Strona główna » Dla dzieci i młodzieży » Przeklęte drzewo

Przeklęte drzewo

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-8154-345-3

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Przeklęte drzewo

Dziesięcioletnia Immy wraz z rodziną ucieka od nawału problemów do malutkiej angielskiej wioski – Cambridgeshire. Znajdują tam uroczy stary, wiejski dom – idealny, by zacząć w nim nowe życie. Jedynym niepokojącym akcentem jest stare, ciemne i dzikie drzewo morwy rosnące na tyłach ogrodu. Obawę wzbudza również legenda z nim związana – mieszkańcy wioski mówią, że drzewo porywa dziewczęta mieszkające w wiosce w noc poprzedzającą ich jedenaste urodziny…
Oczywiście Immy uważa, że to tylko takie gadanie.
Ale wtedy zaczyna słyszeć w swojej głowie dziwną piosenkę…

Polecane książki

ŻAR był pierwszym wydanym w Polsce dziełem Sándora Máraiego. Ta niewielka powieść w swej zewnętrznej warstwie mówi o męskiej przyjaźni, zburzonej przez miłosny trójkąt, przede wszystkim jednak jest refleksją nad potrzebą poznania prawdy, ale także nad niemożnością dotarci...
Jedyna taka pozycja na rynku! Książka, która pomoże zdać egzamin zawodowy z etyki adwokackiejWszystko czego potrzebujesz, aby zdać egzamin z etyki. Możesz zabrać ze sobą na egzamin! Książka zawiera: tekst ustawy – Prawo o Adwokaturze, Regulamin wykonywania zawodu adwokata w kancelarii indywidualnej ...
„Apelacje w sprawach gospodarczych na przykładach i wzorach” stanowią z jednej strony kontynuację „Pozwów w sprawach gospodarczych na przykładach i wzorach”, z drugiej zaś stanowią samodzielną publikację mającą na celu usystematyzowanie podstawowych kwestii dotyczących konstruowania apelacji w spraw...
Wypracowania - J.R.R Tolkien „Hobbit”   Opisy wypracowań:   Charakterystyka Hobbitów. Wypracowanie jest charakterystyką plemienia Hobbitów, bohaterów powieści J. R. R. Tolkiena „Władca Pierścieni i „Hobbit, czyli tam i z powrotem”...
Nitki, wstążki, kokardki, świderki… Rodzajów makaronu są setki. I cały czas trwają dyskusje na temat, skąd ten uniwersalny produkt pochodzi. Chińczycy twierdzą, że makaron to ich wynalazek, a przepis we Włoszech znalazł się za sprawą podróżnika Marco Polo. Włosi temu nie dają wiary i twardo obst...
Jest lipiec 1900 roku. Europa żyje drugimi Igrzyskami Olimpijskimi połączonymi z paryską Wystawą Światową, lecz w Wielkim Księstwie Poznańskim tamte wydarzenia schodzą na dalszy plan wobec popełnionej właśnie zbrodni. Zamordowano młodego arystokratę, zaś o dokonanie tego przestępstwa policja pruska ...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Allison Rushby

Tytuł oryginału: THE MULBERRY TREETłumaczenie: MARTA MORTKARedaktor prowadzący: JOANNA LISZEWSKARedakcja: JULIA TOPOLSKAKorekta: AGNIESZKA TRZEBSKA-CWALINAOpracowanie graficzne i skład: Studio 3 KoloryText © Allison Rushby, 2018 Cover illustration © 2018 Rovina Cai Published by arrangement with Walker Books Limited, London SE11 5HJ. All rights reserved. No part of this book may be reproduced, transmitted, broadcast or stored in an information retrieval system in any form or by any means, graphic, electronic or mechanical, including photocopying, taping and recording, without prior written permission from the publisher. Copyright © for the Polish translation by Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o., Warszawa 2019 All rights reservedWszystkie prawa zastrzeżone. Przedruk lub kopiowanie całości albo fragmentów książki możliwe jest tylko na podstawie pisemnej zgody wydawcy.Wydanie IISBN 978-83-8154-345-3Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o. 00-807 Warszawa, Al. Jerozolimskie 94 tel. 22 379 85 50, fax 22 379 85 51 e-mail:wydawnictwo@zielonasowa.plwww.zielonasowa.plKonwersja:eLitera s.c.

Wioskom Buckden,

Offord D`Arcy, Offord Cluny,

Hemingford Grey i Hemingford Abbots

za rok pełen inspiracji

oraz Gabi James za ciepłe przyjęcie.

Wystrzegaj się domu, gdzie rośnie morwa,

bo córkę twoją gotowa jest porwać…

jedną,

drugą,

trzecią…

Jedenastych urodzin żadna nie doczeka,

wszystkie w mrok bez śladu ulecą.

1

Na wieś

Immy siedziała między rodzicami i przyglądała się, jak kobieta w ciemnoniebieskiej garsonce układa stos teczek na biurku.

– Polubicie Hemingford D`Arcy – powiedziała. – Sądzę, że wybór tej wioski to mądra decyzja. To znaczy, byłoby tak samo cudownie mieszkać tutaj, w sercu Cambridge, ale wiejskie życie jest takie urocze. Ta przestrzeń, chaty kryte strzechą i malutkie wiejskie szkoły… Wiedzą państwo, przecież musi być jakiś powód, że tak wiele rodzin wyprowadza się z Londynu i dojeżdża do miasta do pracy.

Immy, jej mama i tata zamrugali wysuszonymi, zmęczonymi oczami i się nie odezwali. Prawda była taka, że nie wiedzieli. Przebyli tę całą drogę z Sydney, aby mama Immy mogła pracować w specjalistycznym szpitalu na obrzeżach Cambridge. Żadne z nich nie było wcześniej w tym mieście. To dlatego rodzice Immy wynajęli tę agentkę nieruchomości – miała pomóc im znaleźć odpowiedni dom i dobrą szkołę. Wszyscy troje byli senni i rozdrażnieni. Myśleli tylko o tym, że w domu jest teraz północ i że woleliby położyć się spać. Immy nie pamiętała nawet, jaki jest dzień. Środa? Nie, czwartek.

– No dobrze. – Kobieta wstała, ściskając pod pachą teczki. Jedna z nich była oznaczona etykietką „Helen” i Immy przypomniała sobie, że agentka nieruchomości miała tak na imię. Helen uśmiechnęła się do nich radośnie. – Widzę, że jesteście wykończeni. Ruszajmy zatem w drogę znaleźć wam jakieś miejsce do życia. Mamy dzisiaj do obejrzenia cztery nieruchomości i jestem pewna, że jedna z nich będzie tym, czego szukacie. – Zerknęła na biurko, a jej wzrok spoczął na leżącej tam teczce. – A właśnie, chciałam jeszcze jedno sprawdzić. Ile masz lat, Imogen?

– Prawie jedenaście – odpowiedziała Immy.

– Ale jeszcze nieskończone?

– Jeszcze nie. Skończę za mniej więcej miesiąc.

– Rozumiem. – Helen znowu się uśmiechnęła, a Immy pomyślała, że tym razem był to wymuszony uśmiech. Kobieta poklepała teczki, które leżały na biurku, i zostawiła je tam. – Chodźmy, dobrze?

***

Czarny mercedes Helen sunął po soczyście zielonych terenach, a ona pokazywała Immy i jej rodzicom różne rodzaje nieruchomości na wynajem. Po odwiedzeniu dwóch domów Immy zaczęła czuć się tak, jakby odgrywali dziwną wersję

bajki o trzech niedźwiadkach. Wszystko było za duże, za małe, za gorące, za zimne, a co gorsza, w ich wersji bajki nie było widać szczęśliwego zakończenia. Pierwszy dom był zbyt ciemny i ciasny, a do tego pachniało w nim pleśnią. Drugi był przerobioną stodołą i wyglądał dobrze z zewnątrz, ale kiedy weszli do środka, stało się oczywiste, że urządzenie go nie udało się najlepiej. Niebieskie oświetlenie, ultrabiałe płytki i kuchnia ze stali nierdzewnej powodowały, że było tu zbyt nowocześnie.

– Przypomina mi teatr. – Mama Immy, kardiochirurg, rozejrzała się wokół siebie z przerażeniem.

– A mnie Star Treka – powiedział tata.

Podszedł, aby stanąć za kuchenną ławą i rozpostarł ramiona na blacie z poważną miną.

– Dziennik kapitana, gwiezdna data 2386.82. Jeszcze nie zlokalizowaliśmy domu, którego szukamy. Będziemy zatem kontynuować naszą podróż w nieznane przestrzenie prowincji hrabstwa Cambridge.

Immy się roześmiała, choć sama nie była pewna, czy z dowcipu taty, czy z tego, że uznał się za kapitana tej wyprawy. To przecież nie tata zawlókł ich na drugi koniec świata po tym, jak sprawy bardzo źle się poukładały.

Następny dom był bardzo schludnym, czystym małym domkiem z cegły, stojącym w rzędzie innych bardzo schludnych i czystych małych domków z cegły. Mama Immy miała wątpliwości w związku z jego brakiem charakteru.

– Myślicie, że Dursleyowie mieszkają po lewej, czy po prawej stronie? – szepnęła do Immy, kiedy Helen ich nie słyszała.

Zatem ten również został skreślony. Ale Helen nie wydawała się tym przejęta. Wypędziła rodzinę Wattsów na zewnątrz, choć niebo zaczynało już szarzeć. Kiedy po raz kolejny odpalała silnik, odwróciła się i spojrzała na Immy i jej tatę, którzy siedzieli na tylnym siedzeniu.

– Najlepsze zostawiłam na koniec. Myślę, że następne miejsce wam się spodoba. To bardzo ładne trzypokojowe mieszkanie w przebudowanym młynie. Znajduje się obok śluzy, wiecie, takiej jakby windy dla statków, więc całe lato będziecie mogli obserwować przepływające łodzie. Jest tam łabędzica, która ma właśnie osiem puchatych szarych pisklaków. A szkoła jest o niecałą milę drogi przez las. Właściwie to dość idylliczne miejsce.

– Brzmi cudownie – odparła mama Immy z nadzieją w głosie.

Tak też było. Stary młyn sam w sobie był niesamowity. Okazał się dużym budynkiem z cegieł w biszkoptowym kolorze, przytulonym do starego kamiennego mostu, na którym mógł zmieścić się tylko jeden samochód. Pod mostem wartko płynęła rzeka, a biała łabędzica i jej puchate pisklęta zgodnie z obietnicą pływały leniwie w tę i z powrotem.

Ale znowu to nie było to. Dobre miejsce, ale nie całkiem odpowiednie.

– Nie jestem pewna… Nigdy nie mieszkaliśmy w takim miejscu. Miałam nadzieję na własny ogród – powiedziała mama Immy, kiedy szli z powrotem do samochodu, a żwir chrzęścił im pod stopami.

– Do posiadłości należy prywatna łąka kwietna. – Helen wskazała na małą drewnianą furtkę, która prowadziła na pole.

– Nie mogę powiedzieć, że miałem kiedyś własną kwietną łąkę… – powiedział tata Immy.

– Trudno o nie w centrum Sydney – odparła mama. Westchnęła i zwróciła się do Helen. – Jeśli zobaczyliśmy wszystkie nieruchomości, które pani przygotowała, to zastanowimy się nad tą, jeśli można. Chyba zdawaliśmy sobie sprawę, że będziemy musieli iść na jakieś kompromisy. Niech to więc będzie brak ogrodu.

Nagły powiew wiatru rozwiał im włosy oraz płaszcze i cała czwórka szybko ruszyła do samochodu.

Helen przejechała przez mały szary kamienny most, który prowadził z przebudowanego młyna z powrotem do wioski, i po chwili skręcili w prawo w główną ulicę, wzdłuż której stały kryte strzechą chaty. Pomalowane na różowo, żółto, biało i czerwono były tak urocze, że wyglądały niemal nierealnie. Przypominały raczej starodawne kartki świąteczne. Immy z tylnego siedzenia przypatrywała się mamie, która tęsknie wyglądała przez okno samochodu. To było to, czego pragnęła. Immy widziała, jak mama noc w noc przegląda strony z nieruchomościami w Internecie. Chciała mieć idealny, kryty strzechą domek z perfekcyjnym ogródkiem, by móc wieść w nim idealne życie, aby znowu było dobrze. Immy zerknęła na tatę, który zauważył jej spojrzenie i szybko zmienił minę na coś zbliżonego do uśmiechu. Ostatnio często to robił, a Immy nienawidziła tego. Zmarszczyła brwi i odwróciła się znowu do okna.

I wtedy to zobaczyła.

– Stop! – zawołała, wyciągnęła rękę i uderzyła w tył siedzenia Helen. – Proszę się zatrzymać!

2

Lawendowy Dom

Helen natychmiast zatrzymała samochód, uderzając zderzakiem o krawężnik.

– Co? Co się stało? – zapytała. – Źle się poczułaś?

Ale Immy jej nie odpowiedziała. Odpięła pas, otworzyła drzwi i wysiadła. Utkwiła wzrok w kremowobiałym domku o ślicznych drzwiach w kolorze kanarkowym. Gruba strzecha przypominała lukier, a wisienką na torcie był słomiany gołąb, który pysznił się na szczycie, jakby to on był właścicielem tego domu. W ogrodzie rosła lawenda, która wylewała się poza biały drewniany płot. Immy przesunęła dłonią po kwiatach, a potem powąchała palce, wdychając orzeźwiający zapach. Lecz to, co przyciągnęło jej wzrok, znajdowało się obok furtki – znak „do wynajęcia”. Dokładnie taki sam żółto-niebieski znak, jaki widzieli na wszystkich odwiedzanych dzisiaj domach.

Mama Immy wysiadła już z samochodu i stanęła obok niej. Tata pojawił się po jej drugiej stronie kilka sekund później.

Helen dołączyła do nich po chwili. Nie odezwała się i zacisnęła mocno szczęki.

– Wygląda idealnie – powiedziała mama Immy. – Czy możemy go obejrzeć?

– Ale… – to była jedyna odpowiedź Helen.

Immy spojrzała w górę i dostrzegła rozczarowanie wymalowane na twarzy mamy.

– Och, jest już wynajęty?

– Ja…

Immy i jej rodzice wpatrywali się w Helen. W końcu agentka potrząsnęła głową.

– Przykro mi, ale to nie jest nieruchomość dla was.

Mama Immy zmarszczyła czoło zdezorientowana.

– Ale dlaczego? – zapytała. – Wydaje się spełniać nasze oczekiwania. To dom z charakterem. Blisko szkoły. Ma piękny ogród. Czy jest poza naszymi możliwościami finansowymi?

– Nie… – Helen czujnie rozglądała się po ulicy, jakby sprawdzała, czy ktoś ich nie obserwuje. – To nie to.

– W takim razie chcielibyśmy go zobaczyć. – W głosie mamy Immy zabrzmiała stanowczość. Było oczywiste, że za chwilę się zdenerwuje. Jeśli Helen wie, co dla niej dobre, to w mig otworzy ten dom.

Być może Helen wyczuła emocje, bo skierowała się z powrotem do samochodu.

– Zostawiłam teczkę z informacjami w biurze – przerwała, jakby mając nadzieję, że mama Immy zmieni zdanie. Immy przypomniała sobie teczkę, którą Helen położyła na biurku.

– W porządku – powiedziała zdecydowanie mama. – Mimo to chcielibyśmy go obejrzeć. Ma pani klucze? Ramiona Helen opadły.

– Tak – odpowiedziała, kierując się do bagażnika samochodu. Poszperała w dużym metalowym pudełku i wyciągnęła z niego klucze.

Cała czwórka podeszła do drewnianej furtki, która otworzyła się z przyjaznym skrzypnięciem, a gdy ruszyli krótką ścieżką w stronę frontowych drzwi, owionął ich zapach lawendy. Wśród krzewów brzęczały zapracowane trzmiele, a polne kwiaty kołysały się na wietrze, jakby tańcząc do niesłyszalnej melodii. Przy samych drzwiach widniała ręcznie malowana ceramiczna tabliczka z napisem „Lawendowy Dom”. Helen otworzyła drzwi wejściowe.

– Och! – powiedziała mama Immy, która pierwsza weszła do środka. – Są meble. Ktoś tu wciąż mieszka.

– Nie – oparła Helen. – Rodzina wynajmuje ten dom umeblowany.

Immy, która szła za tatą, zrobiła krok do przodu i zaniemówiła z wrażenia. Nigdy wcześniej nie widziała czegoś takiego. Było tu jak w domku dla lalek. Mała sień, wyłożona płytkami prowadziła prosto do salonu. Pokój był niewielki i mieścił jedynie przytulną żółtą kanapę i dwa, obite tym samym materiałem, wielkie fotele, które stały naprzeciwko ogromnego kominka z cegły. Ściany pomalowano na ten sam kremowobiały kolor, co zewnętrzną część domu, a ze wszystkich stron pomieszczenie otulały ciężkie drewniane belki.

Tata Immy wszedł do salonu.

– No i? – Spojrzał w górę na niski sufit, a potem na Immy. – Zmieszczę się?

Immy obserwowała, jak nachyla się pod belką.

– Idealnie!

– Może to znak. – Tata mrugnął do córki porozumiewawczo.

Mama Immy nie była zainteresowana ich uwagami. Jej wzrok skupiał się na Helen.

– Rodzina wynajmuje ten dom z meblami? Ale my wyraźnie prosiliśmy o umeblowane nieruchomości. Nie rozumiem, dlaczego nie pokazała nam pani tego domu od razu.

– Ja… bo… – jąkała się Helen.

Immy jednak nie chciała słuchać tłumaczeń agentki. Swoją uwagę skupiła na pokoju za nimi. Miała dziwne przeczucie. Tak jakby po prostu musiała tam wejść. Minęła troje dorosłych, przeszła przez sień i ruszyła do malutkiej jadalni. Stała tam komoda oraz mały okrągły stół i cztery krzesła. Przeczucie, że powinna iść dalej, nasiliło się do tego stopnia, że poczuła zawroty głowy. Przeszła przez kuchnię, w której znajdowały się jasne drewniane szafki wypolerowane na wysoki połysk. Ściany pomalowano tam na świeży, przyjazny zielony kolor, a nad głową ciągnęły się znów czarne drewniane belki.

Czuła, że musi wyjść na zewnątrz.

Znowu owiał ją wiatr i Immy obróciła się na pięcie. Tego właśnie chciała: wyjść na zewnątrz.

Utkwiła wzrok w przeciwnej stronie jadalni, skąd przeszklone drzwi prowadziły do miejsca, które musiało być ogrodem. Immy podeszła do nich, tak jakby w transie. Trzymała już dłoń na metalowej klamce, kiedy usłyszała stukot obcasów na szarych płytkach podłogowych.

– Nie! – zawołała Helen. – Imogen, stój! Zatrzymaj się!

Immy podskoczyła i odwróciła się, aby spojrzeć na Helen i rodziców, którzy pojawili się za agentką. Mieli zdziwione miny.

Dziewczynka uświadomiła sobie, że dziwna potrzeba minęła. Znowu czuła się normalnie.

Helen odetchnęła z ulgą, widząc, że Immy wciąż jest w środku.

– Nie możesz tam pójść. Jesteś dziewczynką i masz prawie jedenaście lat. To po prostu nie jest bezpieczne.

3

Morwowe drzewo

W pokoju zapadła cisza.

– Przepraszam, ale czy dobrze usłyszałem? – Tata Immy w końcu się odezwał. On i jej matka weszli do pokoju i stanęli obok córki.

Helen oparła się o framugę drzwi.

– Tak, dobrze pan usłyszał – odparła i machnęła ręką z rezygnacją. – Pomyślą państwo, że to, co powiem, jest śmieszne. Proszę mi zaufać, sama zwykle nie wierzę w takie rzeczy. Zupełnie nie. Ale prawda jest taka, że ludzie… cóż, nie spodobałoby się im, gdyby wiedzieli, że przyprowadziłam tutaj waszą córkę. Rodzina, do której należy ten dom, wciąż jest w wiosce, ale przez kilka następnych lat nie chce tu mieszkać, ponieważ sami mają córkę. Wynajęli umeblowany dom kilka ulic dalej. Pokażę państwu, w czym rzecz, ale proszę nie wychodzić na zewnątrz.

Helen przeszła przez pokój i przecisnęła się między Immy i jej rodzicami.

Otworzyła na oścież przeszklone drzwi.

Immy i rodzice stłoczyli się za nią, aby zobaczyć, co do licha może być na zewnątrz. Immy nie miała bladego pojęcia. Studzienka ściekowa? Sądząc po zachowaniu Helen, mógł to być nawet tunel czasoprzestrzenny.

Zobaczyli duży ogród, lecz w przeciwieństwie do przyjaźnie wyglądającego frontu domu, tutaj nie kwitły żadne kwiaty ani nie brzęczały trzmiele. Wszystko schowane było w cieniu rzucanym przez rosnące po lewej stronie ogromne drzewo, które górowało na całym ogrodem i domem. Oddech uwiązł Immy w gardle, a serce zaczęło bić szybciej, kiedy przesuwała wzrok po grubym sękatym pniu. W połowie wysokości drzewa wystrzeliwały z niego przypominające ramiona gałęzie, które potem dzieliły się na grube czarne palce wskazujące na dom, jakby z drwiną i okrucieństwem. Trwało lato, ale na drzewie nie było żadnej zieleni. Ani jednego listka. Dziewczynka widziała tylko atramentową czerń zasłaniającą niebo. Wyglądało to tak, jakby drzewo próbowało połknąć cały dom.

Drzewo było ohydne. Najohydniejsze, najbardziej brzydkie i nieprzyjemne złe drzewo, jakie Immy kiedykolwiek widziała.

Nie mogła oderwać od niego wzroku.

– Cóż to za drzewo? – spytał tata Immy. – Musi być bardzo stare.

– Jest – odparła Helen. – Ma przynajmniej pięćset lat, choć sam dom datuje się na siedemnasty wiek.

– Jestem zdziwiona, że przetrwało tak długo – odezwała się matka Immy. – Jest okropne.

Być może to wyobraźnia Immy, ale kiedy te słowa wyszły z ust mamy, dziewczynka poczuła, jakby palce drzewa sięgnęły dalej. Jakby chciały zbliżyć się do domu. Do niej. Zrobiła krok wstecz i wpadła na tatę.

– Proszę tego nie mówić – odpowiedziała ostro Helen.

– Cóż, chyba mnie nie słyszy. – Mama Immy spojrzała na agentkę.

– Słyszy? – zapytała Immy. Wypowiedziała słowa mimowolnie, zanim zdołała się powstrzymać. Do tej pory nie wierzyła, aby drzewa mogły słyszeć, ale teraz… nie była taka pewna.

Napotkała wzrok Helen.

– W wiosce jest wielu ludzi, którzy uważają, że ono słyszy i wierzą, że to drzewo jest zaczarowane. Chodzi o to, że swego czasu dwie miejscowe dziewczynki… cóż… po prostu zniknęły z domu w przededniu swych jedenastych urodzin.

Immy, jej mama i tata patrzyli na agentkę z otwartymi ustami.

– Mówi pani poważnie? – odezwał się tata.

Widzieli jednak, że nie żartowała.

– Jeśli to prawda, to wygląda na to, że macie w wiosce raczej podejrzaną osobę, a nie drzewo. Zakładam, że policja przeprowadziła śledztwo? – powiedziała mama Immy.

– Do połowy dziewiętnastego wieku nie było tu żadnej policji, a pierwsza dziewczynka zaginęła wcześniej, chyba pod koniec osiemnastego wieku. Drugi przypadek musiał być zbadany, bo zaginięcie miało miejsce w 1945 roku, ale o ile mi wiadomo, nie dowiedziano się, co się tu wydarzyło. Widzicie dwa wielkie sęki w pniu drzewa?

Immy i jej rodzice przyjrzeli się drzewu najlepiej, jak mogli z tej odległości. Właśnie w chwili, gdy Helen to powiedziała, zauważyli dwa duże sęki – jeden nad drugim.

Immy widziała, że w niższym sęku tkwi jakiś kwiat. Wyglądał jak mała biała róża, co było dziwne, bo w ogrodzie nie rosły żadne kwiaty.

– Mówią, że każdy z tych sęków pojawiał się w dniu zaginięcia dziewczynek. Że morwa w jakiś sposób schwytała ich dusze.

Stojącą w cieniu drzewa Immy przeszedł dreszcz.

– To dlatego właściciele wyprowadzili się na jakiś czas. Ich córka niedługo skończy jedenaście lat.

– Szczerze mówiąc, to najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałam. Cóż za nonsensowne przesądy! – odezwała się mama Immy, przełamując pełen grozy nastrój. – Sęki w drzewach powstają z powodu różnych naturalnych przyczyn, martwych gałęzi, przycięcia, choroby. Nie mają nic wspólnego z zaginięciem dziewczynek.

Immy musiała się zgodzić z matką, bo to była najgłupsza, najbardziej przesądna rzecz, jaką ona także kiedykolwiek słyszała. Jednak, kiedy tak stała blisko tego drzewa…

Wierzyła w każde słowo.

Helen wzruszyła tylko ramionami.

– Skoro ludzie żywią takie uczucia wobec tego drzewa, dlaczego ktoś się go nie pozbył? – zapytał ojciec Immy.

– Z powodu wieku jest pod ochroną – odpowiedziała agentka. – Nie można tego zrobić.

– Rodzi jakieś owoce? – pytał dalej tata.

Helen obdarzyła go miażdżącym spojrzeniem.

– Podobno rodziło bardzo obficie, ale przestało, kiedy zniknęła pierwsza dziewczynka.

Mama Immy wydała z siebie coś pomiędzy prychnięciem a śmiechem.

– Cóż, ja mam zamiar obejrzeć resztę domu – powiedziała. – Idziesz, Immy?

Dziewczynka spojrzała ostatni raz na drzewo.

– Dobrze – rzekła po chwili. Poszła za matką do kuchni, gdzie ta spędziła dużo czasu na opowiadaniu o jakimś piecu firmy Aga. Stamtąd przeszły z powrotem do wejścia i ruszyły wąskimi schodami na górę. Immy po drodze przesuwała rękami po belkach podtrzymujących ścianę. Na piętrze uświadomiła sobie, że dom składał się tylko z czterech pokoi. Na dole znajdowały się salon i jadalnia połączona z kuchnią, a na górze większa oraz mniejsza sypialnia, a także malutka, wciśnięta między nie łazienka. Immy skręciła w prawo do małej sypialni. Przestrzeń między czarnymi belkami była pomalowana na przyjazny cytrynowy kolor, a wąska szafa z lustrami sprawiała, że pokój wydawał się większy, niż był w rzeczywistości. Stały tam: stare, lecz świeżo pomalowane białe biurko oraz krzesło i biała komoda. Białe metalowe łóżko przysunięto do ściany po prawej stronie.

Immy przeszła przez pokój i podeszła do okna, wahając się, czy zrobić ostatni krok. Tak jak podejrzewała, widać było stąd drzewo. Jego gałęzie, przypominające palce staruszki, uderzały rytmicznie o okno. Dziewczynka podskoczyła, gdy za drzwiami pokoju rozległo się skrzypnięcie.

– Mam nadzieję, że nie wystraszyłam cię tam na dole – powiedziała Helen z zatroskaną miną.

– Nie – odpowiedziała Immy, choć prawda była taka, że serce waliło jej jak młotem. – Wszystko w porządku.

Rodzice Immy pojawili się za plecami Helen i razem weszli do pokoju. Tata także podszedł do okna i spojrzał jeszcze raz na drzewo.

– Wiem, że dom jest uroczy, ale szczerze mówiąc nie jestem pewna, czy właściciele w ogóle rozważą państwa ofertę – powiedziała Helen.

Wzrok Immy natychmiast skierował się na twarz matki. Oho. Mówienie jej, że czegoś nie da się zrobić, nie było zbyt mądre. Jednak ku zaskoczeniu Immy, mama nie wydawała się zbytnio przekonana do tego domu. Podeszła do Immy, stanęła za nią i przytuliła ją do siebie.

– Wracajmy do Cambridge – powiedziała. – Zadzwonimy, kiedy tylko podejmiemy decyzję.

4

Decyzja

Po drzemce, w którą właściwie nie powinni zapaść, mama Immy pojechała do szpitala, aby załatwić sprawę swojej karty identyfikacyjnej. Immy z tatą zwiedzali. Wybrali się na przejażdżkę po rzece Cam wąską, płaskodenną łodzią, popychaną przez studenta za pomocą długiej tyczki. Siedzieli na grubych poduchach, a łódź cicho i gładko prześlizgiwała się pod kamiennymi mostami. Oglądali trawiaste tereny uczelni, a kiedy tata nie patrzył, Immy muskała ręką zimną wodę.

Rodzina spotkała się na obiedzie w pizzerii. Tata na serwetce wypisał listę domów, które odwiedzili.

– A zatem. – Długopis wisiał w powietrzu. – Który z nich skreślamy w pierwszej kolejności?

– Zatęchły – powiedziały jednocześnie Immy i mama.

Tata skreślił go listy.

Dom Dursleyów został wykluczony jako następny. Kolejnym był dom ze Star Treka.

Na liście został tylko odrestaurowany młyn i Lawendowy Dom.

Tata Immy patrzył na serwetkę ze zmarszczonym czołem.

– Nie mogę uwierzyć, że tak go nazwali – powiedział. – Z pewnością bardziej odpowiednia byłaby inna nazwa. Na przykład Dom pod Zabójczym Drzewem. A może nie powinni nadawać mu żadnej nazwy, tylko zamiast tego postawić znak „Uwaga złe drzewo”?

Immy i jej mama się roześmiały.

– A więc – ciągnął tata. – Który z nich?

Cała trójka spojrzała po sobie.

Immy pomyślała o mieszkaniu w młynie. Było ładne, a łabędzie wydawały się urocze. Fajnie byłoby je karmić oraz chodzić codziennie do szkoły przez las i obserwować zmieniające się pory roku. Lecz Lawendowy Dom… Lawendowy Dom był ekscytujący. Później zaczęła myśleć o drzewie i jego chudych palcach uderzających w okno sypialni. Przeszedł ją dreszcz.

– Lawendowy Dom – powiedziała szybko, zanim zdołała zmienić zdanie.

– Naprawdę? – zdziwili się rodzice, wpatrując się w nią. Wydawali się zaskoczeni.

– Nie niepokoi cię to złe drzewo? – zapytała mama.

Oczywiście, że niepokoi. Ale z drugiej strony, choć chciała uciec od drzewa, czuła się także przez nie przyciągana i pragnęła dowiedzieć się o nim więcej.

– Powiedziałaś, że to będzie przygoda. – Immy zwróciła się do mamy. – No to jest.

– Kiedy mówiłam o przygodzie, nie miałam na myśli narażania cię na niebezpieczeństwo uprowadzenia.

Immy widziała, że jej rodzice chcieli, aby w sprawie mieszkania wybrała łatwiejsze rozwiązanie. Będzie musiała ich przekonać. Przez chwilę patrzyła na stół i zastanawiała się, po czym ponownie spojrzała na matkę.

– Drzewo nie może sprawić, że dziewczynka znika – powiedziała. – Wszyscy to wiemy.

– Tak, ale inne rzeczy mogą to sprawić – odpowiedział szybko tata. – Ludzie mogą to sprawić.

Immy przez chwilę się zastanawiała.

– Nie wiemy niczego o pierwszej dziewczynce, ale jeśli ktoś zabrał drugą w 1945 roku, to obie powinny już nie żyć lub być bardzo stare, prawda? Zresztą znam zasady. Nie rozmawiać z nieznajomymi. Nie wsiadać do czyjegoś samochodu, chyba że powiecie mi, że mogę. A tata będzie w domu przed moim wyjściem do szkoły i po moim powrocie. Może nawet odprowadzać mnie do szkoły i odbierać, jeśli chce. W dodatku moje urodziny przypadają w weekend, możemy więc wyjechać noc wcześniej, jeśli chcemy być pewni.

Rodzice patrzyli na nią, a ona widziała po ich minach, że jej się udało. Oboje byli lekarzami i żyli wedle zasad logiki. Nic nie cieszyło ich bardziej niż słuchanie twardych argumentów z ust córki.

– Co o tym myślisz? – zapytał tata Immy mamę. – Powinniśmy się na to zdecydować?

Przez kilka następnych minut rodzice omawiali wszystkie za i przeciw kupna tego domu. Immy w tym czasie obserwowała ojca.

Pochłonęła go dyskusja i przez krótką jasną chwilę Immy wydawało się, że jego oczy wyglądają jak dawniej, że są czyste i nieprzesłonięte myślami o przeszłości.

W końcu mama wymogła, aby przespali się z tym tematem i podjęli ostateczną decyzję rano. Na wypadek, gdyby ktoś zmienił zdanie.

5

Nocne szepty

W nocy słychać było szepty. W snach Immy słowa kłębiły się wokół konarów drzewa, które szukały jej w ciemności. Naokoło pnia tańczyły dziewczynki i śpiewały dziwną, nieznaną jej piosenkę. Obudziła się, a wtedy usłyszała inne głosy, tym razem prawdziwe, które uciszały się nawzajem, po czym znowu zasnęła.

Ze snu ponownie wyrwało ją trzaśnięcie hotelowych drzwi. Immy podniosła głowę i zobaczyła, że jest widno. To był jej tata, który niósł tacę z gorącymi napojami, a w zębach trzymał papierową torbę. Poczuła zapach cynamonu i masła.

– Przykro mi, kochanie – powiedział, kiedy odłożył papierową torbę na mały stolik. – Nie chciałem cię obudzić. Tost z rodzynkami? Gorąca czekolada?

Immy ziewnęła i jednocześnie kiwnęła głową. Miała właśnie zapytać, gdzie jest mama, ale uświadomiła sobie, że słyszy prysznic. Podniosła się ze swojego łóżka na kółkach i podeszła do stolika, aby usiąść razem z ojcem. Tata ustawił przed nią gorącą czekoladę i ostrożnie zdjął pokrywkę z kubka, po czym otworzył tłustą brązową papierową torebkę, w której znajdował się tost. Immy wzięła kawałek i starała się nie patrzeć, jak jej ojciec wysupłuje dwie tabletki ze srebrnego opakowania. Zażył obie jednocześnie, popijając wodą, i odłożył lśniącą paczuszkę na stolik. Kiedy go obserwowała, przypomniała sobie szepty z zeszłej nocy. Dotyczyły one także tych tabletek. W ciągu ostatniego miesiąca tata nie chciał ich przyjmować i upierał się, że nie przeszkadza mu bycie smutnym.

Mama Immy nie zgadzała się z tym. A teraz brał dwie tabletki dziennie.