Strona główna » Humanistyka » Sredniowieczna Europa

Sredniowieczna Europa

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7773-957-0

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Sredniowieczna Europa

Chris Wickham ze swadą i klarownie opisuje trwające tysiąc lat średniowiecze – epokę obfitującą w burzliwe wydarzenia i przełomowe przemiany. Prezentuje świat władców, papieży, mistyków, teologów i rycerzy, ale też mieszczan, kupców i chłopów. Pokazuje ekonomiczne i polityczne podstawy średniowiecznej Europy, a także wzorce zachowań i różne aspekty średniowiecznej kultury. W jego ujęciu obraz średniowiecza jest wielowymiarowy. To epoka, w której współistnieją różne, choć rozwijające się równolegle, systemy gospodarcze, społeczne, polityczne i kulturalne, które warto ze sobą zestawiać, porównywać i objaśniać.

Oto obraz średniowiecza, który powinniśmy znać w XXI wieku – daleki od stereotypowego wyobrażenia „ciemnych wieków średnich”, pełnych przemocy, ignorancji i zabobonów. To tysiąclecie znoju i trudu, pomysłowości i kompromisów, których efektem był ogromny skok cywilizacyjny. 

Ta książka jest o zmianie. Epoka, którą nazywamy średniowieczem − lub wiekami średnimi − trwała tysiąc lat, od 500 do 1500 roku, a Europa, która jest przedmiotem mojego zainteresowania w tej książce, pod koniec tego okresu stała się zupełnie innym miejscem niż u jego zarania. W VI wieku Europa była wyraźnie podzielona na dwie części: jedną zdominowaną i zarządzaną przez imperium rzymskie oraz zupełnie odmienną część drugą. Tysiąc lat później Europa przybrała swój skomplikowany kształt, z mozaiką licznych niezależnych państw, który w ogólnych zarysach zachował się do czasów współczesnych. Pisząc tę książkę, chciałem pokazać, jak do tego doszło.   Chris Wickham 

Chris Wickham – uznany mediewista, profesor historii średniowiecznej na Uniwersytecie Oksfordzkim i członek kolegium All Souls Collega. Autor wielu książek.

Polecane książki

Co zrobisz, jeśli konto twojej idolki okaże się największym oszustwem na YouTubie?LilyLoves, popularna youtuberka, ma wszystko: dizajnerskie mieszkanie, własną linię kosmetyków i miłość gwiazdy rocka. Melissa, jej szesnastoletnia fanka, posunie się naprawdę daleko, żeby zdobyć to samo!Czy życie w kł...
Praca na wyspie na Pacyfiku to dla Lii, ratowniczki medycznej, spełnienie marzeń o większych zarobkach i podróżach. Lecąc na wyspę, Lia nawet nie myśli, że znajdzie tam też miłość. Sam Taylor, przystojny i uwielbiany przez pacjentów lekarz, oszukany przez byłą żonę, nie spieszy się...
Ponad półtora wieku temu papież Pius IX opublikował Syllabus Errorum. Potępił w nim idee wolności religijnej oraz rozdziału państwa od kościoła. Wskazał też 80 błędnych tez, doktryn i idei, m.in. socjalizm, modernizm, racjonalizm. Bóg nie jest wielki to taki ateistyczny odpowiednik ówczesnego dzieła...
Warszawa, rok 1568, ostatnie lata panowania Zygmunta II Augusta. Paweł, introligator, w książce otrzymanej do oprawy znajduje kartkę papirusu z ledwo czytelnym zagadkowym rysunkiem kreski zakończonej gwiazdką. Nie wie, co to może oznaczać. Jego przyjaciel, ksiądz Łukasz, zainteresowany tym znalez...
Jedna fotografia potrafi zmienić całe życie... Wyjawić skrywaną tajemnicę i zapoczątkować szereg wydarzeń, które doprowadzą do nieoczekiwanego zakończenia. Toksyczny związek dwojga ludzi... Kryjące się w zakamarkach pamięci wspomnienia o zupełnie nieosiągalnym księciu z bajki poznanym na wakacjach.....
Notarialne poświadczenie dziedziczenia (APD) jest jedną z możliwości potwierdzenia praw do spadku. Zgodnie z art.1025 § 1 KC ustalenie nabycia spadku może nastąpić według wyboru zainteresowanego w drodze sądowej przez stwierdzenie nabycia spadku albo z pominięciem tej drogi przez sporządzenie aktu p...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Chris Wickham

Średniowieczna Europa

Chris Wickham

Tłumaczenie: Marcin Kowalczyk

Originally published in 2016 by Yale University Press as MEDIEVAL EUROPE
© 2016 Chris Wickham
All rights reserved.

Polish language translation © 2018 Wydawnictwo RM
Wydawnictwo RM, 03-808 Warszawa, ul. Mińska 25
rm@rm.com.pl
www.rm.com.pl

Żadna część tej pracy nie może być powielana i rozpowszechniana, w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób (elektroniczny, mechaniczny) włącznie z fotokopiowaniem, nagrywaniem na taśmy lub przy użyciu innych systemów, bez pisemnej zgody wydawcy. Wszystkie nazwy handlowe i towarów występujące w niniejszej publikacji są znakami towarowymi zastrzeżonymi lub nazwami zastrzeżonymi odpowiednich firm odnośnych właścicieli. Wydawnictwo RM dołożyło wszelkich starań, aby zapewnić najwyższą jakość tej książce, jednakże nikomu nie udziela żadnej rękojmi ani gwarancji. Wydawnictwo RM nie jest w żadnym przypadku odpowiedzialne za jakąkolwiek szkodę będącą następstwem korzystania z informacji zawartych w niniejszej publikacji, nawet jeśli Wydawnictwo RM zostało zawiadomione o możliwości wystąpienia szkód.

ISBN 978-83-7773-747-7
ISBN 978-83-7773-957-0 (ePub)
ISBN 978-83-7773-958-7 (mobi)

Redaktor prowadzący: Irmina Wala-PęgierskaRedakcja merytoryczna: Jakub MorawiecRedakcja: Barbara OdnousKorekta: Mirosława SzymańskaNadzór graficzny: Grażyna JędrzejecZdjęcia: shutterstock.inc; wikimedia.orgProjekt okładki: Anna JędrzejecEdytor wersji elektronicznej: Tomasz ZajbtOpracowanie wersji elektronicznej: Marcin FabijańskiWeryfikcja wersji elektronicznej: Justyna Mrowiec

W razie trudności z zakupem tej książki prosimy o kontakt z wydawnictwem: rm@rm.com.pl

Spis treści

Mapy

Rozdział 1. Nowe spojrzenie na średniowiecze

Rozdział 2. Rzym i jego zachodni sukcesorzy, lata 500–750

Rozdział 3. Kryzys i przemiany na Wschodzie, lata 500–850/1000

Rozdział 4. Eksperyment karoliński, lata 750–1000

Rozdział 5. Ekspansja chrześcijańskiej Europy, lata 500–1100

Rozdział 6. Przekształcenia zachodniej Europy, lata 1000–1150

Rozdział 7. Długi okres boomu gospodarczego, lata 950–1300

Rozdział 8. Trudy politycznej rekonstrukcji, lata 1150–1300

Rozdział 9. Rok 1204 – klęska alternatyw

Rozdział 10. Kształtowanie się społeczeństwa: kwestia płci i społeczeństwo w Europie późnego średniowiecza

Rozdział 11. Pieniądze, wojna i śmierć, lata 1350–1500

Rozdział 12. Zmiany w polityce, lata 1350–1500

Rozdział 13. Podsumowanie

Przypisy

Bibliografia

Podziękowania

Mapy

Mapa 2. Europa w 850 r.

Mapa 3. Europa Wschodnia w 850 r.

Mapa 4. Europa Zachodnia w 1150 r.

Mapa 5. Europa Wschodnia w 1150 r.

Mapa 6. Europa Zachodnia w 1500 r.

Mapa 7. Europa Wschodnia w 1500 r.

Roz­dział 1

Nowe spoj­rze­nie na śre­dnio­wie­cze

Ta książ­ka jest o zmia­nie. Epo­ka, któ­rą na­zy­wa­my śre­dnio­wie­czem − lub wie­ka­mi śred­ni­mi − trwa­ła ty­siąc lat, od 500 do 1500 roku, a Eu­ro­pa, któ­ra jest przed­mio­tem mo­je­go za­in­te­re­so­wa­nia w tej książ­ce, pod ko­niec tego okre­su sta­ła się zu­peł­nie in­nym miej­scem niż u jego za­ra­nia. W VI wieku Eu­ro­pa była wy­raź­nie po­dzie­lo­na na dwie czę­ści: jed­ną zdo­mi­no­wa­ną i za­rzą­dza­ną przez Im­pe­rium Rzym­skie oraz zu­peł­nie od­mien­ną część dru­gą. Ty­siąc lat póź­niej Eu­ro­pa przy­bra­ła swój skom­pli­ko­wa­ny kształt, z mo­zai­ką licz­nych nie­za­leż­nych państw, któ­ry w ogól­nych za­ry­sach za­cho­wał się do cza­sów współ­cze­snych. Pi­sząc tę książ­kę, chcia­łem po­ka­zać, jak do tego do­szło. Przy czym, nie skut­ki zmian są dla mnie naj­waż­niej­sze. Wie­lu au­to­rów zaj­mu­ją­cych się śre­dnio­wie­czem sku­pia uwa­gę wła­śnie na po­wsta­niu państw na­ro­do­wych i na wszyst­kich in­nych zja­wi­skach, któ­re ukształ­to­wa­ły na­szą rze­czy­wi­stość − dla nich to wła­śnie źró­dła współ­cze­sno­ści tkwią­ce w wie­kach śred­nich na­da­ją praw­dzi­we zna­cze­nie tej epo­ce. Ta­kie po­dej­ście uwa­żam za po­waż­ny błąd. Hi­sto­ria nie jest te­le­olo­gicz­na; in­ny­mi sło­wy, roz­wój hi­sto­rycz­ny nie prze­bie­ga do cze­goś, lecz ra­czej wy­ni­ka z cze­goś. Są­dzę, że ener­ge­tycz­ne cza­sy śre­dnio­wie­cza są wy­star­cza­ją­co in­te­re­su­ją­ce same w so­bie, by zaj­mo­wa­nie się nimi nie wy­ma­ga­ło do­dat­ko­we­go uza­sad­nie­nia. Mam na­dzie­ję, że ni­niej­sza książ­ka w peł­ni tego do­wie­dzie.

Nie ozna­cza to wszak­że, iż hi­sto­ria Eu­ro­py była w tam­tym okre­sie je­dy­nie pa­smem cha­otycz­nych, nie­po­wią­za­nych ze sobą w ża­den spo­sób i burz­li­wych wy­da­rzeń. Ab­so­lut­nie nie. Śre­dnio­wie­cze mia­ło kil­ka mo­men­tów prze­ło­mo­wych, któ­re nada­ły for­mę tej epo­ce. Upa­dek za­chod­niej czę­ści Im­pe­rium Rzym­skie­go w V wieku, kry­zys Ce­sar­stwa Wschod­nio­rzym­skie­go w zde­rze­niu z is­la­mem w VII wieku, siła eks­pe­ry­men­tu ka­ro­liń­skie­go, opar­te­go na sze­ro­kiej roz­bu­do­wie ad­mi­ni­stra­cji pod ko­niec VIII i w IX wieku, eks­pan­sja chrze­ści­jań­stwa w pół­noc­nej i we wschod­niej Eu­ro­pie, szcze­gól­nie w X wieku, ra­dy­kal­na de­cen­tra­li­za­cja wła­dzy po­li­tycz­nej na za­cho­dzie Eu­ro­py w XI wieku, de­mo­gra­ficz­na i go­spo­dar­cza eks­pan­sja od X do XIII wieku, re­kon­struk­cja ośrod­ków wła­dzy po­li­tycz­nej i re­li­gij­nej na Za­cho­dzie w XII i XIII wieku, upa­dek Ce­sar­stwa Bi­zan­tyń­skie­go w tym sa­mym okre­sie, czar­na śmierć i roz­wój struk­tur pań­stwo­wych w XIV wieku oraz szer­sze za­an­ga­żo­wa­nie lud­no­ści w sfe­rę pu­blicz­ną pod ko­niec XIV i w XV wieku − we­dług mnie to naj­waż­niej­sze ze zmian i dla­te­go każ­dej z nich po­świę­ci­łem od­ręb­ny roz­dział w tej książ­ce. Tym, co łą­czy wszyst­kie te punk­ty zwrot­ne, były pro­ce­sy struk­tu­ral­ne, mię­dzy in­ny­mi upa­dek sta­rych i po­ja­wie­nie się no­wych idei wła­dzy pu­blicz­nej, zmia­na źró­deł fi­nan­so­wa­nia pań­stwa zwią­za­na z przej­ściem od opo­dat­ko­wa­nia do wła­sno­ści ziem­skiej i z po­wro­tem do po­dat­ków, wpływ pi­śmien­nic­twa na kul­tu­rę po­li­tycz­ną oraz roz­wój w dru­giej po­ło­wie śre­dnio­wie­cza for­mal­nych struk­tur lo­kal­nej wła­dzy i lo­kal­nej toż­sa­mo­ści, któ­re dia­me­tral­nie zmie­ni­ły sto­sun­ki mię­dzy wład­ca­mi a pod­da­ny­mi. Tym zja­wi­skom rów­nież po­świę­cę uwa­gę w tej książ­ce. Oczy­wi­stym jest, że w opra­co­wa­niu roz­mia­rów ni­niej­szej pu­bli­ka­cji nie da się szcze­gó­ło­wo opi­sać hi­sto­rii spo­łe­czeństw i kul­tur ani dzie­jów po­szcze­gól­nych państw. In­ny­mi sło­wy, ta książ­ka nie jest pod­ręcz­ni­kiem hi­sto­rii śre­dnio­wie­cza − tych jest już do­sta­tecz­nie dużo i nie po­trze­ba ko­lej­ne­go − jest na­to­miast pró­bą in­ter­pre­ta­cji epo­ki. Oczy­wi­ście w każ­dym roz­dzia­le przed­sta­wi­łem za­rys wy­da­rzeń po­li­tycz­nych, tak by wpro­wa­dzić czy­tel­ni­ków, zwłasz­cza tych, któ­rzy po raz pierw­szy za­głę­bia­ją się w te cza­sy, we wła­ści­wy kon­tekst. Moją in­ten­cją jest jed­nak skon­cen­tro­wa­nie się na mo­men­tach prze­ło­mo­wych oraz na ogól­nych tren­dach i struk­tu­rach ty­po­wych dla oma­wia­nych wie­ków, aby po­ka­zać − z mo­je­go punk­tu wi­dze­nia − wszyst­ko to, co naj­le­piej cha­rak­te­ry­zo­wa­ło śre­dnio­wie­cze i co czy­ni­ło tę epo­kę in­te­re­su­ją­cą, a tak­że to, co było pod­sta­wą póź­niej­szych wy­da­rzeń.

Moja au­tor­ska li­sta mo­men­tów prze­ło­mo­wych róż­ni się od po­dej­ścia in­nych me­die­wi­stów − pre­zen­to­wa­ne­go wprost lub w spo­sób za­wo­alo­wa­ny w licz­nych pu­bli­ka­cjach na ten te­mat. W naj­po­pu­lar­niej­szym obec­nie uję­ciu opo­wia­da się o śre­dnio­wiecz­nej Eu­ro­pie, któ­ra pod­no­si się z upad­ku (dzię­ki re­for­mie gre­go­riań­skiej w XI w.), z igno­ran­cji (dzię­ki „re­ne­san­so­wi” XII w.), z ubó­stwa (dzię­ki fla­mandz­kim suk­nom i we­nec­kim stat­kom), z po­li­tycz­nej sła­bo­ści (dzię­ki po­wsta­niu państw na­ro­do­wych Hen­ry­ka II Plan­ta­ge­ne­ta i Edwar­da I w An­glii, Fi­li­pa II i Lu­dwi­ka IX we Fran­cji, Al­fon­sa VI i Fer­dy­nan­da III w Ka­sty­lii), by osią­gnąć szczyt roz­wo­ju w XII i XIII wieku, cze­go prze­ja­wem mają być: wy­pra­wy krzy­żo­we, etos ry­cer­ski, go­tyc­kie ka­te­dry, mo­nar­chia pa­pie­ska, uni­wer­sy­tet w Pa­ry­żu i jar­mar­ki szam­pań­skie. Czę­ścią tej sa­mej opo­wie­ści jest po­strze­ga­nie tzw. póź­ne­go śre­dnio­wie­cza, po 1350 roku, jako okre­su schył­ko­we­go: nę­ka­ne­go za­ra­za­mi i woj­na­mi, z wiel­ką schi­zmą za­chod­nią i jej kul­tu­ro­wym roz­chwia­niem, po któ­rym to do­pie­ro hu­ma­nizm i ra­dy­kal­na re­for­ma Ko­ścio­ła przy­wró­ci­ły po­rzą­dek rze­czy. Ta książ­ka nie pre­zen­tu­je ta­kie­go spoj­rze­nia, wy­pa­cza ono bo­wiem zna­cze­nie koń­co­we­go okre­su tej epo­ki i cał­ko­wi­cie po­mi­ja jej po­czą­tek oraz wpływ kul­tu­ry Bi­zan­cjum, a po­nad­to jest zbyt da­le­ko idą­cą pró­bą po­strze­ga­nia wie­ków śred­nich, zwłasz­cza okre­su po 1050 roku, jako źró­deł no­wo­cze­sno­ści; pró­bą, któ­rą już skry­ty­ko­wa­łem. Moje spoj­rze­nie jest tak­że pod­świa­do­mą po­zo­sta­ło­ścią po daw­nym pra­gnie­niu, by hi­sto­ria była lek­cją mo­ral­no­ści, a wie­ki śred­nie to przy­kład cza­sów, w któ­rych mo­gli­śmy po­dzi­wiać bo­ha­te­rów, ale i zło­czyń­ców (na któ­rych to hi­sto­ry­cy czę­sto sku­pia­ją uwa­gę, choć twier­dzą, że jest ina­czej).

Tego typu mo­ra­li­za­tor­stwo dla wie­lu wy­ni­ka z sa­me­go ter­mi­nu „śre­dnio­wiecz­ny”. To sło­wo ma cie­ka­wą hi­sto­rię. Od sa­me­go po­cząt­ku mia­ło ne­ga­tyw­ne ko­no­ta­cje, a jed­ną z nich za­cho­wa­ło do dziś. Od cza­sów Re­pu­bli­ki Rzym­skiej lu­dzie chęt­nie opi­sy­wa­li sa­mych sie­bie jako „no­wych”, „no­wo­żyt­nych” (mo­der­ni w jęz. łac.), a swo­ich przod­ków jako an­ti­qui, czy­li „sta­rych”, „an­tycz­nych”. Jed­nak­że w XIV i XV wieku garst­ka in­te­lek­tu­ali­stów, któ­rych na­zy­wa­my hu­ma­ni­sta­mi, za­czę­ła ogra­ni­czać sło­wo „sta­ro­żyt­ni” do kla­sycz­nych pi­sa­rzy Ce­sar­stwa Rzym­skie­go i ich po­przed­ni­ków; to ich hu­ma­ni­ści uzna­li za swo­ich du­cho­wych an­te­na­tów. Stop­nio­wo do XVII wieku o pi­sa­rzach okre­su przej­ścio­we­go za­czę­to mó­wić, że dzia­ła­li w wie­kach śred­nich, me­dium aevum, czy­li mię­dzy an­ty­kiem i od­ro­dze­niem (stąd wzię­ła się na­zwa śre­dnio­wie­cze). Sło­wo zy­ska­ło na po­pu­lar­no­ści w XIX wieku, kie­dy to stop­nio­wo za­czę­ło obej­mo­wać swo­im za­kre­sem nie tyl­ko śre­dnio­wiecz­ną li­te­ra­tu­rę, ale i rząd, go­spo­dar­kę, Ko­ściół… − w opo­zy­cji do ter­mi­nu re­ne­sans, uku­te­go w XIX wieku, kie­dy to za­cząć się mia­ła „współ­cze­sna hi­sto­ria”. Wy­od­ręb­nie­nie śre­dnio­wie­cza jako od­dziel­nej epo­ki może się wy­da­wać przy­pad­ko­wym wy­my­słem kil­ku uczo­nych, wy­my­słem, któ­ry przy­niósł nie­ocze­ki­wa­ne skut­ki, gdyż w mia­rę upły­wu cza­su uzna­no go za upraw­nio­ny i nie­zwy­kle sil­nie prze­ma­wia­ją­cy do wy­obraź­ni, zwłasz­cza gdy pa­trzy­my z per­spek­ty­wy współ­cze­sno­ści.

Wraz z roz­wo­jem nauk hi­sto­rycz­nych w la­tach osiem­dzie­sią­tych XIX wieku, kie­dy wy­kształ­ci­ły się dys­cy­pli­ny hi­sto­rycz­ne, śre­dnio­wiecz­na prze­szłość za­czę­ła zy­ski­wać bar­dziej po­zy­tyw­ny wi­ze­ru­nek. Jed­ną z przy­czyn było to, iż ucze­ni zaj­mu­ją­cy się wie­ka­mi śred­ni­mi za­czę­li wzy­wać w swo­ich kra­jach do po­now­ne­go „od­ro­dze­nia”, na wzór tego, do któ­re­go do­szło w śre­dnio­wie­czu. Efek­tem tego był wy­ide­ali­zo­wa­ny ob­raz epo­ki jako okre­su, w któ­rym już raz do­szło do „re­ne­san­su” – stąd po­ję­cia typu „dwu­na­sto­wiecz­ny re­ne­sans” lub „re­ne­sans ka­ro­liń­ski”. Chrze­ści­jań­scy hi­sto­ry­cy z ogrom­nym en­tu­zja­zmem i żar­li­wo­ścią opie­wa­li mo­ral­ną czy­stość, rze­ko­mo ce­chu­ją­cą wie­ki śred­nie, a hi­sto­ry­cy na­ro­do­wi kon­cen­tro­wa­li się na (za­wsze) śre­dnio­wiecz­nych ko­rze­niach swo­ich oj­czyzn, kształ­tu­ją­cych (za­wsze) naj­lep­sze ce­chy na­ro­do­we. Śre­dnio­wie­cze, od­le­głe w cza­sie i w nie­któ­rych aspek­tach sła­bo udo­ku­men­to­wa­ne, sta­ło się w ten spo­sób źró­dłem wie­lu dwu­dzie­sto­wiecz­nych mrzo­nek, tak nie­re­al­nych jak re­to­ry­ka hu­ma­ni­sty. Mamy jed­nak za sobą tak­że po­nad sto lat cięż­kiej em­pi­rycz­nej pra­cy, któ­ra po­zwo­li­ła, by zło­żo­ność i bo­gac­two kul­tu­ry śre­dnio­wiecz­ne­go ty­siąc­le­cia mo­gły zo­stać w peł­ni do­ce­nio­ne. Me­die­wi­ści czę­sto ule­ga­ją wpły­wom na­ro­do­wej hi­sto­rio­gra­fii nie­świa­do­mie. Fak­tem jest, iż bry­tyj­scy hi­sto­ry­cy kon­cen­tru­ją się na roz­wo­ju An­glii − pierw­sze­go pań­stwa na­ro­do­we­go w Eu­ro­pie, co ma do­wo­dzić wy­jąt­ko­wo­ści Wiel­kiej Bry­ta­nii, Niem­cy sku­pia­ją się na Son­der­weg, „dro­dze od­mien­nej”, któ­ra unie­moż­li­wi­ła po­wsta­nie ich pań­stwa, pod­czas gdy wło­scy hi­sto­ry­cy ze spo­ko­jem pa­trzą na roz­pad Kró­le­stwa Włoch w X wieku, gdyż pro­ces ten ozna­czał au­to­no­mię dla wło­skich miast, co po­zwo­li­ło na roz­wój kul­tu­ry miej­skiej i przy­nio­sło re­ne­sans (dla nich bar­dzo wło­ski). Jed­nak me­die­wi­sty­ka roz­wi­nę­ła się tak bar­dzo, że na­wet wo­bec tych po­glą­dów po­ja­wi­ły się pro­po­zy­cje al­ter­na­tyw­ne, dzię­ki cze­mu je­ste­śmy w sta­nie wyjść z pu­łap­ki pa­trze­nia na hi­sto­rię śre­dnio­wie­cza przez pry­zmat na­ro­do­wych uprze­dzeń.

Roz­wią­za­nie jed­ne­go pro­ble­mu zro­dzi­ło na­stęp­ny, bo sko­ro wie­ków śred­nich nie uwa­ża­my za tak ciem­ne oraz peł­ne prze­mo­cy, igno­ran­cji i za­bo­bo­nów, jak się po­cząt­ko­wo wy­da­wa­ło, co wo­bec tego od­róż­nia je od cza­sów wcze­śniej­szych i póź­niej­szych? Okre­śle­nie daty po­cząt­ko­wej tej epo­ki jest w pew­nej mie­rze ła­twiej­sze, jako że zwy­cza­jo­wo wią­że się ją z kry­zy­sem po­li­tycz­nym wy­wo­ła­nym przez upa­dek Ce­sar­stwa Za­chod­nio­rzym­skie­go w 476 roku. Dla­te­go wła­śnie uwa­ża się rok 500 za gra­ni­cę mię­dzy sta­ro­żyt­no­ścią a śre­dnio­wie­czem. Bez wzglę­du na to, czy ktoś uwa­ża Ce­sar­stwo Rzym­skie za lep­sze pod ja­kimś wzglę­dem od póź­niej­szych za­chod­nich państw, czy też nie, z całą pew­no­ścią te dru­gie były bar­dziej po­dzie­lo­ne, mia­ły słab­szą ad­mi­ni­stra­cję i prost­szą go­spo­dar­kę. Pró­bę okre­śle­nia pre­cy­zyj­nej daty gra­nicz­nej kom­pli­ku­je fakt ist­nie­nia (od 395 r.) Ce­sar­stwa Wschod­nio­rzym­skie­go, zwa­ne­go rów­nież Ce­sar­stwem Bi­zan­tyń­skim lub zwy­czaj­nie Bi­zan­cjum. Dla­te­go w po­łu­dnio­wo-wschod­niej Eu­ro­pie rok 500 nie wy­da­je się sen­sow­ną ce­zu­rą. Na­wet na Za­cho­dzie upa­dek ce­sar­stwa wpły­nął na roz­wój tyl­ko kil­ku państw eu­ro­pej­skich: Fran­cji, Hisz­pa­nii, Włoch i po­łu­dnio­wej Bry­ta­nii (Ce­sar­stwo Rzym­skie ni­g­dy nie obej­mo­wa­ło te­re­nów Ir­lan­dii), Skan­dy­na­wii, więk­szo­ści Nie­miec i kra­jów sło­wiań­skich. Spra­wę kom­pli­ku­je suk­ces ostat­nie­go po­ko­le­nia hi­sto­ry­ków, któ­rym uda­ło się udo­wod­nić, że wie­le zja­wisk, szcze­gól­nie kul­tu­ro­wych (re­li­gie i wy­obra­że­nia na te­mat wła­dzy), za­cho­wa­ło cią­głość, wy­cho­dząc poza gra­nicz­ny rok 500, co skła­nia hi­sto­ry­ków do prze­cią­gnię­cia „póź­ne­go an­ty­ku” do 800 roku, a na­wet aż do XI wieku. Z jed­nej stro­ny mamy więc ostrą ce­zu­rę w po­sta­ci roz­pa­du Im­pe­rium Rzym­skie­go, a z dru­giej kon­ty­nu­ację wie­lu jego ele­men­tów. Mimo wszyst­ko usta­le­nie daty po­cząt­ko­wej nie musi być aż tak trud­ne – okres od oko­ło 450 do oko­ło 550 roku sta­no­wi, przy­naj­mniej dla mnie, do­god­ny i wła­ści­wy punkt star­to­wy. Uwa­żam bo­wiem, że zmia­ny za­szły na zbyt wie­lu po­zio­mach, by moż­na było je prze­oczyć.

Trud­niej bę­dzie wska­zać ko­niec epo­ki. Rok 1500 (po­now­nie: plus mi­nus pół wie­ku) jest jesz­cze mniej ostrą ce­zu­rą, jako że nie ce­chu­ją go prze­ło­mo­we zmia­ny. Mó­wiąc ina­czej, ozna­ki po­cząt­ku „od­ro­dze­nia” nie były wy­raź­ne i jed­no­znacz­ne. Osta­tecz­ny upa­dek Bi­zan­cjum, któ­re w 1453 roku ule­gło im­pe­rium osmań­skie­mu, nie był wstrzą­sem dla świa­ta, jako że wiel­kie nie­gdyś Ce­sar­stwo Bi­zan­tyń­skie i tak zo­sta­ło już zre­du­ko­wa­ne do nie­wiel­kie­go pań­stew­ka, skła­da­ją­ce­go się z kil­ku roz­pro­szo­nych pro­win­cji na te­re­nie dzi­siej­szej Gre­cji i Tur­cji, a Tur­cy osmań­scy prze­ję­li i za­adap­to­wa­li bi­zan­tyń­ski sys­tem po­li­tycz­ny. Od­kry­cie Ame­ry­ki przez Ko­lum­ba, a ści­śle mó­wiąc, pod­bój za­mor­skich ziem przez hisz­pań­skich awan­tur­ni­ków w la­tach dwu­dzie­stych i trzy­dzie­stych XVI wieku − był z całą pew­no­ścią praw­dzi­wą ka­ta­stro­fą dla rdzen­nej lud­no­ści, ale wpływ tego wy­da­rze­nia na hi­sto­rię Eu­ro­py (poza Hisz­pa­nią) uwi­docz­nił się w peł­ni do­pie­ro po wie­lu la­tach. Hu­ma­nizm, któ­ry leży u in­te­lek­tu­al­nych pod­staw re­ne­san­su, wy­da­je się co­raz bar­dziej śre­dnio­wiecz­ny pod wzglę­dem sty­lu. Zo­sta­je nam re­for­ma­cja pro­te­stanc­ka − znów głów­nie w la­tach dwu­dzie­stych i trzy­dzie­stych XVI wieku (wraz z ka­to­lic­ką kontr­re­for­ma­cją w póź­niej­szym okre­sie tego sa­me­go wie­ku) − jako re­li­gij­na i kul­tu­ro­wa prze­mia­na, któ­ra roz­dzie­li­ła za­chod­nią i wschod­nią Eu­ro­pę na dwie czę­ści, two­rząc tym sa­mym czę­sto prze­ciw­staw­ne blo­ki państw ist­nie­ją­cych po dziś dzień. Bez wąt­pie­nia było to zna­czą­cym, a przy tym sto­sun­ko­wo na­głym pęk­nię­ciem, na­wet je­śli mia­ło nie­wiel­ki wpływ na Ko­ściół pra­wo­sław­ny Eu­ro­py Wschod­niej. Je­że­li uzna­my re­for­ma­cję za wy­znacz­nik koń­ca śre­dnio­wiecz­nej Eu­ro­py, to wte­dy za­rów­no po­czą­tek, jak i ko­niec tej epo­ki będą sta­ły pod zna­kiem kry­zy­sów. Po­cząt­kiem bę­dzie kry­zys eko­no­micz­ny w śro­do­wi­sku ce­chu­ją­cym się cią­gło­ścią kul­tu­ro­wą i re­li­gij­ną, a koń­cem kry­zys kul­tu­ro­wy i re­li­gij­ny w śro­do­wi­sku o prak­tycz­nie nie­zmie­nio­nej po­li­ty­ce i go­spo­dar­ce. To wła­śnie wska­zu­je na sztucz­ność ca­łej de­fi­ni­cji wie­ków śred­nich – bo w koń­cu były okre­sem prze­mian czy cią­gło­ści? Na ja­kich płasz­czy­znach? Od tego pro­ble­mu nie da się uciec.

Już samo uświa­do­mie­nie so­bie tych nie­ja­sno­ści po­zwa­la nam raz jesz­cze spoj­rzeć na śre­dnio­wie­cze jako wy­od­ręb­nio­ny okres. Jak więc na­le­ży go po­trak­to­wać? Oczy­wi­ście moż­na by­ło­by po­szu­kać lep­szej daty gra­nicz­nej niż 1500 rok; może wiek XVIII z jego re­wo­lu­cją na­uko­wą i fi­nan­so­wą, a może XIX i re­wo­lu­cja po­li­tycz­na i prze­my­sło­wa. Jed­nak te wy­da­rze­nia oma­wia­no już wie­lo­krot­nie. Wy­bór ja­kie­goś zja­wi­ska jako de­fi­niu­ją­ce­go śre­dnio­wie­cze ozna­czał­by stwier­dze­nie, że kon­kret­ne zmia­ny były istot­niej­sze niż inne, a to po­cią­ga­ło­by za sobą ko­niecz­ność wska­zy­wa­nia no­wych gra­nic. Ko­rzy­ścią wy­ni­ka­ją­cą z trzy­ma­nia się usta­lo­ne­go, choć być może sztucz­ne­go prze­dzia­łu lat 500−1500 jest moż­li­wość śle­dze­nia róż­nych wy­da­rzeń i zja­wisk, w róż­ny spo­sób i w róż­nych miej­scach, bez ko­niecz­no­ści wska­zy­wa­nia kon­kret­ne­go za­my­ka­ją­ce­go je wy­da­rze­nia, bez wzglę­du na to, czy mia­ła­by nim być re­for­ma­cja, re­wo­lu­cja, in­du­stria­li­za­cja czy ja­ka­kol­wiek inna ozna­ka „no­wo­cze­sno­ści”. Na­le­ży tak­że do­dać, że ta­kie po­dej­ście do kwe­stii dat gra­nicz­nych po­ma­ga w prze­pro­wa­dze­niu szer­szych po­rów­nań. Współ­cze­śni hi­sto­ry­cy zaj­mu­ją­cy się Afry­ką, In­dia­mi lub Chi­na­mi czę­sto kry­ty­ku­ją met­kę „śre­dnio­wie­cze”, gdyż nie­sie ona eu­ro­pej­ski punkt wi­dze­nia i su­ge­ru­je po­czu­cie wyż­szość Eu­ro­pej­czy­ków nad po­zo­sta­ły­mi. Więk­szość hi­sto­ry­ków od­rzu­ca ten po­gląd zde­cy­do­wa­nie – roz­wój Eu­ro­py w śre­dnio­wie­czu pod żad­nym wzglę­dem nie był „więk­szy” lub „lep­szy” od roz­wo­ju ob­ser­wo­wa­ne­go w in­nych za­kąt­kach świa­ta. Je­śli jed­nak po­go­dzi­my się ze sztucz­no­ścią ram cza­so­wych, to śre­dnio­wiecz­ne do­świad­cze­nie eu­ro­pej­skie moż­na ze­sta­wiać z do­świad­cze­nia­mi na in­nych kon­ty­nen­tach w spo­sób bar­dziej neu­tral­ny; nie­war­to­ściu­ją­cy, a przez to bar­dziej po­ży­tecz­ny.

W grun­cie rze­czy na­wet samo po­ję­cie „Eu­ro­pa” też nie jest ta­kie oczy­wi­ste. Dla jed­nych to po pro­stu część kon­ty­nen­tu zwa­ne­go Eu­ra­zją − tak samo jak Azja Za­chod­nia (Azja Przed­nia). Na pół­noc­nym wscho­dzie Eu­ro­pa od­dzie­lo­na jest od wiel­kich azja­tyc­kich państw la­sa­mi Ro­sji i bez­kre­sem Sy­be­rii, choć do­dać na­le­ży, iż po­łu­dnio­we ste­py łą­czy­ły Azję i Eu­ro­pę we wszyst­kich okre­sach hi­sto­rii, bę­dąc ko­ry­ta­rzem dla licz­nych no­ma­dycz­nych lu­dów, w tym dla Hu­nów, Pro­to­buł­ga­rów i Mon­go­łów. Step roz­cią­gał się da­le­ko na za­chód, od Ukra­iny do Wę­gier i aż po samo ser­ce Eu­ro­py. Co naj­waż­niej­sze, po­łu­dnio­wa Eu­ro­pa była we wszyst­kich okre­sach hi­sto­rii nie­ro­ze­rwal­nie po­łą­czo­na z ba­se­nem Mo­rza Śród­ziem­ne­go, a przez kon­tak­ty hand­lowe (na­wet je­śli po­mi­nie­my po­li­tycz­ne i kul­tu­ro­we) − z są­sied­ni­mi re­gio­na­mi Azji Za­chod­niej i Afry­ki Pół­noc­nej. W cza­sach rzym­skich to wła­śnie Mo­rze Śród­ziem­ne, bę­dą­ce wów­czas mo­rzem we­wnętrz­nym Im­pe­rium Rzym­skie­go, sta­no­wi­ło znacz­nie istot­niej­szy obiekt ba­dań niż ja­kaś tam „Eu­ro­pa”, po­dzie­lo­na na rzym­skie Po­łu­dnie i Pół­noc wła­da­ną przez cią­gle zmie­nia­ją­ce się ple­mio­na bar­ba­rzyń­ców (jak na­zy­wa­li ich Rzy­mia­nie). I ten stan rze­czy szyb­ko się nie zmie­nił, jako że chrze­ści­jań­stwo i ele­men­ty po­strzym­skich rzą­dów nie roz­prze­strze­ni­ły się na pół­noc od sta­rej rzym­skiej gra­ni­cy aż do 950 roku. Wów­czas Mo­rze Śród­ziem­ne za­czy­na­ło od­ży­wać jako ośro­dek han­dlo­wy, po­zo­sta­jąc przez resz­tę epo­ki rów­nie waż­ne, jak sie­ci wy­mia­ny na pół­no­cy. Co wię­cej, Eu­ro­pa ni­g­dy nie była jed­no­li­tą jed­nost­ką po­li­tycz­ną − ani wte­dy, ani póź­niej.

Wszyst­ko to nie ozna­cza, że w śre­dnio­wie­czu lu­dzie nie uży­wa­li ter­mi­nu „Eu­ro­pa”. Wręcz prze­ciw­nie. Ka­ro­lin­go­wie w IX wieku, kró­lo­wie, któ­rzy wła­da­li dzi­siej­szą Fran­cją, Niem­ca­mi, Ni­der­lan­da­mi i Wło­cha­mi, cza­sem na­zy­wa­li sie­bie wład­ca­mi Eu­ro­py, po­dob­nie jak czy­ni­li to ich suk­ce­so­rzy z dy­na­stii Liu­dol­fin­gów w Niem­czech w X wieku. Daw­ni miesz­kań­cy kon­ty­nen­tu uwa­ża­li swo­ich kró­lów i ce­sa­rzy za wład­ców dość nie­ja­sno zde­fi­nio­wa­nych, ale pa­nu­ją­cych nad sze­ro­ki­mi te­ry­to­ria­mi, więc okre­śle­nie „wład­ca Eu­ro­py” mo­gło wy­da­wać się traf­ne. Na­zwa „Eu­ro­pa” prze­trwa­ła przez wie­ki śred­nie w re­to­rycz­nym sen­sie. Jej geo­gra­ficz­ny wy­miar na­kre­ślo­no jesz­cze w sta­ro­żyt­no­ści, ale rzad­ko − nie ni­g­dy, lecz rzad­ko − sta­no­wi­ła pod­sta­wę wspól­nej toż­sa­mo­ści. Fak­tem jest, że w okre­sie, któ­ry na­zy­wa­my śre­dnio­wie­czem peł­nym (lub wła­ści­wym) chrze­ści­jań­stwo sys­te­ma­tycz­nie roz­prze­strze­nia­ło się na ob­sza­rze zaj­mo­wa­nym dziś przez pań­stwa eu­ro­pej­skie (Li­twa − wów­czas znacz­nie więk­sza − była ostat­nim kra­jem, któ­re­go wład­cy przy­ję­li chrzest i na­stą­pi­ło to do­pie­ro pod ko­niec XIV wie­ku). Pro­ces ten nie do­pro­wa­dził jed­nak do stwo­rze­nia wspól­nej eu­ro­pej­skiej kul­tu­ry re­li­gij­nej, jako że, roz­sze­rza­jąc się na pół­noc, chrze­ści­jań­stwo za­cho­wa­ło po­dział na ła­ciń­skie i grec­kie. Co wię­cej, nie­ustan­nie zmie­nia­ją­ca się gra­ni­ca mię­dzy te­re­na­mi opa­no­wa­ny­mi przez chrze­ści­jan i mu­zuł­ma­nów (chrze­ści­jań­scy wład­cy po­sze­rza­ją­cy za­kres swo­ich wpły­wów na po­łu­dnie w trzy­na­sto­wiecz­nej Hisz­pa­nii i wład­cy mu­zuł­mań­scy z im­pe­rium osmań­skie­go dą­żą­cy na pół­noc na Bał­ka­nach w XIV i XV w.) ozna­cza­ła, że jed­no­rod­ność „chrze­ści­jań­skiej Eu­ro­py” (co przy oka­zji za­wsze wy­klu­cza z dys­ku­sji licz­ną po­pu­la­cję eu­ro­pej­skich Ży­dów) ni­g­dy nie była peł­na, po­dob­nie jak jest dzi­siaj. W bar­dzo ogól­nym sen­sie, jak się wkrót­ce prze­ko­na­my, w dru­giej po­ło­wie śre­dnio­wie­cza Eu­ro­pa osią­gnę­ła pe­wien po­ziom spój­no­ści w roz­wo­ju róż­nych in­sty­tu­cji i prak­tyk po­li­tycz­nych, cze­go przy­kła­dem może być choć­by roz­wój sie­ci die­ce­zji lub upo­wszech­nie­nie się pi­sma. Tego typu ele­men­ty w swo­isty spo­sób łą­czy­ły te­re­ny od Rusi aż po Por­tu­ga­lię. To jed­nak nie wy­star­czy, aby­śmy mo­gli trak­to­wać kon­ty­nent jako spój­ną ca­łość. Eu­ro­pa była zbyt zróż­ni­co­wa­na. Wszyst­kie twier­dze­nia o eu­ro­pej­skiej jed­no­ści są fik­cją na­wet dzi­siaj, a do­szu­ki­wa­nie się ich w śre­dnio­wie­czu by­ło­by czy­stą fan­ta­zją. Re­asu­mu­jąc, śre­dnio­wiecz­ną Eu­ro­pę na­le­ży trak­to­wać jako dużą zróż­ni­co­wa­ną prze­strzeń. Przyj­rzy­my się za­cho­dzą­cym w niej zmia­nom w dłuż­szym okre­sie cza­su, któ­re na szczę­ście są na tyle do­brze udo­ku­men­to­wa­ne, że moż­na prze­pro­wa­dzić dość dro­bia­zgo­we ba­da­nia; przyj­rzy­my się „szcze­gó­łom” w róż­nych miej­scach i okre­sach, pró­bu­jąc wy­ło­wić wspól­ne ce­chy i po­nadre­gio­nal­ne tren­dy. Ob­raz, jaki się z tych ba­dań wy­ło­ni, da­le­ki bę­dzie od ro­man­tycz­ne­go. Za­rów­no tak zde­fi­nio­wa­ny ob­szar, jak i okres wy­peł­nia bo­gac­two pa­sjo­nu­ją­ce­go ma­te­ria­łu. Ja spró­bu­ję je­dy­nie go upo­rząd­ko­wać i nadać mu pe­wien kształt.

Ale przed­tem jed­no ostrze­że­nie. Wy­róż­nić moż­na dwa po­pu­lar­ne po­dej­ścia do śred­nio­wie­cza. We­dług pierw­sze­go, ży­ją­cy w tam­tym okre­sie lu­dzie byli „tacy sami jak my”, tyl­ko przy­szło im dzia­łać w prost­szym tech­no­lo­gicz­nie świe­cie, w rze­czy­wi­sto­ści mie­czy, koni i per­ga­mi­nu, za to bez cen­tral­ne­go ogrze­wa­nia i in­nych współ­cze­snych udo­god­nień. Zwo­len­ni­cy prze­ciw­ne­go po­dej­ścia opi­su­ją lu­dzi tam­tej epo­ki jako cał­ko­wi­cie in­nych niż my, z sys­te­ma­mi war­to­ści i ka­te­go­ry­za­cją świa­ta tak róż­ny­mi od na­szych, że wy­wo­łu­ją w nas nie­chęć, cza­sem wstręt i na pew­no trud­no je nam zro­zu­mieć. Każ­dy z tych po­glą­dów jest na swój spo­sób wła­ści­wy, ale oba trak­to­wa­ne od­dziel­nie sta­no­wią po­waż­ną pu­łap­kę. Pierw­sze po­dej­ście to ry­zy­ko po­pad­nię­cia w ba­nał lub mo­ra­li­za­tor­stwo, co może pro­wa­dzić do roz­cza­ro­wa­nia, gdy śre­dnio­wiecz­ni ak­to­rzy nie będą ro­zu­mieć cze­goś, co dla nas jest dziś oczy­wi­ste. Dru­gie po­dej­ście tak­że wią­że się z ry­zy­kiem za­brnię­cia w śle­pą ulicz­kę, gdy hi­sto­ryk – w tym przy­pad­ku wcie­la­ją­cy się w rolę an­tro­po­lo­ga − kon­cen­tru­je się wy­łącz­nie na za­fa­scy­no­wa­niu od­mien­no­ścią. Wo­lał­bym ra­czej po­łą­czyć oba te po­glą­dy i spró­bo­wać sze­rzej opi­sać i zro­zu­mieć me­cha­nizm do­ko­ny­wa­nia wy­bo­rów przez miesz­kań­ców śre­dnio­wiecz­nej Eu­ro­py. Pa­mię­taj­my, że dzia­ła­li w okre­ślo­nych oko­licz­no­ściach, po­li­tycz­nych i go­spo­dar­czych, kie­ru­jąc się waż­ny­mi dla sie­bie war­to­ścia­mi. W ten spo­sób kształ­to­wa­li swo­je dzie­je. Jak pi­sał Ka­rol Marks: „Lu­dzie sami two­rzą swo­ją hi­sto­rię, ale nie two­rzą jej do­wol­nie, nie w wy­bra­nych przez sie­bie oko­licz­no­ściach, lecz w ta­kich, w ja­kich się bez­po­śred­nio zna­leź­li, ja­kie zo­sta­ły im dane i prze­ka­za­ne”. Au­tor tych słów uwa­żał, po­dob­nie jak ja, że mu­si­my dą­żyć do zro­zu­mie­nia ak­to­rów ży­ją­cych w bar­dzo od­mien­nym, ale da­ją­cym się zgłę­bić i po­jąć świe­cie. Oczy­wi­ście ta­kie po­dej­ście na­le­ży przy­jąć do ca­łej hi­sto­rii, ale mu­si­my przy tym pa­mię­tać, że lata osiem­dzie­sią­te X wieku były, z na­sze­go punk­tu wi­dze­nia, na­praw­dę dziw­ne, a lu­dzie kie­ro­wa­li się wte­dy war­to­ścia­mi i lo­gi­ką, któ­rą dziś mu­si­my z tru­dem re­kon­stru­ować. Pa­mię­taj­my jed­nak, że do­kład­nie to samo moż­na po­wie­dzieć o la­tach osiem­dzie­sią­tych XX wie­ku.

* * *

W po­zo­sta­łej czę­ści tego wpro­wa­dze­nia za­mie­rzam opi­sać pod­sta­wy dzia­ła­nia spo­łe­czeń­stwa śre­dnio­wiecz­ne­go, co po­win­no po­móc w zro­zu­mie­niu wzor­ców za­cho­wań i kie­run­ków po­li­tycz­nych, któ­re po­zna­my w ko­lej­nych roz­dzia­łach. W pierw­szej czę­ści omó­wię po­li­ty­kę, szcze­gól­nie w okre­sie peł­ne­go śre­dnio­wie­cza, a na­stęp­nie przej­dę do za­gad­nień go­spo­dar­czych (trak­tu­jąc je po­bież­nie) i pod­sta­wo­wych aspek­tów śred­nio­wiecz­nej kul­tu­ry. I choć, co oczy­wi­ste, nie wszy­scy lu­dzie tam­tej epo­ki my­śle­li i za­cho­wy­wa­li się jed­na­ko­wo − prze­ciw­nie, bar­dzo się róż­ni­li − to jed­nak wy­od­ręb­nić moż­na kil­ka cech wspól­nych, z któ­rych część była pro­stą kon­se­kwen­cją pod­sta­wo­wych spo­łecz­no-eko­no­micz­nych tren­dów obo­wią­zu­ją­cych przez cały in­te­re­su­ją­cy nas okres.

Po śre­dnio­wiecz­nej Eu­ro­pie po­dró­żo­wa­ło się nie­ła­two. Ow­szem, ist­nia­ła sieć dróg odzie­dzi­czo­nych po Ce­sar­stwie Rzym­skim, ale trak­ty te nie prze­kra­cza­ły gra­nic daw­ne­go im­pe­rium, czy­li wschod­nich brze­gów Renu i Du­na­ju. W po­zo­sta­łej czę­ści kon­ty­nen­tu, zwłasz­cza da­lej na pół­noc i wschód, sieć tras ko­mu­ni­ka­cyj­nych prak­tycz­nie nie ist­nia­ła, dla­te­go po­dróż­ni­cy trzy­ma­li się ra­czej szla­ków wod­nych i do­lin prze­cię­tych rze­ka­mi. W świe­cie, w któ­rym nie zna­no map, tyl­ko praw­dzi­wi bo­ha­te­ro­wie mo­gli pod­jąć ry­zy­ko po­dró­ży. Po­nie­waż w Eu­ro­pie nie ma − poza Al­pa­mi − wy­so­kich gór, głów­ną prze­szko­dę sta­no­wi­ły gę­ste lasy, po­ra­sta­ją­ce więk­szość jej kon­ty­nen­tal­nej czę­ści, poza Wy­spa­mi Bry­tyj­ski­mi oraz nie­któ­ry­mi re­jo­na­mi ba­se­nu Mo­rza Śród­ziem­ne­go. Fran­cję po­ra­sta­ły lasy w 30 pro­cen­tach, te­re­ny obec­nych Nie­miec w oko­ło 50 pro­cen­tach, a wschod­nie ru­bie­że Eu­ro­py były za­le­sio­ne w jesz­cze więk­szym stop­niu. Nie­miec­ka baśń lu­do­wa o dziel­nym kraw­czy­ku za­gu­bio­nym w le­sie, za­pi­sa­na przez bra­ci Grimm, nie była więc czy­stym wy­my­słem. Kie­dy w 1073 roku ucie­ka­ją­cy w po­śpie­chu przed zbun­to­wa­ny­mi Sa­sa­mi król nie­miec­ki Hen­ryk IV mu­siał się prze­dzie­rać przez knie­ję, po­nie­waż Sasi pil­no­wa­li dróg, do­pie­ro po trzech dniach wę­drów­ki bez je­dze­nia do­tarł do za­miesz­ka­nych oko­lic. Po­dróż w tam­tym cza­sie za­wsze była po­wol­na, na­wet je­śli od­by­wa­ła się utar­tym szla­kiem. Gdy ten sam Hen­ryk IV, już po zwy­cię­stwie nad Sa­sa­mi, wdał się w kon­flikt z pa­pie­żem Grze­go­rzem VII, co­raz ostrzej­sze z obu stron li­sty wę­dro­wa­ły nie­mal mie­siąc w jed­ną stro­nę mię­dzy po­łu­dnio­wą Sak­so­nią i Utrech­tem w dzi­siej­szej Ho­lan­dii, gdzie prze­by­wał Hen­ryk, a Rzy­mem. Zważ­my, że wy­mia­na ko­re­spon­den­cji od­by­wa­ła się za po­śred­nic­twem kon­nych, co sta­no­wi­ło naj­szyb­szy spo­sób ko­mu­ni­ka­cji aż do wy­na­le­zie­nia ma­szy­ny pa­ro­wej i roz­wo­ju ko­lei w XIX wie­ku. Przy­ro­da ko­ja­rzy­ła się wów­czas ra­czej z ry­zy­kiem i nie­do­god­no­ścia­mi. Pięk­na łań­cu­chów gór­skich nikt nie do­ce­niał, nie wi­dzia­no w nich ni­cze­go ro­man­tycz­ne­go, po­strze­ga­no je ra­czej jako miesz­ka­nie du­chów, a w Skan­dy­na­wii − trol­li.

Z dzi­ko­ścią ów­cze­snej Eu­ro­py nie na­le­ży jed­nak prze­sa­dzać. Po­tę­ga na­tu­ry była ra­czej tłem wy­da­rzeń, tłem, któ­re cza­sem wy­su­wa­ło się na pierw­szy plan, ale nie prze­szka­dza­ło nie­któ­rym eu­ro­pej­skim pań­stwom osią­gnąć spo­rych roz­mia­rów i to przy za­cho­wa­niu względ­nej sta­bil­no­ści. Im­pe­rium ka­ro­liń­skie, jak już wie­my, zaj­mo­wa­ło po­nad po­ło­wę za­chod­niej Eu­ro­py. Wła­dza ksią­żąt ki­jow­skich w XI wieku obej­mo­wa­ła nie­mal rów­nie wiel­kie te­re­ny dzi­siej­szej Ro­sji i Ukra­iny; zie­mie te, na pół­noc od otwar­te­go ste­pu, nie­mal cał­ko­wi­cie po­ra­sta­ła pusz­cza. Lu­dzie ja­koś so­bie z tym ra­dzi­li. Ów­cze­śni kró­lo­wie czę­sto byli w dro­dze przez cały okres swo­je­go pa­no­wa­nia, na przy­kład król An­glii Jan bez Zie­mi (1199−1216). Duże ar­mie re­gu­lar­nie po­ko­ny­wa­ły dy­stans ty­sią­ca ki­lo­me­trów lub wię­cej, jak na przy­kład pod­czas kam­pa­nii pro­wa­dzo­nych przez nie­miec­kich wład­ców we Wło­szech (X−XIII w.) lub pod­czas wiel­kich wy­praw lą­do­wych i mor­skich krzy­żow­ców, któ­rych cel sta­no­wi­ła Pa­le­sty­na (lub Egipt) i któ­re, bez wzglę­du na mi­li­tar­no-po­li­tycz­ne skut­ki, były trium­fem przy­naj­mniej w wy­mia­rze lo­gi­stycz­nym. Mi­gro­wa­ły tak­że, choć znacz­nie wol­niej, całe spo­łecz­no­ści, jak w przy­pad­ku nie­miec­kiej fali osad­ni­czej na wscho­dzie Eu­ro­py po 1150 roku.

Pod­su­mo­wu­jąc, na­le­ży stwier­dzić, iż śre­dnio­wiecz­na Eu­ro­pa była, ogól­nie rzecz bio­rąc, bar­dzo lo­kal­na w swo­im cha­rak­te­rze. Więk­szość osób zna­ła tyl­ko naj­bliż­szą oko­li­cę, na od­le­głość kil­ku osad w każ­dym kie­run­ku, za­zwy­czaj do naj­bliż­szej miej­sco­wo­ści, gdzie od­by­wał się targ. Hra­bia, czy­li lo­kal­ny przed­sta­wi­ciel wład­cy, ży­ją­cy na ru­bie­żach kró­le­stwa, mógł ro­bić, co mu się tyl­ko po­do­ba­ło, nie oba­wia­jąc się re­ak­cji kró­la, któ­ry – z po­wo­du trud­no­ści ko­mu­ni­ka­cyj­nych – nie tyl­ko nie był w sta­nie szyb­ko go po­wstrzy­mać, ale cza­sem na­wet nie miał po­ję­cia, co wy­pra­wia jego na­miest­nik. Mimo to twar­dzi wład­cy po­tra­fi­li dys­cy­pli­no­wać nie­po­kor­nych hra­biów z po­mo­cą swo­ich zbroj­nych lub za po­śred­nic­twem in­nych hra­biów, z cze­go wy­so­ko uro­dze­ni zda­wa­li so­bie spra­wę – ha­mo­wa­ło to ich roz­pa­sa­nie i ogra­ni­cza­ło otwar­te oka­zy­wa­nie nie­lo­jal­no­ści. Były też inne spo­so­by po­zwa­la­ją­ce roz­cią­gnąć wła­dzę kró­la na duże od­le­gło­ści, za­pew­nia­ją­ce przy tym wy­so­ką sku­tecz­ność. Przyj­rzy­my się im w ko­lej­nych roz­dzia­łach. Tu chciał­bym je­dy­nie przed­sta­wić kil­ka pod­sta­wo­wych me­tod spra­wo­wa­nia wła­dzy wła­ści­wych dla śre­dnio­wie­cza. Za­cznę od za­pre­zen­to­wa­nia wy­bra­ne­go przy­pad­ku, a na­stęp­nie omó­wię jego skut­ki.

Otóż, la­tem 1159 roku król An­glii Hen­ryk II Plan­ta­ge­net (1154−1189) zgło­sił rosz­cze­nia do le­żą­ce­go na po­łu­dniu Fran­cji hrab­stwa Tu­lu­zy. Pod pa­no­wa­niem Hen­ry­ka II znaj­do­wa­ła się wów­czas już nie­mal po­ło­wa Fran­cji: księ­stwa i hrab­stwa od Nor­man­dii na pół­no­cy po Pi­re­ne­je na po­łu­dniu, któ­re król odzie­dzi­czył po oboj­gu ro­dzi­cach, a część zy­skał dzię­ki mał­żeń­stwu z Ele­ono­rą, spad­ko­bier­czy­nią du­że­go, le­żą­ce­go na po­łu­dniu, księ­stwa Akwi­ta­nii. Są­sied­nia Tu­lu­za rów­nież mo­gła­by ucho­dzić za suk­ce­sję Ele­ono­ry, gdy­by tyl­ko Hen­ry­ko­wi II uda­ło się prze­ko­nać do tego swo­je­go hra­bie­go, Raj­mun­da V, któ­ry wła­dał hrab­stwem Tu­lu­zy w la­tach 1148–1194. Hen­ryk II do­stał wszyst­kie te fran­cu­skie zie­mie w len­no od kró­la Fran­cji Lu­dwi­ka VII (1137−1180), któ­re­mu za­le­d­wie rok wcze­śniej, bo w 1158 roku, zło­żył hołd, po­przy­siągł wier­ność i obie­cał, że bę­dzie go bro­nił. Lu­dwik VII, któ­ry bez­po­śred­nio kon­tro­lo­wał je­dy­nie re­gion pa­ry­ski, nie do­rów­ny­wał sile mi­li­tar­nej Hen­ry­ka II, tak więc la­tem 1159 roku Hen­ryk II na­je­chał Tu­lu­zę z po­tęż­ną ar­mią, obej­mu­ją­cą siły więk­szo­ści wła­ści­cie­li jego an­giel­skich i fran­cu­skich wło­ści, a tak­że ry­ce­rzy kró­la Szko­cji Mal­col­ma IV, któ­ry rów­nież zło­żył mu hołd. Lu­dwik VII nie mógł po­zwo­lić, by Hen­ryk II roz­sze­rzył swo­ją wła­dzę na ko­lej­ne fran­cu­skie księ­stwo, po­nad­to żoną Raj­mun­da była sio­stra Lu­dwi­ka, Ce­cy­lia, tak więc Raj­mund miał pra­wo li­czyć na jego po­moc. Co jed­nak moż­na było zro­bić w ob­li­czu prze­wa­ża­ją­cych sił agre­so­ra? Oto co: Lu­dwik udał się do Tu­lu­zy z nie­wiel­ką świ­tą (więc szyb­ko) i gdy Hen­ryk II nad­cią­gnął pod mia­sto z ar­mią, król Fran­cji już był na miej­scu i or­ga­ni­zo­wał obro­nę. Praw­do­po­dob­nie Hen­ryk II zdo­był­by mia­sto, mimo jego sil­nych mu­rów obron­nych. Nie­wąt­pli­wie tak za­mie­rzał zro­bić, ale obec­ność kró­la, któ­re­mu wcze­śniej zło­żył hołd, zmu­si­ła go do zmia­ny pla­nów. Jak po­da­je jed­no z ów­cze­snych źró­deł: „od­stą­pił od ob­lę­że­nia Tu­lu­zy z sza­cun­ku do kró­la Fran­cji Lu­dwi­ka, któ­ry bro­nił te­goż mia­sta prze­ciw­ko kró­lo­wi Hen­ry­ko­wi”. W in­nym do­ku­men­cie, któ­re­go au­tor uwa­żał, że Hen­ryk II po­peł­nił błąd, na­pi­sa­no, iż król po­słu­chał rady, by nie ata­ko­wać, „z czy­ste­go sza­cun­ku”. Mó­wiąc wprost, Hen­ryk zna­lazł się mię­dzy mło­tem a ko­wa­dłem. Gdy­by na­je­chał swo­je­go se­nio­ra, któ­re­go przy­rzekł bro­nić, jaką war­tość mia­ły­by przy­rze­cze­nia zło­żo­ne jemu przez jego wa­sa­li, jego ba­ro­nów? I co miał­by zro­bić z poj­ma­nym kró­lem, któ­ry, przy­po­mnij­my, był jego se­nio­rem? Hen­ryk II zre­zy­gno­wał więc z ob­lę­że­nia i z koń­cem lata od­stą­pił od mu­rów mia­sta. Je­den z naj­po­tęż­niej­szych wład­ców za­chod­niej Eu­ro­py nie chciał ry­zy­ko­wać, że bę­dzie po­strze­ga­ny jako ktoś, kto zła­mał przy­się­gę. Wo­lał stra­cić pre­stiż zwią­za­ny z ran­gą naj­po­tęż­niej­sze­go feu­da­ła na kon­ty­nen­cie niż twarz.

W tym wszyst­kim naj­waż­niej­sza była bo­wiem oso­bi­sta re­la­cja mię­dzy Hen­ry­kiem a Lu­dwi­kiem − przy­pie­czę­to­wa­na ce­re­mo­nial­ną przy­się­gą i hoł­dem (bę­dą­cym for­mal­nym uzna­niem pod­dań­stwa), co mia­ło ści­sły zwią­zek z po­ję­ciem ho­no­ru. Wią­za­ło się to oczy­wi­ście z ów­cze­snym po­strze­ga­niem wła­dzy: hołd len­ny był for­mal­nym ce­re­mo­nia­łem, na pod­sta­wie któ­re­go Hen­ryk II otrzy­mał od kró­la Fran­cji zwierzch­nic­two nad hrab­stwa­mi i księ­stwa­mi, na­to­miast w An­glii, za­moż­niej­szej i bar­dziej spój­nej ad­mi­ni­stra­cyj­nie, był sa­mo­dziel­nym wład­cą. Oto je­ste­śmy w sa­mym środ­ku świa­ta, któ­ry czę­sto okre­śla się mia­nem feu­da­li­zmu mi­li­tar­ne­go: ustro­ju, w któ­rym sze­ro­ka eli­ta ary­sto­kra­tów i ry­ce­rzy peł­ni­ła służ­bę woj­sko­wą i oka­zy­wa­ła lo­jal­ność po­li­tycz­ną w za­mian za urzę­dy lub po­sia­dło­ści nada­wa­ne przez kró­lów (lub po­mniej­szych wład­ców); w ta­kim ukła­dzie brak lo­jal­no­ści skut­ko­wał utra­tą zie­mi i wła­dzy. Lu­dzi skła­da­ją­cych hołd na­zy­wa­no wa­sa­la­mi (łac. vas­sus, słu­ga), a uzy­ska­ne przez nich wa­run­ko­wo do­bra na­zy­wa­no len­nem lub z ła­ci­ny feu­dum, od któ­re­go to sło­wa po­cho­dzi na­zwa sys­te­mu feu­dal­ne­go. Ba­ro­no­wie, któ­rzy przy­by­li z Hen­ry­kiem do Tu­lu­zy, byli z ko­lei jego wa­sa­la­mi. Ostat­nio ter­min „feu­da­lizm” jest czę­sto kwe­stio­no­wa­ny. Hi­sto­ryk Su­san Rey­nolds, prze­ciw­nicz­ka ter­mi­nu „feu­da­lizm mi­li­tar­ny”, za­uwa­ża, że po­ję­cia zo­bo­wią­zań mi­li­tar­nych i po­li­tycz­nych, a tak­że zna­cze­nie słów ta­kich jak „len­no”, rzad­ko kie­dy są jed­no­znacz­ne, szcze­gól­nie w od­nie­sie­niu do dwu­na­sto­wiecz­nej Fran­cji. Nie­któ­rzy hi­sto­ry­cy pod­kre­śla­ją, że feu­da­lizm, nie­bę­dą­cy prze­cież okre­śle­niem śre­dnio­wiecz­nym, bywa róż­nie ro­zu­mia­ny przez współ­cze­snych au­to­rów. We­dług Su­san Rey­nold po­ję­cie to sta­ło się na tyle nie­ja­sne i nie­pre­cy­zyj­ne, że stra­ci­ło swo­ją uży­tecz­ność. Ja jed­nak są­dzę, że sło­wo to wciąż po­zo­sta­je przy­dat­ne, pod wa­run­kiem że sta­ra­nie je zde­fi­niu­je­my. Je­śli rzad­ko uży­wam tego ter­mi­nu w tej książ­ce, to dla­te­go, iż sta­ra­łem się wy­strze­gać bran­żo­we­go żar­go­nu, a nie dla­te­go, że samo sło­wo jest bar­dziej pro­ble­ma­tycz­ne niż ja­ki­kol­wiek inny ter­min hi­sto­rycz­ny. W każ­dym ra­zie Lu­dwik był se­nio­rem Hen­ry­ka II i to z jego rąk Hen­ryk otrzy­mał zie­mie we Fran­cji, z ko­lei ba­ro­no­wie Hen­ry­ka II pod­le­ga­li mu w ten sam spo­sób − ten sys­tem za­leż­no­ści ma za­sad­ni­cze zna­cze­nie w zro­zu­mie­niu za­cho­wa­nia i de­cy­zji Hen­ry­ka II pod Tu­lu­zą. Pod­dań­stwo − bez wzglę­du na to, czy okre­śli­my je mia­nem feu­dal­ne­go, czy też nie − było pod­sta­wo­wą struk­tu­rą, któ­ra za­de­cy­do­wa­ła o prze­bie­gu wy­da­rzeń.

Przy­czy­nił się do tego przede wszyst­kim fakt, że w tam­tym cza­sie za po­moc zbroj­ną rzad­ko kie­dy pła­co­no pie­niędz­mi. Wpraw­dzie w XII wieku na­jem­ni­cy sta­no­wi­li na ogół więk­szość pie­cho­ty (włącz­nie z ar­mią Hen­ry­ka II w 1159 r.), ale już zbroj­ni kon­ni i do­wód­cy to byli lu­dzie, któ­rzy, na­wet je­śli wy­na­gra­dza­no ich w pie­nią­dzu, mie­li też oso­bi­ste zo­bo­wią­za­nia wo­bec kró­le­stwa, wład­cy lub obu tych in­sty­tu­cji jed­no­cze­śnie. Ce­sar­stwo Rzym­skie dys­po­no­wa­ło ar­mią w peł­ni opła­ca­ną, znacz­nie więk­szą i sil­niej­szą niż ja­ka­kol­wiek ar­mia śre­dnio­wiecz­na, ale by móc so­bie po­zwo­lić na ta­kie woj­sko, na­le­ża­ło ob­cią­żyć du­ży­mi po­dat­ka­mi wła­ści­cie­li ziem­skich, jako że zie­mia sta­no­wi­ła głów­ne źró­dło za­moż­no­ści, do cze­go zresz­tą jesz­cze wró­ci­my. In­ny­mi sło­wy, była to bar­dzo spój­na struk­tu­ra po­li­tycz­na, a upa­dek zwią­za­ne­go z nią sys­te­mu fi­skal­ne­go na Za­cho­dzie (patrz rozdz. 2) spo­wo­do­wał, że wcze­sne śre­dnio­wiecz­ne kró­le­stwa były znacz­nie słab­sze. Ce­sar­stwo Bi­zan­tyń­skie i im­pe­rium osmań­skie dzia­ła­ły w po­dob­ny spo­sób, utrzy­mu­jąc cią­głość tego sys­te­mu przez całe śre­dnio­wie­cze w po­łu­dnio­wo-wschod­niej Eu­ro­pie (co omó­wi­my w rozdz. 3 i 9). Pod ko­niec śre­dnio­wie­cza sys­tem po­dat­ko­wy po­wró­cił tak­że do za­chod­niej Eu­ro­py, choć na mniej­szą ska­lę i ze znacz­nie mniej­szą efek­tyw­no­ścią. Jego od­two­rze­nie przy­nio­sło głę­bo­kie zmia­ny w skarb­cach wład­ców i nowe pro­ble­my. Od tej pory wład­ca mu­siał szu­kać po­ro­zu­mie­nia z ary­sto­kra­ta­mi i miesz­cza­na­mi, na któ­rych spadł obo­wią­zek utrzy­ma­nia ar­mii (lub przy­naj­mniej mu­siał prze­nieść ten cię­żar ni­żej, czy­li na chło­pów). W roz­dzia­łach 11 i 12 zo­ba­czy­my, w jaki spo­sób zmie­ni­ło to układ po­li­tycz­ny w Eu­ro­pie Za­chod­niej pod ko­niec śre­dnio­wie­cza. Jed­nak­że w XII wieku we Fran­cji, a tak­że przez więk­szą część śre­dnio­wie­cza w więk­szo­ści Eu­ro­py, pra­wie nikt nie po­bie­rał po­dat­ku ziem­skie­go, chy­ba że na bar­dzo ogra­ni­czo­ną ska­lę. W re­zul­ta­cie ar­mie skła­da­ły się z: wła­ści­cie­li ziem­skich z ich od­dzia­ła­mi ry­ce­rzy, któ­rym pła­co­no nada­nia­mi zie­mi, oraz na­jem­ni­ków opła­ca­nych ze skarb­ców kró­lów lub hra­biów, a tak­że z pie­nię­dzy uzy­ska­nych od tych wła­ści­cie­li ziem­skich, któ­rzy chcie­li się wy­ku­pić od służ­by woj­sko­wej. W ta­kim sys­te­mie zdol­ność do zwo­ła­nia ar­mii za­le­ża­ła więc od re­la­cji oso­bi­stych i była ści­śle po­wią­za­na z wła­sno­ścią ziem­ską.

Po­li­ty­ka opar­ta na wła­sno­ści zie­mi zo­sta­ła szcze­gó­ło­wo prze­ana­li­zo­wa­na w 1940 roku przez zna­ko­mi­te­go fran­cu­skie­go hi­sto­ry­ka Mar­ca Blo­cha. Ter­min „feu­dal­ny” sto­so­wał on na okre­śle­nie ca­łej struk­tu­ry spo­łecz­nej opar­tej na wła­sno­ści ziem­skiej, co sta­no­wi znacz­nie szer­sze zna­cze­nie tego sło­wa, niż gdy­by od­nieść je tyl­ko do len­na i za­leż­no­ści wa­sal­nych. Marc Bloch twier­dził, iż struk­tu­ra spo­łe­czeń­stwa feu­dal­ne­go pro­wa­dzi­ła do „frag­men­ta­cji wła­dzy”, czy­li do wy­two­rze­nia zde­cen­tra­li­zo­wa­nych struk­tur po­li­tycz­nych. Choć­by dla­te­go że (znacz­nie uprasz­cza­jąc wnio­ski Blo­cha) w grze o su­mie ze­ro­wej im wię­cej zie­mi na­da­jesz in­nym, tym mniej jej masz, a im mniej masz zie­mi do nada­nia, tym mniej lo­jal­ni wo­bec cie­bie mogą być twoi wa­sa­le. Jak się wkrót­ce prze­ko­na­my, ta za­sa­da spraw­dza­ła się w ogra­ni­czo­nym za­kre­sie, szcze­gól­nie w po­cząt­ko­wym okre­sie śre­dnio­wie­cza. Ka­ro­lin­go­wie, któ­rzy nie wpro­wa­dzi­li opo­dat­ko­wa­nia, sku­tecz­nie i dłu­go rzą­dzi­li na bar­dzo roz­le­głych te­ry­to­riach. Nie da się jed­nak za­prze­czyć, że pań­stwa opar­te na po­dat­kach za­wsze mają znacz­nie so­lid­niej­sze pod­sta­wy niż te opar­te na nada­wa­niu zie­mi w za­mian za służ­bę orę­żem lub po­li­tycz­ną lo­jal­ność. Żoł­nie­rze i urzęd­ni­cy otrzy­mu­ją­cy re­gu­lar­ne wy­na­gro­dze­nie są mniej­szym za­gro­że­niem dla sta­bil­no­ści pań­stwa niż ci, któ­rzy w za­mian za służ­bę li­czą na nada­nie zie­mi; nie­lo­jal­nym i nie­kom­pe­tent­nym moż­na w każ­dej chwi­li po pro­stu prze­stać pła­cić. Wład­ca, któ­re­go je­dy­nym za­so­bem jest zie­mia i pra­wo jej nada­wa­nia, musi po­stę­po­wać ostroż­nie, szcze­gól­nie w re­la­cjach z ary­sto­kra­ta­mi bę­dą­cy­mi jed­no­cze­śnie do­wód­ca­mi ar­mii, bo trud­no by­ło­by ode­brać im ma­jąt­ki. Te wzglę­dy i za­leż­no­ści mia­ły wpływ na więk­szość śre­dnio­wiecz­nych sys­te­mów po­li­tycz­nych.

Może się wy­da­wać, że w na­szej dys­ku­sji prze­szli­śmy nie­po­strze­że­nie od kwe­stii po­li­tycz­nych do woj­sko­wych. Jed­nak w in­te­re­su­ją­cej nas epo­ce nie było mię­dzy nimi więk­szej róż­ni­cy. Rzą­dy w śre­dnio­wie­czu opie­ra­ły się na wła­dzy są­dow­ni­czej oraz sile mi­li­tar­nej. Lo­jal­ność po­li­tycz­na była jed­no­znacz­na z ko­niecz­no­ścią sta­nię­cia do wal­ki w ra­zie za­gro­że­nia, to­też w śre­dnio­wie­czu nie­mal wszy­scy przed­sta­wi­cie­le elit ziem­skich byli wy­ćwi­cze­ni we wła­da­niu orę­żem i mie­li sil­ne po­czu­cie toż­sa­mo­ści, na co bę­dzie­my zwra­ca­li wie­lo­krot­nie uwa­gę w tej książ­ce. Wład­ców od­no­szą­cych suk­ce­sy mi­li­tar­ne i chwa­lo­nych za spra­wie­dli­wość (włącz­nie ze zdol­no­ścią przy­mu­sze­nia prze­gra­nych do ule­gło­ści, co mie­ści się w obu ka­te­go­riach) po­strze­ga­no czę­sto jako źró­dło go­spo­dar­cze­go do­bro­by­tu. Dzia­ła­ło to tak­że w dru­gą stro­nę – klę­ski ży­wio­ło­we trak­to­wa­no jako winę nie­spra­wie­dli­wych wład­ców. Z ko­lei wy­da­wa­ło się, że roz­wój eko­no­micz­ny nie leży w ich ge­stii, po­dob­nie jak opie­ka nad ubo­gi­mi, któ­rą skła­da­no na bar­ki lo­kal­nych spo­łecz­no­ści oraz mi­ło­sier­dzia Ko­ścio­ła, na­to­miast edu­ka­cja i opie­ka me­dycz­na były płat­ne. Ta­kie ogra­ni­czo­ne po­strze­ga­nie roli rzą­du w za­chod­niej Eu­ro­pie, a tak­że oso­bi­ste re­la­cje wła­dzy z pod­da­ny­mi spra­wia­ją, iż nie­któ­rzy ce­nie­ni hi­sto­ry­cy twier­dzą, że w dys­ku­sji o śre­dnio­wiecz­nych struk­tu­rach nie moż­na uży­wać po­ję­cia „pań­stwo”. Jak ja­sno wy­ni­ka z ko­lej­nych roz­dzia­łów, nie po­dzie­lam tego po­glą­du. Uwa­żam, że na po­cząt­ku śre­dnio­wie­cza wła­dza kró­lew­ska oraz co­raz bar­dziej skom­pli­ko­wa­ne sys­te­my ad­mi­ni­stra­cji w XIII wieku i ko­lej­nych moż­na po­strze­gać w ka­te­go­riach wła­dzy pań­stwo­wej. Dla­te­go też okre­śle­nie to bę­dzie uży­wa­ne prze­ze mnie na opi­sa­nie więk­szo­ści sys­te­mów po­li­tycz­nych śre­dnio­wiecz­nej Eu­ro­py, z wy­jąt­kiem bar­dzo pro­stych struk­tur wła­dzy ty­po­wych dla pół­noc­nej część kon­ty­nen­tu, któ­re omó­wię skró­to­wo.

Wróć­my do Hen­ry­ka II i Lu­dwi­ka VIII. W 1159 roku po­li­ty­ka opar­ta na wła­sno­ści ziem­skiej prze­ży­wa­ła peł­nię roz­wo­ju. Hen­ryk miał na­wet w pla­nach re­zy­gna­cję z ostat­nich ele­men­tów po­dat­ku ziem­skie­go w An­glii, w któ­rej kró­lo­wie, od­ręb­nie od ła­ciń­skiej czę­ści Eu­ro­py tego okre­su, od po­nad wieku zbie­ra­li da­ni­ny w pie­nią­dzu. Nie­wy­klu­czo­ne, że ce­lem Hen­ry­ka II było po pro­stu nie­do­pusz­cze­nie do po­wsta­nia opo­zy­cji, jed­nak cho­dzi­ło ra­czej o to, iż ewi­dent­nie uwa­żał, że ma dość za­so­bów, by oprzeć swo­ją wła­dzę na lo­jal­no­ści i wdzięcz­no­ści elit ary­sto­kra­tycz­nych, tak fran­cu­skich jak i an­giel­skich. (Lo­jal­ność wzmac­nia­no na wie­le spo­so­bów. Ary­sto­kra­ci uczest­ni­czy­li na przy­kład w zwy­cza­jo­wych ob­jaz­dach wraz z całą świ­tą w okre­sie przed Świę­ta­mi Wiel­ka­noc­ny­mi i Bo­że­go Na­ro­dze­nia, a tak­że w ca­łej kul­tu­rze ce­re­mo­nial­nej, któ­ra po­wsta­ła wo­kół nie­go i in­nych wład­ców, a któ­ra mia­ła swo­ją ety­kie­tę i swo­je dwor­skie roz­ryw­ki). I trze­ba przy­znać, że w du­żej mie­rze miał ra­cję. Jed­nak na­wet on nie mógł ry­zy­ko­wać i ude­rzyć w pod­sta­wo­wy ele­ment ca­łe­go sys­te­mu − nie mógł zła­mać przy­się­gi zło­żo­nej Lu­dwi­ko­wi, gdyż pod­wa­ży­ło­by to za­sa­dę, na któ­rej opie­ra­ła się tak­że jego wła­dza. Przy­kład ten do­bit­nie po­ka­zu­je, że po­li­ty­ka wa­sal­na nie mu­sia­ła pro­wa­dzić do cy­nicz­nych gier wa­sa­li, któ­rzy tyl­ko cze­ka­li na moż­li­wość wy­rwa­nia się spod skrzy­deł osła­bio­nych wład­ców. Li­czy­ły się zo­bo­wią­za­nia przy­ję­te wraz z nada­ną zie­mią oraz ho­nor, nie­ro­ze­rwal­nie zwią­za­ny z po­ję­ciem wier­no­ści. Z nie­sła­wy cięż­ko się było pod­nieść, to­też do kwe­stii lo­jal­no­ści pod­cho­dzo­no z wiel­ką ostroż­no­ścią, przez co więk­szość po­li­tycz­nych roz­gry­wek w śre­dnio­wie­czu spro­wa­dza­ła się do tego, na ile moż­na so­bie po­zwo­lić, żeby nie okryć się hań­bą; jesz­cze wró­cę do tego te­ma­tu. Co wię­cej, w XII wieku pra­wa wład­ców feu­dal­nych oraz obo­wiąz­ki wy­ni­ka­ją­ce z przy­rze­cze­nia lo­jal­no­ści ule­gły za­ostrze­niu, z cze­go za­rów­no Lu­dwik VIII, jak i Hen­ryk II do­sko­na­le zda­wa­li so­bie spra­wę, jako że obaj z tego fak­tu ko­rzy­sta­li przy in­nych spo­sob­no­ściach. Ow­szem, wład­cy cza­sem igra­li z ho­no­rem, ale Hen­ryk II był zbyt do­świad­czo­ny, by pod­jąć ta­kie ry­zy­ko. Re­la­cje wła­dza−pod­da­ni, w ra­mach któ­rych to­czy­ły się roz­gryw­ki we­wnętrz­ne, opie­ra­ły się na po­li­ty­ce ziem­skiej. Je­śli zro­zu­mie­my me­cha­nizm tego sys­te­mu, w znacz­nej mie­rze zro­zu­mie­my pra­wie całą prak­ty­kę po­li­tycz­ną śre­dnio­wiecz­nej Eu­ro­py; pra­wie, gdyż sys­tem ten nie obej­mo­wał naj­sil­niej­szych w tam­tym okre­sie or­ga­ni­zmów pań­stwo­wych: Bi­zan­cjum, im­pe­rium osmań­skie­go ani mu­zuł­mań­skiej Hisz­pa­nii.

* * *

Przejdź­my te­raz do kwe­stii go­spo­dar­czych. Jak już po­ka­za­łem, śre­dnio­wiecz­ne spo­łecz­no­ści opie­ra­ły swo­ją spój­ność i suk­ce­sy na kon­tro­li nad wła­sno­ścią ziem­ską. Po­wód jest pro­sty: pod­sta­wą dla wszyst­kich spo­łe­czeństw przed­in­du­strial­nych jest go­spo­dar­ka rol­na. W śre­dnio­wie­czu ani dłu­go póź­niej nie zna­no fa­bryk. Wpraw­dzie w X wieku w Egip­cie i w XIII wieku we Flan­drii oraz w pół­noc­nych Wło­szech licz­ni rze­mieśl­ni­cy i rę­ko­dziel­ni­cy pro­du­ko­wa­li na dużą ska­lę suk­no lub wy­ro­by z me­ta­lu, któ­re tra­fia­ły na ryn­ki w ca­łej Eu­ro­pie, ale dys­po­no­wa­li oni znacz­nie prost­szy­mi tech­no­lo­gia­mi niż te roz­wi­nię­te w póź­niej­szych epo­kach, a przede wszyst­kim sta­no­wi­li skrom­ny od­se­tek ca­łej po­pu­la­cji; po 1200 roku za­le­d­wie jed­na pią­ta lud­no­ści miesz­ka­ła w mia­stach, czę­sto bar­dzo ma­łych. (Trud­no po­dać do­kład­ną licz­bę, jako że nie dys­po­nu­je­my wia­ry­god­ny­mi da­ny­mi, ale po­da­ną pro­por­cję uwa­żam za naj­bliż­szą praw­dy; po wię­cej in­for­ma­cji od­sy­łam do rozdz. 7). Ist­nia­ło tak­że gór­nic­two, głów­nie że­la­za, a tak­że sre­bra, ale w tych tu za­trud­nie­nie zna­la­zła sto­sun­ko­wo mała licz­ba lu­dzi. Więk­szość − po­nad czte­ry pią­te po­pu­la­cji na po­cząt­ku śre­dnio­wie­cza i nie­wie­le mniej póź­niej − sta­no­wi­li chło­pi, czy­li lu­dzie, któ­rzy utrzy­my­wa­li się z roli. Chło­pi pro­wa­dzi­li osia­dły tryb ży­cia, upra­wia­li mniej wię­cej sta­łe skraw­ki zie­mi i żyli naj­czę­ściej w trwa­łych osa­dach (zwy­kle wio­skach, cza­sem roz­rzu­co­nych obej­ściach). To pło­dy rol­ne były głów­nym wy­two­rem pra­cy ludz­kiej w śre­dnio­wie­czu, to­też wła­dza uwa­ża­ła za naj­waż­niej­sze spra­wo­wa­nie kon­tro­li nad go­spo­dar­ką zie­mią i rol­nic­twem.

Kto kon­tro­lo­wał wła­sność ziem­ską i go­spo­dar­kę rol­ną? W nie­któ­rych przy­pad­kach byli to sami chło­pi − tam, gdzie po­sia­da­li zie­mię na wła­sność, przede wszyst­kim na pół­no­cy i wscho­dzie Eu­ro­py, szcze­gól­nie w pierw­szej po­ło­wie śre­dnio­wie­cza; na po­łu­dniu, w Hisz­pa­nii, Wło­szech i Bi­zan­cjum, część zie­mi tak­że na­le­ża­ła do chło­pów. Tam gdzie obo­wią­zy­wa­ły po­dat­ki, na przy­kład w Bi­zan­cjum i pań­stwach arab­skich, a pod ko­niec śre­dnio­wie­cza tak­że w wie­lu za­chod­nich kró­le­stwach i mia­stach-pań­stwach (a tak­że tam, gdzie sys­tem fi­skal­ny był sła­bo zor­ga­ni­zo­wa­ny, a mimo to wład­cy ścią­ga­li da­ni­ny od wol­nych chło­pów, jak mia­ło to miej­sce w przy­pad­ku wcze­snych ksią­żąt znacz­nej czę­ści wschod­niej Eu­ro­py) − wład­cy spra­wo­wa­li czę­ścio­wą kon­tro­lę nad go­spo­dar­ką zie­mią i za­bie­ra­li część plo­nów, na­wet je­śli nie byli wła­ści­cie­la­mi te­re­nów. Jed­nak w znacz­nej czę­ści Eu­ro­py od daw­na zie­mia nie na­le­ża­ła do chło­pów, lecz do wła­ści­cie­li ziem­skich, któ­rzy żyli z czyn­szu pła­co­ne­go im przez chło­pów użyt­ku­ją­cych grunt. (Przed 1200 ro­kiem pra­ca na­jem­na − w za­mian za wy­na­gro­dze­nie − była w rol­nic­twie ogrom­ną rzad­ko­ścią). Wła­ści­cie­le ziem­scy, bę­dą­cy w isto­cie wład­ca­mi feu­dal­ny­mi oto­czo­ny­mi od­da­ny­mi ry­ce­rza­mi, two­rzy­li ary­sto­kra­tycz­ne eli­ty Eu­ro­py, któ­rych lo­jal­ność (lub jej brak) przed chwi­lą omó­wi­li­śmy. Ca­ło­ści do­peł­nia­ła wła­sność Ko­ścio­ła − sza­co­wa­na na nie­mal jed­ną trze­cią łącz­nej po­wierzch­ni zie­mi. Kró­lo­wie tak­że mie­li pra­wo do wła­sno­ści ziem­skiej. Ich ma­ją­tek − je­śli nie zbie­ra­li po­dat­ków − po­cho­dził w prze­wa­ża­ją­cej mie­rze z ob­sza­rów, któ­re kon­tro­lo­wa­li bez­po­śred­nio. Za­moż­ność feu­da­łów − kró­lew­skich, ko­ściel­nych czy świec­kich − za­le­ża­ła wprost od efek­tyw­no­ści chło­pów. Wy­mu­sza­no ją naj­czę­ściej siłą bądź groź­bą uży­cia siły.

Nie ozna­cza­ło to oczy­wi­ście, że każ­dy bu­szel zbo­ża wy­dzie­ra­no chło­pu prze­mo­cą.

Pa­no­wie nie mie­li wy­star­cza­ją­cej siły, by prze­ciw­sta­wić się znacz­nie li­czeb­niej­sze­mu chłop­stwu. Za­zwy­czaj obie stro­ny uzgad­nia­ły wy­so­kość czyn­szu, a wład­cy czę­sto ak­cep­to­wa­li fakt, iż ta­kie umo­wy sta­wa­ły się z cza­sem zwy­cza­jem, przez co trud­no było je zmie­nić. Jed­nak eg­ze­kwo­wa­nie ren­ty feu­dal­nej za­wsze wią­za­ło się z po­ten­cjal­ną groź­bą uży­cia siły przez stro­ny zbroj­nych na usłu­gach pana. Sam mo­ment po­bo­ru da­nin czę­sto nad­zo­ro­wa­ły uzbro­jo­ne stra­że (czę­ściej w przy­pad­ku po­bo­ru po­dat­ków w go­tów­ce, na któ­rą to for­mę było mniej­sze przy­zwo­le­nie ze stro­ny lud­no­ści). Chło­pi, któ­rzy po­tra­fi­li się zbun­to­wać, gdy na­kła­da­no na nich więk­sze niż usta­lo­ne ob­cią­że­nia, z całą pew­no­ścią mu­sie­li się li­czyć z ostrą re­ak­cją ze stro­ny pa­nów. Z do­ku­men­tów wy­ni­ka, iż pa­no­wie nie­rzad­ko po­stę­po­wa­li okrut­nie, by zdy­scy­pli­no­wać nie­po­kor­nych pod­da­nych. Karą za od­mo­wę uisz­cze­nia świad­czeń mo­gło być znisz­cze­nie i ode­bra­nie dóbr, po­bi­cie, od­cię­cie koń­czyn, tor­tu­ry; o tych ostat­nich pi­sze się w źró­dłach ze wstrę­tem i od­ra­zą, na­to­miast opi­sy bi­cia i oka­le­czeń są bar­dziej rze­czo­we. Au­to­ra­mi tych re­la­cji byli głów­nie du­chow­ni, któ­rzy nie po­chwa­la­li bru­tal­no­ści ary­sto­kra­cji, ale jesz­cze mniej zro­zu­mie­nia mie­li dla bun­tu­ją­cych się chło­pów. Oczy­wi­ście mó­wi­my o przy­pad­kach skraj­nych. Naj­czę­ściej po­bór da­nin prze­bie­gał spo­koj­nie, ale chło­pi zda­wa­li so­bie spra­wę, co może ich spo­tkać, gdy­by chcie­li opo­no­wać. In­ny­mi sło­wy, prze­moc sta­no­wi­ła sta­ły ele­ment ży­cia śre­dnio­wiecz­nej spo­łecz­no­ści agrar­nej. Zda­rza­ło się, że chło­pi sprze­ci­wia­li się wła­dzy, a cza­sem na­wet od­no­si­li suk­ce­sy, na ogół jed­nak po­zo­sta­wa­li lo­jal­ny­mi pod­da­ny­mi swo­ich pa­nów.

Nie­któ­rzy chło­pi byli z punk­tu wi­dze­nia pra­wa ludź­mi wol­ny­mi, inni nie. Przy czym, po­ję­cie wol­no­ści − czy to pod wzglę­dem praw­nym, czy w prak­ty­ce (zwy­kle to nie było to samo) − róż­ni­ło się w za­leż­no­ści od spo­łe­czeń­stwa. Na ogół wol­ność ozna­cza­ła peł­ne uczest­nic­two w ży­ciu pu­blicz­nym, na przy­kład w zgro­ma­dze­niach, sta­no­wią­cych istot­ny ele­ment sys­te­mu po­li­tycz­ne­go wcze­sne­go śre­dnio­wie­cza, a tak­że do­stęp do są­dów. Wol­ni chło­pi czę­sto też pła­ci­li niż­sze czyn­sze. Obok chło­pów wol­nych była też bar­dzo zróż­ni­co­wa­na gru­pa chło­pów na­zy­wa­nych se­rvi lub z ła­ci­ny man­ci­pia. W sta­ro­żyt­no­ści sło­wo se­rvus ozna­cza­ło po pro­stu nie­wol­ni­ka, w śre­dnio­wie­czu − służ­bę do­mo­wą lub chło­pa przy­wią­za­ne­go do zie­mi. Tacy lu­dzie nie mie­li żad­nych praw (z de­fi­ni­cji tyl­ko lu­dzie wol­ni pod­le­ga­li pra­wu) i mu­sie­li nie tyl­ko pła­cić wyż­sze da­ni­ny, ale tak­że wy­ko­ny­wać bez­płat­nie uwa­ża­ne za po­ni­ża­ją­ce usłu­gi na rzecz pana. Z dru­giej jed­nak stro­ny mie­li po­dob­ny ty­tuł do zie­mi, co chło­pi wol­ni, więc wy­raz „nie­wol­nik” nie jest wła­ści­wym okre­śle­niem − stąd będę sto­so­wał okre­śle­nie „czło­wiek nie­wol­ny”. Szcze­gól­nie na po­cząt­ku śre­dnio­wie­cza sys­tem hie­rar­chii wol­nych i nie­wol­nych chło­pów był dość skom­pli­ko­wa­ny. W mia­rę upły­wu cza­su na więk­szo­ści ob­sza­rów Eu­ro­py róż­ni­ce mię­dzy chło­pa­mi wol­ny­mi i nie­wol­ny­mi za­czę­ły się za­cie­rać, a wspól­na rze­czy­wi­stość eko­no­micz­na − pod­dań­stwo wła­ści­cie­lo­wi zie­mi − sta­wa­ła się waż­niej­sza niż po­dzia­ły praw­ne; wol­ni i nie­wol­ni chło­pi za­czę­li wcho­dzić ze sobą w związ­ki, co przez dłu­gi czas było su­ro­wo za­ka­za­ne. W mia­rę jak wła­ści­cie­le ziem­scy zwięk­sza­li pre­sję tak­że na wol­nych chło­pów, po 1000 roku obie gru­py zna­la­zły się prak­tycz­nie w tej sa­mej sy­tu­acji praw­nej, któ­rą czę­sto okre­śla się mia­nem ren­ty feu­dal­nej lub pańsz­czy­zny. Bun­ty chłop­stwa na po­cząt­ku śre­dnio­wie­cza czę­sto wy­bu­cha­ły wła­śnie z po­wo­du prób zrów­na­nia ich sta­tu­su ze sta­tu­sem chło­pów nie­wol­nych; w wie­kach XI i XII opór w więk­szym stop­niu kon­cen­tro­wał się na prak­tycz­nych kwe­stiach pod­dań­stwa (patrz da­lej i rozdz. 7), a po­dział mię­dzy wol­ny­mi i nie­wol­ny­mi tra­cił na zna­cze­niu. Jed­nak po 1200 roku na­dal ist­niał, na przy­kład w An­glii i Ka­ta­lo­nii, gdzie nie wszy­scy wol­ni chło­pi byli chło­pa­mi feu­dal­ny­mi, a w XV wieku ko­niec pańsz­czy­zny dla chło­pów nie­wol­nych ozna­czał istot­ną zmia­nę.

Re­la­cja chłop−wła­ści­ciel zie­mi leży u pod­staw nie tyl­ko ca­łej hi­sto­rii śre­dnio­wiecz­nej go­spo­dar­ki, ale tak­że dzie­jów spo­łecz­no-po­li­tycz­nych. To na niej opie­rał się bo­wiem ostry po­dział na war­stwy spo­łecz­ne (patrz rozdz. 10) oraz cały oma­wia­ny tu sys­te­mu po­li­tycz­ny opar­ty na wła­sno­ści ziem­skiej. W po­zo­sta­łej czę­ści tej książ­ki zo­ba­czy­my: jak zmie­nia­ła się dy­na­mi­ka tych pro­ce­sów w róż­nych okre­sach i oko­licz­no­ściach, dla­cze­go na pół­no­cy Eu­ro­py w dru­giej po­ło­wie śre­dnio­wie­cza za­czę­ła się zmniej­szać licz­ba wol­nych chło­pów (rozdz. 5), a tak­że jak zmie­nia­ła się na­tu­ra wła­dzy w za­chod­niej Eu­ro­pie w XI wieku w wy­ni­ku na­kła­da­nia na chło­pów co­raz wyż­szych da­nin (rozdz. 6), jak roz­wój go­spo­dar­ki w okre­sie peł­ne­go śre­dnio­wie­cza wpły­nął na do­bro­byt chło­pów i ich pa­nów, jak te dwie gru­py kształ­to­wa­ły wza­jem­ne re­la­cje (rozdz. 7), jak wy­glą­dał opór chło­pów wo­bec wła­ści­cie­li ziem­skich i pań­stwa pod ko­niec śre­dnio­wie­cza (rozdz. 12). Nie wol­no za­po­mi­nać, że bo­gac­twa moż­no­wład­ców i wła­dza po­li­tycz­na opie­ra­ły się na wy­zy­sku chłop­skiej więk­szo­ści. Cała dy­na­mi­ka go­spo­dar­cza śre­dnio­wiecz­nych sys­te­mów spo­łecz­nych, włącz­nie z każ­dą zmia­ną, któ­rą skłon­ni je­ste­śmy na­zy­wać roz­wo­jem eko­no­micz­nym − jak choć­by roz­wój rze­mio­sła, miast i szla­ków han­dlo­wych spo­wo­do­wa­ny głów­nie zwięk­szo­nym po­py­tem ze stro­ny ary­sto­kra­cji − przez cały czas opie­ra­ła się na nie­rów­nej re­la­cji chłop−wła­ści­ciel zie­mi oraz na nad­wyż­kach, któ­re ci pierw­si byli w sta­nie wy­pra­co­wać dla tych dru­gich. Ta książ­ka nie jest o chło­pach, ale pro­ce­sy i wy­da­rze­nia, któ­re w niej opi­su­ję, były moż­li­we dzię­ki bo­gac­twom po­cho­dzą­cym z nad­wy­żek żyw­no­ści, któ­re chło­pi prze­ka­zy­wa­li pa­nom − bar­dziej lub mniej chęt­nie − w po­sta­ci da­nin w róż­nej for­mie. Błę­dem by­ło­by o tym za­po­mi­nać.

* * *

Je­śli cho­dzi o zja­wi­ska kul­tu­ro­we, trud­niej o uogól­nie­nia i wy­bór tych naj­waż­niej­szych. Chcę wy­róż­nić tyl­ko trzy aspek­ty kul­tu­ry śre­dnio­wie­cza, któ­re mia­ły szer­szy za­sięg. Cho­dzi o sto­su­nek do ho­no­ru, płci i re­li­gii. Do wszyst­kich tych kwe­stii będę wra­cał wie­lo­krot­nie, uwa­żam jed­nak, że wy­ma­ga­ją też pew­ne­go wpro­wa­dze­nia. Jak już wi­dzie­li­śmy, siła re­la­cji po­li­tycz­nych w okre­sie peł­ne­go śre­dnio­wie­cza − ale tak­że znacz­nie wcze­śniej i dłu­go póź­niej − opar­ta była na ho­no­rze. Trud­no jest prze­ce­nić zna­cze­nie wagi ho­no­ru przez cały okres śre­dnio­wie­cza we wszyst­kich war­stwach spo­łecz­nych i w każ­dym re­gio­nie Eu­ro­py. Do­ty­czy­ło to rów­nież chłop­stwa, na­wet je­śli war­stwy wyż­sze czę­sto uwa­ża­ły, że chło­pi ho­no­ru nie mają; a tak­że ko­biet, mimo że są­dzo­no, iż ho­nor ko­bie­ty jest rów­no­znacz­ny z ho­no­rem mę­skich człon­ków jej ro­dzi­ny. Oskar­że­nia o nie­lo­jal­ność, tchó­rzo­stwo, kra­dzież, zdra­dze­nie męża (w przy­pad­ku ko­biet) lub by­cie zdra­dzo­nym przez żonę (w przy­pad­ku męż­czyzn) − uwa­ża­no za ujmę na ho­no­rze. Zło­dziej ry­zy­ko­wał ży­cie (kra­dzież jako czyn pod­stęp­ny była po­strze­ga­na w znacz­nej czę­ści Eu­ro­py jak prze­stęp­stwo gor­sze niż jaw­ne za­bój­stwo), ale wy­star­czy­ło po­peł­nić czyn nie­ho­no­ro­wy, by stra­cić do­bre imię i na­ra­zić się na in­fa­mię. Czło­wiek ska­za­ny na wy­klę­cie nie mógł na przy­kład skła­dać ze­znań w są­dzie albo nie wol­no mu było przy­się­gać na wier­ność, co było po­waż­ną karą, jako że taka przy­się­ga sta­no­wi­ła pod­sta­wę nie tyl­ko ży­cia po­li­tycz­ne­go, ale też pro­ce­sów są­do­wych, tak więc czło­wiek po­zba­wio­ny czci po­zo­sta­wał pod wie­lo­ma wzglę­da­mi bez pra­wa do obro­ny.

Męż­czyź­ni bro­ni­li ho­no­ru w spo­sób po­śred­ni: ry­tu­al­nie przy­się­ga­jąc, lub bez­po­śred­ni: wal­cząc zbroj­nie z oskar­ża­ją­cy­mi. Ak­cep­to­wa­no prze­moc jako dro­gę do­cho­dze­nia swo­ich ra­cji i wy­ko­rzy­sty­wa­no w po­stę­po­wa­niach są­do­wych: atak na wła­sność in­nej oso­by był spo­so­bem oka­za­nia po­wa­gi za­mia­rów, a to uła­twia­ło na­kło­nie­nie dru­giej stro­ny do po­ja­wie­nia się w są­dzie. Na­to­miast je­śli ktoś nie obro­nił swo­jej włas­no­ści przed ata­kiem, mógł zo­stać uzna­ny za stro­nę, któ­ra ma mniej­sze pra­wo do tej wła­sno­ści. Chło­pi no­si­li przy so­bie noże i czę­sto po nie się­ga­li; w An­glii w oma­wia­nym okre­sie licz­ba za­bójstw na wsi do­rów­ny­wa­ła licz­bie za­bójstw w naj­nie­bez­piecz­niej­szych mia­stach w Sta­nach Zjed­no­czo­nych w XX wie­ku. W okre­sie peł­ne­go i póź­ne­go śred­nio­wie­cza oskar­ża­ny o nie­ho­no­ro­we za­cho­wa­nia ary­sto­kra­ta zwy­cza­jo­wo na­jeż­dżał zbroj­nie zie­mie i zam­ki oskar­ża­ją­cych (po­je­dyn­ki aż do koń­ca śre­dnio­wie­cza nie były jesz­cze po­pu­lar­ne). Za­bój­stwo w ze­mście uwa­ża­no za czyn ho­no­ro­wy. Błę­dem by­ło­by jed­nak za­ło­że­nie, że śre­dnio­wie­cze to epo­ka kłót­ni, prze­mo­cy i prze­stępstw. Poza nie­licz­ny­mi wy­jąt­ka­mi (na Is­lan­dii lub w póź­no­śre­dnio­wiecz­nych wło­skich mia­stach) po­waż­ne spo­ry roz­wią­zy­wa­no naj­czę­ściej me­to­dą kom­pro­mi­su lub są­dow­nie. Cza­sem ucie­ka­no się do pró­by za­dość­uczy­nie­nia w go­tów­ce lub da­rach, przy czym ta for­ma roz­wią­zy­wa­nia kon­flik­tów mo­gła zo­stać uzna­na za nie­zgod­ną z za­sa­da­mi ho­no­ru. Na­le­ża­ło za­cho­wać ogrom­ną ostroż­ność i roz­wa­gę za­rów­no wsz­czy­na­jąc, jak i koń­cząc spór, aby nie spla­mić przy oka­zji ho­no­ru. Ro­zu­mie­li to na­wet du­chow­ni, z ra­cji ka­płań­skiej po­słu­gi trak­to­wa­ni czę­sto jak śre­dnio­wiecz­ni me­dia­to­rzy. Zna­my wie­le przy­kła­dów ta­kie­go dzia­ła­nia. Bi­skup Grze­gorz z To­urs (zm. 594) opi­sał w swo­ich Hi­sto­riach, któ­re są szcze­gó­ło­wym świa­dec­twem jego cza­sów, kon­flikt dwóch moż­no­wład­ców, Chram­ne­sin­da i Si­cha­ra. Chram­ne­sind zgo­dził się przy­jąć pie­nią­dze za śmierć swo­ich krew­nych z rąk za­bój­cy, któ­rym był Si­char. Kil­ka lat póź­niej obaj ary­sto­kra­ci spo­tka­li się na wspól­nej za­ba­wie, pod­czas któ­rej pi­ja­ny Si­char po­wie­dział, iż Chram­ne­sind do­brze wy­szedł na ich daw­nym ukła­dzie. I wte­dy − jak re­la­cjo­nu­je Grze­gorz − Chram­ne­sind uświa­do­mił so­bie, że fak­tycz­nie – sko­ro nie po­mścił za­bi­tych krew­nych, to nie po­wi­nien się na­zy­wać męż­czy­zną, ale sła­bą ko­bie­tą, i za­bił Si­cha­ra na miej­scu. Grze­gorz z To­urs ewi­dent­nie uwa­żał ta­kie za­cho­wa­nie za słusz­ne, choć to on sam po­śred­ni­czył wcze­śniej w ne­go­cja­cjach obu zwa­śnio­nych stron i to on po­mógł usta­lić for­mę i wy­so­kość re­kom­pen­sa­ty. Si­char, su­ge­ru­jąc, iż Chram­ne­sind zy­skał coś w tchórz­li­wy spo­sób na śmier­ci swo­ich krew­nych, ob­ra­ził ary­sto­kra­tę i to wy­star­czy­ło, by ten się­gnął po broń. W wie­lu spo­łe­czeń­stwach śre­dnio­wiecz­nych jego za­cho­wa­nie uzna­no by za w peł­ni uspra­wie­dli­wio­ne, na przy­kład sław­ny za­targ mię­dzy ro­dzi­ną Bu­on­del­mon­tich i Ar­ri­ghich w trzy­na­sto­wiecz­nej Flo­ren­cji po­noć za­czął się bar­dzo po­dob­nie.

Po­wtórz­my raz jesz­cze: sys­te­my war­to­ści śre­dnio­wiecz­nych spo­łe­czeństw nie mia­ły cha­rak­te­ru uni­wer­sal­ne­go. A nie­ste­ty, wła­śnie taki ob­raz wy­ła­nia się z wie­lu ksią­żek, któ­rych au­to­rzy zda­ją się do­wo­dzić, iż lu­dzie ży­ją­cy w tam­tej epo­ce my­śle­li „ra­cjo­nal­nie” na prze­róż­ne te­ma­ty spo­łecz­ne i re­li­gij­ne. Ja ab­so­lut­nie nie po­dzie­lam tego zda­nia. Rów­nież ho­nor miał swo­je od­cie­nie i od­mia­ny. Na przy­kład po­sia­da­nie przez męż­czy­znę nie­ślub­ne­go po­tom­stwa (na­wet je­śli w nie­któ­rych re­gio­nach Eu­ro­py sta­wa­ło się to po­waż­nym utrud­nie­niem praw­nym dla sa­mych dzie­ci) nie uwa­ża­no za ujmę na ho­no­rze, z ko­lei pod ko­niec śre­dnio­wie­cza w Ir­lan­dii nie­ho­no­ro­we było od­pra­wie­nie swo­je­go nie­ślub­ne­go dziec­ka, któ­re sta­nę­ło na pro­gu domu ojca z proś­bą o uzna­nie go za syna lub cór­kę − w ten spo­sób ir­landz­cy pa­no­wie do­ra­bia­li się cza­sem licz­ne­go po­tom­stwa, na­wet je­śli proś­ba o uzna­nie oj­co­stwa nie zo­sta­ła po­par­ta so­lid­ny­mi fak­ta­mi. Moż­na jed­nak przy­jąć, że przy­naj­mniej czyn­na obro­na ho­no­ru była zja­wi­skiem po­wszech­nym. Śre­dnio­wie­cze to świat kul­tu­ry ma­cho − cze­go do­wo­dzą choć­by prze­my­śle­nia Chram­ne­sin­da: cho­dzi­ło o to, by oka­zał się męż­czy­zną, nie ko­bie­tą. Kult mę­sko­ści obo­wią­zy­wał zwłasz­cza, gdy męż­czyź­ni się upi­ja­li − a ro­bi­li to bar­dzo czę­sto. Nad­uży­wa­nie al­ko­ho­lu pro­wa­dzi­ło do prze­mo­cy, któ­ra z ko­lei skut­ko­wa­ła skłon­no­ścią do wcho­dze­nia w kon­flik­ty. (Bio­graf Ka­ro­la Wiel­kie­go, Ein­hard, twier­dził, iż jego wład­ca nie lu­bił się­gać po al­ko­hol. Nie wia­do­mo, ile było praw­dy w tym stwier­dze­niu, ale na pew­no cho­dzi­ło o to, by pod­kre­ślić wy­jąt­ko­wość kró­la). Z dru­giej stro­ny wspól­ne pi­cie trun­ków słu­ży­ło na­wią­zy­wa­niu zna­jo­mo­ści i bu­do­wa­niu re­la­cji opar­tych na lo­jal­no­ści. Je­śli dwóch męż­czyzn piło ze sobą, za­czy­na­li mieć wo­bec sie­bie pew­ne zo­bo­wią­za­nia (do­ty­czy­ło to tak­że wspól­ne­go spo­ży­wa­nia po­sił­ków). Je­śli więc ktoś pił na dwo­rze wład­cy, miał obo­wią­zek słu­żyć mu orę­żem, a uni­ka­nie ta­kiej przy­słu­gi ozna­cza­ło utra­tę ho­no­ru. Z li­te­ra­tu­ry śre­dnio­wiecz­nej wie­my, że zda­rza­ło się, iż za­pra­sza­no wro­gów na ucztę, rze­ko­mo po to, by za­wrzeć po­kój, a fak­tycz­nie po to, by we wła­ści­wym mo­men­cie po­zbyć się upo­jo­nych al­ko­ho­lem ry­wa­li. Stra­te­gia wy­da­je się sku­tecz­na, gdyż przy je­dze­niu i pi­ciu lu­dzie tra­cą czuj­ność, był to jed­nak czyn bar­dzo nie­ho­no­ro­wy. W śre­dnio­wie­czu wspól­ne pi­cie uwa­ża­no za czyn­ność bar­dzo mę­ską, sza­nu­ją­ce się ko­bie­ty nie uczest­ni­czy­ły w ta­kich za­ba­wach; z wy­jąt­kiem żony wład­cy, któ­ra jako pani domu mia­ła szcze­gól­ne obo­wiąz­ki.

Be­ne­dyk­tyń­skie opac­two św. Mi­cha­ła Ar­cha­nio­ła na wy­spie Mont-Sa­int-Mi­chel w Nor­man­dii zo­sta­ło ufun­do­wa­ne w 966 roku na te­re­nie ist­nie­ją­ce­go od 709 roku sank­tu­arium św. Mi­cha­ła Ar­cha­nio­ła. U stóp opac­twa wy­ro­sło mia­stecz­ko ob­słu­gu­ją­ce licz­nych piel­grzy­mów. Klasz­tor dzia­łał do re­wo­lu­cji fran­cu­skiej w 1791 roku.

Wy­da­je się, że w spo­łecz­no­ściach zdo­mi­no­wa­nych przez męż­czyzn nie­wie­le jest miej­sca dla ko­biet. Rze­czy­wi­ście, role spo­łecz­ne ści­śle roz­dzie­la­no we­dług płci, na przy­kład tyl­ko męż­czy­znom wol­no było orać pola, na­to­miast tyl­ko ko­bie­ty mo­gły się zaj­mo­wać tkac­twem i szy­ciem odzie­ży (taki po­dział obo­wiąz­ków był bar­dzo roz­po­wszech­nio­ny za­rów­no w cza­sie, jak i w prze­strze­ni, obo­wią­zy­wał na­wet w od­le­głych Chi­nach). W więk­szo­ści spo­łe­czeństw śre­dnio­wiecz­nych ko­bie­ty nie mo­gły li­czyć na ja­ką­kol­wiek po­błaż­li­wość w spra­wach cia­ła, od­wrot­nie niż he­te­ro­sek­su­al­ni męż­czyź­ni. Po­dob­nie za­mknię­ty był dla nich świat orę­ża − w ich imie­niu wal­czy­li męż­czyź­ni. Ko­bie­ty cza­sem nie mia­ły oso­bo­wo­ści praw­nej; na przy­kład na po­cząt­ku śre­dnio­wie­cza we Wło­szech i w Ir­lan­dii nie mia­ły żad­nych praw oso­bi­stych, przez całe ży­cie re­pre­zen­to­wa­li je męż­czyź­ni, trud­no też było im odzie­dzi­czyć zie­mię. Tego typu ogra­ni­cze­nia nie sta­ły się na szczę­ście nor­mą, w wie­lu spo­łecz­no­ściach śre­dnio­wiecz­nych ko­bie­ty mo­gły bez prze­szkód dzie­dzi­czyć na rów­nych pra­wach z męż­czy­zna­mi, uczest­ni­czyć w spra­wach są­do­wych lub na­wet (rza­dziej) w zgro­ma­dze­niach pu­blicz­nych. Zna­my tak­że ko­bie­ty spra­wu­ją­ce wła­dzę po­li­tycz­ną − cza­sem w imie­niu swo­ich dzie­ci po śmier­ci mę­żów lub (rza­dziej i ra­czej pod ko­niec śre­dnio­wie­cza) jako pra­wo­wi­te na­stęp­czy­nie na tro­nie w przy­pad­ku bra­ku mę­skie­go ro­dzeń­stwa. Nie­któ­re wład­czy­nie, choć­by Mał­go­rza­ta Duń­ska czy Iza­be­la I Ka­sty­lij­ska w XV wieku, oka­za­ły się na­praw­dę bar­dzo sku­tecz­ne i od­nio­sły suk­ces. W roz­dzia­łach po­świę­co­nych po­cząt­kom śre­dnio­wie­cza znaj­dzie­my przy­kła­dy po­tęż­nych kró­lo­wych ma­tek.

Do za­gad­nie­nia po­dzia­łu ról we­dług płci po­wró­cę w roz­dzia­le 10 − gdy bę­dzie­my mo­gli po­wie­dzieć coś wię­cej o ko­bie­tach in­nych niż kró­lo­we i ary­sto­krat­ki. W tym miej­scu wspo­mnę je­dy­nie, że moim zda­niem głów­na róż­ni­ca mię­dzy po­cząt­ko­wym a póź­niej­szym okre­sem śre­dnio­wie­cza, przy­naj­mniej w znacz­nej czę­ści Eu­ro­py, po­le­ga wła­śnie na zróż­ni­co­wa­niu po­staw ko­bie­cych, co wy­ni­ka­ło z pro­ce­su po­wol­ne­go kom­pli­ko­wa­nia się sto­sun­ków spo­łecz­nych. Ogra­ni­cze­nia praw­ne, dość ostre w pierw­szych wie­kach śre­dnio­wie­cza, z cza­sem ule­gły zła­go­dze­niu, mimo że prze­pi­sy o dzie­dzi­cze­niu wciąż dys­kry­mi­no­wa­ły ko­bie­ty (pod nie­któ­ry­mi wzglę­da­mi ich sy­tu­acja ule­gła wręcz po­gor­sze­niu). Męż­czyź­ni też mie­li ści­śle przy­pi­sa­ne role spo­łecz­ne − nie­rzad­ko sprzecz­ne z ich in­dy­wi­du­al­nym cha­rak­te­rem. Ci z na­tu­ry de­li­kat­ni, brzy­dzą­cy się prze­mo­cą i uni­ka­ją­cy orę­ża − nie cie­szy­li się es­ty­mą. Wyj­ściem dla nich była uciecz­ka w ka­płań­stwo, któ­re do pew­ne­go stop­nia uwal­nia­ło ich od ko­niecz­no­ści wal­ki i de­mon­stro­wa­nia siły fi­zycz­nej. (Na­le­ży do­dać, że pod­czas kon­flik­tów zbroj­nych wie­lu du­chow­nych z en­tu­zja­zmem się­ga­ło po broń, a na tych, któ­rzy sta­now­czo od­ma­wia­li wal­ki lub żyli w ce­li­ba­cie pa­trzo­no cza­sem z po­gar­dą − ze wzglę­du na wąt­pli­wo­ści do­ty­czą­ce ich mę­sko­ści). Jak wi­dzie­li­śmy przy oka­zji roz­wa­żań na te­mat ho­no­ru, męż­czyzn czę­sto obo­wią­zy­wa­ły rów­nie re­stryk­cyj­ne (choć inne) za­sa­dy, co ko­bie­ty. Przy czym role ko­biet były ści­ślej okre­ślo­ne i ogra­ni­czo­ne. W śre­dnio­wie­czu (i nie tyl­ko) nor­mą sta­ła się mę­skość.

Je­śli cho­dzi o re­li­gię − moż­na by uznać za ba­nał stwier­dze­nie, że lu­dzie śre­dnio­wie­cza byli głę­bo­ko re­li­gij­ni. To jed­nak praw­da, bez wzglę­du na to, czy mó­wi­my o ży­dach, mu­zuł­ma­nach, czy też chrze­ści­ja­nach, któ­rzy pod ko­niec śre­dnio­wie­cza sta­no­wi­li w Eu­ro­pie prze­wa­ża­ją­cą więk­szość. (Je­śli ist­nie­li ate­iści, to nie gło­si­li otwar­cie swo­ich po­glą­dów). Głę­bo­ka wia­ra lu­dzi ży­ją­cych w śre­dnio­wie­czu czę­sto łą­czo­na jest z „wła­dzą Ko­ścio­ła” oraz du­chow­ny­mi ka­zno­dzie­ja­mi, któ­rzy stra­szy­li wier­nych pie­kłem i wiecz­nym po­tę­pie­niem. Tego typu prze­kaz po­ja­wił się jed­nak znacz­nie póź­niej i był wy­ni­kiem swo­istej kon­ku­ren­cji mię­dzy pro­te­stan­ta­mi i ka­to­li­ka­mi. W rze­czy­wi­sto­ści du­chow­ni śre­dnio­wie­cza re­ali­stycz­nie pod­cho­dzi­li do moż­li­wo­ści per­cep­cji swo­ich wier­nych. Ozna­cza to, że ka­za­nia, je­śli już je wy­gła­sza­no – bo tra­dy­cja ka­zań zy­ska­ła na po­pu­lar­no­ści do­pie­ro od XII wieku − do­sto­so­wy­wa­no do od­bior­cy. Fak­tem jest tak­że, że choć księ­ża nie­ustan­nie na­rze­ka­li na to, iż wier­ni tyl­ko w nie­wiel­kim stop­niu po­słusz­ni byli ich na­ukom (do­ty­czy to ab­so­lut­nie ca­łej epo­ki), pod­sta­wo­we za­ło­że­nia wia­ry ak­cep­to­wa­no w peł­ni i po­wszech­nie. Wpraw­dzie cza­sem wier­ni ina­czej ro­zu­mie­li te za­sa­dy niż ich du­cho­wi prze­wod­ni­cy. A ka­pła­ni re­ago­wa­li na to w róż­ny spo­sób, za­leż­nie od okre­su. Na po­cząt­ku śre­dnio­wie­cza kry­ty­ko­wa­li wszel­kie po­zo­sta­ło­ści po­gań­stwa, szcze­gól­nie te nie­zgod­ne z na­uką chrze­ści­jań­ską. W póź­niej­szych wie­kach skar­ży­li się czę­ściej na stan­dar­do­we for­my „nie­mo­ral­ne­go” za­cho­wa­nia, a po 1000 roku – na he­re­zję, czy­li teo­lo­gicz­ne prze­ko­na­nia, któ­re Ko­ścio­ły ła­ciń­ski lub grec­ki uwa­ża­ły za sprzecz­ne z do­gma­ta­mi wia­ry, zwłasz­cza je­śli skie­ro­wa­ne były prze­ciw­ko hie­rar­chii ko­ściel­nej. Trze­ba do­dać, iż cza­sem świec­cy wier­ni wy­ka­zy­wa­li się więk­szą su­ro­wo­ścią w prak­ty­ce re­li­gij­nej i ży­ciu niż du­chow­ni mo­ra­li­za­to­rzy. Cały ruch mo­na­stycz­ny, a póź­niej roz­wój ży­cia za­kon­ne­go moż­li­we były dzię­ki wier­nym świec­kim (wy­świę­ce­ni du­chow­ni sta­no­wi­li za­zwy­czaj mniej­szość w klasz­to­rach, a po­nie­waż ko­bie­tom nie udzie­la­no sa­kra­men­tu ka­płań­stwa, w za­ko­nach żeń­skich próż­no by szu­kać osób du­chow­nych). W klasz­to­rach męż­czyź­ni i ko­bie­ty wy­bie­ra­li czę­sto naj­bar­dziej eks­tre­mal­ną wer­sję prak­tyk re­li­gij­nych, choć wy­ni­ka­ło to cza­sem z chę­ci oka­za­nia po­słu­szeń­stwa opa­to­wi lub prze­ory­szy, a za ich po­śred­nic­twem wyż­szym hie­rar­chom ko­ściel­nym. Co istot­ne, nie obej­mo­wa­ło to, a przy­naj­mniej nie mia­ło w za­ło­że­niu obej­mo­wać, żad­nych in­dy­wi­du­al­nych prak­tyk re­li­gij­nych. W roz­dzia­łach 8, 10 i 12 prze­ko­na­my się, co się dzia­ło, gdy oso­by świec­kie za­czy­na­ły po swo­je­mu in­ter­pre­to­wać wia­rę, szcze­gól­nie po mniej wię­cej 1150 roku. Bez wzglę­du na to, czy za­sa­dy wia­ry były po­wszech­nie zna­ne i czy prze­strze­ga­no za­le­ceń du­cho­wień­stwa, szcze­gól­nie tych do­ty­czą­cych sek­su lub prze­mo­cy zwią­za­nej z ho­no­rem, lu­dzie po­trze­bo­wa­li wia­ry i go­dzi­li się na to, by re­li­gia wpły­wa­ła na wszyst­kie aspek­ty ży­cia.

Pod­kre­ślam to nie dla­te­go, że kto­kol­wiek pod­wa­ża to twier­dze­nie, ale dla­te­go, że nie­któ­re jego im­pli­ka­cje nie za­wsze są do­brze ro­zu­mia­ne. Se­ku­la­ryzm i re­li­gij­ność czę­sto są bo­wiem przez hi­sto­ry­ków roz­pa­try­wa­ne osob­no i sta­wia­ne w opo­zy­cji. Czy słusz­nie? Gdy ary­sto­krat­ka fun­do­wa­ła klasz­tor, by zo­stać w nim prze­ory­szą – czy dzia­ła­ła z po­bu­dek re­li­gij­nych, czy może dla­te­go, że taki klasz­tor wy­da­wał się sta­bil­ną in­we­sty­cją ziem­ską, zwłasz­cza gdy mia­ła dużą ro­dzi­nę? Gdy kró­lo­wie osa­dza­li w die­ce­zjach za­ufa­nych księ­ży i ad­mi­ni­stra­to­rów, czy ro­bi­li to dla­te­go, iż byli pew­ni ich kwa­li­fi­ka­cji mo­ral­nych, czy też pró­bo­wa­li po pro­stu roz­sze­rzyć za­sięg swo­je­go pa­no­wa­nia, kie­ru­jąc lo­jal­nych so­bie lu­dzi do bo­ga­tych ośrod­ków wła­dzy lo­kal­nej? Gdy w 833 roku sy­no­wie Lu­dwi­ka I Po­boż­ne­go, kró­la Fran­ków i ce­sa­rza rzym­skie­go, zmu­si­li go do od­by­cia pu­blicz­nej po­ku­ty (patrz rozdz. 4), to czy zro­bi­li to dla­te­go, że znacz­na część fran­kij­skich elit do­szła do wnio­sku, iż po­peł­nił grze­chy za­gra­ża­ją­ce mo­ral­ne­mu po­rząd­ko­wi kró­le­stwa, czy też dla­te­go, że do­strze­gli szan­sę na prze­ję­cie wła­dzy? Co mo­ty­wo­wa­ło w 1096 roku pierw­szych krzy­żow­ców? Czy wy­ru­szy­li na pod­bój Pa­le­sty­ny (patrz rozdz. 6), po­nie­waż chcie­li − jako piel­grzy­mi prze­peł­nie­ni głę­bo­ką wia­rą − ode­brać świę­te miej­sca w Je­ro­zo­li­mie i wo­kół niej mu­zuł­mań­skim nie­wier­nym, czy też była to tyl­ko przy­kryw­ka, pod któ­rą w rze­czy­wi­sto­ści kry­ła się chęć za­gar­nię­cia no­wych te­ry­to­riów?

Na wszyst­kie opcje za­war­te w tych py­ta­niach mu­si­my od­po­wie­dzieć twier­dzą­co. Ale co istot­niej­sze, mu­si­my uświa­do­mić so­bie, że tak na­praw­dę były one nie­ro­ze­rwal­nie po­wią­za­ne i ów­cze­śni lu­dzie nie trak­to­wa­li ich roz­dziel­nie. Oczy­wi­ście, nie­któ­rzy ak­to­rzy sce­ny po­li­tycz­nej byli po­zba­wie­ni skru­pu­łów w więk­szym stop­niu niż inni, tak samo jak byli mniej lub bar­dziej prze­siąk­nię­ci wia­rą, ale jak w każ­dej in­nej epo­ce lu­dzie kie­ro­wa­li się bar­dzo róż­ny­mi mo­ty­wa­cja­mi, któ­re naj­czę­ściej spla­ta­ły się ze sobą, może poza nie­licz­ny­mi wy­jąt­ka­mi re­li­gij­nych twar­do­gło­wych. Świa­do­me wy­ko­rzy­sty­wa­nie re­to­ry­ki re­li­gij­nej do wła­snych ce­lów, szcze­gól­nie w przy­pad­ku lu­dzi moż­nych i po­tęż­nych, nie mu­sia­ło być prze­ja­wem hi­po­kry­zji. Może by­śmy le­piej to zro­zu­mie­li, gdy­by tak rze­czy­wi­ście było, jed­nak ów­cze­śni lu­dzie, i to nie­mal bez wy­jąt­ku, na­praw­dę wie­rzy­li w to, co mó­wi­li. I ten fakt mu­si­my uwzględ­nić w każ­dej na­szej oce­nie ich dzia­łań.

* * *

Wszyst­kie te po­cząt­ko­we uwa­gi są tyl­ko punk­tem wyj­ścia do zro­zu­mie­nia spraw, o któ­rych na­pi­sa­łem w ko­lej­nych roz­dzia­łach. W po­zo­sta­łej czę­ści książ­ki skon­cen­tru­ję się na chwi­lach prze­ło­mo­wych oraz na ogól­nych in­ter­pre­ta­cjach, któ­re przed­sta­wi­łem na po­cząt­ku tego roz­dzia­łu. W ca­łej książ­ce zo­ba­czy­my tak­że, w jaki spo­sób te in­ter­pre­ta­cje są niu­an­so­wa­ne na każ­dym eta­pie przez rze­czy­wi­ste róż­ni­ce: wcze­sne śre­dnio­wie­cze bar­dzo róż­ni­ło się od póź­ne­go śre­dnio­wie­cza, pań­stwo Fran­ków znacz­nie róż­ni­ło się od Bi­zan­cjum itd. Ale to wła­śnie te róż­ni­ce de­cy­du­ją w du­żej mie­rze o za­in­te­re­so­wa­niu okre­sem wie­ków śred­nich. Po­szcze­gól­ne ele­men­ty ukła­da­ją się w ca­łość. W śre­dnio­wie­czu sty­ka­my się z róż­ny­mi, choć roz­wi­ja­ją­cy­mi się rów­no­le­gle, sys­te­ma­mi go­spo­dar­czy­mi, spo­łecz­ny­mi, po­li­tycz­ny­mi i kul­tu­ral­ny­mi, któ­re war­to ze sobą ze­sta­wiać, po­rów­ny­wać i ob­ja­śniać. Po­sta­ram się to zro­bić, oczy­wi­ście w ta­kim za­kre­sie, na jaki po­zwa­la mi ko­niecz­ność prze­ana­li­zo­wa­nia ty­sią­ca lat na po­zo­sta­łych mi do za­pi­sa­nia stro­nach.

Roz­dział 2

Rzym i jego za­chod­ni suk­ce­so­rzy, lata 500−750

Roz­dział 3

Kry­zys i prze­mia­ny na Wscho­dzie, lata 500−850/1000

Roz­dział 4

Eks­pe­ry­ment ka­ro­liń­ski, lata 750−1000

Roz­dział 5

Eks­pan­sja chrze­ści­jań­skiej Eu­ro­py, lata 500−1100

Roz­dział 6

Prze­kształ­ce­nia za­chod­niej Eu­ro­py, lata 1000−1150

Roz­dział 7

Dłu­gi okres bo­omu go­spo­dar­cze­go, lata 950−1300

Roz­dział 8

Tru­dy po­li­tycz­nej re­kon­struk­cji, lata 1150–1300

Roz­dział 9

Rok 1204 − klę­ska al­ter­na­tyw

Roz­dział 10

Kształ­to­wa­nie się spo­łe­czeń­stwa: kwe­stia płci i spo­łe­czeń­stwo w Eu­ro­pie póź­ne­go śre­dnio­wie­cza

Roz­dział 11

Pie­nią­dze, woj­na i śmierć, lata 1350–1500

Roz­dział 12

Zmia­ny w po­li­ty­ce, lata 1350–1500

Roz­dział 13

Pod­su­mo­wa­niePrzypisyBibliografiaPo­dzię­ko­wa­nia