Strona główna » Poradniki » SamoDzielna kobieta. O dojrzewaniu do zmian

SamoDzielna kobieta. O dojrzewaniu do zmian

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-65456-43-4

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “SamoDzielna kobieta. O dojrzewaniu do zmian

Pewnego dnia Anna Czarnecka – dziennikarka, felietonistka, trenerka rozwoju osobistego – postanowiła zmienić swoje życie. Na drodze zmiany towarzyszył jej doświadczony mentor –  Jacek Santorski. KsiążkaSamoDzielna Kobieta to opowieść o zmianie – dojrzewaniu do niej i utwierdzaniu się w niej. To zapis odnajdywania drogi do samego siebie, mierzenia się z nowymi wyzwaniami i negatywnymi uczuciami, takimi jak gniew i złość. To książka dla każdej kobiety, która czuje potrzebę zmiany w jakimkolwiek obszarze swojego życia.

Sam bunt kobiet przeciw określonym stereotypom, rolom i zachowaniom nie wystarczy. (…) Potrzebny jest raczej bardzo głęboki wgląd psychologiczny. Bez tego wglądu psychologicznego w siebie samą można „przebrać się” w kobietę wyzwoloną, natomiast mentalnie, wewnętrznie, na wpół świadomie pozostać w starym schemacie.


Polecane książki

Choć może się wydawać, że bycie czarownicą wiąże się z odprawianiem skomplikowanych rytuałów i przygotowywaniem wymyślnych mikstur, tak naprawdę sekret tkwi gdzie indziej. Oto książka skierowana do wszystkich kobiet, które chciałyby wprowadzić szczyptę magii do swojej codzienności, ale nie do końca ...
Oparty na różnorodnych źródłach z epoki, wstrząsający obraz obyczajów panujących w Wersalu w czasach regencji po śmierci Ludwika XIII oraz panowania Ludwika XIV, Ludwika XV i Ludwika XVI. Autorka przedstawia plejadę słynnych królewskich metres, m.in. markizę Montespan, markizę Maintenon, markizę Pom...
Gdy czytasz tę książkę, po pewnej chwili z lekkim zdumieniem i uśmiechem w kącikach ust stwierdzasz, że przecież to wiesz, że to jest oczywiste. Że do tego, aby sprzedawać, nie są  potrzebne egzaltowane rady autorytetów od hipnozy i mowy ciała. Autor połączył ogromne doświadczenie praktyczne z akade...
Książka to praktyczny poradnik codziennej opieki nad kobiecym ciałem od narodzin po menopauzę. Poszczególne rozdziały dotyczą prawidłowego rozwoju, samobadania, zdrowych nawyków i prewencji zdrowotnej oraz elementów seksuologii, osteopatii, fizjoterapii i medycyny estetycznej....
Poznaj kolejne przygody bohaterki, którą pokochali fani Harry'ego Pottera, Percy'ego Jacksona i Magisterium.   Odkąd Kate poznała tajemniczy Jaar, jej życie uległo całkowitej zmianie. Nie jest już zwykłą nastolatką, a początkującą czarownicą.   Po raz pierwszy wybiera się na magiczne wakacje, gdzie ...
Skrypt „Kryminologia” obejmuje najistotniejsze wiadomości z zakresu kryminologii. W ramach jego treści znajdują się m.in. następujące zagadnienia: przedmiot badań kryminologii; zadania kryminologii; związek kryminologii z innymi naukami; charakterystyka teorii kryminologicznych; problematyka krymino...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Anna Czarnecka i Jacek Santorski

Redakcja: ZOFIA ROKITAKorekty: DOROTA ROŻEKProjekt okładki: ANDRZEJ SANTORSKIProjekt typograficzny, skład i łamanie: MARIA KOWALEWSKARedaktor prowadzący: MAGDALENA CHORĘBAŁADyrektor produkcji: ROBERT JEŻEWSKI© Copyright by Wydawnictwo Zwierciadło Sp. z o.o., Warszawa 2016
Text © copyright by Jacek Santorski, Anna Czarnecka 2016Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw autorskich.ISBN 978-83-65456-43-4Wydawnictwo Zwierciadło Sp. z o.o.
ul. Postępu 14, 02-676 Warszawa
tel. (22) 312 37 12
Dział handlowy:handlowy@grupazwierciadlo.plKonwersja:eLitera s.c.

Znamienne, jak łatwo i niedostrzegalnie wstępujemy na jakąś drogę i wydeptujemy z niej utarty trakt…

Powierzchnia ziemi jest miękka i wrażliwa na dotyk ludzkich stóp. Podobnie jak ścieżki, którymi wędruje umysł.

Jakże zatem zniszczone i zakurzone muszą być światowe trakty, jakże głębokie koleiny tradycji i przystosowania.

Henry D. Thoreau z książki „Walden, czyli życie w lesie”

Tak się zaczęło

Kilka lat temu, powodowana złym samopoczuciem i nieuświadomioną wówczas potrzebą zmiany, trafiłam do bioenergoterapeuty. Poczułam przypływ życiowej energii. Zaczęłam ćwiczyć jogę, rytuały tybetańskie, medytować.

Później nic już nie było takie jak wcześniej. Poprzez świadomość ciała rozpoczął się proces. Dojrzewanie. Trudne, czasem bolesne. Lektury, rozmowy, obserwowanie, oddychanie, pytania. Zmiana. Gniew, bunt. Krok do przodu, dwa kroki w tył. Niecierpliwość, złość. Wreszcie dystans. Spokój i radość.

Z nadmiarem uczuć, emocji, refleksji, trzeba było coś zrobić…

Poczułam, że chcę się nimi podzielić z innymi.

Tak powstał cykl felietonów.

Przeczuwając ich potencjalną wartość, poprosiłam Jacka Santorskiego, żeby je przeczytał. Nie obiecywał, że to zrobi, bo miał i wciąż ma mnóstwo pracy. Wydrukowałam więc dwa teksty i zawiozłam do jego biura.

Zadzwonił do mnie tego samego dnia. Wsiadałam do metra…

„Piszemy książkę” – powiedział. „Ale kto?” – zapytałam zdziwiona. „No, my. Napiszemy razem, a twoje felietony będą przyczynkiem do naszych rozmów”.

Jacek pojawił się w moim życiu nieprzypadkowo. A może nikt nie pojawia się przypadkowo? Towarzyszył mi w procesie zmiany. Był przy mnie i pomógł mi, kiedy zobaczyłam w sobie „Kopciuszka” i „dziewczynkę z zapałkami”. Zaakceptował moje zmagania, niepewność i niedojrzałość. Dzięki rozmowom z nim dokonała się we mnie zmiana.

I właśnie jej owocami chcę się podzielić z tymi, którzy tak jak ja poszukują drogi do siebie. Którym chciałabym powiedzieć, że tym, kto potrzebuje zmiany, jesteśmy my sami… Bo zmienić się możemy my, nie świat wokół nas.

Książkę tę dedykuję mojej Mamie i moim dzieciom, Oldze i Olafowi. To oni otworzyli moje serce i dzięki nim poznałam najsłodszy ze wszystkich smaków. Smak bezwarunkowej miłości.☺ Dziękuję.☺

Anna H. Czarnecka

Aniu,

pamiętam, że po przejrzeniu Twoich esejów w pierwszym odruchu odłożyłem je. Zbyt wiele w nich egzaltacji, żebym mógł je polecić znajomemu wydawcy, pomyślałem. Ale coś kazało mi wrócić do nich po niespełna dwóch godzinach.

Pomyślałem, że one są świadectwem autentycznego obudzenia do świadomego życia i wewnętrznej przemiany. Jak wiele znam kobiet, które utknęły w roli, w mikroświecie emocjonalnej ciepłej wody w kranie, w związkach i rodzinach bez pasji, energii, bez autentycznej miłości? Może właśnie z Tobą mogę zrobić coś dla tych potencjalnie cudownych, a zgaszonych, choć zwykle „dobrze ułożonych” kobiet?

Zadzwoniłem i zaproponowałem wspólną pracę. Odbyliśmy ją. Cieszę się, że ta książka powstała, a jeszcze bardziej, że od pewnego czasu zacząłem dostrzegać błysk w Twoim oku…

Życzę Ci spotkania jeszcze w życiu autentycznej miłości, szaleństwa, któremu dasz się „dobrze porwać” i spełnienia w twórczości i pracy. Czuję, że jesteś gotowa.

Twój „mentor”, J.S.

O niewidzialnym gorsecie

Grono kobiet, z którymi widuję się raz na kilka miesięcy. Nasze rozmowy przez wiele lat były związane z dziećmi, bo wszystkie jesteśmy matkami. Dzieci trochę podrosły i każda z nas w swoim życiu zaczęła remanent… Okazało się, że 5(!) na 9 z nich podjęło ostatnio decyzję o rozstaniu z partnerem. „Jakiś wirus?” – pomyślałam. Rozmawiałyśmy o mężczyznach, o związkach. O tym, dlaczego częściej mówimy naszym partnerom, czego nie chcemy, a nie o tym, czego potrzebujemy. Dlaczego pozwalamy na bagatelizowanie naszych potrzeb?

Słuchałam moich koleżanek. Na chwilę wyłączyłam się z rozmowy. Zrozumiałam, że podejmując decyzję o rozstaniu, chcemy przede wszystkim ją umotywować, a przy okazji choćby odrobinę usprawiedliwić siebie… Bo kiedy związek się kończy, wychodzi gdzieś z ukrycia potrzeba wskazania winnego tej sytuacji. Szczególnie wówczas, gdy wydaje nam się, że zrobiłyśmy wszystko, co było w naszej mocy, że starałyśmy się, by było „na zawsze”. Wiele kobiet otrzymało przekaz, że trzeba się starać, by zdobyć i utrzymać mężczyznę. I nawet sfrustrowane matki, którym te starania nie przyniosły oczekiwanego rezultatu, mają niekiedy poczucie, że stało się tak tylko dlatego, że nie dość się starały… Kiedy taki przekaz otrzymamy od własnej matki, często staje się on naszym przekonaniem, że tak należy postępować, że „tak już jest”. Zamówiłyśmy wino. Stoliki wokół nas pustoszały…

Czy ktoś musi być winny, że związek się skończył? Czasem partner nie potrafi dać nam tego, czego potrzebujemy. Zdarza się, że daje to, co ma najcenniejszego, ale my nie chcemy tego przyjąć. Jak w przypowieści o głodnym, który na pustyni znajduje sztabę złota. Choć znalezisko cieszy, nie syci jego głodu.

Patrzyłam na rozgadane koleżanki. Niektóre znam wiele lat. Zmieniają się. A może czasem jest to zmiana, która zaszła w nas? Często te zmiany są tak głębokie i trwałe, że po latach partner poznaje nas tylko dzięki fizyczności i po głosie (choć bywa, że i to się zmienia☺). Czy powinnyśmy dziękować zmianie, że przyszła, że pozwoliłyśmy jej w nas zrobić porządki? Jeśli celem jest dobre małżeństwo, jeśli jest się żoną kilkanaście lat, to bardzo trudno jest dojrzeć do rozstania, nie bać się go. Doszłam do wniosku, że to cudze przekonania, które nosimy od urodzenia, przeszkadzają jasno widzieć własne życie, podejmować właściwe decyzje dla swojego dobra. Bo jeśli mam przekonanie, że to trwałość, nierozerwalność związku świadczy o jego jakości, to często nawet nie zauważam, że źle się w nim czuję. I w imię owej trwałości – wartości nadrzędnej, rezygnuję z siebie i codziennie chadzam na kompromisy…

A co by było, gdybym od początku miała przekonanie, że dobry związek to taki, w którym się dobrze czuję? Z pewnością czułabym wyraźniej, że robię coś wbrew sobie (nazywając to kompromisem) i starałabym się tylko tyle, ile to konieczne.

Do związku wnosimy też inne przekonanie: poczucie odpowiedzialności za emocje partnera. Małżeństwo to związek dwóch osób, ale jedyne, na co mam wpływ, to moje postępowanie. Próba utrzymania kogoś w szczęściu poprzez obserwowanie jego emocji i staranie się, by zrekompensować je swoimi działaniami, jest pułapką. Nie możemy wziąć odpowiedzialności za uczucia drugiego człowieka, kontrolować je poprzez zmianę własnego zachowania.

Czy słucham tylko po to, by utwierdzić się w przekonaniu, czego kurczowo się trzymam? Uważnie słuchając innych, odbijam się w nich jak w lustrze, poznając moje–nie moje przekonania. Potrzebuję czasu, by uwolnić się od nawykowych reakcji i podobno niedających się zmienić stanów emocjonalnych. Sposób, w jaki postrzegam to, co się wydarza, jest nawykiem, oceną, przekonaniem. Dam sobie czas, by nauczyć się odróżniać, czy to, co mówię, wynika z moich czy z nie moich przekonań. Różnica jest zasadnicza. Kiedy zrozumiem, dlaczego postępuję w taki, a nie inny sposób, mogę coś zmienić. Ale żeby zmiana była głęboka i trwała, wszystkie moje decyzje powinny wynikać tylko z moich przekonań.

––––

Jacek Santorski: Rozmawialiśmy na temat felietonu „Torebka”, o kobietach, które nigdy nie są syte, jakby ich torebka była bez dna. Mówiliśmy o torebce bez dna jako metaforze niezaspokojenia, niemożności rozróżnienia potrzeb od pokus czy pragnień. Wspomniałaś w nim także o tym, że często to, co nosimy w tej torbie, ciąży, nie dając satysfakcji, jakbyśmy nosili tam nie nasze, niepotrzebne nam rzeczy… Podczas lektury książki „Niewidzialny gorset” Eliette Abécassis i Caroline Bongrand przypomniałem sobie o twoim tekście. Autorki pytają: „Co osiągnęła współczesna kobieta dzięki przemianom kulturowym i cywilizacyjnym? Czy jest jej lepiej, od kiedy w wielu sferach panuje równouprawnienie? Czy owe przemiany poprawiły jakość życia kobiety?”. I odpowiadają, że nie. Mówią, że pomimo rewolucji obyczajowej, kobiety wprawdzie po wolność powędrowały, ale… w niewłaściwym kierunku. Dlatego uważają, że feminizm nie przyniósł oczekiwanych rezultatów. Efekt jest taki, że współczesna kobieta ma swoje zadania, role, pracę, ale przeważnie jest zmęczona, sfrustrowana i niespełniona.

Anna Czarnecka: Może bezrefleksyjnie biegniemy za wzorcem, ideałem, który codziennie kupujemy od reklamodawców? Może szukamy poczucia mocy na zewnątrz?

JS: Autorki piszą, że kobiety nie mogą znaleźć swojego miejsca, oddzielić pracy od życia rodzinnego. Bardziej niż kiedyś współczesna kobieta nie podoba się sobie, głodzi się dietami, poprawia operacjami plastycznymi nieakceptowane części swojego ciała. Wprawdzie uwolniła się z gorsetu, ale krzątając się wśród wielu ról – i kobiecych, i męskich – założyła na siebie niewidzialny gorset.

ACz: Jakby w torebce oprócz nieswoich rzeczy były do odegrania nieswoje role, zadania do wykonania, przy których należy się „spisać”. Jakby życie i każdą w nim rolę należało zaliczyć na szóstkę?

JS: Tak. Pewnie stąd w torebce niechciane adresy, niemoje kolory, modne gadżety. Sam bunt kobiet przeciw określonym stereotypom, rolom i zachowaniom nie wystarczy. Nie wystarczy wywalczyć parytety, możliwość głoszenia swoich poglądów czy nowych rozwiązań systemowych w firmach, społeczeństwach. Potrzebny jest raczej bardzo głęboki wgląd psychologiczny. Bo może być tak, że bez tego wglądu psychologicznego w siebie samą, można „przebrać się” w kobietę wyzwoloną, natomiast mentalnie, wewnętrznie, wpół świadomie pozostać w starym schemacie. Takiej postawie często sprzyjają tradycje rodzinne, wzory matek.

ACz: Żyjemy w świecie stereotypów. Badania pokazują, że nie można być jednocześnie kompetentną i miłą. No i mamy kolejną pułapkę, w którą często wpadamy…

JS: Można taką być. Ale ludzie jej takiej często nie dostrzegają, bo myślą schematami, stereotypami. Zobaczą w tobie albo osobę kompetentną, albo miłą. Na tym polega sedno problemu. Zdaniem autorek „Niewidzialnego gorsetu”, kłopot w tym, że kobiety zbudowały feminizm przeciw mężczyznom, przeciw patriarchatowi, ale tym samym przeciw kobiecości, przeciw głębokiej tożsamości kobiety. Kobiety chciały przejąć role, atrybuty ról mężczyzn, a nie zapytały siebie, w jaki sposób mogą realizować się jako wolne kobiety.

ACz: Autorki zwracają uwagę na pierwotne różnice między mężczyzną a kobietą.

JS: Różnice związane z pierwotnymi predyspozycjami do macierzyństwa, do odmiennego przeżywania zmysłowości i seksualności, innego doznawania relacji społecznych – tam, gdzie w grę wchodzi intuicja, zadania, język emocji. Ale te różnice przejawiają się na głębokim poziomie jestestwa i bardziej manifestują się w związkach intymnych niż w rolach społecznych.

ACz: Przede wszystkim w określonych sytuacjach.

JS: Tak, w pewnych sytuacjach – jako opcja, jako możliwość, a nie jedyny wzorzec. Bo to, co różni ludzi na przykład w pracy, nie zależy od płci, bardziej od temperamentu, charakteru.

ACz: Tymczasem kobieta chce być spełniona, a jeśli nie jest, źródła owego niespełnienia upatruje w męskiej dominacji.

JS: Może więc należałoby odpowiedzieć sobie na pytania: „Co jest specyfiką mnie jako kobiety?” i „Jak się nie dać wkręcić w stereotypy na temat wyzwolonej kobiety, według cudzych prawideł?”.

ACz: Może warto byłoby powyrzucać ze swojej torebki nieswoje przekonania…

JS: Stereotyp kobiety jako opiekunki domowego ogniska pozostał, ale w międzyczasie powstał kolejny: kobiety nowoczesnej, realizującej się, samodzielnej…

ACz: Wiele z nas próbuje i stara się realizować obie role naraz, zamieniając własne życie w zadanie, którego wykonanie męczy i przerasta…

JS: Takie podwójne życie… z jednym facetem.

ACz: Każda z nas potrzebuje autorefleksji, autoanalizy, jak zarządzać własnym życiem. Ale także – przykładów, wzorców kobiecości. A nasze matki…

JS: …matki często nie są wzorem dla współczesnych kobiet. Wy, kobiety, potrzebujecie stworzenia go same – dla siebie.

ACz: Uszyć własne życie na swoją miarę?

JS: Tak, bo matki, w większości – tak wynika między innymi z doświadczeń psychoterapeutycznych Wojtka Eichelbergera sprzed kilku lat – podświadomie próbują ustawić kobietę, żeby zdobyła faceta tak szybko, jak się da, czytaj: „tak szybko, jak to nie za późno”.

ACz: Myślę, że dla dziewczyny, dla kobiety, ważna jest wolność sprawdzania, eksperymentowania z własnym życiem, poszukiwania. Rzadko my, kobiety, dajemy sobie czas, by poznać siebie, być ze sobą blisko i szczerze, by móc, by chcieć być z drugim człowiekiem. Świadomie, z wyboru, zamiast ze strachu przed samotnością czy z konieczności wpisania się w narzuconą rolę…

JS: Nie ma jednego wzorca czy antywzorca. Ważne, by doświadczyć wolności wyboru, radości nieukładania sobie życia według stereotypu. I choć wolność czyni kobietę jeszcze bardziej samotną, bo nie ma tego jedynie słusznego wzorca, to wolność jest piękna, bo pokazuje wagę poszukiwania, wagę poznawania siebie.

ACz: I odwagę zmierzenia się z nieznanym.

JS: Tak, i niemałą odwagę zmierzenia się z nieznanym.☺

ACz: Niezaplanowane i nieoczekujące konkretnych rezultatów układanie sobie życia – jeśli jest ono świadome – i tak w końcu pewnie doprowadzi do ułożenia sobie życia ☺, choć niekoniecznie zgodnie ze stereotypami.

JS: Na przykład Kopciuszka, którego z życiowej poniewierki ratuje książę, albo „praczki, szwaczki i spluwaczki”, która wprawdzie ma faceta, tyle że świnię, a jego jedyną i wątpliwą zaletą jest obecność w jej życiu.

ACz: Kompromisy w związku…

JS: …wydają się mniejszym złem, jeśli kobieta zawiera go świadomie. Chciałbym tu wspomnieć o pewnej technice, której uczyłem ostatnio na szkoleniu dla menedżerek. Badaliśmy ich styl wchodzenia w relacje, jako naturalnych liderek. Naturalne przywództwo polega na tym, że uczę się tak wpisać w poszczególne role, tak w nich być, żeby nie musieć odwoływać się do formalnych atrybutów bycia liderem. Nie wypominam: „ja ci płacę, ja tu wydaję polecenia…”. To inni mają czuć, że jestem liderem. Zresztą trudno nauczyć kogoś, żeby udawał naturalnego lidera. Ale to, co można zrobić – i co ważne w kontekście tematu tej rozmowy – to zdjąć z siebie pewne gorsety, żeby być bardziej naturalnym. Dotyczy to także fizyczności. Osoba „rozdęta” jest pozornym liderem, a osoba „spętana” na pewno nie jest liderem. Natomiast osoba poruszająca się „z bioder”, jak przy jeździe na nartach, ma predyspozycje do bycia nim. Poprzez świadome siedzenie, czyli poprzez kontakt stóp z podłożem, pośladków z siedziskiem, możemy poczuć wewnętrzne ugruntowanie, poczuć swoje ciało, zobaczyć, jak podczas oddychania unosi się brzuch, spróbować powiedzieć coś „z brzucha”.

ACz: Mówienie „z brzucha” brzmi inaczej. Pamiętam, że kiedy zaczęłam ćwiczyć jogę i nauczyłam się oddychać przeponą, moja nauczycielka powiedziała: „No, dziewczynki, teraz zaczniecie mówić własnym, pełnym głosem”. I uśmiechając się szelmowsko, dodała: „Bliscy mogą Was nie poznać, nie zrozumieć, a nawet się buntować, bo niby skąd nagle wzięła się ta dorosła osoba…”.

JS: Właśnie! Bo nagle ta sama osoba nie krzyczy piskliwie, bliska płaczu: „Nie zgadzam się na to!”, tylko spokojnie mówi: „Nie zgadzam się na to”.

ACz: I taka niezgoda nie jest krzykiem ofiary, ale odpowiedzią osoby, która decyduje się nie wyrazić na coś zgody. To samo zdanie, a różnica zasadnicza.

JS: Pamiętam do dzisiaj jedną z uczestniczek wspomnianego szkolenia, budowę jej ciała: miała na sobie jakby niewidzialny gorset. W przerwie podeszła do mnie i powiedziała, że pewne ćwiczenie jest dla niej niewykonalne, że ona została wychowana tak, że ma siadać w określony sposób, ładnie układać nogi, wciągać brzuch, prostować plecy, być bardzo powściągliwa w gestach, nie wypowiadać się niepytana itd. Mówiła: „Mam trzydzieści siedem lat, już się nie zmienię, nie dam rady. Tym bardziej, że to mi służyło przez całe moje życie. Rzadziej narażałam się na agresję, na odrzucenie, bliscy i współpracownicy postrzegali mnie jako osobę układną i kulturalną”.

ACz: Pozwoliłeś jej zostać grzeczną dziewczynką?

JS: Dałem jej temat pracy domowej: „Zmiana decyzji z przeszłości”. Polega na tym, że wracasz wspomnieniami do siebie w dziesiątym, dwunastym roku życia. Czujesz zapach domu, do którego wracałaś po szkole. Przywołujesz wygląd swojego pokoju, może stołu w kuchni, zasłon w oknie. I oczami wyobraźni widzisz swoją mamę. Podchodzisz do niej, jako już dorosła kobieta, i mówisz: „Mamo, kiedy miałam dziesięć lat, często upominałaś mnie, żebym się trzymała prosto, była posłuszna, żebym wciągała brzuch i ubierała się powściągliwie, zachowując jak dobrze ułożona dziewczynka. Przez wiele lat mi to służyło, jestem ci wdzięczna za to, że mnie tego nauczyłaś. W wieku dziesięciu lat podjęłam decyzję, by słuchać twoich wskazówek. Ale dzisiaj mam trzydzieści siedem lat, jestem dorosła i – zachowując w pamięci twoje rady – pozwolę sobie na zachowania, które sama wybiorę, na które się teraz zdecyduję. Pozwolę sobie zachowywać się czasem jak dziewczyna, czasem jak kobieta, a czasem jak chłopak…”.

ACz: „…Ubiorę się w spodnie i wygodne tenisówki, jeśli zechcę, i pogwizdując kopnę daleko kamyk na mojej drodze. Założę szpilki i nieprzyzwoicie krótką sukienkę na randkę, a następnego dnia usiądę w piżamie przed telewizorem, jeśli akurat na to przyjdzie mi ochota…”.

JS: „…Pozwolę sobie na wyrażanie gniewu, pasji, radości, smutku. Mamo, podejmuję rewizję decyzji z przeszłości. Wiele zachowań, które służyły mi w wieku dwunastu lat, teraz może mnie znacząco ograniczać”.

ACz: Nie tłumaczę się mamie, nie usprawiedliwiam się przed nią, tylko spokojnie informuję ją o moich decyzjach. Podoba mi się ta zmiana.☺

JS: Wiele z was, kobiet trzydziestokilkuletnich, mogłoby skorzystać z tego ćwiczenia. To jest podmiotowa decyzja dotycząca zmiany sposobu zarządzania sobą. Wiele „skryptów wewnętrznych”: przekonań, przepisów na życie – mamy w sobie z dzieciństwa, często były nam one „wciśnięte” przez rodziców.

ACz: W wieku trzydziestu kilku lat warto wiedzieć, co jest moim, a co nie moim przekonaniem…

JS: …i zachowywać się po swojemu. Być może taka rewizja pozwoli wam, kobietom, lepiej zarządzać wolnością, którą wywalczyłyście. Co o tym myślisz?

ACz: Uważam, że największą przeszkodą na drodze życia każdej z nas są ograniczające przekonania. Bo to my, poznając siebie, zdobywamy klucz do spełnionego życia, do naszego życia. Zabawne, że ten klucz jest tylko jeden i próby dorobienia do własnego zamka kluczy innych kobiet źle się zwykle kończą.

JS: Chciałbym powrócić do fragmentu książki „Niewidzialny gorset” i przytoczyć jej fragment:

„Przyjrzyjmy się chwilę klipsowi do włosów… w kształcie przypominającym szczękę dinozaura lub waginę z zębami. Klips jest praktyczny, bo przytrzymuje włosy z tyłu, co pozwala zajmować się sprzątaniem i dziećmi. Problem polega na tym, że po zakończeniu tych czynności kobieta go nie zdejmuje, co oznacza, że pozostają w niej jedynie prace domowe i życie matki. Co ten klips mówi mężczyźnie? Mówi, że kobieta jest wykończona, że nie ma już w niej pragnienia, energii, a nawet chęci podobania się. Dlaczego? Bo ma do niego żal, że dał jej wszystko robić, nosić i tym obrazem zaniedbania oddaje mu pięknym za nadobne. Klipsowa zapowiedź końca związku jest symbolem kondycji nowoczesnej kobiety, jako matki rodziny, którą przerasta sytuacja. Kobiety samej, u siebie lub kobiety rozwiedzionej. To ostatni akt buntu przeciwko wszystkim zbyt ciężkim oczekiwaniom, którymi obarcza ją społeczeństwo”. A cytuję to po to, byście wy, kobiety, nie dały się wkręcić w ten klips.☺

ACz: Słuchałam tego