Strona główna » Humanistyka » Przybyłem tu, by umrzeć. Relacje z placów straceń

Przybyłem tu, by umrzeć. Relacje z placów straceń

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7908-009-0

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Przybyłem tu, by umrzeć. Relacje z placów straceń

Monografia Przybyłem tu, by umrzeć zajmuje się relacjami z egzekucji opublikowanymi w Anglii w XVI i XVII wieku. Zarówno relacje, jak i egzekucje odgrywały wówczas istotną rolę – przywracały naruszony przez skazańca porządek prawny, społeczny i polityczny. Skazaniec, otrzymując prawo głosu, miał dokonać ostatniej spowiedzi, by umrzeć „dobrą śmiercią” oraz podkreślić słuszność wyroku. Jednak wśród kilkuset opublikowanych w tym czasie relacji znajdujemy stosunkowo liczne przykłady przełamania tej konwencji. W efekcie można zauważyć proces wyłaniania się jednostki: oto zamiast wygłosić skostniałą formułę spowiedzi i przyznania się do winy, skazaniec występował w imieniu własnym, koncentrując się na indywidualnym przekazie. W zachowanych angielskich relacjach chodziło więc nie tyle o to, co władza czyniła z ciałem skazańca, ile raczej – co skazaniec czynił z ostatnimi chwilami swojego życia. Skazaniec zaś, nie mając przecież wpływu na to, co stanie się z jego ciałem, korzystał z przysługującego mu prawa głosu, by „napisać siebie”, pozostawić głos jednostki świadomej swojego zindywidualizowanego istnienia – i w efekcie przemienić się w obywatela świadomego istnienia opinii publicznej i umiejącego ten fakt wykorzystać.

Polecane książki

Czyny Ludwika Świętego króla Francji Jean de Joinville (1224-1317), seneszal Szampanii, towarzysz broni i zaufany przyjaciel króla napisał, a właściwie podyktował pomiędzy 1305 a 1309 rokiem na prośbę ówczesnej królowej Francji Joanny z Nawarry. Spełniając królewsk...
Debiut Tomáša Zmeškala, uznany w Czechach za wielkie wydarzenie literackie. I to nie tylko przez krytykę, która stawia autora w jednym rzędzie z takimi sławami jak Topol, Hrabal czy Škvorecký, ale przede wszystkim przez czytelników - już trzy miesiące po pierwszym wydaniu na rynku pojawiło się k...
20 ćwiczeń dla osób pragnących sprawdzić czy opanowały materiał gramatyczny zawarty w ebooku "Francuski, ucz się podróżując - Diukowie Sully. Gramatyka. 100 zdań z kluczem....
Z książki dowiesz się: Jak wpływają na nas ćwiczenia fizyczne i prawidłowe odżywianie — że dzięki temu „wszystko nam się chce i na wszystko mamy siłę”? Jak ilość, rodzaj i godziny posiłków wpływają na redukcję tkanki tłuszczowej lub budowanie masy? Dlaczego ludziom potrzebny jest cel i motywacja? Ja...
Nastoletnia niepełnosprawna Weronika po przeprowadzce do Trzebiatowa na nowo musi budować swój świat. Trafia do klasy, w której prym wiedzie utalentowana muzycznie Kinga. Odkąd w szkole pojawiła się nowa nastolatka, Kinga czuje, że jej pozycja klasowej liderki jest zagrożona. Robi wszystko, by koled...
Książka to zbiór wierszy o różnej tematyce. Trochę o poezji, chorobie, Bogu… Jeżeli chcesz się dowiedzieć więcej - zajrzyj......

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Olga Kubińska

Olga Kubińska

Przybyłem tu by umrzeć

Relacje z placów straceń

fundacja terytoria książki

Wojtkowi

Wstęp

Szesnasto- i siedemnastowieczne angielskie relacje z egzekucji, które są przedmiotem mojego zainteresowania w tej książce, były dotychczas analizowane głównie jako źródło historyczne. Ich miejsce w rozwoju form narracyjnych nie zostało docenione. Piśmiennictwo to postrzegano zasadniczo przez pryzmat jego funkcji jako medium, instancji pośredniczącej w przekazie kulturowym, służącej historykom i antropologom kultury do tworzenia modeli antropologii umierania.

Pierwszy z tych modeli kładzie nacisk na teologiczny wymiar śmierci, nakazuje postrzegać śmierć w kategoriach religijnych, a samą egzekucję jako „moment ostateczny”. Model drugi, foucauldiański, obejmuje badanie mechanizmów systemu karnego, historii kultury karnej, polityki i kultury egzekwowania władzy, za swym ojcem założycielem wpisując karę – w tym karę śmierci – w zakotwiczone w systemie władzy poszukiwanie wspólnego mianownika dla historii prawa karnego i nauk społecznych. Na pierwszy plan wysuwa ciało (ciało polityczne), zmiany w systemie karnym interpretuje zaś w kategoriach ewolucji podejścia do ciała1. Kolejny model zaproponowali historycy postrzegający system praktyk karnych w Bachtinowskich kategoriach karnawalizacji kultury.

Ponadto, ze względu na to, że druki ulotne najczęściej znajdowały się w orbicie zainteresowań historyków skupionych na aspektach kultury prawnej czy obyczajowej, warstwę językową zachowanego materiału, dokumentującego przemiany w percepcji – i modelowaniu – publicznych egzekucji XVI i XVII wieku, najczęściej pomijano. Rzadko też postrzegano zachowane relacje jako zjawiska interesujące dla historyków literatury. Pewną próbę takiego spojrzenia podjęła Katherine Royer, która wyznaczyła cechy gatunkowe relacji martyrologicznych2. Uwaga badaczki ograniczyła się jednak do tych przedstawionych przez Johna Foxe’a w protestanckiej Księdze męczenników z 1550 roku (wydanie łacińskie; 1563 – angielskie tłumaczenie), wielokrotnie wznawianej w omawianym okresie3. Analizę istotnych, choć wybiórczo potraktowanych cech gatunkowych relacji z miejsc straceń (jak również recepcji zdarzenia) przeprowadził Thomas W. Lacqueur, zajmował się on jednak relacjami z okresu hanowerskiego4. Brakuje badań nad paraliterackim charakterem zjawiska, jakim były tanie wydania relacji z placu straceń, refleksji nad dynamiką ich rozwoju, związanego z procesem konwencjonalizowania zapisu, a zarazem maksymalnego poszerzania horyzontów oczekiwań odbiorców, przyzwyczajanych do nowych form wyrazu.

Dostępność owych publikacji (osiągnięta dzięki niewielkim rozmiarom i niskiej cenie), a także fakt, że stworzyły one swoisty korpus tekstów osnutych wokół jednego zdarzenia: egzekucji, replikowanego według pewnego wzorca w stosunkowo długim przedziale czasu, obejmującym okresy powolnych zmian i gwałtownych wybuchów – wszystko to sprawiło, że, paradoksalnie, stanowią one materiał badawczy o znaczącym potencjale interpretacyjnym. Należy jednak umieścić je w szerszym kontekście tekstów kultury, analizowanych w kategoriach semiotycznych.

Jurij Łotman, zainteresowany analizą procesów socjokulturowych czy to jako eksplozji, czy też stopniowego rozwoju, nie skrywał wpływu, jaki na jego myślenie o procesach kulturotwórczych wywarli francuscy historycy skupieni na interpretacji powolnych i stopniowych procesów zachodzących w długim czasie w anonimowej masie społecznej. Doceniając przyjęty przez nich kierunek badań, podkreślał wielotorowość zachodzących zmian i przecinania się tendencji wybuchowej z procesami ewolucyjnymi5. Taka perspektywa pozwala przezwyciężyć model zaproponowany przez Michela Foucaulta, ciążący nad percepcją omawianych zjawisk. Podobnie jak Foucault, Łotman omawia wprawdzie zagadnienie przecinania się zjawisk przynależnych do peryferii i do centrum kultury, jednak literaturoznawcze ukierunkowanie badań i zainteresowanie zjawiskami historii jako procesami, które podlegają semiozie, pozwalają temu ostatniemu dostrzec w tekstach kultury miejsca przecięcia różnych przestrzeni znaczeniowych.

To bardzo istotne w kontekście druków ulotnych wyprowadzonych ze zdarzeń zachodzących w przestrzeni publicznej oraz pełniących rozliczne funkcje społeczne i – pod pozornie skonwencjonalizowaną postacią – ilustrujących złożone procesy kulturotwórcze. Liczba tych druków, ich popularność i – mimo wielu podobieństw – zróżnicowanie stylistyczne, a nade wszystko udział w kształtowaniu zbiorowej pamięci, narzucają sięgnięcie po instrumentarium badawcze wrażliwe na zjawisko przecinania się nieprzekładalnych, jak twierdzi Łotman, tekstów ikonicznych (niedyskretnych, przestrzennych) – w interesującym mnie wypadku: zachodzących w realnej przestrzeni egzekucji – i tekstów werbalnych (dyskretnych, linearnych), czyli zjawisk z konieczności prowadzących do wzrostu poziomu nieokreśloności6.

Co więcej, istotne wydaje się również zainteresowanie badacza kwestią fabuły, które podziela on z Frankiem Kermode’em, już wcześniej podejmującym próbę stworzenia teorii fikcji jako takiej, bez rozróżnienia fikcji literackiej i nieliterackiej. Obu badaczy dzieli jednak stosunek do czasu – o ile Łotman dostrzega wagę zjawiska w analizie omawianych przez siebie zjawisk kulturowych, o tyle Kermode, choć przecież w Znaczeniu końca poruszył kwestię czasu chronologicznego (chronos) i czasu znaczącego (kairos), nie zdołał ująć istoty zagadnienia7. Jak sam stwierdził, zjawisku czasu i jego percepcji jako czynnika sensotwórczego właściwy wymiar nadały dopiero badania Paula Ricoeura, nakazując konfigurację opowieści uzupełnić refiguracją doświadczenia jej czasowości8. Łotman z kolei podkreślał funkcję tekstów kultury jako zwornika, który skupiał kilka przestrzeni znaczeniowych, dynamizujących potencjał semantyczny owych tekstów. Po pierwsze, odzwierciedlały one retoryczną organizację kultury9, wyprowadzoną na świeckiej i religijnej podstawie. Po drugie, próbowały werbalnymi środkami ekspresji zrekonstruować teatralność gestów, zachowań i organizacji przestrzeni, a zarazem przenikanie się teatralności i codzienności. Po trzecie, konfrontowały zasady rządzące językiem mówionym (oracją) z zasadami rządzącymi tekstem pisanym.

Każde z wymienionych zjawisk miało wiele wymiarów. Weźmy choćby kwestię oracji i tekstu pisanego, osadzając ją w kontekście relacji z egzekucji. Otóż narracje te pozornie poddają się próbie uproszczonej typologii, rządzącej się obecnością – lub nie – wygłaszanej mowy pożegnalnej. W takiej klasyfikacji na dwóch biegunach znalazłyby się teksty będące mowami pożegnalnymi w czystej postaci i te, w których mowy stanowiłyby zaledwie element obszerniejszej narracji z wyraźnie uobecnionymi i odrębnymi od skazańca instancjami nadawczymi, pośredniczącymi w komunikacji. W wypadku samodzielnych mów pożegnalnych, co najwyżej marginalnie ujawniających obecność instancji pośredniczących, „słowo mówione” i tak często mogło jedynie usilnie pozorować, że jest wypowiedzią ustną, rządzącą się regułami języka mówionego, jego zautomatyzowaną i zrytualizowaną retoryką (oracji, ale również wypowiedzi religijnej – spowiedzi). Nawet w takich wypadkach nie da się jednak uniknąć komplikacji: i ta mowa, zachowana nie w pamięci zbiorowej, lecz w piśmie, mogła zostać uprzednio zapisana, a następnie odczytana przez skazańca, by do druku trafić na podstawie zachowanych notatek lub z protokołu sporządzonego przez urzędnika państwowego bądź kościelnego.

Na kształt zachowanych relacji z egzekucji i zawartych w nich mów pożegnalnych wpływać mogła również kwestia „wspólnej pamięci”, warunek sine qua non komunikacji10, w której nie da się pominąć wagi adresata w procesie kształtowania komunikatu. Skierowanie wypowiedzi do „każdego” wykluczałoby pierwiastek indywidualny i zakładało minimalną pamięć wspólną – wspólnotę doświadczenia. Komunikat nastawiony na zindywidualizowanego, skonkretyzowanego odbiorcę przyjmowałby za pewnik istnienie wspólnej pamięci i przyzwolenie na skrótowość w formułowaniu przekazu, zmierzającą do obniżenia stopnia redundancji11. Tu zgoda: narracje z XVI i XVII wieku pozwalają odtworzyć „obraz audytorium” i zrekonstruować proces generowania sensów w narracjach z pozoru wielokrotnie się powtarzających, silnie retorycznych i ukształtowanych w zgodzie z obrazem świata ówczesnego odbiorcy, zanurzonego w uniwersum oficjalnej religii i hierarchii społecznej. Wydaje się jednak, że w odniesieniu do omawianych przeze mnie tekstów można tę tezę rozwinąć – doszukiwanie się wspólnej pamięci w zachowanych publikacjach do pewnego stopnia ujawnia również „obraz nadawcy”, ba, zakłada szczególny przejaw komunikacji. Z jednej strony bowiem odbiorca jest „każdym”, przekaz w założeniu skierowany jest do „wszystkich”. Jeśli relacja obejmuje samą spowiedź, to jest to zrytualizowanie aktu spowiedzi. Jeśli zaś mamy do czynienia z relacją rozbudowaną o dodatkowe elementy, przedstawiające okoliczności, w których doszło do wygłoszenia mowy pożegnalnej, narrator ponownie podkreśla referencjalny charakter relacji, przywołując informacje niezbędne w procesie komunikacji między interlokutorami pozbawionymi wspólnej pamięci. Stąd powtarzające się opisy drogi, ciągłość wymienianych elementów, wielokrotnie powracający zapis zdarzeń. Z drugiej strony – i na tym polega szczególny charakter tych przekazów – przez długi czas również nadawca tego komunikatu, skazaniec, modelowany był na „każdego”. Przynajmniej taki obraz wyłania się ze zbioru licznie zachowanych przykładów.

Wspomniana powtarzalność relacji może zresztą wynikać z kilku względów. Po pierwsze, zmiany zachodziły stopniowo, ruchem nieeksplozyjnym, i dawały się przewidzieć. Po drugie, jak twierdzi Łotman, „ekscesy historii są bezgraniczne w swojej różnorodności, alfabet zaś wszelkiego systemu semiotycznego jest ograniczony […]. Prowadzi to do tego, że opisy zdarzeń historycznych mocno zwiększają ich powtarzalność. To, co w rzeczywistości jest różne, na poziomie opisu zaczyna przynależeć do tego samego typu. Izomorfizm jest często produkowany przez sam mechanizm opisu”12. Stąd podobieństwa w zapisie spowiedzi Cromwella (1540), Northumberlanda (1553) czy Essexa (1601). I  z tego właśnie powodu szczególnie istotne wydają się relacje przełamujące zrytualizowany schemat, odtwarzający narracja po narracji akt komunikacji „każdego” ze „wszystkimi”, w którym wspólną pamięcią jest doświadczenie umierania zgodnego z religijną projekcją zachodzących wydarzeń (w ich konkretnej sekwencji), percepcja czasu znaczącego i istoty teraźniejszości, a także roli i miejsca skazańca w hierarchii społecznej.

Przełamanie tego schematu ma więc w tym wypadku charakter „eksplozji” w procesie rozwoju technik narracyjnych, a przede wszystkim – funkcji postaci w fabule. W efekcie eksplozji, zderzenia obcych sobie języków, przyswajającego i przyswajanego13, w analizowanych relacjach ujawnia się działanie dodatkowych wektorów sił, być może obecnych już wcześniej, jednak dotychczas – pomijanych. Coś się musiało stać, że doszło do zmiany roli skazańca, który, paradoksalnie, będąc głównym aktorem egzekucji, w narracji nie był podmiotem własnej egzekucji. Jak wspomniano, jego głos z założenia miał być głosem „każdego” skierowanym do „wszystkich”. Skazaniec został sprowadzony do funkcji kanału komunikacji, nie zaś nadawcy komunikatu. I  mimo kolejnych modulacji przekazu przez jakiś czas udało się utrzymać taki schemat relacji. Splot okoliczności, przyspieszenie zdarzeń politycznych, sytuacja, w której tradycyjne kulturowe punkty odniesienia utraciły stabilność i nienaruszalność, zawieszenie cenzury, a może przekroczenie masy krytycznej dotychczasowych relacji doprowadziły do kulturowej eksplozji i gwałtownej przemiany w technikach narracyjnych.

Owszem, w relacjach tych nadal podejmowano próby organizacji przestrzennej: kontynuowano metonimiczny zapis ostatniej drogi skazańca z więzienia na miejsce straceń, próbowano rekonstruować przestrzeń kulturową i rozwijano język służący uchwyceniu teatralności zdarzenia. Zresztą to ostatnie zjawisko zasługuje na dodatkową uwagę. Teatralność tak zachowań skazańców, jak i całego zdarzenia wydaje się istotna również ze względu na wpływ, jaki wywarła na ukształtowanie narracji, w których próbowano wypracować adekwatne techniki zapisu steatralizowanej sekwencji zdarzeń. Można się w tym miejscu zgodzić z Łotmanem, podkreślającym „wzajemne oddziaływanie teatru i zachowania”, które prowadziło do upodobnienia przejawów życia do teatru, upodobnienia szczególnie istotnego w kulturach wyprowadzających teatr z rytuału. Mielibyśmy tu do czynienia z relacją zwrotną i procesem przejmowania norm teatru przez rytuał14. Z takim zjawiskiem wysokiego stopnia rytualizacji wyprowadzonej z gestów i zachowań o religijnej proweniencji mamy do czynienia w wypadku egzekucji, wpływających na proces semiotyzacji przestrzeni publicznej. Skazaniec, przebywając drogę z więzienia na plac straceń – w Londynie często z Tower na Tower Hill lub z więzienia w Newgate do Tyburn – uczestniczył w „przekładzie” pokonywanej przestrzeni w przestrzeń teatralną. Miejsce traciło status obszaru neutralnego, stając się przestrzenią naznaczoną.

Posiłkując się terminologią Samuela Webera, można powiedzieć, że seria zdarzeń odsłaniała miejsce jako „scenę”, a zdarzeniom nadawała status wydarzeń teatralnych. Weber dostrzega istotę zdarzenia teatralnego w związku teatru z miejscem, choć miejsce nie musi oznaczać „miejsca, w którym wystawia się sztuki”; postrzega je raczej jako przestrzeń działalności w ogóle15. Organizacja przestrzeni wiązała się z koniecznością organizacji zebranych w jej obrębie osób, którym przydawano cechy i funkcje właściwe wydarzeniu teatralnemu. Linie podziału są pochodną relacji przestrzennych; granice zewnętrzne teatralności wyznaczone były przez gapiów, obecnych przy drodze, po której szedł lub był wleczony w wozie skazaniec, a następnie na miejscu kaźni. Gapie, podążając za skazańcem, w równym stopniu jak urzędnicy świeccy, kościelni czy straże przenosili teatr w nowe miejsce, kolejny obszar naznaczając tą przemianą. Powtarzalność zdarzeń prowadziła do ich rytualizacji, choć tę można było podważyć decyzją o nałożeniu na istniejący kod nowego, przez co dochodziło do ponownej teatralizacji zachodzących zdarzeń. Stało się tak, gdy doszło do pośmiertnej egzekucji królobójców, między innymi Johna Bradshawa i Olivera Cromwella. Obaj po śmierci zostali pochowani w Westminster Abbey, obu też postanowiono powiesić w jedenastą rocznicę śmierci Karola Stuarta. Odstąpienie od rytuału na rzecz teatru w wypadku Cromwella miało szczególny przebieg, gdyż ekshumowano go 26 stycznia, a zwłoki przewieziono do Holborn i dopiero stamtąd w dniu egzekucji do Tyburn. Bardziej wyraziste było nakładanie nowego kodu w przypadku Johna Bradshawa: zwłoki zostały ekshumowane w dniu egzekucji i tego samego dnia przewiezione na plac straceń. Droga z Westminster Abbey do Tyburn – nie na Tower Hill, gdzie skazywano za zdradę stanu – wykorzystała zastaną przestrzeń semiotyczną, by w tym teatralnym zdarzeniu odegrać proces degradacji królobójcy, gdyż zwłoki, wywleczone z Westminster Abbey, pokonały granicę między przestrzenią zarezerwowaną dla głów koronowanych a tą zarezerwowaną dla pospolitych przestępców. Wywlekając zwłoki, odwrócono kierunek drogi, a zarazem „odwrócono” znany kod – uroczystego, nobilitującego pogrzebu. Droga z Westminster do Tyburn byłaby więc ciągiem obrazów za każdym razem dokonujących tego aktu degradacji. W tym zawieszeniu rytuału na rzecz teatralizacji doszło więc do nawarstwienia się znaczeń przez nałożenie nowego kodu na przestrzeń wyznaczoną przez ostatnią drogę trupa i zebranych widzów.

Można za Łotmanem stwierdzić, że XVI i XVII wiek są okresem „przenikania norm teatralnych”16 do codziennych zachowań. Wyborowi roli towarzyszył wybór gestu. Z czasem relacja ogniskowała się na gestach skazańca (vide opis teatralnych zachowań Johna Hyde’a, straconego w 1650 roku17), jednak sam zapis dowodzi i rozwoju technik narracyjnych, i zmiany w percepcji istoty egzekucji.

Owo przełamanie musi się wiązać, po pierwsze, ze zmianą definicji osoby skazańca, dotychczas ograniczającej się do jednostkowej „fizycznej indywidualności człowieka”18; po drugie – z rozwojem technik fabularnych. Tak jak wcześniejsze przełamania pozwoliły przenieść ogniskową z eschatologii na ciało skazańca19, z wieczności na jego „ostatnie chwile”20, tak zmiany zachodzące w okresie wojny domowej doprowadziły do postrzegania skazańca (również przez niego samego) w kategorii jednostkowej tożsamości. Stąd nacisk kładziony na „mowy pożegnalne” jako takie, na ostatnie słowo skazańca, zgodnie z przekazem narracyjnym żywotnie zainteresowanego przygotowaniem mowy przeznaczonej do druku. Nie mógł ocalić życia, ale mógł wykorzystać egzekucję do przekazu jednostkowego komunikatu. Mówiąc wyłącznie we własnym imieniu, uczestniczył w procesie wyłaniania się „ja” – zindywidualizowanego podmiotu – w ówczesnych tekstach.

Kształtowanie nowego wzorca było procesem rozciągniętym w czasie; badania popularnego piśmiennictwa doby renesansu dowodzą, że choć wyraźne oznaki obecności indywidualnego „ja” ujawniały się w mowach publikowanych na początku lat czterdziestych XVII wieku, ewolucja obejmuje okres około stu pięćdziesięciu lat, przy czym za umowne daty graniczne można przyjąć 1553 rok (publikacja w królewskiej drukarni mowy pożegnalnej lorda Northumberlandii) i rok 1700 (wydanie mowy pożegnalnej Jacksona).

Korpus tekstów z kolei obejmuje kilkaset dokumentów wydanych w omawianym okresie; należy pamiętać o tym, że należące do zbioru teksty wymykają się prostym regułom taksonomii kwantytatywnej. Każda próba systematyzacji zagadnienia wiąże się z koniecznością przezwyciężenia trudności spowodowanych szczególnymi praktykami wydawniczymi w Anglii doby Tudorów i Stuartów, relacje z egzekucji bowiem, podobnie jak inne dokumenty, publikowano zarówno w postaci odrębnych druków, jak i polimorficznych kompilacji tekstów zróżnicowanych tematycznie i stylistycznie. Pod względem formatu wydawnictwa rozpięte były między jednostronicowymi obwieszczeniami, kilkustronicowymi wydaniami octavo i quarto, aż po kilkudziesięcio-, a w skrajnych wypadkach, ponadstustronicowymi wydaniami. Edycje zbiorowe mogły zawierać kompilacje kilku relacji lub stanowić zbiór jeszcze bardziej zróżnicowany. Częsta była praktyka obwarowywania narracji perytekstami: listami do czytelnika, elegiami, listami skazańca do bliskich, wierszami przypisywanymi skazańcowi. I  odwrotnie, zachowały się wydania „ukrytych” relacji z egzekucji, towarzyszących obszerniejszym dziełom, przemilczanych na stronie tytułowej21. Kolejne utrudnienie stanowią wydania pod mylnym tytułem; zdarzało się, że strony tytułowe nie odpowiadały zawartości lub wymieniały tylko jedną narrację, w rzeczywistości obejmując większą liczbę dokumentów.

Precyzyjne określenie danych kwantytatywnych utrudniają ponadto równoległe publikacje relacji dotyczących jednego zdarzenia, zróżnicowane pod względem stopnia obecności/nieobecności perytekstów, rozmiarów i treści relacji właściwej, wydań komplementarnych relacji, przedstawiających odmienną perspektywę ideologiczną, a w skrajnych wypadkach – dotyczących najbardziej kontrowersyjnych zdarzeń, jak egzekucja Karola Stuarta, wielokrotnie wznawianych, publikowanych w rozlicznym formacie, w postaci skrótowych i obszernych wydań. To ostatnie zdarzenie w okresie Restauracji prowokowało wydawców do przygotowania publikacji uzupełniających, ponownie – zapewne w odpowiedzi na zapotrzebowanie rynku – dobierających różne formaty i łączących odmienne zdarzenia, zgodnie z porządkiem logicznym, przyczynowo-skutkowym lub chronologicznym, jak choćby liczne w 1660 roku publikacje z egzekucji króla wydane wspólnie z relacją ze śmierci jego sędziów. Zdarzały się jednak i takie publikacje, których jedynym zwornikiem była wspólna tematyka. Przy niemal masowej – jak na owe czasy – produkcji wydawniczej, w ostatnich dekadach XVII wieku na popularności zyskały kompilacje relacji z egzekucji zbiorowych.

Dodatkową trudność stanowią przypadki graniczne – publikacje dotyczące czarownic, często sprowadzone do relacji z przesłuchań z lapidarną notą o wykonaniu wyroku. Materiały związane z paleniem i wieszaniem czarownic zasługują na szczególną uwagę również ze względu na bardziej niż w innych relacjach konsekwentne pozbawianie głosu skazanych. Kolejny problem stanowią jedynie w tytule deklarowane relacje z egzekucji, w tekście głównym redukujące zapowiedzianą informację do jednozdaniowych podsumowań. Odrębnym zagadnieniem są „mowy pożegnalne”: relacje ograniczone wyłącznie, lub niemal wyłącznie, do ostatnich wypowiedzi skazańców. I  one jednak, początkowo odosobnione, zyskując na popularności w drugiej połowie XVII wieku, tworzą złożony obraz, choćby ze względu na nacisk kładziony na deklarowany oralny lub pisemny charakter spowiedzi.

Kształt zachowanych relacji z egzekucji w Anglii pozwala dowieść ich nieprzystawalności do koncepcji sformułowanej przez Michela Foucaulta głównie na podstawie relacji francuskojęzycznych. Foucault koncentrował się na egzekucji, postrzegał ciało skazańca jako „pergamin”, na którym władza „pisała” swoją potęgę, poddając je publicznym torturom, ćwiartując, czy rozrywając końmi, niniejsza monografia skupia się natomiast przede wszystkim na relacjach z egzekucji, te zaś redukowały zapis tortur najpierw na rzecz opisu procesu przygotowywania skazańca do dobrej śmierci, z czasem zaś – na wypowiedzi tego ostatniego. Nie tyle chodziło więc o to, co władza uczyni z ciałem skazańca, lecz raczej – co skazaniec uczyni z ostatnimi chwilami swojego życia. Skazaniec zaś, nie mając przecież wpływu na to, co stanie się z jego ciałem, korzystał z przysługującego mu prawa głosu, by „napisać siebie”, pozostawić głos jednostki świadomej swojego zindywidualizowanego istnienia. Można zaryzykować również tezę, że historia relacji w omawianym okresie pozwala dostrzec zmianę modelu skazańca jako człowieka przynależącego mentalnie do średniowiecza na skazańca jako obywatela, świadomego istnienia opinii publicznej (pierwsze odniesienia do tego pojęcia pojawiły się w 1641 roku).

W zrozumieniu kontekstu egzekucji, praw rządzących ich przebiegiem i gestami wykonywanymi przez ich uczestników (łącznie z wypowiedziami skazańca) badaczowi z pomocą przychodzi analiza „sytuacji granicznych” Karla Jaspersa. Świadomość, że sytuacja, w jakiej znajduje się skazaniec na szafocie lub pod szubienicą, w otoczeniu świadków, wyczerpuje znamiona sytuacji granicznej, wiązała się z koniecznością przezwyciężenia poczucia bezradności, nieuchronnej wobec śmierci: „ponieważ nie otrzymuję już z powrotem z nicości nasycenia bytowego żywej postaci siebie samego, stoję bezradny przed tą nicością, jak przed tym punktem mego bytu empirycznego, który wprawia mnie w odrętwienie”22. Z tej perspektywy wypracowane i narzucone skazańcowi konwencje stają się instrumentem przezwyciężania jego bezradności wobec sytuacji granicznej, przed którą stanął. W takim razie przełamywanie konwencji okazuje się aktem odwagi poszukiwania własnego instrumentarium, własnego sposobu przezwyciężania nieuchronnej bezradności i zyskuje nowy wymiar indywidualnej tożsamości, stając się istotnym przejawem egzystencji skazańca i budując jego jednostkowe „ja”. Proces ten musiał się wiązać również ze wspomnianą zmianą mentalności człowieka, a zwłaszcza zmianą stosunku do cierpienia. John Foxe w przywoływanej już Księdze męczenników stworzył wzorzec stosunku do cierpienia, w relacjach podkreślając cierpliwe znoszenie męczarni i bólu, sprowadzone do gloryfikacji, prowadzącą do zbawienia radość z cierpienia, „jouissance męczeństwa”. Cechy te znaleźć można było w licznych daleko późniejszych relacjach z egzekucji, podkreślających radość i spokój skazańców23. Potrzeba było głębokich zmian społecznych, by i techniki narracyjne zastąpiły ten model innym, nakierowanym na kształtowanie „ja”.

W końcu można też zaryzykować stwierdzenie, że publikacja setek relacji za bohatera przyjmujących skazańców z wszystkich warstw społecznych – także awanturników, kryminalistów – przyczyniła się do powstania powieści w XVIII wieku, która „zwykłego” człowieka uczyniła bohaterem swojej narracji.

Rozdział I 

Relacje z egzekucji

Historia z egzekucją w tle

Na tym wzgórzu zawsze w gotowości czekają władzom miejskim podlegające duże rusztowanie i szubienica drewniana, przygotowane do egzekucji zdrajców i przestępców, którzy zgodnie z wyrokiem zostają przyprowadzeni z Tower albo z innego miejsca do szeryfów Londynu, a następnie tam właśnie straceni.

John Stow A Survey of London1

Wyrok śmierci w XVI i XVII wieku mógł przypaść w udziale każdemu, bez względu na status społeczny. Na liście skazańców można znaleźć zarówno krewnych monarchy, arystokratów i dostojników królewskich, jak i hierarchów kościelnych i zwykłych księży – sądzonych za zdradę stanu – czy członków Parlamentu skazanych na śmierć za wydanie wyroku śmierci na Karola Stuarta (w okresie Restauracji). Na drugim biegunie wśród skazańców politycznych znajdowali się chłopi i najemni robotnicy rolni uznani za winnych buntu. Kolejną grupę tworzyli przestępcy kryminalni: mordercy, rozbójnicy, złodzieje recydywiści, sprawcy przestępstw na tle seksualnym, w tym gwałciciele czy osoby skazane za zoofilię. Niemal nie dochodziło do sądu i publicznej egzekucji arystokratów oskarżonych o przestępstwa kryminalne, lecz odnotowano i takie przypadki. Znacznie liczniejszą grupę stanowiły osoby stracone za uprawianie czarów.

Kara śmierci za zdradę stanu, wymierzana na tle politycznym lub religijnym, nie należała do rzadkości: za panowania Henryka VIII listę skazanych zapełniały nazwiska arystokratów i członków rodziny królewskiej straconych, jak ironicznie podają historycy, za całe spektrum przewin spełniających kwalifikacje prawne tego przestępstwa. W roli typowych kozłów ofiarnych mieli występować związani z dworem Richard Empson (1510), Edmund Dudley (1510) i Thomas Cromwell (1540); śmierć z powodów politycznych, lecz na tle religijnym, przypadła w udziale sir Thomasowi More’owi (1535), który nie zgadzał się na rozbrat z Rzymem; Edward Stafford, książę Buckingham (1521), Margaret Pole, hrabina Salisbury (1541), Henry Howard, hrabia Surrey (1547), i Henry Grey, książę Suffolk (1554), stracili życie, ponieważ mieli tytuł do tronu, a Jane Grey (1554), ponieważ przez dziewięć dni tytuł ten realizowała; Anne Boleyn (1536) nie spełniła pokładanych w niej nadziei na matkę przyszłego króla2. Za rządów Elżbiety, córki tej ostatniej, doszło do egzekucji królowej Szkocji Marii Stuart (1587) i faworyta Elżbiety, Roberta Devereux, hrabiego Essex (1601). Śmierć na tle religijnym poniosło wielu księży i zakonników, choćby jezuita Edmund Campion oraz księża Ralph Sherwin i Alexander Briant (1581), Thomas Ford, John Shert, Robert Johnson, William Filby, Luke Kirby, Laurance Richardson, Thomas Cottam (1582), a za panowania Jakuba I  Stuarta – Robert Drury (1607). Wyrok o charakterze politycznym wykonano na sir Walterze Raleighu (1618), za czasów Karola Stuarta – na Thomasie Wentworthie, lordzie Straffordzie (1641) czy na arcybiskupie Canterbury, Williamie Laudzie (1645); w czasie wojny domowej – na samym Karolu Stuarcie (1649). W okresie Restauracji w roli skazańców znaleźli się królobójcy, między innymi major generał Thomas Harison, Hugh Peters, pułkownik Robert Lilburne i major John Harris (1660); w tym samym roku wydano pośmiertny wyrok na Olivera Cromwella, Henry’ego Iretona i Johna Bradshawa, i wykonano go na ich ekshumowanych ciałach. Dwa lata później stracono Johna Barksteada, Johna Okeya i Milesa Corbeta.

Do egzekucji uciekano się, próbując opanować bunty, zamieszki i inne akty przemocy towarzyszące rozwojowi rolnictwa i procesowi grodzeń w czasach niestabilności politycznej i społecznej. Osuszanie gruntów, a zwłaszcza znane już wcześniej grodzenie – proces wydzielania ziemi na potrzeby hodowców owiec, prowadzący do pauperyzacji mieszkańców wsi – wywoływały głód i gwałtowne niepokoje. W roku 1596 powstania i protesty odnotowano w Derbyshire, Northants, Somerset, Oxfordshire; w latach 1628–1631 do buntów doszło w Kent, Derbyshire, Dorset, Worcestershire, Shropshire. Aparat państwowy reagował masowymi wyrokami: w 1598 roku w Devon skazano siedemdziesiąt dwie osoby, w latach 1614–1615 w Middlesex wydano wyrok śmierci na sześćdziesiąt osób, z których zresztą pięćdziesiąt siedem skorzystało z łaski ze względu na związki z Kościołem. Wieszano także osoby pozbawione środków do życia3.

Karę główną wymierzano również za przestępstwa kryminalne. Wśród morderstw na uwagę zasługują choćby przypadki mężo-, żono-, matko- i bratobójstwa: w 1592 roku za zabójstwo męża skazano żonę Johna Brewena, w 1603 – za zamordowanie Thomasa Caldwella osądzono między innymi jego żonę, Elizabeth Caldwell, w 1608 – za otrucie męża wykonano wyrok na Margaret Ferneseed, w 1662 – na Joyce Ebbs. Żonobójców czekał podobny los: na śmierć zostali skazani John Kynnestar (1573), „żonobójca z Mayfield” (1595) i Henry Robson (1698). Matko- i bratobójcę Enocha ap Evana powieszono w 1633 roku; trzydzieści lat później karę śmierci otrzymał morderca kochanki i matki własnych dzieci Richard Auton (1664). Podobny los czekał morderców niespokrewnionych z ofiarami zabójstw: w 1573 roku na szubienicy zawiśli zabójcy George’a Saundersa, w 1591 – Arnold Cosby, zabójca Johna Bourke’a, lorda Castleconnell, w 1606 roku na śmierć skazano Artnis Bell i jej syna George’a za zabójstwo trzyletniego chłopca, rok później powieszono morderców służącej sir Jerome’a Bowesa. W 1664 roku głośna była śmierć niejakiego Petera Caesara, „który w niezwykle barbarzyński a krwawy sposób uśmiercił swojego drogiego pana i chlebodawcę Portugalczyka strzałem w głowę, gdy ten spożywał był obiad w komnacie. […] umieścił go w skrzyni, po czym wrzucił ciało do Tamizy”4.

Za rozboje skazano między innymi Roberta Throgmortona, Williama Portera i Johna Bishopa (1608), Charlesa Courtneya (1612) i pułkownika Jamesa Turnera (1663). Zwłaszcza ten ostatni przypadek dobrze ilustruje typ przestępstwa niebędącego morderstwem, lecz i tak obarczonego karą główną. Sama historia nie wyróżniała się niczym szczególnym: 7 stycznia 1663 roku o godzinie 22 Turner i jego towarzysze napadli na kupca Francisa Tryona, mieszkającego przy Limestreet, i grożąc mu, ograbili go z kosztowności, złota i biżuterii. Niedługo potem zostali złapani i ledwo tydzień po napadzie stanęli przed sądem. Nie było tu więc kontekstu politycznego, kwestii religijnych, ideologicznych czy światopoglądowych, a cała sprawa sprowadzała się do pospolitego, acz zuchwałego przestępstwa5.

Sprawcy gwałtów, sodomii i innych przestępstw na tle seksualnym nie mogli liczyć na łagodny wyrok: arystokratą straconym za takie przestępstwa był Mervyn Touchet, hrabia Castlehaven i lord Audley (1631), w 1664 roku skazano Francuzów „za zniewolenie damy w pobliżu Holbornu, a następnie wyjątkowo nieludzkie umieszczenie płonącej pochodni w jej ciele”6. W 1677 roku powieszono niejaką Mary Higgs za odbycie stosunku z psem, który zresztą tego samego dnia również został powieszony7. Pierwszy z wymienionych tu przypadków zwraca uwagę ze względu na to, że wyrok wykonano na arystokracie. Przed Audleyem ostatnim angielskim parem straconym za przestępstwa pospolite był Charles, lord Stourton, skazany za morderstwo w 1557 roku. Ponadto w 1612 roku w Anglii powieszono Roberta Creightona za nakłonienie pomocników do morderstwa. Creighton należał jednak do arystokracji szkockiej8.

Odrębną kategorią przestępstw karanych śmiercią była recydywa w uprawianiu czarów. W 1593 roku odbył się proces „trzech czarownic z Warboys” – Johna Samuela, jego żony Alice Samuel i córki Agnes Samuel – „za rzucenie uroku na pięć córek urodzonego Roberta Throgmortona, tudzież na różne inne osoby, wraz z różnorakimi diabelskimi a ponurymi mękami. Takoż i za zaczarowanie na śmierć lady Crumwell, o czym podobnym w tym wieku nie słyszano”9. Margaret i Phillip Flower, córki Joane Flower z Beaver Castle, zostały stracone za czary w 1618 roku; w 1645 oskarżono i skazano za uprawianie czarów Joane Williford, Joan Carden i Jane Hott z Kent. Dwa lata wcześniej odbył się proces „czarownic z Essex”: pozwolił on „w pełni ujawnić różne morderstwa, tudzież diabelskie czary odprawiane na ciałach mężczyzn, kobiet i dzieci, jako i rozlicznego bydła”10. Oskarżone w nim Anne Leech, Elizabeth Harvie i Sarah Hating zginęły zgodnie z wyrokiem w Chelmsford, Marian Hocket w Mannytree. Nie wszystkie skazane doczekały jednak egzekucji: Rose Hallybread zmarła w więzieniu, a Margaret Moon w drodze na miejsce kaźni, zapewne w wyniku metod przesłuchiwania, stosowanych, by wydobyć od oskarżonych o uprawianie czarów oczekiwanych zeznań.

Śmierć  p r z e d  wykonaniem wyroku była zresztą jednym ze sposobów uniknięcia publicznej egzekucji, choć – paradoksalnie – nawet ona mogła się okazać nieskuteczna: dowodem pośmiertne losy niemieckiego reformatora Martina Bucera, zmarłego w 1551 roku, arcybiskupa Splitu Marca Antonia de Dominis, zmarłego w Rzymie w 1624, czy – przywoływanych już – Oliviera Cromwella, jego zięcia generała Henry’ego Iretona i przewodniczącego sądu Johna Bradshawa, zmarłych odpowiednio w 1658, 1651 i 1659 roku. Wszyscy oni zostali pośmiertnie skazani na śmierć, a wyrok wykonano podczas publicznej egzekucji.

John Foxe, dowodząc męczeństwa protestantów w okresie panowania Marii Tudor, przytoczył opowieść właśnie o tym, jak w 1557 roku, sześć lat po śmierci, Bucer został spalony na stosie w Cambridge wraz z książkami swego autorstwa, wywołując wśród świadków zarówno niechęć, jak rozbawienie11. Podobny los spotkał arcybiskupa Splitu, w którego wypadku pośmiertny proces odbył się z całym ceremoniałem przekazywania „podsądnego” przez władzę kościelną władzy świeckiej, co było znakiem dodatkowej niełaski okazanej człowiekowi Kościoła:

„Po śmierci arcybiskupa Splitu jego ciało umieszczono w dobrze wymoszczonej trumnie, tę zaś w kolejnej, większej jeszcze, a następnie przeniesiono do Konwentu Świętego Apostoła i tam powierzono pieczy szacownych ojców aż do czasu, kiedy sprawa rzeczonego arcybiskupa (wciąż w zawieszeniu) zostanie rozpatrzona przez Świętą Kongregację; to znaczy [zakończy się] zgodnie z wydanym przez nią wyrokiem, wymaganym przez sprawiedliwość względem niego.

[…] Szacowni lordowie wysocy inkwizytorzy […] wydali ostateczny wyrok. Nakazywał on uznać go niegodnym łaski Świętej Stolicy Apostolskiej; pozbawić go wszelkich honorów, nadań czy godności; skonfiskować posiadane dobra; de facto nakazali, by on i jego portret wraz z książkami, które był napisał, zostali spaleni.

Po odczytaniu tego wyroku w obecności rzeczonej trumny, portret i książki zostały przekazane zarządcy Rzymu, który zażyczył sobie dostępu do zwłok i ponownych oględzin; stało się zgodnie z jego życzeniem. Wkrótce też rzeczony zarządca wydał nakaz, by zwłoki wraz z pozostałymi rzeczami zostały przeniesione na Campo di Fiori i tam spalone.

Nie udało im się jednak znaleźć nikogo, kto by go przeniósł na miejsce, sierżanci więc zebrali tragarzy, których związali i zmusili, by z nimi poszli i zabrali wspomniane zwłoki, portret i książki, które po przeniesieniu na Campo di Fiori zostały niezwłocznie spalone”12.

Ostatni ze wspomnianych, królobójcy Cromwell, Ireton i Bradshaw, zostali ekshumowani odpowiednio w dwa, dziewięć i jeden rok po swojej śmierci i powieszeni wspólnie w styczniu 1660 roku, w rocznicę egzekucji Karola Stuarta.

Tak jak śmierć naturalna nie chroniła zmarłego przed wykonaniem wyroku, tak rozwiązaniem nie było również samobójstwo, należące do kategorii zbrodni najcięższych: „Samobójców przywodzono przed sąd koronera, a jeśli uznano ich za winnych zabójstwa, i ich samych, i spadkobierców czekała sroga kara”13. To zresztą, tak jak i pośmiertna egzekucja – vide arcybiskup Splitu – był obyczaj obowiązujący także poza Anglią. W 1619 roku angielscy czytelnicy mogli poznać relację z egzekucji przeprowadzonej „na martwym ciele […] Gilles’a van Ledenberga, po tym jak w absolutnie nieludzki sposób zamordował samego siebie z powodu poczucia winy i straszliwych wyrzutów sumienia”14. Ledenberg został oskarżony o zdradę Niderlandów za poduszczeniem Johana van Oldenbarnevelta. Po aresztowaniu: „w tajemnicy postanowił zamordować siebie; […] w nocy między 18 a 19 dniem wspomnianego września, zamordował siebie nożem, kilka dni wcześniej w tym właśnie celu specjalnie odłożonym, dwoma pchnięciami w brzuch […]. Sędziowie, po dojrzałym namyśle i dobrych radach (rozważywszy i dobrze zważywszy wszystkie okoliczności i kwestie wspomnianej sprawy), w imieniu Stanów Generalnych Zjednoczonych Prowincji Niderlandów, postanawiają i ogłaszają, że wspomniany Gilles van Ledenberg z tego samego powodu zasługuje na śmierć, i nakazują, by martwe ciało rzeczonego Gilles’a zostało umieszczone w trumnie na wozie, i zawleczone na miejsce egzekucji za Hagą, tam zaś powieszone na szubienicy, a wszystkie jego dobra i ziemie uległy konfiskacie. Wydane przez wspomnianych sędziów w Hadze i ogłoszone 15 maja anno1619”15.

Paradoksalnie, do skutecznego uniknięcia kary głównej przyczyniał się niekiedy sąd, mogący uciec się do różnych wybiegów. Skoro karą za drobną kradzież były baty, za poważną – przekraczającą wartość jednego szylinga – powieszenie, sędziowie niejednokrotnie pomniejszali wartość ukradzionego mienia. Podobnie i oskarżeni stosowali kruczki prawne: kobiety korzystały z prawa łaski dla brzemiennych (benefit of belly), mężczyźni – dla osób związanych z instytucją Kościoła (benefit of clergy), co zresztą w praktyce sprowadzało się do potwierdzenia umiejętności czytania16. Za czasów Henryka VII przyjęto, że umiejętność czytania pozwoli uniknąć szubienicy oskarżonym o kradzież i zabójstwo; w tym wypadku nawet kara za recydywę ograniczała się do wypalenia piętna na lewej dłoni przestępcy. W 1623 roku benefit of clergy rozciągnięto na kobiety17, tu również sprowadzając jej warunki do umiejętności pisania i czytania; rzecz jasna władza nadal nie zrezygnowała ze zwyczaju odwoływania wyroku z powodu brzemienności oskarżonej. Publikacja ogłoszona po egzekucji katolickiego księdza Thomasa Bullakera w 1642 roku zawiera informację o wyrokach, które wydano w sprawie powiązanych z nim osób. I  tak, spośród ośmiu wymienionych kobiet trzy (Mary Osland, Frances Pen i Sara Kerby) zostały objęte aktem łaski ze względu na ciążę, co stanowi 37,5% skazanych kobiet (lub 18,7%, jeśli wziąć pod uwagę wszystkie szesnaście osób)18.

Akt łaski nie był przy tym regułą, lecz przywilejem, niekiedy zresztą jedynie odsuwał wyrok w czasie. W wypadku mężobójczyni oskarżonej o zabójstwo – za poduszczeniem kochanka – londyńskiego złotnika Johna Brewena ciężarna decyzją sądu została odesłana na wieś, by tam urodzić, a następnie wraz z kochankiem Johnem Parkerem doczekać w więzieniu sądu i wyroku skazującego. Wyrok wykonano 28 czerwca 1592 roku, dwa i pół roku po dokonanym zabójstwie19.

Podobny przypadek można znaleźć w odautorskiej relacji Gilberta Dugdale’a z procesu zabójców Thomasa Caldwella z hrabstwa Chester, straconych 18 czerwca 1603 roku: „W nocy po egzekucji [Bounda] Elizabeth Caldwell urodziła chłopca, które to dziecko, tuszę, wciąż żyje z drugim chłopcem, urodzonym przez nią przed uwięzieniem […]. Nie mogę tego z całą pewnością zaświadczyć, ale jestem przekonany, że wydano nakaz i wysłano strażnika, by wykonać na niej wyrok około trzynastu dni po porodzie”20.

Do tego rozwiązania, czasami stosowanego jako wybieg, kobiety uciekały się przez cały omawiany okres. Niekiedy podstęp okazywał się nieskuteczny. W 1662 roku Joyce Ebbs, „przyprowadzona przed sąd, miała proces, przyznała się do okrutnego i krwawego morderstwa, które popełniła na swoim mężu, za co usłyszała wyrok zgodny z prawem, to jest przywiązanie do stosu i spalenie w tradycyjnym miejscu w Smithfield Rounds. Ale głosząc, że jest w ciąży, uzyskała odroczenie i została odesłana do Newgate, gdzie przebywała przez okres czterech miesięcy. […] wówczas urzędnik powiedział jej, że skorzystała już z wystarczająco długiego czasu łaski, powołując się na ciążę, a przecież okazało się inaczej, chociaż spędziła w areszcie dziesięć miesięcy; na co odrzekła, że w czasie uwięzienia poroniła”21.

Niecałe dwadzieścia lat później, w 1681 roku, niejaka Margaret Osgood, sądzona również za zamordowanie męża, w podobny sposób próbowała ocalić życie (lub przynajmniej odwlec egzekucję): „powiadano, że podczas pobytu w więzieniu podejmowała wszelkie próby, by zajść w ciążę i w ten sposób uniknąć egzekucji, ale nadzieja okazała się próżna, jako że sprawdzono, iż nie była brzemienna”22. Niekiedy jednak oskarżone odmawiały zgłoszenia, że są w ciąży, nawet jeśli mogło to zawiesić wykonanie wyroku albo go znieść. Agnes Samuel, oskarżona w 1589 roku wraz z rodzicami o uprawianie czarów, na sugestię współuwięzionej, by również zgłosiła brzemienność, odmówiła ze względu na swoje dobre imię23.

Kolejnym wybiegiem stosowanym w przypadku oskarżenia o czary była ucieczka przed sądem świeckim do kościelnego. Wprawdzie prawo kościelne uznawało czary za przestępstwo na długo, zanim uczyniło to państwo, wymierzało jednak lżejsze kary niż to ostatnie. Świecka penalizacja czarów zyskała wymiar prawny w 1542 roku; ten akt zniesiono pięć lat później, by w 1563 zastąpić go nowym, ujmującym takie przestępstwa, jak: przywoływanie złych duchów, czynienie czarów, rzucanie czarów na innych. Za szkodę wyrządzoną własności lub osobie za pierwszym razem karano rocznym więzieniem i czterokrotnym wystawieniem pod pręgierzem, za drugim zaś – śmiercią. Kara kościelna zdawała się więc znacznie łagodniejsza, najczęściej sprowadzając się do zmuszenia winowajcy, by przybył w niedzielę do kościoła parafialnego w białym całunie z białą rózgą w dłoni i tam publicznie prosił Boga i społeczność o wybaczenie24.

Najwyższą instancją władną cofnąć wyrok śmierci był monarcha. Jeśli zdecydował się na ułaskawienie skazanego, to niekiedy ogłaszano to już na miejscu straceń25. Nie trzeba dodawać, że wręczany w takiej chwili oficjalny akt łaski wpływał na dramaturgię zdarzeń i swoiście kształtował relację poddanego z władzą. Królewskimi aktami łaski obdarzono między innymi Thomasa Appletree w 1579 roku, Henry’ego Barrowa i Johna Greenwooda w 1593 roku, a później, w 1603, lorda Cobham, Thomasa Greya i Griffina Markhama.

Przypadek Barrowa i Greenwooda jest szczególny, gdyż źródłem informacji o niedoszłej egzekucji był jeden ze skazańców: „brata mojego Greenwooda i mnie – pisał Barrow, pozostawiając rzadki przykład odautorskiej relacji skazańca opisującego własną egzekucję – wczesnym rankiem przewieziono ukradkiem na miejsce straceń, gdzie, już przywiązanym za szyję do drzewa, pozwolono nam powiedzieć kilka słów […], a kiedy obaj niemal skończyliśmy mowy pożegnalne, ktoś oto w tym samym momencie pojawił się z aktem łaski od jej wysokości. Co nie tylko my przyjęliśmy w ogromną wdzięcznością, lecz także wszyscy ludzie wielce się radowali, czy to na miejscu straceń, czy na ulicach i po domach, kiedyśmy wracali”26. Fakt, że obaj mężczyźni i tak ostatecznie zostali powieszeni, stanowi swoistą glosę do koncepcji ciała jako pergaminu zezwalającego nie tyle na tortury fizyczne, ile na palimpsestowy zapis woli władcy. Cytowany akt łaski był zresztą już drugim z kolei; po raz pierwszy wyrok został odroczony 23 marca, po raz wtóry – 31 marca, by ostatecznie skazańcy zawisnęli na szubienicy 6 kwietnia 1593 roku27.

Przypadków kilkakrotnej zmiany decyzji monarchy, odraczania egzekucji lub przyznawania aktów łaski stopniowo, na różnym etapie przygotowań skazańców do śmierci, było zresztą więcej. Można się z nimi zetknąć przez cały omawiany okres; niemal sto lat późnej, w 1688 roku, kilku więźniów oskarżonych o kradzieże i zabójstwo podczas bójki zostało skazanych na śmierć, po czym niemal w ostatniej chwili niektórzy otrzymali akt łaski. Nie obejmował on jedynie trzech spośród sądzonych w tym samym czasie – Daniela Careya, Charlesa O’Bryana i Johna Prisleya – ze względu na powagę występku; jednak po przewiezieniu całej trójki na miejsce egzekucji w Tyburn okazało się, że tylko dwaj pierwsi zostaną straceni, Prisley zaś, skazany uprzednio na karę śmierci za zabójstwo podczas kłótni, otrzymał odroczenie i został zawrócony do więzienia w Newgate28. Siedem lat później doszło do analogicznej sytuacji. Spośród dwóch skazanych, Edmunda Allena i Richarda Butlera, tylko ten pierwszy został stracony, choć i on liczył na ułaskawienie, gdyż jeszcze w więzieniu uzyskał odroczenie wyroku o siedem dni, podczas gdy Butler, również pewien aktu łaski, faktycznie się go doczekał: „Co zaś do Richarda Butlera, który wraz z nim przebył drogę na śmierć, ten zdawał się w najmniejszym stopniu nie odczuwać żalu za grzechy, żywiąc, jak przypuszczam, nadzieję na odroczenie lub ułaskawienie: przeciwnie, przez całą drogę z Newgate do Knobbs’s Pound (w pobliżu którego otrzymał odroczenie) ukazywał radosną twarz, rozmawiając swobodnie ze wszystkimi widzami i często też obciążając osobę, która pod przysięgą zeznawała przeciwko niemu”29. Odroczenie trwało zresztą jedynie siedemnaście dni, po których więzień ponownie znalazł się w wozie, „zdając się zupełnie zdezorientowany, mówiąc ludziom, «że znowu tu przybył, by się pokazać, pragnąc ich towarzystwa etc.»”30.

O ile odroczenia wyroku zdarzały się dość często, o tyle ułaskawienia należały do rzadkości; zazwyczaj egzekucję wykonywano, przy czym okoliczności kary śmierci zależały od pochodzenia społecznego skazańca oraz od przestępstwa będącego podstawą wyroku. Zasadniczo śmierć na szafocie przypadała osobom wysoko urodzonym, szubienica była przeznaczona dla ludzi z warstw niższych, stos dla czarownic, co jednak nie było regułą: przywoływana wcześniej Brewen, mężobójczyni, spłonęła na stosie w 1592 roku, podczas gdy Ann Foster, skazana w 1674 roku w Northampton za czary, miała usilnie prosić o spalenie, jednak sąd uznał powieszenie za najwłaściwszy rodzaj śmierci31. Z kolei ballada z 1678 roku przywoływała przypadek dwóch kobiet skazanych na stos za fałszowanie monet: Egzekucja fałszerek monet albo Zdrada sprawiedliwie nagrodzona, ukazana na strasznym przykładzie dwóch kobiet, notorycznych oszustek, sądzonych w Old Bailey 13 tegoż miesiąca kwietnia 1678 roku za przycinanie i uszkadzanie monet Jego Wysokości, gdzie zostały uznane za winne zdrady stanu i otrzymały wyrok nakazujący zawlec je na wozie na miejsce egzekucji, tam zaś spalić ich ciała. Jedną z nich zgodnie z wyrokiem stracono już 17 dnia tego samego miesiąca; jako ostrzeżenie dla wszystkich innych, by unikali podobnej straszliwej kary32. Półtora roku później, 24 października 1679 roku, podobna kara spotkała Christiana Woodwarda, spalonego na stosie w Smithfield za obrzynanie monet33. Odrębną procedurę stosowano wobec oskarżonych, którzy uporczywie milczeli przed sądem, odmawiając czy to przyznania się do winy, czy ogłoszenia własnej niewinności. Tych skazywano na śmierć przez miażdżenie, układając na ich ciałach kilkusetkilogramowe ciężary, prowadzące do zmiażdżenia płuc. Tak bolesny i długotrwały rodzaj śmierci, peine forte et dure, wybierali skazańcy pragnący uchronić rodziny przed utratą majątku po procesie34.

Niebagatelne znaczenie miał czas egzekucji oraz jej przebieg. Nawet pojedynczo wykonywane wyroki nie odbywały się pośpiesznie – ostatnia droga, dosłownie, była elementem widowiska, podobnie jak spowiedź i samo odebranie życia – jednak zdarzające się egzekucje zbiorowe potrafiły ciągnąć się i przez pół dnia. England’s Black Tribunall35 stosunkowo precyzyjnie kształtuje czasoprzestrzeń wyroku wykonanego na trzech skazańcach. Chodziło o księcia Jamesa Hamiltona, Henry’ego Richa, hrabiego Hollanda i lorda Arthura Capela36. Ich publiczna śmierć zresztą była szczególnym zdarzeniem, nawet w kontekście wojny domowej. Egzekucja odbyła się półtora miesiąca po straceniu Karola Stuarta, skazani – arystokraci ze starych rodów – związani byli i z dworem królewskim, i z Parlamentem, a ich losy znamionowały los wielu arystokratów niemal wbrew woli uwikłanych w historię.

Dwaj z nich byli prawie rówieśnikami; urodzony w 1604 roku lord Capel w chwili śmierci miał 45 lat, książę Hamilton, urodzony dwa lata później, umierał w wieku 43 lat. Jedynie hrabia Holland był znacznie starszy, urodzony w 1590 roku, umierając dobiegał sześćdziesiątki. Capel, wykształcony w Cambridge, odziedziczywszy w 1632 roku majątek, stał się jednym z najbogatszych ludzi w kraju. Paradoksem historii jest to, że przez całą dekadę poprzedzającą okres wojny domowej trzymał się z daleka od dworu, po części zapewne ze względu na roczne dochody oscylujące wokół 7000 funtów, co zwalniało go z potrzeby poszukiwania dochodowych apanaży, po części jednak z powodu niechęci do rządów bezpośrednich Karola Stuarta. Dopiero Długi Parlament wciągnął go w wir wydarzeń, które w końcu miały go zaprowadzić na szafot przy Nowym Pałacu Westminsterskim. Wtedy bowiem najpierw opowiedział się za wyrokiem śmierci dla hrabiego Straffordu, by niewiele później, zniesmaczony atakami na króla, jak również próbami szkockich prezbiterian, aby uzyskać kontrolę nad Kościołem anglikańskim, opowiedzieć się ostatecznie po stronie Karola Stuarta. Ten zaś najpierw obdarzył go tytułem lordowskim, później zaś – głównie zapewne z uwagi na zasoby finansowe – powierzył mu dowództwo sił wojskowych w Cheshire i Shropshire, które Capel nader szybko stracił na rzecz wojsk parlamentarnych, podobnie jak znaczną część własnego majątku, najpierw wyposażając wojska królewskie, potem – gdy uchwałą Parlamentu jego dobra przekazano lordowi Essex. Capel towarzyszył księciu Walii na wygnaniu na Kontynencie, by po powrocie starać się bezskutecznie o odzyskanie dóbr i uczestniczyć w kolejnych walkach. Poddany procedurze impeachmentu, został osadzony w Tower, by stamtąd brawurowo uciec za pomocą liny przemyconej mu do więzienia przez przyjaciół, a po niedługim czasie z powrotem znaleźć się w celi. 8 marca 1649 roku w Parlamencie odbyło się głosowanie, które przesądziło o jego śmierci, następnego dnia został ścięty i 20 marca pochowany w kościele w Hadham Parva. Majątek skonfiskowany na rzecz Essexa odzyskał dopiero jego syn w 1661 roku, wraz z tytułem hrabiego Essex, nadanym mu przez Karola II w uznaniu zasług jego ojca dla swego ojca37.

Nieco inaczej potoczyły się losy Jamesa Hamiltona, którego dzieciństwo wprawdzie przebiegło w Szkocji, lecz który już jako czternastolatek na wezwanie ojca przybył w 1620 roku do Londynu i związał z dworem Stuartów. W odróżnieniu od Capela edukację uniwersytecką zakończył po pół roku (przez całe życie jego znakiem rozpoznawczym miała być fatalna ortografia i kaligrafia). W 1622 roku doszło do jego wymuszonego małżeństwa z Mary, córką Williama, wicehrabiego Fieldinga, związanego z rodziną Buckinghama, królewskiego faworyta. Hamilton wprawdzie do końca życia nie akceptował tego mezaliansu, jednak ślub zapewne utorował mu drogę do awansu i bliskich relacji z monarchą. Został mianowany szambelanem księcia, odbywał podróże dyplomatyczne, a w latach trzydziestych brał udział w wojnie trzydziestoletniej w Niemczech i został doradcą Karola Stuarta w kwestii Szkocji, choć jego wpływ ograniczał się wyłącznie do spraw świeckich. Ostatnia dekada życia to z jednej strony liczne tytuły nadawane mu przez króla, z drugiej – porażki dyplomatyczne i wojskowe. Ostatnia porażka w czasie bitwy pod Preston doprowadziła go do więzienia jako jeńca i w końcu do procesu38: „Sąd zebrał się we wtorek, 6 marca; książę został sprowadzony przed oblicza sędziów przyodzianych w purpurę. Ci odrzucili jego prośbę o uniewinnienie i uznali go winnym każdego zarzutu, pod którym został zatrzymany”39.

Ilustracja I. Portret Karola Stuarta na frontyspisie Czarnego Trybunału (1660)

Henry Rich, najstarszy ze skazańców ściętych 9 marca na dziedzińcu Pałacu Westminsterskiego, również należał do klienteli księcia Buckinghama; zarówno pochodzenie (był synem trzeciego barona Rich i lady Penelope Rich, córki pierwszego hrabiego Essex), wykształcenie w Cambridge, jak i warunki zewnętrzne stworzyły mu szansę kariery na dworze, którą potrafił wykorzystać jako dyplomata, a po śmierci Buckinghama w 1628 roku jako kandydat na jego miejsce w strukturze władzy. W czasie sporu króla z Parlamentem opowiadał się przeciw rozwiązaniu Krótkiego Parlamentu, pośredniczył między obiema stronami. Nie towarzyszył jednak królowi w ucieczce z Londynu w 1642 roku i w kolejnych latach manewrował między obiema stronami, czy to uczestnicząc w przedsięwzięciach Parlamentu, czy to walcząc po stronie króla, jak choćby w czasie bitwy pod Newbury w 1643 roku, nie odzyskał jednak ani łask monarchy, zawiedzionego chwiejnością Richa, ani zaufania Parlamentu. Próbował doprowadzić do porozumienia między szkockimi prezbiterianami i królem, a w 1647 roku, otrzymawszy zadanie zgromadzenia wojsk, zebrał ledwo 600 ludzi dla wsparcia Karola Stuarta. W lipcu 1648 roku został pojmany, w lutym kolejnego roku stanął przed sądem, któremu przewodniczył John Bradshaw, odpowiedzialny za wyrok śmierci na króla wydany ledwo miesiąc wcześniej. Głosowanie w Parlamencie nad wnioskiem o uniewinnienie przegrał jednym głosem i 9 marca został ścięty, a następnego dnia pochowany w Kensington40.

Nie byli to więc ani przeciętni poddani, ani pospolici przestępcy; w odróżnieniu od Mervyna, lorda Audleya, skazanego w 1632 roku przez Izbę Lordów na śmierć za przestępstwa na tle obyczajowym, trzej skazani tego dnia lordowie zginęli z powodów politycznych. Jak wspomniano, egzekucja odbywała się ledwo pięć tygodni po śmierci Karola Stuarta, kiedy emocje związane z wojną domową wciąż znajdowały się w apogeum. Nie było potrzeby, by podjąć tak daleko posunięte kroki ostrożności, jak w wypadku przygotowań do publicznej śmierci monarchy, jednak i tu dopełniono wszelkich obowiązków, by nie dopuścić do zakłócenia przebiegu egzekucji: „Około dziewiątej urzędnicy zjawili się u więźniów, by przygotowali się do drogi; stamtąd zostali zabrani w lektykach,  p o d   ś c i s ł ą   s t r a ż ą  [podkr. moje – O.K.], do domu sir Roberta Cottona”41.

Egzekucje trwały od godziny 10 rano do wczesnych godzin popołudniowych. O 10 skazańcy opuścili więzienie w St. James’s, w południe odmówili modlitwę, po której jako pierwszy na szafot udał się Hamilton. Już na miejscu wdał się w rozmowę z doktorem Sebaldem na temat oczekiwanej obecności lorda Denhigh; wysłano służącego, by uzyskać stosowne informacje, co zajęło kilka minut, po czym Hamilton wygłosił swoją mowę, pomodlił się wspólnie z doktorem Sebaldem, potem przygotował nakrycie głowy, pożegnał się z kapłanem, wymienił z katem uwagi na temat pożądanej pozycji na szafocie oraz znaku, że jest gotowy przyjąć cios. Po pierwszej egzekucji strażnicy szeryfa  „n i e z w ł o c z n i e  udali się po Hollanda, którego spotkali w połowie drogi między szafotem a Westminster Hall”42. Tam więźnia przejął syn zastępcy szeryfa. Po egzekucji Hollanda przyszedł czas na Capela. Okazało się, że ten odprawił kapelana, potem prosił zapłakanych służących o opanowanie, a w końcu zadbał o sposób wygłaszania mowy pożegnalnej – słusznie traktując ją jako wypowiedź publiczną, spytał porucznika Beechera, „czy panowie lordowie przemawiali w kapeluszach”43. Z powyższego opisu wynika, że egzekucja Capela musiała odbyć się między godziną 14 a 1544.

Te i inne egzekucje, wykonywane w przestrzeni publicznej i przestrzeń tę organizujące, wędrowały po Londynie i prowincji, współtworząc – celowo lub przy okazji, zgodnie z zamierzeniami władzy lub im na przekór – złożoną semantykę przestrzeni. W Londynie i okolicach egzekucje nie ograniczały się do Tower Hill. Często odbywały się w Tyburn (na zachód od ówczesnego Londynu)45, gdzie stała szubienica dla przestępców z niższych sfer, znacznie później określona mianem „drzewa w Tyburn”; West Smithfield w północno-zachodniej części Londynu wyznaczono na miejsce straceń dla heretyków, czarownic, służących, którzy zamordowali swoich chlebodawców, oraz mężobójczyń; Wapping przeznaczono dla piratów i grabieżców morskich46. Niekiedy wybierano również okolice Lincoln’s Inn, dziedziniec kościoła pod wezwaniem Świętego Pawła oraz szpitala Świętego Tomasza, dziedziniec przy Starym (tu zginął Raleigh) i Nowym Pałacu Westminster (tu stracono księcia Hamiltona). Kolejną lokalizacją szubienicy była ulica Charing Cross; mimo że zapisała się w pamięci przede wszystkim jako miejsce egzekucji królobójców, już wcześniej służyła za plac straceń, między innymi w 1612 roku powieszono tam kieszonkowca Johna Selmana. Z kolei Karol Stuart został ścięty na specjalnie przygotowanym szafocie przy Banqueting House, a Richard Challoner na Cornhill w pobliżu Giełdy Królewskiej. W całym omawianym okresie zdarzały się egzekucje wykonywane w pobliżu miejsca zbrodni. Czy to ze względów umoralniających, czy symbolicznych pułkownik Turner, który napadł Francisa Tryona, zamieszkałego przy Limestreet, w dniu śmierci powrócił na miejsce przestępstwa: „21 stycznia rzeczony pułkownik James Turner został sprowadzony na wozie z Newgate do Limestreet od strony ulicy Leadenhall, gdzie został powieszony na wzniesionej w tym celu szubienicy”47. Thomas Reynolds, który w styczniu 1672 [1673] roku zamordował Alice Stephens i jej córkę Marthę w Maldon, został skazany na powieszenie w pobliżu miejsca zbrodni: „We wtorek 11 marca odbył się proces, przyznał się do winy i w czwartek usłyszał wyrok; miał zostać powieszony w łańcuchach w Maldon, w pobliżu miejsca zbrodni. Zgodnie z tym w czwartek 20 marca został stracony”48. Niekiedy sam oskarżony prosił o wykonanie wyroku blisko miejsca zbrodni. Marketman, skazany na powieszenie za zadźganie własnej żony, będącej w wysokiej ciąży, „został skazany na powieszenie na tradycyjnym miejscu egzekucji [w Chelmsford]; ale w ostatniej prośbie na kolanach błagał sędziów, by zawieziono go do miasta, w którym popełnił ten wstrętny czyn, i by tam został stracony, na co wydano zgodę”49.

Tak stos, jak szubienicę czy szafot lokalizowano w miejscach publicznych. Owszem, zdarzały się egzekucje przeprowadzane w miejscu niedostępnym dla ogółu, lecz stanowiły one niewielki odsetek wszystkich zdarzeń. Z oczywistych powodów do najbardziej zamkniętych egzekucji zaliczyć można śmierć Marii Stuart, straconej w zamku Fotheringhay w 1587 roku. Za murami Tower, na dziedzińcu w pobliżu kaplicy, stracono siedem osób, między innymi Anne Boleyn (1536), hrabinę Salisbury (1541), Catherine Howard (1542), lady Jane Grey (1554) czy lorda Essexa (1601). Ale już popularny Walter Raleigh zginął na dziedzińcu przy Starym Pałacu Westminster. Decyzja o wykluczeniu szerszego audytorium wynikała z pozycji skazańca, obaw władzy przed rozruchami, które egzekucja mogłaby sprowokować, zwłaszcza gdy wiązała się z dekapitacją krewnych monarchy. Oszczędzała również samych skazanych, uwalniając ich od obecności tłumu.

Od gapiów do czytelników – narodziny relacji z egzekucji

Jakkolwiek bywały egzekucje, którym nie towarzyszył tłum gapiów, to zasadniczo istotą tego zdarzenia był jego publiczny charakter. Obecność licznych świadków towarzyszących skazańcowi w czasie drogi na miejsce straceń i podczas samej egzekucji była warunkiem koniecznym zdarzenia. W Anglii doby Tudorów i Stuartów publiczne egzekucje były niezwykle popularne. Skazaniec nie musiał należeć do arystokracji ani być wysokiego rodu, by wzbudzić zainteresowanie gapiów; egzekucja pospolitych przestępców również potrafiła wywołać poruszenie. Na przykład w wypadku zabójców Saundersa w Smithfield trzeba było wzdłuż ostatniej drogi skazańców burzyć ściany i wybijać okna: „Gawiedź zebrała się tak liczna, że za ludzkiej pamięci nie widziano więcej. Całe pole niemal i cała droga z Newgate były wypełnione ludźmi stojącymi jeden obok drugiego, a poza tym całe tłumy stały w domach w pobliżu (których okna i ściany w wielu miejscach wybito, by umożliwić widok), jako też na krenelażach i wieży Świętego Bartłomieja”50. Śmierć jezuity Edmunda Campiona w 1581 roku miały obserwować „wielkie tłumy gawiedzi, niedające się policzyć”51. Dane o „nieprzebranych tłumach” – takie jak te właśnie – należy jednak traktować z dystansem, jako metaforę obecności licznych świadków. O schematyczności opisu świadczy choćby komplementarność zapisów z 1651 roku dotyczących jednego zdarzenia – egzekucji Jamesa Stanleya, hrabiego Derby: w zależności od narratora albo „nie było więcej niż stu gapiów”52, albo też „zebrały się setki ludzi”53. Bez względu na dokładną liczbę widzów, sama ich obecność określała publiczny charakter egzekucji. Z jednej strony taki charakter zdarzenia wymagał obecności świadków, z drugiej – wyraźnie istniało zapotrzebowanie na podobne widowiska.

Nie dziwi zatem, że autorzy oraz drukarze i księgarze wychodzili naprzeciw zainteresowaniu odbiorców, publikując relacje z egzekucji, które wpisywały się w szerszy nurt tekstów osnutych wokół tematu śmierci. Tanie wydania „narracji z egzekucji”, owe pojawiające się na rynku „prawdziwe historie”, „prawdziwe relacje”, zwane również „mowami pożegnalnymi skazańców”, okazały się niezwykle poczytne, dowodząc zapotrzebowania odbiorców na nową odmianę piśmiennictwa, z czym szła w parze gotowość aparatu władzy, a z czasem również innych uczestników życia publicznego, do wykorzystania tego nowego medium.

Przyczyny powodzenia relacji z egzekucji były wielorakie: materiały dotyczące śmierci Johna Dudleya, lorda Northumberlandii (1553) czy sir Waltera Raleigha (1618) mogły budzić zainteresowanie odbiorców ze względu na pozycję społeczną skazanych, ale już decyzja, by opublikować relację z niedoszłej egzekucji planowanej na prowincji, musiała być podyktowana czymś innym. Na przykład wydanie w grudniu 1603 roku opisu odwołanej w ostatniej chwili egzekucji Henry’ego Brooke’a, lorda Cobham, Thomasa lorda Greya i sir Griffina Markhama, ułaskawionych przez Jakuba I , da się wytłumaczyć potrzebą budowania wizerunku przybyłego ze Szkocji monarchy, który ledwo pół roku wcześniej objął tron angielski54. Nie bez znaczenia było więc to, że akt łaski został wysłany z Londynu do Winchester, rolę posłańca odgrywał nieznany nikomu Szkot, John Gibb. Koordynaty opisywanego (uprzednio wyreżyserowanego) zdarzenia: oddalenie miejsca straceń od stolicy, pochodzenie wysłańca monarchy, miały dodatkowo wzmagać napięcie – jak zwykle, odwołanie egzekucji nastąpiło „w ostatniej chwili”, ale tu wraz z innymi odniesieniami czasoprzestrzennymi w istocie budowało mapę władztwa i miłosierdzia nowego króla. Jednak innych podobnych publikacji nie da się wytłumaczyć względami politycznymi; w ich wypadku nic nie wskazuje na istnienie innego niż ekonomiczny powodu druku, bez względu na to, czy mamy do czynienia z opowieścią o śmierci niejakiego Arnolda Cosby’ego, „straconego w Wanswoorth” (1591), czy „zdrajców skazanych w Worcester” (1606), czy też straconych za rozboje Roberta Throgmortona, Williama Portera i Johna Bishopa w St. Thomas-a-Watring (1608), wreszcie – z ledwo rok późniejszą relacją z egzekucji George’a Sprota w Edynburgu.

A przecież pojawiały się też tłumaczenia głośnych relacji z kontynentu – choćby osnutych wokół egzekucji królobójcy François Ravaillaca (Straszliwa a zasłużona śmierć François Ravaillaca ukazująca jego męki podczas egzekucji w miniony piątek 25 maja za zamordowanie króla Francji Henryka IV…)55, marszałka Charles’a de Gontaut-Birona z 1602 roku (Prawdziwe i doskonałe omówienie praktyk i zdrad marszałka Birona: wraz ze szczegółami dotyczącymi jego pojmania i egzekucji. Wiernie przełożone z francuskiego)56 czy niejakiego Stubbego, osobnika wprawdzie pomniejszego kalibru, za to oskarżonego w 1590 roku o czary i wilkołactwo (Prawdziwa opowieść, przedstawiająca godne potępienia życie i śmierć niejakiego Petera Stubbego, straszliwego czarownika, który na podobieństwo wilka popełnił wiele morderstw, uprawiając te diabelskie praktyki przez dwadzieścia pięć lat, zabijając i pożerając mężczyzn, kobiety i dzieci. Z tego właśnie powodu został pojmany i stracony minionego 31 października w mieście)57. Z kolei w 1619 roku ukazał się opis pojmania i oskarżenia holenderskiego polityka Johana van Oldenbarnevelta wraz z informacją o wykonanej w maju egzekucji: Pojmanie Johana van Oldenbarnevelta, obrońcy Holandii i Zachodniej Fryzji. Wraz ze stawianymi mu zarzutami i przyczynami jego egzekucji, wykonanej 13 maja 1619 roku58. Znacznie później, w 1672 roku, opublikowano przekład relacji z buntu Kozaków na Ukrainie w 1670 roku przeciw carskiemu samodzierżawiu i egzekucji przywódcy buntu Stieńki Razina, podkreślający zresztą odmienność tamtejszych obyczajów zarówno w czasie przesłuchania – golenie tonsury i polewanie głowy lodowatą wodą – jak i podczas egzekucji, kiedy odczytywano wyrok skazańcowi: Opis buntu wznieconego niedawno w Rosji przez Stieńkę Razina; jego początek, przebieg i koniec: wraz z opisem sposobu pojmania buntownika, wyroku śmierci i egzekucji59. Zainteresowanie obcokrajowcami pomogło wydać dekadę później relację z egzekucji wykonanej wprawdzie na miejscu (Pall Mall), ale na obcokrajowcach, między innymi na Polaku, niejakim Jerzym Boryskim: Prawdziwy opis mów pożegnalnych, spowiedzi i egzekucji Christophera Vratza, Jerzego Boryskiego i Johana Sterna, sądzonych i uznanych winnymi barbarzyńskiego morderstwa Thomasa Thinna, 12 lutego, i straconych w Pall Mall, w pobliżu miejsca zbrodni60. Relacja podkreślała znaczącą obecność obcokrajowców w składzie ławy przysięgłych, co miało zapewnić lepsze zrozumienie oskarżonych. Jerzy Boryski (albo Boroski) został zamieszany w morderstwo Thomasa Thynne’a za sprawą kapitana Vratza, u którego służył. Vratz z kolei, niemiecki najemnik z Pomorza, służył i u Karla Johanna hrabiego Königsmarcka i u jego wuja, Ottona Wilhelma. Młodszy Königsmarck, którego starania o rękę Elizabeth Percy, lady Ogley, spaliły na panewce przez Thynne’a, postanowił się zemścić na rywalu, nasyłając na niego najemnika. Ten, wraz z dwoma towarzyszami – Polakiem Boryskim i Szwedem Johanem Sternem – 12 lutego 1681/2 roku napadł na powóz Thynne’a przejeżdżający w pobliżu Charing Cross. W wyniku wielokrotnego postrzału Thynne – parlamentarzysta z ramienia wigów – zmarł dziesięć godzin później w wyniku odniesionych ran postrzałowych.

Ilustracja II. Egzekucja Stieńki Razina; ilustracja zamieszczona w Opisie buntu wznieconego niedawno w Rosji przez Stieńkę Razina (1762)

Cała sprawa zyskała międzynarodowy wymiar nie tyle ze względu na pochodzenie napastników, ile ich mocodawcy: wuj Karla-Johanna, generalny gubernator Pomorza Szwedzkiego w latach 1677–1685, starał się wówczas o rękę ciotki króla Szwecji, toteż stronie angielskiej odpowiadało przypisanie bratankowi pomniejszej roli. Ława przysięgłych, na prośbę oskarżonych złożona z sześciu Anglików i sześciu obcokrajowców, faktycznie skazała trzech wykonawców na karę śmierci przez powieszenie, a Königsmarcka uniewinniła61.

To tylko kolejny przykład z obfitego zbioru relacji z egzekucji wydanych w Anglii XVI i XVII wieku, najwyraźniej w odpowiedzi na wzrost potrzeb czytelniczych, w tym – zapotrzebowania na materiały o charakterze publicystycznym62. Nie należy jednak zapominać o ówczesnej dynamice rozwoju piśmiennictwa drukowanego, z którą analizowane zjawisko niewątpliwie jest powiązane. Tak jak dopiero w ostatnim dwudziestoleciu XVI wieku można mówić o popularyzacji drukowanych książek i broszur, tak i wzrost liczby publikacji dotyczących tragicznych, kryminalnych zdarzeń, zwieńczonych śmiercią sprawców, daje się zaobserwować dopiero w tym okresie: do 1580 roku publikacje opatrzone na stronie tytułowej informacją o egzekucji pojawiały się sporadycznie. Ale chociaż początki były więcej niż skromne, zbiór wydanych drukiem w latach 1553–1700 tekstów w tytule bezpośrednio odwołujących się do egzekucji, śmierci na szafocie lub szubienicy czy do ostatniego słowa skazańca liczy kilkaset pozycji.

Zdarzenia te – egzekucje, publikacja i dystrybucja poświęconych im „raportów”, ich czytanie w końcu – nie przebiegały w społecznej próżni. Omawiane teksty powstawały często w burzliwym czasie – zdarzenia polityczne i społeczne wpływały na kondycję tkanki społecznej. Napięcia między różnymi ośrodkami władzy, między kulturą a władzą, władzą a jednostką mogły znaleźć odzwierciedlenie w napięciach wewnątrztekstowych, wymuszając poszukiwanie nowych form wyrazu. Zważywszy, iż piśmiennictwo dotyczące teorii literatury tego okresu wykazuje niepewność co do granic – oraz istoty – gatunków i rodzajów literackich, można przypuszczać, że zmiany zachodzące w świecie mogły wywołać ewolucję sposobów pisania. Jak to często bywa w czasie kryzysu, zastane formy narracyjne ujawniają niedostatek instrumentów, stąd konieczność wypracowania nowych środków komunikacji, innego, przystającego do nowych wyzwań i problemów dyskursu. Dotychczasowa „mowa ściętych głów” na Moście Londyńskim63, druki ulotne, echa sporów i zachowań kulturowych w dramatach, drzeworyty, spektakle publiczne, procesje skazańców zostały uzupełnione o tę odmianę piśmiennictwa.

Na kształt tworzących ją tekstów wpływało wiele czynników: pochodzenie społeczne skazańca, czas egzekucji i wydania poświęconej jej relacji, źródło i powody publikacji, płeć oskarżonego, rodzaj przestępstwa, za które został skazany na śmierć, instancje – i ich liczba – pośredniczące w zapisie. Analiza diachroniczna zachowanych relacji pozwala zestawić całe spektrum wypowiedzi pożegnalnych skazańców, które różnią się pod względem stopnia wierności wobec wzorca, poziomu nasycenia retorycznością, elokwencji, co każe w nich dostrzec ślad procesu formowania się jednostkowego „ja” postaci wchodzącej w świadomą interakcję z pozostałymi uczestnikami dyskursu. Istotne przy tym jest rozróżnienie implikowanych w narracjach sytuacji komunikacyjnych: czy to jako konstrukcji, w których relacja z egzekucji jest nade wszystko komunikatem władzy, a skazaniec – zgodnie z założeniami poczynionymi przez Michela Foucaulta – przekaźnikiem tego komunikatu, czy też konstrukcji w różnym stopniu odbiegających od tego modelu. W tym drugim wypadku dochodziło do wprowadzania dodatkowych instancji nadawczych i odbiorczych oraz do publikacji dostępnych dokumentów epoki, poddanych zróżnicowanej obróbce edytorskiej, do zmiany komunikatu, zwiększenia dynamiki i złożoności dyskursu, do budowy odmiennych relacji czasoprzestrzennych i wprowadzenia różnych technik fabularnych.

Innym czynnikiem odpowiedzialnym za sposób modelowania wypowiedzi skazańca był czas historyczny zdarzenia. We wcześnie skonwencjonalizowanej spowiedzi mieściły się relacje z egzekucji Cromwella (1540) i Northumberlanda (1553). Mowy te odzwierciedlały, lub wręcz współtworzyły, model wypowiedzi podtrzymującej istniejący porządek społeczny i religijny, narzucając skazańcowi rolę czynnika pierwotnie zakłócającego ów porządek po to, by własną śmiercią móc go albo przywrócić, albo potwierdzić. Wypracowany paradygmat utrzymywał się stosunkowo długo, pojawiając się również w relacjach z drugiej połowy XVII wieku, podlegał jednak modulacji. O ile spowiedzi Northumberlanda, a pół wieku później Essexa współtworzyły jeden wzorzec, współgrający z regułami „dobrej śmierci” chrześcijanina, o tyle w przypadku Raleigha można już mówić o dialogiczności wypowiedzi skazańca. Wydaje się jednak, że należy też pamiętać o trzech dekadach, które minęły między egzekucją Raleigha (1618) a publikacją mowy (1648). Lata czterdzieste XVII wieku przyniosły bowiem nowy model: wypowiedzi jednostkowej i silnie zindywidualizowanej, kontynuowany także w późniejszym okresie. W czasie Restauracji mamy zatem do czynienia z jednej strony z próbą rekonstrukcji mowy pożegnalnej jako relacji o „dobrej śmierci” – za egzemplifikację takiego pożegnania niech posłuży relacja z egzekucji Eusebiusa Andrewsa z 1650 roku64; z drugiej strony mowa sir Henry’ego Hyde’a z 1650 roku65 czy opisy z egzekucji Nathaniela Butlera z 165766 i doktora Johna Hewita z 165867 stanowią świadectwo zmian zachodzących w procesie konstruowania narracji i wypowiedzi skazańca. Końcówka XVII wieku jest okresem dojrzałości gatunku, nade wszystko zaś dojrzałości skazańców jako autorów świadomych własnej podmiotowości oraz dualności adresata i adekwatnie kształtujących wypowiedź i kanały przekazu własnego „ostatniego słowa”.

Fakt, że materiały o tej tematyce pojawiały się tak często, dowodzi nośności omawianego tematu, ze względu na swoją ostateczność i nieodwracalność budzącego niesłabnące zainteresowanie wszystkich stron życia publicznego – i władzy, i potencjalnych czytelników. W tym miejscu uderza jednak inna zbieżność. Przywoływany tu zbiór „narracji prawdziwych”, nie pretendując do miana literatury, z literackich osiągnięć korzystał. Operował dostępnymi kategoriami, uczestniczył w procesie fabularyzacji, odpowiadając na oczekiwania czytelnicze, a jednocześnie oczekiwania te budząc i rozwijając. Ponadto znaczącemu rozwojowi podlega w nich stopień aktywności i samodzielności postaci, zwłaszcza skazańca, dzięki zmianom zachodzącym w relacjach między poszczególnymi uczestnikami zdarzenia, rosnącej wadze mowy pożegnalnej i konsekwentnym próbom zapisu zmieniającego się sposobu percepcji czasu przez współczesnych. Wydanie setek publikacji osnutych najdosłowniej wokół tematu śmierci zaspokajało pierwotne zapotrzebowanie czytelników na fikcje czy narracje końca, realizowane zarówno w postaci mikro-, jak i makrostruktur. O ile makrostruktury obejmowały całe spektrum publikacji, od druków ulotnych po obszerne traktaty, o tyle mikronarracje tworzyły ich strony tytułowe, leżące na przecięciu odbioru indywidualnego – jako zapowiedź jednostkowej lektury anonsowanej publikacji, i publicznego – gdyż pełniły one funkcję obwieszczeń, druków reklamowych, dających się czytać w izolacji od reklamowanych przez nie tekstów właściwych.