Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » Rokossowski

Rokossowski

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7976-206-4

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Rokossowski

Pierwsza biografia kontrowersyjnego marszałka, napisana przez wybitnego rosyjskiego historyka.

Konstanty Rokossowski był jednym z najwybitniejszych dowódców drugiej wojny światowej. Nieraz z goryczą powtarzał, że w Rosji uważa się go za Polaka, a w Polsce za Rosjanina. W obu krajach raczej mu to nie pomagało.

Błyskotliwa kariera wojskowa podczas wojny domowej nie uchroniła Rokossowskiego od represji stalinowskich. Aresztowany w 1937 roku pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Polski i Japonii, spędził ponad dwa lata więzieniu. Po wyjściu na wolność i przywróceniu do służby wojskowej został jednym z głównych architektów zwycięstwa Związku Radzieckiego w drugiej wojnie światowej. Dowodził 16 armią w bitwie pod Moskwą, a później Briańskim, Dońskim, Centralnym, 1 i 2 frontem Białoruskim. Rozbił niemiecką armię pod Stalingradem i wziął do niewoli feldmarszałka von Paulusa.

Jednak gdy wojna dobiegała końca, ku zaskoczeniu wszystkich, Stalin odwołał Rokossowskiego ze stanowiska dowódcy, mianując na jego miejsce Rosjanina Żukowa. Radziecki dyktator nie mógł pozwolić, aby chwała zdobycia Berlina przypadła Polakowi.

Żaden z legendarnych generałów i marszałków wojsk alianckich nie może się równać z Rokossowskim, jeśli chodzi o dokonania wojenne. Najsławniejszy z nich – marszałek Montgomery – powiedział: „to, czego dokonałem, nie dorównuje temu, czego dokonał marszałek Rokossowski”.

Polecane książki

W pięknym, magicznym Szepczącym Lesie mieszka sympatyczny wiking Tappi. Ma wielu przyjaciół, równie magicznych jak on. Jest renifer Chichotek i kruk Paplak, myśliwy Haste i kowal Sigurd, są Elfy i pradawne duchy lasu – Dziadek Wodospad, Dąb Starodziej… Ale jest też zły jarl Surkol, który mieszka...
Coraz częściej pojawiają się projekty, w których obok jednostki samorządu terytorialnego pojawiają się inne podmioty w roli partnerów. Zaangażowanie partnera do projektu to potencjalnie spore korzyści, ale wiąże się też z ryzykiem. W poradniku podpowiadamy, jak skutecznie pozyskać partnera i jak pod...
Nowa książka autorów, którzy podarowali nam jedną z najbardziej ikonicznych i wpływowych książek poświęconych strategii, jakie w ogóle zostały napisane, książkę, która na zawsze zmieniła język biznesowy, wprowadzając ważne pojęcia „czerwonych oceanów” i „błękitnych oceanów”. Książka Przemiana błękit...
Historię można poznawać na wiele sposobów. Niekoniecznie muszą to być tylko daty i nazwiska. Prezentowane cytaty, anegdoty i ciekawostki pokazują jak blisko jest teraźniejszość od przeszłości. Wiele z prezentowanych myśli – wypowiedzianych dziesiątki czy nawet setki lat temu – nic nie straciły na sw...
Sabo się zatrzymał” to prywatny dziennik żałoby, raport z rozpaczy rozpisany na kilkadziesiąt trzymających w napięciu miniesejów o rzeczach, zjawiskach i zdarzeniach związanych z człowiekiem umierającym. To zapis uczuć mężczyzny, który powoli tracąc żonę, musi przyjąć jej śmierć ...
Nie wszystkie wydatki firma zaliczy w koszty. Skorzystaj z gotowych porad ekspertów to praktyczny przewodnik w zakresie zaliczania firmowych wydatków w koszty. W opracowaniu m.in..: 1. Raty leasingowe są kosztem uzyskania przychodów 2. Nagrody dla najlepszych pracowników w kosztach podatkowych 3. Wy...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Boris Sokołow

Boris Sokołow

ROKOSSOWSKI

Tytuł oryginału: Rokossowskij

Copyright © Boris Sokolov, 2014

Copyright © by Wydawnictwo Poznańskie Sp. z o.o., 2014

Copyright © for the Polish translation by Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2014

Re­dak­cja: Piotr Zaborowicz

Ko­rek­ta: Barbara Borszewska

Pro­jekt okład­ki: Paweł Panczakiewicz/panczakiewicz art.design www.panczakiewicz.pl

Kon­wer­sja: Grze­gorz Ka­li­siak | Pracownia Liternictwa i Grafiki

ISBN 978-83-7976-206-4

Wy­daw­nic­two Po­znań­skie sp. z o.o.

ul. Fre­dry 8, 61-701 Po­znań

tel.: 61 853-99-10

fax: 61 853-80-75

re­dak­cja@wy­daw­nic­two­po­znan­skie.com

www.wy­daw­nic­two­po­znan­skie.com

Przedmowa

Konstantego Rokossowskiego jeszcze stosunkowo niedawno nazywano „marszałkiem dwóch narodów” — radzieckiego i polskiego. Za wschodnią granicą Polski i na całym świecie uznawano go za jednego z najwybitniejszych dowódców drugiej wojny światowej. Obecnie w jego ojczyźnie [Polsce — jeśli nie zaznaczono inaczej, uwagi w nawiasach kwadratowych pochodzą od tłumacza] stosunek do marszałka Rokossowskiego jest, mówiąc delikatnie, chłodny, i wszyscy starają się o nim zapomnieć, tak jak chce się jak najszybciej zapomnieć o czymś nieprzyjemnym. Jego nazwisko przypomina Polakom okres niepodzielnego sowieckiego panowania, kiedy to kraj z tysiącletnią historią został faktycznie pozbawiony suwerenności. W Rosji zaś postać marszałka, jako jednego z głównych architektów zwycięstwa w wielkiej wojnie ojczyźnianej, stoi w cieniu Stalina i jego pierwszego zastępcy na stanowisku Wodza Naczelnego, Żukowa, którego jeszcze w czasach pieriestrojki nazywano „marszałkiem Zwycięstwa”. Wpływ na to miała niewątpliwie narodowość Rokossowskiego. Nie raz z goryczą powtarzał, że w Rosji uważa się go za Polaka, a w Polsce za Rosjanina. W obu krajach to mu raczej nie pomagało. W Związku Radzieckim jego polskie pochodzenie było jedną z przyczyn aresztowania go w 1937 roku i ponaddwuletniego więzienia. Z tego powodu też nie pozwolono mu w 1945 roku zdobywać Berlina — zaszczyt ten przypadł w udziale jego byłemu podwładnemu Żukowowi, rdzennemu Rosjaninowi. A po wojnie wysłano go do Polski, do obcego mu już wówczas kraju, i na wiele lat zmuszono do zajmowania się nie wojskowymi, a głęboko mu obcymi sprawami politycznymi.

W czasach sowieckich [terminy „sowiecki” i „radziecki” tłumacz traktuje jako synonimy i używa w książce wymiennie] życiorys Rokossowskiego dogłębnie zmitologizowano, tak że mało czym odróżniał się on od życiorysów innych sowieckich dowódców. O błędach marszałka, a także o smutnych wydarzeniach 1937 roku mówiło się tam przelotnie, na wszelkie sposoby podkreślano oddanie Rokossowskiego ideałom komunistycznym i twierdzono, że to właśnie przekonania polityczne popchnęły go w stronę bolszewików. Wojnę i rolę w niej Rokossowskiego przedstawiano tam w formie wygładzonej, zgodnie z oficjalną wersją mówiącą, że na pierwszym planie stała mistrzowska strategia wodzów radzieckich i niezłomna jedność partii i narodu, która przyniosła zwycięstwo, natomiast cierpienia ludzi i klęski Armii Czerwonej były odsuwane na drugi plan. Z daleka, oczywiście, obchodzono skomplikowane stosunki z polskimi władzami, gdy Rokossowski zajmował stanowisko ministra obrony narodowej Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. W ogóle już nie poświęcano uwagi życiu prywatnemu marszałka, jego osobistym przeżyciom. Według ówczesnych kanonów, bohaterom sowieckiej historii obca była jakakolwiek refleksja czy wątpliwości co do poprawności „jedynie słusznego” kursu partii.

Rokossowski zdążył zostawić po sobie pamiętniki, chociaż kończył je już podczas ciężkiej choroby. Ten wariant książki, który wyszedł wkrótce po jego śmierci, niezbyt różnił się od kanonów literatury sowieckiej tego typu. O represjach lat trzydziestych w ogóle tam nie było mowy, krytyka Stawki [kierownictwa] Dowództwa Naczelnego i innych sowieckich wodzów brzmiała dość mizernie. Natomiast praca redaktorów, już po śmierci marszałka, wniosła do jego książki szereg zdecydowanie fantastycznych epizodów, szczególnie tych związanych z udziałem marszałka w wojnie domowej. Przy czym teksty pióra samego Rokossowskiego (z pomocy redaktorów literackich marszałek nie korzystał), w odróżnieniu od wielu innych sowieckich pamiętników wojennych, na przykład Żukowa, nie zawierają jakichś istotnie przeinaczonych faktów.

Gdy ucisk cenzury osłabł, a w końcu i całkiem zanikł, pojawiła się najpełniejsza wersja pamiętników Rokossowskiego. Uwzględniała ona ocenzurowane wcześniej materiały, dotyczące głównie krytyki planów Stawki i działań innych wodzów radzieckich. Ale żadnej krytyki Stalina albo jego polityki represyjnej również w tej wersji pamiętników nie znajdziemy. Wzmianki o represjach znajdziemy tylko w ich rękopisach — wszystkie dokładnie wykreślone przez samego autora. Prawdopodobnie zrobił to nie tylko ze względu na cenzurę. Chodzi o to, że Rokossowski nigdy publiczne nie krytykował Stalina za represje, nawet wówczas gdy w szczytowym okresie chruszczowowskiej „odwilży” krytyka „kultu jednostki” z radością witana była na najwyższym poziomie partyjno-państwowym. Można założyć, że ze strony marszałka było to spłatą długu wdzięczności za to, że Stalin wyciągnął go z więzienia (a przecież nikt by go tam nie posadził i nie zwolnił bez decyzji Wodza), a potem wyniósł na dowódcę frontu, marszałka, dwukrotnego Bohatera Związku Radzieckiego.

Aż do naszych czasów nie ukazała się pełnowartościowa i krytyczna biografia Rokossowskiego. Krytyczna, podkreślę, nie pod względem stosunku do marszałka, a stosunku do stworzonych wokół niego i wokół całej wielkiej Wojny Ojczyźnianej propagandowo-patriotycznych mitów. Na niewielką pod tym względem wartość wskazują już same tytuły ostatnich życiorysów Rokossowskiego — „Zwycięstwo nie za wszelką cenę”, „Geniusz manewrów”.

Jak zobaczymy dalej, Rokossowski płacił za zwycięstwa mniej więcej tak samo wysoką cenę jak i inni sowieccy generałowie i marszałkowie. Stalinowska Armia Czerwona inaczej walczyć nie potrafiła. Było to efektem nie tyle sztuki wojennej, co socjologii. Chodziło tu zarówno o jakość materiału ludzkiego — oficerów i żołnierzy — których poziom wykształcenia i dyscyplina pozostawiały wiele do życzenia, jak i o doprowadzony do skrajności system totalitarnego zarządzania, znacznie ograniczający decyzyjność dowódców wszystkich poziomów i zaszczepiający dążenie do działania szablonowego. Stał za tym strach przed karą za podjęcie jakichkolwiek niestandardowych kroków. Z tego powodu dowódcy wysyłali fałszywe raporty, kilkakrotnie zawyżając straty przeciwnika i jednocześnie znacznie zaniżając własne. To samo robił Rokossowski.

Nie można uważać marszałka za „geniusza manewrów”, gdyż żadnego ze wspaniałych manewrów mających znaczenie strategiczne, w rodzaju słynnego tarutyńskiego marsz-manewru Michaiła Kutuzowa, nie przeprowadził. Zalety Rokossowskiego jako wodza polegały na umiejętności szybkiego zgromadzenia cofających się oddziałów, zmuszenia ich do podjęcia zaciętej obrony, a w sprzyjających warunkach — kontr­atakowania. Odpierając natarcia wroga na zawczasu przygotowanych pozycjach, udawało mu się lepiej od innych dowódców sowieckich przewidzieć kierunek głównego uderzenia i zebrać tam większość piechoty i artylerii. Czołgi wolał wykorzystywać w ścisłym współdziałaniu z piechotą i niezbyt dużymi formacjami, choć nie zawsze mu się to udawało. Natomiast podczas natarcia potrafił z dwóch stron obchodzić nieprzyjaciela i otaczać go, choć tak naprawdę do jedynej zakończonej sukcesem akcji okrążenia liczących się zgrupowań niemieckich w jego wykonaniu doszło podczas operacji „Bagration” na Białorusi.

Jeśli czymś rzeczywiście wyróżniał się Rokossowski wśród innych sowieckich generałów i marszałków, to stosunkiem do podwładnych. Styl dowodzenia Rokossowskiego różnił się od „ordynarnego” stylu innych; nigdy nie dopuszczał do rękoczynów i nie straszył rozstrzeliwaniem. Nie znalazłem żadnego podpisanego przez niego rozkazu rozstrzelania oficerów, gdy tymczasem tego typu dokumentów z podpisem Żukowa i innych „marszałków Zwycięstwa” zachowało się całe multum. Był bez wątpienia najbardziej ludzkim ze wszystkich sowieckich wodzów. Starał się też w miarę możliwości ograniczać straty wśród żołnierzy, ale takich możliwości było bardzo mało i próby te nie miały większego wpływu na ogólny stosunek strat sowieckich i niemieckich.

I jeszcze jedno, Rokossowski był bez wątpienia najsympatyczniejszym z sowieckich marszałków. Elegancki i piękny mężczyzna — prawie dwumetrowy, zawsze poważny, wyciągnięty jak struna, bez jednej zmarszczki na mundurze — musiał podobać się kobietom. Pisać o tym w czasach sowieckich surowo wzbraniano, a kiedy pojawiła się moda na tego rodzaju publikacje, Rokossowskiego przyćmiła postać Żukowa, którego życie prywatne żywo interesowało czytelników. W ogóle to przez znaczną część swojej drogi życiowej Rokossowski znajdował się jakby w cieniu Żukowa i prawdopodobnie w pewnym stopniu męczyło go to.

Dotychczas wydane biografie marszałka nie poruszają nie tylko zagadnień sztuki wojennej Rokossowskiego, ale też jego przeżyć wewnętrznych. Bardzo mało wiemy o jego udziale w pierwszej wojnie światowej i wojnie domowej, o jego służbie w okresie międzywojennym, o późniejszym pobycie w Polsce. Co zaś się tyczy życia prywatnego to — jak się wydaje — był on człowiekiem zamkniętym w sobie i o sprawach osobistych wolał nie rozprawiać, nawet w gronie osób mu najbliższych. Zresztą czasy nie sprzyjały szczerości. Dlatego szczegóły z życia marszałka poznajemy tylko z rozmów z jego rodziną, których treść jest w znacznej mierze oparta na rodzinnych podaniach, i mniej lub bardziej szczerych pamiętników ludzi lepiej lub gorzej znających marszałka. Takie pamiętniki pojawiły się dopiero w czasach pierestrojki i jawności, ponad 20 lat po jego śmierci.

Losy Rokossowskiego są bardzo słabo udokumentowane. Brak praktycznie jakichkolwiek materiałów dotyczących jego urodzenia i pierwszych 20 lat życia, aż do rozpoczęcia pierwszej wojny światowej. Dlatego nawet datę i miejsce urodzenia marszałka musimy określać wyłącznie na podstawie późniejszych dokumentów. O jego działalności w latach Wielkiej Wojny Ojczyźnianej wcale nie opublikowano aż tak wielu dokumentów; Żukowowi i w tym zakresie powiodło się lepiej. Jeszcze gorzej wygląda sytuacja z materiałami dotyczącymi jego służby w okresie międzywojennym, a szczególnie aresztowania i sprawy sądowej. Te ostatnie zostały zniszczone jeszcze na początku lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Światło dnia ujrzała też znikoma liczba dokumentów poświęconych służbie Rokossowskiego w Polsce po zakończeniu II wojny światowej. A jeśli chodzi o ostatnie lata pracy marszałka w Związku Radzieckim, to można tu wskazać tylko na jego wystąpienie na październikowym plenum KC KPZR [Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego] w 1957 roku, poświęconym sprawie marszałka Żukowa. Zatem pełna biografia Rokossowskiego wymaga jeszcze wieloletnich poszukiwań w rosyjskich i polskich archiwach i prawdopodobnie nie powstanie w najbliższej przyszłości.

Postawiłem sobie daleko skromniejsze zadanie. Chcę zatrzymać się na momentach kluczowych w życiorysie Rokossowskiego i — w oparciu o mało znane i niepublikowane dotąd materiały archiwalne — na jego zawodowych, wojskowych poczynaniach. Próbowałem też dotrzeć do psychiki marszałka, zrozumieć, jak żył w warunkach reżymu totalitarnego, na ile podzielał jego ideologię i wartości. Jeśli niemieccy generałowie i feldmarszałkowie w całej rozciągłości odczuli na swej skórze żelazną rękę państwa dopiero po próbie antyhitlerowskiego puczu 20 lipca 1944 roku, to w Związku Radzieckim najwyżsi dostojnicy wojskowi poznali wszystkie uroki totalitaryzmu już w 1937 roku. Rokossowski nie był wykonawcą stalinowskich represji, ale był ich świadkiem i ofiarą, i to nie mogło nie odbić się na jego psychice.

Starałem się pokazać Konstantego Rokossowskiego zarówno jako dowódcę, jak i człowieka, nie przymykając jednak oka na jego błędy i niepowodzenia. Na ile to się udało — osądzą czytelnicy. Nie ukrywam, że w trakcie pracy nad książką zacząłem odczuwać coraz większą sympatię do swojego bohatera, potrafiącego w ekstremalnych warunkach zachować człowieczeństwo.

Chcę podziękować wnukowi marszałka, Konstantinowi [w książce imię marszałka podawane jest w polskiej formie — Konstanty, a nie rosyjskiej Konstantin] Wiljewiczowi i jego prawnuczce Ariadnie Konstantinownie Rokossowskiej. Okazali mi nieocenioną pomoc, udostępniając materiały rodzinnego archiwum, dzieląc się wieloma ideami dotyczącymi życiorysu ich wielkiego przodka, a także biorąc na siebie niełatwe zadanie przejrzenia rękopisu przed oddaniem książki do druku. Szczerze dziękuję też polskiemu historykowi Tomaszowi Bohunowi za pomoc w poszukiwaniu faktów z życiorysu Rokossowskiego, a także rosyjskim historykom: Konstantinowi Aleksandrowiczowi Zalesskiemu za jego cenne komentarze oraz Siergiejowi Władimirowiczowi Wołkowowi, który zwrócił moją uwagę na szereg wartościowych źródeł dotyczących historii Warszawy końca XIX i początków XX wieku.

Rozdział pierwszy

Polska młodość

Według rodzinnych przekazów przodkowie Konstantego Rokossowskiego wywodzą się ze starego szlacheckiego rodu pieczętującego się herbem Glaubicz: w polu błękitnym złota (bądź srebrna) ryba, w klejnocie pięć piór strusich. Pierwsza wzmianka o tym rodzie pochodzi z 1396 roku. Jeden z przodków marszałka w XV wieku otrzymał w posiadanie majątek ziemski Rokosowo. „Rokos” po polsku oznacza „bagno, trzęsawisko”; najwyraźniej były to jakieś podmokłe tereny. Stąd więc poszła szlachta Rokosowscy, aby później stać się Rokossowskimi. Ich nazwisko wniesiono do „Herbarza Cesarstwa Rosyjskiego” — zestawu herbów szlacheckich, ustanowionego dekretem cara Pawła I 20 stycznia 1797 roku, zawierającego ponad trzy tysiące herbów, a także do drugiej części „Herbarza rodów szlacheckich Królestwa Polskiego”.

Pradziad marszałka, Józef Rokossowski, 12 listopada 1811 roku został „wybrany i mianowany” podporucznikiem 2. Pułku Jazdy Księstwa Warszawskiego, co w specjalnym dokumencie potwierdził własnoręcznym podpisem książę Józef Poniatowski. Oznacza to, że Józef był jeszcze szlachcicem, natomiast jego syn — Jan Wincenty — stracił już chyba szlachectwo i był podleśniczym (pomocnikiem leśniczego). Chodzi o to, że spora część polskiej szlachty mało różniła się od chłopów, a do tego szlachta była nader liczną warstwą społeczną. Już w XVI wieku była to grupa stanowiąca 8% ludności Rzeczpospolitej, a na Mazowszu i Podlasiu ponad 20%. Władze carskie nie bez podstaw uważały, że polska szlachta zachowuje wolność ducha i z całych sił stara się zrzucić pęta rosyjskiego panowania, co szczególnie jaskrawo przejawiło się w powstaniach lat 1830–31 i 1863–64. Dlatego też na wszelkie sposoby starano się ograniczyć liczebność tej warstwy w tzw. Krajach Zachodnich — na Litwie, Białorusi i Ukrainie, ziemiach wcześniej wchodzących w skład Królestwa Polskiego, a później tzw. Królestwa Kongresowego po jego przyłączeniu do imperium rosyjskiego w 1815 roku. Zgodnie z dekretem z 29 marca 1812 roku, tytuł szlachecki przysługiwał tylko tym, którym zatwierdzono go wcześniej. Legitymację tytułów przeprowadzono w 1816 roku i zatwierdzono tylko tytuły ujęte w spisach z roku 1795. Tych, którzy nie mogli potwierdzić swojego szlachectwa, uznawano za wolnych rolników, chłopów państwowych albo mieszczan.

Po powstaniu listopadowym Komitet Guberni Zachodnich zajął się między innymi sprawami stanu szlacheckiego. 19 października 1831 roku wyszedł ukaz „O podziale i urządzeniu szlachty w zachodnich guberniach”. Szlachtę, która nie mogła potwierdzić swego stanu dokumentami, zapisywano do specjalnie utworzonych stanów wolnych jednodworców (odnodworcy ) i obywateli (grażdanie) guberni zachodnich. Szlachectwo tracili też ci, którzy nie posiadali ziemi albo mieli ziemię, ale bez chłopów pańszczyźnianych. Przy czym stosunek władz do szlachty prawosławnej był bardziej liberalny. Szlachectwo próbowano udowodnić fałszywymi nadaniami, które za niewielką opłatą masowo produkowano na ziemiach ukraińskich i białoruskich. Szczególny wysyp takich podrobionych nadań pojawił się w drugiej połowie XVIII wieku, kiedy do stanu szlacheckiego chcieli wpisać się wolni Kozacy. Na przykład ojciec pisarza Mikołaja Gogola, Wasilij Janowski, nabył nadanie szlachectwa przez króla Jana Kazimierza pułkownikowi z Mohylewa Ostapowi Gogolowi z 1674 roku. Na heroldii, w odróżnieniu od późniejszych badaczy, nie zrobiło wrażenia to, że Jan Kazimierz abdykował sześć lat wcześniej.

Ukazem z 19 stycznia 1866 roku stany jednodworców i obywateli guberni zachodnich zostały zniesione i wszystkich, którzy nie dowiedli szlachectwa, zapisano do chłopów albo mieszczan. Można zakładać, że przodkowie Rokossowskiego stracili szlachectwo już w latach czterdziestych XIX wieku, jako że mieszkali na terenie Królestwa Polskiego. Prawdopodobnie nie mogli okazać stosownych dokumentów i zostali zapisani do obywateli, a potem do mieszczan.

Warszawa z czasów dzieciństwa Rokossowskiego

Według rodzinnych przekazów dziesięcioletni syn Jana Wincentego — Ksawery Józef, przyszły ojciec naszego bohatera, uciekł z domu, żeby wziąć udział w powstaniu styczniowym 1863 roku. Ojciec z trudem odnalazł go w okolicach Lublina i pewnie małemu dostało się solidnie. Sam zaś Jan Wincenty nie uniknął więzienia w warszawskiej cytadeli za sprzyjanie powstańcom.

Matką Ksawerego i babką Konstantego była Konstancja Cholewicka, blisko spokrewniona ze słynną solistką baletu opery warszawskiej Heleną Cholewicką. Można zakładać, że rodzina Jana Wincentego Rokossowskiego była dość zamożna. Urodzony w 1853 roku Ksawery był mężczyzną średniego wzrostu, chudym, ale silnym fizycznie — takim przynajmniej zapamiętała go córka Helena. Pod koniec lat osiemdziesiątych albo na początku dziewięćdziesiątych XIX wieku Ksawery ożenił się z nauczycielką Antoniną (Atonidą) Owsiannikową. Dziewczyna pochodziła z rodziny mieszczańskiej z miasteczka Telechany, leżącym w powiecie pińskim w guberni mińskiej, i zapewne była znacznie młodsza od swego ponadczterdziestoletniego małżonka. Była Rosjanką i prawosławną. To prawdopodobnie odsunęło Ksawerego od polskiej rodziny.

W czasach sowieckich Konstanty podawał w życiorysach, że jego ojciec był maszynistą kolejowym. I tak w życiorysie napisanym zaraz po zwolnieniu go z więzienia czytamy: „Urodziłem się w Warszawie w 1896 r. w rodzinie robotniczej. Ojciec — maszynista na Kolei Rysko-Orłowskiej, a następnie Warszawsko-Wiedeńskiej. Zmarł w 1905 r. Matka — robotnica w fabryce pończoch. Zmarła w 1910 roku (…). Ukończyłem czteroklasową szkołę miejską w 1909 r. w Warszawie (na Pradze)” [pisownia wszystkich cytatów oryginalna].

Tu, jak zobaczymy dalej, zaczynają się schody. W dzień urodzin Konstantego jego ojciec pracował na kolei jako rewident, czyli był urzędnikiem. Oczywiście, wcześniej mógł być maszynistą. Nie ma też pewności, że matka Konstantego istotnie pracowała w fabryce pończoch. A co do tego, kiedy i gdzie urodził się sam Rokossowski — jest to pytanie, na które niełatwo udzielić odpowiedzi.

Rokossowski we wszystkich życiorysach jako dzień swoich urodzin podawał 8/20 grudnia 1896 roku. Gorzej już było z miejscem: aż do 1945 roku marszałek twierdził, że urodził się w Warszawie, natomiast w życiorysie z 27 grudnia tego roku nagle pojawiły się Wielkie Łuki w guberni pskowskiej. Kiedy jesienią 1949 roku Stalin rozkazał Rokossowskiemu poczuć się Polakiem i stanąć na czele Wojska Polskiego, na odpowiednim miejscu w kwestionariuszach osobowych znów pojawiła się Warszawa. Zaś gdy po siedmiu latach marszałek wrócił do Związku Radzieckiego — wróciły też Wielkie Łuki.

Wnuk marszałka, Konstantin Wiljewicz Rokossowski, wysunął ciekawą hipotezę, dlaczego w powojennym życiorysie dziadka Warszawę zastąpiły Wielkie Łuki. W 1945 roku Rokossowski został dwukrotnym Bohaterem Związku Radzieckiego. Zgodnie z zasadami przyznawania tego tytułu, na ziemi rodzinnej dwukrotnego Bohatera należało postawić jego popiersie. Ale jak je postawić w Warszawie? Rząd polski był oczywiście całkowicie podporządkowany Moskwie, ale nawet jemu niezręcznie było stawiać w stolicy pomnik bohatera innego kraju, tym samym otwarcie demonstrując swoją zależność od ZSRR. Dlatego też, przypuszczalnie pod wpływem silnej odgórnej rekomendacji, Rokossowski „nagle urodził się” w rosyjskich Wielkich Łukach. Miasto to wybrano pewnie dlatego, że w jego okolicach mieścił się kiedyś majątek baronów Rokossowskich, za których dalekiego krewnego — nie bez podstaw — uważano sowieckiego marszałka.

Co ciekawe, po wojnie, zajmując już stanowisko ministra obrony narodowej Polski, Rokossowski wysłał do Wielkich Łuk odpowiednie zapytanie. Sam marszałek zapewne nie miał nigdy wątpliwości co do miejsca swojego urodzenia, a zapytanie wysłał tylko po to, aby negatywna odpowiedź przekonała polskich towarzyszy, że „ich” minister rzeczywiście urodził się w stolicy Priwislianskiego Kraju.

Jeśli w kwestii miejsca urodzenia przyszłego marszałka panuje pewne zamieszanie, to na pewno wiemy, że ochrzczony został w obrządku prawosławnym. Tak wynika z dokumentów z jego późniejszej służby w 5. Kargopolskim Pułku Dragonów, w tym z wniosku o przyznanie mu Żołnierskiego Orderu św. Jerzego. To nikogo nie powinno dziwić. Aż do 1905 roku, zgodnie z ówczesnym prawem, gdy w rodzinie małżonek był katolikiem na służbie państwowej, a żoną prawosławna, ich dzieci musiały być chrzczone w obrządku prawosławnym, inaczej ich ojciec tracił stanowisko. A ojciec Konstantego, bez względu na to, czy był maszynistą, czy też rewidentem, formalnie był urzędnikiem państwowym i nosił mundur kolejarza z carskim herbem — dwugłowym orłem.

Oto co czytamy o Warszawie tych czasów w słowniku encyklopedycznym „Granat”:

Populacja Warszawy rośnie bardzo szybko i zajmuje pod tym względem trzecie miejsce wśród miast Rosji (Petersburg, Moskwa, Warszawa). Mieszkańców około 785 tysięcy ludzi (1913 r.), z czego prawosławnych 36 tys., katolików — 400 tys., protestantów — 20 tys., żydów — 254 tys.; pozostali to ormiano-gregorianie, mahometanie i in. W Warszawie działają: uniwersytet, Instytuty Politechniczny i Weterynaryjny, 7 gimnazjów męskich, 2 progimnazja, kilka szkół realnych, handlowych i zawodowych, korpus kadecki, seminarium nauczycielskie, Instytut dla Panien Dobrze Urodzonych, 4 gimnazja dziewczęce i szkoła handlowa; szkół miejskich ponad 180. Ceny na żywność, mieszkania — petersburskie. Kościołów prawosławnych w mieście (z kaplicami domowymi) ponad 20.

W jednej z nich pewnie ochrzczono przyszłego marszałka, jako że mieszkał wówczas z rodziną na prawym brzegu Wisły, na Pradze, przy ulicy Stalowej 5.

Rokossowski w wieku 18 lat

Jak widać, prawosławnych w Warszawie nie było znów tak mało — około 5% mieszkańców. W głównej masie byli to Rosjanie — rodziny urzędników i oficerów. Większość Polaków odnosiła się do rodaków, którzy przeszli na prawosławie, z nieufnością, widząc w nich agentów Rosji — kraju, który pozbawił Polskę niepodległości i prowadził na przełomie XIX i XX wieku politykę rusyfikacji. Nawet nauczanie w polskich gimnazjach przez wiele lat obywało się wyłącznie w języku rosyjskim. Dopiero po rewolucji 1905 roku częściowo przywrócono w szkołach język polski, pozwolono też zakładać prywatne gimnazja męskie.

Wracając do rodziny Konstantego, to w autobiografii marszałka z 1940 roku jest pewna nieścisłość. Podał tam, że jego ojciec Ksawery Józef zmarł nie w 1905 roku, a 17 października 1902 roku i 20 października został pochowany na cmentarzu Bródnowskim w Warszawie. Nagrobna płyta granitowa, która wciąż tam leży, została położona przez marszałka na początku lat pięćdziesiątych XX wieku. Jak wspomina siostra marszałka, Helena Rokossowska, ojciec do końca nie doszedł do siebie po katastrofie kolejowej, w której ucierpiał kilka lat przed śmiercią. Pamiętała zdjęcie przedstawiające ojca obok wykolejonego pociągu.

Jeszcze jedna nieścisłość dotyczy ukończonych — jakoby — przez młodego Rokossowskiego czterech klas szkoły miejskiej. Tak naprawdę Konstanty albo w ogóle szkoły nie ukończył, albo nie zdał egzaminów końcowych.

Czemu tak twierdzę? Oto dlaczego.

W podaniu o przyjęcie na stanowisko dowódcy w Armii Czerwonej, złożonym przez niego 22 kwietnia 1920 roku, Konstanty podał datę i miejsce swojego urodzenia: 8 grudnia 1896 roku, Warszawa. To data w starym stylu (według kalendarza juliańskiego) obowiązującym w imperium rosyjskim. Według nowego stylu był to 20 grudnia. W tym samym podaniu napisał, że ukończył pięć klas gimnazjum. Nazwę szkoły trudno odczytać — może to być „Fronażowska” albo „Brzezińskiego”. Być może Rokossowski miał tu na myśli I Gimnazjum Męskie, którego dyrektorem w 1911 roku był radca rzeczywisty Aleksander Brzeziński. Mieściło się ono pod adresem Nowy Świat 72. Tu warto dodać, że na tym podaniu, Rokossowski po raz pierwszy podpisał się jako Konstanty Konstantynowicz, pozbywszy się nietypowego dla Rosjan imienia po ojcu Ksawerewicz.

Na pytanie: „Kiedy wstąpił do wojska i w jakim charakterze: w drodze losowania, na ochotnika, jako wojskowy z cenzusem, czy też po zakończeniu szkoły?”, Rokossowski odpowiedział: „2 sierpnia 1914 roku jako wojskowy z cenzusem 5. Pułku Dragonów Kargopolskich”. Tu marszałek coś nazmyślał — według dokumentów do pułku wstąpił na ochotnika, gdyż na wojskowego z cenzusem nie miał wystarczającego wykształcenia.

Według encyklopedii Brockhausa i Efrona, „chętni do zaciągnięcia się do służby wojskowej w charakterze wojskowego z cenzusem musieli spełniać określone wymogi: 1) mieć ukończone co najmniej 17 lat i w razie niepełnoletności przedstawić zgodę rodziców bądź opiekunów; 2) ich zdrowie i budowa ciała powinny odpowiadać warunkom postawionym kandydatom do służby wojskowej; 3) posiadać stosowne świadectwo zdobytego wykształcenia”.

W tym samym podaniu Rokossowski napisał, że służył „od 5 sierpnia do października 1917 roku w starym wojsku jako wojskowy z cenzusem, podoficer”. I tu znów rozminął się z prawdą: służył jako ochotnik, a podoficerem został już 29 marca 1917 roku. We wszystkich dokumentach 5. Kargopolskiego Pułku Dragonów Konstanty Ksawery Rokossowski zawsze występuje jako wojskowy z cenzusem.

Oznacza to tylko jedno: w momencie przybycia do pułku dragonów Rokossowski nie ukończył czteroletniej szkoły miejskiej i nie miał statusu wojskowego z cenzusem, co między innymi zwalniało go z nieprzyjemnego obowiązku wykonywania prac gospodarczych.

I jeszcze jedna niejasność. W rozkazie z 5 sierpnia 1914 roku, dotyczącym wymienianego już pułku dragonów, czytamy:

Chłop powiatu grójeckiego wieś Długowole gmina Rykały Wacław Julian Strankiewicz przyjęty do państwowego oddziału ochotniczego pierwszej kategorii w 1911 roku oraz mieszczanin gminy Komorowo powiatu ostrowskiego Konstantyn Ksawery Rokosowski [przez jedno „s” — przypis autora], urodzony w 1894 roku, wstępują do służby w powierzonym mi pułku jako szeregowcy, do 6-go szwadronu.

Władysław Kardaszow, autor pierwszej radzieckiej biografii Rokossowskiego (ukazała się w 1972 roku i jak na tamte czasy była całkiem dobra), który odnalazł i opublikował ten rozkaz, próbował tłumaczyć sprzeczności dotyczące daty jego urodzenia następująco: „Najwyraźniej Konstanty Rokossowski bardzo pragnął wstąpić do pułku, skoro za radą starszego towarzysza Wacława Strankiewicza dodał sobie całe dwa lata — w rzeczywistości w sierpniu 1914 roku młody ochotnik nie miał nawet 18 lat, a do rosyjskiego wojska powoływano mężczyzn powyżej 21 roku życia”. Ochotnikami byli zwykle młodzieńcy dwudziestoletni — dawało im to możliwość wyboru rodzaju wojsk, w których chcieli służyć.

Nie powinno też dziwić, że w rozkazie Rokossowski został nazwany „mieszczaninem gminy Komorowo”. Nigdy tam oczywiście nie mieszkał, ale to nie było ważne. Komorowskimi mieszczanami byli przodkowie Rokossowskiego po pozbawieniu ich szlachectwa. W powiecie Ostrów Mazowiecka, w majątku Stok, przez jakiś czas mieszkał dziadek marszałka, Jan Wincenty Rokossowski. Tam też prawdopodobnie urodziły się niektóre jego dzieci. Te dane zostały zapewne spisane z dowodu osobistego Konstantego.

Ale nawet gdybyśmy uwierzyli, że Rokossowski rzeczywiście postarzył siebie o dwa lata i że dowódca 5. Kargopolskiego Pułku Dragonów, pułkownik Artur Szmidt, oraz jego adiutant, porucznik Siergiej Łomikowski, byli na tyle naiwni, że nie zażądali od rekruta dokumentów, to i tak Konstanty w żaden sposób nie mógł się urodzić w 1896 roku. Mam na to żelazny argument.

Chodzi o to, że młodsza siostra Konstantego, Helena Rokossowska, jak czytamy na jej nagrobku na cmentarzu Bródnowskim w Warszawie, urodziła się 16 sierpnia 1896 roku i zmarła 22 lipca 1982 roku. Prawnuczka marszałka — Ariadna Konstantinowna — podczas jednego ze swoich pobytów w Warszawie zrobiła zdjęcie grobu Heleny. I oto w mieszkaniu Ady wspólnie z jej ojcem, wnukiem marszałka, Konstantinem Wiljewiczem Rokossowskim, oglądamy przez lupę napis na nagrobku. Z daleka data urodzenia wygląda jak „18 VIII 1898”, ale po dokładniejszym przyjrzeniu się widać, że to jest „1896”. Poprosiłem mojego warszawskiego kolegę, historyka Tomasza Bohuna, aby sprawdził, jaka naprawdę widnieje tam data. I 15 stycznia 2009 roku Tomasz odpisał mi, że data urodzenia śp. siostry marszałka to 16 sierpnia 1896 roku i jest to data z bazy komputerowej cmentarza. Ale na zdjęciu, które nam przysłał, rok śmierci Heleny na grobie też wygląda na 1898. Pewnie ten, kto napis na płycie kiedyś odnawiał, nie zajrzał do kartoteki cmentarza. Ale w archiwum Konstantina Wiljewicza znalazła się fotografia z pogrzebu Heleny Rokossowskiej. Tam wyraźnie widać tabliczkę na trumnie: „Helena Rokossowska, żyła lat 86. 24 VII 1982” (24 lipca — to data pochówku). To jednoznacznie wskazuje na 1896 jako na rok urodzenia Heleny.

Czyli nie ma wątpliwości. Helena Rokossowska rzeczywiście urodziła się w sierpniu 1896 roku. Ale to oznacza, że przyszły marszałek w żaden sposób nie mógł urodzić się w grudniu tego roku. Praw biologii zmienić się nie da.

Kiedy więc w końcu urodził się Konstanty Rokossowski? Jeśli uznać, że był młodszy od Heleny, to najwcześniejszą możliwą datą jest koniec 1897 roku. Trudno jednak zrozumieć, dlaczego Rokossowski na początku służby w Armii Czerwonej chciał być starszy niż w rzeczywistości. Przecież już wówczas planował karierę wojskową, a z tego punktu widzenia korzystniej było się odmłodzić: oddala się czas przejścia do rezerwy i człowiek w oczach dowództwa wygląda na bardziej perspektywicznego. W czasach rewolucji i wojny domowej bardzo wielu ludzi, korzystając z zamieszania, zmieniało daty urodzenia. Zwykle jednak odmładzało się. Przy tym nierzadko zaniżano wykształcenie, aby nie być posądzonym o przynależność do klasy wyzyskiwaczy. W tym przypadku przesunięcie roku urodzenia w dół pozwalało przesłonić lata życia spędzone w starszych klasach gimnazjum. Na przykład „żelazny komisarz ludowy” Nikołaj Iwanowicz Jeżow, najwyraźniej z tego powodu, odmłodził się o dwa-trzy lata.

Rokossowski postąpił zaś niestandardowo, zawyżając swoje wykształcenie i robiąc z siebie „wojskowego z cenzusem”. Z jednej strony mogło to obudzić czujność komisarzy co do prawdziwości jego proletariackiego pochodzenia, z drugiej zaś strony otwierało perspektywy na przyszłość. Przecież Rokossowski już od marca 1919 roku był członkiem RPK (b) [Rosyjskiej Partii Komunistycznej (bolszewików)], a wśród wstępujących do partii dowódców Armii Czerwonej mało kto mógł pochwalić się choćby pięcioma klasami gimnazjum. To, mimo młodego wieku, dawało mu szansę awansu na stanowisko dowódcy pułku — do czego też doszło.

Tu należy wreszcie wyjaśnić, że Helena Rokossowska przez całe życie uważała się za młodszą siostrę Konstantego. A to oznacza, że przyszły marszałek mógł teoretycznie urodzić się w połowie 1895 roku. A stąd już blisko do grudnia 1894 roku — daty urodzenia Rokossowski nie miał więc potrzeby zmieniać. Urodził się bowiem w Warszawie 8/20 grudnia 1894 roku — dwa lata wcześniej, niż wskazuje data podawana we wszystkich encyklopediach.

Oczywiście, datę urodzin Rokossowskiego najprościej byłoby poznać z księgi parafialnej. W 1894 roku w Warszawie było kilka cerkwi: w jednej z nich, pewnie w cerkwi św. Marii Magdaleny na Pradze pełniącej wówczas funkcję świątyni parafialnej [obecnie Sobór Metropolitalny Świętej Równej Apostołom Marii Magdaleny], ochrzczony został przyszły marszałek. Ale dwie wojny zrobiły swoje i dokumenty te przypuszczalnie już dawno zmieniły się w popiół.

Grób siostry Konstantego, Heleny, ze zmienioną datą urodzenia

Pogrzeb Heleny Rokossowskiej. Z tablicy na trumnie wynika, że urodziła się w 1896 roku

Marszałek Gieorgij Konstantinowicz Żukow, przyjaciel i rywal Rokossowskiego, który urodził się 19 listopada (1 grudnia) 1896 roku, był przekonany, że jest jednak starszy od niego, mimo że tylko o trzy tygodnie. A w rzeczywistości to Rokossowski był od niego starszy — i to prawie o całe dwa lata.

A co wiemy o starszej siostrze Konstantego, Marii? Kiedy Rokossowski wkrótce po rozpoczęciu służby w pułku odwiedził rodzinę, dowiedział się, że Maria wyszła za mąż. Zmarła podczas ewakuacji do Rosji w 1915 albo 1916 roku, o czym Konstanty zawiadomił Helenę w 1945 roku w wyzwolonej od Niemców Warszawie. Skoro ewakuowała się, to można przypuszczać, że jej mąż był rosyjskim urzędnikiem albo oficerem. Nie wiadomo, czy miała dzieci. I to wszystko.

O życiu Konstantego do 1914 roku wiemy coś głównie ze wspomnień Heleny. Okazuje się, po śmierci ojca krewni zabrali Marię i Konstantego matce, aby wychowywać ich w polskim duchu. Charakterystyczne, że w czasach sowieckich w kwestionariuszach osobowych w rubryce „narodowość” Konstanty pisał „Polak”, a w rubryce „język ojczysty” — „rosyjski”. Ten język poznał dzięki matce. Straciwszy męża, Antonina musiała pójść do pracy do zakładów odzieżowych na ulicy Szerokiej. Według innej wersji w fabryce nigdy nie pracowała, a po śmierci męża od razu wyjechała z młodszą córką do ojczyzny, do Telechan, gdzie dożyła swych dni.

Po śmierci matki Helenę wzięła do siebie do Petersburga jej ciotka — Władysława Joanna. Była żoną jakiegoś urzędnika, dzieci nie mieli. A Konstantego zaraz po śmierci ojca zabrał na wychowanie młodszy brat Ksawerego, Aleksander, właściciel cenionej kliniki stomatologicznej przy ul. Marszałkowskiej 151. Był dobrym dentystą, jego klientelę stanowili zamożni warszawianie, dzięki czemu mógł kupić majątek Pułapin [powiat Błonie], gdzie Konstanty bywał latem i nauczył się dobrze jeździć konno. Z uwagi na namiętność do jeździectwa przyjaciele przezwali go „Beduinem”, a swoje prezenty dla niego, pocztówki ze zdjęciami jego ukochanych dżokejów, podpisywali: „Naszemu Beduinowi”.

Wuj Aleksander umieścił bratanka w znanej szkole prywatnej Antoniego Łaguny (przy Świętokrzyskiej 25). Chłopca wychowywała babcia Konstancja, która mieszkała u swojej młodszej córki, Stefani Dawidowskiej (przy Marszałkowskiej 117).

Pod koniec 1906 roku Aleksander Rokossowski nagle zszedł z tego świata — miał tylko 48 lat. Po jego śmierci opiekę nad bratankiem wziął na siebie najmłodszy z braci Rokossowskich, Michał. Ten umieścił Konstantego w Gimnazjum Zgromadzenia Kupieckiego na rogu ulic Waliców i Twardej, którego wychowankowie nosili czapki z zielonym otokiem. Być może było to właśnie to gimnazjum, które Rokossowski wymienił w podaniu z 1920 roku.

W pamiętnikach Konstanty przyznał się, że „od młodych lat pożerał książki dotyczące historii wojen, poczynając od czasów Aleksandra Macedońskiego i wodzów rzymskich”. Helena wspominała, że Konstanty uwielbiał powieści historyczne Walerego Przyborowskiego „Szwedzi w Warszawie” i „Bitwa pod Raszynem”. W końcu wojenna romantyka doprowadziła go do rosyjskiej kawalerii i określiła życiowy wybór.

24 sierpnia 1909 roku zmarł też czterdziestosiedmioletni Michał Rokossowski. Pochowano go obok Aleksandra w rodzinnym grobowcu na warszawskich Powązkach. Konstanty musiał odejść z gimnazjum. Jak pamiętamy, nie ukończył nawet czterech klas szkoły miejskiej. Dlaczego tak się stało, trudno powiedzieć. Być może pozostali krewni nie byli w stanie opłacać czesnego, choć wśród nich byli też ludzie całkiem zamożni, jak na przykład Stefan Wysocki (o nim nieco później). A być może uczyć się dalej nie chciał sam Konstanty, zamiast klasycznego wykształcenia wolał zdobyć fach w pracowni swojego wuja, co zawsze gwarantowało pewny kawałek chleba.

Konstanty przeniósł się do siostry ojca, Zofii Wysockiej, która mieszkała przy Konopackiej 11. Do murowanej czteropiętrowej kamienicy tuż obok, przy ulicy Karbowskiej, przeniosła się ciotka Stefania ze swoim mężem Mieczysławem Dawidowskim. Do matki Konstanty najwyraźniej nie miał zamiaru jechać. Antonina Rokossowska zmarła dwa lata później — na początku 1911 roku, prawdopodobnie na gruźlicę. Najwyraźniej na stosunki między nimi padł jakiś cień. Co ciekawe, gdy w 1945 roku Rokossowski wrócił do Polski, na grobie ojca postawił pomnik, lecz grobu matki nie odnalazł. I dotąd nie wiemy, gdzie ją pochowano. Według jednej wersji — na którymś z warszawskich cmentarzy. Według innej, bardziej prawdopodobnej, leży na cmentarzu w rodzinnej wsi Telechany. Po drugiej wojnie światowej, gdy Rokossowski był jeszcze w Polsce, otrzymał list od jakichś ludzi z tej miejscowości, podających się za krewnych jego matki. Twierdzili, że jest pochowana w Telechanach, ale z jakiegoś powodu na cmentarzu katolickim — nawet wskazywali konkretne miejsce. Interesowały ich też jej losy po śmierci męża. Konstanty Konstantynowicz odpowiedział, że w chwili śmierci ojca był za mały, by coś pamiętać. Do Telechan marszałek jednak nie dotarł.

Rokossowski (w środku) z wujkiem Konstantym (pierwszy od lewej) i dwoma jego synami – Pawłem i Wincentym

Można przypuszczać, że po śmierci męża Antonina Rokossowska wyszła powtórnie za mąż za Polaka albo za Białorusina-katolika i dlatego pochowana została na cmentarzu katolickim. Gdyby się to potwierdziło, tłumaczyłoby, dlaczego jej dzieci trafiły do krewnych Ksawerego.

Konstanty zaczął pracować. Najpierw podobno był pomocnikiem cukiernika, potem dentysty, ale pokłócił się z nim i podjął pracę w zakładach dziewiarskich przy ulicy Szerokiej. Nie można też wykluczyć, że tak naprawdę w żadnym z tych miejsc nie pracował, a od razu został uczniem kamieniarskim w zakładzie Stefana Wysockiego (męża ciotki Zofii) przy ulicy Strzeleckiej 2. W życiorysie z 1940 roku Rokossowski umiejscowił te wydarzenia w 1911 roku. Odmłodził się tam przecież o dwa lata, poprzesuwał też inne daty, na przykład śmierć ojca, którą zapisał na 1905 rok. Byłoby logiczne, że przyjechawszy po śmierci Michała Rokossowskiego do Wysockiego pod koniec 1909 roku, Rokossowski od razu zaczął pracować w jego zakładzie. W grudniu 1909 roku kończył akurat 15 lat, a fizycznie był rozwinięty ponad wiek. Nieszczęsny zakład dziewiarski Konstanty mógł wpisać, aby podkreślić swoje proletariackie pochodzenie.

Zakład kamieniarski przy ul. Strzeleckiej, w którym pracował Rokossowski

Jeśli mam rację, to do rozpoczęcia służby wojskowej przepracował ponad pięć lat. Nic dziwnego, że koledzy z pracy uważali go za doświadczonego i zdolnego fachowca. W zakładzie wykonywano płyty nagrobne (tu powstał granitowy grobowiec Rokossowskich na Powązkach), kamienne ogrodzenia i przygotowywano płyty do okładania budynków. To właśnie zakład Wysockiego otrzymał zamówienie na obłożenie kamieniem pięćsetmetrowego mostu Mikołaja II (obecnie Poniatowskiego). Ale wkrótce zakład trzeba było przenieść do Grójca, 35 km na południowy zachód od Warszawy, gdzie łatwiej było o surowiec. Razem z nim do Grójca przeniosła się babka Konstancja i siostra Konstantego, Maria. Tam też przez pewien czas, przy ulicy Wareckiej 12, mieszkała jego młodsza siostra — Helena. Mniej więcej rok później Rokossowski przeprowadził się na ulicę Mogielnicką 12 (dom ten nie zachował się).

Syn Stefana Wysockiego, Roman, i Helena twierdzili, że Wysoccy dbali o sieroty i starali się zapewnić im domowe ciepło. Starzy mieszkańcy Grójca wspominali, że Konstanty lubił śpiewać, tańczyć i nieźle grał na harmonijce ustnej. Łatwo też domyśleć się, że prawie dwumetrowy amant-kamieniarz nie mógł opędzić się od wielbicielek.

Legenda głosi, że Rokossowski był aresztowany za udział w pierwszomajowej manifestacji w 1912 roku w Warszawie, gdy próbował ukryć za pazuchą zerwany przez żandarmów czerwony sztandar — po raz pierwszy historię tę zamieścił w biografii marszałka W.I. Kardaszow. Podobno przez dwa miesiące (według innej wersji podanej przez polskich biografów Rokossowskiego, Tadeusza Koneckiego i Ireneusza Ruszkiewicza — tylko sześć tygodni) więziono go na Pawiaku. Ponieważ nie miał ukończonych 16 lat, zwolniono go, ale z zakładu dziewiarskiego wyleciał podobno z hukiem. Konecki i Ruszkiewicz twierdzą, że poręczył za niego wujek — Mieczysław Dawydowski.

Cała ta historia wygląda na dość naciąganą. W 1912 roku Rokossowski przecież mieszkał i pracował w Grójcu — w każdym razie sam tak twierdził — i nie chce się wierzyć, że miał ochotę walczyć z burżuazyjnymi krwiopijcami, czyli między innymi z własnym wujkiem. A tym bardziej w Warszawie.

Tu warto nadmienić, że w podobnym „rodzinnym” przedsiębiorstwie, u swojego wujka-kuśnierza, przed pierwszą wojną światową pracował Gieorgij Żukow, z którym o laur popularności Rokossowski zawsze walczył.

Najpewniej w żadnej manifestacji Rokossowski udziału nie brał, a całą tę historię wymyślił, aby upiększyć swój kwestionariusz osobowy. Potem, w ostatnim życiorysie zachowanym w teczce osobowej Rokossowskiego, wersja o udziale w pierwszomajowej manifestacji znalazła potwierdzenie w wymienianych miejscach pracy: „1910 — maj 1912 — pracownik w zakładzie dziewiarskim na warszawskiej Pradze. Czerwiec 1912 — sierpień 1914 — kamieniarz w zakładzie Stefana Wysockiego, m. Grójec gub. warszawskiej”.

Potwierdzić albo zanegować wersję o aresztowaniu Rokossowskiego w 1912 roku mogą tylko materiały archiwów. Archiwum Warszawskiego Gubernialnego Zarządu Żandarmerii zostało wywiezione do Rosji i weszło w skład Archiwum Państwowego Federacji Rosyjskiej (GARF) w Moskwie. Pewnie można tam znaleźć materiały z przesłuchań zatrzymanych uczestników manifestacji pierwszomajowych, a wśród nich, być może, także i Konstantego Rokossowskiego. Gdyby to się udało, zdobylibyśmy jakościowo dobre zdjęcie przyszłego marszałka w młodym wieku — wszystkich aresztowanych obowiązkowo fotografowano. Jednak takich zdjęć jest bardzo mało, podobnie mało wiemy o polskiej młodości Rokossowskiego — najwyraźniej zwyczajnej i niezapowiadającej błyskotliwej kariery przyszłego wodza.

Rozdział drugi

W okopachpierwszej wojny światowej

Warto zaznaczyć, że w wojsku rosyjskim służyło niemało różnych Rokossowskich. Byli wśród nich oficerowie, generałowie, szlachta. Trudno jednak powiedzieć, czy byli choć trochę spokrewnieni z naszym bohaterem.

Ale wspomnę o jednej dramatycznej historii. W archiwum zachowała się „Decyzja o przyznaniu emerytury wdowie po kapitanie sztabowym 1. Grenadierskiej Brygady Artylerii baronie Aleksieju Aleksiejewiczu Rokossowskim, który utonął na froncie 26 maja 1915 roku”, przygotowana przez okręgowego szefa wojskowego w Helsingfors [Helsinkach] 17 lipca 1915 roku. Wdowa mieszkała w Helsingfors, w domu pod numerem 15 przy ulicy Bermańskiej. W podaniu napisanym przez Annę Pawłowną („28 lat, dzieci brak”) 30 czerwca 1915 roku, czytamy: „Mąż mój utonął na froncie podczas kąpieli przez zawał serca, w związku z czym, załączając niżej wymienione dokumenty i arkusz uzupełniający z wpisanymi w nim odpowiedziami, proszę Wielmożnego Pana o przyznanie mi należnej mi emerytury”.

Dalej Anna Pawłowna wymieniała zasługi męża, zdobyte przez niego odznaczenia i odniesione rany.

O nieszczęsnym oficerze-zawałowcu wspominam tylko dlatego, że baronowie Rokossowscy mieli majątek w okolicach wymienionych wcześniej Wielkich Łuk. Ta gałąź rodu Rokossowskich pochodziła z guberni witebskiej, gdzie pojawili się w XVII wieku. Kiedy protoplasta rodu Iwan Rokossowski w 1778 roku potrzebował potwierdzenia swojego szlachectwa, zwrócił się do kanclerza koronnego w Warszawie i do arcybiskupa poznańskiego, którzy zaświadczyli, że ród Rokossowskich należy do starożytnych rodów polskich i wielu jego przedstawicieli zajmowało wysokie stanowiska państwowe. Między innym ksiądz Józef Rokossowski był wtedy kanonikiem arcybiskupa poznańskiego. Tu warto dodać, że urodzony w 1915 roku brat Aleksieja Aleksiejewicza, baron Płaton Aleksiejewicz Rokossowski, służył w randze miczmana we flocie białych w Archangielsku, trafił do niewoli i został rozstrzelany przez czerwonych w 1919 albo 1920 roku. Teoretycznie więc w czasie wojny domowej przedstawiciele rodu Rokossowskich mogli spotkać się twarzą w twarz.

O przebiegu służby w armii carskiej w podaniu z 22 kwietnia 1920 roku Rokossowski napisał następująco: „Od 2 sierpnia 1914 r. do grudnia 1917 r. wojskowy z cenzusem, młodszy podoficer”. Natomiast o udziale w działaniach bojowych: „W wojnie germańskiej od 2 sierpnia 1914 r. przez cały czas na froncie”. Jak pamiętamy, Rokossowski zgłosił się na ochotnika do 5. Kargopolskiego Pułku Dragonów. Na wojnę prawdopodobnie pociągnęła go wojenna romantyka. Być może odegrał tu też swoją rolę patriotyzm — zarówno rosyjski, jak i polski. W ogłoszonej 1/14 sierpnia 1914 roku „Odezwie do Polaków” Wódz Naczelny wojsk rosyjskich, wielki książę Mikołaj Mikołajewicz, obiecywał Polakom szeroką autonomię i przyłączenie polskich prowincji Austrii i Niemiec:

Wybiła godzina, w której marzenie święte ojców waszych i dziadów może się urzeczywistnić. Półtora wieku temu żywe ciało Polski rozszarpane zostało na kawałki, lecz dusza Jej nie umarła. Żyła Ona nadzieją, iż nadejdzie godzina zmartwychwstania narodu Polskiego i jego pogodzenia się braterskiego z Wielką Rosją.

Wojska rosyjskie niosą wam błogą wieść tego pogodzenia. Niech znikną granice, które rozdzieliły na kawałki naród Polski! Niech złączy się On w jedną całość pod berłem Cesarza Rosyjskiego! Pod berłem tym odrodzi się Polska, wolna pod względem swej wiary, języka i samorządu.

Rozumie się, wuj cara nie uściślał, że ciało polskiego orła rozszarpywała niezgorzej Rosja i jej władcy.

Warto zwrócić uwagę, że przyjęcie Rokossowskiego do pułku datowane jest na 5 sierpnia, natomiast zgłoszenie do wojska na 2 sierpnia, czyli na dzień po ogłoszeniu „Odezwy do Polaków”. Konstanty uważał siebie za Polaka, ale jeśli chodzi o język i wiarę czuł się Rosjaninem. Pewnie przyszłość Polski widział w ścisłym związku z Rosją i gotów był walczyć przeciwko Niemcom i Austro-Węgrom, w których widział prawdziwych wrogów swojej ojczyzny.

Jak już wspominano, ochotnicy mogli wybierać rodzaj wojska, w którym chcieli walczyć — Konstanty wybrał kawalerię.

Rokossowskiemu przyszło walczyć najpierw w Polsce na Froncie Północno-Zachodnim, a następnie na Północnym w krajach bałtyckich. Dowódcą 5. Kargopolskiego Pułku Dragonów był wówczas pułkownik Artur Schmidt. Wojnę Schmidt zakończył z pagonami generała majora jako dowódca 2. Brygady 6. Dywizji Kawalerii. Po rewolucji wrócił do rodzinnej Rygi.

Wkrótce po rozpoczęciu służby Konstantemu Rokossowskiemu zapisano pierwszy czyn bohaterski. W.I. Kardaszow opisuje to tak:

5. Dywizja Kawalerii powoli przesuwała się w stronę nieprzyjaciela. 8 sierpnia podjazd pułku kargopolskiego dostrzegł na podgrodziu Nowego Miasta nad Pilicą kawaleryjskie oddziały wroga, nie można jednak było ocenić ich liczby i zamiarów. Trzeba było przeprowadzić zwiad. Podjął się tego młody dragon. Przebrany po cywilnemu udał się wieczorem do miasta, spokojnie przespacerował się po ulicach, porozmawiał z mieszkańcami i przekonał się, że zajęte jest przez pułk kawalerii Niemców. Brawura zwiadowcy spodobała się dowództwu, przyniesione przez niego wiadomości potwierdziły się i Konstanty Rokossowski dostał pierwszą bojową nagrodę — Krzyż św. Jerzego 4-go stopnia, Nr 9841.

Jakiś dziwny ten wyczyn. Wychodzi na to, że Rokossowski działał tu jak zwykły szpieg i gdyby go złapano, zawisłby na najbliższej latarni. Tak naprawdę nasz bohater dokonał normalnego wyczynu bojowego, a w tekście Kardaszowa prawdziwy jest tylko numer krzyża, który mu wręczono. W spisie żołnierzy niższych stopni wojskowych 5. Kargopolskiego Pułku Dragonów przedstawionych do odznaczeń za walki podczas zwiadu od 29 lipca do 8 sierpnia i walki na przedpolach Nowego Miasta 11 sierpnia, widnieje dragon-ochotnik 6. szwadronu Konstanty Rokossowski, prawosławny, niekarany, bez odznaczeń. A oto na czym, zgodnie z opisem, polegał jego wyczyn: „Jako patrolowiec podjazdu wjechał do wsi Jastrząb, natrafił tam na wartę, która zaczęła do niego strzelać, z drugiej strony rzucił się na niego niemiecki kawalerzysta; dragon Rokossowski okazał zimną krew, zarąbał szablą niemieckiego ułana, pogalopował do swoich i w porę uprzedził o niebezpieczeństwie, dzięki czemu podjazd uniknął pułapki”.

Rokossowski został przedstawiony do odznaczenia Krzyżem Zasługi Wojskowego Orderu świętego Jerzego (Krzyżem św. Jerzego) 4. stopnia z nominacją na gefreitera, zgodnie z punktami 67. paragrafu statutu Krzyża św. Jerzego: „17) Kto, będąc zwiadowcą, pokonując osobiste niebezpieczeństwo, zdobędzie i dostarczy ważne wiadomości o nieprzyjacielu; 18) Kto, znajdując się w ukryciu, w oddzielnej strażnicy albo na pierwszej linii, okrążony przez nieprzyjaciela, z zagrożeniem własnego życia przebije się i dotrze do swojej jednostki”.

Jednak 30 sierpnia ze sztabu 5. Dywizji Kawalerii na ręce dowódcy 5. Kargopolskiego Pułku Dragonów dotarła notatka z żądaniem, aby „zwrócić listę dla rewizji i powtórnego przedstawienia, zgodnie z osobistymi wskazówkami szefa dywizji”.

Druga lista była już w porządku i Rokossowski dostał w końcu swój pierwszy order. W rozkazie z 28 października 1914 roku Nr 28 skierowanym do 9. Armii, podpisanym przez dowódcę armii, generała infanterii P.A. Leczyckiego, czytamy, że za odwagę wykazaną w walce z Austriakami i Niemcami nasz bohater został nagrodzony wspomnianym wyżej orderem. Jego nazwisko znajdziemy na załączonym wykazie pod numerem 6., tam też podany został numer wręczonego mu krzyża — 9841. Nieco inaczej wygląda tu opisany wyczyn: „Podczas patrolu, wjechawszy do wsi Jastrząb, natrafił na nieprzyjacielską zasadzkę, został okrążony przez wroga, ale zarąbawszy niemieckiego kawalerzystę, przedarł się do swojego oddziału i uprzedził o zasadzce”.

Wojska rosyjskie wycofują się z Warszawy, 1915 r.

W końcu grudnia 1914 roku szwadron, w którym służył Rokossowski, poniósł duże straty i został skierowany na odpoczynek do wsi Gać pod Warszawą. Stamtąd Konstanty udał się na urlop do Grójca. Tam zobaczył się z rodziną i dowiedział, że jego starsza siostra Maria wyszła za mąż — wtedy z bratem widzieli się po raz ostatni. Straty wśród kadry oficerskiej podczas „wielkiego odwrotu” armii rosyjskiej, trwającego od wiosny do jesieni 1915 roku, były ogromne. Już 4 września 1915 roku w jednostce generała lejtnanta N.N. Kaznakowa, gdzie wówczas służył Rokossowski, odczytano rozkaz sztabu 5. Armii:

Natychmiast telegrafować, których żołnierzy niższych szarż z każdej jednostki armii można oddelegować do szkoły podchorążych. Delegować ich teraz należy do dyspozycji witebskiego komendanta etapowego z pisemnymi informacjami i dokumentami o ich wykształceniu, a w razie ich zagubienia — ze stosownym zaświadczeniem dowódcy oddziału. Delegować można wyłącznie żołnierzy niższych szarż z cenzusem byłej 2-iej kategorii albo z wykształceniem dającym prawo do wejścia do pierwszej klasy [najniższa XIV klasa według tabeli o rangach] bez egzaminów. W stosunku do kawalerów Krzyża św. Jerzego z niższym wykształceniem należy telegraficznie uzyskać zgodę dowódcy armii, wskazując poziom wykształcenia.

Rokossowski nie miał niezbędnego wykształcenia. W praktyce zasad tych ściśle nie trzymano się w stosunku do pełnych kawalerów Krzyża św. Jerzego, których kierowano do szkoły podchorążych z niewystarczającym wykształceniem, ale Konstanty miał tylko jeden krzyż.

Jesienią 1915 roku w 5. Dywizji Kawalerii broniącej linii nad Dźwiną z ochotników powołano oddział partyzancki, którego zadaniem było prowadzenie zwiadu w miejscach stacjonowania oddziałów wroga. 30 stycznia 1916 roku w skład tego oddziału wchodził gefreiter Konstanty Sawieliewicz (tak przekręcono w spisach Ksawerewicza) Rokossowski z koniem o imieniu Harfista.

Medal Jerzego 4. stopnia Rokossowski otrzymał 20 lipca 1915 roku — wyróżnił się w walkach pod miejscowością Traszkuny, walcząc w oddziale kawalerii generała Kaznakowa. Powtórnie nagrodzono go Medalem Jerzego tego samego stopnia w rozkazie z 25 maja 1916 roku wydanym 6. Korpusowi Kawalerii — tym razem wyróżnił się podczas zwiadu, ale zgodnie z prawem medal ten został zastąpiony Medalem Jerzego 3. stopnia. Warto tu zaznaczyć, że wkrótce działania oddziału partyzanckiego wywołały niezadowolenie dowódcy 5. Dywizji Kawalerii generała lejtnanta P.P. Skoropadskiego, przyszłego hetmana ukraińskiego. W wydanym 8 marca 1916 roku rozkazie tak ocenił on rezultaty przeglądu w Dywizji: „Oddział partyzancki wypadł nie najlepiej. Jeden zryw to za mało, trzeba, aby oddział, tym bardziej partyzancki, trzymał mocno w garści jego dowódca. Tego nie widać. Najprostsze komendy wykonywane są nieumiejętnie. Oddział niedostatecznie jest przygotowany do działań w szyku konnym. Setnikowi Aleksiejewowi zalecam kontynuowanie prac nad wszechstronnym wyszkoleniem oddziału”. Za to pułk kargopolski Pawła Pietrowicza uradował: „W sumie pułk kargopolski uważam za doskonale ułożony w rękach jego dowódcy”.

1 marca 1917 roku, w przededniu zrzeczenia się tronu przez cara Mikołaja II, zgodnie z wykazem żołnierzy 5. Kargopolskiego Pułku Dragonów, dragon 4. szwadronu, Konstanty Rokossowski, który niedawno zakończył naukę w dywizyjnej szkole podoficerskiej, dokąd oddelegowano go w październiku 1916 roku, wciąż był na liście dywizyjnego oddziału partyzanckiego. Jego brat cioteczny Franz służył w tym czasie w 3. szwadronie jako ochotnik, podobnie jak i Konstanty, i został oddelegowany do sztabu dywizji. 29 marca 1917 roku Konstanty Rokossowski został mianowany młodszym unter-oficerem [podoficerem], zaś 26 września 1917 roku przedstawiono go do Medalu Jerzego 2. stopnia. A oto czym tym razem się zasłużył: „W nocy z 23 na 24 sierpnia 1917 r. pod miejscowością Kronenberg podjął się na ochotnika ruszyć na zwiad po drodze pskowskiej. Mimo ciemnej nocy, kiedy przeciwnika można wyłącznie wykryć, ściągając na siebie jego ogień i tym samym ryzykując życiem, wyruszył na zwiad i wykrył przygotowującego się do natarcia nieprzyjaciela po obu stronach drogi”.

Stosowny rozkaz o odznaczeniu go został wydany 21 listopada 1917 roku, co prawda z zastrzeżeniem: „Numery Orderów Jerzego zostaną podane oddzielnie”. Całkiem możliwe, że w zamęcie wojny tego medalu jednak mu nie wręczono.

To były ostatnie walki pierwszej wojny światowej, w których brał udział 5. Pułk Kargopolski.

Po wystąpieniu głównodowodzącego armii rosyjskiej Ł.G. Korniłowa przeciwko rządowi tymczasowemu i oddaniu Niemcom Rygi, front faktycznie zaczął się rozpadać. Żołnierze mieli dość siedzenia w okopach. Nie rozumieli, po co w ogóle prowadzi się tę wojnę, szczególnie gdy w kraju zwyciężyła rewolucja lutowa. Od rządu tymczasowego oczekiwali zakończenia działań wojennych, a ten przecież zobowiązał się prowadzić je aż do zwycięskiego końca.

Kawalerzyści rzadziej niż piechota siedzieli w okopach. W szyku konnym operowali głównie podczas zwiadu, a znane nam z filmów widowiskowe szarże kawaleryjskie były wielką rzadkością. Dywizje kawalerii, uważane za formacje elitarne i uderzeniowe, w porównaniu z dywizjami piechoty więcej czasu spędzały w odwodach niż na linii frontu, dzięki czemu proces rozkładu kawalerii dokonywał się wolniej niż w piechocie. Może dlatego do grudnia 1917 roku w 5. Dywizji Kawalerii nie odnotowano żadnego przypadku zamordowania oficera.

Z pomocą kawalerii dowództwo próbowało zaprowadzić w wojskach jako taki porządek. Dowódca 5. Dywizji Kawalerii generał major L.N. Wielkopolski, szef garnizonu Wendena (obecnie Cesis — Łotwa), 30 września 1917 roku musiał wydać rozkaz, w którym wśród wielu zadań wymieniono „powstrzymanie gwałtów i grabieży oraz aresztowanie dezerterów w zajmowanym przez Dywizję rejonie”. Stacjonujący bezpośrednio w Wendenie szwadron 5. Litewskiego Pułku Ułanów miał „podjąć zdecydowane działania dla zapewnienia porządku w mieście, a szczególnie na stacji kolejowej, podczas oczekiwanego przewozu zwolnionych z służby żołnierzy (…) W przypadku strzelaniny natychmiast rozpocząć pościg za uzbrojonymi maruderami”.

Kapral 5. Kargopolskiego Pułku Dragonów Konstanty Rokossowski, 1917 r.

W chwili wybuchu rewolucji październikowej 5. Dywizją Kawalerii dowodził wymieniony wyżej generał major L.N. Wielkopolski, a 5. Kargopolskim Pułkiem Dragonów — pułkownik Daragan. Po puczu Korniłowa w większości komitetów żołnierskich zaczęli przeważać bolszewicy i ich ówcześni sojusznicy — lewi eserowcy. Niektórzy biografowie Rokossowskiego w ślad za W.I. Kardaszowem twierdzą, jakoby Rokossowski wchodził w skład szwadronowego albo nawet pułkowego komitetu. Ale żadnych śladów tego nie udało mi się odnaleźć. Na przykład 25 października 1917 roku, gdy doszło do ponownego wyboru komitetu pułkowego, Rokossowskiego nie było ani w nowym, ani w starym składzie. Przewodniczącym komitetu został starszy podoficer Andriej Michajłowicz Iwańkin, pułkowy kaptenarmus [z fr. capitaine d’armes], który po ucieczce większości oficerów przejął dowodzenie pułkiem. Pytanie zatem, czy Rokossowski był członkiem jakiegoś żołnierskiego komitetu, pozostaje otwarte. W podaniu z 22 kwietnia 1921 roku przyszły marszałek podał, że jedynym wybieralnym stanowiskiem, które zajmował, była funkcja zastępcy dowódcy kargopolskiego oddziału kawalerii.

W 5. Dywizji Kawalerii służyło niemało Polaków. Gdy rozpad armii carskiej był już tylko kwestią czasu, musieli wybierać: walczyć o niepodległą Polskę, czy też przyłączyć się do jednej ze zmagających się ze sobą stron w Rosji. Po prostu rozejść się do domów, jak to zrobiła większość rosyjskich żołnierzy, nie mogli: Polska była okupowana przez wojska austriacko-niemieckie. Brat cioteczny Konstantego, Franz Rokossowski, wybrał — porzucił pułk i ruszył z towarzyszami broni do formowanego na Białorusi Legionu Polskiego. 27 października Franza zdjęto ze stanu zaopatrzenia wojskowego. Był synem innego Konstantego Rokossowskiego, wujka przyszłego marszałka. Helena wspominała, że rodzina za nim nie przepadała, uważając go za człowieka zbyt chciwego. Po powrocie do Polski Franz służył w policji. Służył też w niej podczas niemieckiej okupacji, choć nie został posądzony o kolaborację (być może utrzymywał kontakt z polskim podziemiem). Po 1945 roku kuzyn marszałka zamieszkał we Wrocławiu. Gdy Konstanty Konstantynowicz został ministrem obrony narodowej Polski, Franz zwrócił się do swojego słynnego brata z prośbą o oficjalne potwierdzenie ich pokrewieństwa — sąsiedzi, podobnie jak miejscowe władze, uważały go za samozwańca. Nie wiemy, czy Konstanty odpowiedział na prośbę kuzyna.

On sam, w odróżnieniu od Franza, wolał pozostać w Rosji i związać swój los z bolszewikami, w których — w odróżnieniu od rozkładających wojsko eserowców — widział jedyną siłę polityczną zdolną w przyszłości do odrodzenia gotowej zawsze do walki armii.

Pogdybajmy chwilę, co by się stało, gdyby Konstanty w ślad za kuzynem ruszył do polskich legionów? Prawdopodobnie skończyłby w jednym z katyńskich grobów. W polskim wojsku przedwojennym górną granicą kariery Rokossowskiego byłby pewnie stopień pułkownika, a co bardziej prawdopodobne majora bądź podpułkownika — konkurencja do stanowisk oficerskich była tam ogromna, a pierwszeństwo mieli legioniści Józefa Piłsudskiego. Oprócz nich służyło też wielu polskich oficerów z wojsk austriackich i rosyjskich (z tych ostatnich było nawet nieco generałów, w odróżnieniu od armii pruskiej, gdzie niewielu Polaków zostawało oficerami sztabowymi). Konkurować z nimi podoficer dragonów nie miał szans, nawet mimo ewentualnego wykazania się zdolnościami wojennymi. W Armii Czerwonej zaś byłych carskich oficerów i generałów na stanowiskach dowódczych już na początku lat 30. było jak na lekarstwo i podoficer, który do tego jeszcze wstąpił do RPK(b), miał ogromną szansę zrobienia kariery.

Nie tylko Rokossowski podjął decyzję o wstąpieniu do armii bolszewickiej. Duża część wojska wsparła bolszewicką rewolucję. Popularność Lenina, Trockiego i innych bolszewickich liderów rosła w miarę wzbierającej nienawiści zwykłych żołnierzy do wojny. Ale w przypadku Konstantego, jak widać, antywojenne motywy nie były najważniejsze. We wspominanym wcześniej podaniu z 22 kwietnia 1920 roku i w późniejszych kwestionariuszach Konstanty twierdził, że do kargopolskiego oddziału Gwardii Czerwonej wstąpił 15 grudnia (najprawdopodobniej według starego stylu) 1917 roku, po tym gdy 2/15 grudnia został podpisany rozejm, a 9/22 grudnia w Brześciu Litewskim rozpoczęły się pertraktacje przedstawicieli Sownarkomu [Sowiet Narodnych Komissarow — Rada Komisarzy Ludowych] z Niemcami o zawarciu pokoju. Ale, jak zobaczymy dalej, Rokossowski wstąpił do Gwardii Czerwonej zapewne znacznie później, bo dopiero w marcu 1918 roku. Ten fakt z jego życia bezpośrednio poprzedziły dramatyczne wydarzenia. 18 lutego, po odrzuceniu przez Trockiego propozycji podpisania wiernopoddańczego pokoju, wojska austriacko-niemieckie rozpoczęły natarcie. Bolszewicy wysunęli hasło „Ojczyzna socjalistyczna w niebezpieczeństwie!” i powołali Armię Czerwoną. Zatem Rokossowski rozpoczął służbę z pobudek patriotycznych, a nie pod wpływem haseł komunistycznych. Chociaż 3 marca podpisano pokój brzeski, działania bojowe przeciwko wojskom austriacko-niemieckim i ich sojusznikom — ukraińskim hajdamakom i kozakom dońskim atamana P.N. Krasnowa — ciągnęły się aż do maja 1918 roku.

Sympatie żołnierzy dywizji, w której służył Rokossowski, przechylały się na stronę bolszewickiego przewrotu. Oto tekst uchwały narady dywizyjnej 5. Dywizji Kawalerii, przyjętej 11 listopada 1917 roku:

Ogólne zebranie komitetów pułkowych 5. Dywizji Kawalerii, wysłuchawszy referatu o przewrocie 24 i 25 października i przejęciu całej władzy przez Rady Delegatów Robotniczych, Żołnierskich i Chłopskich, zarówno w centrum, jak i w terenie, podjęło uchwałę: z radością pozdrawiamy garnizon piotrogradzki i robotników-bojowników o prawdziwe interesy rosyjskiego ludu, a ich zwycięstwo uważamy za ogromny krok w stronę swobód ogłoszonych przez rewolucję rosyjską.

Nadszedł moment, gdy naród rosyjski powinien powiedzieć: „To ja jestem gospodarzem tego kraju. Sam chcę decydować o swoim losie”. Jako przedstawiciele dywizji w imieniu swoich pułków oświadczamy: popieramy władzę Rad we wszystkich żądaniach, a wszystkim powstającym przeciw Radom mówimy: ręce precz, nie ważcie się podnosić ręki na Wolę narodu. Do Komitetu Centralnego, do Rady Delegatów Robotniczych, Żołnierskich i Chłopskich powinni wejść przedstawiciele wszystkich korpusów Armii.

Dalej szły żądania: powołania w wyznaczonym terminie zgromadzenia ustawodawczego, wyjaśnienia wszystkich umów podpisanych przez wcześniejsze rządy, aktywnego wystąpienia do wszystkich państw prowadzących wojnę i krajów neutralnych z propozycją natychmiastowego zawarcia sprawiedliwego i demokratycznego pokoju, przekazania bez wykupu ziemi ludowi pracującemu, kontrolowania z góry narzuconych cen na żywność i produkty przemysłowe pierwszej potrzeby. Zajęto się lasami, w których specjalne komitety miały zaopatrywać ludność w drewno na opał. Określono emeryturę dla generałów, oficerów, urzędników i duchownych — do 500 rubli na rok. Zajęto się sprawami wojskowymi: zażądano natychmiastowego uregulowania transportu, zaopatrzenia wojska w żywność, obuwie, umundurowanie, paszę, sprzęt wojskowy. Domagano się niezwłocznego zniesienia kary śmierci; oficerów, którzy nastawieni byli wrogo do nowego ustroju, należało degradować i wysyłać do okopów, a skierowane przeciwko Radom jednostki miały natychmiast wrócić na front.

Rezolucję podpisali: przewodniczący narady dywizyjnej, młodszy podoficer Lebiediew, i sekretarz, młodszy podoficer Kołodkin.

Bolszewicy zaczęli wcielać w życie swoje obietnice zakończenia wojny. 11 listopada 1917 roku o godzinie szóstej rano L.D. Trocki rozesłał telegram do pułkowych, dywizyjnych, korpuśnych i armijnych komitetów Rad Delegatów Robotniczych, Żołnierskich i Chłopskich. Poinformował w nim o doniesieniu rozsyłanym do wojsk przez generała Duchonina, w którym ten przedstawiał notę protestacyjną sojuszników. Szefowie misji wojennych przy Stawce [kwaterze dowództwa naczelnego] (oprócz amerykańskiej) zdecydowanie protestowali przeciwko naruszeniom warunków umowy podpisanej z rządem carskim 23 sierpnia 1914 roku, a rządy tych państw przeciwko podpisaniu przez Rosję pokoju separatystycznego z Niemcami.

Według Trockiego, zwrócenie się przedstawicieli misji dyplomatycznych do zdymisjonowanego za niepodporządkowanie się poleceniom rządu generała oznaczało niedopuszczalną ingerencję w wewnętrzne sprawy kraju i miało na celu rozpętanie wojny domowej. Uważał to za próbę zastraszenia armii rosyjskiej i narodu oraz zmuszenia ich do kontynuowania wojny:

Rada Komisarzy Ludowych od pierwszego dnia swojego istnienia otwarcie głosi, że nie uważa narodu rosyjskiego za związanego starymi umowami, podpisanymi za plecami narodu i z korzyścią dla klas burżuazyjnych Rosji i państw sojuszniczych. Próba oddziaływania martwą literą tajnych umów na rewolucyjną wolę władzy sowieckiej zawczasu skazana jest na katastrofę. (…) władza republikańska w postaci Rady Komisarzy Ludowych proponuje nie separatystyczny, lecz powszechny rozejm (…)

Żołnierze! Robotnicy! Chłopi! Wasza władza sowiecka nie dopuści, aby was pałką zagranicznej burżuazji znów pędzono na rzeź. (…) I niech wszyscy wiedzą, że żołnierze, robotnicy i chłopi Rosji nie po to zrzucali cara i rząd Kiereńskiego, aby w dalszym ciągu być mięsem armatnim sojuszniczych imperialistów.

Żołnierze, walczcie o natychmiastowe zawarcie rozejmu! Wybierajcie waszych delegatów do prowadzenia pertraktacji. Wasz głównodowodzący chorąży Krylenko wyjeżdża dzisiaj na front, aby wziąć w swoje ręce walkę o rozejm. (…)

W odpowiedzi na notę Trockiego, komitet pułkowy 5. Kargopolskiego Pułku Dragonów przyjął własną odezwę do żołnierzy:

Towarzysze! Radiotelegram pokazuje, że nasi mili sojusznicy czymś tam nam grożą i grożą ciężkimi następstwami. Dlaczego nam grożą? Dlatego, że dążymy do pokoju, że życzymy pokoju wszystkim ludziom wymęczonym w tej okropnej rzezi. Towarzysze, jakby straszne nie były te groźby, nie wolno upadać na duchu. Nie mamy już czego się bać, bo cóż może być straszniejsze od tego, co nadciąga? Naciąga rzecz straszna — głód.

(…)

Towarzysze, osądźcie sami, kto jest naszym przyjacielem, a kto wrogiem. Nasi przyjaciele — lud pracujący wszystkich krajów, i do tych przyjaciół w ostatniej minucie powinniśmy wyciągnąć swoją braterską dłoń i krzyknąć: „Towarzysze, ratujcie, giniemy; nasi wrogowie — kapitaliści i imperialiści wszystkich krajów!”

Przewodniczący pułkowego komitetu starszy podoficer Iwańkin, za sekretarza M. Czikaridzie.

Z wrogami żołnierze zaczęli rozprawiać się szybko. N.N. Duchonin został zdjęty ze stanowiska i 20 listopada aresztowany przez przybyłego do Stawki nowego głównodowodzącego armii rosyjskiej, chorążego N.W. Krylenkę. Na peronie mohylewskiego dworca kolejowego Duchonin został bestialsko zamordowany przez żołnierzy i marynarzy oburzonych tym, że w ostatniej chwili zwolnił on z więzienia szefa buntu korniłowskiego. Ta rozprawa sprowokowała nową falę samosądów nad oficerami pozostającymi jeszcze w swoich pułkach. Doszła ona też do 5. Kargopolskiego Pułku Dragonów. Ofiarą samosądu padł tam porucznik Jasiński, służący w tym samym szwadronie co i Konstanty Rokossowski. Ten ostatni niewątpliwie był obecny przy całym zdarzeniu, utrwalonym w specjalnym protokole. Oto ten jakże wymowny dokument:

Niech żyje Rewolucja!

Uchwała walnego zebrania dragonów 4-go szwadronu 5-go Kargopolskiego Pułku Dragonów z dnia 19 grudnia 1917 r. w liczbie osiemdziesięciu pięciu osób (85) pod przewodnictwem Olejnikowa (przewodniczący), towarzysza Jermakowa i sekretarza Dikowa.

(…) Jednomyślnie postanowiono:

1) Niniejszą uchwałą zatwierdzamy i potwierdzamy podjętą przez nas decyzję 18 [poprawione z 17 — przyp. aut.] grudnia tego roku o przeprowadzonym sądzie nad byłym porucznikiem Jasińskim jako kardynalnym środku przecięcia jego działań kontrrewolucyjnych. Szwadron uznaje za prawidłowe pozbawienie go życia, co też zostało wykonane tego samego dnia. (…) 4) Rzeczy zabitego porucznika Jasińskiego sprzedać, a pieniądze uzyskane ze sprzedaży, razem z jego własnymi pieniędzmi, w sumie osiemset rubli (800 rubli, 97 kop.) przekazać razem z niniejszą uchwałą komitetowi pułkowemu celem oddania ich Komitetowi Wojskowo-Rewolucyjnemu na pomoc rodzinom bojowników, którzy zginęli w walce o wolność podczas Rewolucji.

Z kolejnych protokołów dowiadujemy się, że siodło porucznika Jasińskiego niejaki Klucznikow sprzedał za 60 rubli, a „sprawy zaginionej papierośnicy b. porucznika Jasińskiego nie podjęto”. Najwyraźniej papierośnicę po cichu podprowadził któryś z dragonów.

Czym też podpadł Jasiński towarzyszom ze szwadronu, w tym i naszemu bohaterowi? Wojsko było jego sensem życia, niczego innego robić nie potrafił i nie chciał, a tu wyskoczyli ci straszni bolszewicy z ich rozejmem. Mogli puścić nieszczęśnika do domu, jak to stało się praktycznie ze wszystkimi oficerami pułku, w tym i z dowódcą ich szwadronu — rotmistrzem sztabowym Gazalijewem. Ale przyszły już inne czasy i lepiej było zabić porucznika. Pewnie zrobiła tu swoje rozpalająca się nad Donem i na Ukrainie wojna domowa i obawa, aby Jasiński nie przeszedł na stronę sił antybolszewickich. Nie wykazawszy litości w stosunku do kolegi, w żyłach którego również płynęła polska krew, Rokossowski musiał działać zgodnie z żelazną logiką rozpoczynającej się wojny domowej, w której wszyscy oficerowie traktowani byli na równi — jako „wrogowie klasowi”.

21 marca 1918 roku wyszedł rozkaz skierowany do 5. Kargopolskiego Pułku Dragonów, który nakazywał „Usunąć ze składu pułku niżej wymienionych odkomenderowanych żołnierzy, którzy do tej pory nie powrócili [do jednostki]”. W tym spisie znalazł się odkomenderowany do sztabu 5. Dywizji Kawalerii dragon 3. szwadronu Franz Rokossowski. Ten sam rozkaz nakazywał „Odkomenderowanych do Wołogodzkiego Wydziału Wojskowego i przyjętych do Armii Czerwonej niżej wymienionych dragonów i konie usunąć z list pułku i z zaopatrzenia; konie pozbawić furażu już od 18 marca tego roku”. Wśród 34 osób figurował tam dragon 4. szwadronu Konstanty Rokossowski z koniem Żemczużyną [Perłą]. Oznacza to, że co najmniej do 18 marca 1918 roku nasz bohater służył jeszcze w swoim pułku.

5. Dywizja Kawalerii została rozformowana w kwietniu 1918 roku w Czerepowcu. Tuż przed tym, jak widać, Rokossowski z wieloma swoimi towarzyszami broni ruszył na nową wojnę — domową.

Rozdział trzeci

Wojna domowa:brat na brata

Należy podkreślić, że droga bojowa Konstantego Rokossowskiego w latach wojny domowej jest słabo udokumentowana. Opublikowano niewiele dokumentów podpisanych przez niego albo bezpośrednio dotyczących jego działań bojowych. Brak dokumentów z nawiązką uzupełniają opowieści o jego wyczynach, które trudno ocenić pod kątem wiarygodności.

O tym, jak wówczas rozwijała się kariera Rokossowskiego i w jakich działaniach bojowych brał udział, można wnosić przede wszystkim z wykazów przebiegu jego służby. 22 kwietnia 1920 roku we wniosku o objęcie przez niego funkcji dowódcy Armii Czerwonej — pierwszym wykazie przebiegu jego służby w tej armii — Rokossowski podał następujący otrzymany ostatnio stopień wojskowy: „W Armii Czerwonej — dowódca samodzielnego szwadronu kawalerii od 1 maja 1919 r. do 23 stycznia 1920 r.”. Przebieg służby w Armii Czerwonej streścił tak: