Strona główna » Obyczajowe i romanse » Sezon na męża

Sezon na męża

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-276-3059-9

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Sezon na męża

Lady Sophie nie grzeszy cierpliwością ani taktem. Owe braki nadrabia urodą i pogodnym usposobieniem, dlatego nigdy nie brakowało kandydatów do jej ręki. Kiedy jednak Sophie odrzuciła oświadczyny wszystkich kawalerów z hrabstwa, jej ojciec stracił cierpliwość i wysłał ją do Londynu. W stolicy Sophie musi stale mieć się na baczności, aby nie wywołać skandalu. Nie umie jednak sobie odmówić samotnych spacerów. Podczas jednego z nich pada ofiarą zaczepki trzech żołnierzy. Z pomocą przychodzi jej nieznajomy dżentelmen. Następnego dnia okazuje się, że to znany w całym Londynie sir Adam Trent…

Polecane książki

  Jak pojąć naród poddany dziwnej hipnozie poświęcenia, kraj świętych wybuchów, gdzie co pokolenie oddaje się w ofierze najmądrzejszych i najdzielniejszych? Wąż w kaplicy Tomasza Piątka to oryginalna powieść historiozoficzna - brawurowa i buntownicza.Andreas Issli czuje się obco w Krakowie u schyłku...
Normy prawa, ustroje państwowe i społeczne z reguły kryją w sobie określone doktryny polityczne lub prawne. Znajomość tych koncepcji niewątpliwie ułatwia zrozumienie istoty i celów prawa oraz jego właściwe stosowanie. Sprzyja także lepszemu poznaniu mechanizmów sprawowania władzy politycznej i kszta...
Poradnik do gry "Turok" jest zasadniczo przeznaczony dla początkujących graczy i skupia się wokół opisu trybu dla pojedynczego gracza, broni oraz osiągnięć.Turok - poradnik do gry zawiera poszukiwane przez graczy tematy i lokacje jak m.in. [Rozdział] Eye for an Eye[Rozdział] Down and Out[Rozdział] T...
  Książka ta została pomyślana jako pomoc dla nauczycieli gimnazjów i szkół ponadgimnazjalnych. Podobnie jak poprzednia publikacja – zawiera ona wprowadzenia przedstawiające teoretyczne tło propozycji metodycznych, a następnie scenariusze zajęć. Motywami przewodnimi są kwestie tożsamości, wprowadzan...
  Dziennik intymny, który chce być powieścią edukacyjną? Czy literacka fikcja, która udaje autobiografię? Am to inicjał Ameryki, krainy wolności i samotności, ojczyzny niezadomowionych. Am to również imię niepowtarzalnego to be i wewnętrzne wezwanie do podjęcia inicjacyjnej podróży ku dojrzałemu byc...
Pragnąc zachować coraz bardziej zacierający się obraz tamtych ludzi i tamtych wydarzeń, Autor postanowił ocalić od zapomnienia przynajmniej garstkę uczestników tamtych wydarzeń. Doktor Gibasiewicz swoją postawą, swoją pasją, której poświęcił ostatnie 15 lat, ocala od zapomnienia biografie wielu swoi...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Mary Nichols

Mary NicholsSezon na męża

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

1819 rok

Panna Sophie Cavenhurst nie grzeszyła nadmiarem cierpliwości ani taktu. Nie uchodziła też za wcielenie zdrowego rozsądku. Te braki równoważyła urodą i pogodnym usposobieniem. Kandydaci do ręki Sophie niezmiennie spotykali się z odmową, której udzielała ze słodkim uśmiechem.

Porównywała swoich adoratorów z małżonkami dwóch starszych sióstr. Mark, lord Wyndham, mąż Jane, był dobroduszny i spolegliwy. Mąż Isabel, od niedawna posiadacz honorowego tytułu szlacheckiego, sir Andrew Ashley, wyróżniał się fantazją i wigorem. Często zabierał Isabel w podróże do różnych krajów. Obaj byli zamożni: Mark otrzymał spadek, a Drew wzbogacił się na handlu zagranicznym. Starający się o rękę Sophie nawet się do nich nie umywali.

Nie chciała jednak zyskać opinii osoby tak niepoważnej jak jej brat, choć towarzystwo mylnie go oceniało. Szczerze go kochała i pamiętała, że przeżył niełatwe chwile w Indiach. Ponadto zapobiegł utracie całego rodzinnego majątku. Była gotowa wiele mu wybaczyć, nawet to, że czasem z niej drwił.

– Sophie, odrzuciłaś już wszystkich kawalerów z sąsiedztwa – zwrócił się do niej pewnego dnia. – Zyskujesz reputację osoby, której nie sposób zadowolić.

– A co w tym złego? Małżeństwo to poważna sprawa. Nie chcę popełnić błędu, jakiego była bliska Issie.

– A nie boisz się staropanieństwa?

– Owszem… I właśnie dlatego chciałabym udać się na sezon w Londynie… Poznam nowych ludzi i…

– Naprawdę myślisz o sezonie?!

Nie mogła wyznać bratu, że podkochuje się w Marku. Doszła do wniosku, że powinna na pewien czas wyjechać z Hadlea i poszukać męża podobnego do niego.

– Myślę o tym od dłuższego czasu. Lucy Martindale debiutuje w tym roku i nie mówi o niczym innym. – Majątek Martindale’ów był oddalony o piętnaście kilometrów od Hadlea, a Sophie znała Lucindę od czasów szkolnych. Pisywały do siebie i często się odwiedzały.

– Rozumiem, dlaczego o tym myślisz, ale co na to mówi nasz drogi ojciec?

– Jeszcze go nie pytałam.

– Wątpię, żeby chciał cię zabrać do Londynu. Mama bardzo źle znosi jazdę powozem, a papa jej nie zostawi.

– Wiem. – Westchnęła. – Ale zawsze będę mogła pojechać z tobą… prawda?

– Co też ci przyszło do głowy?!

– Kto w takim razie mógłby mi pomóc?

– Zapytaj Jane. – Ilekroć w rodzinie pojawiał się problem, zwracano się właśnie do niej.

– Jane jest zajęta małym dzieckiem, a Issie pływa sobie gdzieś po morzach i oceanach. Gdybyś się zgodził mi towarzyszyć, papa nie miałby żadnych zastrzeżeń.

– Musisz go najpierw zapytać.

Znalazła ojca w salonie. Czytał gazetę, którą codziennie dostarczano z Londynu. Lubił wiedzieć, co się dzieje w świecie, chociaż ostatnio trudno było znaleźć dobre wiadomości. W rejonach przemysłowych na północy panował niepokój. Gwałtownie malała popularność księcia regenta. Podobno zamierzał się rozwieść z żoną, z którą pozostawał w separacji. Plotkowano, że chciał ożenić się ponownie i spłodzić dziedzica.

Widząc najmłodszą córkę, ojciec odłożył gazetę.

– Papo, kochany papo! – zaczęła przymilnym tonem. – Mam do ciebie prośbę.

Uśmiechnął się.

– Czuję, że będzie mnie to dużo kosztować.

– Cóż… rzeczywiście to będzie kosztowne, ale to dla mnie takie ważne!

– Powiedz zatem, o co chodzi.

– Chciałabym spędzić sezon w Londynie.

– Sezon! Spodziewałem się, że poprosisz mnie o nową suknię albo jakąś błyskotkę, tymczasem chodzi o cały sezon! Skąd ci to przyszło do głowy?

– Wszystkie młode damy mają swój debiut… To dzięki temu znajdują mężów. Chyba nie chcesz, żebym została starą panną?

– Nie grozi ci staropanieństwo.

– Nawet Teddy powiedział, że skoro nie spodobał mi się nikt z sąsiedztwa, muszę szukać dalej. Jeśli ty nie będziesz mógł pojechać, gotów jest mi towarzyszyć.

– Nie chciałbym obarczać go tak odpowiedzialnym zadaniem.

– W takim razie zawieziecie mnie do Londynu z mamą?

– Sophie, droga córko, nie zajmujemy tak wysokiej pozycji społecznej. Poza tym zwyczajnie nas na to nie stać. Twoje siostry nie miały debiutu…

– Ale pojechały do Londynu i zatrzymały się u ciotki Emmeline na Mount Street.

– Mieszkały tam raptem dwa tygodnie. Nie potrzebowały balów ani przyjęć, żeby znaleźć mężów.

– Wiem, ale jak inaczej znajdziemy kolejnych Marka albo Drew?

– Mark i Andrew to godni szacunku młodzi dżentelmeni, ale dlaczego chcesz, żeby twój przyszły mąż był podobny do któregoś z nich?

Prawdziwy powód Sophie chciała zachować w tajemnicy, więc powiedziała tylko:

– Są dla mnie ideałami.

Ojciec roześmiał się.

– Sophie, w swoim czasie znajdziesz odpowiedniego mężczyznę. Masz dziewiętnaście lat. Naprawdę nie musimy się spieszyć.

– Więc nie pozwalasz mi pojechać?

– Niestety, ale nie. A teraz, jeśli pozwolisz, chciałbym wrócić do lektury.

Rozczarowana Sophie nie powiedziała nic więcej i udała się na poszukiwanie matki. Lady Cavenhurst ścinała żonkile. Setki tych kwiatów zdobiły ogród.

– Przekonasz papę, prawda, mamo? Przecież wiesz, jak ważne dla młodej damy jest odpowiednie towarzystwo. Nie znajdę dobrego męża w Hadlea.

Matka układała kwiaty w koszu zawieszonym na ramieniu.

– Ale skąd ta nagła potrzeba zamążpójścia, Sophie?

– Wcale nie jest nagła. Myślę o małżeństwie, odkąd Jane i Issie wyszły za mąż. Czuję, że powinnam bardziej się zaangażować, jeśli chcę znaleźć męża takiego jak Mark albo Drew

– Wysoko mierzysz, drogie dziecko.

– Czy jest w tym coś złego?

– Nie… oczywiście, że nie.

– Więc porozmawiasz z papą? Ciocia Emmeline chyba zgodzi się mnie przyjąć pod swój dach.

– Ciocia Emmeline ma już swoje lata, Sophie. Wątpię, by często wychodziła z domu.

– Teddy obiecał, że będzie mi towarzyszył… Porozmawiaj z papą, proszę…

Matka westchnęła.

– Dobrze, dobrze, ale jeśli już podjął decyzję, nie uda mi się go przekonać.

– Dziękuję, mamo.

Sophie wróciła do domu. Przeszła do swego pokoju, sięgnęła po kapelusz i szal, a potem udała się do siostry w Broadacres. Była to wspaniała rezydencja odległa o około pięciu kilometrów od Greystone Manor.

Sophie została wpuszczona do środka przez lokaja.

– Pani jest w pokoju dziecinnym – powiedział. – Czy mam zaanonsować wizytę?

– Dziękuję, pójdę sama.

Doskonale znała rozkład pomieszczeń i wkrótce stanęła przed odpowiednimi drzwiami. Siostra bawiła się na podłodze ze swoim dziesięciomiesięcznym synkiem Harrym. Na widok Sophie wstała.

– Sophie, co cię tu sprowadza? Mam nadzieję, że nie stało się nic złego.

– Czy nie mogę tak po prostu odwiedzić mojej siostry?

– Oczywiście, że możesz. Zawsze. – Odciągnęła raczkującego Harry’ego od szafki. – Miałam zamiar wybrać się na spacer. Pójdziesz ze mną?

– Tak, chętnie.

Niańka otrzymała polecenie, by ciepło ubrać malca i znieść go do tylnego holu, gdzie trzymano wózek.

– A teraz powiedz mi, co słychać w Greystone – poprosiła Jane, gdy weszły do jej pokoju.

– Nic. Jest nudno jak zwykle. Ale poprosiłam papę o możliwość debiutu w sezonie.

– Myślisz, że dzięki temu przestaniesz się nudzić?

– Tak, oczywiście. I znajdę męża.

– Możesz go znaleźć tutaj, w Norfolk.

– Teddy twierdzi, że onieśmieliłam już wszystkich tutejszych kawalerów.

Jane roześmiała się.

– Ilu ci się oświadczyło?

– Richard Fanshawe… Ma okropne maniery i wpadł w złość, kiedy nie przyjęłam jego oświadczyn. Potem sir Reginald Swayle, który pozuje na dandysa, a w rezultacie wygląda po prostu cudacznie, i lord Gorange, leciwy wdowiec, ojciec dwojga dzieci. Zastanawiam się, jak doszło do tego, że papa pozwolił mu ze mną porozmawiać. Przecież nie mogę wyjść za kogoś takiego, prawda?

– Rozumiem cię. A co powiedział papa na temat sezonu? – Jane włożyła buty, podeszła do lustra i zawiązała wstążki kapotki pod brodą.

– Nie zgodził się.

Zeszły na dół. Synek Jane siedział w wózku i uśmiechał się promiennie.

– Niedługo zacznie chodzić – powiedziała Jane, gdy ruszyły ścieżką prowadzącą do parku i ogrodów. – Potrafi już stać, trzymając się mebli. Mark oszalał na jego punkcie.

– Wiem… a i ty świata poza nim nie widzisz. Niańka nie ma chyba wiele zajęć.

– Uwielbiam spędzać czas ze swoim synkiem i najchętniej poświęcałabym mu całe dnie, ale nie pozwalają mi na to obowiązki. Wtedy Tilly ma mnóstwo pracy.

Siostra założyła sierociniec Hadlea Home w pobliżu Witherington. Często spędzała tam czas, pomagając przy dzieciach.

– Więc nie zostawiłabyś Harry’ego, żeby pojechać na chwilę do Londynu?

– Nie, Sophie. W żadnym razie. Czy właśnie po to do mnie przyszłaś? Żeby mnie namówić na wspólny wyjazd?

– Domyślałam się, że nie będziesz chciała mi towarzyszyć. Teddy by ze mną pojechał, ale papa uważa, że jest trochę nazbyt nieodpowiedzialny.

– Papa wie, co mówi.

– Nie wiem, dlaczego tak się uwzięliście na Teddy’ego. Od powrotu z Indii może uchodzić za wzór cnót.

Jane roześmiała się.

– Akurat! Zdążył już roztrwonić większość pieniędzy, które zostały po tym, jak ocalił Greystone.

– Gdybyśmy jednak zamieszkali u ciotki Emmeline…

– Wszystko już zaplanowałaś? Czego więc ode mnie oczekujesz?

– Proszę, przekonaj papę, że może zaufać Teddy’emu. Mama obiecała, że zrobi, co w jej mocy, ale gdybyś ty też porozmawiała z tatą, to na pewno bardzo by pomogło.

– Skąd u ciebie ta nagła chęć wyjazdu do Londynu?

– Wcale nie jest nagła. Myślałam o tym, odkąd pojechałyście tam z Issie, ale zawsze coś stawało mi na przeszkodzie. Najpierw ta sprawa z lordem Bolsover, a potem dwór pogrążył się w żałobie po śmierci księżniczki Charlotty i jej synka. Nie wiem, dlaczego miałabym nie pojechać do Londynu w tym roku. Nigdy tam nie byłam, podczas gdy ty byłaś kilkanaście razy, a Issie zwiedziła cały świat. To nie fair. Skończę jako stara panna.

– Och, Sophie, to mało prawdopodobne. Niewiele dam w twoim wieku może się pochwalić odrzuceniem trzech propozycji małżeństwa.

– To nie byli odpowiedni mężczyźni.

– W takim razie powiedz mi, jaki ma być ten odpowiedni. Pamiętaj, że nikt nie jest ideałem.

– Nie chcę, żeby był ideałem, ale muszę go pokochać, i to z wzajemnością. Ty i Mark się kochacie.

– To oczywiste, ale czy zastanawiałaś się nad tym, jaki ma być twój przyszły mąż, żebyś mogła go pokochać?

– Musi być wysoki, przystojny, zgrabny…

– To też jest oczywiste.

Sophie zdawała sobie sprawę, że siostra się z nią droczy.

– Musi być dobry, hojny i odpowiedzialny.

– Wspaniałe cechy. Pochwalam twój zdrowy rozsądek.

– Chciałabym też, żeby potrafił mnie zaskakiwać… sprawiać, by moje serce biło szybciej…

– Niespodzianki nie zawsze są przyjemne.

– Och, myślę o przyjemnych niespodziankach. Nie traktujesz mnie poważnie, Jane!

– Nic podobnego! Przekonasz się, że kiedy się zakochasz, twój wybranek będzie miał tylko kilka spośród wymienionych cech. Miłość nie zjawia się na zawołanie, po prostu się zdarza…

– Wiem, ale przecież nie w Hadlea.

– Mnie się zdarzyła w Hadlea.

– No tak… Ale jest tylko jeden Mark.

– Tak. – Jane uśmiechnęła się. – Widzę, że się uparłaś. Spytam Marka o zdanie, a jeśli uzna, że możesz jechać, porozmawiam z papą.

– Och, jesteś najlepszą siostrą pod słońcem! Dziękuję ci, dziękuję!

Pewna sukcesu Sophie przeszła na inne tematy. Podzieliły się najnowszymi plotkami, rozmawiały o ubraniach, osiągnięciach Harry’ego i o dzieciach z Hadlea Home. Zastanawiały się też, gdzie przebywa teraz Isabel i kiedy będą mogły znów się z nią spotkać.

– Ostatnio pisała do mnie z Indii, ale mieli zamiar udać się z Drew do Singapuru – powiedziała Jane. – Może masz świeższe wiadomości?

– Nie. Mama dostała podobny list. Teddy uważa, że Drew pilnuje interesów w krajach Orientu i zapewne kupi kolejny statek. Gdyby wrócili do domu przed rozpoczęciem sezonu, mogliby mi pomóc finansowo. – Myśli Sophie wciąż krążyły wokół debiutu. – Ale nie zamierzam na to liczyć.

– Słusznie.

Wróciły do domu tą samą drogą. Jane oddała Harry’ego pod opiekę niańki i poprosiła, by przyniesiono im herbatę do salonu.

– Mark wyjechał do Norwich – powiedziała. – Miałam nadzieję, że już będzie w domu, ale widocznie załatwianie spraw zajęło mu więcej czasu, niż przypuszczał. Porozmawiam z nim, Sophie, ale nie spodziewaj się cudów.

Pół godziny później Sophie lekkim krokiem udała się do domu.

Mark, Jane i Harry zjawili się w Greystone po dwóch dniach. Nie było w tym nic dziwnego, jako że często tu zaglądali, jednak Sophie domyślała się, że tym razem przybyli w związku z jej prośbą. Dołączyła do nich w salonie.

– Cieszę się, że was widzę – powiedziała, biorąc Harry’ego na ręce.

– Wszyscy się cieszymy – dodała matka. – Podejrzewam jednak, że twój entuzjazm ma związek z londyńskim sezonem. Mam rację?

– Pomyślałam, że Jane mogłaby pomóc.

Lady Cavenhurst zwróciła się do najstarszej córki.

– Zamierzasz wyjechać do Londynu na sezon, Jane?

– Nie, mamo. Nie zostawię tu Harry’ego ani Hadlea Home. Słyszałam jednak, że Teddy zgodził się towarzyszyć Sophie.

– Nie wiem, jak udało jej się go do tego nakłonić… – potwierdziła matka. – Nie spodziewałam się tego.

– Dlaczego? – spytała Sophie.

– Myślałam, że czekające go tam obowiązki wydadzą mu się nudne. Poza tym jest za młody. Potrzebujesz kogoś dojrzałego na tyle, by wiedział, jak młoda dama powinna zachowywać się w towarzystwie i jakie czekają ją pułapki. Łatwo jest niechcący znaleźć się w sytuacji, która może fatalnie wpłynąć na reputację.

– Wiem o tym i doskonale dam sobie radę – oznajmiła Sophie. – Jestem pewna, że Teddy też dobrze o tym wie. Poza tym ciocia Emmeline będzie moją przyzwoitką i dopilnuje, żebym znalazła się w odpowiednim towarzystwie.

– Co o tym sądzisz, Jane? – zapytała matka.

Jane zamyśliła się.

– Naprawdę nie wiem. A rozmawiałaś o tym z Teddym? Co powiedział?

– Oczywiście, chce pomóc, ale wciąż pozostaje kwestia kosztów wyjazdu.

– Pieniądze nie stanowią problemu – odezwał się milczący dotąd Mark. – Z przyjemnością wesprę Sophie, ale tylko wtedy, gdy pani i sir Edward wyrazicie zgodę na wyjazd.

– Och, Marku! – Oczy Sophie rozbłysły. – Naprawdę mi pomożesz?

– Tak, jeśli twoi rodzice powiedzą, że możesz jechać.

– To bardzo hojny gest, Marku – odrzekła lady Cavenhurst. – Proponuję, żebyś porozmawiał z moim mężem. Zastaniesz go w bibliotece. Przekaż też mu, że będzie nam miło, jeśli do nas dołączy. Kazałam podać herbatę.

Mark wstał i wyszedł.

– Och, nie mogę się doczekać – emocjonowała się Sophie, tuląc Harry’ego. Dzieciak wiercił się niespokojnie, a gdy opuściła go na podłogę, szybko przemieścił się na czworakach w stronę swojej mamy, która wzięła go na kolana.

– Myślę, że ciotka Emmeline może nie czuć się na tyle dobrze, by przyjąć cię pod swój dach. Kiedy ostatnio tam byliśmy, zauważyłam, że łatwo się męczy i niedosłyszy. Jeśli zgodzi się ciebie gościć, musisz o tym pamiętać – powiedziała Jane.

Służąca wniosła tacę z herbatą i postawiła na stole. Po niedługim czasie w pokoju zjawili się sir Edward, Mark i Teddy. Teddy miał na sobie strój do konnej jazdy. Niedawno wrócił z przejażdżki.

– Przepraszam, mamo – powiedział. – Zaraz się przebiorę.

– No i… ? – zapytała niecierpliwie Sophie. – Mogę jechać?

Ojciec z westchnieniem zajął miejsce na sofie tuż obok lady Cavenhurst.

– Wygląda na to, że zostałem przechytrzony.

– To znaczy, że się zgadzasz?! – Sophie zerwała się na równe nogi, objęła ojca i ucałowała go w policzek. – Och, dziękuję ci, papo!

Delikatnie wyswobodził się z jej objęć.

– Powinnaś dziękować Markowi. Powiedział, że w przyszłym miesiącu jedzie do Londynu w interesach. Zawiezie ciebie i Teddy’ego do domu lady Cartrose. Potem razem z twoim bratem dopilnują, by nie stała ci się krzywda.

Zwróciła się w stronę Marka.

– Och, jesteś najlepszym, najcudowniejszym szwagrem! Byłabym szczęśliwa, mając męża takiego jak ty.

– Sophie! – napomniała córkę lady Cavenhurst.

Mark zaśmiał się, by pokryć zmieszanie.

– W swoim czasie znajdziesz odpowiedniego męża – zapewnił ją. – Nie bądź w gorącej wodzie kąpana.

Wrócił Teddy ubrany we frak i jasne pantalony.

– Decyzja już zapadła? – zapytał, rozglądając się po twarzach zebranych w salonie.

– Tak – odpowiedział ojciec. – Mam nadzieję, że wiesz, czego od ciebie oczekujemy.

Teddy usiadł i wziął filiżankę od matki.

– Mam pilnować siostry i dbać o to, żeby nie wplątała się w żadną kłopotliwą sytuację.

– No właśnie. Sam też musisz zachować rozsądek. Żadnego hazardu.

– Żadnego?! To zbyt trudne.

– Możesz grać ze znajomymi z towarzystwa za niskie stawki i tylko wtedy, gdy Sophie będzie miała przyzwoitkę. Ale nie wolno ci odwiedzać jaskiń hazardu.

– Oczywiście, to właśnie miałem na myśli.

– W takim razie, jeśli lady Cartrose się zgodzi, możesz skorzystać z uprzejmości Marka i zabrać siostrę do Londynu. Bessie pojedzie z wami. – Bessie Sadler była pokojówką matki. Mieszkała z rodziną od wielu lat, a gdy wiek dał jej o sobie znać, zaczęła przysposabiać do pracy młodą następczynię.

Sophie, jak zawsze spontaniczna, podbiegała kolejno do wszystkich z wylewnymi podziękowaniami. Jej radosny nastrój udzielił się zgromadzonym. Po pewnym czasie podjęli temat Hadlea Home. Sierociniec rozwijał się i potrzebował funduszy. Jednym z najważniejszych zadań Jane było zapewnienie odpowiednich środków. Mark jej w tym pomagał dzięki pozycji i wpływowym znajomym. To właśnie w tym celu wybierał się wkrótce do Londynu. Zamierzał zorganizować koncert połączony ze zbiórką pieniędzy. Ten pomysł zaczerpnął od dobroczyńców szpitala dla porzuconych dzieci.

Do wyjazdu pozostał jeszcze miesiąc. W międzyczasie lady Cartrose zapewniła listownie, że z radością będzie gościć Sophie i Teddy’ego. Sophie nieustannie rozmyślała o tym, co będzie robić w Londynie, cieszyła się na myśl o balach, przyjęciach i nowych znajomościach. Zastanawiała się, jakie stroje powinna zabrać ze sobą. W jej szafie znajdowało się dużo ubrań na rozmaite okazje, ale uznała, że nie nadają się na debiut. Natychmiast zostałaby uznana za wiejską gąskę. Miała piękną suknię balową, w której wystąpiła na weselu sióstr, a także suknię popołudniową z niebieskiej krepy, ozdobioną jasnoniebieskim i białym haftem. Wystąpiła w niej na chrzcinach Harry’ego. To stanowczo za mało.

Na szczęście siostra przyszła jej z pomocą, zanim Sophie zdobyła się na odwagę, by udać się z kolejną prośbą do ojca.

– Mark jest aż nazbyt hojny – powiedziała Jane, gdy Sophie odwiedziła ją w Broadacres, by uskarżyć się na brak strojów. – Ciągle zachęca mnie do kupowania nowych ubrań. Moja szafa pęka w szwach i są tam suknie, których na pewno już nie włożę. Możemy dokonać poprawek według najnowszej mody. Sprawimy, że będą na tobie leżały jak ulał.

Wkrótce wokół nich piętrzyły się suknie, nożyczki, nici i igły, koronki, wstążki i przeróżne ozdoby z jedwabiu. Jane była prawdziwą artystką w krawieckim fachu i kolejne suknie zmieniały się nie do poznania. Sophie przestała żałować, że nie sprawi sobie całkowicie nowej garderoby.

– Mam dla ciebie mały prezent – powiedziała Jane, jakby nie dość było ubrań mogących zadowolić samą królową. – Będzie pasować do twojej niebieskiej sukni. – Podała Sophie niewielkie pudełko mieszczące srebrny naszyjnik wysadzany szafirami i diamentami.

– Jane! Jest piękny, ale czy naprawdę możesz mi go dać, skoro Mark kupił go dla ciebie?

– To był jego pomysł, Sophie. Kiedy zobaczył suknię, którą przerabiałam, powiedział, że ten naszyjnik będzie do niej pasował. Mam mnóstwo biżuterii i z radością ci go ofiaruję.

Sophie zarzuciła siostrze ręce na ramiona.

– Och, to takie podobne do Marka. Proszę, serdecznie mu podziękuj ode mnie. Dzięki wam będę najpiękniejszą panną na balu!

– Mam taką nadzieję, ale radzę ci, żebyś zachowywała się nieco powściągliwiej w obecności cioci Emmeline. Z drugiej strony, nie bądź też nazbyt uległa. Pamiętaj, że należysz do rodziny Cavenhurstów.

– Oczywiście, droga Jane.

Pewnego poranka pod koniec maja rozpromieniona Sophie pożegnała się z rodzicami i wsiadła do powozu Marka. Martwiła ją tylko nie najlepsza pogoda. Było przenikliwie zimno, tak że musiała włożyć ciepłą pelerynę na nową suknię podróżną, a dłonie wsunąć w futrzaną mufkę. Stopy oparła na ogrzanej cegle owiniętej we flanelę.

Podróż trwała dwa dni, na szczęście powóz był bardzo wygodny. Na postojach zmieniano konie, a Mark przynosił do powozu nowe podgrzane cegły.

Dotarli do Londynu wieczorem drugiego dnia podróży po spędzeniu nocy w zajeździe Cross Keys w Saffron Walden. Wszystkie budynki państwowe i niektóre domy prywatne były udekorowane flagami dla uczczenia przyjścia na świat małej księżniczki, córki księżnej Kentu. Sophie uznała to za dobry znak. W mieście będzie panował radosny nastrój, pomyślała. Mark posłał stangreta do swego londyńskiego domu przy South Audley Street, a sam wraz z Sophie i Teddym udał się do domu lady Cartrose na Mount Street.

Lady Cartrose, znacznie pulchniejsza i bardziej głucha niż dawniej, przywitała ich niezwykle serdecznie.

– Chodź, moje dziecko – powiedziała, ujmując Sophie za ręce. Długo trzymała ją na odległość wyciągniętych ramion, by jej się przyjrzeć. – Jesteś bardzo ładna. Nie będziemy mieli kłopotu ze znalezieniem ci męża.

Sophie zachichotała.

Emmeline zwróciła się w stronę Teddy’ego i poddała go podobnym oględzinom.

– Nie pamiętam już, kiedy cię ostatnio widziałam, młody człowieku. Chyba na weselu twoich sióstr. Cóż to było za wspaniałe, radosne wydarzenie. Masz już narzeczoną?

– Nie, ciociu.

– Zobaczymy, co uda się zrobić w tej sprawie. Wielu moich przyjaciół ma piękne córki.

– Nie przyjechałem tu, by szukać narzeczonej. Towarzyszę mojej siostrze – niemal wykrzyknął ciotce do ucha.

– Ooo… – Popatrzyła na Marka. – Jak miło cię widzieć! Jak się miewa moja droga Jane? A mały Harry? Mam nadzieję, że kiedyś go zobaczę. Proszę, zostań na kolację i mi o nim opowiedz.

Mark wymówił się od kolacji, ale przyjął zaproszenie na herbatę i cierpliwie odpowiadał na pytania ciotki o Jane i synka. Sophie myślami była daleko. Zastanawiała się, co będą robić podczas pobytu w Londynie. W chwili przerwy zapytała:

– Co zaplanowałaś na jutro, ciociu Emmeline? – Musiała powtórzyć to pytanie dwa razy.

– Pomyślałam, że będziecie zmęczeni po podróży, więc nie przewidziałam wielkich atrakcji – odpowiedziała ciotka. – Po południu możemy wybrać się na przejażdżkę powozem w Hyde Parku, o ile nie będzie zbyt zimno. A potem zjemy kolację tutaj.

Sophie, która spodziewała się spotkań towarzyskich od pierwszej chwili po przyjeździe, wyraźnie posmutniała. Czyżby miała się tu nudzić tak jak w domu?

Mark uśmiechnął się do niej.

– Nie martw się, Sophie, kiedy odpoczniesz, z tym większą energią wyruszysz na podbój Londynu. Weźmiesz stolicę szturmem.

– Sztorm? – zainteresowała się lady Cartrose. – Och, tylko nie to. Kiedy na morzu jest sztorm, pogarsza się mój reumatyzm.

Mark cierpliwie wyjaśnił ciotce, o co mu chodziło. Teddy i Sophie z trudem powstrzymywali się od śmiechu.

– Teraz rozumiem – powiedziała starsza dama. – Nie słyszałam cię dobrze. Jestem pewna, że Sophie olśni wszystkich. Moja przyjaciółka, pani Malthouse, ma córkę w wieku Sophie. Cassandra jest urocza i również debiutuje w tym roku. Czuję, że młode damy się zaprzyjaźnią. Będzie miała swój bal nieco później w sezonie i na pewno Sophie będzie zaproszona. W przyszłym tygodniu odbędzie się natomiast bal u Rowlandów. To doskonała okazja do przećwiczenia kroków tanecznych… Bez wątpienia Augusta wyśle ci zaproszenie, kiedy ją o to poproszę.

Usłyszawszy to, Sophie poczuła się zdecydowanie lepiej. Podziękowała ciotce i zaczęła się zastanawiać, jaką suknię włoży na tę okazję.

Kilka lat wcześniej przyjazd do Londynu Adama Trenta, wicehrabiego Kimberley, wywołałby niemałe poruszenie wśród młodych panien, a nawet wśród mężatek z towarzystwa. Ten niezwykle przystojny, bogaty kawaler stanowił prawdziwą ozdobę klubów i salonów stolicy. Budził ducha rywalizacji wśród matek debiutantek, a córki wodziły za nim cielęcym wzrokiem.

– Masz dwadzieścia osiem lat i wciąż jesteś stanu wolnego. Jak ci się udało uniknąć małżeńskich sideł? – spytał go kiedyś jego kuzyn Mark.

– To proste. Nigdy nie spotkałem kobiety, z którą chciałbym spędzić resztę życia, a poza tym jestem bardzo zajęty. – W owym czasie Adam odziedziczył po ojcu tytuł i majątek w Saddleworth w Yorkshire, co bez wątpienia podniosło jego atrakcyjność.

Potem jednak zrobił coś niewybaczalnego w oczach towarzystwa i ożenił się z Anne Bamford, córką właściciela przędzalni i tkalni z Saddleworth. Nie wiadomo, czy było to małżeństwo z miłości, czy też celem związku było powiększenie majątku. W każdym razie później nikt nie potrafił powiedzieć zbyt wiele na temat jego życia i w końcu wspominano go tylko jako kogoś, kto wyjechał.

Jego teść zmarł wkrótce po weselu, zostawiając mu przędzalnię i tkalnię Bamford, a rok później żona nie przeżyła porodu synka, który także zmarł. Adam ponownie został sam. Żeby nie oszaleć z bólu, rzucił się w wir pracy w majątku i niezmiernie rzadko odwiedzał Londyn.

Tego wieczoru, gdy szedł South Audley Street w stronę Piccadilly, natknął się na kuzyna.

– Mark! Cieszę się, że cię widzę!

Mark omijał właśnie kałużę. Uniósł głowę na dźwięk swego imienia.

– Adamie, co cię sprowadza do Londynu?

– Pilne interesy, inaczej bym tu nie przyjechał.

– Serdecznie ci współczuję… Przyjmij, proszę, moje szczere kondolencje! Słyszałem o śmierci twojej żony.

– Nie ukrywam, że jest mi bardzo ciężko. Radzę sobie jednak, zajmując się pracą. – Te słowa nie oddawały tego, co naprawdę czuł, nie chciał jednak się zwierzać.

– Niedobrze jest skupiać się wyłącznie na pracy. Okres żałoby już się skończył.

– Ale nie czas smutku, kuzynie.

– Tak, oczywiście… Wybacz.

– Przyjmuję twoje przeprosiny. Idę do White’a. Może do mnie dołączysz?

Wkrótce siedzieli nad kolacją w znanym klubie.

– Jak układa ci się życie małżeńskie? – spytał Adam. – Przykro mi, że nie mogłem być na twoim ślubie, ale akurat przejąłem przędzalnię i tkalnię i musiałem zmierzyć się z wybuchem niezadowolenia pracowników. Przekonywałem ich, żeby nie przyłączali się do marszu Blanketeers.

Marsz głodowy na Londyn, zorganizowany przed dwoma laty przez tkaczy z Lancashire z przemysłowej północy, miał na celu uzmysłowienie księciu regentowi ich rozpaczliwego położenia, a jednocześnie był protestem przeciw zawieszeniu ustawy Habeas Corpus Act, co oznaczało, że wszyscy uznani za mącicieli mogli trafić do więzień bez oskarżenia. Protestujący mieli ze sobą koce, dywany, kapy – symbole ich fachu – służące za posłania. Spodziewali się, że ich marsz potrwa kilka dni, pochód został jednak rozpędzony przez wojsko, a jego przywódców wtrącono do więzienia. Uczestnicy marszu nie mieli nawet okazji przedstawić swoich postulatów.

– I udało ci się?

– Niestety, nie. Zadowoli ich tylko możliwość decydowania o swoim losie. Obawiam się, że jeśli nie zostaną wysłuchani, może dojść do katastrofy.

– Przecież jesteś znany z tego, że dobrze traktujesz pracowników.

– Staram się, ale to nie powstrzymuje gorących głów.

– Co możesz zrobić?

– Nie wiem. Płacę im więcej i zapewniam obiady, ale to naraża mnie na krytykę ze strony innych właścicieli zakładów. Podobno daję zły przykład i doprowadzam nasz przemysł do ruiny. Znajduję się pomiędzy młotem a kowadłem, ale mam nadzieję, że uda się pokonać trudności innymi sposobami.

– Wojsko?

– To ostateczność. Ucierpieliby niewinni ludzie. Zamierzam przemówić w Izbie Lordów w nadziei, że rząd posłucha głosu rozsądku i spełni przynajmniej część żądań robotników.

– Myślisz, że to możliwe?

– Wątpię, ale muszę spróbować. Jeśli zgromadzę wokół siebie rozsądnych ludzi, może uda się wspólnie coś osiągnąć. Czasy się zmieniają, Marku, i my także musimy się zmienić, bo inaczej pójdziemy na dno. Po tym, jak odziedziczyłem przędzalnię i tkalnię spróbowałem postawić się w sytuacji moich pracowników. Skróciłem dzieciom czas pracy o połowę, zapewniłem pomieszczenie do nauki i zatrudniłem nauczyciela. Ale nawet to potrafi wzbudzić niezadowolenie. Część rodziców oskarża mnie, że zaszczepiam dzieciom idee nieprzystające do ich pozycji społecznej. Odpowiedziałem na to propozycją kształcenia dorosłych. To z kolei rozzłościło innych właścicieli fabryk. Boją się, że wykształceni pracownicy staną się jeszcze bardziej roszczeniowi.

– Wydaje mi się, że człowiek potrafiący czytać i pisać będzie lepszym pracownikiem.

– I to jest mój argument. Wszyscy powinni mieć możliwość rozwoju. Doszły mnie słuchy, że robisz coś podobnego.

– Prowadzimy sierociniec i też mamy klasę szkolną i dobrych nauczycieli. To wymyśliła moja żona, a ja staram się jej pomagać. Na początku była tylko garstka dzieciaków, a musimy już myśleć o rozbudowie. Przyjechałem tu, żeby zatrudnić architekta i pozyskać fundusze. Wszystko jest teraz takie drogie… Musimy się bardzo starać.

– Ale chyba nie wpadliście w tarapaty finansowe? Słyszałem, że Broadacres kwitnie.

– To prawda. Jane pragnie, by Hadlea Home utrzymywał się sam, a ja lubię spełniać jej życzenia i pomagam, choć nie w bezpośredni sposób. Spoczywa na mnie obowiązek zostawienia synowi majątku w dobrym stanie, a darowizny na wieczne potrzeby sierocińca nie pomogłyby mi w osiągnięciu tego celu.

– Zostałeś ojcem?!

– Tak. Harry ma dziesięć miesięcy i jest oczkiem w głowie swojej mamy.

– Nie tylko mamy. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości… Wiesz, że straciłem syna.

– Szczerze ci współczuję… ale przecież kiedyś ponownie się ożenisz i będziesz miał dzieci.

– Wątpię. Nie wyobrażam sobie, by jakakolwiek kobieta mogła mi zastąpić Anne.

– Rozumiem cię doskonale. Kochamy i jesteśmy kochani z różnych powodów. Ale to nie wyklucza możliwości powtórnego ożenku.

– Kiedy Anne umarła w bólach, przyrzekłem sobie, że nigdy nie dopuszczę do tego, żeby coś podobnego się powtórzyło. – Zamilkł. Ten, kto nie miał za sobą podobnych przeżyć, nie mógł go zrozumieć. Zastanawiał się, jak zmienić temat. – Może zagramy w wista?

– Nie dzisiaj, kuzynie. Przywiozłem do Londynu siostrę żony. Zatrzymała się u swojej ciotki przy Mount Street, a ja nie byłem jeszcze w Wyndham House. Służący na mnie czekają. Gdzie się zatrzymałeś?

– U Grillona. Nie mam domu w Londynie, bywam tu bardzo rzadko.

– W takim razie zatrzymaj się u mnie, w Wyndham House.

Adam pomyślał, że miłe towarzystwo i doskonały adres mogą mu pomóc w pomyślnym załatwieniu sprawy, która go tu przywiodła.

– Dziękuję. Z przyjemnością skorzystam z propozycji.

Wyszli z klubu. Mark udał się do domu, by zapowiedzieć gościa. Adam poszedł do hotelu Grillon uregulować rachunek i polecić kamerdynerowi, Alfredowi Farleyowi, żeby zawiózł bagaże do Wyndham House.

Tytuł oryginału: The Husband Season

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Ltd, 2015

Redaktor serii: Dominik Osuch

Opracowanie redakcyjne: Dominik Osuch

Korekta: Lilianna Mieszczańska

© 2015 by Mary Nichols

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2017

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Romans Historyczny są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 978-83-276-3059-9

Konwersja do formatu EPUB:
Legimi Sp. z o.o.