Strona główna » Obyczajowe i romanse » Prawo miłości

Prawo miłości

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-66074-67-5

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Prawo miłości

Trzeci tom jednej z najlepiej ocenianych serii erotycznych na świecie!

Kiedy Andrew ostrzegał ją, że jest zimnym i bezdusznym draniem, który nigdy się nie zmieni, powinna była mu uwierzyć. Jednak teraz jest już za późno, bo Aubrey się zakochała.

Wydawało się, że wszystko między nimi się układa, ale Andrew wywinął taki numer, że, Aubrey oprócz miłości będzie musiała znaleźć w swoim sercu miejsce na nienawiść, bo nigdy mu nie wybaczy tego, co zrobił.

Andrew jest przekonany, że Aubrey da się zastąpić, więc wpada w wir przypadkowych randek. Jednak każda kobieta, do której chce się zbliżyć, przypomina mu blondwłosą piękność, w której oczach przeglądał się tyle razy. Chociaż wyrzucił Aubrey ze swojego życia, nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo stała się dla niego ważna.

Czy Aubrey da kolejną szansę mężczyźnie, który tak głęboko ją zranił?

___

O autorce

Whitney G. – optymistka przed trzydziestką, która ma obsesję na punkcie dalekich podróży, herbaty i pysznej kawy. Przy okazji jest bestsellerową pisarką „The New York Times” i „USA Today” oraz współautorką „The Indie Tea” – inspirującego bloga poświęconego tematyce romansów. Kiedy nie czatuje z czytelniczkami na fanpage’u, spędza czas na dopieszczaniu swojej strony internetowej. A jeśli nie robi nawet tego, to prawdopodobnie zanurza się w świat kolejnej zwariowanej książki, którą tworzy.

Polecane książki

Pierwsza od dwóch dekad, oparta na głębokich badaniach archiwalnych, pionierska pod względem perspektywy badawczej biografia Jerzego Andrzejewskiego przynosi nieznany obraz pisarza.   Autorka książki skupia się na życiu osobistym twórcy, które w istotny sposób kształtowało jego przekonania, idee i d...
Czy wiesz, co może się stać, gdy nie pilnujesz swojej prywatności?W Lesie Kabackim zostaje zastrzelona młoda kobieta, matka kilkuletniej dziewczynki. Niedługo po tym w podobnych okolicznościach ginie druga kobieta – także matka. Obie ofiary nieustannie dzieliły się prywatnością swoją i swoich dzieci...
Pałac cesarski w Konstantynopolu, rok 1111. Dwunastoletnia Malmfrid, córka wielkiego księcia Mścisława Haralda z Nowogrodu i Szwedki Kristin, oczekuje w napięciu spotkania ze swym przyszłym mężem. Jest to król Sigurd Jerozolimski, który w drodze do Norwegii z wyprawy krzyżowej do Ziemi Świętej od...
Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej. A dual Polish-English language edition. Mabinogion. „Cztery gałęzie” Mabinogi. Przełożył Andrzej Sarwa. The Mabinogion. Four Branches of the Mabinogi. Translated by Lady Charlotte GuestPrastare celtyckie sagi (walijskie). Jest to pierwszy ...
Devon Delaney właśnie powinęła się noga. Podczas wakacji u babci, dziewczyna poznała nową koleżankę, Lexi. Lexi była zachwycona, słuchając opowieści Devon o wielkiej szkole, o fantastycznych przyjaciołach oraz randkach z najprzystojniejszym i najbardziej obleganym chłopakiem w mieście. Problem w ty...
Piszesz? Napisz! Wydaj. Vademecum młodego pisarza nie jest podręcznikiem sztuki pisarskiej, bo tej musisz nauczyć sie sam. To rzetelny, profesjonalny przewodnik po każdym z etapów tworzenia dzieła literackiego – od researchu i planowania konspektu, poprzez budowanie scen i fabuły, po ko...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa G. Whitney

Prolog

Kilka miesięcy temu…

Andrew

Napisali to czarno na białym, jasno i wyraźnie, bez upiększeń.

Choć wypaczono fakty, a „New York Times” i tym razem nie zamieścił mojego zdjęcia, moja firma – Henderson i Hart – porządnie oberwała. Wiedziałem, co wkrótce nastąpi.

Widywałem to w tym mieście już nie raz.

Najpierw zaczną dzwonić moi priorytetowi klienci, którzy kiedyś zarzekali się, że nigdy nie odejdą, ale teraz „nagle” znaleźli nowego prawnika. Potem pracownicy będą składać wypowiedzenia, bo skompromitowana firma w CV mogłaby stać się przeszkodą w karierze. Wreszcie zaczną wydzwaniać inwestorzy, udając współczucie, choć publicznie potępili mnie w mediach i czym prędzej wycofali wszelkie fundusze.

W rezultacie zostanę kolejnym nadętym prawnikiem, który zrujnował sobie karierę, zanim na dobre się zaczęła.

– Jak długo to śledzenie Emmy będzie panu uchodziło na sucho? – spytał wynajęty przeze mnie prywatny detektyw.

– To moja córka, do cholery. Nie śledzę jej.

– Pięćset stóp. – Zapalił papierosa. – Nie wolno panu podchodzić bliżej.

– Dobrze ją traktują?

Westchnął i podał mi plik zdjęć.

– Prywatne przedszkole, lekcje stepowania i weekendy w parku, jak pan widzi. Ma się dobrze.

– Nadal płacze w nocy?

– Czasami.

– Nadal prosi, aby mogła mnie zobaczyć? Czy ona…?

Urwałem, gdy błękitne oczy siedzącej na huśtawce Emmy napotkały mój wzrok. Z piskiem zeskoczyła z siodełka i biegiem ruszyła ku mnie.

– Tatuuuś! Tatuuuś! – zawołała, ale nie zdążyła się zbliżyć, bo błyskawicznie ją złapano i wsadzono do samochodu, skąd dobiegł mnie jej płacz.

Kurwa…

Usiadłem gwałtownie w łóżku, zdając sobie sprawę, że nie jestem w Central Parku w Nowym Jorku, lecz w Durham w Karolinie Północnej i właśnie obudziłem się z kolejnego koszmaru.

Rzuciłem okiem na zegar na ścianie: było tuż po pierwszej. Wiszący powyżej kalendarz wskazywał, że mieszkam tu zdecydowanie za długo.

Wszystko, czego dowiedziałem się sześć lat temu, sprowadzając się tutaj – rozważając różne za i przeciw, sprawdzając wszystkie wiodące firmy i rozszyfrowując charakter kobiet z Date-Match – teraz wydawało się nieistotne: mieszkanie, które kupiłem, było kiepską namiastką tego, które opisano w ogłoszeniu, tylko jedna firma okazała się warta mojego czasu, a liczba kobiet, które warto bzyknąć, kurczyła się z każdym dniem.

Zaledwie kilka godzin temu byłem na randce z kobietą, która twierdziła, że jest nauczycielką w zerówce, uwielbia kolor czerwony i książki historyczne. W rzeczywistości była dwa razy starszą ode mnie daltonistką, która chciała tylko „przypomnieć sobie, jak to jest mieć w sobie kutasa”.

Poirytowany wyskoczyłem z łóżka, a idąc korytarzem, poprawiałem ramki wiszące na ścianach. Starałem się im za bardzo nie przyglądać.

Czułem, że dziś wieczorem nie wystarczy mi kilka zwykłych shotów i byłem coraz bardziej wściekły, że od wieków nikogo nie zerżnąłem.

Nalałem sobie dwa kieliszki bourbona i wychyliłem je jeden po drugim. Zanim zdążyłem nalać kolejny, mój telefon zawibrował. E-mail.

Alyssa.

Temat: Za mało pary

Drogi Thoreau,

z pewnością właśnie pieprzysz którąś ze swoich zdobyczy, a za chwilę rzucisz jej swą niesławną kwestię: „Jedna kolacja. Jedna noc. Zero powtórek”, ale coś przyszło mi do głowy i MUSIAŁAM do ciebie napisać…

Skoro twierdzisz, że tak bardzo lubisz seks, to dlaczego upierasz się przy tej jednej nocy? Dlaczego nie znajdziesz sobie seksprzyjaciółki? Taki układ uchroniłby cię od zbyt częstej posuchy. (Zdaje się, że dzisiaj mija trzydziesty dzień operacji „Bez cipki”?).

Zaczynam się zastanawiać, czy ta zasada „jednej nocy” nie bierze się z przekonania, że na drugą nie starczyłoby ci już pary…

Fiut drugiej kategorii to nie koniec świata.

– Alyssa

Pokręciłem głową i napisałem odpowiedź.

Temat: Re: Za mało pary

Droga Alysso,

niestety aktualnie nie pieprzę żadnej ze swoich zdobyczy, gdyż piszę odpowiedź na twój przezabawny e-mail.

Faktycznie, właśnie mija trzydziesty dzień tak trafnie nazwanej przez ciebie operacji „Bez cipki”, ale ponieważ doszłaś podczas naszej ostatniej rozmowy przez telefon, operacja nie okazała się kompletną porażką…

Owszem, lubię seks – mój fiut jest nienasycony – ale powtarzałem ci setki razy, że nie interesują mnie związki. Żadne.

Ostatniej części twojego e-maila nie zamierzam nawet komentować, bo na „brak pary” żadna z moich koleżanek się nie skarżyła, a mój fiut na pewno nie należy do drugiej kategorii.

Zgadzam się jednak z tym, co napisałaś w zakończeniu: fiut drugiej kategorii to nie koniec świata.

W przeciwieństwie do niewyruchanej cipki.

– Thoreau

Telefon zadzwonił natychmiast.

– Serio? – wyrzuciła z siebie Alyssa, kiedy odebrałem. – Czy ja dobrze zrozumiałam twoją wiadomość?

– Nagle zapomniałaś sztuki czytania?

– Jesteś przezabawny! – Roześmiała się. – A co z twoją dzisiejszą podrywką?

– Kolejna pieprzona kłamczucha…

– Ałć! Biedny Thoreau. A miałam taką nadzieję, że trzydziesty dzień okaże się szczęśliwy.

Przewróciłem oczami i zrobiłem kolejnego drinka.

– Czy śledzenie mojego życia seksualnego stało się twoim nowym hobby?

– Oczywiście, że nie. – W telefonie rozległ się jej lekki śmiech, a w tle słychać było szelest papieru. – Ale chciałam cię o coś spytać: skąd jesteś?

– Co masz na myśli?

– Dokładnie to, o co zapytałam – odparła. – Nie możesz być z Południa. Nie masz ani cienia akcentu.

Zawahałem się.

– Jestem z Nowego Jorku.

– Z Nowego Jorku? – Jej ton podniósł się o oktawę. – Więc dlaczego przeniosłeś się do Durham?

– Z powodów osobistych.

– Nie wyobrażam sobie, abym kiedykolwiek chciała wyjechać z Nowego Jorku. Wydaje się idealnym miejscem do życia. Jest coś niesamowitego w jego światłach i mieszkańcach. Wszyscy na pewno mają wielkie marzenia i…

Przestałem jej słuchać i wychyliłem kolejnego shota. Jej poetyckie wizje na temat tego żałosnego miejsca musiały się skończyć. I to zaraz.

– No i czy kancelarie adwokackie w Nowym Jorku nie są bardziej kuszące niż tutejsze? – Wciąż gadała. – Na przykład jedna z moich ulubionych…

– Co to za balet, do którego się przygotowujesz? – przerwałem jej.

– Jezioro łabędzie. – Porzucała każdy temat, gdy tylko wspomniałem cokolwiek o balecie. – Dlaczego pytasz?

– Tak się zastanawiam. Kiedy przesłuchanie?

– Za kilka miesięcy. Robię, co mogę, aby jakoś pogodzić wszystkie zajęcia… – Odchrząknęła. – To znaczy próbuję pogodzić ten nawał spraw z ćwiczeniami.

– Poproś szefa o kilka wolnych dni w tygodniu i odpracuj je w weekendy.

– To się nie uda.

– Oczywiście, że się uda – powiedziałem stanowczo. – Jeden z prawników w mojej kancelarii pracuje od soboty do środy, aby móc zajmować się muzyką. Jeśli firma, w której pracujesz, jest coś warta, to pójdą ci na rękę.

– Tak, hmm, będę musiała o tym pomyśleć…

Cisza.

– W jakiej firmie pracujesz? – spytałem.

– Nie mogę ci powiedzieć.

– Nazwisko jednego ze wspólników?

– Tego też nie mogę zdradzić.

– Ale możesz mi zdradzić, jak głęboko mam w ciebie wejść dziś wieczorem?

Gwałtownie wciągnęła powietrze, wydając ten seksowny dźwięk, który za każdym razem doprowadzał mnie do szaleństwa.

– Jak długo jeszcze, twoim zdaniem, będę godził się na tę telefoniczną znajomość, Alysso?

– Tak długo, jak zechcę. – W jej głosie pojawiło się teraz więcej pewności siebie.

– Myślisz, że przez kolejny miesiąc będę gadał z tobą przez telefon, nie mogąc się z tobą pieprzyć? Ani nawet cię zobaczyć?

– Myślę, że będziesz gadał ze mną przez kilka kolejnych miesięcy, nie mogąc się ze mną pieprzyć. Prawdę mówiąc, myślę, że będziesz gadał ze mną przez kilka kolejnych lat, nie pieprząc się ze mną, bo jestem twoją przyjaciółką, a przyjaciele…

– Jeśli nie zrobimy tego w ciągu najbliższego miesiąca bądź dwóch, to przestaniemy być przyjaciółmi.

– Chcesz się założyć?

– Nie muszę. – Rozłączyłem się i sięgnąłem po laptopa, aby dać Date-Match jeszcze jedną szansę. Gdy tylko kliknąłem w zdjęcie najładniejszej kobiety na stronie, dostałem powiadomienie, że przyszedł e-mail od Alyssy.

Temat: Zaufaj mi

Za kilka miesięcy nadal będziemy przyjaciółmi, a fakt, że nie możesz zobaczyć mojej twarzy, wyda ci się bez znaczenia.

Przekonasz się.

– Alyssa

Temat: Re: Zaufaj mi

Za kilka miesięcy będziemy się pieprzyć, a fakt, że nie mogę zobaczyć twojej twarzy, wyda mi się bez znaczenia tylko dlatego, że będę cię posuwał od tyłu, opartą o stół.

Przekonasz się.

– Thoreau

Zeznanie

Ustny dowód składany pod przysięgą przez świadka, mający formę odpowiedzi na pytania zadawane przez adwokata w toku rozprawy sądowej.

Andrew

– Pani Everhart, może pani zabrać głos i przesłuchać pana Hamiltona – powiedział pan Greenwood z drugiego końca sali rozpraw.

Był ostatni dzień miesiąca, co oznaczało, że w końcu możemy skorzystać z tej niesamowitej sali znajdującej się na najwyższym piętrze GBH. W zasadzie to pomieszczenie nie było do niczego potrzebne, ale ponieważ firma miała forsy jak lodu, wykorzystywano je do odgrywania próbnych rozpraw przez stażystów.

Dzisiejszy „proces” dotyczył jakiegoś idioty, który oszukał pracowników własnej firmy – zostawiając ich bez ubezpieczenia i opieki medycznej – a ja, niestety, grałem rolę oskarżonego.

Aubrey wstała zza ławy obrony i z notatnikiem w ręku wyszła na środek sali. Nie rozmawialiśmy ze sobą, odkąd dwa tygodnie temu wyrzuciłem ją ze swojego mieszkania, ale nie wyglądała na szczególnie poruszoną z tego powodu.

Dość często się uśmiechała, była niezwykle miła i za każdym razem, kiedy przynosiła mi kawę, podawała mi ją z lekkim uśmieszkiem i słowami: „Mam nadzieję, że będzie panu smakowała, panie Hamilton”.

Od tej pory zacząłem kupować kawę w barze…

– Panie Hamilton – powiedziała, wygładzając obcisłą, niebieską sukienkę. – Czy to prawda, że w przeszłości zdradzał pan żonę?

– Nigdy jej nie zdradzałem.

– Trzymaj się swojej roli, Andrew – szepnął pan Bach z fotela sędziowskiego.

Przewróciłem oczami.

– Tak. Kiedyś zdradzałem żonę.

– Dlaczego?

– Sprzeciw! – zawołał jeden ze stażystów. – Wysoki sądzie, czy naprawdę musimy poznawać szczegóły życia uczuciowego mojego klienta? Ten próbny proces dotyczy jego udziału w spisku.

– Jeśli wysoki sąd pozwoli – wtrąciła się Aubrey, zanim „sędzia” zdążył się odezwać. – Uważam, że znajomość zachowań pana Hamiltona w trakcie poprzednich romansów pomoże nam w ocenie jego charakteru. Gdybyśmy sądzili klienta, który porzucił firmę z powodu swej niekompetencji, całkowicie uzasadnione byłoby pytanie o jego wcześniejsze relacje osobiste. Jest to tym bardziej na miejscu, że nasz klient jest osobą powszechnie znaną.

– Oddalam.

Aubrey uśmiechnęła się i zerknęła do notatnika.

– Czy ma pan problem z zaangażowaniem się, panie Hamilton?

– Jak mogę mieć problem z czymś, w co nie wierzę?

– Czy to znaczy, że wierzy pan w przygody na jedną noc do końca życia?

– Wysoki sądzie… – Drugi stażysta wstał, ale ja uniosłem rękę.

– Nie ma potrzeby – powiedziałam, patrząc spod oka na Aubrey. – Odpowiem na pytanie pani Everhart, choć ta linia przesłuchania jest niewłaściwa… Mam prawo żyć zgodnie z własnym widzimisię i zadawać się z kobietami wtedy, kiedy mam na to ochotę. Nie wiem, co moje życie seksualne może mieć wspólnego z tym próbnym procesem w sprawie spisku, ale skoro już je omawiamy, to powinna pani wiedzieć, że jestem zadowolony i zaspokojony. Dziś wieczorem mam randkę. Czy wobec tego życzy sobie pani, abym jutro zdał relację ławie przysięgłych z jej przebiegu?

Stażyści zasiadający na ławie przysięgłych roześmiali się, a Aubrey zrzedła mina. Chociaż szybko znów się uśmiechnęła, w jej oczach ujrzałem cień przykrości.

– A zatem… – Wzięła głęboki oddech. – Wracając do sprawy…

– Cieszę się, że wreszcie do niej wracamy.

Przysięgli znów się roześmiali.

– Czy wierzy pan w moralność, panie Hamilton? – spytała.

– Tak.

– Czy w pana ocenie jest pan osobą moralną?

– Myślę, że każdy jest w pewnym stopniu moralny.

– Proszę o zgodę na podejście do świadka. – Spojrzała na pana Bacha, który skinął przyzwalająco głową.

– Panie Hamilton, czy może pan odczytać wyróżniony fragment tego dokumentu? – Położyła przede mną kartkę z dopisanym odręcznie zdaniem u góry strony: „Nienawidzę cię i żałuję, że cię poznałam”.

– Tak – odparłem, sięgając do kieszeni po długopis. – Napisano tu, że w tamtym czasie w mojej firmie nie wiedziano o zmianach w polisie ubezpieczeniowej.

Gdy podawała kopię tego pisma ławie przysięgłych, napisałem w odpowiedzi: „Ja nie żałuję, że cię poznałem – tylko tego, że pieprzyłem się z tobą więcej niż raz”.

Poprosiła mnie o odczytanie jeszcze jednego fragmentu, a potem zabrała dokument i rzuciła mi gniewne spojrzenie, przeczytawszy mój dopisek.

Próbowałem na nią nie patrzeć, skupić się na czymś innym, ale wyglądała dziś tak, że nie mogłem oderwać od niej wzroku. Nie upięła włosów w swój zwykły koczek – długie loki opadały jej na ramiona i piersi. Sukienka, którą miała na sobie – bardzo niestosowna – trochę za bardzo opinała jej uda i unosiła się lekko przy każdym kroku.

– Mam do pana Hamiltona jeszcze trzy pytania, wysoki sądzie – powiedziała.

– Nie ma ograniczeń, pani Everhart. – Uśmiechnął się.

– Oczywiście… – Zrobiła krok do przodu i spojrzała mi w oczy. – Panie Hamilton, pozwalał pan pracownikom swojej firmy sądzić, że pan o nich dba, że działa pan w ich najlepszym interesie i że będzie pan informował ich o wszelkich poczynionych zmianach przed wygaśnięciem umowy. Czy te obietnice nie pochodzą z broszury reklamowej pańskiej firmy?

– Pochodzą.

– Zatem czy nie uważa pan, że zasłużył na grzywnę lub inną karę za łudzenie ich fałszywą nadzieją? Za składanie obietnic, których nie zamierzał pan dotrzymać?

– Uważam, że działałem w najlepszym interesie mojej firmy – odparłem, ignorując fakt, że serce wali mi w piersi jak szalone. – A w przyszłości, gdy ci pracownicy ruszą ze swoim życiem naprzód, być może uświadomią sobie, że moja firma i tak nie była dla nich najlepszym wyborem.

– Nie sądzi pan, że jest pan im winien choćby zwykłe przeprosiny? Nie sądzi pan, że chociaż tyle im się od pana należy?

– Przeprosiny sugerowałyby, że zrobiłem coś złego. – Zacisnąłem zęby. – A fakt, że nie zgadzają się z tym, co zrobiłem, nie znaczy, że nie miałem racji.

– Czy wierzy pan w domniemanie niewinności, panie Hamilton?

– Podobno miała pani jeszcze tylko trzy pytania. Czyżby zmieniły się ostatnio podstawy matematyki?

– Czy wierzy pan w domniemanie niewinności, panie Hamilton? – Aż poczerwieniała. – Tak czy nie?

– Tak. – Zacisnąłem zęby. – Tak, uważam, że tę zasadę powinien wyznawać każdy prawnik w tym kraju.

– Zatem, biorąc pod uwagę omawianą tu sprawę… Czy sądzi pan, że ktoś taki jak pan, kto w przeszłości potraktował swoich pracowników w okropny sposób, lecz już zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo nadwerężył ich źródło utrzymania, może się zmienić?

– Zasada domniemania niewinności nie odnosi się do uczuć, pani Everhart. Sugeruję sprawdzenie tego w słowniku terminologii prawniczej, bo jestem pewny, że już raz rozmawialiśmy na ten temat i…

– Nie przypominam sobie tego, panie Hamilton, ale…

– Czy to nie pani powiedziała mi tuż po swojej rozmowie kwalifikacyjnej, że jak niefortunnie, choć trafnie to pani ujęła, czasami trzeba skłamać, a czasami zataić prawdę? I że jednoznaczny wyrok wydają ci, którzy potrafią odróżnić jedno od drugiego? – Zmierzyłem ją wzrokiem. – Czyż nie tak zdefiniowała pani domniemanie niewinności?

Wpatrywała się we mnie przez dłuższy czas tym samym zranionym spojrzeniem, które widziałem w jej oczach, gdy wyrzuciłem ją z mieszkania.

– Nie mam więcej pytań, wysoki sądzie – wymamrotała.

Z drugiego końca sali rozległo się głośne klaskanie pana Greenwooda, do którego dołączyli się pan Bach i wszyscy stażyści.

– Znakomita robota, pani Everhart! – wykrzyknął pan Bach. – Niezwykle bezpośrednia, lecz jakże frapująca linia przesłuchania.

– Dziękuję panu. – Unikała mojego wzroku.

– Jest pani pierwszą stażystką, której udało się wytrącić z równowagi naszego Andrew. – Uśmiechnął się z wyraźnym podziwem. – Zdecydowanie potrzebujemy pani w pobliżu, aby nam przypominać, że jest zdolny do okazywania emocji.

Kolejna fala śmiechu.

– Wszyscy świetnie się dzisiaj spisali! – Pan Bach odchylił się nieznacznie w sędziowskim fotelu. – Jeszcze w tym tygodniu ocenimy wasze wystąpienia i w przyszły czwartek prześlemy wam wyniki drogą e-mailową. – Stuknął młotkiem. – Rozprawa odroczona.

Stażyści opuścili salę, a Aubrey obejrzała się przez ramię i rzuciła mi gniewne spojrzenie.

Odpłaciłem się tym samym, zadowolony, że mam dzisiaj randkę i będę mógł zapomnieć o jej głupich pytaniach.

Szkoda, że siódma nie może przyjść wcześniej…

Odczekałem kilka minut, zanim ruszyłem w stronę windy, starając się przypomnieć sobie plan na resztę dnia. Po południu byłem umówiony na konsultacje z dwoma właścicielami małych firm i musiałem skoczyć do Starbucksa, zanim Aubrey przyniesie mi następną kawę.

Otworzyłem drzwi do gabinetu i zapaliłem światło, zamierzając wezwać Jessicę, ale przy regale stała Ava.

– Schronisko dla bezdomnych nieczynne? – spytałem.

– Przyszłam dać ci w końcu to, o co prosiłeś.

– Trochę za wcześnie na skok z mostu.

– Mówię poważnie.

– Ja też. – Minąłem ją i wysłałem krótki SMS: – Jeśli skoczysz przed południem, nie zdążą puścić tego newsa w głównym wydaniu wiadomości.

Podeszła do biurka i położyła na nim teczkę na dokumenty.

– Nie będę cię już ciągała po sądach. Koniec z odroczeniami, zakazami sądowymi i fałszywymi pomówieniami… Nie chcę więcej kłamać.

– Nie wątpię. – Sięgnąłem po dokumenty. – Innymi słowy, pojawił się nowy facet, którego chcesz wydymać. Wie, z kim ma do czynienia?

– Serio? Dostajesz swój wymarzony rozwód, więc co cię to obchodzi?

– Mam to gdzieś. – Założyłem okulary do czytania i przejrzałem papiery. – Nie żądasz alimentów, nie domagasz się podziału mienia, nie oskarżasz mnie o znęcanie się? Przeoczyłem jakąś stronę?

– Nie żartuję. Nie chcę więcej kłamać.

Ani przez chwilę jej nie wierzyłem, ale zadzwoniłem do notariuszki i powiedziałem, że mam pilną sprawę.

– Wiesz… – Ava pochyliła się nad biurkiem. – Pamiętam, że na rocznicę ślubu kupiłeś mi ciasto. Było biało-niebieskie i udekorowane ślicznymi, maleńkimi symbolami Nowego Jorku. Składało się z warstw o różnych smakach. Tylu, ile lat spędziliśmy razem. Pamiętasz?

– Pamiętam, że pieprzyłaś się z moim najlepszym przyjacielem.

– Nie możemy zakończyć tego związku w miłej atmosferze?

– Zakończyliśmy go dawno temu, Avo. – Starałem się mówić beznamiętnym tonem. – Gdy coś przestaje istnieć, ostatnie słowa, miłe czy niemiłe, nie mają już znaczenia.

Westchnęła, a ja zauważyłem, jak okropnie dziś wygląda. Miała przekrwione oczy i potargane włosy upięte w luźny kucyk, a niebieska sukienka, choć idealnie dopasowana do figury, była nieuprasowana.

– Co to za pilna sprawa, panie Hamilton? – Do gabinetu weszła uśmiechnięta notariuszka. – Życzy pan sobie, aby firma kupiła kolejny ekspres do kawy za tysiąc dolarów? – Urwała, widząc Avę.

– Pani Kannan, to Ava Sanchez, moja wkrótce była żona. Proszę, aby była pani świadkiem podpisywania papierów rozwodowych, a następnie sporządziła trzy kopie i umieściła jedną z nich w opieczętowanej kopercie.

Skinęła głową i sięgnęła do kieszeni po pieczątkę.

– Zauważyłeś, że dobrowolnie zrzekłam się na twoją korzyść naszego mieszkania na West Endzie? – spytała Ava.

– Tego, które ja kupiłem? – Złożyłem podpis. – Cóż za hojność.

– Z tym domem łączy się wiele wspólnych wspomnień.

– Przy podpisywaniu dokumentów nie trzeba rozmawiać – powiedziałem.

Wyrwała mi długopis i złożyła podpis nad moim, ozdabiając ostatnią literę wyszukanym zawijasem.

– Zaraz przyniosę kopie. – Nie patrząc na żadne z nas, pani Kannan wyszła, powłócząc nogami.

– To by było na tyle – powiedziała Ava. – Oficjalnie znikam z twojego życia.

– Nie. – Pokręciłem głową. – Niestety, wciąż tu stoisz.

– Tak trudno zdobyć się na miłe słowo? Choćby krótkie: „Powodzenia”?

– To chyba stosowne pożegnanie, zważywszy na to, że wracasz do więzienia. – Wzruszyłem ramionami. – Powodzenia. Przy wyjściu czeka na ciebie policja, więc nie spiesz się. Na końcu korytarza mamy nawet automat, jeśli chcesz posmakować wolności po raz ostatni… Chociaż, skoro będziesz zamknięta z samymi kobietami, na pewno zasmakujesz w lizaniu cipek tuż po zgaszeniu świateł.

– Podkablowałeś mnie? – Zbladła, gdy pokazałem jej SMS, który wysłałem, jak tylko ujrzałem ją w gabinecie. – Jak mogłeś mi to zrobić?

– Jak mógłbym tego nie zrobić?

– Czy naprawdę aż tak bardzo cię zraniłam, Liamie? Czy…

– Nigdy więcej tak mnie nie nazywaj.

– Czy aż tak bardzo cię zraniłam? – powtórzyła, kręcąc głową.

Nie odpowiedziałem.

– Chodzi ci… Chodzi ci o Emmę, tak? – syknęła. – Nie mylę się, prawda? Wciąż masz mi to za złe?

– Wypierdalaj stąd. I to już.

– Minęło sześć lat, Liamie. Sześć. Pieprzonych. Lat. Musisz wreszcie odpuścić. – Otworzyła drzwi, a na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmiech. – Takie rzeczy się zdarzają. Było to… niefortunne, ale pomogło ci stać się mężczyzną, którym jesteś dzisiaj, prawda?

Niewiele brakowało, a zerwałbym się z miejsca i skoczył za nią.

Opanowałem gniew i poczekałem, aż Ava opuści mój gabinet, a potem podszedłem do okna, aby popatrzeć, jak wychodzi na parking i na wezwanie policji podnosi ręce do góry.

Zupełnie jak sześć lat temu uśmiechała się, gdy ją skuwali, i śmiała się głośno, gdy wsadzali ją na tylne siedzenie samochodu.

Gdy odjeżdżali, poczułem w piersi znajomy ucisk.

Sięgnąłem po klucze, pognałem na parking i wskoczyłem do auta. Intuicja radziła mi wrócić do domu, ale rozum skierował mnie na najbliższą plażę.

Wyciszyłem telefon i wjechałem na autostradę, z każdą chwilą oddalając się od miasta. Coraz rzadsze budynki w końcu zastąpiły już tylko drzewa i piasek.

Dotarłem do zacisznej zatoczki i zaparkowałem przy skałce. Wyjąłem ze schowka czerwoną teczkę, którą Aubrey chciała kiedyś otworzyć.

Wysiadłem z samochodu i ulokowałem się na najbliższej ławce.

Wziąwszy głęboki oddech, wyjąłem zdjęcia, obiecując sobie, że oglądam je po raz ostatni. Spaceruję z córeczką po plaży w New Jersey w świetle zachodzącego słońca. Uśmiecha się, gdy przykładam jej do ucha muszlę. Niosę ją na barana i wskazuję na rozgwieżdżone niebo.

Wiedziałem, że przypłacę to później koszmarami i falami zimnego potu, ale nie mogłem odłożyć tych fotografii.

Nawet te, na których mnie nie było: te z parku, na których wydawała się taka smutna i samotna, te, na których spoglądała w dal, jakby czegoś wypatrywała. Albo kogoś.

Emmo…

Serce mi się ścisnęło, gdy spojrzałem na ostatnie zdjęcie, na którym majstrowała przy parasolce, zalewając się łzami. Rozpaczała, bo kazali jej wracać do domu. Nie rozumieli, że choć lubiła chodzić do parku w słoneczne dni, to jednak wolała bawić się tam podczas deszczu.

Szkody emocjonalne

Negatywna reakcja emocjonalna, na przykład lęk, złość, niepokój lub cierpienie, za której spowodowanie sąd może nakazać wypłacenie odszkodowania finansowego.

Aubrey

Wyglądałam okropnie. Absolutnie beznadziejnie.

Dzisiaj mieliśmy pierwszą próbę generalną do Jeziora łabędziego, a ja nie nadawałam się do niczego. Oczy podpuchnięte od płaczu za Andrew, wyschnięte, spękane wargi i skóra tak blada, że pan Petrova spytał, czy gram białego łabędzia, czy raczej białego ducha.

Choć próbowałam zmusić się do uśmiechu przez łzy, za każdym razem, gdy tylko zostawałam sama, wybuchałam płaczem. Każdego wieczoru pochłaniałam niebotyczne ilości lodów i czekolady, a w nocy nie mogłam spać.

Wciąż nie mogłam uwierzyć, że Andrew wyrzucił mnie z mieszkania w tak okrutny sposób. W jednej chwili trzymał mnie w objęciach i całował, a w następnej oznajmiał, że za długo się pieprzymy, że już mnie nie chce i że znajdzie sobie inną.

Co gorsza, gdy w następny poniedziałek spotkaliśmy się w pracy, potraktował mnie jeszcze gorzej. Przydzielił mi niezwykle pracochłonną sprawę i zbeształ przed wszystkimi za minimalne spóźnienie, a potem miał jeszcze czelność zrugać mnie za to, że uśmiechałam się, podając mu kawę.

Przynajmniej do niej naplułam…

– Czy pani płacze? – Makijażystka uniosła mój podbródek. – Wie pani, jak drogi jest ten tusz do rzęs?

– Przepraszam. – Siłą woli powstrzymałam łzy.

– Nie widziałam nazwiska pani rodziców na liście gości. Przyjdą na drugą turę prób w sobotę?

– Nie.

– Pewnie nie chcą sobie zepsuć efektu, gdy będą oglądać całe przedstawienie, co? – Roześmiała się. – Moi są tacy sami. Mówiłam im, że właśnie zaczynamy serię prób, a oni na to, że przyjdą na gotowe przedstawienie. Lubią, gdy wszystko jest zapięte na ostatni guzik.

– Niestety, u mnie jest podobnie…

Roześmiała się i paplała dalej, a ja w milczeniu odliczałam sekundy, czekając, aż przestanie.

Kiedy skończyła nakładanie pudru, obróciła mnie przodem do lustra wiszącego po drugiej stronie garderoby.

– No, no! – wyszeptałam. – Jestem pod wrażeniem…

Teraz nikt nie mógłby podejrzewać, że przed chwilą płakałam. Mimo ciemnego cienia do powiek i namalowanych pod prawym okiem łez, wyglądałam na najszczęśliwszą kobietę na świecie.

– Pani Everhart? – odezwał się za moimi plecami głos pana Petrovy. – Mogę panią na chwilę prosić?

– Oczywiście, proszę pana. – Poprowadził mnie za kulisy, a stamtąd na zewnątrz, do pustej strefy stretchingu.

– Proszę usiąść na ławce, pani Everhart. – Wyjął z kieszeni papierosa i zapalił.

Wydmuchnął dym i zmierzył mnie wzrokiem. Z niewiadomego powodu wydawał się bardziej zdenerwowany niż zwykle, jakby zaraz miał na mnie nakrzyczeć.

– Panie Petrova… – zaczęłam łagodnie. – Czy zrobiłam coś złego?

– Nie. – Pokręcił głową. – Chciałem pani powiedzieć bez świadków, że podczas wczorajszej próby zauważyłem, że jest pani gruba. Za gruba.

– Proszę?

– Chociaż partię czarnego łabędzia tańczyła pani pięknie, wyrażając odpowiednią dozę złości i smutku, to taniec białego łabędzia schrzaniła pani na całej linii. – Zakasłał. – Myślami była pani gdzieś indziej. Jakby nie była pani w stanie poczuć się szczęśliwa nawet przez pięć minut, a na dodatek przytyła pani.

Przewróciłam oczami i przestałam go słuchać, skupiając się na dobiegającym z ulicy warkocie samochodów. Zniewagi już do mnie nie docierały. Zarzut, że jestem gruba, był niczym w porównaniu z tym, co usłyszałam od niego w zeszłym tygodniu.

– Pani Everhart? – Jego głos wyrwał mnie z zamyślenia.

– Tak?

– Proszę otworzyć to później – powiedział, poklepując mnie po ramieniu. – To bardzo ważne.

– Co mam otworzyć?

– Przed chwilą położyłem pani kopertę na kolanach, nie zauważyła pani? – Zgasił papierosa. – Mam przekazać pani dublerce, żeby przygotowała się do występu?

– Nie. – Wzięłam kopertę do ręki i przeciągnęłam palcami po jej krawędzi. – Nie musi pan tego robić.

– Dobrze. – Ruszył w stronę budynku i otworzył drzwi. – A teraz proszę mnie przekonać, że wybrałem do tej roli właściwą dziewczynę.

***

– W przyszłą sobotę Walterowie przyjdą o szóstej na kolację i chcemy, abyś też na niej była – oznajmiła mi matka przez telefon. – Chyba wypiszą nam tłusty czek na potrzeby kampanii.

– Pasjonujące.

– Prawda? – Aż pisnęła. – Wszystko dzieje się tak szybko i wręcz idealnie się układa. Gromadzimy fundusze, planujemy strategię i…