Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » Problem politycznej jedności w Europie

Problem politycznej jedności w Europie

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-62453-35-1

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Problem politycznej jedności w Europie

Marek Cichocki ma niezwykły słuch historyczny i ogromną erudycję filozoficzną. Dzisiejsze zawirowania wokół politycznej jedności Europy traktuje nie jako etap ostatecznego zjednoczenia kontynentu – nie jako naiwnie pojmowaną heglowską syntezę – ale jako kolejny epizod w nieustannej rywalizacji między dwiema wielkimi europejskimi tendencjami: uniwersalizacją i partykularyzacją. W niezwykle przekonujący sposób Cichocki ukazuje, jak powstanie i kryzys nowożytnego państwa wpłynęły na tworzenie ponadnarodowych politycznych „wielkich obszarów” w Europie, w wersjach zarówno racjonalnych, jak i przerażających. Takiej książki jeszcze w polskiej literaturze nie było: powinna być uważnie przestudiowana zarówno przez „euroentuzjastów”, jak i przez „eurosceptyków” – a nade wszystko przez tych, którym nie wystarczają uproszczone ideologiczne klisze.

Polecane książki

  William Shakespeare to angielski pisarz i reformator teatru, który żył i tworzył na przełomie XVI i XVII wieku. Jest jednym z najsłynniejszych i najwybitniejszych pisarzy anglojęzycznych. Należy również do kanonu światowej literatury. Hamlet to najbardziej znany dramat Shakespeare'a. Ta powstała w...
Jan Strządała ur. w 1945 w Wiśle; poeta, eseista, prozaik. Studiował medycynę i filozofię. Autor tomików: Przegrany semestr (pseud.Jan Strehl) 1969, Słoneczna noc 1983, Trudna galaktyka1988, Szept igły w otwartej żyle,1993 Pochylone niebo 1994, Nieobecna noc 1997,Naga sukienka 2001, Tajemnica 2003, ...
  Młoda reżyserka Joanna przyjeżdża w Bieszczady, aby spotkać się ze swoim idolem, wybitnym filmowcem, który po czterdziestu latach wraca do Polski i buduje w Bieszczadach dom. Okazuje się, że w okolicy doszło niedawno do tragicznego wypadku - badaczka wilków Katarzyna, zbierająca materiały do pracy...
"To powieść o mężczyznach. I kobietach. O kobietach, którymi jesteśmy, którymi chciałybyśmy być, którymi nigdy nie będziemy, którymi może się staniemy.  „Wielowarstwowa opowieść, która oczaruje cię zabawnymi postaciami i niezwykłymi przygodami od Paryża po dziką Afrykę”. Katherine Davis Iris i...
Zaskakująco świeża, porywająca kosmiczna opowieść o mrocznych siłach, o zdradzie, o szukaniu prawdy i o walce na śmierć i życie. Qole Uvgamut jest najlepszą poławiaczką cienia na Alaxaku, prymitywnej i biednej planecie na peryferiach. Do załogi statku poławiaczy dołącza ładowniczy Nev. Nikt nie w...
Hiszpański biznesmen Gabriel Marquez nieoczekiwanie dowiaduje się, że ma dwunastoletnią córkę, którą musi się zaopiekować. Niestety, zupełnie nie potrafi nawiązać z nią kontaktu. Jest zły, że córka zaprzyjaźniła się z księżniczką Eleni Drakos, z którą on jest skłóc...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Marek A. Cichocki

Problem politycznej jedności w EuropieMarek A. Cichocki

War­sza­wa 2012

© Co­py­ri­ght by Pol­ski In­sty­tut Spraw Mię­dzy­na­ro­do­wych

War­sza­wa 2012

Re­dak­cja

Ma­ria Ko­nop­ka-Wi­chrow­ska

Gra­ży­na No­wo­cień-Mach

Ko­rek­ta

Ma­ria Ko­nop­ka-Wi­chrow­ska

Re­dak­cja tech­nicz­na i pro­jekt okład­ki

Do­ro­ta Do­łę­gow­ska

ISBN 978-83-62453-58-0

Pol­ski In­sty­tut Spraw Mię­dzy­na­ro­do­wych ul. Wa­rec­ka 1a, 00-950 War­sza­wa tel. (+48) 22 556 80 00, faks (+48) 22 556 80 99

e-mail: pism@pism.pl, www.pism.pl

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

Rozdział IRzut oka na problematykę

Jed­ność po­li­tycz­na jest przede wszyst­kim wiel­kim te­ma­tem roz­wa­żań fi­lo­zo­fii po­li­tycz­nej. Jed­nak w ni­niej­szej książ­ce cho­dzi o opi­sa­nie róż­nych aspek­tów zja­wi­ska wi­docz­ne­go w ca­łej eu­ro­pej­skiej hi­sto­rii. Tym fe­no­me­nem są po­wra­ca­ją­ce pró­by stwo­rze­nia spój­nej szer­szej eu­ro­pej­skiej kon­struk­cji – eu­ro­pej­skie­go sys­te­mu. I cho­ciaż nie ucho­dzi mej uwa­gi naj­śwież­sze do­świad­cze­nie Unii Eu­ro­pej­skiej, przed­mio­tem tej ana­li­zy są hi­sto­rycz­ne for­my kształ­to­wa­nia się eu­ro­pej­skiej jed­no­ści: fe­de­ra­cyj­ne eks­pe­ry­men­ty an­tycz­nych Gre­ków, uni­wer­sa­li­stycz­na idea im­pe­rium chrze­ści­jań­skie­go, pań­stwo­wy po­rzą­dek eu­ro­pej­skie­go pra­wa pu­blicz­ne­go, kon­cep­cje wiel­kich eko­no­micz­nych ob­sza­rów, wresz­cie – nie­od­le­gła pró­ba kon­sty­tu­cjo­na­li­za­cji eu­ro­pej­skiej in­te­gra­cji.

Jak wi­dać, książ­ka ta jest opar­ta na pew­nym wy­bo­rze. Nie­któ­re przy­kła­dy bu­do­wa­nia w Eu­ro­pie po­li­tycz­nej wspól­no­ty zo­sta­ły w niej po­mi­nię­te lub tyl­ko wspo­mnia­ne, jak wło­skie re­pu­bli­ki, liga miast han­ze­atyc­kich, fe­de­ra­cja szwaj­car­skich kan­to­nów, na­po­le­oń­ski pro­jekt no­wo­cze­snej Eu­ro­py i od­po­wiedź nań w po­sta­ci uświę­co­ne­go po­rząd­ku wiel­kich po­tęg. Moim ce­lem nie jest więc przed­sta­wie­nie do­kład­nej hi­sto­rii pro­jek­tów, idei i prób zjed­no­cze­nia Eu­ro­py. Cho­dzi o po­sta­wie­nie pro­ble­mu: ja­kie ide­owe, spo­łecz­ne, po­li­tycz­ne lub re­li­gij­ne prze­słan­ki spra­wia­ją, że lu­dzie w Eu­ro­pie po­wra­ca­ją wciąż do kon­stru­owa­nia róż­nych form szer­szej jed­no­ści; ja­kie wy­twa­rza­ją przy tym struk­tu­ry praw­ne i spo­łecz­ne; czy ist­nie­je okre­ślo­na licz­ba moż­li­wych i da­ją­cych się prze­wi­dzieć me­cha­ni­zmów po­li­tycz­nych (jako moż­li­wo­ści, ale tak­że jako sta­łych ogra­ni­czeń); na ile w tym kon­stru­owa­niu kie­ru­ją się lo­gi­ką eks­pan­sji, do­mi­na­cji, zdo­by­wa­nia i utrzy­ma­nia wła­dzy, a na ile abs­trak­cyj­ny­mi (po­wiedz­my al­tru­istycz­ny­mi) za­ło­że­nia­mi do­ty­czą­cy­mi hi­sto­rii, ludz­kiej na­tu­ry czy spo­łecz­nych ocze­ki­wań (jak do­cze­sna hi­sto­ria zba­wie­nia, ludz­ka wo­jow­ni­czość lub na­dzie­ja po­ko­ju i do­bro­by­tu).

Mowa jest więc o spo­łecz­nym, po­li­tycz­nym, praw­nym, ide­owym (sfer tych w przy­pad­ku jed­no­ści nie da się od sie­bie tak po pro­stu od­dzie­lić) fe­no­me­nie. Okre­śle­nie jego róż­no­rod­nych cech jest, w moim prze­ko­na­niu, za­da­niem trud­nym, po­nie­waż kon­stru­owa­nie szer­szej po­li­tycz­nej jed­no­ści nie ma li­ne­ar­ne­go cha­rak­te­ru. Nie­mniej w taki wła­śnie spo­sób pró­bu­je się je przed­sta­wiać, przy­najm­niej jesz­cze do nie­daw­na, w ofi­cjal­nej nar­ra­cji UE, gdzie obec­ny sto­pień in­te­gra­cji jest de­fi­nio­wa­ny jako ko­niecz­ne uko­ro­no­wa­nie ca­łe­go eu­ro­pej­skie­go pro­ce­su hi­sto­rycz­ne­go. Uwa­żam ta­kie uję­cie za nie­po­ro­zu­mie­nie. Pró­by bu­do­wa­nia po­li­tycz­nej jed­no­ści w Eu­ro­pie po­ja­wia­ją się z więk­szą czy mniej­szą in­ten­syw­no­ścią w róż­nych okre­sach hi­sto­rii, po­zo­sta­jąc nie­ja­ko świa­tem sa­mym dla sie­bie – acz­kol­wiek nie­odi­zo­lo­wa­nym od tego, co przed i po nim. Ta­kie wła­śnie wy­bra­ne świa­ty sta­ram się w swej książ­ce opi­sać, z na­dzie­ja, że prze­ło­ży się to na wie­dzę o ca­ło­ści zja­wi­ska.

Pi­sząc o pro­ble­mie po­li­tycz­nej jed­no­ści w Eu­ro­pie, nie spo­sób abs­tra­ho­wać od wła­sne­go, współ­cze­sne­go kon­tek­stu, czy­li od państw na­ro­do­wych – naj­bar­dziej na­ma­cal­ne­go do­świad­cze­nia każ­de­go Eu­ro­pej­czy­ka. Prze­cież na­wet tak zwa­ni bez­pań­stwow­cy do­świad­cza­ją w Eu­ro­pie bez­po­śred­nio wszech­obec­no­ści pań­stwa, cho­ciaż­by pod po­sta­cią so­cjal­ne­go czy praw­ne­go wspar­cia lub też przez jego od­mo­wę. Każ­dy z nas jest za­nu­rzo­ny w rze­czy­wi­sto­ści swo­je­go pań­stwa na wie­lu po­zio­mach – przez sys­tem edu­ka­cji, pła­ce­nie po­dat­ków, prze­strze­ga­nie po­rząd­ku praw­ne­go. Mó­wie­nie o śmier­ci pań­stwa wy­da­je się za­tem moc­no przed­wcze­sne. Dla­te­go nie ma wąt­pli­wo­ści, że obec­ne kon­stru­owa­nie szer­szej po­li­tycz­nej jed­no­ści, ja­kim jest UE, musi być roz­pa­try­wa­ne w pań­stwo­wym kon­tek­ście, bo do nie­go przede wszyst­kim się od­no­si. To za­sad­ni­czo od­róż­nia re­flek­sję nad tym zja­wi­skiem od ana­li­zy in­nych, wcze­śniej­szych w hi­sto­rii przed­no­wo­żyt­nej, a więc na przy­kład w grec­kiej pro­to-Eu­ro­pie czy śre­dnio­wiecz­nej re­pu­bli­ca chri­stia­na. Nie ozna­cza to jed­nak, że w tam­tych cza­so­wo od­le­glej­szych przy­kła­dach nie znaj­dzie­my wie­lu ana­lo­gii i nie wy­cią­gnie­my z nich wnio­sków po­ży­tecz­nych z punk­tu wi­dze­nia obec­ne­go pro­ce­su in­te­gra­cji. Mamy prze­cież w przy­pad­ku Eu­ro­py do czy­nie­nia z pew­ną cią­gło­ścią mimo wszel­kich zmian. Wszech­obec­ność kon­tek­stu pań­stwa spra­wia, że zwią­zek z po­przed­ni­mi przy­kła­da­mi bu­do­wa­nia wspól­no­ty zo­sta­je cał­ko­wi­cie przy­sło­nię­ty, a pro­blem po­li­tycz­nej jed­no­ści w Eu­ro­pie spro­wa­dzo­ny do bez­owoc­nej dys­pu­ty, czy UE sta­nie się eu­ro­pej­skim su­per­pań­stwem, czy też prze­zwy­cię­ża­jąc sta­ry sys­tem pań­stwo­wy, prze­nie­sie nas do ja­kiejś po­po­li­tycz­nej rze­czy­wi­sto­ści ad­mi­ni­stra­cyj­ne­go za­rzą­dza­nia.

Dla­te­go zga­dzam się z ta­kim sta­no­wi­skiem, że UE nie jest: „pró­bą ze­rwa­nia z tra­dy­cyj­ną «nor­mal­ną» prak­ty­ką po­li­ty­ki (pań­stwo­wej), lecz ra­cjo­nal­ną od­po­wie­dzią na im­pli­ka­cje wy­ni­ka­ją­ce ze zmie­nia­ją­cej się na­tu­ry rzą­dze­nia. In­ny­mi sło­wy, może być ro­zu­mia­na jako pró­ba pod­ję­ta przez część państw, by roz­wią­zać pro­blem, jaki bie­rze się z ro­sną­cej ma­so­wo­ści oraz kom­plek­so­wo­ści po­li­ty­ki”1. Jed­no­cze­śnie nie moż­na tra­cić z oczu za­sad­ni­czej praw­dy o pań­stwie – że jest wy­two­rem hi­sto­rycz­nym i hi­sto­ria eu­ro­pej­ska z róż­ny­mi pró­ba­mi kon­stru­owa­nia szer­szej jed­no­ści to­czy­ła się, za­nim ono na­sta­ło, i praw­do­po­dob­nie bę­dzie się to­czyć nadal, je­śli na­wet, co moż­na­so­bie wy­obra­zić, w przy­szło­ści obec­ne for­my pań­stwo­we za­nik­ną. Nie da się ta­kiej per­spek­ty­wy ani prze­są­dzić, ani wy­klu­czyć.

Dzi­siej­sza jed­ność eu­ro­pej­ska – pod po­sta­cią UE – po­wsta­wa­ła za­sad­ni­czo w dia­lek­tycz­nym na­pię­ciu z fe­no­me­nem no­wo­cze­sne­go pań­stwa. Jak sta­ram się po­ka­zać w ostat­nim roz­dzia­le, jej uza­sad­nie­niem jest kon­sta­ta­cja, że for­mu­ła no­wo­cze­sne­go pań­stwa, któ­ra wy­kształ­ci­ła się osta­tecz­nie w XIX wie­ku, oka­za­ła się nie­wy­star­cza­ją­ca i wy­ma­ga przy­najm­niej grun­tow­ne­go uzu­peł­nie­nia, o ile nie cał­ko­wi­te­go za­stą­pie­nia. Rze­czy­wi­ście, w XIX wie­ku mamy do czy­nie­nia z osta­tecz­nym wy­kształ­ce­niem się spój­ne­go ze­sta­wu pod­sta­wo­wych ocze­ki­wań wo­bec pań­stwa na­ro­do­we­go (po co ono jest i ja­kie funk­cje ma speł­niać). Ten mo­del jest skut­kiem po­li­tycz­nej ra­cjo­na­li­za­cji, któ­ra roz­po­czę­ła się na do­bre na prze­ło­mie wie­ków XVI i XVII2, choć jej pierw­sze symp­to­my mo­że­my do­strzec już wcze­śniej, na­wet w wie­ku XIV. Siłę brał z prze­ko­na­nia, że pań­stwo jest naj­lep­szym „we­hi­ku­łem” roz­wo­ju, po­nie­waż po­tra­fi w stop­niu nie­do­stęp­nym wcze­śniej za­pew­nić swo­im miesz­kań­com (wszyst­ko jed­no – pod­da­nym, oby­wa­te­lom czy „du­szom”) pod­sta­wo­we „do­bra” pod po­sta­cią po­ko­ju (we­wnętrz­ne­go i ze­wnętrz­ne­go), bez­pie­czeń­stwa (praw­ne­go, po­li­cyj­ne­go, so­cjal­ne­go) oraz do­bro­by­tu (roz­wój han­dlu, go­spo­dar­ki, in­ten­syw­ne wy­ko­rzy­sta­nie za­so­bów na­tu­ral­nych i ludz­kich). Po­ja­wie­nie się przed I woj­ną świa­to­wą kon­cep­cji wiel­kich ob­sza­rów moż­na było jesz­cze wi­dzieć jako pró­bę we­wnątrz­eu­ro­pej­skiej eks­pan­sji państw szu­ka­ją­cych no­wych moż­li­wo­ści po­więk­sze­nia swo­ich za­so­bów oraz po­ten­cja­łu (jak w przy­pad­ku Na­uman­now­skiej „Mit­te­leu­ro­py”). Jed­nak po wo­jen­nej ka­ta­stro­fie co­raz czę­ściej wy­ra­ża­no utra­tę wia­ry w to, że pań­stwo może speł­nić wszyst­kie te ocze­ki­wa­nia, któ­re sfor­mu­ło­wa­no wo­bec nie­go w XIX stu­le­ciu w for­mie spój­nej pań­stwo­wej ide­olo­gii. Pań­stwa bo­wiem nie były w sta­nie nie tyl­ko stwo­rzyć trwa­łe­go ogól­no­eu­ro­pej­skie­go sys­te­mu bez­pie­czeń­stwa (przez całe stu­le­cie – po­cząw­szy od kon­gre­su wie­deń­skie­go), lecz tak­że za­spo­ko­ić po­trzeb po­ko­ju i do­bro­by­tu. To wła­śnie prze­ko­na­nie, że ja­kieś inne struk­tu­ry, kon­struk­cje, byty mu­szą za­stą­pić nie­wy­dol­ne pań­stwa w re­ali­zo­wa­niu pod­sta­wo­wych za­dań, sta­ło się we­dług Mar­ka Ma­zo­we­ra głów­nym im­pul­sem do zro­dze­nia się w okre­sie mię­dzy­wo­jen­nym szcze­gól­nej fa­scy­na­cji trze­ma głów­ny­mi ide­olo­gia­mi obie­cu­ją­cy­mi po­stęp, do­bro­byt i po­kój w no­wej for­mu­le no­wo­cze­sno­ści – li­be­ra­li­zmem, fa­szy­zmem oraz ko­mu­ni­zmem3. Wszyst­kie trzy po­słu­gi­wa­ły się po­ję­ciem szer­szej ogól­no­eu­ro­pej­skiej jed­no­ści, któ­ra mia­ła osta­tecz­nie zre­la­ty­wi­zo­wać, a w efek­cie znieść nie­wy­dol­ne for­my pań­stwa. Jed­nak ży­wot tych no­wych ide­olo­gii nie oka­zał się aż tak dłu­gi: li­be­ra­lizm mię­dzy­wo­jen­ny po­niósł po­raż­kę, kie­dy się oka­za­ło, że ro­sną­ca go­spo­dar­cza współ­za­leż­ność wca­le nie ge­ne­ru­je­bez­pie­czeń­stwa i do­bro­by­tu, za to może być źró­dłem gi­gan­tycz­ne­go świa­to­we­go kry­zy­su; fa­szyzm, któ­ry w la­tach dwu­dzie­stych mógł ucho­dzić jesz­cze za no­wo­cze­sną ideę, skom­pro­mi­to­wał się wkrót­ce, pro­wa­dząc do woj­ny, to­ta­li­ta­ry­zmu i lu­do­bój­stwa. Nie in­a­czej sta­ło się z trze­cią ide­olo­gią, ko­mu­ni­zmem, cho­ciaż jesz­cze dłu­go po II woj­nie świa­to­wej, aż do roz­pa­du Związ­ku Ra­dziec­kie­go wy­da­wa­ło się, że nie tra­ci on na atrak­cyj­no­ści.

Ana­li­za no­wo­cze­sne­go, spój­ne­go mo­de­lu ocze­ki­wań wo­bec pań­stwa zwią­za­nych z jego funk­cją (po­kój, do­bro­byt, bez­pie­czeń­stwo), jego apo­geum w po­sta­ci no­wo­cze­sne­go pań­stwa na­ro­do­we­go, po­tem jego upad­ku – nie jest jed­nak wy­star­cza­ją­ca, by zro­zu­mieć le­piej fe­no­men two­rze­nia szer­szych po­li­tycz­nych jed­no­ści. Pro­blem nie po­le­ga bo­wiem wy­łącz­nie na funk­cjo­nal­nej wy­dol­no­ści lub nie­wy­dol­no­ści struk­tur w sto­sun­ku do for­mu­ło­wa­nych wo­bec nich ocze­ki­wań za­spo­ka­ja­nia ży­cio­wych po­trzeb. Be­ne­dict An­der­son w pra­cy na te­mat wspól­not na­ro­do­wych jako wspól­not skon­stru­owa­nych zwra­ca uwa­gę na eg­zy­sten­cjal­ny wy­miar jed­no­ści po­li­tycz­nej4. Jego zda­niem suk­ces na­cjo­na­li­zmu oraz pań­stwa na­ro­do­we­go wy­ni­kał nie tyl­ko z funk­cjo­nal­nych ko­rzy­ści, lecz tak­że, o ile nie przede wszyst­kim, z tego, że po­tra­fi­ły udzie­lić jed­no­st­ce sen­sow­nej od­po­wie­dzi na naj­bar­dziej nur­tu­ją­ce ją eg­zy­sten­cjal­ne py­ta­nia – o śmierć i prze­mi­ja­nie. Zda­niem An­der­so­na klę­ska mark­si­zmu oraz li­be­ra­li­zmu w XX wie­ku (nie­ste­ty, nic nie mówi w tym kon­tek­ście o fa­szy­zmie, praw­do­po­dob­nie za­kła­da­jąc jego cał­ko­wi­tą kom­pro­mi­ta­cję) ma swo­je źró­dło nie tyl­ko w uświa­do­mie­niu so­bie ich dys­funk­cjo­nal­no­ści, ale i w tym, że nie da­wa­ły sa­tys­fak­cjo­nu­ją­cej od­po­wie­dzi w za­kre­sie naj­bar­dziej fun­da­men­tal­nej tro­ski eg­zy­sten­cjal­nej czło­wie­ka: jaki ma sens to, co ro­bię, wo­bec nie­unik­nio­nej śmier­ci, i co po tym, jak umrę? Na­cjo­na­lizm i pań­stwo na­ro­do­we zna­la­zły od­po­wiedź w ze­sta­wie mi­tów, in­sty­tu­cji oraz re­guł, skła­da­ją­cych się na kom­plek­so­wą na­ro­do­wo-pań­stwo­wą toż­sa­mość. Ta toż­sa­mość po­mo­gła wyjść poza ho­ry­zont jed­nost­ko­wej śmier­ci, poza świat oso­by ludz­kiej za­mknię­tej w gra­ni­cach swe­go jed­nost­ko­we­go ży­cia, i wpro­wa­dzi­ły pe­wien ład w ob­szar jej pod­sta­wo­wych, eg­zy­sten­cjal­nych lę­ków wy­wo­ła­nych nie­uchron­nym. Po­dob­ny punkt wi­dze­nia na spra­wę, choć wy­ar­ty­ku­ło­wa­ny in­a­czej, znaj­dzie­my, moim zda­niem, w teo­rii ori­gi­na­li­ty and be­lon­gin­gness J.H.H. We­ile­ra.

Po­dob­nie roz­wią­za­nie pro­ble­mu śmier­tel­no­ści za­ofe­ro­wa­ły w pro­to-Eu­ro­pie po­lis i re­pu­bli­ka, rzym­ski im­pe­ria­lizm – pax Au­gu­sta, a w Eu­ro­pie chrze­ści­jań­skie im­pe­rium śre­dnio­wiecz­ne oraz ab­so­lu­ty­stycz­ny su­we­re­nizm.

For­mo­wa­nie po­li­tycz­nej wspól­no­ty nie jest więc wy­łącz­nie po­trze­bą wy­ni­ka­ją­cą z uświa­do­mie­nia so­bie oraz z bez­po­śred­nie­go do­świad­cze­nia­dys­funk­cjo­nal­no­ści ist­nie­ją­cych struk­tur, wią­że się bo­wiem tak­że ze zdol­no­ścią bu­do­wa­nia toż­sa­mo­ści wpro­wa­dza­ją­cych ład w sfe­rę eg­zy­sten­cjal­nej tro­ski lu­dzi. W przy­pad­ku współ­cze­sne­go do­świad­cze­nia in­te­gra­cji eu­ro­pej­skiej pro­blem ta­kiej zdol­no­ści po­ja­wił się z całą wy­ra­zi­sto­ścią pod­czas de­ba­ty nad eu­ro­pej­skim kon­sty­tu­cjo­na­li­zmem w la­tach 2002-2007. Wów­czas na po­waż­nie pod­ję­to kwe­stię tak wspól­nej eu­ro­pej­skiej prze­szło­ści, jak i wspól­ne­go eu­ro­pej­skie­go prze­zna­cze­nia. Dla­te­go od in­ter­pre­ta­cji tego wła­śnie przy­pad­ku za­czy­nam swe roz­wa­ża­nia.

Toż­sa­mość, na któ­rej po­wsta­je szer­sza kon­struk­cja po­li­tycz­nej jed­no­ści, moż­na trak­to­wać jako efekt pro­ce­su spo­łecz­nej dys­kur­syw­no­ści, zgod­nie z za­ło­że­nia­mi „spo­łecz­ne­go kon­struk­ty­wi­zmu”5. Szer­sza jed­ność (po­dob­nie jak ta w węż­szym zna­cze­niu: po­lis, re­pu­bli­ki, pań­stwa, na­ro­du) jest tu przede wszyst­kim spo­łecz­nym zja­wi­skiem, dys­kur­syw­ną kon­struk­cją spo­łecz­ną. Roz­pa­try­wa­nie spra­wy z ta­kie­go punk­tu wi­dze­nia ma istot­ną za­le­tę: po­ma­ga zro­zu­mieć spo­łecz­ną i dys­kur­syw­ną na­tu­rę po­li­tycz­nych kon­struk­cji jed­no­ści, uświa­da­mia ich przy­god­ny cha­rak­ter, nie­za­leż­nie od uza­sad­nień wy­ra­ża­nych w ję­zy­ku on­to­lo­gii. Dana idea jed­no­ści musi stać się przed­mio­tem uda­ne­go pro­ce­su dys­kur­syw­no­ści, aby mo­gła wy­wo­łać po­li­tycz­ne, in­sty­tu­cjo­nal­ne lub praw­ne skut­ki. Jest to za­pew­ne słusz­ny punkt wi­dze­nia, ale nie je­dy­ny i nie­wy­star­cza­ją­cy. Spo­łecz­na dys­kur­syw­ność nie jest na pew­no wszech­moc­na w kre­owa­niu ludz­kiej rze­czy­wi­sto­ści. Nie mniej waż­ne są siła bez­wła­du, przy­wią­za­nie do utar­tych form za­cho­wań i roz­wią­zy­wa­nia pro­ble­mów, dzia­ła­nie przy­pad­ku (śle­py los) czy skłon­ność do emo­cjo­nal­nych, nie­za­pla­no­wa­nych re­ak­cji. Dla­te­go przy ca­łym uzna­niu dla roli spo­łecz­nej dys­kur­syw­no­ści oraz jej ra­cjo­na­li­zu­ją­ce­go re­zul­ta­tu, wy­da­je się bar­dziej praw­do­po­dob­ne, że kon­struk­cje po­li­tycz­nej jed­no­ści, nie wy­łą­cza­jąc tej obec­nej, są „efek­tem wie­lu, wy­so­ce kon­tyn­gent­nych, hi­sto­rycz­nych zda­rzeń”6. Spra­wie tej dużo miej­sca po­świę­cam w czwar­tym roz­dzia­le książ­ki. To do­pie­ro sy­ner­gia wie­lu kon­tyn­gent­nych zja­wisk, plus spo­łecz­na dys­kur­syw­ność, idea jed­no­ści oraz do­świad­cze­nie nie­wy­dol­no­ści tra­dy­cyj­nych struk­tur wo­bec do­brze uświa­do­mio­nych ocze­ki­wań (kry­zys) pro­wa­dzą do kon­kre­ty­za­cji no­we­go sys­te­mu.

Uzna­je się, że tak zwa­na de­kla­ra­cja Schu­ma­na z 1950 roku sta­no­wi po­czą­tek obec­nej in­te­gra­cji w Eu­ro­pie. Do­ku­ment ten roz­po­czy­na się od cha­rak­te­ry­stycz­ne­go zda­nia: „Rząd fran­cu­ski pro­po­nu­je…”. W świe­tle pro­ble­ma­ty­ki mo­jej książ­ki sta­je się ja­sne, że jak­kol­wiek pro­po­zy­cja lub po­sta­no­wie­nie rzą­du nie mu­szą być po­zba­wio­ne zna­cze­nia, to jed­nak sta­now­czo nie wy­star­czą, by spo­wo­do­wać urze­czy­wist­nie­nie się szer­szej struk­tu­ry jed­no­ści.

Rozdział IIPoszukiwanie wspólnoty losu

Przy­ję­cie trak­ta­tu z Ma­astricht, usta­no­wie­nie Unii Eu­ro­pej­skiej, wresz­cie zjed­no­cze­nie Nie­miec zbie­gły się w cza­sie z roz­pa­dem Związ­ku Ra­dziec­kie­go i ca­łe­go blo­ku wschod­nie­go. Każ­de z tych wy­da­rzeń moż­na roz­pa­try­wać osob­no jako od­dziel­ne hi­sto­rie – ich sku­mu­lo­wa­nie się jed­nak w jed­nym cza­sie wy­zwo­li­ło cał­kiem nową dy­na­mi­kę w Eu­ro­pie. W jej kon­se­kwen­cji do­szło do roz­sze­rze­nia NATO i UE, a tak­że po­ja­wie­nia się za­sad­ni­czych róż­nic mię­dzy Eu­ro­pą (przy­najm­niej jej czę­ścią) a USA. Jed­nym z po­waż­nych skut­ków no­wej dy­na­mi­ki było tak­że uru­cho­mie­nie pro­ce­su ko­lej­nych trak­ta­to­wych re­form UE, uza­sad­nia­nych w róż­ny spo­sób: raz ko­niecz­no­ścią funk­cjo­nal­ne­go uspraw­nie­nia me­cha­ni­zmów i in­sty­tu­cji, raz po­li­tycz­nym i eko­no­micz­nym im­pe­ra­ty­wem po­głę­bia­nia in­te­gra­cji lub po­trze­bą przy­go­to­wa­nia się do ko­lej­nych eta­pów roz­sze­rza­nia Unii, in­nym znów ra­zem am­bi­cją ode­gra­nia ja­kiejś szcze­gól­nej roli w świe­cie. Pro­ces ten, na któ­ry skła­da­ją się ko­lej­ne zmia­ny sys­te­mu trak­ta­to­we­go, na­zwa­no z cza­sem wprost kon­sty­tu­cjo­na­li­za­cją UE. Naj­więk­sze na­si­le­nie tego pro­ce­su przy­pa­da na lata 2002-2004 – okres prac Kon­wen­tu Eu­ro­pej­skie­go nad trak­ta­tem kon­sty­tu­cyj­nym dla UE, a po­tem jego pod­pi­sa­nia przez pań­stwa człon­kow­skie. Trak­tat zo­stał od­rzu­co­ny w ra­ty­fi­ka­cji (we Fran­cji i Ho­lan­dii), ale samo jego po­wsta­nie, a tak­że spo­sób, w jaki był wy­pra­co­wy­wa­ny, świad­czą o prze­ło­mie w kry­sta­li­zo­wa­niu się wi­do­ków na ści­ślej­szą po­li­tycz­ną jed­ność w Eu­ro­pie, któ­ra mo­gła­by stop­nio­wo ewo­lu­ować, po­dob­nie jak kie­dyś sta­ny Ame­ry­ki Pół­noc­nej. Sami twór­cy oraz zwo­len­ni­cy trak­ta­tu kon­sty­tu­cyj­ne­go sta­ra­li się taką in­ter­pre­ta­cję pod­trzy­my­wać, a na­wet w niej utwier­dzać. Po­ja­wie­nie się idei „kon­sty­tu­cjo­na­li­za­cji” UE, nie­za­leż­nie od tego, czy fak­tycz­nie znaj­do­wa­ła ona od­zwier­cie­dle­nie w kon­kret­nych zmia­nach trak­ta­tów, siłą rze­czy ro­dzi­ło py­ta­nie o wspól­ną toż­sa­mość, któ­ra mia­ła­by sta­no­wić pod­sta­wę ca­łe­go pro­ce­su. W ni­niej­szym roz­dzia­le chcę przed­sta­wić kry­tycz­ną in­ter­pre­ta­cję klu­czo­wych, moim zda­niem, wąt­ków tej toż­sa­mo­ścio­wej dys­ku­sji, któ­re będą waż­ne dla dal­sze­go wy­wo­du książ­ki.

Przez kon­sty­tu­cjo­na­li­za­cję do toż­sa­mo­ści

Każ­dy pro­jekt ustro­jo­wy po­szu­ku­je wła­sne­go hi­sto­rycz­ne­go uza­sad­nie­nia, swo­jej mi­to­lo­gii. Nie in­a­czej jest w przy­pad­ku do­tych­cza­so­wych po­stę­pów pro­jek­tu in­te­gra­cji eu­ro­pej­skiej. Do­mi­nu­ją­cy do­tąd w Unii Eu­ro­pej­skiej mo­del po­li­tycz­no-praw­ny, któ­ry miał być utrwa­lo­ny dzię­ki trak­ta­to­wi kon­sty­tu­cyj­ne­mu, tak­że od­wo­łu­je się do okre­ślo­nych hi­sto­rycz­nych uza­sad­nień i mo­de­li in­ter­pre­ta­cyj­nych. Bez­pow­rot­nie mi­nę­ły więc cza­sy, kie­dy Wal­ter Hal­l­ste­in, pierw­szy szef Ko­mi­sji Eu­ro­pej­skiej, szczy­cił się tym, że Wspól­no­ta Eu­ro­pej­ska nie ma swo­jej mi­to­lo­gii: „Wspól­no­ta Eu­ro­pej­ska nie ma żad­nych sym­bo­li, nie ma fla­gi ani hym­nu, nie or­ga­ni­zu­je pa­rad ani nie jest rzą­dzo­na przez ja­kie­goś su­we­re­na. Nie po­słu­gu­je się żad­ny­mi środ­ka­mi in­te­gra­cji, któ­re prze­ma­wia­ły­by do na­szych zmy­słów – oczu czy słu­chu. Jest to zgod­ne z cha­rak­te­rem na­szej wspól­no­ty, po­zba­wio­nej pa­to­su cięż­kiej pra­cy, na­sze­go od­da­nia tech­ni­ce i tech­no­kra­cji. Sto­imy na grun­cie ro­zu­mu, a nie emo­cji, na­szą siłą jest wie­dza, a nie mit, na­szą bro­nią jest dys­ku­sja, a nie speł­nia­nie pra­gnień i za­chcia­nek”7. Dzi­siaj wy­po­wie­dzi po­li­ty­ków w kra­jach Unii Eu­ro­pej­skiej, szcze­gól­nie w dys­ku­sji o eu­ro­pej­skiej kon­sty­tu­cji, peł­ne są sym­bo­li, wiel­kich słów i hi­sto­rycz­nych od­nie­sień. Wy­da­je się też, że emo­cje tak­że daw­no wzię­ły górę nad chłod­ną kal­ku­la­cją. Ar­gu­men­ty hi­sto­rycz­ne uza­sad­nia­ją­ce do­tych­cza­so­wy mo­del in­te­gra­cji eu­ro­pej­skiej ewi­dent­nie są w ce­nie, cze­go wy­ra­zem sta­ła się pre­am­bu­ła do trak­ta­tu kon­sty­tu­cyj­ne­go, w któ­rej mowa jest i o wspól­no­cie losu, i o wspól­nych do­świad­cze­niach hi­sto­rycz­nych jako pod­sta­wie łą­czą­cej nie tyl­ko kra­je Unii Eu­ro­pej­skiej, ale też ich miesz­kań­ców. Ob­ser­wu­jąc de­ba­ty na te­mat in­te­gra­cji eu­ro­pej­skiej w ostat­nich kil­ku­na­stu la­tach, moż­na dojść do wnio­sku, że pro­ces kon­stru­owa­nia wspól­nej hi­sto­rii za­cho­dzi tak­że w dzie­dzi­nie, w któ­rej naj­mniej do­tąd się tego spo­dzie­wa­no, mia­no­wi­cie obej­mu­je in­te­gra­cję eu­ro­pej­ską i Unię Eu­ro­pej­ską. In­stru­men­ta­li­za­cja prze­szło­ści w celu le­gi­ty­mi­za­cji i ce­men­to­wa­nia wspól­no­ty nie do­ty­czy więc tyl­ko państw na­ro­do­wych. W swej krót­kiej 50-let­niej hi­sto­rii „po­na­ro­do­wa Eu­ro­pa” do­star­cza wie­lu cie­ka­wych przy­kła­dów two­rze­nia wy­obra­żo­nej wspól­no­ty, by po­słu­żyć się po­ję­ciem uku­tym przez Be­ne­dic­ta An­der­so­na8.

Nie jest przy­pad­kiem, że pro­jekt kon­sty­tu­cjo­na­li­za­cji Unii Eu­ro­pej­skiej zbie­ga się w cza­sie z wy­raź­nym wzmo­że­niem de­ba­ty o wspól­nej eu­ro­pej­skiej toż­sa­mo­ści jako wspól­no­cie losu – za­rów­no w per­spek­ty­wie prze­szło­ści, jak i przy­szło­ści. Wspól­no­ta losu jest w isto­cie wspól­no­tą tego, co było i co bę­dzie. Die­ter Grimm w tek­ście o in­te­gra­cyj­nej roli kon­sty­tu­cji zwra­ca uwa­gę na jej szcze­gól­ną funk­cję, jaka może się po­ja­wić: two­rze­nia wspól­nej­toż­sa­mo­ści9. Z tej per­spek­ty­wy kon­sty­tu­cja prze­sta­je być tyl­ko do­ku­men­tem po­li­tycz­no-praw­nym, po­rząd­ku­ją­cym i nor­ma­tyw­nym, a sta­je się in­stru­men­tem kre­owa­nia no­wej rze­czy­wi­sto­ści, znacz­nie wy­kra­cza­jąc poza czy­sto re­gu­la­tyw­ne funk­cje. Hi­sto­ria i losy kon­sty­tu­cji ame­ry­kań­skiej sta­no­wią eg­zem­pli­fi­ka­cję ta­kiej su­per­in­te­gra­cyj­nej funk­cji. „Ocze­ku­je się – stwier­dza Grimm – że kon­sty­tu­cja rze­czy­wi­ście zjed­no­czy spo­łe­czeń­stwo, któ­re kon­sty­tu­uje jako zwią­zek wła­dzy – i to po­nad ist­nie­ją­cy­mi sprzecz­no­ścia­mi po­glą­dów i in­te­re­sów. Ma za­pew­nić pod­sta­wo­wy kon­sens, bez któ­re­go spój­ność spo­łe­czeń­stwa wy­da­je się nie­moż­li­wa. Je­że­li się to uda, spo­łe­czeń­stwo może na­wet czer­pać z kon­sty­tu­cji swo­ją toż­sa­mość. Kon­sty­tu­cja sta­je się wte­dy do­ku­men­tem, w któ­rym od­naj­du­je ono swo­je pod­sta­wo­we prze­ko­na­nia i aspi­ra­cje. Wła­śnie to mamy na my­śli, kie­dy przy­pi­su­je­my jej oprócz funk­cji praw­nej rów­nież funk­cję in­te­gru­ją­cą”10.

Pro­jekt kon­sty­tu­cji dla Eu­ro­py wy­zwo­lił więc wiel­kie am­bi­cje nie tyl­ko re­for­ma­tor­skie i po­li­tycz­ne, ale tak­że two­rze­nia wspól­nej eu­ro­pej­skiej toż­sa­mo­ści, któ­rej pod­sta­wą jest kon­sens mię­dzy war­to­ścia­mi a hi­sto­rycz­ny­mi nar­ra­cja­mi. Mię­dzy jed­nym i dru­gim ist­nie­je oczy­wi­ste sprzę­że­nie zwrot­ne. A prze­cież Unia nie jest ani pań­stwem, ani na­ro­dem w zna­cze­niu czy to po­li­tycz­nym, czy et­nicz­nym, co czy­ni bu­do­wę wspól­nej toż­sa­mo­ści, szcze­gól­nie w war­stwie hi­sto­rycz­nej nar­ra­cji, dwu­znacz­ną. Moż­na bez więk­szych wa­hań przy­jąć tezę, że Unia jest wspól­no­tą praw­ną, czy bar­dziej pre­cy­zyj­nie rzecz uj­mu­jąc, za J.H.H. We­ile­rem: Unia jest wspól­nym sys­te­mem kon­sty­tu­cyj­nym. Z punk­tu wi­dze­nia tra­dy­cyj­ne­go, XIX-wiecz­ne­go kon­sty­tu­cjo­na­li­zmu przy­pad­kiem dość szcze­gól­nym, jest bo­wiem sys­te­mem kon­sty­tu­cyj­nym bez pań­stwa11. Jest tak­że, idąc dro­gą wy­zna­czo­ną przez Si­mo­na Hixa, sys­te­mem po­li­tycz­nym, na któ­ry skła­da­ją się pań­stwa człon­kow­skie oraz ich oby­wa­te­le (to tu­taj re­ali­zo­wa­na jest po­li­ty­ka), unij­ne struk­tu­ry za­rzą­dza­nia i po­dej­mo­wa­nia de­cy­zji co do sys­te­mu jako ca­ło­ści, wresz­cie po­li­ty­ki re­ali­zo­wa­ne w lo­gi­ce mię­dzy­rzą­do­wej lub wspól­no­to­wej12. Tak­że i w tym przy­pad­ku Unia trak­to­wa­na jest jako pew­ne no­vum, gdyż zgod­nie z kla­sycz­nym uję­ciem sys­tem po­li­tycz­ny funk­cjo­nu­je tyl­ko w ra­mach pań­stwa. Unia tej pod­sta­wo­wej ce­chy, jaką jest wła­dza pań­stwo­wa, na przy­kład w ro­zu­mie­niu de­fi­ni­cji Maxa We­be­ra, a więc jako le­gi­ty­mi­zo­wa­ny mo­no­pol sto­so­wa­nia przy­mu­su, nie ma. Jest ona nie­pań­stwo­wym sys­te­mem kon­sty­tu­cyj­no-po­li­tycz­nym, któ­ry przez dłu­gi czas urze­czy­wist­niał się przede wszyst­kim we wspól­nym ryn­ku we­wnętrz­nym.

Być może fak­tycz­nie moż­li­we jest więc ist­nie­nie sys­te­mu kon­sty­tu­cyj­ne­go i po­li­tycz­ne­go bez pań­stwa. Je­że­li jed­nak ocze­ki­wać bę­dzie­my po unij­nym sys­te­mie funk­cji in­te­gra­cyj­nej, to zgod­nie z opi­sem Grim­ma nie­uchron­ny sta­nie się ro­sną­cy na­cisk na stwo­rze­nie ujed­no­li­co­nej nar­ra­cji o war­to­ściach oraz prze­szło­ści.

Unia bu­du­je swo­je ofi­cjal­ne hi­sto­rycz­ne uza­sad­nie­nie, swo­ją urzę­do­wą i pu­blicz­ną mi­to­lo­gię, kon­stru­uje wła­sną po­li­ty­kę hi­sto­rycz­ną. Fa­bri­ce La­rat na­zy­wa ten fe­no­men mia­nem acqu­is hi­sto­ri­que com­mu­nau­ta­ire, na któ­ry skła­da się ze­spół pod­sta­wo­wych war­to­ści, norm i prze­ko­nań, uzy­ska­ny ze wspól­nych hi­sto­rycz­nych do­świad­czeń. Na pod­sta­wie tych norm i prze­ko­nań Unia sta­ra się oce­niać i re­gu­lo­wać nie­któ­re po­li­tycz­ne za­cho­wa­nia (a cza­sa­mi wręcz nimi kie­ro­wać) państw człon­kow­skich wo­bec sie­bie oraz wo­bec państw trze­cich. „In­a­czej niż w przy­pad­ku ca­łe­go unij­ne­go sys­te­mu pra­wa i le­gi­sla­cji, uję­te­go w acqu­is com­mu­nau­ta­ire Unii Eu­ro­pej­skiej, głów­ne za­sa­dy acqu­is hi­sto­ri­que nie za­wie­ra­ją same w so­bie żad­nej praw­nej nor­my i trud­no by­ło­by eg­ze­kwo­wać je przed Eu­ro­pej­skim Try­bu­na­łem Spra­wie­dli­wo­ści. A jed­nak, po­dob­nie jak w przy­pad­ku acqu­is com­mu­nau­ta­ire, pań­stwa aspi­ru­ją­ce do człon­ko­stwa w Unii mu­szą (na­wet je­śli głów­nie w sen­sie mo­ral­nym, a nie le­gal­nym) za­ak­cep­to­wać za­sa­dy acqu­is hi­sto­ri­que”13.

Dla hi­sto­rycz­nej ety­mo­lo­gii do­tych­cza­so­we­go mo­de­lu in­te­gra­cji eu­ro­pej­skiej oraz pod­kre­śle­nia hi­sto­rycz­nej i ak­sjo­lo­gicz­nej cią­gło­ści ko­lej­nych ure­gu­lo­wań trak­ta­to­wych (od trak­ta­tu pa­ry­skie­go po trak­tat kon­sty­tu­cyj­ny) de­kla­ra­cja Ro­ber­ta Schu­ma­na z 9 maja 1950 roku jest czymś w ro­dza­ju tek­stu za­ło­ży­ciel­skie­go. Za­war­te są w niej pod­sta­wo­we war­to­ści, na któ­rych mia­ła być bu­do­wa­na eu­ro­pej­ska in­te­gra­cja: po­jed­na­nie fran­cu­sko-nie­miec­kie, po­kój, sta­bi­li­za­cja, wzrost eko­no­micz­ny. Sam au­tor de­kla­ra­cji tak przed­sta­wia swo­je mo­ty­wy: „Nie da się ukryć, że in­te­gra­cja Eu­ro­py jest ogrom­nym i trud­nym dzie­łem, któ­re­go do­tych­czas nie pró­bo­wa­no pod­jąć. Wy­ma­ga ono cał­ko­wi­tej zmia­ny sto­sun­ków mię­dzy pań­stwa­mi eu­ro­pej­ski­mi, a w szcze­gól­no­ści mię­dzy Fran­cją i Niem­ca­mi. (…) To nowe na­sta­wie­nie le­gło u pod­staw de­kla­ra­cji z 9 maja 1950 roku. Z po­li­tycz­ne­go punk­tu wi­dze­nia Fran­cja – bo o nią przede wszyst­kim cho­dzi – mu­sia­ła prze­zwy­cię­żyć swo­je bo­le­sne wspo­mnie­nia. Do niej na­le­ża­ło pod­ję­cie ini­cja­ty­wy, za­ma­ni­fe­sto­wa­nie wo­bec swo­je­go są­sia­da woli za­ufa­nia mu nie po­zor­ną lub wa­run­ko­wą de­kla­ra­cją, lecz kon­kret­ną pro­po­zy­cją sta­łej współ­pra­cy. (…) Tra­dy­cyj­na ry­wa­li­za­cja i nie­uf­ność zo­sta­ły w ten spo­sób za­stą­pio­ne so­li­dar­no­ścią w in­te­re­sach, któ­ra spo­wo­du­je znik­nię­cie spraw spor­nych, wy­da­ją­cych się nie do roz­wią­za­nia. (…) Kie­dy po woj­nie sfor­mu­ło­wa­li­śmy i przed­sta­wi­li­śmy pierw­sze wy­tycz­ne po­li­ty­ki eu­ro­pej­skiej, ci wszy­scy, któ­rzy w tym uczest­ni­czy­li, byli prze­ko­na­ni, że po­ro­zu­mie­nie i współ­pra­ca mię­dzy Niem­ca­mi a Fran­cją są dla Eu­ro­py na­czel­nym pro­ble­mem, że bez Nie­miec, po­dob­nie jak bez Fran­cji, nie­moż­li­we by­ło­by­bu­do­wa­nie Eu­ro­py”14. Ale sam akt po­li­tycz­nej re­kon­cy­lia­cji Fran­cji z Niem­ca­mi daje naj­czę­ściej pod­sta­wę do znacz­nie szer­szej in­ter­pre­ta­cji de­kla­ra­cji Schu­ma­na jako po­cząt­ku no­wej fi­lo­zo­fii umoż­li­wia­ją­cej in­te­gra­cję eu­ro­pej­ską. „De­kla­ra­cja Schu­ma­na mo­gła­by być in­ter­pre­to­wa­na jako szcze­gól­ny mo­ment w hi­sto­rii świa­ta – prze­zwy­cię­że­nia tra­dy­cyj­nej kon­cep­cji pań­stwa na­ro­do­we­go i po­now­ne­go zdo­by­cia przez Eu­ro­pę przy­wód­czej po­zy­cji w ewo­lu­cji du­cha dzie­jów”15. O sile tego sym­bo­lu świad­czyć mogą for­my jego ce­le­bra­cji pod­czas or­ga­ni­zo­wa­ne­go w róż­nych pań­stwach człon­kow­skich tak zwa­ne­go Dnia Eu­ro­py 9 maja. Jego oczy­wi­stość wy­raź­nie jed­nak słab­nie w świe­tle roz­sze­rze­nia Unii Eu­ro­pej­skiej i przy­ję­cia no­wych człon­ków z Eu­ro­py Środ­ko­wo-Wschod­niej. Dla tych no­wych państw człon­kow­skich, wno­szą­cych do Unii wła­sne do­świad­cze­nia hi­sto­rycz­ne, prze­ko­na­nie, że ideę jed­no­czą­cej się i po­ko­jo­wej Eu­ro­py moż­na spro­wa­dzić do jed­ne­go, szcze­gól­ne­go przy­pad­ku fran­cu­sko-nie­miec­kie­go po­jed­na­nia po woj­nie, musi ja­wić się jako pro­wo­ku­ją­cy par­ty­ku­la­ryzm i pa­ter­na­lizm, wy­ni­ka­ją­ce z po­czu­cia wyż­szo­ści i obiek­tyw­nie cał­ko­wi­cie nie­upraw­nio­ne uprasz­cza­nie eu­ro­pej­skiej hi­sto­rii w imię po­li­tycz­nej do­mi­na­cji. „De­kla­ra­cja Schu­ma­na nie musi być wca­le od­bie­ra­na jako wspól­ny, eu­ro­pej­ski fun­da­ment, ale jako uni­la­te­ral­ny akt fran­cu­skiej po­li­ty­ki, wy­kal­ku­lo­wa­ny w imię par­ty­ku­lar­nych ce­lów, a nie jako wy­raz wszech­ogar­nia­ją­cej woli Eu­ro­pej­czy­ków. Ob­cho­dy dnia Eu­ro­py mogą więc być trak­to­wa­ne jako pry­mat fran­cu­skiej dy­plo­ma­cji i nie­po­trzeb­nie ro­dzić re­sen­ty­men­ty”16.

Pro­blem po­le­ga jed­nak na tym, że wie­le ele­men­tów skła­da­ją­cych się na ofi­cjal­nie ak­cep­to­wa­ną do­tąd mi­to­lo­gię in­te­gra­cji eu­ro­pej­skiej jest wy­ni­kiem po­dob­nych uprosz­czeń i uogól­nień, któ­rych ana­chro­nicz­ność bądź po pro­stu nie­ade­kwat­ność zo­sta­je od­kry­ta m.in. przez roz­sze­rze­nie Unii Eu­ro­pej­skiej o kra­je Eu­ro­py Środ­ko­wo-Wschod­niej.

Po­kój west­fal­ski

Jed­nym z naj­czę­ściej wy­ko­rzy­sty­wa­nych mo­de­li uza­sad­nia­nia in­te­gra­cji eu­ro­pej­skiej przez od­nie­sie­nie do hi­sto­rii jest teza o przed­no­wo­cze­snej, no­wo­cze­snej i po­no­wo­cze­snej Eu­ro­pie. Po­kój west­fal­ski, któ­ry za­koń­czył okres krwa­wych wo­jen re­li­gij­nych w XVII wie­ku w Eu­ro­pie, czę­sto po­strze­ga­ny jest dzi­siaj jako pierw­szy krok na dro­dze do zbu­do­wa­nia in­te­gra­cji eu­ro­pej­skiej w dru­giej po­ło­wie XX wie­ku. Z tej per­spek­ty­wy czas mię­dzy woj­ną trzy­dzie­sto­let­nią a dzi­siej­szą Unią Eu­ro­pej­ską przed­sta­wia się jako przej­rzy­sty, lo­gicz­ny pro­ces, pro­wa­dzą­cy od przed­no­wo­cze­snej Eu­ro­py opar­tej na chrze­ści­jań­stwie i teo­lo­gii przez no­wo­żyt­ną kon­cep­cję pań­stwa su­we­ren­ne­go, z wy­raź­nie okre­ślo­nym cen­trum spra­wo­wa­nia wła­dzy i za­kre­ślo­ny­mi gra­ni­ca­mi pań­stwo­we­go te­ry­to­rium, do obec­nej in­te­gra­cji eu­ro­pej­skiej jako no­wo­cze­snej kon­cep­cji po­su­we­ren­nej i po­na­ro­do­wej or­ga­ni­za­cji, któ­ra roz­cią­ga się po­nad te­ry­to­rial­ne, pań­stwo­we gra­ni­ce usta­lo­ne do­tych­czas w Eu­ro­pie17.

W rze­czy­wi­sto­ści od­wo­ły­wa­nie się do po­ko­ju west­fal­skie­go w dzi­siej­szych de­ba­tach nad eu­ro­pej­ską toż­sa­mo­ścią kry­je w so­bie róż­ne, nie za­wsze da­ją­ce się po­go­dzić mo­ty­wy. Jest on in­ter­pre­to­wa­ny jako wy­da­rze­nie, któ­re – za spra­wą jed­no­znacz­nie re­li­gij­nych prze­sła­nek woj­ny trzy­dzie­sto­let­niej – zde­cy­do­wa­ło o de­fi­ni­tyw­nym ze­rwa­niu w Eu­ro­pie z kon­cep­cją chrze­ści­jań­skie­go, uni­wer­sal­ne­go po­rząd­ku w po­li­ty­ce mię­dzy­na­ro­do­wej i za­stą­pie­niu jej wi­zją po­rząd­ku zse­ku­la­ry­zo­wa­ne­go su­we­ren­nych, ab­so­lu­ty­stycz­nych państw (ius pu­bli­cum Eu­ro­pa­eum)18. Taka po­zy­tyw­na in­ter­pre­ta­cja, w któ­rej ko­niec woj­ny trzy­dzie­sto­let­niej ozna­czał przej­ście od Eu­ro­py przed­no­wo­cze­snej (tu­taj zna­czy: chrze­ści­jań­skiej) do Eu­ro­py no­wo­cze­snej su­we­ren­nych państw, czę­sto spo­ty­ka się jed­nak z kry­ty­ką tych, któ­rzy wska­zu­ją, że po­kój west­fal­ski za­po­cząt­ko­wał w Eu­ro­pie po­rzą­dek opar­ty na za­sa­dzie rów­no­wa­gi sił mię­dzy ab­so­lu­ty­stycz­ny­mi pań­stwa­mi. W rze­czy­wi­sto­ści po­rzą­dek ten oka­zał się wy­jąt­ko­wo mało od­por­ny na agre­sję państw sil­nych wo­bec słab­szych, o czym Po­la­cy mo­gli się prze­ko­nać pod ko­niec XVIII wie­ku, sta­jąc się ofia­rą trzech ko­lej­nych roz­bio­rów. A w XIX wie­ku do­pro­wa­dził do ko­lo­nia­li­zmu i na­cjo­na­li­zmu, któ­re spo­wo­do­wa­ły w XX wie­ku dwie woj­ny świa­to­we.

Tak więc po­kój west­fal­ski za­po­cząt­ko­wał w Eu­ro­pie okres no­wo­żyt­ne­go odej­ścia po­li­ty­ki od re­li­gii i osta­tecz­ne­go unie­za­leż­nie­nia się pań­stwa su­we­ren­ne­go od Ko­ścio­ła, cho­ciaż otwo­rzył dro­gę do co­raz bar­dziej nie­bez­piecz­ne­go „dar­wi­ni­zmu” w sto­sun­kach mię­dzy pań­stwa­mi. Le­kar­stwem na to za­gro­że­nie mia­ła być wła­śnie in­te­gra­cja eu­ro­pej­ska, któ­ra – jak wy­ra­ził to w swym ber­liń­skim wy­stą­pie­niu z 2000 roku Jo­sch­ka Fi­scher, nie­miec­ki mi­ni­ster spraw za­gra­nicz­nych – musi ozna­czać odej­ście od no­wo­żyt­nej kon­cep­cji pań­stwa na­ro­do­we­go, ta bo­wiem spro­wa­dzi­ła na Eu­ro­pę dwie­kr­wa­we woj­ny świa­to­we19. Mó­wiąc in­a­czej: in­te­gra­cja eu­ro­pej­ska jako bez­po­śred­ni wy­raz pro­jek­tu po­no­wo­cze­sne­go i po­na­ro­do­we­go za­wie­ra wy­nie­sio­ny z XVII wie­ku po­stu­lat se­ku­la­ry­za­cji ży­cia po­li­tycz­ne­go, sta­no­wią­cy przede wszyst­kim bez­po­śred­nią od­po­wiedź na kom­pro­mi­ta­cję idei su­we­ren­ne­go pań­stwa na­ro­do­we­go w XX wie­ku.

Z pol­skiej per­spek­ty­wy taka wy­kład­nia eu­ro­pej­skich dzie­jów brzmi dziw­nie nie tyl­ko dla­te­go, że w Pol­sce kon­cep­cja su­we­ren­ne­go pań­stwa na­ro­do­we­go nie mo­gła się skom­pro­mi­to­wać w XX wie­ku tak jak w Niem­czech czy do pew­ne­go stop­nia tak­że we Fran­cji lub Wło­szech. Przede wszyst­kim w przy­pad­ku Pol­ski owa lo­gi­ka, któ­rą miał za­ini­cjo­wać po­kój west­fal­ski, przej­ścia od chrze­ści­jań­skiej Eu­ro­py przed­no­wo­cze­snej do no­wo­cze­snej Eu­ro­py su­we­ren­nych państw na­ro­do­wych i nie­unik­nio­ne­go po­ja­wie­nia się dzi­siaj po­no­wo­cze­snej Eu­ro­py zin­te­gro­wa­nej, nie funk­cjo­nu­je i jest obca. Po­wód jest pro­sty. No­wo­żyt­ny mo­del pań­stwa te­ry­to­rial­ne­go, ze scen­tra­li­zo­wa­ną wła­dzą su­we­ren­ną oraz re­stryk­tyw­nym roz­dzie­le­niem re­li­gii od po­li­ty­ki nig­dy w Pol­sce się nie przy­jął. Przy­czy­ną tego było sil­ne prze­ko­na­nie za­miesz­ku­ją­cych pierw­szą Rzecz­po­spo­li­tą oby­wa­te­li, iż mają oni swój spo­sób or­ga­ni­zo­wa­nia po­li­tycz­nej prze­strze­ni, lep­szy niż ten w Eu­ro­pie Za­chod­niej. Kie­dy po woj­nie trzy­dzie­sto­let­niej kształ­to­wał się w Eu­ro­pie nowy typ po­rząd­ku w sto­sun­kach mię­dzy su­we­ren­ny­mi pań­stwa­mi, w Eu­ro­pie Środ­ko­wej i Wschod­niej Po­la­cy, Ru­si­ni, Ukra­iń­cy, Li­twi­ni i za­miesz­ku­ją­cy Pru­sy Wschod­nie Niem­cy20 wo­le­li prak­ty­ko­wać wła­sny mo­del współ­pra­cy opar­tej na „po­ko­jo­wej fe­de­ra­li­za­cji” na­ro­dów, wie­lo­na­ro­do­wo­ścio­wej kon­cep­cji oby­wa­tel­stwa oraz sym­bio­tycz­nej obec­no­ści re­li­gii w ob­rę­bie ży­cia pu­blicz­ne­go.

W imię eu­ro­pej­skie­go oświe­ce­nia

Teza o przej­ściu od Eu­ro­py przed­no­wo­cze­snej do Eu­ro­py no­wo­cze­snej, a osta­tecz­nie jako prze­zwy­cię­że­nie tej spu­ści­zny do po­na­ro­do­wej, czy­li po­no­wo­cze­snej kon­cep­cji in­te­gra­cji eu­ro­pej­skiej, jest w isto­cie opar­ta przede wszyst­kim na spe­cy­ficz­nych do­świad­cze­niach hi­sto­rycz­nych Fran­cji i Nie­miec jako głów­nych państw na­ro­do­wych w XIX-wiecz­nej Eu­ro­pie. Do­sko­na­łym od­zwier­cie­dle­niem tego prze­ko­na­nia są dzi­siaj na przy­kład­te­ore­tycz­no-po­li­tycz­ne pi­sma Jür­ge­na Ha­ber­ma­sa21. Wia­ra w to, że mo­del hi­sto­rycz­ne­go roz­wo­ju Fran­cji i Nie­miec jest ab­so­lut­nie re­pre­zen­ta­tyw­ny dla roz­wo­ju Eu­ro­py, jest dzi­siaj nadal tak sil­na, że z ko­lei Ro­bert Co­oper, po­szu­ku­jąc przy­czy­ny upad­ku no­wo­żyt­ne­go po­rząd­ku po­li­tycz­ne­go check and ba­lan­ce, w ogó­le nie na­tknął się na ta­kie wy­da­rze­nie jak roz­bio­ry Pol­ski, na­to­miast za fak­tycz­ny ko­niec no­wo­cze­sne­go ukła­du rów­no­wa­gi sił w Eu­ro­pie uznał woj­nę fran­cu­sko-nie­miec­ką 1871 roku22, wy­szedł­szy z za­ło­że­nia, że w Eu­ro­pie wszyst­ko za­czy­na się i koń­czy mię­dzy Fran­cją i Niem­ca­mi. Trud­no jest jed­nak taki wła­śnie re­duk­cjo­ni­stycz­ny ob­raz eu­ro­pej­skiej hi­sto­rii uznać dzi­siaj za rze­czy­wi­ście ade­kwat­ny. Woj­na trzy­dzie­sto­let­nia nie ukształ­to­wa­ła wca­le po­wszech­nej eu­ro­pej­skiej świa­do­mo­ści – nie przez przy­pa­dek bar­dzo dłu­go wy­da­rze­nie to funk­cjo­no­wa­ło w pol­skiej świa­do­mo­ści po pro­stu jako bel­la ger­ma­ni­ca. A pań­stwo­we i na­ro­do­we do­świad­cze­nie Fran­cji i Nie­miec w XIX i XX wie­ku nie okre­śla peł­ne­go ro­zu­mie­nia sen­su i zna­cze­nia in­te­gra­cji eu­ro­pej­skiej.

In­nym naj­czę­ściej przy­wo­ły­wa­nym mo­de­lem hi­sto­rycz­ne­go wy­ja­śnie­nia in­te­gra­cji eu­ro­pej­skiej jest oświe­ce­nie. W wy­po­wie­dziach po­li­ty­ków eu­ro­pej­skich oraz in­te­lek­tu­ali­stów oświe­ce­nie po­ja­wia się nie­rzad­ko wręcz w roli ide­owej bu­so­li pro­ce­su in­te­gra­cji lub jego ak­sjo­lo­gicz­nej ko­twi­cy. W jed­nym z wy­wia­dów Gün­ter Ver­heu­gen, nie­miec­ki po­li­tyk i czło­nek Ko­mi­sji Eu­ro­pej­skiej, stwier­dza na przy­kład: „Je­stem za tym, aby każ­dy w Eu­ro­pie kul­ty­wo­wał wła­sną toż­sa­mość, ale mu­si­my też mieć coś wspól­ne­go, nie­za­leż­nie czy je­ste­śmy chrze­ści­ja­na­mi, ży­da­mi, czy mu­zuł­ma­na­mi lub po pro­stu żad­nym z nich: tym czymś wspól­nym jest ja­sne opo­wie­dze­nie się za war­to­ścia­mi oświe­ce­nia”23. Ger­hard Schro­der zaś w swo­im wy­stą­pie­niu pod­czas 60. rocz­ni­cy D-Day w Nor­man­dii stwier­dził: „Bu­du­je­my na spu­ściź­nie oświe­ce­nia, na to­le­ran­cji i po­cie­sza­ją­cym pięk­nie eu­ro­pej­skiej kul­tu­ry. Ra­to­wa­nie tych war­to­ści było i jest nadal prze­sła­niem wy­da­rzeń z 6 czerw­ca 1944 roku”. Z ko­lei w wy­po­wie­dziach by­łe­go fran­cu­skie­go pre­mie­ra Raf­fa­ri­na – co nie dzi­wi już tak bar­dzo jak w przy­pad­ku po­li­ty­ków nie­miec­kich – wprost obec­na jest myśl, że Eu­ro­pa wła­ści­wie za­czy­na się od oświe­ce­nia: „Eu­ro­pa to idea, któ­ra od epo­ki oświe­ce­nia po­szu­ku­je szczę­ścia i spra­wie­dli­wo­ści, sta­wia­jąc czło­wie­ka w sa­mym ser­cu swo­jej wi­zji po­li­tycz­nej”24. Z tym prze­świad­cze­niem prze­wod­ni­czą­cy Kon­wen­tu Eu­ro­pej­skie­go Va­léry Gi­scard d’Es­ta­ing na­pi­sał pro­jekt pre­ma­bu­ły do trak­ta­tu kon­sty­tu­cyj­ne­go, w któ­rym przy­pi­sał oświe­ce­niu ka­pi­tal­ne zna­cze­nie dla eu­ro­pej­skiej toż­sa­mo­ści. Na­to­miast dwaj fi­lo­zo­fo­wie, Nie­miec Jür­gen Ha­ber­mas i Fran­cuz Ja­cqu­es Der­ri­da, na fali an­ty­ame­ry­kań­skich pro­te­stów w 2003 roku pu­bli­ku­ją swój ma­ni­fest Od­no­wa Eu­ro­py, w któ­rym oświe­ce­nie czy­nią fun­da­men­tem eu­ro­pej­skiej sa­mo­świa­do­mo­ści. Pro­blem po­le­ga na tym, że we wszyst­kich tych przy­pad­kach oświe­ce­nie po­ja­wia się w bar­dzo okre­ślo­nym ro­zu­mie­niu jako po­li­tycz­ne i in­te­lek­tu­al­ne do­świad­cze­nie XVIII-wiecz­nej Fran­cji. W ten spo­sób oświe­ce­nie, w sil­nie za­wę­żo­nym zna­cze­niu i w okre­ślo­nej tra­dy­cji, zo­sta­je przed­sta­wio­ne jako głów­ny ele­ment kon­sty­tu­ują­cy dzi­siej­szą Eu­ro­pę, co pro­wa­dzi do po­mi­nię­cia de­cy­du­ją­ce­go fak­tu, że były róż­ne ro­dza­je oświe­ce­nia, a jed­no, obej­mu­ją­ce swym za­się­giem całą Eu­ro­pę, nig­dy nie ist­nia­ło.

Trud­no by­ło­by za­prze­czyć, że oświe­ce­nie jest jed­nym z waż­niej­szych prą­dów kul­tu­ral­nych i okre­sów w hi­sto­rii Eu­ro­py – istot­nym ele­men­tem eu­ro­pej­skiej toż­sa­mo­ści. Na­le­ży jed­nak ko­niecz­nie za­dać py­ta­nie, ja­kie kon­kret­nie oświe­ce­nie mają na my­śli po­li­ty­cy i in­te­lek­tu­ali­ści, któ­rzy tak chęt­nie je dzi­siaj przy­wo­łu­ją w swo­ich tek­stach i wy­stą­pie­niach, mó­wiąc o in­te­gra­cji eu­ro­pej­skiej. Któ­re oświe­ce­nie ich zda­niem sta­no­wi fun­da­ment dzi­siej­sze­go „kon­sty­tu­cjo­na­li­zo­wa­nia” się Unii Eu­ro­pej­skiej? Py­ta­nie jak naj­bar­dziej na miej­scu – zna­na ame­ry­kań­ska fi­lo­zof Ger­tru­de Him­mel­farb w swej ostat­niej książ­ce The Ro­ads to Mo­der­ni­ty przy­po­mi­na przy­najm­niej o trzech waż­nych oświe­ce­nio­wych tra­dy­cjach Eu­ro­py: o fran­cu­skim oświe­ce­niu ro­zu­mu, bry­tyj­skim oświe­ce­niu spo­łecz­nej cno­ty i ame­ry­kań­skim oświe­ce­niu wol­no­ści (wy­ro­słym na grun­cie eu­ro­pej­skiej tra­dy­cji i fi­lo­zo­fii). My mo­gli­by­śmy do­dać tra­dy­cję pol­skie­go oświe­ce­nia, któ­re łą­czy­ło po­li­tycz­ny re­pu­bli­ka­nizm daw­nej Rze­czy­po­spo­li­tej z wi­zją no­wo­cze­sne­go pań­stwa za­war­tą w pierw­szej spi­sa­nej w Eu­ro­pie kon­sty­tu­cji25.

Fak­tycz­nie Eu­ro­pa zbu­do­wa­na jest na róż­nych oświe­ce­niach, któ­rych kon­cep­cje nie do koń­ca dają się ze sobą po­go­dzić. W tym sen­sie nie ma jed­ne­go eu­ro­pej­skie­go oświe­ce­nia, z któ­re­go idei mo­gli­by­śmy dzi­siaj wy­cią­gnąć ja­kieś prak­tycz­ne wnio­ski o funk­cjo­no­wa­niu Unii Eu­ro­pej­skiej lub po­żą­da­nej for­mie jej kon­sty­tu­cji. Na przy­kład ra­dy­kal­ny po­stu­lat la­icy­za­cji sfe­ry pu­blicz­nej za­war­ty mię­dzy in­ny­mi w pre­am­bu­le trak­ta­tu kon­sty­tu­cyj­ne­go moż­na wy­wieść z tra­dy­cji fran­cu­skie­go oświe­ce­nia, lecz po­zo­sta­je on w oczy­wi­stej sprzecz­no­ści z tra­dy­cją bry­tyj­skie­go, ame­ry­kań­skie­go czy pol­skie­go oświe­ce­nia. Oświe­ce­nie fran­cu­skie jako fi­lo­zo­fia ro­zu­mu było czymś in­nym niż oświe­ce­nie w tra­dy­cji an­giel­skiej opar­te na fi­lo­zo­fii „spo­łecz­nych uczuć” i „cnót spo­łecz­nych” czy oświe­ce­nie ame­ry­kań­skie (od­wo­łu­ją­ce się w koń­cu do tych sa­mych eu­ro­pej­skich źró­deł) zbu­do­wa­ne na fi­lo­zo­fii wol­no­ści26. Istot­ne są tak­że róż­ni­ce mię­dzy fran­cu­skim i nie­miec­kim oświe­ce­niem, przede wszyst­kim w po­dej­ściu do re­li­gii, któ­re w znacz­nym stop­niu zo­sta­ły (trud­no za­kła­dać, że nie­świa­do­mie) cał­ko­wi­cie za­ma­za­ne (w imię eu­ro­pej­skiej zgod­no­ści, a może w ob­li­czu wspól­ne­go wro­ga – Ame­ry­ki?) we wspól­nym ma­ni­fe­ście Ha­ber­ma­sa i Der­ri­dy27. Nie ma eu­ro­pej­skie­go oświe­ce­nia, na któ­re dzi­siaj tak chęt­nie po­wo­łu­ją się nie­któ­rzy po­li­ty­cy i in­te­lek­tu­ali­ści. Wię­cej – je­dy­nie fran­cu­skie oświe­ce­nie było świa­do­mą pró­bą stwo­rze­nia an­ty­te­zy chrze­ści­jań­stwa w tra­dy­cji eu­ro­pej­skiej i pro­gra­mo­wo je zwal­cza­ło. Cha­rak­te­ry­stycz­na jest hi­sto­ria jed­ne­go z naj­wy­bit­niej­szych przed­sta­wi­cie­li an­giel­skie­go oświe­ce­nia Da­vi­da Hume’a, któ­ry pod­czas swe­go dłu­gie­go po­by­tu w Pa­ry­żu czę­sto się uskar­żał, że w in­te­lek­tu­al­nych sa­lo­nach i w śro­do­wi­sku en­cy­klo­pe­dy­stów ucho­dzi za bi­go­ta, gdyż nie chce cał­ko­wi­cie po­tę­pić i od­rzu­cić chrze­ści­jań­stwa. Z ko­lei w Lon­dy­nie czę­sto trak­to­wa­no Hume’a jako nie­bez­piecz­ne­go ate­istę, gdyż po­zo­sta­wał scep­tycz­ny wo­bec re­li­gii jako źró­dła ludz­kiej wie­dzy28. Ani w oświe­ce­niu bry­tyj­skim, ani nie­miec­kim – tym bar­dziej w ame­ry­kań­skim – nie znaj­dzie­my za­ło­że­nia, że chrze­ści­jań­stwo jest wro­giem nu­mer je­den ludz­kie­go ro­zu­mu, gdyż te tra­dy­cje oświe­ce­nio­we ra­czej czer­pa­ły z chrze­ści­jań­stwa, niż z nim wal­czy­ły. Nie przez przy­pa­dek więc to tyl­ko we Fran­cji roz­wi­nę­ła się naj­bar­dziej skraj­na for­ma pań­stwo­we­go la­icy­zmu.

Spu­ści­zna woj­ny

Trze­ci mo­del hi­sto­rycz­ne­go uza­sad­nia­nia in­te­gra­cji eu­ro­pej­skiej od­wo­łu­je się do do­świad­cze­nia II woj­ny świa­to­wej. Teo­re­ty­cy in­te­gra­cji eu­ro­pej­skiej w więk­szo­ści są zgod­ni co do tezy, że wła­śnie to do­świad­cze­nie sta­ło się głów­nym mo­ty­wem roz­po­czę­cia w la­tach 50. w Eu­ro­pie Za­chod­niej pro­jek­tu in­te­gra­cyj­ne­go. „Nie ma wąt­pli­wo­ści, że po II woj­nie świa­to­wej wie­lu po­li­ty­ków i in­te­lek­tu­ali­stów uzna­ło, że na­le­ży prze­zwy­cię­żyć fa­tum eu­ro­pej­skiej hi­sto­rii przez po­wrót do eu­ro­pej­skie­go hu­ma­ni­zmu, oświe­ce­nia i tra­dy­cji de­mo­kra­tycz­nych” – za­uwa­ża­ją po­li­to­lo­dzy Franz A. May­er i Jan Pal­mow­ski, ana­li­zu­jąc ele­men­ty dzi­siej­szej toż­sa­mo­ści w Eu­ro­pie. Czę­sto więc przy­ta­cza się w tym kon­tek­ście wy­po­wiedź by­łe­go kanc­le­rza Nie­miec Hel­mu­ta Koh­la, że po­wo­dze­nie in­te­gra­cji eu­ro­pej­skiej jest kwe­stią woj­ny lub po­ko­ju. Z tej per­spek­ty­wy hi­sto­ria Eu­ro­py przed­sta­wia się bo­wiem jed­no­znacz­nie jako pa­smo wo­jen, kon­flik­tów i po­dzia­łów. Dru­ga woj­na świa­to­wa jako to­tal­ne znisz­cze­nie i przy­kład pry­ma­tu w Eu­ro­pie aber­ra­cyj­nej ide­olo­gii na­zi­zmu sta­no­wi kul­mi­na­cję tego pro­ce­su two­rze­nia się mrocz­nej spu­ści­zny hi­sto­rycz­nej kon­ty­nen­tu (dar­ker le­ga­cies). Miej­sce szcze­gól­ne zaj­mu­je tu­taj ho­lo­kaust. „Pa­mięć o ho­lo­kau­ście jest naj­moc­niej­szą ra­ison d’etre in­te­gra­cji eu­ro­pej­skiej, jaką tyl­ko moż­na so­bie wy­obra­zić”29. Na tak jed­no­znacz­nie­ciem­nym tle eu­ro­pej­skiej hi­sto­rii in­te­gra­cja eu­ro­pej­ska ze swy­mi po­nadna­ro­do­wy­mi in­sty­tu­cja­mi oraz punk­tem cięż­ko­ści w sys­te­mie praw czło­wie­ka wy­da­je się bez­po­śred­nim i oczy­wi­stym „owo­cem II woj­ny świa­to­wej”, a do­kład­nie – bez­po­śred­nią od­po­wie­dzią na jej zbrod­ni­cze i de­struk­cyj­ne skut­ki.

Na­wet je­śli dzi­siaj wśród spo­łe­czeństw za­chod­niej Eu­ro­py pa­mięć o II woj­nie świa­to­wej i zwią­za­na z nią prze­stro­ga wy­raź­nie słab­ną, to jed­nak w sen­sie i re­to­ry­ki, i po­wszech­nie wy­ro­bio­nych prze­ko­nań in­te­gra­cja nadal jest po­strze­ga­na przede wszyst­kim jako de­mo­kra­tycz­na od­po­wiedź dana przez mię­dzy­na­ro­do­wą wspól­no­tę pra­wa na wciąż gro­żą­ce nie­bez­pie­czeń­stwo, że ja­kaś nowa for­ma na­zi­stow­skie­go ra­dy­ka­li­zmu może się w Eu­ro­pie od­ro­dzić. Żad­ne pań­stwo i żad­ne spo­łe­czeń­stwo w Eu­ro­pie, nie­za­leż­nie od swej hi­sto­rii czy kul­tu­ry nie może być wol­ne od ta­kie­go za­gro­że­nia – cho­ciaż za­kła­da się czę­sto, że ist­nie­ją na­ro­dy i re­jo­ny Eu­ro­py (np. Eu­ro­pa Wschod­nia), któ­re ze wzglę­du na swo­ją hi­sto­rię są szcze­gól­nie na­ra­żo­ne na ten typ nie­bez­pie­czeń­stwa. Za­gro­że­nia te zresz­tą mogą przyj­mo­wać naj­róż­niej­sze for­my: od po­pu­li­zmu i na­ro­do­wo-pra­wi­co­we­go ra­dy­ka­li­zmu do jaw­nie neo­fa­szy­stow­skich tren­dów. Z tej per­spek­ty­wy in­te­gra­cja eu­ro­pej­ska jest for­mą zin­sty­tu­cjo­na­li­zo­wa­nej czuj­no­ści wy­ni­ka­ją­cej z mrocz­nych do­świad­czeń prze­szło­ści. Je­śli prze­śle­dzić do­kład­nie, w jaki spo­sób in­sty­tu­cje unij­ne za­re­ago­wa­ły w 2000 roku na ko­ali­cję po­pu­li­stycz­nej par­tii li­be­ral­nej FPO z par­tią lu­do­wą w Au­strii oraz na skan­da­licz­ne wy­po­wie­dzi li­de­ra po­pu­li­stów Jor­ga Ha­ide­ra, nie moż­na mieć wąt­pli­wo­ści co do tego, ja­kich za­gro­żeń chcia­no unik­nąć, two­rząc Unię Eu­ro­pej­ską. Mia­ła re­ago­wać na nie­bez­pie­czeń­stwo od­ra­dza­ją­cych się na­cjo­na­li­zmów i po­pu­li­stycz­nej pra­wi­cy30. Po­ucza­ją­cą eg­zem­pli­fi­ka­cją tego spo­so­bu my­śle­nia może być dzi­siaj fi­lo­zo­ficz­na myśl Pe­te­ra Slo­ter­dij­ka, szcze­gól­nie w jego Teo­rii cza­sów po­wo­jen­nych31. Jego zda­niem „trau­ma­tycz­ne” wy­da­rze­nia XX wie­ku, wśród któ­rych ho­lo­kaust zaj­mu­je miej­sce naj­waż­niej­sze, za­sad­ni­czo od­mie­ni­ły cha­rak­ter Eu­ro­py, cze­go do­wo­dem jest do­ko­na­nie się, jak to okre­śla, nie­miec­kiej me­ta­noi oraz przej­ście Fran­cji na po­zy­cje po­im­pe­rial­ne i po­na­ro­do­we. Ten nowy stan men­tal­ny Eu­ro­py po­wo­jen­nej przy­po­mi­na fazę wy­ci­sze­nia i roz­luź­nie­nia po sil­nie stre­su­ją­cych mo­men­tach kon­flik­tu i eg­zy­sten­cjal­nie gra­nicz­nych prze­ży­ciach. Po­li­tycz­na kul­tu­ra po­wo­jen­nej Eu­ro­py, z któ­rej Fran­cu­zi i Niem­cy wy­pro­wa­dza­ją pro­jekt eu­ro­pej­skiej in­te­gra­cji, za­kła­da więc zdol­ność do wy­cią­gnię­cia z do­świad­czeń krań­co­wych po­zy­tyw­nych wnio­sków pod po­sta­cią wła­ści­wych stra­te­gii po­stę­po­wa­nia. Mó­wiąc ję­zy­kiem psy­cho­te­ra­pii, któ­ry jest Slo­ter­dij­ko­wi bar­dzo bli­ski, z do­świad­cze­nia ho­lo­kau­stu i wo­jen Eu­ro­pej­czy­cy (fran­cu­scy i nie­miec­cy) wy­pra­co­wa­li stra­te­gie ra­dze­nia so­bie z sy­tu­acją po­stre­so­wą oraz skłon­no­ścią do nie­po­ha­mo­wa­nej agre­sji. Ozna­cza to go­to­wość do prze­ciw­dzia­ła­nia wszel­kim po­sta­wom oraz ide­om, któ­re mo­gły­by nie­słusz­nie za­kłó­cić stan po­wo­jen­ne­go wy­ci­sze­nia i roz­luź­nie­nia Eu­ro­py. Do­ty­czy to za­rów­no okre­ślo­nych po­staw po­li­tycz­nych, jak i pew­ne­go ro­dza­ju in­ter­pre­ta­cji hi­sto­rycz­nych. Sam Slo­ter­dijk po­słu­gu­je się w tym kon­tek­ście okre­śle­niem „od­dra­ma­ty­zo­wa­nie Eu­ro­py”. Hi­sto­ria w po­wo­jen­nej Eu­ro­pie, jej in­ter­pre­ta­cje nie są sce­ną, na któ­rej roz­gry­wa się dra­mat dzie­jów, lecz wa­run­kiem uda­nej psy­cho­te­ra­pii po­ura­zo­wej. Nie do koń­ca wia­do­mo, kto jest tu­taj psy­cho­te­ra­peu­tą i gdzie znaj­du­je się jego ko­zet­ka. Moż­na się jed­nak do­my­ślać, że z tak uję­tej per­spek­ty­wy pol­skie emo­cje i for­mu­ło­wa­ne ostat­ni­mi cza­sy za­rzu­ty wo­bec nie­miec­kie­go dys­kur­su o przy­mu­so­wych wy­sie­dle­niach po­wo­jen­nych mu­sia­ły się ja­wić jako nie tyl­ko ana­chro­nicz­ne, ale tak­że wręcz iry­tu­ją­ce, jako nie­od­po­wie­dzial­ne za­kłó­ca­nie uda­ne­go prze­bie­gu psy­cho­te­ra­pii.

War­to od­no­to­wać, że nie wszy­scy po­dzie­la­ją do koń­ca prze­ko­na­nie o ko­niecz­no­ści ufun­do­wa­nia eu­ro­pej­skie­go po­wo­jen­ne­go pro­jek­tu na pa­mię­ci o ho­lo­kau­ście i prze­zwy­cię­ża­niu wo­jen­nej trau­my. Zda­niem Tony’ego Jud­ta kwe­stia ta jest o wie­le bar­dziej zło­żo­na i wie­lo­znacz­na. W epi­lo­gu do hi­sto­rii po­wo­jen­nej Eu­ro­py32 au­tor stwier­dza, że fak­tycz­nie zbrod­nia ho­lo­kau­stu jest jej uni­wer­sal­nym do­świad­cze­niem, fun­da­men­tal­nym punk­tem od­nie­sie­nia, i zga­dza się z dia­gno­zą Han­ny Arendt, że pro­blem ra­dy­kal­ne­go zła sta­nie się pod­sta­wo­wą kwe­stią po­wo­jen­nej re­flek­sji in­te­lek­tu­al­nej w Eu­ro­pie33. Jed­nak­że sam wy­raź­nie do­strze­ga sła­bo­ści ta­kie­go skon­cen­tro­wa­nia się na ho­lo­kau­ście jako mo­ral­no-hi­sto­rycz­nej pod­sta­wie pro­jek­tu eu­ro­pej­skie­go. Czy tro­pie­nie każ­de­go aktu wan­da­li­zmu i głu­po­ty na sta­dio­nach lub po­dwór­kach jako prze­ja­wów an­ty­se­mi­ty­zmu nie od­wra­ca na­szej uwa­gi od praw­dzi­wych za­gro­żeń Eu­ro­py? Czy po­zwa­la na bar­dziej re­ali­stycz­ne i trzeź­we spoj­rze­nie na współ­cze­sną po­li­ty­kę pań­stwa izra­el­skie­go? Czy mó­wie­nie o ra­dy­kal­nym złu tyl­ko w kon­tek­ście ho­lo­kau­stu nie prze­no­si ca­łe­go pro­ble­mu wy­łącz­nie w ob­szar mo­ra­li­sty­ki, czy­niąc Eu­ro­pę bez­rad­ną wo­bec współ­cze­snych prze­ja­wów ra­dy­kal­ne­go zła? I wresz­cie, co w ta­kim kon­tek­ście zro­bić z do­świad­cze­niem hi­sto­rycz­nym Eu­ro­py Środ­ko­wo-Wschod­niej? Taka sku­pio­na na ho­lo­kau­ście in­ter­pre­ta­cja sen­su i za­dań in­te­gra­cji eu­ro­pej­skiej, wy­pły­wa­ją­ca z hi­sto­rycz­ne­go do­świad­cze­nia na­zi­zmu i prze­zwy­cię­że­nia go przez de­mo­kra­tycz­ne na­ro­dy, jest dzi­siaj spe­cjal­nie bli­ska nie­miec­kiej opi­nii pu­blicz­nej i nie­miec­kie­mu po­li­tycz­ne­mu es­ta­bli­sh­men­to­wi z cał­kiem oczy­wi­stych po­li­tycz­nych po­wo­dów. Cho­dzi o ta­kie uza­sad­nie­nie de­mo­kra­tycz­nych in­sty­tu­cji, aby nadal ja­wi­ły się jako za­bez­pie­cze­nie przed na­zi­stow­ską re­cy­dy­wą. Jed­nak­że od kie­dy w Unii zna­la­zły się kra­je „zza daw­nej że­la­znej kur­ty­ny”, in­ter­pre­ta­cja in­te­gra­cji eu­ro­pej­skiej jako od­po­wie­dzi na na­zizm wy­da­je się da­le­ce nie­wy­star­cza­ją­ca do stwo­rze­nia sil­ne­go po­czu­cia przy­na­leż­no­ści w roz­sze­rzo­nej Unii Eu­ro­pej­skiej. Wy­klu­cza ona bo­wiem fun­da­men­tal­ne dla no­wych kra­jów człon­kow­skich do­świad­cze­nie ko­mu­ni­stycz­ne­go to­ta­li­ta­ry­zmu, któ­ry oprócz na­zi­zmu ukształ­to­wał pa­mięć hi­sto­rycz­ną tej czę­ści Eu­ro­py.

Oba­wy Jud­ta fak­tycz­nie wy­da­ją się uza­sad­nio­ne. Wie­le wska­zu­je na to, że pro­ste po­sze­rze­nie obo­wią­zu­ją­cej do­tąd wy­kład­ni do in­te­gra­cji eu­ro­pej­skiej o do­świad­cze­nie ko­mu­ni­zmu nie bę­dzie wca­le ta­kie ła­twe i wy­wo­ła kon­tro­wer­sje. Tak się sta­ło, kie­dy w 2004 roku ło­tew­ska mi­ni­ster spraw za­gra­nicz­nych San­dra Kal­nie­te stwier­dzi­ła na pu­blicz­nym spo­tka­niu w Niem­czech, że ko­mu­nizm był tak samo zbrod­ni­czym sys­te­mem w Eu­ro­pie jak na­zizm, czym wy­wo­ła­ła go­rą­cy sprze­ciw nie­miec­kich słu­cha­czy. Za­pew­ne z po­dob­nych po­wo­dów nie­miec­ka pra­sa nie­przy­chyl­nie przy­ję­ła pro­po­zy­cję nie­któ­rych po­słów Par­la­men­tu Eu­ro­pej­skie­go, by oprócz swa­sty­ki za­bro­nić w kra­jach Unii Eu­ro­pej­skiej pu­blicz­ne­go uży­wa­nia tak­że sym­bo­lu sier­pa i mło­ta, uznaw­szy to za prze­sa­dę34. Do­pie­ro jed­nak zor­ga­ni­zo­wa­ne przez Wła­di­mi­ra Pu­ti­na w Mo­skwie ob­cho­dy 60. rocz­ni­cy za­koń­cze­nia II woj­ny świa­to­wej po­ka­za­ły ogrom­ną róż­ni­cę w po­strze­ga­niu ko­mu­ni­zmu w po­wo­jen­nej Eu­ro­pie przez sta­rych i no­wych człon­ków Unii Eu­ro­pej­skiej35.