Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » Prymas Wyszyński nieznany

Prymas Wyszyński nieznany

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-8043-129-4

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Prymas Wyszyński nieznany

Wspomnienia ks. Bronisława Piaseckiego, ostatniego kapelana Prymasa Stefana Wyszyńskiego, a tym samym człowieka należącego do liczącego zaledwie kilka osób kręgu najbliższych współpracowników Kardynała – to książka absolutnie unikatowa.

Przede wszystkim przynosi wiele historii dotychczas nieznanych i nigdy niepublikowanych: począwszy od przedwojennej działalności ks. Wyszyńskiego, przez posługę biskupa lubelskiego i pierwsze lata Prymasostwa, okres aresztowania i Millenium – aż po lata 70. i czas „Solidarności”. Poznajemy m.in. kulisy watykańskich rozmów kard. Wyszyńskiego czy przebieg spotkań w cztery oczy z najwyższymi włodarzami PRL, Władysławem Gomułką i Edwardem Gierkiem.

Książka ta stanowi niezwykle cenne uzupełnienie nie tylko biografii Prymasa Tysiąclecia, ale także historii Polski i Kościoła w XX wieku. Pod wieloma względami to również korekta stereotypowych wyobrażeń, kim i jaki był kard. Wyszyński. Jednocześnie stanowi klarowną syntezę jego myśli o Kościele i Polsce, ze szczególnym uwzględnieniem okresu milenijnego.

Polecane książki

Praca biurowa powszechnie postrzegana jest jako lekka, pozbawiona w zasadzie czynników narażających osoby, które ją wykonują, na uciążliwości czy nawet zagrożenia dla ich życia i zdrowia. Opinia ta może pokrywać się z rzeczywistością. Jednak jest tak tylko wtedy, gdy stanowiska pracy biurowej zorgan...
Paranormalny, makabryczny horror. Niewielkim, amerykańskim miasteczkiem Ogden wstrząsają niewytłumaczalne zbrodnie. Tajemnicza postać, wychodząca z obrazów, morduje niewinnych ludzi, a potem znika, nie zostawiając po sobie śladów. Morderstwom towarzyszą jeszcze bardziej dziwaczne znaki na murach pob...
Historia Polski napisana z kobiecej perspektywy przez znaną dziennikarkę i blogerkę, wzbogacona rysunkami Marty Frej. Autorka opisuje fascynujące losy i dokonania Polek oraz cudzoziemek zamieszkujących ziemie polskie od czasów przedchrześcijańskich aż po współczesność. Opowiada o życiu codzienn...
Wyścigi Formuły 1 to nie jest sport dla kobiet. Sasha Fleming zamierza dowieść, że jest inaczej. Jej cel to wygrana w najważniejszych zawodach. Musi tylko przekonać swojego szefa, Marca de Cervantesa, żeby jej zaufał i pozwolił startować…  ...
Opowiadanie oparte na motywach scenariusza serialu „07 zgłoś się”. Z pewnością przypomni przygody przystojnego porucznika Borewicza, przed którym drżał świat przestępczy PRL-u....

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Bronisław Piasecki, Marek Zając

Strona redakcyjna

Wypowiedzi Prymasa zamieszczone w książce w większości
nie są cytatami z dokumentów, ale słowami przytaczanymi możliwie wiernie z
pamięci.

Fotografie z archiwum Instytutu Prymasa Wyszyńskiego
oraz z archiwum ks. prałata Bronisława Piaseckiego

Redakcja, korekta i skład

MELES-DESIGN

© copyright by Wydawnictwo M, Kraków 2016

ISBN 978-83-8043-129-4

Wydawnictwo M

31-002 Kraków, ul. Kanonicza 11

tel. 12-431-25-50; fax 12-431-25-75

e-mail: biuro@mwydawnictwo.pl

www.mwydawnictwo.pl

Dział handlowy: tel. 12-431-25-78; fax 12-431-25-75

e-mail: handel@wydawnictwom.pl

Księgarnia wysyłkowa: tel. 12-259-00-03; 721-521-521

e-mail: bok@klubpdp.pl

www.klubpdp.pl

Publikacja elektroniczna

Nie jestem ani politykiem,
ani dyplomatą, nie jestem działaczem ani reformatorem. Jestem natomiast
ojcem waszym duchowym, pasterzem i biskupem dusz waszych, jestem apostołem
Jezusa Chrystusa. Posłannictwo moje jest kapłańskie, apostolskie, wyrosłe
z odwiecznych myśli Bożych, ze zbawczej woli Ojca, radośnie dzielącego się
swoim szczęściem z człowiekiem.

List pasterski na ingres do katedryw Gnieźnie i w
Warszawie 6 I 1949

I. Życie codzienne i praca

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Życie codzienne
i praca

Przez siedem lat był Ksiądz
Prałat kapelanem kardynała Stefana Wyszyńskiego, aż do jego śmierci w maju
1981 roku. Jaki był Prymas w sytuacjach zwykłych, codziennych?

Postawę Prymasa cechował — powiedziałbym — pewien
arystokratyzm. Wysoki, przystojny, zawsze wyprostowany, nawet, gdy miał
prawie osiemdziesiąt lat. Dostojny krok, dystyngowany sposób siedzenia w
fotelu czy przy stole. Dyscyplina ruchów i gestów. Nigdy nie widziałem,
żeby podbiegał. Pewien ascetyzm i powściągliwość w sposobie bycia i
jedzenia. A jednocześnie był naturalny, bezpośredni, ciepły, wręcz
żartobliwy. Tę kulturę wyniósł z rodzinnego domu. To matka uczyła małego
Stefana właściwej postawy, zachowania i odnoszenia się do ludzi.

Odznaczał się też kulturą słowa, precyzją i
starannością w wyrażaniu myśli i formułowaniu zdań. Uważnie słuchał, nie
mówił w pośpiechu. Nie podnosił głosu. Nie urywał zdań. Nie przerywał
rozmówcy i nie polemizował z nim, po prostu przyjmował jego stanowisko do
wiadomości. Kiedyś na zjeździe księży w Niepokalanowie toczyła się
ożywiona dyskusja na ważny temat. Prymas milczał. Zdziwiony zapytałem,
dlaczego nie zajął stanowiska. Wyjaśnił: „Moja opinia ma swoją wagę, a nie
chcę nikomu z góry narzucać rozstrzygnięcia. Niech inni drążą temat, ja
wypowiem się na końcu”.

Jak wyglądał typowy dzień Prymasa?

Ojciec wstawał o piątej rano — z jego zapisków wynika,
że nawet w więzieniu nie zmienił planu dnia. Zaczynał od modlitwy. Kiedyś
zanotował: „Odwiedzam sanktuaria maryjne”. Ta duchowa wędrówka prowadziła
Prymasa do kolejnych wizerunków Maryi z przypisanymi im przez tradycję
różnymi tytułami i charyzmatami: Matka Boża Miłosierdzia z Ostrej Bramy,
Łaskawa — patronka Warszawy, Tęskniąca ze Starego Powsina, Trzykroć
Przedziwna z Otwocka, Kalwaryjska… Potem szedł do pracowni, żeby zająć
się dokumentami przygotowanymi przez kierownika sekretariatu, księdza
prałata Hieronima Goździewicza. Dokumenty były do wglądu, do decyzji albo
do podpisu. Na dużym stole, przy którym Prymas pracował, leżały teczki
wszystkich pracowników sekretariatu. Kardynał przeglądał pisma i wkładał
do poszczególnych teczek dokumenty z adnotacją — w lewym rogu, na
pierwszej stronie — jak daną sprawę załatwić. Był bardzo dobrze
zorganizowany i zawsze efektywnie wykorzystywał czas.

Potem szedł do kaplicy i przez dłuższą chwilę
przygotowywał się do Mszy świętej: klęczał lub siedział w fotelu pogrążony
w zamyśleniu i modlitwie, odmawiał brewiarz albo czytał duchową lekturę.
To był obowiązkowy element poprzedzający liturgię Mszy świętej. Odprawiał
ją w głębokim skupieniu, starannie wypowiadał słowa, z namaszczeniem
wykonywał gesty. Kiedy zastanawiam się, co najcenniejszego przejąłem od
Ojca, nie mam wątpliwości, że to sposób sprawowania Mszy świętej. Nie czytał tekstu
liturgicznego, On tym tekstem mówił do Boga.

Zawsze starał się, żeby w liturgii uczestniczyli
wierni.

W gabinecie na Miodowej

Dlaczego?

Bo Eucharystia to serce wspólnoty Kościoła. Bolesnym
dla Prymasa wspomnieniem były doświadczenia więzienne, kiedy musiał
odprawiać Msze święte w samotności, pod ścianą w pokoju, bez udziału
wiernych.

Podczas Eucharystii w domu na ogół służyłem Ojcu, ale
też czasem on służył mnie. Mam zdjęcia, jak umywa mi ręce, podaje
ręczniczek. Kiedyś w zakrystii pomagałem Ojcu zdjąć szaty liturgiczne, a
on energicznie się odwrócił i ucałował moją dłoń. Byłem zaskoczony,
zdziwiony, nawet zażenowany. Prymas tylko się uśmiechnął i bez słowa
poszedł do klęcznika w kaplicy. Następnego dnia powtórzył ten gest, ale
tym razem zacząłem się bronić. Powiedział: „Kiedyś car zaprosił na bankiet archireja. Gdy goście byli już na
salonach, wszedł imperator i począł ich witać. Podszedł do duchownego i
pocałował w rękę. Archirej zaczął się bronić, ale car spojrzał nań i
rzekł: »Durak! Ja nie ciebie całuję, ja archireja całuję!«”.

Na Jasnej Górze

Po Mszy świętej Ksiądz Prymas niektórych gości
zapraszał na śniadanie, przy stole toczyła się swobodna rozmowa. Potem, o
ile nie wyjeżdżał z domu, na przykład na wizytacje czy spotkania, odbywały się audiencje. Ich rozkład był
starannie opracowany. Przez szacunek dla rozmówcy Prymas zawsze chciał się
odpowiednio przygotować do spotkania. Nie lubił być zaskakiwany, wyjątek
stanowiły sprawy naprawdę pilne.

W jakiej atmosferze przebiegały audiencje?

Prymas nie był wylewny ani spontaniczny, ale każdego
traktował z wielką atencją. Z pierwszego spotkania wielu wychodziło z
poczuciem, że Prymas trzymał ich na dystans. Może działo się tak dlatego,
że na początku chciał rozpoznać człowieka i sytuację. Każdego jednak
darzył szacunkiem. Kiedy wprowadzał mnie w obowiązki jako kapelana,
powiedział: „Ty będziesz w moim imieniu przyjmował ludzi na progu domu.
Każdy wchodzący ma być uszanowany i wysłuchany. Rozstrzygnięcia będą
różne, bo nie wszystko da się załatwić i nie wszystkich da się zadowolić.
Ale uszanować trzeba każdego”.

Trzeba przy tym pamiętać, że zakres kompetencji
Prymasa był bardzo szeroki. Przede wszystkim jako ordynariusz zarządzał
dwiema archidiecezjami: gnieźnieńską, czyli prymasowską, oraz warszawską.
Zwłaszcza ta druga była rozległa; ciągnęła się od Krośniewic do Kałuszyna.
To ponad dwieście kilometrów. Diecezja gnieźnieńska była mniejsza, ale
daleko położona, co było dość dużą niedogodnością — za czasów Prymasa
podróż z Warszawy do Gniezna zajmowała cały dzień. Ponadto Kardynał był
ordynariuszem ziem zachodnich i północnych, których głównymi ośrodkami
były Opole, Wrocław, Gorzów, Szczecin, Koszalin, Olsztyn…

Po wojnie przesunięcie granic Polski spowodowało
wielką migrację ludności ze wschodnich ziem na zachód. Niekiedy całe parafie razem z księżmi osiedlały się w
nowych miejscowościach. Ale często były też sytuacje, kiedy w diecezjach
brakowało duszpasterzy do opieki nad przesiedleńcami. Prymas zwrócił się
więc o pomoc do zakonów, które żywo zareagowały na jego apel. Do dziś
wiele parafii w okolicach Szczecina czy Koszalina prowadzą różne zakony i
zgromadzenia.

Zresztą księży diecezjalnych brakowało także w
Warszawie. Prymas poprosił wspólnoty zakonne, między innymi jezuitów z
domu przy ulicy Rakowieckiej, żeby zorganizowały parafię. Zakonnicy
odpowiedzieli, że nie są od duszpasterstwa parafialnego. Po części
słusznie, bo nie taki jest charyzmat synów świętego Ignacego Loyoli, ale
kardynał Wyszyński nalegał. Sprawa otarła się o Stolicę Apostolską i do
dziś przy Rakowieckiej mamy wspaniałą parafię i dobrze zorganizowane
duszpasterstwo akademickie.

Kardynał Wyszyński przewodniczył też obradom
Konferencji Episkopatu Polski.

Tak, spotkania te odbywały się regularnie, chociaż
formalnie Konferencja Episkopatu jako instytucja powstała dopiero po
Soborze Watykańskim II. Prymas do końca życia był jej przewodniczącym, co
zapisano w statucie.

Ale na tym nie koniec. Ponieważ komunistyczne władze
nie pochodziły z wyboru i nie miały umocowania społecznego, Kardynał
uważany był przez wiele krajów Zachodu za przedstawiciela narodu polskiego
na przykład w kontaktach zewnętrznych. Utarła się praktyka, że
ambasadorowie tych państw — rozpoczynając i kończąc misję w Polsce —
składali Prymasowi kurtuazyjną wizytę. Rządzących to irytowało, ale byli
bezradni.

Prymas opiekował się też Polonią. W PRL działało jedno
biuro turystyczne: Orbis. Stałym punktem programu zwiedzania Warszawy
przez Polonusów było spotkanie z kardynałem Wyszyńskim. Chociaż grup było
sporo i liczyły po kilkadziesiąt osób, chętnie wszystkich podejmował. Co
ciekawe, podczas tych spotkań był zawsze lojalny wobec polskich władz.
Nigdy nie narzekał ani nie krytykował. Mówił: „Jak widzicie, żyjemy w
Polsce skromnie. Jesteśmy na dorobku. Odbudowa to wielki wysiłek całego
narodu i państwa. Sami mogliście zobaczyć, ile jeszcze zniszczeń jest w
Warszawie. Potrzebujemy kilkudziesięciu lat, żeby dojść do stanu sprzed
wojny. To wymaga ogromnych środków. My jeszcze nie zaczęliśmy budować Polski, my ją na razie
odbudowujemy. Uszanujcie to”.

Młodzież polonijna z Londynu z wizytą na Miodowej

Przypominał Polakom mieszkającym za granicą, że tutaj
są ich korzenie, o które — chociaż przebywają na emigracji — powinni się
troszczyć.

Był odpowiedzialny za duszpasterstwo Polonii nie tylko
na Zachodzie, ale też na Wschodzie. Wielu pracujących tam kapłanów uważało
Prymasa za swego kanonicznego zwierzchnika. Składali sprawozdania z prośbą
o przekazanie ich do Rzymu, prosili też o radę i wytyczne. Niektórzy
księża na Wschodzie mieli uprawnienia, żeby w tajemnicy indywidualnie
przygotowywać kandydatów do święceń kapłańskich. Kardynał Wyszyński o tym
wiedział i aprobował to. Podobnie duchowni ze Słowacji, z tak zwanego
Kościoła podziemnego, przyjeżdżali do Warszawy, a Prymas w tajemnicy
udzielał Słowakom święceń diakonatu i kapłaństwa. Tym samym umacniał
wiarygodność podziemnego Kościoła w tych krajach wobec Stolicy
Apostolskiej. Kardynał potajemnie konsekrował też biskupa Jana Cieńskiego
ze Złoczowa na Ukrainie.

Zdarzyło się, że w 1966 roku na polecenie Prymasa
pojechałem do Lwowa, żeby spotkać się z profesorem Henrykiem Mosingiem,
wykładowcą biologii i medycyny na tamtejszym uniwersytecie, który
jednocześnie był zakonspirowanym kapłanem. Miałem przekazać mu ważne
informacje. W soboty i niedziele jeździł aż do Karagandy w Kazachstanie i
tam odprawiał Msze święte, chrzcił, spowiadał… Takich katakumbowych
kapłanów było wielu.

Do obowiązków Prymasa trzeba jeszcze zaliczyć
regularne wyjazdy do Rzymu, które wymagały dłuższego przygotowania. Musiał
opracować na przykład dossier o kandydatach do nominacji biskupich czy też
informacje o różnych bieżących sprawach zakonnych. Tak szeroki zakres
różnorodnych kompetencji wymagał żelaznej dyscypliny organizacyjnej. Widać
to było w jego pracowni, która zajmowała największy pokój na piętrze domu
przy ulicy Miodowej. Na środku — jak wspominałem — stał wielki,
kilkumetrowy stół, przy nim krzesło. To znamienne: Prymas nie chciał
fotela, wolał zwykłe, twarde krzesło. Na nim leżał koc. Ten sam przez
trzydzieści lat, starannie prany przez siostry. Był osobny stół na
dokumenty związane z archidiecezją gnieźnieńską, osobny na te dotyczące
warszawskiej, i jeszcze jeden na dokumentację Konferencji Episkopatu.
Warto dodać, że wszystkie meble w jego mieszkaniu zostały po kardynale
Auguście Hlondzie. Prymas zakazał kupowania nowych. W swoim mieszkaniu nie
miał telewizora ani radia, natomiast czytał dużo książek. Jedna leżała
przy fotelu, druga przy łóżku, jeszcze inna w pracowni. Z prasy sięgał po
tygodniki „Polityka” i „Argumenty”. Żartował, że w tym ostatnim najwięcej
piszą o Kościele. Czytał też czasopisma zagraniczne.

Do dziś można też zwiedzać prymasowski tak zwany
czarny gabinet — nazywany tak od koloru stojących w nim mebli. W nim, na
pierwszym piętrze, Prymas przyjmował biskupów i kapłanów, a także
nielicznych świeckich. Grupy i różnych interesantów zapraszał do dużego
lub małego salonu na parterze.

Z małego wychodzi się do ogrodu?

Niedostępne w wersji demonstracyjnej.