Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » Unikat. Biologia wyjątkowości

Unikat. Biologia wyjątkowości

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-65897-33-6

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Unikat. Biologia wyjątkowości

Biologia uczy, że każdy z nas jest wyjątkowy już na samym początku naszego istnienia. Nasz rozwój jest realizacją potencjału, którego główną cechą jest właśnie niepowtarzalność. Perspektywa przyjęta w tej książce pozwala zrozumieć, jak bardzo ważne jest to, że każdy człowiek to unikat, i jak cenna jest różnorodność z tego wynikająca.

Kiedy widzimy grupę rówieśników bawiących się na szkolnym boisku, zakładamy, że są oni do siebie podobni, więc można stworzyć dla nich jeden wspólny zestaw propozycji dydaktycznych. Taki uniwersalny system szkolny powinien pozwolić im budować i doskonalić zbiór kompetencji niezbędnych w przyszłości. W naszej grupie znajdziemy jednak dzieci o różnych potrzebach, zainteresowaniach i pragnieniach, z niepowtarzalnymi sposobami radzenia sobie ze światem. Mechanizmy, które sprzyjają różnorodności, są wpisane w rozwój człowieka. Mierząc wszystkich jedną miarą, narażamy się na straty, których nie można będzie odrobić. Dla dzieci oznacza to nieodkryte talenty, brak motywacji i przekonanie, że inny sposób  myślenia to ich problem. Dla nas wszystkich może stać się przyczyną porażki w przyszłości, kiedy zabraknie ludzi myślących w nietypowy sposób, zdolnych rozwiązać problemy, których dzisiaj nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić.

Polecane książki

Powieść, która znalazła się w pierwszej dwudziestce najciekawszych książek 2015 roku! Poruszający debiut o historii tragicznej miłości rozgrywającej się na tle masakry Ormian w Turcji Kiedy dziadek Orchana zostaje znaleziony martwy, młody mężczyzna dziedziczy po nim rodzinną firmę specjalizującą si...
„Wystarczy, by dobrzy ludzie nic nie robili, a zło zatriumfuje” – Edmund Burke Baskin Zachodnie, miasteczko na polskim wybrzeżu, wydaje się zbyt małe, aby pomieści całe zło, jakie się w nim dzieje. Zło czynione przez człowieka człowiekowi, gdyż w tym akurat przypadku niepotrzebna ...
Pół wampir, pół człowiek, specjalnie wyszkolony do walki ze złem, reprezentujący klan Upadłych Aniołów Borwar chroni Tomasza, potomka klanu Atlantis przed wilkołakami i innymi wysłannikami ciemnej mocy chcącej przeciągnąć go na swoją stronę. Zadaniem Trapera – bo i taką nosi ksywkę nasz bohater – je...
Sprzymierzone siły Ziemi i Priminae zdołały wywalczyć kruchy rozejm z Imperium – jeśli jednak nie uda się przenieść walki na terytorium wroga, zagłada jest nieuchronna. Przygotowując się na nieunikniony wybuch kolejnej wojny, komandor Stephen Michaels obejmuje dowództwo nad eskadrą Archaniołów. Jego...
Niełatwo powiedzieć, na czym polega tajemnica uroku wywieranego przez "Władcę Pierścieni". Miał niewątpliwie rację C.S Lewis, pisząc: "Dla nas, żyjących w paskudnym, zmaterializowanym i pozbawionym romantyzmu świecie możliwość powrotu dzięki tej książce do czasów heroicznych przygód, barwnych, przep...
Prezentowana książka poświęcona została odtworzeniu i analizie obrazu cesarzy bizantyńskich (od Teodozjusza II do Maurycjusza) w Historii kościelnej Ewagriusza Scholastyka, bizantyńskiego historyka Kościoła z VI w. Dla Autora na obraz cesarzy składa się zarówno bezpośredni ich opis (charakteru, wad,...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Marek Kaczmarzyk

Copyright ‌© by Marek Kaczmarzyk

Copyright © by ‌Grupa Wydawnicza Literatura ‌Inspiruje Sp. ‌z o.o., 2018

Wszelkie prawa ‌zastrzeżone

All rights reserved

Książka ‌ani ‌żadna jej ‌część ‌nie mogą ‌być publikowane ‌ani w jakikolwiek inny ‌sposób powielane w formie ‌elektronicznej oraz ‌mechanicznej ‌bez zgody wydawcy.

Konsultacja merytoryczna: ‌dr hab. prof. UŚ ‌Mirosław Nakonieczny

Redakcja: Justyna Jakubczyk

Korekta: ‌Agnieszka Brach, ‌Jolanta Chrostowska-Sufa

Projekt okładki i stron tytułowych: ‌Marek Kuźnicki, ‌Studio 1

Skład graficzny: ‌Justyna Jakubczyk

ISBN: 978-83-65897-33-6

Słupsk/Warszawa 2018

Wydawnictwo ‌Dobra Literatura

zamowienia@literaturainspiruje.pl

www.dobraliteratura.pl

www.literaturainspiruje.pl

Skład ‌wersji elektronicznej:

konwersja.virtualo.pl

Dla Niny

Przedmowa

Kilka ‌lat temu ‌podczas prac ‌nad ‌kolejną edycją Biennale Fotograficznego ‌„Nauka w obiektywie”, wymieniając ‌korespondencję mailową z zaprzyjaźnionym ‌artystą grafikiem, znanym ‌i cenionym twórcą ekslibrisów, ‌rozważaliśmy ‌kwestie związane ‌z nowym logotypem. W odpowiedzi na ‌kolejnego ‌maila ‌napisałem, że ‌będą tacy, którym ‌będzie się on ‌podobał, i tacy, którym podobać ‌się nie będzie, ‌i że na tym właśnie polega bioróżnorodność. Znajomemu artyście, przedstawicielowi całkowicie innego świata, świata sztuki, określenie to bardzo się spodobało w odniesieniu do percepcji sztuki. Bo bioróżnorodność, zazwyczaj kojarząca się z dżunglą czy rafą koralową przedstawianą w popularnonaukowych filmach, przejawia się także w takiej nietypowej dla biologii dziedzinie aktywności ludzkiej – jednym się coś podoba, inni są tym samym co najmniej zdegustowani.

Tytuł nowej, proponowanej Państwu przez doktora Marka Kaczmarzyka książki, Unikat, wydaje się zaprzeczeniem pojęcia różnorodność, a tym bardziej tego z przedrostkiem bio-. Ale to z niej dowiemy się, że każdy z nas, a także każde zwierzę i każda roślina, jest jednostką unikatową pod wieloma względami, która wielokrotnie zmultiplikowana w ramach swojego gatunku daje wręcz niepoliczalną możliwość kombinacji cech w obrębie tego gatunku. Nie wspominając o oczywistych dla większości różnicach międzygatunkowych, dla których najczęściej rezerwuje się pojęcie bioróżnorodności.

Zaproponowane przez autora pojęcie różnorodności zostało w głównej osi narracji, nie licząc wątków pobocznych i licznych przykładów, zawężone do populacji ludzkiej. Dowiadujemy się o jej przyczynach, rozpoczynając rozważania z poziomu wiedzy współczesnej biologii molekularnej, mocno osadzonej w fizyce i chemii, ale także fizjologii i neurobiologii poprzez socjologię i nauki humanistyczne, a na koncepcji memów kończąc.

Lektura Unikatu dla każdego z nas może być krzepiąca. Wskazuje na naszą niepowtarzalność i być może na nieodkryte jeszcze (albo stłumione i zarzucone) zdolności i predyspozycje, które ciągle w sobie rozwijamy (lub należałoby rozwijać). Być może niejeden czytelnik zmieni swoje spojrzenie na rozwój własnego dziecka i da mu szansę na robienie tego czegoś, co może być jego życiową pasją, do której biologicznie (genetycznie) jest jak najlepiej predysponowane. Jednocześnie autor wskazuje, abyśmy nie zapominali, jak wielki mamy modyfikujący wpływ na ten proces poprzez niegenetyczny przekaz informacji.

Z drugiej strony ta książka może nie być krzepiąca, tylko wręcz zapalać czerwone światełko dla rządzących (niezależnie od opcji politycznej). Bo jednoznacznie wskazuje, że obecny powszechny system wychowawczy i edukacyjny nie jest taki, jaki być powinien. A niestety pożądany kierunek zmian wydaje się kosztowny, ba, nawet bardzo kosztowny. Nie jest tajemnicą, że najlepsze (i niestety najdroższe) uczelnie świata swój system kształcenia opierają w głównej mierze na pracy indywidualnej ze studentem, na tak zwanym tutoringu, jednocześnie łącząc okresowo tych młodych ludzi w kilkuosobowe zespoły. Celem zespołu jest rozwiązanie konkretnego problemu, gdzie każdy jest indywidualnie odpowiedzialny za jakiś jego fragment, ale nigdy go nie ukończy bez współpracy z pozostałymi. Ba, w najbardziej skrajnych przypadkach w sposób rotacyjny każdy z uczestników zespołu jest „szefem” na zasadzie: „dzisiaj” ja rządzę, a ty mnie słuchasz, ale muszę pamiętać, że „jutro” to ja będę musiał słuchać ciebie. Czy można wymyślić lepszy sposób kształcenia „przywódców”, czegokolwiek, projektu naukowego, firmy, korporacji, partii, państwa?

Przyjrzyjmy się więc przez pryzmat zaproponowanej nam przez doktora Kaczmarzyka lektury naszym studenckim grupom seminaryjnym, które nie mogą być mniejsze niż 20 osób, klasom w szkołach, które liczą 30 i więcej uczniów (a sama szkoła ma ich kilkuset), czy wreszcie przedszkolom, gdzie opiekunka musi ogarnąć grupę kilkunastu rozbawionych dzieci. A czy praca ze „studentami” uniwersytetu trzeciego wieku nie powinna być także zindywidualizowana? Przecież każdy senior ma swoje mocno zindywidualizowane, choćby z racji wieku, potrzeby. Czy we wszystkich tych przypadkach znajdziemy miejsce i czas na pracę indywidualną, na kształtowanie naszej niepowtarzalności? Obawiam się, że nie. To, że niektóre uczelnie, w tym Uniwersytet Śląski w Katowicach, wprowadzają do swojej oferty dydaktycznej tutoring, nie zmienia jeszcze istniejącego systemu. A historia daje nam liczne przykłady, że najbogatsi, władcy i przywódcy tego świata zapewniali swoim pociechom nauczanie indywidualne, takiego nieformalnego tutora.

Wyrażam głęboką nadzieję, że po tej lekturze wielu z nas, ludzi odpowiedzialnych i związanych z kształtowaniem nowego pokolenia, niezależnie od posiadanych do dyspozycji funduszy, obowiązujących przepisów i norm, dołoży wszelkich starań, aby zindywidualizować własne wychowawczo-dydaktyczne podejście do swoich podopiecznych. Zapamiętajmy słowa autora Unikatu – tylko bogate i różnorodne pod każdym względem społeczeństwo jest w stanie sprostać nowym wyzwaniom, które narzuca nam środowisko, nieistotne, czy przyrodnicze, czy społeczne. Tylko nieograniczona różnorodność cech i postaw ludzi, od społeczności lokalnej poczynając poprzez naród, a na ludzkości jako takiej kończąc, jest gwarancją, że rozwiążemy problemy dzielnicy, miasta, kraju czy naszej planety.

Jeśli mimo lektury Unikatu dalej myślimy inaczej, to od razu ubierzmy się w unifikujące nas mundurki, ślepo wykonując nie wiadomo czyje polecenia, najlepiej z pilotem telewizora w ręku. I być może będzie to koronny dowód na to, że memy jednak istnieją i zachowują się zgodnie z prawem Kopernika-Greshama: „gorszy pieniądz wypiera z rynku lepszy” – gorszy, bardziej „leniwy”, łatwiejszy do powielania, słabo zindywidualizowany mem wypiera mem lepszy, trudniejszy do powielenia. Przecież teoretycznie w skrajnym indywidualizmie jednostek miejsca dla memów być nie powinno. Ale aby nie popadać z jednej skrajności w drugą, wydaje się, że memy (pytanie: jakie?), jeśli istnieją, mogą być czynnikiem scalającym nas we wspólnym, choć indywidualnym, działaniu.

dr hab. prof. UŚ Mirosław Nakonieczny

Wprowadzenie

Co widzimy, kiedy patrzymy na grupę dzieci bawiących się wspólnie na szkolnym boisku? Kilkanaście młodych osób w podobnym wieku. Jeśli są uczniami jednej klasy, daty ich urodzin dzieli najwyżej kilka miesięcy. Ich rodziny mieszkają zapewne w najbliższej okolicy. Rodzice są w podobnym wieku, mówią w tym samym języku, oglądają i interpretują informacje pochodzące z tego samego otoczenia zrozumiałego dla nich. Struktura rodzin jest podobna i zdecydowana większość wyznaje zbliżone wartości, nawet jeżeli czasem nazywa je inaczej i w innym miejscu widzi ich źródła. Wszystko to prowadzi do pozornie poprawnego wniosku – dzieci, które widzimy, są bardzo do siebie podobne, a ich potrzeby i oczekiwania wobec nas dają się sprowadzić do wspólnego mianownika. Jeżeli będziemy odpowiednio konsekwentni i poświęcimy sprawie wystarczająco dużo czasu i uwagi, to uda nam się stworzyć uniwersalny zbiór reguł, który zapewni prawidłowy rozwój każdemu z tych dzieci. I chociaż droga, którą mamy przed sobą, jest trudna, chociaż musimy być gotowi na porażki i zniechęcenia, cel jest zbyt ważny, żeby mogły nas ogarniać wątpliwości. Po prostu musimy nią iść.

U podstaw naszych działań leży założenie zapewniające nam poczucie sensu. Założenie, że dzieci, które widzimy przed sobą na szkolnym podwórku, są podobne do siebie na tyle, że można przygotować dla wszystkich jeden wspólny zestaw propozycji dydaktycznych, dopasowany do nich system szkolny, który pozwoli im budować i doskonalić kompetencje niezbędne w ich życiu.

Przeszkadza nam jedynie to, że po nieco bliższym przyjrzeniu się każdemu z dzieci – pomimo oczywistych podobieństw – odkrywamy między nimi spore różnice. Przy pewnej dozie dobrej woli część z tych różnic możemy uznać za efekty błędów wychowawczych, niewłaściwych wzorców zachowań, które stanowili dla nich dorośli. Wreszcie musimy się też zgodzić na oczywiste przecież i statystycznie prawdopodobne wady o podłożu biologicznym. Kreślimy bezpieczne i racjonalne krzywe, wyznaczamy normy i konsekwencje ich przekroczenia, opisujemy efekty kształcenia, osiągnięcia uczniów w różnym wieku i kompetencje, które powinni posiadać. Rozumiemy, że zdarzają się odstępstwa, dopuszczamy je i stosujemy wobec nich równie przemyślane metody naprawcze.

I tylko czasami to tu, to tam zdarzają nam się spektakularne porażki, którymi tak chętnie karmią się media. Gdzieś rośnie przemoc rówieśnicza, gdzieś uczniowie przestają szanować swojego nauczyciela, gdzieś łamane są sposoby postępowania uświęcone tradycją. To wszystko ma jednak swoje powody, racjonalne, lokalne wyjaśnienia. Jeśli je poznamy, wyeliminujemy zagrożenia i wszystko wróci na bezpieczne tory. Przywrócimy rozkłady jazdy, wyznaczymy wygodne objazdy i dalej będziemy mogli marzyć o skutecznym systemie.

Edukacja w takim ujęciu jest procesem ujarzmiania różnorodności. Ta ostatnia rozumiana jest jako zbiór zagrożeń, niebezpiecznych odstępstw od normy, margines, którego rozmiar jest proporcjonalny do naszych edukacyjnych kłopotów i niepowodzeń. Opanujmy nieznośną różnorodność, a wszystko potoczy się zgodnie z planem.

Wróćmy do naszej klasy, bo przecież młodych ludzi nie powinno się zostawiać zbyt długo bez nadzoru. Świadczy o tym dobitnie to, jak bardzo młodzi nie lubią „pańskiego oka” dorosłych opiekunów. Zostawmy ich przez chwilę, a kłopoty murowane…

Każde z dzieci obserwowanych przez nas jest systemem, całością, która jest czymś więcej niż sumą składających się na nią części. Są one wynikiem nieprawdopodobnie złożonego ciągu nieprawdopodobnie mało prawdopodobnych zdarzeń. Ich splot, wbrew efektom gramatycznej ekwilibrystyki poprzedniego zdania, wcale nie był przypadkowy. Jeśli spojrzymy z dostatecznie szerokiej perspektywy, zobaczymy nie ciąg chaotycznych ruchów, ale proces prowadzący do długiego szeregu zwycięstw nad przeciwnościami losu reprezentowanymi przez wyzwania środowiska, najczęściej niezbyt przychylnego. Zwycięstwo oznacza posiadanie cech, które pozwalają na sprostanie wymogom otoczenia, czyli na przetrwanie. Rzecz w tym, że środowisko zmienia się w czasie, zmieniają się także jego wymagania, a ponieważ zmiany te mają charakter losowy, niemożliwe jest przewidywanie ich kierunku. Oznacza to, że grupa może odpowiedzieć na nie w jeden tylko bezpieczny sposób – utrzymując duże zróżnicowanie cech. W takich warunkach istnieje spore prawdopodobieństwo, że konkretny członek grupy nie podoła wyzwaniu, ale niewielkie, że nie uda się to żadnemu. Jeżeli każde z naszych dzieci jest takim właśnie systemem, a ich przyszłości nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jedynym sposobem zapewnienia im bezpieczeństwa jest wspieranie różnorodności rozwiązań, jakie będą one mogły stosować w przyszłości. To oczywiście uniemożliwi realizację naszego marzenia i narazi nas na problemy w teraźniejszości.

Różnorodność nie jest uciążliwym artefaktem, nie jest przejściowym, niedoskonałym stanem, cechą zbiorowości, która przeszkadza w osiągnięciu bezpiecznej równowagi. Jest natomiast najistotniejszym, najwartościowszym i najbezpieczniejszym sposobem na oswajanie przyszłości. Niepowtarzalność każdego z nas jest najlepszym sposobem na przetrwanie gatunku. To wiąże nas ze wszystkim, co żyje. Biologia naszego gatunku, podobnie jak i innych, jest biologią wyjątkowości. Jeśli chcemy zrozumieć siebie, a jest to jeden z warunków świadomego działania, musimy zrozumieć także naszą wyjątkowość.

Dzieci w naszej klasie potencjalnie stanowią zbiór niepowtarzalnych sposobów widzenia i radzenia sobie ze światem. Ich wyjątkowość nie oznacza odmienności, bo ta ostatnia wymagałaby istnienia wzorca człowieka, jakiejś obiektywnej normy. Te zaś są jedynie umowami reprezentującymi statystyczną większość. O normach i ich źródłach napisano bardzo wiele. Ich wartość jest oczywista. Porządkują rzeczywistość i stanowią punkty odniesienia, jednak wszyscy ci, którzy próbują budować na nich świat, powinni rozumieć, że wyjątkowość ma swoje źródła w podstawowych cechach wszystkiego, co żyje. Biologiczne podłoże jest dobrym punktem wyjścia do jej zrozumienia na wszystkich poziomach złożoności systemów, jakimi jesteśmy. Bioróżnorodność jest cechą wszystkich stabilnych ekosystemów. Jest sposobem na ich przetrwanie. Złożone, delikatne zależności tworzą fascynującą sieć oddziaływań i niemal nieograniczone możliwości dostosowania się do zmian środowiska – zarówno w ekosystemach, jak i w złożonej sieci społecznych relacji. Warto poznać jej źródła i znaczenie. Wszystkich, których fascynuje, cieszy, a czasem niepokoi różnorodność i nieprzewidywalność zachowań, predyspozycji, zainteresowań i pragnień, jaką codziennie widzimy u swoich dzieci, uczniów czy wychowanków, zapraszam w podróż do jej biologicznych fundamentów. Spojrzenie z tej perspektywy pozwoli, mam nadzieję, zrozumieć, jak bardzo wyjątkowy, niepowtarzalny i bezcenny jest każdy z nas. Mechanizmy, które sprzyjają powstawaniu i utrzymywaniu się różnorodności, wpisane są w rozwój każdego dziecka. To właśnie one są jego siłą, a ich działanie w odpowiednich warunkach to inwestycja w bezpieczną przyszłość. Takie właśnie warunki muszą zapewniać nasze szkoły. I chociaż wciąż jeszcze zbyt często bywa inaczej, w świecie błyskawicznych zmian zrozumienie tego jest tylko kwestią czasu. Rzecz w tym, że tego czasu właśnie brakuje. Każdy zmarnowany talent, niedostrzeżona możliwość, każde dziecko przekonane, że inny sposób myślenia to jego problem, to strata, której nie można odrobić. I na którą nie możemy już sobie pozwolić. Zapraszam więc w podróż do biologicznych fundamentów wyjątkowości i poszukiwania odpowiedzi na pytanie, dlaczego jest ona tak istotna.

Rozdział 1.Fraktale i płatki śniegu

Jedna z najbardziej znanych fotografii Wilsona „Snowflake’a” Bentleya pokazuje go stojącego w grubym zimowym płaszczu za ogromnym czarnym aparatem fotograficznym. Rękawice i zgarbiona postać sugerują zdecydowanie niską temperaturę otoczenia. Tak właśnie musiała wyglądać cała jego praca. Odkąd bowiem w wieku 12 lat spojrzał przez mikroskop na pierwszy płatek śniegu, symetria i zimne piękno tych obiektów stały się jego obsesją. Bentley zadał sobie wiele trudu, żeby rozpocząć żmudne dzieło klasyfikowania płatków śniegu za pomocą makrofotografii. Szybko stał się ekspertem w tej dziedzinie. Do dzisiaj badacze form fraktalnych chylą czoła przed jego pionierską pracą.

Jednym z największych odkryć Bentleya było to, że w jego imponującym zbiorze, a zrobił ponad 50 000 fotografii, nigdy nie znalazł dwóch identycznych wzorów. Każda śnieżynka jest absolutnie niepowtarzalna. Symetrią płatków śniegu, z całą ich zapierającą dech w piersiach różnorodnością, rządzą stosunkowo proste prawa. Ostateczny wzór bierze swój początek w siłach działających pomiędzy cząsteczkami wody, które zajmują swoje miejsce w lodowym krysztale w określonych warunkach środowiska. Decydujące znaczenie mają w tym procesie temperatura, wilgotność, ciśnienie powietrza, a nawet obecne w nim zanieczyszczenia. Zmiennych jest tu niewiele, podstawowe prawa wydają się uchwytne. A jednak ich zastosowanie daje niewyobrażalną różnorodność.

Źródło niepowtarzalności kształtów płatków śniegu jest jednak niczym przy złożoności, jaką my jesteśmy. Prawa tworzące naszą wyjątkowość wymykają się próbom klasyfikacji. Ludzie są jak krople wody. Z pozoru podobni, a jednak kryjący w sobie ogromną różnorodność. Wiemy to. Czujemy, że jesteśmy wyjątkowi, jedyni w swoim rodzaju. Z pogardą odrzucamy wszelkie próby przekonania nas o tym, że może być inaczej. A może tylko chcemy w to wierzyć? Może życiem każdego z nas rządzą proste zasady? Przecież nauka odkrywa – jedno po drugim – eleganckie prawa opisujące rzeczywistość. Dotyczą one także nas, fizycznego aspektu naszej egzystencji. Czy takie prawa mogą nas określać? Czy determinują nasze możliwości, czy mogą pozwolić na przewidywanie naszych losów? Podobne pytania dręczą nas od dawna. Odpowiedzi na nie zajmują miliony stron ksiąg pisanych przez ludzi wszystkich epok i kultur. Nie potrafimy odpowiedzieć na nie jednoznacznie, choć każdemu z nas jakieś odpowiedzi są potrzebne. Opierając się na nich, wyznaczamy granice naszych możliwości, ambicji i dążeń. Wyrażamy zgodę na takie czy inne działania. Kiedy spoglądamy na siebie, widzimy efekt działania pewnego zbioru praw, realizację pewnego planu wynikającego z fizycznych właściwości naszych organizmów. Ten punkt widzenia prowadzi czasem w stronę świadomości ograniczeń. Czy jednak myśląc w ten sposób, zdajemy sobie sprawę z tego, gdzie dokładnie mogą leżeć granice różnorodności, którą generują znane nam prawa? Jaka jest faktyczna skala naszych możliwości?

O niepowtarzalności można mówić na wielu poziomach ludzkiej egzystencji. Od praw fizycznych poprzez chemiczne reakcje, które w każdej chwili zachodzą w ludzkim ciele, przekazywaną z pokolenia na pokolenie informację genetyczną aż po losy dziedziczonych kulturowo jednostek informacji, zwanych memami. Każdy z tych poziomów zawiera zbiór praw i czynników, które mogą wytwarzać różnorodność. Mówiąc o ludzkiej wyjątkowości, o niepowtarzalności każdego człowieka, rzadko myślimy o konkretach, stosujemy tu rodzaj wieloznacznego uogólnienia. Prawdziwą skalę zjawiska można dostrzec, dokładnie przyglądając się temu, co już wiemy. Spróbujemy poszukać źródeł różnorodności, uzmysłowić sobie, wobec jakiego stajemy wyzwania, próbując dokonać klasyfikacji, tworząc normy, poszukując działających zawsze rozwiązań. Co próbujemy uprościć, tworząc instytucje, szczególnie te, które zajmują się rozwojem i kształceniem? O opanowaniu jakiego żywiołu marzą twórcy uniwersalnych zasad i systemów wychowania?

Właściwie zrozumiane zjawisko ludzkiej wyjątkowości nie jest przeszkodą w budowaniu bezpiecznych i sprawnie działających zbiorowości. Przeciwnie, jest szansą, tym, co pozwoliło nam przetrwać w odległej przeszłości, i tym, co jest najlepszą z inwestycji w przyszłość. Tylko pozornie różnorodność musi prowadzić do chaosu. Choć zaakceptowanie jej roli w nieunikniony sposób zwiększa trudności w opanowaniu problemów dnia dzisiejszego, to właśnie konieczność radzenia sobie z tymi problemami jest prawdziwą inwestycją w przyszłość. Młodzież, przekonana o wartości swoich pomysłów, nie przyjmuje bezkrytycznie opinii rodziców. Gdyby jednak powielała jedynie ich pomysły, świat ludzi czekałaby stagnacja. Bieżący chaos mamy więc niejako w pakiecie ze względnym bezpieczeństwem przyszłości.

Rozdział 2.Biochemia i złożoność

Wszystko, co nas otacza, budują atomy i złożone z nich cząsteczki. Atomy poszczególnych pierwiastków, choć mają określone właściwości, mogą się zachowywać w różny sposób, zależnie od tego, z jakimi pierwiastkami tworzą związki. Węgiel, który jest podstawowym pierwiastkiem zawartym w każdej organicznej cząsteczce, może budować związki o bardzo różnym charakterze. Jego losy, to, jak często zmienia towarzystwo, jak szybko krąży pomiędzy różnymi związkami, zależy od tego, jak trwałe są te związki, w których akurat występuje. Jeśli konkretny atom węgla jest związany w dwutlenek, można mu wróżyć ciekawą przyszłość. Jednak ten sam atom poddany wraz z innymi działaniu bardzo wysokich ciśnień może na dobre utknąć w diamencie schowanym głęboko we wnętrzu Ziemi, skąd wyrwać go jest w stanie jedynie kosmiczna katastrofa… lub ręka człowieka oczywiście. Choć w tym drugim przypadku węgiel może być dla wielu obiektem pożądania jako brylant, z chemicznego punktu widzenia przyszłość atomów, z których jest zbudowany, to koszmarna nuda. Nuda ta jest tym większa, że w diamencie za całe towarzystwo ma tylko identyczne jak on atomy węgla, stłoczone ciasno jak ludzie w wagonie metra w godzinach szczytu. W takiej postaci węgiel nie ma szans na ciekawą przyszłość. Dwutlenek węgla ma z kolei spore szanse trafić szybko w tryby biochemicznej maszynerii utrzymującej przy życiu rośliny zielone. Dama oglądająca brylanty nie zdaje sobie najczęściej sprawy, że liść wiszący na gałęzi głogu nad jej głową jest właśnie miejscem, w którym atomy węgla identyczne jak te w brylancie wchodzą w ciekawe związki. Cząsteczka dwutlenku węgla trafia przez aparaty szparkowe do komórek liścia. Maszyneria napędzana energią fotonów wymusza na atomie węgla wiązanie się z innymi, chociaż nie są one tak trwałe jak te w diamencie. Energia słoneczna zostaje zamknięta w wiązaniach pomiędzy atomami. Związki chemiczne w żywym organizmie rzadko pozostają niezmienne przez dłuższy czas. Ulegają one rozpadowi, zmianie kształtu, stają się częściami większych całości lub odwrotnie – rozpadają się na mniejsze. Jeśli spojrzymy z perspektywy atomu, jego losy – to, gdzie konkretnie znajdzie się za chwilę, w jakich procesach będzie brał udział – wydają się totalnym chaosem. Szalona, nieprzewidywalna i zmienna trajektoria jego ruchów przecina się z miliardami innych, równie nieprzewidywalnych. Na pozór na tym poziomie można nie zauważyć ani porządku, ani konsekwencji. Pewne stany i procesy okazują się jednak bardziej prawdopodobne i trwalsze od innych. Pewne typy związków kumulują się w określonej przestrzeni. Pewne ich właściwości pozwalają oddzielić je od innych. Coś wymusza takie, a nie inne zachowania cząsteczek. Część przyczyn można dostrzec. Proste, fundamentalne prawa masy i ładunku decydują o wzajemnej orientacji w przestrzeni.

Dla wielu reakcji związanych z życiem kluczem są właściwości wody. Ta wszędobylska cząsteczka wykazuje ciekawe cechy. Atom tlenu ma tutaj za towarzystwo dwa atomy wodoru. Wygląda jednak na to, że mniejsze od tlenu atomy wodoru wolą być na wszelki wypadek nieco bliżej siebie. Ponieważ tlen i wodór mają przeciwne ładunki elektryczne, cząsteczka nie jest elektrycznie obojętna, a co za tym idzie – ma dwa przeciwnie naładowane bieguny. W grupie takich dwubiegunowych cząsteczek od razu pojawia się zasada porządkująca. Kolejne cząsteczki ustawiają się tak, żeby naprzeciw siebie znajdowały się ładunki przeciwne. W ten sposób powstaje sieć oddziaływań, która powoduje, że na wyższych poziomach organizacji pojawiają się nieoczekiwane siły. Dzięki temu nartnik (Gerris lacustris), niewielki owad, może ślizgać się po powierzchni stawu, która, choć się ugina, nie wciąga pod wodę jego szczudłowatych odnóży. A my możemy nalać do filiżanki trochę więcej herbaty, niż powinno się tam zmieścić. Oczywiście, jeśli będziemy odpowiednio cierpliwi i ostrożni.

Ta sama właściwość wody powoduje, że wiele innych cząsteczek, takich jak niektóre białka i tłuszcze, tworzy w jej obecności uporządkowane struktury. To z kolei ma konsekwencje w budowie struktur ważnych na wyższych poziomach organizacji. Najlepszym przykładem jest tworzenie uporządkowanych, dynamicznych błon komórkowych – swoistego zrębu każdej żywej komórki. To dzięki nim istnieją. Każda komórka powstaje z kolei jako pochodna innej, która także miała swój początek w poprzedniczce. Utrzymanie tej sztafety uzależnione jest w znacznym stopniu właśnie od sprawnego tworzenia błon komórkowych.

Ludzkie ciało zawiera kilkadziesiąt bilionów komórek1 i wszystkie one miały w przeszłości początek w zygocie. Życie przekracza kolejne bariery, kiedy gamety (komórki płciowe), łącząc się, tworzą tę pierwszą, macierzystą komórkę. Podobnie idąc wstecz, po bardzo długim łańcuchu pokoleń, możemy sięgnąć myślą tej pierwszej – pramatki wszystkich komórek, jakie istniały, istnieją i będą istnieć w przyszłości. Jej potomstwo nosi ślady jej budowy do dzisiaj. Każde pokolenie otrzymuje ten bagaż, tak jak sportowcy w sztafecie przekazują sobie pałeczkę. Ponad 3,5 miliarda lat takiej sztafety dało niemal nieograniczoną różnorodność. Jednak jeśli przyjrzymy się dokładniej, u jej podłoża zobaczymy między innymi prostą w zasadzie cząsteczkę wody.

Komórki (a potem ich zespoły) tworzą kolejny szczebel organizacji życia, kolejne piętro systemu. Wiążą się ze sobą nie dlatego, że przewagę daje im samo zespołowe istnienie, ale dlatego, że jest to możliwe. A kiedy już się zdarzy, okazuje się, że prawa rządzące tym poziomem praktycznie nie dają możliwości odwrotu. Każda komórka jest złożonym przetwornikiem energii. Reakcje chemiczne organizmu, utrzymywane daleko od punktu równowagi, balansują na granicy prawdopodobieństwa. Ilya Prigogine, belgijski fizyk rosyjskiego pochodzenia, odkrył, że w pewnych warunkach reakcje chemiczne nie dążą do stanu równowagi i mogą trwać z dala od niego2