Profesor Łodzio
- Wydawca:
- Wydawnictwo e-bookowo
- Kategoria:
- Humanistyka
- Język:
- polski
- ISBN:
- 978-83-7859-363-8
- Rok wydania:
- 2014
- Słowa kluczowe:
- łodzio
- mediach
- nieistotne
- otematyce
- profesor
- studiował
- uniwersytecie
- value
- warsaw
- warszawie
- zaskakującą
- mobi
- kindle
- azw3
- epub
Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).
Kilka słów o książce pt. “Profesor Łodzio”
Profesor Łodzio zaatakował w studenckość bohatera, ten jednak nie zamierza pozostawać dłużny i wyrusza w zaskakującą podróż po Warszawie, której celem jest akademickie zwycięstwo.
Damian Dawid Nowak
urodzony w 1989r. w Tarnowskich Górach, zamieszkały w Warszawie, studiował Philosophy of Cognition, Moral and Value na Uniwersytecie Warszawskim. Pracujący w mediach fan dobrej literatury i jedzenia. Publikowany autor artykułów otematyce kulturalnej, w 2014 roku zadebiutował tomikiem „Nieistotne”. Założyciel portalu Good Place Warsaw.
Polecane książki
Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Damian Dawid Nowak
Damian Dawid Nowak
Profesor Łodzio
© Copyright by
Damian Dawid Nowak & e-bookowo
Projekt okładki:
e-bookowo
Redakcja: Barbara Krupka
Korekta: Patrycja Żurek
ISBN 978-83-7859-363-8
Wydawca:
Wydawnictwo internetowe e-bookowo www.e-bookowo.pl
Kontakt:wydawnictwo@e-bookowo.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości bez zgody wydawcy zabronione.
Byłem skazany na odwrót w momencie, w którym opuściłem przyłbicę, jednak nie zamierzałem się wycofać tylko dlatego, że nie miałem szans na wygraną. Profesor Łodzio zaatakował po profesorsku i ordynarnie, najpierw wymierzając cios w nieosłoniętą studenckość, która zebranym mogła się zdać przywarą, choć większość z nich też należała do akademickiej braci. Poprawił prawym sierpowym godnym mistrza Aliego, który, mając IQ 78, był wystarczająco mądry, by wiedzieć, że to nic nie znaczy. A sam cios, podobnie zresztą jak poprzedni, wycelowany nie w argumentację, a w zapoznanie z tematem: że ile to latek, tak, latek, się tym zajmuję, a że on to empirycznie bada dwudziesty piąty rok.
Gdybym był człowiekiem nie tylko skłonnym do dyskusji, lecz także dosadnie szczerym, wtedy powiedziałbym: „skoro dwadzieścia pięć lat pana profesury do wniosków zbieżnych z mymi nie doprowadziło, to coś pan profesor czas marnuje”, a gdybym był chamskim, to na koniec dodałbym „…i państwowe pieniądze!”. Słowa zmełłem w ustach, jako że z natury raczej buńczuczny jestem tylko jak mi dopomoże alkohol, a tak na co dzień to bryluję głównie w fantazjach.
Wracając do profesora Łodzia, który po drugim ciosie poczerwieniał, a był to człowiek niski i łysiejący od czubka jajowatej głowy, co wcale nie ułatwiało z nim pertraktacji – kiedy słuchał własnego głosu, nakręcał się na treść swojego przekazu. Może właśnie dlatego przyciągał na wykłady całkiem sporo studentów. Łodzio mógłby sam siebie przekonać, że budowa zamków z piasku jest tematem godnym całorocznego cyklu wykładowego, gdyby tylko dać mu się wcześniej spokojnie rozgrzać. Tak i teraz, trzeci atak padł wzmocniony furią zgromadzoną w dwóch poprzednich, z energią godną młodego zapaleńca, a nie szanowanego w świecie naukowym krytyka sztuki.
– Z ontologicznego punktu widzenia pańska uwaga jest nie tylko nieprawdziwa, co nie ma racji bytu w systemie przyjętych przez nas wartości. Powiem więcej! – tu miejsce ma znaczące ciamknięcie. – Jest nieakceptowalna!
Ciamknięcie, jak nazywali je zgodnie wszyscy studenci, uczęszczający na wykłady profesora, było – jeśli użyte w dyskusji – wyrazem co najwyżej dezaprobaty. Normalnie pojawiało się przed konkluzjami i wnioskami, argumentami kluczowymi i tytułami publikacji, pod którymi Łodzio zamieszczał zamaszysty podpis, ewentualnie tymi, co do których gotów był przysiąc, że zainspirował – czyli gdzieś jedna trzecia całości współczesnych esejów dotyczących jego specjalizacji. Tak, Łodzio ciamkał często i namiętnie.
Zwalony z metaforycznego konia, doczekałem końca zajęć, by pod osłoną gawiedzi wymknąć się z sali. Poliki nadal pozostawały czerwone, a koleżanki z grupy odprowadziły mnie pełnym współczucia spojrzeniem, godnym bohatera upadłego, postaci tragicznej chociaż dla kolegów byłem raczej tragikomiczny. Tak to na wygnaniu zdecydowałem się wykorzystać dwanaście złotych z dziewięćdziesięciu, które się do końca miesiąca ostały, kupując kebaba z baraniną.
Jakby