Strona główna » Dla dzieci i młodzieży » Szczuroburger

Szczuroburger

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-62745-23-4

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Szczuroburger

Zoe nie ma łatwego życia:

√ jej okropna macocha jest tak leniwa, że męczy się nawet przy zmienianiu kanałów telewizyjnych

√ przywódczyni szkolnego gangu wykorzystuje każdą okazję, by ją gnębić

√ a na dodatek podły sprzedawca burgerów czyha na życie jej malutkiego przyjaciela.

Wymyślił nikczemny plan…

Szczuroburger” to kolejna książka Davida Walliamsa, brytyjskiego autora o fenomenalnym poczuciu humoru i niewiarygodnym zmyśle obserwacji . Jego powieści czytają zarówno młodsi, jak i starsi. Ci pierwsi trzęsą się ze śmiechu, ci drudzy czasem z oburzenia.

Polecane książki

NARZĘDZIA,KTÓRE POMOGĄ CI OSIĄGNĄĆ SPRAWNOŚĆ, ZAMOŻNOŚĆ I MĄDROŚĆ Przez ostatnie dwa lata autor bestsellerów „New York Timesa” Tim Ferriss poznawał zwyczaje i narzędzia ludzi sukcesu z całego świata. Dzięki zdobytej wiedzy zdołał podwoić swoje dochody, stał się bardziej elastyczny i szczęśliwszy. „N...
"Płatki śniegu" to pierwsza część przygód Elii Madej. Akcja powieści rozgrywa się w 2125 r. kilka lat po wojnie technologicznej, w zastraszonym przez najeźdźców zwanych Egidą miasteczku. Ich upadek sprawia, że wszystko wraca do normy. Ludzie wznoszą nowe mury, a władza jest nieodzownym elementem...
„To bez wątpienia najsilniejszy głos współczesnej Azji”. Kenzaburō Ōe, laureat Literackiej Nagrody Nobla „Potężna refleksja nad kapitalizmem w wykonaniu jednego z najznakomitszych koreańskich pisarzy. Hwang wzywa nas do spojrzenia w przeszłość i namysłu nad tym, jakim kosztem dokonała się ewolucj...
Disorder i ja to opowieść o dwóch przyjacielach, outsiderach – są młodzi, weseli, zbuntowani. Nie potrafią się odnaleźć w rzeczywistości początku lat 90. Miejsce sklepów Społem zajmują Euro-Shopy, w tle denominacja złotówki, powstają prywatne media. Młodzi bohaterowie nie potrafią jednak korzystać z...
Wolna ręka to nie wolna amerykanka. Ten tryb można stosować tylko w określonych - wyjątkowych - sytuacjach, które są niezależne od zamawiającego. Ze względu na swoją specyfikę zamówienia z wolnej reki znajdują się pod sczególnym nadzorem Urzędu Zamówień Publicznych. Nasz ekpert, wieloletni praktyk, ...
Mieczysław Fogg to chyba najbardziej znany polski piosenkarz XX wieku. Dariuszowi Michalskiemu udało się zebrać tysiące informacji i relacji na jego temat. Powstała fascynująca biografia Poletko pana Fogga, a jednocześnie książka o polskiej scenie muzycznej dwudziestolecia międzywojennego, czas&...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa David Walliams

Strona redakcyjna

Originally published by HarperCollins Publishers under
the title Ratburger.

Text copyright © David Walliams 2012

Illustrations copyright © Tony Ross 2012

David Walliams and Tony Ross assert the moral right to
be identified as the author and illustrator of this work.

Copyright © for the Polish Edition by Dom Wydawniczy
MAŁA KURKA,

Piastów 2016

Copyright © for the Polish translation by Karolina
Zaremba

Wydanie pierwsze, maj 2016

Korekta:

Małgorzata Majewska

Skład i łamanie:

Trevo, Grażyna Martins

Przygotowanie do druku okładki i stron tytułowych:

Magdalena Muszyńska

Wydawca:

Dom Wydawniczy MAŁA KURKA

wydawnictwo@malakurka.pl

www.malakurka.pl

ISBN 978-83-62745-23-4

Publikację elektroniczną przygotował:

Dla Frankiego, chłopca o
pięknym uśmiechu

Oto bohaterowie tej opowieści:

1. Krewetkowo-prażynkowy chuch

1

Krewetkowo-prażynkowy
chuch

Chomik nie żył.

Leżał na grzbiecie.

Z wyciągniętymi łapkami.

Martwy.

Zalana łzami Zoe otworzyła klatkę. Trzęsły jej się
ręce, a serce pękało. Ułożyła włochate ciałko Pierniczka na zniszczonym
dywanie, przekonana, że już nigdy uśmiech nie zagości na jej twarzy.

— Sheila! — zawołała ile sił w płucach. Mimo nalegań
Taty nie zwracała się do macochy „mamo”. Odmówiła i przysięgła sobie, że w
życiu tego nie zrobi. Nikt nie mógł zastąpić mamy. Zresztą macocha dziewczynki nawet nie próbowała.

— Nie kłap dziobem. Oglądam telewizor i
konsumuję! — odburknęła z salonu kobieta.

— Ale coś niedobrego dzieje się z Pierniczkiem!

Ujęła to delikatnie.

Zoe obejrzała kiedyś w telewizji serial, którego
akcja rozgrywała się w szpitalu. Przypomniała sobie pielęgniarkę ratującą
konającego staruszka metodą usta-usta. W akcie desperacji zaczęła
reanimować chomika w ten sam sposób. Nic z tego. Podpięcie serduszka
gryzonia do baterii alkalicznej za pomocą spinacza do papieru też nie
przyniosło rezultatu. Było już za późno.

Ciałko chomika zesztywniało i stało się zimne w
dotyku.

— Proszę cię, Sheila, pomóż! — błagała
dziewczynka.

Z początku tylko cichutko płakała, ale prędko
rozszlochała się na dobre. Wreszcie usłyszała, jak macocha niechętnie
człapie korytarzem ich malutkiego mieszkanka, które mieściło się na
trzydziestym siódmym piętrze pochyłego wieżowca. Kobieta sapała z wysiłku
przy każdej czynności. Była tak leniwa, że najchętniej kazałaby Zoe
czyścić sobie nos. Sheila potrafiła stękać nawet przy zmienianiu pilotem
kanałów telewizyjnych.

— Uch, uch, uch, uch… — jęczała, głośno tupiąc w
holu. Macocha Zoe należała do osób niskich, ale umiała to zamaskować swoją
szerokością. Była tak szeroka, jak wysoka.

Jednym słowem — kulista.

Gdy stanęła w drzwiach pokoju, przesłoniła sobą
światło z korytarza, tak jak cień Ziemi zakrywa blask Księżyca podczas
zaćmienia. Dziewczynka wyczuła też mdłosłodki aromat krewetkowych
prażynek. Macocha je uwielbiała. Chwaliła się nawet, że już jako niemowlę
domagała się prażynek, a każdym innym jedzeniem pluła matce w twarz. Zdaniem
Zoe prażynki cuchnęły, i to niekoniecznie tylko krewetkami. A oddech
Sheili przesiąkł tym zapachem.

Nawet teraz, kiedy stała w drzwiach i obserwowała tę
smutną scenę, jedną ręką trzymała paczkę śmieciowych przekąsek, a drugą
wpychała je sobie do gardła. Ubrana była — jak zwykle — w długą, upaćkaną,
białą koszulkę, czarne legginsy i puchate, różowe kapciuszki. Odsłonięte
fragmenty skóry pokrywały tatuaże. Na przedramionach uwieczniła imiona
swoich byłych mężów, aktualnie przekreślone.

— Ojej — prychnęła pełnymi prażynek ustami. — Ojejej,
jakie to smutne. Zapłakać się można. Biedaczek wykorkował!

Pochyliła się nad pasierbicą i rzuciła okiem na
martwego chomika. Za każdym razem, gdy się odzywała, pluła na dywan na
wpół przeżutymi okruchami.

— Och, ach, ojejej, i takie tam — dodała tonem, który
nawet nie udawał smutku.

Wtedy właśnie rozmiękły od śliny kawałek przeżutej
prażynki wylądował na puszystym pyszczku biednego zwierzaka. Zoe
delikatnie starła mieszaninę prażynek i śliny* razem z własną łzą, która kapnęła na zimny, różowy nosek
gryzonia.

* Fachowa nazwa to „prażynoślina”.

— O, pomysła mam! — zaświtało w głowie macosze.
— Jak zaraz skończę jeść, to możesz wsadzić małego do torebki. Ja tam się
do niego nie dotknę. Jeszcze co złapię.

Sheila uniosła torebkę i przechylając ją, napełniła
wiecznie nienasyconą paszczę ostatnimi krewetkowymi przysmakami. Potem
oddała dziewczynce puste opakowanie.

— Masz. Wsadź go tutaj, zanim zasmrodzi całe
mieszkanie.

Zoe zatrzęsła się z oburzenia. Naprawdę to ten
krewetkowo-prażynkowy chuch opasłej macochy zasmradzał im mieszkanie! Taki
oddech mógł złuszczać farbę ze ścian, jednym podmuchem pozbawić ptaki piór
i zrobić z nich latające łysole. Gdyby wiatr nagle zmienił kierunek,
ludzie poczuliby fetor w mieście oddalonym o dziesięć kilometrów.

— Nie pochowam mojego biednego Pierniczka w
torebce po prażynkach — warknęła Zoe. — Sama nie wiem, po co cię wołałam.
Idź stąd i zostaw mnie!

— Na litość boską, dziewczyno! — huknęła
kobieta. — Tylko pomóc chciałam! Ty niewdzięczny bachorze!

— Wcale nie pomagasz! — krzyknęła Zoe i nawet na
macochę nie spojrzała. — Idź już sobie!

Zirytowana Sheila wyszła z pokoju. Trzasnęła drzwiami
z takim impetem, że aż tynk posypał się z sufitu.

Zoe nasłuchiwała, jak kobieta, której uparcie nie
nazywała „mamą”, sunie prosto do kuchni. Bez wątpienia po to, żeby
rozszarpać następną wielką paczkę krewetkowych przekąsek. Dla całej
rodziny.

Samotna dziewczynka siedziała w swoim malutkim pokoju
z martwym chomikiem na rękach.

Ale jak to się stało, że umarł? Zoe wiedziała, że
Pierniczek był jeszcze młody, nawet jak na chomika.

Czy to mogła być sprawka
jakiegoś zabójcy chomików? — zastanawiała się.

Komu mogłoby zależeć na śmierci bezbronnego gryzonia?

Cóż, dowiecie się tego, nim moja opowieść dobiegnie
końca. Przekonacie się też, że istnieją ludzie gotowi zrobić coś o wiele
gorszego. Największy niegodziwiec na świecie czai się między stronicami
tej książki, obserwuje was z ukrycia. Kto się nie boi, niech czyta
dalej…

2. Naprawdę wyjątkowa dziewczynka

2

Naprawdę wyjątkowa dziewczynka

Zanim jednak poznamy tego
wielkiego okrutnika, musimy na chwilę wrócić do początków.

Zoe wiodła szczęśliwe życie, chociaż jej mama zmarła,
kiedy dziewczynka była malutka. Tata kochał Zoe za dwoje rodziców i
stanowili razem zgrany zespół — on rankiem wychodził do pracy w miejscowej
wytwórni lodów, a ona do szkoły. Lubił swoją pracę, mimo że była ciężka,
kiepsko płatna i często zostawał po godzinach. Bo od zawsze ubóstwiał
lody.

Tym, co podtrzymywało go na duchu, było wymyślanie
zupełnie nowych lodowych smaków. Zawsze po skończeniu swojej zmiany
rozpromieniony spieszył do domu, obładowany próbkami różnych
dziwnych i cudownych aromatów, żeby Zoe skosztowała ich jako pierwsza.
Potem zdawał swojemu szefowi relację z tego, które zasmakowały dziewczynce
najbardziej. Oto ulubione smaki Zoe:

WYSTRZAŁOWY SORBET

BOMBASTYCZNA BALONÓWA

POTRÓJNIE CZEKOLADOWO-ORZECHOWO-KARMELOWY TWIST

LUKSUSOWA WATA CUKROWA

KARMELOWY BUDYŃ

MANGO NIESPODZIANKA

OWOCOWA GALARETKA

BANANOWO-ORZECHOWE PTASIE MLECZKO

ANANAS I LUKRECJA

KOSMICZNA ŻELKOWA EKSPLOZJA

Najmniej przypadł jej do gustu smak
ślimakowo-brokułowy. Nawet tacie Zoe nie udało się wyczarować pysznych
lodów ślimakowo-brokułowych.

Nie wszystkie lodowe wynalazki trafiały do sklepów (a
już na pewno nie ślimak z brokułem), ale Zoe mogła spróbować każdego z
nich! Czasem zjadała tak dużo lodów, że myślała, że pęknie. Ale co
najlepsze, często była jedynym dzieckiem na świecie, które je testowało, a
to sprawiało, że czuła się naprawdę wyjątkowa.

Był tylko jeden problem.

Jako jedynaczka Zoe nie miała nikogo, kto by się z
nią bawił, poza tatą, który niestety do późna pracował w fabryce. Dlatego
— podobnie jak inne dziewięciolatki — całym sercem i duszą zapragnęła
własnego zwierzątka. Nie upierała się przy chomiku, to mógł być
jakikolwiek zwierzak, byle tylko mieć go do kochania. Liczyła na to, że
pupil odwzajemni jej uczucie. Jednak kiedy mieszka się na trzydziestym
siódmym piętrze wieżowca, zwierzak musi być mały.

W dniu dziesiątych urodzin Zoe Tata zrobił jej
niespodziankę. Wyszedł wcześniej z pracy i odebrał córkę ze szkoły. Wziął
ją na barana — tak jak uwielbiała — i poszli do sklepu zoologicznego. Tam
kupili chomika.

Zoe wybrała najpuszystszego, najsłodszego ze
wszystkich maluszków i nazwała go Pierniczek.

Pierniczek mieszkał w klatce w pokoju dziewczynki.
Zoe nie przeszkadzało, że w nocy hałasował, biegając w kołowrotku. Nie
miała mu też za złe, że parę razy uszczypnął ją w palec, kiedy częstowała
go herbatnikami. Nie zniechęciła się nawet tym, że klatka zalatywała
chomikowymi siuśkami.

Mówiąc krótko, Zoe kochała Pierniczka. A Pierniczek
kochał Zoe.

Dziewczynka nie miała w szkole zbyt wielu przyjaciół.
Na dodatek inne dzieci jej dokuczały, bo była niska, miała rude włosy i
musiała nosić na zębach aparat ortodontyczny. Wystarczyłaby jedna z tych
rzeczy, żeby w szkole mieć pod górkę, a ją los obdarzył wszystkimi trzema
naraz.

Pierniczek też był mały i rudy, tyle że oczywiście
bez aparatu na zębach. To właśnie ta rudość i drobna postura
podpowiedziały Zoe, by wybrać go z tuzina puszystych kulek przytulonych do
siebie w sklepie zoologicznym. Musiała wyczuć w nim bratnią duszę.

W ciągu następnych tygodni i miesięcy Zoe nauczyła
Pierniczka niesamowitych sztuczek. Za nasionka słonecznika stawał na
tylnych łapkach i wykonywał krótki taniec. Za orzecha włoskiego robił
salto w tył. A za kostkę cukru zaczynał wirować, leżąc na grzbiecie.

Zoe marzyła o tym, że pewnego dnia jej mały
przyjaciel zasłynie jako pierwszy w świecie chomik, który potrafi tańczyć
breakdance! Przygotowała krótkie przedstawienie, które chciała pokazać
dzieciakom z bloku z okazji świąt Bożego Narodzenia. Zrobiła nawet plakat.

Niestety pewnego dnia Tata przyniósł z pracy bardzo
smutne wieści, które zniszczyły ich dotychczasowe szczęście…

3. Mniej niż zero

3

Mniej niż zero

— Straciłem pracę — rzekł
Tata.

— O nie! — zmartwiła się Zoe.

— Zamykają fabrykę, a całą produkcję przenoszą
do Chin.

— Ale przecież znajdziesz nową pracę, prawda?

— Spróbuję — odparł Tata. — Ale to nie będzie
łatwe. Jest nas wielu.

Jak się okazało, było to nie tylko trudne, ale wręcz
niemożliwe. W tym samym momencie pracę straciło tyle osób, że Tata
zmuszony był pobierać zasiłek dla bezrobotnych. Pieniędzy ledwie starczało
im na życie, a brak stałego zajęcia coraz bardziej Tatę przygnębiał. Z
początku codziennie odwiedzał urząd pracy, ale w promieniu stu kilometrów
nie pojawiały się żadne odpowiednie oferty, więc w końcu zaczął chadzać do
pubu. Zoe domyśliła się, że urzędy pracy z reguły nie są otwarte do późnej
nocy.

Dni mijały, a dziewczynka martwiła się o ojca coraz
bardziej. Czasem miała wrażenie, że zupełnie się poddał. Utrata najpierw
żony, a potem pracy, to było dla niego zbyt wiele.

Nie zdawała sobie sprawy, że wkrótce miało być
jeszcze gorzej…

Tata poznał macochę Zoe w momencie najgłębszej
rozpaczy. On czuł się samotny, a ona nie miała nikogo, bo jej ostatni mąż
zmarł w tajemniczym wypadku z udziałem krewetkowych prażynek. Sheila
sądziła, że zasiłek pobierany przez męża numer dziesięć zapewni jej
wygodne życie z papierosami zawsze pod ręką i niewyczerpanym zapasem
krewetkowych przysmaków.

Zoe nie potrafiła przypomnieć sobie prawdziwej mamy,
choćby nie wiem jak się starała, bo jej mama zmarła dawno temu. Kiedyś w
całym mieszkaniu wisiało pełno zdjęć mamy. Miała miły uśmiech. Zoe
wpatrywała się w fotografie i starała uśmiechać się tak samo. Były do
siebie najbardziej podobne właśnie wtedy, gdy się uśmiechały.

Jednak pewnego dnia, kiedy nikogo nie było w domu,
macocha pozdejmowała wszystkie zdjęcia. Dziwnym trafem nagle wszystkie się
„pogubiły”. Najprawdopodobniej spłonęły… Tata nie lubił rozmawiać o
mamie, bo od razu doprowadzało go to do łez. Ale mama żyła nadal w sercu
swej córeczki. Dziewczynka wiedziała, że prawdziwa mama bardzo ją kochała.
Wiedziała i już.

Tak samo jak czuła, że macocha jej nie kocha. Nawet
nie lubi. Była wręcz przekonana, że jej nie znosi. Sheila traktowała ją
jak natręta, a w najlepszym wypadku — jakby dziewczynka była niewidzialna.
Często zapowiadała, że Zoe ma się wyprowadzić z domu, gdy tylko dorośnie.

— Nie będzie darmozjad ze mnie zdzierać! —
Kobieta nigdy nie dała pasierbicy ani pensa, nawet na urodziny. W zeszłe
święta Sheila podarowała Zoe w prezencie zużytą chusteczkę, a kiedy
dziewczynka ją rozwinęła, roześmiała jej się w twarz. Chustka była cała w
glutach.

Wkrótce po wprowadzeniu się do ich mieszkania macocha
zażądała, żeby chomik z niego zniknął.

— To śmierdzi! — wrzeszczała.

Koniec końców, mimo wszystkich wrzasków i trzaskania
drzwiami, Zoe mogła zatrzymać swoje zwierzątko.

Sheila jednak nie przestała gardzić Pierniczkiem.
Ciągle jęczała, że chomik wygryzał dziury w kanapie, chociaż tak naprawdę
wypalał je popiół sypiący się z jej papierochów! Na okrągło ostrzegała
swoją przybraną córkę, że jeśli tylko złapie to małe paskudztwo poza
klatką, to je rozdepcze.

Sheila szydziła też z pomysłu Zoe, by nauczyć chomika
tańczyć breakdance.

— Czas tracisz na te bzdury. Oboje z tym szkodnikiem
jesteście warci tyle co nic. Rozumiesz? Mniej niż zero!

Zoe rozumiała, ale wolała to ignorować. Wiedziała, że
ma rękę do zwierząt. Tata też tak uważał.

Co więcej, dziewczynka marzyła, że pewnego dnia ruszy
w świat z wielką utalentowaną menażerią. Planowała wytresować swoich
podopiecznych, żeby zabawiali widzów popisami. Sporządziła nawet listę
tych niesamowitych numerów:

Supergwiazda DJ Żaba

Rapujący swobodnie żółw słodkowodny

Tańcząca taniec towarzyski para myszoskoczków

Słoń śpiewak operowy

Osioł pokazujący sztuczki magiczne

Stepująca stonoga

Zespół śpiewających świnek morskich

Trio żółwi z pokazem stylów street dance

Kot parodiujący słynne koty z kreskówek

Świnia balerina

Robak hipnotyzer

Pokaz akrobatyki na linie w wykonaniu krów

Mrówka brzuchomówca

Mól śmiałek wykonujący niewiarygodne popisy
kaskaderskie, na przykład wystrzeliwanie się z armaty jako żywy pocisk

Pokaz karate z udziałem meduz

Hipopotam skaczący na bungee

Miała wszystko zaplanowane. Dzięki zarobionym przez
zwierzęta pieniądzom, razem z Tatą uciekliby z pochyłego, walącego się
wieżowca i już nigdy tam nie wrócili. Zoe kupiłaby Tacie o wiele większe
mieszkanie, a sama osiedliłaby się w rozległej wiejskiej rezydencji i
stworzyła tam rezerwat dla niechcianych zwierząt. Mogłyby całymi dniami
biegać sobie swobodnie po podwórzu, a nocą spać razem w gigantycznym
łóżku. Nad bramą posiadłości powiesiłaby napis: „Żaden zwierzak nie jest
ani za duży, ani za mały, żeby go kochać”.

Ale tamtego pamiętnego dnia, kiedy Zoe wróciła ze
szkoły, zastała Pierniczka martwego. A wraz z nim umarły jej marzenia o
sławie treserki zwierząt.

I tak oto, czytelniku, po tej małej podróży w
przeszłość, znów jesteśmy na początku opowieści i możemy snuć ją dalej.

Tylko nie przewracaj kartek do początku książki, bo
to byłoby bez sensu, na okrągło czytałbyś tych samych kilka stron. Przejdź
do następnej strony, a ja będę opowiadać. Prędko. Przestań to czytać i idź
dalej. No już!

4. Przychodzi i paskudzi

4

Przychodzi i paskudzi

— Spuść go w kiblu! —
krzyczała Sheila.

Zoe siedziała na łóżku i mimo woli przysłuchiwała się
kłótni dorosłych.

— Nie! — odparł Tata.

— Bezużyteczny gamoniu, dawaj go tu! Wywalę go
do śmieci!

Zoe często przesiadywała w łóżku, w swojej przymałej
piżamie i przez cienkie jak tektura ściany słuchała awantur do późnej
nocy. Tym razem oczywiście wydzierali się z powodu nieżyjącego już
Pierniczka.

Mieszkali na trzydziestym siódmym piętrze
rozsypującego się czynszowego bloku — który mocno się przechylał i dawno
temu powinien zostać zburzony — więc nie mieli ogródka. Był co prawda
stary plac zabaw na prostokątnym, betonowym podwórku przed blokiem, ale
przez tutejszy gang zrobiło się z niego naprawdę niebezpieczne miejsce.

— Czego się gapisz? — krzyczała na przechodniów Tina
Trotts. Tina była miejscową łobuziarą, która rządziła na osiedlu razem ze
swoją bandą nieletnich chuliganów. Chociaż miała zaledwie czternaście lat,
to nawet dorosłego faceta potrafiła doprowadzić do płaczu, i nieraz tak
się działo. Codziennie, kiedy Zoe szła rano do szkoły, młodociana bandytka
wychylała się z mieszkania i pluła jej na głowę. I codziennie zaśmiewała
się do rozpuku, jakby to była najzabawniejsza rzecz na świecie.

Gdyby ich rodzina posiadała własną działkę lub choćby
kawałek trawnika, Zoe wykopałaby łyżką mały grób, złożyła w nim swojego
tyciego przyjaciela i zrobiła mu nagrobek z patyka po lodzie.

Pierniczek,

Ukochany chomik,

Świetnie tańczył
breakdance,

A czasem też popping*.

Tęsknić za nim będzie jego
właścicielka i przyjaciółka, Zoe.

Niech spoczywa w pokoju**.

Ale oczywiście nie mieli ogródka. Sąsiedzi też nie.
Zamiast tego Zoe ostrożnie zawinęła chomika w kartkę z ćwiczeń do
historii. A kiedy Tata wreszcie wrócił z pubu, oddała mu cenne zawiniątko.

*Popping — taniec uliczny, stworzony w latach 70. ubiegłego
wieku, obecnie zaliczany do stylu hip-hop, polegający na
szybkim spinaniu i rozluźnianiu mięśni w rytm muzyki, w połączeniu
z różnymi figurami.

**To musiałby być dość duży patyk.

Tata będzie wiedział, co z
nim zrobić, pomyślała.

Niestety nie wzięła pod uwagę, że wtrąci się do tego
okropna macocha.

W przeciwieństwie do nowej żony, Tata był wysoki i
chudy. Jeśli ją można było przyrównywać do kuli do kręgli, to on był
kręglem, a jak wiadomo, kule najczęściej kręgle zbijają.