Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » Państwo Macron

Państwo Macron

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-65068-73-6

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Państwo Macron

Ona jest jego busolą. On jest jej stroną świata. Od lat się kochają i patrzą w tym samym kierunku – ostatnio w stronę Pałacu Elizejskiego. Już tam są...

Macronowie wierzą w swoją dobrą gwiazdę. Są fascynujący, podobnie jak dzielące ich dwadzieścia cztery lata, które intrygują. Jak historia ich miłości, której Brigitte w żadnym momencie nie odczuwała jako wykroczenie i o której zgodziła się teraz mówić tak szczerze jak nigdy dotychczas.

Aby ujawnić kulisy tego duo o niespotykanej ambicji, Caroline Derrien i Candice Nedelec odnalazły wszystkich tych, którzy się bliżej z nimi zetknęli. Zdobyły nieznane świadectwa z Amiens, gdzie tych dwoje spotkało się w liceum, aż po ekscytujące relacje z kolacji w Bercy z "całym Paryżem".

W jaki sposób ta wyjątkowa para oparła się niszczącym wpływom czasu i plotek? Jak im się udało zachować – wbrew wszystkim i wszystkiemu – swój wyjątkowy związek?

Książka stanowi efekt intrygujących dziennikarskich dociekań, których obiektem jest fascynująca para małżeńska w drodze do władzy.

Polecane książki

Emocje, świat paryskich kabaretów i romantyczny Paryż - w artystycznym środowisku paryskiej bohemy rozkwita uczucie pomiędzy dwojgiem artystów. Jak każdą książkę Barbary Rybałtowskiej "Romanse w Paryżu" czyta się jednym tchem. Wydanie IV Świat paryskich kabaretów, romantyczny Paryż i perypetie artys...
Od rozliczenia za lipiec obowiązuje 15. wersja deklaracji VAT-7. Nowe wersje deklaracji składają również podatnicy rozliczający się kwartalnie. Natomiast podatnicy, którzy dokonują dostaw towarów objętych odwrotnym obciążeniem składają dodatkowo VAT-27. Publikacja zawiera instrukcję, jak krok po kro...
Autor pokazuje relacje między wyceną akcji a sprawozdawczością finansową. Temat ten jest szczególnie istotny dla inwestorów giełdowych, którzy korzystają z różnych źródeł informacji, w tym sprawozdań finansowych. Zmiany zachodzące w regulacjach prawnych, rozw&oacut...
Pracując ze skoroszytami zawierającymi odwołania do innych plików, można napotkać kłopot z łączami przy zmianie lokalizacji pliku. Zwykle jest to duży problem, którego rozwiązanie zabiera sporo czasu. W tym e-booku wyjaśniamy, w jaki sposób program Excel przechowuje łącza do plików znajdujących się ...
Chcesz być kobietą sukcesu? Pragniesz osiągnąć niezależność, wewnętrzną harmonię i szczęście? Masz pomysły, ale nie masz pieniędzy na ich realizację? To właściwy moment, by sięgnąć po moją książkę. Urodziłam się i wychowałam w kraju blondynek. Nie byłam księżniczką, która wszystko dostaje gotowe, p...
Nienapisane? Książki składają się – na ogół – z tego, co udało się ich autorom napisać (lub zapisać). Czym więc jest „nienapisane”, które pojawia się w miejscu tytułu? Słowem, które tytuł udaje? Do pewnego stopnia. Książka składająca się z fragmentów nienapisanych książek nie może mieć prawdziwe...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Candice Nedelec i Caroline Derrien

Tytuł oryginału: Les Macron

Przekład: Andrzej Bilik

Projekt okładki: MDESIGN Michał Duława | michaldulawa.pl

Redakcja i korekta: Halina Tchórzewska-Kabata, Michał Kabata

Redakcja techniczna: Paweł Żuk

„LES MACRON” by Candice Nedelec and Caroline Derrien

© LIBRAIRIE ARTHEME FAYARD, 2017

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Studio EMKA

Warszawa 2017

Zdjęcie na okładce © Marlene Awaad/IP3/Getty Images

Wszelkie prawa, włącznie z prawem

do reprodukcji tekstów w całości lub w części,

w jakiejkolwiek formie – zastrzeżone.

Wydawnictwo Studio EMKA

wydawnictwo@studioemka.com.pl

www.studioemka.com.pl

ISBN: 978-83-65068-73-6

Skład i łamanie: Anter Poligrafia

Skład wersji elektronicznej: Marcin Kapusta

konwersja.virtualo.pl

OD WYDAWCY

Decyzję o wydaniu polskiego przekładu tej książki podjęliśmy wkrótce po jej ukazaniu się w marcu 2017 roku, już w trakcie kampanii prezydenckiej we Francji. Emmanuel Macron był jednym z licznych kandydatów do najwyższego urzędu w Republice. Młodemu politykowi, który miał za sobą błyskawiczną i błyskotliwą, ale jednak, choćby z racji wieku, krótką karierę, nie dawano początkowo większych szans na ostateczne zwycięstwo. Bardzo korzystne dla niego rezultaty pierwszej tury wyborów prezydenckich zapewniły mu pozycję faworyta, zaś druga tura, w maju tego roku – ostateczne zwycięstwo.

Niezwykłość tej kariery politycznej potwierdziły – miesiąc później – rezultaty czerwcowych wyborów parlamentarnych, w których wyniku stworzony przez niego ruch En Marche! stał się wraz z koalicjantem najpoważniejszą i najliczniejszą siłą w parlamencie Francji.

Emmanuel Macron, przedstawiany przez Autorki książki jeszcze jako „kandydat”, jest obecnie, po zaledwie kilku miesiącach, Prezydentem Republiki Francuskiej, dysponującym poparciem poważnej frakcji parlamentarnej.

Dla wydawcy taki zbieg okoliczności może oznaczać wyłącznie satysfakcjonujące potwierdzenie zawodowych decyzji. Mamy nadzieję, że polskie wydanie tej książki, które przygotowywaliśmy równolegle z rozgrywającymi się we Francji, ale ważnymi dla wszystkich wydarzeniami politycznymi, odpowie, przynajmniej w jakiejś mierze, na rozbudzone fenomenem Emmanuela Macrona i jego żony Brigitte szerokie publiczne zainteresowanie.

Dla Jacka Werthinga

Dla Cyrila, Pabla i Salomé

„I w złowrogi labirynt obok ciebie zbiegła

Fedra, by ocalała z tobą lub poległa.”

(RacineFedra, akt II, scena 5)

PROLOG

Ona uchodzi za podstawę tego związku, za jego fundament. Ale są i tacy, według których jest raczej jego słabością.

Niekiedy nieprzewidywalna, często gadatliwa Brigitte Macron budzi zaniepokojenie osób związanych z jej mężem. Byłoby szkoda, gdyby kandydat na prezydenta Francji, który tak dobrze wystartował, zaczął się potykać. Zwłaszcza teraz.

Złośliwe plotki niemal zniszczyły wizerunek tej wyjątkowej pary. Po serii okładek kolorowych czasopism, błyszczących jak drogi kamień na jej lewej dłoni, przyszła pora na uspokojenie. Chodzi o to, by uniknąć ekscesów poprzednich gospodarzy Pałacu Elizejskiego.

Trzeba było wręcz walczyć ze sztabem wyborczym, by móc uzyskać jej wypowiedź. Brigitte Macron, odrzucająca z zasady wszelkie konwenanse, ćwiczy teraz samoograniczanie się w narzuconych jej ramach.

Pani Macron każe nam oczekiwać tylko kilka chwil w sekretariacie jej męża, przy ulicy Abbé Groult w Paryżu.

Teraz, w końcu stycznia, przychodzi jej pora… Pochłonięta własną opowieścią, przestaje liczyć minuty, pomimo czujnego oka jednej z doradczyń PR jej męża.

Warto posłuchać, jak delektuje się opisem pięknych chwil swego życia. Niesamowitą historią czterdziestolatki wdającej się w przygodę z młodym (bardzo młodym) człowiekiem. Dwadzieścia cztery lata młodszym od niej uczniem, którego zresztą nigdy nie miała w swojej klasie.

Była profesorka wydaje się szczęśliwa, mogąc przedstawić – wreszcie – swoją prawdę o Emmanuelu i jego biografii, o ich wspólnej „szansie” trafienia na siebie. Kilka trudnych chwil zapewne ukryje. Jednak kulminacyjny moment ich życia nie jest już, być może, bardzo odległy.

On z jasno wytyczonym celem, dbający tyleż o swą lewicę co prawicę.

Ona wolna, autentycznie zabawna, pstrząca zdania angielskimi wtrętami, choć w tym tak uporządkowanym świecie niejeden demograf statystyk zaliczyłby ją już do kategorii seniorów…

Wspinając się na wysokich, błyszczących obcasach, wiruje w politycznym kręgu swego męża. On pojechał właśnie do Libanu, by zabrać głos w sprawie Bliskiego Wschodu, co wzbogaci wizerunek przyszłego prezydenta. Ona zatem „opanowuje”, jak sama mówi, jego biuro. Na szóstym piętrze, w siedzibie En Marche!, kwaterze głównej, przypominającej dziś gigantyczny start up. Z piętrowymi łóżkami dla zmęczonych helperów i czerwono-niebieskimi ścianami, jakby żywcem wyjętymi z telewizyjnego sitcomu. Tutaj wszyscy, łącznie z wolontariuszami, pracują dla niego. A on wierzy. Bardzo mocno. Sukces jest więc nieuchronny. Nie ośmiela się jeszcze myśleć o „Wspaniałych wieczorach”, ale już obiecuje „Radosne poranki”.

Ona ciągle w biegu, szybka, na tak szczupłych nogach. Wytrzymać jeszcze trzy miesiące. Jeszcze trzy miesiące, by móc uwieść. Dobrze się składa, bo oboje potrafią to robić. Najwyżej nie odniosą zwycięstwa. Ale zagrają. Mocno. Mieli tylko dwa i pół roku dla podbicia opinii.

Francuzom powiedziano, że stanowią „naruszenie”, które będzie „nieodwracalne”. Brigitte i Emmanuel Macronowie są istotnie po trosze jednym i drugim.

Czy pobyt w Pałacu Elizejskim okaże się dla nich chwilą, nawet wyjątkową, ale tylko chwilą?

Brigitte mrużąc intensywnie niebieskie oczy rzuca prosto z mostu: „Mówią mi bez przerwy, że w polityce wszystko może się zdarzyć, że będą nas atakować. Proszę bardzo, jestem gotowa, zobaczymy…” Z plotkami i docinkami miała już do czynienia.

Kiedy się ich słucha, możliwości innych scenariuszy nie wydają się wcale odległe. Oni mieliby tysiąc wyborów, podczas gdy inni mają tylko jedno życie.

By zbudować własne życie – musieli walczyć. Działo się to ponad dwadzieścia lat temu. Ona, tak bardzo nieufająca ludzkiej naturze, wie, że wszystko może się wydarzyć. Tak w polityce, jak i we wszystkim innym. Według niej nie ma to nic wspólnego z wiekiem. I ma rację. Ta wyjątkowa para na długo pozostanie na scenie.

„Nie jestem bohaterką z powieści!”, mówi. Można się domyślać, że tak właśnie myśli.

Jest czas wyborów prezydenckich. Tymczasem ona chętnie wyobraża sobie swego męża, tego, którego niegdyś reżyserowała w szkolnym teatrze, a teraz sprawdza w kulisach wielkiej polityki, w roli Juliena Sorela. „Byłby dobry w tej roli!”

Wobec nas, z wyrazistą mimiką, z kosmykami trochę nazbyt blond włosów, ta literatka nie przestaje grać. Szczerze, jak się wydaje. Jak nastolatka przedstawiająca swoje life.

Jest tyle do opowiedzenia…

OPATRZNOŚCIOWE SPOTKANIE

Wielki, nieco ponury bulwar. W głębi jednej z arterii przecinających południową część pikardyjskiego miasta bardzo szybko wyłania się „Opatrzność”, rozległy, potężny zespół szkół należących do jezuitów. Minęły już lata, odkąd ci boży słudzy opuścili to rozległe, surowe miejsce. Ale w prywatnym zakładzie edukacyjnym, związanym umową stowarzyszeniową z państwem, pozostały zasady. Takie, jakie mieszczańskie rodziny z Amiens i okolic pragną zaszczepić swym dzieciom.

„Być, działać, potrafić, dojrzeć”. Dewiza jest ambitna. Chodzi w niej również o to, by rozumieć znaczenie otoczenia, różnic. „Rozpal swe serce”, można przeczytać na zakręcie jednego z korytarzy. Ważne jest także, a może przede wszystkim, by przekazać pryncypialny smak pracy, ten, który teraz obiecuje kandydat Macron.

Emmanuel uczył się właśnie w „Opa”, jak mówią dawni uczniowie. „Opatrzność” – liceum z własnym basenem, salą duszpasterską, fakultatywnymi (bardzo) zajęciami z religii oraz salą widowiskową na piętrze okropnego betonowego bloku w głębi podwórza. To tam wszystko się rozegrało.

Scena jest jeszcze w dobrym stanie. Wszystko inne tymczasem się postarzało. Przetarł się granatowy zamsz foteli. Wielka beżowa kurtyna, zużyta i rozdarta, trzyma się jakimś cudem. Mimo minionych dwudziestu czterech lat zachowała się też w pamięci inna scena. Ta z piętnastoletnim chłopcem zapisanym do teatralnego koła swego liceum.

Tej wiosny, w 1993 roku, smakuje tutaj po raz drugi odgrywanie ról – odkrywanie siebie poprzez wcielanie się w kogoś innego. Poznaje także smak oklasków w pełni świateł, zachwycający i pobudzający ego.

Ona, w pojedynkę, kieruje licealnym kołem teatralnym. Brigitte Auzière, nauczycielka literatury i łaciny, znalazła właśnie odmianę w swym przyjemnym, lecz być może nieco monotonnym życiu w Amiens.

Nie żałuje czasu ani wysiłku, by dzielić się ze swymi uczniami miłością do Moliera czy Baudelaire’a. Zalecając im tak drogiego w jej odczuciach „ducha krytyki” – warunek sine qua non wszelkiej emancypacji. Jej osobista zaczyna się właśnie zarysowywać.

Emmanuel Macron, Brigitte Auzière. Uczeń i jego nauczycielka. Afisz wydaje się banalny. Ale taki nie będzie.

Młody Emmanuel wyróżnia się od zawsze albo prawie od zawsze. Rzadko kto dorównuje mu w szkolnych osiągnięciach. Jeszcze przed przejściem do „Opatrzności” – w szkole Delpech w Amiens – wykazywał się „nieprawdopodobną” bystrością. „Wygrywał ze mną w każdej grze”, przypomina sobie kolega z niższej klasy.

Najstarszy z rodzeństwa Macronów dorastał w pogodnej, ale zarazem dość zasadniczej rodzinie – z bratem Laurentem i siostrą Estelle. Ojciec, Jean-Michel, jest neurologiem, matka, Françoise, po uzyskaniu specjalizacji w pediatrii, pracuje jako doradca w ubezpieczeniach społecznych.

Słowem – mieszczańska rodzina, w której nie ma mowy o jakiejkolwiek ostentacji, zaś praca jest podstawową wartością. Emmanuelowi, według jego własnych słów, dzieciństwo upływa w atmosferze życzliwości. Chociaż zbytnia swoboda nie zawsze jest dobrze widziana. „Dość banalne życie rodzinne – zwierza się Jean-Michel Macron – z dwoma starszymi synami o odmiennych z gruntu osobowościach. Emmanuel był raczej ekstrawertyczny”.

Chłopiec czuł się niekiedy znudzony nieustannymi rozmowami o życiu w szpitalu albo o postępach badań naukowych.

Dorastał zaledwie kilkaset metrów od „Opatrzności”, w dzielnicy wyższych sfer, Henriville, na bardzo spokojnej ulicy. Otoczony ogrodem dom z cegły, z subtelnie zdobionymi oknami, jest piękny. Wokół podobne budynki, słynne „amiénoises”.

Miejscowy rzeźnik nie wydaje się specjalnie przejęty. „Tak, Emmanuel Macron spędził tu całą młodość”, stwierdza lakonicznie. Rodzina zawsze zachowywała się bardzo dyskretnie.

Jako nastolatek Macron wymyka się z książką w ręku. „To nie był jednak jakiś zombie, ukrywający się stale w swoim pokoju”, uspokaja ojciec. Na jego stoliku przy łóżku leżą zazwyczaj powieści André Gide’a lub Król olch Michela Tourniera. To książki, które dostał od swojej ukochanej babki po kądzieli, Germaine Noguès, zwanej Manette, byłej dyrektorki szkoły, zmarłej w 2013 roku. Ileż to razy, jeszcze jako dziecko, uciekał od tego, jak później mówił „nieruchomego życia”, by u niej odnaleźć ciepło i wiedzę.

Ten dobrze ułożony młody człowiek daleki jest od podpierania ścian czy kołysania się w rytm dance-floor w sobotni wieczór. To zdolny nastolatek, zapalony miłośnik literatury, jeśli wierzyć jednemu z jego kolegów z czasów „Opa”: „W trzeciej licealnej (we Francji liceum liczy cztery klasy: od dołu trzecia, druga, pierwsza i maturalna. Natomiast klasy szósta, piąta i czwarta należą do college’u, stanowiącego jakby odpowiednik naszego likwidowanego gimnazjum – przyp. tłum.) polecono nam napisać pierwszą stronę kryminału i przeczytać ją na lekcji. Nieźle popracowałem i byłem dość dumny z wyniku. I wtedy, po mnie, swoją kartkę przeczytał Emmanuel… Cóż mam powiedzieć. To było fantastyczne! Poczułem, że sam zrobiłem coś całkowicie beznadziejnego. Co więcej, on to napisał podczas przerwy, gdzieś na rogu stołu…”. Emmanuel, z tą swoją niezwykłą pasją do literatury, wybrał w ramach praktyk szkolnych zajęcia w jednym z paryskich wydawnictw.

Z ust Frédérica, który w dodatku nie był przyjacielem Emmanuela, płyną tylko dytyrambiczne epitety: ten facet jest genialny, kosmiczny, „nadzwyczajny” w dosłownym sensie. „Najgorzej, że mi nie uwierzycie, ponieważ nikt nie może sobie tego wyobrazić. Nie spotkałem nigdy nikogo podobnego w czasie moich studiów i w życiu zawodowym”, mówi ten były adwokat.

Któregoś dnia, ponad dziesięć lat temu, powiedział żonie: „W mojej klasie w liceum był ktoś taki, jestem pewien, że zostanie prezydentem Republiki”. Teraz powtarza to z przekonaniem wizjonera… lub nie! I rozbawiony wspomina swe małe, lecz wielkie zwycięstwo nad Emmanuelem: „Pokonałem go tylko raz w konkursie na dyktando”. Wyjątek potwierdzający regułę.

Uczeń Macron istotnie jest dobry, nawet bardzo dobry. We wszystkim. To nieprawdopodobny sukces, którym, paradoksalnie, wcale się nie pyszni albo bardzo niewiele. Jego powodzenie nie wywołuje więc zawiści innych uczniów; takiej, jaką często wzbudzają prymusi.

Brigitte jest żoną André Louisa Auzière’a. Wyszła za niego w wieku zaledwie dwudziestu lat. To bez wątpienia syndrom tamtego pokolenia. Bibi, jak nazywają ją w domu, chce najpierw założyć rodzinę, w dodatku od zawsze uwielbia małe dzieci.

Nim powrócą do Amiens, Auzière’owie żyją w Lille, potem w Strasburgu. On otrzymuje tam nominację do dyrekcji francuskiego Banku Handlu Zagranicznego (przejętego później przez Crédit National). Do Brigitte, czekającej przy wyjściu ze szkoły, zwraca się matka jednego z kolegów jej dzieci. Dyrekcja diecezjalna, zajmująca się szkołami prywatnymi, poszukuje nauczycieli…

Wcześniej Brigitte trochę przypadkowo, zachęcona przez koleżankę, próbowała przez jakiś czas sił jako attaché prasowy w izbie handlowej Pas de Calais. Nauczanie? Nie myślała o tym nawet przez sekundę. Bawiła siebie i innych dowcipnymi opowieściami o tym, jak nie daje sobie rady z hordami cudzych dzieci na urodzinach własnych.

Po uzyskaniu magisterium z literatury współczesnej widziała się raczej w humanistyce. Ale w końcu dała się przekonać. Uzyskuje dyplom CAPES (dla nauczycieli szkół średnich – przyp. tłum.) i przechodzi chrzest bojowy w alzackim mieście u Lucie Berger, w szkole o inspiracji luterańskiej. I to okazuje się rewelacją.

Tę nową misję podejmuje z łatwością, radośnie, zawsze najbliżej swych uczniów. Przystępna, ale nie familiarna.

Niemal wszyscy jej krewni – rodzina Trogneux – żyją z (i dla) dobrze prosperującego przedsiębiorstwa wyrobów czekoladowych i cukierniczych. „Od pięciu pokoleń firma Trogneux sprawia rozkosz mieszkańcom Amiens swymi delicjami czekoladowymi i cukierkami” – głosi nagłówek w jednym z ostatnich przedświątecznych dodatków „Courrier picard”. Na czele siedmiu firmowych sklepów w Hauts de France stoi Jean-Alexandre Trogneux, bratanek Brigitte. W samym tylko mieście Amiens działają trzy punkty sprzedaży, w których można się zaopatrywać w makaroniki migdałowe – „nasze magdalenki á la Proust”, stwierdza z dumą jedna z mieszkanek.

Nad wielką centralą firmy, przy szerokiej, pieszej arterii handlowej, kolorowe litery reklamują czekolady „Jean Trogneux” – od nazwiska nieżyjącego ojca Brigitte. Mają ogromne powodzenie, jeśli oceniać to po liczbie klientów tłoczących się w reprezentacyjnym sklepie. Każdej soboty uwija się tu plejada sprzedawczyń. Design czekoladowych figurek jest jednak lekko przestarzały, estetyka mało wyrafinowana w porównaniu z wielkimi paryskimi wytwórcami słodyczy.

Brigitte, najmłodsza z sześciorga dzieci, dorastała w tym prowincjonalnym mieście, w kochającej się i pracowitej rodzinie. Rodzinie zdecydowanie prawicowej, popierającej w szczególności Gillesa de Robiena z UDF, który przejął to miasto z rąk długo tu rządzących komunistów.

Od tego świata nigdy się nie odwróciła; zapewniał jej zarówno materialny dobrobyt, jak i piękny dom w Le Touquet, który odziedziczyła.

Lata szkolne spędziła w liceum zakonnic Sacré Coeur w Amiens. Mało zdyscyplinowana, często była poddawana karom. Ze ścierką w ręku czyściła wówczas podłogowe płytki.

Niestrudzona amatorka zabawy, mogła tańczyć do świtu w ultra minispódniczce najmodniejsze rock and rolle do muzyki Johna Lee Hookera, jeśli nie słuchała akurat najnowszych płyt Johnny’ego (Hallidaya – przyp. tłum.) Było to więc dorastanie dość nieuporządkowane, w przeciwieństwie do rozsądnego życia Emmanuela, pogrążonego w nieustannych lekturach lub w wolnych (rzadkich) godzinach pracującego nad gamami przy pianinie.

Ona istotnie czuje się trochę inna. Jest nastolatką „w zawieszeniu”, jak wyzna po latach swemu przyjacielowi, pisarzowi Philippe’owi Bessonowi. Marzy intuicyjnie o czymś innym. O innym świecie.

Jak sama przyznaje, miała wszystko, by być szczęśliwą. Absolutnie wszystko. Pełna życia, skrywa jednak prawdziwe problemy egzystencjalne. Bez wątpienia przyczyniło się do tego przeżycie, w bardzo młodym wieku, śmierci bliskiej osoby. Choć nigdy nie podejmowała prób psychoanalizy, by dojść przyczyn tego wewnętrznego pęknięcia, „dostrzega śmierć wszędzie”. „Jak Maupassant!”, wtrąca pół żartem, pół serio, cała w czerni.

Jako nauczycielka i matka trojga dzieci – Sébastiena, Laurence oraz Tiphaine, córki urodzonej w 1984 roku – przywiązuje się do literatury. I do tego tak pożądanego życia rodzinnego.

Po alzackiej przerwie, jej życie ponownie i całkowicie związane jest z Amiens, nieopodal „Opa”. „Och, Brigitte, ona była naprawdę super!”, mówi dawna koleżanka ze studiów, od trzydziestu lat funkcjonująca w owym liceum. Starannie jednak unika choćby dotknięcia kwestii niebezpiecznego związku z młodym Macronem.

Pani Auzière bez trudu podbija swą publiczność. „Była hiperuprzejma, pełna zawodowej pasji”, opowiada były uczeń. Inny, Nicolas, lokuje ją „wśród pięciu najlepszych profesorów w „Opa”. Musiała być nauczycielem dalekim od autorytaryzmu, gdyż wielu z góry przyznaje jej „naturalny autorytet”.

Emanowała zaraźliwym entuzjazmem i potrzebą dzielenia się nim. „Wszyscy uczniowie byli w niej zakochani”, mówi spontanicznie Frédéric, uczeń z tego samego rocznika co Emmanuel. „Gdy byłam mała, czułam zazdrość o wszystkich tych uczniów, którzy do niej pisali albo dzwonili do domu”, zwierza się jej najmłodsza córka Tiphaine.

Znacznie później, z początkiem lat 2000., wzbudza dokładnie taki sam zachwyt. „Nie był to typ profesora dyktującego uczniom wykłady, w klasie wiele dyskutowano. Studiowaliśmy Woltera, La Fontaine’a: Radę zwierząt. „Wzgląd miano na każdego, kto broił swobodnie”. Pytała nas: „Czy według was mogłoby to się powtórzyć jeszcze dzisiaj?” Także jej wygląd, w myśl zasady, by zawsze odpowiednio się prezentować, różnił się bardzo od stylu innych profesorów”, opowiada Martin, były uczeń pierwszej klasy humanistycznej.

Emmanuel i jego profesorka poznali się niemal dziesięć lat wcześniej. W kole teatralnym. Druga córka Brigitte, Laurence – bardzo ładna dziewczyna według uczniów – wspominała już matce o tym różniącym się od innych koledze. „W mojej klasie jest wariat, który wie wszystko o wszystkim!”, opowiadała Laurence, urodzona w 1977 roku – jak Emmanuel.

Podobnie jak Frédéric i inni, Laurence dała się nabrać. Jej matka sprawdzi to w następnych miesiącach, słuchając prozodii, popisów elokwencji tego chłopca, który w rzeczywistości nigdy naprawdę nie będzie jej uczniem. Jedynymi lekcjami, jakich pani Auzière udzieli Emmanuelowi Macronowi, pozostaną te na scenie szkolnego teatru. Nie będzie stopni ani notek do podpisania przez rodziców.

Ale zanim temu uczniowi drugiej klasy kazała recytować, nazwisko „Macron” już obijało się jej o uszy. W pokoju nauczycielskim „Opa” jej koledzy często je wymieniali. Macron – to, Macron – tamto. Odnosiło się do Emmanuela, którego nadzwyczajne umiejętności wszyscy wychwalali, ale i do jego młodszego brata Laurenta oraz najmłodszej z rodzeństwa – Estelle. Każde z tej trójki było pierwsze w swojej klasie. Ale też przez zwykły przypadek zbieżności nazwisk dotyczyło to innego rodzeństwa Macronów, również uczących się w „Opa” i osiągających godne uwagi wyniki w nauce!

Kiedy zatem pani Auzière spotyka Macrona Emmanuela, wie już z kim ma do czynienia. Faktem jest też, że ów licealista wprawił ją w zdumienie, gdy jako matka rodziny uczestniczyła w rozdaniu nagród za sprawozdania ze staży. Chłopiec z trzeciej licealnej ośmielił się wówczas snuć rozważania… o bezsensowności takich wyróżnień.

Kilka miesięcy później pochwalny portret intelektualny młodego człowieka, jaki jej przedstawiano, znalazł pełne potwierdzenie w jej pierwszych osobistych wrażeniach. By powiedzieć wprost – nastolatek okazał się raczej cool, „bardzo na luzie” i „wzbudzający ogólną sympatię”.

Według obecnej relacji jego żony, podczas spektaklu uczniowie jak urzeczeni wpatrują się tylko w niego. Nie ma znaczenia, że rola, w którą się wciela – straszydło w sztuce Jeana Tardieu La Comédie du langage – naprawdę mu się nie podoba. Brigitte jest oczarowana jego sposobem bycia, jego inteligencją.

Przed wakacjami, gdy Emmanuel postanawia pozostać w kole teatralnym w przyszłym roku szkolnym, rozmawiają o następnej sztuce – L’art de la comédie Eduarda de Filippo. On, choć nowicjusz, pozwala sobie na uwagi. Powiedział nieomal: „Powinna pani być bardziej ambitna!”, przypomina sobie z uśmiechem Brigitte w filmie dokumentalnym Pierre’a Hurela La stratégie du météore1.

Przekonany o swej racji i swych możliwościach, uczeń Macron proponuje jej dodanie w sztuce dodatkowych ról. Chodzi o to, że w oryginalnym tekście brakuje ról dla całej grupy uczniów. Zwłaszcza ról żeńskich jest mało. Tymczasem córka Brigitte, Laurence, także chciałaby zagrać w sztuce. Nauczycielka wraz z Emmanuelem dopisują wówczas, na cztery ręce, część sztuki, która będzie następnie wystawiona w Comédie de Picardie, w samym centrum Amiens. Fakt, że nauczycielka wraz ze swoim uczniem podejmują się takiego zadania, wydaje się wówczas czymś wyjątkowym, a nawet niestosownym. Gubi się gdzieś właściwy dla relacji profesora z uczniem stosunek autorytetu i podporządkowania.

„Myślałam, że trochę popisze i się znudzi, słabo go znałam. Pisaliśmy i stopniowo urzekała mnie jego inteligencja. Ciągle nie zdawałam sobie sprawy z jej głębi” – opowiada Brigitte w swym domu w Le Touquet, do kamery Pierre’a Hurela.

Profesorka jest podbita. Początkowo intelektualnie. U stóp sceny, w ruchu, udzielając rad jednym i drugim, oddaje się w pełni swej pasji. Ale między „panią Auzière” i jej młodym aktorem nawiązuje się coś niewypowiedzianego.

Do tej rodzącej się wtedy więzi Brigitte Macron ma dziś taki skromny komentarz: „Tak, zdawałam sobie sprawę, że przechodzimy stopniowo z relacji czysto intelektualnej do stosunku bardziej uczuciowego. To było wyczuwalne, lecz ukryte”. Uczucie jest zdradzieckie, teren śliski. Emmanuel i Brigitte przeczuwają, co się dzieje, lecz nic nie mówią. Osłupieni pragnieniem, które jest ponad wszystkim.

„Wiedziałam, że jest mężczyzną mojego życia, lecz wiedziałam również, że jest to niemożliwe”, wyznaje dziś Brigitte autorkom tej książki. Oczywistość, którą analizuje a posteriori. Bez ogródek, ale także nie bez pewnych pominięć.

Kiedy zatrzymujemy się przy szczególnym charakterze tej pierwszej współpracy, mówi z naciskiem: „Nigdy nie uważałam go za ucznia”.

Jak wcześniej tylu Francuzów i Francuzek widziała już Umrzeć z miłości, film nakręcony na podstawie historii Gabrielle Russier. Trzydziestolatka, nauczycielka literatury, zakochana w swoim niemal dorosłym uczniu. Brigitte Auzière była wstrząśnięta tą niezwykłą historią, a także uwielbianą Annie Girardot w roli nieszczęśliwej nauczycielki.

W końcu lat 1960. temat emocjonuje, wzburza rodziny jak nigdy dotąd. Wszelkiej maści cenzorzy komentują film bez końca. Niepokojąca „afera obyczajowa” dociera wkrótce do zakłopotanego rządu. Stanowi problem nawet dla samego prezydenta Pompidou, który wobec setek mikrofonów wystrzega się, by nie zrazić swego elektoratu. Ten błyskotliwy intelektualista gmatwa swe stanowisko, wykręca się dwuznacznym piruetem, deklamując kilka linijek Eluarda. Unika w ten sposób podpisania rozporządzenia w tak dyskusyjnej sprawie. Jeśli – jak to się mówi – zwykle historie miłosne źle się kończą, to ta doprowadziła aż do tragedii.

Ale Brigitte Auzière nie myśli nawet przez sekundę o tamtej tragedii, kiedy ta szalona skłonność się wzmaga. Jej zdaniem nie ma tu żadnej analogii. Uważa tak, ponieważ nic się wówczas nie dzieje, oboje odrzucają wszelką zmysłową przygodę, jak twierdzi dzisiaj pani Macron. Dodając spontanicznie w swojej „sprawie” wtedy: „Nie uważałam tego nigdy za jakiekolwiek wykroczenie”. Jej błyszczące spojrzenie nie zdradza najmniejszego zakłopotania, lecz wyraża raczej prostą miłosną oczywistość.

Wyjątkowe zwierzenie, rzucające światło na tę relację, ocenianą ciągle przez niektórych jako obejście prawa. Pani Macron powraca do tego, co wobec tego chłopca w wieku jej dzieci „działo się w jej głowie”. To sformułowanie powtarza nieustannie. „Pani Auzière nie miała w żaden sposób cech osoby gotowej pozwolić sobie na przygodę z jakimś uczniem. Nie było tu nigdy jakiejkolwiek dwuznaczności”, zauważa Nicolas, były uczeń, dziś trzydziestolatek.

Podczas pierwszego występu w kampanii prezydenckiej, w połowie grudnia, przy Porte de Versailles w Paryżu, kiedy dziesięć tysięcy osób (lub więcej) przyszło oklaskiwać Macronów, kilka dziewcząt z dobrych rodzin, oczarowanych kandydatem, nie kryło wszakże pewnego zakłopotania: „Wygląda to na piękną historię. Ale w końcu spotkała go, gdy był prawie w naszym wieku. Jak na to spojrzeć pod tym kątem, to trochę dziwne. I pomyśleć, że była w wieku naszych profesorów”, mówiły studentki z kursu przygotowawczego na politologii.

Nigdy jednak, według słów żony ówczesnego kandydata na prezydenta, w żadnym wypadku nie myślała o porównywaniu swego małżeństwa z jakimkolwiek innym. Zawsze ta wyjątkowość. Prawdę mówiąc, istotnie nie ma „przykładu”, na który można by się powołać. A jeśli poza tym „nic się nie wydarzyło”, to co można powiedzieć? Co potępić? Co potępić, zwłaszcza gdy nie ma nic do potępienia?

Te problemy wydają się tutaj poza sprawą. Wszystkie osoby, które sprawują nadzór nad nieletnimi, obowiązuje uznawanie podwyższonego wieku ich dojrzałości seksualnej – z piętnastu do osiemnastu lat. Tak więc nauczycielom nie wolno legalnie nawiązywać stosunków intymnych ze swoimi uczniami. To, co dodatkowo dotyczy tych obopólnych, szczególnych stosunków, to bardziej kwestie etyki i symboliki. Taka relacja: profesor–uczeń, pod pewnymi względami przypomina raczej opiekuńczy stosunek rodzica do swego dziecka.

Licząca już tysiąclecia relacja między nauczycielem i jego uczniem, ma w sobie tyleż nadzwyczajnego co banalnego… Chyba że uczeń banalny nie jest. Za to jest pełen niezwykłej kultury i talentu. A jego profesorka bardziej przypomina swym stanem ducha filmowego bohatera Stowarzyszenia umarłych poetów, granego przez Robina Williamsa, niż zdystansowaną licealną nauczycielkę. Emmanuel, tak bardzo odmienny, „nieustannie dyskutował z profesorami, miał zawsze pełno książek”, mówi Brigitte Macron dokumentaliście Pierre’owi Hurelowi. „To nie był nastolatek Był jak równy z równymi. Nie widziałam nigdy, by zwracał uwagę na różnice wieku”.

Brigitte