Strona główna » Obyczajowe i romanse » Uwierzyć w miłość

Uwierzyć w miłość

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-276-2551-9

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Uwierzyć w miłość

Maggie jedzie na ranczo należące do rodziny jej najbliższej przyjaciółki, aby po niedawnym zawodzie miłosnym odzyskać równowagę. Po kilku dniach właściciel rancza, Clint, prosi ją o przejęcie obowiązków jego asystentki i pomoc w prowadzeniu rancza. Szybko zaczyna między nimi iskrzyć, jednak żadne z nich nie wierzy we wspólną przyszłość. Wszystko zmienia się, kiedy Maggie ulega wypadkowi…

Polecane książki

Poradnik do gry przygodowej „Penumbra: Black Plague” zawiera szczegółowy opis przejścia każdego etapu rozgrywki. Gra została ukończona na poziomie trudności normal. Penumbra: Czarna plaga - poradnik do gry zawiera poszukiwane przez graczy tematy i lokacje jak m.in. 02 Część ICzęść IICzęść IIICzęść X...
Pat Caving wyrusza na wakacje do Edynburga. Niestety  samolot,  którym leci, rozbija się na wyspie. Przeżywa jedynie on i Annie. Jak odnajdą się w nowej rzeczywistości, w nowym miejscu? Po kilku dniach dołącza do nich Chris, który staje się ich przyjacielem. Razem wyruszają na poszukiwanie wulka...
Opieka nad niedomagającym milionerem, Seanem O’Rileyem, wydawała się Caer, pielęgniarce z powołania, łatwym zadaniem. Jednak szybko okazuje się, że luksus, w jakim żyją mieszkańcy wielkiej rezydencji na Rhode Island,  nie łagodzi trapiących ich konfliktów i nie sprzyja przyjaznej atmosferze. Życie w...
Poznasz Życiowy Widnokrąg – niesamowity koncept, po którym następuje moment „aha” w głowie i bardzo wiele rzeczy okazuje się banalnie prostych. Dowiesz się dlaczego niektórzy ludzie mają prostsze życie. Poznasz niesamowity powód, który im to umożliwia i sam zastosujesz to samo. Prosty sposób, aby zn...
"Wyobraźnia jest ważniejsza niż wiedza. Nasza wiedza jest zawsze ograniczona, podczas gdy wyobraźnią ogarniamy cały świat". Albert EinsteinDzięki publikacji, którą trzymasz ...
Seria repetytoriów językowych Wydawnictwa Lingo przeznaczona jest dla wszystkich uczących się języka angielskiego, a zwłaszcza uczniów, studentów, maturzystów i osób przygotowujących się do egzaminów językowych. Repetytoria przygotowane zostały przez uznanych specjalistów-filologów i praktyków-naucz...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Diana Palmer

Diana PalmerUwierzyć w miłość

Tłumaczenie:
Wanda Jaworska

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Nie pojadę! – oświadczyła zdecydowanym tonem Maggie Kirk, ucinając przymilne błagania przyjaciółki. – To tak jakbyś prosiła mnie, żebym weszła do klatki z tygrysem bengalskim, mając owinięty wokół szyi kawałek polędwicy wołowej!

– Ależ, Maggie! – zaprotestowała Janna, patrząc na nią proszącym wzrokiem. – Właśnie tego potrzebujesz. Pamiętasz, jak wyrywałyśmy się na ranczo, kiedy byłyśmy uczennicami? Jak nie mogłyśmy się doczekać przejażdżek konnych i pikników nad strumieniem?

– Moje wspomnienia są nieco inne – odparła szczupła brunetka, krzywiąc się z niesmakiem. Przysiadła na brzegu łóżka i wbiła spojrzenie we własne nogi w obcisłych brązowych dżinsach. – Pamiętam, jak Clint Raygen przełożył mnie przez kolano, bo dosiadłam jego narowistego ogiera. A za to, że wybrałam się na piknik z Gerrym Broome’em, zamknął mnie na klucz w pokoju

– Clint ostrzegał cię przed tym ogierem – przypomniała przyjaciółce Janna, broniąc brata. – A dobrze wiesz, co próbował uczynić Gerry. Clint obawiał się zostawić cię z nim samą, ponieważ Gerry był od ciebie sporo starszy.

Na wspomnienie przykrego incydentu Maggie oblała się rumieńcem. Clint zastał ją rozpaczliwie wyrywającą się z objęć Gerry’ego i natychmiast wkroczył do akcji. Ciosem pięści w nos uspokoił rozgorączkowanego uwodziciela, który natychmiast puścił ją i zajął się sobą, ponieważ z nosa pociekła mu krew. Nie był to przyjemny widok. Równie nieprzyjemne było kazanie, którego potem musiała wysłuchać, stojąc przed Clintem z pochyloną głową.

Westchnęła. Poznała go, mając osiem lat. On był wówczas dziewiętnastolatkiem. Już nie pamiętała tego, jak do tego doszło, ale rzuciła w niego kijem baseballowym.

– To już przeszłość, było, minęło – ciągnęła Janna. – Teraz masz dwadzieścia lat, a poza tym wszystko było w porządku, kiedy zeszłego lata pojechałyśmy spędzić tydzień na ranczu.

– Tak, ale w tym czasie on był w Europie! – zawołała Maggie. – A tym razem twoja matka podróżuje po Europie, a Clint został w domu. W dodatku Lida właśnie go rzuciła, więc można się spodziewać, że będzie nie do wytrzymania.

– I dlatego jestem zdania, że powinnaś pojechać – perswadowała spokojnie Janna.

– Droga przyjaciółko, czyżbyś znowu osuszyła butelkę brandy? – zapytała zjadliwym tonem Maggie.

– Nie. Clint pozbył się tej okropnej Lidy, a ty właśnie rozstałaś się z tym draniem Philipem – uparcie przekonywała Janna.

– Czy kiedykolwiek zwróciłaś uwagę, że choć twój brat i ja jesteśmy prawdopodobnie bardzo miłymi ludźmi, gdy jesteśmy osobno, to wpadamy w szał, stając twarzą w twarz? – zapytała z przekąsem Maggie i dodała: – Ostatnim razem wrzucił mnie w ubraniu do rzeki, a ja uderzyłam się boleśnie o sterczący w wodzie kamień.

– Zapomniałaś, że z całej siły kopnęłaś go w piszczel – odparowała Janna.

– Nazwał mnie idiotką!

– Nic dziwnego. A jak ty nazwałabyś kogoś, kto próbował kamieniem unieszkodliwić grzechotnika z odległości ponad metra? Naprawdę kiedy znajdujesz się w pobliżu mojego brata, tracisz rozum.

– Znowu zaczynasz… Och, nieważne. Nie ma sensu o tym mówić. Obie doskonale wiemy, że bez ciebie Clint nie zechce mnie widzieć na ranczu.

– Owszem, zechce. Poprosiłam go o to – odrzekła Janna.

– Co mu powiedziałaś? – spytała podejrzliwie Maggie. Jej szmaragdowe oczy rozbłysły z ciekawości.

Janna wzruszyła ramionami.

– Że już nie jesteś z Philipem.

– Tylko tyle? Nie wspomniałaś, jak do tego doszło? – Maggie obrzuciła przyjaciółkę bacznym spojrzeniem.

– Przysięgam, że nie. Nigdy bym ci tego nie zrobiła.

Maggie zmusiła się do uśmiechu.

– Nie o tym pomyślałam. Cóż… jeśli mam być szczera, rozstanie dotknęło mnie bardziej, niż się spodziewałam – wyznała.

– Clint stwierdził, że mogłabyś czasowo przejąć obowiązki sekretarki po Lidzie, która wyjechała – kontynuowała Janna. – Pomogłabyś mu, a on by ci zapłacił. Poza tym uznał, że w tej sytuacji byłoby to dla ciebie najlepsze lekarstwo.

– Znając Clinta, chętnie dodałby do tego lekarstwa łyżeczkę arszeniku – zauważyła zgryźliwie Maggie. – Arogancki, uparty, apodyktyczny…

– Chwilowo nie masz zajęcia – przypomniała jej Janna.

Maggie westchnęła.

– Jeślibym tonęła, to rzuciłabyś mi kotwicę, prawda, moja droga przyjaciółko?

– Och, daj spokój. To wspaniała okazja. Trzy tygodnie w towarzystwie najlepszej partii na Florydzie. Przystojny, bogaty, pożądany…

– Chyba robi mi się niedobrze – oznajmiła Maggie, zwracając wzrok w stronę młodych drzewek rosnących za oknem.

– Czy w ciągu tych wszystkich lat kiedykolwiek pomyślałaś ciepło o Clincie, bardziej romantycznie? – dociekała Janna.

– Przykro mi cię rozczarować, ale nie – odparła zdecydowanie Maggie.

– Ponoć najlepszą terapią na złamane serce jest pozwolić je sobie ponownie złamać – zauważyła Janna.

– Do licha, spójrz na tego pięknego ptaszka! – zawołała entuzjastycznie Maggie, wskazując na chyboczącą się za oknem gałąź. – Czyż nie jest zbyt doskonały?

– Okej, okej. Pojedziesz na ranczo?

– Po piekle to moje drugie ulubione miejsce, zwłaszcza gdy przebywa w nim Clint – odrzekła zgryźliwie Maggie.

– Na ranczu jest teraz pięknie, łąki są pełne kwiatów. – Janna nie zamierzała ustąpić. – Clint ma mnóstwo zajęć poza domem, a to przy bydle, a to z robotnikami w polu. Wiesz, że z reguły nie wraca do domu przed zapadnięciem zmroku.

– Tak, a poza tym jest nadzieja, że zostanie schwytany przez koniokradów i przetrzymany dla okupu do czasu mojego wyjazdu, prawda? – Maggie roześmiała się, dając tym samym znać przyjaciółce, że jednak uległa jej namowom.

– Prawda – zawtórowała jej Janna.

Tak naprawdę Maggie nie w pełni wiedziała, dlaczego ostatecznie zdecydowała się wsiąść do autobusu. Może dlatego, że pozostały jej miłe wspomnienia z dzieciństwa i wczesnej młodości, kiedy to z Atlanty, w której mieszkała z rodzicami, jechała wygodnym dużym autobusem do domu dziadków, znajdującego się w południowej Georgii. Stamtąd wiele razy wybierali się w odwiedziny na ranczo należące do rodziny Janny i Clinta, usytuowane na Florydzie.

Siedząc przy oknie, Maggie obserwowała ciągnący się po horyzont równinny krajobraz. Widziała dobrze znane z wcześniejszych pobytów w tej okolicy lasy sosnowe, sady orzesznikowe, przestronne domy farmerskie, kryjące się w cieniu wyniosłych dębów i żywotnika zachodniego. W dzieciństwie i latach szkolnych spędzała tu dużo czasu, jeżdżąc wraz z Janną konno po polach. Pochylała się nad końskim karkiem, popędzając swojego wierzchowca do galopu, aby rzucić wyzwanie Clintowi, który często im towarzyszył. Błyszczały mu jasnozielone oczy, gdy się z nią ścigał. Pozostawiał jej dostatecznie dużo swobody, by w końcu sama uznawała jego przewagę jako jeźdźcy. Uśmiechnęła się mimowolnie na wspomnienie wspólnych galopad.

Ona i Clint właściwie nie wyznaczyli granicy swoich relacji. Niby niegroźnie się przekomarzali, nawzajem sobie dogadywali, ale czasami bywało ostro. Starali się nie być wobec siebie złośliwi czy okrutni. Traktowali się z pewnym dystansem, zachowując ostrożność, jakby nie potrafili się obdarzyć pełnym zaufaniem. Sprawiali wrażenie, iż starają się utrzymywać niepewny rozejm, w obawie że w każdej chwili może on zostać zniweczony.

Clint miał zbyt surową urodę, by można go było uznać za bardzo przystojnego, ale podobał się kobietom, które go nie odstępowały. Z reguły jedna z nich była uwieszona u jego ramienia. W tej sytuacji Maggie, kiedy stała się nastolatką, obiecała sobie, że nie stanie się jedną z nich, przypominających jej ćmy bezwolnie lecące na zatracenie do płomienia.

Nie sprawiało jej trudności opieranie się urokowi Clinta, ponieważ on go przed nią nie roztaczał, z czego była zadowolona. Nie miała pewności, co by się stało, gdyby jego stosunek do niej się zmienił. W głębi serca obawiała się swojej ewentualnej reakcji, w związku z czym dokonywała cudów, żeby Clintowi nie przyszło do głowy ujrzeć ją w innym świetle. Od tej zasady odstąpiła raz, pamiętnego lata, co zaowocowało zażenowaniem i wstydem, których do tej pory nie zapomniała.

Odgłosy rozmowy w autobusie zwróciły jej uwagę, więc porzuciła wspomnienia i wróciła do teraźniejszości. Spostrzegła, że pozostali pasażerowie podnieśli się ze swoich miejsc i stanęli w przejściu między fotelami, z ciekawością przyglądając się temu, co dzieje się na zewnątrz. Autobus powoli hamował. Niespodziewanie na wprost pojazdu pojawił się jeździec dosiadający czarnego wierzchowca, którego sierść lśniła w słońcu. Maggie nie trzeba było mówić, kim jest ów śmiałek wymuszający zatrzymanie się autobusu, nawet gdyby nie miał na głowie w charakterystyczny sposób przekrzywionego kapelusza z szerokim rondem, a na sobie roboczego ubrania w kolorze khaki, które zdawało się z nim zrośnięte.

Stanął przy drzwiach, które kierowca, zatrzymawszy autobus, otworzył z szerokim uśmiechem.

– Człowieku, ależ z ciebie jeździec! – rzucił z uznaniem.

– Lata na końskim grzbiecie robią swoje – odparł pewnym siebie głosem Clint Raygen, po czym spojrzeniem jasnozielonych oczu wyłowił spośród pasażerów Maggie.

Właśnie kierowała się w stronę wyjścia, ubrana w jasnoniebieskie spodnie i żakiet w tym samym kolorze.

– Dzięki Bogu, że wciąż możesz ubierać się po męsku, Koniczynko – stwierdził z przekąsem Clint.

No proszę. Nie dość, że pozwolił sobie na złośliwość, to zwrócił się do niej dawnym przezwiskiem, szczerze przez nią znienawidzonym. Czyż nie miała racji, przekonując Jannę, że wyjazd na ranczo to niemądry pomysł?

– Nie miałem czasu czekać na autobus, bo znakujemy nowe bydło. Wskakuj.

– Wskakuj? – powtórzyła Maggie, nie kryjąc zdziwienia. – A mój bagaż?

– Kierowca zostawi go w mieście – odparł. – Chyba nie ma pan nic przeciwko temu? – spytał i dodał: – Odbierzemy go później.

– W porządku – odparł kierowca – ale pod warunkiem, że jeśli trafią mi się dwa dni wolne z rzędu, to nauczy mnie pan jeździć na koniu.

– Jestem właścicielem pobliskiego rancza – poinformował go Clint i dorzucił: – Będzie pan u nas mile widziany. – Następne słowa skierował do Maggie: – Koniczynko, dalej. Na co czekasz?

Usłyszała za sobą stłumione śmiechy i nie musiała się odwracać, by wiedzieć, że to para nastolatków, która w autobusie zajmowała miejsca w pobliskim rzędzie. Wyprostowała ramiona. Trudno, nie ma wyjścia, jeśli nie chce stać się tematem rozmów wszystkich pasażerów przez resztę ich drogi do miasta.

– Od dawna nie siedziałam na koniu – powiedziała, chwytając wyciągniętą ku sobie opaloną rękę Clinta.

– Stań na moim bucie i przerzuć nogę – polecił głosem Tarzana zwracającego się do Jane.

Maggie bez trudu domyśliła się, że nastolatki wpadły w zachwyt.

Udało jej się bez większego wysiłku wskoczyć na konia i usiąść za Clintem. Chcąc nie chcąc, musiała objąć go w pasie, żeby w trakcie, jak przypuszczała, szybkiej jazdy, nie zsunąć się z narowistego ogiera.

– W porządku? – rzucił przez ramię Clint.

– W porządku – odparła cicho, tak by tylko Clint ją usłyszał – i gotowa pędzić w chmurze pyłu po zostawieniu publiki zachwyconej twoim spektakularnym odjazdem.

Clint nie odpowiedział, tylko ponaglił ogiera i skierował się w stronę rozległych pól.

– Jeśli to nie jest dla ciebie dostatecznie spektakularne, Koniczynko – odezwał się butnie – to wprowadzę Cyklona w cwał.

Maggie ściślej opasała Clinta ramionami i przylgnęła do jego pleców.

– Och, proszę nie, będę grzeczna – obiecała głosem małej dziewczynki.

Rozpoznał żart i zachichotał.

– Jadę na pastwisko, ale zatrzymam się przed domem i tam cię zostawię.

– Niewątpliwie wybrałeś oryginalny sposób, żeby się ze mną spotkać – zauważyła, wpatrując się w trawę wysoko rosnącą wzdłuż ścieżki, którą znaczył koń.

– Niczego nie zaplanowałem. Po prostu zobaczyłem autobus i przyszło mi do głowy, że możesz w nim być.

Maggie uprzytomniła sobie, że Clint za każdym razem zdawał się wiedzieć, kiedy ona odwiedzi ranczo. Sprawiał wrażenie, jakby miał wewnętrzny radar właśnie na nią nakierowany.

– Dziękuję, że pozwoliłeś mi przyjechać.

– Janna wspomniała, że potrzebujesz zajęcia – odrzekł rzeczowo. – Akurat tak się składa, że moja sekretarka odeszła, a następnej jeszcze nie zatrudniłem.

Nie musiał Maggie wyjaśniać, że była nią Lida. Skierowała uwagę na widoczny w oddali horyzont, naznaczony sosnami i karłowatymi palmami, oraz na rozsiane gdzieniegdzie po pastwiskach krowy rasy hereford – ciemnowiśniowe, z białą głową i białym podgardlem. Mimo woli się uśmiechnęła.

– Na tych polach bawiłyśmy się z Janną w kowbojów i Indian – powiedziała. – Za każdym razem musiałam odgrywać rolę Indianina.

– Z reguły nosiłaś się jak chłopczyca – zauważył Clint.- Właściwie nie widywałem cię w sukience, Koniczynko.

Maggie poruszyła się niespokojnie. Była to stara śpiewka. Najwyraźniej Clintowi nadal nie znudziło się łajać jej za chodzenie w spodniach.

– Chyba sukienka nie jest zbyt odpowiednia do noszenia na ranczu, nie sądzisz?

– Nie zamierzałem zatrudnić cię przy znakowaniu bydła czy przerzucaniu siana.

– To moja sprawa, jak się ubieram – rzuciła ze złością Maggie. – Ciebie powinno interesować tylko to, czy potrafię sprostać obowiązkom sekretarki.

Clint gwałtownie zatrzymał konia i częściowo obrócił się w siodle, żeby móc popatrzeć na Maggie.

– Przy najbliższej okazji przypomnę ci, że jest granica, której nie wolno ci przekroczyć w stosunku do mnie, dziewczynko – wycedził z groźną miną. – Ten twój chłopak odszczekiwanie się mógł znosić z uśmiechem, ale nie spodziewaj się tego samego po mnie. Nadal uważam, że mężczyzna potrzebuje kobiety tylko z jednego powodu, i myślę, że wiesz, o czym mówię – dodał bez ogródek. Zabrzmiało to wręcz obcesowo.

Maggie zaczerwieniła się aż po nasadę włosów, po czym natychmiast odwróciła głowę w bok, by uniknąć wzroku Clinta. Tymczasem on nadal na nią patrzył.

– Dlaczego tak zaczesujesz włosy? – spytał.

– Nie chcę, by opadały mi na oczy – odparła po dłuższej chwili, której potrzebowała, by zapanować nad złością wywołaną sposobem traktowania jej przez Clinta. Miała dość jego protekcjonalnego tonu i demonstrowanej wyższości.

– Czyżby? A nie dlatego, by nie przyciągać spojrzeń mężczyzn? Jak ten miastowy goguś zdołał kiedykolwiek przebić się przez warstwę lodu, którą się otoczyłaś, Koniczynko? Użył lampy lutowniczej?

Maggie puściły nerwy do tej pory trzymane na wodzy.

– A co ci do tego?! – podniosła głos, odwracając się do Clinta. – Wolałbyś, żebym się zjawiła w kusej, obcisłej sukience z twarzą pokrytą makijażem, trzepocząc kokieteryjnie sztucznymi rzęsami?!

Clint powędrował spojrzeniem w dół, przenosząc je z twarzy Maggie na jej smukłą kształtną sylwetkę.

– Kiedyś to zrobiłaś – przypomniał. – Miałaś siedemnaście lat i nagle zwróciłaś na mnie uwagę po tym, jak musiałem przegonić Gerry’ego Broome’a, bo źle się z tobą obchodził.

Z Maggie opadła złość, poczuła się niepewnie. Pomyślała, że Clint nigdy nie pozwoli jej zapomnieć o tym, co do dziś ją żenowało. Rzeczywiście owego pamiętnego lata bezwstydnie uganiała się za Clintem, wciąż wynajdując nowe preteksty, żeby znaleźć się w pobliżu. Przez pewien czas udawał, że nie zauważa jej zabiegów, aż wreszcie miał tego serdecznie dość i zdruzgotał jej dumę, rozprawiając się z nią bezlitośnie. Ze wstydu miała ochotę ukryć się w mysiej dziurze. Nie potrafiła zapomnieć o tym bolesnym doświadczeniu, ale starała się je zepchnąć głęboko w podświadomość. To była jedna z przyczyn sprawiających, że nieustannie walczyła z Clintem. Podsycała w sobie gniew, aby móc się odgrodzić od niego wysokim murem.

– To było trzy lata temu – napomknęła, patrząc w bok.

– A teraz jest Philip – dodał Clint. – Czyż nie?

– Nie – burknęła, po czym spytała: – Janna nie powiedziała ci, że się rozstaliśmy?

– Moja siostra niewiele mi mówi. Czy go rzuciłaś, Koniczynko?

– Przyłapałam go z jedną z moich druhen po próbie ślubu. Razem szli do motelu i nietrudno było mi się domyślić, w jakim celu.

– Byłaś aż tak oziębła, że musiał znaleźć sobie inną kobietę, żeby go ogrzała? – zapytał Clint, obrzucając Maggie przenikliwym spojrzeniem.

– A niech cię diabli! – rzuciła i aż zadrżała z oburzenia. – Powinnam się spodziewać, że dojdziesz do takiego wniosku. W twoich oczach jestem wszystkiemu winna. Od dawna tak uważasz.

– I nie zmienię zdania – stwierdził Clint. – A wiesz dlaczego? Bo nie dopuszczasz mnie do siebie, z premedytacją się ode mnie odgradzasz, chcesz, żeby między nami tkwiła bariera nie do pokonania. Czego, u licha, się boisz? Możesz mi wytłumaczyć?

– Cieszysz się określoną reputacją i mimo to ode mnie oczekujesz wyjaśnień? – spytała z drwiną Maggie.

Na twarzy Clinta pojawił się kpiący uśmieszek.

– Dziewczynko, zanadto sobie pochlebiasz. Nawet gdybym zapomniał, że dzieli nas jedenaście lat, i tak niczego to by nie zmieniło. Będę szczery – nie pociągałaś mnie fizycznie, Maggie, i obecnie w tym względzie nic się nie zmieniło. – Obrzucił taksującym spojrzeniem jej sylwetkę. – To jakby się kochać z rzeźbą lodową.

Maggie zachowała kamienną twarz. Za żadne skarby nie dałaby mu poznać, jak bardzo zranił ją tymi słowami.

– Myślałam, że przyjechałam po to, żeby czasowo pełnić funkcję sekretarki, dopóki nie zatrudnisz następczyni Lidy, a nie wysłuchiwać twoich żalów i pretensji – zauważyła chłodno, ukrywając emocje. – A może mam płacić nie tylko za swoje dawne przewinienia, ale i obecne grzechy Lidy?

Nadal wpatrując się przenikliwie w twarz Maggie, Clint przymrużył oczy.

– Sama się o to prosisz – rzucił ostrzegawczo.

Wyprostowała się i odsunęła od niego tak daleko, jak to było możliwe na końskim grzbiecie.

– Ty zacząłeś! – podniosła głos, tracąc opanowanie.

– I mogę to zakończyć – uciął.

– Uprzedzałam Jannę, że nic z tego nie będzie. – Maggie zamyśliła się, niewidzącym wzrokiem wpatrując się w przestrzeń. – Podrzuć mnie do swojego domu. Zamówię taksówkę i wrócę na dworzec autobusowy.

– Uciekasz, Koniczynko? Akurat to dobrze ci wychodzi.

Maggie nie zdołała dłużej trzymać nerwów na wodzy.

– Nie chcę być przez ciebie ukrzyżowana! – zawołała z płaczem. – Jak ja nienawidzę mężczyzn! Sami oszuści i kłamcy, wszyscy co do jednego!

Clint wyciągnął rękę i przyciągnął Maggie do siebie, jeszcze bardziej odwracając się w jej stronę.

– Ile było tych kobiet, zanim się dowiedziałaś? – wyszeptał wprost do jej ucha.

Szloch wstrząsnął ciałem Maggie.

– Cztery, pięć. Straciłam rachubę. Mieliśmy się za dwa dni pobrać… a on… powiedział mi, że nie roztopiłabym się nawet w wielkim piecu… – Głos się jej załamał. Zacisnęła dłoń na potężnym ramieniu Clinta i po dłuższej chwili wyznała: – W ogóle nie pociągał mnie fizycznie. Do tego stopnia, że nie zdołałabym się zmusić – wyznała.

– Ile on ma lat?

– Dwadzieścia siedem.

– Doświadczony?

– Bardzo.

– Był cierpliwy?

Maggie zamknęła oczy i westchnęła ciężko.

– Uważał za pewnik, że ja wiedziałam…

– Nie powinnaś się zadręczać. Dobrze się stało, Koniczynko. Lepiej teraz niż po ślubie.

– Przepraszam, że na ciebie naskoczyłam.

– Już dobrze, nie żywię urazy – odparł Clint, gładząc Maggie po jedwabistych czarnych włosach. – Uspokój się, mała bekso. Mam robotę przy bydle, a Emma będzie zachodzić w głowę, co się z nami stało. No, jak, możemy jechać?

– Tak. – Maggie usiłowała się uśmiechnąć. – Przykro mi z powodu Lidy.

Przez twarz Clinta przemknął cień, ale nie wyglądał na rozgniewanego. Przytknął palec wskazujący do nosa Maggie.

– Jedźmy do domu – rzekł.

Odwrócił się w siodle i popędził konia. Nie odezwał się już ani słowem, dopóki nie dotarli do rozległego domu ranczerskiego, położonego wśród dębów i orzeszników, otoczonego białym parkanem. Clint zatrzymał czarnego ogiera przy parkanie, a Maggie zsunęła się z końskiego grzbietu na ziemię.

Wyprostowany jak struna w siodle, Clint wyglądał imponująco. Nie odjechał. Zapalił papierosa i przez dłuższą chwilę wpatrywał się w Maggie.

– Musisz się tak na mnie gapić? – spytała zirytowana. – Czuję się jak jałówka wystawiona na targu do sprzedania.

– Uprzedzam, że nie jestem zainteresowany kupnem – odrzekł zimnym tonem Clint. – Poślę któregoś z chłopców po twój bagaż. Emma przygotuje ci coś do jedzenia. Wieczorem, po powrocie, wyjaśnię ci, na czym będą polegały twoje obowiązki.

Nagła i niespodziewana zmiana zachowania Clinta sprawiła, że Maggie ogarnął niepokój. To fakt, że różnie między nimi bywało, lecz tym razem odniosła nieodparte wrażenie, że Clint traktuje ją bardzo niemiło, wręcz wrogo. W tym momencie patrzył na nią tak, jakby rzeczywiście jej nienawidził.

– Wciąż myślę, że lepiej będzie, jak wrócę do Columbus – powiedziała.

– Wykluczone! – rzucił ostro Clint. – Ani się waż! Nie znajdę zastępstwa w tak krótkim czasie, a nagromadziło się mnóstwo zaległej korespondencji. W dodatku zbliża się dzień aukcji.

– Wydaje mi pan rozkazy, Raygen?! – Maggie nie zamierzała ukrywać złości.

Cień uśmiechu przemknął przez ściągniętą, surową twarz Clinta.

– Trafiłaś w sedno. Owszem, rozkazuję ci zostać i wziąć się do pracy, Koniczynko.

– Przestaniesz wreszcie tak mnie nazywać?! Dobrze wiesz, że tego nie znoszę! – Maggie była coraz bardziej wściekła.

– A nie znoś sobie. Jeśli to ci sprawi ulgę, to mnie też możesz nie znosić. Proszę bardzo. W niczym mi to nie wadzi ani mnie nie obchodzi. Gwiżdżę na to i ty o tym wiesz, prawda, dziewczynko? – spytał z diabolicznym uśmiechem.

Maggie bez słowa obróciła się na pięcie i skierowała do otaczającego front domu szerokiego ganku, ozdobionego donicami z kwiatami, na którym ustawiono bujane fotele oraz huśtawkę ogrodową.

Tytuł oryginału: Sweet Enemy

Pierwsze wydanie: Harlequin Books, 1979

Redaktor serii: Dominik Osuch

Opracowanie redakcyjne: Barbara Syczewska-Olszewska

Korekta: Lilianna Mieszczańska

© 1979 by Diana Palmer

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2016

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gwiazdy Romansu są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 978-83-276-2551-9

Konwersja do formatu EPUB:
Legimi Sp. z o.o.