Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » Piekło kobiet

Piekło kobiet

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-63879-00-6

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Piekło kobiet

"Życie zawsze było silniejsze od ustaw i od sankcji karnych" - pisał w 1929 roku Tadeusz Boy Żeleński w swoim błyskotliwym eseju, w którym przeciwstawia się karaniu kobiet za przerywanie ciąży. Karanie kobiet, to „zbrodnia prawa karnego”. Pisze też o obłudzie tych, którzy głosząc „prawo do życia płodu” grożą kobiecie więzieniem, nie troszcząc się jednocześnie o jej i przyszłego dziecka warunki bytowe.

"Piekło kobiet" to książka radykalna, odważna i bezwzględnie rozprawiająca się z obłudą. Książka wciąż aktualna, dotykająca problemu społecznie wciąż bolesnego, bo prawo do życia wciąż nie daje żadnych gwarancji życia godnego.

Tadeusz "Boy" Żeleński (1874-1941) – wybitny tłumacz, poeta, satyryk, eseista, ale także lekarz i działacz społeczny. Autor m.in. „Flirtu z Melpomeną” czy sławnych „Słówek”. Zamordowany przez Niemców w 1941 roku, do dziś nieznane jest miejsce jego pochówku.

Polecane książki

Nieprawidłowe wystawienie, ujęcie czy przechowywanie faktury VAT naraża podatników na duże kłopoty. Sprawdź, jak nie popełnić błędu w tym zakresie....
"Odliczenie i zwrot podatku naliczonego to podstawowe "mechanizmy" funkcjonowania podatku od towarów i usług. Przyznanie uprawnienia do odliczenia i zwrotu ma przy tym nie tylko znaczenie dla skutków podatku VAT ocenianych w kraju, lecz także wiąże się z realizacją jednej z podstawowych zasad wspóln...
Chociaż dieta ketogeniczna była stosowana w leczeniu padaczki od co najmniej 500 roku p.n.e., społeczność medyczna zaleca ją od 1920 roku. Najczęściej sięgamy po nią z powodu wielu innych dolegliwości, a nie tylko epilepsji. Cieszy się popularnością w ośrodkach onkologicznych, w walce z nerwicą i de...
„Cudze chwalicie, swego nie znacie” - to stare powiedzenie świetnie oddaje nasz stosunek do jabłek. Zajadamy się pomarańczami, nektarynkami i ananasami, ale czy wiemy, jak wiele smaków i możliwości zastosowań w kuchni mają prawdziwe Polskie jabłka? Ta publikacja to hołd dla tych niezwykłych ...
Laureatka Nagrody Pulitzera prezentuje najbardziej intrygującą kobietę w dziejach świata - królową Egiptu Kleopatrę. Bogini. Najbardziej wpływowa i najbardziej pociągająca kobieta swoich czasów. Kochanka Juliusza Cezara i Marka Antoniusza. Żona - kolejno - swoich dwóch braci i morderczyni jednego z ...
Rozwój współczesnych przedsiębiorstw jest zagadnieniem wieloaspektowym i wielopłaszczyznowym, co wynika m.in. z oddziaływania zarówno jego warunków, jak i czynników na uzyskiwane efekty tego procesu. Sam rozwój ma zatem charakter wielowymiarowy, a przy tym jest pojęciem rozumianym zarówno w ujęc...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Tadeusz Boy-Żeleński

© Ji­ra­fa Roja, 2013

Re­dak­cja: Do­ro­ta Ko­wal­ska, Mar­ta Nie­dział­kow­ska, Pau­li­na Rzy­ma­nek

Opra­co­wa­nie gra­ficz­ne se­rii: Grze­gorz Zy­cho­wicz | Tat­su

Zdję­cia na okład­ce: Na­ilia Schwarz | Dre­am­sti­me.com New­li­ght | Dre­am­sti­me.com

Zdję­cie au­to­ra: Wi­ki­pe­dia

Ła­ma­nie: Tat­su tat­su@tat­su.pl

ISBN 978-83-63879-00-6

Wy­da­nie I 

War­sza­wa 2013

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

Od autora

Oto zbiór fe­lie­to­nów, po­wsta­łych mię­dzy paź­dzier­ni­kiem a grud­niem roku 1929. Prze­obra­że­nie pew­nych po­jęć, uświa­do­mie­nie so­bie pew­nych za­gad­nień, prze­zwy­cię­że­nie pew­nych wsty­dli­wo­ści, po­su­nę­ło się przez ten czas wśród ogó­łu tak bar­dzo, że już dziś – po paru za­le­d­wie mie­sią­cach! – nie­jed­no wy­dać się może w tych ar­ty­ku­łach przedaw­nio­ne; nie­jed­no wyda się „wy­bi­ja­niem otwar­tych drzwi”; ale kil­ka mie­się­cy temu drzwi te nie były na­wet uchy­lo­ne. Nie­jed­no też, w toku roz­wi­ja­ją­cych się zda­rzeń, wy­pa­dło mi parę razy po­wta­rzać. Mimo to, niech idą te kart­ki w świat tak, jak były pi­sa­ne, na go­rą­co; a je­że­li ksią­żecz­ka ta przy­czy­ni się do wznie­ce­nia dal­szej dys­ku­sji, je­że­li do­po­mo­że do usu­nię­cia pew­nych ru­pie­ci my­ślo­wych i oby­cza­jo­wych, speł­ni w zu­peł­no­ści swo­je za­da­nie.

War­sza­wa, w stycz­niu 1930

„Największa zbrodnia prawa karnego”

Das grös­ste Ver­bre­chen des Stra­fge­set­zes – „naj­więk­szą zbrod­nią pra­wa kar­ne­go” – na­zwał nie­miec­ki uczo­ny pa­ra­graf, obo­wią­zu­ją­cy do­tąd we wszyst­kich pra­wie usta­wo­daw­stwach, a na­zna­cza­ją­cy cięż­kie kary za prze­rwa­nie cią­ży. Kary te gro­żą za­rów­no mat­ce, jak tym, któ­rzy jej w prze­rwa­niu cią­ży po­ma­ga­ją. Rów­no­cze­śnie więk­szość kry­mi­no­lo­gów stwier­dza, że pra­wo to nie ma żad­ne­go wpły­wu, że licz­ba sztucz­nych po­ro­nień wzra­sta w ogrom­ny spo­sób. Ży­cie za­wsze było w tej mie­rze sil­niej­sze od ustaw i od sank­cji kar­nych; tym bar­dziej oka­zu­je się nim ży­cie no­wo­cze­sne w tak zmie­nio­nych pły­ną­ce wa­run­kach. To­też – stwier­dza­ją to zno­wuż wszy­scy jed­no­gło­śnie – pa­ra­graf ów jest mar­twą li­te­rą; oko­licz­no­ści, w któ­rych pra­wo przy­cho­dzi do gło­su, są zni­ko­mo rzad­kie w sto­sun­ku do ol­brzy­miej ilo­ści wy­pad­ków speł­nia­ne­go prze­stęp­stwa. Za­tem – po­wie­dział­by ktoś – pa­ra­graf ten jest obo­jęt­ny: sko­ro ist­nie­je na pa­pie­rze, ale się go nie sto­su­je, moż­na go uwa­żać za for­mę nie­win­ne­go mo­ral­ne­go pro­te­stu prze­ciw na­gan­nym oby­cza­jom? Nie­ste­ty, tak nie jest; pa­ra­graf ten; nie ma­ją­cy siły, aby coś po­móc, po­sia­da ol­brzy­mią moc, aby szko­dzić. Przy­cho­dzi do gło­su je­dy­nie pra­wie w wy­pad­kach śmier­ci mat­ki; wów­czas sro­ży się i są­dzi; ale, gdy­by wej­rzeć bli­żej, uj­rza­ło­by się, że naj­czę­ściej ta wła­śnie usta­wa jest śmier­ci przy­czy­ną. Bo ten pa­ra­graf, nie­zdol­ny za­po­biec prze­ry­wa­niu cią­ży tam, gdzie im­pe­ra­tyw ży­cia, moc­niej­szy niż wszyst­kie ko­dek­sy, zmu­sza mat­kę do nie­go, ma wszak­że na tyle siły, aby tę mat­kę po­zba­wić umie­jęt­nej po­mo­cy i pchnąć w ręce ka­ry­god­ne­go – tu już na­praw­dę kary god­ne­go – par­tac­twa. Gdy­by ze­sta­wić wy­pad­ki śmier­ci mło­dych ko­biet, wy­pad­ki cięż­kich i trwa­łych scho­rzeń, któ­re z obec­ne­go bez­dusz­nie pod­trzy­my­wa­ne­go sta­nu rze­czy wy­ni­ka­ją, za­drże­li­by może ci, któ­rzy w za­ci­szu wy­god­ne­go ga­bi­ne­tu ukła­da­ją swo­je usta­wy. A gdy­by do­li­czyć inne, po­śred­nio wy­ni­ka­ją­ce z nich skut­ki: sa­mo­bój­stwa, dzie­cio­bój­stwa i inne klę­ski, wów­czas zro­zu­mie­li­by­śmy, z jaką słusz­no­ścią na­zwa­no ten ar­ty­kuł „naj­więk­szą zbrod­nią pra­wa kar­ne­go”.

A nie jest to by­najm­niej głos od­osob­nio­ny. Prze­ciw­nie, wszy­scy, któ­rzy mie­li spo­sob­ność ze­tknąć się z tą spra­wą, go­dzą się na jed­no: na bez­sil­ność pa­ra­gra­fu i go­rzej niż bez­sil­ność, bo jego dzia­ła­nie w sen­sie ujem­nym. Ja­kimż cu­dem tedy może on ist­nieć, może się ostać?

Dzie­je się to tym1, że kwe­stia jest na­der skom­pli­ko­wa­na i trud­na – tak że, moż­na by po­wie­dzieć, po pro­stu „strach ją ru­szać”; – że jest splo­tem mnó­stwa rze­czy, że ob­ro­sły ją całe war­stwy po­jęć i prze­są­dów, gro­ma­dzą­cych się na prze­strze­ni wie­ków. Wzglę­dy praw­ne, etycz­ne, le­kar­skie, spo­łecz­ne, mają tu głos: daw­ne roz­róż­nie­nia teo­lo­gicz­ne spo­ty­ka­ją się z na­wy­ka­mi mi­li­ta­ry­zmu, ob­li­cza­ją­ce­go na dzie­siąt­ki lat na­przód ilość ba­gne­tów; nie­chęć do tknię­cia jed­nej ce­gieł­ki z bu­do­wy, któ­ra oka­za­ła­by się może zmur­sza­łą, ru­ty­na my­śli… A wszyst­ko to po­kry­wa swo­im płasz­czem ob­łu­da spo­łecz­na, prze­sła­nia­ją­ca cały kom­pleks naj­bar­dziej ży­wot­nych zja­wisk.

Uczy­nić bied­ną dziew­czy­nę mat­ką, po­zba­wić ją pra­cy dla­te­go, bo2 się spo­dzie­wa ma­cie­rzyń­stwa, kop­nąć ją z po­gar­dą, zrzu­cić na nią cały cię­żar błę­du i jego skut­ków, i za­gro­zić jej la­ta­mi wię­zie­nia, je­że­li, osza­la­ła roz­pa­czą, chce się od tego zbyt cięż­kie­go na jej siły brze­mie­nia uwol­nić – oto fi­lo­zo­fia praw, któ­re, aż nad­to znać, były przez męż­czyzn pi­sa­ne! Gło­sić wznio­słe teo­rie o „pra­wie pło­du do ży­cia”, znów gro­zić mat­ce wię­zie­niem w imię praw tego pło­du, ale rów­no­cze­śnie nie trosz­czyć się o to, aby no­si­ciel­ka tego pło­du mia­ła co do ust wło­żyć… I rzecz szcze­gól­na, ten sam płód, nad któ­rym trzę­są się usta­wo­daw­cy, póki jest w ło­nie mat­ki, w go­dzi­nę po uro­dze­niu tra­ci wszel­kie pra­wa do opie­ki praw­nej, może zgi­nąć pod mo­stem z zim­na, gdy mat­ka – któ­rą jej „świę­te” ma­cie­rzyń­stwo czy­ni nie­raz wy­rzut­kiem spo­łe­czeń­stwa – nie ma da­chu nad gło­wą.

Ale nie trze­ba szu­kać aż tak ja­skra­wych przy­kła­dów. Ileż zmie­ni­ło się w świe­cie od cza­su, gdy two­rzy­ły się te po­ję­cia praw­ne! Ko­bie­ta sta­ła się rów­no­war­to­ścio­wym oby­wa­te­lem, za­ję­ła miej­sce we wszyst­kich dzie­dzi­nach, u wszyst­kich warsz­ta­tów pra­cy, nie­ogra­ni­czo­ne ma­cie­rzyń­stwo nie jest już, nie może być jej ide­ałem. Zmie­ni­ły się wa­run­ki ży­cia. Zmie­nił się i stan me­dy­cy­ny. Prze­ry­wa­nie cią­ży sta­ło się fak­tem po­tocz­nym wca­le nie tyl­ko w wy­pad­kach wy­jąt­ko­wych ży­cio­wych ka­ta­strof; sta­ło się fak­tem czę­stym w ży­ciu mał­żeń­skim, prak­ty­ku­je je nie­jed­na pani sę­dzi­na, nie­jed­na pani pro­ku­ra­to­ro­wa. Ba, sam czło­nek Ko­mi­sji Ko­dy­fi­ka­cyj­nej, w tym sa­mym dniu, w któ­rym uchwa­la strasz­li­we kary za prze­rwa­nie cią­ży, po po­sie­dze­niu od­wie­dzi może swo­ją ma­gni­fi­kę3 w lecz­ni­cy, gdzie od­by­ła z kom­for­tem ten za­bieg, aby oszczę­dzić płod­ne­mu pra­wo­daw­cy pią­te­go ma­leń­stwa. I pan ko­dy­fi­ka­tor nie od­czu­wa żad­nej roz­ter­ki du­szy, żad­nej sprzecz­no­ści.

Bo co do tych wy­pad­ków, to nie ma oba­wy, aby się do­sta­ły pod sro­gi miecz pra­wa! I w tym jesz­cze ohy­da pa­ra­gra­fu. Jak wszyst­kie pa­ra­gra­fy wspie­ra­ją­ce się na ob­łu­dzie spo­łecz­nej, tak i ten go­dzi je­dy­nie w bie­da­ków. Jest nie­etycz­ny, bo tra­fia przy­pad­ko­we ofia­ry po­śród dzie­siąt­ków ty­się­cy bez­kar­nych; jest nie­de­mo­kra­tycz­ny, po­nie­waż za­pew­nia przy­wi­lej bez­kar­no­ści tym, któ­rzy i tak są uprzy­wi­le­jo­wa­ni.

To­też po­sta­wa spo­łe­czeń­stwa w tej kwe­stii jest zu­peł­nie zde­cy­do­wa­na. Pod­czas gdy nasi pra­wo­daw­cy trak­tu­ją w swo­im pro­jek­cie prze­rwa­nie cią­ży na rów­ni z dzie­cio­bój­stwem (!!), spo­łe­czeń­stwo – ubo­le­wa­jąc nie­raz nad jego ko­niecz­no­ścią – ab­so­lut­nie nie uwa­ża go za wy­stę­pek. Wręcz prze­ciw­nie, mimo fra­ze­sów o do­sto­jeń­stwie ma­cie­rzyń­stwa, ty­siąc razy ła­twiej „prze­ba­czy” spo­łe­czeń­stwo mat­ce prze­rwa­nie cią­ży niż uro­dze­nie nie­ślub­ne­go dziec­ka. „Za­sta­nów­my się – mó­wił je­den z praw­ni­ków na ostat­nim zjeź­dzie, czy gdy­by któ­ry z nas wie­dział, że jego sio­stra do­pu­ści­ła się tego czy­nu, czy uwa­żał­by ją za zbrod­niar­kę?” – „W ta­kim ra­zie je­ste­śmy wszy­scy prze­stęp­ca­mi” – mó­wił znów na in­nym ze­bra­niu do swo­ich ko­le­gów pe­wien pro­ku­ra­tor. Gdy­by pra­wo ze­chcia­ło dzia­łać, trze­ba by dla sa­mej War­sza­wy zbu­do­wać wię­zie­nie roz­mia­rów spo­re­go mia­sta, aby tam co rok po­mie­ścić kil­ka­dzie­siąt ty­się­cy do­bro­wol­nie ro­nią­cych ko­biet. Bo w prak­ty­ce spo­łe­czeń­stwo za­ję­ło sta­no­wi­sko rów­nie zde­cy­do­wa­ne: uwa­ża pra­wo za nie­ist­nie­ją­ce. Nie­ste­ty, jak wspo­mnia­łem, ist­nie­je ono, ale tyl­ko aby szko­dzić.

Bo to jed­no jest pew­ne, że jak­kol­wiek­by się ktoś za­pa­try­wał na spra­wę prze­ry­wa­nia cią­ży, nie na­le­ży ona do rzę­du za­gad­nień, któ­re za­ła­twia się wię­zie­niem, choć­by i do­ży­wot­nim! Wnik­nąć w isto­tę tych sto­sun­ków, szu­kać na nie le­kar­stwa, oto za­da­nie pra­wo­daw­cy. Za­gad­nie­nia tego nie moż­na trak­to­wać od­ręb­nie i me­cha­nicz­nie; trze­ba je roz­wa­żać i le­czyć w ca­łym kom­plek­sie zja­wisk.

Je­ste­śmy w fa­zie two­rze­nia no­we­go ko­dek­su, na­sza Ko­mi­sja Ko­dy­fi­ka­cyj­na w pierw­szym swo­im pro­jek­cie wy­po­wie­dzia­ła się w tej mie­rze. Jak, o tym po­mó­wi­my; niech tu wy­star­czy stwier­dze­nie, że za­ję­ła sta­no­wi­sko bez­dusz­ne i for­ma­li­stycz­ne.

I oto w koń­cu wrze­śnia od­był się w War­sza­wie zjazd pol­skich praw­ni­ków. Jako je­den z głów­nych punk­tów w sek­cji pra­wa kar­ne­go, któ­rej prze­wod­ni­czył p. Al. Led­nic­ki, po­sta­wio­no spra­wę prze­rwa­nia cią­ży i jej „ka­ral­no­ści”. I oto – fakt nie­ocze­ki­wa­ny może dla sa­mych uczest­ni­ków kon­gre­su – pra­wie wszy­scy wy­po­wie­dzie­li się w du­chu wręcz prze­ciw­nym sta­no­wi­sku Ko­mi­sji Ko­dy­fi­ka­cyj­nej, to zna­czy prze­ciw ka­ral­no­ści tego czy­nu. Wiel­kie wra­że­nie wy­war­ło prze­mó­wie­nie b. pre­ze­sa Sądu Ape­la­cyj­ne­go, p. Czer­wiń­skie­go, prze­szło sie­dem­dzie­się­cio­let­nie­go star­ca, któ­ry, na pod­sta­wie kil­ku dzie­siąt­ków lat swo­jej prak­ty­ki, żą­dał zu­peł­ne­go znie­sie­nia zło­wro­gie­go pa­ra­gra­fu; nie mniej­szą sen­sa­cją była opi­nia pre­ze­sa Sądu Naj­wyż­sze­go, p. Mo­gil­nic­kie­go, rów­nież za bez­kar­no­ścią. Wnio­ski To­wa­rzy­stwa Kry­mi­no­lo­gicz­ne­go, sta­wia­ją­ce­go za­sa­dę zu­peł­nej nie­ka­ral­no­ści w pierw­szych trzech mie­sią­cach prze­rwa­nia cią­ży, re­pre­zen­to­wa­li prof. Grzy­wo-Dą­brow­ski, ad­wo­kat Run­do, dr Bat­ta­wia i in. Pani Wan­da Gra­biń­ska, pierw­szy sę­dzia dla nie­let­nich, pod­no­si­ła nie­mo­ral­ność wy­od­ręb­nie­nia tego zja­wi­ska z ca­ło­kształ­tu ży­cia spo­łecz­ne­go i me­cha­nicz­ne­go roz­wią­zy­wa­nia go wię­zie­niem. „Ci, co żą­da­ją su­ro­wych kar za prze­rwa­nie cią­ży, po­ni­ża­ją ko­bie­tę do rzę­du sa­mi­cy ssa­ka” – wo­łał ad­wo­kat Dwer­nic­ki. Naj­mniej li­be­ral­ni żą­da­li bo­daj bez­kar­no­ści sa­mej mat­ki i sze­ro­kie­go uwzględ­nie­nia „wska­zań spo­łecz­nych” do prze­rwa­nia cią­ży, tak jak dziś uwzględ­nia się wska­za­nia le­kar­skie. Sam re­fe­rent, prof. Gla­ser, żą­da­jąc w za­sa­dzie utrzy­ma­nia ka­ral­no­ści, uznał wska­za­nia praw­ne (np. gdy cią­ża jest owo­cem zgwał­ce­nia) i so­cjal­ne do prze­ry­wa­nia cią­ży.

W ogó­le trze­ba za­zna­czyć, że uczest­ni­cy zjaz­du szli w swo­ich żą­da­niach o wie­le da­lej niż pp. re­fe­ren­ci; ta draż­li­wa kwe­stia ma to do sie­bie, że kto­kol­wiek za­bie­ra w niej głos ofi­cjal­nie, na­tych­miast czu­je się skrę­po­wa­ny na­ci­skiem oby­cza­jo­wej ob­łu­dy i tra­ci od­wa­gę pu­blicz­ne­go bro­nie­nia za­pa­try­wań, któ­re nie­raz wy­zna­je pry­wat­nie. Bądź co bądź Wia­do­mo­ści II-go zjaz­du praw­ni­ków no­tu­ją, że „w dys­ku­sji nad re­fe­ra­tem i ko­re­fe­ra­tem o spę­dze­niu pło­du wy­po­wie­dzia­no się prze­waż­nie za bez­kar­no­ścią tego czy­nu z mo­dy­fi­ka­cja­mi jego ka­ral­no­ści w okre­sie przej­ścio­wym w szcze­gól­nie okre­ślo­nych przy­pad­kach”. (To stwier­dził prze­wod­ni­czą­cy zjaz­du, na ze­bra­niu ogól­nym dn. 2 paź­dzier­ni­ka 1929).

Zjazd – taka była przy­ję­ta za­sa­da – nie po­wziął żad­nych uchwał, co mu gani w ar­ty­ku­le swo­im w „Ty­go­dniu” ad­wo­kat Zyg­munt Na­gór­ski. Uchwa­ła pod­ję­ta przez ta­kie cia­ło mia­ła­by swo­je po­waż­ne zna­cze­nie. Ale i tak, same ob­ra­dy te są rów­no­znacz­ne z wo­tum nie­uf­no­ści dla na­szej Ko­mi­sji Ko­dy­fi­ka­cyj­nej co do tego punk­tu. I nie tyl­ko u nas spo­ty­ka­my ten ob­jaw. Kwe­stia prze­rwa­nia cią­ży i jej ka­ral­no­ści jest od daw­na przed­mio­tem dys­ku­sji w wie­lu kra­jach Eu­ro­py. Je­dy­nie u nas było o niej głu­cho, po­mna­ża­ła ona licz­ny po­czet kwe­stii, o któ­rych się nie mówi.

A gdzież o niej mó­wić, jak nie u nas? Gdy gdzie in­dziej pra­wa się ulep­sza lub kon­ser­wu­je, u nas się je dziś two­rzy4. Jak się je two­rzy? Ot, scho­dzi się kil­ku po­waż­nych – och, jak po­waż­nych! – pa­nów, któ­rzy, wcho­dząc do sali ob­rad, sta­ra­ją się pil­nie za­po­mnieć o tym, że są ludź­mi, że tam, za okna­mi ga­bi­ne­tu, hu­czy i pę­dzi ży­cie, że to, co oni pi­szą na pa­pie­rze, to jest pi­sa­ne na ludz­kiej skó­rze, że to, co dla nich jest przed­mio­tem kon­tro­wer­sji praw­ni­czej, jest dla in­nych nie­raz kwe­stią ży­cia i śmier­ci. I pich­cą so­bie od nie­chce­nia te pra­wa, a to co oni upich­cą, w tym po­tem mę­czą się całe po­ko­le­nia. I jesz­cze nie skoń­czy­li swe­go dzie­ła, a już gro­no naj­po­waż­niej­szych ko­le­gów – ba, pre­zes Mo­gil­nic­ki sam jest człon­kiem Ko­mi­sji Ko­dy­fi­ka­cyj­nej! – krzy­czy im: „Prze­stań­cie, bo się źle ba­wi­cie!”

Zda­je mi się tedy, że naj­wyż­szy jest czas, aby prze­rwać to zboż­ne mil­cze­nie; aby wy­do­być na świa­tło dzien­ne kwe­stię tak zło­żo­ną, tak trud­ną, kwe­stię, w któ­rej tyle za­wo­dów ma coś do po­wie­dze­nia, w któ­rej wresz­cie mają chy­ba pra­wo gło­su ci, a zwłasz­cza te, któ­rych to pra­wo do­ty­czy – ko­bie­ty. Po­sta­ra­my się oświe­tlić kwe­stię, ze­brać po­glą­dy na nią lu­dzi co naj­świa­tlej­szych; po­sta­ra­my się uświa­do­mić ko­bie­ty co do spo­so­bu, w jaki trak­tu­ją ich naj­bo­le­śniej­sze spra­wy pa­no­wie pra­wo­daw­cy. Pra­wo, Spra­wie­dli­wość. Po­pro­wa­dzi­my, je­że­li bę­dzie trze­ba, przed sąd trzy­dzie­ści ty­się­cy ko­biet, któ­re oskar­żą się same i po­wie­dzą: „Pro­si­my, za­mknij­cie nas do wię­zie­nia, ale wszyst­kie”! Niech rzecz doj­dzie do ab­sur­du. Bo moż­na nie­do­rzecz­ne pra­wa ja­kiś czas cier­pieć przez sza­cu­nek dla ich daw­no­ści, ale nie ma chy­ba ra­cji od nie­do­rzecz­nych praw za­czy­nać?

Argumenty

W po­przed­nim fe­lie­to­nie ośmie­li­łem się po­sta­wić kwe­stię, któ­ra bo­daj nig­dy do­tąd pu­blicz­nie w na­szej pra­sie nie była po­ru­sza­na. Trze­ba te­raz omó­wić ją bli­żej. Z góry prze­pra­szam, że przyj­dzie mi się po­wta­rzać; ale rzecz tak ob­ro­sła ob­łu­dą i za­bo­bo­nem, że trze­ba ją grun­tow­nie oskro­bać. Prze­pra­szam tak­że, że nie będę za­baw­ny, ale nie za­wsze moż­na być za­baw­nym; od­bi­je­my to so­bie in­nym ra­zem.

Do­dam jesz­cze, iż, je­że­li zde­cy­do­wa­łem się wsz­cząć tę kwe­stię, nie uczy­ni­łem tego lek­ko­myśl­nie; py­ta­łem wpierw wie­lu po­waż­nych osób, praw­ni­ków i in­nych, aż do sa­mych człon­ków Ko­mi­sji Ko­dy­fi­ka­cyj­nej, czy uwa­ża­ją wy­to­cze­nie jej na fo­rum pu­blicz­ne za wła­ści­we. Od­po­wie­dzie­li mi: „Bez­wa­run­ko­wo. Nie tyl­ko za wła­ści­we, ale za bar­dzo po­żą­da­ne”.

W isto­cie, trze­ba uświa­do­mić so­bie sy­tu­ację; wy­słu­chać zdań; po­li­czyć i zwa­żyć gło­sy. Ko­dy­fi­ka­to­rzy nie chcą – sami to mó­wią – wy­prze­dzać opi­nii, a opi­nia do­tąd mil­cza­ła. Ogół nie zda­je so­bie spra­wy ze sta­nu i po­wa­gi kwe­stii. Kie­dy przej­dzie­my do szcze­gó­ło­wej an­kie­ty, zdu­mie­nie wy­wo­ła, jak jed­no­gło­śnie lu­mi­na­rze pra­wa oświad­cza­ją się prze­ciw pa­ra­gra­fom „ka­ral­no­ści”. Tyl­ko nie trze­ba tego fał­szy­wie ro­zu­mieć. Prze­ciw­ni­cy ka­ral­no­ści uwa­ża­ją, tak samo jak inni, prze­ry­wa­nie cią­ży za smut­ną osta­tecz­ność; ale są­dzą, że nie na dro­dze sank­cji kar­nych na­le­ży prze­ciw­dzia­łać temu zja­wi­sku, że ko­deks kar­ny nie ma tu nic do ga­da­nia i że mie­sza­jąc się do spra­wy, któ­ra prze­cho­dzi jego siły – szko­dzi za­miast po­ma­gać. Pra­gnę tedy ze­sta­wić ar­gu­men­ty, na ja­kich opie­ra­ją się prze­ciw­ni­cy obec­ne­go sta­nu rze­czy, to zna­czy prze­ciw­ni­cy re­pre­sji kar­nych; przy czym na­le­ży za­zna­czyć, że gdy jed­ni – więk­szość praw­ni­ków – są po pro­stu za znie­sie­niem pa­ra­gra­fu, dru­dzy są za jego ogra­ni­cze­niem przez do­pusz­cze­nie licz­nych wy­jąt­ków.

Ci, co są za nie­ka­ral­no­ścią, wy­ta­cza­ją na­stę­pu­ją­ce ar­gu­men­ty:

Pa­ra­graf na­zna­cza­ją­cy cięż­kie kary za prze­rwa­nie cią­ży jest mar­twy. Na set­ki ty­się­cy razy, le­d­wie w kil­ku lub kil­ku­na­stu wy­pad­kach pra­wo przy­cho­dzi do gło­su. I wów­czas udo­wod­nie­nie winy jest nie­zmier­nie trud­ne, naj­czę­ściej pra­wo nie dzia­ła. Otóż usta­wa, któ­ra jest bez­sil­na, któ­ra nie jest wy­ko­ny­wa­na, jest de­mo­ra­li­zu­ją­ca, uczy lek­ce­wa­że­nia pra­wa, jest jego za­prze­cze­niem.

Cze­mu usta­wa nie jest wy­ko­ny­wa­na? Przede wszyst­kim ol­brzy­mia więk­szość wy­pad­ków jest nie­zna­na. Na­stęp­nie dla­te­go, że prze­stęp­stwo jest zbyt czę­ste. W Niem­czech np. ob­li­cza­ją rocz­ną ilość prze­rwa­nych cią­ży na 800.000 – inni mó­wią mi­lion, któż to po­li­czy! – a wszel­kie sta­ty­sty­ki mogą tu być tyl­ko przy­bli­żo­ne i niż­sze są pew­no od rze­czy­wi­sto­ści. Jak może pra­wo dzia­łać w tych wa­run­kach?

Usta­wa nie może dzia­łać i dla­te­go, że nie ma za sobą mo­ral­ne­go po­par­cia spo­łe­czeń­stwa, bez któ­re­go pa­ra­graf bę­dzie za­wsze mar­twą li­te­rą.

Sę­dzia, któ­ry ma