
Sztuka kochania
- Wydawca:
- Wydawnictwo Iskry
- Kategoria:
- Poezja i dramat
- Język:
- polski
- ISBN:
- 978-83-244-0305-9
- Rok wydania:
- 2006
- Słowa kluczowe:
- całość
- inawiązującego
- isiedemdziesiątych
- języka
- juliana
- kochania
- malarstwa
- podejścia
- poemat
- późniejszych
- rewolucji
- sztuka
- mobi
- kindle
- azw3
- epub
Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).
Kilka słów o książce pt. “Sztuka kochania”
Słynny frywolny poemat erotyczny, przełożony swobodnie i bardzo dowcipnie na język polski przez Juliana Ejsmonda, z błyskotliwym wstępem profesora filologii klasycznej Mikołaja Szymańskiego. Zarówno forma, jak i daleka od moralizatorstwa treść tej poezji ściągnęła na autora niełaskę cesarza Augusta, który być może właśnie z jej powodu skazał Owidiusza na wygnanie. Dziś, po upływie dwóch tysięcy lat, po rewolucji seksualnej lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, poemat nadal zachwyca swobodą podejścia do tematu, pięknem języka i radością życia, jaka z niego bije. Całość ilustrowana reprodukcjami antycznej sztuki erotycznej i nawiązującego do niej malarstwa późniejszych epok.
Polecane książki
Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Owidiusz
Tytuł oryginału: Ars amandi
Opracowanie graficzne: Andrzej Barecki
Na okładce scena z ceramiki greckiej
Korekta: Maciej Byliniak
Copyright © by Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2006
Wydanie I
ISBN 978-83-244-0305-9
Wydawnictwo Iskry ul. Smolna 11, 00-375 Warszawa
tel./faks (0-22) 827-94-15
e-mail:iskry@iskry.com.pl
www.iskry.com.pl
Skład wersji elektronicznej:
Virtualo Sp. z o.o.
WSTĘP
Trzy siostry
Wygnany nad Morze Czarne Owidiusz napisał zbiór elegii Tristia (Żale). Ich pierwszą księgę otwiera utwór, w którym poeta daje swojej książce instrukcje, wysyłając ją do Rzymu:
Gdy w moim znajdziesz się domu,
zamieszkasz w skrzyni z książkami.
Tam ujrzysz sióstr swoich szereg
stworzonych w trudzie tym samym.
Reszta tytułem się chlubi,
na czole miano swe nosi.
Trzy tylko z dala od innych
kryją się w kącie w ciemności.
Tak też – wie każdy to dobrze –
kochankom każą kryć miłość.
Ty ich unikaj lub zgań je,
gdyby ci męstwa starczyło.
Śmiało im w oczy wygarnij:
– Jak Edyp albo Telegon1,
każda z was, siostry, do zguby
ojca przywiodła własnego!
A przede wszystkim pamiętaj:
jeżeli jestem ci miły,
żadnej z nich nie waż się kochać,
choćby cię tego uczyły!2
Trzy siostry, o których tu mowa, to oczywiście trzy księgi Sztuki kochania. Zwróćmy uwagę na dwoisty stosunek Owidiusza do tego poematu. Niby potępia go jako przyczynę swego wygnania, ale zarazem nie bez dumy podkreśla jego popularność („wie każdy to dobrze”). Sugeruje, że nawet jego tytuł powinien ulec zapomnieniu, lecz jednocześnie informuje czytelnika, ile utwór ma ksiąg i co jest jego tematem. Postępuje więc trochę tak, jak autor sławnej – choć wątpię, czy prawdziwej – przedwojennej notatki w gazecie (przytacza ją gdzieś chyba Słonimski): „Kiedy wreszcie władze miasta zlikwidują dom schadzek na ulicy Kościuszki 53 mieszkania 17, w oficynie, dzwonić trzy razy?!”. Widać, że w gruncie rzeczy nie wstydzi się Sztuki kochania i pragnie, by ją nadal czytano.
Mimo że jeszcze niedawno poemat uchodził w potocznym mniemaniu za bliski pornografii, a wiele pokoleń licealistów czytało go z wypiekami na twarzy jak dziś „Hustlera”, to opinia ta nie odpowiada prawdzie. O samym akcie seksualnym mówi autor niewiele i oględnie, skupiając się na tym, jak zdobyć i utrzymać przy sobie ukochaną lub ukochanego. Ale właśnie jako podręcznik uwodzenia utwór ściągnął na Owidiusza gniew Augusta, który zarzucał poecie, że propaguje cudzołóstwo. Przed tym zarzutem broni się Owidiusz w drugiej księdze Tristiów, twierdząc, że dziewczęta i kobiety, o których mowa w Sztuce kochania, to nie panny z dobrych domów i matrony, lecz wyłącznie hetery3. Podobne zastrzeżenie można znaleźć w samym poemacie:
Kobietom zamężnym prawo
niewierności wszelkiej wzbrania4.
Trudno jednak uwierzyć w szczerość zapewnień, że poeta nie przewidywał użytku, jaki z jego rad może zrobić szukająca przygód mężatka. W każdym razie nie przekonały one oburzonego władcy.
Oczy poety
Owidiusz mimo wieloletnich starań nie wrócił z wygnania. Współczując mu, możemy zarazem się cieszyć, że niełaska cesarza nie unicestwiła dzieła, które było jej przyczyną, a raczej jedną z przyczyn (o inne jeszcze dzisiaj spierają się uczeni). Dzięki temu zachował się utwór, w którym szczególnie widać typową dla autora lekkość i wytworność stylu, dowcip i pogodny nastrój. Cechy te kojarzą się także z charakterystyką Juliana Ejsmonda, którą zamieścił we wstępie do pośmiertnie wydanego zbioru jego bajek Józef Ujejski, uczony znany przede wszystkim z badań nad twórczością polskich romantyków. Jeszcze nie spotkałem profesora uniwersytetu, który by pisał o jakimś autorze tak ciepło i z takim osobistym zaangażowaniem:
„Któż by go nie pamiętał chociażby z fotografii, co – poważna czy uśmiechnięta – zawsze przyciągała ku jego twarzy ludzkie sympatie i, choć nie kolorowa, mówiła każdemu, że te oczy – trochę figlarne i trochę zadumane, żartobliwe i jakby tkliwe zarazem – że te oczy musiały być niebieskie? A kto patrzył w nie (chociażby na fotografii) i czytał jego poezje, ten chyba nie mógł nie czuć, że te oczy i ta poezja dziwnie do siebie pasują, że oczy niemo wyrażają to samo nieledwie, co «różnymi głosy» i słowami w rytm i rym ujętymi wypowiadają utwory”5.
Myśliwy i bajkopisarz
Julian Ejsmond (1892-1930) był synem malarza Franciszka Ejsmonda, znanego przede wszystkim z obrazów przedstawiających życie chłopów. Odziedziczył imię po swym dziadku po kądzieli, Julianie Wieniawskim, naczelniku powiatu podczas powstania styczniowego oraz autorze wspomnień, komedii i szkiców humorystyczno-obyczajowych wydawanych pod pseudonimem Jordan. Dziadek był bratem sławnego skrzypka i kompozytora Henryka Wieniawskiego. Do tych tradycji rodzinnych, które mogły ukształtować tłumacza Sztuki kochania, dołączała się atmosfera domu jego rodziców. Jak pisze Tomasz Jodełka: „W domu Ejsmondów w Warszawie przy placu Trzech Krzyży spotykali się przez wiele lat pisarze i artyści, żeby wymienić tylko Sienkiewicza i Weyssenhoffa, Paderewskiego, Wyczółkowskiego i Fałata”6.
Krótkie – przerwane wypadkiem samochodowym – życie Juliana Ejsmonda wypełniała działalność w rozmaitych, dość odległych od siebie dziedzinach7. Jedną z najważniejszych dla niego samego było niewątpliwie myślistwo. Był referentem łowieckim w Ministerstwie Rolnictwa, redaktorem „Przeglądu Myśliwskiego” i wychodzącego dziś jeszcze „Łowcy Polskiego”, autorem kalendarzy myśliwskich i takich książek, jak Wspomnienia myśliwskie, Wielkie łowy królów polskich, Zabobony myśliwskie, Skarbiec myśliwego i Moje przygody łowieckie, a nawet opracowania naukowego Ryś w dzisiejszej Polsce i wstępu do książki Cietrzew. Gdy zatem czytamy w Sztuce kochania:
Myśliwiec wie, kędy w sidła
szybkiego jelenia złowi,
wie, gdzie można stawić czoło
okrutnemu odyńcowi8,
możemy założyć, że tłumacz zna się na tych sprawach lepiej od autora.
Drugą pasją Ejsmonda było pisanie bajek i innych utworów dla dzieci. Znajdujemy więc w spisie jego dzieł takie tytuły, jak Baśń o ziemnych ludkach, Opowieść o Janku Kominiarczyku i dymiącym piecu Króla Stasia, Przygody wiewióreczki czyBajka o roześmianym Staśku. Był również autorem Klechd polskich, Antologii bajki polskiej i zbioru baśni różnych ludów Zaczarowane zwierciadło. Niektóre jego książki, jak można sądzić na podstawie tytułów, dadzą się zaliczyć zarówno do literatury łowieckiej, jak i dziecięcej: Janek w puszczy i Mali myśliwi.
Miłość ziemska i niebiańska
Najbardziej jednak interesuje nas Ejsmond jako tłumacz poezji łacińskiej. Oprócz Sztuki kochania, wydanej po raz pierwszy w roku 1921, ogłosił zbiór wierszy Petroniusza pod tytułem Pieśni miłosne. Tytuł ten może nie w pełni oddaje różnorodność zawartych w tomie utworów, ale poniższy wiersz nie tylko dotyczy miłości, lecz również zawiera pouczenia podobne do Owidiuszowych:
Prawdziwa rozkosz nie jest w namiętnościach ślepych.
Złączenie się dwóch istot bywa nazbyt krótkiem,
ażeby w nim mógł szczęścia jaśnieć cały przepych.
Płacimy go zbyt prędko żałością i smutkiem.
Szybko mijają żądzy lubieżne porywy…
Najwyższe szczęście wówczas w duszy nam zagości,
gdy w pieszczotach szukając rozkoszy prawdziwej
„słodki wstęp” przedłużymy… do nieskończoności…9
Ze Sztuką kochania mógłby się też komuś kojarzyć inny przełożony przez Ejsmonda łaciński utwór, który zaczyna się słowami:
Kochaymy… W piersiach serca nie mamy z kamienia…
a kończy dwuwierszem:
Kochaymy… A kto kochać z nas nie może ninie,
ten iest życia niegodzien, ten niech marnie zginie.
Pozory jednak mylą. Jest to bowiem wiersz z tomu Tęsknota do ojczyzny błękitnej, zawierającego przekład wybranych utworów XVII-wiecznego jezuity Macieja Kazimierza Sarbiewskiego, światowej sławy poety piszącego po łacinie. Oto tytuł wiersza i jego pierwsza strofa:
O DZIECIĄTKU JEZUS NA ŁONIE MARYI
Kochaymy… W piersiach serca nie mamy
z kamienia…
Oto pacholę, które świętość opromienia,
wyciąga ku nam swoie bielusie rączyny.
Kogóż nie wzruszy słodka pieszczota dzieciny?10
Miłość, o której tu mowa, i miłostki z heterami to dosłownie niebo i ziemia. A jednak trudno się oprzeć wrażeniu, że wybierając ten utwór do tłumaczenia, Ejsmond kierował się – choćby podświadomie – brzmieniem jego początku i końca przywodzącym na myśl Sztukę kochania.
Jeszcze przed Owidiuszem i Sarbiewskim Ejsmond przełożył łacińskie wiersze Kochanowskiego11. Przekład ten spotkał się z bardzo życzliwym przyjęciem, czego dowodzi nagroda literacka Ministerstwa Kultury i Sztuki oraz dwa wznowienia12. Zainteresowanie tłumacza poezją polsko-łacińską skłaniało go do dalszych planów. „Po Kochanowskim i po religijnych pieśniach Sarbiewskiego – mówił w wywiadzie dla «Wiadomości Literackich» – pragnę przystąpić do dzieł Janickiego i innych poetów polskich, którzy pisali po łacinie”13. Szkoda, że nie spełnił tej obietnicy. Zwłaszcza Klemens Janicki, polski następca Owidiusza, znalazłby w Ejsmondzie kongenialnego tłumacza.
Stare, proste nuty
W cytowanych wyżej przekładach utworów Petroniusza i Sarbiewskiego daje się dostrzec większa kunsztowność stylu niż w tłumaczeniu Sztuki kochania. Trzynastozgłoskowiec zmusza do