Strona główna » Obyczajowe i romanse » Sztuka pierdzenia

Sztuka pierdzenia

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7453-159-7

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Sztuka pierdzenia

„Doprawdy wstyd, Czytelniku, że od kiedy pierdzieć począłeś, nie wiesz nawet, jak to robisz i jak to robić powinieneś. Sprawa ta, analizowana przeze mnie rzetelnie, dotąd zaniedbana była wielce nie dlatego, że niegodna uwagi, ale z powodów innych: zdawało się bowiem, iż żadnej metodzie nie podlega, i nowych w tej materii nie poczyniono odkryć. To błąd. Znacznie bardziej, niż zwykliśmy mniemać, potrzebna jest wiedza, po co pierdzimy. Pryncypia owej sztuki przedkładam przeto zainteresowanym”.

Sztuka pierdzenia ukazała się we Francji w roku 1751. Szybko zdobyła ogromną popularność, a jej najbardziej rubaszne ustępy czytano na salonach po spożyciu ostatniego dania wystawnej kolacji. Lektura dzieła, wzbudziwszy śmiech, ułatwiała trawienie. Dziś jego przenikliwość docenią nie tylko amatorzy owej pożytecznej sztuki, ale i wszyscy, którzy lubią podróżować po krainie absurdu.

Polecane książki

Zdobądź nowy horyzont! „Obudź w sobie moc poprzez tylko trafne decyzje” pomoże Ci, aby już nigdy więcej nie wahać się przy wyborze najkorzystniejszego dla siebie kierunku. Bo każdy kierunek jest dobry. Dzięki książce bez wychodzenia z domu: pracujesz nad sobą, kiedy możesz, wszędzie tam, gdzie aku...
"Czwarty tom bestsellerowego cyklu „Złoty wiek” Cykl obejmuje cały XX w. i przedstawia losy kilku pokoleń rodu Lauritzenów. Lata 40. XX wieku. Szwecji jeszcze nie objęła pożoga II wojny światowej. Wojna rozdziera nie tylko Europę, lecz całą rodzinę Lauritzenów. Najstarszy syn Lauritza, Harald, jes...
Przeczytanie tej książki zakończone pisemnym i ustnym egzaminem z jej treści powinno być ustawowym obowiązkiem każdego polskiego urzędnika mającego jakikolwiek wpływ na kształt miasta – napisał Filip Springer we wstępie do książki „Miasto Szczęśliwe”. Miasta są przyszłością ludzkości, to w nich ...
Rozwój studiów nad płcią społeczną ma na celu coś więcej, niż przywołanie kobiecej perspektywy charakterystycznej dla studiów nad kobietami. Niniejsza praca opisuje transformację z perspektywy kobiet. Zamierzeniem autorki jest zakotwiczenie analizy w szerszej perspektywie gender, a skupienie się na ...
„Obserwator” to fantastyka bez niezwyciężonych, czterorękich rycerzy i równie walecznych księżniczek. Ale i tu zdarzają się rzeczy dziwne i niesamowite, jest też miłość i subtelny wątek filozoficzny. A losem bohaterów rządzi przypadek i on – Obserwator.  Bohaterowie tej opowieści przypadkiem lub nie...
Bóg powiedział Mojżeszowi, że na świecie zawsze będzie trzydziestu sześciu sprawiedliwych. To oni będą nas wszystkich chronić. Bez nich ludzkość zginęłaby. Oni jednak nie wiedzą, że zostali wybrani. W różnych częściach świata śmiercią nagłą i niewytłumaczalną giną mężczyźni i kobiety. Na ich ciałach...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Pierre-Thomas-Nicolas Hurtaut

DLA ICH EKS­CE­LEN­CJI

KAR­NA­WA­ŁU

I

MIĘ­SO­PU­STA

EKS­CE­LEN­CJE,

Pod ja­ki­mi in­ny­mi au­spi­cja­mi niż Wa­sze Sztu­ka pier­dze­nia mo­gła­by się uka­zać? Czyż trze­ba tłu­ma­czyć po­wo­dy, dla któ­rych Wam ją de­dy­ku­ję? Już cała pu­bli­ka do­brze wie i ro­zu­mie, iż dzieł­ko ni­niej­sze pod­ję­te i uło­żo­ne zo­sta­ło za Wa­szym przy­zwo­le­niem oraz że Kar­na­wał i Mię­so­pust ła­ska­wym okiem spoj­rzą na nie, by po­słu­ży­ło ono au­to­ro­wi za ko­la­sę na dro­dze ku nie­śmier­tel­no­ści. Któż inny le­piej zresz­tą niż Wy ko­la­sę taką przy­spo­so­bić umie, któż le­piej niż Wy po­tra­fi ją do­ce­nić?

Wi­nie­nem prze­to chwa­łę Wa­szą gło­sić, Wa­sze po­cząt­ki od nie­pa­mięt­nych cza­sów ce­le­bro­wać oraz hi­sto­rię Wa­szych słyn­nych przod­ków prze­biec. Wa­sze cno­ty i ta­len­ty wi­nie­nem wy­chwa­lać, któ­re przy­sło­wio­we już się sta­ły, ale wie­dząc, żem nie­zgra­ba, nie po­dej­mę się ry­zy­ka uszko­dze­nia ka­dziel­ni­cą tak cen­nych or­ga­nów po­wo­nie­nia Wa­szych Eks­ce­len­cji, któ­re jak­że się przy­da­dzą w lek­tu­rze tego dzieł­ka.

Z wy­ra­za­mi naj­wyż­sze­go sza­cun­ku i od­da­nia po­zo­sta­ję uni­żo­nym i naj­wier­niej­szym słu­gą Wa­szych Eks­ce­len­cji.

DO CZY­TEL­NI­KA

Do­praw­dy wstyd, Czy­tel­ni­ku, że od kie­dy pier­dzieć po­czą­łeś, nie wiesz na­wet, jak to ro­bisz i jak to ro­bić po­wi­nie­neś. Po­wszech­nie się mnie­ma, że po­pier­du­je się albo mało, albo dużo, i że w isto­cie pier­dze­nie jest tyl­ko gru­biań­stwem.

Spra­wa ta, ana­li­zo­wa­na prze­ze mnie rze­tel­nie, do­tąd za­nie­dba­na była wiel­ce nie dla­te­go, że nie­god­na uwa­gi, ale z po­wo­dów in­nych: zda­wa­ło się bo­wiem, iż żad­nej me­to­dzie nie pod­le­ga, i no­wych w tej ma­te­rii nie po­czy­nio­no od­kryć. To błąd.

Pier­dze­nie jest sztu­ką, a za­tem jest w ży­ciu uży­tecz­ne, o czym wie­dzie­li Lu­kian, Her­mo­ge­nes, Kwin­ty­lian etc. Znacz­nie bar­dziej, niż zwy­kli­śmy mnie­mać, po­trzeb­na jest wie­dza, po co pier­dzi­my.

Pierd, co próż­no szu­ka uj­ścia mimo,

W fu­rii roz­sa­dza ścian­ki oko­licz­ne

I zgo­nu na­wet może być przy­czy­ną.

Stwar­dzo­ny bliź­ni ku kre­so­wi zmie­rza,

Gdy pierd na czas pusz­cza, ła­sce się po­wie­rza.

Moż­na pier­dzieć prze­pi­so­wo i ze sma­kiem, co po­czu­jesz, Czy­tel­ni­ku, w dal­szych par­tiach tego dzieł­ka. Nie uda mi się wy­rów­nać bra­ków wie­dzy i uszczerb­ków w ba­da­niach do­ty­czą­cych sztu­ki, o któ­rej głu­cho na­wet w naj­więk­szych słow­ni­kach, nie uświad­czysz w nich (rzecz nie­sły­cha­na) na­wet jej na­zwy. Pryn­cy­pia owej sztu­ki przed­kła­dam prze­to za­in­te­re­so­wa­nym.

SZTU­KA

PIER­DZE­NIA

PRZED­MO­WA TEO­RE­TYCZ­NA

Cy­ce­ron ga­nił, kar­cił i wy­szy­dzał Pa­ne­tiu­sa za to, że za­nu­rzyw­szy się po dziur­ki w no­sie w ma­te­rii, nie po­dał jej de­fi­ni­cji i nie dał po­wą­chać au­dy­to­rium, na czym rzecz po­le­ga, ale prze­sław­ny ora­tor w księ­dze O po­win­no­ściach sam za­po­mniał o wła­snej, jak­że mą­drej, prze­zor­nej, zba­wien­nej i sto­sow­nej ra­dzie. By unik­nąć prze­to słusz­nych uwag i za­rzu­tów z po­wo­du po­peł­nie­nia po­dob­ne­go błę­du, wy­zy­skaw­szy opi­nie, wska­zów­ki, wy­wo­dy oraz błę­dy rzym­skie­go mów­cy, nie po­dej­mie­my teo­re­tycz­nych ba­dań nad pierd­nię­ciem, za­nim nie po­da­my jego praw­dzi­wej i za­do­wa­la­ją­cej de­fi­ni­cji.

CZĘŚĆ PIERW­SZA

O pierd­nię­ciach w sen­sie ści­słym

ROZ­DZIAŁ PIERW­SZY

Ogól­na de­fi­ni­cja pierd­nię­cia

Pierd­nię­cie, zwa­ne przez Gre­ków po­rdh, przez Rzy­mian cre­pi­tus ven­tris, przez daw­nych Sak­soń­czy­ków pur­ten lubfur­ten, przez Niem­ców Fart­zen i przez An­gli­ków fart, two­rzą wia­try do­by­wa­ją­ce się raz dźwięcz­nie, in­nym ra­zem bez­dź­więcz­nie.

Nie­któ­rzy au­to­rzy, dość ogra­ni­cze­ni i nie­uważ­ni, upie­ra­ją się tępo, głu­pa­wo oraz aro­ganc­ko, mimo ca­le­pi­na i wszyst­kich in­nych słow­ni­ków już na­pi­sa­nych lub do na­pi­sa­nia w przy­szło­ści, że pierd­nię­cie, w ści­słym sen­sie tego sło­wa, czy­li w sen­sie na­tu­ral­nym, sto­su­je się wy­łącz­nie do wia­trów pusz­cza­nych ha­ła­śli­wie. Pod­pie­ra­ją się oni wer­se­tem z Ho­ra­ce­go, któ­ry nie przed­sta­wia peł­nej idei pierd­nię­cia:

Nam di­spo­sa so­nat qu­an­tum Ve­si­ca pe­pe­di.

Sat. 8

„Tak gło­śno pierd­ną­łem, że pę­cherz za­brzę­czał”. Któż jed­nak nie wy­czu­je, że Ho­ra­cy użył w tym wer­se­cie sło­wa pe­de­re (pier­dzieć) w sen­sie ogól­niej­szym? I czyż mu­siał on gło­śno ob­ja­śniać, że sło­wo pe­de­re ozna­cza dźwięk na­dob­ny, a nie tyl­ko wy­bu­cho­wo wy­strze­la­ny? Sa­int-Evre­mond, fi­lo­zof po­ży­tecz­ny, przed­sta­wił od­mien­ną od zwy­cza­jo­wej ideę pierd­nię­cia. We­dle nie­go pierd­nię­cie jest wes­tchnie­niem, o czym po­wie­dział ko­chan­ce, kie­dy pierd­nął w jej kom­pa­nii:

Me ser­ce prze­peł­nio­ne łza­mi,

Strasz­nie na­brzmia­łe wes­tchnie­nia­mi,

Na wi­dok za­cie­kło­ści Pani

Wes­tchnie­nie jed­no prze­mie­ni­ło

Tak, że z lęku przed usta­mi

Przez inny ka­nał się prze­bi­ło.

Pierd­nię­cie za­tem, w ogól­nym sen­sie, jest wia­trem za­mknię­tym w dol­nej czę­ści brzu­cha, po­bu­dzo­nym, jak są­dzą me­dy­cy, przez nad­miar wy­stu­dzo­nej fleg­my, któ­rą cie­pło­ta ła­sko­cze i od­ry­wa, ale jej nie roz­pro­wa­dza. Wie­śnia­cy i wszel­ka pro­sto­ta mnie­ma zaś, że pierd­nię­cia wy­wo­łu­ją sub­stan­cje roz­dy­ma­ją­ce lub pęcz­nie­ją­ca stra­wa. Moż­na po­nad­to zde­fi­nio­wać pierd­nię­cie jako sprę­żo­ne po­wie­trze, któ­re uj­ścia szu­ka­jąc, prze­bie­ga roz­ma­ite par­tie cia­ła i wresz­cie znaj­du­je pospiesz­ne wyj­ście, któ­re­go przy­zwoitość na­zwać nie ze­zwa­la.

My jed­nak ni­cze­go ukry­wać nie chce­my: pier­dzi się przez od­byt: wy­bu­cho­wo lub nie­wy­bu­cho­wo. Nie­kie­dy na­tu­ra nie zmu­sza do wy­sił­ku, in­nym ra­zem wy­zwo­li­ny prze­mie­nia w sztu­kę, w na­ro­dzi­ny We­nus, w przy­jem­ność, nie­kie­dy na­wet w roz­kosz. Stąd przy­sło­wie: „Żeby zdro­wo, dłu­go żyć, trza na wia­try wy­piąć rzyć”.

Po­wróć­my jed­nak do na­szej de­fi­ni­cji i udo­wod­nij­my, że zgod­na jest ona z naj­ści­ślej­szy­mi re­gu­ła­mi fi­lo­zo­fii, po­nie­waż chwy­ta ona w jed­no: ro­dzaj, ma­te­rię i róż­ni­cę ( quia nem­pe con­stat ge­ne­re, ma­te­ria et dif­fe­ren­tia). Uj­mu­je ona przy­czy­ny i od­mia­ny zja­wi­ska, któ­re przed­sta­wi­my ko­lej­no, a po­nie­waż jest ro­dza­jo­wo ści­sła, nie moż­na wąt­pić, że uchwy­ci rów­nież na­wet naj­bar­dziej od­le­głe po­wo­dy, te mia­no­wi­cie, któ­re wia­try wy­wo­łu­ją, to zna­czy fleg­mę i cięż­ka­wą stra­wę. Zba­daj­my za­tem rzecz grun­tow­nie, nie wty­ka­jąc nosa, gdzie nie trze­ba.

Stwier­dzi­li­śmy prze­to, że ma­te­ria pier­dli­wa jest wy­stu­dzo­na i nie­co rzad­ka. Z tej sa­mej przy­czy­ny nig­dy deszcz nie pada w kra­jach zbyt go­rą­cych ani na­zbyt zim­nych. W tro­pi­kach go­rą­cość wchła­nia wszel­kie dymy i wa­po­ry, a zim­ni­ca prze­szka­dza w ich ewa­ku­acji, na­to­miast w re­gio­nach o kli­ma­cie umiar­ko­wa­nym i ła­god­nym (zgod­nie z prze­ni­kli­wy­mi wnio­ska­mi Bo­di­na, Sca­li­ge­ra i Car­da­na) na­wet je­śli go­rąc jest nad­mier­ny, treść pod­le­ga prze­mia­nie, a cie­pło roz­pusz­cza i wchła­nia wsze­la­kie wa­po­ry. Zim­ni­ca tego uczy­nić nie może, co po­wo­du­je, że w zim­nych stro­nach mgieł nie ma. In­a­czej się dzie­je, gdy cie­pło­ta jest ła­god­na i umiar­ko­wa­na. Ła­god­ność owa spra­wia, że pa­li­wo cał­kiem stra­wić się nie może, a fleg­ma brzusz­na i kisz­ko­wa, je­dy­nie nie­co roz­cień­czo­na, po­bu­dza sil­ne wia­try, tym po­ry­wist­sze, gęst­sze i bur­kliw­sze, im wia­tro­daj­na moc stra­wy pod­da­nej fer­men­ta­cji, w wa­run­kach umiar­ko­wa­nej cie­pło­ty, wyż­sza. Łac­no ten pro­ces po­jąć nam przyj­dzie, je­śli pa­mię­tać bę­dzie­my o róż­ni­cy mię­dzy wio­sną i je­sie­nią, la­tem i zimą – i o sztu­ce de­sty­la­cji na wol­nym ogniu.

ROZ­DZIAŁ DRU­GI

O róż­no­rod­no­ści pierd­nięć,

w szcze­gól­no­ści o róż­ni­cy mię­dzy pierd­nię­ciem i bek­nię­ciem

oraz koń­co­wa de­fi­ni­cja pierd­nię­cia

Nad­mie­ni­li­śmy po­wy­żej, że pierd­nię­cie wy­do­by­wa się przez