Strona główna » Religia i duchowość » Radość i uśmiech

Radość i uśmiech

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7595-779-2

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Radość i uśmiech

„Nie czekać na szczęście wieczne, ale być szczęśliwym każdego dnia w ziemskim świecie” - Jan XXIII

„Człowiek jest istotą stworzoną do radości, nie do smutku” - Jan Paweł  II

Autorka prezentując sylwetki Papieży, wskazuje na potrzebę przekazywania radości i humoru w głoszeniu Słowa Bożego.
„Chrześcijanin XXI wieku nie powinien bać się śmiechu i uśmiechu. Przeciwnie, powinien o nim światu dawać świadectwo, zachowując w głębi serca radość i dobry humor, zwłaszcza w lęku i rozpaczy” (B. Boisson „Uśmiech Pana Boga”).

Oba pontyfikaty – choć jeden z nich krótki, a drugi rekordowo długi – oceniane są jako rewolucyjne w historii Kościoła. Pokazują, że dokonywanie wielkich dzieł nie musi odbywać się w atmosferze trwogi i nabożnego skupienia. Być może Janowi XXIII   i Janowi Pawłowi II udało się dokonać tak wielu zmian ze względu na dystans, jaki mieli do siebie samych, do swojego urzędu, do ludzi, a nawet do spraw Kościoła.

Jan XXIII i Jan Paweł II to uśmiechnięci papieże pełni poczucia humoru i dystansu zarówno do siebie, jak i do innych ludzi, oraz do  rozmaitych spraw towarzyszących ich posłudze. W pamięci wielu osób zapisali się jako ludzie o ogromnej dawce wesołości i optymizmu, które na dodatek udzielały się innym.

Polecane książki

Poradnik do jednego z najbardziej zaawansowanych symulatorów pola walki rozgrywających się w realiach II wojny światowej, którego zadaniem jest pomoc w przełamaniu „pierwszych lodów” w spotkaniu z grą CMBB, w szczególności w grach w trybie multiplayer. Combat Mission 2: Barbarossa to Berlin - poradn...
Encyklika o modernizmie ma znaczenie niesłychane. Śmiałe, z zuchwałością niemal wypowiadane zapatrywania modernistów wprowadzały pewne zamieszanie w pojęcia prawowiernych teologów katolickich. W Niemczech katolickich nie głoszono jeszcze otwarcie błędów modernistycznych, ale przygotowywano grunt pod...
Zmiany w układzie oddechowym pacjentów chorych na astmę powodują zaburzenia w postawie ciała, co dodatkowo pogarsza stan oddechowy tych pacjentów. Z e-booka dowiesz się, jak odbudowa posturalna może poprawić zdrowie i jakość życia Twoich pacjentów chorych na astmę....
Wszystkim zależy na zdrowiu – wszyscy pragniemy, by nasze organizmy działały jak należy. Gdy jesteśmy chorzy, chwytamy się wszelkich sposobów, aby odzyskać zdrowie. Jednak ze względu na wyraźny podział medycyny na dwa obozy – konwencjonalny i alternatywny – coraz trudniej wybrać odpowiednią metodę l...
W podręczniku ,,Podstawy filozofii" zostały przedstawione poglądy filozofów na naturę: bytu, poznania, wartości w aspekcie zmagań myśli klasycznej z presją systemów nieklasycznych. ...
Czy słyszałeś kiedyś ludzi rozmawiających o uczeniu maszynowym lub widziałeś reklamę kolejnego inteligentnego urządzenia (np. iPhone X, Huawei P20, Mate 10, LG ThinQ, LG V30, telewizory LG), ale masz tylko blade pojęcie o znaczeniu tego terminu i zastanawiasz się, jak coś, co wymagało dopiero superk...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Marta Wielek

Strona redakcyjna

Redakcja:

Aneta Tkaczyk

Korekta:

Barbara Turnau

© Copyright by Wydawnictwo M, Kraków 2014

ISBN 978-83-7595-749-5

Wydawnictwo M

31-002 Kraków, ul. Kanonicza 11

tel. 12-431-25-50, fax 12-431-25-75

e-mail:wydawnictwom@wydawnictwom.pl

www.wydawnictwom.pl

Publikację elektroniczną przygotował:

Boski humor

„Pewien myśliwy, polujący na pustyni na dzikie
zwierzęta, zobaczył, jak abba Antoni żartuje z braćmi, i bardzo się
zgorszył. Starzec więc, pragnąc go przekonać, że z braćmi trzeba
postępować łagodnie, powiedział mu: »Załóż strzałę i napnij łuk« — a on
tak zrobił. Starzec rzekł: »Napnij mocniej« — i on usłuchał. Starzec
powtórzył: »Mocniej!«. Myśliwy na to: »Jeśli napnę nad miarę, to mi łuk
pęknie«. I rzekł mu starzec: »Tak jest i z pracą wewnętrzną. Jeśli ją
ponad miarę napniemy, bracia się szybko załamią. Trzeba więc z nimi
postępować łagodnie«. Myśliwy, gdy to usłyszał, skruszył się i odszedł
bardzo zbudowany postawą starca; a bracia, umocnieni, rozeszli się do
siebie”.

Ależ musiał być zdziwiony ten myśliwy! Czy to ten sam
Antoni, który słynął z surowego trybu życia? Ten, który spędził miesiące w
ciemnym grobie, ukrywając się przed ludźmi? Ten, który stawił czoło
szatanowi nękającemu go wizjami? Ten sam, który jadał tylko jeden skromny
posiłek dziennie, po zachodzie słońca, a gdy stwierdził, że pokusy zanadto
atakują jego ciało, w ogóle odmawiał jedzenia? Czy to możliwe, by teraz
stał sobie i — tak po prostu — żartował z braćmi? Może więc nie jest tak
święty, jak się wszystkim wydaje?

Wątpliwości myśliwego były całkiem uzasadnione. Mimo
że dzieli nas od tej historii kilkanaście stuleci, żarty świętych lub o
świętych nadal nas dziwią, jeśli nie szokują. Niektórych nawet oburzają.
Gdzieś podświadomie oczekujemy, że osoby, które są tak blisko z Bogiem,
powinny mieć twarze zasnute powagą, majestatem albo mistycznym
uniesieniem. Wyobrażamy sobie, że obcowanie z Bogiem tak pochłania
człowieka, że nie pozostawia w nim miejsca na nic ludzkiego, a tym
bardziej tak błahego jak dowcip.

Jest w nas jakaś skłonność do tego, by traktować naszą
wiarę śmiertelnie poważnie. Mówić o niej tylko z należytym szacunkiem i
namaszczeniem. Jakbyśmy chcieli ochronić Boga przed tym, co mogłyby Mu
wyrządzić nasze żarty. Wbrew temu, co się wydaje, nie jest to wcale oznaka
pokory i uniżenia, ale raczej pychy. Bo jeśli odbieramy sobie prawo do
tego, by pozostać ludźmi z całym naszym usposobieniem i „wyposażeniem”, to
jest w tym ukryte pragnienie, by być jak On. Bóg nie obdarzyłby nas
radością i śmiechem, gdyby miały stanowić dla nas jedynie przeszkodę w
życiu duchowym. Dał nam je, bo są niezbędne w drodze do Niego. A my
obawiamy się, że radość pozbawi nas kontroli nad naszym dążeniem do
doskonałości. Jesteśmy w tych staraniach tak napięci jak łuk owego
myśliwego — boimy się, że najmniejszy nieoczekiwany podmuch może zniweczyć
cały nasz wysiłek.

Tymczasem praca nad sobą, a nawet asceza nie
wykluczają poczucia humoru — wręcz przeciwnie, okazuje się ono niezbędne w
dążeniu do świętości. Wspomniany abba Antoni podejmował w życiu bardzo
radykalne wybory. Żył na przełomie III i IV wieku, był jednym z pierwszych
mnichów, którzy zamieszkali na pustyni, by doskonalić swoją relację z
Bogiem. Miał niewiele ponad dwadzieścia lat, gdy się na to zdecydował.
Wystarczył jeden impuls — fragment Ewangelii św. Mateusza o bogatym
młodzieńcu usłyszany na Mszy św. — a Antoni rozdał cały majątek rodziców i
zamieszkał w pustynnej grocie. Wyobrażał sobie, że spędzi resztę życia w
milczeniu, oddając się modlitwie i przyjmując na siebie różne dodatkowe
umartwienia. Chciał w ten sposób osiągnąć doskonałość, o jakiej marzył
ewangeliczny młodzieniec. Zrealizować to, co jemu się nie udało.

To, co Antoni przeżył w grocie, jego hagiografowie
opisują jako walkę z demonami. Przede wszystkim musiał się jednak zmierzyć
z tym, co przyniósł tam ze sobą — ze swoimi wyobrażeniami o świętości i
pragnieniami. Z czasem pogodził się z tym, że nie uda mu się spędzić
reszty życia w samotności, bo zbyt wielu naśladowców podążało za nim,
gdziekolwiek by się udał. Może nawet przestało mu to przeszkadzać…
Wskazywałaby na to choćby przytoczona na początku anegdota. Jego droga do
świętości wyglądała inaczej, niż to sobie zaplanował jako młody chłopak. I
chociaż przez całe życie umartwiał się i pościł, sumiennie przestrzegał
narzuconych sobie zasad, to było w nim dużo pogody ducha i zwyczajnej
radości. Świadczą o tym bardzo liczne anegdoty, w których widzimy, że
Antoni Pustelnik miał ogromny dystans do siebie, ale też do wyobrażeń o
świętości i pobożności.

masz za dużo pytań

Nie tylko on, ale także inni Ojcowie Pustyni
piętnowali u swoich uczniów nadmierną powagę. Nieraz wręcz kpili sobie z
napuszenia i patosu, jakie towarzyszyły zgłaszającym się do nich adeptom
mniszego życia. Było w nich tak wiele pogody ducha, że anegdot związanych
z ich nauczaniem wystarczyło już na kilka opasłych tomów. A żyli przecież
w ekstremalnie trudnych warunkach, w ciągłym zagrożeniu życia, pościli,
umartwiali się, spędzali godziny na modlitwie. Spali na gołej ziemi albo
całymi nocami się modlili, żywili się resztkami jedzenia, wystawiali się
na zniewagi ludzi, zadawali sobie fizyczny ból, nie mogąc poradzić sobie z
jakimiś pokusami. Walczyli nieustannie z własnymi słabościami, które w
odosobnieniu wydawały się wyraźniejsze i dotkliwsze niż wtedy, gdy ktoś
żyje w codziennym zabieganiu i wiele spraw mu umyka. Byli nie tylko sam na
sam z Bogiem, ale też sam na sam ze sobą — ze swoimi lękami, grzechami,
zranieniami i oczekiwaniami. Uczyli się siebie. Doświadczali na sobie
tego, co człowieka zbliża do Boga, a co może stanowić trudną do pokonania
barierę.

O dziwo właśnie smutek i powagę postrzegali jako duże
przeszkody w życiu duchowym. Abba Hilarion mówił wprost: „Być smutnym, to
jakby myśleć bez ustanku o sobie samym”. Jeśli ktoś nie potrafi się
cieszyć, to znaczy, że nie potrafi nabrać dystansu do siebie i do tego, co
przeżywa, a to nie ułatwia spotkania z Bogiem. Czasem przytrafiają nam się
w życiu sytuacje, które nas zasmucają. Sprawiają, że wszystko inne
odchodzi w cień, najważniejsze w takiej chwili są nasze odczucia. To jest
zupełnie naturalne. Takie są nasze emocje. Ojcowie Pustyni pokazują
jednak, że taki stan nie może trwać w nas zbyt długo. W przeciwnym razie
nasze myśli będą cały czas skoncentrowane na tym problemie, nie będziemy
mogli się od niego oderwać, staniemy się poniekąd jego niewolnikami. Bóg
tego dla nas nie chce.

Mnich Pambo, widząc wiecznie zmartwionego współbrata,
miał mu powiedzieć: „Bracie, masz tyle problemów, bo myślisz, że życie
składa się z pytań i odpowiedzi. Jednak sądząc z tej drobinki, którą
potrafię pojąć, życie to wiele pytań bez odpowiedzi i wiele odpowiedzi bez
pytań. Musi więc być w twoim życiu wiele niepotrzebnych pytań”. Wiele
takich niepotrzebnych pytań towarzyszy człowiekowi w jego staraniach o
świętość, o doskonałość. Czujemy nieustanny niepokój o to, czy Bogu podoba
się to, co robimy, jak On to ocenia. Szukamy akceptacji i potwierdzenia
dla swoich wysiłków. Bardzo często nie pozwala nam to cieszyć się tym, co
Bóg nam daje na co dzień. Jeśli mojemu życiu duchowemu towarzyszą stale
smutek i powaga, oznacza to, że postawiłem siebie w centrum
zainteresowania i bardziej troszczę się o siebie niż o relację z Bogiem.
Poczucie humoru jest idealnym ćwiczeniem ascetycznym w takiej sytuacji,
pozwala nabrać dystansu do siebie i własnych wyobrażeń. Jest tak naprawdę
ćwiczeniem się w pokorze. Poczucie humoru pozwala odnaleźć właściwe
proporcje w życiu duchowym, pogodzić się z własnymi słabościami,
niedociągnięciami — co wcale nie musi oznaczać ich lekceważenia.
Doświadczenie Ojców Pustyni pokazuje, że humor bynajmniej nie zwalnia z
walki z pokusami, nie destabilizuje życia wewnętrznego. Jest koniecznym
wentylem, dzięki któremu możemy wypuścić wszelkie negatywne emocje i
wpuścić świeże spojrzenie na swoje kłopoty.

nie przystoi być wesołym

Odkryciom starożytnych mnichów w sukurs idzie
współczesna psychologia. Gordon Allport, amerykański psycholog zajmujący
się badaniem osobowości, wskazał, że jednym z ważniejszych kryteriów
wyróżniających człowieka o dojrzałej osobowości jest poczucie humoru.
Odróżnił je przy tym od komizmu, który, jego zdaniem, jest powszechny i
oznacza zwykłą zdolność człowieka do śmiechu. Innymi słowy, to, że
potrafimy śmiać się z żartów, filmów czy zabawnych sytuacji, nie oznacza
jeszcze, że mamy poczucie humoru. Z humorem związany jest pewien dystans
do samego siebie, którego nie ma w komizmie. Poczucie humoru to
umiejętność dostrzegania i śmiania się nie tylko z innych ludzi, ale też z
własnych słabości. Daje spokój, siłę wewnętrzną i komfort psychiczny. Nie
powoduje stresu czy obniżenia poczucia własnej wartości. Osoby z poczuciem
humoru nie reagują nerwowo na przytrafiające im się porażki. W przeciwieństwie do tych, którym tej zdolności brak.
Ci ostatni bowiem tak bardzo są skoncentrowani na podtrzymywaniu
właściwego obrazu samych siebie i swojej samooceny, że nie mogą sobie
pozwolić na żadną rysę, żadną niedoskonałość.

Niestety także wielu pobożnych ludzi dotkniętych jest
tą dolegliwością. Mają poważne miny, zasmucone twarze, jakby zbyt
udręczone duchowym wysiłkiem, by się uśmiechnąć. Wiara kojarzy im się
głównie z wyrzeczeniem i cierpieniem, bo „biada wam, którzy teraz się
śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie” (Łk 6,25). Zresztą
wystarczy spojrzeć na wizerunki świętych w naszych kościołach. Są
dostojni, poważni, zamyśleni, cierpiący… Próżno tam szukać obrazu czy
figury przedstawiających ich rozbawionych do łez. Jakoś tak nie wypada.
Nie przystoi. Dotyczy to nawet takich świętych, którym nadano przydomek
„uśmiechnięty”. Święty Gabriel (1838—1862) na przykład słynął z tego, że —
mimo swoich trudnych doświadczeń — umiał cieszyć się życiem, a jego radość
udzielała się innym. Tymczasem z obrazu, który go przedstawia, spogląda na
nas zatroskany młodzieniec ze złożonymi do modlitwy rękoma.

Zbyt poważnie podchodzimy do naszych ideałów
doskonałości, stawiamy naszych świętych na piedestale, nie dopuszczając
myśli, że byli też ludźmi. Poczucie humoru nie jest ani słabością, ani też
rysą na wygładzonych hagiografiach. Święty Bernardyn ze Sieny (1380—1444)
słynął z płomiennych kazań, w których przytaczał wiele humorystycznych
przykładów ze swojego życia i posługi, wręcz sypał anegdotami. Podobno po
jego śmierci jeden z braci podszedł do jego zwłok i z płaczem je ucałował,
mówiąc: „Wybacz mi, ojcze, że wątpiłem w twoją świętość. Ale to dlatego,
że ty zawsze żartowałeś…”.

stare i brzydkie

Wśród wyniesionych na ołtarze wielu było przecież
takich, którzy zapisali się w pamięci jako ludzie z ogromnym poczuciem
humoru. Najbardziej znany jest chyba Filip Neri (1515-1595), który celowo
żartował z samego siebie, by wzbudzić wesołość innych. Wkładał odwrotnie
ubrania, golił brodę tylko z jednej strony, zachwycał się zapachem pokrzyw
albo podskakiwał wesoło, idąc w tłumie.

O świętym Tomaszu Morusie (1478-1535) jego przyjaciel
Erazm z Rotterdamu miał powiedzieć: „Tomasz tak bardzo lubił żartować, że
miało się wrażenie, iż się po to urodził, żeby stroić żarty”. Poczucie
humoru nie opuszczało go ponoć nawet w drodze na szafot — wchodząc na
podest, poprosił kata o pomoc, po czym dodał: „Postaram się zejść sam”.
Układając głowę na pniu, pilnował, by przypadkiem przy ścięciu nie
ucierpiała jego broda: „Ona nie zdradziła, nie musi być ścięta”. Tomasz
Morus jest też autorem modlitwy o dobry humor: „Daj mi takiego ducha,
który by nie znał znużenia, szemrania, wzdychania, skargi, i nie pozwól,
bym się zbytnio zadręczał tą rzeczą tak zawadzającą, która się nazywa moim
»ja«. Panie, daj mi poczucie dobrego humoru. Udziel mi łaski rozumienia
żartów, abym potrafił odkryć w życiu odrobinę radości i mógł sprawiać
radość innym”.

Święta Teresa z Ávila (1515-1582) mawiała: „Od
fałszywej pobożności i świętych, którzy mają smutne miny, ocal nas,
Panie”. Współsiostry wspominały, że często burzyła opinię spiżowej
świętej, jaka o niej krążyła. Lubiła śpiewać, tańczyła z kastanietami w
ręku. Znana jest też anegdota o tym, jak pewnego dnia karmelitankom
podarowano kilka pieczonych przepiórek, a św. Teresa zajadała się nimi ze
smakiem. Gdy ktoś zwrócił jej uwagę, że mniszka nie powinna się tak
objadać, odparła: „Jak post to post, a jak przepiórki to przepiórki”. W
swoich poematach pisała o tęsknocie za Bogiem, która sprawia jej wręcz
fizyczny ból, a jednocześnie potrafiła czerpać radość z codziennych
drobiazgów. Nie lubiła wymuszonych modlitw, napuszonych rozmów i ponurych
ludzi.

Szczególne poczucie humoru okazywał także bł. Dominik
Barberi (1792-1849), który apostołował w protestanckiej Anglii. Wyraźnie
mierziły go obłudne zachowania religijne. Piętnował je z humorem, choć
czasem nie przebierając w słowach. Postąpił tak na przykład z pewnymi
mniszkami, którym udało się nawrócić wielu Anglików. Czy to z powodu
fałszywej skromności, czy też po to, by dostrzeżono ich trud, niektóre z
nich skarżyły się, że w swojej apostolskiej pracy zmuszone są udzielać
nauk mężczyznom, co może wywołać zgorszenie. Usłyszawszy to, Dominik
przyjechał do nich i powiedział: „Moje drogie siostry, słyszę, że
nawracacie wielu ludzi, i to po większej części mężczyzn. Bardzo to
pięknie. Powiedziano mi jednak, że niektóre siostry mają z tego powodu
skrupuły”. W tym momencie przerwał na chwilę, znacząco przyjrzał się
zebranym zakonnicom, uśmiechnął się do nich serdecznie i dokończył: „Ale
nie potrzebujecie się niczego obawiać, drogie siostry, bo jesteście już
wszystkie tak stare i, powiedzmy otwarcie, tak brzydkie, że doprawdy nic
wam nie grozi”.

Innym razem poproszono go o rozeznanie wizji pewnej
kobiety. Kiedy ta zaczęła melodramatycznie lamentować, że jest wielką
grzesznicą, powiedział spokojnie:

„— Mnóstwo jest takich na świecie. Ale co właściwie
widziałaś?

— Ujrzałam najpierw Ojca Przedwiecznego, potem
Syna Bożego.

— To jest istotnie bardzo wielka łaska. Nawet
niewielu świętych jej dostąpiło. Ale kiedy to się stało?

— Wczoraj około szóstej wieczorem.

— A kiedy jadłaś obiad?

— Około piątej po południu.

— A co wypiłaś do obiadu?

— Dwie szklaneczki porteru.

— No to, moje dziecko, następnym razem wypij trzy
szklaneczki, a obiecuję ci, że zobaczysz także Ducha Świętego”.

diabeł nie ma poczucia humoru

Podobnych przykładów i anegdot o świętych jest
mnóstwo. Ukazało się na ten temat już wiele publikacji, a mimo to wciąż
nie przestaje nas dziwić, że „taki święty, a jednak żartuje”. Tymczasem,
biorąc pod uwagę doświadczenie wyniesionych na ołtarze, można by
zaryzykować stwierdzenie, że poczucie humoru jest nie tylko cechą
dojrzałej osobowości, ale w pewnym sensie sprawdzianem naszej świętości.
Ksiądz Alessandro Pronzato, który humorowi poświęcił całkiem pokaźną
książkę1,
stawia nawet następującą tezę: „Brak poczucia humoru wymownie świadczy o tym, że wiara nie jest traktowana wystarczająco
poważnie”. Kto rzeczywiście jest w zażyłej relacji z Bogiem, ten może
pozwolić sobie na dystans do siebie, do swoich przeżyć, ale też do świata,
który go otacza. Po pierwsze dlatego, że wielokrotnie doświadczył na
sobie, jak Bóg zmienia jego wyobrażenia i ideały. A po drugie dlatego, że
coraz bardziej koncentruje się na Bogu niż na sobie.

Spotykamy czasem ludzi, którzy wydają się bardzo
pobożni, skrupulatnie przestrzegają nauczania Kościoła, są niemal
perfekcyjni w każdym wypowiadanym słowie i  w każdym geście. A jednak nie są szczęśliwi.
Nie ma w nich tej iskierki radości, tego błysku Ducha Świętego, który
„wieje tam, gdzie chce” (J 3,8). Nie ma, bo nie pozostawia Mu się chociaż
odrobiny przestrzeni, która nie byłaby pod kontrolą. To jest zresztą
właściwe nam wszystkim — czujemy się bezpieczni wtedy, gdy na ile to tylko
możliwe kontrolujemy wszystkie aspekty naszego życia. Gdy coś się nam
wymyka, zaczynamy czuć się niepewnie, boimy się tego. Potrzeba odrobiny
szaleństwa, by zrezygnować z tego poczucia bezpieczeństwa i poddać się
Duchowi Świętemu. Święci są właśnie takimi Bożymi szaleńcami.

Po przeciwnej stronie zaś mamy Szatana, któremu
absolutnie brak poczucia humoru. W powieści Imię Róży Umberta Eco główny bohater Wilhelm z Baskerville
wypowiada takie słowa: „diabeł to wiara bez uśmiechu, to prawda, której
nigdy nie ogarnia zwątpienie. Diabeł jest ponury, ponieważ wie, dokąd
idzie, i idąc, zdąża zawsze tam, skąd przyszedł”. Mówi to do starego
mnicha Jorga, który uważał, że radość jest niegodna mnicha, a śmiech jest
grzechem. Z tego powodu zatruł stronice księgi poświęconej komedii,
sprowadzając śmierć na swoich współbraci.

śmiech to chrześcijański obowiązek

Poczucie humoru nie tylko pozwala spojrzeć na siebie z
innej perspektywy, ale też może przynieść komuś ulgę. Święty Josemaría Escrivá de Balaguer (1902—1975), założyciel Opus Dei, mówił: „Dobry humor
jest niezbędny ze względu na tych, którzy nas otaczają. Święci mają być
zawsze w dobrym humorze — inaczej to nie ma sensu!”. Im więcej otacza nas
smutku i goryczy, tym bardziej potrzebny może być humor, który nie tylko
nam, ale wszystkim wokół pomoże oderwać się od przygniatającej nas
rzeczywistości. Nie chodzi o to, by głupio żartować wtedy, gdy ktoś
cierpi, ale o to, by dodać mu otuchy, która będzie płynęła z umiejętności
zdystansowania się wobec tego, co „tu i teraz”. Chrześcijanin to człowiek,
który żyje inną perspektywą. Z jednej strony, jest cały w tym świecie, ale
z drugiej — zupełnie go w nim nie ma. Ludziom utrudzonym codziennością,
zapatrzonym smutno w ziemię, powinien pokazywać tę inną rzeczywistość, w
której — dzięki sakramentom — on już jest. Benjamin Boisson w książce Uśmiech Pana Boga
zapisał nawet takie wezwanie: „chrześcijanin XXI wieku nie powinien bać
się śmiechu i uśmiechu. Przeciwnie, powinien o nim światu dawać
świadectwo, zachowując w głębi serca radość i dobry humor, zwłaszcza w
lęku i rozpaczy”2.

Uśmiech Kościoła

Nie