Strona główna » Obyczajowe i romanse » Odzyskać honor (Romans Historyczny)

Odzyskać honor (Romans Historyczny)

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 9788327645159

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Odzyskać honor (Romans Historyczny)

Przed laty Wolf Arrandale został oskarżony o zamordowanie byłej żony i kradzież jej rodowych klejnotów. Ojciec Wolfa uwierzył w winę syna i zmusił go do wyjazdu z Anglii. Od tamtej pory Wolf prowadził życie włóczęgi. Kiedy jednak dowiedział się, że ma córkę, postanowił wrócić, aby udowodnić, że jest niewinny, i oczyścić swoje imię.

Po dotarciu do Arrandale Wolf odwiedza wikarego, pana Duncombe’a, który uwierzył w jego niewinność i obiecał pomoc. Córka wikarego, panna Grace, zaniepokojona tajemniczym gościem, postanawia śledzić każdy jego krok…

Polecane książki

Skuteczny i szybki sposób na opanowanie nowoczesnego języka niemieckiego zarówno dla początkujących, jak i dla tych, co już nieraz zaczynali. Dzięki aktualnej tematyce swobodnie porozmawiasz o biznesie, internecie, czy poszukiwaniu pracy. Dialogi i słownictwo nagrane z udziałem rodowitych Niemców i ...
Opowieść o tym, że muzyka łagodzi nie tylko obyczaje, ale również ból po utraconej miłości. Rozczarowana małżeństwem Sabina, nauczycielka języka angielskiego, z nostalgią wspomina lata swojej młodości. Mimo że wciąż nosi w sobie mnóstwo pozytywnych emocji i przemożną chęć odkrywania świata, podej...
Dynamiczna, pełna emocji i skrząca humorem opowieść o rozwijaniu talentu i spełnianiu marzeń! Pierwszy tom wspaniałej serii autorstwa Holly Webb, bestsellerowej autorki książek dla dzieci! Chloe ma jedno marzenie – dostać się do szkoły talentów. Gdy jej marzenie się spełnia i rozpoczyna zajęcia z ta...
Czy można doświadczyć depresji i dwóch prób samobójczych, a potem zawalczyć o siebie i odbić się od dna? Poruszająca opowieść chłopaka z Zagłębia, który ostatecznie zdecydował się żyć i sięgnąć po swoje marzenia. Ta historia zaczyna się w domu rodzinnym Michała Czerneck...
Caltir, osiągnąwszy męski wiek, wraca z zakonnej szkoły, ażeby przejąć tron we własnym klanie i wprowadzić go w nową epokę. Na miejscu zastaje dawne, pogańskie zwyczaje oraz nieskłonną do wyrzeczenia się namiestnikowskiej władzy, starszą siostrę. Na życie Caltira czyhają tajemniczy szpicle z obcych ...
Książka ta jest przewodnikiem po konkretnej metodzie dokonywania zmian w życiu, bazująca na wielowiekowej, potężnej praktyce Kościoła Katolickiego - na rachunku sumienia. Nie chodzi tu jednak o zmiany płytkie, lecz takie, które sięgają głębi życia. Dopiero zmiana wnętrza umożliwia zmianę mniejszych ...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Sarah Mallory

Sarah MalloryOdzyskać honor

Tłumaczenie:Urszula Grabowska

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Marzec 1804

Wioska Arrandale skąpana była w mroźnym blasku księżyca. Panowała cisza, a okna w domach były na ogół ciemne. Z wyjątkiem domu stojącego blisko kościoła. Był to solidny kamienny budynek, a w obu oknach na parterze świeciły się lampy. Mieszkał tu pan Tytus Duncombe, tutejszy proboszcz; oświetlone okna zapowiadały, że każda zbłąkana dusza znajdzie tu gościnę.

Tak przecież było zawsze, pomyślał mężczyzna wchodzący po schodach prowadzących do drzwi frontowych. Przypomniał sobie, jak to bywało dziesięć lat temu, kiedy pędził konno przez wieś jak szalony. Wtedy tu nie przystawał. Teraz był starszy, mądrzejszy i potrzebował pomocy.

Chwycił za kołatkę i kilka razy nią stuknął, a w pustym holu dźwięk odbił się echem. Przygarbiony, siwy służący uchylił drzwi.

– Chciałbym zobaczyć się z proboszczem.

Służący wyjrzał, lecz przybysz opuścił głowę tak, że rondo kapelusza skrywało jego twarz w cieniu.

– Kogo mam zaanonsować?

– Powiedz, że to znużony wędrowiec, który potrzebuje pomocy.

Służący zawahał się.

– Nooo… jest już późno – powiedział. – Proszę przyjść rano.

Chciał zamknąć drzwi, ale nieznajomy szybko postawił na progu stopę w zabłoconym bucie, żeby mu to uniemożliwić.

– Twój pan mnie zna – stwierdził. – Proszę, zaprowadź mnie do niego.

Stary dał za wygraną i poczłapał w głąb domu, żeby zapowiedzieć gościa, który tymczasem czekał w holu. Z gabinetu dobiegł go spokojny, dobrze mu znany głos, a kiedy wszedł, starszy pan wstał zza biurka pełnego książek i papierów.

Minął służącego i gdy jedyną osobą, która mogła go zobaczyć, był proboszcz, przybysz wyprostował się i zdjął kapelusz.

– Życzę panu dobrego wieczoru, panie Dumcombe – odezwał się na powitanie.

Proboszcz szeroko otworzył oczy ze zdumienia, lecz głos mu nie zadrżał.

– Witaj, synu. Truscott, przynieś naszemu gościowi wina – rzekł.

Dopiero kiedy służący zamknął za sobą drzwi, starszy pan pozwolił sobie na uśmiech.

– Na mą duszę! Pan Wolfgang Arrrandale! Nareszcie pan do nas wrócił.

Wolfgang wydał westchnienie ulgi. Ukłonił się.

– Do usług. Miło mi, że pan mnie pamięta. Czyli można mnie jeszcze poznać.

– Jest pan trochę starszy i jeśli mogę się tak wyrazić, trochę bardziej zaniedbany, ale wszędzie bym pana rozpoznał. Siadaj, chłopcze, siadaj. Nie będę się o nic pytał, dopóki nie dostaniemy wina.

– Dziękuję. Muszę jednak pana uprzedzić, że nadal jest wyznaczona nagroda za moją głowę. Kiedy pański służący otworzył drzwi, bałem się, że mnie pozna.

– Truscott ma już dość słaby wzrok, ale nawet jeśli pana poznał, to potrafi zachować dyskrecję. Tego moja służba zdążyła się przez lata nauczyć. – Tu przerwał na chwilę, gdyż przedmiot ich rozmowy właśnie powrócił z tacą. – Ach, jesteś. Dziękuję ci, Truscott. Ale co to, nie przyniosłeś ciasta? Ani nawet chleba?

– Pani Truscott poszła już spać, proszę pana.

– O dziewiątej wieczorem? – Pan Duncombe wyglądał na zaskoczonego.

– Źle się czuła, proszę pana.

– Ależ proszę nie robić sobie kłopotu z mojego powodu – wtrącił szybko Wolf. – Szklaneczka wina w zupełności mi wystarczy. – A kiedy zostali sami, dodał sucho:

– Pański człowiek woli nie zachęcać takich podejrzanych osobników jak ja do odwiedzin.

– Gdyby tylko wiedzieli, kim pan jest…

– Chętnie widzieliby mnie pod kluczem.

– Nie, nie, chłopcze. Nie wszyscy w Arrandale’owie uważają, że to ty zabiłeś swoją żonę.

– Jest pan tego całkiem pewien? – zapytał Wolfgang z goryczą. – Widziano mnie, jak klęczałem nad jej ciałem i wolałem uciec, niż się wytłumaczyć.

– Jestem przekonany, że wówczas takie rozwiązanie wydawało ci się najlepsze – mruknął proboszcz, upijając nieco wina.

– Mój ojciec uważał, że tak będzie najlepiej. On nigdy nie wątpił w moją winę. Szkoda, że nie przyszedłem wtedy tutaj. Jestem pewien, że pan poradziłby mi, żebym został i bronił się przed oskarżeniami. Byłem skazany już w chwili, gdy wyjechałem z kraju.

– Przeszłości nie możemy zmienić, synu. Ale opowiedz mi, gdzie byłeś i co porabiałeś przez ostatnie lata.

Wolfgang wyciągnął nogi w stronę ognia.

– Przebywałem we Francji, proszę pana. A co do tego, co tam robiłem… Powiedzmy, że wszystko, co było konieczne, aby przetrwać.

– Można zapytać, dlaczego wróciłeś?

Wolfgang przez dłuższą chwilę wpatrywał się w płomienie, po czym rzekł:

– Wróciłem, żeby dowieść swojej niewinności, jeśli tylko zdołam.

Czy po tylu latach możliwe było jeszcze rozwiązanie zagadki, jaką stanowiła nagła śmierć jego żony? Proboszcz milczał, więc on ciągnął dalej, wypowiadając na głos myśli, które kłębiły mu się w głowie, od czasu kiedy postanowił wrócić do Anglii.

– Wiem, to nie będzie łatwe. Moi teściowie, państwo Sawston, najchętniej zobaczyliby mnie na szubienicy. Wyznaczyli nagrodę dla tego, kto mnie schwyta. Śmierć Florence mogła być nieszczęśliwym wypadkiem, ale fakt, że jednocześnie zginęły jej rodzinne klejnoty, rzuca na tę sprawę zupełnie inne światło. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że ktoś zna prawdę.

– To było tak dawno temu – westchnął proboszcz. – Sędzia pokoju nie żyje, pańscy rodzice też, a pałac Arrandale od lat stoi pusty, teraz mieszka tam tylko dozorca. O ile wiem, prawnicy chcieli zamknąć pałac, ale pański brat zdecydował, żeby pozostawić tam Roberta Jonesa. On i jego żona dbają o ten dom najlepiej, jak mogą.

– To Jones, który za moich czasów był lokajem? – zapytał Wolf.

– Tak – kiwnął głową proboszcz. – Obawiam się, że prawnicy nie wydali zgody na przekazanie rodzinnych pieniędzy na utrzymanie posiadłości. Pański brat robi, co w jego mocy, żeby chociaż dach w pałacu nie przeciekał.

– Richard? Przecież ma małe dochody.

– Tak, chociaż podobno niedawno poślubił kobietę… hmm… o dostatecznych środkach.

– Ach, tak. Wydaje mi się, że jest teraz ojczymem dziedziczki – rzekł Wolf. – Korzystny splot wydarzeń, szczególnie dla kogoś, kto nosi nazwisko Arrandale! O, pan jest zaskoczony, że o tym wiem. Otóż w ubiegłym roku spotkałem we Francji lady Cassandrę i to ona przekazała mi wiadomości na temat rodziny. Powiedziała mi także, że mam córkę. Pamięta pan, Florence była przy nadziei, blisko rozwiązania, kiedy zdarzył się ten wypadek. Myślałem, że dziecko również umarło, ale okazało się, że nie.

Zapatrzył się w ogień, wspominając, jakim szokiem była dla niego ta wiadomość. Po latach dowiedział się od Cassie, że jest ojcem.

– To ze względu na dziecko muszę oczyścić się z zarzutów. Nie chcę, żeby dorastała w przekonaniu o mojej winie.

– Godne podziwu, ale jak zamierza się pan do tego zabrać?

– Rozmawiając z każdym, kto może wiedzieć, co zdarzyło się tamtego wieczoru dziesięć lat temu.

– To nie będzie łatwe. Służba odeszła, powyprowadzali się, a starsi poumierali. Ale Brent, dawny kamerdyner, nadal tutaj mieszka.

Urwał, bo z holu dobiegł ich miły, dźwięczny głos.

– Tato, czy bardzo się spóźniłam? Stara pani Owlet złamała nogę, więc nie chciałam jej zostawiać, dopóki nie przyszedł jej syn… och, przepraszam, nie wiedziałam, że masz gościa.

Wolf wstał i zwrócił się ku nowoprzybyłej, wysokiej młodej kobiecie odzianej w bladobłękitną pelerynkę i kapelusz. Kiedy go zdjęła, zobaczył jej piękne jasne włosy, starannie upięte z tyłu głowy.

– Ach, Grace, kochanie. Poznaj pana… hmm…pana Peregrine. A oto moja córka.

– Witam, panno Duncombe – skłonił się Wolf, podczas gdy para ciemnych oczu zlustrowała go dokładnie.

– Ale jak pan się tu dostał? – zapytała. – Nie widziałam na drodze powozu.

– Przyszedłem pieszo z Hindlesham.

Spoglądała na niego z rezerwą i nie mógł mieć o to pretensji. Podróżował przez ponad tydzień, był nieogolony, a jego ubiór pomięty. Zapewne wyglądał podejrzanie.

– Pan Peregrine pozostanie w Arrandale przez kilka dni – poinformował ją ojciec.

– Ach tak? – mruknęła, odpinając pelerynkę. – Mam nadzieję, że „Pod Podkową” znajdzie pan wygodne miejsce.

– Nie zrozumiałaś – odchrząknął pan Duncombe. – Chodziło mi o to, że na kilka dni pan Peregrine zatrzyma się u nas.

No cóż, westchnęła w duchu Grace. Dlaczego tata uważa, że musi udzielać pomocy każdemu, kto tu się pojawi? Popatrzyła na obu mężczyzn stojących przy kominku. Gość znacznie przewyższał gospodarza wzrostem. Przyjrzała mu się uważniej: pył z drogi osiadł na butach, ubranie było zaniedbane, a co do koszuli, to nie widziała chyba jeszcze równie poszarzałej bielizny. Grace rzadko musiała zadzierać głowę, aby się komuś przyjrzeć, czasem nazywano ją tyczką, jednak ten mężczyzna był od niej znacznie wyższy. Jego ciemne, kręcone włosy były równie zaniedbane jak cała reszta, a policzki pokrywał zarost. Napotkała jego wzrok i chociaż w świetle świec trudno było dostrzec kolor oczu, to spostrzegła ich niepokojący błysk. Uciekła spojrzeniem, zakłopotana.

– Nie wydaje mi się… – zaczęła, lecz tata wcale nie słuchał.

– No i niczym naszego gościa nie poczęstowaliśmy, kochanie. Pani Truscott źle się czuje, ale ty z pewnością zdołasz przygotować skromną kolację dla pana Peregrine?

– Ależ oczywiście – odpowiedziała żywo, zadowolona, że nadarza się okazja, by uwolnić ojca od towarzystwa intruza. – A zatem może pan Peregrine zechce udać się ze mną do kuchni?

– Do kuchni? – wykrzyknął ojciec, zaskoczony. – Kochanie…

– Będzie mi znacznie łatwiej nakarmić pana Peregrine w kuchni, ojcze. Wtedy sam mi powie, na co ma ochotę. – Uśmiechnęła się z przymusem. – A ty, tato, będziesz mógł spokojnie dokończyć kazanie.

Jej ojciec próbował protestować, ale gość wziął swój podniszczony płaszcz, po czym zwrócił się do Grace:

– Proszę prowadzić, panno Duncombe. Jestem do usług.

Powiedział to z wielką galanterią, ale Grace nie dała się omamić. Opuściła głowę i skierowała się do drzwi.

– Grace, przyślij mi tu Truscotta, jak go zobaczysz. Muszę go zawiadomić, jaka jest sytuacja.

– Chyba nie ma takiej potrzeby, tato, ja mogę to zrobić – zdziwiła się Grace.

– To żaden kłopot, kochanie. Chcę z nim porozmawiać jeszcze o innych sprawach, więc proszę, przyślij go tutaj. I to jak najszybciej.

– Dobrze. Chodźmy więc – powiedziała do gościa.

Przeszli przez hol i po schodach zeszli do sutereny. Przybysz potulnie podążał za nią. Chociaż nie, pomyślała. Pan Peregrine nie miał w sobie ani trochę potulności. Omal nie wybuchnęła śmiechem, bo w tejże chwili przyszło jej do głowy, że to nazwisko niewiele ma wspólnego z osobą ich gościa. Najwyraźniej tata wymyślił je na poczekaniu. Był uczonym, a i Grace odebrała wystarczające wykształcenie, aby wiedzieć, że po łacinie oznacza to podróżnika. Bez wątpienia tata uznał to za dobry dowcip.

Szybko weszła do kuchni, wysłała Truscotta na górę i mogła zająć się gościem.

– Proszę bardzo, niech pan usiądzie przy stole, a ja sprawdzę, co mamy w spiżarni.

– Wystarczy mi cokolwiek – mruknął. – Może kawałek chleba z masłem.

– Nie wydaje mi się, żeby cokolwiek mogło panu wystarczyć – odparła, sięgając po fartuch. – Wygląda pan na człowieka, który potrafi sporo zjeść.

– Ma pani rację, panno Duncombe, ale skoro kucharka zaniemogła, będę szczęśliwy, jeśli dostanę trochę chleba i sera, o ile wie pani, gdzie to znaleźć. Może jak wróci wasz służący, to nam pomoże?

Grace zamierzała właśnie to mu podać, ale jego słowa dotknęły ją do żywego. Wyprostowała się i rzuciła gościowi lodowate spojrzenie.

– Jestem w stanie sama przygotować panu posiłek. Kiepska to gospodyni, która w najdrobniejszych sprawach musi korzystać z pomocy służby!

Wolfgang siedział wygodnie rozparty przy stole i obserwował Grace Duncombe krzątającą się po kuchni. Ile mogła mieć lat? Dwadzieścia dwa, dwadzieścia trzy? Nie pamiętał jej z czasów, kiedy mieszkał w Arrandale, ale dziesięć lat temu nie zwracał większej uwagi na to, co działo się w wiosce. Miał wtedy dwadzieścia cztery lata i z niechęcią przygotowywał się do życia w małżeństwie. Pomyślał o Florence, jak leżała martwa na kamiennej posadzce, o dziecku, które, jak zawsze sądził, zginęło wraz z nią. Potarł skronie i zdecydował, że pomyśli o tym nazajutrz. Teraz był zmęczony podróżą i głodny jak wilk. A sądząc po smakowitym zapachu unoszącym się znad patelni, jego gospodyni postanowiła stanąć na wysokości zadania.

Kiedy Truscott znów pojawił się w kuchni, Wolf poznał natychmiast, że służący został już poinformowany o jego tożsamości. Panny Duncombe akurat w tej chwili nie było i służący stał, przestępując z nogi na nogę.

– Proszę pana, ja…- zaczął, ale Wolfgang go powstrzymał.

– Cciii, twoja panienka wraca.

– Truscott, bardzo proszę, przynieś butelkę wina dla naszego gościa – zarządziła Grace, wchodząc do kuchni.

– Ależ nie tylko dla mnie – powiedział szybko Wolf. – Przynieś też szklaneczkę dla twojej panienki.

Przez chwilę myślał, że zaprotestuje, ale ona tylko zmarszczyła czoło i zajęła się gotowaniem. W kuchni było ciepło i przytulnie, Wolfgang wypoczywał, przyglądając się sprawnym ruchom Grace. Przyszło mu do głowy, że dobrze wybrano jej imię. W jej gestach była gracja i pewność, dość niezwykła u tak młodej osoby.

– Przygotowuje pani kolację tylko dla mnie? – zapytał, gdy Truscot znów wyszedł i pozostali sami.

– Ja i tata jedliśmy wcześniej – odparła, wkładając do garnka kawałki baraniny. – Tata do rana zje jeszcze najwyżej jakieś ciasteczko.

Skończyła gotowanie mięsa i ładnie ułożyła je na talerzu.

– Proszę – powiedziała z nutką triumfu. – Pańska kolacja.

Wolf przyjrzał się ustawionym przed nim potrawom. Były tam plastry baraniny, półmisek pieczonych kartofli, ponadto zimna pieczeń z królika i zapiekanka z pasternakiem.

– To prawdziwa uczta dla lorda – oświadczył. – Nie przyłączy się pani do mnie?

– Nie, dziękuję. Mówiłam panu, że już jedliśmy.

– W takim razie proszę przynajmniej usiąść i napić się ze mną wina.

Potrząsnęła głową, a wtedy on mruknął pod nosem:

– Lepiej z przyjacielem zgubić, niż z wrogiem znaleźć.

Popatrzyła na niego przeciągle, ale przynajmniej została. Przysiadła na ławie, naprzeciwko niego.

– Co za powiedzenie – zauważyła. – Wcale nie jestem pańskim wrogiem, panie Peregrine.

– W takim razie, co pani o mnie sądzi? – zapytał, nalewając wina do szklanek.

– Po pierwsze – powiedziała powoli – nie uważam, że zasługuje pan na najlepsze wino z zapasów mojego ojca.

– Najlepsze, powiada pani? – mruknął Wolf. – A może służący się pomylił?

– Truscott się nie myli.

Nie, pomyślał Wolf, ale lepiej, żeby nie okazywał mi nadmiernego szacunku, to wzbudza podejrzenia. Jednak nie mógł się powstrzymać, żeby się z nią nie podroczyć.

– A więc on dostrzega moją wartość, pomimo żałosnego stroju.

Panna Duncombe gwałtownie odstawiła szklankę.

– Kim pan właściwie jest? – zapytała wprost.

– Tym, kogo pani widzi, skromnym wędrowcem.

– Tak, wiem, że chciałby pan za takiego uchodzić, ale szczerze powiem, że nie dostrzegam w panu ani śladu skromności!

– Dżentelmenowi, który popadł w tarapaty, trudno jest zdobyć się na pokorę.

Zamilkła, a Wolf zajął się jedzeniem. Czuł się zakłopotany, że gotowała specjalnie dla niego.

– Podziwiałem, jaki tu jest duży i piękny kościół – zagadnął. – A okolica pewnie zamożna, prawda?

– Dawniej rzeczywiście tak było – odparła. – W pałacu od lat już nikt nie mieszka. Skoro w rezydencji nie ma właścicieli, nasi sklepikarze nie mogą im sprzedawać swoich towarów, a gospodarze nie mają komu dostarczać mleka i mięsa.

– Ale przecież wieś jest duża i na pewno wiele miejscowych rodzin może się tu utrzymać.

– Kiedy nie ma właściciela, gospodarstwa nie rozwijają się i brakuje pieniędzy na utrzymanie domów. Wiele rodzin pracowało w pałacu, a kiedy opustoszał, stracili posady. Niektórzy wyjechali i znaleźli nową pracę. – Spojrzała na niego przez stół. – Teraz jest tu dużo biedy. Mój ojciec robi co może, ale ma ograniczone środki. Posiadamy mało wartościowych rzeczy.

Wolf zrozumiał, że wzięła go za złodzieja, ale nie przejął się. Co go naprawdę zmartwiło, to że ludzie – jego ludzie – cierpieli. Proboszcz Duncombe już mu mówił, że prawnicy byli nadmiernie oszczędni w administrowaniu jego pieniędzmi, ale najwyraźniej nie zdawali sobie sprawy ze skutków, jakie to powodowało. Richard powinien był wszcząć procedurę uznania go za zmarłego.

Zamknął na chwilę oczy, jakby przytłoczył go ciężar odpowiedzialności. Uważał, że dotknęła go niezasłużona kara, bo przebywał na wygnaniu za zbrodnię, której nie popełnił, teraz jednak zrozumiał, że nie tylko on ucierpiał.

– Jak długo zamierza pan pozostać w Arrandale? – zapytała Grace.

– Kilka dni, nie więcej. Robi się późno. Rzeczywiście byłbym wdzięczny za nocleg, panno Duncombe.

– Mój ojciec nie odmawia nikomu, kto jest w potrzebie.

– Dziękuję – Wolf odsunął pusty talerz. – W taki razie, za pani pozwoleniem, udałbym się na spoczynek.

– Oczywiście.

Grace podniosła się z miejsca i zwróciła się do Truscotta, który właśnie przyczłapał do kuchni:

– O, Truscott, pan Peregrine będzie przez kilka dni naszym gościem. Proszę, zaprowadź go do jego pokoju, tego nad stajnią. – Z kołka przy drzwiach zdjęła wielki, żelazny klucz.

– Dddo… do pokoju dla stajennego, panienko? – Służący wybałuszył na nią oczy.

– Tak, oczywiście – skwitowała Grace tonem niedopuszczającym żadnych wątpliwości. – Nie mamy teraz stajennego, więc poddasze jest wolne. Przygotowałam już panu łóżko. Truscott pokaże panu pompę na podwórzu. Jestem pewna, że będzie panu wygodnie.

No i tym sposobem, dla bezpieczeństwa, spędzę noc nie pod ich dachem, pomyślał z podziwem.

– Oczywiście, panno Duncombe, dziękuję.

Truscott wciąż wytrzeszczał oczy i łapał powietrze jak ryba wyjęta zwody.

Wolf poklepał go po ramieniu.

– Chodźmy, przyjacielu. Weźmiemy jakąś lampę i pokażesz mi, gdzie mam spać.

Służący przeprowadził go przez podwórze do zabudowań stajennych, lecz kiedy doszli do zewnętrznych schodów wiodących na poddasze, nie mógł się już dłużej powstrzymać.

– Panie Arrandale – powiedział, niemalże załamując ręce z rozpaczy. – Panna Duncombe jest zawsze bardzo uprzejma i miła, ale ona nie wie, proszę to zrozumieć. Błagam, proszę jej wybaczyć, że tak pana traktuje.

– Nie ma tu nic do wybaczania – rzekł Wolf, biorąc od niego klucz. – To bardzo mądrze ze strony twojej panienki, że woli być ostrożna. Lepiej, żeby nie wpuszczała każdego obcego do domu. A teraz wracaj tam i opiekuj się nią. I pamiętaj, jestem tylko biednym podróżnikiem, nie podawaj mi więcej waszych najlepszych win!

Wolf szybko wspiął się po schodkach na poddasze i uważnie zlustrował wnętrze. Było tu czysto i panował porządek. W jednym pokoju stało łóżko, stara komoda i umywalka, w drugim stół i dwa krzesła. Domyślił się, że umeblowanie przeniesiono tu z probostwa, kiedy tam wyszło z użytku. Wszystko jednak było w dobrym stanie. Łóżko wyposażone w materac z końskiej sierści, koce i poduszki czyściutko obleczone. Nie tracąc czasu, zrzucił ubranie i wślizgnął się między świeże prześcieradła. Westchnął z rozkoszą. Po dwudziestu godzinach na pokładzie francuskiej łodzi rybackiej, która wysadziła go na ląd w okolicach Eastbourne, wędrował głównie pieszo lub dyliżansem. Nic dziwnego, że teraz czuł się jak w niebie.

Wyciągnął się i podłożył ręce pod głowę. Nie mógł winić panny Grace Duncombe, że odnosiła się do niego nieufnie.

Powiedziała, że była u pani Owlet. Zmarszczył czoło, przypominając sobie dawne czasy. Owletowie pracowali w pałacu od pokoleń. Dobrze, że sobie to uświadomił, bo w wiosce było wiele takich rodzin i ktoś mógł rozpoznać jego charakterystyczną sylwetkę. Grace Duncombe nie miała pojęcia, kim on naprawdę jest, bez wątpienia uważała go za jakiegoś łotra, który chce wykorzystać dobroć jej ojca. To dlatego umieściła go na poddaszu stajni. Nieważne, przyjechał tu, żeby poznać prawdę, musiał jednak zachować ostrożność, bo jeden fałszywy krok mógł kosztować go życie.

Grace miała zwyczaj wstawać wcześnie, ale tego ranka zerwała się jeszcze wcześniej niż zwykle, ze względu na gościa. Była przyzwyczajona przyjmować na plebanii rozmaitych włóczęgów. Oferowała im przyzwoity posiłek i nocleg, ale pojawienie się pana Peregrine wytrąciło ją z równowagi. Obawiała się, że ojciec zechce, aby gość jadł z nim razem śniadanie.

Jak tylko się rozjaśniło, Grace wyślizgnęła się z łóżka i ubrała z postanowieniem, że nie wpuści go dalej niż do kuchni. Kiedy zeszła do sutereny, ze zmywalni dobiegły ją jakieś głosy. Zajrzała tam i zobaczyła panią Truscott i pokojówkę, która robiła coś w kamiennym zlewie w rogu pomieszczenia. Na widok Grace przerwały rozmowę.

– Ach, dzień dobry, panno Duncombe – powiedziała pani Truscott, wycierając ręce w fartuch. Wyglądała przy tym na lekko zakłopotaną.

– Kazałam Betty wyprać koszulę pana… hmmm… koszulę tego pana – powiedziała. – Była taka brudna, jakby podróżował w niej przez tydzień. No, wystarczyły dwa czajniki wrzątku i niech pani popatrzy, jest czyściutka. Teraz trzeba ją tylko wywiesić na dworze i będzie jak nowa.

– Czy pan Peregrine cię o to prosił? – zapytała Grace, zaskoczona jego tupetem.

– Och nie, panno Grace, sama widziałam, że potrzebuje prania, więc kazałamTruscottowi ją przynieść. Miał też powiedzieć, że pożyczymy mu jakąś koszulę z tego pudełka dla biednych, ale gość powiedział, że ma drugą, więc wszystko jest w porządku. Trzeba tylko tę koszulę rozwiesić.

W tym momencie dał się czuć zapach smażonego bekonu i gospodyni wpadła w popłoch. Przypomniała też sobie, że zostawiła chleb w piecu, więc pogoniła dziewczynę do kuchni, a sama wrzuciła wypraną koszulę do koszyka.

– Proszę mi dać tę koszulę, pani Truscott – rzekła Grace. – A pani niech się zajmie śniadaniem dla taty.

– Naprawdę, panno Grace?

– Znakomicie dam sobie z tym radę, może pani iść do kuchni.

Z uśmiechem patrzyła, jak gospodyni śpiesznie zawraca do kuchni, po czym dorzuciła do koszyka garść spinaczy i wyszła na dwór. Słońce już świeciło i powiewał lekki wietrzyk. Grace odetchnęła głęboko. Uwielbiała takie wiosenne dni, kiedy robi się ciepło i czuć, że niedługo nadejdzie lato. Przebywanie na świeżym powietrzu stawało się czystą przyjemnością.

Sznur do rozwieszania bielizny rozciągnięty był w ogrodzie, dokładnie naprzeciw zabudowań stajennych. Przechodząc przez dziedziniec, Grace usłyszała odgłos pompowania i domyśliła się, że to Truscott przyszedł po wodę. Jednak gdy wyszła zza węgła, zatrzymała się jak wryta, zaskoczona widokiem gościa, który, rozebrany do pasa, mył się właśnie pod pompą.

Jej pierwszym odruchem było natychmiast uciekać, lecz gość ją dostrzegł. Nie powinna była na niego patrzeć, ale półnagie ciało młodego mężczyzny przyciągało jej wzrok jak magnes. Bryczesy z koźlej skóry ciasno opinały mu uda. Był znakomicie umięśniony, miał płaski brzuch i wąskie biodra, na muskularnych ramionach wciąż jeszcze połyskiwały kropelki wody. Kiedy się wyprostował, Grace zauważyła, że ma czarny zarost, a z włosów spływa mu woda.

– Dzień dobry, panno Duncombe – odezwał się.

Jej tymczasem zupełnie zaschło w gardle. Wiedziała, że jeśli teraz coś powie, będzie to skrzek, więc opuściła głowę i usilnie starała się ukryć rumieniec. Z trudem zmusiła się do przejścia kilka kroków dalej. Zajęła się rozwieszaniem upranej koszuli, odwrócona do gościa tyłem. Zdążyła zauważyć na jego ciele nieznaczne blizny, świadczące o tym, że prowadził burzliwe życie.

Panowała cisza, może już odszedł, przecież skończył się już myć, a bez ubrania musiało mu być zimno…

– Dziękuję, że tak się pani dla mnie trudzi.

Grace podskoczyła na dźwięk jego niskiego głosu. Odwróciła się i zobaczyła, że stoi tuż na wprost mężczyzny, który wycierał ręcznikiem włosy. Kusiło ją, żeby go dotknąć.

Cofnęła się w przerażeniu i pośpiesznie podniosła koszyk. Trzymała go przed sobą jak tarczę i starała się uspokoić. Musiała przecież coś odpowiedzieć.

– To drobiazg – wydusiła w końcu. – Nie możemy pozwolić, żeby chodził pan po wsi, wyglądając jak żebrak.

Zaczęła się cofać, jakby bała się odwrócić do niego tyłem.

– Jak już się pan ubierze, pani Truscott poda panu w kuchni śniadanie.

Nie odrywał od niej wzroku, a spojrzenie miał mroczne i nieodgadnione. Grace czuła się teraz jak dzikie zwierzątko, schwytane przez drapieżnika.

– W takim razie muszę się doprowadzić do porządku – oświadczył.

Weź się w ga nakazała sobie Grace.

– Tak, bardzo proszę – odparła. – I niech to nie trwa zbyt długo – dorzuciła surowo. – Moja służba ma dziś wiele do roboty.

Cudem znalazła w sobie siłę, żeby odwrócić się na pięcie i odejść. I choć na pewien czas uwolnić się od jego magnetycznego oddziaływania. Po plecach przebiegł jej dreszcz. Jeszcze nigdy nie spotkała nikogo, przy kim czułaby się równie zakłopotana. A może wreszcie poczuła prawdziwy smak życia?

Kiedy nieco później weszła do kuchni, zastała tam gościa siedzącego przy stole i z zapałem pałaszującego śniadanie. Pani Truscott też tam była, co sprawiło, że Grace poczuła pewną ulgę, bo obawiała się kolejnego sam na sam z nieznajomym. Jednak zachowanie gospodyni było dość niezwykłe. Pani Truscott stała bowiem u szczytu stołu i z macierzyńską satysfakcją patrzyła, jak gość zajada jajka na bekonie.

Grace musiała lojalnie przyznać, że mężczyzna zrobił pewien wysiłek, aby doprowadzić się do porządku; włosy miał jeszcze wilgotne, ale uczesane i lśniące, poza tym zdążył się ogolić.

W tym momencie podniósł głowę, a ona oblała się rumieńcem.

– A więc jeszcze raz dzień dobry, panno Duncombe. – Wstał, ale gestem kazała mu usiąść.

– Proszę spokojnie jeść śniadanie – powiedziała, unikając jego wzroku. – Przyszłam po herbatę. O tej porze mamy zwyczaj wypić razem po filiżance, a potem tata pracuje w gabinecie.

– Bardzo przepraszam, panno Grace. Byłam tak zajęta, że zupełnie o tym zapomniałam. Zaraz zaparzę, jak tylko ukroję jeszcze chleba dla pana hmmm… pana… mmm…

– Peregrine – podpowiedział Wolf, podczas gdy gospodyni wciąż nie mogła wyjąkać jego nazwiska. Uśmiechnął się do niej uspokajająco, ale Grace już tego nie widziała, bo parzyła herbatę.

Wolf zauważył jej wiele mówiący rumieniec i pomyślał, że bardzo jej z nim do twarzy. Obserwował, jak zręcznie ustawia na tacy filiżanki, dzbanuszek z mlekiem i cukier. Patrzenie na nią sprawiało mu przyjemność.

Powiedział sobie, że teraz nie czas na flirt. Nie mógł się jednak powstrzymać, by trochę się z nią nie podrażnić.

– Ja też miałbym wielką ochotę na herbatę, panno Duncombe – oświadczył.

– Proszę bardzo, w dzbanku jeszcze trochę zostało – rzuciła krótko, nie patrząc na niego. – Pani Truscott może dolać panu trochę wrzątku do esencji, ale ja muszę to zanieść na górę, proszę wybaczyć. Tata już tam czeka.

Co powiedziawszy wyszła z kuchni z tacą, a gospodyni aż syknęła, wyraźnie zgorszona.

– Doprawdy, nigdy nie widziałam, aby nasza panienka była tak opryskliwa. Zaraz zaparzę panu świeżą herbatę, proszę się nie martwić.

– Nie, nie, słyszała pani, co powiedziała panna Duncombe. To, co zostało w dzbanku, zupełnie mi wystarczy. A pani niech usiądzie i dotrzyma mi towarzystwa.

– Nie, panie Wolf, to nie wypada, jestem tylko służącą.

– Siadywałem przy stole w znacznie gorszym towarzystwie niż uczciwi służący, proszę mi wierzyć – powiedział, odsuwając talerz. – I bardzo proszę nie traktować mnie jak jakiegoś wielkiego pana.

– Przecież jest pan dziedzicem Arrandale. Jakże inaczej mogę pana traktować?

– Jak uczniaka, który wkradał się do ogrodu proboszcza i podbierał najlepsze śliwki z drzewa! Boże, jak pani na mnie wtedy krzyczała. I jakim ja byłem hultajem.

– No, może i hultajem, ale nie żadnym przestępcą – odpowiedziała, a oczy zalśniły jej nienaturalnie. – W tamto nigdy nie uwierzę.

Tylko jak miał to udowodnić? Zobaczył, że pani Truscott ukradkiem ociera oczy, więc powiedział wesoło:

– No to napijmy się herbaty, zanim całkiem wystygnie.

– Użyjemy tej esencji jeszcze kilka razy – odpowiedziała, przynosząc filiżanki.

– Aż takie tu teraz ciężkie czasy?

– Czasy są wszędzie ciężkie, panie Wolf, przez tę wojnę i w ogóle, ale tu w Arrandale życie stało się naprawdę trudne, odkąd umarli pańscy rodzice. Zarządcę zabrała ta sama epidemia i wtedy zaczęło się dziać jeszcze gorzej. Bo widzi pan, ci prawnicy z Londynu nie znają się na tym. Co kwartał oczekują wpłat i nie dają żadnych ulg w razie złych zbiorów albo choroby. Wszelka dobroczynność w tej wsi jest zasługą pana Duncombe i jego córki. – Tu zawahała się przez chwilę. – Niektórzy pana winią za te kłopoty, panie Wolfgang.

– I mają rację. Gdybym nie był taki nieokiełznany, nikt by nie uwierzył, że mogłem zamordować własną żonę. Nie musiałbym uciekać z kraju i moi rodzice by nie umarli.

– Tego pan nie wie.

– Nie, ale wielu w to wierzy, prawda?

– Oj, tak. I dlatego musi pan uważać. Są w tej wiosce tacy, co za szylinga wydaliby nawet własną matkę.

– Jestem tego świadom, ale muszę porozmawiać z Brentem, naszym dawnym kamerdynerem. Gdzie mogę go znaleźć?

– Mieszka razem z siostrzenicą i jej mężem w domku pod wiązami, na samym końcu wsi. Ma już bardzo zły wzrok i rzadko wychodzi z domu.

– Chciałbym zobaczyć się z nim sam na sam, jeśli to możliwe.

– No to dzisiaj jest dobry dzień, bo wszyscy pojadą na targ.

– Pójdę więc od razu.

Niech pan uważa, panie Wolf. Tutaj wielu ludzi ma dobrą pamięć i chociaż nie jest pan ubrany jak dawniej, zdradza pana wzrost i sylwetka.

– Latami potrafiłem się maskować, pani Truscott. Proszę się nie martwić, pójdę na skróty, omijając wioskę.

– Czy mam powiedzieć panu Duncombe, że zje pan z nim obiad? – zapytała.

Wolf zatrzymał się przy drzwiach.

– Z przyjemnością, ale co na to jego córka?

Gospodyni rzuciła mu zagadkowe spojrzenie.

– Panna Grace opamięta się, kiedy lepiej pana pozna. Nawet dzikiego ptaszka można oswoić, tylko trzeba czasu i cierpliwości.

Tytuł oryginału: The Outcast’s Redemption

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Ltd, 2016

Redaktor serii: Grażyna Ordęga

Opracowanie redakcyjne: Julia Karska

© 2016 by Sarah Mallory

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2019

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Romans Historyczny są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harpercollins.pl

ISBN 9788327645159

Konwersja do formatu EPUB: Legimi S.A.