Strona główna » Obyczajowe i romanse » Śmierć to udręka

Śmierć to udręka

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-66460-34-8

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Śmierć to udręka

Zacięta, absurdalna walka toczona w koszmarze syryjskiej wojny domowej Nowa powieść największego kronikarza katastrofalnej wojny w Syrii: historia trojga zwykłych ludzi, którzy muszą zmierzyć się z tragedią, uzbrojeni w niewiele więcej niż własną determinację. Abdellatif umiera spokojnie w szpitalnym łóżku w Damaszku, mieście kontrolowanym przez reżim Assada. Jego ostatnim życzeniem, którego wykonanie powierza najmłodszemu synowi Bulbulowi, jest zostanie pochowanym w rodzinnym grobowcu w Anabiyi, wiosce, z której pochodzi ich rodzina. Choć Abdellatif nie był idealnym ojcem, a Bulbul przed laty zerwał kontakt z rodzeństwem, mężczyźnie udaje się przekonać starszego brata, Husseina, i siostrę, Fatimę, by wraz z ciałem ojca udali się w podróż do Anabijji – w końcu to tylko dwie godziny jazdy samochodem… Jest tylko jeden problem: Syria jest sparaliżowana wojną, a Anabijja leży w regionie Aleppo, pozostającym pod wpływem buntowników i frakcji ekstremistów. Krajobraz dzieciństwa stał się nagle labiryntem okopów i terenem śmiertelnego niebezpieczeństwa. Decyzja rodzeństwa, by odłożyć na bok dzielące ich różnice i uszanować ostatnie życzenie ojca, szybko przeobraża się z drobnej sprawy w walkę o życie. Abdellatif zaangażował się w działalność rewolucyjną, doprowadzając do wydania na siebie nakazu aresztu – dokumentu, który nie wygasa nawet po jego śmierci… Podróżując przez nękaną wojną Syrię, Bulbul wraz z rodzeństwem podąża także szlakiem własnych wspomnień. „Genialna powieść drogi przypominająca Kiedy umieram Faulknera, lecz rozgrywająca się w samym środku najbrutalniejszej wojny domowej w dziejach świata”. – The Wall Street Journal

Polecane książki

„Jest to monografia o szczególnej wartości, gdyż pozwala uzyskać wgląd w samą istotę zarówno sposobu jego [Jaspersa] filozofowania, jak też uzyskanych wyników. (...) W polskim piśmiennictwie filozoficznym dotyczącym zapatrywań Jaspersa jest ona pierwszą pracą będącą rezultatem tak szeroko zakroj...
Ze względu na strategiczne położenie, rozmiary, ogromną liczbę ludności oraz najliczniejszą społeczność muzułmańską, Indonezja należy do najważniejszych członków wspólnoty międzynarodowej. Tym bardziej zdumiewa stosunkowo nikłe – a w Polsce niemal żadne – zainteresowanie je...
Informatyka Gospodarcza Czterotomowe dzieło o zastosowaniach gospodarczych informatyki, ale nie tylko w obszarze zarządzania, lecz szerzej – jako narzędzie wsparcia aktywności gospodarczej. Stanowi kompendium podstawowej wiedzy zarówno dla menedżerów rozważających różny zakres stosowania informatyki...
Seria "OLDSCHOOL - stara dobra szkoła" została przygotowana przez doświadczonych korepetytorów i metodyków, a wszystkie publikacje są konsultowane z nauczycielami i samymi gimnazjalistami. "Język polski. Fiszki gimnazjalisty. 500 kart do nauki" to kurs powtórkowy do egzaminu zarazem skuteczna nauka ...
Niniejsza publikacja stanowi jedyne na rynku pełne i aktualne opracowanie problematyki umorzenia procesu na gruncie obowiązującego kodeksu postępowania cywilnego. Badana instytucja została ukazana w szerokiej perspektywie teoretyczno-prawnej, historycznej i prawno-porównawczej (nawiązanie do prawa n...
Siedem cudów świata opisanych w przystępny sposób. Pierwsza książka, raczej przeznaczona dla dorosłego czytelnika, opisywała historię miłosną polskiej emigrantki z greckim tłem. Ta zaś w sposób łatwy i przyjemny, prawie bajkowy, opisuje historię powstawania kolejnych cudów świata, które zachwycił...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Chalid Chalifa

Tytuł oryginalny:Al-mawt ‘amal shaqTytuł francuski:La mort est une corvéeCopyright © 2015 by Khaled Khalifa.
First published in Arabic by Naufal, Hachette-Antoine, Beirut, Lebanon.
Published by arrangement with RAYA The agency for Arabic literature and BooklabCopyright © 2019 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia Draga
Copyright © 2019 for the Polish translation by Bożena Sęk (under exclusive license to Wydawnictwo Sonia Draga)Projekt graficzny okładki: Anna Slotorsz / artnovo.plZdjęcia na okładce: © smallcreative, © Jeanette Dietl (adobe stock)Redakcja: Ewa Penksyk-KluczkowskaKorekta: Iwona Wyrwisz, Maria ZającKonsultacja arabistyczna: prof. Marek M. Dziekan Ta publikacja otrzymała wsparcie Sharjah International Book Fair Translation Grant FundISBN: 978-83-8110-876-8Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione i wiąże się z sankcjami karnymi.Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórców i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.Szanujmy cudzą własność i prawo!Polska Izba KsiążkiWięcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.plWYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o.o.
ul. Fitelberga 1, 40-588 Katowice
tel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28e-mail: info@soniadraga.plwww.soniadraga.plwww.facebook.com/WydawnictwoSoniaDragaE-wydanie 2019Konwersja:eLitera s.c.

1

Ach, gdybyś byłworkiem kminu!

Dwie godziny przed śmiercią Abd al-Latif Salim popatrzył synowi prosto w oczy, jakby chciał na nim wymusić uroczystą obietnicę, po czym resztką sił przypomniał mu, że życzy sobie, aby go pochowano na cmentarzu w wiosce Al-Anabijja. Jego kości, powiedział, po takim czasie spoczną obok prochów jego siostry Lajli. O mało nie dodał: obok jej zapachu, nie był jednak pewien, czy zmarli zachowują własny zapach po czterdziestu latach. Te kilka słów uznał za swoją ostatnią wolę, toteż niczego więcej już nie dodał, aby uniknąć choćby cienia niejasności. W tych godzinach, które mu jeszcze pozostały, postanowił milczeć. Zamknął oczy, nie zważając na otaczające go osoby, i z uśmiechem na ustach pogrążył się w samotnym milczeniu. Wspomniał twarz Nevin, jej uśmiech, zapach, nagie ciało owinięte tylko w czarną abaję, próbujące odfrunąć jak motyl. Wspomniał, że w tamtej chwili oczy mu zalśniły, serce mocniej zabiło i kolana zaczęły drżeć. Zaniósł ją do łóżka, namiętnie pocałował i zanim się nasycił wszystkimi chwilami nocy odwiecznych sekretów, jak ją nazwali, umarł. Wtedy Bulbul, jak go nazywano, Słowik, choć wzruszony pożegnalnymi słowami ojca i smutkiem w jego ciemnych oczach, w przystępie rzadkiej odwagi dowiódł zimnej krwi i nie poddał się strachowi. Obiecał ojcu, że wykona jego ostatnią wolę, i choć to, co miał zrobić, było proste i zostało jasno wyrażone, czekało go trudne zadanie. To normalne, że mężczyzna w stanie pod każdym względem żałosnym, świadom, że umrze za kilka godzin, okazuje słabość i wygłasza trudne do zrealizowania życzenia, podobnie jak normalne jest, że mężczyzna tak wrażliwy jak Bulbul nie chce go zawieść. Ostatnia chwila zawsze jest sentymentalna, to moment, który nie sprzyja refleksji ani racjonalnej wymianie zdań. Czas jest wtedy skondensowany. Pogodzenie się z przeszłością, załatwienie sporów wymaga spokoju i długiego zastanowienia, do czego nie są zdolni ci, których ledwie kilka chwil dzieli od śmierci. Szybko pozbywają się brzemienia i odchodzą, by przebyć cieśninę i dotrzeć na drugi brzeg, gdzie czas nie ma już żadnej wartości.

Bulbul żałował, że nie przeciwstawił się ojcu. Powinien był mu wytłumaczyć, jak trudno będzie wypełnić jego ostatnią wolę w dzisiejszych czasach. W całym kraju zmarłych grzebano w zbiorowych mogiłach, nie zawracając sobie głowy choćby ich identyfikacją. Nawet w zamożnych rodzinach rytuał składania kondolencji ograniczano do kilku godzin. Śmierć przestała być widowiskiem polegającym na wychwalaniu zalet nieboszczyka. Kilka bukietów, kilka osób, które w prawie pustej sali obojętnie czekają około dwóch godzin, aby złożyć kondolencje, i lektor, który monotonnie recytuje kilka sur z Koranu. To wszystko.

Bulbul powiedział sobie, że milczące uroczystości pogrzebowe odzierają obrządek z nabożnego szacunku. Choć raz wszyscy ludzie są równi. Pozory już się nie liczą, biedni i bogaci, wysocy oficerowie i prości żołnierze regularnej armii, dowódcy zbrojnych oddziałów milicji i bojownicy, a także zwykli przechodnie, niezidentyfikowane trupy – za wszystkimi idą śmieszne kondukty, które budzą litość. Śmierć nie powoduje już cierpienia, teraz jest postrzegana jako wyzwolenie, którego żywi zazdroszczą zmarłym.

Dla Bulbula była to jednak całkiem inna sprawa. Ciało ojca to ciężkie brzemię. Pod wpływem emocji popełnił błąd i obiecał, że go pochowa w grobie Lajli, stryjenki, której nawet nie znał. Myślał, że ojciec każe mu zrobić co należy, aby zadbać o prawa Nevin, swojej nowej żony, do domu rodzinnego zburzonego podczas nalotu niemal całkowicie, tak że ostała się tylko sypialnia, w której Abd al-Latif spędził z Nevin ostatnie dni swojego życia intymnego, zanim opuścili S. przy pomocy bojowników walczących z reżimem.

Była to chwila wielkiej emocji, Bulbul w życiu nie zdoła jej zapomnieć… Kiedy go przywieźli, był czysty. Ewidentnie zadbali o towarzysza, który wolał zostać z nimi pomimo trzyletniego oblężenia. Pożegnali się z nim serdecznie, gorąco go wyściskali, zasalutowali mu i poprosili Bulbula, by dobrze się nim opiekował, po czym zniknęli w okamgnieniu w bocznej mocno strzeżonej drodze, która prowadzi do miejscowości pośród ogródków warzywnych. Abd al-Latif odprowadzał ich wzrokiem po raz ostatni. Próbował podnieść dłoń na pożegnanie, lecz nie zdołał. Był wyczerpany i wygłodzony. Schudł niemal o połowę. Od miesięcy nie zjadł pełnego posiłku, podobnie jak wszyscy mieszkańcy oblężonego S.

Cerę miał zarumienioną. Położono go na metalowych noszach w szpitalu publicznym. Lekarz powiedział Bulbulowi: „Codziennie umiera dużo ludzi, powinieneś się cieszyć, że dożył starości”. Bulbul zrozumiał, co znaczą te słowa, nie cieszył się jednak, jak chciałby lekarz. Aż go dławiło na myśl o tym, co go czeka. Od ósmej wieczorem ulice miasta pustoszały, a musiał zabrać ciało do południa następnego dnia. Dłużej nie mogło leżeć w kostnicy. Wiele zwłok żołnierzy dostarczano o świcie. Przybywały z przedmieść Damaszku, gdzie walki wciąż szalały.

Bulbul wyszedł ze szpitala około drugiej nad ranem. Powiedział sobie, że ostatecznie ojciec to sprawa całej rodziny, że wszyscy jej członkowie powinni uczestniczyć w wykonaniu jego ostatniej woli. Zaczął się rozglądać za taksówką, by pojechać do swojego brata Husajna – przez cały dzień wydzwaniał do niego, lecz bezskutecznie. Przeszło mu przez myśl, by posłać bratu wiadomość, ale powiadamianie esemesem o śmierci ojca świadczyłoby o braku szacunku dla zmarłego. Należało to powiedzieć na głos twarzą w twarz, żeby dzielić smutek i ból.

Jeden z żołnierzy pełniących wartę przed szpitalem wskazał mu ręką położony niedaleko przystanek do Dary, gdzie powinien znaleźć taksówkę. Bulbul postanowił nie zważać na strzały, które rozlegały się gdzieś blisko. Szedł szybko z rękami w kieszeniach, strach odegnał precz. Chodzenie po mieście w tę zimową noc było bardzo niebezpieczne. Wszędzie bez przerwy krążyły patrole, na ulicach roiło się od niezidentyfikowanych uzbrojonych ludzi, w większości dzielnic nie było prądu, betonowe osłony ustawione przed posterunkami blokowały niemal wszystkie. Tylko mieszkańcy wiedzieli, na których ulicach ruch jest puszczany, a które są zamknięte. Z daleka dostrzegł kilku ludzi przy blaszanej beczce, w której paliło się drewno. Pomyślał, że to pewnie kierowcy, którzy zgubili drogę i czekają na świt, aby wrócić do domu. Był u kresu sił, kiedy natrafił na taksówkarza, który czekał błogo zasłuchany w śpiew słynnej Umm Kulsum i zgodził się go zawieźć. Bulbul decyzję podjął szybko, nie targując się o cenę za kurs.

Z początku siedział w milczeniu, lecz po kilku minutach postanowił wyzbyć się strachu i naturalnym tonem opowiedział taksówkarzowi, jak to zaledwie przed godziną w szpitalu umarł mu ojciec. Kierowca wybuchnął śmiechem i powiedział mu, że w ubiegłym miesiącu trzej jego bracia i ich dzieci zginęli w bombardowaniach. Zamilkli obydwaj. Już nie dało się normalnie porozmawiać. Bulbul liczył na odrobinę współczucia ze strony taksówkarza, który ostatecznie zachował się wobec niego życzliwie i nie pozwolił mu odejść, póki się nie upewnił, że wszystko jest w porządku.

Husajn otworzył drzwi i kiedy na schodach zobaczył Bulbula w środku nocy, zrozumiał od razu, co go sprowadza. Objął brata czule, wprowadził do domu i zaparzył mu herbaty. Zaproponował, żeby obmył sobie twarz, i obiecał, że zajmie się wszystkim – całunem do owinięcia ciała i formalnościami związanymi z pochówkiem – i że sprowadzi ich siostrę Fatimę.

Bulbulowi ulżyło, wstąpiła w niego odwaga. Uwolnił się od ciężkiego brzemienia, które dźwigał na barkach, i wolał zapomnieć, że brat nie zwrócił nawet uwagi na wiadomość, iż ojciec był hospitalizowany. Dla Bulbula najważniejsze było, żeby Husajn przestał znikać nie wiadomo gdzie i nie zostawił go samego z tym wszystkim. W gruncie rzeczy pokładał ufność w faktycznych umiejętnościach brata, który potrafił się odnaleźć w podobnych sytuacjach. Zanim został kierowcą mikrobusu, kilka razy zmieniał zawód, dzięki czemu nabrał biegłości w sprawach administracyjnych, no i miał wiele znajomości w różnych kręgach. Nie zwlekając, Husajn wymontował siedzenia ze swojego mikrobusu i ustawił je tak, by w powstała spora wolna przestrzeń. Powiedział: „Położymy zwłoki z tyłu. Będzie dość miejsca, żeby wszyscy mieli wygodnie w drodze”. Chciał pogadać o Bulbulu i o ich siostrze. Jeżeli szwagier zechce z nimi pojechać, nie będą mieli nic przeciwko temu. Szybko jednak wykluczyli tę możliwość. Teraz ludzie nie czują już potrzeby wypełnienia obowiązku wobec zmarłego, którego ciało musi przebyć tysiące kilometrów, aby dotrzeć do miejsca ostatniego spoczynku.

O siódmej Husajn zakończył przygotowania do drogi: przywiózł siostrę z jej domu, zdjął tablice z przedniej szyby mikrobusu, którym jeździł jako taksówką na linii do Dżaramany, i przy pomocy mechanika elektryka zamontował symbol ambulansu i podłączył stosowną syrenę; kupił klimatyzator, który mógł się przydać w czasie długiej podróży, nie zapomniał też o skontaktowaniu się z jednym z przyjaciół, by nabyć cztery duże bloki lodu. Mimo trudności z załatwieniem wszystkiego przyjaciele zerwali się przed świtem, złożyli mu kondolencje i zapewnili wszelką pomoc w przygotowaniach do wyjazdu. Brakowało jedynie podpisu dyrektora szpitala, który na ogół nie przychodził przed dziewiątą. Czekali na niego przed szpitalną bramą, ale szef kostnicy kazał im natychmiast przenieść ciało ojca do samochodu, bo zwłoki kilku następnych zmarłych czekały w kolejce na zimnej posadzce w sali, a chłodnie były już przeładowane.

Bulbul nie miał odwagi iść z Husajnem do kostnicy. W korytarzach mężczyźni i kobiety o ponurych smutnych obliczach czekali na przyjęcie ciała bliskiej osoby. Pielęgniarz pokazał mu, gdzie mniej więcej ma szukać ciała ojca – w południowej części sali. Husajn o mało nie zwymiotował, otwierając skrzynie wypełnione trupami. Już go ogarniała rozpacz, gdy wreszcie znalazł ojca. Wiele zwłok ginęło w tym wielkim zamieszaniu i w końcu o nich zapominano. Sądząc po stanie ciała, ojciec na pewno zmarł niedawno.

Husajn wręczył trzy tysiące funtów szefowi kostnicy, aby wyraził zgodę na pomoc pielęgniarza w obmyciu zwłok i owinięciu ich w całun w przeznaczonej dla zmarłych łazience, w której brud już nikomu nie przeszkadzał. W kostnicy panowała straszna atmosfera: oficerowie krążyli po korytarzach, klnąc na uzbrojonych bojowników; żołnierze z ciężkim ekwipunkiem chodzili tam i z powrotem bez konkretnego celu, rozsiewając wokół bitewny odór, którym byli przesiąknięci. Znaleźli się w szpitalu, przywieźli bowiem swoich rannych lub martwych towarzyszy broni, i korzystali z okazji, aby uciec lub trochę odetchnąć, zanim wyruszą w drogę powrotną tam, gdzie czekała na nich śmierć. W tym totalnym rozgardiaszu śmierć nieodmiennie gdzieś się czaiła.

Husajn zdecydował, że położą zwłoki ojca na siedzeniach ustawionych z boku, aby ich nie widział i nie rozpraszał się, kiedy je zobaczy w lusterku wstecznym. Poprosił Fatimę, by zachowała ciszę, chociaż nie pisnęła ani słowa, na co ona zaczęła płakać jeszcze bardziej. Od dziecka Husajn lubił jej rozkazywać, a Fatima go słuchała bez dyskusji. Posłuszeństwo okazywane bratu zapewniało jej równowagę emocjonalną i poczucie bezpieczeństwa. Husajn wściekł się na Bulbula, kiedy zobaczył go w pewnej odległości opartego o mur i ćmiącego papierosa, jakby jego to w ogóle nie dotyczyło. Zamknął drzwi mikrobusu i wrócił przed drzwi gabinetu dyrektora szpitala, aby tam czekać. Potrzebował podpisu na akcie zgonu przed godziną zamknięcia biura. Nie miał nastroju do rozmów z ludźmi, którzy również czekali, nie przeszkodziło mu to jednak spytać jakąś kobietę, o której mniej więcej można się spodziewać dyrektora. Gestem dała mu do zrozumienia, że nie ma pojęcia. Odwróciła głowę, toteż nie próbował już nikogo zagadywać, chociaż strasznie było tak czekać w milczeniu, a on był przekonany, że w cierpieniu rozmowa przynosi ulgę. W oczach osób czekających w zatłoczonym korytarzu dostrzegał wielkie napięcie i wstrzymywany gniew. O dziewiątej dyrektor podpisał stosowne dokumenty. Nie zwlekając, Husajn kazał Bulbulowi wsiąść do samochodu, a Fatimie nakryć zwłoki kołdrami, które zabrał z domu, i siedzieć cicho.

Husajn powiedział im, że formalności związane z zabraniem ciała kosztowały dziesięć tysięcy funtów, a szczegółowe wydatki są zapisane w notesiku z rachunkami. Nie czekając na ewentualne uwagi rodzeństwa, zastanowił się nad najkrótszą drogą wyjazdową z Damaszku. Jako kierowca mikrobusu pracujący całymi dniami na zakorkowanych ulicach, wiedział, że o tej porze trudno się będzie jechało, że będzie rozstawionych wiele punktów kontrolnych i wszystkie zapchane, tak że może to zająć kilka godzin. Uznał, że najlepsza będzie ulica prowadząca przez plac Abbasydów, mimo że punkty kontrolne w tym sektorze cieszyły się złą sławą. Absurdalna była sama myśl, by pojechać trasą przez plac Siedmiu Fontann, która prowadzi przez centrum miasta.

Zdecydował, że spróbuje wyjechać z Damaszku przez plac Abbasydów, i w tym celu usiłował się wcisnąć za ambulans, ale przeszkodził mu pierwszy punkt kontrolny. Mimo wszystko udało mu się pokonać kilka kilometrów. Syrena karetki w niczym mu nie pomagała, nie otwierano przed nimi drogi. Pośród masy samochodów i w totalnym bałaganie Husajn pomyślał, że w czasach pokoju przejazd pogrzebu wzbudza we wszystkich współczucie, pojazdy się rozstępują, aby przepuścić kondukt, przechodnie przystają ze szczerym smutkiem w oczach, podczas gdy w czasach wojny kondukt pogrzebowy to nic takiego, nikogo nie wzrusza. Może co najwyżej wzbudzić zazdrość żywych, których życie przeobraziło się w bolesne oczekiwanie na śmierć.

Zaskoczyły go syreny kilku karetek, które wyjeżdżały z miasta, wioząc żołnierzy eskortujących trumny, widocznych przez boczne okienka. Husajn próbował się włączyć do konwoju, lecz wściekły wrzask żołnierza i wycelowany w niego karabin skutecznie sprowadziły go na powrót do sznura pojazdów. Ostatni ambulans zwolnił, znalazł się na jego wysokości, żołnierz wystawił głowę, splunął i zwymyślał go. Husajn popatrzył na plwocinę, która spadła na jego rękę, i pohamował gniew. Chciało mu się płakać. Bulbul słowem się nie odezwał, odwrócił nawet głowę, aby nie powiększać upokorzenia brata. Fatima już nie miała ochoty płakać. Sama się dziwiła, że zabrakło jej łez. Postanowiła odłożyć na później okazanie smutku z powodu straty ojca, oszczędzić łzy na sam pogrzeb, czyli na najboleśniejszą chwilę pożegnania zmarłego.

Od dziecka Husajn miał zwyczaj uczyć się na pamięć tekstów z różnych tanich kalendarzy wydawanych przez muzułmańskie organizacje charytatywne. Publikowano w nich pamiętne zdania znanych osób, maksymy, wersety Koranu i słowa Proroka. Czerpał z nich w zwyczajnych rozmowach, by robić wrażenie na słuchaczach i pokazywać rozległość swej kultury. Trwał w przekonaniu, że nie urodził się po to, aby żyć na marginesie wydarzeń jako prosty widz, kiedy jednak zobaczył kompletnie zakorkowany plac Abbasydów, zapchany rzeką aut, poczuł się strasznie słaby, nie potrafił bowiem znaleźć stosownego porzekadła, które by przerwało ciszę wiszącą nad jego bratem Bulbulem i siostrą Fatimą. Bardzo chciał, by zapomnieli o tamtym splunięciu. Próbował sobie przypomnieć jakąś złotą myśl pasującą do okoliczności, ale wymyślił tylko „życie jest warte więcej niż śmierć”. Nie bardzo mu się podobało, bo często powtarzali to tchórze, a dzisiaj sprawy się zmieniły, teraz śmierć była „warta więcej” niż życie. Pomyślał również, że w krótkim czasie wszyscy pomrą. W ciągu ostatnich czterech lat ta myśl dodawała mu niezwykłej odwagi. Pozwalała mu znosić codzienne niedogodności, upokorzenia ze strony żołnierzy i agentów tajnych służb na punktach kontrolnych, kiedy jeździł taksówką. Patrzył na nich, mówiąc sobie, że na pewno umrą tego dnia albo za dwa dni, najpóźniej w najbliższych miesiącach; że nie wrócą do rodziny. Potworny koszmar, którego rzeczywisty ciężar odczuwali wszyscy. Każdy w mieście patrzył na innych jak na przyszłych zmarłych. Takie myśli i obrazy przyczyniały się do powszechnego łagodzenia uniesień i gniewu.

Mikrobus bardzo wolno dojeżdżał do placu Abbasydów wśród pojazdów, które można było liczyć setkami. Z daleka widać było trzy ciężarówki marki Suzuki ozdobione syryjską flagą, a na pace każdej siedzieli starsi mężczyźni, którzy usiłowali oczyścić drogę. Jeden krzyczał przez megafon: „Męczennicy, męczennicy, męczennicy!” i ciągnął ze złością: „Przepuścić męczenników, przepuścić męczenników!”. Nikt jednak nie zawracał sobie nim głowy. Wszystkie trzy suzuki przybliżyły się do mikrobusu Husajna, usiłując utorować sobie drogę w korku. Husajn powiedział: „Jadą ze Szpitala Wojskowego Tiszrin”, po czym dodał: „Biedacy nie mogą nawet znaleźć karetki, żeby przewieźć swoich na cmentarz”. Bulbul nie mógł oderwać wzroku od człowieka z megafonem, dopóki nie zniknął mu z oczu.

Pomyślał, że nie zdoła ujść śmierci, która czyha na wszystkich. Wspomniał czasy, gdy władze włączały się w organizację pochówku swoich sympatyków. W telewizji pokazywano orkiestrę grającą hymn męczennikom, kondukt żałobny z trumnami ozdobionymi wielkim bukietem od generała dowódcy armii i od szefa sił zbrojnych, co wychodziło na jedno, ponieważ była to ta sama osoba, z drugim bukietem od ministra obrony i trzecim od towarzyszy broni zmarłego albo od kolegów urzędników. Prezenterka uroczystym głosem wymieniała nazwisko, funkcję i status męczennika, a na ekranie przewijały się tymczasem obrazy okrytej żałobą rodziny zapewniającej, że jest szczęśliwa i zaszczycona, mając syna męczennika, który oddał życie w obronie ojczyzny i jej przywódcy. Te dwa słowa: „ojczyzna” i „przywódca”, w telewizji zawsze występują razem. Po kilku miesiącach zniknęły orkiestra, bukiety, flaga i prezenterki całe dumne z synów z biednych rodzin, którzy oddali życie za ojczyznę i jej przywódcę. Podobnie jak zniknął prestiż otaczający miano „męczennika”. Bulbul patrzył na oddalające się miasto, które w końcu zniknęło. Wspomniał kolegów, którzy popędliwie donosili o zaniedbaniach w poszukiwaniu zwłok i pochówkach swoich znajomych. Wściekali się na szpitale zatłoczone z powodu napływu ciał i konieczności ich identyfikacji. Bardzo często po otrzymaniu wiadomości o śmierci syna rodzina musiała sama udać się na pole walki, by szukać jego szczątków pogrzebanych we wspólnej mogile albo przysypanych gruzem z budynków i szkieletami wypalonych czołgów i dział. Teraz nikogo to już nie szokowało. Nikt nie czuł potrzeby donoszenia o tym. Najgorsze w wojnie jest mnożenie się skandalicznych zachowań i przeobrażanie się tragicznych historii w zdarzenia banalne. Tak sobie myślał Bulbul, patrząc na ojca i w pełni doceniając osobliwość ich sytuacji. O jego zwłoki zadbała przynajmniej trójka dzieci, nie zostawiono ich byle gdzie. Już miał opowiedzieć Husajnowi i Fatimie o ostatnich chwilach ojca, sam się jednak zdziwił, że tego nie robi. Siedział rozparty w fotelu, przekonany, że droga potrwa długo, będą więc mieli mnóstwo czasu na wspominanie czynów zmarłego i wspólnych chwil, które nie zawsze były smutne.

Husajn był na siebie zły. W ciągu dwudziestu lat zapamiętał tysiące maksym i porzekadeł i nic z tego się nie przydało, by wyraził swój zgryz tym korkiem. Nie poddał się jednak wobec słabości pamięci, lecz rzucił kilka złotych myśli na różne tematy, jak na przykład o niewdzięczności, nadziei, zdradzie ze strony przyjaciół, traktował to bowiem jako dobre ćwiczenie pamięci. Wypadało je sobie przypomnieć, ponieważ za kilka godzin mogły mu się przydać. Musiał je mieć na podorędziu we właściwej chwili. Wspomniał wersy Ahmada Szaukiego[1] i z uczuciem wyrecytował je na głos: „I czerwona wolność ma drzwi / w które stuka dłoń zakrwawiona”. Nie mógł sobie przypomnieć ciągu dalszego, „Nieskończoność losu żyje wiecznie w mogile”. Mieszał wiersz Ahmada Szaukiego z wierszem Asz-Szabbiego[2]: „Jeśli naród kiedyś życia zapragnie / los mu z pewnością pomoże”[3], i z zadowoleniem smakował ten zlepek, nie dbając, że go robi, tak bardzo lubił mieszać wiersze o różnych metrach i porządku rymów. Czytał te wersy dziesiątki razy na kartkach kalendarzy i szczególnie je polubił. Cytował je w razie potrzeby, by zawstydzać tchórzy. Cichym głosem powtórzył dwa okaleczone wersy, jakby wygłaszał pożegnalną mowę nad grobem swego ojca rewolucjonisty.

Bulbul nie zwracał na niego uwagi. Trzy miesiące, które spędzili we dwóch na rozmowach o wszystkim, w zupełności mu wystarczały. Fatima odebrała te wiersze jako spóźnione pojednanie między Husajnem a ojcem, chętnie by je pobłogosławiła na głos, gdyby nie ciężkie milczenie Bulbula, przez które zmieniła zdanie. Postanowiła zaczekać na inną okazję, aby wyrazić swój pogląd na temat długotrwałego wieloetapowego zerwania stosunków między ojcem a Husajnem. Owszem, czasami zbliżali się do siebie i próbowali zacząć nowy rozdział, lecz ich relacja nigdy nie odzyskała pierwotnej czystości z czasów, gdy Husajn był ulubieńcem rodziny.

Na ostatnim punkcie kontrolnym przed wyjazdem z Damaszku żołnierz tylko zerknął szybko w dokumenty i przepuścił ich. Tego dnia wiele zwłok wyjeżdżało z miasta i wiele innych do niego wjeżdżało. Brodzący w błocie żołnierze nie mogli już znieść widoku ciał, które w pewien sposób zapowiadały ich rychłą śmierć. Oni także pragnęli zapomnieć o piekle, w którym przebywali. Husajn popatrzył na zegarek. Westchnął głęboko. Wyrwał się z korków na placu Abbasydów. Damaszek został za nimi. Do Al-Anabijji musieli dotrzeć przed północą. Fatima i Bulbul odzyskali optymizm. Upewnili się, że zabrali w podróż wszystko, co niezbędne: butelki z wodą mineralną, papierosy, paszporty i pieniądze, jakie mieli.

Zostanie pochowany na czas, powiedział sobie Bulbul. W zimowym chłodzie zwłoki nie będą się tak szybko rozkładały. Mieli szczęście, że nie zmarł w sierpniu, kiedy muchy zjadają trupy. Śmierć to śmierć niezależnie od pory roku, tyle że czasami także ciężki obowiązek dla żywych. Jest wielka różnica między starcem, który umiera w swojej wiosce, blisko cmentarza i w otoczeniu kochających go osób, a tym, kto odchodzi setki kilometrów od domu. Brzemię ciążące żywym różni się od zagrożenia, które czyha na zmarłych. Nikt nie chce dopuścić do rozkładu zwłok kochanej osoby. Każdy chciałby zachować piękny jej obraz we wspomnieniach, tymczasem ostatniego widoku nie da się wymazać z pamięci. Przedstawia samą esencję człowieka. Ktoś smutny zachowuje cechy smutku na twarzy, kiedy mięśnie wiotczeją, ktoś zmartwiony rysy nadal ma naznaczone zmartwieniem. Najczęściej ostatni obraz przypomina pierwszy, z narodzin.

Na punkcie kontrolnym w bramie wiodącej do Damaszku, przed wjazdem na szosę, żołnierz wskazał kołdry leżące w samochodzie i zapytał, co pod nimi jest. Bulbul spokojnie odpowiedział: „Zwłoki mojego ojca”. Żołnierz powtórzył pytanie, celując palcem w grube kołdry złożone na stercie. Bulbul odpowiedział tak samo. Żołnierz dał znak Husajnowi, by podjechał na miejsce przeznaczone do kontroli towarów, gdzie parkowały pojazdy transportu publicznego. Młody, może dwudziestoletni policjant z wykrywaczem materiałów wybuchowych obchodził każdy samochód. Żołnierz zszedł z posterunku i skierował się ku budynkowi z prefabrykatów, gdzie mieściły się biuro i kwatera pełniących służbę w tym miejscu. Kilka minut później do mikrobusu podszedł oficer, szarpnięciem otworzył drzwi i rozkazał odkryć zwłoki. Bulbul podniósł kołdry i odsłonił twarz ojca, jeszcze świeżą, bo przecież niedawno umarł. Oficer suchym głosem kontrolera zażądał dokumentów zmarłego. Fatima pokazała mu akt zgonu podpisany przez dyrektora szpitala publicznego i dyrektora kostnicy, a także dowody osobiste: braci i swój. Sprawdził dowody i ku ich zaskoczeniu zażyczył sobie jeszcze dowodu osobistego ojca. Bulbul o mało nie powiedział, że wszystkie zwłoki mają jedno nazwisko, że wyzbywają się swojej historii i przeszłości i należą do jednej tylko rodziny, rodziny zmarłych, i że zmarły za wyłączny dokument tożsamości ma swój akt zgonu. Ale Fatima wyjęła z torebki dowód i wręczyła go oficerowi, który dokładnie porównał oblicze ojca ze zdjęciem w dowodzie zrobionym dwadzieścia lat wcześniej. W tamtym czasie Abd al-Latif lubił się śmiać. Zdjęcie przedstawiało twarz człowieka silnego i pewnego siebie. Oficer zebrał wszystkie dowody i wrócił do biura. A oni wymienili spojrzenia i postanowili czekać w samochodzie, nie ruszając się na krok.

Husajn siedział na swoim miejscu za kierownicą. Wkurzony patrzył na zegarek i mamrotał jakieś niezrozumiałe słowa. Jeden z kierowców zaparkowanych furgonetek podszedł do niego i jasno powiedział: „Towar nie przejedzie bez opłaconego cła”. Husajn wyskoczył z mikrobusu i ruszył do biura w poszukiwaniu oficera. Zapłacił łapówkę nazwaną tutaj „opłatą za przejazd” i wrócił z ich dowodami. Miał poczucie dziwnego zwycięstwa, kiedy w pośpiechu oddalał się od punktu kontrolnego. Bulbul pomyślał, że ich ojciec jest teraz towarem, takim jak węgiel do sziszy, skrzynki pomidorów czy worki cebuli. Jego milczenie nie spodobało się Husajnowi, który pewnym głosem oświadczył, że zapłacił dwa tysiące funtów i że muszą dotrzeć do Al-Anabijji przed północą.

Bulbul myślał przez chwilę, czyby nie zawrócić do Damaszku i nie załatwić sprawy, chowając ojca na jednym z miejskich cmentarzy, chociaż wiedział, że to niemożliwe ze względu na ceny kwater w stolicy. W ostatnich latach zamieszczano w gazetach ogłoszenia o sprzedaży grobowców, ale z pięćdziesięciu tysięcy funtów, które mieli, zostało im ledwie trzydzieści pięć tysięcy. Powrót do Damaszku był nie do przyjęcia. Jak zdobędą zgodę na pochówek? Jak przekonają żołnierzy na punktach kontrolnych, że zmienili zdanie, że ich ojciec umarł w Damaszku, a nie w jednym z pobliskich zbuntowanych miast?

Zwłokom w końcu najczęściej jest obojętne, gdzie zostaną pochowane. Bulbul był kompletnie zgorszony samą tą myślą. Niedawno minęło południe. Odczuwał zmęczenie, nie miał ochoty na nic. Fatima odsłoniła twarz ojca. Powiedziała sobie, że wiatr wpadający przez okno mikrobusu dobrze mu zrobi, chociaż taki jest zimny. Otworzyła okno, mimo że zmarli nie oddychają i na nic im wiatr, czy to ożywczy, czy nie. Bulbul kazał jej przykryć ojca, by nie topiły się lodowe bloki ułożone wokół ciała. Zrobiła to bez dyskusji. Bulbul pragnął milczeć do samej Al-Anabijji. Tam bliscy zajmą się pochówkiem, a on wreszcie będzie mógł uciec na zawsze od rodziny. Wróci do swojej nory i będzie żył w niej jak szczur, czekając, aż zrealizuje się jego marzenie o wyjeździe do jakiegoś odległego kraju. Tam przysypie go śnieg. Już niczym nie będzie się martwił. Ale jednocześnie trapił się podróżą i przykrymi niespodziankami, które jeszcze mogły ich spotkać. Od trzech lat nikt nie przewoził zwłok tak daleko, aż do Al-Anabijji.

Milczenie brata i siostry ciążyło Husajnowi. Ponieważ pamięć nie podsuwała mu żadnej stosownej maksymy, nerwowo polecił Fatimie zamknąć okno i przepowiedział, że nie dotrą do Al-Anabijji przed północą – może nawet przed świtem tam nie dojadą, musiał dodać. Po czym spojrzał na nich w lusterku wstecznym. Wymienili wszyscy niespokojne spojrzenia, ich zamiary brały w łeb, mieli za duże opóźnienie. Nieliczne samochody spotykane na szosie, pustka i rozległe pola w oddali tylko powiększały ich strach.

W pewnym miejscu drogi krajowej wszystkie samochody skręcały w bok. Husajn zapytał kierowcę samochodu z wypożyczalni, czy szosa jest zamknięta. Człowiek ten odpowiedział, że to z powodu snajperów, i dodał: „W trzy godziny zastrzelili czterech podróżnych”, wskazując miejsce, gdzie leżały cztery trupy, mężczyzny, kobiety, chłopaka i dziewczynki. Bulbul pomyślał, że ci ludzie wybrali śmierć taką, jakie mieli życie: w rodzinie. Husajn wjechał w wąskie dróżki. Odgłosy bombardowania dobiegały z dość bliska, widzieli samolot lecący na niskim pułapie i zrzucający ładunek bomb, których odłamki spadały wokół nich. Husajn usiłował skupić uwagę na drodze, aby nie utknęli w pułapce pośród spalonych gajów oliwnych.

Przed nimi jechało sznurkiem kilka samochodów, niewątpliwie dlatego, że ktoś znał dobrze drogę i prowadził pozostałych. Bulbul myślał, że to zasadzka, zostaną otoczeni, lecz kiedy pojazdy znalazły się na powrót na drodze krajowej, odżyła w nim nadzieja. Natychmiast zapragnął, żeby brat umilkł, chciał bowiem pomedytować nad śmiercią ojca, Husajn jednak raz jeszcze zaczął się chełpić swoimi umiejętnościami, dzięki którym nie pobłądzili. Bulbul próbował ułożyć zwłoki, które się przesunęły. Pomyślał, żeby je przywiązać, lecz ta inicjatywa z pewnością wywołałaby dyskusję, do której nie był gotowy. Fatima zaproponowała im kanapki przygotowane na długą podróż. Husajn oświadczył, że zamierza się zatrzymać na pierwszym przydrożnym parkingu, gdy tylko znajdą się bliżej Himsu. Bulbul nic nie jadł od poprzedniego dnia. W jego mniemaniu nie wypadało jeść zaledwie kilka godzin po śmierci ojca.

Fatima umilkła i odłożyła kanapki do plastikowego worka. Bulbul unikał spoglądania na prawą stronę drogi. Był przyzwyczajony do warkotu samolotów krążących po niebie, do huku dział i granatników, który nie ustawał od trzech lat. Wciąż trwały bombardowania Al-Kabunu i Dżaubaru. Widzieli zniszczenia budynków od strony autostrady. Bulbul się odprężył, obojętny na wszystko. Husajn uprzedził ich, że dojeżdżają do punktu kontrolnego w Al-Kutajfie i że zamierza zaraz się ustawić w kolejce ciężarówek, by zyskać na czasie. Bulbul nie protestował, oddał mu też część pieniędzy, które mu zostały. W głębi ducha nie zgadzał się na tak poniżające traktowanie zwłok ojca, lecz wspomniał tysiące ciał porzuconych pod gołym niebem na pastwę drapieżnych ptaków i wygłodzonych psów. Pomyślał, że oni mimo wszystko mają szczęście. Starał się zapomnieć o rozciągniętych na środku szosy zwłokach czterech osób, do których nikt nie śmiał podejść. Jemu ciało zaczynało odmawiać posłuszeństwa. Chętnie by się wyciągnął obok ojca, jak kiedyś, w dzieciństwie, ale nie pozwolił mu na to strach przed leżeniem obok zmarłego.

Widok długiego sznura furgonów i ciężarówek był zniechęcający. Postoją ładnych kilka godzin, zanim przyjdzie ich kolej. Bulbul liczył, że brat może jakoś to załatwi, Husajn jednak, wyraźnie w złym nastroju, tak samo jak on bał się zwrócić do żołnierzy na warcie. Bulbul pomyślał, że żołnierze pewnie również się boją, dlatego może się ulitują w obliczu zmarłego. Udał się do dowódcy i przedstawił mu sytuację – precyzyjnie, starannie dobierając słowa. Oficer go nie usłyszał, wiele osób zagadywało go równocześnie. Bulbul mówił cicho, lękliwym głosem, jak mokry ptaszek w zatęchłym pomieszczeniu. Ostatecznie utknęli w sznurze oczekujących, nie mogli się z niego wydostać, pojazdy ich otaczały ze wszystkich stron, a potężne betonowe bariery nie pozwalały żadnemu wyjechać z kolejki. Kiedy Bulbul wrócił do mikrobusu, Husajn akurat uskarżał się na zachowanie brata – jak zawsze. Przemawiał gniewnie do Fatimy, wymyślał Bulbulowi od niezdecydowanych głupców, złościł się, że brat zwlekał, aż znaleźli się w miejscu, skąd nijak nie da się wyrwać, i nawet nie zdołał wyłożyć wszystkiego oficerowi ani go przekonać o wyjątkowości ich sytuacji. Fatima usiłowała załagodzić spór. Opowiedziała im o swojej szwagierce, która tydzień wcześniej wyszła z więzienia, gdzie została zgwałcona. Dodała, że ma bladą twarz, zgolone włosy, schudła o połowę i w nocy majaczy i wypowiada dziwne słowa. Husajn nie zareagował, Fatima jednak mówiła dalej: że szwagierka złapała świerzb, dlatego rodzice postanowili ją odseparować w kurniku, który mieści się na dachu domu; że narzeczony ją zostawił i od jej rodziców zażądał zwrotu prezentów, które jej podarował.

Bulbula, któremu sprzed