Strona główna » Dla dzieci i młodzieży » Tajemnice końskiej zagrody

Tajemnice końskiej zagrody

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7551-632-4

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Tajemnice końskiej zagrody

Kolejne przygody małych detektywek spodobają się z pewnością wszystkim wielbicielom koni. Tym razem bowiem dziewczynki spędzają wakacje w gospodarstwie agroturystycznym, w którym są aż trzy klacze – Sensacja, Kostaryka i Pomarańcza. Wiele dowiedzą się o jeździe konnej i zaprzyjaźnią się z tymi pięknymi zwierzętami. Oczywiście także w Końskiej Zagrodzie nie brakuje tajemniczych zjawisk, więc dziewczynki mogą się wykazać swoimi umiejętnościami detektywistycznymi, wyjaśniając zagadki znikających kwiatków, tajemniczych śladów na  furtce czy nieoczekiwanego zniknięcia kota Wędrucjusza.

W cyklu o małych detektywkach ukazały się jeszcze:

„Tajemnice Świstakowej Polany”

„Tajemnice Zatoki Delfinów”

Polecane książki

Kinga pracuje w redakcji pisma modowego „Pearl”. Jej życie jest idealnie poukładane i pozbawione problemów. Fajna praca i zakochany w dziewczynie po uszy fotograf Daniel są cudownym uzupełnieniem sielanki. Nic nie zapowiada nagłego załamania… Życie Kingi zmienia się jednak diametralnie, gdy dziewc...
Druga część namiętnej trylogii Domniemanie niewinności Aubrey okłamała Andrew, złamała podstawową zasadę, której on był wierny całe życie. Chodziło tylko i wyłącznie o szczerość. Gdyby zrobiła to inna kobieta, już dawno wyrzuciłby ją ze swego życia. Jednak ona jest dla niego wyjątkowa. Andrew z niki...
Osteopatia stanowi wspaniałą metodę leczenia. Jest niezastąpiona przy usuwaniu zaburzeń i ograniczeń w ruchu. W rezultacie narządy zostają lepiej zaopatrzone, łatwiej się regenerują, tzw. zużycie może zostać zmniejszone, a ból zostaje wyraźnie złagodzony. Dzięki zastosowaniu osteopatycznej metody le...
    Ilustrowany przewodnik po Trójmieście, w którym znajdziesz najważniejsze informacje na temat historii i miejsc zaliczanych do największych atrakcji turystycznych danego miasta. Plany centrum Gdańska, Gdyni i Sopotu i bogaty materiał zdjęciowy są dodatkowymi atutami tego przewodnika....
Monografia Prawo jednostki do sądu europejskiego ma na celu ustalenie, czy i w jakim zakresie, na poziomie europejskim gwarantowana jest sądowa ochrona praw jednostki. Przedmiotem analizy są dwa systemy regionalne, w ramach których funkcjonują organy o charakterze sądowym: Rada Europy i Europejski T...
„Przybliżył się i wciągnął w nozdrza powietrze. Wyraziście czuł zapach jej ciała. Słodki. Upojny. Niepowtarzalny. Przysunął się bliżej. Wilgotne włosy łaskotały go po twarzy. Całował czoło, nos i usta. Przytulał policzek do rozgrzanego lica kobiety. Nastąpił zamęt zmysłów – ogarniały go płomieni...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Magda Podbylska

Copyright © Magdalena Podbylska

Copyright © Wydawnictwo BIS 2017

ISBN 978-83-7551-623-4

Wydawnictwo BIS

ul. Lędzka 44a

01–446 Warszawa

tel. 22 877-27-05, 22 877-40-33

e-mail:bisbis@wydawnictwobis.com.pl

www.wydawnictwobis.com.pl

Skład wersji elektronicznej: Marcin Kapusta

konwersja.virtualo.pl

Doniczkowe kłopoty

– Co za szczęście, że w tym roku spędzamy wakacje w stadninie! – wołam, wychylając się przez okno naszego pokoju.

– Uważaj na pajęczyny – poucza mnie Jo. – Na wsi zawsze są pajęczyny w oknach.

Na szczęście w naszym oknie nie zadomowił się żaden pająk i nawet najmniejsza pajęczyna nie zasłania przecudnego widoku na całą Końską Zagrodę.

Biorę do rąk aparat fotograficzny i robię przez okno pierwsze zdjęcie. Nie mam czasu przyjrzeć mu się dokładnie, bo wszystko jest tu nowe, piękne i bardzo ciekawe. Gdy patrzę z okna w lewą stronę, widzę drewnianą altankę, w której na stoliku stoją doniczka z bratkami i taca ze śniadaniem.

– Śniadanie gotowe! – krzyczę do mojej kuzynki i ogłaszam natychmiastowe mycie zębów i ubieranie się. Chwilę trwa, zanim udaje nam się odnaleźć w łazience szczoteczki do zębów. Robimy wszystko, co należy zrobić rano przed wyjściem, i zbiegamy po schodach na dwór. Jo biegnie za mną. Razem mamy aż cztery nogi, więc tupiemy jak najprawdziwszy dziki koń.

Wybiegamy na podwórko, wchodzimy do altanki i przyglądamy się śniadanku. Wygląda smakowicie, chociaż na środku stołu leżą grudki ziemi.

– Widocznie pani Barbara zapomniała sprzątnąć stół, zanim położyła na nim tacę ze śniadaniem – stwierdza Jo i zgarnia dłonią grudki na podłogę.

Pani Barbara to nasza gospodyni. Jej mężem jest pan Marek, który umie wspaniale jeździć konno. Pani Barbara i pan Marek mieszkają w gospodarstwie, które nazywa się Końska Zagroda. W ich domu mieszka też pan dziadek, który tak naprawdę nie jest niczyim dziadkiem. Ciocia mówi, że Końska Zagroda znajduje się w prawdziwej wsi, ale nie wiem, po czym to można poznać. Może po tym, że wszyscy mieszkańcy są tacy mili i pomocni. Pani Barbara, pan Marek i pan dziadek mieszkają w domu, natomiast Sensacja, Pomarańcza i Kostaryka mieszkają w stajni – są przecież końmi.

Siadamy wygodnie przy stole, a ja od razu nakładam sobie na talerz największy kawałek chleba.

– Gdy patrzyłam z naszego okna, widziałam, że na stole stała doniczka z kwiatkami – mówię, pożerając kanapkę z żółtym serem i pomidorem. Żółty ser smakuje doskonale, a pomidor pachnie najprawdziwszym pomidorem.

– Ta doniczka? – pyta Jo, wskazując na małą doniczkę z ziemią leżącą przy ścianie altanki. Kwiatów, niestety, w niej nie ma.

Podnosimy doniczkę i spoglądamy na siebie bardzo wymownie. Moje wymowne spojrzenie oznacza: „Miałam rację, że na stole stała doniczka”, natomiast wymowne spojrzenie mojej kuzynki oznacza: „Jest zagadka godna detektywów”.

Wpatrujemy się w doniczkę tak starannie, jak tylko jest to możliwe. Widać w niej wystające z ziemi krótkie łodyżki, które przed naszym śniadaniem musiały być znacznie dłuższe, z liśćmi i kwiatami. Ktoś niezbyt dokładnie obciął wszystkie zielone części rośliny.

– Ale dlaczego? – pytam, rozglądając się dookoła. Zaglądam nawet pod stół w altance, żeby sprawdzić, czy złodziej kwiatów nie schował się gdzieś w pobliżu. Niestety, nie ma nikogo.

– Wszędzie tylko ślady końskich kopyt – martwi się moja kuzynka, odganiając latającego przy jej głowie trzmiela.

– Kradzież kwiatów musiała… – zaczynam niepewnie, przełykając kolejny kęs kanapki.

– …musiała zostać dokonana… – ciągnie moją myśl Jo.

– …zostać dokonana między chwilą, w której wyglądałam przez okno, a chwilą, w której doszłyśmy do altanki – kończę zadowolona. Cudownie jest używać słów typowych dla prawdziwego detektywa.

– Notes! – Przypominam sobie, że mój najważniejszy detektywistyczny sprzęt znajduje się jeszcze w naszym pokoju. Biegnę na górę, tupiąc po schodach jak stado koni wyścigowych. Podchodzę do okna, żeby raz jeszcze spojrzeć na podwórko, stajnię i altankę, w której siedzi Jo. Podwórko wygląda bardzo podwórkowo. Stajnia z końmi wygląda całkiem jak stajnia. Nie mam pewności, jak wygląda normalna stajnia, bo ta jest pierwszą, jaką widzę w życiu. Jedno jest pewne – Jo siedząca w altance nie wygląda jak zawsze. Jest dziwnie wygięta, ma szeroko rozdziawione oczy i patrzy na coś, co znajduje się tuż pod moim oknem. Na wszelki wypadek biorę do ręki aparat fotograficzny i ostrożnie się wychylam, żeby zobaczyć, co przestraszyło moją kuzynkę. Pod oknem stoi koń. Skubie trawę rosnącą przy domku i rytmicznie przerzuca ogon z prawej strony na lewą i odwrotnie. Szybko robię zdjęcie konia, a potem fotografuję Jo w altance i podwórko. Zabieram notes detektywa, długopis oraz aparat fotograficzny i zbiegam po schodach na dół.

– Zrobiłam ci zdjęcie – mówię, podchodząc do Jo.

– Szkoda, że nie mamy zdjęcia zrobionego wcześniej – odzywa się po chwili Jo.

– Jakiego zdjęcia? – pytam, patrząc na pięknego, beżowego konia z czarnym ogonem, wolniutko przesuwającego się wzdłuż ściany.

– Gdybyśmy miały zdjęcie zrobione przed kradzieżą kwiatów i drugie teraz, mogłybyśmy porównać szczegóły.

Nie mogę uwierzyć, że sama na to nie wpadłam! Niechętnie zgadzam się z Jo. Porównanie dwóch zdjęć, sprzed zbrodni i tuż po niej, dałoby nam doskonały materiał dowodowy.

– To byłby dopiero materiał dowodowy – mówię smutnym głosem.

– Jaki znowu materiał? – dziwi się moja kuzynka.

Tłumaczę kuzynce, że materiał dowodowy to informacje i przedmioty związane ze śledztwem. Na przykład but przestępcy, opowieść kogoś, kto widział moment popełnienia zbrodni, czy kubek z resztką kakao pozostawiony przez mordercę.

– Niestety, nie mamy buta, świadka zbrodni ani nawet kakao… – kończę ze smutkiem, dopijając ostatni łyk mięty z kubeczka.

Moja kuzynka wygląda na bardzo zaskoczoną. Nie spodziewała się, że zabłysnę taką wiedzą. Ja to jednak mam szanse zostać prawdziwą oficerką śledczą!

– Zdjęcie mogłoby być materiałem dowodowym – mówi nagle Jo, przeglądając w aparacie zrobione przeze mnie fotografie.

– Zdjęcie jest doskonałym materiałem dowodowym – odpowiadam z pewnością w głosie.

– A dwa zdjęcia? – drąży temat Jo.

– Dwa zdjęcia są zdecydowanie jeszcze lepszym materiałem dowodowym.

– A zdjęcia zrobione tuż przed popełnieniem przestępstwa i tuż po nim?

– Przecież dobrze wiesz, że to byłby najlepszy materiał dowodowy w całej Końskiej Zagrodzie – mówię smutnym głosem i zupełnie nie rozumiem, dlaczego na twarzy Jo maluje się takie szczęście. Zerkam na aparat fotograficzny i widzę zdjęcie zrobione przeze mnie rano. Na nim podwórko, pusta altanka, na stoliku śniadanie i doniczka z kwiatami.

– Aaa! – krzyczę ze szczęścia. – Mamy zdjęcie sprzed morderstwa i mamy zdjęcie zrobione po morderstwie.

– Sprzed przestępstwa – śmieje się Jo.

– Teraz wystarczy tylko, że pobawimy się w „Znajdź szczegóły różniące obydwa obrazki”, i tajemnica kradzieży kwiatów jest rozwiązana!

Siedzimy przyciśnięte do siebie i analizujemy po kolei dwa zdjęcia. Niestety, różnią się tylko jednym elementem: na drugim doniczka z kwiatami nie stoi na stole.

– Zupełna katastrofa – mówię, patrząc na beżowego konia, przesuwającego się wzdłuż ściany domu.

– Te dwa zdjęcia różnią się tylko doniczką – mówi zrozpaczona Jo. – I liczbą śladów końskich stóp.

– Myślisz, że koń ma stopy?

– A co ma?

– Chyba kopyta.

– Czyli na tym zdjęciu jest więcej śladów końskich kopyt. – Przyglądamy się drugiemu zdjęciu jeszcze uważniej, powiększając jego fragmenty na wyświetlaczu. Są też ślady butów między domem a stajnią, no i odciski naszych bosych stóp, ale one się nie liczą.

– A w którą stronę szedł koń? – pytam, idąc w kierunku podwórka. Na świeżo zgrabionej ziemi wyraźnie widać ślady konia, który rano wyszedł ze stajni. Są też delikatne ślady klapek pani Barbary, która przyniosła śniadanie do altanki. Niestety, ona na pewno jest niewinna, bo przecież nie ukradłaby własnych kwiatów.

Podchodzimy obie do stajennej bramy i maszerujemy trasą, którą rano przemieszczał się beżowy koń. Wyszedł ze stajni, skierował się w prawo w stronę altanki, zawrócił, poszedł za dom, a potem pomaszerował pod nasze okno.

W oknie na parterze pojawia się roześmiana twarz pani Barbary.

– Jak tam, dziewczynki? Zjadłyście śniadanie? Mam nadzieję, że Sensacja wam nie przeszkadzała. Gdy wasza ciocia z Markiem pojechali na poranną przejażdżkę na Kostaryce i Pomarańczy, postawiłam dla was na stole śniadanie, a zaraz potem wypuściłam Sensację na podwórko, żeby nie było jej przykro. Ona jest taka spokojna, delikatna i wrażliwa. Często ma problemy ze zdrowiem, bo zdarza się jej zjeść za dużo smakołyków.

– A czy ona nie jest groźna? – pyta Jo i wolnym krokiem podchodzi do konia.

– Sensacja jest łagodna jak baranek. W chwili największego zdenerwowania potrafi najwyżej gwałtownie machnąć głową. Ale pamiętaj, musisz podchodzić do niej zawsze w taki sposób, żeby mogła cię zobaczyć. Nie od tyłu. Wtedy mogłaby się przestraszyć. Boi się nawet ważek i pszczół.

– Dziś rano w altance latał trzmiel – przypominam sobie, rozglądając się dookoła.

– I ktoś ukradł kwiaty z doniczki – dodaje Jo. – Ale my już zaczęłyśmy prowadzić śledztwo w tej sprawie.

Pani Barbara spogląda na altankę, na piękną beżową klacz, na Jo, na mnie i mówi:

– Trzmiel, zniknięcie kwiatków, altanka, Sensacja, poranna przejażdżka na Kostaryce i Pomarańczy, śniadanie… Macie dużo faktów do przeanalizowania.

Stoimy z Jo zaskoczone. Przez chwilę patrzymy na okno, w którym jeszcze przed chwilą znajdowała się głowa pani Barbary. Kuchennymi drzwiami powoli wychodzi pan dziadek. Porusza się bardzo wolno, trzymając przed sobą białą składaną laseczkę. Dzięki niej potrafi omijać wszystkie przeszkody, nawet takie, które podbiegają do niego znienacka i ciągną go siłą w stronę ławeczki. Pan dziadek z lekkim uśmiechem pozwala się doprowadzić do swojego ulubionego miejsca i mówi rozbawionym głosem:

– Mam nadzieję, że nikt się nie rozchoruje z przejedzenia.

Jo