Strona główna » Obyczajowe i romanse » Relikwie

Relikwie

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-8065-122-7

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Relikwie

Helena, matka Konstantyna, wyrusza do Judei jako zwykła pątniczka. Drogę pokonuje pieszo, bez honorów i eskorty wojska. Towarzyszą jej jedynie zrozpaczony żołnierz, okaleczony biskup, służka i kilku strażników. Co czeka ich w Ziemi Świętej?

Polecane książki

Markiz de Montespan to nieszczęsny zdradzony małżonek Athénaïs, z domu panny de Tonnay-Charente, królewskiej metresy i niekoronowanej władczyni Francji pod rządami Ludwika XIV, matki siedmiorga burbońskich bękartów. Markiz de Montespan nigdy nie wyrzekł się uczucia do niewiernej Athénaïs, szaleje z...
Administratorzy danych osobowych pracujący w sferze publicznej muszą wykazywać się znajomością aktów prawnych dotyczących różnych sfer życia i funkcjonowania państwa. Nie mogą przy tym zapominać o ochronie danych osobowych i przestrzeganiu przepisów ustawy, która tę kwestię reguluje. Jest to o tyle ...
Bohaterka planuje spędzić wraz z rodziną sielankowe wakacje w swoim domu nad jeziorem, które szczęśliwym zrządzeniem losu nie zostało jeszcze odkryte przez turystów. Po rozleniwiającej atmosferze tego miejsca nie zostanie jednak wkrótce żaden ślad, bowiem pewnego dnia kobieta odnajduje ciało Mar...
Kiedy Sage przyjeżdża na studia do Melview w Nevadzie, nie ma ani przyjaciół, ani pieniędzy, ani dachu nad głową. Ma puste konto, śpi w samochodzie, jest zagubiona i niepewna jutra, ale jednocześnie z determinacją walczy o nowe życie. Chce zostawić za sobą bolesną przeszłość, ale ta nie daje o s...
Część druga podręcznika języka koreańskiego zawiera informacje na temat morfologii i składni koreańskiej oraz zestaw praktycznych zwrotów i ćwiczeń...
Diana Trietiakow jest młodą kobietą, z niezrozumiałych dla niej powodów odrzuconą przez społeczeństwo. Podczas spaceru w głębi lasu przypadkiem trafia na aktywną strefę temporalną i przenosi się do niebezpiecznego protoświata Amyrade, krążącego w macierzy między wszechświatami, gdzie panują inne...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Davis Bunn

1

He­le­na sta­ła na po­kła­dzie stat­ku i przy­glą­da­ła się ar­mii, któ­rą przy­sła­no tu, aby ją zgła­dzić.

Przed nią sroz­cią­gał się port Ce­za­rei – sto­li­cy Judei. Mia­sto oka­la­ły wzgó­rza, na któ­rych kró­lo­wa­ły świą­tynie i pa­ła­ce. Po­tę­ga sta­re­go Rzymu była tu bar­dzo wi­docz­na. A Rzym stał się wro­giem He­le­ny.

Po pra­wej stro­nie por­tu wid­nia­ła are­na – wiel­ki ka­mien­ny krąg za­la­ny krwią, po le­wej zaś znaj­do­wał się pa­łac wy­bu­do­wa­ny przez Pon­cjusza Pi­ła­ta trzy wie­ki wcze­śniej. Ta nad­mor­ska bu­dow­la na­miest­ni­ka Judei mie­ni­ła się od świa­teł. Lam­py oliw­ne pa­li­ły się nie­mal w każ­dym oknie, a po­chod­nie two­rzyły szpa­ler wzdłuż dro­gi wio­dą­cej ku por­to­wi. Ko­lej­ne świa­tła roz­miesz­czo­no na­oko­ło ka­mien­ne­go pla­cu przy do­kach. Wiel­kie me­ta­lo­we świecz­ni­ki wień­czyły wy­so­kie ko­lum­ny. Ogień oświe­tlał męż­czyzn sto­ją­cych w sze­re­gach. Ich włócz­nie, tar­cze i heł­my lśni­ły zło­wro­go po­śród pło­mie­ni.

He­le­na przez całe życie pra­gnę­ła od­być tę po­dróż. I te­raz, kie­dy wresz­cie tu do­tar­ła, ta cała ar­mia mia­ła do­pil­no­wać, by już stąd nie wró­ci­ła.

Ta cór­ka karcz­ma­rza była żoną[a] im­pe­ra­to­ra. Ale mąż ją po­rzucił, a Rzymia­nie po­strze­ga­li ją te­raz jako ko­bie­tę zhań­bio­ną. Zgod­nie z rzym­skim zwycza­jem, po­win­na po­grą­żyć się w po­czuciu wstydu. Za­miast tego uda­ła się do Judei, wy­peł­nia­jąc w ten spo­sób wolę Boga, któ­re­go Rzymia­nie od wie­lu lat usi­ło­wa­li wy­ma­zać z ludz­kiej pa­mię­ci.

Na­wet we wcze­snej mło­do­ści He­le­na do­strze­ga­ła wagę po­zo­rów. W obe­rży jej ojca pra­co­wa­ło mnó­stwo wul­gar­nych dzie­wek, któ­re czę­sto wy­bu­cha­ły krzykli­wym śmie­chem i swo­bod­nie się pro­wa­dzi­ły. He­le­na od­da­la­ła się od nich, za­nim choć­by otwo­rzyła usta. Mu­sia­ła się upew­nić, że żad­ne­mu z go­ści ani przez chwi­lę nie przy­szło na myśl, aby spró­bo­wać ro­man­su z nią. Mia­ła w zwycza­ju za­cho­wywać kil­ka swo­ich spraw we wła­ści­wym po­rząd­ku. Wło­sy sta­ran­nie upi­na­ła w kok i za­wsze mia­ła czyste dło­nie. Każ­dej nocy wcie­ra­ła w nie gęsi tłuszcz, by nie ro­go­wa­cia­ły. Dziew­ki twier­dzi­ły, że jest wy­nio­sła. Ale He­le­na wie­dzia­ła, że w rze­czywi­sto­ści nie­wie­le ją od nich dzie­li. W kosz­ma­rze, któ­ry nę­kał ją w dzie­ciń­stwie, taki wy­zywa­ją­cy śmiech wy­do­bywał się z jej wła­snych ust.

To dziw­ne, że po­myśla­ła o tym, kie­dy do­łą­cza­ła do kil­ku to­wa­rzyszy na po­kła­dzie. Jej wy­gląd był na­zna­czo­ny je­de­na­sto­ma mie­sią­ca­mi po­dró­ży. A tak­że do­świad­cze­nia­mi wy­gna­nia z domu, życia i mał­żeń­stwa z męż­czyzną, któ­ry wo­lał po­świę­cić resz­tę swo­ich dni na po­goń za młód­ka­mi[b].

He­le­na zmu­si­ła się do po­wro­tu do te­raź­niej­szo­ści. Mło­dy ofi­cer, któ­re­go po­zna­ła czte­ry dni temu, do­kład­nie wte­dy, kie­dy ich sta­tek opusz­czał Cypr, pod­szedł i ją po­zdro­wił. He­le­na stłumi­ła w so­bie chęć na­ka­za­nia An­to­niu­szo­wi, by za­prze­stał tych wszyst­kich ge­stów. Wie­dzia­ła, że nie po­pie­rał ani jej, ani tej po­dró­ży. Poza tym mia­ła wra­że­nie, że przy­tła­cza go ja­kieś brze­mię. Syn He­le­ny wspo­mniał o tym w li­ście, któ­ry An­to­niusz jej do­star­czył. Kon­stan­tyn miał na­dzie­ję, że wy­pra­wa spro­wa­dzi jego wy­słan­ni­ka z po­wro­tem do kra­iny żywych. Po­mi­mo cią­głe­go przy­gnę­bie­nia An­to­niu­sza jego obec­ność była da­rem. He­le­na zmu­si­ła się do uśmie­chu i życzyła mu do­bre­go dnia.

Od­po­wie­dział nie tyle cierp­ko, ile ta­jem­ni­czo.

– Naj­ja­śniej­sza pani, judej­scy ofi­cje­le cze­ka­ją.

– Pro­si­łam, że­byś mnie tak nie ty­tuło­wał.

An­to­niusz z pew­no­ścią zda­wał so­bie spra­wę z tego, że jest przy­stoj­ny. Ale trak­to­wał swo­ją uro­dę jak cię­żar. Ubra­ny w strój rzym­skie­go cen­turio­na, wier­cił się, do­pa­so­wywał hełm, po­cią­gał za pas, za któ­ry za­tknął miecz. Był wy­raź­nie za­nie­po­ko­jo­ny tym, co cze­ka­ło ich na brze­gu.

– W ta­kim ra­zie jak mam się do cie­bie zwra­cać?

– Na imię mi He­le­na.

– Wa­sza wy­so­kość, za po­sługi­wa­nie się ce­sar­skim imie­niem gro­zi kara śmier­ci.

– Ja już nie mam ty­tułu. Ani urzę­du. – Do­brze o tym wie­dział. – Mo­żesz mó­wić do mnie po pro­stu „pani”.

– Jak so­bie życzysz, moja pani. – Za­ryzyko­wał i spoj­rzał na jej ubra­nie. – Czy nie masz za­mia­ru się prze­brać?

Opu­ści­ła wzrok na sza­rą luź­ną sza­tę, pro­ste san­da­ły, pas z tka­ni­ny. Był to strój ko­bie­ty z ludu. Lub pąt­nicz­ki.

– Tak wła­śnie chcę wy­glą­dać przez całą po­dróż.

– Moja pani…

– Mów śmia­ło. Te­raz i w przy­szło­ści.

– Masz spo­tkać się z na­miest­ni­kiem Judei, któ­ry od­po­wia­da tyl­ko przed ce­sa­rzem w Da­masz­ku.

– Zda­ję so­bie spra­wę z tego, kto cze­ka na brze­gu. Mój syn uwa­ża ich obu za wro­gów.

An­to­niusz spoj­rzał spode łba na le­gion zgro­ma­dzo­ny w por­cie.

– Tym bar­dziej po­win­ni­śmy więc wy­co­fać się w bez­piecz­ne miej­sce i po­słać po po­sił­ki.

– Nie je­ste­śmy tu po to, by wsz­czynać woj­nę, An­to­niu­szu.

– Pani, nie mam bla­de­go po­ję­cia, po co tu je­ste­śmy.

Jej syn opi­sy­wał cen­turio­na jako do­bre­go czło­wie­ka, któ­ry za­sługi­wał na jak naj­lep­sze trak­to­wa­nie, po­ra­nio­ne­go przez życie i mi­łość, po­trze­bu­ją­ce­go pro­wa­dze­nia He­le­ny bar­dziej niż ja­ki­kol­wiek inny zna­ny mu czło­wiek.

– A jed­nak wy­słucha­łeś proś­by mego syna, by zo­stać jego po­słań­cem? – spyta­ła.

– Będę służył Kon­stan­tyno­wi do ostat­nie­go tchu.

To ta­kie ty­po­we dla ofi­ce­rów jej syna! Naj­więk­szym da­rem Kon­stan­tyna była zdol­ność do zyski­wa­nia so­bie ludz­kiej lo­jal­no­ści.

– Miej­my na­dzie­ję, że do tego nie doj­dzie.

An­to­niusz spo­glą­dał przez wodę na woj­sko. W tej sa­mej chwi­li He­le­na zda­ła so­bie spra­wę z tego, że męż­czyzna nie przy­był tu je­dynie z mi­sją od jej syna. W jego udrę­czo­nym wzro­ku do­strze­gła praw­dę.

Cen­turion od­był z nią po­dróż do Judei, by od­na­leźć swój grób.

– Tak się nie sta­nie – ode­zwa­ła się po­now­nie.

– Pani? – zwró­cił się do niej z nie­chę­cią.

Jej dło­ni nie spla­mi krew tego czło­wie­ka. Wy­pra­wa z nią po roz­po­zna­niu po­wo­ła­nia od Boga to jed­no. Ale po­szuki­wa­nie śmier­ci…

– Mój ka­płan i przy­ja­ciel w cza­sach po­hań­bie­nia do­stał go­rącz­ki w dro­dze z Rzymu i zmarł na Kre­cie. Po­myśla­łam, że może Bóg chciał, bym na koń­cu sta­wi­ła czo­ła tej wy­pra­wie sama, po­zba­wio­na bli­skich i so­jusz­ni­ków. I wte­dy po­ja­wi­łeś się ty.

An­to­niusz zmarsz­czył brwi. Był za­kło­po­ta­ny. W peł­ni skupił swo­ją uwa­gę na niej, chyba po raz pierw­szy. Za­po­mniał za­rów­no o wro­gach cze­ka­ją­cych na brze­gu, jak i o brze­mie­niu, któ­re no­sił. Słuchał.

He­le­na wska­za­ła na em­ble­mat wy­tło­czo­ny na jego skó­rza­nym na­pier­śni­ku.

– Czy wiesz, co to ozna­cza?

– Twój syn, pani, uj­rzał ten znak na słoń­cu.

– Miał wi­zję. Czy wiesz, do cze­go we­zwał go Pan?

– Wszyscy to wie­my. Wszyscy, któ­rzy wów­czas wal­czyli u jego boku.

Mimo to od­po­wie­dzia­ła na wła­sne pyta­nie.

– Bóg przy­ka­zał memu sy­no­wi, by umie­ścił ten nowy sym­bol, uczynio­ny z krzyża i wy­pi­sa­ne­go na nim imie­nia Je­zusa, na sztan­da­rze i niósł go przed sobą. A wte­dy On da mu zwycię­stwo. Czy wie­rzysz, że mój syn na­praw­dę usłyszał głos Boga?

– Wiem, że on w to wie­rzy. Wiem też, że od­nie­śli­śmy wiel­kie zwycię­stwo nad ar­mią ma­ją­cą nad nami po­tęż­ną prze­wa­gę. To wy­star­czy.

Wca­le nie wy­star­cza­ło, ale ża­den ar­gument nie był w sta­nie wpłynąć na zmia­nę zda­nia tego mło­de­go czło­wie­ka. Mógł to uczynić tyl­ko Bóg.

– Ja tak­że mia­łam wi­zję. Tego sa­me­go dnia co mój syn. Dla­te­go tu przy­byłam. I dla­te­go mój syn mnie po­parł, choć był prze­ciw­ny tej po­dró­ży. Ale się zgo­dził. Nie­chęt­nie. I po­zwo­lił, abym po­dró­żo­wa­ła jako pro­sta pąt­nicz­ka.

– Bóg ci to na­ka­zał?

– Owszem.

– Bez ar­mii?

– W rze­czy sa­mej.

– Moja pani, zgi­niesz.

– To cał­kiem moż­li­we.

– Ja nie… Przy­byłaś tu, aby umrzeć?

Zbli­żyła się do nie­go jesz­cze bar­dziej.

– O to samo po­win­nam za­pytać cie­bie.

An­to­niusz wzdrygnął się, ale wy­trzymał jej spoj­rze­nie. I nie od­po­wie­dział.

Za­mie­rza­ła opo­wie­dzieć mu, o czym za­pew­nił ją Bóg: że nie tyl­ko prze­trwa tę wy­pra­wę, lecz tak­że przy­nie­sie chwa­łę im­pe­rium i świa­tu w nie­po­ję­ty dla niej spo­sób. Ale na­gle coś ją po­wstrzyma­ło. Po­ło­żyła tyl­ko dłoń na ra­mie­niu An­to­niu­sza.

– Przy­byłam tu, aby wy­peł­nić Bożą wolę. Po­zo­sta­je pyta­nie: czy je­steś go­tów do mnie do­łą­czyć? I czy uczynisz to z wła­ści­we­go po­wo­du? – spyta­ła ci­cho.

[a] Lub kon­kubi­ną, co jest bar­dziej praw­do­po­dob­ne, je­śli weź­mie się pod uwa­gę róż­ni­ce spo­łecz­ne po­mię­dzy nimi (przyp. red.).

[b] W rze­czywi­sto­ści do po­rzuce­nia He­le­ny Kon­stan­cjusza zmu­si­ły wzglę­dy po­li­tycz­ne (przyp. red.).

Ty­tuł orygi­na­łu: The Pil­grim

Pro­jekt okład­ki: Adam Pia­sek

Zdję­cie w książ­ce: Ce­sa­rzo­wa He­le­na z Krzyżem Świę­tym, Wil­lem Vre­lant, przed 1460 r.

© 2015 by Da­vis Bunn

Publi­shed by Fran­ci­scan Me­dia

28 W. Li­ber­ty St.

Cin­cin­na­ti, OH 45202

www.Fran­ci­scan­Me­dia.org

© for the Po­lish edi­tion by Świę­ty Woj­ciech Dom Me­dial­ny sp. z o.o., Po­znań 2016

All ri­ghts re­se­rved. Wszel­kie pra­wa za­strze­żo­ne. Li­cen­cjo­no­wa­ne dzie­ło opubli­ko­wa­ne na mocy przy­zna­nej li­cen­cji.

ISBN 978-83-8065-122-7

Wy­daw­ca:

Świę­ty Woj­ciech Dom Me­dial­ny sp. z o.o.

Wy­daw­nic­two

ul. Char­to­wo 5, 61–245 Po­znań

tel. 61 659 37 13

wy­daw­nic­two@swie­tywoj­ciech.pl

Za­mó­wie­nia:

Dział Sprze­da­ży i Lo­gi­styki

ul. Char­to­wo 5, 61–245 Po­znań

tel. 61 659 37 57 (–58, –59), faks 61 659 37 51

sprze­daz@swie­tywoj­ciech.pl • sklep@mo­jek­siaz­ki.pl

www.swie­tywoj­ciech.pl • www.mo­jek­siaz­ki.pl

Kon­wer­sja do e-wy­da­nia: Wy­daw­nic­two Świę­ty Woj­ciech