Strona główna » Obyczajowe i romanse » Propozycja nie do odrzucenia

Propozycja nie do odrzucenia

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 9788327607393

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Propozycja nie do odrzucenia

Kiki i Stefano poznali się na sympozjum chirurgów w Australii. Spędzili z sobą namiętny tydzień, a potem... Stefano bez słowa zniknął. Po wielu miesiącach spotykają się na statku wycieczkowym, gdzie ona pracuje jako lekarz, on zaś jest pasażerem. Kiki wciąż go pożąda, ale wolałaby zapomnieć o tej znajomości. Tymczasem Stefano proponuje jej pracę w swej słynnej klinice na wyspie...

Polecane książki

  Wystarczyło jedno spojrzenie, a oboje, Lara i Daniel, wiedzieli, że są dla siebie stworzeni. Że mogą wspólnie wspiąć się na najwyższy szczyt rozkoszy. Intuicja ich nie zawiodła – przeżywali razem niezapomniane, jedyne w swoim rodzaju chwile. Tylko że Lara nie chciała nawet słyszeć o trwałym związk...
Praca poświęcona jest materialnoprawnej problematyce kary ograniczenia wolności, przede wszystkim jej regulacji zawartej w art. 34-36 Kodeksu karnego. Omówiono również zasady jej wyboru przez sąd spośród kodeksowego katalogu kar, zagadnienia warunkowego zawieszenia jej wykonania, kształtowania kary...
Historia Vadera to coś więcej niż historia jednego z najważniejszych zespołów deathmetalowych na świecie. To historia polskiego ekstremalnego metalu, od jego zarania do dzisiaj, a także barwna i dynamiczna opowieść o ludziach z prawdziwą pasją!Adam Nergal Darski / Behemoth To jest historia zespoł...
W dniu ślubu Belli, Mac obiecał sobie zapomnieć, że się w niej podkochiwał. Wyjechał z Anglii i pracował jako lekarz w Afryce i na Filipinach. Trzy lata później wrócił do kraju i spotkał Bellę ponownie – na oddziale pediatrycznym szpitala w Dalverston. Była po rozwodzie, przy...
4000 przysłów polskich, afrykańskich, chińskich, rosyjskich, żydowskich i innych narodowości. Najciekawsze mądrości życiowe różnych kultur i cywilizacji. Przysłowia z różnych epok: od starożytności do współczesności. Myśli wzbogacające każdy list, przemówienie, wypracowanie i wpis do pamiętnika. Alf...
Nie znam sam siebie i czasami w nocy, kiedy o tym myślę, złości mnie to. Czy jestem dobry, zły, inteligentny, głupi? Czy umiałem wyciągnąć korzyść z przypadków, w które rzuciła mnie wszechpotęga Napoleona (którego zawsze uwielbiałem) w 1810 i nasze wysypanie się w błoto w 1814, i nasz wysiłek, aby s...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Fiona McArthur

Fiona McArthurPropozycja nie do odrzucenia

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Doktor Kiki Fender patrzyła na morze i na domki w pastelowych kolorach, które niczym małże przylgnęły do stromego klifu. Pierwsze godziny żeglugi wzdłuż włoskiego wybrzeża Morza Śródziemnego są dla pasażerów zawsze najprzyjemniejsze. Wsłuchana w okrzyki zachwytu delektowała się nastrojem pięknego dnia.

Ale cóż, wszystko co dobre, szybko się kończy. Obowiązki wzywają. Odgarnęła włosy z czoła, odwróciła się i skierowała do okrętowej przychodni. Cztery miesiące pracy na statku wycieczkowym przywróciły jej życiu sens. Potrafiła to docenić.

Nie przerażała jej nawet myśl, że za pięć dni czeka ją coś, co chętnie miałaby już za sobą. Poczuła się lekko.

Pokład niżej książę Stefano Adolphi Phillipe Augustus Mykonides starał się odpędzić od siebie najczarniejsze myśli. Właśnie usiłował ułożyć nieprzytomną bratową w bezpiecznej pozycji. Z ulgą stwierdził, że jej usta nie są już tak sine i że chyba zaczęła oddychać.

Miał nadzieję, że Theros nie wpakuje się w kłopoty przynajmniej w czasie rejsu z okazji urodzin własnej żony. Niestety stało się inaczej. Starszy syn Paula, władcy maleńkiego, ale zasobnego śródziemnomorskiego księstwa Aspelicus, głęboko westchnął. To jego wina. Nie uchronił brata przed zrobieniem kolejnego głupstwa. Spojrzał na Therosa, który jak zwykle w takich przypadkach stał bezradny, z wyrazem bólu na przystojnej twarzy.

– Dzwoń po lekarza. Powiedz, że to pilne – powiedział Stefano.

Theros szeptał coś bezgłośnie i z niedowierzaniem przyglądał się, jak twarz jego żony znów zaczyna sinieć.

– Pośpiesz się! – warknął Stefano. – Powiedz im, że to reakcja uczuleniowa na lateks. Niech przygotują zastrzyk z adrenaliny.

Theros zamrugał i wstał, a Stefano zaczął rozbierać Marlę z obcisłego kombinezonu. Klął pod nosem. Kobieta oddychała z trudnością. Dobrze, że Therosa coś tknęło i zawiadomił go w miarę szybko. Skupił się na tym, aby uwolnić szwagierkę z fatalnego stroju, póki jeszcze oddycha. Nie było to łatwe. Właściwie przydałby się skalpel…

Kiki Fender biegła korytarzem w stronę sektora luksusowych apartamentów. Usiłowała odświeżyć całą swą wiedzę o alergii na lateks. Jest wprawdzie lekarzem załogi, nie pasażerów, ale miała nadzieję, że jej szef wkrótce się pojawi i coś zaradzi, jeśli pacjentka jest naprawdę w ciężkim stanie.

Źle by było, gdyby coś się stało jednemu z pasażerów, i to pierwszego dnia rejsu. Problemy, odszkodowania, i tak dalej… Co za pech, że Will akurat bada kogoś w kajucie i ona musi przyjąć to wezwanie. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że lateks może być aż tak szkodliwy…

Z pakietu ratunkowego usunęła więc zwykłe rękawice ochronne i zastąpiła je takimi, które nie zawierają lateksu. Trzeba pamiętać, by teraz używać tylko takich. Sezon na alergie właśnie się zaczął. Wrzuciła do torby dodatkowe ampułki adrenaliny, wzięła też z sobą automatycznego pena z substancją przyspieszającą proces podawania leku.

Modliła się w duchu, by drogi oddechowe pacjentki nie odmówiły całkowicie posłuszeństwa, zanim szef pojawi się z odsieczą.

Wpadła do pomieszczenia, zlustrowała wzrokiem zrozpaczonego mężczyznę w lśniących, obcisłych, czarnych spodenkach i spojrzała na leżącą na podłodze kobietę, obok której klęczał inny mężczyzna, usiłujący ściągnąć jej z nóg lateksowe legginsy. W zarysie jego głowy było coś znajomego…

Kobieta leżała nieprzytomna. Jej skóra pokryta była czerwonawą wysypką.

– Oddycha?

– Ledwo.

Mężczyzna odwrócił się do niej. A więc jesteśmy w domu…

Co u licha Stefano Mykonides robi na „jej” statku? Nie myśl o tym, skarciła się błyskawicznie. Przyklękła i wstrzyknęła chorej adrenalinę. Wzrokiem prześliznęła się po prawie nagim ciele leżącej, której pierś unosiła się gwałtownie. Za chwilę z tych ruchów będzie można odczytać, jak lekarstwo zadziałało. Taka inwazyjna terapia jest niestety bardzo ryzykowna.

Jakiś zakątek mózgu Kiki nie mógł się jednak nadziwić sytuacji. Stefano nie sprawiał wrażenia kogoś, kto umila sobie czas wolny balecikiem we troje z udziałem laluni w lateksowym kostiumie.

Usłyszała, jak do pokoju wchodzi jej szef i pielęgniarka. Mieli z sobą nosze. Stefano nachylił się do niej.

– Mam nadzieję, że zachowasz dyskrecję.

Ujrzała na jego szyi pulsującą żyłę i niechcący poczuła coś w rodzaju wzruszenia. Natychmiast jednak ustąpiło ono rosnącej niechęci. Jakie to typowe! Tu kobieta walczy o życie, a jemu chodzi o dobre imię rodu Mykonidesów. A ona, Kiki, miałaby akurat o jego reputacji sporo do powiedzenia.

– Ma się rozumieć, Wasza Wysokość. – Skinęła głową.

Stefano powrócił do wyplątywania nogi Marli z lateksowych pęt. Był w szoku. Prawie jak jego bratowa, tylko że jemu nikt nie zaaplikował na to lekarstwa. Kiki Fender tu jest. Wybawicielka. Dynamiczna, kompetentna i pewna siebie, jak zawsze. Nie pamiętał jednak, by kiedykolwiek patrzyła na niego z taką pogardą, tytułując Waszą Wysokością.

Zanim zdążył pomyśleć, co ma powiedzieć, Marla jęknęła i poruszyła się. Zobaczył, jak Kiki nachyla się do jej ucha, i cicho westchnął. Co za ulga!

– Wszystko będzie dobrze, uspokój się – powiedziała Kiki do leżącej, spojrzała na niego i ruchem ust zapytała o imię chorej.

– Marla – odparł, zadowolony, że udało się uwolnić pacjentkę z kostiumu. Gumowana tkanina powędrowała pod fotel. Tak, by nie zauważyła tego reszta medycznej załogi.

Kiki dostrzegła ten manewr i przewróciła oczami. Cóż, każdy ma swoje priorytety…

– Wkłuję ci się teraz jeszcze raz w ramię – zwróciła się do Marli. – Tak na wszelki wypadek, gdybyś potrzebowała jakichś lekarstw lub kroplówki. Przymocuję wenflon. Ale mam wrażenie, że twój stan szybko się poprawia.

Istotnie była przekonana, że kryzys minął.

Stefano wstał i sięgnął po swój płaszcz kąpielowy. Zaproponował, by okryć nim leżącą. Kiki kiwnęła głową. Chodziło jej nie tyle o jego troskliwość, ile o fakt, że gdy wstał, wokół chorej – i wokół niej samej – zrobiło się przestronniej.

Jego obecność działała na nią jak alergen. Gdy był w pomieszczeniu, miała wrażenie, że zaraz się udusi. Teraz jednak nie czas na analizę tego skomplikowanego, nie całkiem medycznego przypadku.

– Cześć, Will – powiedziała, gdy naczelny lekarz statku ukląkł obok. – To jest Marla, przeżyła ciężką reakcję alergiczną na lateks. Przedmiot, który był sprawcą całego zamieszania, został już usunięty. – Spojrzała ironicznie na Stefana.

Doktor Wilhelm Hobson badał chorej puls.

– Podałaś adrenalinę?

– Dwie minuty temu – odparła, kończąc mocowanie wenflonu. – Okej, Marla. Jesteś w swojej kabinie. Zamknij oczy i odpoczywaj. Zaraz powinnaś poczuć się lepiej.

Oboje z Willem patrzyli, jak plamy na ramionach kobiety znikają dosłownie w oczach. To dobry znak.

Will zanotował na karcie pacjentki pomiar tętna, dawkę leku i czas jego podania. Kiki zmierzyła ciśnienie, które – zgodnie z oczekiwaniami – było bardzo niskie.

– Ciągle jest w szoku – rzekła pielęgniarka, gdy elektrody podłączone do skóry chorej ujawniły silne kołatanie serca. Konieczne okazało się podłączenie kroplówki. Uzupełnienie płynów w organizmie powinno ustabilizować ciśnienie.

Will wstał i spojrzał na dwóch znajdujących się w kabinie mężczyzn.

– Będzie dobrze – zapewnił ich.

Kiki nadstawiła uszu, chcąc poznać ich wyjaśnienia, ale się nie doczekała.

– Kto jest odpowiedzialny za tę kobietę? – zapytał Wilhelm poważnym tonem. On zawsze jest poważny.

Stefano oderwał wzrok od budzącej się do życia Marli i rozejrzał się. Na podłodze siedziała Kiki i ignorowała go, jak tylko ona potrafiła. Spojrzał więc na głównodowodzącego – postawnego siwego mężczyznę mówiącego z południowoafrykańskim akcentem. Naczelny lekarz na tak wielkim statku zapewne jest kompetentny. Także w kwestii zachowania dyskrecji.

Brat Stefana, Theros, stał jak posąg, z zaplecionymi rękami i ze wzrastającą świadomością, jak śmiesznie musi teraz wyglądać w obcisłych majtkach. Poruszył ustami, ale z powodu stresu nie potrafił wydusić słowa.

Stefano westchnął i zrobił krok do przodu. Oczywiście, on jest odpowiedzialny. Od kilku lat, odkąd Theros uległ wypadkowi.

– Ja – oznajmił.

Na dźwięk jego głosu Kiki wzdrygnęła się, co ją samą nawet zdziwiło. Zresztą nieważne. Zawsze miała skłonność do przeceniania go. Tego niedotrzymującego własnych obietnic księcia kłamczucha.

Nie miała ochoty dłużej go słuchać.

– Okej, Ginger – powiedziała do pielęgniarki. – Pomóżmy Marli wejść na wózek i zawieźmy ją do szpitala na obserwację.

Piętnaście minut później Stefano wielkimi krokami przemierzał pokój Therosa.

– Mógłbyś zdjąć te idiotyczne gacie – powiedział.

Skłonność brata do prowokowania katastrof i jego własna niemoc w zapobieganiu im doprowadzały go do szału. W kółko zadawał sobie pytanie, dlaczego musi to znosić. Odpowiedź była oczywista.

W dzieciństwie Stefano wyciągnął Therosa z basenu na ich rodzinnej wyspie i udzielił mu – tak jak umiał – pierwszej pomocy. Niestety część mózgu ofiary uległa niedotlenieniu i młodszy brat wyrósł na niezbyt bystrego chłopca. Aż stał się superprzystojnym, choć dość infantylnym mężczyzną.

Wypadek niczego go nie nauczył. Nie omijał żadnej okazji, by popełnić gafę, zrobić coś nierozsądnego lub zgoła niebezpiecznego. Stefano zaś, gdy tylko mógł, ratował go z opresji.

– Kłopoty to twoja specjalność – usiłował przemówić bratu do rozsądku. – Czy naprawdę seks z żoną znudził ci się tak szybko? Musisz ją przebierać w lateksowy kostium? I narażać jej życie?

Theros wykręcał sobie nerwowo palce.

– To nie ja. Ona dostała ten kostium od kogoś na urodziny. Chcieliśmy się zabawić, śmialiśmy się, a ona nagle przestała oddychać. Skąd miałem wiedzieć, że jest uczulona na gumę?

– Na lateks! – Stefano podniósł głos.

Nie wolno mu tracić cierpliwości. Nie przy Therosie. Ojciec miał rację. Gdyby wówczas brat szybciej otrzymał właściwą pomoc, jego mózg być może pracowałby normalnie.

Stefano nie potrafił się uwolnić od poczucia winy. To jego prawowite dziedzictwo. Ciężar, który musi dźwigać, chroniąc brata i rodzinę przed śmiesznością. Za wszelką cenę, nawet za cenę własnego szczęścia.

Poczucie, że nie potrafił uchronić brata przed fatalnymi następstwami wypadku, oraz pretensje ojca spowodowały, że poszedł na medycynę. Już w bardzo młodym wieku miał potrzebę pewności, że – gdyby sytuacja się powtórzyła – potrafi zadziałać prawidłowo. Nieoczekiwanie odkrył, że medycyna jest jego prawdziwym powołaniem.

Gdy na początku tego roku Stefano musiał wyjechać na sympozjum naukowe do Australii, jego ojciec, książę koronny Paulo III de Aspelicus, wynajął do opieki nad Therosem młodą kobietę. I ku zdziwieniu wszystkich ten prostaczek zakochał się w niej na zabój.

Ojciec zawezwał Stefana, który z tego powodu musiał przerwać obiecującą znajomość z Kiki Fender. Było już jednak za późno. Theros wraz z ukochaną wymknął się spod rodzinnej pieczy.

Potem z kolei ciężkiemu wypadkowi motocyklowemu uległ Stefano. Gdy po kilku miesiącach odzyskał zdrowie, z ulgą stwierdził, że żona Therosa jest sensowna i ma na niego zbawienny wpływ. Cóż, widać nawet sensownym osobom zdarzają się czasem niefortunne posunięcia. Tak więc Stefano musi pożegnać się z myślą, że może sobie odpuścić opiekę nad bratem. Theros zawsze będzie go potrzebował. Inteligentna i pełna wigoru, ale nienawykła do feudalnych zależności Kiki nie miałaby z nim życia.

Musi więc, także dla jej dobra, pożegnać się z myślą o związku. Zapomnieć o tym, co zaszło między nimi w Australii. Jest w końcu przede wszystkim dziedzicem tronu. Ale ona chyba go nie zapomniała…

Theros zakasłał i Stefano ocknął się. Brat czeka na dalsze wyjaśnienia. Patrzy mu w oczy, chcąc maksymalnie przykuć jego uwagę.

– Marla mogła umrzeć. Była bliska śmierci. – Stefano mówił powoli, z przerwami. – Jedno z was musi mieć stale przy sobie strzykawkę z tym lekarstwem, jakie dała jej doktor. – Wpatrywał się w brata uporczywie. – Jesteś jej mężem. Twoim obowiązkiem jest pilnować, żeby była bezpieczna. Rozumiesz?

– Tak, Stefano. – Theros przygryzał wargę. – Lekarka powiedziała, że będzie dobrze, prawda? Że ją wypuszczą ze szpitala dziś po południu, tak?

Theros, co nie powinno dziwić, panicznie bał się szpitali. Bardzo przeżywał też ciężki stan starszego brata po wypadku na motorze.

– Tak, dobrze zrozumiałeś, zagrożenie póki co minęło – mówił powoli Stefano, starając się ukoić ten strach.

Theros włożył kąpielówki, a lateksowe majtki podał bratu ze smutnym wyrazem twarzy.

– Jutro będzie się dobrze czuła, prawda? Przecież płyniemy do Neapolu i będziemy się wspinać na Wezuwiusz. Ty też, prawda?

– Trochę boli mnie noga.

Boże, czemu braciszek tak uwielbia być wśród ludzi, na widoku? Stefano znacznie lepiej czułby się teraz na rodzinnej, ustronnej greckiej wysepce Aspelicus. Tam też jest co robić. Niestety ojciec polecił mu wziąć udział w urodzinowym rejsie, który brat obiecał żonie.

Faktycznie, ktoś powinien z nimi być. A Stefano w tej podróży spotkał doktor Fender…

Zupełnie się jej tu nie spodziewał. Powinien teraz przeprosić za swoje nagłe zniknięcie. Wymyślić jakiś wiarygodny powód. Czy jednak można kłamać komuś, kogo nie potrafiło się zapomnieć? Z drugiej strony dobrze przecież wiedział, że nie powinien się wiązać z kobietą, która nie jest w stanie zrozumieć jego rodzinnych zobowiązań. Tego, że w wypadku jakiegokolwiek kryzysu na jego wyspie to właśnie on zostanie wezwany na pomoc. I nie będzie mógł odmówić.

A jednak cierpiał z powodu ledwie skrywanej pogardy, którą dojrzał w jej oczach koloru morskiej wody. Ciągle pamiętał Australię i inne oblicze Kiki – słodkiej, ciepłej, wesołej i pełnej werwy.

Bogowie sprawili mu bolesnego psikusa. Skoro już chcieli, by się ponownie z nią spotkał, wybrali na to najmniej odpowiedni moment.

Ciągle tak samo piękna, ale jakże odmieniona. Teraz go nienawidzi. Podyplomowy kurs chirurgii w Sydney… Boże, cóż to był za tydzień! Ona, przebojowa, pewna siebie, tak różna od kobiet, które dotąd miał okazję poznać.

Musi przyznać, że nie zachowywał się wówczas rozsądnie. Ona zresztą też nie. Wszystko poszło za szybko. Zbliżyli się do siebie błyskawicznie, każdą wolną chwilę spędzali w jej małym mieszkanku, które musiał opuścić w środku nocy, gdy stojący teraz przed nim człowiek spowodował kolejny kryzys wymagający natychmiastowej obecności Stefana na wyspie Aspelicus.

Następne kilka miesięcy zajęło mu zdrowienie i rehabilitacja po wypadku, w którym omal nie stracił nogi. Nie mógł nawet spokojnie spojrzeć w lustro, a co dopiero mówić o pokazaniu się na oczy jakiejkolwiek kobiecie. Miał poczucie, że utracił kontrolę nad własnym życiem.

Teraz jednak nie ma co się usprawiedliwiać. Tego, jak postąpił z Kiki, powinien się wstydzić. Po powrocie do zdrowia starał się ją odnaleźć i wyjaśnić powody swego zniknięcia, ale ona okazała się nieosiągalna. Bez powodzenia usiłował się dodzwonić do szpitala w Sydney, potem do jej domu. Pisał nawet listy. Nic z tego. Zniknęła gdzieś bez śladu.

Jak na ironię odnalazła się akurat na tym statku.

Jutro zakończy tę sprawę. Uzyska jej wybaczenie i będzie mógł już bez przeszkód oddać się pracy dla kraju.

Choć na razie musi się zająć swoim niedojrzałym bratem. Theros bawił się lateksowymi nogawkami stroju znalezionego pod fotelem. Stefano wyciągnął rękę po ten nieszczęsny rekwizyt.

– Manos pojedzie z wami na Wezuwiusz.

– O, świetnie. I Marla też pojedzie.

Theros ucieszył się jak dziecko, a Stefano pomyślał, jak to dobrze, że choć jeden człowiek jest zadowolony.

Późnym popołudniem doktor Hobson zdecydował, że Marla może opuścić szpital. Kiki pomagała chorej wstać z łóżka.

– Masz dobre wyniki, wracaj do kajuty. Tylko pamiętaj, żadnego lateksu w zasięgu ręki!

– Dobrze, nie będę przyjmować prezentów urodzinowych, które mogą mnie zabić – broniła się biedna Marla.

– A więc masz urodziny? To przypadek – uspokajała ją Kiki. – Alergii nie da się przewidzieć. Równie dobrze mogłyby to być orzeszki ziemne.

– Widocznie taki mój los. Dziękuję za wszystko.

– Ale teraz musisz pamiętać: ilekroć trafisz do lekarza, upewnij się, że personel używa rękawiczek bez lateksu.

Młoda kobieta pokiwała głową.

– Wiem, muszę być ostrożna.

– Ale bez przesady – uśmiechnęła się Kiki. – Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Szkoda, że ci je trochę zepsuto. Baw się dobrze.

Kiki nie mogła oprzeć się refleksji, że nie tylko Marla miała dziś pecha. Ona sama też nieoczekiwanie znalazła się na emocjonalnej huśtawce. Niech to jasny szlag!

Ciągle nie mogła zrozumieć, jak człowiek, którego miała nadzieję już nigdy więcej nie zobaczyć, znalazł się na „jej” statku. Dlaczego towarzyszy bratu w wakacyjnej wyprawie? Jako goryl? Opiekun?

Ona pewnie nie przebrałaby się dla niego w lateks, tak jak Marla dla Therosa. A jednak potrafiła stracić swój legendarny zdrowy rozsądek, wikłając się z nim w namiętną miłosną aferę. Może jest dla niego niesprawiedliwa? Może powinna przeprosić za to, jak go dziś potraktowała?

Na szczęście Ginger zaoferowała pomoc w odprowadzeniu Marli do apartamentu. Uff. Noga Kiki na pewno więcej tam nie postanie. Zbyt wielkim upokorzeniem było dla niej oczekiwanie na obiecany powrót Stefana czy choćby na telefon. Zbyt wiele wstydu najadła się, usiłując się z nim skontaktować. Gdy odkryła, że jest w ciąży.

Pierwszy trymestr był z tego powodu koszmarem. Niewyobrażalnie słaba, nie była w stanie normalnie funkcjonować, nie mówiąc już o podjęciu jakiejkolwiek decyzji… Potem jakoś odzyskała siły, była znów dawną Kiki. Pogodziła się z tym, że Stefano nie wróci. Cóż, najwyraźniej nie jest godną partnerką dla członka rodziny królewskiej. Na szczęście on nie jest jej do niczego potrzebny. Ani jej, ani dziecku. Od małego przywykła do samodzielności. Rodzice, lekarze, byli wiecznie zajęci pracą. Trzy wspaniale zapowiadające się siostry też nie potrzebowały jej, tej najmłodszej. Czuła się związana tylko ze starszym bratem Nickiem. No i ze Stefanem.

W piątym miesiącu, gdy już zaczęła gromadzić niemowlęcą wyprawkę, poczuła bóle. Straciła dziecko. Cierpiała, potem wzięła się w garść. Musi żyć dalej. Tak jak sobie obiecała. Dobrym pomysłem było zatrudnienie się w zespole medycznym na okręcie wycieczkowym. Tu dojdzie do siebie i rozpocznie nowe życie.

– Urocza ta Marla – stwierdził Will, a gdy Kiki potwierdziła, dodał, że goście z rodu książęcego musieli być zakłopotani jej przypadłością.

– Mało powiedziane – odparła Kiki. – Potraktowali to jak rodzinną hańbę. Szczególnie jej szwagier.

W ciągu tych kilku dni, kiedy byli razem, zauważyła, że Stefano jak ognia unika mediów. Rzadko też rozmawiał na temat swojego pochodzenia, nie miała więc pojęcia, co to znaczy być potomkiem monarszego rodu. Zresztą mało ją to obchodziło. Wystarczyło, że sprawdzał się jako mężczyzna.

– Dziś Marla ma urodziny. Od niespełna roku jest mężatką. Theros wymarzył sobie dla nich te pierwsze wakacje na rejsie wycieczkowym, a nie na własnej wyspie, jak tego wymaga rodzinna tradycja – wyjaśniała Kiki Willowi.

– To co tu robi jego brat? Taki wielki władca w roli piastuna? Trochę dziwne, nie sądzisz?

Kiki wzruszyła ramionami.

– Każdy dba o dobre imię, a co dopiero wielkie rody. Akurat mąż Marli ma pecha do mediów.

– Pecha? – Will spojrzał zdziwiony i zamknął drzwi.

Kiki wzięła swoją torbę, ale on ją zatrzymał.

– Chwileczkę.

Przestraszyła się i odruchowo spojrzała za siebie.

– Co jest między wami? – zapytał Will, drapiąc się w głowę.

– Jakimi „wami”?

Była pewna, że się nie zdradziła. Przecież nawet nie spojrzała na Stefana, gdy zabierali Marlę z apartamentu.

Will czekał cierpliwie. Czuła, jak rumieniec ogarnia jej policzki. Milczenie przeciągało się, a tego nie znosiła.

– Masz na myśli mnie i brata Therosa? Nie wiem, o co ci chodzi.

Jak, u licha, Wilhelm mógł cokolwiek wyczuć? Odwróciła się i z podejrzaną pilnością zaczęła wyłączać komputer. Przepełniła ją fala przykrych wspomnień. Poczuła ucisk w gardle. Nie podda się. Już dobrze. Wszystko pod kontrolą. Może znów spojrzeć na Willa, który właśnie pochylił głowę.

– Daj spokój – powiedział. – Bywam może często rozkojarzony, ale nie sposób nie zauważyć, jak między wami iskrzy. Facet patrzył na twoją szyję jak wyposzczony Drakula. Nick nie wspominał mi o twoich znajomościach w kręgach arystokratycznych.

Nie wspominał, bo ona także nie wspominała mu o swojej głupocie.

– Nick nie ma z tym nic wspólnego.

Gdyby brat wiedział, co Stefano zrobił jego siostrzyczce, książę prawdopodobnie już by nie żył.

– Stefano jest konsultantem w zakresie chirurgii. Pracowałam z nim bardzo krótko na stażu w Sydney.

– Pracowałaś z księciem?

Zainteresowanie Willa wzrosło. Kiki poczuła, że okrętowy szpitalik zrobił się nagle zbyt ciasny. Nie chciała myśleć o czasie spędzonym ze Stefanem i tym bardziej nie chciała o tym rozmawiać. Ale jej południowoafrykański kolega najwyraźniej nie rozumie najprostszych rzeczy. I właśnie daje temu dowód, pytając:

– Co więc zaszło między wami?

– Nic, po prostu pracowaliśmy.

Jak na złość do oczu Kiki napłynęły łzy. Nie z powodu Stefana. Po prostu cały tydzień mijał jej pod znakiem smutku.

– Przepraszam, nie miałem zamiaru cię zirytować. – Will pokręcił głową. – Chcę, żebyś wiedziała, że mnie zawsze możesz się zwierzyć. Obiecałem Nickowi czuwać nad tobą.

Chciała już krzyknąć, że Nick nie może o niczym wiedzieć, ale powstrzymała ją myśl, że to byłby najprostszy sposób skłonienia Willa do wzmożonego zainteresowania sprawą jej relacji z księciem.

– Will, ja jestem już dużą dziewczynką. Nie chcę o tym rozmawiać, nie ma takiej potrzeby.

Szybko zorientowała się, że powiedziała to zbyt gwałtownym tonem. Odwróciła się i otarła z policzka łzę.

– Niech ci będzie. Ale gdyby ci się jakoś naprzykrzał, daj mi znać – powiedział Will szorstko, a ona skinęła głową.

Tytuł oryginału: The Prince Who Charmed Her

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2013

Redaktor serii: Ewa Godycka

Opracowanie redakcyjne: Ewa Godycka

Korekta: Roma Sachnowska

© 2013 by Fiona McArthur

© for the Polish edition by Harlequin Polska sp. z o.o., Warszawa 2014

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Books S.A.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Znak firmowy wydawnictwa Harlequin i znak serii Harlequin Medical są zastrzeżone.

Wyłącznym właścicielem nazwy i znaku firmowego wydawnictwa Harlequin jest Harlequin Enterprises Limited. Nazwa i znak firmowy nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Harlequin Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN: 978-83-276-0739-3

MEDICAL – 561

Konwersja do formatu EPUB:
Legimi Sp. z o.o. | www.legimi.com