Strona główna » Obyczajowe i romanse » Pokochać Jasona

Pokochać Jasona

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-66436-51-0

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Pokochać Jasona

Gorący hollywoodzki romans!

Już raz go pokochała. Teraz on zrobi wszystko, by ponownie zdobyć jej serce.

Olive Taylor właśnie napisała swoją pierwszą książkę. Romantyczna powieść jest na tyle dobra, że ruszają prace nad jej ekranizacją. W rolę głównego bohatera ma się wcielić gwiazdor Hollywood – Jason Thorn. Gorzej być nie mogło.

Przystojny Jason nie ma pojęcia, że postać z filmu jest inspirowana jego osobą. To właśnie on lata temu złamał serce Olive, która była w nim zakochana po same uszy. Teraz ich drogi znowu się krzyżują. Czy tym razem zwróci na nią uwagę?

Polecane książki

Wypracowania - Biblia „Najważniejsze zagadnienia cz.I”   Opisy wypracowań: Wyrażenia i zwroty wywodzące się z Biblii. W poniższym wypracowaniu wyjaśniono sens i pochodzenie wyrażeń i zwrotów biblijnych, które funkcjonują i są stosowane do dziś w języku potoczny...
Fragment monumentalnej „Księgi męczenników Foxe’a”, opisującej w barwny sposób krwawe dzieje najsłynniejszych reformatorów religijnych. Księga należy do kanonu literatury angielskiej i stanowi jedną z najważnieszych publikacji martyrologicznyh ws...
Wyobraź sobie, że świat jaki cię otacza, nie istnieje naprawdę. Jest tylko hologramem. Ale to już było - powiesz. Wachowscy nakręcili o tym film, czytałem o tym w paru książkach i Internecie. Czy aby na pewno?Ta książka to materiał bazujący na licencjackiej i magisterskiej pracy autora, uzupełniony ...
"Szesnastoletni Karol Siebrecht, sierota, przyjeżdża do Berlina z zamiarem zawojowania miasta. Początkowo ima się różnych zajęć – pracuje jako pomocnik murarza, tragarz na stacjach kolejowych,  szmugluje po mieście zakazane towary. Obserwuje mieszkańców Berlina w czasach jego rozkwitu, podczas I woj...
Czy chciałbyś zostać „Najlepszym Networkerem na świecie”? Większość ludzi poczuje się zbyt zakłopotana, aby przyznać się do takich pragnień. W tej książce dowiesz się jednak, że ci, którzy zaprzeczają, kłamią. Tak naprawdę każdy chciałby nim zostać. Kiedy będziesz czytać tę książkę, zwróć uwagę na t...
Jednym z problemów wychowawczych, z jakim spotykają się rodzice i nauczyciele w opiece nad dzieckiem jest uzależnienie dzieci i młodzieży od współczesnych narzędzi komunikacji. Współczesne środki komunikacji wywierają ogromny wpływ na rozwój psychiczny człowieka. Internet, komputery, telewizja oraz ...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Ella Maise

Dedykuję tę książkę wszystkim dziewczynom,
które zakochały się kiedyś na zabój i czuły
te cudownie oszałamiające motyle w brzuchu.
A jeśli obiekt Waszych westchnień
nie odwzajemniał uczucia,
to jego strata!

Uwaga

Od zakupu praw do ekranizacji książki do rozpoczęcia procesu produkcyjnego może upłynąć nawet wiele lat. Zwykle trzeba najpierw pokonać mnóstwo różnych przeszkód. W tej opowieści proces ten przebiegł bardzo szybko, gdyż nie chciałam, aby czytelnicy zbyt długo na to czekali. A może… może książka Olive była naprawdę wyjątkowa?

Rozdział 1

Olive

Zanim poznałam Jasona Thorna, moje marzenia były słodkie jak puszyste białe chmurki, różowe sukienki, smakowite szarlotki i, oczywiście, jak starszy brat naszej sąsiadki Kary.

– Ani słowa więcej, Jasonie. Zawsze jesteś tu mile widziany, skarbie. – Usłyszałam głos matki.

Już miałam zejść na dół, żeby pomóc jej nakryć do stołu, kiedy dotarły do mnie odgłosy rozmowy. Zatrzymałam się.

– Widzisz, mówiłem ci, że wszystko będzie w porządku. Chodźmy do mojego pokoju.

– Czekaj, Dylanie. Nie tak szybko.

Mama odstawiła filiżankę na kuchenny blat, a po chwili znów się odezwała:

– Jasonie, może jednak do kogoś zadzwonimy? Czy ktoś nie powinien czasem sprawdzić, jak się czuje twoja mama, i upewnić się, że nic jej nie jest? Może zadzwonimy do twojego ojca i damy mu znać, że zostajesz tu na noc? Na pewno by się zmartwił, gdyby próbował się do was dodzwonić, a nikt by nie odbierał.

Mama była łagodną, współczującą kobietą z sercem z czystego, lśniącego płynnego złota. Dziadek powtarzał to niezliczoną ilość razy, podziwiając ją za to, że wytrzymuje z moim ojcem, więc jako dziecko wiedziałam, że musi to być prawda. Ale mama potrafiła być też bezkompromisowa, gdy w grę wchodziła opieka nad tymi, których uważała za swoją rodzinę.

Poza tym była kochana, jak lubił mawiać mój tata. Miała ten tajemniczy talent do wywoływania uśmiechu na twarzach innych ludzi, nawet jeśli się czymś smucili. Zawsze rozśmieszała mnie, gdy szłyśmy do dentysty, a przecież dla sześciolatki – prawie siedmiolatki! – było to absolutnie przerażające miejsce. Wystarczyło, że weszła do pokoju, a wszyscy się rozpromieniali.

Miała taki wpływ nie tylko na mnie i mojego brata, ale też na moje koleżanki i kolegów. Gdy przychodziła jej kolej na odebranie nas ze szkoły, wszystkie dzieci patrzyły na nią z szerokimi, głupawymi uśmiechami na twarzach. Gdy teraz o tym myślę, stwierdzam, że przypominały mi Buzza, szczeniaka, którego Kara dostała kilka tygodni wcześniej. Uwielbiałam patrzeć, jak jej brat, Noah, bawi się z tym pieskiem. Zawsze fantazjowałam wtedy, że uratujemy kiedyś razem kilka szczeniąt po tym, jak poprosi mnie o rękę.

Westchnienie…

W każdym razie nie pozwolono mi trzymać szczeniaka w domu i oczywiście nigdy nie ośmieliłabym się wnieść go ukradkiem do środka pod nieobecność mamy (ciii, nie mówcie nikomu), ale widziałam, jakie ten maluch robi miny, gdy chce czegoś od Kary.

Właściwie to w tamtym czasie uważałam, że trudno być dzieckiem, ale posiadanie takiej matki bardzo mi to ułatwiało. To dlatego zawsze chciałam być taka jak ona – uszczęśliwiać ludzi i sprawiać, żeby choć na chwilę zapominali o swoich zmartwieniach. Być dla nich słońcem, jak ona dla nas.

Był tylko jeden mały problem… bolesny fakt, że nie miałam serca ze złota. Nigdy nie byłam dobra w zachowywaniu spokoju i taktu, a mama stanowiła uosobienie tych cech.

To nie moja wina, że Dylan zawsze doprowadzał mnie do szału. Jeśli już miałabym kogoś za to obwinić, to właśnie jego.

Mój starszy brat Dylan uprzykrzał mi życie na wszelkie możliwe sposoby, prawdopodobnie już od dnia, w którym się urodziłam. Niestety, nie pamiętam wczesnych lat swojej egzystencji, ale jestem pewna, że wtedy też się ze mną droczył. Według mamy i taty kilka dni po tym, jak przynieśli mnie ze szpitala, oznajmił im, że powinni mnie odnieść z powrotem tam, gdzie mnie znaleźli – obok pojemników na śmieci.

Co za bezczelność! Mój kochający, starszy brat.

Ale nie skończyło się na sprytnie zawoalowanej groźbie. Pamiętam, jak kradł mój wózek, sadzał mnie na niego i biegał tak ze mną po parku jak szalony. Założę się, że odczuwał czystą radość na myśl, że może mnie zabić!

Bardzo szybko odkryłam, że mam złote serce tylko wtedy, gdy nie ma obok Dylana, który zawsze potrafił wytrącić mnie z równowagi. Jego obecność znacząco zwiększała prawdopodobieństwo, że stracę panowanie nad sobą i w końcu oboje zaczniemy na siebie wrzeszczeć.

Nie ma nic taktownego w krzyczeniu co sił w płucach na kogoś, kto nie chce bawić się z tobą twoim kucykiem My Little Pony.

Ostrożnie dobrane słowa Jasona przywróciły mnie do teraźniejszości, w której stałam przyklejona do ściany na lewo od schodów, podsłuchując ich rozmowę.

– Dziękuję, pani Taylor, ale nie sądzę, żeby mój tata troszczył się o to, gdzie spędzam noc. I… hmm… rano mama pewnie już dojdzie do siebie. Jestem pewien, że właśnie zasnęła. To właściwie moja wina. Powinienem był wrócić do domu przed osiemnastą.

– Graliśmy w piłkę na ulicy, Jason. Tuż przed twoim domem. W niczym nie zawiniłeś. Poza tym kto kładzie się spać o osiemnastej, mamo? Nawet Olive zasypia później.

– Dylanie – powiedziała mama niskim głosem i westchnęła.

Uśmiechnęłam się z dumą. Pozwalali mi kłaść się dość późno. Czasem nawet o dwudziestej pierwszej.

Nastąpiła chwila ciszy, po której usłyszałam szuranie krzesła po podłodze, gdy ktoś wstał od stołu.

– Dobrze, Jasonie. – Napięty głos mamy przerwał ciszę.

Kim był ten chłopiec, którego nazywali Jasonem? Może należał do rodziny, która kilka dni temu wprowadziła się do jednego z tych domów po drugiej stronie ulicy?

Dlaczego Dylan nie przedstawił mnie nowemu koledze?

– Zawsze jesteś mile widziany w tym domu. Chcę, żebyś o tym pamiętał, dobrze? – dodała mama.

– Dziękuję, pani Taylor. Bardzo to doceniam.

– To może pójdź do łazienki i doprowadź się do porządku, a ja przygotuję kolację. Potem zadzwonimy do twojego taty i powiemy mu, że jesteś bezpieczny.

– To naprawdę nie jest koniecz…

– Powiedzmy, że to dla mojego spokoju ducha.

– Chodź, Jason. – Usłyszałam mruknięcie mojego brata. – Pokażę ci nową grę wideo, którą dostałem od taty.

No tak, jeśli chodzi o to… Zawsze uważałam to za niegrzeczne, że chowa przede mną swoje zabawki. Nigdy nie pozwalał mi się ze sobą bawić.

Odwróciłam się na pięcie i już miałam pobiec z powrotem do swojego pokoju, żeby przez małą szparkę w drzwiach podglądnąć tego nowego chłopaka, kiedy usłyszałam głos mamy.

– Dylanie, czy możesz tu zostać i pomóc mi nakryć do stołu? Potem dołączysz do Jasona na górze, a ja zawołam was na kolację.

– Jasne, mamo – odparł szybko mój brat. – Jason, łazienka jest za drugimi drzwiami po lewej. Mój pokój jest tuż obok. Zaraz tam przyjdę.

– Czy mógłbym pani w czymś pomóc, pani Taylor?

– Och, jesteś kochany, Jasonie. Co powiesz na to, żeby dzisiejszego wieczoru zostać naszym gościem? Następnym razem mi pomożesz, dobrze? Mów mi Emily.

– Dobrze, pani Tay… Emily. Dziękuję, że pozwoliłaś mi tu zostać na noc. Będę w twoim pokoju, Dylan.

Usłyszałam jego kroki na schodach.

Stałam nieruchomo i czekałam cierpliwie, aż właściciel tych kroków dotrze pod mój pokój. Doszłam do wniosku, że mogę się z nim zapoznać i powitać go w naszym sąsiedztwie, skoro Dylan został na dole.

„Ach, ten Dylan…” – myślałam. „Niech sobie nie wyobraża, że jest moim panem i władcą tylko dlatego, że jest o cztery lata starszy”.

Zastanawiałam się, czy Jason jest blondynem, czy też może ma ciemne oczy i włosy oraz wygląd marzyciela, jak Noah, starszy brat Kary, który kilka tygodni temu skończył osiemnaście lat. Mama powtarzała, że jest dla mnie trochę za stary, ale sama kiedyś powiedziała, że dziewczyna zawsze powinna mierzyć wysoko. Bardzo kochałam mamę, ale uznałam, że najwyraźniej nie zawsze ma rację. Ten Jason wydawał się kumplem Dylana, więc wątpiłam, żeby miał dołączyć do listy moich marzeń.

A jednak nagle z jakiegoś nieznanego mi powodu coś we mnie zadrżało. Zamarłam i przygładziłam sukienkę. Kolega Dylana czy nie, był naszym gościem, więc uznałam, że powinnam być dla niego miła, skoro i tak już stresował się tym, że musiał u nas zostać.

Tommy, jeden z moich najlepszych szkolnych kolegów, wierzył, że pewnego dnia się pobierzemy, ale ja nie powiedziałam mu „tak”. Nigdy nawet nie odczułam szczególnego podekscytowania w trakcie naszych zabaw w randki.

Najpierw zobaczyłam trampki Jasona. Wciąż je pamiętam: były białe i bardzo czyste, jak na buty chłopca w jego wieku. Pomyślałam wtedy, że może nie będzie aż taki zły jak inni koledzy Dylana, którzy się ze mnie nabijali.

Uśmiechnęłam się najładniej, jak potrafiłam, i powoli uniosłam głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Zatrzymał się, gdy zobaczył mnie schowaną przy ścianie. Na jego widok uśmiech powoli zaczął znikać z mojej twarzy. Stałam jak wryta z rozdziawioną buzią.

 „Jason? Jason jaki?” – pomyślałam.

Czy to motylki? Czy te delikatne trzepoty w moim brzuchu to te motylki, o których opowiadała mi mama? Wszystko na to wskazywało. Tysiące motylków. Czy mama też je czuła, gdy poznała tatę?

„Jak ma na nazwisko ten Jason?” – zastanawiałam się gorączkowo.

Zapragnęłam – nie, cofam to – poczułam, że muszę nosić jego nazwisko.

Nie dzień później, nie dziesięć czy dwadzieścia lat później. Chciałam, żeby to się stało tamtego dnia. Dokładnie w tamtej chwili.

Przez chwilę wydawał się zaskoczony moim widokiem, ale doszedł do siebie znacznie szybciej niż ja. Posłał mi głupkowaty, słodki uśmiech, a na jego lewym policzku pojawił się dołeczek.

– Masz dołeczek! – wypaliłam głupio, całkowicie zagubiona w tej maleńkiej szparce. Zdawała mi się niemalże magiczna.

Zamknęłam usta i poczułam, jak moje policzki robią się gorące. W końcu zdołałam niepewnie odwzajemnić jego uśmiech.

– Hej, maleńka. Pewnie jesteś młodszą siostrą Dylana. Jestem Jason.

– Cześć – przywitałam się zakłopotana i pomachałam mu ręką.

Uśmiechnął się nieco szerzej, a ja poczułam, że się rumienię. Założyłam luźne kosmyki włosów za ucho i uśmiechnęłam się jeszcze promienniej.

O kurczę.

Ależ on był słodki.

Odchrząknęłam i wyciągnęłam rękę, tak jak robił to tata, kiedy się z kimś zapoznawał.

– Jestem Olive. Moi przyjaciele nazywają mnie Liv lub Oli, bo uważają, że mam dziwne imię.

Uniósł brew, spojrzał na moją rękę, a potem w moje oczy.

 – Tak? – zapytał i uścisnął mi dłoń, a ja skinęłam entuzjastycznie głową, chowając dłoń za plecami. – Uważam, że masz bardzo ładne imię, mała Olive. Trudno takie imię zapomnieć. Masz też bardzo piękne, zielone oczy. Pasuje ci to imię.

Piękne?

Piękne?!

Postanowiłam, że już nigdy nie umyję ręki.

Mój uśmiech się powiększał i to właśnie wtedy zakochałam się w tym tajemniczym chłopcu z uroczym dołeczkiem.

– Jesteś naszym nowym sąsiadem? – zapytałam.

Musiał być naszym nowym sąsiadem. Musiałam go znowu zobaczyć.

– Tak, przeprowadziliśmy się tutaj w zeszłym tygodniu.

Skinęłam głową. To była dobra wiadomość, wyglądało na to, że będę go częściej widywać.

– Skoro podoba ci się moje imię, to może zechciałbyś mnie poślubić? – spytałam.

Zaczerwienił się, ale nic nie odpowiadał, tylko raz po raz otwierał i zamykał usta.

– Co? – zapytał w końcu ze śmiechem.

Wzruszyłam ramionami.

– Mój tata nie chce, żebym wychodziła za mąż przez co najmniej trzydzieści lat, ale myślę, że nie powinniśmy aż tak długo czekać. Możemy wziąć ślub szybciej?

Podrapał się niezręcznie w głowę, ale nawet ten gest wyglądał uroczo.

– Myślę że jesteśmy zbyt młodzi, żeby wziąć ślub, maleńka.

Zdruzgotana wbiłam wzrok w swoje stopy.

– Mój tata też tak mówi. Zawsze myślałam, że poślubię Noah, naszego sąsiada, ale tata się nie zgadza. Nawet mama uważa, że jest dla mnie za stary. Ale myślę, że mogłabym poczekać, aż trochę podrośniesz. Tylko ty też na mnie poczekaj, dobrze? Idę na dół pomóc mamie z kolacją. Dylan zawsze coś chrzani.

Splotłam dłonie za plecami i spojrzałam w jego buty.

– Wiesz… Pomogłam jej wcześniej upiec szarlotkę i przyrządzić sos waniliowy. Zadbam o to, żebyś dostał największy kawałek. Posmakuje ci. Dam tobie pierwszemu.

Wiedziałam, że faceci lubią jedzenie, ponieważ tata zawsze doceniał dobry, domowy posiłek. Moje małe serduszko zakochało się po raz pierwszy i miałam nadzieję, że Jason również się we mnie zakocha, jak tylko skosztuje tego ciasta.

Zachichotał i dotknął palcem mojego podbródka. Zrobiłam wielkie oczy, zupełnie zaskoczona tym dotykiem. Widząc jego uśmiechniętą twarz, musiałam przygryźć wargę, żeby nie uśmiechać się głupkowato jak mała dziewczynka. Na pewno znalazłabym się przez to na przegranej pozycji.

– Dziękuję, maleńka. Jestem pewien, że to ciasto jest pyszne, skoro pomagałaś je przyrządzić. Lepiej już pozwolę ci odejść. Do zobaczenia na kolacji.

Dotknął moich włosów i z szerokim uśmiechem skierował się do łazienki.

Splotłam dłonie, żeby nie pomachać mu na pożegnanie i nie westchnąć jak moja przyjaciółka Amanda za każdym razem, kiedy widzi Dylana.

Ale moje serce tańczyło w chmurach.

Dotknął moich włosów.

Dotknął mojej brody i spojrzał mi w oczy.

Jason.

Nasz nowy sąsiad z jednym dołeczkiem. Dotknął. Mnie.

Ach…

Byłam prawie pewna, że on też się we mnie zakochał. W przeciwnym wypadku nie uśmiechałby się tak do mnie, nie dotykał i nie patrzyłby mi w oczy, prawda? 

Prawda?!

Rozdział 2

Olive

Siedem lat później…

– Dziękuję, że pożyczyłaś mi telefon, Amando – wyszeptałam schowana w swojej szafie.

– Dlaczego szepczesz?

– Żeby Dylan i Jason mnie nie usłyszeli.

– Na pewno chcesz to zrobić, Olive? A jeśli on się domyśli, że to ty do niego piszesz?

– Ale ja chcę, żeby się domyślił.

Zastanawiałam się nad tym przez chwilę i zmieniłam zdanie.

– No cóż, może nie od razu – sprostowałam.

Amanda westchnęła na drugim końcu linii.

– Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł, Liv. A jeśli powie Dylanowi? A jeśli rozpoznają numer i pomyślą, że to ja?

– Och, przestań. Jak mieliby rozpoznać numer twojej kuzynki? Nikt się nie dowie, chyba że sama wygadasz. To tylko na dzisiejszy wieczór. Nie będę więcej do niego pisać. Dziś jest doskonała okazja. Moi rodzice wyszli, a on zostaje tu na noc.

– Olive! – zawołał mój brat i walnął w drzwi. – Przyszła pizza. Zejdź na dół, jeśli chcesz się załapać na kawałek!

– Może wyłamiesz mi drzwi? – mruknęłam pod nosem.

Otworzyłam drzwiczki od mojej małej szafy.

– Już idę! – krzyknęłam, wstałam z podłogi i wróciłam do rozmowy z Amandą. – Dobra, schodzę na dół. Która jest godzina?

– Dwudziesta pierwsza. Kiedy do niego napiszesz? Musisz dać mi znać, co odpisał.

– Nie mogę pisać jednocześnie do niego i do ciebie. Będę zbyt podekscytowana. Zadzwonię do ciebie jutro i opowiem, jak poszło.

– To w takim razie przyjdę do ciebie na śniadanie. Kto wie, kiedy raczysz do mnie zadzwonić. Poza tym muszę oddać kuzynce telefon. Wyjeżdża jutro po południu.

– Dobrze, do zobaczenia jutro. Trzymaj kciuki.

Rzuciwszy telefon na łóżko, wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Włosy w odcieniu truskawkowego blondu opadały mi na ramiona miękkimi falami, oczy błyszczały, a twarz była zarumieniona z podniecenia na myśl o tym, co może się wydarzyć.

Spojrzałam na swoje drżące ręce i zaśmiałam się z siebie.

Jedyne, czego chciałam tamtej nocy, to napisać do Jasona i porozmawiać z nim tak, jakbym była nieznaną wielbicielką. Planowałam to od wielu dni. Miałam zamiar wysłać mu anonimowy SMS, najlepiej wtedy, gdy nie będzie przy nim Dylana, a potem po prostu powymieniać z nim wiadomości i być może zapytać, czy domyśla się, kim jest jego wielbicielka… Czyż nie byłoby cudownie, gdyby wyznał, że chciałby, abym to była ja?

Jak dotąd wszystko szło zgodnie z planem. Moje dalsze działania zależały od tego, co się wydarzy.

– Olive! – zagrzmiał znów mój brat z dołu.

Zamknęłam oczy, odetchnęłam głęboko, schowałam telefon pod poduszkę i wyszłam z pokoju.

– Po co tak krzyczysz? Powiedziałam przecież, że idę – oznajmiłam na widok Dylana siedzącego przed telewizorem.

– Nalej nam coś do picia i przynieś pizzę – rzucił, nawet na mnie nie patrząc.

– Dlaczego nie możesz wstać i zrobić tego sam? – odparowałam.

– No pośpiesz się z tym. Zaraz zacznie się film.

Właśnie otworzyłam usta, żeby…

– Cześć, mała Olive – powiedział ktoś tak blisko mojego ucha, że aż podskoczyłam.

– Jason – wyszeptałam, przyciskając dłonie do klatki piersiowej, żeby serce mi z niej nie wyskoczyło. – Ale mnie przestraszyłeś.

Roześmiał się, pokazując mi swój dołeczek.

– Wiem – odpowiedział.

Ja też się roześmiałam, a moje oczy zabłysły miłością do tego chłopca, którego znałam już od siedmiu lat.

Pociągnął za kosmyk moich włosów, mrugnął do mnie i skierował się na kanapę z butelką wody w ręku. Popchnął Dylana i usiadł obok niego.

– Chciałbyś się jeszcze czegoś napić oprócz wody? – zapytałam Jasona, patrząc na kawałek wolnego miejsca na kanapie tuż obok niego.

Odwrócił głowę i uśmiechnął się do mnie.

– Dziękuję, pięknotko. Nic mi nie trzeba.

Rozpłynęłam się w małą, bardzo szczęśliwą kałużę na ulubionym dywanie mojej matki.

– Przestań flirtować z moją siostrą, gnojku – mruknął Dylan, ale byłam zbyt zajęta swoimi marzeniami, żeby przywołać go do porządku. Zresztą i tak nic by sobie nie zrobił z moich protestów.

Wzięłam z kuchni napój gazowany Dylana oraz kilka papierowych talerzyków na pizzę, po czym wróciłam do salonu.

– Nalej sobie, Jason – powiedziałam i postawiłam butelkę nieco zbyt energicznie na stoliku tuż przed nim. – Ile chcesz kawałków?

Uklękłam przy nim na podłodze, ale nie śmiałam spojrzeć mu w oczy.

Dylan westchnął i mruknął:

– Znów się zaczyna.

Nie podobało mu się, że zawsze dawałam Jasonowi pierwszy kawałek wszystkiego: pizzy, ciasta, placka lub czegokolwiek innego. Jason odłożył na bok swoją butelkę z wodą i wyciągnął rękę, żeby mi pomóc.

– Nie będziesz siedzieć na podłodze – oznajmił i pociągnął mnie na kanapę. – Ja się zajmę pizzą.

Usiadłam obok niego i pozwoliłam mu rozdzielić pizzę między nas.

– Dwa kawałki ci wystarczą? – zapytał, dając mi pierwszy.

„Uspokój się, serce” – powiedziałam do siebie w myślach.

– Tak, dziękuję.

Kiedy znów do mnie mrugnął, zupełnie zapomniałam o pizzy i rozkoszowałam się myślą o tym, że spędzę dwie godziny koło niego, oglądając z nim film. To była idealna noc, żeby do niego napisać.

– Co oglądamy? – zapytałam i wzięłam mały kęs ogromnego kawałka.

– Nic, co mogłoby ci się spodobać. Skoro już musimy opiekować się tobą w piątkowy wieczór, to my wybieramy film.

– Nie bądź dupkiem, Dylan – mruknął Jason z pełnymi ustami.

– Chcesz mi powiedzieć, że wolisz tu zostać, zamiast wyjść z dziewczynami?

Moje oczy wypełniły się łzami z powodu zakłopotania i jeszcze czegoś innego, czego nie umiałam nazwać. Odłożyłam talerz i już chciałam wstać, kiedy Jason pociągnął mnie z powrotem na kanapę.

– Dzieci – powiedział tonem, który znałam z wypowiedzi mojego taty. Jego ciepła dłoń wciąż trzymała mnie za nadgarstek, a ja siedziałam jak sparaliżowana. – Obiecałem Emily, że będę miał na was oko, na wypadek gdybyście postanowili się dziś pozabijać. Skończcie już z tym i zacznijmy oglądać film. Dziewczyny nam nie uciekną, Dylan.

Wciąż zakłopotana odchrząknęłam, żeby zwrócić na siebie uwagę.

– Nie musicie tu dla mnie zostawać. Nic mi nie będzie, Dylan. Wiesz, że nie mam nic przeciwko zostawaniu w domu samej.

Widząc moją nieszczęśliwą minę, Dylan pokręcił głową i sięgnął po talerz.

– Nie, w porządku – oznajmił. – Jason ma rację. Dziewczyny nam nie uciekną, a my chcieliśmy to obejrzeć już dawno temu. To dobra okazja.

Film właśnie się zaczął i obaj rozsiedli się wygodnie. A tymczasem ze mnie uchodziło całe wcześniejsze podekscytowanie.

– Zgaszę światła – rzucił Dylan i zerwał się z kanapy.

Wciąż bawiłam się nerwowo papierowym talerzykiem na swoich kolanach.

„A jeśli ma dziewczynę?” – rozważałam gorączkowo, chociaż byłam pewna, że nie ma, i Dylan też nie, po tym, jak znów ostatnio zerwał ze swoją Vicky.

– Nie martw się, maleńka, to nie jest horror ani nic takiego. To film akcji, spodoba ci się – szepnął mi Jason do ucha, zanim Dylan zdążył znów usiąść.

Uśmiechnęłam się do niego szczerze, usłyszawszy z jego ust to pieszczotliwie określenie, które tak uwielbiałam.

– Dziękuję. Możecie wyjść po filmie, jeśli chcecie. Nie powiem rodzicom.

– Żartujesz? Nie mogłem się doczekać takiej spokojnej nocy jak ta. Pizza i film z piękną, zielonooką dziewczyną u mego boku. – Trącił mnie lekko ramieniem. – To twój brat jest idiotą, nie ja.

Dylan zgasił światła i wskoczył na swoje miejsce. Tym razem rozpłynęłam się ze szczęścia na raczej nieulubionej kanapie mojej matki i pozostałam w tym stanie do końca seansu, bo przez cały czas czułam dotyk ramienia Jasona na swoim ciele.

Po filmie bliska śmierci z nadmiaru bodźców udałam się do swojego pokoju z głupawym uśmiechem na twarzy.

Za chwilę miało się rozpocząć pisanie SMS-ów…

***

Około wpół do drugiej skulona pod kołdrą po raz drugi usłyszałam, jak drzwi pokoju Dylana otwierają się i zamykają. Telewizor w jego pokoju był włączony, ale rozmawiali z Jasonem szeptem. Chyba nie chcieli mnie budzić, bo szczerze wątpiłam, żeby szykowali się już do snu.

Sięgnęłam po schowany pod poduszką telefon, starając się zapanować nad oddechem i niespokojnym biciem serca.

Nie mogłam się doczekać, żeby wysłać SMS do Jasona, a jednocześnie strasznie się tego bałam.

Palcami zimnymi jak lód szybko wystukałam na klawiaturze pierwsze słowa: „Cześć, Jason”.

Tak, wiem, bardzo oryginalne.

Nasłuchiwałam dźwięku jego telefonu, ale niczego nie usłyszałam. Z sercem w gardle usiadłam na łóżku i oparłam głowę o zagłówek. Może Amanda miała rację. Może to nie był najlepszy pomysł…

Jason: Kto to?

Możliwe, że z moich ust wydobył się stłumiony pisk, gdy telefon zaświecił mi się w ręku, nie wydając przy tym żadnego dźwięku. W ciemności pokoju moje ciało przeszedł niewytłumaczalny dreszcz. I tak zaczęłam pisać z Jasonem, podając się za tajemniczą nieznajomą.

Ja: Nie sądzę, żebyś mnie kojarzył, nawet jeśli powiem Ci, jak mam na imię.

Jason: Nie dowiesz się tego, dopóki mi nie powiesz.

Ja: Nazywam się Michelle. Chodzimy do tej samej szkoły.

Jason: Hmm… Masz rację. Nie znam żadnej Michelle.

Ja: Nie jestem zaskoczona.

Jason: A to dlaczego, moja nowa koleżanko Michelle?

Chociaż zagubiłam się już w innym świecie, moje palce przestały biegać po klawiaturze, gdy usłyszałam, jak drzwi do pokoju Dylana otwierają się i cicho zamykają. Nie wiedziałam, czy to mój brat, czy Jason, ale na wszelki wypadek schowałam komórkę pod kołdrę, żeby światło ekranu nie przyciągnęło niczyjej uwagi.

Ja: Zawsze jest wokół Ciebie tylu ludzi. Nowi znajomi nie mają chyba zbyt wielu okazji, żeby Ci się przedstawić. Ale wiesz co? Może jednak już mnie znasz.

Jason: Interesujące. Dopiero się poznaliśmy, Michelle, która tak naprawdę nie jesteś Michelle, a już mnie okłamujesz?

Ja: Nie nazwałabym tego okłamywaniem. Powiedzmy, że jestem jedną z Twoich wielbicielek, trochę nieśmiałą. Chciałam tylko z Tobą porozmawiać.

Jason: Dobrze, grajmy na Twoich zasadach. O czym chcesz porozmawiać?

Ja: Nie mam pojęcia. Może zaczniesz od tego, gdzie jesteś i co robisz?

Jason: Łatwe. Skoro już wiem, że nie jesteś Michelle, to zapewne kojarzysz mojego przyjaciela Dylana. Właśnie jestem u niego.

Ja: Tak, kojarzę, i wiem, że jesteście bliskimi przyjaciółmi. To tyle.

Jason: Chciałabyś, żebym Cię mu przedstawił? To byłaby również okazja dla nas, by ponownie się zapoznać.

Ja: Niekoniecznie.

Jason: Jak sobie życzysz, nowa nieśmiała koleżanko. O czym jeszcze chciałabyś porozmawiać?

Ja: Domyślasz się, kim mogę być?

Jason: Och, kolejna gra. Jesteś zagadkowa, tajemnicza dziewczyno.

Ja: Właściwie to nie powiedziałabym, żeby była to dla mnie gra.

Minęło pięć minut, ale nie pojawiły się żadne nowe wiadomości. Po dziesięciu minutach byłam już naprawdę zaniepokojona. Zmartwiłam się, że odgadł, kim jestem, i dlatego przestał pisać. Wstałam z łóżka i zaczęłam się przechadzać tam i z powrotem po swoim małym pokoju. W końcu jednak przestało mi to wystarczać, więc zeszłam po cichu na dół po butelkę wody. Musiałam się czymś zająć.

Weszłam do kuchni w podkoszulku i spodenkach od pidżamy. Wtem zobaczyłam Jasona wpatrującego się w okienko nad zlewem i zatrzymałam się.

– Jason? – wyszeptałam.

Odwrócił się do mnie.

 – Hej, maleńka – szepnął. Jego czekoladowe oczy wyglądały na zbyt zmęczone, jak na oczy chłopca w jego wieku. – Co robisz na nogach o tej porze?

Zmusiłam się, by odwrócić wzrok od jego telefonu leżącego na blacie kuchennym.

– Chyba przyśnił mi się jakiś koszmar. Obudziłam się i nie mogłam zasnąć.

– Na co patrzyłeś? – Siląc się na swobodę, otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej butelkę wody.

– Tylko na swój dom.

– Z twoją mamą wszystko w porządku?

– Nie wiem, Olive. Naprawdę nie wiem.

Wydał z siebie głębokie westchnienie, po czym z roztargnieniem sięgnął po swój telefon i podszedł do mnie.

– Wiesz, że zawsze możesz ze mną porozmawiać o tym, co cię gryzie? – zapytałam.

Zatrzymał się przede mną, a jego oczy były prawie niewidoczne w ciemności.

– Mogę?

– Oczywiście. Wiem, że czasami martwisz się o swoich rodziców. Możesz mi o tym opowiedzieć, jeśli chcesz.

– Masz rację, maleńka Olive. Martwię się o nich, ale to ostatnia rzecz, o jakiej chcę rozmawiać.

– Przepraszam – wymamrotałam i wbiłam wzrok w podłogę.

– Nic się nie stało. Zajrzyj do nas, jeśli będziesz czegoś potrzebować, dobrze? Nie sądzę, żebyśmy położyli się szybko spać.

Delikatnie dotknął moich włosów i już go nie było.

Odczekałam chwilę i weszłam na górę. Dylan wyjrzał na korytarz dokładnie w chwili, gdy zamierzałam wejść do swojego pokoju i pobiec po telefon.

– Co robisz, Olive?

„Cholera! Nie ma nic innego do roboty, niż uprzykrzać mi życie?” – pomyślałam.

– A ty co robisz? – odpyskowałam nieco zirytowana i zdenerwowana.

Przechylił głowę i uniósł brwi.

– Wracaj do łóżka. Jest późno.

– Właśnie to zamierzałam zrobić, zanim mi przeszkodziłeś. – Uniosłam rękę, w której trzymałam butelkę z wodą. – Zeszłam tylko po coś do picia. Przecież nie robię nic złego.

Najwyraźniej żadne z nas nie zamierzało ustąpić. „Czyżbym nie mogła wychodzić ze swojego pokoju tylko dlatego, że nocuje u niego przyjaciel?” – pomyślałam oburzona.

– Zostaw ją w spokoju, stary. – Usłyszałam dobiegający z tyłu głos Jasona.

– Dobranoc, Dylan – rzuciłam w końcu, po czym wślizgnęłam się do swojego pokoju, nie czekając na odpowiedź. Kto wie, co przykrego by mi jeszcze powiedział.

Wskoczyłam do łóżka i zaczęłam szukać telefonu pod kołdrą. Spanikowałam, bo nie mogłam go znaleźć. Uspokoiłam się, gdy zdałam sobie sprawę, że jest pod poduszką.

Znów poczułam tę głupią ekscytację. Sprawdziłam komórkę, ale nie znalazłam w niej żadnej nowej wiadomości od Jasona.

Starając się opanować, postanowiłam, że wyślę ostatni SMS, a potem jeszcze raz spróbuję szczęścia rano, zanim Amanda przyjdzie po telefon.

Ja: Żadnych domysłów? Jestem zaskoczona.

Jason: Przepraszam, byłem zajęty. Przypomnij mi: w co gramy?

Nie mogłam się powstrzymać i nie skorzystać z tej okazji. Zastanawiałam się gorączkowo, czy o mnie wspomni, kiedy zacznę dopytywać, co robił.

Ja: Zajęty? Czym? Już znalazłeś sobie nową przyjaciółkę, co? Szybki jesteś.

Jason: Rozśmieszasz mnie. Siostra Dylana mnie dopadła. Trudno to nazwać przebywaniem w ramionach innej dziewczyny.

Nie wiedząc, że za chwilę po raz pierwszy w życiu pęknie mi serce, stłumiłam ból, jaki wywołało we mnie słowo „dopadła”, i zmusiłam się do wysłania kolejnego SMS-a.

Ja: Jest prawie druga w nocy, a Ty byłeś z siostrą Dylana? To brzmi ciekawie. Napisz coś więcej.

Jason: To tylko dziecko. Przylepa, która wszędzie za mną łazi, ale to jeszcze dziecko. Czasem o tym zapomina. Bardzo mnie ciekawi, kim jesteś. Chcesz, żebym się dowiedział?

Przeczytałam tę wiadomość tysiąc, a może milion razy. Łza spłynęła mi z kącika oka. Naciągnęłam na siebie kołdrę i położyłam się.

Po chwili delikatnie odłożyłam telefon na bok i zsunęłam kołdrę z twarzy, wbijając wzrok w ciemny sufit. W pewnym momencie poczułam wibrowanie sygnalizujące przyjście dwóch nowych wiadomości, ale je zignorowałam. Nie, to nieprawda. Pamiętam jak przez mgłę, że sięgnęłam po komórkę i skasowałam te SMS-y, zanim kolejne niespodziewane słowa zdążyły jeszcze bardziej mnie zranić. Nie mogłam ich przeczytać, nawet gdybym pragnęła się torturować.

„Przylepa”? „Dopadła”? – nie mogłam zapomnieć tych określeń. Moje serce rozpadło się na kawałki i nagle myśl o tym, że rano zobaczę Jasona, wydała mi się nie do zniesienia, podobnie jak fakt, że śpi w pokoju naprzeciwko.

Opuszczając nogi z łóżka, nie zwróciłam nawet uwagi, że popchnęłam swój telefon ku drzwiom szafy.

Kilka sekund później Dylan wpadł do mojego pokoju.

– Słyszałaś…? Olive, co się stało? – zapytał.

Spojrzałam na brata i otarłam łzy, ale kolejne wciąż spływały po moich mokrych policzkach.

Usiadł na łóżku i delikatnie położył dłoń na moich plecach, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję i wtuliłam się w niego mocno. Objął mnie ramionami.

Ciepłymi i bezpiecznymi.

Usłyszałam kroki u progu, ale nie śmiałam podnieść wzroku. Nie chciałam zobaczyć Jasona. Myślałam, że już nigdy nie spojrzę mu w oczy.

– Przepraszam, to tylko zły sen – powiedziałam, wstrzymując oddech przy szyi Dylana.

– W porządku, siostrzyczko – uspokoił mnie. Zawahał się, po czym dodał: – Ja też przepraszam.

Następne kilka dni, podczas których Jason spał w pokoju naprzeciwko i siedział obok mnie przy stole, były dla mnie czystym piekłem. Najgorzej było patrzeć na jego uśmiech i wiedzieć, że nic nie znaczy.

Może nigdy nie znaczył.

Rozdział 3

Jason

Pierwszą rzeczą, jaką zobaczyłem, gdy otworzyłem oczy, była zmartwiona twarz Emily nachylającej się nade mną.

– Dzień dobry – przywitałem się i ziewnąłem. – Która godzina? Przegapiliśmy śniadanie?

Przetarłem oczy i usiłowałem oprzytomnieć, siadając na prowizorycznym łóżku, z którego korzystałem prawie co drugi dzień przez ostatnie siedem lat.

– Jason, kochanie… – Napięcie w głosie Emily natychmiast mnie zaniepokoiło.

Mój wzrok padł na Dylana. Siedział na skraju łóżka, obejmując głowę dłońmi. W drzwiach zobaczyłem jego ojca, Logana Taylora – strażaka, człowieka, którego szanowałem bardziej niż swojego starego. Jego spojrzenie było twarde jak stal.

– Co się stało? – zapytałem, gdy zaczęła do mnie docierać okropna myśl.

Emily, kobieta, którą kochałem prawdopodobnie bardziej niż własną matkę, usiadła obok mnie i chwyciła mnie za rękę swoją małą, delikatną dłonią. Miała ślady po oparzeniu sięgające jej prawie do ramienia, ale nigdy mnie to nie raziło, w przeciwieństwie do wielu młodych i starych ludzi, którzy zawsze zwracali na nie uwagę.

– Jasonie, nie wiem, jak to powiedzieć – zaczęła.

Nastąpiła kolejna chwila ciszy.

– Czy ktoś może w końcu…? Dylan? Co się stało, stary?

Nadal cisza.

– Dobra, zaczynacie mnie przerażać.

– Logan – szepnęła Emily i spojrzała rozpaczliwie na męża.

Ojciec Dylana potrząsnął głową, opuścił ramiona i wszedł do pokoju, żeby usiąść obok syna, a naprzeciwko mnie.

Przyjaciel uniósł głowę i zobaczyłem jego przekrwione oczy. Natychmiast skierowałem wzrok na stalowe oczy jego ojca. Znacznie łatwiej było mi na nie patrzeć. Gniew był zawsze łatwiejszy w obsłudze niż inne emocje. Nauczyłem się tego od mojej rodziny.

– Jestem gotów – oświadczyłem, nie spuszczając wzroku z Logana. – Proszę, powiedz mi, co się stało.

Nie miałem pojęcia, że nie jestem ani trochę gotowy na słowa, które miałem usłyszeć.

– Synu – zaczął, bo właściwie tak mnie traktował, jak syna. – Dasz sobie z tym radę.

To nie było pytanie, mimo to przytaknąłem.

– Twoja matka przedawkowała wczoraj w nocy tabletki nasenne. Odeszła – dodał.

Mrugnąłem. Kiwnąłem głową.

– Kto ją znalazł? – zapytałem ciężkim głosem.

– Twój ojciec wrócił dziś rano z podróży. Wezwał ambulans, ale Lorelai już nie było. 

– Rozumiem. Gdzie jest mój ojciec?

– W szpitalu. Rozmawiałem z nim kilka minut temu.

Znów skinąłem głową bezradnie. Co mogłem jeszcze zrobić? Co powinienem był zrobić?

– Dziękuję. – Ścisnąłem szybko dłoń Emily. – Dziękuję, że to wy mi to mówicie.

Osoby w tamtym pokoju były dla mnie rodziną, bardziej niż moi rodzice. Doceniałem troskę, jaką ujrzałem w ich oczach – ich troskę o mnie. W oczach mojej matki nigdy niczego takiego nie widziałem. Alkohol był dla niej ważniejszy niż syn.

Podniosłem się powoli.

– Chyba powinienem pójść… do domu.

Ale przecież nigdy nie miałem domu. To był mój dom. A tamten budynek po drugiej stronie ulicy? Nie bardzo.

Dylan i Logan również wstali, a ja spojrzałem na panią Taylor. Jej oczy były pełne łez. Miały taki sam odcień jak zielone oczy jej córki i były równie niezwykłe. Zawsze się uspokajałem, gdy na nie patrzyłem. Pochyliłem się i zaskakując samego siebie, pocałowałem ją delikatnie w policzek.

– Proszę, nie płacz, Emily. Wszystko w porządku. Wszystko będzie w porządku – zapewniłem ją, chociaż zabrzmiało to raczej jak pytanie.

Podniosła się powoli i otarła łzę, moją łzę. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że płaczę. Otuliła mój policzek dłonią i spojrzała mi w oczy.

– Oczywiście, że będzie w porządku, Jasonie. Masz nas.

Kiwnąłem głową.

Niespodziewanie znalazłem się w ramionach Dylana, który mnie przytulił.

– Tak mi przykro, stary – powiedział.

Dotyk dłoni Emily na moich plecach był niczym kojąca pieszczota. Logan stał obok nas, jak głowa rodziny czuwająca nad swoimi bliskimi.

Byłem jednym z nich. Zasłużyłem sobie na miejsce pośród nich.

***

 – Jesteś pewien, że nie chcesz tu zostać i skończyć szkoły z Dylanem? Mogę jeszcze porozmawiać z twoim ojcem – zaproponował Logan.

Rodzina Taylorów stała na trawniku przed domem. Nawet mała Olive wyszła pożegnać się ze mną ze łzami i iskierkami w oczach. Uśmiechnąłem się do niej. Nawet jeśli to były smutne iskierki, to najważniejsze, że się pojawiły. Była tak pełna życia i miała najpiękniejsze na świecie zielone oczy. Urzekające, głębokie i wrażliwe. Takie, w których można było utonąć ze szczęścia, gdy się w nie patrzyło. Wiedziałem, że jakiś idiota wkrótce złamie jej serce, a mnie tam nie będzie, żeby ją ochronić. Nie będzie mnie z ludźmi, których uważałem za swoją rodzinę.

Zamiast tego będę w Los Angeles w obcym domu z człowiekiem, którego nazywałem ojcem, a którego w ogóle nie znałem. Zastanawiałem się, czy obwinia się o jej śmierć. Z pewnością nie było go w domu, kiedy jego obecność mogła coś zmienić. Ale może nie zmieniłoby to aż tak wiele? Może kilka lat później znaleźlibyśmy się w takiej samej sytuacji? Wiedziałem, że już nigdy się tego nie dowiemy. Było za późno.

Co do mnie, to… Obwiniałem o wszystko życie i ojca. To on zdecydował się nas zostawić, chociaż równie dobrze mógł być prawnikiem w San Francisco. To on ignorował pogarszające się szybko zdrowie psychiczne matki, czy też jej depresję, jakkolwiek by to nazwać. A potem ignorował mnie, gdy mu mówiłem, że jego żona staje się alkoholiczką.

Koniec końców, decyzje, jakie podjęli rodzice, ukształtowały moje życie.

– Nie przekonasz go. Uwierz mi, próbowałem – odpowiedziałem wreszcie Loganowi.

Wzruszyłem ramionami. Wszystko się zmieniło – z wyjątkiem decyzji mojego ojca o wyjeździe. Właściwie to zmusił mnie, żebym zostawił za sobą swoje dotychczasowe życie.

Grzebiąc butem w trawie, stanąłem przed Emily – najmilszą i najbardziej troskliwą istotą na świecie. Matką, która nigdy tak naprawdę nie będzie moją mamą.

– Nie wiem, co powiedzieć – przyznałem, a słowa, które pragnąłem wyartykułować, płonęły w mojej klatce piersiowej, gdy wpatrywałem się uparcie w swoje tenisówki.

– Jasonie?

Jej ciepłe, delikatne dłonie objęły moją twarz. Spojrzała mi w oczy.

– Czy pamiętasz, co ci powiedziałam, kiedy się poznaliśmy? – Uśmiechnęła się, a jej oczy błyszczały jak oczy jej córki. – Zawsze jesteś tu mile widziany. To się nigdy nie zmieni. Los Angeles nie jest daleko i liczę na to, że będziesz do nas przyjeżdżał, kiedy tylko zechcesz. Słyszysz, co mówię?

– Tak. – Pokiwałem głową. – Nie wiem, jak ci podziękować za wszystko, co dla mnie zrobiłaś. Za wszystko, czym dla mnie byłaś.

– Nie potrzebuję podziękowań, Jasonie. Wracaj do nas. – Zawahała się przez ułamek sekundy, po czym przyciągnęła mnie do siebie i ucałowała w policzki. – Dbaj o siebie.

Spojrzała mi w oczy po raz ostatni i pozwoliła odejść.

Wolałbym, żeby tego nie zrobiła.

– Synu – zaczął Logan, obdarzając mnie niespodziewanie krótkim uściskiem. – Słyszałeś, co powiedziała Emily. To jest także twój dom. A do domu się wraca. Nie zapominaj o tym. Będziemy tęsknić.

Wyglądało na to, że tamtego dnia byłem w stanie tylko kiwać głową. Zerknąłem na Olive i nie mogłem powstrzymać uśmiechu mimo dramatyzmu sytuacji.

– Tobie też odjęło mowę? – zapytałem.

Ale ona się nie odzywała, tylko stała i patrzyła na mnie tymi swoimi smutnymi oczami. A przecież Olive Taylor zawsze miała coś do powiedzenia. Zawsze.

– Nie masz mi nic do powiedzenia, maleńka? – zapytałem i zachichotałem, co zabrzmiało zupełnie niewłaściwie z mojej strony.

– Naprawdę mi przykro z powodu twojej mamy, ale mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy w LA – odparła.

Jej chłodny ton nie pasował do tego, co widziałem w jej oczach, ale zanim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, Dylan wstał ze schodów, a Olive objęła ojca w pasie, przez co nie mogłem się już do niej zbliżyć.

Mimo to wyciągnąłem rękę i delikatnie dotknąłem jej miękkich włosów, pociągając za nie po raz ostatni.

– Też mam taką nadzieję. I dziękuję, maleńka, nigdy cię nie zapomnę.

Łza spłynęła z jej oka i nim zorientowałem się, co robię, wyciągnąłem dłoń i złapałem ją palcem. Olive zamknęła oczy i przytuliła mocniej tatę, ale nic nie powiedziała.

Wpatrując się w jej łzę na koniuszku swojego palca, poczułem głębokie ukłucie w sercu.

– Stary – zaczął Dylan, ratując mnie przed moimi zagmatwanymi myślami.

Wypuściłem powietrze i zwiesiłem rękę.

– To jest do bani – oznajmił.

– Co ty nie powiesz? – zachichotałem nerwowo.

– Masz wrócić przy pierwszej okazji i być w kontakcie.

Zasalutowałem mu szybkim ruchem, a jego usta drgnęły. Trącił kłykciami mój podbródek.

– Stary. Nie mogę uwierzyć, że będę codziennie tęsknił za twoim zakazanym ryjem – wypalił.

– Dylan! – upomniała go Emily.

– Przepraszam, mamo.

Potarł kark i spojrzał na mnie zażenowany.

– Będziemy w kontakcie?

– Będziemy – obiecałem.

– Jason – zawołał ojciec z samochodu po drugiej stronie ulicy.

– Lepiej już pójdę – powiedziałem, cofając się o kilka kroków.

Ściskając pośpiesznie Dylana i klepiąc go po plecach, powiedziałem:

– Opiekuj się swoją rodziną, stary.

– Dbaj o siebie.

Z ciężkim sercem spojrzałem na nich po raz ostatni i odszedłem. Nie byłem wystarczająco silny, żeby odejść bez odwracania się za siebie. Przechodząc przez ulicę, obejrzałem się trzy razy.

Czy jestem złym człowiekiem, skoro cieszył mnie ich smutek? Byłem szczęśliwy, bo czułem się kochany. Kochany i chciany jak nigdy wcześniej.

Moment, w którym ta rodzina żegnała mnie przed swoim domem, na zawsze zapisał się w mojej pamięci jako szczęśliwy. A potem wsiadłem do samochodu i zniknąłem z ich życia.

Rozdział 4

Olive

Z rozdartym sercem przylgnęłam do taty i patrzyłam, jak Jason wsiada do czarnego mercedesa. Jego uśmiech z dołeczkiem, tuż przed wejściem do samochodu, na wiele lat zapisał się w mojej pamięci jako smutne wspomnienie.

Tak oto moja pierwsza miłość zniknęła z mojego życia, niczym jakaś ulotna chwila.

Rozdział 5

Jason

Osiem lat później…

Pchnąłem ramieniem tylne drzwi klubu nocnego i wyciągnąłem na zewnątrz chichoczącą katastrofę. Zajęta drapaniem mnie swoimi paznokciami, potknęła się o własne stopy, ale wyprostowała ciało w ostatniej chwili, chichocząc jeszcze głośniej. Chwyciłem ją w talii, żeby nie runęła na twarz w tych swoich szpilkach. Sprawdziłem uliczkę, żeby upewnić się, że jesteśmy sami. Gdy tylko drzwi zamknęły się za nami, tłumiąc dudnienie muzyki, zdjąłem rękę Jenny z mojego fiuta i przycisnąłem dziewczynę do betonowej ściany, kradnąc jej jęk w łapczywym pocałunku.

„Chwileczkę, a może ma na imię Gemma?” – przemknęło mi przez myśl.

– Zabierz mnie do domu, Jasonie – zażądała, bełkocząc lekko.

Nie była pijana, w przeciwnym razie nie robiłbym z nią tego, ale z jakiegoś powodu postanowiła zachowywać się tak, jakby była wstawiona. Miałem gdzieś te gierki.

– Zabierz mnie do domu, a pokażę ci kilka nowych sztuczek – domagała się, chichocząc.

„A może Jamie? Kurwa!” – zastanawiałem się dalej.

– To będzie lepsze, skarbie. Nie czujesz dreszczyku emocji? – zapytałem niskim głosem i dotknąłem ustami skóry na jej gardle. – W każdej chwili ktoś może nas tu przyłapać. Czy to cię nie podnieca?

Nie mogłem sobie przypomnieć, jak się, do diabła, nazywała. Nie miała dużej roli w filmie, ale przez miesiąc pracowaliśmy razem na planie. Ciągle kręciła się koło mnie, zwłaszcza gdy stałem z boku sam, przyglądając się pracy reszty ekipy. Kiedy nikogo nie było w pobliżu, szeptała mi do ucha sprośne rzeczy – a przynajmniej sprośne, jak na dziewczynę w jej wieku. W końcu po niezliczonych spojrzeniach mówiących „przeleć mnie”, jakie rzucała mi na imprezie tego wieczoru, ta mała, śliczna brunetka Jessie (???) miała przeżyć pieprzenie swojego życia przy betonowej ścianie w zaułku za klubem. Patrząc na jej zaczerwienioną skórę i zamglone oczy, wiedziałem, że w najmniejszym stopniu nie przeszkadza jej to, że ma zostać wyruchana na otwartym terenie jak tania prostytutka.

Tylko tym będzie dla mnie i prawdopodobnie także dla kolejnych mężczyzn, którzy zjawią się po mnie – producentów, agentów i innych.

– Och, nie możesz się doczekać, żeby wsunąć swojego kutasa w moją cipkę, co? Ja też nie. Wiedziałam, że za mną szalejesz, Jasonie – szepnęła mi do ucha, po czym polizała je tak, jakby chciała je zabić ciosami zadawanymi swoim językiem.

Chryste! Odsunąłem od siebie jej twarz.

Jej wysoki głos brzęczał mi w głowie, co uświadamiało mi boleśnie, ile alkoholu wypiłem.

Ignorując słowa dziewczyny, podsunąłem wyżej jej ciasną srebrną sukienkę i zacząłem pieścić jej jędrne uda. Jęczała przy mojej szyi, a serce biło jej jak szalone. Wciąż mamrotała coś pomiędzy niechlujnymi pocałunkami, ale przestałem słuchać i pozwoliłem sobie zagubić się w jej ciele.

Nie czułem wtedy zbyt wiele. Jakiś house dudnił mi w głowie, przez co trudno mi było nawet zebrać myśli. Ale mój fiut zdecydowanie coś czuł, gdyż napierał na moje dżinsy, nie mogąc się doczekać, aż trafi do jej ciasnej cipki.

– Wiedziałaś, że zostaniesz dziś wyruchana, prawda… skarbie?

Cholera! Nadal nie mogłem sobie przypomnieć jej imienia.

– Tak. Tak. Wiedziałam, że mi się nie oprzesz.

Wydała z siebie głębokie westchnienie, gdy moje palce dotarły do jej… motyla? Co, do cholery? Damska bielizna zwykle nie interesowała mnie zbytnio, ale cóż, pozwijcie mnie, jestem ciekawskim draniem.

Wyślizgnąłem się jakoś z jej macek i spojrzałem w dół. Zobaczyłem błyszczącego motyla z dwoma cienkimi paskami odchodzącymi od skrzydeł. Jej cipka była doskonale widoczna w majtkach bez krocza – jeśli w ogóle można było nazwać to coś majtkami.

– Hmmm – mruknąłem. – Myślę, że to ułatwi mi zadanie.

Mój fiut wciąż rwał się do akcji, więc zdjąłem szybko jej ręce z moich ramion i ruchem dość sprawnym, jak na stan upojenia alkoholowego, wyciągnąłem prezerwatywę z tylnej kieszeni spodni.

Podniosłem jej udo wysoko, żeby oplotła mnie nogą, i szybkim pchnięciem wszedłem w nią głęboko. Westchnęła z rozkoszy.

– Jezu, wypełniłeś mnie całą – powiedziała zaskoczona.

– Podoba ci się to, skarbie? Czy to na to tak długo czekałaś? Żebym cię całą wypełnił?

Zamknęła oczy przy moim kolejnym pchnięciu.

– Tak, jest lepiej, niż słyszałam – odparła rozmarzonym głosem, co chwilowo zmniejszyło moją żądzę. Unikałem wszelkiego romantyzmu, poprzestając na szybkich jednorazowych numerkach, które miały zaspokoić seksualnie obie strony. Romantyzm wszystko komplikował. Wierzyłem, że jako aktor mogę sprzedać ludziom piękne marzenia, a nawet być dla nich takim marzeniem, jednak nie byłem na tyle popieprzony, żeby się łudzić, iż znajdę dla siebie szczęśliwe zakończenie w tej branży. Mało kto zniósłby taki styl życia, który prowadziłem.

Nie zrozumcie mnie źle, kocham swoją pracę. To jedyna rzecz, która nadaje mojemu życiu jakiś sens. Ale ta nieustanna wymuszona izolacja, prześladujący paparazzi i ludzie analizujący każdy mój ruch… Po pewnym czasie zacząłem czuć zaciskającą się na mojej szyi pętlę, za którą ciągnęli wszyscy ludzie z mojego otoczenia.

Tak. Tak właśnie się czułem.

Obojętny. Zmęczony.

Jedynie na planie filmowym, gdzie udawałem kogoś innego, miałem wrażenie, że znów mogę zaczerpnąć powietrza.

W pewnym sensie moje życie było sztuką.

– O mój Boże, Jasonie. Tak! Tak, wiedziałam, że właśnie tak z tobą będzie – mamrotała niewyraźnie i jęczała. Przyśpieszyłem. To jedyny raz, kiedy zostanie przeze mnie wypieprzona, więc powinienem się na niej skupić.

– Cicho – syknąłem jej do ucha, gdy zaczęła wydawać z siebie głośniejsze jęki. – Nie chcesz chyba zostać przyłapana na pieprzeniu się na ulicy, prawda?

– Chcę. Chcę. Tak! Tak!

Oparłem głowę na jej ramieniu i zacząłem zmierzać do końca. Im szybciej to się skończy, tym szybciej będę mógł wrócić do domu.

Chwyciłem ją za tyłek, owinąłem sobie jej szczupłe nogi wokół pasa i dalej się w nią wbijałem. Jej głośne krzyki odbijały się echem w ciemnym zaułku, mieszając się z dźwiękami muzyki docierającej do nas z klubu zza ściany, o którą była oparta.

– Och, pieprz mnie, Jasonie! – pisnęła mi do ucha.

– To właśnie próbuję robić – wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Zaczynałem już trzeźwieć przez te jej wrzaski.

Zamknąłem oczy i skupiłem się na zadaniu, jakie miałem do wykonania. Nagle przekroczyła granicę krainy rozkoszy, a ja doszedłem tuż po niej, gdy wciąż zaciskała się rytmicznie wokół mojego penisa. Odchylając głowę do tyłu, poczułem, jak każdy mięsień w moim ciele się rozluźnia, i doświadczyłem tej błogości, którą tak sobie ceniłem, nawet jeśli było to tylko kilka sekund.

Wtem usłyszałem dobiegające zza moich pleców kroki. Zerknąłem za siebie i zobaczyłem błysk pierwszego oślepiającego flesza.

– Kurwa – przekląłem i szybko pozbyłem się prezerwatywy, zanim zdążyli do nas dotrzeć.

Dziewczyna oparła się o ścianę i westchnęła. Zaczęła poprawiać sobie włosy, a na jej twarzy pojawił się jeszcze bardziej nieprzytomny uśmiech.

Zapiąłem rozporek i obciągnąłem dół jej sukienki, ponieważ najwyraźniej była zajęta uśmiechaniem się do intruzów zza mojego ramienia.

Cholera! Niewiele brakowało. Na szczęście jestem na tyle postawny, że zakrywałem ją przed aparatami, więc raczej nie udało im się sfotografować tego, co przed chwilą robiliśmy. W najgorszym razie mogli dojść do wniosku, że się z nią całowałem.

– Jason! Jason! Czy to twoja nowa dziewczyna? – krzyknął facet z wąsami.

Pstryk. Pstryk. Pstryk.

– Czy wasza miłość zaczęła się na planie? Czy plotki są prawdziwe?

– Kiedy ogłosisz to publicznie?

Pstryk. Pstryk.

– Czy zacząłeś ten związek, żeby wypromować swój nowy film?

– Jason! Mów do nas, człowieku! Co tu robiliście?

Kilkoro z nich zachichotało.

Pstryk. Pstryk. Pstryk.

Dziewczyna, której imienia nie pamiętałem, zarzuciła mi ręce na szyję i uśmiechnęła się do kamer.

– Jak nas tu znaleźliście? – zapytała. – To miała być tajemnica. Ukrywaliśmy się.

Udając całkowity spokój, wzruszyłem łagodnie ramionami i otworzyłem drzwi, żeby wepchnąć ją z powrotem do klubu.

Jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki, gdy zatrzasnąłem jej drzwi przed nosem i odwróciłem twarz do fotoreporterów, którzy wciąż wykrzykiwali swoje pytania. Na szczęście było ich tylko siedmiu lub ośmiu.

– Jason! Widzieliśmy nagranie z tobą i Zoey. Wyglądacie na nim, jakbyście byli bardzo sobą zajęci w twoim samochodzie. Teraz jesteś z Jennifer. Jakiś komentarz?

„Ach! To tak się nazywa” – przypomniałem sobie.

– Miłego wieczoru, chłopaki – powiedziałem znudzonym tonem, ignorując ich pytania. Włożyłem ręce do kieszeni, a oni rozstąpili się, żeby mnie przepuścić. Ich głosy wznosiły się coraz wyżej w mojej głowie. Nie słyszałem, co mówią, ale wiedziałem, że następnego ranka otrzymam telefon od swojego agenta, Toma Symonda, który przez te wszystkie lata stał się moim dobrym przyjacielem, i oczywiście od mojej agentki prasowej, Megan.

Kilka minut później wracałem swoim samochodem do Bel Air, równie podminowany i pusty jak na początku tego wieczoru.

Rozdział 6

Olive

– Czy możesz mi przypomnieć, dlaczego ze mną nie pojechałaś? – szepnęłam do Lucy przez telefon, przyciskając czoło do ściany w kącie białej poczekalni, gdzie czekałam na swoją kolej.

– Uspokój się, kochanie. Wiesz, że gdyby nie zajęcia tej wrednej jędzy, trzymałabym cię za rękę na każdym kroku. Ta kobieta się na mnie uwzięła, nie mogę się już jej więcej narażać. Ale jak wrócisz do domu, będę czekać na ciebie z tequilą, żeby to uczcić. Skup się na tym. To pomoże.

Zamknęłam oczy. Miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuję. Zaczęłam się przechadzać tam i z powrotem po swoim małym kąciku, usiłując się uspokoić i skoncentrować na czymś innym. „Przypomnij sobie coś wesołego” – zachęciłam samą siebie.

Coś wesołego.

Na białej kanapie w kształcie litery U siedziała blondynka. Przez ostatnie dziesięć minut była zajęta wysyłaniem SMS-ów i robieniem bezsensownych selfie. Była cała odpicowana i miała na sobie rzucającą się w oczy, sztuczną opaleniznę, która powoli się rozmazywała. Ani na sekundę nie odłożyła swojej komórki z uszami Myszki Miki.

Na litość boską, ile zdjęć można sobie zrobić, siedząc w tym samym miejscu i uśmiechając się tym samym fałszywym uśmiechem? Przestałam liczyć po trzydziestu.

Jęknęłam, gdy znów wydęła wargi i ścisnęła rękami piersi.

– Zaraz zwymiotuję – wyszeptałam do swojego telefonu.

– Och, zamknij się. Podciągnij majtki dużej dziewczynki i zaczaruj ich swoim pięknym, słodkim uśmiechem.

– Skoro dajesz ciała na całej linii w byciu najlepszą przyjaciółką, to przynajmniej przypomnij mi, dlaczego Char nie mogła tu ze mną przyjść.

– Charlotte trzęsłaby się ze strachu razem z tobą. To dlatego nie powiedziałyśmy jej, gdzie idziesz. Nie pamiętasz? – Lucy westchnęła głęboko.

No tak. Miała rację. Gdyby Charlotte była tu ze mną, zapamiętaliby nas jako drżący duet. Nie wywarłybyśmy dobrego wrażenia na nikim, a już na pewno nie na ludziach z wytwórni, którzy byli zainteresowani nakręceniem adaptacji mojej książki.

– Nienawidzę cię.

– Ja też cię kocham, moje niespokojne kochanie.

– Lucy – zajęczałam ponownie. – Spotkanie miało się zacząć o czternastej trzydzieści, a jest prawie piętnasta. Może powinnam wyjść? Może coś im się pomyliło. To znaczy… kogo ja oszukuję, prawda? Przecież to w ogóle nie dojdzie do skutku. Nie chcę tu sterczeć i czekać, aż ktoś wreszcie wyskoczy i rzuci: „Nabrałaś się, frajerko!”. Chcę do domu. Mogę wrócić do domu?

– Nie, nie możesz wrócić do domu. Zabraniam ci. Masz pójść na to spotkanie i wrócić z dobrą nowiną oraz furą pieniędzy. A teraz zamknij oczy.

– Dlaczego?

– Zrób to, Olive.

– Dobra. Mam zamknięte oczy. Możesz tu przyjść i je otworzyć, jeśli chcesz zdobyć tytuł przyjaciółki roku.

– Już dawno sobie na niego zasłużyłam, kochanie, więc na nic te twoje gierki. Masz zamknięte oczy?

– Tak – sapnęłam.

– Dobrze. Teraz wyobraź sobie, że jesteś rzeką.

– Aaaaa – jęknęłam. Tylko nie to. Znowu te bzdury. – Co robisz?

– Uspokajam cię, do diabła.

– Mówiąc mi, że jestem rzeką?

– Tak. Zamknij się i wyobraź sobie, że jesteś rzeką. Płyniesz. Nikt i nic nie może cię powstrzymać. Czujesz światło słońca na swoim… czymkolwiek i jesteś z tego powodu bardzo szczęśliwa. Jak promienna iskierka unosząca się w powietrzu. Zamieniasz się w mały wodospad, nie, zamieniasz się w majestatyczny wodospad, a teraz…

– Dobrze, już dobrze, Lucy – przerwałam jej, zanim zdążyła zarzucić mnie kolejnymi bzdurami. – Jestem spokojna. Uspokoiłaś mnie. Jestem zimną rzeką, która słyszy promienne iskierki, a potem zamienia się w majestatyczny wodospad.

– Świetnie, bardzo dobrze. Właśnie przeszedł obok mnie Jameson, prezentując mi swój seksowny tyłek, więc muszę iść i go w niego ugryźć.

Próbowałam coś wtrącić, ale mnie uciszyła.

– Nie zawiedź mnie. Spotkamy się w domu. Paaaaaaa!

Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale już się rozłączyła. Uśmiechnęłam się do siebie. Ani trochę nie udało jej się mnie uspokoić, ale przynajmniej mnie rozbawiła. Jak zawsze.

Rozejrzałam się po czarno-białym biurze. Wszystko wyglądało bardzo ekskluzywnie: dzieła sztuki na ścianach, meble i dywan. Nawet cholerne okna sprawiały wrażenie niesamowicie drogich i błyszczących. Czułam się tam naga, zdenerwowana, przerażona i podekscytowana. Czy wspominałam już o nagości? Zrobiłam krok do przodu, żeby usiąść obok cykającej sobie zdjęcia dziewczyny, ale kiedy zobaczyłam, jak wyciąga z torebki kijek do selfie, zmieniłam zdanie.

Pozostałam przy spacerowaniu tam i z powrotem.

Spojrzałam na recepcjonistki siedzące za ogromnym kontuarem w kształcie półksiężyca. Wszystkie wyglądały jak modelki, a nie sekretarki. Każdy najmniejszy kosmyk na ich głowach znajdował się na właściwym miejscu, moje włosy były stale rozczochrane i pofalowane. Zerknęłam na swoje ubranie… Cóż, wyraźnie nie pasowałam do ich ołówkowych spódniczek, bluzek i szpilek, ale wyglądałam całkiem dobrze. Zaledwie kilka godzin wcześniej Lucy zmusiła mnie do włożenia czarnej obcisłej spódnicy, zwykłej białej bluzki i cienkiego, skórzanego żakietu. Oczywiście próbowała mnie też nakłonić do włożenia butów na wysokich obcasach, ale udało mi się z tego wymigać i ostatecznie wybrałam swoje przynoszące szczęście glany. Wmawiałam sobie, że wyglądam modnie, szykownie i swobodnie, ale wciąż czułam się okropnie skrępowana.

Skoncentrowałam się na brunetce, która oznajmiła mi wcześniej, że muszę chwilę poczekać, bo szefowie mają opóźnienie. Ta chwila zamieniła się w czterdzieści minut dokładnie minutę temu.

Proszę, nie osądzajcie mnie. Zwykle jestem cierpliwa i nie mam problemu z czekaniem. Do diabła, w każdej innej sytuacji usiadłabym obok tej laski od selfie i zrobiłabym jej zdjęcia, jak robi sobie zdjęcia. Pośmiałybyśmy się z tego z Lucy i Charlotte po moim powrocie do domu. Ale czas mija naprawdę powoli, kiedy ledwo nad sobą panujesz i boisz się, że zwymiotujesz z nerwów przed nieznajomymi. To nie moja wina, że rzucałam w myślach sztylety w te śliczne modelki-sekretarki.

Do diabła, same były sobie winne. Jak mogły tak okrutnie igrać z moimi uczuciami? Według mnie zasłużyły sobie na wszystkie wyimaginowane małe sztylety.

W końcu brunetka spojrzała na mnie, przyłożyła palec do słuchawki Bluetooth, przez którą najwyraźniej ktoś się z nią komunikował, a potem skinęła głową.

– Panno Taylor! – zawołała.

Zamknęłam oczy, wzięłam głęboki, drżący oddech i skierowałam się w jej stronę. Ona też ruszyła ku mnie i spotkałyśmy się pośrodku drogi.

– Jestem rzeką. Mogę sobie spokojnie płynąć – mruknęłam pod nosem.

– Słucham?

– Och, nic. Przepraszam. – Posłałam jej niepewny uśmiech.

– Zaprowadzę panią do biura pana Thomasa. Czekają tam na panią.

– Dziękuję – wybąkałam.

Musiałam zebrać się w sobie i powstrzymać przed chwyceniem jej za rękę jak jakaś wariatka. Bóg mi świadkiem, że bardzo chciałam to zrobić, żeby ukraść jej choć odrobinę opanowania.

To wcale nie byłoby takie szalone, prawda?

Posłała mi szczery i właściwie pierwszy uśmiech, a następnie poprowadziła długim korytarzem.

Skręciłyśmy w prawo, mijając jeszcze droższe obrazy i plakaty filmowe, a potem w lewo, gdzie znajdowało się mnóstwo mniejszych biur. Za każdym razem, gdy przechodziłyśmy przez jakieś drzwi, byłam gotowa wyskoczyć ze skóry ze zdenerwowania. Kiedy minęłyśmy kolejny zakręt, zaczęłam się czuć jak chomik bezskutecznie usiłujący dostać się do swoich smakołyków. W końcu stanęłyśmy przed wielkimi drzwiami.

„Czy ja naprawdę tu jestem? Czy to się dzieje naprawdę?” – zastanawiałam się gorączkowo. „Cholera! Kogo ja oszukuję? Przecież to kompletna katastrofa! Nie jestem żadnym majestatycznym wodospadem. Ani nawet niczym podobnym”.

Brunetka stanęła przy drzwiach i położyła dłoń na klamce. Najwyraźniej czekała, aż podejdę bliżej, ale ja nie ruszałam się z miejsca. Podniosłam na nią wzrok.

Walka czy ucieczka?

Byłam już bliska ucieczki.

Cholera!

Ile zakrętów mam za sobą? Czy uda mi się znaleźć wyjście z tego piekielnego labiryntu?

Mimowolnie zrobiłam krok w tył, żeby zbadać grunt, ale natychmiast znalazła się obok mnie i zapytała, czy wszystko w porządku. Jej ręka z zaskakującą siłą podtrzymywała moje plecy.

Jęknęłam i zaczęłam kaszleć. Gdy wreszcie skończyłam z tymi nonsensami, jej twarz złagodniała.

– Przepraszam – wymamrotałam.

– Denerwuje się pani spotkaniem?

– Chyba to po mnie widać. – Próbowałam zachichotać.

– Nie ma powodów do zdenerwowania. Pani książka jest świetna – stwierdziła nonszalancko, czym całkowicie mnie zaskoczyła.

Otworzyłam oczy szeroko ze zdziwienia.

– Co? Czytała pani moją książkę? Wie pani, kim jestem? Czy właśnie powiedziała pani, że moja książka jest świetna? – zapytałam i wstrzymałam oddech. Cóż, najwyraźniej miała dobry gust. W końcu to była naprawdę cholernie dobra książka.

– Tak, czytałam i oczywiście, że wiem, kim pani jest. Jeśli przyjmie pani ich ofertę, mnóstwo osób dowie się o pani powieści. Trafiła pani na szczyt.

Ale ja już nie chciałam trafiać na szczyt. Marzyłam jedynie o tym, żeby wgramolić się do łóżka i schować pod kołdrą.

– Ale teraz musi pani tam wejść.

Uparcie czekała, aż ruszę się z miejsca.

– Pan Thomas ma napięty harmonogram, a już są opóźnienia.

Spojrzała na swój zgrabny zegarek, a potem na mnie.

– No dalej, zostało nam niewiele czasu.

Wciąż stałam jak wryta, ale zanim zorientowałam się, co się dzieje, otworzyła drzwi i wepchnęła mnie do środka.

Na szczęście odzyskałam równowagę, zanim upadłam na twarz. Usłyszałam za sobą wyraźny odgłos zamykających się drzwi i spojrzałam przez ramię.

„Zniknęła. Zdrajczyni!” – pomyślałam.

Stałam twarzą w twarz z trzema mężczyznami w garniturach. Z początku nie miałam pojęcia, co robić, ale po chwili się otrząsnęłam i podeszłam do nich. Być może nawet wyglądałam jak ktoś, kto wie, co robi.

Założyłam, że ten łysy to Bobby Thomas. Zrobił krok w moją stronę i podał mi rękę.

– Witam, panno Taylor, jestem Bobby – powitał mnie z serdecznym uśmiechem. Gdyby nie wbijał wzroku w moje piersi, powiedziałabym, że wydał się dość sympatyczny. Naturalnie zirytowało mnie jego zachowanie.

– Miło mi pana poznać, panie Thomas – powiedziałam wymownie, żeby zwrócić jego uwagę na moją twarz.

– Skończmy z tą kurtuazją. Mów mi Bobby. Na pewno poznamy się lepiej.

Zmusiłam się do uśmiechu i delikatnie wyjęłam dłoń z jego uścisku.

Pozostali dwaj nie wstali z miejsc, ale przyglądali mi się uważnie. Bobby poprowadził mnie do długiego stołu naprzeciwko olbrzymich okien sięgających od podłogi do sufitu.

Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam, że znajduję się w jakiejś wielkiej sali konferencyjnej. Wcale nie ukoiło to moich zszarganych nerwów. Czułam się tam jak ryba wyciągnięta z wody.

– Olive, to znaczy… Czy mogę mówić do ciebie po imieniu?

– Jasne – wymamrotałam, rozproszona dotykiem jego dłoni na moich plecach.

– Świetnie. Olive, chciałbym przedstawić cię najmłodszemu członkowi naszej firmy, Keithowi Cannonowi.

Ze swoimi jasnoniebieskimi oczami i ostrymi kośćmi policzkowymi Keith Cannon zrobił na mnie imponujące pierwsze wrażenie.

– Miło cię poznać, Keith. Jestem Olive Taylor. – Uśmiechnęłam się do niego i uścisnęłam jego ciepłą dłoń. Miał długie, mocne palce. Jego zęby wydawały się nieco zbyt białe, ale w LA niewielu było ludzi o naturalnej urodzie.

Następnie Bobby przedstawił mnie nieco niższemu i młodszemu facetowi siedzącemu obok Keitha, który wstał i energicznie uścisnął mi dłoń, przerwawszy na chwilę pisanie na laptopie.