Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » Szumowska. Kino to szkoła przetrwania

Szumowska. Kino to szkoła przetrwania

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-62467-60-0

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Szumowska. Kino to szkoła przetrwania

Jedno z najgorętszych nazwisk w polskim kinie ostatnich lat. Nakręcona w czasie studiów etiuda Cisza trafiła na listę 14 najlepszych filmów w historii Łódzkiej Filmówki i zdobyła 18 nagród na międzynarodowych festiwalach. Za debiut fabularny Szczęśliwy człowiek Szumowska dostała nominację do Europejskiej Nagrody Filmowej, za film 33 sceny z życia - Paszport Polityki. Wyróżnienia za kolejne filmy Małgorzaty Szumowskiej idą w dziesiątki. Statuetek nie zbiera – oddaje je na aukcje charytatywne.

Małgorzata Szumowska (1973) – reżyserka, scenarzystka, producentka. Absolwentka Wydziału Reżyserii PWSFTviT w Łodzi. W 2001 roku została członkinią Europejskiej Akademii Filmowej. Autorka filmów Szczęśliwy człowiek (2000), Ono (2004), Mój tata Maciek (2005), A czego tu się bać? (2006), 33 sceny z życia (2008), Sponsoring (2011). Kończy fabułę Nowhere z Andrzejem Chyra i Mateuszem Kościukiewiczem w rolach głównych.

Agnieszka Wiśniewska – socjolożka i polonistka, krytyczka filmowa; zajmuje się przede wszystkim współczesnym kinem polskim oraz filmowym dokumentem. Redaktorka i współautorka książek filmowych wydawanych w Wydawnictwie Krytyki Politycznej, m.in. Kino polskie 1989-2009. Historia krytyczna, oraz biografii Henryki Krzywonos Duża Solidarność, mała solidarność.

Polecane książki

Słynna detektyw wobec zbrodni bez motywów i zmowy milczenia Detektyw Joe Ashworth i jego córka Jessie jadą do domu. Kiedy pociąg się zatrzymuje, Jessie widzi, że jedna kobieta nie wysiadła: Margaret Krukowski została śmiertelnie ugodzona nożem.Nikt nie widział morderstwa. Jak to było możliwe w zatło...
„Instrukcja organizacji bezpiecznej pracy” to wewnątrzzakładowy akt prawny, scalający i regulujący zasady bezpieczeństwa podczas wykonywania procesów pracy, ujmowane w wielu regulacjach prawnych, a jednocześnie stanowiący narzędzie działań organizacyjnych zapobiegających wypadkom przy pracy i chorob...
Administrategia to pierwsze w Polsce i Europie Środkowej praktyczne kompendium wiedzy o strategicznym zarządzaniu w sektorze publicznym. Będąca wynikiem badań w dziesiątkach urzędów, a także wykorzystująca najnowsze idee i dobre praktyki z całego świata, podpowie Ci, krok po kroku, jak zarządzać ins...
Autorka w sposób sugestywny przedstawia nam doświadczenia samotnej matki, prześladowanej przez bezpiekę. Mówi o trudach jej życia na emigracji w Niemczech oraz latach ciężkiej psychozy, które doprowadzają ją do śmierci. Jakim człowiekiem będzie jej córka, jak będzie sobie radziła z życiowymi wybora...
Ona skrzypaczka, on lekarz kardiochirurg. Ona z Warszawy, on z niewielkiego francuskiego miasta. Oboje boleśnie poranieni przez los i zarazem opiekunowie najbliższych sobie ludzi, jeszcze bardziej przez los pokrzywdzonych. I ich osiem krótkich, przypadkowych spotkań: w Rzymie, Paryżu, Warszawie, Kol...
Książka „Szafirowe serce” opowiada o przygodach 15-letniej Zosi, która wyjeżdża na wakacje do dziadków, tam zaprzyjaźnia się z dwójką chłopaków, z którymi przeżywa przygody, magię i pierwszą miłość....

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Małgorzata Szumowska

Kino to szkoła przetrwania
Z Małgorzatą Szumowską rozmawia Agnieszka WiśniewskaWydawnictwo Krytyki Politycznejpierwsza rozmowa

Wizyta u Szumowskiej. Dwa dni po jej urodzinach.
W domu kwiaty. Dostaję kawę w miseczce. Po kilku miesiącach
redaktorka książki powie mi, że tak pije się kawę we Francji,
podczas autoryzacji Małgosia wyjaśni, że po prostu nie miała
w domu kubka.

Wszystkiego najlepszego.

Dziękuję.

Przyniosłam ci prezent. Książkę
o Henryce Krzywonos, bardzo dobrą, sama napisałam.

Dzięki, chciałam to przeczytać. Henia
fajna w ogóle, nie?

Bardzo fajna.

Tak czuję. Totalnie się nie zmieniła
przez te wszystkie lata. Musi mieć niesamowitą siłę w środku.

I odwagę.

Tak. Zero strachu.

Ta książka to pierwsza z serii
wywiadów-rzek z ciekawymi kobietami: polityczkami, działaczkami,
reżyserkami. Z Holland, z Olgą Lipińską, z Muchą.

Będziemy wszystkie w jednej książce?

Nie, w osobnych. Pogadamy o polityce,
o świecie, o twoich filmach…

To może być ciekawe.

Z czasem koncepcja
serii wydawniczej się zmienia. Pierwsze rozmowy przeprowadzam
z Małgorzatą Szumowską w marcu 2011 roku. Łapię ją w trakcie pracy
nad Sponsoringiem. Później miesiącami się mijamy. Małgosia kręci
w tym czasie następny film. I znów złapię ją w przerwie prac. Szumowska
jest bez wątpienia najbardziej zapracowaną polską reżyserką.

dzieciństwo, czyli uraz związany z krakowem

Uciekłaś do Europy, żeby
ludzie przestali mówić: Małgosia, ta córka Szumowskiego
i Terakowskiej?

Nie, zawsze tak mówili. Przestałam się
tym w ogóle przejmować. Poza tym nigdzie nie uciekłam, przecież
tu siedzę…

We Francji chyba tak nie
mówią?

To prawda, we Francji jestem anonimowa. Ale
powiem ci szczerze, że mówienie o mnie: „Małgosia, córka
tej i tego” mi nie przeszkadzało, może dlatego, że to było
oczywiste. Ludzie działają i myślą schematycznie.

Urodziłaś się w Krakowie.

Tak. Dziś nawet trudno mi powiedzieć, jakie
miałam dzieciństwo… Teraz widzę, że ta rozmowa będzie trudna,
bo moja przeszłość przestała mnie interesować.

Kiedy jeszcze moi rodzice żyli, wydawało
mi się, że miałam superdzieciństwo. I że jestem ostatnią osobą,
która ma prawo narzekać. Ale to nie zmienia faktu, że do dzieciństwa
nie chciałabym wracać. Lubię moment, w którym jestem teraz, i mam
głębokie poczucie, że dobrze się stało, że moi rodzice odeszli,
a ja mogłam zacząć funkcjonować samodzielnie.

Niczego się nie boję. Ktoś musiał mi
więc zaszczepić wiarę w siebie.

Często odwiedzasz Kraków?

W ogóle. Mam jakiś uraz związany
z Krakowem. To miasto mnie przeraża, bo stanęło w miejscu,
najeżdża je bez przerwy full turystów,
a tam właściwie nic się nie dzieje. Kraków kojarzy mi się ze
skrajnym mieszczaństwem. Całe to środowisko, w którym obracali
się moi rodzice. Total mieszczańskie przy pozorach wyluzowania
i szaleństwa.

Wiesz, co fajnego pamiętam? Próby u Kantora,
miałam osiem lat. Matka mnie tam podrzucała, gdy musiała gdzieś
lecieć i nie miała co ze mną zrobić. Wpadała do Kantora i mówiła:
„No wiesz, Tadeusz, to zostawię ją na chwilkę”. A ja siadałam
cichutko i oglądałam. Bałam się często, ale patrzyłam w Kantora
i w to, co się wokół niego działo, jak w obraz. Mało pamiętam
z dzieciństwa, ale te próby mi zostały w głowie.

Taki to był Kraków – Kantor, Szymborska,
Miłosz, Tischner, który przychodził do nas do domu. Człowiek się
ocierał o te wszystkie postaci.

Małgośka, lata 90.

Imponowało ci to?

Nie. No może trochę…

Nie chwaliłaś się w szkole, że
odwiedza was Tischner?

Świadomość tego, kim są ci ludzie,
przyszła dopiero w liceum. Ale my mieliśmy naprawdę dość zwykły
dom.

Jasne. Ludzie w to nie uwierzą.

Udzieliłam kiedyś wywiadu do gazety
kolorowej (niejednego zresztą, bo gdy się robi film i się go promuje,
to trzeba się pokazać w gazecie kolorowej…). Tytuł brzmiał
Ja, dziewczyna z blokowiska [ Mowa
o wywiadzie dla miesięcznika „Pani” z lutego 2010 roku
]. Po publikacji reakcje były zadziwiające.

Tekst o Małgorzacie Szumowskiej w „Twoim Stylu” (4/2006)

Wszystkim się wydaje, że wiedzą
o mnie wszystko – że jestem z jakiejś megaelitarnej rodziny,
jakichś wypasionych VIP-ów
partyjno-opozycyjnych. Co się ze sobą nie kłóci, bo jedni
uznają moich rodziców za skrajnych partyjniaków, komuchów,
a inni za wielkich bohaterów opozycji. I ci wszyscy, którzy mnie tak
super znają, myślą, że mieszkałam w jakiejś starej kamienicy
w Krakowie otoczona Kossakami. Nie wiem, skąd te pomysły. Prawda
jest taka, że mieszkałam całe życie w bloku, na osiedlu,
w M3. To było inteligenckie osiedle
Podwawelskie. Mieszkali tam dziennikarze, na przykład Bronisław
Cieślak, znany z serialu 07 zgłoś się,
ale mieszkali też zwykli ludzie. Facet z parteru sprowadził się
z królikami i kurami i je pod klatką hodował.

Małgośka na zabawie sylwestrowej dla dzieci w otv Kraków, ok. 1978

Małgorzata w dzieciństwie

Małgośka z mamą i psem Szachem na spacerze, lata 70.

Do jakiej chodziłaś
podstawówki?

Zwykłej, na osiedlu. Większość czasu
spędzałam na podwórku. Nie byłam przyzwyczajona do tak zwanych
wypasów. Moi starzy nic nie mieli. Mieszkanie było kompletnie
rozpierdolone, trzydzieści pięć lat nieremontowane. Kiedy rodzice
umarli, myślałam, że nigdy nie wyniesiemy tych rzeczy. Stanęłam
w drzwiach, spojrzałam na ten syf i załamałam się. Poprosiłam
koleżankę, żeby mi pomogła, bo sama bym sobie z tym nie
poradziła. Dzięki niej udało mi się powsadzać wszystko do
kartonów. Te kartony do dziś stoją nierozpakowane. Wszystkie, nie
zaglądam w przeszłość. To jest zamknięty okres w moim życiu.

W domu moich rodziców dużo się
działo. Przychodzili ci wszyscy ludzie, pili strasznie dużo wódki,
palili papierosy, ciągle o czymś dyskutowali, rozmawiali, machali
rękami. Ja siedziałam gdzieś pod stołem. To było superfajne. Może
dzięki temu przyzwyczaiłam się do ludzi wokół siebie.

Gdy mówisz, że jesteś z blokowiska,
ludziom trudno w to uwierzyć. Dziś blokowisko kojarzy się z syfem,
patologią, ciasnotą, biedą.

Teraz tak się kojarzy. A kiedyś tak nie
było. Wtedy wszyscy chcieli mieszkać w blokach. Bo w bloku było
centralne, było wygodniej itd. Nikt nie chciał mieszkać po żadnych
starych kamienicach.

Twój sąsiad z parteru to myślał,
że pana Boga za nogi złapał…

Ale moi starzy też wymienili mieszkanie
w starym budownictwie, gdzie trzeba było w piecach palić węglem. Każdy
myślał, że pana Boga za nogi złapał.

To, że wychowałam się na podwórku
z mieszaniną dzieci z różnych domów, sprawiło, że miałam większy
kontakt z rzeczywistością. Kiedy teraz myślę o moim synu i o tym,
w jakim on wychowuje się otoczeniu, widzę, że on pewnej rzeczywistości
nie pozna, nie dotknie.

Małgorzata Szumowska z synem w azjatyckim wydaniu „Marie Claire” (1/2007)

Małgorzata Szumowska z synem podczas kręcenia filmu Nigdzie.

Twój syn chodzi do zwykłej,
państwowej szkoły?

Nie. Kiedy w pewnym momencie wyjechaliśmy na
pół roku do Paryża, on tam poszedł do państwowego przedszkola. Po
powrocie do Polski stwierdziłam, że nie chcę tego francuskiego
zmarnować, więc przeniosłam Maćka do francusko-polskiego
przedszkola. To było przedszkole, za które trzeba było płacić. Już
to jest formą selekcji, co samo w sobie nie jest fajne, ale Maciek
dobrze się czuje.

Do szkoły też pójdzie
prywatnej?

Już poszedł. Ja nie wiem, czy to dobrze,
czy źle. Na pewno jest dobrze zaopiekowany. Nie zastanawiam się
nad tym. Ale zastanawiam się nad tą różnicą. Ja byłam zupełnie
skądinąd, z innej rzeczywistości. I wydaje mi się, że dzięki temu
też mam jakąś siłę. Z tego swojego podwórka.

Ale to wszystko będzie się zmieniać. To
nie może dalej iść w tę stronę, w którą idzie, że rozwarstwienie
społeczne jest coraz większe. Ono musi zacząć się zmniejszać.

Kiedy?

Nie wiem. Myślę, że w ciągu
pięćdziesięciu lat. Może szybciej. Podejrzewam, że mój syn w moim
wieku… będzie komunistą albo kimś takim.

Ja nie przywiązuję się do żadnych
ideologii, uważam, że posiadanie bardzo określonych poglądów
na tematy polityczne czy społeczne albo zasad w stylu: „nie
wyślę dziecka do państwowej szkoły”, „nie wyślę dziecka do
prywatnej szkoły”, jest chore. Ludzie, którzy kurczowo trzymają
się schematów, nawet bardzo przemyślanych, w pewnym momencie brną
w ślepy zaułek. Bo to jest zamykające.

Wiesz, jak znalazłam to
przedszkole? Wpisałam w Google: „francusko-polskie przedszkole”,
zadzwoniłam do pierwszego, które wyskoczyło, i koniec. Rozumiesz, po
prostu uznałam – niech on ma ten język. Ja zaczęłam podróżować
po Europie dopiero, gdy byłam studentką łódzkiej Filmówki,
Maciek jeździ ze mną wszędzie od dziecka. Nie jest skazany na bycie
tutaj. To jest superważne. Mnie ukształtowało to, że od dwudziestego
trzeciego roku życia zaczęłam jeździć po świecie ze swoimi etiudami,
zobaczyłam inną perspektywę. Pewnie dlatego nie mam dziś tak zwanych
polskich kompleksów, to znaczy nie mam takiego stracha, że języka
nie znam, że sobie za granicą nie poradzę.

Małgorzata Szumowska z synem Maćkiem.

polska

Nie jesteś patriotką?

Nie tak, jak się to zwykle rozumie. Mam
jakiś rodzaj przywiązania do tego, co się w Polsce działo. Zabrzmi to
banalnie, ale to, że wychowałam się w komunie i że ta komuna padła,
gdy miałam szesnaście lat, uważam za superprezent. Strasznie jestem
zadowolona. Gdy patrzę na tych zagraniczniaków, z którymi pracuję
we Francji, w Niemczech, to widzę, jak są przyzwyczajeni do swojego
społeczeństwa demokratyczno-kapitalistycznego i przez to mają w sobie
jakiś rodzaj słabości.

Uważam siebie
za osobę znacznie silniejszą. Jestem przygotowana na każdy
hardcore, a oni nie. Jeżeli więc mówię
o patriotyzmie, to tylko postrzeganym przez pryzmat własnego
hartu. Nienawidzę naszej mentalności. Ale jest w niej fragment, który
bardzo lubię. To specyficzny rodzaj drapieżności, powiedziałabym
nawet chamstwa, które jest w Polakach.

W czym się przejawia?

Obserwuję to na Zachodzie, kiedy widzę
te wszystkie ekipy remontujące mieszkania na przykład w Paryżu. Idę
ulicą, stoi dwóch gości, walą wódę, myślą, że jestem Francuzką,
i słyszę: „Co się, kurwa, gapisz?”. Zawsze mnie to rozśmiesza. Mam
ochotę powiedzieć: „Wyobraź sobie, że rozumiem, kurwa”. No
pomyśl, tylko Polak może się tak zachować. Jak oni i jak ja.
Z jednej strony się tym brzydzę i chciałabym być wielce europejska,
z drugiej jestem zadowolona, że jestem z Polski i mam w sobie tę
drapieżność.

Dziś Polska jest bliżej Europy. Kiedy
dorastałaś w latach dziewięćdziesiątych, było inaczej.

Lata dziewięćdziesiąte były
degradujące.

Dlaczego?

Byłam w liceum, zaczęły się zmiany,
wolny rynek, ludzie dostali zajoba kompletnego. Uznano chyba, że jak
teraz wszystko jest w sklepach, to trzeba to wszystko kupować, trzeba
na to zarabiać, trzeba się dorabiać, trzeba robić interesy, biznesy,
firmy i filmy. Wszystko udające amerykańskie. A tak naprawdę to nie
było amerykańskie, tylko badziewne. Zachłysnęliśmy się czymś,
co dawno było wypalone. Lata dziewięćdziesiąte w dużej mierze
ukształtowały nasze dzisiejsze myślenie.

Wpływ lat dziewięćdziesiątych pokutuje
do dziś w kinie. Liczę, że pokolenie dwudziestolatków to zmieni,
bo nie jest naznaczone przez ten młody polski kapitalizm. Oni mają
już kompletnie inną mentalność. Lata dziewięćdziesiąte sprawiły,
że Polacy mają obsesję pieniędzy. Muszą mieć, muszą brać kredyty
na to, żeby mieć, muszą się ustawić. Paranoja. Kasa jest siłą
sprawczą wszystkiego. To nie przypadek, że większość moich kolegów
ląduje, robiąc seriale, bo muszą mieć na kolejną ratę kredytu,
który na przykład wynosi dziesięć tysięcy miesięcznie. Ma jeden
z drugim mieszkanie na osiedlu zamkniętym i zasuwa przy reklamach,
żeby zarobić na to mieszkanie. Rozumiesz? To spadek po latach
dziewięćdziesiątych.

zachód

Myślałaś
o „kompleksie polskim”, gdy wyjeżdżałaś na Zachód?

To przyszło naturalnie. Pojechałam
na Zachód i zobaczyłam, że jest inny świat, że ludzie żyją
inaczej. Że w Niemczech, w Berlinie wszyscy wynajmują mieszkania. Nikomu
nie przychodzi do głowy kupowanie. A u nas zawsze, z pokolenia na
pokolenie, trzeba mieć na własność mieszkanie. Dziś, żeby mieć
na własność, trzeba kupić, a żeby kupić, trzeba wziąć kredyt,
a potem ten kredyt pewno jeszcze dzieciom zostanie do spłacania.

Kiedy zaczęłam jeździć po świecie
i poznawać całą masę ludzi, zaczęło się we mnie rodzić poczucie,
że niekoniecznie w ten sposób trzeba funkcjonować. Uwolniłam się
od polskich obciążeń. Nic nie muszę mieć, mieszkanie wynajmuję
– pewnie nikt w to nie uwierzy – ale jeżeli coś robię, to
rzadko dla kasy, a bardziej dla funu. Dla kasy
zrobiłam reklamę z Binoche, ale i fun był,
bo się lubimy.

Łatwo ci mówić, bo i tak masz
kasę.

Taki zawód! Ja mam taki zawód! Jeżeli
dobrze ci idzie, to zarabiasz więcej. A ty byś chciała, żeby od
razu socjalizm wprowadzić? W socjalizmie superfilmy robili, tak swoją
drogą.

Znam dobrze Duńczyków. Często do
nich jeżdżę. Obserwuję tam pewien paradoks. Duńczycy mają
supersocjal. Zentropa Larsa von Triera jest fascynującym zjawiskiem,
bo jest bardzo socjalistyczna. W firmie wszyscy mają wszystkiego
po równo, każdy ma udziały. Dostali od rządu jakieś koszary pod
miastem, wszyscy ich wspierają. Po prostu raj. Tylko w tym raju ludzie
są jacyś nietolerancyjni.

Byliśmy na imprezie w Danii. Jak się
na takiej imprezie lekko upijesz, rozbijesz szklankę i krzykniesz
„kurwa”, w minutę stoi przy tobie dwóch ochroniarzy. Wykręcają
ręce, zakładają kajdanki, bo twoje zachowanie „wykracza poza
powszechnie przyjęte normy”. Gdy zobaczyłam to i parę innych rzeczy,
nabrałam wątpliwości. Sto razy bardziej wolę być tutaj, w naszym
pomieszaniu z poplątaniem.

Ale przyznasz, że pewne elementy
modelu skandynawskiego są fajne, na przykład to, jak wygląda
szkolnictwo, opieka nad starszymi…

Super wygląda… Albo to, jak wyglądają
te wszystkie biblioteki, domy literatury… Ale uważam, że to
Polska będzie w przyszłości forpocztą zmian. Tamte modele się
powypalały.

Widzisz jakieś sygnały tych
zmian?

Nie widzę, ale mówię ci, że za
dwadzieścia, trzydzieści lat.

Przed chwilą mówiłaś, że za
pięćdziesiąt lat.

Widzę sygnały, na przykład obserwując
dwudziestoparolatków… Ty też pewnie masz dwadzieścia parę
lat.

Dwadzieścia dziewięć.

Więc wiesz, o czym
mówię. Dwudziestoparolatkowie są skrajnie inni niż starsze
pokolenia i mają zupełnie inne podejście do świata. Polacy w ogóle
mają typowo rewolucyjne myślenie. To jest w nas fajne. Musi być
revolution. Takiej mentalności nie mają Francuzi
ani Skandynawowie. Rewolucję może zacząć polska sztuka.

liceum

Wróćmy do dzieciństwa, kończysz
podstawówkę i idziesz do liceum. Sama je wybierasz?

No co ty. Rodzice załatwili mi najlepsze
liceum w Krakowie, czyli piątkę, liceum ogólnokształcące im. Augusta
Witkowskiego, gdzie chodziły same „dzieci Pendereckich” i innych
VIP-ów. To było śmieszne, bo byłam
bardzo złą uczennicą. Nie miałam szans, żeby normalnie dostać
się do tego liceum, ale przyjęto mnie ze względu na nazwisko. To
była forma pomocy moim starym. Chodziłam więc do świetnego liceum,
w którym się bardzo źle uczyłam i ledwo zdałam maturę. To liceum
było bardzo otwarte. Nikt mnie do niczego nie zmuszał, robiłam,
co chciałam, panowała totalna tolerancja i dopuszczano kompletne
wariactwo. Ta szkoła bardzo mnie ukształtowała.

To była tolerancja dla estetyki,
że ktoś się dziwnie ubiera, dziwnie zachowuje, czy też tolerancja
dla innych poglądów?

Dla wszystkiego. Do szkoły chodzili różni
ludzie. Do dziś przyjaźnię się z dziewczyną, która pochodziła
z dość biednej rodziny, mieszkała w suterenie i trafiła do liceum
„z przydziału”. Razem uczyły się dzieci z dzielnicy i dzieci
biznesmenów, dorobkiewiczów, artystów. To było pomieszanie
z poplątaniem. Najbardziej wypasiona była klasa francuska. Oni
zawsze byli poubierani, mieli jakieś zagraniczne stroje. Ja byłam
w humanistycznej i myśmy mieli raczej stylizację na intelektualistów. Nie
przywiązywaliśmy wagi do tego, jak się ubieramy, tylko do tego,
z jaką książką kroczymy i ile wypijamy alkoholu.

Jakie książki się wtedy
nosiło?

Ja nosiłam wszystkie. Rodzice mi
podsuwali. Od dwunastego do dwudziestego roku życia przeczytałam chyba
wszystko (śmiech). To zawsze była klasyka: Tomasz
Mann, Dostojewski, Hermann Hesse. W liceum obejrzałam też masę filmów,
chodziliśmy na Konfrontacje w Krakowie. Na Bergmana, Tarkowskiego. Gdy
miałam dwanaście lat, byłam totalnie zafascynowana Witkacym i czytałam
wszystko, potem Gombrowicza. Czarodziejską górę
przeczytałam, gdy miałam czternaście lat, całego Prousta walnęłam,
gdy miałam piętnaście. Wiesz, taki był styl. Wszyscy moi znajomi tak
mieli. Pewnie dlatego teraz w ogóle przestałam czytać. Dziś sięgam
tylko po kryminały, właśnie skandynawskie.

I ty się słabo uczyłaś?

Z polskiego miałam same piątki. Z reszty
same dwóje. Ja się w ogóle nie uczyłam. I nigdy nie byłam do tego
przymuszana. Dlatego dziś wiedzy ogólnej nie mam żadnej. Z tego powodu
trochę się bałam tej rozmowy.

Myślisz, że w Krytyce Politycznej
siedzą same prymusy, które całe dnie zajmują się dyskutowaniem? To
nieprawda. Ja miałam tróje z polskiego, a książki zaczęłam czytać
w wieku szesnastu lat.

Nie jestem
intelektualistką. Geografia i biologia to dla mnie kosmos. Matematyki
nie rozumiałam ani w ząb. Rodzice załatwili mi jakiś papier
wyjaśniający, że matematyki nie jestem w stanie pojąć. Żeby mi
tróję wstawiono i dano spokój.

Myślę, że mój syn teraz musi się
uczyć. Nie wiem, ale wydaje mi się, że teraz to trzeba się
uczyć.

Teraz też załatwia się różne
pisma i zaświadczenia.

Dysleksja itd. No nie wiem. Ale wiem,
że byłoby bardzo słabo dla niego, gdyby musiał siedzieć
i się uczyć. Przecież ta wiedza jest w pewnym momencie kompletnie
nieprzydatna. Zdobywa się ją tylko po to, żeby dostać kolejne punkty
i przechodzić do kolejnych, wyższych stopni edukacji. Według mnie to
jest chore.

Twój syn na pewno się ucieszy,
jak mu to powiesz.

poglądy polityczne

Nie mam poglądów politycznych. Posiadanie
konkretnych poglądów jest dla mnie, jako artystki,
przekreślające. Dlatego że pracuję tylko i wyłącznie
z emocjami. Tylko one mnie interesują. Jestem w tym skrajnie egoistyczna
i uwielbiam obserwować ludzi pod tym kątem. Wszystkie zagadnienia
i tematy społeczne są dla mnie irytujące.

Ale masz ich świadomość?

Mam ich świadomość i mam przeciwko temu
głęboki sprzeciw. Człowiek jest chodzącą sprzecznością. Więc
jeżeli człowiek jest chodzącą sprzecznością, to posiadanie
wyrazistych poglądów i wygłaszanie ich jest chore. A z drugiej strony
wiem, że wy w Krytyce tego wymagacie. Założenie, że trzeba mieć
klarowne poglądy, jest sztuczne.

My nie mówimy,
że musisz mieć poglądy, my mówimy, że ty już masz poglądy.
I zapraszamy do ich wypowiadania. Wiemy też, że w Polsce artystce
poglądów mieć nie wypada.

To, co wypada, a co nie wypada, w ogóle
mnie nie obchodzi.

No to powiedzmy, że poglądy
polityczne w świecie „prawdziwej” sztuki nie są czymś
popularnym.

Nie wiem, co to jest „prawdziwa sztuka”,
a poglądy pewnie mam bardzo lewicowe.

Przed chwilą mówiłaś, że nie
masz poglądów.

Bo nie mam
zdeklarowanych poglądów na wszystko – politykę, ekonomię. Ale coś
tam w głowie mam, jakieś przekonania, i one są lewicowe. Sama siebie
nazywam kawiorową lewicą. Wiem, wy tego określenia nie lubicie. Mój
film Sponsoring jest o pani, która jest kawiorową
lewicą. To śmieszne i głupie.

Nie wiem, czy głupie.

Gdy mówię o tym moim blokowisku i o tym,
że nic nie mieliśmy, to ja to „nic” dostrzegałam w momentach,
kiedy dostawaliśmy paczki z zagranicy. Totalnie się wtedy cieszyłam,
że mam na przykład kolorową pastę do zębów.

Jestem pazerna,
opanowana materializmem. Uwielbiam ubrania, buty. Uważam to za
swoją dużą wadę, a równocześnie, jako że siebie lubię, tę
wadę też lubię. Nie jestem się w stanie opanować: kupuję, lubię
mieć pieniądze. A z drugiej strony nie przywiązuję się do tego,
co kupię, gubię to wszystko, rozdaję koleżankom, a potem nie mam na
rachunek. Serio.

Siedem lat mieszkałam w miejscu, które
zorganizowałam po swojemu, urządziłam. Choć bez szału. Nie
wydaję pieniędzy na meble, na samochód. Pieniądze trzeba wydawać na
przyjemności – jedzenie, wino, podróże. Od miesiąca mieszkam tutaj
[ Kiedy spotkamy się kilka miesięcy później, Małgosia
będzie już mieszkać gdzie indziej, widać, że nie przywiązuje
się do miejsc ]. Nic z tamtego urządzonego mieszkania
nie wzięłam. Nie przywiązuję się do tych wszystkich przedmiotów,
które kupuję, rozumiesz?

Gdy rozglądam się dookoła, w stu
procentach ci wierzę.

Była taka książka Camusa,
Pierwszy człowiek. O tym, że pieniądze
dają ci dzisiaj wolność. Mnie dają. Mogę opłacić niańkę
i mój syn ma niańkę, która jest dla niego babcią od czterech lat,
mogę pracować, wyjechać, a on jest zaopiekowany. Gdybym nie miała
pieniędzy, byłabym uziemiona. Nie masz z kim zostawić dziecka,
musisz sprzątać, gotować, nawet jeśli nie masz czasu i ochoty. To
jest wbrew mojej naturze. Zwariowałabym.

Nazywam siebie kawiorową lewicą, bo wiem,
że potrzebuję pieniędzy, żeby funkcjonować tak, jak chcę. Po
prostu.

Ty możesz tak żyć i tak mówić,
bo jesteś w bardzo uprzywilejowanej sytuacji.

Oczywiście. Tylko z drugiej strony wydaje
mi się, że gdybym w tej luksusowej sytuacji nie była, byłoby mi
trudniej wykonywać mój zawód. Zawód reżyserki filmowej. Poza tym
moja sytuacja nie zawsze była tak komfortowa, do wszystkiego dochodzi
się krok po kroku.