Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » Tajna operacja. Reagan, CIA i zimnowojenny konflikt w Polsce

Tajna operacja. Reagan, CIA i zimnowojenny konflikt w Polsce

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-66460-28-7

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Tajna operacja. Reagan, CIA i zimnowojenny konflikt w Polsce

Grudzień 1981. CIA otrzymuje informację, że polski rząd zerwał łączność telefoniczną z Zachodem i zamknął granice. Agencja natychmiast powiadamia o tym prezydenta Ronalda Reagana, który odpoczywa w Camp David. Parę godzin później premier Wojciech Jaruzelski ogłasza w telewizji wprowadzenie stanu wojennego. Zaczyna się nowy rozdział zimnowojennej polityki. Waszyngton i Moskwa idą na czołowe zderzenie. W swojej fascynującej książce historycznej Seth G. Jones ujawnia nieznane fakty na temat operacji CIA w Polsce, która przyczyniła się do miażdżącego zwycięstwa opozycji. Podczas gdy rząd wspierany przez ZSRR próbował zdusić liberalnych przeciwników, CIA rozpoczęła skomplikowaną kampanię wywiadowczą o kryptonimie QRHELPFUL, wspierając środowiska dysydenckie i „Solidarność”, związek zawodowy liczący dziesięć milionów członków, jeden z pierwszych legalnych ruchów opozycyjnych w Europie Wschodniej. Dzięki aprobacie prezydenta Reagana agencja finansowała druk gazet, audycje radiowe i wojnę informacyjną z komunistycznym rządem. Operacja QRHELPFUL w znacznym stopniu przyczyniła się do powstania wolnej i demokratycznej Polski. W opowieści tej, ignorowanej dotąd przez historyków zajmujących się CIA i biografów Reagana, pojawia się niejedna barwna postać, jak choćby Bill Casey, szef siatki szpiegowskiej, oficer CIA Richard Malzahn, polskojęzyczna oficerka łącznikowa Celia Larkin, przywódca „Solidarności” Lech Wałęsa i papież Jan Paweł II. Tajna operacja, książka bazująca na wywiadach pogłębionych i odtajnionych niedawno aktach, opisuje zwycięstwo amerykańskiego wywiadu nad tyranią zza Żelaznej Kurtyny, zapowiadające rozpad ZSRR. „Opowieść o zwycięstwie pokoju, wolności i CIA – a to na tyle rzadka kombinacja, że lektura powinna być obowiązkowa”. The American Spectator

Polecane książki

Hohenzollernowie to niemiecka dynastia, która w krótkim czasie zrobiła niezwykłą karierę i jako ród władców Prus, a potem zjednoczonych Niemiec, w sposób niezwykle istotny zapisała się w historii Europy. Opowieść o nich rozpoczyna się od Wielkiego Elektora, który królem wprawdzie nie był, al...
Opis podstawowy ąćżłćżłęóżźćąśńń...
Cztery utwory dramatyczne dedykowane współczesnym teatrom, z możliwościami włączenia wirtualnej rzeczywistości w akty i sceny, tworząc pole dla popisów inscenizacji oraz wzmocnienia efektów scenicznych, to jest napięć dynamicznych danego utworu....
Stan prawny na 1.05.2010 r. Autorka prezentowanej monografii w praktyczny sposób przedstawia aktualne zagadnienia dotyczące statusu prawnego osób zatrudnionych w służbie cywilnej. Publikacja traktuje o wszystkich aspektach stosunków pracy w służbie cywilnej: stronach stosunku pracy, nawiązaniu, z...
Ebook pomaga poznać i utrwalić angielskie słówka i zwroty, a także wiadomości o historii i kulturze krajów anglosaskich.Jest pomocny do pracy w szkole, na kursach, korepetycjach, w samodzielnej nauce. Ebook zawiera gotowe testy, quizy do wykorzystania, również z odpowiedziami.Z całą pewnością niniej...
Rodzinne historie, schowane głęboko w pamięci kolejnych pokoleń albo rozsypane przez dziesięciolecia w zapiskach, listach i wspomnieniach, pewnego dnia stają się czyjąś pasją. Poskładane niczym puzzle zaczynają odsłaniać prawdziwe ludzkie dzieje, spokojne w czasach pokoju, a burzliwe podczas woj...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Seth G. Jones

Tytuł oryginału:A COVERT ACTION: Reagan, the CIA, and the Cold War Struggle in PolandCopyright © 2018 by Seth G. Jones
Published by agreement with Fletcher & Company, USA and Book/lab Literary Agency, Poland.Copyright © 2019 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia Draga
Copyright © 2019 for the Polish translation by Jan Dzierzgowski
(under exclusive license to Wydawnictwo Sonia Draga)Projekt okładki: Tomasz MajewskiZdjęcie na okładce: © Universal History Archive/Getty ImagesRedakcja: Wojciech Górnaś / Redaktornia.plKorekta: Joanna Rodkiewicz, Grzegorz KrzymianowskiISBN: 978-83-66460-28-7Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione i wiąże się z sankcjami karnymi.Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórców i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.Szanujmy cudzą własność i prawo!Polska Izba KsiążkiWięcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.plWYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o.o.
ul. Fitelberga 1, 40-588 Katowice
tel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28e-mail: info@soniadraga.plwww.soniadraga.plwww.facebook.com/WydawnictwoSoniaDragaE-wydanie 2019Konwersja:eLitera s.c.

Pan da siłę swemu ludowi

Psalm 29:2

napis na gdańskim pomnikuPoległych Stoczniowców 1970

Prolog

ŚWIATŁO PRZELEWAŁO SIĘ nad grzbietem góry Catoctin w Marylandzie, kiedy prezydent Ronald Reagan ruszył na poranny spacer. 12 grudnia 1981 roku w Camp David powietrze było rześkie i suche. Reagan, były gubernator Kalifornii, rzadko dotąd zaznawał takich mrozów (poprzedniej nocy temperatura spadła poniżej zera)[1]. Szron delikatnie pokrywał szyby prezydenckiego ośrodka wypoczynkowego sto kilometrów na północny zachód od Waszyngtonu. Spacery w Camp David sprawiały Reaganowi ogromną przyjemność. „Wspaniale było móc po prostu otworzyć drzwi i wyjść na zewnątrz, kiedy tylko miało się ochotę”, wspominał[2]. Czasem urządzał sobie konną przejażdżkę. Parę miesięcy wcześniej, w wietrzny październikowy poranek, wymknął się przez tylną bramę i pojechał do kamiennych ruin Valley View Manor, niegdyś okazałego letniego hotelu[3].

W Camp David znajdował wytchnienie od męczącego tempa pracy i od gości odwiedzających go w Waszyngtonie. Nie on pierwszy – wszak po to Franklin D. Roosevelt przekształcił w 1942 roku ośrodek dla pracowników rządowych i ich rodzin w prezydencki dom wypoczynkowy (i nawet określał Camp David mianem „Shangri-La”, odwołując się do mitycznego raju z powieści Zaginiony horyzont Jamesa Hiltona, opublikowanej w roku 1933). Posiadłość leżała na odludziu, co stanowiło jej główną zaletę. Nie miała reprezentacyjnego charakteru. Brytyjski premier Winston Churchill kpił ponoć, że „to w zasadzie drewniana chata”[4].

Domek Aspen, w którym nocował Reagan, Roosevelt nazywał „legowiskiem niedźwiedzia”. W środku znajdowały się niewielka kuchnia i wygodny salon z miękkimi meblami. Reagan lubił tam odpoczywać w fotelu, kładąc na podnóżku stopy w wypolerowanych butach (albo w kowbojkach). Razem z żoną Nancy oglądali stare filmy: Afrykańską królową z Katharine Hepburn i Humphreyem Bogartem, Północ – północny zachód z Carym Grantem i Evą Marie Saint albo Yankee Doodle Dandy z niezrównanym Jamesem Cagneyem. Domek stał na wzgórzu i z potężnych okien salonu rozciągał się wspaniały widok na park góry Catoctin i dolinę[5].

Prezydent zatrzymał się na moment przy drzwiach i kontemplował spokój poranka. Kiedy niecały rok wcześniej wprowadził się do Białego Domu, uosabiał optymizm Roosevelta i małomiasteczkowy urok Dwighta Eisenhowera, dwóch przywódców, których ogromnie podziwiał[6]. Krótko później, 30 marca 1981 roku, został postrzelony przez zamachowca. Stracił prawie połowę krwi. Jego dzielna postawa jeszcze bardziej zjednała mu serca Amerykanów[7].

„Kochanie, zapomniałem zrobić unik”, wyszeptał do Nancy niemal przepraszająco, kiedy wieziono go na salę operacyjną w George Washington University Hospital[8].

Wydobrzał i zaraz musiał zająć się narastającymi kryzysami w kraju i za granicą. Około trzynastu tysięcy kontrolerów ruchu powietrznego urządziło strajk, co groziło paraliżem lotów w całych Stanach Zjednoczonych. Izraelskie siły zbrojne przeprowadzały ataki na Liban. Reagan starał się grać rolę mediatora w nasilającym się konflikcie obejmującym Izrael, Syrię, Liban, Organizację Wyzwolenia Palestyny oraz libańskie bojówki.

Po spacerze w znakomitym nastroju wrócił do domku Aspen. O 12.10 zatelefonował do swojego bliskiego przyjaciela, kaznodziei Billy’ego Grahama, lecz go nie zastał. Popołudnie spędził przy biurku, przeglądając papiery.

Dzień w Camp David upłynął spokojnie.

***

PÓŁTOREJ GODZINY DROGI DALEJ na południowy wschód w gabinetach szefostwa CIA panowała gorączkowa atmosfera. Analitycy z McLean w Wirginii śledzili wydarzenia w Polsce, próbując ustalić, czy tamtejszy rząd ze wsparciem ZSRR szykuje się do wprowadzenia stanu wojennego. William „Bill” Casey, dyrektor CIA, zdawał sobie sprawę, że byłaby to próba przejęcia kontroli nad wydarzeniami w kraju i zmiażdżenia „Solidarności”, powstałego niedawno ruchu opowiadającego się za demokratyzacją. Ogłoszenie sytuacji wyjątkowej oznaczałoby zapewne czołgi na ulicach, przejęcie stacji radiowych i telewizyjnych oraz aresztowanie działaczy opozycji. Na skraju Europy Wschodniej siły demokracji starłyby się z siłami totalitaryzmu, co mogłoby dać początek jednemu z najpoważniejszych kryzysów zimnej wojny.

Sowieci wywierali ogromną presję na polskiego premiera Wojciecha Jaruzelskiego. Działalność oddolnego ruchu opozycyjnego skupionego wokół „Solidarności” mogła mieć katastrofalne skutki dla ZSRR. W jednym z raportów CIA szacowano, że „Polska stanowi największe w okresie powojennym i najtrudniejsze wyzwanie dla ZSRR i jego interesów”[9]. Tydzień wcześniej w innym, ściśle tajnym dokumencie agencja stwierdzała: „Polski rząd przygotował plany wprowadzenia stanu wojennego. Obecne działania świadczą, że zaczęły się już ostateczne przygotowania, by wdrożyć je w życie”[10]. Oceniano też, że równocześnie Armia Radziecka szykuje się do inwazji, jak w Czechosłowacji w 1968 roku, kiedy wojska Układu Warszawskiego zdławiły ruch na rzecz reform pod przywództwem Alexandra Dubčeka.

Wieczorem w sobotę 12 grudnia do siedziby CIA dotarła informacja, że polski rząd zerwał łączność telefoniczną z Zachodem i zamknął granice. Agencja zaalarmowała analityków zajmujących się kryzysem. Wolny weekend gwałtownie dobiegł końca: przeczuwając powagę sytuacji, pracownicy CIA natychmiast udali się do Centrum Operacyjnego. W zebraniu wzięli udział dyrektor Casey i jego asystent, a oprócz nich kierownik i zastępca kierownika Centrum.

Casey zasiadł przy stole. Miał obwisłe policzki, przygarbioną posturę i okulary w grubych oprawkach. Był najbardziej wpływowym dyrektorem CIA od kilkudziesięciu lat, nieprzejednanym przeciwnikiem komunizmu, zdeterminowanym, by przy każdej nadarzającej się sposobności utrzeć Sowietom nosa. Zebrani dyskutowali, jak należy interpretować najnowsze wydarzenia, a także czy i jak poinformować Biały Dom. Zdaniem jednych polski rząd szykował się po prostu do kolejnej akcji o ściśle ograniczonych celach; w ostatnim okresie takie działania prowadzono w PRL dość często. Inni twierdzili natomiast, że dojdzie do wprowadzenia stanu wojennego. W Waszyngtonie minęła właśnie północ, a w Polsce była szósta rano 13 grudnia, kiedy jeden z analityków poszedł sprawdzić najnowsze tajne depesze z placówki CIA w Warszawie.

Prędko wrócił i przerwał dyskusję. Jaruzelski ogłosił wprowadzenie stanu wojennego. Waszyngton i Moskwa szły na czołowe zderzenie[11].

***

NIEPOKÓJ OKRYWAŁ WARSZAWĘ niczym gęsta mgła, rozpełzając się po osiedlach, kościołach i bazarach. Państwowa telewizja od tygodnia nadawała kasandryczne materiały, jakoby kraj znajdował się na skraju upadku. Wywoływały one obawy nawet wśród prorządowych klakierów. Jeden z komentatorów telewizyjnych opisywał „napiętą, powstańczą atmosferę”[12]. O szóstej rano 13 grudnia Jaruzelski przemówił z ekranów do obywateli. Zasiadł na tle flagi z godłem państwowym, sztywno i oficjalnie. Miał na sobie oliwkowy mundur, do którego przypiął baretki w jedenastu równych rządkach. Jego twarz, nieco zapadniętą, z wysuniętym podbródkiem, wieńczyły rzednące włosy. Starannie dobrał słowa.

„Ojczyzna nasza znalazła się nad przepaścią – mówił beznamiętnym tonem, nerwowo zerkając do notatek. – Dorobek wielu pokoleń, wzniesiony z popiołów polski dom, ulega ruinie. Struktury państwa przestają działać. Gasnącej gospodarce zadawane są codziennie nowe ciosy.

[…]

Strajki, gotowość strajkowa, akcje protestacyjne stały się normą. Wciąga się do nich nawet szkolną młodzież. […] Mnożą się wypadki terroru, pogróżek i samosądów moralnych, a także bezpośredniej przemocy. Szeroko rozlewa się po kraju fala brutalnych przestępstw, napadów i włamań”.

Następnie zaś wyrzekł słowa, które zapewniły mu status czarnego charakteru w polskiej historii:

„Ogłaszam, że w dniu dzisiejszym ukonstytuowała się Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego. Rada Państwa, w zgodzie z postanowieniami konstytucji, wprowadziła dziś o północy stan wojenny na obszarze całego kraju”[13].

Przemówienie zakończył, przytaczając pierwsze słowa hymnu państwowego:

Jeszcze Polska nie zginęła,

Póki my żyjemy.

Postać Jaruzelskiego ogłaszającego w telewizji stan wojenny wryła się w pamięć Polaków. Ruszyła seria dramatycznych zdarzeń. Aresztowano i bito członków „Solidarności”, dochodziło do zamieszek i ogromnych demonstracji ulicznych. Zaczął się nowy rozdział w historii kraju.

Wprowadzenie stanu wojennego nie było zupełnym zaskoczeniem. Już wcześniej powszechnie spekulowano, że polskie i radzieckie władze planują taki krok. Z tajnego dokumentu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych wynika, że operację szykowano od miesięcy. Rozważano wprawdzie różne strategie zdławienia „Solidarności”, lecz cel pozostał niezmienny: wziąć społeczeństwo w ryzy i przywrócić egzekwowanie władzy[14]. Przewidywano też, jakiego rodzaju opór mogą stawiać zwolennicy „Solidarności”: między innymi organizować masowe strajki, akty sabotażu i protesty na ulicach.

Na początku grudnia polskie władze postanowiły przejść do czynu. Podczas tajnych rozmów z Sowietami generał Florian Siwicki, szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, oznajmił: „Nieprzyjaciel wypowiedział ostatnie słowo. Obie strony jasno przedstawiły swe stanowiska”. Następnie dodał w typowo pompatycznym marksistowskim języku: „Teraz musimy zdecydowanie walczyć z kontrrewolucją”[15]. Członków „Solidarności” nazywano „kontrrewolucjonistami”, wichrzycielami, niszczycielami porządku. Wielu Polaków uważało wprowadzenie stanu wojennego za zamach na wolność, ale niewiele mogli obecnie zdziałać.

Ugiąwszy się pod naciskiem ZSRR, wczesnym rankiem 13 grudnia polski rząd wysłał wojsko na ulice. Niejedną rodzinę wyrwał ze snu hałas łomu wyważającego drzwi lub wybijającego okno, zaczęło się bowiem aresztowanie członków „Solidarności” i przewożenie ich do obozów internowania. Zakazano wszelkich zgromadzeń publicznych, procesji i demonstracji, z wyjątkiem tych o charakterze religijnym. Zawieszono działalność związków zawodowych i organizacji studenckich, cenzurowano korespondencję, podsłuchiwano rozmowy telefoniczne. Rząd wprowadził też godzinę milicyjną, a wszystkie osoby powyżej trzynastego roku życia musiały nosić przy sobie dokument tożsamości. Kraj został odcięty od świata zewnętrznego.

***

DLA LECHA WAŁĘSY, PRZYWÓDCY „SOLIDARNOŚCI” aresztowanego razem z tysiącami innych osób, stan wojenny był początkiem długiej, żmudnej drogi. Wałęsa, urodzony w roku 1943, za sprawą niezwykłych zrządzeń losu stanął na czele najodważniejszego ruchu dysydenckiego w Europie Wschodniej. Zaczynał działalność opozycyjną jako robotnik w stoczni. Lekceważąco odnosił się do intelektualistów i twierdził, że nie przeczytał w życiu ani jednej poważnej książki. Miał natomiast talent do publicznego przemawiania. Kiedy objaśniał trudy życia stoczniowców i związkowców, jego słowa porywały tłumy. Słuchacze unosili ręce, układając palce w kształt litery „V” jak „zwycięstwo”. Wałęsa potrafił płynnie zmieniać role. „Jest jak dziesięciu ludzi w jednym”, mówił o nim Adam Michnik. „Przywódca »Solidarności«, elektryk, ojciec, mąż, aktor, negocjator, i na tym nie koniec. Robotnik otoczony intelektualistami, przywiązany do idei narodu, ale nie nacjonalista, gorliwy katolik, ale nie klerykał. Swego rodzaju synteza polskości”[16].

Według Wałęsy istotą „Solidarności” była nie tylko ideologiczna walka o wolność i demokrację, ale też wspieranie praw pracowniczych i domaganie się reform gospodarczych. Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność” założono we wrześniu 1980 roku, kiedy delegaci z trzydziestu sześciu regionalnych związków zawodowych spotkali się w Gdańsku i zjednoczyli szeregi. Wkrótce przekształcili się w legalną opozycję. Liczba członków związku sięgnęła dziesięciu milionów, co było nieprawdopodobnym sukcesem, biorąc pod uwagę, że „Solidarność” powstała ledwie kilka miesięcy wcześniej. Kiedy jednak wprowadzono stan wojenny, związek musiał walczyć o przetrwanie. Studenci i nauczyciele akademiccy stanęli na wysokości zadania. Na większości uczelni zaczęły się strajki okupacyjne. Uczestnicy opisywali bieżącą sytuację, przywołując powieść George’a Orwella Rok 1984 i pojęcie „nowomowy”, fikcyjnego języka, który w totalitarnej Oceanii służył tłumieniu wolności myśli. Komitet strajkowy Polskiej Akademii Nauk w Krakowie ogłaszał:

„Po raz trzeci w ciągu dwustu lat Polska jest w niewoli. Poprzednie dwa razy była to okupacja obca, tym razem jesteśmy pod okupacją polską. Nie dajmy się oszukać. Nieważne, jakim językiem okupant mówi: niemieckim, rosyjskim czy nowomową. Ważne jest, jak się zachowuje. W środku Europy, pod koniec XX wieku, 35 milionów ludzi zostało pozbawionych praw człowieka i obywatela”[17].

Telewizyjne kamery w Warszawie zarejestrowały, jak niebieski star ZOMO (czyli Zmotoryzowanych Odwodów Milicji Obywatelskiej) zajeżdża pod siedzibę PAN. Funkcjonariusze weszli do środka, wyprowadzili zasłużonych naukowców na mróz i wepchnęli ich do ciężarówki. Związki zawodowe w całym kraju stawiały opór. Brama Stoczni Gdańskiej im. Lenina została udekorowana kwiatami; tłumy zbierały się pod nią i śpiewały hymn. „Członkowie »Solidarności«, rodacy – apelował komitet z Ursusa. – Celem tego ataku jest zlikwidowanie naszego związku. […] Zgodnie ze statutem naszą odpowiedzią musi być natychmiast strajk powszechny w całym kraju”[18].

***

REAGAN, NADAL WYPOCZYWAJĄCY W CAMP DAVID, wpadł w furię. Tydzień wcześniej CIA donosiła mu, że wprowadzenie stanu wojennego jest możliwe, ale mało prawdopodobne. Teraz wyszło na to, że analitycy się mylili. Prezydent uważał „Solidarność” za jeden z bardziej obiecujących ruchów prodemokratycznych w Europie Wschodniej. Po serii nerwowych telefonów od sekretarza stanu Alexandra Haiga, wiceprezydenta George’a H.W. Busha i dyrektora CIA Billa Caseya Reagan czym prędzej wrócił do Waszyngtonu. Wczesnym popołudniem w niedzielę 13 grudnia o piętnastej spotkał się w Białym Domu z doradcami do spraw bezpieczeństwa.

„Trzeba coś zrobić – powiedział stanowczym tonem. – Musimy mocno ich uderzyć i ocalić »Solidarność«”[19].

Gra toczyła się o wysoką stawkę. Wprowadzenie stanu wojennego było bez wątpienia najpoważniejszym kryzysem zaczynającej się dopiero kadencji Reagana. Alexander Haig pisał do niego w niemal makiawelicznym tonie, że sytuacja nad Wisłą ma ogromny wpływ na rywalizację między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Radzieckim. „Trudno przecenić znaczenie pokojowej rewolucji w Polsce. Osłabia ona ZSRR i wzmacnia nas na wielu frontach”[20]. Również dla samego Reagana nadszedł przełomowy moment. Amerykańscy urzędnicy rządowi już wcześniej rozważali udzielenie CIA zgody na potajemne wspieranie „Solidarności”, nie było jednak konsensusu. Część osób w Departamencie Stanu i w Białym Domu wyrażała obawy, że pomaganie opozycji za żelazną kurtyną może zostać odczytane jako akt prowokacji. Teraz jednak wszystko się zmieniło. Pod koniec grudnia 1981 roku, po spotkaniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego, kiedy to omawiano możliwe scenariusze, Reagan zanotował w swoim dzienniku:

„Oznajmiłem, że to bodaj jedyna szansa za naszego życia, by wymusić zmiany w kolonialnej polityce imperium sowieckiego w Europie Wschodniej. Powinniśmy zająć twarde stanowisko i powiedzieć im, że dopóki stan wojenny nie zostanie zniesiony, dopóki internowani nie wyjdą na wolność i dopóki nie zostaną wznowione rozmowy między Wałęsą a polskim rządem, dopóty będziemy prowadzili politykę kwarantanny, zerwiemy stosunki handlowe z Sowietami i Polską, a także wszelką komunikację”[21].

Reagan postrzegał zmagania w Polsce w czarno-białych kategoriach. Sowiecki rząd był jednoznacznie zły, Stany Zjednoczone musiały więc podjąć ofensywę za żelazną kurtyną. Obowiązująca dotąd zimnowojenna doktryna biernego „powstrzymywania” nie zdała egzaminu. Nadszedł czas nowej, śmielszej strategii „wypierania” ZSRR z obszarów, które kontrolował. Powstanie wolnej i demokratycznej Polski mogłoby zdaniem Reagana zachwiać radzieckimi rządami we wschodniej Europie. Inne kraje weszłyby zapewne na drogę przemian. Tak oto wspominał później tamten moment: „Widzieliśmy, jak pierwszy raz pęka żelazna kurtyna. Nie zdawaliśmy sobie jeszcze sprawy, że rozczarowanie sowieckim komunizmem w Polsce to zapowiedź wielkich, historycznych wydarzeń w Europie Wschodniej”. Dodawał też: „Nie wolno nam było w jakikolwiek sposób przyczynić się do zatrzymania tego procesu – przeciwnie, należało raczej wspierać go wszelkimi możliwymi środkami. Czekaliśmy na taką szansę od drugiej wojny światowej. Przemiany w Polsce miały szansę rozprzestrzenić się po całym regionie niczym pożar”[22].

Prezydent Reagan działał z rozmysłem. W następnych miesiącach zatwierdził kilka Dyrektyw Bezpieczeństwa Narodowego (National Security Decision Directives, NSDD), zezwalając Stanom Zjednoczonym na działania zmierzające do ograniczenia radzieckiej kontroli w Europie Wschodniej. Szczególnie istotna była decyzja z 4 listopada 1982 roku, na mocy której CIA uzyskała zgodę na prowadzenie tajnej operacji przekazywania „Solidarności” pieniędzy i innego wsparcia nieobejmującego środków walki zbrojnej. Program zyskał nazwę QRHELPFUL i stał się jedną z najważniejszych zagrywek amerykańskiego wywiadu podczas zimnej wojny. Operacja wymagała rekrutowania współpracowników, utworzenia tajnej sieci szmuglerów oraz finansowania ruchu oporu po drugiej stronie żelaznej kurtyny[23]. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że ewentualna wpadka mogłaby doprowadzić do konfrontacji z Moskwą.

***

NINIEJSZA KSIĄŻKA OPOWIADA, JAK CIA ugodziła Związek Radziecki w serce. Przedstawia wydarzenia z perspektywy najważniejszych uczestników: Reagana, przywódcy „Solidarności” Lecha Wałęsy, premiera Wojciecha Jaruzelskiego oraz przedstawicieli agencji, choćby Billa Caseya i Richarda „Dicka” Malzahna. Przez trzydzieści pięć lat Stany Zjednoczone przystawały na to, by Europa Wschodnia znajdowała się w radzieckiej strefie wpływów, Reagan jednak postanowił zerwać z dotychczasową polityką. Dzięki jego wsparciu CIA opracowała program, za sprawą którego zimnowojenna gra zaczęła toczyć się na boisku przeciwnika. QRHELPFUL okazała się jedną z najbardziej udanych tajnych operacji w historii Stanów Zjednoczonych – a zarazem pozostaje jedną z mniej znanych i docenianych.

„Solidarność” i polskie społeczeństwo wywalczyły ostatecznie wolność. Zanim się to stało, pomoc CIA sprawiła, że ani Jaruzelski, ani KGB (Komitiet Gosudarstwiennoj Biezopasnosti, Komitet Bezpieczeństwa Państwowego) nie zdołali raz na zawsze zdławić opozycji. Amerykański wywiad zapewniał pieniądze i zasoby na organizowanie demonstracji, druk materiałów oraz przygotowywanie audycji radiowych i dystrybucję filmów na wideo. „Solidarność” mogła docierać do społeczeństwa, a także podbijać swoje morale. Tymczasem radziecka władza słabła. Trzeba też dodać, że operacja QRHELPFUL była efektywna kosztowo: ostateczny rachunek wyniósł niespełna dwadzieścia milionów dolarów (około czterdziestu milionów w dzisiejszych kwotach). O jej skuteczności przesądził jednak głównie fakt, że służyła wspomaganiu oddolnego ruchu cieszącego się autentyczną legitymizacją społeczną.

Z punktu widzenia amerykańskiej polityki decyzja Reagana miała same zalety. Liberałowie popierali „Solidarność”, gdyż oburzała ich brutalna postawa Warszawy i Moskwy wobec demokratycznej opozycji, wywodzącej się z polskich stoczni i kopalń, a więc bliskiej sercom lewicowych organizacji pracowniczych w rodzaju American Federation of Labor and Congress of Industrial Organizations (AFL-CIO). Konserwatyści rzecz jasna wściekali się, że komunistyczny Związek Radziecki przyczynił się do represji wobec „Solidarności”. Cierpliwe dokręcanie śruby przez Reagana i CIA pozwoliło ruchowi przetrwać najgorsze dni prześladowań. Kiedy zaś kilka lat później Związek Radziecki stanął na skraju gospodarczej i militarnej ruiny, a polskiej opozycji wreszcie trafiła się dobra szansa, społeczeństwo wykorzystało ją, zaprowadzając demokratyczny ład.

Polska nie była oczywiście jedynym polem walki zbrojnej lub ideologicznej między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Radzieckim. Należy pamiętać choćby o Afganistanie. CIA dostarczała Polakom pieniądze oraz sprzęt (telefaksy czy powielacze), tymczasem tajna operacja w Azji Południowej, zapoczątkowana za prezydentury Jimmy’ego Cartera, obejmowała zarówno propagandę, jak i sprzęt bojowy. Skutki okazały się niejednoznaczne. Związek Radziecki wykrwawił się niemal na śmierć w kraju zwanym „cmentarzyskiem imperiów”. Z drugiej strony w Afganistanie zostało mnóstwo broni – również tej dostarczanej przez CIA – a w latach dziewięćdziesiątych doszło tam do wojny domowej. Ostatecznie anarchię wykorzystali talibowie. Przejęli kontrolę, zapewniając bezpieczne schronienie Al-Kaidzie. A potem wydarzył się 11 września 2001 roku.

Niewiele napisano na temat tajnej operacji CIA w Polsce[24]. Większość biografów Reagana i amerykańskich historyków uważa, że prezydent poprzestał na sankcjach gospodarczych. Jedna z najlepszych opublikowanych niedawno biografii, Reagan. Życie H.W. Brandsa, następująco podsumowuje zachowanie administracji po wprowadzeniu stanu wojennego. „Ostatecznie […] realna odpowiedź na ogłoszenie stanu wojennego nie wykroczyła poza działania, które [Reagan] opisał w swojej bożonarodzeniowej mowie”[25]. Zawieszono handel produktami rolniczymi, przerwano kredytowanie za pośrednictwem Export-Import Bank of the United States, odebrano polskim samolotom przywileje w korzystaniu z amerykańskich lotnisk. Wybitny polski historyk Andrzej Paczkowski podkreśla: „Do tej pory otoczone jest – niezbyt już zrozumiałą – tajemnicą przekazywanie »Solidarności« pomocy finansowej z Zachodu”[26]. Obecnie możemy ujawnić większość sekretów.

Tajna operacja bazuje na dokumentach odtajnionych w ciągu ostatnich dwóch dekad, dostępnych między innymi w Ronald Reagan Presidential Library, National Security Archive, Woodrow Wilson International Center for Scholars oraz Hoover Institution, a także w polskich i rosyjskich archiwach oraz Churchill Archives Centre (gdzie przechowywane jest Archiwum Mitrochina). Owe materiały to między innymi amerykańskie, radzieckie i polskie transkrypcje, raporty wywiadowcze, relacje z pierwszej ręki, tajne nagrania spotkań i rozmów. CIA Records Search Tool (CREST) w National Security Archive zawiera przykładowo analizy sytuacji bieżącej, codzienne sprawozdania wywiadu, depesze, specjalne analizy, memoranda oraz szacunki wywiadowcze. Ogromne ilości materiałów dotyczących stanu wojennego przechowywane są w archiwum Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie. Europejskie Centrum „Solidarności” w Gdańsku udostępniło natomiast sporo materiałów źródłowych, w tym prawie 1800 obiektów archiwalnych (dokumentów, rękopisów, fotografii i nagrań wideo).

Nie wszystkie dokumenty z tamtego okresu zostały odtajnione (również przez rząd Stanów Zjednoczonych), lecz dysponujemy obecnie szczegółowym i pełnym obrazem wydarzeń w najważniejszych okresach, którym poświęcona jest ta książka. Znamy rozważania dotyczące stanu wojennego na szczytach władzy w PRL i ZSRR, punkt widzenia CIA oraz innych jednostek amerykańskiego wywiadu. Możemy odtworzyć dyskusje na temat Polski toczone w administracjach Reagana i Cartera, wiemy o tajnych operacjach CIA związanych z Radiem Wolna Europa, Radiem Swoboda i programem dystrybucji książek. Potrafimy też zrekonstruować spory toczone w łonie „Solidarności”. Wszystko to zawdzięczamy nie tylko dokumentom, ale i temu, że wielu uczestników tamtych przełomowych wydarzeń zaczęło opowiadać o nich publicznie.

Historia operacji QRHELPFUL jest bogata w symbolikę. „Demokracja zwyciężyła w zimnej wojnie – pisał Reagan w ostatnim rozdziale swoich wspomnień – gdyż polem walki były wartości. Konflikt toczył się między systemem uznającym prymat państwa a systemem uznającym prymat jednostki i wolności”[27]. Polska to bodaj archetypiczny przykład tej ideologicznej walki. Rozmowy okrągłego stołu w 1989 roku i zwycięstwo „Solidarności” przyczyniły się do upadku żelaznej kurtyny. Jednym z największych atutów Reagana był fakt, że nie ograniczył się do polityki „powstrzymywania”, lecz dążył do zwycięstwa nad Związkiem Radzieckim i komunizmem. Zrozumiał, że zimna wojna nie sprowadza się do konfliktu zbrojnego, lecz stanowi konflikt idei, a Polska jest ważnym frontem. Operacja QRHELPFUL zrodziła się na gruncie tej właśnie filozofii. Dowodzi, jak użyteczne potrafią być kampanie polityczne i informacyjne – zwłaszcza jeśli niosą pomoc społeczności walczącej o wolność.

Osobami szczególnie zasłużonymi dla obalenia komunizmu byli członkowie i członkinie „Solidarności”, prawdziwi polscy patrioci i patriotki. Zapłacili oni wielką cenę za opór wobec reżimu Jaruzelskiego. Przewodził im Lech Wałęsa.

CZĘŚĆ PIERWSZA

Rozdział 1

Bohater ludu

LATEM 1980 ROKU, KILKANAŚCIE MIESIĘCY przed wprowadzeniem stanu wojennego, Lech Wałęsa był zupełnie spłukany. Parę lat wcześniej zwolniono go ze Stoczni Gdańskiej im. Lenina za działalność polityczną. Od czasu do czasu znajdował zatrudnienie jako elektryk, ale prędzej czy później wylatywał z roboty, gdyż zarzucano mu „chuligaństwo” (łatkę taką komunistyczne władze przypinały wrogom ustroju)[28]. Dni upływały mu więc na dystrybuowaniu materiałów prasowych nielegalnych związków zawodowych[29]. Skrzynkę z narzędziami miał wypchaną egzemplarzami takich gazet jak „Robotnik Wybrzeża”, które po kryjomu roznosił po stoczniach, fabrykach i kościołach w całym mieście. „Robotnik Wybrzeża” był oficjalnym organem wolnych związków zawodowych. Artykuły, pisane dość swobodnym, niewyrafinowanym stylem, demaskowały korupcję i niesprawiedliwość w zakładach pracy. Robotnicy wierzyli w każde słowo. I uwielbiali Wałęsę. Lepszego przywódcy – odważnego, buntowniczego, wywodzącego się z ich grona – nie mogliby sobie wymarzyć.

Miał tylko metr sześćdziesiąt osiem wzrostu, podwójny podbródek, wąsy piwosza, wydatne policzki i brzuszek. Posługiwał się prostym robotniczym językiem, czasem lekceważąc reguły gramatyki. Paleniu papierosów zawdzięczał lekką chrypkę. Był charyzmatycznym przywódcą, bohaterem ludu. Wrodzony talent pozwalał mu przekładać trudne sprawy na proste słowa, zrozumiałe dla większości Polaków. Potrafił wparować do sali z nieodłącznym papierosem obracanym w palcach i zaraz rozniecić entuzjazm zebranych[30].

Próbował dawać odpór partyjnej propagandzie, którą karmiono robotników. Polacy byli wygłodniali informacji, chcieli nieocenzurowanej prasy i czasopism. Wałęsa im to zapewniał. Razem ze współpracownikami zajmowali się praktycznie całym procesem wydawniczym. „W podziemnych wydawnictwach musieliśmy wywoływać, produkować tusz, robić ramki do sitodruku, pisać teksty – a była nas tylko garstka”, wspominała jedna z osób współpracujących z Lechem[31]. Oczywiście Wałęsa ściągał na siebie gniew władz. Służba Bezpieczeństwa śledziła go i podsłuchiwała jego rozmowy telefoniczne. „W moim domu »ściany mają uszy«”, mawiał[32]. Tajniacy ruszali za nim, kiedy tylko wychodził z dwupokojowego mieszkania w gdańskiej dzielnicy Stogi. Budynki przy ulicy Wrzosy, gdzie rodzina Wałęsów żyła w roku 1980, sąsiadowały z ogródkami działkowymi wytyczonymi na piaszczystej, raczej marnej glebie[33]. Mieszkanie zdecydowanie nie zasługiwało na miano luksusowego, ale było całkiem znośne dla Lecha i jego rozrastającej się rodziny: żony Danuty oraz dzieci Bogdana, Sławka, Przemka, Magdy i Ani. Znaczna część dnia spędzało się w większym pokoju, gdzie stały kanapa, mały tapczan, stół i maszyna do szycia.

Wałęsa się nie skarżył. Nie dorastał w bogactwie, pieniądze mało go obchodziły.

***

URODZIŁ SIĘ 29 WRZEŚNIA 1943 ROKU we wsi Popowo, sto pięćdziesiąt kilometrów na północny zachód od Warszawy. Jego rodzina żyła w ciasnym, „mizernym domu”, jak to określał, w gospodarstwie na moczarach. „Tu, w sąsiedztwie stawku […] mimo bujności traw strach było budować. Chyba że »na tymczasem«, z myślą, że nastąpi jakiś dalszy etap życia”, wspominał Wałęsa[34]. Nie tęsknił za światem dzieciństwa. Od domu do szosy i zakrętu z kapliczką biegła bita droga. Latem Wałęsa, jego siostra Izabela oraz bracia Edward i Stanisław lubili chodzić po niej pieszo i czując pod bosymi stopami miękką ziemię i piasek. Rodzina trzymała krowę na mleko; obowiązkiem dzieci było zbieranie w lesie grzybów i jabłek.

Ojciec Wałęsy, Bolesław, był korpulentnym mężczyzną o wydatnych kościach policzkowych i podbródku. Nosił cienki wąsik. Uchodził za człowieka trzeźwo myślącego. Podczas drugiej wojny światowej został aresztowany przez hitlerowców i wysłany do obozu pracy w Młyńcu. Osłabiony panującymi tam okrutnymi warunkami (więźniowie tłoczyli się zimą w nieogrzewanych barakach), umarł w 1945 roku, dwa miesiące po powrocie do domu. Lech, ledwo półtoraroczny, nigdy tak naprawdę nie poznał ojca[35]. Rok później matka poślubiła brata zmarłego męża. Ojczym Lecha, Stanisław, miał niestały charakter: w jednej chwili serdeczność ustępowała wściekłości, toteż trudno się z nim żyło. Nie interesował się polityką, ale lubił słuchać Radia Wolna Europa i innych stacji nadających na krótkich falach[36].

Wałęsa nie zachował wielu dobrych wspomnień o ojczymie, natomiast matka, Feliksa, była jego moralną i duchową wyrocznią. Uwielbiała czytać, szczególnie interesowały ją historia i sprawy bieżące. Wieczorami Lech i jego rodzeństwo zbierali się wokół niej, gdy przy świecach czytała im na głos Sybillę (proroctwa spisane przez żydowskich i chrześcijańskich autorów), Krzyżaków Henryka Sienkiewicza albo Starą baśń Józefa Ignacego Kraszewskiego. „Miała ładny, ciepły, łagodny głos. Były to najprzyjemniejsze chwile w domu”, wspominał Wałęsa[37]. Za pomocą owych lektur wpajała dzieciom zasady uczciwości i sprawiedliwości. Była także gorliwą katoliczką i Lech odziedziczył po niej szacunek dla Kościoła[38].

Katolickie korzenie Wałęsy stanowiły zasadniczy element jego tożsamości w burzliwym okresie powojennym. Wielu ludzi w Polsce, w tym katolicy, czuło się zdradzonych przez Zachód, który oddał ich kraj Związkowi Radzieckiemu podczas konferencji w Jałcie. Zaraz po wyzwoleniu spod hitlerowskiej okupacji Waszyngton i Londyn zdradziły Polskę. Co gorsza, pozwoliły, by władzę przejęli bezbożni Sowieci.

***

PRZEZ WIELE DZIESIĘCIOLECI JAŁTA była mekką bogatych Rosjan przyjeżdżających, by nacieszyć się miłym klimatem, szmaragdową wodą i widokiem wapiennych ścian Gór Krymskich. Kurort znajdował się na południowym krańcu Półwyspu Krymskiego nad Morzem Czarnym. Wokół rosły bujne winnice i sady. To właśnie w Jałcie Antoni Czechow napisał swoją ostatnią sztukę, Wiśniowy sad, zainspirowaną drzewami obok swej białej daczy. W październiku 1854 roku podczas wojny krymskiej pod niedaleką Bałakławą doszło do słynnej bitwy, opisanej w poemacie Alfreda Tennysona Szarża lekkiej brygady.

O ile w wojnie krymskiej Brytyjczycy i Rosjanie stali po przeciwnych stronach, o tyle w lutym 1945 roku walczyli wspólnie przeciwko hitlerowcom. Niemcy okupowali Jałtę przez kilka lat. Teraz, po wyzwoleniu, na parę dni stała się najważniejszym miastem świata. Trzej dostojni przywódcy – prezydent Stanów Zjednoczonych Franklin D. Roosevelt, premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill oraz przewodniczący Rady Komisarzy Ludowych ZSRR Józef Stalin – spotkali się, by omówić dalszy przebieg działań zbrojnych na Pacyfiku, nadchodzącą ostateczną klęskę nazistowskich Niemiec oraz przyszły podział Europy[39].

Polska stanowiła jeden z najważniejszych tematów. Jej strategiczne położenie między Zachodem a Wschodem sprawiło, że historyk Norman Davies nazwał ją „Bożym igrzyskiem”[40]. Stalin, wytrawny negocjator, przyjechał do Jałty zdeterminowany, by ustanowić w Polsce trwałe rządy proradzieckich komunistów. Przez kraj od stuleci przechodziły armie najeźdźców atakujących Rosję. Wehrmacht dopiero co dołączył do ich listy i ZSRR poniósł straszliwe straty. Ponad dwadzieścia milionów ludzi, czyli aż 14 procent populacji kraju, zginęło w walce, zmarło na skutek chorób albo z głodu lub zostało zamordowanych. Sowieci uważali Polskę za niezbędną strefę buforową chroniącą przed agresorami. Gdyby Niemcy stanęły na nogi i znów zaczęły stwarzać zagrożenie, Armia Czerwona potrzebowałaby swobodnego dostępu do terytorium Polski. Stalin wiedział, że nie zapewni sobie tego, jeśli nad Wisłą nastanie pełna niepodległość[41].

Głównym punktem spornym w Jałcie był skład powojennego polskiego rządu. Kiedy wojska radzieckie szły na zachód w 1944 roku, przy ich wsparciu grupa komunistów utworzyła w Lublinie rząd tymczasowy. Listę członków ustalono w Moskwie. Brytyjczyków i Amerykanów wciąż jednak łączył wojenny sojusz z polskim rządem na uchodźstwie, działającym w Londynie, Roosevelt wyjaśnił więc Stalinowi w liście, że nie może uznać nowych lubelskich władz[42].

Podczas spotkania w Jałcie zgodzono się ostatecznie na kompromis: komunistyczny rząd zostanie poszerzony o przedstawicieli innych ugrupowań politycznych, Waszyngton i Londyn uznają ten tymczasowy rząd jedności narodowej, następnie zaś odbędą się wolne wybory[43]. Roosevelt zdawał sobie prawdopodobnie sprawę, że przystaje na oddanie komunistom nieproporcjonalnie dużej władzy, ale w zamian za to zapewnił sobie wsparcie Stalina w wielu innych kwestiach, między innymi udział wojsk radzieckich w działaniach zbrojnych na Pacyfiku, a także porozumienie co do formuły głosowań w Organizacji Narodów Zjednoczonych dającej prawo weta stałym członkom Rady Bezpieczeństwa. Mówiąc ogólnie, prezydent dążył do współpracy z Kremlem, akceptował wpływy Sowietów w Europie Wschodniej i chciał zapewnić swojemu krajowi aktywną rolę w polityce międzynarodowej[44]. Nie zdawał sobie jednak w pełni sprawy – i nie można mieć o to do niego żalu – że w rzeczywistości właśnie zaczynała się globalna rywalizacja z ZSRR.

Stalin nie zamierzał się wywiązywać z zawartych porozumień. W Polsce nie odbyły się wolne wybory. Plebiscyty w Europie Wschodniej przeprowadzano bez odpowiedniego nadzoru. Za wszystko odpowiadały rządy tymczasowe sformowane pod egidą ZSRR[45]. Niekomunistyczne partie były prześladowane[46]. Podczas „wyborów” w Polsce w 1947 roku milionom ludzi odebrano prawo głosu, aresztowano tysiące chłopów i 142 kandydatów, na koniec zaś sfałszowano wyniki. Brygadziści prowadzili robotników do urn i nakazywali głosować na komunistów. Brytyjczycy i Amerykanie skarżyli się na ewidentne naruszenia układu z Jałty, radziecki rząd odrzucał jednak wszelkie zarzuty, powtarzając, że źródła informacji docierających na Zachód nie są wiarygodne[47].

Józef Stalin osiągnął swój cel. Ustanowił w Polsce podległy sobie rząd. Zaczynała się zimna wojna.

***

PRZEZ NASTĘPNE DEKADY W EUROPIE WSCHODNIEJ obowiązywało jałtańskie status quo. Lech Wałęsa uważał to za ciężkie brzemię. „Polska, która uczestniczyła w walce z nazizmem od samego początku, miała prawo liczyć na odzyskanie niepodległości po klęsce Hitlera. Cóż zatem dziwnego, że Polacy myślą z głęboką goryczą o Jałcie?”, pytał[48].

W czasach jego dzieciństwa Polska przeszła ogromną transformację. Stalin zdawał sobie sprawę, że Polakami trudno będzie rządzić. Rzucił nawet słynną uwagę, że wprowadzanie nad Wisłą komunizmu jest jak siodłanie krowy[49]. Komuniści musieli uciekać się do brutalnych represji, by utrzymać władzę.

Pierwszy powojenny przywódca, Władysław Gomułka, rozumiał, że „siodło” trzeba odpowiednio dopasować, i stąd wzięła się koncepcja „polskiej drogi do socjalizmu” (dlatego nie prowadził na przykład polityki przymusowej kolektywizacji rolnictwa). Wkrótce zastąpił go wierny stalinista Bolesław Bierut i Sowieci stłumili wszelki opór wobec władzy. Nieliczni Polacy, którzy nadal sprzeciwiali się zmianom, byli dyskredytowani, wtrącani do więzień lub zabijani. Wielu uciekło za granicę. Historyk Norman Davies pisał: „Historia polityczna powojennej Polski jest w swoim głównym zarysie nadzwyczaj prosta. Opowiada o tym, w jaki sposób Związek Radziecki przekazał władzę w ręce swoich wybranych protegowanych i w jaki sposób utrzymywał ich na stanowiskach”[50]. Partia komunistyczna umocniła swój monopol władzy, a do tego jej struktury splotły się nierozerwalnie z instytucjami państwowymi: na przykład Bierut łączył funkcję przewodniczącego partii z urzędem prezydenta.

W przeciwieństwie do Gomułki Bierut popierał przymusową kolektywizację, odbierano więc chłopom ziemie i wcielano ich do Państwowych Gospodarstw Rolnych, których liczba wzrosła z 12 513 w 1950 roku do 28 955 pięć lat później. Komuniści uważali, że stal jest podstawą uprzemysłowienia, prowadzili więc politykę intensywnego rozwoju hutnictwa w ramach planu sześcioletniego na lata 1950–1955. W 1950 roku skonfiskowano majątki Kościoła katolickiego (z wyjątkiem budynków kościelnych). Wielu księży trafiło do więzień, wielu innych padło ofiarami prześladowań. Prymasa Stefana Wyszyńskiego aresztowano w roku 1953, a później umieszczono w areszcie domowym. Obowiązywał kult Stalina. W całym kraju rosły pomniki radzieckiego przywódcy, jego imię nosił niejeden budynek i nawet Katowice przemianowano na Stalinogród. Socrealizm, styl sławiący komunistyczne idee (choćby wizję emancypacji robotników), urósł do rangi paradygmatu. Trofim Łysenko, radziecki biolog i agronom, przyćmiewał swą wielkością Izaaka Newtona i Alberta Einsteina[51].

Mimo tych zmian w społeczeństwie nadal tlił się opór. Kościół katolicki nie został całkiem zakneblowany, a jego przywódcy po cichu podtrzymywali ducha swobód politycznych. Marksizm-leninizm nie zyskał zbyt wielu wybitnych orędowników. Polscy ideolodzy komunizmu mogli odwoływać się zaledwie do kilku uznanych intelektualnych pionierów – choćby do filozofa Stanisława Brzozowskiego. Parę osób, między innymi Leszek Kołakowski, próbowało pożenić marksizm z polskim dziedzictwem intelektualnym (aczkolwiek niektórzy, w tym sam Kołakowski, przeszli później na drugą stronę barykady). Do najważniejszych dzieł antykomunistycznych należał Zniewolony umysł Czesława Miłosza, przenikliwa krytyka sojuszników stalinowskiego reżimu. Książka znalazła się na indeksie w Związku Radzieckim. Stanowiła najtrafniejszą analizę tego, co pociągało niektórych w stalinizmie, a ponadto była aktem oskarżenia przeciwko służalczym intelektualistom.

O intelektualistach takich Miłosz pisał, że ich cechą jest „strach przed myśleniem na własny rachunek”[52].

***

W 1967 ROKU BEZTROSKI WAŁĘSA przeprowadził się do Gdańska. Kilka lat wcześniej ukończył szkołę zawodową w Chalinie, potem pracował jako mechanik samochodowy w Państwowym Ośrodku Maszynowym w Łochocinie, odbył też dwuletnią obowiązkową służbę wojskową. Teraz liczył, że w Gdańsku znajdzie nowy początek. „Tam było morze, wspomnienie ze szkolnej wycieczki czegoś rozległego, przestronnego, swobody”. Trochę ryzykował, ale był kawalerem i nie musiał się przejmować. „Wiedziony instynktem, tak jak węgorz, dążyłem, czułem, że tam, w tym wielkim skupisku ludzi, jest źródło mojej siły, że tam się odnajdę, albo rozpłynę”[53].

Gdańsk od dawna był strategicznie ważnym miastem regionu między Niemcami a Rosją, istotnym ośrodkiem przemysłowym Europy Wschodniej. W 1938 roku Adolf Hitler zażądał jego aneksji, argumentując, że etniczni Niemcy stanowią większość mieszkańców. Naruszał tym samym status quo, od czasu pierwszej wojny światowej bowiem Gdańsk był „wolnym miastem” pod ochroną Ligi Narodów, a z Polską łączyły go specjalne stosunki administracyjne. 29 sierpnia 1939 roku Niemcy zażądały, żeby przedstawiciel Polski stawił się w ciągu dwudziestu czterech godzin w Berlinie i przyjął ultimatum. Polacy odmówili. Przed świtem 1 września 1939 roku pancernik Schleswig-Holstein zakotwiczony w gdańskim porcie otworzył ogień z dział. Czołgi sforsowały granicę i zaczęła się druga wojna światowa[54]. Niecałe sześć lat później, po jej zakończeniu, Roosevelt, Churchill i Stalin zgodzili się na konferencji w Jałcie wcielić Gdańsk do Polski.

W Gdańsku żyło wielu pisarzy i filozofów. Paweł Huelle określił go mianem miasta nad „chłodnym morzem”[55]. Właśnie tam na świat przyszedł noblista Günter Grass, autor Blaszanego bębenka, powieści spod znaku realizmu magicznego, oraz Arthur Schopenhauer, ojciec filozofii pesymizmu, który w Świecie jako woli i przedstawieniu, a także w innych dziełach rozprawiał się z heglowskim idealizmem. Kiedy Wałęsa przyjechał do Gdańska, miasto było symbolem industrializacji na radziecką modłę. W Nowym Porcie stanęły przerośnięte stocznie, huty i zakłady chemiczne, tartaki i przetwórnie żywności.

Potężna Stocznia im. Lenina stanowiła siłę napędową całego miasta. Była największym tego rodzaju zakładem nad Bałtykiem. W cieniu potężnych żurawi wrzała robota. Palniki spawaczy rozświetlały burty budowanych statków[56]. Aby pomieścić robotnicze masy, wzniesiono gigantyczne betonowe bloki. Jeden z nich, należący do najdłuższych w Europie, ciągnął się na kilometr i swoją formą miał przypominać morskie fale. Gdańsk mógł teraz uchodzić za miasto prawdziwych robotników, zarazem jednak miał wspaniałe tradycje architektoniczne. Barokowe i gotyckie kościoły oraz potężne spichlerze nad brzegiem Wisły stanowiły wspomnienie minionego czasu, podobnie jak brukowane ulice i kawiarenki Głównego Miasta i Starego Miasta.

Decyzja Wałęsy o przeprowadzce do Gdańska nie tylko zmieniła jego życie – miała też ogromne reperkusje dla Polski i całego bloku wschodniego. W następnej dekadzie rozwinęły tam działalność grupy związkowców, artystów, intelektualistów i przedstawicieli Kościoła, tworzących zalążek opozycji wobec reżimu.

***

NA RAZIE JEDNAK WAŁĘSA nie interesował się zimnowojennym konfliktem. W 1967 roku miał dwadzieścia trzy lata, wolał uganiać się za dziewczynami niż zmieniać świat. Na fotografiach z tamtego okresu widzimy go wśród kumpli w spodniach mocno zwężonych u dołu, w jasnej koszuli i apaszce. „Prawie na wszystkich ujęciach trzymam blisko siebie to jedną, to drugą dziewczynę – wspominał z sentymentem. – Dziewczyny wyraźnie wyrywają się z zaborczych objęć, chcą i nie chcą”[57]. Już wtedy miał mnóstwo pewności siebie.

Krótko po przyjeździe do Gdańska wpadł na kolegę ze szkoły zawodowej, pracującego teraz w stoczni. Ten zachęcił go, by również się tam zaczepił. Wałęsa szybko złożył dokumenty i dostał robotę. Przydzielono mu numer 61 878. Stocznia im. Lenina była jednym z największych socjalistycznych zakładów przemysłowych w Polsce. Zatrudniała ponad piętnaście tysięcy osób – chłopskich synów i starych robotników oraz „przesiedleńców” z ziem, które na mocy porozumienia jałtańskiego wcielono po wojnie do ZSRR[58].

Lech Wałęsa został elektrykiem na wydziale W-4 w brygadzie Mosińskiego. Kładł kable grube jak jego ramię. Pierwsza robota polegała na „zarabianiu końcówek”, czyli na rozcinaniu kabla na poszczególne żyły i ściąganiu izolacji. Najlepsi robotnicy – stoczniowa arystokracja – trafiali na wydział S-5, gdzie montowano silniki. Na wydziale S-4 potrzebowano ludzi o ogólnych talentach, ale i pracowników wykwalifikowanych, na przykład operatorów tokarek i frezarek. „Wyklęty lud” stoczni był zsyłany do pracy przy kadłubach[59]. Wałęsa zaczynał zmianę codziennie o 6 rano. O ówczesnej stoczni pisał następująco: „Była to manufaktura, po której chodzili jak brudasy, oberwańcy, bez szansy umycia się, bez szansy wysikania się – to nie jest mały problem, gdy pracuje się na statku, i to w akordzie. Żeby załatwić swoją potrzebę, trzeba stracić pół godziny, zanim się wygramolisz, wyjdziesz na górę. Załatwiano się w jakiejś pakamerze”[60]. Tylko co siódmy robotnik wytrzymywał pierwszy rok pracy. Większość po prostu za bardzo nienawidziła fatalnych warunków i kiepskich pensji[61].

Wałęsa wynajął pokoik u szacownych państwa Królów przy ulicy Kartuskiej 28 i zamieszkał w nim z trzema innymi osobami. Gnieździli się na parterze rozpadającego się budynku niedaleko stoczni. W pokoju stał stół otoczony czterema łóżkami, okno wychodziło na ruchliwą ulicę. Żadnych luksusów, ale właściciele zapewniali rodzinną atmosferę. Lech pomagał Królom w domowych obowiązkach. Co sobota mył podłogę, czasem odmalował ściany albo naprawił lampę. Kiedy najstarsza córka gospodarzy szła na potańcówkę, pełnił funkcję przyzwoitki. Wspominał potem z rozrzewnieniem, że pan Król słuchał Radia Wolna Europa, co młodemu Lechowi przywodziło na myśl ojczyma[62].

Po paru przelotnych związkach w 1968 roku Wałęsa wreszcie poznał godną partnerkę. „Znad kiosku z kwiatami popatrzyła na mnie bystra buzia z piwnymi oczami i długimi włosami spiętymi w warkocz – zapamiętałem na długo ten nieco zaczepny, ale miękki, dziewczęcy gest”[63]. Wrócił parę dni później i zebrał się na odwagę, by zaprosić ją na randkę. Dziewczyna, Danuta, miała osiemnaście lat i wkrótce również się zadurzyła.

„Podobał mi się. Przyszedł rozmienić pieniądze. Spieszył się bardzo. Po tygodniu przyszedł znowu, zaczęliśmy chodzić ze sobą. A zaczęło się od tego, że pożyczył ode mnie książkę, oddał ją po paru dniach. Nie pamiętam tytułu. Akurat wychodziłam – spytał, czy może mnie odprowadzić. Z początku chodziliśmy codziennie do kina, chyba z miesiąc, później już nam się znudziło. Parę razy byłam z nim na żużlu. Ustalił się taki rozkład dnia: rano na szóstą szedł do Stoczni, po pracy wstępował do mnie, rozmawialiśmy parę minut, potem szedł na kwaterę na Kartuskiej, za szpitalem wojskowym, kładł się spać, przed szóstą przychodził do mnie, czekał, aż zamknę kwiaciarnię, i szliśmy na spacer”[64].

Pobrali się 8 listopada 1969 roku. Zaczęli nowe życie w wynajmowanym pokoju przy Marchlewskiego, ale cztery miesiące później przeprowadzili się na poddasze w prywatnym domu w Suchaninie. Mieli tam sypialnię i ślepą kuchnię. „Mimo skrajnego prymitywu czuliśmy się tu swojsko”[65]. Rok później znowu się przenieśli, tym razem do hotelu robotniczego przy ulicy Klonowicza, gdzie nie mogli wytrzymać z powodu nieustannych bijatyk i pijackich burd urządzanych przez lokatorów. Ostatecznie znaleźli swój kąt w dwupokojowym mieszkaniu w dzielnicy Stogi, niedaleko stoczni[66].

***

W LATACH SZEŚĆDZIESIĄTYCH POLSKI RZĄD próbował przeprowadzać reformy gospodarcze, lecz przeszkodę stanowiła biurokratyczna inercja. Władysław Gomułka, który wrócił do władzy w 1956 roku, pragnął gospodarki w stylu radzieckim: opowiadał się za centralnym planowaniem i planami pięcioletnimi. Tymczasem w kraju trwał kryzys. Panowały trudne warunki życia i niedobór dóbr konsumpcyjnych.

Jednym z nielicznych elementów życia gospodarczego cieszących się popularnością były niskie ceny podstawowych towarów spożywczych. Część produktów nie zdrożała od dekady. Co prawda trudno było je kupić, lecz przynajmniej pozostawały względnie tanie. Aż wreszcie w 1970 roku rząd zrobił rzecz nie do pomyślenia i podniósł ceny, nawet do 36 procent. Co gorsza, zrobił to 13 grudnia, niespełna dwa tygodnie przed świętami[67]. Tysiące gdańskich robotników ruszyły pod siedzibę Komitetu Wojewódzkiego, domagając się wycofania podwyżek. Strajki i protesty wybuchły w całym kraju. Gomułka kazał siłom bezpieczeństwa i wojsku rozprawić się z „kontrrewolucjonistami” i w Gdańsku oraz w Gdyni polała się krew[68]. Do pierwszej konfrontacji doszło pod bramą Stoczni im. Lenina. Robotnicy zamierzali pomaszerować pod ratusz, niosąc odwieczne hasło polskich buntowników: „Chleba i wolności”. Śpiewali komunistyczną Międzynarodówkę – lecz powitał ich grad kul[69].

„Szedłem na wydział, gdy usłyszałem strzały – wspominał Wałęsa, wówczas członek komitetu strajkowego. – Wszyscy stali jak sparaliżowani”[70]. Sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli. Strzelano do przerażonych robotników: łącznie zginęły czterdzieści dwie osoby, raniono przeszło tysiąc. Wałęsa i inni stoczniowcy czuli ból i wściekłość. Wywiesili flagę z czarną szarfą, owinęli kaski zamordowanych kolegów czarnymi wstęgami i umieścili je na bramie Stoczni. Nasączyli prześcieradła krwią zabitych tak, by układała się w kształt czterech karmazynowych krzyży, i tak zrobione flagi zwiesili z okna stoczniowego szpitala[71]. W gorączkowym uniesieniu zaczęto śpiewać hymn państwowy, kładąc nacisk na ostatni wers pierwszej zwrotki:

Jeszcze Polska nie zginęła,

Kiedy my żyjemy.

Co nam obca przemoc wzięła,

Szablą odbierzemy.

Pojazdy opancerzone, czołgi i jednostki wojskowe zajęły pozycje wokół stoczni. Niektórzy krzyczeli w kierunku sił bezpieczeństwa: „Mordercy! Mordercy!”. Paru robotników zaczęło szykować materiały wybuchowe, wykorzystując dostępne substancje, na przykład acetylen. Inni robili prowizoryczne moździerze z rur. Ostatecznie jednak „mało kto chciał walczyć z wojskiem”[72].

Radio Wolna Europa nadawało informacje na temat zamieszek. Rozwścieczony tym polski rząd zabiegał u Amerykanów, by zaprzestali posługiwania się „jątrzącym językiem”[73]. (Radio od dawna było dla komunistycznych władz solą w oku: w jednym ze ściśle tajnych raportów KGB wskazano, że priorytetem jest demaskowanie RWE i podobnych stacji jako „dywersyjnych ośrodków ideologicznych, działających przeciwko ZSRR i innym krajom socjalistycznym, finansowanych i sterowanych przez CIA”)[74]. Ostatecznie krwawe wydarzenia zmusiły Gomułkę do ustąpienia ze stanowiska. Nowym przywódcą kraju został Edward Gierek, wysoki i krzepki polityk ze słabością do jarmarcznych krawatów[75].

Polska wpłynęła na nieznane wody. Robotnicy zaczęli się organizować poza egidą PZPR. Zgłaszali postulaty polityczne i gospodarcze. W Szczecinie ponad trzydzieści zakładów utworzyło sieć komitetów strajkowych. Domagano się wycofania podwyżek i oficjalnego uznania ze strony władz. Pod koniec stycznia 1971 roku Gierek zjawił się pod bramą strajkującej Stoczni im. Adolfa Warskiego. Odbyły się bezprecedensowe rozmowy, trwające dziewięć godzin, utrzymane w tonie szczerości i pokory[76]. Nowy pierwszy sekretarz opowiadał, że kiedy zaproponowano mu stanowisko, chciał w pierwszej chwili odmówić, bo w głębi ducha uważa się za zwykłego robotnika. Przekonywał, że jest ulepiony z tej samej gliny co stoczniowcy[77].

Udało mu się. Na pytanie: „No więc jak – pomożecie?” robotnicy zawołali: „Pomożemy! Pomożemy!” i ostatecznie wrócili do pracy. Podobne rozmowy w Stoczni im. Lenina także zakończyły się triumfem Gierka. Protestujący ustąpili – przynajmniej na jakiś czas[78].

***

MIMO TO ZACZĘŁA ROZKWITAĆ OPOZYCJA. Świat Wałęsy stanął na głowie. Z powodu udziału w strajku uznano go za wywrotowca. Musiał znosić nieustanne nękania ze strony Służby Bezpieczeństwa.

„Panie Wałęsa, przecież ma pan dzieci, czy chce pan, żeby wychowywały się bez ojca? […] Albo inaczej: – Znamy pana sytuację, ma pan dużo dzieci, małe mieszkanie, kiepskie zarobki, po co więc pan się bawi w tę niebezpieczną grę, dając się wykorzystywać zawodowym działaczom opozycyjnym? Borusewicz, Kuroń, Michnik – to zawodowcy, im płaci CIA. Jak ich zamkną, to zawsze ktoś przyjdzie z kaucją; zresztą to elita, są przez nas kontrolowani. Ale pana zgnoimy… Możemy się jednak dogadać, mamy możliwości. Kupi pan sobie duży dom, zorganizujemy ciekawą pracę i zapomnimy, że był pan »niegrzeczny«. Co? Proszę pomyśleć o swojej przyszłości. Dzieci będą się za kilka lat pytać, dlaczego ojciec nie zapewnił im porządnego startu. One pana oskarżą, że zmarnował pan życie sobie i im. – Dawano mi więc »Szansę«, ale z niej nie skorzystałem”[79].

Ciągłe aresztowania i prześladowania były ciężką próbą dla Wałęsy i całej jego rodziny, zwłaszcza dla Danuty.

„Początkowo, w latach siedemdziesiątych, niewiele mówiłem żonie o mojej działalności opozycyjnej. Wydawało mi się zresztą, że obowiązki domowe całkowicie ją pochłaniają. Poza tym nie miałem zwyczaju planować czegoś na głos, a Danka miała do mnie pełne zaufanie. Jednak z czasem zauważyłem, że była znacznie spokojniejsza, gdy na przykład ją uprzedzałem: dzisiaj mogą mnie zamknąć na 48 godzin. Natomiast gdy coś ją zaskakiwało, potrafiła reagować wręcz histerycznie”[80].

***

NAPIĘCIA W KRAJU PRZYBIERAŁY NA SILE. W czerwcu 1976 roku rząd znowu podniósł ceny żywności, średnio o 60 procent i o 69 procent w przypadku mięsa. Robotnicy ponownie zastrajkowali[81]. Siły bezpieczeństwa wkroczyły do nadbałtyckich stoczni. Personel wyłonił swoich przedstawicieli i przygotował listę postulatów[82]. Lud pracujący poczuł nową iskrę.

Wałęsa coraz bardziej angażował się w działalność agitacyjną wśród kolegów, po tym jak w 1976 roku zwolniono go ze stoczni za krytykowanie państwowych związków zawodowych. Był fenomenalnym mówcą. Jego donośny głos rozpalał tłumy. Organizował nielegalne wiece pod bramą numer 2 Stoczni im. Lenina, domagając się, by władze wywiązały się z obietnicy i zbudowały pomnik ofiar wydarzeń z 1970 roku. Angażował się w działalność Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża i Komitetu Obrony Robotników, grupy założonej w 1976 roku między innymi przez Jacka Kuronia i Antoniego Macierewicza. Dystrybuował gazety w rodzaju „Robotnika Wybrzeża”, a w 1979 roku na krótko wrócił do pracy w gdańskiej fabryce Elektromontaż. Przeistoczył się w twardego opozycjonistę i zwolennika powstania w kraju niezależnego ruchu związkowego.

W grudniu roku 1979 zarząd Stoczni Gdańskiej próbował sabotować upamiętnienie masakry sprzed dziewięciu lat. Robotników wysłano do domu wcześniej pod pozorem „oszczędzania prądu”. Mimo to około pięciu tysięcy ludzi przyszło słuchać przemówienia Wałęsy, który wezwał do utworzenia wolnych związków zawodowych. Na koniec zaapelował do zebranych, by za rok przyszli w to samo miejsce. „Proszę wszystkich, by każdy na przyszłą rocznicę przyniósł ze sobą kamień. Jeśli wszyscy przyniosą po jednym, to na pewno zbudujemy pomnik. Będzie to pomnik niezwykły, ale i sytuacja była niezwykła. Władza ludowa strzelała do ludu swego”[83]. Podobny apel wyrażała piosenka ciesząca się w tamtym okresie popularnością wśród części robotników:

Dziś prawdziwych związkowców już nie ma

Gdzie nie spojrzysz – interes i „szmal”.

Gdzie jest troska o byt robotnika?

Odpłynęła w nieznane gdzieś w dal.

Wszędzie tylko kariera i stołek

Robotniku! Nie gadaj! Pysk stul!

Masz pracować, choć trud zgina plecy

A w nagrodę masz troskę i ból.

Jeśli wolnym pragniesz być

To w szeregi nasze idź

Z Wolnym Związkiem, z Wolnym Związkiem,

Z Wolnym Związkiem razem żyć[84].

***

LATEM 1980 ROKU ZANOSIŁO się na kolejną konfrontację między związkami a polskim rządem. Wydarzenia wyniosły Wałęsę na czoło opozycji i tak oto starł się on z ministrem obrony, przywódcą partii komunistycznej i sojusznikiem Sowietów – Wojciechem Jaruzelskim.

Rozdział 2

Generał

NA ŚCIANIE W GABINECIE WOJCIECHA JARUZELSKIEGO w Ministerstwie Obrony Narodowej wisiała ogromna mapa Europy. Jaruzelski spędzał wiele czasu, wpatrując się w nią. Kontynent był podzielony na dwa wrogie obozy. Zachód przypadł Sojuszowi Północnoatlantyckiemu pod przewodnictwem Stanów Zjednoczonych. Jaruzelski nie uważał Ameryki za święte „miasto na wzgórzu” ani za pochodnię demokracji (by użyć określeń, którymi posługiwał się Reagan w kampanii prezydenckiej w 1980 roku). Traktował ją jako potężne państwo rozrywane przez „wojny kolonialne, rasizm, mafie i nierówności gospodarcze”[85]. Na wschodzie Europy leżały kraje Układu Warszawskiego, posłuszne ZSRR. Wojciech Jaruzelski dorastał w epoce, gdy większość Polaków nienawidziła Moskwy. Sam powinien należeć do tej grupy. Gdy był młody, podczas drugiej wojny światowej Sowieci deportowali go wraz z matką i siostrą na wschód, jego ojca zaś zesłali do łagru.

Niemniej Jaruzelski kierował się chłodnym realizmem. Po Jałcie Polska znalazła się na orbicie Moskwy, a nie Waszyngtonu – należało więc się z tym pogodzić. Latem 1980, kiedy narastał opór stoczniowców i górników wobec rządu, generał wciąż darzył Kreml niewzruszoną lojalnością. Zimnowojenna mapa w gabinecie stanowiła przypomnienie, jak wygląda sytuacja geopolityczna. „Znałem wielu radzieckich marszałków i generałów – mówił po latach. – Niektórzy z nich byli moimi przyjaciółmi. Oni także potrafili czytać mapy. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że istnieje granica, po przekroczeniu której polska »schizma« i »droga herezji« przestanie być tolerowana”[86]. Jaruzelski popierał Moskwę nie z wierności czy z pobudek emocjonalnych. Uważał po prostu, że to kwestia przetrwania.

Stanowił przeciwieństwo Lecha Wałęsy. Przywódca „Solidarności” bywał wybuchowy, Jaruzelski natomiast przez cały czas zachowywał spokój. Wałęsa miał mnóstwo charyzmy, Jaruzelski natomiast uchodził za bezbarwnego. Zawsze powściągał emocje i sprawiał wrażenie człowieka nienaturalnie spokojnego[87]. Nie był populistą ani demagogiem. Żył skromnie, rzadko podróżował za granicę[88]. Większość Polaków znała ponurego generała z jego sztywnej postury i słynnych przyciemnianych okularów, noszonych nie z powodu mody, lecz ślepoty śnieżnej, która uszkodziła mu wzrok podczas odsiadki w radzieckim łagrze[89].

Jego biografia to same sprzeczności. Gorliwy komunista dorastający w bogatej ziemiańskiej rodzinie. Ateista wykształcony przez katolickich księży[90]. Przepadał za esejem Karola Marksa 18 brumaire’a Ludwika Bonaparte, a zwłaszcza za konkluzją, że „Ludzie sami tworzą swoją historię, ale nie tworzą jej dowolnie w wybranych przez siebie okolicznościach, lecz w takich, w jakich się bezpośrednio znaleźli, jakie zostały im dane i przekazane”[91]. Nie miało znaczenia, czy popierał zimnowojenny podział albo Jałtę – te rzeczy były wszak poza jego kontrolą. Liczyło się tylko, by dobrze radzić sobie w zastanym systemie.

***

JARUZELSKI URODZIŁ SIĘ 6 lipca 1923 roku w niewielkim Kurowie, sto dwadzieścia kilometrów na południowy wschód od Warszawy. Kiedy był mały, rodzina przeniosła się do należącego do dziadków ze strony matki majątku w Trzecinach. Miał ziemiańskie i szlacheckie korzenie. Po latach pisał, że zobaczywszy żołnierzy Armii Czerwonej, pomyślał natychmiast o hordzie barbarzyńców. „Uderzyło mnie od razu, jak wielu ich było. Miałem wrażenie, że jest tam nieprzebrane morze żołnierzy, odzianych w szare szynele i wyposażonych w stosy karabinów. Byłem przeświadczony, że to straszna, dziwna i wroga potęga”[92].

Podobnie jak Wałęsę, łączyła go wyjątkowo silna więź z matką, Wandą, kobietą szalenie niezależną, która zapewniła Wojciechowi i jego siostrze Teresie porządne katolickie wychowanie[93]. Przy świetle lamp naftowych czytała dzieciom opowieści o dzielnych polskich bohaterach walczących z Moskalami. Co tydzień rodzina szła do kościoła. Jaruzelscy mieli własną ławkę, by nie mieszać się z pospólstwem. W dorosłych latach Wojciech porzucił wiarę na rzecz nauk Marksa i Lenina, niemniej młodość taka pozwala wytłumaczyć, czemu później przyznawał z goryczą (i niekiedy ze zdziwieniem), że nie da się wymazać Kościoła katolickiego z życia publicznego w Polsce.

Kiedy miał dziesięć lat, wysłano go pod Warszawę do szkoły z internatem prowadzonej przez braci marianów. Wielu uczniów szykowało się do kapłaństwa, choć akurat Jaruzelski nie należał do tej grupy. Chłonął za to konserwatywne poglądy swoich nauczycieli, śpiewał pieśni na cześć dyktatora marszałka Józefa Piłsudskiego, pilnie analizował kampanie wojskowe generała Francisco Franco[94]. W czerwcu 1939 roku zdał egzaminy końcowe i wrócił pociągiem do Trzecin. Już wkrótce jego świat miał lec w gruzach.

Niespełna trzy miesiące później, 1 września 1939 roku, Hitler napadł na Polskę. Przez ponad tydzień Jaruzelski oglądał długi pochód wycofujących się żołnierzy. Rodzina szybko spakowała dobytek i odjechała czterema wozami wraz z garstką służących[95]. „Byliśmy przekonani, że wojna potrwa krótko, wzięliśmy więc niewiele rzeczy. Zakopaliśmy w ziemi srebra, porcelanę i kryształy”[96]. Jaruzelscy dołączyli do tysięcy ludzi uciekających na wschód. Na Litwie znaleźli zatrudnienie jako robotnicy rolni[97]. Sowieci uważali ich za „element społecznie niebezpieczny” z powodu ziemiańskiego pochodzenia[98], więc gdy parę miesięcy później ZSRR zajął Litwę i państwa bałtyckie, rodzina Jaruzelskich wpadła w ręce Armii Czerwonej. Rozdzielono ich: Wojciech, jego matka i młodsza siostra trafili do dalekiej syberyjskiej wioski blisko granicy z Mongolią, ojca zesłano do łagru.

Podróż na Syberię trwała miesiąc i biegła trasą dwukrotnie dłuższą niż odległość od wybrzeża do wybrzeża w Stanach Zjednoczonych. Jaruzelski uświadomił sobie ogrom terytoriów i potęgę wschodniego sąsiada Polski. Na zsyłce harował jako drwal, dźwigał stukilowe worki. Ostatecznie cała rodzina spotkała się ponownie w syberyjskim mieście Bijsk, ale w 1942 roku ojciec Wojciecha umarł na dyzenterię.

Rok później Jaruzelski podjął jedną z najważniejszych decyzji w życiu: wstąpił do wojska.

***

GDY ZACIĄGNĄŁ SIĘ DO 1 Armii Wojska Polskiego, wysłano go do szkoły oficerskiej w Riazaniu, niespełna dwieście kilometrów na południowy wschód od Moskwy. Kwaterował w ogromnym budynku z kolumnadą przy placu Lenina[99]. Riazań niezwykle przypadł mu do gustu. „Byłem jak nowo narodzony; zdecydowałem ostatecznie, jaka będzie moja droga życiowa. […] Myślę, że do dziś zachowałem pewną sztywność, specjalną postawę, której wyuczono mnie niewątpliwie na placu Lenina w Riazaniu”[100].

Pośród chaosu panującego w Europie w latach czterdziestych wojsko zapewniało Jaruzelskiemu poczucie porządku i celu. Polska armia sprzymierzona z Sowietami budziła entuzjazm młodego chłopaka. Pod koniec 1943 roku ukończył szkołę oficerską i został przydzielony do 3 plutonu 8 kompanii. Przeraził się, gdy odkrył, że jego podkomendnymi będą kobiety. Czuł się zbyt skrępowany, by wydawać im rozkazy, poprosił więc o przeniesienie. Tak oto trafił mu się 1 pluton 1 Armii Wojska Polskiego, dowodzonej przez generała Zygmunta Berlinga. 1 Armia Wojska Polskiego wyzwoliła razem z Sowietami Warszawę, uczestniczyła w kampaniach nad Odrą i Łabą, zdobywała Berlin[101]. To jednak przyszło później. Jedną z pierwszych kwater Jaruzelski miał w Smoleńsku, w domu sklepikarza i bimbrownika. Pobyt w ZSRR wiele nauczył przyszłego premiera i wpoił mu wstręt do alkoholu. Radzieccy żołnierze pili na umór. Jaruzelski naoglądał się, jak wielkie szkody wyrządza wódka. Został więc abstynentem; czasem tylko umoczył usta w winie podczas toastu. Pewnego razu wydał kontrowersyjne wytyczne zakazujące sprzedaży i spożywania napojów alkoholowych w bazach wojskowych, również w klubach oficerskich. Zabronił także zabaw i imprez[102]. Nie przysporzyło mu to popularności wśród żołnierzy, którzy picie uważali za sport narodowy.

W maju 1945 roku Jaruzelski dotarł ze swą jednostką nad Łabę. Na drugim brzegu zjawiły się amerykańskie oddziały. „Powitaliśmy się serdecznie”, wspominał[103]. Ogromne wrażenie zrobił na nim widok zniszczeń wyrządzonych w Polsce przez niemieckie wojska. Zwrócił się w stronę komunizmu, uważając go za wroga hitlerowskiej ideologii[104]. Zżył się też z radzieckimi żołnierzami. „U tych z nas, którzy znaleźli się w armii, walcząc u boku żołnierzy radzieckich, wytworzyło się poczucie bliskości. To się zdarza tylko w okopach, we wspólnej walce”[105]. Sowieci dali Polsce również coś bardziej uchwytnego: „ZSRR miał rzeczywisty wkład w nasze wyzwolenie i pozostaliśmy w naszych granicach dzięki Stalinowi. ZSRR zapewniał Polsce bezpieczeństwo”[106].

Jaruzelski był jednak również realistą. Rozumiał, że Moskwa kieruje się interesem własnym, dążąc do uczynienia z Polski swego satelity. Stalin wprost mówił o tym Winstonowi Churchillowi w Jałcie. „Pan premier powiedział, że dla Wielkiej Brytanii sprawa Polski to sprawa honoru. Dla Rosji natomiast to nie tylko sprawa honoru, ale i bezpieczeństwa”, objaśniał Stalin i dodawał: „Starczy przypomnieć, że w ciągu ostatnich trzydziestu lat niemiecki wróg dwa razy przeszedł przez ten korytarz. To dlatego, że Polska była słaba. W radzieckim i polskim interesie leży jej wzmocnienie, aby jej wojska mogły strzec szlaku biegnącego od Niemiec. Rosja nie zdoła zamknąć go od zewnątrz. Można to zrobić wyłącznie od środka, w Polsce. Polska musi zatem stać się wolna, niepodległa i silna. Dla państwa radzieckiego nie jest to wyłącznie kwestia honoru, ale wręcz sprawa życia i śmierci”[107].

Jaruzelski dobrze wiedział, że pięć lat wcześniej Stalin zabił tysiące Polaków w Lesie Katyńskim. „Walczyli o wolną Polskę i choć niewinni, zostali zamordowani. Z dala od swych domów i ojczystej ziemi pozostali wierni Polsce i honorowi żołnierza do ostatnich chwil życia”, pisał w 1990 roku[108]. Kryła się tu nieusuwalna sprzeczność. U zarania zimnej wojny Polska i sam Jaruzelski zawarli sojusz z tyranią, która bezlitośnie zamordowała tysiące ich rodaków.

***

W 1945 ROKU PREMIER WINSTON CHURCHILL niepokoił się zamiarami Stalina co do Europy Wschodniej i wciąganiem Polski w radziecką strefę wpływów. Napisana w maju notatka przeznaczona dla ministra spraw zagranicznych Anthony’ego Edena zawierała następujący fragment:

„Proponowane wycofanie się Armii Stanów Zjednoczonych na linie ustalone przez Rosjan i Amerykanów w Quebecu, zaznaczone na żółto na mapach, które tam oglądaliśmy, oznaczałoby przesunięcie strefy radzieckiej dominacji o dwieście kilometrów na froncie długim na pięćset albo i sześćset kilometrów. Byłoby to jedno z najsmutniejszych wydarzeń w dziejach. Polska zostałaby pogrzebana na terenach okupowanych przez Rosję”[109].

Słowem, rozpaczał Churchill, nastąpiłby upadek wolnej Polski.