Strona główna » Dla dzieci i młodzieży » Prolis mortem

Prolis mortem

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-62480-47-0

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Prolis mortem

"Prolis Mortem" to opowieść o przetrwaniu choroby, jedynej tak bezczelnie pogmatwanej, beznadziejnej i nieuleczalnej. O miłości.
Kiedy Jacqueline gubi się między uczuciem do Henry'ego a Jeana, pojawiają się rysunki Julie Anne, na których żyje Potomstwo Śmierci. Nie byłoby w nich nic specjalnego, gdyby nie fakt, że czarne skrzydła i niebywałe szaty przedstawione są na naszkicowanych osobach Jacqueline i Henry'ego. Przekonania Julie Anne potwierdza Jean, który wraca z Kanady.
Zwykła rzeczywistość artystów zmienia się w chaos, o którym nie śnili nawet w najgorszych koszmarach. Tabletki Jeana otwierają wrota Potomstwu Śmierci, siedzącemu w umysłach Jacqueline i Henry'ego. Zadania, które mają do wykonania przekraczają granice absurdu, świat, który zaczynają widzieć, wydaje się niemożliwy? Ale wiara jest symptomem ich infekcji. Obydwoje chorują na miłość. Na to nie ma lekarstwa. Tego są jedynie przerażające skutki.

Prolis mortem to napisana pięknym językiem współczesna wersja Romea i Julii, w której poezja stanowi niezbywalną część stosunków między bohaterami. Bez warstwy językowej powieść nie miałaby takiego czaru, który nie pozwala o niej zapomnieć.

 

Cassandra J. Ellen od zawsze marzyła o mieszkaniu we Francji. Jako mała dziewczynka pisała bajki, później jednak jej pióro zaczęło tworzyć wiersze i prozę różnego rodzaju. Intrygują ją historie o magii, zjawiskach paranormalnych i sile ludzkiego umysłu. Kiedy brak jej weny, siada przy oknie i wsłuchuje się w szepty codzienności. Jej motto głosi, że życie jest najpiękniejszą sztuką, świat najlepszą sceną, a marzenia najwybitniejszym scenariuszem. Aktualnie marzy o świecie, gdzie życie mogłoby być taką sztuką.

Polecane książki

Album obejmujący działalność Siedleckiego Klubu Kolekcjonerów od początku stycznia 2005 do końca grudnia 2014 roku....
Pod koniec studiów medycznych zakochali się w sobie bez pamięci. Oszołomiona szczęściem Beau planowała ślub, Gray się na wszystko zgadzał. W ostatniej jednak chwili wycofał się, nie wyjaśniając Beau motywów swej decyzji. Spotkała go po latach w parku Yellowstone na kursie przetrwania. ...
Cztery dni po ślubie Abigail Browning, detektyw wydziału zabójstw, przeżyła tragedię: jej mąż został zastrzelony na skalistym wybrzeżu wyspy Mount Desert. Czy był przypadkową ofiarą przemocy, czy też ktoś chciał jego śmierci? To pytanie od siedmiu lat prześladuje Abigail. Po otrzymaniu anonimowego t...
Na gruncie polskim idee filozoficzne Siemiona L. Franka (1877-1950) do niedawna były słabo znane. Pierwsza polska monografia dotycząca myśli Rosjanina ukazała się w 2003 roku. Autorem pracy Myślenie z wnętrza Objawienia... jest pracownik Uniwersytetu Jagiellońskiego - Leszek Augustyn. Janusz Dobiesz...
Napisaliśmy Poradnik dyktatora aby przybliżyć logikę sprawowania władzy, dobrej i złej polityki. Nie jest żadnym odkryciem, że każdy przywódca dąży do tego aby zredukować do minimum swoją zależność od masowego poparcia. Nic w tym dziwnego: łatwiej jest zaspokoić wąską grupę popleczników niż szerokie...
Film dokumentalny na podstawie książki otrzymał  w 1995 roku Oscara w kategorii najlepszy krótkometrażowy film dokumentalny. "Wszystko za życie" to niezapomniana historia sześcioletniej gehenny Gerdy Weissmann Klein, ofiary nazistowskiego okrucieństwa – od dzieciństwa w rodzinnym domu w polskim Biel...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Cassandra J. Ellen

Cassandra J. Ellen

PROLIS

MORTEM

© Copyright by Cassandra J. Ellen & e-bookowo

Projekt okładki: Cassandra J. Ellen

ISBN 978-83-62480-47-0

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

www. e-bookowo. pl

Kontakt:wydawnictwo@e-bookowo.pl

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I 2011

Konwersja do formatu EPUB: Virtualo Sp. z o.o.virtualo.eu

O Autorce

Cassandra J. Ellen od zawsze marzyła o mieszkaniu we Francji. Jako mała dziewczynka pisała bajki, później jednak jej pióro zaczęło tworzyć wiersze i prozę różnego rodzaju. Intrygują ją historie o magii, zjawiskach paranormalnych i sile ludzkiego umysłu. Kiedy brak jej weny, siada przy oknie i wsłuchuje się w szepty codzienności. Jej motto głosi, że życie jest najpiękniejszą sztuką, świat najlepszą sceną, a marzenia najwybitniejszym scenariuszem. Aktualnie marzy o świecie, gdzie życie mogłoby być taką sztuką.Dedykacja

Martynie M.

Usted me dijo que los suenos se hacen realidad,

sólo hay que creerlo.Es por eso que creo en el cumplimiento de uno de ellos.
Creo que serás feliz.Gracias por la estrella.Część pierwsza

„Nie masz litości w niebie, które widzi

Całą głębokość mojego cierpienia?”.

„Romeo i Julia” William Shakespeare.

Akt III, scena 5

Julie Anne siedziała przy ławce w południowej części stołówki. Rysowała. Tak jak zawsze, o tej samej porze. Nigdy nie pokazywała nikomu swych prac. Choć były bardziej tajemnicze od obrazów Leonarda Da Vinci i bardziej rozszczepione na najdrobniejsze pocałunki światła od obrazów Claude’a Moneta. Malowała wszystkim, czym tylko mogła, od najzwyklejszych farb, po wilgotne liście. Była artystką z krwi i kości. Jedyną w swoim rodzaju. Zamkniętą w swoim świecie, do którego klucz tkwił w jej rysunkach.

Była tak zaabsorbowana delikatnymi rysami twarzy, że nie zauważyła nawet, jak cień zasłania jej światło.

– Panna Lorrein? Znów zajęta wbijaniem ołówka w kartkę i tworzeniem milionów niemożliwych linii, które tak trudno zrozumieć i odczytać? – usłyszała znajomy głos za swym prawym ramieniem.

Kiedy odwróciła się, ujrzała uśmiechniętą dziewczynę o śniadej cerze i farbowanych, czarnych włosach, spiętych po lewej stronie w artystycznego koka. Po prawej stronie jej głowy idealnie wpasowany był czerwony beret. Koralowy żakiet z ogromnymi guzikami leżał na niej, jakby był specjalnie dla niej szyty. Pod pachą trzymała zeszyt z Marilyn Monroe na okładce, z którego wystawało mnóstwo papierów. Uśmiechała się do przyjaciółki delikatnie, tak, jak tylko ona potrafiła, z gracją i wyrafinowaniem.

– A panna Le Brun jak zawsze rozpisała się na setki kartek? Co tym razem? Sonety? Czy postawiłaś na tajemnicę i rozszyfrowujesz Pismo Święte na najbardziej ateistyczny sposób?

Obydwie roześmiały się głośno. Dziewczyna w berecie usiadła naprzeciw przyjaciółki.

– Julie Anne, wiesz dobrze, jakie głupstwa znajdują się na tych kartkach. – Potrząsnęła zeszytem z Marilyn Monroe.

– Naprawdę? Wiem jedynie o tych dziełach wychwalanych przez profesora literatury, ale o głupstwach jeszcze nie słyszałam. Jacqueline, to nie do przyjęcia, musisz pokazać mi te głupstwa! Chcę nauczyć się ich na pamięć!

Dziewczyna wyciągnęła zabrudzoną ołówkiem dłoń w stronę przyjaciółki, lecz ta, śmiejąc się głośno, odchyliła się w tył.

– Jeśli pokażesz mi coś swojego – rzuciła całkiem poważnie. – Otworzysz wreszcie tę cholerną teczkę i pokażesz mi kilka prac. Jesteśmy przyjaciółkami, nie masz co przede mną ukrywać.

Julie Anne nagle spochmurniała. Jej duże, piwne oczy, za oprawkami okularów zaszły mgłą. Przybrudzone farbą usta zadrżały, by następnie zacisnąć się w jedną linię. Westchnęła. Ten oddech przepełniony był bólem, niezrozumieniem i samotnością.

– Julie Anne? – szepnęła Jacqueline i wyciągnęła dłoń, by chwycić za palce przyjaciółkę. – Powiedziałam coś nie tak?

Julie Anne spojrzała na nią marnie i uśmiechnęła się sztucznie. Szybkim ruchem uniosła się z krzesła, zabrała torbę i nie żegnając się, wybiegła ze stołówki.

– Julie! – krzyknęła za nią Jacqueline, jednak ta była już za drzwiami. – Julie Anne! Zostawiłaś swoją teczkę z…

Ucichła. Spojrzała na pozostawioną samotnie teczkę z pracami przyjaciółki, przekonując wewnętrzny głos, by tam nie zaglądać.

„To jest jakby jej pamiętnik. Nie czyta się pamiętników…” – powtarzała sobie. – „Ale przecież jestem jej przyjaciółką…”.

Zabrała teczkę i wybiegła bocznym wyjściem z pomieszczenia. Goniła wąskim, ciemnym korytarzem, aż dotarła do szatni, gdzie zazwyczaj czytała wiersze Julie, która zmuszała ją do tego, szantażując na mnóstwo uwikłanych, ale jakże trafnych sposobów.

Stanęła przy szafce i oparła się o drzwiczki. Jedynym światłem oświetlającym ciemną szatnię były nieśmiałe promienie słońca wpadające przez okienko naprzeciw Jacqueline.

Odetchnęła głęboko, po czym otworzyła teczkę. Widziała każdą drobinkę kurzu wzlatującą wówczas w powietrze, każdą drobinkę ołówka, farb czy pasteli. Widziała to, jakby wydłużał się czas, aż dotarła do gładkiego papieru, na którym ujrzała…

Jej zeszyt z Marilyn Monroe upadł z hukiem, a brudną podłogę pokryły kartki zapisane milionami niepojętych słów…

Część druga

„…marzyciele

Najczęściej zwykli kłamać.

(…)

Przez sen, w łóżku,
Gdy w gruncie rzeczy marzą o rzeczach prawdziwych”.

„Romeo i Julia” William Shakespeare. ;

Akt I, scena 4. ;

Rysunek był niezwykle szczegółowy, jakby autorka dokładnie znała każdą cząstkę ciała bohaterki swego obrazu. Czarna suknia sięgała białych, złączonych ze sobą stóp i odsłaniała ramiona dające złudzenie, że drżą. Ręce zgięte były w łokciach, a gładkie dłonie dotykały ust. Spod zamkniętych powiek wypływały szkliste krople łez, brwi były zmarszczone. Czarne włosy przypominały nocne fale morskie, rozwiane wokół głowy. A sztormem, który je podjudzał, były ogromne, czarne skrzydła rozpościerające się aż na skraj kartki.

Jacqueline osunęła się plecami po szafce. Jej przerażenie zdziwiło ją nawet bardziej, niż widok jej własnej, uskrzydlonej postaci, tak ściśle chronionej przez Julie Anne. Objęła rękoma drżące kolana, położywszy przed sobą rysunek. Promienie słońca podkreślały jej idealnie odzwierciedlone rysy twarzy, każdą osobną zmarszczkę, pieprzyk, czy pęknięcie na wardze. Przyłożyła dłoń do ust, by zagłuszyć jęk, wybałuszone wcześniej oczy zamknęła, zaciskając jak najmocniej powieki. Powstrzymawszy potok łez, odetchnęła głęboko i znów otworzyła oczy. Zsunęła dłoń z twarzy, delikatnie przesuwając ją ku rysunkowi. W myślach szumiało jej od pytań, na które nie znała odpowiedzi. Niepewnie złapała kartkę w dłonie i dokładnie przyjrzała się swej postaci. Próbowała odszyfrować każdy szczegół z osobna, spoglądała na skrzydła z czcią, której nie potrafiła w sobie stłamsić ani nawet pojąć. Palcem delikatnie dotknęła ich, a wówczas pod skórą poczuła ukłucia mrozu. Odłożyła kartkę i spojrzała na teczkę z zaciekawieniem. Może tam znajdzie wytłumaczenie.

Odetchnąwszy głęboko, otworzyła ponownie teczkę i wyjęła z niej wszystkie kartki. Przygryzając ze zdenerwowaniem wargę, przeglądała rysunki. Na jednym ujrzała swoją osobę siedzącą przy stoliku w stołówce, zajętą pisaniem. W tej samej sukni, rozpościerającą w obydwie strony te same skrzydła, co na pierwszym rysunku. Na innej kartce dostrzegła siebie stojącą na balkonie własnego pokoju, opierającą się o balustradę i spoglądającą w niebo. Suknia pływała na wietrze bawiącym się jej delikatnym, koronkowym materiałem. Skrzydła delikatnie unosiły się w górę. Następny rysunek przedstawiał Jacqueline z wyciągniętą do góry lewą ręką. Dziewczyna uśmiechała się szeroko i biegła przez kałuże w scenerii zachodzącego słońca. Kiedy przyjrzała się przedramieniu, ujrzała dwa słowa pisane literami pięknej czcionki o niezrozumiałej dla niej treści.

„Filiae Mortem”

– Co to, do cholery, znaczy? – szepnęła do siebie.

Odruchowo złapała swój lewy nadgarstek i spojrzała na przedramię. Było takie, jak zawsze. Śniade i czyste.

Nagle usłyszała czyjeś przyspieszone kroki w korytarzu.

Przerażona, zaczęła pakować rysunki z powrotem do teczki, bez porządku, na szybko. Poderwała się z podłogi i już miała zapinać teczkę, gdy z jej wnętrza wypłynęła kolejna praca.

Ale jej bohaterem nie była Jacqueline. To był chłopak. Lecz nie jeden z tych tysięcy innych chłopaków o niebiańskim uśmiechu i oczach w kolorze chryzolitu.

To był On.

Część trzecia„Gniew, który wrze we mnie,
Zderzać się musi z pozornym spokojem”.

„Romeo i Julia” WilliamShakespeare.

Akt I, scena 5.

Kiedy do szatni wpadła Julie Anne, Jacqueline siedziała po turecku oparta o szafkę, z piórem w ręce i zeszytem otwartym na czystej stronie. Powietrze przeszył oddech pełen ulgi.

– Jacqueline? Ty piszesz? – zadała pytanie Julie, jakby od niechcenia, tylko po to, by przerwać ciszę.

– Tak – czarnowłosa rzuciła lakoniczną odpowiedź ledwie słyszalnym głosem, by nie można było rozpoznać jego drżenia.

Julie Anne chrząknęła, założyła włosy za ucho i podeszła kilka kroków do Jacqueline. Uklękła przy niej i spuściła wzrok.

– A wiesz… – zaczęła, marszcząc brwi ze zdenerwowania. – Wiesz, gdzie jest moja teczka?

Dziewczyna w berecie urwała w połowie zapisywanego zdania zupełnie pozbawionego sensu, co sprawiło, że jej wieczne pióro Mont Blanc uderzyło z łoskotem o podłogę. Przygryzła wargę i pospiesznie podniosła je, zamknęła zeszyt i wstała. Wysiliła się na sztuczny, jak najbardziej spokojny uśmiech skierowany do wciąż klęczącej przyjaciółki.

– Zabrałam ją ze stołówki – mówiła wolno i cicho, z przesadną dokładnością podkreślając każdą sylabę.

Nie patrzyła w jej piwne oczy z powodu strachu przed ujawnieniem prawdy, który owładnął jej zdesperowane serce. Bała się wyznać, co ujrzała, choć nie miała zupełnie pojęcia, dlaczego. Choć wszystko wydawało się wręcz irracjonalne. Rysunki, ona sama, nawet światło odbijające się od okularów Julie Anne.

– Oddasz mi?

Atmosfera była zimna i zdystansowana, pozbawiona jakichkolwiek głębszych uczuć. Obydwie domyślały się jednego, ale obydwie nie chciały ujawniać, co wiedzą.

– Jacqueline? – szepnęła Julie, podnosząc wzrok na dziewczynę. – Oddasz?

– Oczywiście.

Jacqueline wyjęła z jednej z szafek teczkę i trzymając w drżących dłoniach, podała ją przyjaciółce. Julie Anne zagryzła wargę i zacisnęła powieki, przytulając swój „pamiętnik” do serca. Odetchnęła głęboko, ale nie spojrzała już na Jacqueline. Klęczała, dotykając opuszkami palców zagłębienia na tekturze stworzonego za sprawą długopisu, odzwierciedlającego jej imię i nazwisko.

Jacqueline podniosła swoją torbę z podłogi i nie mówiąc nic, skierowała się pewnym siebie krokiem ku drzwiom. Martwą ciszę zakłócił odgłos uderzających o ceramiczne płytki obcasów. 

– Jacqueline…

Czarnowłosa zatrzymała się na dźwięk swojego imienia. Zacisnęła pięści i zamknęła oczy. Stała przodem do wyjścia, a tyłem do szatni. Obróciła głowę o kilka stopni, kątem oka widząc, że Julie Anne wciąż klęczy na podłodze.

– Zaglądałaś tu? – zapytała Julie, drżąc w duchu przed odpowiedzią.

Jacqueline nie odpowiedziała.

– Przepraszam – wydyszała klęcząca, wciąż przyciskając do piersi teczkę.

Nim Jacqueline ulotniła się z pomieszczenia, wypowiedziała jedyne zdanie, na które pozwoliło jej suche z przerażenia gardło.

– Nie ma za co, Julie Anne. Naprawdę magicznie rysujesz.

Część czwarta

„Dawna namiętność już w całunach leży,

W jej miejscu władnie siła żądzy nowej”.

„Romeo i Julia” William Shakespeare.

Prolog aktu II.

Korytarz był niezwykle ciemny i wypełniony zimnym powietrzem. Drzwi prowadzące na podwórko szkolne z każdym krokiem czarnowłosej dziewczyny jakby się od niej oddalały. Kiedy wreszcie je pchnęła, napadła ją fala świeżości i pewnego rodzaju niewiedzy. W końcu świat nie miał pojęcia o pewnej jej cesze, o której jeszcze kilka minut temu nawet ona nie wiedziała.

Oddychała ciężko i głęboko. Było jej słabo. Idąc po schodach, trzymała się barierki, a kiedy musiała pokonać boisko przeszyte mnóstwem odbijających ciemne chmury kałuż, postanowiła biec. Delikatna konstrukcja jej koka upadła pod wpływem pędu, jaki tworzyło jej proszące o ucieczkę ciało, włosy rozwiały się we wszystkie strony. Biegła, ciągnąc je za sobą niczym pelerynę. Nie rozumiała, dlaczego po jej śniadych policzkach zaczęły płynąć łzy, ani dlaczego w pewnym momencie upadła, już na trawie, przy wielkim dębie stojącym kilkanaście metrów od boiska.

– Jacqueline? – usłyszała swoje imię w oddali.

Ucichła. Skądś znała ten głos. Głos, który wpływał do jej uszu niczym melodia Czajkowskiego, jej ulubionego kompozytora, a może Jego ulubionego kompozytora, nie pamiętała… Przewróciła swe bezwładne ciało na plecy, by móc dojrzeć zbliżającą się ku niej postać. Jego postura wciąż przyprawiała ją o przyjemne drżenie ramion, a nieskazitelność wzroku wprawiała w oniemienie. Nie podniosła się z ziemi. Nie miała sił.

– Coś się stało? – zapytał, stojąc nad nią z opuszczonymi ramionami i szczerze zmartwioną miną.

– Henry… – jego imię wypłynęło z jej ust okalane czcią i podziwem.

– Pomóc ci wstać?

Wyciągnął do niej dłoń, lecz ona tylko zmarszczyła brwi.

– Połóż się obok mnie – powiedziała. – Proszę…

Nie zdziwił się. Nie jęknął, nie przeciwstawił się. Po prostu położył na ziemi torbę szkolną i ułożył się na plecach obok dziewczyny.

– Przepraszam – odezwała się po długiej chwili wpatrywania się w jego niebywałe oczy w kolorze chryzolitu.

Nie powiedział na to nic. Spuścił tylko wzrok i uśmiechnął się delikatnie.

– Przykro mi, że tak to się skończyło – rzekł, tłumiąc zdenerwowanie w głosie. Nie lubił o tym wspominać. – To, co było między tobą a Jeanem.

Pokiwała wolno głową. Objęła dłonią metalowe serduszko na łańcuszku, które kiedyś dostała od Jeana i które wciąż nosiła na szyi.

– Pamiętasz te chwile, kiedy mój uśmiech nie był maską?

– Pamiętam.

– Niewiarygodne, przecież to było tak dawno…

– Pamiętam wszystkie chwile z tobą spędzone. Pamiętam moment, kiedy uniosłaś wzrok znad książki, wtedy, w bibliotece, pamiętam grację, dumę, z jaką kroczyłaś ku porażce, pamiętam twój zapach tamtego wieczoru, kiedy wszystko działo się tak szybko, kiedy pocałunek połykany był pocałunkiem, kiedy zimno i gorąco łączyło się w harmonijną temperaturę naszych ciał, kiedy oczy łaknęły wzroku, kiedy uśmiechnęłaś się szeroko… Tak. Pamiętam tę chwilę bardzo dobrze.

Zaniemówiła.

– Pamiętam. Pamiętam wszystko. I to boli mnie najbardziej. Że po tak długim czasie nie potrafię zapomnieć o miłości mojego życia. O miłości, która odeszła, by zamienić się w przyjaźń. Kiedy patrzę na twój smutek, twą rozpacz teraz, zastanawiam się, jak by to było, gdybyś tamtej nocy nie powiedziała „żegnaj”, idąc w ślad za tamtym, inteligentnym, przystojnym i chyba idealnym…

W jednym momencie przestała głaskać metalowe serduszko. Spojrzała w oczy Henry’ego i spróbowała zobaczyć. Ujrzała ból spotęgowany jej widokiem, widokiem osoby, którą miał przy sobie tak często, a której już nie mógł dotknąć, choć znał każdą cząstkę jej ciała, nie mógł pocałować, choć znał smak jej ust. Rozchyliła wargi pod wpływem rozpaczy, która owładnęła jej serce, stworzonej poprzez uderzenie świadomością, jak bardzo raniła Henry’ego każdym krokiem przy boku innego.

Uniosła się z ziemi i spojrzała na niego po raz ostatni, zaciskając wargi. Z jej oczu popłynęły łzy, jednak nie próbowała ich zetrzeć. Nie powiedziała do niego nic, zabrała tylko torbę, do której włożyła zeszyt z Marilyn Monroe i puściła się biegiem w stronę zachodzącego słońca.

Część piąta„Nazywasz miłość rzeczą delikatną?
 ;Zbyt, owszem, twarda, szorstka i kłująca”.

„Romeo i Julia” William Shakespeare. ;

Akt I, scena 4.

Kiedy Jacqueline dobiegła do domu, była tak zagubiona, jakby przy każdym kroku niszczyła jakąś cząstkę siebie. Rzuciła torbę na komodę w przedpokoju, zdjęła żakiet i buty, po czym pobiegła do swej sypialni na piętrze. Z całej siły rzuciła beretem o przeciwległą ścianę i wplotła drżące dłonie między burzę niesfornych włosów. Oddech miała nierówny, pełny zdenerwowania, szybki, jakby za chwilę miało się skończyć powietrze. Pociągnęła paznokciami po twarzy, co sprawiło, że pojawiły się na niej czerwone smugi. Skierowała się do łazienki, gdzie rozebrała się do naga i stanęła przed lustrem obejmującym całe jej ciało. W odbiciu ujrzała niemy krzyk i jego życiową partnerkę – rozpacz.