą i Sztuka inteligentnego kłamstwa.

Polecane książki

Amelia leczy się w ośrodku chorób psychicznych, gdyż cierpi na zaniki pamięci. Tak przynajmniej twierdzą specjaliści. Bohaterka jest bardzo inteligentna, mądra, ma swój punkt widzenia na wiele spraw. Jej świadomość działa wybiórczo, ale kobieta nie zgubiła zupełnie wspomnień: te najwspanialsze p...
„Świeczka zgasła" to komediowa sztuka teatralna autorstwa Aleksandra Fredry.   Główni bohaterowie sztuki opisani są w tekście po prostu jako „Pani” i „Pan”, jednak w toku akcji okazują się mieć na imię Władysław i Jadwiga. Pewnej deszczowej nocy przypadkowo podróżują wspólnie pocztowym dyliżansem,...
Przestępstw karnoskarbowych może dopuścić się niemal każdy, nie ulega jednak wątpliwości, że członkowie zarządów spółek kapitałowych są w kręgu osób szczególnie narażonych na ryzyko ich popełnienia – i to najczęściej nieumyślnie. Gąszcz przepisów prawa, w tym administracyjnego i podatkowego, niepoko...
Drugi tom niezwykłych rozmów Grzegorza Miecugowa. W „Innym Punkcie Widzenia 2” zebrane zostały wywiady z: Wiktorem Osiatyńskim, Bartoszem Waglewskim, Zygmuntem Rolatem, Andrzejem Targowskim, Edwinem Bendykiem, Jasiem Gawrońskim, Marcinem Gortatem, Marianem Opanią, Mariuszem Szczygłem, Ryszardem Horo...
Zbiór opowiadań sensacyjno-kryminalnych, głównie o tematyce marynistycznej, w której bohaterami są marynarze, piękne kobiety, chciwi piraci i okrutni esbecy. To opowieści ze zbrodnią w tle, uwodzące klimatem tajemnicy, egzotyki; inne historie porażają historyczną prawdą oglądaną z okna lub... opatr...
„Nieczysta gra” to emocjonalny rollercoaster zakończony rozrywającym serce na strzępy finałem.Ślub Rebeki i Sedricka zbliża się wielkimi krokami. Zakochana para pragnie założyć rodzinę i wieść idealne życie, ale w ich świecie nic nie jest proste. Czy ambitne plany dotyczące życia rodzinnego są możli...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Ute Ehrhardt

Ute Ehrhardt

Odwagi! Dasz radę

Tytuł oryginału: Die Klügere gibt nicht mehr nach

Copyright © Wolfgang Krüger Verlag GmbH, ein Unternehmen der S. Fischer Verlag GmbH

Copyright for the Polish Edition © 2015 Burda Publishing Polska

Sp. z o.o. Spółka Komandytowa

02-674 Warszawa, ul. Marynarska 15

Dział handlowy: tel. 22 360 38 41–42 faks 22 360 38 49

Sprzedaż wysyłkowa: tel. 22 360 37 77

Redakcja: Maria Talar

Korekta: Marianna Chałupczak

Projekt okładki: Panna Cotta

Zdjęcie na okładce: Sergey Nivens / Fotolia

Redakcja techniczna: Mariusz Teler

Redaktor prowadząca: Agnieszka Koszałka

ISBN: 978-83-7778-868-4

Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie

w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych – również częściowe – tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw autorskich.

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

Mądry ustępuje głupiemu.

Smutna to prawda;

toruje ona głupocie drogę

do opanowania świata.

MARIE VON EBNER-ESCHENBACH

Mądrzejsza tak długo ustępuje, aż staje się głupsza

Kobiece przewagi są widoczne w wielu dziedzinach. Od czasu ukazania się Grzecznych dziewczynek… nieraz miałam okazję z całą wyrazistością zaobserwować, że nawet kobiety silne jeszcze nie oswoiły się z myślą, iż w wielu dziedzinach są lepsze niż mężczyźni. Moim celem jest możliwie obiektywne przeanalizowanie tych kobiecych zalet i pokazanie, jak mogą być wykorzystane.

Zbyt długo rezygnowałyśmy z siebie: gdy mężczyźni się przechwalają, często trafiają na kobiety z nadwątlonym poczuciem własnej wartości. Mężczyźni, nawet gdy niewiele potrafią, kwestionują rangę kompetentnych kobiet. Tylko kobieta, która dostrzega swoje walory i umiejętności, ma szansę się temu przeciwstawić. Tylko taka kobieta będzie w poczuciu oczywistej pewności bronić swojej pozycji. Nie chodzi mi bynajmniej o przeciwstawienie kobiet mężczyznom, o odcięcie się od mężczyzn ani też o rozpatrywanie, kto jest lepszym, a kto gorszym człowiekiem. Idzie mi o to, by pokazać kobietom, jakie tkwią w nich zdolności, jakie mają możliwości, gdyż wtedy będą mogły wykorzystać swoje talenty, żeby odnosić sukcesy i zyskać radość i satysfakcję z życia. Era grzecznych dziewczynek należy do przeszłości.

UTE EHRHARDT FRANKFURT, W LIPCU 2000 ROKU

Wiecznie druga

TY decydujesz o sobie. Nie inni.

Ojciec i syn ulegają wypadkowi samochodowemu. Ojciec ginie, syn, z ciężkimi obrażeniami głowy, zostaje przewieziony do szpitala. Chłopak ma szczęście, gdyż wśród lekarzy pracujących w tej klinice jest światowej sławy specjalista w dziedzinie chirurgii mózgu. Na widok chłopca wypowiada zaskakujące zdanie: „Nie mogę operować, to mój syn!”.

W tym miejscu większość z nas zadaje sobie zapewne pytanie: jak to, przecież jego ojciec zginął w wypadku? Odpowiedź znajdujemy dopiero po chwili namysłu: owym specjalistą o światowej sławie jest matka chłopca.

Nie tylko mężczyznom, także kobietom z trudem przychodzi wyobrazić sobie, że wybitnym specjalistą jest kobieta. Dlaczego?

Powód jest zawsze ten sam: nie doceniamy kobiet – przeceniamy mężczyzn.

Piętno, które ciąży na kobietach, stereotyp bycia drugą płcią, tą słabszą, hamuje możliwości życiowe wielu kobiet. Żyjemy z określonym obrazem siebie, który nie pozwala uświadomić sobie własnych szans i tkwiącego w nas potencjału.

Nawet gdy się nam schlebia, nazywając nas płcią delikatną i piękną, zawsze pobrzmiewa w tym drobna, nieprzyjemna nuta, że jesteśmy także tymi głupszymi. Skąd się to bierze?

My same robimy zbyt mało, by wzmocnić własne poczucie wartości.

Musimy zrzucić z siebie te ograniczenia.

Nadchodzi era kobiet

Dla mężczyzny jest oczywiste, że bardziej ufa sobie niż komu innemu, mężczyźni zdecydowanie obstają też przy swoim punkcie widzenia. We wszystkich sytuacjach życiowych odwołują się do siebie jako do rozstrzygającego autorytetu. Wielkie męskie ego nie wie, co to wątpliwości: własne zdanie jest jedynym słusznym. Własna wojna zawsze jest sprawiedliwa. Tylko własne widzenie świata może być tym prawidłowym.

Kobiety z reguły nie mają tak „wysokiego” mniemania o sobie i z trudem je wypracowują. Całkowite poleganie na własnym osądzie, zaufanie własnym ocenom przychodzi im z dużymi oporami.

➢ Masz wątpliwości? Uważasz, że być dla samej siebie decydującym autorytetem to sprzeczność? Ale przecież kto miałby mieć moc rozstrzygania o tobie, jeśli nie TY sama?

Czy naprawdę chcesz, by to innidecydowali o twoim życiu? Jaki jest sens w tym, by oddawszy komuś ostatnie słowo, zastanawiać się bez końca: „Czy na pewno postępuję słusznie?”.

Tylko zaufanie we własny osąd daje nam poczucie wewnętrznej siły. Tylko wtedy możemy z przekonaniem działać i bronić swojej sprawy.

Sprawdź, jak to jest w twoim przypadku! O czym zadecydowałaś całkiem samodzielniew ostatnim tygodniu?

Oczywiście, zawsze możesz się kogoś poradzić, ale ostateczne słowo powinno należeć do ciebie.

Kiedy zasięgasz opinii osoby trzeciej, koniecznie zwróć uwagę, jaki jest wydźwięk twojego pytania. Pytasz: „Co mam zrobić?”, czy może: „Co sądzisz o moim zamiarze, jakie są twoim zdaniem «za» i «przeciw»?”. Pierwsze pytanie oznacza zrzucenie odpowiedzialności. Zadając drugie, ostateczną decyzję pozostawiasz sobie.

U wielu kobiet właśnie tu natrafiamy na samo jądro owej niewiary, wątpienia w siebie i największą przeszkodę na drodze do stania się „silną” płcią. Mamy poważne deficyty w dziedzinie poczucia pewności siebie – prawo do decydowania pozostawiamy raczej innym, podejmowanie decyzji nie leży w naszej naturze. Zabezpieczamy się, szukamy potwierdzenia, sądzimy, że ktoś inny będzie wiedział lepiej.

Widać to nawet w tak banalnej sytuacji jak kupowanie sukienki. Znalazłyśmy taką, która nam się podoba. Podekscytowane ciągniemy do sklepu przyjaciółkę – i wystarczy, że ona zmarszczy czoło, a nasz zachwyt ulatuje. Już nie jesteśmy pewne swojej decyzji.

Jeszcze jeden przykład: wybieramy się z partnerem do kina. Mamy do wyboru trzy ciekawe filmy. Kto zadecyduje, na który pójdziecie? Otóż to! Z reguły mężczyzna.

I co z tego? – powiesz. No tak, zapomniałam: przecież dla ciebie to nie takie ważne, a zresztą i ten film był na twojej liście.

Jest jednak wiele sposobów na to, by pomóc sobie w podjęciu decyzji. Wystarczy zadać pytanie: który film był pierwszy na liście tych, jakie chciałaś obejrzeć?

A co, kiedy trzeba podjąć decyzję w naprawdę ważnej sprawie: na przykład, gdy nie wiadomo, czy poddać się jakiemuś zabiegowi chirurgicznemu? W tym przypadku zasięgnięcie opinii kilku lekarzy jest absolutną koniecznością, jednak ostateczną decyzję i tak musisz podjąć ty!

Kobiety, nawet gdy bardzo dobrze znają się na jakiejś dziedzinie, i tak skłaniają się ku temu, by poszukiwać kogoś, kto jest „znakomitością” – siebie nie biorą przy tym pod uwagę.

Dopiero gdy polubimy siebie, gdy zaczniemy siebie respektować, siebie uznamy za autorytety, wtedy będziemy mogły zdobywać dobrze płatne prace, walczyć o sprawiedliwy podział opieki nad dziećmi, o możliwość kierowania własnym życiem. Dopiero gdy kobiety uświadomią sobie swoją wartość, gdy zaprzestaną wiecznej niepewności i wahania, wtedy śmiało ruszą naprzód.

Kto późno przychodzi, sam sobie szkodzi

Jestem jak najdalsza od tego, by zachęcać kobiety do podejmowania nieprzemyślanych decyzji. To, czego musimy się nauczyć, to podejmowanie działania z przekonaniem, że mamy do tego odpowiednie narzędzia, nawet jeśli jeszcze nie zdołałyśmy zebrać wszystkich informacji i rozważyć wszystkich skutków.

Nie wolno nam zapominać, że mężczyźni szybciej podejmują decyzję. Ciągle nas wyprzedzają. Nie da się zaprzeczyć, że to mężczyźni tworzą fakty dokonane.

Kobiety nie powinny w żadnym wypadku lekceważyć męskiej gotowości do natychmiastowego działania i brania sprawy w swoje ręce, nawet jeśli ten sposób podchodzenia do rzeczy wydaje im się nazbyt pochopny czy po prostu buńczuczny i zawadiacki.

Mężczyźni codziennie stawiają kobiety przed faktami dokonanymi: w życiu prywatnym, w sprawach zawodowych czy choćby w ruchu drogowym. Zaprzyjaźniony prawnik nazwał to „normatywną siłą faktu”.

Kierując się zasadą, że „jak już się złapie robotę, zawsze będzie czas, żeby się douczyć”, mężczyźni zagarniają co lepsze stanowiska. Jak sprostać wymaganiom, zastanawiają się potem.

Wpychają się przed nami na wolne miejsce parkingowe i pouczają nas z aroganckim uśmiechem: „Kto pierwszy, ten lepszy”.

Pamiętajmy: nawet w przypadku sporu sądowego ten, kto pierwszy oskarży drugiego, ma lepsze widoki na wygranie sprawy. I: „Mogę…” przekonuje bardziej niż ostrożne „Wydaje mi się, że potrafiłabym… ”.

W razie wątpliwości zawsze lepiej działać, niż czekać. Tworzyć fakty, a potem patrzeć, co dalej. Zwlekanie to forma rezygnacji. Kto późno przychodzi, sam sobie szkodzi.

Mężczyzn wychowuje się w duchu współzawodnictwa. Już jako dzieci uczą się śmiałego podejmowania decyzji, nawet gdy brakuje im wiedzy. Jednak przy całym uznaniu, jakie należy im się za spontaniczną i konsekwentną gotowość do działania, nie zapominajmy o odwrotnej stronie medalu: o błędach i niedociągnięciach, wynikających z przeceniania własnych możliwości.

Kobietom to się nie zdarza: nawet jeśli sądzą, że zadziałały zbyt pochopnie, raczej nie ma niebezpieczeństwa, że nie sprostają swoim zadaniom. Nawet gdy w końcu odważymy się wysunąć naprzód i podjąć się zadania, nie mając stuprocentowej pewności, to wypełnimy naszą powinność sumiennie i solidnie. Bez wątpienia jest prawdą, że najważniejsze to zacząć: kiedy sprawa zaczyna się kręcić, kolejne kroki okazują się zazwyczaj łatwiejsze, niż się spodziewałyśmy.

Kobiety nie mają tendencji do przeceniania siebie – wręcz przeciwnie. Lecz nawet jeśli nie czujemy się doskonale przygotowane do jakiegoś zadania, rzadko zawalamy sprawę.

Kobiety są po prostu zdolniejsze, niż sądzą.

Czas, by Nieśmiała zaczęła działać.

Możemy więcej!

I dzisiaj większości kobiet brakuje poczucia pewności – nie doceniają siebie, przedstawiają siebie jako mniej kompetentne, niż są w istocie. Kobiety nie ufają swoim umiejętnościom. Nic dziwnego, że dobre stanowiska zajmują przeważnie mężczyźni.

Ale ta sytuacja się zmienia – coraz więcej kobiet robi karierę zawodową.

Kobiecy sposób myślenia, umiejętność wczuwania się w innych i motywowania ludzi stanowi bazę naszej kompetencji społecznej. Zdolność kobiet do jednoczesnego zajmowania się kilkoma sprawami, do wielowątkowego działania, umiejętność jednoczesnego dostrzegania licznych szczegółów – wszystko to sprawia, że możemy nie tylko skutecznie współdziałać na różnych polach aktywności życiowej, lecz także zajmować pozycje przywódcze. Kobiety działają w gospodarce, administracji, w służbie zdrowia, polityce, w dziedzinie kultury i we wszystkich znaczących obszarach życia społecznego.

Nie jest łatwo wyjść z kąta, w którym się nieśmiało tkwi od lat. Część kobiet namiętnie spiera się ze mną, kiedy bronię mojej tezy, że „kobiety są lepsze”. Obawiają się burzy na górze. Na samą myśl o tym, żeby śmiało oświadczyć: „Tak, jestem w tym lepsza niż wielu innych i dowiodę tego”, czują dreszcz przerażenia. Dopiero po dłuższych rozmowach o ich konkretnych doświadczeniach przyznają, że w otoczeniu jest wielu mężczyzn, których kwalifikacje zawodowe one oceniają jako raczej wątpliwe. Mogłyby natychmiast zastąpić owych mężczyzn i w wielu wypadkach osiągać lepsze wyniki – doskonale o tym wiedzą.

Boją się jednak kierownictwa jak diabeł święconej wody. Potrzeba czasu, by kobiety nauczyły się odważnie mówić: „Potrafię lepiej!”.

Zbyt długo stałyśmy w drugim rzędzie.

Kobiety są lepszymi ludźmi?

Oczywiście kobiety ani nie są lepszymi ludźmi, ani nie przerastają generalnie mężczyzn inteligencją czy też uzdolnieniami. Jestem daleka od tego typu generalizacji. Jeśli mówię o przewadze kobiet, to w sensie takim, w jakim stwierdzam: kobiety mają przeciętnie mniejsze stopy niż mężczyźni. Oczywiście jest milion kobiet, które mogłyby słusznie powiedzieć: „Znam mężczyznę, który nosi numer buta mniejszy od mojego!”. Czy ktokolwiek podałby jednak w wątpliwość twierdzenie, że przeciętnie kobiety mają stopy mniejsze niż mężczyźni?

Z przewagami kobiet w wielu dziedzinach jest dokładnie tak samo, tyle że trudniej to opisać.

Umieć dostrzec swoje atuty

Kobiety z reguły potrafią lepiej niż mężczyźni rozpoznawać, jakie są oczekiwania innych ludzi. Czują, czego potrzebują ich dzieci, wyczuwają życzenia partnera, wiedzą, czego oczekuje szef. Niestety, wiele kobiet nazbyt ochoczo kultywuje przy tym w sobie ducha usłużności, i są gotowe natychmiast spełniać wyobrażenia innych. W tym gorliwym posłuszeństwie przeoczają fakt, że ich zdolność wyczuwania oczekiwań drugiej osoby jest wielkością niezależną. Wcale nie musimy – nawet jeśli dokładnie wiemy, czego on albo ona oczekuje – być natychmiast do dyspozycji i tych oczekiwań od razu spełniać1. Równie dobrze możemy dać inny sygnał: wyraźne „nie”.

Nasz kobiecy impuls pomagania jest jednak bardzo silny. Nie potrafimy oddzielić zdolności rozpoznawania pragnień innych od popędu, by również je zaspokajać – chociaż zasadniczo jedno nie ma z drugim nic wspólnego. Każda kobieta – zazwyczaj boleśnie – przekonuje się, że mężczyźni pod tym względem reagują całkowicie odmiennie. U mężczyzn impuls do niesienia pomocy jest rozwinięty o wiele słabiej.

Kobiety, załamane obojętnością swoich partnerów, nie biorą pod uwagę, że mężczyźni na ogół nie mają pojęcia o tym, co się dzieje w drugim człowieku. Przeciętny mężczyzna nie wyczuwa nawet połowy tego, co dla kobiety jest oczywiste.

Trudno nam jednak pojąć, że mężczyźni faktycznie odbierają bardzo niewiele z tego, co odczuwają inni.

Próba wyjaśnienia: „Mężczyźni nie chcą nic widzieć!” jest całkowicie nietrafiona. Nie, oni zwyczajnie nie potrafią dostrzec! Nie mają takiej zdolności. To, czego doświadczamy z ich strony, to nie obojętność czy wręcz bezwzględność, tylko zwykła niemożność. (Co jest nie usprawiedliwieniem, tylko wyjaśnieniem).

Mężczyźni mogliby się wrażliwości nauczyć. Jednak nie jest zadaniem kobiet wydobywanie z mężczyzn tego, co być może jest w nich ukryte.

Upiększanie deficytów

Kobiety często przypisują męskim brakom pozytywne interpretacje, tłumaczą je jako siłę woli, siłę charakteru czy też niezależność. Są gotowe od razu przedstawiać niedobory męskiego charakteru jako zalety.

Właśnie z tego powodu wiele z nas podpisałoby się pod zdaniem: „Mężczyźni lepiej niż kobiety radzą sobie z samotnością!”. Tymczasem w rzeczywistości mężczyźni w samotnym życiu radzą sobie kiepsko. Wyobrażenie, że mają choćby tę przewagę nad kobietami, że są urodzonymi wilkami samotnikami, to czysty stereotyp: wiadomo na przykład, że mężczyźni żyjący samotnie o wiele częściej wykazują zaburzenia psychiczne niż samotne kobiety. Opuszczeni, szybko się zaniedbują: nieuprasowane koszule, niestarannie wygolone policzki, niewypastowane buty, poobrywane guziki.

Kobiety z życiem w pojedynkę radzą sobie o wiele lepiej. Mają więcej kontaktów społecznych, są bardziej zrównoważone psychicznie.

Fakty

Istotną przewagą kobiet w dziedzinie zdolności komunikacyjnych jest sprawność językowa. Kobiety o wiele łatwiej niż mężczyźni rozpoznają i odczytują to, co jest przekazywane między wierszami. Zmysłowa wrażliwość pozwala nam rozumieć gesty i mimikę rozmówcy. Odbieramy wszystko, co jest przekazywane pozawerbalnie. Przekaz pozawerbalny interpretujemy także intuicyjnie. Zdolność do empatii jest u kobiet rozwinięta w znacznie wyższym stopniu. Wyczuwamy stany emocjonalne, nastroje innych, nawet gdy nie są one wyrażane bezpośrednio. Odbieramy najcichsze dodatkowe tony, wprawnie rozpoznajemy delikatne niuanse i najdrobniejsze zmiany w zachowaniu innych.

Kobietom stosunkowo łatwo przychodzi uzgodnienie różnych punktów widzenia, czyli dojście do konsensusu.

Jesteśmy zręczniejszymi negocjatorami. Lepiej współpracujemy, mamy dar wydobywania tego, co wspólne, i budowania jedności.

Wszystkie zmysły są bardziej wyczulone u kobiet. Mamy nad mężczyznami widoczną przewagę pod względem wrażliwości słuchu, smaku, czucia, dotyku, powonienia – w wysokim stopniu rozwinięta jest nasza sprawność sensoryczna.

I jeszcze coś: kobiety są w stanie zajmować się jednocześnie kilkoma sprawami.

Planowanie kobiet obejmuje dłuższą perspektywę czasową, i rzadziej też tracimy z oczu cel, nawet jeśli zdarza nam się (z konieczności) dążyć do niego okrężną drogą. Jesteśmy wytrzymałe i lepiej dajemy sobie radę z wysiłkiem fizycznym.

Zdolności przywódcze kobiet opierają się raczej na równym traktowaniu podwładnych, umiejętności współpracy i przemyślanym wykorzystywaniu wszystkich możliwości zespołu.

Kobiety są zainteresowane ludźmi. Chcą wiedzieć, co inni robią, chcą drugich ludzi rozumieć. Ciekawi je, jak ludzie myślą, jakie są motywy ich działania. Dzięki temu zyskują więcej informacji.

Co widzą kobiety

Kobiety planują przewidująco. Potrafią całościowo patrzeć na związki sytuacyjne. Są elastyczne i dysponują ogromną intuicyjną zdolnością osądu rzeczy, mają także rozwiniętą wyobraźnię.

Rejestrują wiele różnorodnych szczegółów otoczenia, dostrzegają związki między nimi, widzą kontekst, sensowną całość. Zauważamy jednocześnie różne osoby, spostrzegamy, czym się zajmują.

Kiedy kobieta wchodzi do jakiegoś pomieszczenia, szybko odgaduje, jakie są relacje między zgromadzonymi w nim ludźmi: kto z kim tworzy parę, a kto jest skłócony; kto kogo popiera; która z kobiet będzie konkurentką, a która osobą życzliwą; kto stanie po jej stronie, a kto nie.

Krótko mówiąc: szybko rozpoznaje przyjaciół i demaskuje wrogów.

Czy to w sferze prywatnej, czy zawodowej, kobiety natychmiast odkrywają relacje między osobami. Szybciej rozpoznajemy intrygantów i tych, którzy umieją współpracować.

A także: myślimy przyszłościowo.

Z niezwykłym, ekscytującym przykładem kobiecego perspektywicznego planowania zetknęłam się niedawno: grupa pięciu przyjaciółek w wieku od prawie pięćdziesięciu do sześćdziesięciu lat, trzy z partnerami, dwie samotne, przygotowuje się do trzeciego etapu życia. Wymyśliły coś niezwykłego: skorzystały z możliwości taniego długoterminowego wynajmu budynku pewnej starej fabryki i urządzają w nim mieszkania dla siebie, stosownie do indywidualnych potrzeb. Jest też przestrzeń wspólna: mogą tam nocować goście, jest miejsce na majsterkowanie, a także na urządzanie przyjęć. I, co najważniejsze – przyjaciółki będą mogły się tam spotykać na niezobowiązujące pogaduszki. Wszystkiemu przyświeca idea, żeby na starość mieć towarzystwo, możliwość kontaktu z ludźmi bez konieczności długich dojazdów, bez przymusu przyjmowania i obsługiwania gości u siebie w domu. Łatwiej i taniej da się także w razie potrzeby zorganizować pomoc w prowadzeniu gospodarstwa czy opiekę, gdy wzajemne wsparcie nie będzie już możliwe.

I na pewno będzie przyjemniej niż w domu starców.

Czerpać z możliwości życia

Nasze talenty, mądrość i siła emocjonalna otwierają przed nami wszelkie możliwości. Same musimy zdecydować, czy chcemy wieść leniwą egzystencję, gnuśnieć, skryte za udawaną głupotą i słabością, przesypiać swój czas – czy przeciwnie, wykorzystać mocne strony i aktywnie kształtować własne życie.

Ale po co porzucać ten błogi spokój, którego zażywamy, siedząc sobie cichutko, ukryte w dalszym rzędzie? Czy rzeczywiście powinnyśmy chwytać wszelkie szanse, jakie się przed nami otwierają?

Czy dążenie do większej odpowiedzialności, aktywności, niezależności sprawia, że stajemy się szczęśliwsi?

Tak! Każdego dnia, każdej godziny możemy decydować o naszym szczęściu. Możemy wielkimi krokami dążyć do spełnienia i radować się życiem.

Jestem przekonana, że radość życia czujemy tylko wtedy, gdy angażujemy wszystkie nasze zmysły i energię. Samo wyczekiwanie, cicha nadzieja, że coś stanie się samo z siebie, że ktoś inny coś zrobi, nie posuwa nas dalej. To w nas, w naszym wnętrzu pulsuje siła, którą trzeba wykorzystać.

Zrobić coś z radością, skupić energię na jakiejś sprawie, podjąć wysiłek… a potem cieszyć się efektami swojego działania. Stwierdzić, że się potrafi coś zrobić, to bezcenne doświadczenie, które w każdym budzi uczucia szczęśliwości.

Taką radość możemy zgotować sobie sami. Codziennie!

Tymczasem kobiety rzadko pozwalają sobie na jej przeżywanie, na cieszenie się życiem w ten sposób. Łatwo trwonią swój czas i siły na rzekome konieczności.

➢To się musi zmienić. Kobiety mają wszelkie możliwości po temu, by wybić się w wielu dziedzinach życia.

Zastanów się: kiedy po raz ostatni pomyślałaś sobie: „Zrobiłabym to lepiej!” niż szef? Niż partner? Przyjaciółka?

Kiedy po raz ostatni zrobiłaś coś sama dla siebie, po to żebyś to TY się dobrze czuła?

Czemu masz zawsze tkwić w drugim rzędzie, z tyłu, skoro mogłabyś siedzieć w pierwszym?

Tylko w kinie lepsze miejsca są w dalszych rzędach.

Kobiety są po prostu lepsze

Sięgaj do gwiazd, może ci się nie uda, ale nie będziesz pełzać po ziemi.

JANET HOLMES

Zaufać uczuciom

Wiele kobiet walczy ze swoimi uczuciami. Nasze emocje często odczuwamy jako zbyt silne. Mężczyzna sprawił nam przykrość – i już płyną łzy. Krytyka w pracy – prawie mdlejemy z wrażenia. Nie dajemy jednak po sobie poznać, jak nam przykro, trzymamy się dzielnie. Nauczyłyśmy się nie okazywać wzbierających w nas emocji. Uczucia nie strącają nas już w otchłań bezsilnej rezygnacji, nie popychają aż na granicę załamania nerwowego.

Emocje trzymamy w garści, zakładamy im cugle. Maskujemy je, kontrolujemy, jesteśmy cool – chłodne i opanowane. Nie cenimy naszych uczuć.

Wewnętrzny głos szepce: „Oj! Tu jest coś nie w porządku! Miej się na baczności!”. Lecz my odrzucamy ostrzeżenie, zamykamy uszy, ten głos to nasz wróg, my chcemy rządzić się rozsądkiem, być silne, nieugięte, przeszkadza nam ten maruda nawołujący do ostrożności.

Instynkt mówi: „Z tym gościem jest coś nie tak. Nie zgódź się, żeby cię odprowadził do domu”. Pod galanterią nowego znajomego wietrzymy niebezpieczeństwo. Ale nasza uprzejmość – albo beztroska – zwycięża. I niedługo potem zaskoczone i przestraszone stoimy w przedpokoju własnego mieszkania. Nasz towarzysz bezczelnie wsadził nogę w drzwi. W panice myślimy, jak wybrnąć z sytuacji.

Albo bez przeczytania podpisujemy zlecenie naprawy, a potem zaskakuje nas kwota rachunku – dwa razy wyższa, niż umawialiśmy się ustnie.

Przecież wiedziałam – stwierdzamy zawsze po takich wpadkach. I słaba to pociecha, że mężczyźni, którzy oczywiście także dają się w ten sposób podejść, powiedzą raczej: „Nigdy bym się tego nie spodziewał!”. Przywykłyśmy do tego, że nasi boscy małżonkowie, przyjaciele czy koledzy rzadko cokolwiek zauważają. Ale niewiele nam to pomaga. Bo ze złości na własną łatwowierność często zapominamy, że przecież wewnętrzny głos wyraźnie nas ostrzegał: „Daj sobie spokój! Nic dobrego z tego nie wyniknie!”.

➢Rzadko dajemy wiarę naszym przeczuciom, a jeszcze rzadziej konsekwentnie za nimi idziemy. Przypomnij sobie ostatnie dni – przed czym ostrzegał cię wewnętrzny głos? Jak na to zareagowałaś?

Przeczuwamy, że kwiaty, które proponuje nam sprzedawca, nie są takie „świeżuteńkie”, jak nas przekonuje. Ale przecież on uśmiecha się tak miło…

Czujemy przez skórę, że nasze dzieci kłamią, kiedy z najszczerszą miną zapewniają, że bawiły się na dworze i „wcale a wcale” nie oglądały Teksańskiej masakry piłą mechaniczną – a to CD z filmem należy do kolegi. Na CD przypadkowo natknęłyśmy się rano w jednej ze szkolnych teczek. Teraz, z dowodem w ręku, chcemy wyraźnie powiedzieć dzieciom, co myślimy o takich „obrzydlistwach”. Ale jak tu z nimi dyskutować, skoro właściwie nie mamy wyraźnych dowodów…? Brak nam na to odwagi, bo w końcu możemy się mylić.

Mąż wraca spóźniony do domu, chociaż miał, tak jak to było ustalone, odwieźć dzieci do dziadków. Bez trudu dostrzegamy, że najwyraźniej oblewał z kolegami zawarcie kolejnej transakcji. Małżonek z poważną miną zapewnia jednak, że w firmie jest kontrola i rewidenci siedzieli do późna, a my kładziemy uszy po sobie, zaczynamy wątpić w nasze podejrzenia i znowu uznajemy, że praca męża jest ważniejsza niż nasza. Mamy, co prawda, przygotować na jutro prezentację, i zrobiło się krucho z czasem, ale zarwiemy noc i damy radę. Nie zadajemy naturalnie nasuwającego się pytania, czemu mąż nie pije wieczornego piwa – normalnie zawsze jest po pracy taki spragniony, że od razu biegnie do lodówki.

Kiedy przyjaciółka dzwoni, że nie przyjdzie na spotkanie, bo ma migrenę, od razu wiemy, że to nie migrena, tylko kolejna historia z mężczyzną, która jak zwykle skończy się fatalnie. Migrena to skrót dla: „Nasze spotkanie nie jest tak ważne jak moje szczęście miłosne”. Za kilka dni przyjaciółka z czerwoną jak burak twarzą przyzna się do paskudnego oszustwa, za kilka tygodni znowu będzie prosić o siostrzaną pociechę i po całych dniach i nocach zadręczać nas swoimi jękami. A my zawsze znajdziemy dla niej czas i wesprzemy radą, choć wiemy, że wszystko i tak zostanie po staremu.

Mimo wszystko od czasu do czasu zbierzmy się na odwagę, by postąpić zgodnie z przeczuciem, by zaufać wewnętrznemu głosowi: właśnie wtedy, gdy instynkt skubie nas za rękaw i – zwykle nieśmiało – wskazuje na rozziew między słowem a faktycznym przesłaniem.

Jakże często postanawiamy, że zareagujemy natychmiast, a przynajmniej zapytamy wprost! Ale już sekundę później, gdy stajemy przed koniecznością uzasadnienia naszych wątpliwości, tracimy cały animusz. Bo co miałybyśmy powiedzieć: „Mam takie wrażenie! Wyczuwam tu jakąś sprzeczność!”? Czy może: „Coś mi mówi, że to podejrzane!”? Wiemy, jak kończą się takie dyskusje: „Obwiniasz mnie tylko dlatego, że masz przeczucie? A gdzie podstawy? Zawsze musisz wątpić we wszystko, co mówię?!” – broni się małżonek. „To co, człowiek nie może już dostać migreny… ” – gdera przyjaciółka. A dzieci są serdecznie oburzone: „Mama, co ty sobie wyobrażasz! Przecież my wcale nie lubimy takich filmów!”.

A ty stoisz osłupiała, z wyrazem zawstydzenia na twarzy, wychodzisz na głupią, czujesz, że się ośmieszyłaś. Pozostają tylko dwie możliwości: grać inkwizytora albo prosić o wybaczenie. Więc zamykasz buzię na kłódkę i czekasz następnej okazji, kiedy dowody będą wyraźniejsze, znaki jasne jak słońce, a przyłapany będzie gotów się przyznać. Kto się tak pociesza, zapomina, że to się nigdy nie zdarzy.

Pamiętaj: mądrzejsza nie ustępuje! Przecież doskonale wiesz, że twój wewnętrzny głos zwykle kieruje tobą właściwie. Dlatego żądaj wyjaśnień. Oczywiście, możesz się mylić, i być może osądzisz kogoś niesprawiedliwie, idź jednak za wewnętrznym impulsem – upieraj się przy wyjaśnieniach. Bo – co najważniejsze – dzięki temu inni nauczą się, że nie tak łatwo wywieść cię w pole.

Dopiero gdy dzieci przyznają się do tego, co matka i tak podejrzewała, będzie można poruszyć problem brutalnych filmów – wtedy będzie szansa, by na ten temat porozmawiać. Bez takiej rozmowy dzieci nauczą się co najwyżej, jak się sprytniej kryć.

Rozmowa z mężem będzie możliwa dopiero wtedy, gdy przekona się on, że nie dałaś wiary jego wykrętom. Wtedy będzie można ustalić wiążąco zakres domowych obowiązków, tak aby było to fair wobec każdego z was, stosownie do interesów zawodowych.

Nigdy nie dawaj za wygraną!

Sprawa nie byłyby warta dłuższej dyskusji, gdyby chodziło tylko o tak banalne sprawy, jak przyłapanie dzieci, męża czy przyjaciółki na drobnym kłamstwie. Lecz idzie o coś ważniejszego.

My, kobiety, mamy nieomylne wyczucie w bardzo wielu sprawach. I powinnyśmy tę swoją zdolność traktować poważnie. Matki wiedzą, kiedy dzieciom grozi rzeczywiste niebezpieczeństwo. Kobiety wyczuwają, gdy partner zaczyna się wewnętrznie oddalać. Wielu osobom mogłybyśmy powiedzieć wprost, czy do siebie pasują, czy też ich związek okaże się dramatem.

Kobiety, które biorą na poważnie swoją intuicję, mogą zdziałać jeszcze więcej. Na pierwszy rzut oka rozpoznają, czy mogą zaufać danej osobie, i w ułamku sekundy decydują, czy przyjąć jakąś ofertę. Pewna doradczyni biznesowa powiedziała mi, że po pierwszym kontakcie z menedżerami firmy potrafi ocenić, czy przedsięwzięcie pójdzie dobrze i z jakimi zyskami – czy też z jaką stratą – należy się liczyć. Zawsze gdy poznaje kadrę kierowniczą nowej firmy, odgaduje obroty i dochód roczny. Wskaźnik jej trafień jest zdumiewająco wysoki.

Pewna nauczycielka muzyki już na początku pierwszej godziny zajęć w przypadku ponad dziewięćdziesięciu procent swoich uczennic i uczniów rozpoznaje, na ile są zdolni i chętni do nauki.

Ufaj własnemu rozumowi i zważaj na swoje uczucia.

Pani sytuacji

Młoda matka jedzie z dzieckiem kolejką podziemną. Trzech hałaśliwie i dość bezczelnie zachowujących się chłopaków w prowokujących strojach wsiada do tego samego wagonu.

Z pozoru przyjaźnie zagadują do dziecka, dotykają go, robią miny, ale też wymachują przed jego buzią zapalniczką. Matka patrzy na to z uśmiechem, sprawia wrażenie bardzo spokojnej. Mój mąż i ja jesteśmy świadkami tej sceny i odczuwamy coraz większe zaniepokojenie. Zastanawiamy się, czy powinniśmy interweniować. Matka najwyraźniej jednak uważa, że panuje nad sytuacją, toteż pozostajemy na swoich miejscach, ale w napięciu, licząc się z tym, że być może za chwilę będziemy musieli przyjść jej z pomocą.

W pewnym momencie jeden z chłopaków próbuje wyjąć dziecko z wózka. Na to matka reaguje natychmiast: ostrym tonem i z bardzo surową twarzą mówi wyraźnie: „Nie!”. Sygnał jest jednoznaczny. Chłopakom niemal w tej samej chwili przechodzi chęć do zajmowania się dzieckiem. Wysiadają na najbliższej stacji.

Nad tą sceną zastanawialiśmy się jeszcze przez dłuższy czas. Najwyraźniej młoda matka przez cały czas była panią sytuacji. Dopóki zachowanie chłopaków na dobrą sprawę nie zagrażało dziecku, stosowała strategię spokojnego łagodzenia, chociaż było jasne, że tak naprawdę celem młodych mężczyzn nie była wesoła zabawa z maluchem. Zbyteczne jest spekulować nad ich ukrytymi zamiarami, z pewnością nie były niewinne. Ostra, zdecydowana reakcja matki sprawiła, że wysiedli z metra. Nie wyglądało na to, że dojechali do celu podróży – jeśli w ogóle jakiś mieli.

Zastanawialiśmy się więc nad zdarzeniem w metrze i stwierdziliśmy, że młoda mama musiała wiedzieć o naszym zaniepokojeniu i gotowości do wkroczenia z pomocą. Czuła, że pomoglibyśmy jej. Przypuszczalnie była już w takich okolicznościach. Była odważna i umiała się bronić, i ani na chwilę nie dała się zastraszyć. Wyraźnie widać to było zarówno po swobodnym zachowaniu wobec trzech chłopaków na początku, jak i po równie wyraźnej, co natychmiastowej zmianie nastawienia, kiedy młodzi mężczyźni chcieli wyjąć z wózka jej dziecko.

Młoda kobieta doskonale panowała nad wydarzeniami – była świadoma ukrytego zagrożenia. Przez cały czas uważnie obserwowała, co się dzieje. Jej zmysły były wyostrzone. Dokładnie wiedziała, w jakim momencie przejść od łagodzenia sytuacji (przez akceptujące zachowanie) do jednoznacznej negacji. Orientowała się też, kto ją wesprze.

Sprawiała wrażenie, jakby ani przez moment nie musiała się zastanawiać, co należy zrobić. A przecież ten incydent bardzo łatwo mógł się przerodzić w niebezpieczną konfrontację – nie mieliśmy co do tego najmniejszych wątpliwości.

Ta młoda matka była odważna i opanowana, umiejętnie i pewnie przeprowadziła swój plan. Doskonale wiedziała, w którym momencie okazać siłę i zdecydowanie.

Ja jednak obawiam się, że ona sama nie opisałaby siebie w ten sposób. Dla niej była to prawdopodobnie tylko jedna z wielu uciążliwych historii, które zdarzają się w metrze. I ten incydent zapewne nie spowoduje u młodej kobiety wzrostu poczucia własnej wartości. Dlaczego? Gdyż w ogóle nie dostrzega ona swoich umiejętności. Wielka szkoda. Nikomu nie opowie, co jej się przydarzyło, i pewnie nie będzie tak naprawdę dumna ze swojej odwagi, dzielności i siły. A także – obawiam się – nie wyciągnie z tego żadnej korzyści. Jej zalety charakteru nie wpłyną w żaden sposób na samoocenę.

➢Jeśli ktoś nie dostrzega własnych umiejętności, nie odczuwa dumy ze swoich dokonań, to nie umie też przyjąć uznania ze strony innych: brakuje podstawy, podatnego gruntu, na który mogłyby paść słowa aprobaty – spływają obojętnie, odbijają się jak od skały.

Ostatecznie to społeczne sprzężenie zwrotne przez pochwałę, uznanie, a może nawet i przez zazdrość, stanowi ten niezbędny krok pośredni, prowadzący do podniesienia samooceny.

Wiele kobiet zupełnie nie dostrzega, co rzeczywiście potrafią, nie są świadome swoich mocnych stron, najzupełniej niesłusznie nie doceniają się. Rzadko opisujemy siebie jako osoby odważne, choć każda z nas nie raz była w sytuacji, w której wykazała się odwagą. Kobiety nie uświadamiają jednak sobie swojej dzielności, bądź ją ignorują. Oceniają odważny postępek jako drobiazg albo traktują jako coś oczywistego.

Kilka przykładów: Gitta śmiało zwróciła uwagę nastolatkom, którzy dokuczali starszej pani. Chłopcy natychmiast się ulotnili. Komentarz Gitty: „Zwyczajny odruch, z odwagą nie ma to nic wspólnego”.

Łąka. Młoda dziewczyna siedzi na zapierającym się koniu, w żaden sposób nie może go skłonić do ruszenia, na jej twarzy maluje się przestrach. Dolores śmiało chwyta za cugle i sprowadza konia z łąki na drogę. Dolores nie ma wiele do czynienia z końmi, mimo to wcale nie postrzega swojej interwencji jako dowodu odwagi. „Po prostu musiałam coś zrobić – mówi. – Przecież nie mogłam jej tak zostawić!”.

Głośno szczekający, wyraźnie agresywny pies wybiegł na Silke i jej siedmioletnią córeczkę. Silke natychmiast rzuciła się do psa, chwyciła za obrożę, szarpnęła z całej siły, pies przeleciał ślizgiem trzy metry po ziemi i uciekł, zaskoczony. Komentarz Silke: „Przecież musiałam ratować dziecko! To żadna odwaga!”.

Nie do wiary, jak bardzo kobiety ignorują swoją odwagę.

A przecież odwagi wymagają i mniej spektakularne sytuacje, i w takich przypadkach jeszcze trudniej ją rozpoznać.

Wnieść reklamację, nie pozwolić, aby ktoś bezczelnie wepchnął się do kolejki do kasy, zwrócić podaną nam w lokalu letnią kawę albo poprosić kogoś o monetę do parkomatu, gdyż akurat bardzo się spieszymy, a strażniczka parkingu stoi piętnaście metrów dalej.

Znam setki takich codziennych historyjek, przy których musiałam dosłownie łopatologicznie tłumaczyć, że wykazały się odwagą.

➢ Być może tak jest i z tobą: pewnie nie myślisz o sobie jako o kimś odważnym. Najlepiej zapytaj przyjaciółkę, jak ocenia cię pod tym względem. Tylko pamiętaj, że pewnie jak zwykle zechcesz zbagatelizować jej pochwały! „Ach, to przecież nic nadzwyczajnego”. „Każdy by tak zrobił” – to typowe reakcje na słowa uznania. Kobiety – wiele kobiet – po prostu nie widzą, że są odważne. Jakby były ślepe. Bądź wyjątkiem!

Pan sytuacji?

Trudno przewidzieć, jak w analogicznej sytuacji w metrze zachowałby się młody ojciec. I tu od razu przypomina mi się pewna historia, jaka przed kilku laty przydarzyła się mnie i mojemu mężowi podczas pobytu w Anglii.

Razem z zaprzyjaźnionym małżeństwem wynajęliśmy niewielką łódź kajutową, aby popływać po wąskich kanałach wokół Birmingham. Codziennie przeprawialiśmy się przez mnóstwo niewielkich śluz, które trzeba było otwierać ręcznie i wpuszczać wodę. Nim można było popłynąć dalej, mijało trochę czasu. W którymś z takich miejsc napotkaliśmy grupę miejscowych chłopaków, jeden z nich, widocznie podchmielony, podszedł do nas, wyciągając rękę w hitlerowskim pozdrowieniu. Nieprzyjemna sytuacja, dążenie do konfrontacji było widoczne jak na dłoni.