
Sredniowieczna Europa
- Wydawca:
- Wydawnictwo RM Sp. z o.o.
- Kategoria:
- Humanistyka
- Język:
- polski
- ISBN:
- 978-83-7773-957-0
- Rok wydania:
- 2019
- Słowa kluczowe:
- burzliwe
- europa
- książek
- który
- kulturalne
- obfitująca
- oksfordzkim
- średniowiecza
- sredniowieczna
- stała
- uznany
- mobi
- kindle
- azw3
- epub
Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).
Kilka słów o książce pt. “Sredniowieczna Europa”
Chris Wickham ze swadą i klarownie opisuje trwające tysiąc lat średniowiecze – epokę obfitującą w burzliwe wydarzenia i przełomowe przemiany. Prezentuje świat władców, papieży, mistyków, teologów i rycerzy, ale też mieszczan, kupców i chłopów. Pokazuje ekonomiczne i polityczne podstawy średniowiecznej Europy, a także wzorce zachowań i różne aspekty średniowiecznej kultury. W jego ujęciu obraz średniowiecza jest wielowymiarowy. To epoka, w której współistnieją różne, choć rozwijające się równolegle, systemy gospodarcze, społeczne, polityczne i kulturalne, które warto ze sobą zestawiać, porównywać i objaśniać.
Oto obraz średniowiecza, który powinniśmy znać w XXI wieku – daleki od stereotypowego wyobrażenia „ciemnych wieków średnich”, pełnych przemocy, ignorancji i zabobonów. To tysiąclecie znoju i trudu, pomysłowości i kompromisów, których efektem był ogromny skok cywilizacyjny.
Ta książka jest o zmianie. Epoka, którą nazywamy średniowieczem − lub wiekami średnimi − trwała tysiąc lat, od 500 do 1500 roku, a Europa, która jest przedmiotem mojego zainteresowania w tej książce, pod koniec tego okresu stała się zupełnie innym miejscem niż u jego zarania. W VI wieku Europa była wyraźnie podzielona na dwie części: jedną zdominowaną i zarządzaną przez imperium rzymskie oraz zupełnie odmienną część drugą. Tysiąc lat później Europa przybrała swój skomplikowany kształt, z mozaiką licznych niezależnych państw, który w ogólnych zarysach zachował się do czasów współczesnych. Pisząc tę książkę, chciałem pokazać, jak do tego doszło. Chris Wickham
Chris Wickham – uznany mediewista, profesor historii średniowiecznej na Uniwersytecie Oksfordzkim i członek kolegium All Souls Collega. Autor wielu książek.
Polecane książki
Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Chris Wickham
Średniowieczna Europa
Chris Wickham
Tłumaczenie: Marcin Kowalczyk
Originally published in 2016 by Yale University Press as MEDIEVAL EUROPE
© 2016 Chris Wickham
All rights reserved.
Polish language translation © 2018 Wydawnictwo RM
Wydawnictwo RM, 03-808 Warszawa, ul. Mińska 25
rm@rm.com.pl
www.rm.com.pl
Żadna część tej pracy nie może być powielana i rozpowszechniana, w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób (elektroniczny, mechaniczny) włącznie z fotokopiowaniem, nagrywaniem na taśmy lub przy użyciu innych systemów, bez pisemnej zgody wydawcy. Wszystkie nazwy handlowe i towarów występujące w niniejszej publikacji są znakami towarowymi zastrzeżonymi lub nazwami zastrzeżonymi odpowiednich firm odnośnych właścicieli. Wydawnictwo RM dołożyło wszelkich starań, aby zapewnić najwyższą jakość tej książce, jednakże nikomu nie udziela żadnej rękojmi ani gwarancji. Wydawnictwo RM nie jest w żadnym przypadku odpowiedzialne za jakąkolwiek szkodę będącą następstwem korzystania z informacji zawartych w niniejszej publikacji, nawet jeśli Wydawnictwo RM zostało zawiadomione o możliwości wystąpienia szkód.
ISBN 978-83-7773-747-7
ISBN 978-83-7773-957-0 (ePub)
ISBN 978-83-7773-958-7 (mobi)
Redaktor prowadzący: Irmina Wala-PęgierskaRedakcja merytoryczna: Jakub MorawiecRedakcja: Barbara OdnousKorekta: Mirosława SzymańskaNadzór graficzny: Grażyna JędrzejecZdjęcia: shutterstock.inc; wikimedia.orgProjekt okładki: Anna JędrzejecEdytor wersji elektronicznej: Tomasz ZajbtOpracowanie wersji elektronicznej: Marcin FabijańskiWeryfikcja wersji elektronicznej: Justyna Mrowiec
W razie trudności z zakupem tej książki prosimy o kontakt z wydawnictwem: rm@rm.com.pl
Spis treści
Mapy
Rozdział 1. Nowe spojrzenie na średniowiecze
Rozdział 2. Rzym i jego zachodni sukcesorzy, lata 500–750
Rozdział 3. Kryzys i przemiany na Wschodzie, lata 500–850/1000
Rozdział 4. Eksperyment karoliński, lata 750–1000
Rozdział 5. Ekspansja chrześcijańskiej Europy, lata 500–1100
Rozdział 6. Przekształcenia zachodniej Europy, lata 1000–1150
Rozdział 7. Długi okres boomu gospodarczego, lata 950–1300
Rozdział 8. Trudy politycznej rekonstrukcji, lata 1150–1300
Rozdział 9. Rok 1204 – klęska alternatyw
Rozdział 10. Kształtowanie się społeczeństwa: kwestia płci i społeczeństwo w Europie późnego średniowiecza
Rozdział 11. Pieniądze, wojna i śmierć, lata 1350–1500
Rozdział 12. Zmiany w polityce, lata 1350–1500
Rozdział 13. Podsumowanie
Przypisy
Bibliografia
Podziękowania
Mapy
Mapa 2. Europa w 850 r.
Mapa 3. Europa Wschodnia w 850 r.
Mapa 4. Europa Zachodnia w 1150 r.
Mapa 5. Europa Wschodnia w 1150 r.
Mapa 6. Europa Zachodnia w 1500 r.
Mapa 7. Europa Wschodnia w 1500 r.
Rozdział 1
Nowe spojrzenie na średniowiecze
Ta książka jest o zmianie. Epoka, którą nazywamy średniowieczem − lub wiekami średnimi − trwała tysiąc lat, od 500 do 1500 roku, a Europa, która jest przedmiotem mojego zainteresowania w tej książce, pod koniec tego okresu stała się zupełnie innym miejscem niż u jego zarania. W VI wieku Europa była wyraźnie podzielona na dwie części: jedną zdominowaną i zarządzaną przez Imperium Rzymskie oraz zupełnie odmienną część drugą. Tysiąc lat później Europa przybrała swój skomplikowany kształt, z mozaiką licznych niezależnych państw, który w ogólnych zarysach zachował się do czasów współczesnych. Pisząc tę książkę, chciałem pokazać, jak do tego doszło. Przy czym, nie skutki zmian są dla mnie najważniejsze. Wielu autorów zajmujących się średniowieczem skupia uwagę właśnie na powstaniu państw narodowych i na wszystkich innych zjawiskach, które ukształtowały naszą rzeczywistość − dla nich to właśnie źródła współczesności tkwiące w wiekach średnich nadają prawdziwe znaczenie tej epoce. Takie podejście uważam za poważny błąd. Historia nie jest teleologiczna; innymi słowy, rozwój historyczny nie przebiega do czegoś, lecz raczej wynika z czegoś. Sądzę, że energetyczne czasy średniowiecza są wystarczająco interesujące same w sobie, by zajmowanie się nimi nie wymagało dodatkowego uzasadnienia. Mam nadzieję, że niniejsza książka w pełni tego dowiedzie.
Nie oznacza to wszakże, iż historia Europy była w tamtym okresie jedynie pasmem chaotycznych, niepowiązanych ze sobą w żaden sposób i burzliwych wydarzeń. Absolutnie nie. Średniowiecze miało kilka momentów przełomowych, które nadały formę tej epoce. Upadek zachodniej części Imperium Rzymskiego w V wieku, kryzys Cesarstwa Wschodniorzymskiego w zderzeniu z islamem w VII wieku, siła eksperymentu karolińskiego, opartego na szerokiej rozbudowie administracji pod koniec VIII i w IX wieku, ekspansja chrześcijaństwa w północnej i we wschodniej Europie, szczególnie w X wieku, radykalna decentralizacja władzy politycznej na zachodzie Europy w XI wieku, demograficzna i gospodarcza ekspansja od X do XIII wieku, rekonstrukcja ośrodków władzy politycznej i religijnej na Zachodzie w XII i XIII wieku, upadek Cesarstwa Bizantyńskiego w tym samym okresie, czarna śmierć i rozwój struktur państwowych w XIV wieku oraz szersze zaangażowanie ludności w sferę publiczną pod koniec XIV i w XV wieku − według mnie to najważniejsze ze zmian i dlatego każdej z nich poświęciłem odrębny rozdział w tej książce. Tym, co łączy wszystkie te punkty zwrotne, były procesy strukturalne, między innymi upadek starych i pojawienie się nowych idei władzy publicznej, zmiana źródeł finansowania państwa związana z przejściem od opodatkowania do własności ziemskiej i z powrotem do podatków, wpływ piśmiennictwa na kulturę polityczną oraz rozwój w drugiej połowie średniowiecza formalnych struktur lokalnej władzy i lokalnej tożsamości, które diametralnie zmieniły stosunki między władcami a poddanymi. Tym zjawiskom również poświęcę uwagę w tej książce. Oczywistym jest, że w opracowaniu rozmiarów niniejszej publikacji nie da się szczegółowo opisać historii społeczeństw i kultur ani dziejów poszczególnych państw. Innymi słowy, ta książka nie jest podręcznikiem historii średniowiecza − tych jest już dostatecznie dużo i nie potrzeba kolejnego − jest natomiast próbą interpretacji epoki. Oczywiście w każdym rozdziale przedstawiłem zarys wydarzeń politycznych, tak by wprowadzić czytelników, zwłaszcza tych, którzy po raz pierwszy zagłębiają się w te czasy, we właściwy kontekst. Moją intencją jest jednak skoncentrowanie się na momentach przełomowych oraz na ogólnych trendach i strukturach typowych dla omawianych wieków, aby pokazać − z mojego punktu widzenia − wszystko to, co najlepiej charakteryzowało średniowiecze i co czyniło tę epokę interesującą, a także to, co było podstawą późniejszych wydarzeń.
Moja autorska lista momentów przełomowych różni się od podejścia innych mediewistów − prezentowanego wprost lub w sposób zawoalowany w licznych publikacjach na ten temat. W najpopularniejszym obecnie ujęciu opowiada się o średniowiecznej Europie, która podnosi się z upadku (dzięki reformie gregoriańskiej w XI w.), z ignorancji (dzięki „renesansowi” XII w.), z ubóstwa (dzięki flamandzkim suknom i weneckim statkom), z politycznej słabości (dzięki powstaniu państw narodowych Henryka II Plantageneta i Edwarda I w Anglii, Filipa II i Ludwika IX we Francji, Alfonsa VI i Ferdynanda III w Kastylii), by osiągnąć szczyt rozwoju w XII i XIII wieku, czego przejawem mają być: wyprawy krzyżowe, etos rycerski, gotyckie katedry, monarchia papieska, uniwersytet w Paryżu i jarmarki szampańskie. Częścią tej samej opowieści jest postrzeganie tzw. późnego średniowiecza, po 1350 roku, jako okresu schyłkowego: nękanego zarazami i wojnami, z wielką schizmą zachodnią i jej kulturowym rozchwianiem, po którym to dopiero humanizm i radykalna reforma Kościoła przywróciły porządek rzeczy. Ta książka nie prezentuje takiego spojrzenia, wypacza ono bowiem znaczenie końcowego okresu tej epoki i całkowicie pomija jej początek oraz wpływ kultury Bizancjum, a ponadto jest zbyt daleko idącą próbą postrzegania wieków średnich, zwłaszcza okresu po 1050 roku, jako źródeł nowoczesności; próbą, którą już skrytykowałem. Moje spojrzenie jest także podświadomą pozostałością po dawnym pragnieniu, by historia była lekcją moralności, a wieki średnie to przykład czasów, w których mogliśmy podziwiać bohaterów, ale i złoczyńców (na których to historycy często skupiają uwagę, choć twierdzą, że jest inaczej).
Tego typu moralizatorstwo dla wielu wynika z samego terminu „średniowieczny”. To słowo ma ciekawą historię. Od samego początku miało negatywne konotacje, a jedną z nich zachowało do dziś. Od czasów Republiki Rzymskiej ludzie chętnie opisywali samych siebie jako „nowych”, „nowożytnych” (moderni w jęz. łac.), a swoich przodków jako antiqui, czyli „starych”, „antycznych”. Jednakże w XIV i XV wieku garstka intelektualistów, których nazywamy humanistami, zaczęła ograniczać słowo „starożytni” do klasycznych pisarzy Cesarstwa Rzymskiego i ich poprzedników; to ich humaniści uznali za swoich duchowych antenatów. Stopniowo do XVII wieku o pisarzach okresu przejściowego zaczęto mówić, że działali w wiekach średnich, medium aevum, czyli między antykiem i odrodzeniem (stąd wzięła się nazwa średniowiecze). Słowo zyskało na popularności w XIX wieku, kiedy to stopniowo zaczęło obejmować swoim zakresem nie tylko średniowieczną literaturę, ale i rząd, gospodarkę, Kościół… − w opozycji do terminu renesans, ukutego w XIX wieku, kiedy to zacząć się miała „współczesna historia”. Wyodrębnienie średniowiecza jako oddzielnej epoki może się wydawać przypadkowym wymysłem kilku uczonych, wymysłem, który przyniósł nieoczekiwane skutki, gdyż w miarę upływu czasu uznano go za uprawniony i niezwykle silnie przemawiający do wyobraźni, zwłaszcza gdy patrzymy z perspektywy współczesności.
Wraz z rozwojem nauk historycznych w latach osiemdziesiątych XIX wieku, kiedy wykształciły się dyscypliny historyczne, średniowieczna przeszłość zaczęła zyskiwać bardziej pozytywny wizerunek. Jedną z przyczyn było to, iż uczeni zajmujący się wiekami średnimi zaczęli wzywać w swoich krajach do ponownego „odrodzenia”, na wzór tego, do którego doszło w średniowieczu. Efektem tego był wyidealizowany obraz epoki jako okresu, w którym już raz doszło do „renesansu” – stąd pojęcia typu „dwunastowieczny renesans” lub „renesans karoliński”. Chrześcijańscy historycy z ogromnym entuzjazmem i żarliwością opiewali moralną czystość, rzekomo cechującą wieki średnie, a historycy narodowi koncentrowali się na (zawsze) średniowiecznych korzeniach swoich ojczyzn, kształtujących (zawsze) najlepsze cechy narodowe. Średniowiecze, odległe w czasie i w niektórych aspektach słabo udokumentowane, stało się w ten sposób źródłem wielu dwudziestowiecznych mrzonek, tak nierealnych jak retoryka humanisty. Mamy jednak za sobą także ponad sto lat ciężkiej empirycznej pracy, która pozwoliła, by złożoność i bogactwo kultury średniowiecznego tysiąclecia mogły zostać w pełni docenione. Mediewiści często ulegają wpływom narodowej historiografii nieświadomie. Faktem jest, iż brytyjscy historycy koncentrują się na rozwoju Anglii − pierwszego państwa narodowego w Europie, co ma dowodzić wyjątkowości Wielkiej Brytanii, Niemcy skupiają się na Sonderweg, „drodze odmiennej”, która uniemożliwiła powstanie ich państwa, podczas gdy włoscy historycy ze spokojem patrzą na rozpad Królestwa Włoch w X wieku, gdyż proces ten oznaczał autonomię dla włoskich miast, co pozwoliło na rozwój kultury miejskiej i przyniosło renesans (dla nich bardzo włoski). Jednak mediewistyka rozwinęła się tak bardzo, że nawet wobec tych poglądów pojawiły się propozycje alternatywne, dzięki czemu jesteśmy w stanie wyjść z pułapki patrzenia na historię średniowiecza przez pryzmat narodowych uprzedzeń.
Rozwiązanie jednego problemu zrodziło następny, bo skoro wieków średnich nie uważamy za tak ciemne oraz pełne przemocy, ignorancji i zabobonów, jak się początkowo wydawało, co wobec tego odróżnia je od czasów wcześniejszych i późniejszych? Określenie daty początkowej tej epoki jest w pewnej mierze łatwiejsze, jako że zwyczajowo wiąże się ją z kryzysem politycznym wywołanym przez upadek Cesarstwa Zachodniorzymskiego w 476 roku. Dlatego właśnie uważa się rok 500 za granicę między starożytnością a średniowieczem. Bez względu na to, czy ktoś uważa Cesarstwo Rzymskie za lepsze pod jakimś względem od późniejszych zachodnich państw, czy też nie, z całą pewnością te drugie były bardziej podzielone, miały słabszą administrację i prostszą gospodarkę. Próbę określenia precyzyjnej daty granicznej komplikuje fakt istnienia (od 395 r.) Cesarstwa Wschodniorzymskiego, zwanego również Cesarstwem Bizantyńskim lub zwyczajnie Bizancjum. Dlatego w południowo-wschodniej Europie rok 500 nie wydaje się sensowną cezurą. Nawet na Zachodzie upadek cesarstwa wpłynął na rozwój tylko kilku państw europejskich: Francji, Hiszpanii, Włoch i południowej Brytanii (Cesarstwo Rzymskie nigdy nie obejmowało terenów Irlandii), Skandynawii, większości Niemiec i krajów słowiańskich. Sprawę komplikuje sukces ostatniego pokolenia historyków, którym udało się udowodnić, że wiele zjawisk, szczególnie kulturowych (religie i wyobrażenia na temat władzy), zachowało ciągłość, wychodząc poza graniczny rok 500, co skłania historyków do przeciągnięcia „późnego antyku” do 800 roku, a nawet aż do XI wieku. Z jednej strony mamy więc ostrą cezurę w postaci rozpadu Imperium Rzymskiego, a z drugiej kontynuację wielu jego elementów. Mimo wszystko ustalenie daty początkowej nie musi być aż tak trudne – okres od około 450 do około 550 roku stanowi, przynajmniej dla mnie, dogodny i właściwy punkt startowy. Uważam bowiem, że zmiany zaszły na zbyt wielu poziomach, by można było je przeoczyć.
Trudniej będzie wskazać koniec epoki. Rok 1500 (ponownie: plus minus pół wieku) jest jeszcze mniej ostrą cezurą, jako że nie cechują go przełomowe zmiany. Mówiąc inaczej, oznaki początku „odrodzenia” nie były wyraźne i jednoznaczne. Ostateczny upadek Bizancjum, które w 1453 roku uległo imperium osmańskiemu, nie był wstrząsem dla świata, jako że wielkie niegdyś Cesarstwo Bizantyńskie i tak zostało już zredukowane do niewielkiego państewka, składającego się z kilku rozproszonych prowincji na terenie dzisiejszej Grecji i Turcji, a Turcy osmańscy przejęli i zaadaptowali bizantyński system polityczny. Odkrycie Ameryki przez Kolumba, a ściśle mówiąc, podbój zamorskich ziem przez hiszpańskich awanturników w latach dwudziestych i trzydziestych XVI wieku − był z całą pewnością prawdziwą katastrofą dla rdzennej ludności, ale wpływ tego wydarzenia na historię Europy (poza Hiszpanią) uwidocznił się w pełni dopiero po wielu latach. Humanizm, który leży u intelektualnych podstaw renesansu, wydaje się coraz bardziej średniowieczny pod względem stylu. Zostaje nam reformacja protestancka − znów głównie w latach dwudziestych i trzydziestych XVI wieku (wraz z katolicką kontrreformacją w późniejszym okresie tego samego wieku) − jako religijna i kulturowa przemiana, która rozdzieliła zachodnią i wschodnią Europę na dwie części, tworząc tym samym często przeciwstawne bloki państw istniejących po dziś dzień. Bez wątpienia było to znaczącym, a przy tym stosunkowo nagłym pęknięciem, nawet jeśli miało niewielki wpływ na Kościół prawosławny Europy Wschodniej. Jeżeli uznamy reformację za wyznacznik końca średniowiecznej Europy, to wtedy zarówno początek, jak i koniec tej epoki będą stały pod znakiem kryzysów. Początkiem będzie kryzys ekonomiczny w środowisku cechującym się ciągłością kulturową i religijną, a końcem kryzys kulturowy i religijny w środowisku o praktycznie niezmienionej polityce i gospodarce. To właśnie wskazuje na sztuczność całej definicji wieków średnich – bo w końcu były okresem przemian czy ciągłości? Na jakich płaszczyznach? Od tego problemu nie da się uciec.
Już samo uświadomienie sobie tych niejasności pozwala nam raz jeszcze spojrzeć na średniowiecze jako wyodrębniony okres. Jak więc należy go potraktować? Oczywiście można byłoby poszukać lepszej daty granicznej niż 1500 rok; może wiek XVIII z jego rewolucją naukową i finansową, a może XIX i rewolucja polityczna i przemysłowa. Jednak te wydarzenia omawiano już wielokrotnie. Wybór jakiegoś zjawiska jako definiującego średniowiecze oznaczałby stwierdzenie, że konkretne zmiany były istotniejsze niż inne, a to pociągałoby za sobą konieczność wskazywania nowych granic. Korzyścią wynikającą z trzymania się ustalonego, choć być może sztucznego przedziału lat 500−1500 jest możliwość śledzenia różnych wydarzeń i zjawisk, w różny sposób i w różnych miejscach, bez konieczności wskazywania konkretnego zamykającego je wydarzenia, bez względu na to, czy miałaby nim być reformacja, rewolucja, industrializacja czy jakakolwiek inna oznaka „nowoczesności”. Należy także dodać, że takie podejście do kwestii dat granicznych pomaga w przeprowadzeniu szerszych porównań. Współcześni historycy zajmujący się Afryką, Indiami lub Chinami często krytykują metkę „średniowiecze”, gdyż niesie ona europejski punkt widzenia i sugeruje poczucie wyższość Europejczyków nad pozostałymi. Większość historyków odrzuca ten pogląd zdecydowanie – rozwój Europy w średniowieczu pod żadnym względem nie był „większy” lub „lepszy” od rozwoju obserwowanego w innych zakątkach świata. Jeśli jednak pogodzimy się ze sztucznością ram czasowych, to średniowieczne doświadczenie europejskie można zestawiać z doświadczeniami na innych kontynentach w sposób bardziej neutralny; niewartościujący, a przez to bardziej pożyteczny.
W gruncie rzeczy nawet samo pojęcie „Europa” też nie jest takie oczywiste. Dla jednych to po prostu część kontynentu zwanego Eurazją − tak samo jak Azja Zachodnia (Azja Przednia). Na północnym wschodzie Europa oddzielona jest od wielkich azjatyckich państw lasami Rosji i bezkresem Syberii, choć dodać należy, iż południowe stepy łączyły Azję i Europę we wszystkich okresach historii, będąc korytarzem dla licznych nomadycznych ludów, w tym dla Hunów, Protobułgarów i Mongołów. Step rozciągał się daleko na zachód, od Ukrainy do Węgier i aż po samo serce Europy. Co najważniejsze, południowa Europa była we wszystkich okresach historii nierozerwalnie połączona z basenem Morza Śródziemnego, a przez kontakty handlowe (nawet jeśli pominiemy polityczne i kulturowe) − z sąsiednimi regionami Azji Zachodniej i Afryki Północnej. W czasach rzymskich to właśnie Morze Śródziemne, będące wówczas morzem wewnętrznym Imperium Rzymskiego, stanowiło znacznie istotniejszy obiekt badań niż jakaś tam „Europa”, podzielona na rzymskie Południe i Północ władaną przez ciągle zmieniające się plemiona barbarzyńców (jak nazywali ich Rzymianie). I ten stan rzeczy szybko się nie zmienił, jako że chrześcijaństwo i elementy postrzymskich rządów nie rozprzestrzeniły się na północ od starej rzymskiej granicy aż do 950 roku. Wówczas Morze Śródziemne zaczynało odżywać jako ośrodek handlowy, pozostając przez resztę epoki równie ważne, jak sieci wymiany na północy. Co więcej, Europa nigdy nie była jednolitą jednostką polityczną − ani wtedy, ani później.
Wszystko to nie oznacza, że w średniowieczu ludzie nie używali terminu „Europa”. Wręcz przeciwnie. Karolingowie w IX wieku, królowie, którzy władali dzisiejszą Francją, Niemcami, Niderlandami i Włochami, czasem nazywali siebie władcami Europy, podobnie jak czynili to ich sukcesorzy z dynastii Liudolfingów w Niemczech w X wieku. Dawni mieszkańcy kontynentu uważali swoich królów i cesarzy za władców dość niejasno zdefiniowanych, ale panujących nad szerokimi terytoriami, więc określenie „władca Europy” mogło wydawać się trafne. Nazwa „Europa” przetrwała przez wieki średnie w retorycznym sensie. Jej geograficzny wymiar nakreślono jeszcze w starożytności, ale rzadko − nie nigdy, lecz rzadko − stanowiła podstawę wspólnej tożsamości. Faktem jest, że w okresie, który nazywamy średniowieczem pełnym (lub właściwym) chrześcijaństwo systematycznie rozprzestrzeniało się na obszarze zajmowanym dziś przez państwa europejskie (Litwa − wówczas znacznie większa − była ostatnim krajem, którego władcy przyjęli chrzest i nastąpiło to dopiero pod koniec XIV wieku). Proces ten nie doprowadził jednak do stworzenia wspólnej europejskiej kultury religijnej, jako że, rozszerzając się na północ, chrześcijaństwo zachowało podział na łacińskie i greckie. Co więcej, nieustannie zmieniająca się granica między terenami opanowanymi przez chrześcijan i muzułmanów (chrześcijańscy władcy poszerzający zakres swoich wpływów na południe w trzynastowiecznej Hiszpanii i władcy muzułmańscy z imperium osmańskiego dążący na północ na Bałkanach w XIV i XV w.) oznaczała, że jednorodność „chrześcijańskiej Europy” (co przy okazji zawsze wyklucza z dyskusji liczną populację europejskich Żydów) nigdy nie była pełna, podobnie jak jest dzisiaj. W bardzo ogólnym sensie, jak się wkrótce przekonamy, w drugiej połowie średniowiecza Europa osiągnęła pewien poziom spójności w rozwoju różnych instytucji i praktyk politycznych, czego przykładem może być choćby rozwój sieci diecezji lub upowszechnienie się pisma. Tego typu elementy w swoisty sposób łączyły tereny od Rusi aż po Portugalię. To jednak nie wystarczy, abyśmy mogli traktować kontynent jako spójną całość. Europa była zbyt zróżnicowana. Wszystkie twierdzenia o europejskiej jedności są fikcją nawet dzisiaj, a doszukiwanie się ich w średniowieczu byłoby czystą fantazją. Reasumując, średniowieczną Europę należy traktować jako dużą zróżnicowaną przestrzeń. Przyjrzymy się zachodzącym w niej zmianom w dłuższym okresie czasu, które na szczęście są na tyle dobrze udokumentowane, że można przeprowadzić dość drobiazgowe badania; przyjrzymy się „szczegółom” w różnych miejscach i okresach, próbując wyłowić wspólne cechy i ponadregionalne trendy. Obraz, jaki się z tych badań wyłoni, daleki będzie od romantycznego. Zarówno tak zdefiniowany obszar, jak i okres wypełnia bogactwo pasjonującego materiału. Ja spróbuję jedynie go uporządkować i nadać mu pewien kształt.
Ale przedtem jedno ostrzeżenie. Wyróżnić można dwa popularne podejścia do średniowiecza. Według pierwszego, żyjący w tamtym okresie ludzie byli „tacy sami jak my”, tylko przyszło im działać w prostszym technologicznie świecie, w rzeczywistości mieczy, koni i pergaminu, za to bez centralnego ogrzewania i innych współczesnych udogodnień. Zwolennicy przeciwnego podejścia opisują ludzi tamtej epoki jako całkowicie innych niż my, z systemami wartości i kategoryzacją świata tak różnymi od naszych, że wywołują w nas niechęć, czasem wstręt i na pewno trudno je nam zrozumieć. Każdy z tych poglądów jest na swój sposób właściwy, ale oba traktowane oddzielnie stanowią poważną pułapkę. Pierwsze podejście to ryzyko popadnięcia w banał lub moralizatorstwo, co może prowadzić do rozczarowania, gdy średniowieczni aktorzy nie będą rozumieć czegoś, co dla nas jest dziś oczywiste. Drugie podejście także wiąże się z ryzykiem zabrnięcia w ślepą uliczkę, gdy historyk – w tym przypadku wcielający się w rolę antropologa − koncentruje się wyłącznie na zafascynowaniu odmiennością. Wolałbym raczej połączyć oba te poglądy i spróbować szerzej opisać i zrozumieć mechanizm dokonywania wyborów przez mieszkańców średniowiecznej Europy. Pamiętajmy, że działali w określonych okolicznościach, politycznych i gospodarczych, kierując się ważnymi dla siebie wartościami. W ten sposób kształtowali swoje dzieje. Jak pisał Karol Marks: „Ludzie sami tworzą swoją historię, ale nie tworzą jej dowolnie, nie w wybranych przez siebie okolicznościach, lecz w takich, w jakich się bezpośrednio znaleźli, jakie zostały im dane i przekazane”. Autor tych słów uważał, podobnie jak ja, że musimy dążyć do zrozumienia aktorów żyjących w bardzo odmiennym, ale dającym się zgłębić i pojąć świecie. Oczywiście takie podejście należy przyjąć do całej historii, ale musimy przy tym pamiętać, że lata osiemdziesiąte X wieku były, z naszego punktu widzenia, naprawdę dziwne, a ludzie kierowali się wtedy wartościami i logiką, którą dziś musimy z trudem rekonstruować. Pamiętajmy jednak, że dokładnie to samo można powiedzieć o latach osiemdziesiątych XX wieku.
* * *
W pozostałej części tego wprowadzenia zamierzam opisać podstawy działania społeczeństwa średniowiecznego, co powinno pomóc w zrozumieniu wzorców zachowań i kierunków politycznych, które poznamy w kolejnych rozdziałach. W pierwszej części omówię politykę, szczególnie w okresie pełnego średniowiecza, a następnie przejdę do zagadnień gospodarczych (traktując je pobieżnie) i podstawowych aspektów średniowiecznej kultury. I choć, co oczywiste, nie wszyscy ludzie tamtej epoki myśleli i zachowywali się jednakowo − przeciwnie, bardzo się różnili − to jednak wyodrębnić można kilka cech wspólnych, z których część była prostą konsekwencją podstawowych społeczno-ekonomicznych trendów obowiązujących przez cały interesujący nas okres.
Po średniowiecznej Europie podróżowało się niełatwo. Owszem, istniała sieć dróg odziedziczonych po Cesarstwie Rzymskim, ale trakty te nie przekraczały granic dawnego imperium, czyli wschodnich brzegów Renu i Dunaju. W pozostałej części kontynentu, zwłaszcza dalej na północ i wschód, sieć tras komunikacyjnych praktycznie nie istniała, dlatego podróżnicy trzymali się raczej szlaków wodnych i dolin przeciętych rzekami. W świecie, w którym nie znano map, tylko prawdziwi bohaterowie mogli podjąć ryzyko podróży. Ponieważ w Europie nie ma − poza Alpami − wysokich gór, główną przeszkodę stanowiły gęste lasy, porastające większość jej kontynentalnej części, poza Wyspami Brytyjskimi oraz niektórymi rejonami basenu Morza Śródziemnego. Francję porastały lasy w 30 procentach, tereny obecnych Niemiec w około 50 procentach, a wschodnie rubieże Europy były zalesione w jeszcze większym stopniu. Niemiecka baśń ludowa o dzielnym krawczyku zagubionym w lesie, zapisana przez braci Grimm, nie była więc czystym wymysłem. Kiedy w 1073 roku uciekający w pośpiechu przed zbuntowanymi Sasami król niemiecki Henryk IV musiał się przedzierać przez knieję, ponieważ Sasi pilnowali dróg, dopiero po trzech dniach wędrówki bez jedzenia dotarł do zamieszkanych okolic. Podróż w tamtym czasie zawsze była powolna, nawet jeśli odbywała się utartym szlakiem. Gdy ten sam Henryk IV, już po zwycięstwie nad Sasami, wdał się w konflikt z papieżem Grzegorzem VII, coraz ostrzejsze z obu stron listy wędrowały niemal miesiąc w jedną stronę między południową Saksonią i Utrechtem w dzisiejszej Holandii, gdzie przebywał Henryk, a Rzymem. Zważmy, że wymiana korespondencji odbywała się za pośrednictwem konnych, co stanowiło najszybszy sposób komunikacji aż do wynalezienia maszyny parowej i rozwoju kolei w XIX wieku. Przyroda kojarzyła się wówczas raczej z ryzykiem i niedogodnościami. Piękna łańcuchów górskich nikt nie doceniał, nie widziano w nich niczego romantycznego, postrzegano je raczej jako mieszkanie duchów, a w Skandynawii − trolli.
Z dzikością ówczesnej Europy nie należy jednak przesadzać. Potęga natury była raczej tłem wydarzeń, tłem, które czasem wysuwało się na pierwszy plan, ale nie przeszkadzało niektórym europejskim państwom osiągnąć sporych rozmiarów i to przy zachowaniu względnej stabilności. Imperium karolińskie, jak już wiemy, zajmowało ponad połowę zachodniej Europy. Władza książąt kijowskich w XI wieku obejmowała niemal równie wielkie tereny dzisiejszej Rosji i Ukrainy; ziemie te, na północ od otwartego stepu, niemal całkowicie porastała puszcza. Ludzie jakoś sobie z tym radzili. Ówcześni królowie często byli w drodze przez cały okres swojego panowania, na przykład król Anglii Jan bez Ziemi (1199−1216). Duże armie regularnie pokonywały dystans tysiąca kilometrów lub więcej, jak na przykład podczas kampanii prowadzonych przez niemieckich władców we Włoszech (X−XIII w.) lub podczas wielkich wypraw lądowych i morskich krzyżowców, których cel stanowiła Palestyna (lub Egipt) i które, bez względu na militarno-polityczne skutki, były triumfem przynajmniej w wymiarze logistycznym. Migrowały także, choć znacznie wolniej, całe społeczności, jak w przypadku niemieckiej fali osadniczej na wschodzie Europy po 1150 roku.
Podsumowując, należy stwierdzić, iż średniowieczna Europa była, ogólnie rzecz biorąc, bardzo lokalna w swoim charakterze. Większość osób znała tylko najbliższą okolicę, na odległość kilku osad w każdym kierunku, zazwyczaj do najbliższej miejscowości, gdzie odbywał się targ. Hrabia, czyli lokalny przedstawiciel władcy, żyjący na rubieżach królestwa, mógł robić, co mu się tylko podobało, nie obawiając się reakcji króla, który – z powodu trudności komunikacyjnych – nie tylko nie był w stanie szybko go powstrzymać, ale czasem nawet nie miał pojęcia, co wyprawia jego namiestnik. Mimo to twardzi władcy potrafili dyscyplinować niepokornych hrabiów z pomocą swoich zbrojnych lub za pośrednictwem innych hrabiów, z czego wysoko urodzeni zdawali sobie sprawę – hamowało to ich rozpasanie i ograniczało otwarte okazywanie nielojalności. Były też inne sposoby pozwalające rozciągnąć władzę króla na duże odległości, zapewniające przy tym wysoką skuteczność. Przyjrzymy się im w kolejnych rozdziałach. Tu chciałbym jedynie przedstawić kilka podstawowych metod sprawowania władzy właściwych dla średniowiecza. Zacznę od zaprezentowania wybranego przypadku, a następnie omówię jego skutki.
Otóż, latem 1159 roku król Anglii Henryk II Plantagenet (1154−1189) zgłosił roszczenia do leżącego na południu Francji hrabstwa Tuluzy. Pod panowaniem Henryka II znajdowała się wówczas już niemal połowa Francji: księstwa i hrabstwa od Normandii na północy po Pireneje na południu, które król odziedziczył po obojgu rodzicach, a część zyskał dzięki małżeństwu z Eleonorą, spadkobierczynią dużego, leżącego na południu, księstwa Akwitanii. Sąsiednia Tuluza również mogłaby uchodzić za sukcesję Eleonory, gdyby tylko Henrykowi II udało się przekonać do tego swojego hrabiego, Rajmunda V, który władał hrabstwem Tuluzy w latach 1148–1194. Henryk II dostał wszystkie te francuskie ziemie w lenno od króla Francji Ludwika VII (1137−1180), któremu zaledwie rok wcześniej, bo w 1158 roku, złożył hołd, poprzysiągł wierność i obiecał, że będzie go bronił. Ludwik VII, który bezpośrednio kontrolował jedynie region paryski, nie dorównywał sile militarnej Henryka II, tak więc latem 1159 roku Henryk II najechał Tuluzę z potężną armią, obejmującą siły większości właścicieli jego angielskich i francuskich włości, a także rycerzy króla Szkocji Malcolma IV, który również złożył mu hołd. Ludwik VII nie mógł pozwolić, by Henryk II rozszerzył swoją władzę na kolejne francuskie księstwo, ponadto żoną Rajmunda była siostra Ludwika, Cecylia, tak więc Rajmund miał prawo liczyć na jego pomoc. Co jednak można było zrobić w obliczu przeważających sił agresora? Oto co: Ludwik udał się do Tuluzy z niewielką świtą (więc szybko) i gdy Henryk II nadciągnął pod miasto z armią, król Francji już był na miejscu i organizował obronę. Prawdopodobnie Henryk II zdobyłby miasto, mimo jego silnych murów obronnych. Niewątpliwie tak zamierzał zrobić, ale obecność króla, któremu wcześniej złożył hołd, zmusiła go do zmiany planów. Jak podaje jedno z ówczesnych źródeł: „odstąpił od oblężenia Tuluzy z szacunku do króla Francji Ludwika, który bronił tegoż miasta przeciwko królowi Henrykowi”. W innym dokumencie, którego autor uważał, że Henryk II popełnił błąd, napisano, iż król posłuchał rady, by nie atakować, „z czystego szacunku”. Mówiąc wprost, Henryk znalazł się między młotem a kowadłem. Gdyby najechał swojego seniora, którego przyrzekł bronić, jaką wartość miałyby przyrzeczenia złożone jemu przez jego wasali, jego baronów? I co miałby zrobić z pojmanym królem, który, przypomnijmy, był jego seniorem? Henryk II zrezygnował więc z oblężenia i z końcem lata odstąpił od murów miasta. Jeden z najpotężniejszych władców zachodniej Europy nie chciał ryzykować, że będzie postrzegany jako ktoś, kto złamał przysięgę. Wolał stracić prestiż związany z rangą najpotężniejszego feudała na kontynencie niż twarz.
W tym wszystkim najważniejsza była bowiem osobista relacja między Henrykiem a Ludwikiem − przypieczętowana ceremonialną przysięgą i hołdem (będącym formalnym uznaniem poddaństwa), co miało ścisły związek z pojęciem honoru. Wiązało się to oczywiście z ówczesnym postrzeganiem władzy: hołd lenny był formalnym ceremoniałem, na podstawie którego Henryk II otrzymał od króla Francji zwierzchnictwo nad hrabstwami i księstwami, natomiast w Anglii, zamożniejszej i bardziej spójnej administracyjnie, był samodzielnym władcą. Oto jesteśmy w samym środku świata, który często określa się mianem feudalizmu militarnego: ustroju, w którym szeroka elita arystokratów i rycerzy pełniła służbę wojskową i okazywała lojalność polityczną w zamian za urzędy lub posiadłości nadawane przez królów (lub pomniejszych władców); w takim układzie brak lojalności skutkował utratą ziemi i władzy. Ludzi składających hołd nazywano wasalami (łac. vassus, sługa), a uzyskane przez nich warunkowo dobra nazywano lennem lub z łaciny feudum, od którego to słowa pochodzi nazwa systemu feudalnego. Baronowie, którzy przybyli z Henrykiem do Tuluzy, byli z kolei jego wasalami. Ostatnio termin „feudalizm” jest często kwestionowany. Historyk Susan Reynolds, przeciwniczka terminu „feudalizm militarny”, zauważa, że pojęcia zobowiązań militarnych i politycznych, a także znaczenie słów takich jak „lenno”, rzadko kiedy są jednoznaczne, szczególnie w odniesieniu do dwunastowiecznej Francji. Niektórzy historycy podkreślają, że feudalizm, niebędący przecież określeniem średniowiecznym, bywa różnie rozumiany przez współczesnych autorów. Według Susan Reynold pojęcie to stało się na tyle niejasne i nieprecyzyjne, że straciło swoją użyteczność. Ja jednak sądzę, że słowo to wciąż pozostaje przydatne, pod warunkiem że staranie je zdefiniujemy. Jeśli rzadko używam tego terminu w tej książce, to dlatego, iż starałem się wystrzegać branżowego żargonu, a nie dlatego, że samo słowo jest bardziej problematyczne niż jakikolwiek inny termin historyczny. W każdym razie Ludwik był seniorem Henryka II i to z jego rąk Henryk otrzymał ziemie we Francji, z kolei baronowie Henryka II podlegali mu w ten sam sposób − ten system zależności ma zasadnicze znaczenie w zrozumieniu zachowania i decyzji Henryka II pod Tuluzą. Poddaństwo − bez względu na to, czy określimy je mianem feudalnego, czy też nie − było podstawową strukturą, która zadecydowała o przebiegu wydarzeń.
Przyczynił się do tego przede wszystkim fakt, że w tamtym czasie za pomoc zbrojną rzadko kiedy płacono pieniędzmi. Wprawdzie w XII wieku najemnicy stanowili na ogół większość piechoty (włącznie z armią Henryka II w 1159 r.), ale już zbrojni konni i dowódcy to byli ludzie, którzy, nawet jeśli wynagradzano ich w pieniądzu, mieli też osobiste zobowiązania wobec królestwa, władcy lub obu tych instytucji jednocześnie. Cesarstwo Rzymskie dysponowało armią w pełni opłacaną, znacznie większą i silniejszą niż jakakolwiek armia średniowieczna, ale by móc sobie pozwolić na takie wojsko, należało obciążyć dużymi podatkami właścicieli ziemskich, jako że ziemia stanowiła główne źródło zamożności, do czego zresztą jeszcze wrócimy. Innymi słowy, była to bardzo spójna struktura polityczna, a upadek związanego z nią systemu fiskalnego na Zachodzie (patrz rozdz. 2) spowodował, że wczesne średniowieczne królestwa były znacznie słabsze. Cesarstwo Bizantyńskie i imperium osmańskie działały w podobny sposób, utrzymując ciągłość tego systemu przez całe średniowiecze w południowo-wschodniej Europie (co omówimy w rozdz. 3 i 9). Pod koniec średniowiecza system podatkowy powrócił także do zachodniej Europy, choć na mniejszą skalę i ze znacznie mniejszą efektywnością. Jego odtworzenie przyniosło głębokie zmiany w skarbcach władców i nowe problemy. Od tej pory władca musiał szukać porozumienia z arystokratami i mieszczanami, na których spadł obowiązek utrzymania armii (lub przynajmniej musiał przenieść ten ciężar niżej, czyli na chłopów). W rozdziałach 11 i 12 zobaczymy, w jaki sposób zmieniło to układ polityczny w Europie Zachodniej pod koniec średniowiecza. Jednakże w XII wieku we Francji, a także przez większą część średniowiecza w większości Europy, prawie nikt nie pobierał podatku ziemskiego, chyba że na bardzo ograniczoną skalę. W rezultacie armie składały się z: właścicieli ziemskich z ich oddziałami rycerzy, którym płacono nadaniami ziemi, oraz najemników opłacanych ze skarbców królów lub hrabiów, a także z pieniędzy uzyskanych od tych właścicieli ziemskich, którzy chcieli się wykupić od służby wojskowej. W takim systemie zdolność do zwołania armii zależała więc od relacji osobistych i była ściśle powiązana z własnością ziemską.
Polityka oparta na własności ziemi została szczegółowo przeanalizowana w 1940 roku przez znakomitego francuskiego historyka Marca Blocha. Termin „feudalny” stosował on na określenie całej struktury społecznej opartej na własności ziemskiej, co stanowi znacznie szersze znaczenie tego słowa, niż gdyby odnieść je tylko do lenna i zależności wasalnych. Marc Bloch twierdził, iż struktura społeczeństwa feudalnego prowadziła do „fragmentacji władzy”, czyli do wytworzenia zdecentralizowanych struktur politycznych. Choćby dlatego że (znacznie upraszczając wnioski Blocha) w grze o sumie zerowej im więcej ziemi nadajesz innym, tym mniej jej masz, a im mniej masz ziemi do nadania, tym mniej lojalni wobec ciebie mogą być twoi wasale. Jak się wkrótce przekonamy, ta zasada sprawdzała się w ograniczonym zakresie, szczególnie w początkowym okresie średniowiecza. Karolingowie, którzy nie wprowadzili opodatkowania, skutecznie i długo rządzili na bardzo rozległych terytoriach. Nie da się jednak zaprzeczyć, że państwa oparte na podatkach zawsze mają znacznie solidniejsze podstawy niż te oparte na nadawaniu ziemi w zamian za służbę orężem lub polityczną lojalność. Żołnierze i urzędnicy otrzymujący regularne wynagrodzenie są mniejszym zagrożeniem dla stabilności państwa niż ci, którzy w zamian za służbę liczą na nadanie ziemi; nielojalnym i niekompetentnym można w każdej chwili po prostu przestać płacić. Władca, którego jedynym zasobem jest ziemia i prawo jej nadawania, musi postępować ostrożnie, szczególnie w relacjach z arystokratami będącymi jednocześnie dowódcami armii, bo trudno byłoby odebrać im majątki. Te względy i zależności miały wpływ na większość średniowiecznych systemów politycznych.
Może się wydawać, że w naszej dyskusji przeszliśmy niepostrzeżenie od kwestii politycznych do wojskowych. Jednak w interesującej nas epoce nie było między nimi większej różnicy. Rządy w średniowieczu opierały się na władzy sądowniczej oraz sile militarnej. Lojalność polityczna była jednoznaczna z koniecznością stanięcia do walki w razie zagrożenia, toteż w średniowieczu niemal wszyscy przedstawiciele elit ziemskich byli wyćwiczeni we władaniu orężem i mieli silne poczucie tożsamości, na co będziemy zwracali wielokrotnie uwagę w tej książce. Władców odnoszących sukcesy militarne i chwalonych za sprawiedliwość (włącznie ze zdolnością przymuszenia przegranych do uległości, co mieści się w obu kategoriach) postrzegano często jako źródło gospodarczego dobrobytu. Działało to także w drugą stronę – klęski żywiołowe traktowano jako winę niesprawiedliwych władców. Z kolei wydawało się, że rozwój ekonomiczny nie leży w ich gestii, podobnie jak opieka nad ubogimi, którą składano na barki lokalnych społeczności oraz miłosierdzia Kościoła, natomiast edukacja i opieka medyczna były płatne. Takie ograniczone postrzeganie roli rządu w zachodniej Europie, a także osobiste relacje władzy z poddanymi sprawiają, iż niektórzy cenieni historycy twierdzą, że w dyskusji o średniowiecznych strukturach nie można używać pojęcia „państwo”. Jak jasno wynika z kolejnych rozdziałów, nie podzielam tego poglądu. Uważam, że na początku średniowiecza władza królewska oraz coraz bardziej skomplikowane systemy administracji w XIII wieku i kolejnych można postrzegać w kategoriach władzy państwowej. Dlatego też określenie to będzie używane przeze mnie na opisanie większości systemów politycznych średniowiecznej Europy, z wyjątkiem bardzo prostych struktur władzy typowych dla północnej część kontynentu, które omówię skrótowo.
Wróćmy do Henryka II i Ludwika VIII. W 1159 roku polityka oparta na własności ziemskiej przeżywała pełnię rozwoju. Henryk miał nawet w planach rezygnację z ostatnich elementów podatku ziemskiego w Anglii, w której królowie, odrębnie od łacińskiej części Europy tego okresu, od ponad wieku zbierali daniny w pieniądzu. Niewykluczone, że celem Henryka II było po prostu niedopuszczenie do powstania opozycji, jednak chodziło raczej o to, iż ewidentnie uważał, że ma dość zasobów, by oprzeć swoją władzę na lojalności i wdzięczności elit arystokratycznych, tak francuskich jak i angielskich. (Lojalność wzmacniano na wiele sposobów. Arystokraci uczestniczyli na przykład w zwyczajowych objazdach wraz z całą świtą w okresie przed Świętami Wielkanocnymi i Bożego Narodzenia, a także w całej kulturze ceremonialnej, która powstała wokół niego i innych władców, a która miała swoją etykietę i swoje dworskie rozrywki). I trzeba przyznać, że w dużej mierze miał rację. Jednak nawet on nie mógł ryzykować i uderzyć w podstawowy element całego systemu − nie mógł złamać przysięgi złożonej Ludwikowi, gdyż podważyłoby to zasadę, na której opierała się także jego władza. Przykład ten dobitnie pokazuje, że polityka wasalna nie musiała prowadzić do cynicznych gier wasali, którzy tylko czekali na możliwość wyrwania się spod skrzydeł osłabionych władców. Liczyły się zobowiązania przyjęte wraz z nadaną ziemią oraz honor, nierozerwalnie związany z pojęciem wierności. Z niesławy ciężko się było podnieść, toteż do kwestii lojalności podchodzono z wielką ostrożnością, przez co większość politycznych rozgrywek w średniowieczu sprowadzała się do tego, na ile można sobie pozwolić, żeby nie okryć się hańbą; jeszcze wrócę do tego tematu. Co więcej, w XII wieku prawa władców feudalnych oraz obowiązki wynikające z przyrzeczenia lojalności uległy zaostrzeniu, z czego zarówno Ludwik VIII, jak i Henryk II doskonale zdawali sobie sprawę, jako że obaj z tego faktu korzystali przy innych sposobnościach. Owszem, władcy czasem igrali z honorem, ale Henryk II był zbyt doświadczony, by podjąć takie ryzyko. Relacje władza−poddani, w ramach których toczyły się rozgrywki wewnętrzne, opierały się na polityce ziemskiej. Jeśli zrozumiemy mechanizm tego systemu, w znacznej mierze zrozumiemy prawie całą praktykę polityczną średniowiecznej Europy; prawie, gdyż system ten nie obejmował najsilniejszych w tamtym okresie organizmów państwowych: Bizancjum, imperium osmańskiego ani muzułmańskiej Hiszpanii.
* * *
Przejdźmy teraz do kwestii gospodarczych. Jak już pokazałem, średniowieczne społeczności opierały swoją spójność i sukcesy na kontroli nad własnością ziemską. Powód jest prosty: podstawą dla wszystkich społeczeństw przedindustrialnych jest gospodarka rolna. W średniowieczu ani długo później nie znano fabryk. Wprawdzie w X wieku w Egipcie i w XIII wieku we Flandrii oraz w północnych Włoszech liczni rzemieślnicy i rękodzielnicy produkowali na dużą skalę sukno lub wyroby z metalu, które trafiały na rynki w całej Europie, ale dysponowali oni znacznie prostszymi technologiami niż te rozwinięte w późniejszych epokach, a przede wszystkim stanowili skromny odsetek całej populacji; po 1200 roku zaledwie jedna piąta ludności mieszkała w miastach, często bardzo małych. (Trudno podać dokładną liczbę, jako że nie dysponujemy wiarygodnymi danymi, ale podaną proporcję uważam za najbliższą prawdy; po więcej informacji odsyłam do rozdz. 7). Istniało także górnictwo, głównie żelaza, a także srebra, ale w tych tu zatrudnienie znalazła stosunkowo mała liczba ludzi. Większość − ponad cztery piąte populacji na początku średniowiecza i niewiele mniej później − stanowili chłopi, czyli ludzie, którzy utrzymywali się z roli. Chłopi prowadzili osiadły tryb życia, uprawiali mniej więcej stałe skrawki ziemi i żyli najczęściej w trwałych osadach (zwykle wioskach, czasem rozrzuconych obejściach). To płody rolne były głównym wytworem pracy ludzkiej w średniowieczu, toteż władza uważała za najważniejsze sprawowanie kontroli nad gospodarką ziemią i rolnictwem.
Kto kontrolował własność ziemską i gospodarkę rolną? W niektórych przypadkach byli to sami chłopi − tam, gdzie posiadali ziemię na własność, przede wszystkim na północy i wschodzie Europy, szczególnie w pierwszej połowie średniowiecza; na południu, w Hiszpanii, Włoszech i Bizancjum, część ziemi także należała do chłopów. Tam gdzie obowiązywały podatki, na przykład w Bizancjum i państwach arabskich, a pod koniec średniowiecza także w wielu zachodnich królestwach i miastach-państwach (a także tam, gdzie system fiskalny był słabo zorganizowany, a mimo to władcy ściągali daniny od wolnych chłopów, jak miało to miejsce w przypadku wczesnych książąt znacznej części wschodniej Europy) − władcy sprawowali częściową kontrolę nad gospodarką ziemią i zabierali część plonów, nawet jeśli nie byli właścicielami terenów. Jednak w znacznej części Europy od dawna ziemia nie należała do chłopów, lecz do właścicieli ziemskich, którzy żyli z czynszu płaconego im przez chłopów użytkujących grunt. (Przed 1200 rokiem praca najemna − w zamian za wynagrodzenie − była w rolnictwie ogromną rzadkością). Właściciele ziemscy, będący w istocie władcami feudalnymi otoczonymi oddanymi rycerzami, tworzyli arystokratyczne elity Europy, których lojalność (lub jej brak) przed chwilą omówiliśmy. Całości dopełniała własność Kościoła − szacowana na niemal jedną trzecią łącznej powierzchni ziemi. Królowie także mieli prawo do własności ziemskiej. Ich majątek − jeśli nie zbierali podatków − pochodził w przeważającej mierze z obszarów, które kontrolowali bezpośrednio. Zamożność feudałów − królewskich, kościelnych czy świeckich − zależała wprost od efektywności chłopów. Wymuszano ją najczęściej siłą bądź groźbą użycia siły.
Nie oznaczało to oczywiście, że każdy buszel zboża wydzierano chłopu przemocą.
Panowie nie mieli wystarczającej siły, by przeciwstawić się znacznie liczebniejszemu chłopstwu. Zazwyczaj obie strony uzgadniały wysokość czynszu, a władcy często akceptowali fakt, iż takie umowy stawały się z czasem zwyczajem, przez co trudno było je zmienić. Jednak egzekwowanie renty feudalnej zawsze wiązało się z potencjalną groźbą użycia siły przez strony zbrojnych na usługach pana. Sam moment poboru danin często nadzorowały uzbrojone straże (częściej w przypadku poboru podatków w gotówce, na którą to formę było mniejsze przyzwolenie ze strony ludności). Chłopi, którzy potrafili się zbuntować, gdy nakładano na nich większe niż ustalone obciążenia, z całą pewnością musieli się liczyć z ostrą reakcją ze strony panów. Z dokumentów wynika, iż panowie nierzadko postępowali okrutnie, by zdyscyplinować niepokornych poddanych. Karą za odmowę uiszczenia świadczeń mogło być zniszczenie i odebranie dóbr, pobicie, odcięcie kończyn, tortury; o tych ostatnich pisze się w źródłach ze wstrętem i odrazą, natomiast opisy bicia i okaleczeń są bardziej rzeczowe. Autorami tych relacji byli głównie duchowni, którzy nie pochwalali brutalności arystokracji, ale jeszcze mniej zrozumienia mieli dla buntujących się chłopów. Oczywiście mówimy o przypadkach skrajnych. Najczęściej pobór danin przebiegał spokojnie, ale chłopi zdawali sobie sprawę, co może ich spotkać, gdyby chcieli oponować. Innymi słowy, przemoc stanowiła stały element życia średniowiecznej społeczności agrarnej. Zdarzało się, że chłopi sprzeciwiali się władzy, a czasem nawet odnosili sukcesy, na ogół jednak pozostawali lojalnymi poddanymi swoich panów.
Niektórzy chłopi byli z punktu widzenia prawa ludźmi wolnymi, inni nie. Przy czym, pojęcie wolności − czy to pod względem prawnym, czy w praktyce (zwykle to nie było to samo) − różniło się w zależności od społeczeństwa. Na ogół wolność oznaczała pełne uczestnictwo w życiu publicznym, na przykład w zgromadzeniach, stanowiących istotny element systemu politycznego wczesnego średniowiecza, a także dostęp do sądów. Wolni chłopi często też płacili niższe czynsze. Obok chłopów wolnych była też bardzo zróżnicowana grupa chłopów nazywanych servi lub z łaciny mancipia. W starożytności słowo servus oznaczało po prostu niewolnika, w średniowieczu − służbę domową lub chłopa przywiązanego do ziemi. Tacy ludzie nie mieli żadnych praw (z definicji tylko ludzie wolni podlegali prawu) i musieli nie tylko płacić wyższe daniny, ale także wykonywać bezpłatnie uważane za poniżające usługi na rzecz pana. Z drugiej jednak strony mieli podobny tytuł do ziemi, co chłopi wolni, więc wyraz „niewolnik” nie jest właściwym określeniem − stąd będę stosował określenie „człowiek niewolny”. Szczególnie na początku średniowiecza system hierarchii wolnych i niewolnych chłopów był dość skomplikowany. W miarę upływu czasu na większości obszarów Europy różnice między chłopami wolnymi i niewolnymi zaczęły się zacierać, a wspólna rzeczywistość ekonomiczna − poddaństwo właścicielowi ziemi − stawała się ważniejsza niż podziały prawne; wolni i niewolni chłopi zaczęli wchodzić ze sobą w związki, co przez długi czas było surowo zakazane. W miarę jak właściciele ziemscy zwiększali presję także na wolnych chłopów, po 1000 roku obie grupy znalazły się praktycznie w tej samej sytuacji prawnej, którą często określa się mianem renty feudalnej lub pańszczyzny. Bunty chłopstwa na początku średniowiecza często wybuchały właśnie z powodu prób zrównania ich statusu ze statusem chłopów niewolnych; w wiekach XI i XII opór w większym stopniu koncentrował się na praktycznych kwestiach poddaństwa (patrz dalej i rozdz. 7), a podział między wolnymi i niewolnymi tracił na znaczeniu. Jednak po 1200 roku nadal istniał, na przykład w Anglii i Katalonii, gdzie nie wszyscy wolni chłopi byli chłopami feudalnymi, a w XV wieku koniec pańszczyzny dla chłopów niewolnych oznaczał istotną zmianę.
Relacja chłop−właściciel ziemi leży u podstaw nie tylko całej historii średniowiecznej gospodarki, ale także dziejów społeczno-politycznych. To na niej opierał się bowiem ostry podział na warstwy społeczne (patrz rozdz. 10) oraz cały omawiany tu systemu polityczny oparty na własności ziemskiej. W pozostałej części tej książki zobaczymy: jak zmieniała się dynamika tych procesów w różnych okresach i okolicznościach, dlaczego na północy Europy w drugiej połowie średniowiecza zaczęła się zmniejszać liczba wolnych chłopów (rozdz. 5), a także jak zmieniała się natura władzy w zachodniej Europie w XI wieku w wyniku nakładania na chłopów coraz wyższych danin (rozdz. 6), jak rozwój gospodarki w okresie pełnego średniowiecza wpłynął na dobrobyt chłopów i ich panów, jak te dwie grupy kształtowały wzajemne relacje (rozdz. 7), jak wyglądał opór chłopów wobec właścicieli ziemskich i państwa pod koniec średniowiecza (rozdz. 12). Nie wolno zapominać, że bogactwa możnowładców i władza polityczna opierały się na wyzysku chłopskiej większości. Cała dynamika gospodarcza średniowiecznych systemów społecznych, włącznie z każdą zmianą, którą skłonni jesteśmy nazywać rozwojem ekonomicznym − jak choćby rozwój rzemiosła, miast i szlaków handlowych spowodowany głównie zwiększonym popytem ze strony arystokracji − przez cały czas opierała się na nierównej relacji chłop−właściciel ziemi oraz na nadwyżkach, które ci pierwsi byli w stanie wypracować dla tych drugich. Ta książka nie jest o chłopach, ale procesy i wydarzenia, które w niej opisuję, były możliwe dzięki bogactwom pochodzącym z nadwyżek żywności, które chłopi przekazywali panom − bardziej lub mniej chętnie − w postaci danin w różnej formie. Błędem byłoby o tym zapominać.
* * *
Jeśli chodzi o zjawiska kulturowe, trudniej o uogólnienia i wybór tych najważniejszych. Chcę wyróżnić tylko trzy aspekty kultury średniowiecza, które miały szerszy zasięg. Chodzi o stosunek do honoru, płci i religii. Do wszystkich tych kwestii będę wracał wielokrotnie, uważam jednak, że wymagają też pewnego wprowadzenia. Jak już widzieliśmy, siła relacji politycznych w okresie pełnego średniowiecza − ale także znacznie wcześniej i długo później − oparta była na honorze. Trudno jest przecenić znaczenie wagi honoru przez cały okres średniowiecza we wszystkich warstwach społecznych i w każdym regionie Europy. Dotyczyło to również chłopstwa, nawet jeśli warstwy wyższe często uważały, że chłopi honoru nie mają; a także kobiet, mimo że sądzono, iż honor kobiety jest równoznaczny z honorem męskich członków jej rodziny. Oskarżenia o nielojalność, tchórzostwo, kradzież, zdradzenie męża (w przypadku kobiet) lub bycie zdradzonym przez żonę (w przypadku mężczyzn) − uważano za ujmę na honorze. Złodziej ryzykował życie (kradzież jako czyn podstępny była postrzegana w znacznej części Europy jak przestępstwo gorsze niż jawne zabójstwo), ale wystarczyło popełnić czyn niehonorowy, by stracić dobre imię i narazić się na infamię. Człowiek skazany na wyklęcie nie mógł na przykład składać zeznań w sądzie albo nie wolno mu było przysięgać na wierność, co było poważną karą, jako że taka przysięga stanowiła podstawę nie tylko życia politycznego, ale też procesów sądowych, tak więc człowiek pozbawiony czci pozostawał pod wieloma względami bez prawa do obrony.
Mężczyźni bronili honoru w sposób pośredni: rytualnie przysięgając, lub bezpośredni: walcząc zbrojnie z oskarżającymi. Akceptowano przemoc jako drogę dochodzenia swoich racji i wykorzystywano w postępowaniach sądowych: atak na własność innej osoby był sposobem okazania powagi zamiarów, a to ułatwiało nakłonienie drugiej strony do pojawienia się w sądzie. Natomiast jeśli ktoś nie obronił swojej własności przed atakiem, mógł zostać uznany za stronę, która ma mniejsze prawo do tej własności. Chłopi nosili przy sobie noże i często po nie sięgali; w Anglii w omawianym okresie liczba zabójstw na wsi dorównywała liczbie zabójstw w najniebezpieczniejszych miastach w Stanach Zjednoczonych w XX wieku. W okresie pełnego i późnego średniowiecza oskarżany o niehonorowe zachowania arystokrata zwyczajowo najeżdżał zbrojnie ziemie i zamki oskarżających (pojedynki aż do końca średniowiecza nie były jeszcze popularne). Zabójstwo w zemście uważano za czyn honorowy. Błędem byłoby jednak założenie, że średniowiecze to epoka kłótni, przemocy i przestępstw. Poza nielicznymi wyjątkami (na Islandii lub w późnośredniowiecznych włoskich miastach) poważne spory rozwiązywano najczęściej metodą kompromisu lub sądownie. Czasem uciekano się do próby zadośćuczynienia w gotówce lub darach, przy czym ta forma rozwiązywania konfliktów mogła zostać uznana za niezgodną z zasadami honoru. Należało zachować ogromną ostrożność i rozwagę zarówno wszczynając, jak i kończąc spór, aby nie splamić przy okazji honoru. Rozumieli to nawet duchowni, z racji kapłańskiej posługi traktowani często jak średniowieczni mediatorzy. Znamy wiele przykładów takiego działania. Biskup Grzegorz z Tours (zm. 594) opisał w swoich Historiach, które są szczegółowym świadectwem jego czasów, konflikt dwóch możnowładców, Chramnesinda i Sichara. Chramnesind zgodził się przyjąć pieniądze za śmierć swoich krewnych z rąk zabójcy, którym był Sichar. Kilka lat później obaj arystokraci spotkali się na wspólnej zabawie, podczas której pijany Sichar powiedział, iż Chramnesind dobrze wyszedł na ich dawnym układzie. I wtedy − jak relacjonuje Grzegorz − Chramnesind uświadomił sobie, że faktycznie – skoro nie pomścił zabitych krewnych, to nie powinien się nazywać mężczyzną, ale słabą kobietą, i zabił Sichara na miejscu. Grzegorz z Tours ewidentnie uważał takie zachowanie za słuszne, choć to on sam pośredniczył wcześniej w negocjacjach obu zwaśnionych stron i to on pomógł ustalić formę i wysokość rekompensaty. Sichar, sugerując, iż Chramnesind zyskał coś w tchórzliwy sposób na śmierci swoich krewnych, obraził arystokratę i to wystarczyło, by ten sięgnął po broń. W wielu społeczeństwach średniowiecznych jego zachowanie uznano by za w pełni usprawiedliwione, na przykład sławny zatarg między rodziną Buondelmontich i Arrighich w trzynastowiecznej Florencji ponoć zaczął się bardzo podobnie.
Powtórzmy raz jeszcze: systemy wartości średniowiecznych społeczeństw nie miały charakteru uniwersalnego. A niestety, właśnie taki obraz wyłania się z wielu książek, których autorzy zdają się dowodzić, iż ludzie żyjący w tamtej epoce myśleli „racjonalnie” na przeróżne tematy społeczne i religijne. Ja absolutnie nie podzielam tego zdania. Również honor miał swoje odcienie i odmiany. Na przykład posiadanie przez mężczyznę nieślubnego potomstwa (nawet jeśli w niektórych regionach Europy stawało się to poważnym utrudnieniem prawnym dla samych dzieci) nie uważano za ujmę na honorze, z kolei pod koniec średniowiecza w Irlandii niehonorowe było odprawienie swojego nieślubnego dziecka, które stanęło na progu domu ojca z prośbą o uznanie go za syna lub córkę − w ten sposób irlandzcy panowie dorabiali się czasem licznego potomstwa, nawet jeśli prośba o uznanie ojcostwa nie została poparta solidnymi faktami. Można jednak przyjąć, że przynajmniej czynna obrona honoru była zjawiskiem powszechnym. Średniowiecze to świat kultury macho − czego dowodzą choćby przemyślenia Chramnesinda: chodziło o to, by okazał się mężczyzną, nie kobietą. Kult męskości obowiązywał zwłaszcza, gdy mężczyźni się upijali − a robili to bardzo często. Nadużywanie alkoholu prowadziło do przemocy, która z kolei skutkowała skłonnością do wchodzenia w konflikty. (Biograf Karola Wielkiego, Einhard, twierdził, iż jego władca nie lubił sięgać po alkohol. Nie wiadomo, ile było prawdy w tym stwierdzeniu, ale na pewno chodziło o to, by podkreślić wyjątkowość króla). Z drugiej strony wspólne picie trunków służyło nawiązywaniu znajomości i budowaniu relacji opartych na lojalności. Jeśli dwóch mężczyzn piło ze sobą, zaczynali mieć wobec siebie pewne zobowiązania (dotyczyło to także wspólnego spożywania posiłków). Jeśli więc ktoś pił na dworze władcy, miał obowiązek służyć mu orężem, a unikanie takiej przysługi oznaczało utratę honoru. Z literatury średniowiecznej wiemy, że zdarzało się, iż zapraszano wrogów na ucztę, rzekomo po to, by zawrzeć pokój, a faktycznie po to, by we właściwym momencie pozbyć się upojonych alkoholem rywali. Strategia wydaje się skuteczna, gdyż przy jedzeniu i piciu ludzie tracą czujność, był to jednak czyn bardzo niehonorowy. W średniowieczu wspólne picie uważano za czynność bardzo męską, szanujące się kobiety nie uczestniczyły w takich zabawach; z wyjątkiem żony władcy, która jako pani domu miała szczególne obowiązki.
Benedyktyńskie opactwo św. Michała Archanioła na wyspie Mont-Saint-Michel w Normandii zostało ufundowane w 966 roku na terenie istniejącego od 709 roku sanktuarium św. Michała Archanioła. U stóp opactwa wyrosło miasteczko obsługujące licznych pielgrzymów. Klasztor działał do rewolucji francuskiej w 1791 roku.
Wydaje się, że w społecznościach zdominowanych przez mężczyzn niewiele jest miejsca dla kobiet. Rzeczywiście, role społeczne ściśle rozdzielano według płci, na przykład tylko mężczyznom wolno było orać pola, natomiast tylko kobiety mogły się zajmować tkactwem i szyciem odzieży (taki podział obowiązków był bardzo rozpowszechniony zarówno w czasie, jak i w przestrzeni, obowiązywał nawet w odległych Chinach). W większości społeczeństw średniowiecznych kobiety nie mogły liczyć na jakąkolwiek pobłażliwość w sprawach ciała, odwrotnie niż heteroseksualni mężczyźni. Podobnie zamknięty był dla nich świat oręża − w ich imieniu walczyli mężczyźni. Kobiety czasem nie miały osobowości prawnej; na przykład na początku średniowiecza we Włoszech i w Irlandii nie miały żadnych praw osobistych, przez całe życie reprezentowali je mężczyźni, trudno też było im odziedziczyć ziemię. Tego typu ograniczenia nie stały się na szczęście normą, w wielu społecznościach średniowiecznych kobiety mogły bez przeszkód dziedziczyć na równych prawach z mężczyznami, uczestniczyć w sprawach sądowych lub nawet (rzadziej) w zgromadzeniach publicznych. Znamy także kobiety sprawujące władzę polityczną − czasem w imieniu swoich dzieci po śmierci mężów lub (rzadziej i raczej pod koniec średniowiecza) jako prawowite następczynie na tronie w przypadku braku męskiego rodzeństwa. Niektóre władczynie, choćby Małgorzata Duńska czy Izabela I Kastylijska w XV wieku, okazały się naprawdę bardzo skuteczne i odniosły sukces. W rozdziałach poświęconych początkom średniowiecza znajdziemy przykłady potężnych królowych matek.
Do zagadnienia podziału ról według płci powrócę w rozdziale 10 − gdy będziemy mogli powiedzieć coś więcej o kobietach innych niż królowe i arystokratki. W tym miejscu wspomnę jedynie, że moim zdaniem główna różnica między początkowym a późniejszym okresem średniowiecza, przynajmniej w znacznej części Europy, polega właśnie na zróżnicowaniu postaw kobiecych, co wynikało z procesu powolnego komplikowania się stosunków społecznych. Ograniczenia prawne, dość ostre w pierwszych wiekach średniowiecza, z czasem uległy złagodzeniu, mimo że przepisy o dziedziczeniu wciąż dyskryminowały kobiety (pod niektórymi względami ich sytuacja uległa wręcz pogorszeniu). Mężczyźni też mieli ściśle przypisane role społeczne − nierzadko sprzeczne z ich indywidualnym charakterem. Ci z natury delikatni, brzydzący się przemocą i unikający oręża − nie cieszyli się estymą. Wyjściem dla nich była ucieczka w kapłaństwo, które do pewnego stopnia uwalniało ich od konieczności walki i demonstrowania siły fizycznej. (Należy dodać, że podczas konfliktów zbrojnych wielu duchownych z entuzjazmem sięgało po broń, a na tych, którzy stanowczo odmawiali walki lub żyli w celibacie patrzono czasem z pogardą − ze względu na wątpliwości dotyczące ich męskości). Jak widzieliśmy przy okazji rozważań na temat honoru, mężczyzn często obowiązywały równie restrykcyjne (choć inne) zasady, co kobiety. Przy czym role kobiet były ściślej określone i ograniczone. W średniowieczu (i nie tylko) normą stała się męskość.
Jeśli chodzi o religię − można by uznać za banał stwierdzenie, że ludzie średniowiecza byli głęboko religijni. To jednak prawda, bez względu na to, czy mówimy o żydach, muzułmanach, czy też chrześcijanach, którzy pod koniec średniowiecza stanowili w Europie przeważającą większość. (Jeśli istnieli ateiści, to nie głosili otwarcie swoich poglądów). Głęboka wiara ludzi żyjących w średniowieczu często łączona jest z „władzą Kościoła” oraz duchownymi kaznodziejami, którzy straszyli wiernych piekłem i wiecznym potępieniem. Tego typu przekaz pojawił się jednak znacznie później i był wynikiem swoistej konkurencji między protestantami i katolikami. W rzeczywistości duchowni średniowiecza realistycznie podchodzili do możliwości percepcji swoich wiernych. Oznacza to, że kazania, jeśli już je wygłaszano – bo tradycja kazań zyskała na popularności dopiero od XII wieku − dostosowywano do odbiorcy. Faktem jest także, że choć księża nieustannie narzekali na to, iż wierni tylko w niewielkim stopniu posłuszni byli ich naukom (dotyczy to absolutnie całej epoki), podstawowe założenia wiary akceptowano w pełni i powszechnie. Wprawdzie czasem wierni inaczej rozumieli te zasady niż ich duchowi przewodnicy. A kapłani reagowali na to w różny sposób, zależnie od okresu. Na początku średniowiecza krytykowali wszelkie pozostałości pogaństwa, szczególnie te niezgodne z nauką chrześcijańską. W późniejszych wiekach skarżyli się częściej na standardowe formy „niemoralnego” zachowania, a po 1000 roku – na herezję, czyli teologiczne przekonania, które Kościoły łaciński lub grecki uważały za sprzeczne z dogmatami wiary, zwłaszcza jeśli skierowane były przeciwko hierarchii kościelnej. Trzeba dodać, iż czasem świeccy wierni wykazywali się większą surowością w praktyce religijnej i życiu niż duchowni moralizatorzy. Cały ruch monastyczny, a później rozwój życia zakonnego możliwe były dzięki wiernym świeckim (wyświęceni duchowni stanowili zazwyczaj mniejszość w klasztorach, a ponieważ kobietom nie udzielano sakramentu kapłaństwa, w zakonach żeńskich próżno by szukać osób duchownych). W klasztorach mężczyźni i kobiety wybierali często najbardziej ekstremalną wersję praktyk religijnych, choć wynikało to czasem z chęci okazania posłuszeństwa opatowi lub przeoryszy, a za ich pośrednictwem wyższym hierarchom kościelnym. Co istotne, nie obejmowało to, a przynajmniej nie miało w założeniu obejmować, żadnych indywidualnych praktyk religijnych. W rozdziałach 8, 10 i 12 przekonamy się, co się działo, gdy osoby świeckie zaczynały po swojemu interpretować wiarę, szczególnie po mniej więcej 1150 roku. Bez względu na to, czy zasady wiary były powszechnie znane i czy przestrzegano zaleceń duchowieństwa, szczególnie tych dotyczących seksu lub przemocy związanej z honorem, ludzie potrzebowali wiary i godzili się na to, by religia wpływała na wszystkie aspekty życia.
Podkreślam to nie dlatego, że ktokolwiek podważa to twierdzenie, ale dlatego, że niektóre jego implikacje nie zawsze są dobrze rozumiane. Sekularyzm i religijność często są bowiem przez historyków rozpatrywane osobno i stawiane w opozycji. Czy słusznie? Gdy arystokratka fundowała klasztor, by zostać w nim przeoryszą – czy działała z pobudek religijnych, czy może dlatego, że taki klasztor wydawał się stabilną inwestycją ziemską, zwłaszcza gdy miała dużą rodzinę? Gdy królowie osadzali w diecezjach zaufanych księży i administratorów, czy robili to dlatego, iż byli pewni ich kwalifikacji moralnych, czy też próbowali po prostu rozszerzyć zasięg swojego panowania, kierując lojalnych sobie ludzi do bogatych ośrodków władzy lokalnej? Gdy w 833 roku synowie Ludwika I Pobożnego, króla Franków i cesarza rzymskiego, zmusili go do odbycia publicznej pokuty (patrz rozdz. 4), to czy zrobili to dlatego, że znaczna część frankijskich elit doszła do wniosku, iż popełnił grzechy zagrażające moralnemu porządkowi królestwa, czy też dlatego, że dostrzegli szansę na przejęcie władzy? Co motywowało w 1096 roku pierwszych krzyżowców? Czy wyruszyli na podbój Palestyny (patrz rozdz. 6), ponieważ chcieli − jako pielgrzymi przepełnieni głęboką wiarą − odebrać święte miejsca w Jerozolimie i wokół niej muzułmańskim niewiernym, czy też była to tylko przykrywka, pod którą w rzeczywistości kryła się chęć zagarnięcia nowych terytoriów?
Na wszystkie opcje zawarte w tych pytaniach musimy odpowiedzieć twierdząco. Ale co istotniejsze, musimy uświadomić sobie, że tak naprawdę były one nierozerwalnie powiązane i ówcześni ludzie nie traktowali ich rozdzielnie. Oczywiście, niektórzy aktorzy sceny politycznej byli pozbawieni skrupułów w większym stopniu niż inni, tak samo jak byli mniej lub bardziej przesiąknięci wiarą, ale jak w każdej innej epoce ludzie kierowali się bardzo różnymi motywacjami, które najczęściej splatały się ze sobą, może poza nielicznymi wyjątkami religijnych twardogłowych. Świadome wykorzystywanie retoryki religijnej do własnych celów, szczególnie w przypadku ludzi możnych i potężnych, nie musiało być przejawem hipokryzji. Może byśmy lepiej to zrozumieli, gdyby tak rzeczywiście było, jednak ówcześni ludzie, i to niemal bez wyjątku, naprawdę wierzyli w to, co mówili. I ten fakt musimy uwzględnić w każdej naszej ocenie ich działań.
* * *
Wszystkie te początkowe uwagi są tylko punktem wyjścia do zrozumienia spraw, o których napisałem w kolejnych rozdziałach. W pozostałej części książki skoncentruję się na chwilach przełomowych oraz na ogólnych interpretacjach, które przedstawiłem na początku tego rozdziału. W całej książce zobaczymy także, w jaki sposób te interpretacje są niuansowane na każdym etapie przez rzeczywiste różnice: wczesne średniowiecze bardzo różniło się od późnego średniowiecza, państwo Franków znacznie różniło się od Bizancjum itd. Ale to właśnie te różnice decydują w dużej mierze o zainteresowaniu okresem wieków średnich. Poszczególne elementy układają się w całość. W średniowieczu stykamy się z różnymi, choć rozwijającymi się równolegle, systemami gospodarczymi, społecznymi, politycznymi i kulturalnymi, które warto ze sobą zestawiać, porównywać i objaśniać. Postaram się to zrobić, oczywiście w takim zakresie, na jaki pozwala mi konieczność przeanalizowania tysiąca lat na pozostałych mi do zapisania stronach.
Rozdział 2
Rzym i jego zachodni sukcesorzy, lata 500−750
Rozdział 3
Kryzys i przemiany na Wschodzie, lata 500−850/1000
Rozdział 4
Eksperyment karoliński, lata 750−1000
Rozdział 5
Ekspansja chrześcijańskiej Europy, lata 500−1100
Rozdział 6
Przekształcenia zachodniej Europy, lata 1000−1150
Rozdział 7
Długi okres boomu gospodarczego, lata 950−1300
Rozdział 8
Trudy politycznej rekonstrukcji, lata 1150–1300
Rozdział 9
Rok 1204 − klęska alternatyw
Rozdział 10
Kształtowanie się społeczeństwa: kwestia płci i społeczeństwo w Europie późnego średniowiecza
Rozdział 11
Pieniądze, wojna i śmierć, lata 1350–1500
Rozdział 12
Zmiany w polityce, lata 1350–1500
Rozdział 13
PodsumowaniePrzypisyBibliografiaPodziękowania