Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » POMOST w sprawie wolności 1978-1994

POMOST w sprawie wolności 1978-1994

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-936976-4-9

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “POMOST w sprawie wolności 1978-1994

„POMOST to dynamiczny ruch polityczny Polonii. (...) Początkowo zajęto się formowaniem ideowym, temu służyły kontakty z kombatantami. Symbolicznie i intelektualnie nadało to inicjatywom POMOSTU wymiar kontynuacyjny wysiłku niepodległościowego. Następnie podjęto działania praktyczne. Polegały one w pierwszym rzędzie na organizowaniu akcji wsparcia opozycji w Polsce. POMOST w tym okresie nie odróżniał za bardzo między rozmaitymi nurtami, a propagował wszystkie, jako wyraz sprzeciwu wobec reżimu komunistycznego. Następnie POMOST wspierał „Solidarność”, chociaż stopniowo działacze emigracyjni zaczęli wyławiać niuanse galimatiasu polskiej sceny politycznej i ich najbardziej dynamiczne akcje wspierały podobnych im antykomunistów w Polsce. 

Przełomem było wyjście z chicagowskiego środowiska i wypłynięcie na szerokie, amerykańskie wody. Była to dramatyczna zmiana paradygmatu i horyzontów myślowych przywództwa organizacji. Wpłynęło na to kilka czynników. Po pierwsze, komuniści wprowadzili stan wojenny w Polsce, który narzucił „Solidarności” konieczność zejścia do podziemia. Po drugie, stan wojenny pomógł w natężeniu antykomunizmu w administracji Ronalda Reagana, tworząc tym samym koniunkturę dla antykomunistów w środowisku polonijnym i wśród innych grup emigranckich. Po trzecie, wejście w skład kierownictwa POMOSTU działaczy z Detroit zaowocowało jednoznacznie prorepublikańską reorientacją tej organizacji.” 

Prof. J. M. Chodakiewicz 
The Institute of World Politics 
Washington, DC

Polecane książki

W książce w sposób kompleksowy przedstawiono zagadnienia związane z gromadzeniem kapitału na działalność firmy krajowej za pośrednictwem ryn­ków zagranicznych. Może być z powodzeniem polecana do nauki finansów na studiach wyższych uczelni ekonomicznych. Na wstępie przedstawiono w niej problematykę g...
  Najnowsza książka Bogusława Wołoszańskiego, znanego autora bestsellerów o tematyce II wojny światowej, poświęcona jest największemu wrogowi Hitlera. To on stał za przypisywanym stolarzowi Georgowi Elserowi zamachem w Bürgerbräukeller z listopada 1939 roku. To w jego imieniu zaufany Walter Schellen...
Ostatnia powieść detektywistycznej serii po mistrzowsku zamyka trylogię, której główną bohaterką jest młoda dziennikarka Ana Martí. Barcelona, rok 1959. Podczas gdy w porcie stacjonuje Szósta Flota Stanów Zjednoczonych, urozmaicając codzienność miasta w okresie frankistowskiej dyktatury, w zapyzi...
Napisz książkę i zostań uznanym autorytetem!  To jest pierwsza książka, która krok po kroku pokazuje, jak umiejętnie można promować się na rynku i w ten sposób zdobyć szybko przewagę nad konkurencją.  Z poradnika dowiemy się:• Dlaczego rynek wymusza umiejętność pisania? • Jak pisać efektywnie, o czy...
Dziś jest dobry moment na miłość – możliwe, że kolejnego już nie będzie. Oliwia ma trzydzieści siedem lat. Po średnio udanym doświadczeniu emigracyjnym na Wyspach zdążyła dorobić się w Polsce narzeczonego, pracy w korporacji i mieszkania na kredyt. Na jej życiu ciążą jednak trudne doświadczenia z...
Prostota frazy i powracające konsekwentnie motywy, osobność i oryginalność, wyrazisty podmiot i świat, w którym on istnieje. Poeta otwiera się na poezję i pozwala jej się prowadzić. Tych trzynaście wierszy zapowiadało pełnowymiarowy debiut Elsnera, Antypody....

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Andrzej Jarmakowski

© Oficyna „Aurora”, 2013

Pierwsza edycja wersji e-book na bazie książki „POMOST” wydanej w formie tradycyjnej w roku 2013

Opracowanie graficzne

Le Grafik Marcin Siuda

Skład i łamanie

Katarzyna Gęborys

ISBN

978-83-936976-4-9

Wydawca

Oficyna „Aurora”

Sławomir M. Kozak

http://www.oficyna-aurora.pl

e-mail:oficyna_aurora@o2.pl

Skład wersji elektronicznej Marcin Kapusta

konwersja.virtualo.pl

W podziękowaniu wszystkim członkom i sympatykom POMOSTU, którzy nie szczędzili swojego czasu i środków w trudnych latach zmagań z komunistycznym totalitaryzmem.

PRZEDMOWA

Pomost był dynamicznym ruchem politycznym polonii. Był on chyba najbardziej antykomunistyczną, masową organizacją wychodźstwa drugiej połowy XX wieku. Pomost reprezentował kontynuację nurtu niepodległościowego Drugiej Wielkiej emigracji po II wojnie światowej.

Twórcami Pomostu byli młodzi działacze emigracyjni urodzeni po wojnie. Ale ich inspirowali ich kombatanci, często wywodzący się z formacji endeckich, a w tym i Narodowych sił Zbrojnych, chociaż najczęściej zjednoczonych w Amii Krajowej. Stąd symbolika narodowa, a w tym i nazwa pierwszego pisma tej orientacji – Szaniec, jak również pseudonimy działaczy, e.g. „Szczerbiec”.

Pomost początkowo był inicjatywą lokalną w Chicago wynurzającą się na początku lat siedemdziesiątych. Pod koniec dekady począł rozszerzać się na północnym-wschodzie, aby następnie stworzyć struktury nie tylko w całym USA i Kanadzie, ale również właściwie na wszystkich kontynentach. Placówki Pomostu powstały nie tylko w Ameryce Łacińskiej, ale również w Europie i Australii. Sympatycy zaś odzywali się z całego świata.

U zarania koncepcji Pomostu leżała idea, że Polska musi być wolna i że nie ma kompromisu z czerwonymi. Tymczasem dostrzegano, że tradycyjne społeczne i gospodarcze organizacje polonijne były nieadekwatne do potrzeb niepodległościowych, a wiele wręcz dostosowało się do faktu sowieckiej okupacji polskiej kolonii Moskwy, tzw. PRL. Niektórzy działacze polonijni zaczęli nawet kolaborować z reżimem. Środowisko tworzącego się Pomostu sprzeciwiło się temu.

Początkowe zajęto się formowaniem ideowym, temu służyły kontakty z kombatantami. Symbolicznie i intelektualnie nadawało to inicjatywom Pomostu wymiar kontunuacyjny wysiłku niepodległościowego. Następnie podjęto działania praktyczne. Polegały one w pierwszym rzędzie na organizowaniu akcji wsparcia opozycji w Polsce. Pomost w tym okresie nie odróżniał za bardzo między rozmaitymi nurtami, a propagował wszystkie jako wyraz sprzeciwu wobec reżimu komunistycznego. Następnie Pomost wspierał „Solidarność”, chociaż stopniowo działacze emigracyjni zaczęli wyłaniać niuanse galimatiasu polskiej sceny politycznej i ich najbardziej dynamiczne akcje wspierały podobnych im antykomunistów w Polsce.

Przełomem było wyjście z chicagowskiego środowiska i wypłynięcie na szerokie, amerykańskie wody. Była to dramatyczna zmiana paradygmatu i horyzontów myślowych przywództwa organizacji.

Wpłynęło na to kilka czynników. Po pierwsze, komuniści wprowadzili san wojenny w Polsce, który narzucił „Solidarności” konieczność zejścia do podziemia. Po drugie, stan wojenny pomógł w natężeniu antykomunizmu w administracji Ronalda Reagana, tworząc tym samym koniunkturę dla antykomunistów w środowisku polonijnym i wśród innych grup emigranckich. Po trzecie, wejście w skład kierownictwa Pomostu działaczy z Detroi zaowocowało jednoznacznie prorepublikańską reorientacją tej organizacji.

Był to ruch nie tyle taktyczny, związany z koniunkturą polityczną, ale strategiczny. Przywództwo Pomostu zrozumiało, że tylko konserwatystom amerykańskim może zależeć na pobiciu komunistów i wyzwoleniu Polski. Ponadto stało się dla nich jasne, że Polacy w USA muszą zacząć uczestniczyć w kształtowaniu polityki amerykańskiej jako Amerykanie, a więc w szeregach partii republikańskiej, które platforma ideowa była najbardziej kompatybilna z celami Pomostu. A jednocześnie wtedy to, po stanie wojennym, Pomost przyjął na stałe agresywną taktykę nękania komunistów i ich kolaborantów demonstracjami i pikietami.

Ponadto przyjęto pragmatyczne podejście do innych emigranckich grup z „Narodów Ujarzmionych”. Dla Pomostu właściwie nie było wroga w obozie antykomunistycznym. Spowodowało go konieczność rewizji postulatów pokolenia kombatanckiego z II wojny światowej i – w imię solidarności antykomunistycznej – zrezygnowano z domagania się zwrotu kresów Wschodnich RP. Taki pragmatyzm zaowocował solidarnością z Ukraińcami, Litwinami i innymi. Ponadto pomógł skonsolidować „Narody Ujarzmione”, czego wynikiem były liczne akcje solidarnościowe z Nikaraguą czy Afganistanem, oraz współpraca z działaczami antykomunistycznymi wszystkich pokaranych komunizmem krajów.

Na koniec, w 1989 r., Pomost rzucił hasło „non possumus” Okrągłemu Stołowi i przez całe lata dziewięćdziesiąte sprzeciwiał się temu układowi, potępiając post-komunistyczną kleptokrację i podważanie niepodległości Polski.

Marek Jan Chodakiewicz

Professor of History

The Kosciuszko Chair in Polish Studies

The Institute of World Politics

OD REDAKTORA

Przerzucając kartki tej olbrzymiej monografii, patrząc na fotokopie dokumentów, liczne zdjęcia, jakże znajome twarze, wracam do owych dni, dni walki, dni rozczarowań i osiągnięć, dni pełnych wysiłku, dni wypełnionych usiłowaniem pokonania szatana.

Dziwnym zaprawdę może wydawać się, iż grupa ludzi podjęła się tak wielkiego zadania. Broni przecież żadnej nie mieli, tylko własne zdolności i bogactwo własnych przeżyć i owo pragnienie wolności dla tych wszystkich, których zdeptał sowiecki komunizm. A jednak osiągnęli jakże wiele. Swój idealizm wolności dla własnej Ojczyzny potrafili złączyć z idealizmem republikanizmu amerykańskiego, któremu w owym czasie przewodził Ronald Reagan. Dlatego właśnie POMOST znalazł miejsce w historii. Zaprawdę przeznaczenie umieściło ich we właściwym czasie i we właściwym miejscu w momencie, kiedy kolos „imperium zła” poczynał się już chylić ku upadkowi, w momencie, kiedy w Ameryce znalazł się prezydent, który nie zawahał się przeciwstawić fali czerwonego totalitaryzmu. POMOST był również potępiany, przez wszystkich małego ducha, tych, którzy nie potrafili pojąć, że utrzymanie hegemonii sowieckiej w krajach podbitych nie jest trwałe, że pragnienia wolności w duszy człowieka ugasić nie można. Nie pomogą bagnety, nie pomogą tortury, nie pomoże indoktrynacja i zakłamanie. Pragnienie to jest istotnym elementem człowieczeństwa.

Andrzej Jarmakowski wykonał kolosalną pracę. Zebrał niesamowitą ilość dokumentów, posegregował i ułożył je, stworzył unikalną monografię, w której każde słowo poparte jest faktami. Chwilami wydawać się ona może nużąca. Tyle manifestacji, tyle wyjazdów do Waszyngtonu, tyle listów, tyle występów w kościołach i przed kościołami. Nie było wprawdzie bankietów, nie było zebrań prezesów, nie było całego tego tromtadractwa „zorganizowanej Polonii”. Zebrania były doraźne w grupach roboczych, zwykle wieczorami po pracy lub nawet w nocy, gdy zaistniała potrzeba. Tam decydowano o konkretnej akcji.

POMOST nie podoba się wielu, nie podoba się z wielu względów. Nie podoba się ponieważ nie był „umiarkowany”. Twardo stał na gruncie całkowitej niepodległości i suwerenności krajów podbitych. Nie podobał się, bo uderzał w partykularne interesy, dorobkiewiczów, którzy na polskim nieszczęściu robili fortuny. Nie podobał się tym, którzy żyjąc w dobrobycie amerykańskim, ogłosili samych siebie prezesami i dyrektorami, i którzy chętnie widzieli sytuację, gdzie mogli z góry patrzeć na swoich rodaków milcząco znoszących sowiecki but na karku.

Oddając tę monografię do rąk czytelnika polskiego wiemy, iż wywoła ona dalsze kontrowersje. Jest ona bowiem niewygodna – niewygodna dla tych, którzy z takich czy innych

Jako drugi i ostatni koordynator POMOSTU niniejszym stwierdzam, iż fakty podane w tej pracy, tak pracowicie złożone przez Andrzeja Jarmakowskiego są prawdziwe, udokumentowane w pełni. Nie ma tam bufonady, nie ma tam wywyższania się, nie ma osobistego interesu, nie ma tam nic, co można by nazwać ubieganiem się o honory. Dlatego właśnie POMOST dla nas – tych, którzy brali udział w walce ze złem stanowi jasną kartę w naszej przeszłości.

Wielu odeszło już z tego świata: Krzysztof Rac, Magnus Kryński, Marian Sromek, Waldemar Włodarczyk. Nie wydaje mi się rzeczą właściwa głosić ich chwałę. Byłoby to niewystarczające i wręcz niewłaściwe. Skromni ludzie, którzy wierzyli, którzy tej wiary nie złamali. Cześć ich Świętej Pamięci!

Janusz Subczyński

WSTĘP

Udział Polonii amerykańskiej w walce narodu o niepodległość, jak dotąd, nie został jasno opracowany. Praca byłego redaktora naczelnego „Dziennika Związkowego” Wojciecha Białasiewicza „W kręgu chicagowskiej Polonii, szkice o czasach minionych i ludziach, których przeważnie już nie ma”, wydana przez Wydawnictwo Andrzeja Frukacza w 2001 roku bynajmniej nie była obiektywna. Był to raczej opis działań środowisk skupionych wokół Kongresu Polonii Amerykańskiej. Sporo na temat Polonii spośród krajowych historyków pisał Sławomir Cenckiewicz.

Wymienić tutaj przede wszystkim należy pracę doktorską tego historyka pt: „Tadeusz Katelbach – biografia polityczna 1897–1977, Wydawnictwo LTD, Warszawa 2005 r. Bezcenne są także szkice tego autora jak: „Między sowiecką agenturą a koncepcją budowania mostów” – „Polonia amerykańska w polityce i propagandzie PRL” zawarty w zbiorze „Oczyma bezpieki”, Wydawnictwo Arcana, Warszawa 2004 rok, a także szkic zawarty w tym samym zbiorze pt: „Przeciw Amerykańskiej Dywersji Ideologicznej, Kościołowi i Polonii – o komunistycznej przeszłości Gromosława Czempińskiego”. Do szkicu tego dołączono dokumenty w postaci dwóch raportów pisanych przez Czempińskiego w czasie, kiedy pełnił on funkcję konsula w Chicago. Jeden z raportów stanowi donos i opis spotkania w Chicago zorganizowanego z ekonomistą, profesorem Edwardem Lipińskim, w którym uczestniczyli między innymi działacze przyszłego POMOSTU. Cenckiewicz zajmował się także działalnością polityczną Ryszarda Strybla. Prace te, opisujące w jaki sposób reżim komunistyczny w Warszawie patrzył na Polonię w Chicago, jak usiłował na nią oddziaływać, dotyczą jednak lat przed powstaniem POMOSTU. Historycy z powodu utrzymywania w kraju „klauzuli tajności” nie mieli dostępu do większości dokumentów i nie mogli opisać działań komunistycznych organów w okresie walki o niepodległość. Być może sytuacja ta ulegnie zmianie, gdyż dokumenty dotyczące Polonii są w Instytucie Pamięci Narodowej systematycznie odtajniane. Ostatnio pod koniec 2010 roku odtajniono dokumenty dotyczące agentury chicagowskiego konsulatu PRL, obejmujące zasięgiem swojego działania stany amerykańskiego Midwestu. Jednak opracowanie tych materiałów z pewnością zajmie sporo czasu.

Pojedyncze materiały wytworzone przez służby specjalne znaleźć można także w teczkach poszczególnych działaczy polonijnych, jeżeli wystąpili oni do Instytutu Pamięci Narodowej o swoje dokumenty. W Stanach Zjednoczonych poza pracą Białasiewicza ukazało się mnóstwo rozmaitych prac i szkiców dotyczących dziejów poszczególnych klubów, obrazujących działania imigrantów pochodzących z różnych okolic, często omawiających historię polonijnych zwyczajów kulinarnych.

Natomiast historia POMOSTU nie jest szerzej znana. A jednak w najważniejszych latach walki narodu o niepodległość, POMOST stał się jedną z głównych politycznych sił amerykańskiej Polonii. Rozmachem działań, rozbudowaną strukturą polityczną, jak i wpływami w Waszyngtonie przerastał Kongres Polonii Amerykańskiej. Szczególnie widoczne było to podczas prowadzenia akcji na rzecz utrzymania sankcji ekonomicznych nałożonych na reżim Jaruzelskiego. Wpływy polityczne POMOSTU pozwoliły na długie utrzymanie najważniejszych sankcji wbrew stanowisku KPA. Historia POMOSTU ciekawa jest także z tego powodu, że była to bodaj pierwsza organizacja Polonii, która skupiała członków nie z powodu przynależności etnicznej, ale wspólnoty poglądów politycznych. POMOST nie był czapką organizacyjną skupiającą Amerykanów polskiego pochodzenia, ale grupą Amerykanów polskiego pochodzenia o sprecyzowanym, konserwatywnym sposobie patrzenia na świat, przekonanych, że najważniejszym postulatem jest walka o pełną niepodległość Polski i innych narodów zniewolonych przez Sowietów.

Brak opracowania historii POMOSTU powoduje, że osiągnięcia organizacji, jej sukcesy przypisuje sobie Kongres Polonii Amerykańskiej, który działał często wręcz w przeciwnym kierunku.

Tak zwane „konferencje naukowe” i wydawnictwa historyczne w Polsce sugerują nie uzasadnione przekonanie, że wszelkie prace niepodległościowe Polonii Amerykańskiej związane były z działaniami Kongresu i Związku Narodowego Polskiego. Obie, do dzisiaj istniejące organizacje, czynią co w ich mocy, aby utrzymać to przekonanie. Stąd historia POMOSTU jest w dużej części nieznana, fałszowana lub zniekształcana. W szerokiej opinii publicznej pokutuje na ten temat wiele zupełnie fałszywych przekonań. Choć od upadku komunizmu minęło już ponad dwadzieścia lat, w bieżącej propagandzie emigracja lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych i później emigracja solidarnościowa przedstawiana jest fałszywie. Zarzuca się jej, że usiłowała przejąć polonijne organizacje i narzucić im swój punkt widzenia. A przecież POMOST jest najlepszym przykładem tego, że tak nie było, bo nie zgadzając się z poglądami kierownictwa KPA niczego nie rozbijał tylko założył swoją organizację. To, że w wielu wypadkach okazał się skuteczniejszy w działaniu jest przecież nie wadą, a zaletą. Powoduje to, że historia POMOSTU nie jest znana szerszej, zwłaszcza młodszej części Polonii i rodakom w kraju. Dlatego przedstawienie historii POMOSTU jest tym ważniejsze.

Napisanie historii organizacji możliwe było dzięki zachowaniu archiwum prowadzonego przez liderów organizacji. W archiwum Krzysztofa Raca znajduje się niemal kompletna korespondencja organizacji prowadzona z politykami wszelkich szczebli i korespondencja prowadzona z Białym Domem. Do wiadomości Raca wszystkie pisma przysyłali koordynatorzy poszczególnych akcji np. akcji jałtańskiej – Adam Kiernik, koordynator d/s Ameryki Łacińskiej – Jerzy Majcherczyk. W archiwum znajdują się także pisma koordynatorów terenowych, czy prowadzącego akcję poparcia utrzymania sankcji ekonomicznych prof. Magnusa Kryńskiego. Dobrze zachowane jest także archiwum następcy Krzysztofa Raca na stanowisku koordynatora, dra Janusza Subczyńskiego. W zbiorze jego znajduje się również korespondencja organizacji prowadzona przez oddział w Michigan. Dodatkowo w zbiorach Krzysztofa Raca znajdują się również wszystkie formalne dokumenty organizacji, jak i dokumenty odzwierciedlające finanse grupy. Dobry stan tych archiwaliów stanowił podstawowe źródło tego opracowania.

Bezcenne były także poszczególne wydania kwartalnika, a potem miesięcznika „POMOST”. Poszczególne numery kwartalnika znajdowały się rzecz jasna w archiwum koordynatorów organizacji, niemal pełny zbiór posiada także biblioteka Muzeum Polskiego w Ameryce, która ma swoją siedzibę w Chicago. W archiwum koordynatorów znajdują się także kopie artykułów zamieszczanych przez działaczy POMOSTU w prasie amerykańskiej, jak i poszczególne wydania anglojęzycznego magazynu „The Bridge”, w którym dodatkowo przedrukowywano niemal wszystkie materiały, jakie publikowano w prasie amerykańskiej oraz artykuły publikowane na temat POMOSTU w ówczesnej prasie komunistycznej wydawanej w Polsce. W archiwum Raca znajduje się także spora liczba wydań „Gwiazdy Polarnej”, tygodnika polonijnego wydawanego w Stevens Point w stanie Wisconsin, na bieżąco informującego o działalności POMOSTU.

Dobrze zachowane archiwalia, zwłaszcza korespondencja organizacji, wydawane oświadczenia, pozwoliły na odtworzenie działań prowadzonych przez POMOST.

Dodatkowym źródłem były dokumenty Kongresu Stanów Zjednoczonych, gdzie znalazło się wiele artykułów pisanych przez działaczy POMOSTU w prasie amerykańskiej, rezolucje podejmowane przez poszczególne miasta w sprawie akcji jałtańskiej, jak i zeznania działaczy organizacji składanych przed komisjami Kongresu USA. Dotyczyły one prześladowań politycznych w Polsce, problematyki handlu z blokiem wschodnim, pomocy dla ruchu Contras, czy nawet funkcjonowania poczty.

Ważnym źródłem były także komentarze radiowe. W Detroit komentarze te wydane zostały drukiem w postaci kilku broszur oraz w postaci książki pt.: „Na gorąco”.

Powstanie niniejszej pracy nie byłoby możliwe bez ogromnej pomocy udzielonej mi przez dra Janusza Subczyńskiego i wielu innych byłych członków POMOSTU. Dziękuję mu także za życzliwe uwagi w trakcie prac nad historią POMOSTU. Bez jego zaangażowania książka ta nigdy by nie powstała.

IPoczątki

POMOST, najpierw kwartalnik, a później Ruch Społeczno-Polityczny powstał w Chicago w 1979 roku. Kiedy w Wietrznym Mieście, po setkach godzin spędzonych na gorących dyskusjach, grupa „młodych”, której przewodzili Krzysztof Rac, Marian Sromek i Waldemar Włodarczyk, pod wpływem burzliwych wydarzeń w Polsce, wynikających z rosnącej opozycji wobec komunistycznego reżimu, postanowiła rozpocząć działalność dla dobra Polski na terenie amerykańskim. Nie przypuszczali wówczas, iż rozpoczynają budowę praktycznie jedynego w polonijnej historii prawdziwego polskiego lobby, które odegrało niezwykłą rolę nie tylko w historii Polski ale i świata. Wówczas zapewne nie przypuszczali, iż znajdując się w centrum wielkich wydarzeń, odegrają nader istotną rolę w złamaniu karku sowieckiego komunizmu.

Chcąc zrozumieć genezę powstania POMOSTU należy cofnąć się wstecz, choćby w skrócie prześledzić drogę, którą przeszli założyciele organizacji. Zwłaszcza, że była to droga niezwykle ciekawa, niekiedy obfitująca w dramatyczne momenty.

Początkowo nie planowali budowania własnej organizacji. Swój zapał i chęć do pracy chcieli wykorzystać w ramach istniejących struktur polonijnych. Kilkunastoletni Krzysztof Rac w Polsce zapowiadał się na doskonałego pływaka. Jednak po ucieczce jego ojca z kraju do Stanów Zjednoczonych, kariera młodego sportowca, posiadającego już trzy kółka olimpijskie i przygotowującego się do Igrzysk Olimpijskich w Tokio stanęła pod znakiem zapytania. Krzysztof Rac utracił możliwość otrzymania paszportu.1 Nic dziwnego, iż w tej sytuacji także postanowił „wybrać wolność”. W organizacji ucieczki z kraju pomogła matka. Wykorzystując swoje znajomości umożliwiła mu wejście na statek, gdzie ukryto go w jednej z ładowni. Tam przesiedział kilka dni potrzebnych na dotarcie do Niemiec. Po tym fakcie matka Krzysztofa została aresztowana za pomoc w organizacji ucieczki syna i blisko rok czasu spędziła w więzieniu.

Po przybyciu do Stanów Zjednoczonych Krzysztof Rac uczęszczał do szkoły średniej „Lane Tech”, startując także w szkolnej drużynie pływackiej i odnosząc sporo sukcesów. Po ukończeniu „Lane Tech” dostał się na Uniwersytet Stanowy w Illinois, gdzie z czasem poznał Mariana Sromka. Znajomość ta wpłynęła w dużym stopniu na życie późniejszego lidera POMOSTU. Pochodzący z Nowego Sącza, wychowany w patriotycznej rodzinie Marian Sromek dzielił się z Krzysztofem materiałami paryskiej „Kultury”, „Zeszytów Historycznych” i innych wydawnictw emigracyjnych, i namawiał do zainteresowania się polityką. Kompletna martwota polityczna w chicagowskiej Polonii, wręcz często współpracującej z reżimem warszawskim, pobudzała do aktywności politycznej. Krzysztof Rac przekonał się, iż zadanie walki o Polską niepodległość spadło na barki emigracji. Uważał, iż należy przechowywać pamięć o ważnych historycznych wydarzeniach, o których w kraju swobodnie nie można było mówić, i które przez propagandę reżimu były pomijane lub zniekształcane.

Często spotykali się ze środowiskiem kombatantów II Wojny Światowej, dla których Rac i Sromek byli idealnymi słuchaczami ich wojennych opowieści. Studenci przechodzili przyśpieszony kurs polskiej historii. Dowiadywali się o niesprawiedliwości, jaka spotkała dawnych żołnierzy, o zdradzie aliantów, o dramatycznych decyzjach do których byli zmuszeni.2

W uniwersyteckiej kawiarni funkcjonował „stół polski”, gdzie w trakcie przerw między zajęciami spotykali się liczni studenci polskiego pochodzenia. Tam zrodziła się idea założenia Klubu Polskich Studentów, który stawiał sobie za cel poznawanie polskiej historii, i zorganizowanie na uczelni kursów polskiej historii i literatury. Członkowie organizowali wystawy dorobku polskiej kultury. Nie mogli pogodzić się z licznymi wówczas, fałszywymi stereotypami dotyczącymi Polski, które funkcjonowały w społeczeństwie amerykańskim. Pragnęli, aby ich Klub był czymś więcej, niż tylko organizatorem pikników, czy zabaw, by bronił honoru Polski i był źródłem informacji o kulturze, o tradycji i osiągnięciach narodu polskiego.

Młodych działaczy studenckich, ówcześnie silnie związanych ze środowiskiem kombatanckim, twardo opowiadających się za bojkotem komunistycznych władz w Polsce, niepokoiła sytuacja wśród Polonii. Pod koniec lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych komunistyczne władze w Polsce coraz bardziej otwarcie realizowały koncepcję budowania mostów między Polonią i reżimem warszawskim. „Władze” w Warszawie miały zastrzeżenia co do wyboru we wrześniu 1967 roku prezesa KPAAlojzego Mazewskiego, rade jednak były, że wprowadził on do kierownictwa KPA działaczy gotowych „zerwać z polityką walki z Polską Ludową”3. Warszawa starała się izolować prezesa Mazewskiego od reszty władz Kongresu Polonii Amerykańskiej, czemu sprzyjać miały rozbudowywane kontakty polityczno-handlowe. Jeden z wiceprezesów KPA – Jerzy Mrotek, zauważył nawet, że zbliżenie między Polską a Ameryką będzie zmuszało kierownictwo KPA do bardziej realistycznej postawy wobec kraju.4

Reżim w Warszawie także inaczej już przedstawiał Polonię w kraju. Na początku lat siedemdziesiątych zazwyczaj Polonusa przedstawiano już nie jako agenta amerykańskiego imperializmu, ale jako gotowego do inwestowania w Polsce kapitalistę z ludzką twarzą. O pewnych sukcesach tej polityki świadczyć może fakt, że w 1966 roku komunistyczne władze wręczyły Polonusom 48 odznaczeń państwowych, przyznały prawie 2.5 tysiąca medali i odznak „Tysiąclecia”, wysłały do placówek dyplomatycznych tysiąc filmów fabularnych w 35 kopiach, zorganizowały 7 wystaw. Do kraju przyjechało ponad 300 wycieczek, w których uczestniczyło ponad 11 tysięcy osób z USA.5

Środowiska kombatanckie przez lata prowadziły politykę nieuznawania reżimu PRL, traktowały Polskę Ludową jako niesuwerenne państwo. Za legalną polską władzę konsekwentnie uznawano rząd w Londynie. Wiele organizacji kombatanckich stosowało prostą zasadę. Uważano, że osoby wyjeżdżające na wakacje, czy w innych celach do Polski nie mogą pełnić funkcji w organizacjach polonijnych. Młodzi studenci przyjęli tę zasadę za swoją. Podobnie jak wielu kombatantów uznali, że nie należy iść na kompromisy z „władzą ludową”. Z niepokojem obserwowali jednak, że coraz więcej polonijnych biznesmenów, dziennikarzy prasy polonijnej, czy zwykłych „zjadaczy chleba” uważało taką postawę za anachroniczną. Reprezentanci tego nurtu dowodzili, że trzeba pogodzić się z rzeczywistością i jakoś ułożyć relacje z komunistami. W Chicago głównym propagatorem tej polityki „odprężenia” był znany polonijny dziennikarz Robert Lewandowski, prowadzący program radiowy i telewizyjny. W jego telewizyjnych audycjach niemal każdego dnia wykorzystywano materiały przygotowywane w Warszawie. Coraz częściej tendencje takie dały się także zauważyć w „Dzienniku Związkowym”, prasowym organie Związku Narodowego Polskiego.

Pragnąc zwrócić uwagę na te niekorzystne zjawiska duet Marian Sromek – Krzysztof Rac zaczęli regularnie pisywać pod pseudonimami w „Dzienniku Związkowym” w specjalnie stworzonej dla nich rubryce „Młodzi Piszą”. W pisanych z ogromną pasją tekstach koncentrowano się na problematyce łamania praw człowieka przez komunistyczny reżim, przypominano ważne dla Polaków rocznice historyczne, krytykowano także coraz bardziej zauważalną polonijną uległość wobec reżimu. Wspominano, że Polonia nie powinna ulegać propagandzie i układać się z reżimem. Do duetu Rac – Sromek dołączył Waldemar Włodarczyk, polski filolog. Był on ogromną pomocą w przygotowywaniu tekstów.

Jak można było się spodziewać, kierownictwo „Dziennika Związkowego”, i część Kongresu Polonii Amerykańskiej, patronujące polityce odprężenia w stosunkach z komunistyczną władzą, szybko uznały, że poglądy młodzieży przypominającej zbrodnie katyńską i masakrę robotników na Wybrzeżu, są zbyt radykalne. Rubryka „Młodzi Piszą” została zlikwidowana. Mimo to już po formalnym wyrzuceniu ze „Związkowego” wykorzystano jego łamy w akcji na rzecz uwolnienia z więzienia pisarza Wiesława S. Kuniczaka, autora poczytnej książki „The Thousand Hour Day”, przetłumaczonej na wiele języków. Pisarz aresztowany został w Grecji pod zarzutem handlu narkotykami i skazany na 4.5 roku więzienia. Uwięzienie Kuniczaka i materiał dowodowy miał ogromne luki, co wykazała obrona. Uczuleni na ludzką krzywdę Krzysztof Rac oraz Marian Sromek wysyłali Kuniczakowi pieniądze do więzienia. W ramach działań Komitetu Młodzieżowego KPA, który założyli, wraz z Klubem Polskich Studentów na Uniwersytecie stanowym koordynowali akcję na rzecz jego uwolnienia. Nie tylko relacja A. Rac, ale również list z podziękowaniem za pieniądze i pomoc od Kurczaka.6

W „Dzienniku Związkowym” ukazywały się apele w jego sprawie. 7 listopada 1972 opublikowano na łamach „Dziennika Związkowego” apel podpisany przez Komitet Młodzieżowy KPA. Artykuł napisał Waldemar Włodarczyk. Włodarczyk podkreślał walory literackie twórczości Kuniczaka. Pisał między innymi:

„Każdemu Polakowi zamieszkałemu w Stanach Zjednoczonych, każdemu Amerykaninowi polskiego pochodzenia, działalność i pisarstwo Wiesława Kuniczaka powinno być szczególnie bliskie. Jest on bowiem jednym z tych nielicznych twórców, którzy osiągnąwszy sukces nie wyparli się swojego pochodzenia, a wręcz przeciwnie, źródła pisarskiego zaangażowania czerpią bezpośrednio z dziejów i losów naszego narodu. Twórczość Wiesława Kuniczaka ma charakter zdecydowanie polski – świat spraw w jakich się porusza i które rozwikłuje dotyczą bezpośrednio polskiej problematyki”.7

Prowadzona wielotorowo akcja zakończyła się powodzeniem. Kuniczak w końcu został zwolniony z więzienia.

Wyrzucenie z łam „Dziennika Związkowego” nie zraziło młodzieży. Rozpoczynając działalność w ramach Komitetu Młodzieżowego Kongresu Polonii Amerykańskiej postanowili założyć własne pismo. Tak doszło do powstania „Szańca”. W sumie ukazały się cztery numery. Pierwszy ujrzał światło dzienne w kwietniu 1972 roku. O „Szańcu” wspomnieć należy nieco szerzej, gdyż w piśmie tym grupa późniejszych założycieli POMOSTU po raz pierwszy w jasny sposób przedstawiła swoje poglądy i podstawowe cele. W 1972 wierzono jeszcze, że istnieją możliwości efektywnego działania w oparciu o istniejące polonijne organizacje.

Redagując „Szańca” Rac, Sromek i Włodarczyk nie zdecydowali się na sygnowanie pisma swoimi nazwiskami. Występowali pod pseudonimami. Sądzę, iż nie ma sensu obecnie dochodzić kto konkretnie krył się pod danym pseudonimem, gdyż wiele artykułów tworzono wspólnie. Ponadto najważniejsze teksty o programowym charakterze sygnowała redakcja.

Wszystkie numery otwierały artykuły redakcyjne zatytułowane „Nasza troska”. W pierwszym numerze redakcja zajęła się tradycyjnymi obchodami organizowanymi w Chicago z okazji uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Po przypomnieniu podstawowych faktów historycznych analizowano sposób organizacji obchodów. Sfrustrowani apolityczną postawą organizacji parady pisali:

„Zamieszkała w Chicago ludność polska i polskiego pochodzenia także świętuje. Punktem kulminacyjnym owego dnia jest pochód przeciągający ulicą Augusta aż do Humboldt Parku, gdzie koło pomnika Tadeusza Kościuszki ustawiona jest dla osób honorowych trybuna. Dzielnica, którą pochód przemierzał była niegdyś polska i to zapewne zadecydowało o umiejscowieniu uroczystości. Teraz mieszka tam niewielu rodaków, ale za to całe mnóstwo Portorykańczyków, dla których dzień ten stanowi atrakcję o tyle, o ile dorastająca dziatwa poczubi się w zaułkach z polonijnymi rówieśnikami. Polonia jest podobno najliczniejszą grupą etniczną w Chicago i chyba tak liczną jak i słabą. Czyżby State Street była dla naszego pochodu ulicą zamkniętą Inne narodowości urządzają tam swoje parady! A my – gdzieś na przedmieściach! Gdzież jest siła i prężność naszych organizacji Podobno rozważa się możliwość przeniesienia naszego święta do śródmieścia; wiedząc zaś to i owo o przedsiębiorczości naszych działaczy można przypuszczać, że nastąpi to za kilka lat. Socjalistyczna gospodarka kraju ma wzorem Kraju Rad swoje pięciolatki, takie planowanie daje kapitalne rezultaty, jak widać. Może i nasi polonijni wodzowie ustalają dla siebie podobny czasokres, bo ich zamierzenia są wprost proporcjonalne do rezultatów. Całkiem jak w kraju! Jednakowa jest dusza polska!”8

Autorzy krytykowali nie tylko miejsce tradycyjnej parady, ale i sam jej przebieg.

„Skądinąd może to i lepiej, że trzeciomajowa parada jest tak odległa od śródmieścia. Bo czym my się popisujemy? Czym się chwalimy? Co pokazujemy innym? Oglądając pochód odnosi się wrażenie, że jego organizatorzy mają głowy nie od parady. Bo to co robią, bynajmniej na uznanie nie zasługuje!”

Redakcja ubolewała nad rozczłonkowaniem parady. Nie rozumiała, dlaczego kombatanci idą zamiast razem w kilkudziesięciu oddzielnych grupkach. Dlaczego pancerniacy, spadochroniarze i piechurzy nie mogli maszerować razem? Zauważano, że parada miała przede wszystkim charakter reklamowy.

„Nawet niezbyt uważny widz spoglądający gdzieś z boku na naszą paradę zorientuje się, że stanowi ona rodzaj reklamy. Jeden ozdobny rydwan obwieszcza miastu istnienie sławnej polskiej firmy kiełbasianej, inny uświadamia, że doskonałe starokrajskie wędliny można kupić pod wskazanym adresem, kolejny rydwan pokazuje znowu inny adres, następnym rydwanem reklamuje się jakieś polskie przedsiębiorstwo, potem jeszcze jedno i znowuż… Z kolei kolorowe rydwany prezentują uśmiechnięte oblicza polityków, politykierów i ludzi przedsiębiorczych. Reklama, raz jeszcze reklama! Na odkrytych platformach rozmaite zespoły (oczywiście napis stwierdza co to za kapela i kto nią dowodzi), rżną poleczki, inni śpiewają je solo lub chóralnie – gdzieniegdzie tańczą, gdzieniegdzie udają, że to robią… W szeregach orkiestr maszerują czarnoskórzy trębacze – a gdzież to się podziali nasi rodacy? Czyżby los zagnał ich na trybuny lub skrył w gronach widzów?

Trzeciomajowa parada nie ma w sobie nic politycznego, Brak haseł politycznych, a to w nich ujawnia się przecież patriotyczne zaangażowanie. Gdy dwa lata temu studenci wystawili rydwan ze śmiałym politycznym wyzwaniem, polski właściciel telewizyjnego programu przerwał swoją transmisję w tym momencie. Czego się bał?”9

Dalej stwierdzano:

„A tymczasem z takiej manifestacji można by zrobić potężny czynnik oddziaływania na amerykańską opinię publiczną. Można zadokumentować wkład Polski w kulturalne i polityczne dzieje świata, można ukazać jako bojowniczkę o wolność narodów uciemiężonych przez rosyjski imperializm. Można żądać otwarcie uznania naszych zasług, upominać się o należne miejsce w społeczeństwie amerykańskim, podkreślać naszą nieustępliwość i gotowość do czynu.(…)

Parada 3 Maja nie jest manifestacją polityczną, a powinna nią być. Wzmianki o niej w amerykańskiej prasie są suche, nie wykraczające poza bezbarwne stwierdzenia. I to wszystko. Trzeciomajowy dzień kończy się zawsze piknikami urządzanymi przez Towarzystwo Ratunkowe Jakiejś Wsi lub Klub Jakiejś Parafii. Mający pretekst do towarzyskich spotkań rodacy wyładowują swoją skłonność do wyskokowych napojów, do tańców, do bójek. A potem rozjeżdżają się do domów nie myśląc o żadnym patriotycznym działaniu, oczekując jedynie następnego dnia pracy. Dzień ten ich wcale nie uaktywniał, nie mobilizował. Był taki sam jak inny świąteczny dzień, urozmaicony tylko paradą. Czy to dobrze! Patriotyzm i skłonność do patosu miały być cechami narodowymi Polaków. Tymczasem na emigracji mamy do czynienia z najzwyklejszą prozą, z przyziemnością i bezideowością. Wielką rocznicę Wielkiej Konstytucji czcimy małymi sprawami i jeszcze mniejszym zaangażowaniem. I to są smutne fakty!”10

Polska parada z okazji uchwalenia Konstytucji 3 Maja w czasach dyktatury komunistycznej nigdy nie nabrała politycznego charakteru. Ta największa polska manifestacja w Chicago odbywała się niejako obok głównego nurtu walki Polaków o wolność. Tekst ten napisany po uroczystościach 3-Majowych 1972 roku nigdy nie stracił swojej aktualności. Tak wyglądały wszystkie kolejne parady. Dlatego potem, już po powstaniu POMOSTU organizacja nigdy nie brała w niej udziału. POMOST nie wystawiał rydwanów, ani kolumn marszowych.11

W pierwszym numerze „Szańca” autor pod pseudonimem Leszek Mirski analizował niekorzystne zjawiska zachodzące wśród amerykańskiej Polonii. Niepokoił go fakt, że coraz częściej Polonia zapomina o swoich obowiązkach wobec kraju, poprzez akceptację włączenia Polski do sowieckiej strefy wpływów. Krytykując starsze pokolenie za pozostawienie zabagnionego świata pisał:

„Chcę więc jedynie napomknąć o tych przedstawicielach (Polonii – przyp. autora), którzy idąc za ciągnącym się przez wieki oportunizmem i konformizmem uwspółcześnili go przyjmując za swoją życiową filozofię. A ponieważ jeszcze jej nie nazwali ciśnie mi się uparcie pod pióro taki jeden niepochlebny termin. Bo, tu wstrzymuje na moment oddech, ową filozofię i postępowanie nazwałbym po prostu świnizmem. Tak, świnizmem. Od tego stworzonka, co ryje i kwiczy! (…)12

Autor obszernie uzasadnia to twierdzenie, dowodząc, że dążenie do stabilizacji życiowej dla wielu członków polonijnej społeczności oznacza porzucenie idei i bezinteresowności w działaniu. Dla materialnych korzyści zapominają o sumieniu. Autor dochodzi do wniosku, że niestety wśród Polonii brakuje ludzi ideowych. O ile wśród starszego pokolenia Polonii króluje obskurantyzm, to wśród młodszego marazm i obojętność na tragiczne wydarzenia w świecie.

Poglądy przedstawione przez Mirskiego zostały sprecyzowane w trzecim numerze „Szańca” z grudnia 1972 roku w redakcyjnym artykule „Nasza Troska”. Pisano:

„Załóżmy, że zaliczamy się do ideowców. Znaczyć to będzie, że nasza skala wartości różni się zasadniczo od codziennych, ściśle związanych z polepszeniem bytu, dążeń większej części emigracji. To znaczy, że dla nas duże konto bankowe, wpływowe stanowisko czy też własne przedsiębiorstwo są tylko ułatwieniem związanym poniekąd z naszą działalnością, a nie są i być nie mogą celem ostatecznym. To znaczy, że istnieje dla nas myśl przewodnia, że myślimy i staramy się tą myśl przewodnią zrealizować. Załóżmy więc, że zaliczamy się do ideowców.

Jedno wiemy na pewno. Podobni nam działają w Kraju, w warunkach o wiele cięższych, gorszych, pod nieustanną groźbą wpadnięcia w łapy UB, z przyszłością obliczaną na lata spędzone w więzieniu. Wiemy, że właśnie oni są tą ukrytą siłą, przed którą drży system totalnego wyzysku człowieka. O ich niespożytej sile świadczą wyroki sądowe, rozprawy karne, wydalenia z uczelni, przymusowe wcielenia do wojska, odmowy przyjęcia do pracy, szykany administracyjne oraz jeden bardzo ważny szczegół… ciągła rozbudowa aparatu policji politycznej świadczy, że opozycja istnieje, że na miejsce zdekonspirowanych wchodzą inni, w coraz większej ilości i że przeważnie są to ludzie młodzi, urodzeni już w peerelu. Wszystkich nas łączy wizja Polski niepodległej, wymarzonej, za którą tak wiele pokoleń krew przelało. Ale przecież zdajemy sobie sprawę, że w teraźniejszej sytuacji politycznej urzeczywistnienie wizji tej jest nierealne, przekracza nasze możliwości, a tym samym każe szukać nowych dróg, które prowadzą ku celom mniejszym, bardziej realnym, niemniej nie przeinaczającym niepodległościowej myśli przewodniej”.13

Redakcja uważała, że Polacy liczą przede wszystkim na siebie, ale wiedzą także, że wolność Polsce przynieść może tylko zmiana sytuacji międzynarodowej. Polacy liczą także na wkład emigracji. Sytuacja na emigracji nie wygląda jednak najlepiej, gdyż trudno wskazać jaki związek z dążeniem do niepodległości miałyby wszystkie polonijne bale i akademie. Redakcja, dla przeciwstawienia się marazmowi przypomina stare plany jeszcze z 1945 roku opanowania Malty i utworzenia z niej polskiej wyspy. Pomysły takie powstawały w armii dowodzonej przez generała Władysława Andersa. Mirski poszukując rozwiązania sytuacji postulował stworzenie międzynarodowego samorządu, łączącego całą Polonię na świecie. Takiemu samorządowi powinna podporządkować się cała Polonia.14

Grupa skupiona w „Szańcu” jasno stawiała sprawę, stwierdzając, że celem jej działalności jest odzyskanie przez kraj niepodległości. W kraju dyskusje na ten temat rozpoczęły się cztery lata później po powstaniu opozycji demokratycznej. Ścierały się wówczas dwie koncepcje – niepodległości lub „finlandyzacji” Polski. Za jasnym stawianiem postulatu niepodległości kraju opowiadała się Konfederacja Polski Niepodległej i utworzony nieco później Ruch Młodej Polski. O finlandyzacji mówiły wówczas środowiska skupione wokół Jacka Kuronia. Na emigracji nie było tych dylematów. Postulat niepodległości stawiano jasno, znacznie wcześniej. Nigdy nie zrezygnowały z niego organizacje kombatanckie utrzymujące bliskie więzi z rządem w Londynie. W stawianiu postulatu niepodległości Polski widać było efekt wielogodzinnych rozmów Krzysztofa Raca i Mariana Sromka z kombatantami.

Miało to swoje konsekwencje dla Polonii w Chicago, gdyż utrzymywanie stosunków z reprezentantami PRL traktowane było jako jawne wdawanie się w kontakty z władzą okupacyjną. Nie podobało się to pewnej części polonijnego społeczeństwa, dążącego do zyskania materialnych korzyści ze współpracy z reżimem. Grupa młodych przejmowała pałeczkę od kombatantów w bezkompromisowej walce z reżimem sowieckim, co wywoływało szok i nieprzychylność tak zwanej „zorganizowanej” Polonii. „Szaniec” rozsyłano pocztą do wielu znanych działaczy polonijnych. Niektórzy z nich nie chcieli przyjmować tej poczty. W urzędach pocztowych zastrzegli, aby nie dostarczano im niewygodnej i kłopotliwej przesyłki.15

Grupa wydająca „Szaniec” definiowała się jako „ideowcy”. Należy zauważyć, iż założona została głównie przez absolwentów Uniwersytetu Stanowego w Illinois. Wszyscy oni pracowali w amerykańskich firmach. Krzysztof Rac pracował jako inżynier w Dystrykcie Wodnym. Później dołączył tam do niego Marian Sromek. Pracując w środowisku władz municypalnych byli niezależni wobec organizacji polonijnych. Nie zabiegali o funkcje, zaszczyty i etaty. Wydając „Szaniec” wysoko zawiesili poprzeczkę i stworzyli standard polegający na tym, iż działalność na rzecz dobra ogólnego, na rzecz polskiej sprawy nie jest wynagradzana. Na pracę społeczną poświęcali swój wolny czas i fundusze. Po pracy pisali artykuły i drukowali swoje wydawnictwa. Zanim powstał „Szaniec” Marian Sromek wraz z Krzysztofem Racem zakupili maszynę drukarską. Założyli firmę „Xpras” i tam samodzielnie drukowali swoje wydawnictwa. „Drukarzem” został Marian Sromek. Tak powstawały wydawnictwa grupy i inne publikacje. Pierwszą publikacją był album miasta Lwowa przygotowany na prośbę organizacji kombatanckich.

Zasady bezinteresowności sformułowane w 1972 roku przestrzegano przez cały okres aktywności POMOSTU. W czołówce organizacji znaleźli się nieco później działacze dobrze już wrośnięci w amerykańskie życie zawodowe i polityczne. Janusz Subczyński, Jan Kryński, Adam Kiernik, Dariusz Szczepańczyk i wielu innych mogli dzięki temu zachować niezależność od polonijnych struktur. Okazało się to bardzo istotne w dalszej działalności politycznej.

Fakt, że najpierw twórcy „Szańca”, a potem działacze POMOSTU osiągnęli niezależność materialną, iż nie ubiegali się oni o stanowiska, czy wątpliwe zaszczyty z pełnienia funkcji w organizacjach polonijnych, dawał im także niezależność polityczną.

Dzięki temu stworzono nowy model organizacji polonijnej, łączącej „ideowców, których jedynym spoiwem było działanie na rzecz wspólnej sprawy”. Kontrastowało to z innymi polonijnymi organizacjami, i stwarzało szersze pole do działalności politycznej.

Autorzy „Szańca” doskonale zdawali sobie sprawę z postępów, jakie czyni w Chicago gierkowska propaganda, usiłująca wciągnąć w działania reżimu szerokie polonijne rzesze. Wydanie pierwszego numeru „Szańca” nastąpiło tuż po obchodach w Chicago 30. rocznicy zbrodni katyńskiej. Główne chicagowskie obchody zorganizowano w kościele św. Trójcy. Uczestniczył w nich kpt Donald Stewart, który groby katyńskie oglądał na własne oczy. Obecny był Roman Puciński, który w Kongresie Stanów Zjednoczonych prowadził przesłuchania dotyczące Katynia. Jak zauważał komentator „Szańca” Jerzy Szczerbiec, frekwencja przeszła wszelkie oczekiwania. Sporo było kombatantów oraz nowo przybyłych z Polski. Uczestnicy uroczystości wpłacali datki na budowę katyńskiego pomnika. Autor pisał także o liście nieobecnych.

„Zastanawiający jest fakt, że nie było tam naszych dobrych znajomych ze środków masowego przekazu. Niektórzy z nich odmówili nawet podania przez radio wiadomości o akademii. Czyżby nie czuli się Polakami? Czego się bali? Mam tutaj na myśli tych „najpoważniejszych” i najpopularniejszych komentatorów Radia Polskiego wśród Polonii!! Skądinąd znana jest nam ich „patriotyczna” działalność polegająca na żerowaniu na uczuciach rodaków, a w zamian za to otrzymywaniu zaszczytnych wyróżnień w postaci wywiadów, pochlebnych artykułów w krajowych tygodnikach, corocznych wyjazdów do kraju w celu wręczania nagród dla najpopularniejszych śpiewaków i pieśniarzy, pokazywaniu swojej twarzy w polskiej TV itp”.16

W pierwszym numerze „Szańca” omawiano inicjatywę powołania „Kongresu Młodzieżowego” działającego przy Kongresie Polonii Amerykańskiej. Myśl przyszła z Kanady, gdzie od kilku lat z powodzeniem działał Młodzieżowy Kongres Polonii Kanadyjskiej. Organizacja ta miała swoją własną konstytucję, wydawała swoje pismo. „Szaniec”, stanowiący jądro owej Młodzieżowej Komisji KPA zadowolony był, że w Chicago nie utworzono odrębnej organizacji. Uważano, że działanie w ramach KPA jest znacznie lepszym rozwiązaniem.17

Zdano sobie jednak sprawę z nieefektowności działania tej organizacji. Postępy reżimowej polityki budowania mostów stanowiły główną troskę autorów „Szańca”. Dano temu wyraz w drugim numerze w redakcyjnym artykule z cyklu „Nasza troska”. Redakcja stwierdza także, że wielu młodych przybyszów z Polski nie zapisuje się do polonijnych organizacji. Widoczny jest brak łączności między najnowszą emigracją, a przywódcami polonijnymi. Obserwowany jest także brak zaufania. Wina leżała – zdaniem redakcji „Szańca” po obu stronach.

„Jak można mieć zaufanie do prezesów czy wiceprezesów wydziałów stanowych KPA, którzy regularnie podróżują do Polski i nieupoważnieni przez nikogo udzielają fantastycznych wywiadów dla krajowych tygodników. Z tych to tygodników dowiadujemy się, że ten czy ów zwykły śmiertelnik jest np. doradcą prezydenta Stanów Zjednoczonych. Czy tego rodzaju działacze nie zdają sobie sprawy, że kompromitują samych siebie? że szkodzą KPA? Ostatecznie, jeśli pragną podróżować nikt im tego nie zabroni. Ale jeśli piastują jakąkolwiek odpowiedzialną funkcję, ich reżimowe powiązania są groźnym ostrzeżeniem dla całej emigracji.

Jak można mieć zaufanie do niedawno obranego wiceprezesa Wydziału Stanowego Illinois, który wbrew uchwałom i działalności KPA prowadzi zbiórkę na odbudowę Zamku Warszawskiego, pozostając w powiązaniu z przedstawicielami reżimu. Jak wiadomo istnieje Komitet Odbudowy Zamku przy KPA, powołany i zatwierdzony na ostatniej konwencji KPA w Detroit, który upoważniony jest do prowadzenia zbiórki, zgodnie z interesami Polonii i narodu polskiego. Działalność wyżej wymienionego wiceprezesa jest nie tylko sprzeczna z wytycznymi KPA, ale jest również działalnością rozbijającą Kongres.

Jak można wreszcie mieć zaufanie do wiceprezesa, który znany skądinąd ze swoich przekonań rozpoczął nagle lansować politykę Ery Negocjacji”.18

Mając nader smutne doświadczenie ze współpracy z KPA Młodzi dołączyli się do założonej jesienią 1975 roku grupy „Pokolenie” Związku Narodowego Polskiego. Założenie grupy miało pomóc w osiągnięciu wpływu na działania Związku Narodowego Polskiego, i miało upolitycznić działania tej organizacji. Grupa „Pokolenie”, która zbierała się w domu Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej – była miejscem ożywionych dyskusji. Na spotkania grupy przychodził czasami Alojzy Mazewski prezes KPA i ZNP. Podczas dyskusji próbowano wytyczyć wspólne stanowisko w kwestiach politycznych. W czerwcu 1976 roku grupa „Pokolenie” zbierała fundusze na poparcie Komitetu Obrony Praw Człowieka i Obywatela w Polsce. Było to radykalnym odejściem od panującej politycznej apatii w ośrodkach polonijnych.

W czwartym, ostatnim numerze „Szańca”, po raz kolejny krytykowano dającą się coraz częściej zauważyć uległość wobec reżimu w Warszawie.

„(…) Na myśl przychodzi smutne porównanie. Jest w Kanadzie Polonia Kanadyjska, jest Związek Polaków. Jest Fundacja Reymonta… ostatnio prasa doniosła, że obie wyżej wymienione organizacje wystąpiły z Kongresu Polonii Kanadyjskiej. Powód – zbyt sztywne stanowisko Kongresu wobec reżimu komunistycznego. Czy na to samo zanosi się w USA? Miejmy nadzieję, że nie. Jesteśmy natomiast świadkami innego procesu, dążącego do zneutralizowania działalności Kongresu Polonii Amerykańskiej. Z organizacji politycznej staje się organizacją społeczną. O działalności KPA coraz częściej decydują ludzie nie mający zielonego pojęcia o sprawach polskich, dla których idea niepodległości jest obca. Uwidoczniło się to na ostatnim zjeździe Kongresu w Detroit. Na kilkanaście komitetów tylko jeden zajmował się sprawami polskimi. Był to Komitet Spraw Polskich. Wśród kilkudziesięciu jego członków 95 proc. wywodziło się z emigracji wojennej. Większość z nich to kombatanci. Nie było ani jednego przedstawiciela starej emigracji, ani jednego prezesa urodzonego w USA i chyba tylko jeden Amerykanin polskiego pochodzenia. (…)

(…) wytyczne pozostają bez znaczenia, jeżeli ich autorzy kumają się z reżimem. A przecież jest wiele spraw do załatwienia, spraw wymagających zdecydowanych przywódców i zorganizowanej Polonii”.19

Jak widać młodzi autorzy nie oszczędzali polonijnych organizacji. Widzieli, jakie sukcesy odnosi reżimowa polityka w mentalności Polonii amerykańskiej. W Chicago pojawiało się coraz więcej komunistycznych wydawnictw. W programie telewizyjnym, prowadzonym przez Roberta Lewandowskiego, coraz więcej było materiałów specjalnie przygotowanych w Warszawie. Propaganda zachęcała do odwiedzania kraju, inwestowania tam swoich oszczędności, a przynajmniej odwiedzania Jasnej Góry. Polskę ukazywano jako prężnie rozwijający się kraj, produkujący coraz więcej nowoczesnych wyrobów. A przede wszystkim kraj stabilny. W erze koegzystencji dwóch supermocarstw wyrazem politycznego realizmu miała być akceptacja tego faktu. Polska miała zostać po wsze czasy w rosyjskiej strefie wpływów, a rodacy w kraju powinni ugiąć się wobec nieodwracalnej rzeczywistości. Polonusi uznający realia, mają w dodatku świetną okazję, aby na tym dobrze zarobić. Uwzględniając ówczesny przelicznik dolara, warto było zostać „realistą”.20

Na początku lat siedemdziesiątych wydawać się mogło, że możliwość zmian politycznych w istniejącym układzie sił jest mało realna. Niewzruszona w swoim stosunku do PRL pozostała w zdecydowanej większości emigracja żołnierska. Ludzie doświadczeni w łagrach sowieckich i na polach bitewnych II wojny światowej, byli w swojej masie odporni na komunistyczną propagandę. Ci, którzy przybyli po roku 1956, rzadko włączali się do pracy w polonijnych organizacjach. Byli to ludzie, którzy na własnej skórze doświadczyli sowieckiego komunizmu. Nie potrafili zaakceptować skostniałych struktur polonijnych organizacji.21

„Przywożą (…) ze sobą nowe wartości, odrębne doświadczenie życiowe, inne spojrzenie i podejście do wielu spraw, które nie zawsze zasiedziałym w Ameryce Polakom przemawiają do przekonania. Są inni i swoją nowością i odrębnością zakłócają ustalony wśród Polonii porządek rzeczy. Nie mieszczą się w życiu polonijnym. Na taki stan rzeczy składa się wiele czasami bardzo skomplikowanych, czasami bardzo prostych powodów.

Nowo przybyłym stawia się wiele zarzutów. Przede wszystkim aspołeczność, brak udziału w życiu polonijnym, nie popieranie akcji zorganizowanej Polonii, nie wykupywanie polis ubezpieczeniowych bratnich organizacji, nie uczęszczanie na zebrania i tak dalej i tak dalej”.22

Redakcja stwierdza, że wiele z zarzutów dotyczących nowo przybyłych jest niepoważna, czasami wręcz śmieszna. Na przykład, że nowo przybyli popierają artystów z Polski, a ignorują polonijnych. Autorka „Szańca” słusznie podkreśliła, że przecież koncerty te organizowane są przez reprezentantów starej Polonii i to oni na tym zarabiają.

„Najsmutniejsze w tym wszystkim chyba jest to, że Polonia nie zna nowo przybyłych. Po prostu nie zna tej ogromnej masy ludzi, którzy z Polski popaździernikowej tu przybyli”.23

Redakcja stwierdza że nowo przybyli wysyłali dzieci do sobotnich szkół języka polskiego. Także w dwóch chicagowskich szkołach średnich, gdzie wykładany jest język polski dzieci nowo przybyłych stanowią najliczniejszą grupę. Podobnie jest na uniwersytecie stanowym, gdzie prowadzone są wykłady z literatury polskiej. W przeważającej mierze słuchaczami tych wykładów są nowo przybyli.24

Studenci założyli na uczelni swój Klub i dokładają swoją cegiełkę do życia polonijnego, chociażby poprzez składanie dotacji – między innymi na budowę pomnika katyńskiego.

„Szaniec” nie dostrzega realnych przyczyn, dla których mogłyby istnieć tak silne pokoleniowe podziały i konkluduje:

„Przyjrzyjmy się starszemu pokoleniu nowo przybyłych – nie zabrakło ich pod konsulatem gdy protestowała zorganizowana Polonia. Nie zabrakło ich na Akademii Kopernikowskiej, gdy cała Polonia składała hołd wielkiemu Polakowi.

I wszyscy, czy to nowo przybyli, czy emigracja powojenna, czy też ta dawniejsza pochodzimy z jednego kraju. I chyba o wiele więcej nas łączy aniżeli dzieli. Stworzone rozdźwięki trudne są do zapomnienia tylko przez przyziemnie myślących szaraków. Czy nie czas na zmianę postaw i poglądów, dobra wola z każdej strony i wzajemne zrozumienie może tylko pomóc Polonii. Zamiast więc układać listę zarzutów lepiej będzie wykazać dobrą wolę. Nieporozumienia rozbijają jedność, a społeczeństwo amerykańskie tylko wtedy będzie się z nami liczyć, gdy będziemy zorganizowani i silni”.25

Autorzy zdawali sobie także sprawę ze słabości innych polonijnych instytucji. Sporo miejsca poświęcono w publicystyce opłakanemu stanowi Kolegium Związkowego.26

Czytając kolejne numery „Szańca” uderza niemal całkowity brak komentarzy dotyczących sytuacji międzynarodowej, ocen polityki prowadzonej ówcześnie przez Stany Zjednoczone. Autorzy niemal w całości koncentrowali się na historii, sprawach polskich i polonijnych. Tylko na marginesie odnosili się do sytuacji panującej na świecie, krytykując obowiązującą wówczas doktrynę koegzystencji między mocarstwami. W artykule „Chandra” opisując jeden z typowych dla owych czasów odczytów tak zwanych ekspertów autor stwierdzał:

„Amerykańska doktryna koegzystencji została wprowadzona w życie z chwilą uzyskania przez Sowiety statusu supermocarstwa – mówił – Wszystko polega na schodzeniu tak i przez Stany jak i przez Sowiety w kierunku wspólnej drogi. Sowiety schodzą z pozycji ich konserwatywnego komunizmu a my z pozycji naszego konserwatywnego kapitalizmu. Gdy wkroczymy na wspólną drogę na świecie zapanuje pokój”.

Popatrzyłem po sali. Chyba do nich trafiało. A przecież te wywody z lat trzydziestych już dawno okazały się fałszywym naiwniactwem”.27

Autor przypominał komunistyczne zbrodnie, także w stosunku do Polaków i wykazywał naiwność myślenia o zbliżaniu się do siebie obu systemów.

Przy innej okazji broniono emigranta zamieszkałego w Kanadzie, który spoliczkował Ministra Spraw Zagranicznych Związku Sowieckiego, Aleksieja Kosygina. Reakcję jego uważano za naturalną i zrozumiałą. Kosygin dostał to, na co sobie zasłużył.

Choć „Szaniec” wydawano anonimowo, oczywiście w Chicago domyślano się kto za tym stoi. Nic dziwnego, że liderzy Kongresu i ZNP, a między organizacjami tymi istniała pełna fuzja personalna, coraz bardziej nieufnie spoglądali w stronę osób skupionych w Komitecie Młodzieżowym KPA. Liderzy dbali o to, aby czasem „niepokorni” nie objęli jakiś poważniejszych funkcji. Starali się ograniczać ich wpływy. Gniewnych autorów nie dopuszczano na łamy „Dziennika Związkowego” i „Zgody”, traktowano jako zło konieczne. Z jednej strony nie można było wprost wyrzucić tych ludzi tylko za to, że prezentują twarde, antykomunistyczne poglądy i otwarcie mówią o potrzebie walki o niepodległość kraju. Dbano o to, aby „młodzież” zbytnio nie urosła w siłę. Nie brakowało także głosów, że „Szaniec” rozbija Polonię. Padały one głównie ze strony tych, którzy liczyli na ułożenie stosunków z komunistyczną władzą.

Ze swojej strony „młodzi” pozostawali w Kongresie tylko z jednego powodu. Starali się o to, aby osoby pragnące „koegzystencji z komunistyczną władzą” nie były wybierane do władz organizacji. Po zakończeniu wydawania „Szańca” w działaniach podejmowanych w ramach Kongresu zwracano uwagę na problematykę praw człowieka w Polsce i w innych krajach opanowanych przez Rosję Sowiecką. Baczną uwagę zwracano również na przejawy ksenofobii i nieprawdziwych opinii o Polakach. Walczono z dowcipami o Polakach, jakie pojawiały się czy to w wydawnictwach czy programach telewizyjnych. W ówczesnej prasie często pojawiały się wzmianki o „polskich obozach koncentracyjnych”. W innych publikacjach pomniejszano wkład Polski w zwycięstwo aliantów w II wojnie światowej. Reagowano na to pisząc listy do redakcji, zamieszczając sprostowania. Pracując społecznie w biurze Kongresu Polonii Amerykańskiej pomagano także nowo przybyłym Polakom w załatwianiu wielu codziennych spraw.28

W 1974 roku szerokim echem wśród nie tylko chicagowskiej Polonii odbiło się Forum Polonijne, jakie zorganizowano w Krakowie. Zauważono, że obradom reżimowego Forum współprzewodniczył działacz KPA z Chicago Mitchell Kobeliński. Kobeliński obrady prowadził razem z „towarzyszem” Wiesławem Adamskim, szefem „Towarzystwa Polonia”. Do Krakowa przyjechał między innymi prezes Fundacji Kościuszkowskiej dr Eugeniusz Kusielewicz. Obecny był redaktor naczelny „Głosu Ludowego” z Detroit – Stanisław Nowak. W Krakowie nie zabrakło chicagowskiego radiowca i wiceprezesa Stowarzyszenia Biur Podróży – Adama Grzegorzewskiego oraz od dawna posądzanego o współpracę z reżimem księdza Michała Pawełka, właściciela biura podróży i kasy zapomogowej. W Krakowie pojawił się prezes Związku Lekarzy Polskich w USA – Aleksander Rytel. Komunistyczna prasa podkreślała rzeczowy charakter obrad. Uczestnicy Forum przyjęci zostali także przez I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka i wysłuchali jego przemówienia. W dyskusji Polonusi podkreślali dumę i radość z szybkiego rozwoju Polski. Goście z USA w publicznych wypowiedziach stwierdzali, że Polska stała się krajem w pełni nowoczesnym.29

Dla działaczy Koła Młodzieżowego KPA krakowska wyprawa działaczy polonijnych, zwłaszcza udział w obradach wiceprezesa Kongresu, stanowiła skandal. Była złamaniem fundamentalnej zasady bojkotowania reżimowych władz. Rozpoczęto więc starania o ograniczenie wpływów Kobelińskiego we władzach KPA. Kobeliński zmuszony został do przyznania, iż w Krakowie występował we własnym imieniu i nie posiadał formalnego pełnomocnictwa ze strony Kongresu Polonii Amerykańskiej. Wzywano do nieuczestniczenia w imprezach organizowanych przez osoby współpracujące z reżimem. W ramach tej akcji namawiano do rezygnacji z wyprawy na piknik organizowany na południowej stronie Chicago przez ks. Michała Pawełka. Wskazywano, że osoby uczestniczące w tego typu zjazdach nie powinny pełnić żadnych funkcji w organizacjach polonijnych.

22 lipca 1974 roku odbyła się manifestacja pod zakupionym za 180 000 dolarów pałacykiem – prywatną rezydencją Konsula Generalnego PRL w miasteczku Wilmette. W manifestacji uczestniczyli kombatanci oraz młodzież z Koła KPA. Na niesionych transparentach wzywano Związek Radziecki do opuszczenia Polski, wskazywano że komunizm jest wrogiem wolności, a Polska nie jest krajem wolnym lecz znajduje się pod sowiecką okupacją.

Interesowano się także losem więźniów politycznych w PRL. Młodzież skupiona w Kole KPA powielała i kolportowała informacje o losie aresztowanych i skazanych przez władze członkach organizacji „Ruch”. Wspomniano o wyrokach jakie zapadły w procesach Andrzeja Czumy, Emila Morgiewicza, Stefana Niesiołowskiego, Benedykta Czumy i innych. W 1974 roku napiętnowano prokuratora generalnego Lucjana Czubińskiego za to, iż działacze „Ruchu” nie zostali zwolnieni w wyniku ogłoszonej amnestii. Konsekwentnie domagano się zwolnienia wszystkich więźniów politycznych. O sprawie „Ruchu” informowano władze amerykańskie, domagając się podjęcia działań na rzecz poprawy stanu przestrzegania praw człowieka w Polsce. W tym czasie, już po założeniu firmy „Xpras” Rac, Sromek i koledzy dysponowali swoją własną drukarnią, co pozwalało na powielanie niezbędnych materiałów. Drukarzem grupy był Marian Sromek, który często po pracy wykonywał zlecenia i reperował stare rupiecie drukarskie. Choć Sromek nie posiadał wykształcenia w tym kierunku, był podobnie jak Krzysztof Rac inżynierem, to jednak pracując społecznie po godzinach, zdobył drugi zawód. Drukarnia w tym czasie stała się także miejscem towarzyskich spotkań grupy oraz licznych dyskusji.

Działalność Koła Młodych budziła coraz wyraźniejsze niezadowolenie władz Kongresu. Nie mogło to stanowić zaskoczenia. Wielu działaczy skupionych wokół Alojzego Mazewskiego coraz bardziej skłaniało się w kierunku polityki odprężenia w stosunkach z komunistycznym reżimem. Argumentowano, że skoro Stany Zjednoczone prowadzą politykę „detente” z Rosją Sowiecką, to nie ma sensu być bardziej papieskim od papieża. Przecież świata nie zmienimy – dowodzono. Ponadto dla wielu polonijnych biznesmenów, jak chociażby wspomnianego przy okazji relacji z Forum Polonijnego w Krakowie Mitchella Kobelińskiego, czy niektórych właścicieli biur podróży, jak Adama Grzegorzewskiego, realizm polityczny oznaczał możliwość prowadzenia intratnych interesów z reżimem. Kobeliński miał niezwykle rozległe plany inwestycji w Polsce. Sytuacja w Kongresie Polonii Amerykańskiej stawała się więc napięta. „Młodzi” wspierani byli przez wielu kombatantów. Mieli jednak także swoich przeciwników. Problem polegał na tym, że zwolennicy współpracy z Edwardem Gierkiem, zdobywali coraz szersze poparcie biznesowych kół Polonii. Z tego właśnie powodu dla Koła Młodych nie było dostępu do „Dziennika Związkowego”, „Zgody” i innych wydawanych wówczas pism polonijnych.30

Nie mogli także liczyć na poparcie polonijnych polityków. Stara Polonia w Chicago tradycyjnie głosowała na reprezentantów Partii Demokratycznej. Tradycja mniejszości głosowania w ramach partii Demokratycznej wynikała z historycznej dyskryminacji grup etnicznych przez większość anglosaską, głównie związaną z partią republikańską. Ta nieszczęsna tradycja była przyczyną tego, że Polonia często głosowała przeciw własnym i polskim interesom.31

Zmieniać zaczęła się sytuacja w Polsce. Stało się jasnym iż naród polski dąży do odzyskania wolności, że nie akceptuje rządów narzuconych przez sowieckich aparatczyków. Również, administracja w Waszyngtonie coraz głośniej zaczynała mówić o prawach człowieka.

Na przełomie 1975 i 1976 roku w Londynie ogłoszono program założonego przez Zdzisława Najdera, Polskiego Porozumienia Niepodległościowego. W największym skrócie program PPN zakładał całkowite uniezależnienie się od ZSRR, wyjście z Układu Warszawskiego, wprowadzenie ustroju demokratycznego i swobód obywatelskich, zniesienie cenzury, przywrócenie wolności słowa i stowarzyszania się, dopuszczenie sektora prywatnego do swobodnej działalności gospodarczej. Postulował pojednanie z Niemcami, czego gwarancją byłoby wejście do wspólnoty europejskiej. Zakładał popieranie dążeń niepodległościowych Ukrainy, Białorusi i Litwy. W Chicago skupieni w Kole Młodych, choć mieli wiele zastrzeżeń co do programu PPN, natychmiast powielili go w sporym nakładzie i kolportowali w mieście. Oryginalną akcją było wkładanie programu PPN-u do książek w polonijnej księgarni prowadzonej przez pana Puacza. Program PPN-u rozkładano w polonijnych sklepach, choć wielu właścicieli szybko usuwało go z półek. Dla działaczy Koła Młodych, od początku jasno stawiających postulat niepodległości kraju, ogłoszenie programu PPN-u stanowiło ważne wydarzenie. Powstawała pierwsza opozycyjna wobec reżimu grupa. „Koło Młodych” mogło zabiegać o pomoc dla nich i popularyzować ich wydawnictwa i raporty.

Powstanie PPN-u miało także wpływ na sytuację w Chicago. Zwolennicy ułożenia stosunków z reżimem Edwarda Gierka nie mogli już mówić, że Polacy zadowoleni są z panujących rządów i poprawy warunków życia, że gremialnie popierają komunistyczną władzę. Rozpoczęcie procesu powstawania w Polsce opozycji demokratycznej zmuszało liderów Kongresu do zachowania ostrożniejszej postawy.32

Nie mogli już ignorować opozycji demokratycznej w Polsce. Jej postulaty musieli uwzględniać w swoich działaniach, zwłaszcza, że uaktywniły się także organizacje kombatantów popierające odważnych ludzi w Polsce, decydujących się otwarcie głosić swoje poglądy. Proces powstawania opozycji demokratycznej z pewnością ułatwił działalność polonijnej młodzieży skupionej w Kole Młodych. Stało się jasne, że polityka ugody z komunistyczną władzą prowadzona jest wbrew interesom narodu w kraju.

Kiedy w Chicago dyskutowano nad formami pomocy dla nieśmiało jeszcze kiełkującej opozycji demokratycznej w Polsce, zbliżały się dramatyczne wydarzenia 24 czerwca 1976 roku. Telewizja w kraju transmitowała wystąpienie premiera Piotra Jaroszewicza zapowiadającego drastyczne podwyżki cen żywności. Zapowiedź podwyżki cen, nawet do 70 proc. jaskrawo pokazywała, że gierkowska polityka budowania dobrobytu za zachodnie kredyty legła w gruzach. W całym kraju doszło do strajków. Najpoważniejsze wystąpienia zanotowano w Radomiu. Gwałtowność wystąpień spowodowała, że władze lokalne ogłosiły stan wyjątkowy i czasowo zamknęły wszystkie zakłady pracy. W efekcie na ulice wyszły zrewoltowane tłumy mieszkańców miasta – łącznie kilkadziesiąt tysięcy ludzi. W trakcie manifestacji, tak jak na Wybrzeżu w 1970 roku, podpalono budynek komitetu wojewódzkiego PZPR w Radomiu. W trakcie zajść miasto zostało całkowicie spacyfikowane przez liczne oddziały ZOMO. W walce z manifestantami używano amunicji ostrej, gazu łzawiącego i armatek wodnych. Skala aresztowań osiągnęła znaczne rozmiary. Aresztowanych poddawano torturom polegającym na przechodzeniu przez szpaler milicjantów tłukących aresztanta pałkami, co ironicznie nazwano ścieżkami zdrowia. Do strajków doszło w wielu innych miastach. „Władza” odpowiedziała represjami i wielką akcją propagandową. Na licznych wiecach „spontanicznie” potępiano chuliganów i warchołów. Polscy intelektualiści przeciwstawiając się akcji propagandowej reżimu – zawiązali Komitet Obrony Robotników. Robotnicy sądzeni w Radomiu otrzymywali pomoc prawną. A rodziny pozbawione środków do życia pomoc finansową.

Wydarzenia Czerwca 1976 roku odbiły się szerokim echem wśród amerykańskiej Polonii. W dużej mierze z inicjatywy Koła Młodych w KPA powołano komitet na czele którego stanął Jan Jurewicz.33 Komitet wydał odezwę, którą wydrukował Marian Sromek w drukarni „Xprasu”. W odezwie czytaliśmy między innymi:

„Powszechne demonstracje robotników polskich przeciwko drastycznym, przeciętnie o 60 proc., i arbitralnie narzuconym podwyżkom cen artykułów żywnościowych ogłoszonym w czerwcu br. spotkały się z masowymi represjami, których celem jest złamanie ducha narodu polskiego i zmuszenie go terrorem do uległości wobec narzuconej przez Kreml komunistycznej dyktaturze Polski. (…) Tysiące robotników osadzono w więzieniach, drugie tyle zwolniono karnie z pracy, co w warunkach gdzie państwo jest jedynym pracodawcą, równa się pozbawieniu ofiar i ich rodzin środków do życia. Wyrazem dramatycznej sytuacji tych rodzin było powstanie w Polsce komitetu pomocy rodzinom robotniczym, na czele którego stanęli odważnie polscy intelektualiści.

Polonia amerykańska zawsze była czuła na krzywdę naszych braci w Polsce. I tym razem nie możemy pozostać głusi na dramat robotników polskich i ich rodzin. Nasza doraźna dla nich pomoc nie tylko umożliwi im przetrwanie, ale będzie także wyrazem naszej pamięci i solidarności z narodem polskim walczącym o swoje prawa i godność człowieka. W tym celu powstał przy Wydziale Kongresu Polonii Amerykańskiej Komitet Pomocy Ofiarom Prześladowań w PRL. Apelujemy o składanie ofiar na ten szlachetny cel”.

Zebrane środki finansowe miały być przekazywane do Polski za pośrednictwem „Kultury Paryskiej” lub zaufanych osób przybywających z Polski lub udających się do kraju. Grupa skupiona wokół Raca, Sromka i Włodarczyka wykorzystała także swoje możliwości poligraficzne, publikując materiały otrzymywane z kraju. Powielano materiały Komitetu Obrony Robotników jak i inne teksty napisane przez wybitnych polskich intelektualistów.34

Wkrótce także pojawiły się pierwsze możliwości spotkań z działaczami krajowymi odwiedzającymi Stany Zjednoczone. Okazje takie nie były częste, gdyż reżim komunistyczny zazwyczaj działaczom opozycji odmawiał wydania paszportu. Jednak 31 października 1976 roku odbyło się w Chicago pierwsze publiczne spotkanie z krajowym opozycjonistą. Stolicę amerykańskiej Polonii odwiedził profesor Edward Lipiński, wybitny polski ekonomista, jeden z założycieli Komitetu Obrony Robotników. Spotkanie zorganizowane zostało przez Studium Spraw Polskich i brali w nim udział przyszli „Pomostowcy”.35

Opis spotkania ukazał się w „Dzienniku Związkowym”. Już po obaleniu komunizmu historycy dotarli także do notatki ówczesnego wicekonsula PRL w Chicago, a obecnie specjalisty od spraw wywiadu w III RP Gromosława Czempińskiego. Czempiński drobiazgowo przełożonym w Warszawie relacjonował to wydarzenie. Warto przytoczyć obszerne fragmenty tego raportu:

„Staraniem skrajnie antykrajowej organizacji – Studium Spraw Polskich przy Kongresie Polonii Amerykańskiej – w dniu 31 października 1976 r. odbyło się spotkanie prof. Edwarda Lipińskiego z działaczami chicagowskiej Polonii. Profesor Lipiński kilka dni wcześniej spotkał się z przedstawicielami „Studium” w siedzibie Stanowego Uniwersytetu Michigan w Ann Arbor (jednym z wykładowców tej uczelni jest prof. Ehrenkreutz), gdzie według naszego rozeznania zapadła decyzja zorganizowania odczytu w Chicago.

Stąd pierwsze anonsy w prasie polonijnej o odczycie profesora ukazały się na 4 dni przed datą spotkania. Podkreślano w nich opozycyjność Lipińskiego wobec władz krajowych, określając go jako czołowego dysydenta znanego m.in. z „Listu 59” i autora listu otwartego do tow. Gierka. Tak prowadzona reklama prasowa zmierzała do nadania spotkaniu ostrza wybitnie antykrajowego.

Ściągnięcie na odczyt w ciągu 4 dni ponad 500 osób jest nienotowanym sukcesem organizacyjnym „Studium”, gdyż do tej pory nigdy nie udało się przyciągnąć szerszej uwagi Polonii na tego typu imprezy.

W spotkaniu udział wzięli przede wszystkim działacze znani ze swej antykrajowej postawy, bojówkarze i wszelkiego rodzaju elementy reakcyjne. Obecni byli m.in. wiceprezes KPA ¸ukomski, Kajkowski, Szternal, Stępień, Witkowski, Wilimczyk36, Mroczkowski, Węgrzyn oraz prezes KPA Mazewski. Na sali przeważali głównie działacze SPK, tego pokroju ludzie nadawali ton imprezie. Zadbano także, by na odczycie obecni byli również przedstawiciele tzw. „narodów ujarzmionych” (Ukraińcy Litwini, Czesi, Bułgarzy, Chorwaci). Zgromadzenie takiej ilości osób świadczy o możliwości skutecznego wykorzystywania propagandowego obecnej sytuacji społeczno-ekonomicznej w kraju przez reakcyjnych działaczy polonijnych. Zainteresowanie tą sytuacją – problematyką – umiejętnie inspiruje i podsyca prasa polonijna, która bez przerwy od lipca br. zajmuje się opisem wydarzeń czerwcowych i wyolbrzymieniem rozdźwięków między rządem PRL a Kościołem, rządem a polskimi intelektualistami, rządem a robotnikami, itp. Kampania ta niewątpliwie wpłynęła na nastroje w niektórych kręgach miejscowej Polonii. Uwzględniając te wszystkie elementy organizatorzy (i nie tylko) liczyli, że spotkanie będzie miało jednoznaczny, antyrządowy i antykomunistyczny charakter.

W tym kierunku zmierzało także wprowadzenie dra Moralewskiego, który przedstawił prof. Lipińskiego jako wybitnego naukowca, nestora polskich intelektualistów znanego m.in z licznych petycji do władz krajowych w obronie „ciemiężonych” robotników, który do USA przybył na zaproszenie ośrodków naukowych, by jako specjalista, a zarazem naoczny świadek, mógł podzielić się uwagami na temat funkcjonowania systemu socjalistycznego w Polsce i zwrócić uwagę amerykańskich intelektualistów na konieczność stałego kontrolowania wykonywania przez kraje socjalistyczne postanowień KBiW w Europie.

W tak przygotowanej atmosferze wykład prof. Lipińskiego rozczarował nieco słuchaczy, którzy spodziewali się jednostronnej krytyki panujących w Polsce stosunków społecznoekonomicznych. Tymczasem prelegent poddając jednoznacznej krytyce system rządów Gomułki, mówił jednocześnie nie tylko o błędach, ale również i o sukcesach obecnego kierownictwa partyjno-rządowego w Polsce. Wskazał również szereg obiektywnych przyczyn istniejących obecnie trudności ekonomicznych PRL (mała efektywność rolnictwa, niska wydajność pracy itp.) Rozczarowanie słuchaczy złagodziła nieco dyskusja po referacie. Warto podkreślić, że wszystkie pytania były zadawane anonimowo na kartach. Większość pytań miała charakter prowokacyjny, na które prof. Lipiński odpowiedział w sposób satysfakcjonujący słuchaczy.

(…) Zorganizowanie odczytu prof. Lipińskiego jest właściwie pierwszym poważnym, publicznym sukcesem „Studium Spraw Polskich”, które swym programem i absolutnie wrogą nam postawą budziło wiele kontrowersji nawet w łonie tzw. Działaczy „niepodległościowych”. Spotkanie to jest zarazem konkretnym przejawem działania określonych sił nieprzyjaznych nam grup polonijnych na styku kraj – Polonia, typowego dla ośrodków dywersji ideologicznej. Można oczekiwać, że sukces organizacyjny spotkania (bo tak należy go określić) wpłynie na kierunek dalszego działania tych ośrodków. Już obecnie obserwujemy zaktywizowanie się wrogich nam ugrupowań na odcinku dywersji na kraj. Mamy wiele sygnałów, że w poszukiwaniu kontaktów przedstawiciele „Free Poland” oraz chicagowskiej odmiany – grupy „Pokolenie” podejmują szereg prób dotarcia do osób przybywających z Polski. Szczególną aktywność przejawiają oni wobec większych zespołów np. „Mazowsze”, by w ten sposób znaleźć m.in. drogę przerzutu wrogiej nam literatury na kraj. Natomiast zespół Mieczysława Fogga został wykorzystany do prowadzenia przez demokratycznych działaczy KPA kampanii wyborczej na rzecz J. Cartera i demokratów.

Wydaje się, że na obecnym etapie możemy przeciwdziałać tej akcji poprzez szerszą opiekę nad osobami przybyłymi z Polski, odpowiednio wcześnie zaplanowaną, a więc uniemożliwiającą przechwytywanie tych osób przez ugrupowania reakcyjne”.

Autor opracowania wspomina także w swoim raporcie, że podczas spotkania zebrano nieco ponad 1600 dolarów, które mają zostać przekazane Komitetowi Obrony Robotników.37

Czempiński w swoim raporcie – donosie wymienia osoby związane z Kołem Młodzieżowym KPA. Wspomina i grupę „Pokolenie”. Zgodnie z Czempińskim, wizyta profesora Lipińskiego zaktywizowała ich działania. Propagują w USA wydawnictwa i komunikaty KOR, poświęcone wówczas głównie represjom stosowanym wobec uczestników czerwcowych protestów i osób niosących im pomoc. Zbierają również fundusze na wsparcie tej działalności.

Krzysztof Rac i Marian Sromek reprezentowali poglądy konserwatywne. Czuli się związani z Partią Republikańską. W odniesieniu do spraw polskich uważali iż jedyną właściwą postawą jest dążenie do pełnej niepodległości. Pomimo popierania KOR-u, nie potrafili zgodzić się z pozycją tej grupy, która wówczas lansowała „finlandyzację” kraju i budowę socjalizmu z „ludzką twarzą”. Zdając sobie sprawę z tych różnic, konsekwentnie jednak wspierali działania KOR, wychodząc z założenia, że warte poparcia są wszelkie niezależne od komunistycznych władz inicjatywy społeczne. Różnice ideowe miały mniejsze znaczenie, wspierać należało odważnych ludzi potrafiących z otwartą przyłbicą przeciwstawić się komunistycznemu reżimowi.38

Sytuacja uległa zmianie po październiku 1977 roku, kiedy ukazał się w Gdańsku pierwszy numer pisma „Bratniak”, odwołujący się do wartości narodowych oraz jasno stawiający postulat niepodległości. Krzysztof Rac, a z nim i grupa młodych, utożsamiła się ze środowiskiem „Bratniaka”. Zorganizowano wiec zbiórkę funduszy i do Gdańska wysłano dla środowiska „Bratniaka” pomoc finansową, która szybko dotarła do adresatów.39

Działaczy skupionych w Kole Młodych KPA interesowały nie tylko sprawy polskie. W 1976 roku w Chicago głośna stała się sprawa dyplomowanej pielęgniarki i aktywistki ruchu przeciwko wojnie wietnamskiej Jane Kennedy. Chicagowski kongresman z Partii Demokratycznej Ralph H. Metcalfe, profesor filozofii z uniwersytetu Loyola Gerard Grant oraz prawnik, profesor John Marshall Law School Elmer Gertz przedstawili nominację Jane Kennedy do pokojowej nagrody Nobla.40

Historia Jane Kennedy zaczęła się na początku lat sześćdziesiątych. Aktywistka brała udział w dziesiątkach manifestacji skierowanych przeciwko udziałowi Stanów Zjednoczonych w wojnie wietnamskiej. W 1969 roku skazana została na 18 miesięcy więzienia za spalenie dokumentów należących do Dow Chemical Co. Po wyjściu z zakładu karnego z jeszcze większym zapałem przystąpiła do antywojennej działalności. Została jedną z bardziej znanych aktywistek na południu Chicago. Ponownie została uwięziona po publicznym spaleniu dokumentów federalnych dotyczących poboru do wojska USA w Indianapolis. Sąd federalny wymierzył jej karę trzech lat więzienia. W 12 stronicowym uzasadnieniu dla Komitetu Nagrody Nobla stwierdzano, że Jane Kennedy, jako więzień polityczny, należy do całej międzynarodowej wspólnoty. Jej akcja, w której – jak podkreślano – nie używano przemocy nawiązuje do obywatelskiego nieposłuszeństwa Gandhiego i Martina Luther Kinga.

Poparcie dla kandydatury Jane Kennedy wyrażało wielu chicagowskich polityków Partii Demokratycznej. Ciepło o tej kandydaturze wypowiadał się kongresman Dan Rostenkowski i wielu innych polonijnych Demokratów, z wyjątkiem Romana Pucińskiego. Tym razem jednak Demokraci znaleźli oponentów także w polonijnych szeregach. Przeciwko kandydaturze wystąpili działacze skupieni w Kole Młodych KPA. Krzysztof Rac pisał w tej sprawie do Komitetu Nagrody Nobla w Sztokholmie i Konsula Szwecji w Chicago wyrażając protest wobec tej nominacji.41

Konserwatyści obawiali się, że po przyznaniu w 1975 roku nagrody dla Andrieja Sacharowa, Komitet może dla zrównoważenia wyróżnić kontrowersyjną, amerykańską działaczkę pokojową. Ostatecznie w 1976 roku nagrodę otrzymali Betty Williams i Mairead Corrigan, założycielki Północnoirlandzkiego Ruchu Pokoju (później przemianowanego na Wspólnotę Ludzi Pokoju).

Dla młodzieży skupionej w Kole Młodych KPA ważne było popieranie polonijnych kandydatów na urzędy. Z niepokojem obserwowano jak niewielu reprezentantów Polonii zasiada w Kongresie Stanów Zjednoczonych, lub sprawuje funkcje na szczeblu lokalnym. W 1976 roku zapowiedziano w Chicago przedterminowe wybory na burmistrza. Głównymi kandydatami byli Michael Bilandic i Roman Puciński. Urodzony w Buffalo w 1919 roku Roman Puciński, w czasie II wojny światowej zgłosił się na ochotnika do sił powietrznych. Uczestniczył w wojnie na Pacyfiku jako pilot bombowca. Brał udział między innymi w nalotach na Tokio. Po wojnie, po ukończeniu studiów pracował jako dziennikarz w Sun Times. Potem od 1959 do 1973 roku reprezentował Chicago w Izbie Reprezentantów. Jednym z głównych jego osiągnięć było zorganizowanie kongresowej Komisji do zbadania sprawy masakry katyńskiej. Potem Puciński po zmianie granic jego okręgu wyborczego i przegranych wyborach do senatu został radnym z 41 okręgu.

Działacze z Koła Młodych włączyli się w jego kampanię wyborczą. Pełną parą pracowały maszyny drukarskie. Produkowano odezwy w języku polskim i angielskim. Marian Sromek spędzał w piwnicy długie godziny, starając się, aby wystarczyło ulotek i innych materiałów. Niestety wybory pokazały, jak kiepsko Polonia jest zorganizowana. Choć Michael Bilandic nie zaliczał się do politycznych tuzów, pokonał Pucińskiego. Zwycięzca nie sprawował jednak swojego urzędu długo. W 1979 roku zmuszony został do ustąpienia po gwałtownych, rekordowych opadach śniegu, które na wiele dni sparaliżowały życie w mieście. Burmistrza oskarżono o nieudolność w walce z żywiołem.

Mimo udziału w amerykańskim życiu politycznym nadal najważniejsze pozostawały sprawy polskie. W kraju rozwijała się opozycja demokratyczna. 25 marca 1977 roku powstał Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela. Uczestnikiem Ruchu zostało między innymi gdańskie środowisko „Bratniaka”. Czołowi działacze Ruchu, jak Leszek Moczulski, na pierwszym miejscu stawiali sprawę niepodległości kraju. Domagali się od władz umieszczenia w Dzienniku Ustaw podpisanych przez Polskę Paktów Praw Człowieka i Obywatela. W Chicago zdawano sobie sprawę, że pomoc polityczna dla opozycji jest najważniejszym zadaniem, jakie stoi przed Polonią. Panująca sytuacja to ułatwiała. Administracja prezydenta Jimmy Cartera propagowanie praw człowieka uważała za jedno z najważniejszych zadań. Poparcie dla stanowiska administracji w imieniu Wydziału Stanowego KPA wyraził Krzysztof Rac w liście do prezydenta Cartera wysłanym 22 marca 1977 roku. W imieniu Komitetu Obrony Praw Człowieka, działającym przy KPA, wyrażał on swoje poparcie dla tak zdecydowanego traktowania problematyki praw człowieka. Stwierdzał, iż zapewne przysporzy to Ameryce przyjaciół na całym świecie. Dodał, przy okazji, iż Komitet może dostarczyć administracji przykłady łamania praw człowieka w Polsce.

W zdawkowej odpowiedzi, która nadeszła z Białego Domu potwierdzano, że prawa człowieka to jeden z priorytetów prezydenta.42

Sprawa nie była bez znaczenia, gdyż na koniec 1977 roku planowano wizytę prezydenta USA w Polsce. Administracji przypominano więc, że przed przyjazdem do Warszawy prezydenta Stanów Zjednoczonych reżim w Warszawie powinien spełnić postulat opozycji i umieścić w Dzienniku Ustaw wspomniane Pakty Praw Człowieka. W tym kierunku działała także amerykańska administracja. Akcja zakończona została sukcesem i przed przyjazdem Cartera do Polski, pod koniec grudnia 1977 roku, reżim w Warszawie uległ naciskom i umieścił w Dzienniku Ustaw stosowne przepisy. Co prawda nikt nie liczył, że nagle Polska pod rządami Edwarda Gierka stanie się wzorem przestrzegania praw człowieka, że ustaną szykany i represje stosowane wobec działaczy opozycji demokratycznej. Tym niemniej reżim musiał iść na ustępstwa.

Akcję nacisku na władze w USA, aby pamiętały o działaniach opozycji w Polsce, prowadził, dzięki aktywności Koła Młodych, Wydział Stanowy Kongresu. Władze krajowe KPA nie przejawiały w tej dziedzinie większej aktywności. Nie mieli oni szans, aby w Kongresie mieć poważniejsze wpływy. Wielu, od czasów „Szańca”, otwarcie krytykowało środowisko skupione wokół Krzysztofa Raca, Mariana Sromka i Waldemara Włodarczyka. Dzięki możliwościom poligraficznym „młodzi” mogli kolportować niezależne wydawnictwa nadchodzące z Polski, w ten sposób oddziałując na środowisko polonijne. Organizowanie szerszej akcji w oparciu o Kongres było niemożliwe.

Coraz lepiej zdawano sobie sprawę o konieczności stworzenia polskiego lobby. Powinno ono reprezentować postulaty wysuwane przez opozycję demokratyczną w Polsce i wpływać na politykę amerykańską.

Kongres takich możliwości nie stwarzał. Po latach, często jałowego działania w strukturach Kongresu, nie osiągnięto większego efektu. Antykomunistyczna retoryka Ronalda Reagana, gubernatora Kalifornii, podbudowywała młodych działaczy. Sympatię budził konserwatywny, przywracający dumę i wiarę w nieograniczone możliwości Ameryki – ton jego wypowiedzi.

Był on w jaskrawej sprzeczności z „umiarkowaną” postawą Jimmy’ego Cartera, uprawiającego zgodnie z doktryną Sonnelfelda detente ze Związkiem Sowieckim. Góra chicagowskiej Polonii jak najbardziej związana była z tą postawą, tak więc koło młodych przy KPA nie mogło liczyć na żadne poparcie. Otoczeni przez wrogie środowisko polityczne młodzi zdecydowali się na rozpoczęcie działalności na własną rękę. Nie bez znaczenia pozostawał fakt, że w kilka lat po ukończeniu studiów ustabilizowali już swoją sytuację zawodową. Zyskali materialną niezależność. Ustabilizowane życie osobiste, pomoc najbliższych pozwalała myśleć o podjęciu działań zakrojonych na szerszą skalę.

W 1977 roku grupa Krzysztofa Raca spotkała się w Chicago z Pawłem Bąkowskim, reprezentantem polskiej opozycji demokratycznej. Nawiązali z nią własne kontakty. Chcąc pomagać Polsce, wysyłać pomoc nie potrzebowali już pomocy KPA czy innych organizacji.

Od