Strona główna » Humanistyka » Uwikłani w płeć

Uwikłani w płeć

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-63855-38-3

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Uwikłani w płeć

Uwikłani w płeć to najważniejsza praca w historii intelektualnej ruchu feministycznego. Książka, która w latach 90. XX wieku zapoczątkowała teorię queer, przekształcając całą scenę filozoficznych i feministycznych dyskusji dotyczących kwestii różnicy seksualnej. Judith Butler polemizuje z najważniejszymi twórcami z dziedziny teorii feminizmu, psychoanalizy i poststrukturalizmu: Simone de Beauvoir, Julią Kristevą, Zygmuntem Freudem, Claudem Levi-Straussem, Jacquesem Lacanem, Jacquesem Derridą i Michelem Foucaultem. Klasyka w swej dziedzinie i lektura obowiązkowa nie tylko na Gender Studies. Pierwsza książka Judith Butler po polsku!

Czytając tę książkę, testujmy jej idee w fantazji, próbujmy sobie wyobrazić świat, jaki powstałby, gdyby idee Judith Butler zostały wprowadzone w życie. Kto wie, czy nie byłby to przewrót na miarę kopernikańskiego?
Olga Tokarczuk, fragment wstępu

Uwikłani w płeć to klasyczna już dziś, obowiązkowa lektura nie tylko dla studentów i badaczy zajmujących się tematyką ciała i feminizmem, ale dla wszystkich zajmujących się filozofią, psychoanalizą czy szeroko rozumianą teorią kultury. Nie sposób uprawiać dziś refleksji nad płcią w kulturze bez znajomości tej przełomowej pracy.
Prof. dr hab. Maria Janion, Instytut Badań Literackich PAN

Wraz z książką Butler otrzymujemy feministyczną krytykę dyskursu feministycznego, interesującą i naprawdę wybuchową.
„Süddeutsche Zeitung”

Polecane książki

Odkryj, jak moda może pomóc ci prawdziwie być sobą, przyciągać dobry los i manifestować twoje marzenia. Kiedy twoja piękna rzeczywistość wewnętrzna i zewnętrzna pasuje do siebie, możesz rozkoszować się w magii każdego dnia. Moda stosowana z intencją może być potężną, afirmującą życie praktyką. Zbudu...
Obłędna sztafeta zbrodni wśród zakazanych zaułków Łodzi. W Łodzi zaczynają ginąć nastoletnie dziewczyny. Schemat działania porywacza wskazuje na „sezonowego zabójcę”, który grasował w mieście kilka lat wcześniej. Uzasadnione jest jednak przypuszczenie, że obecne porwania mogą być dziełem naśladow...
Dziadek do Orzechów (inny tytuł – Dziadek do orzechów i Król Myszy, niem. Nussknacker und Mäusekönig) – opowiadanie dla dzieci autorstwa E.T.A. Hoffmanna, wydane po raz pierwszy w Berlinie w 1816 roku. Książka, utrzymana w baśniowej, fantastycznej konwencji, opowiada o przygodach małej Klary w świec...
Indiańska opowieść w wersji dwujęzycznej (angielsko-polskiej)     Barwne życie Jacka Londona dostarczyło mu mnóstwa inspiracji. W swoich krótkich prozatorskich utworach zawarł wiele wspomnień ze swoich podróży na Północ. Przemyślny Porportuk to jedno z wielu opowiadań, w którym amerykański autor g...
Ten wyjątkowy dziennik pomoże Ci zdobyć nie tylko ładną sylwetkę, ale też dobre samopoczucie. Dążąc do uzyskania upragnionej sylwetki powinniśmy zwracać uwagę nie tylko na to, co jemy i ile ćwiczymy, ale także na nasze nastawienie psychiczne. Kolejne porażki związane z odchudzaniem wywołują zniec...
Wśród weselnych, trwających jeszcze w Krakowie obrzędów, uczt, godów i turniejów, rodzina Władysława Jagiełły, jego rodzeni i stryjeczni podpisywali zrzeczenia się, zaręczenia poddaństwa i wierności, które w tym roku i następnych kilkakroć powtórzyli. Litwa połączona z Polską dawała jej hołdowników ...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Judith Butler

Uwi­kła­ni w płeć

Se­ria Idee 13

Se­ria wpro­wa­dza w pol­ski obieg idei naj­waż­niej­sze pra­ce z za­kre­su fi­lo­zo­fii i so­cjo­lo­gii po­li­tycz­nej, teo­rii kul­tu­ry i sztu­ki. W se­rii pu­bli­ko­wa­ne są prze­kła­dy, a tak­że pra­ce pol­skich au­to­rów oraz wzno­wie­nia. Jej głów­nym ce­lem jest sys­te­ma­tycz­na bu­do­wa in­te­lek­tu­al­nej bazy dla ru­chów le­wi­co­wych oraz ak­tyw­ne włą­cza­nie w pol­skie de­ba­ty pu­blicz­ne no­wych dys­kur­sów kry­tycz­nych. Cho­dzi o ra­dy­kal­ną zmia­nę ję­zy­ka pu­blicz­ne­go, a co za tym idzie spo­so­bów my­śle­nia o naj­istot­niej­szych kwe­stiach współ­cze­sno­ści.

Ju­dith Bu­tler

Uwi­kła­ni w płeć

Fe­mi­nizm i po­li­ty­ka toż­sa­mo­ści

PRZE­ŁO­ŻY­ŁA KA­RO­LI­NA KRA­SU­SKA

WSTĘP OLGA TO­KAR­CZUK

Wy­daw­nic­two Kry­ty­ki Po­li­tycz­nej

WAR­SZA­WA 2008

Ju­dith Bu­tler, Uwi­kła­ni w płeć

War­sza­wa 2008

Ty­tuł ory­gi­na­łu: Gen­der Tro­uble. Fe­mi­nism and the Sub­ver­sion of Iden­ti­ty

Co­py­ri­ght © by Ro­utled­ge, 1990, 1999. All ri­ghts re­se­rved. Au­tho­ri­zed trans­la­tion from En­glish lan­gu­age edi­tion pu­bli­shed by Ro­utled­ge, part of Tay­lor & Fran­cis Gro­up LLC.

Co­py­ri­ght © for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Kry­ty­ki Po­li­tycz­nej, 2008

Co­py­ri­ght © for the Pre­fa­ce by Olga To­kar­czuk, 2008

Co­py­ri­ght © for the After­ward by Ka­ro­li­na Kra­su­ska, 2008

Wy­da­nie pierw­sze

ISBN 978-83-63855-38-3

Zre­ali­zo­wa­no przy wspar­ciu In­sty­tu­tu Książ­ki ze środ­ków Mi­ni­stra Kul­tu­ry i Dzie­dzic­twa Na­ro­do­we­go. Pu­bli­ka­cja do­fi­nan­so­wa­na przez Mi­ni­ster­stwo Pra­cy i Po­li­ty­ki Spo­łecz­nej w ra­mach kon­kur­su ini­cja­tyw or­ga­ni­za­cji po­za­rzą­do­wych pt. „Prze­ciw­dzia­ła­nie dys­kry­mi­na­cji”.

Wy­daw­nic­two Kry­ty­ki Po­li­tycz­nej

Se­ria Idee 13

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

WSTĘPOlga TokarczukKobieta nie istnieje

Je­że­li rze­czy­wi­stość jest czymś w ro­dza­ju na­mio­tu roz­pię­te­go na ste­la­żu z po­jęć, na­wy­ków my­śle­nia i idei, to książ­ka Ju­dith Bu­tler ude­rza w je­den z pod­sta­wo­wych fi­la­rów tego ste­la­żu, w jego głów­ną oś. Ude­rze­nie jest na tyle do­tkli­we, że na­miot chwie­je się, a po­szy­cie fa­lu­je i tra­ci tak do­brze nam zna­jo­my wy­gląd. Po­tem na na­szych oczach przy­bie­ra nowy kształt i to wła­śnie do nie­go mu­si­my na nowo przy­wyk­nąć, re­wi­du­jąc wszel­kie oczy­wi­sto­ści, wszyst­ko, co „nor­mal­ne” i oswo­jo­ne. No cóż – tak wła­śnie prze­ło­mo­wo dzia­ła­ją książ­ki waż­ne.

Na­pi­sa­na w 1990 roku książ­ka Uwi­kła­ni w płeć (w ory­gi­na­le: Gen­der Tro­uble) sta­ła się w cią­gu ostat­nich lat po­zy­cją fun­da­men­tal­ną nie tyl­ko dla fe­mi­ni­zmu, ale i dla my­śle­nia o pod­sta­wach kul­tu­ry.

Przy ca­łej swo­jej od­wa­dze i bez­kom­pro­mi­so­wo­ści Uwi­kła­ni w płeć są dziec­kiem swo­je­go cza­su – upar­cie do­py­tu­ją się, co zna­czy „re­al­ne”. I nie jest to już dziś pro­blem, któ­ry in­te­re­su­je za­mknię­tych w swo­ich ga­bi­ne­tach fi­lo­zo­fów, ale nie­po­kój, któ­ry daw­no wy­szedł poza uni­wer­sy­tec­kie bi­blio­te­ki i nur­tu­je umy­sły zwy­czaj­nych lu­dzi, po­ja­wia­jąc się co­raz czę­ściej w ki­nie i li­te­ra­tu­rze po­pu­lar­nej. I ni­czym ich bo­ha­te­ro­wie snu­ją po­dej­rze­nia, że to, co dane, na pierw­szy rzut oka oczy­wi­ste, być może przy­kry­wa coś in­ne­go; że nie na­le­ży już ufać temu, co jawi się na po­wierzch­ni i zwo­dzi swo­ją re­al­no­ścią. Dziś by­ła­by to na­iw­na pro­sto­li­nij­ność. Ten mo­tyw nie­uf­no­ści wo­bec tego, co „re­al­ne” po­ja­wia się dziś u wie­lu twór­ców, po­cząw­szy od pi­sa­rzy w ro­dza­ju Dana Brow­na, któ­rzy, kwe­stio­nu­jąc ja­kiś drob­ny szcze­gół po­wszech­nie zna­nej nar­ra­cji, wy­snu­wa­ją z niej nowe, zu­peł­nie nie­oczy­wi­ste zna­cze­nie, aż po au­to­rów fil­mu Ma­trix, ka­żą­cych swo­je­mu bo­ha­te­ro­wi od­kry­wać bo­le­sną i jed­no­cze­śnie wy­zwa­la­ją­cą praw­dę, że rze­czy­wi­stość, w któ­rej żyje, jest fał­szy­wa i  s k o n s t r u o w a n a. Po­ję­cie ma­trix, któ­re ten film przy­wró­cił ogól­ne­mu użyt­ko­wi, od­da­je bar­dzo do­brze punkt star­tu dla roz­wa­żań Ju­dith Bu­tler.

Z wiel­ką nie­uf­no­ścią pod­cho­dzi ona bo­wiem do oświe­ce­nio­we­go za­ło­że­nia o ist­nie­niu sta­łe­go, sta­bil­ne­go „ja” i usta­lo­nej toż­sa­mo­ści jed­nost­ki. Sta­ra się na­to­miast do­trzeć do ist­nie­ją­cych pod tymi po­ję­cia­mi me­cha­ni­zmów kon­stru­owa­nia ta­kiej toż­sa­mo­ści. Uwa­ża, że me­cha­nizm ten jest po­li­tycz­ny, jako że za każ­dym ra­zem ma zwią­zek z wła­dzą. Tam, gdzie po­ja­wia się ten­den­cja do ja­sne­go, wy­raź­ne­go de­fi­nio­wa­nia pod­mio­tu (za­rów­no „ja”, jak i „my”), tam na­tych­miast wszyst­ko, co nie mie­ści się w tej de­fi­ni­cji, zo­sta­je wy­klu­czo­ne. „Ja” i „my” są ilu­zo­rycz­ny­mi kon­struk­cja­mi, fan­ta­zma­ta­mi, któ­re od­że­gnu­ją się od ja­kie­go­kol­wiek we­wnętrz­ne­go skom­pli­ko­wa­nia.

Bu­tler jest przede wszyst­kim fi­lo­zof­ką fe­mi­ni­stycz­ną, dla­te­go jej roz­wa­ża­nia do­ty­czą przede wszyst­kim ko­biet jako pod­mio­tu zbio­ro­we­go, owe­go gru­po­we­go „my”, któ­re, jak twier­dzi, kon­sty­tu­uje się tyl­ko po­przez wy­klu­cze­nie czę­ści gru­py, któ­rą ma re­pre­zen­to­wać. Co kry­je się bo­wiem pod po­ję­cia­mi „ko­bie­ty” i „ko­bie­co­ści”? Co mie­ści się w tym zbio­rze i co wy­zna­cza tę ce­chę? I co to w ogó­le zna­czy „ko­bie­ta” i „męż­czy­zna”?

Weź­my filmGra po­zo­rów Ne­ila Jor­da­na, w któ­rym bo­ha­ter za­ko­chu­je się w pew­nej ko­bie­cie. Nie ma co do swo­je­go uczu­cia żad­nych wąt­pli­wo­ści, po­dob­nie jak nie ma wąt­pli­wo­ści, że obiekt jego uczu­cia jest ko­bie­tą, po­nie­waż  w y g l ą d a  jak ko­bie­ta. Oka­zu­je się jed­nak, że to po­wierz­chow­ne wra­że­nie jest myl­ne i uko­cha­ny obiekt jest ra­czej męż­czy­zną. Nasz bo­ha­ter „za­ko­chał się w ko­bie­cie”, lecz po od­kry­ciu, że obiekt nie jest ko­bie­tą, jego mi­łość nie mija. Mo­że­my śmia­ło za­dać więc py­ta­nie: Czy jest he­te­ro, czy ho­mo­sek­su­ali­stą? Może nadal wi­dzi w męż­czyź­nie ko­bie­tę i taka ce­cha jak „mę­skość” uko­cha­nej ko­bie­ty wca­le mu nie prze­szka­dza? A może wręcz prze­ciw­nie – ko­cha męż­czy­znę, bo jest ge­jem i nie­świa­do­mie wy­brał ko­goś pod wzglę­dem płci dwu­znacz­ne­go, prze­czu­wa­jąc i an­ty­cy­pu­jąc męż­czy­znę ukry­te­go pod ko­bie­cą po­wło­ką? A może za­ko­chał się wła­śnie w ta­kim, a nie in­nym czło­wie­ku, ludz­kiej isto­cie, i jej płeć po­zo­sta­je dla nie­go ka­te­go­rią dru­go­rzęd­ną? Samo sta­wia­nie ta­kich py­tań po­ka­zu­je moim zda­niem uwi­kła­nie, w ja­kim mogą się zna­leźć dwie bi­nar­ne, prze­ciw­staw­ne i pro­ste ka­te­go­rie. Jak głę­bo­ko więc po­kry­wa­ją nas „ko­bie­cość” i „mę­skość”? Czy ist­nie­je ja­kiś fun­da­ment, głę­bia, gdzie mie­ści się ta „praw­dzi­wa płeć”, i jak głę­bo­ko ten po­dział się­ga? Czy je­ste­śmy zbu­do­wa­niu war­stwo­wo ni­czym ce­bu­le, zaś na­sza isto­ta mie­ści się wła­śnie tam, pod tymi wszyst­ki­mi war­stwa­mi? Czy może ra­czej je­ste­śmy wa­ria­cja­mi wszyst­kich tych wy­mia­rów jed­no­cze­śnie?

Kie­dy wi­dzi­my ko­bie­tę ubra­ną jak męż­czy­zna i męż­czy­znę prze­bra­ne­go za ko­bie­tę, wte­dy to, twier­dzi Bu­tler, co za­uwa­ża­my jako pierw­sze, bie­rze­my za praw­dzi­we, za oczy­wi­stość płci kul­tu­ro­wej, po­nie­waż wszel­ka nie­jed­no­znacz­ność jest kło­po­tli­wa dla umy­słu. Umysł nie­jed­no­znacz­no­ści nie lubi, co psy­cho­lo­go­wie stwier­dzi­li już na po­cząt­ku po­przed­nie­go wie­ku. Umysł lgnie do wszel­kiej ma­trix, któ­ra po­mo­gła­by mu upo­rząd­ko­wać i usta­lić wie­lo­znacz­ny, nie­jed­no­rod­ny, sfrag­men­ta­ry­zo­wa­ny świat. W ten spo­sób po­wsta­je płeć.

Bu­tler kwe­stio­nu­je więc samo po­ję­cie spój­ne­go i zu­ni­fi­ko­wa­ne­go pod­mio­tu fe­mi­ni­zmu oraz od­rzu­ca ka­te­go­rię „ko­bie­co­ści” jako ilu­zję pod­po­rząd­ko­wa­ną in­te­re­som wła­dzy. Jed­no­cze­śnie prze­strze­ga, że spo­sób sfor­mu­ło­wa­nia de­fi­ni­cji tego pod­mio­tu okre­śla, jak zo­sta­ną sfor­mu­ło­wa­ne jej in­te­re­sy po­li­tycz­ne.

Mie­li­śmy w Pol­sce oka­zję przyj­rzeć się tak po­sta­wio­ne­mu pro­ble­mo­wi pod­czas nie­daw­nej kam­pa­nii wy­bor­czej, kie­dy nowo po­wsta­ła Par­tia Ko­biet od­wo­ła­ła się do ka­te­go­rii „ko­bie­ty” jako po­li­tycz­nie spraw­cze­go pod­mio­tu z aspi­ra­cja­mi do udzia­łu we wła­dzy. Ry­chło jed­nak oka­za­ło się, że taka au­to­de­fi­ni­cja wy­klu­czy­ła wszyst­ko, co w tej ka­te­go­rii się nie mie­ści­ło. Par­tia Ko­biet uzna­ła, że in­te­re­sy ko­biet or­bi­tu­ją wo­kół ma­cie­rzyń­stwa i ro­dzi­ny, i w tym kie­run­ku zo­sta­ły sfor­mu­ło­wa­ne głów­ne po­stu­la­ty po­li­tycz­ne. Nie przy­ję­ła wy­raź­ne­go sta­no­wi­ska wo­bec abor­cji, gdyż tak okre­ślo­na „ko­bie­ta”, za­cho­wu­je pew­ne dą­że­nia eman­cy­pa­cyj­ne, umiesz­cza je jed­nak w kon­tek­ście zo­rien­to­wa­ne­go fal­lo­go­cen­trycz­nie spo­łe­czeń­stwa pa­triar­chal­ne­go, któ­re­go nor­my ak­cep­tu­je. Na jed­nym ze spo­tkań wy­bor­czych za­de­kla­ro­wa­no też, że Par­tii Ko­biet nie in­te­re­su­ją pro­ble­my les­bi­jek (jako swe­go ro­dza­ju „nie-ko­biet” wo­bec sfor­mu­ło­wa­nej de­fi­ni­cji). Jest więc tu­taj „ko­bie­ta” tym, czym wol­no jej być w opre­syj­nym spo­łe­czeń­stwie, gdzie u wła­dzy są męż­czyź­ni i gdzie re­pre­zen­to­wa­ne są wła­śnie ich in­te­re­sy.

Re­wo­lu­cyj­ność po­dej­ścia Bu­tler po­le­ga na tym, iż za­mie­rza się ona na to, co wy­da­je się ab­so­lut­nie oczy­wi­ste i nie pod­le­ga żad­nej dys­ku­sji – że jed­nost­ka jest za­wsze albo ko­bie­tą, albo męż­czy­zną, mę­skie­go lub żeń­skie­go ro­dza­ju. Wbrew temu, co twier­dzi tra­dy­cyj­ny fe­mi­nizm, płeć nie jest też czymś kon­stru­owa­nym wy­łącz­nie spo­łecz­nie (gen­der). Dla Bu­tler płeć to ro­dzaj per­for­man­ce’u. Płeć jest czymś, co bez­u­stan­nie stwa­rza­my, co wy­ko­nu­je­my w co­dzien­nym ży­ciu, a toż­sa­mość pod­mio­tu jest za­wsze per­for­ma­tyw­na, po­wsta­ją­ca dzię­ki po­wtó­rze­niom, a przez to pod­le­ga wa­ria­cjom i jest nie­sta­bil­na. Płeć więc, po­dob­nie jak toż­sa­mość „ja”, wy­da­je się nie­ustan­nym show, ze­sta­wem zna­ków i ma­sek, ko­stiu­mem, któ­ry przy­bie­ra­my. Nie­ustan­ne od­gry­wa­nie tego ro­dza­jo­we­go show pro­wa­dzi do utrwa­le­nia go i w koń­cu po­wsta­je wra­że­nie, że płeć za­czy­na się nam wy­da­wać czymś da­nym, na­tu­ral­nym, oczy­wi­stym. W sen­sie fi­lo­zo­ficz­nym sta­je się esen­cją.

Uwi­kła­ni w płeć to oczy­wi­ście książ­ka fe­mi­ni­stycz­na i ujaw­nia się w niej barw­niej­sze, głęb­sze i bar­dziej zło­żo­ne ob­li­cze fe­mi­ni­zmu. Fe­mi­nizm w swej isto­cie jest bo­wiem pró­bą usta­no­wie­nia zu­peł­nie no­we­go i świe­że­go spoj­rze­nia na  c a ł ą  rze­czy­wi­stość, nie tyl­ko na ten jej aspekt, któ­ry do­ty­czył­by ko­biet. Tak ro­zu­mia­ny miał­by prze­war­to­ścio­wać pod­sta­wo­we my­ślo­we za­ło­że­nia, któ­re spra­wi­ły, że wy­klu­cze­nia i nie­rów­no­ści po­strze­ga­my tak, jak­by były dane „z na­tu­ry”, prze­sta­jąc się im dzi­wić i w ogó­le do­strze­gać. Sta­je się w ten spo­sób fi­lo­zo­fią tych wszyst­kich ele­men­tów, któ­re nie miesz­czą się w ra­mach de­fi­ni­cji wiecz­nie sa­mo­okre­śla­ją­ce­go się, po­zo­sta­ją­ce­go u wła­dzy pod­mio­tu.

Zde­kon­stru­owa­nie ka­te­go­rii „ko­bie­co­ści” po­zwa­la jej za­ist­nieć w zu­peł­nie nowy spo­sób. Sta­je się ka­te­go­rią otwar­tą, róż­no­rod­ną, wie­lo­po­sta­cio­wą. Jest czymś w ro­dza­ju amor­ficz­nej wspól­no­ty, ko­ścio­ła tych, któ­rzy wy­pa­dli poza ob­ręb uprzy­wi­le­jo­wa­nej „mę­sko­ści”. Tak ro­zu­mia­ny fe­mi­nizm po­wi­nien pie­lę­gno­wać swo­ją szcze­gól­ną funk­cję, po­le­ga­ją­cą na od­rzu­ca­niu wszyst­kie­go, co ogra­ni­czo­ne, okre­ślo­ne, ustruk­tu­ra­li­zo­wa­ne i ob­cią­żo­ne spo­łecz­nym sta­tus quo. Prak­ty­ka fe­mi­ni­stycz­na sta­je się wte­dy dzia­ła­niem stric­te re­wo­lu­cyj­nym, po­nie­waż sy­tu­uje się na prze­kór temu, co za­sta­ne. Po­wta­rza bez­u­stan­nie swo­je „nie” i „to nie to”, a tak­że sto­su­je prze­wrot­ną stra­te­gię, któ­ra eks­po­nu­je ilu­zo­rycz­ność toż­sa­mo­ści gen­de­ro­wej oraz ujaw­nia jej „fan­ta­zma­tycz­ny sta­tus”, tak jak czy­ni to qu­eer. Pa­ro­dia by­ła­by wte­dy tym, co naj­le­piej pod­wa­ża i de­kon­stru­uje ist­nie­ją­cą ka­te­go­rię „ko­bie­ty”.

Ju­dith Bu­tler przy­glą­da się też kry­tycz­nie tra­dy­cyj­nej psy­cho­ana­li­zie, któ­ra bar­dziej niż ja­ka­kol­wiek inna idea wspie­ra pa­triar­chal­ny po­rzą­dek rze­czy, i kry­ty­ku­je jej „wiel­ką nar­ra­cję”. Po pierw­sze pod­wa­ża opo­wieść o uto­pij­nej pier­wot­nej jed­no­ści płci i jej póź­niej­sze­mu, bo­le­sne­mu zróż­ni­co­wa­niu, po dru­gie zaś kwe­stio­nu­je psy­cho­ana­li­tycz­ny pa­ra­dyg­mat ro­dzi­ny jako zło­żo­nej z mat­ki, ojca i dzie­ci. Za­sta­nów­my się, mówi, jak by mia­ła się ta do­brze zna­na opo­wieść do czę­stej prze­cież sy­tu­acji, kie­dy nie mam ojca albo mat­ki, kie­dy zo­sta­łam wy­cho­wa­na przez bab­cię albo dziad­ka. A co, je­że­li roz­wi­jam się w ro­dzi­nie, w któ­rej ro­dzi­ce są jed­nej płci? A je­śli moja ro­dzi­na skła­da się z wie­lu człon­ków, jak dzie­je się w ko­mu­nach lub sek­tach wy­zna­nio­wych? Po­ka­zu­je w ten spo­sób, że psy­cho­ana­li­za freu­dow­ska (ale też i więk­szość w ten czy inny spo­sób ba­zu­ją­cych na niej szkół psy­cho­lo­gicz­nych) fa­wo­ry­zu­je je­den wzór kształ­to­wa­nia się toż­sa­mo­ści płcio­wej. W rze­czy­wi­sto­ści sy­tu­acja jest, jak wie­my, o wie­le bar­dziej skom­pli­ko­wa­na, dla­te­go toż­sa­mość wca­le nie musi być spój­ną zu­ni­fi­ko­wa­ną ca­ło­ścią, lecz ra­czej nie­cią­głym pro­ce­sem, peł­nym wa­ria­cji i wer­sji.

Re­per­ku­sje tak ro­zu­mia­nej płci są bar­dzo istot­ne. Sko­ro „ko­bie­ta” nie ist­nie­je, sko­ro jest za­le­d­wie pu­stym zna­kiem, to jak ro­zu­mieć eman­cy­pa­cyj­ne dą­że­nia fe­mi­ni­zmu – co fe­mi­nizm ma wy­zwa­lać, sko­ro sam przed­miot tego wy­zwo­le­nia ry­su­je się tak nie­ostro i po­dej­rza­nie?

Książ­ka Ju­dith Bu­tler już za­raz po uka­za­niu się była ostro kry­ty­ko­wa­na tak­że przez fe­mi­nist­ki. Za­rzu­ca­no jej za­chły­sty­wa­nie się post­mo­der­ni­stycz­ny­mi kon­cep­cja­mi pod­mio­tu, izo­lo­wa­nie teo­rii fe­mi­ni­stycz­nej od prak­ty­ki i osła­bia­nie po­ten­cja­łu eman­cy­pa­cyj­ne­go. Zwra­ca­no uwa­gę, że ko­bie­ty w hi­sto­rii tak no­to­rycz­nie po­zba­wia­ne były uzna­nia wła­snej pod­mio­to­wo­ści, au­to­no­mii i zdol­no­ści do dzia­ła­nia, że by­ło­by te­raz groź­nym pa­ra­dok­sem przy­łą­cze­nie się do post­mo­der­ni­stycz­ne­go sza­leń­stwa de­kon­struk­cji tych waż­nych dla fe­mi­ni­zmu po­jęć.

Książ­ka Bu­tler jest lek­tu­rą fa­scy­nu­ją­cą i in­spi­ru­ją­cą. Cza­sa­mi tro­chę bru­tal­nie wy­trą­ca nas z za­sta­łych ko­le­in my­śle­nia i dość ener­gicz­nie po­py­cha do przo­du. Wszak ży­je­my w kra­ju, gdzie z tru­dem przyj­mu­je się my­śle­nie w ka­te­go­riach płci bio­lo­gicz­nej i płci kul­tu­ro­wej, gdzie świet­nie się ma do­bra, boża aryt­me­ty­ka: ist­nie­ją dwie płcie i jed­na praw­da. W każ­dej zaś co­dzien­nej ga­ze­cie znaj­dzie­my opo­wie­ści o tym, co jest „na­tu­ral­ne”, a co nie, co „zgod­ne z na­tu­rą”, a co po­zo­sta­je de­wia­cją i pa­to­lo­gią. Tu Uwi­kła­ni w płeć do­ma­ga­ją się, żeby pójść da­lej, w re­jo­ny, w któ­rych prak­tycz­ne za­sto­so­wa­nie za­war­tych tam in­ten­cji sta­ło­by się praw­dzi­wą re­wo­lu­cją, oby­cza­jo­wą, spo­łecz­ną i cy­wi­li­za­cyj­ną.

Jed­nak niech się nie boją jesz­cze wszy­scy tra­dy­cjo­na­li­ści, niech nie drżą jesz­cze zwo­len­ni­cy do­bre­go sta­re­go świa­ta, gdzie każ­dy jest do­sko­na­le okre­ślo­ny i ma swo­je przy­pi­sa­ne mu przez na­tu­rę miej­sce, zaś dla wszyst­kich nie­wy­raź­nych ist­nie­je miej­sce na mar­gi­ne­sie. Czy­ta­jąc tę książ­kę, te­stuj­my jej idee w fan­ta­zji, pró­buj­my so­bie wy­obra­zić świat, jaki po­wstał­by, gdy­by idee Ju­dith Bu­tler zo­sta­ły wpro­wa­dzo­ne w ży­cie. Kto wie, czy nie był­by to prze­wrót na mia­rę ko­per­ni­kań­skie­go? Tym­cza­sem Bu­tler uczy nas, jak po­da­wać w wąt­pli­wość naj­bar­dziej oczy­wi­ste pa­ra­dyg­ma­ty. To za­wsze było za­ję­ciem twór­czym. Wy­star­czy, że za­cznie­my być czuj­ni w ma­triks ję­zy­ka, bez­wład­no­ści po­jęć i wła­snych my­ślo­wych przy­wią­zań.

PRZEDMOWA (1999)

Dzie­sięć lat temu skoń­czy­łam pi­sać Uwi­kła­nych w płeć i wy­sła­łam do wy­daw­nic­twa Ro­utled­ge go­to­wy ma­szy­no­pis. Nie po­dej­rze­wa­łam wów­czas, że książ­ka tra­fi do tak sze­ro­kiej pu­blicz­no­ści, że sta­nie się pro­wo­ka­cyj­ną „in­ter­wen­cją” w ra­mach teo­rii fe­mi­ni­stycz­nej. Nie są­dzi­łam też, że bę­dzie się o niej mó­wić jako o jed­nym z pod­sta­wo­wych tek­stów teo­rii qu­eer. Losy książ­ki prze­ro­sły moje ocze­ki­wa­nia, na co w pew­nej mie­rze wpły­nął zmie­nia­ją­cy się kon­tekst jej od­bio­ru. Pi­sząc ją, chcia­łam dać wy­raz mo­jej opo­zy­cji wo­bec pew­nych od­mian fe­mi­ni­zmu, przez któ­re czu­łam się osa­czo­na, choć za­ra­zem był to w moim ro­zu­mie­niu tekst fe­mi­ni­stycz­ny. Po­wsta­wa­ła książ­ka w tra­dy­cji kry­ty­ki im­ma­nent­nej, pro­po­nu­ją­cej kry­tycz­ne spoj­rze­nie na słow­nik po­jęć pod­sta­wo­wych dla kie­run­ku my­śle­nia, któ­re­go sama jest czę­ścią. Taki ro­dzaj kry­ty­ki za­wsze był i wciąż jest uza­sad­nio­ny, po­dob­nie jak roz­róż­nie­nie na sa­mo­kry­ty­kę stwa­rza­ją­cą obiet­ni­cę bar­dziej de­mo­kra­tycz­nej i po­jem­niej­szej for­mu­ły ist­nie­nia da­ne­go ru­chu a kry­ty­kę usi­łu­ją­cą go cał­ko­wi­cie za­kwe­stio­no­wać. Oczy­wi­ście za­wsze moż­na po­my­lić ze sobą te po­dej­ścia. Mam jed­nak na­dzie­ję, że nie bę­dzie tak w przy­pad­ku Uwi­kła­nych w płeć.

W roku 1989 za­le­ża­ło mi przede wszyst­kim na kry­ty­ce po­wszech­nych he­te­ro­sek­su­al­nych prze­sła­nek fe­mi­ni­stycz­nej teo­rii li­te­ra­tu­ry. Cho­dzi­ło mi o to, by pod­wa­żyć za­ło­że­nia do­ty­czą­ce gra­nic i wła­ści­wo­ści płci, któ­re za­wę­ża­ły jej zna­cze­nie do obie­go­wych wy­obra­żeń mę­sko­ści i ko­bie­co­ści. By­łam i wciąż je­stem zda­nia, że je­śli teo­ria fe­mi­ni­stycz­na ogra­ni­cza zna­cze­nie płci w prze­słan­kach swej wła­snej prak­ty­ki, usta­la wów­czas dla fe­mi­ni­zmu wy­klu­cza­ją­ce nor­my płcio­we, co czę­sto pro­wa­dzi do ho­mo­fo­bii. Wy­da­wa­ło mi się wte­dy – i zresz­tą nadal tak są­dzę – że fe­mi­nizm po­wi­nien wy­strze­gać się ide­ali­zo­wa­nia ja­kichś okre­ślo­nych spo­so­bów wy­ra­ża­nia płci, po­nie­waż pro­wa­dzi to do two­rze­nia no­wych hie­rar­chii i wy­klu­czeń. W szcze­gól­no­ści chcia­łam sprze­ci­wić się re­żi­mom praw­dy wy­mu­sza­ją­cym, żeby pew­ne spo­so­by wy­ra­ża­nia płci uzna­wać za fał­szy­we czy po­chod­ne, a inne – za pier­wot­ne i au­ten­tycz­ne. Książ­ka nie mia­ła być prze­pi­sem na nowy styl ży­cia, wzo­rem do na­śla­do­wa­nia dla czy­tel­ni­ków i czy­tel­ni­czek. Mia­ła ra­czej po­sze­rzyć pole moż­li­wo­ści, a nie dyk­to­wać, któ­re z tych moż­li­wo­ści na­le­ży urze­czy­wist­niać. Moż­na oczy­wi­ście za­sta­na­wiać się, po co „po­sze­rzać moż­li­wo­ści”. Py­ta­nia ta­kie­go nie po­sta­wi jed­nak nikt, kto wie, co to zna­czy żyć w rze­czy­wi­sto­ści spo­łecz­nej jako jed­nost­ka „nie­moż­li­wa”, nie­zro­zu­mia­ła, nie do urze­czy­wist­nie­nia, nie­re­al­na i nie­pra­wo­moc­na.

Za­da­niem Uwi­kła­nych w płeć było po­ka­za­nie, jak pew­ne za­ło­że­nia opar­te na na­wy­ku i prze­mo­cy uda­rem­nia­ją już samo my­śle­nie o tym, co w dzie­dzi­nie płci jest w ogó­le moż­li­we. Książ­ka ta mia­ła rów­nież prze­ciw­dzia­łać wszel­kim pró­bom uży­wa­nia dys­kur­su praw­dy na­sta­wio­nym na ode­bra­nie peł­no­praw­no­ści mniej­szo­ścio­wym prak­ty­kom płcio­wym i sek­su­al­nym. Nie wszyst­kie prak­ty­ki mniej­szo­ścio­we na­le­ży uspra­wied­li­wiać czy po­chwa­lać; jed­nak za­nim się je oce­ni, trze­ba naj­pierw móc je w ogó­le po­my­śleć. Naj­bar­dziej ude­rzy­ło mnie to, jak pa­nicz­ny strach przed owy­mi prak­ty­ka­mi czy­ni je czymś w ogó­le nie do po­my­śle­nia. Czy na przy­kład roz­pad bi­nar­nej opo­zy­cji płci jest tak po­twor­ny, tak strasz­ny, że na­le­ży uznać go za nie­moż­li­wy z de­fi­ni­cji i od­rzu­cić jako na­rzę­dzie heu­ry­stycz­ne w roz­wa­ża­niach o płci?

Wie­le ta­kich za­ło­żeń moż­na było zna­leźć w pra­cach wy­wo­dzą­cych się z kie­run­ku zwa­ne­go wów­czas „fe­mi­ni­zmem fran­cu­skim”. Ten­den­cje te były bar­dzo roz­po­wszech­nio­ne w ba­da­niach li­te­rac­kich i na­ukach spo­łecz­nych. Kwe­stio­no­wa­łam he­te­ro­sek­sizm, bę­dą­cy we­dług mnie pod­sta­wo­wym do­gma­tem teo­rii róż­ni­cy sek­su­al­nej, lecz jed­no­cze­śnie czer­pa­łam ar­gu­men­ty z fran­cu­skie­go post­struk­tu­ra­li­zmu. Oka­za­ło się, że książ­ka Uwi­kła­ni w płeć jest tak­że „prze­kła­dem kul­tu­ro­wym”. W Sta­nach Zjed­no­czo­nych post­struk­tu­ra­lizm miał wpływ na teo­rie do­ty­czą­ce płci i na po­li­tycz­ną kon­dy­cję fe­mi­ni­zmu. W nie­któ­rych swo­ich wy­da­niach post­struk­tu­ra­lizm wy­glą­da na for­ma­lizm, ode­rwa­ny od spo­łecz­ne­go kon­tek­stu i po­li­tycz­nych dą­żeń. In­a­czej było z jego now­szy­mi ame­ry­kań­ski­mi po­sta­cia­mi. W grun­cie rze­czy nie cho­dzi­ło mi o „za­sto­so­wa­nie” post­struk­tu­ra­li­zmu do my­śli fe­mi­ni­stycz­nej, lecz o prze­for­mu­ło­wa­nie go z fe­mi­ni­stycz­nej per­spek­ty­wy. Z jed­nej stro­ny zwo­len­ni­cy i zwo­len­nicz­ki for­ma­li­stycz­ne­go post­struk­tu­ra­li­zmu byli za­nie­po­ko­je­ni, że w pra­cach ta­kich jak Uwi­kła­ni w płeć post­struk­tu­ra­lizm zo­sta­je ukie­run­ko­wa­ny na kon­kret­ną „te­ma­ty­kę”. Z dru­giej stro­ny kry­ty­cy post­struk­tu­ra­li­zmu wy­wo­dzą­cy się z „kul­tu­ro­wej le­wi­cy” wy­ra­ża­li głę­bo­ki scep­ty­cyzm, czy z jego prze­sła­nek może wy­ło­nić się co­kol­wiek po­li­tycz­nie po­stę­po­we­go. W oby­dwu tych nar­ra­cjach post­struk­tu­ra­lizm wy­stę­pu­je jako je­den, czy­sty, mo­no­li­tycz­ny kie­ru­nek. Jed­nak ostat­nio teo­ria ta, czy też cały sze­reg teo­rii, prze­wę­dro­wa­ła do ba­dań nad płcią i sek­su­al­no­ścią oraz ba­dań nad „rasą” i stu­diów post­ko­lo­nial­nych. Tym sa­mym wy­zby­ła się ona for­ma­liz­mu wła­ści­we­go jej wcze­śniej­sze­mu wcie­le­niu i za­czę­ła nowe ży­cie w teo­rii kul­tu­ry. Cały czas trwa­ją dys­ku­sje, czy moje pra­ce oraz tek­sty Ho­mie­go Bha­bhy, Gay­atri Cha­kra­vor­ty Spi­vak czy Sla­vo­ja Ži­žka na­le­ży za­li­czyć do kul­tu­ro­znaw­stwa czy do teo­rii kry­tycz­nej. Być może po­ka­zu­je to tyl­ko, że wy­raź­ny po­dział mię­dzy tymi kie­run­ka­mi po pro­stu znik­nął. Moż­na zna­leźć teo­re­ty­ków i teo­re­tycz­ki uwa­ża­ją­cych, że pra­ce wszyst­kich wy­żej wy­mie­nio­nych au­to­rów i au­to­rek są czę­ścią kul­tu­ro­znaw­stwa, zaś nie­któ­rzy przed­sta­wi­cie­le i przed­sta­wi­ciel­ki tej dzie­dzi­ny sy­tu­ują swo­je ba­da­nia w opo­zy­cji do wszel­kie­go teo­re­ty­zo­wa­nia (za­znacz­my, że nie na­le­ży do nich Stu­art Hall, jed­na z czo­ło­wych po­sta­ci bry­tyj­skie­go kul­tu­ro­znaw­stwa). Obie stro­ny nie­raz nie do­strze­ga­ją, jak zmie­ni­ło się ob­li­cze teo­rii po­przez wpi­sa­nie jej w ba­da­nia nad kul­tu­rą. Oto po­wsta­ła dla teo­rii nowa prze­strzeń, z ko­niecz­no­ści „nie­czy­sta”, gdzie po­ja­wia się ona w prze­kła­dzie oraz wła­śnie jako prze­kład na ję­zyk kul­tu­ry. Nie mamy tu do czy­nie­nia ani z za­stą­pie­niem teo­rii przez hi­sto­ry­cyzm, ani z pro­stym uhi­sto­rycz­nie­niem teo­rii, któ­re tyl­ko uka­zy­wa­ło­by przy­god­ne obrze­ża ogól­niej­szych twier­dzeń. Na­le­ży ra­czej mó­wić o za­ist­nie­niu teo­rii w miej­scu, gdzie spo­ty­ka­ją się ho­ry­zon­ty kul­tu­ry, gdzie ist­nie­je na­gła po­trze­ba prze­kła­du, a per­spek­ty­wy jego po­wo­dze­nia są nie­pew­ne.

Książ­ka Uwi­kła­ni w płeć wy­wo­dzi się z „teo­rii fran­cu­skiej”, bę­dą­cej spe­cy­ficz­nym ame­ry­kań­skim kon­struk­tem. Je­dy­nie w Sta­nach Zjed­no­czo­nych tak wie­le od­ręb­nych teo­rii trak­tu­je się łącz­nie, jak gdy­by sta­no­wi­ły one jed­ną ca­łość. Cho­ciaż moją książ­kę prze­ło­żo­no na wie­le ję­zy­ków, a w Niem­czech ode­gra­ła ona szcze­gól­nie waż­ną rolę w dys­ku­sjach o płci i po­li­ty­ce, jej pu­bli­ka­cja we Fran­cji – je­śli w koń­cu do niej doj­dzie – na­stą­pi z du­żym opóź­nie­niem. Zwra­cam na to uwa­gę, by po­ka­zać, że mimo po­zor­ne­go fran­ko­cen­try­zmu książ­ce nie jest bli­sko do Fran­cji i do wa­run­ków, w ja­kich tam po­wsta­je teo­ria. W Uwi­kła­nych w płeć krzy­żu­ją się in­ter­pre­ta­cje tek­stów róż­nych fran­cu­skich au­to­rów i au­to­rek (Lévi-Strauss, Fo­ucault, La­can, Kri­ste­va, Wit­tig), któ­rzy mają ze sobą mało wspól­ne­go oraz nie­wiel­ką – je­śli ja­ką­kol­wiek – wspól­ną fran­cu­ską pu­blicz­ność. To wła­śnie po­przez tę in­te­lek­tu­al­ną „roz­wią­złość” książ­ka zy­sku­je cha­rak­ter ame­ry­kań­ski i sta­je się obca kon­tek­sto­wi fran­cu­skie­mu. Przy­czy­nia się do tego tak­że mój na­cisk na an­glo­ame­ry­kań­ską tra­dy­cję ba­dań nad „płcią” w so­cjo­lo­gii i an­tro­po­lo­gii, róż­nią­cą się od wy­wo­dzą­ce­go się ze struk­tu­ra­li­zmu dys­kur­su „róż­ni­cy sek­su­al­nej”. A za­tem w Sta­nach Zjed­no­czo­nych książ­ka ta wy­sta­wia się na za­rzut eu­ro­cen­try­zmu, na­to­miast we Fran­cji, jak za­uwa­ży­ło kil­ku fran­cu­skich wy­daw­ców, któ­rzy roz­wa­ża­li jej pu­bli­ka­cję, gro­zi ona „ame­ry­ka­ni­za­cją” teo­rii1.

Oczy­wi­ście tekst ten nie po­słu­gu­je się tyl­ko ję­zy­kiem „teo­rii fran­cu­skiej”. Wy­rósł z dłu­go­let­nie­go zaj­mo­wa­nia się teo­rią fe­mi­ni­stycz­ną, za­an­ga­żo­wa­nia w spo­ry wo­kół spo­łecz­nie kon­stru­owa­ne­go cha­rak­te­ru płci oraz z ba­dań nad związ­ka­mi psy­cho­ana­li­zy z fe­mi­ni­zmem. Nie­wąt­pli­wie na książ­kę wpływ mia­ły rów­nież ana­li­zy Gay­le Ru­bin do­ty­czą­ce płci, sek­su­al­no­ści i po­kre­wień­stwa, prze­ło­mo­we pra­ce Es­ther New­ton na te­mat drag2, wspa­nia­łe teo­re­tycz­ne i li­te­rac­kie pi­sma Mo­ni­que Wit­tig oraz ge­jow­skie i les­bij­skie per­spek­ty­wy ba­daw­cze w hu­ma­ni­sty­ce. Wie­le fe­mi­ni­stek w la­tach 80. XX wie­ku uwa­ża­ło, że in­te­re­sy les­bia­ni­zmu i fe­mi­ni­zmu spo­ty­ka­ją się w les­bij­skim fe­mi­ni­zmie. Tym­cza­sem Uwi­kła­ni w płeć mie­li pod­wa­żyć twier­dze­nie, że les­bia­nizm jest prze­ło­że­niem teo­rii fe­mi­ni­stycz­nej na prak­ty­kę, i po­ka­zać, że zwią­zek mię­dzy les­bij­ską prak­ty­ką a fe­mi­ni­stycz­ną teo­rią jest bar­dziej zło­żo­ny. W mo­jej książ­ce les­bia­nizm nie ozna­cza po­wro­tu do tego, co naj­waż­niej­sze w by­ciu ko­bie­tą; nie ma tu miej­sca na glo­ry­fi­ka­cję ko­bie­co­ści czy też gło­sze­nie gy­no­cen­try­zmu. Les­bia­nizm nie jest ero­tycz­nym speł­nie­niem sze­re­gu prze­ko­nań po­li­tycz­nych (sek­su­al­ność i prze­ko­na­nia są po­wią­za­ne ze sobą w znacz­nie bar­dziej zło­żo­ny spo­sób, a bar­dzo czę­sto roz­bież­ne). Książ­ka sta­wia na­to­miast na­stę­pu­ją­ce py­ta­nia: jak nie­nor­ma­tyw­ne prak­ty­ki sek­su­al­ne kwe­stio­nu­ją sta­bil­ność płci jako ka­te­go­rii ana­li­tycz­nej? W jaki spo­sób pew­ne prak­ty­ki sek­su­al­ne każą się nam za­sta­no­wić nad tym, kim jest ko­bie­ta, kim jest męż­czy­zna? Je­śli przyj­mie­my, że płeć nie opie­ra się na nor­ma­tyw­nej sek­su­al­no­ści, czy moż­na mó­wić wów­czas o kry­zy­sie płci, któ­ry był­by wła­ści­wy tyl­ko śro­do­wi­skom qu­eero­wym?

Ar­ty­ku­ło­wi Gay­le Ru­bin The Traf­fic in Wo­men za­wdzię­czam ideę, że prak­ty­ki sek­su­al­ne mogą do­pro­wa­dzić do de­sta­bi­li­za­cji płci, oraz po­mysł wy­ka­za­nia, że nor­ma­tyw­na sek­su­al­ność wzmac­nia nor­ma­tyw­ną płeć. Krót­ko mó­wiąc, w uję­ciu tym ko­bie­tą jest się tak dłu­go, do­pó­ki funk­cjo­nu­je się jako ko­bie­ta w ra­mach do­mi­nu­ją­cej he­te­ro­sek­su­al­no­ści, a pod­wa­że­nie owych ram może pro­wa­dzić do utra­ty po­czu­cia przy­na­leż­no­ści do sys­te­mu płci. To pierw­sze uję­cie tego, jak je­ste­śmy uwi­kła­ni i uwi­kła­ne w płeć. Za­da­wa­łam so­bie py­ta­nie, na czym po­le­ga­ją prze­ra­że­nie i strach, któ­re po­ja­wia­ją się, gdy ktoś „sta­je się ge­jem lub les­bij­ką”. Chcia­łam zro­zu­mieć, czym jest oba­wa przed utra­tą po­czu­cia za­ko­rze­nie­nia w płci bądź dla­cze­go bo­imy się, że prze­sta­nie­my wie­dzieć, kim je­ste­śmy, gdy prze­śpi­my się z kimś o wi­docz­nie „tej sa­mej” płci. Wska­zu­je to na pe­wien kry­zys on­to­lo­gicz­ny, jaki prze­ży­wa­my za­rów­no na po­zio­mie sek­su­al­no­ści, jak i ję­zy­ka. Spra­wa sta­je się bar­dziej pa­lą­ca, je­śli przyj­rzeć się róż­nym no­wym po­sta­ciom przyj­mo­wa­nia płci, któ­re to­wa­rzy­szą prak­ty­kom trans­gen­de­ro­wym i trans­sek­su­al­nym, les­bij­skie­mu i ge­jow­skie­mu ro­dzi­ciel­stwu oraz no­wym toż­sa­mo­ściom butch i fem­me. Na przy­kład kie­dy i dla­cze­go nie­któ­re les­bij­ki o toż­sa­mo­ści butch jako ro­dzi­ce sta­ją się „ta­tu­sia­mi”, a inne „ma­mu­sia­mi”?

Jak po­dejść do tezy Kate Born­ste­in, że jed­nost­ki trans­sek­su­al­nej nie spo­sób opi­sać za po­mo­cą rze­czow­ni­ków „ko­bie­ta” lub „męż­czy­zna”, lecz że trze­ba uży­wać cza­sow­ni­ków, któ­re mogą za­świad­czyć o nie­usta­ją­cej trans­for­ma­cji, któ­ra prze­cież „jest” nową toż­sa­mo­ścią, albo wręcz o owym by­ciu gdzieś „po­mię­dzy”, pod­wa­ża­ją­cym samo ist­nie­nie upł­cio­wio­nej toż­sa­mo­ści? Nie­któ­re les­bij­ki twier­dzą, że toż­sa­mość butch nie ma nic wspól­ne­go z „by­ciem męż­czy­zną”, inne zaś ob­sta­ją przy tym, że toż­sa­mość ta jest lub była dla nich je­dy­nie dro­gą do upra­gnio­ne­go celu: „by­cia” męż­czy­zną. W ostat­nich la­tach mamy do czy­nie­nia z co­raz więk­szą licz­bą ta­kich pa­ra­dok­sów. Po­ka­zu­ją one, że je­ste­śmy uwi­kła­ni w płeć na wię­cej spo­so­bów, niż prze­wi­dzia­łam w tej książ­ce3.

Na czym jed­nak po­le­ga ów zwią­zek mię­dzy płcią i sek­su­al­no­ścią, na któ­ry chcia­łam zwró­cić uwa­gę? W żad­nym ra­zie nie uwa­żam, że pew­ne okre­ślo­ne ro­dza­je prak­tyk sek­su­al­nych stwa­rza­ją kon­kret­ne płcie. Twier­dzę je­dy­nie, że w wa­run­kach nor­ma­tyw­nej he­te­ro­sek­su­al­no­ści utrzy­my­wa­nie po­rząd­ku kul­tu­ro­wej płci bywa na­rzę­dziem chro­nią­cym he­te­ro­sek­su­al­ność. Ca­tha­ri­ne McKin­non po­dob­nie uj­mu­je tę kwe­stię, choć jed­no­cze­śnie ist­nie­ją mię­dzy nami za­sad­ni­cze i istot­ne róż­ni­ce. Oto cy­tat:

Nie­rów­ność bio­lo­gicz­nych płci przy­pi­sa­na da­nej oso­bie na sta­łe jako jej atry­but przyj­mu­je po­stać płci kul­tu­ro­wej; w ru­chu zaś, jako re­la­cja mię­dzy­ludz­ka – for­mę sek­su­al­no­ści. Kul­tu­ro­wa płeć po­wsta­je jako za­krzep­nię­ta po­stać usek­su­al­nio­nej nie­rów­no­ści mię­dzy męż­czy­zna­mi i ko­bie­ta­mi.4

W tym uję­ciu to hie­rar­chia sek­su­al­na wy­twa­rza i wzmac­nia kul­tu­ro­wą płeć. To nie nor­my he­te­ro­sek­su­al­ne wy­twa­rza­ją i wzmac­nia­ją płeć, lecz hie­rar­chia płcio­wa ma gwa­ran­to­wać sto­sun­ki he­te­ro­sek­su­al­ne. Je­śli hie­rar­chia płcio­wa ma kul­tu­ro­wą płeć wy­twa­rzać i umac­niać, a za­ra­zem za­kła­da już ist­nie­ją­cą kul­tu­ro­wą płeć, tedy przy­czy­ną kul­tu­ro­wej płci jest tyl­ko ona sama i wszyst­ko spro­wa­dza się do tau­to­lo­gii. Moż­li­we, że Mac­Kin­non chcia­ła je­dy­nie za­ry­so­wać sa­mo­pod­trzy­mu­ją­cy się me­cha­nizm hie­rar­chii płcio­wej, jed­nak jej wy­po­wiedź moż­na tak­że od­czy­tać w zu­peł­nie inny spo­sób.

Czy wy­star­czy od­wo­łać się do „hie­rar­chii płcio­wej”, by wy­ja­śnić wa­run­ki, w ja­kich kul­tu­ro­wa płeć jest wy­twa­rza­na? W ja­kim stop­niu hie­rar­chia ta po­zo­sta­je na usłu­gach bar­dziej lub mniej obo­wiąz­ko­wej he­te­ro­sek­su­al­no­ści i jak czę­sto nor­my kul­tu­ro­wej płci utrzy­my­wa­ne są w po­rząd­ku wła­śnie po to, aby pod­pie­rać he­ge­mo­nię he­te­ro­sek­su­al­no­ści?

Teo­re­tycz­ka pra­wa Ka­the­ri­ne Fran­ke no­wa­tor­sko wy­ko­rzy­stu­je per­spek­ty­wy fe­mi­ni­stycz­ne i qu­eero­we do wska­za­nia, że za­kła­da­jąc pierw­szo­rzęd­ne zna­cze­nie hie­rar­chii płcio­wej przy wy­twa­rza­niu kul­tu­ro­wej płci, Mac­Kin­non przyj­mu­je za­ra­zem he­te­ro­sek­su­al­ny mo­del sek­su­al­no­ści. Mo­del dys­kry­mi­na­cji ze wzglę­du na płeć au­tor­stwa Fran­ke róż­ni się od mo­de­lu Mac­Kin­non: wzor­co­wą ale­go­rią wy­twa­rza­nia kul­tu­ro­wej płci jest dla niej mo­le­sto­wa­nie sek­su­al­ne. Nie każ­dy przy­pa­dek dys­kry­mi­na­cji moż­na in­ter­pre­to­wać jako mo­le­sto­wa­nie. Samo mo­le­sto­wa­nie sek­su­al­ne może po­le­gać na dzia­ła­niu, któ­re „ura­bia” daną oso­bę na kon­kret­ną kul­tu­ro­wą płeć. Są jed­nak tak­że inne spo­so­by na­rzu­ca­nia płci. Dla­te­go we­dług Fran­ke trze­ba przej­ścio­wo roz­róż­nić dys­kry­mi­na­cję ze wzglę­du na płeć i ze wzglę­du na sek­su­al­ność. Na przy­kład geje i les­bij­ki mogą pod­le­gać dys­kry­mi­na­cji w miej­scu pra­cy, po­nie­waż ich „wy­gląd” wy­cho­dzi poza przy­ję­te nor­my płci. Poza tym mo­le­sto­wa­nie sek­su­al­ne ge­jów i les­bi­jek może wy­stą­pić nie po to, by wes­przeć hie­rar­chię kul­tu­ro­wej płci, lecz by utwier­dzać jej nor­my.

Roz­wa­ża­nia Mac­Kin­non do­ty­czą­ce mo­le­sto­wa­nia sek­su­al­ne­go są bar­dzo prze­ko­ny­wa­ją­ce. Ona sama wpro­wa­dza jed­nak usta­le­nie in­ne­go ro­dza­ju: po­sia­dać kul­tu­ro­wą płeć to wstą­pić w he­te­ro­sek­su­al­ne re­la­cje pod­po­rząd­ko­wa­nia. Pod wzglę­dem ana­li­tycz­nym ten znak rów­no­ści przy­po­mi­na po­nie­kąd do­mi­nu­ją­ce ar­gu­men­ty ho­mo­fo­bicz­ne. Jed­no z ta­kich ujęć, któ­re sta­ra się po­ka­zać i uza­sad­nić, że po­rzą­dek kul­tu­ro­wej płci opar­ty jest na sek­su­al­no­ści, gło­si, że męż­czyź­ni bę­dą­cy męż­czy­zna­mi są he­te­ro­sek­su­al­ni, po­dob­nie zresz­tą jak ko­bie­ty bę­dą­ce ko­bie­ta­mi. Inni z ko­lei, a wśród nich Fran­ke, kry­ty­ku­ją tę wła­śnie for­mę re­gu­lo­wa­nia kul­tu­ro­wej płci. W tym miej­scu do­brze wi­dać róż­ni­cę mię­dzy fe­mi­ni­stycz­ny­mi a sek­si­stow­ski­mi po­glą­da­mi na zwią­zek kul­tu­ro­wej płci i sek­su­al­no­ści. Tezy sek­si­stow­skie mó­wią, że ko­bie­cość ko­bie­ty znaj­du­je swój wy­raz je­dy­nie w he­te­ro­sek­su­al­nym ak­cie ko­pu­la­cji, w któ­rym czer­pie ona przy­jem­ność ze swo­je­go pod­po­rząd­ko­wa­nia (sama isto­ta wy­ła­nia się i znaj­du­je swe po­twier­dze­nie w usek­su­al­nio­nym pod­po­rząd­ko­wa­niu ko­biet); zaś ar­gu­men­ta­cja fe­mi­ni­stycz­na opie­ra się na za­ło­że­niu, że kul­tu­ro­wą płeć na­le­ży oba­lić, znieść albo ob­da­rzyć ją fa­tal­ną wie­lo­znacz­no­ścią, za­wsze bo­wiem jest ona zna­kiem pod­po­rząd­ko­wa­nia ko­biet. Tym sa­mym fe­mi­nizm do­strze­ga wła­dzę kla­sycz­ne­go po­dej­ścia sek­si­stow­skie­go, wi­dzi siłę tej ide­olo­gii i sta­ra się jej prze­ciw­sta­wiać.

Po­świę­cam temu aspek­to­wi tyle uwa­gi, gdyż w teo­rii qu­eer po­ja­wia się nie­kie­dy ana­li­tycz­ne roz­róż­nie­nie mię­dzy kul­tu­ro­wą płcią a sek­su­al­no­ścią, od­rzu­ca­ją­ce ich przy­czy­no­we bądź struk­tu­ral­ne związ­ki. Roz­róż­nie­nie to ma sens – i moje cał­ko­wi­te po­par­cie – je­śli cho­dzi w nim o to, że nor­my he­te­ro­sek­su­al­ne  n i e   p o w i n n y   de­cy­do­wać o po­rząd­ku kul­tu­ro­wej płci, a je­śli tak się dzie­je, wów­czas po­win­no to wzbu­dzać sprze­ciw5. Je­śli jed­nak ma to ozna­czać, że (w ka­te­go­riach opi­so­wych) nie za­cho­dzi sek­su­al­na re­gu­la­cja kul­tu­ro­wej płci, wów­czas do­nio­sły, choć nie je­dy­ny, aspekt funk­cjo­no­wa­nia ho­mo­fo­bii wy­my­ka się uwa­dze wła­śnie tych, któ­rym naj­bar­dziej po­win­no za­le­żeć na jej zwal­cza­niu. Trze­ba w tym miej­scu po­wie­dzieć jed­no: za­in­sce­ni­zo­wa­na (per­for­man­ce) sub­wer­sja kul­tu­ro­wej płci może w ogó­le nie do­ty­kać sek­su­al­no­ści bądź prak­tyk sek­su­al­nych. Kul­tu­ro­wą płeć moż­na uczy­nić wie­lo­znacz­ną, nie na­ru­sza­jąc w ogó­le ani nie re­orien­tu­jąc nor­ma­tyw­nej sek­su­al­no­ści. Cza­sem na­wet wie­lo­znacz­ność płci może dzia­łać tak, by za­wrzeć w so­bie czy też na­giąć nie­nor­ma­tyw­ne prak­ty­ki sek­su­al­ne i tym sa­mym utrzy­mać nor­ma­tyw­ną sek­su­al­ność w sta­nie nie­na­ru­szo­nym6. Dla­te­go nie ma związ­ku mię­dzy choć­by drag czy trans­gen­der a prak­ty­ką sek­su­al­ną, zaś roz­kła­du pre­fe­ren­cji he­te­ro-, bi- i ho­mo­sek­su­al­nych nie spo­sób wy­ty­czyć we­dług tra­jek­to­rii na­gi­na­nia i mo­dy­fi­ko­wa­nia kul­tu­ro­wej płci.

W ostat­nich la­tach po­świę­ci­łam wie­le prac wy­ja­śnia­niu i re­wi­zji za­ry­so­wa­nej w Uwi­kła­nych w płeć teo­rii per­for­ma­tyw­no­ści7. Per­for­ma­tyw­ność trud­no do­kład­nie zde­fi­nio­wać nie tyl­ko dla­te­go, że zmie­ni­ły się moje wła­sne po­glą­dy na jej te­mat, naj­czę­ściej pod wpły­wem świet­nej kry­ty­ki8, lecz rów­nież z tego po­wo­du, że wie­lu in­nych au­to­rów i au­to­rek za­czę­ło się nad nią za­sta­na­wiać, pro­po­nu­jąc wła­sne sfor­mu­ło­wa­nia. Moje pier­wot­ne ro­zu­mie­nie per­for­ma­tyw­no­ści płci po­wsta­ło pod wpły­wem in­ter­pre­ta­cji Przed pra­wem Kaf­ki au­tor­stwa Ja­cqu­es’a Der­ri­dy. W opo­wia­da­niu tym czło­wiek cze­ka­ją­cy na pra­wo sie­dzi przed drzwia­mi pra­wa, przy­pi­su­jąc pew­ną siłę pra­wu, na któ­re cze­ka. Dzię­ki ocze­ki­wa­niu na usank­cjo­no­wa­ne ujaw­nie­nie zna­cze­nia pra­wo zy­sku­je wła­dzę i usta­no­wio­na zo­sta­je jego moc: ocze­ki­wa­nie wy­twa­rza swój przed­miot. Za­sta­na­wia­łam się, czy nie mamy do czy­nie­nia z po­dob­ny­mi ocze­ki­wa­nia­mi w od­nie­sie­niu do płci – czy nie funk­cjo­nu­je ona jako we­wnętrz­na isto­ta, któ­ra może zo­stać ujaw­nio­na, a ocze­ki­wa­nie na jej ujaw­nie­nie koń­czy się wy­two­rze­niem zja­wi­ska, któ­re­go się ocze­ku­je. Za­tem per­for­ma­tyw­ność płci ob­ra­ca się przede wszyst­kim wo­kół tej me­ta­lep­sji – spo­so­bu, w jaki samo ocze­ki­wa­nie na praw­dzi­wą isto­tę płci pro­wa­dzi do wy­two­rze­nia tego, co po­strze­ga się jako ze­wnętrz­ne wo­bec tego ocze­ki­wa­nia. Po dru­gie per­for­ma­tyw­ność nie jest po­je­dyn­czym ak­tem, lecz po­wtó­rze­niem oraz ry­tu­ałem, osią­ga­ją­cym swój efekt dzię­ki na­tu­ra­li­za­cji w po­sta­ci cia­ła, ro­zu­mia­ne­go po czę­ści jako pod­trzy­my­wa­ne kul­tu­ro­wo trwa­nie w cza­sie9.

Teo­ria per­for­ma­tyw­no­ści płci spo­tka­ła się z roz­ma­itą kry­ty­ką. Je­den z za­rzu­tów jest szcze­gól­nie wart wspo­mnie­nia. Twier­dze­nie, że kul­tu­ro­wa płeć ma cha­rak­ter per­for­ma­tyw­ny, mia­ło do­wieść, że to, co bie­rze­my za jej we­wnętrz­ną isto­tę, jest wy­twa­rza­ne w nie­prze­rwa­nej se­rii ak­tów, że przyj­mu­je­my jej ist­nie­nie, po­nie­waż cia­ło zo­sta­je na daną płeć wy­sty­li­zo­wa­ne. W ten spo­sób książ­ka po­ka­zy­wa­ła, że to, co bie­rze­my za na­szą ce­chę „we­wnętrz­ną”, jest skut­kiem an­ty­cy­pa­cji i wy­twa­rza­nia po­przez kon­kret­ne cie­le­sne akty, a w skraj­nej wer­sji, że jest ha­lu­cy­na­cyj­nym efek­tem zna­tu­ra­li­zo­wa­nych ge­stów. Czy ozna­cza to w ta­kim ra­zie, że wszyst­ko, co w od­nie­sie­niu do psy­che uzna­je­my za „we­wnętrz­ne”, wy­my­ka się na ze­wnątrz i że we­wnętrz­ność jest fał­szy­wą me­ta­fo­rą? Rze­czy­wi­ście na po­cząt­ku Uwi­kła­nych w płeć pi­szę o me­lan­cho­lii, od­wo­łu­jąc się do me­ta­fo­ry we­wnętrz­nej psy­che. Ta jed­nak póź­niej zni­ka w roz­wa­ża­niach nad samą per­for­ma­tyw­no­ścią, i dla­te­go wie­le osób za­rzu­ca­ło książ­ce roz­dźwięk mię­dzy wstęp­ny­mi i dal­szy­mi roz­dzia­ła­mi10. W The Psy­chic Life of Po­wer oraz wie­lu mo­ich nie­daw­nych ar­ty­ku­łach po­świę­co­nych te­ma­ty­ce psy­cho­ana­li­tycz­nej sta­ra­łam się po­łą­czyć te kwe­stie. Nie zgo­dzi­ła­bym się z tezą, że cały we­wnętrz­ny świat psy­che jest je­dy­nie wy­ni­kiem sty­li­zo­wa­ne­go zbio­ru ak­tów. Z dru­giej stro­ny są­dzę, że au­to­ma­tycz­nie uzna­jąc świat psy­che za „wnę­trze”, po­peł­nia się po­waż­ny błąd teo­re­tycz­ny. Nie­któ­re ele­men­ty na­sze­go świa­ta, na przy­kład lu­dzie, któ­rych zna­my i któ­rych tra­ci­my, sta­ją się wła­śnie we­wnętrz­ny­mi ce­cha­mi „ja”. W owym pro­ce­sie uwew­nętrz­nie­nia ele­men­ty te pod­le­ga­ją jed­nak prze­mia­nie i świat we­wnętrz­ny, jak po­wie­dzia­ła­by Me­la­nie Kle­in, po­wsta­je wła­śnie w wy­ni­ku uwew­nętrz­nień do­ko­ny­wa­nych przez psy­che. Ozna­cza to, że mo­że­my mó­wić o psy­chicz­nej teo­rii per­for­ma­tyw­no­ści, któ­ra z pew­no­ścią by­ła­by war­ta więk­szej uwa­gi.

Książ­ka nie przy­no­si od­po­wie­dzi na py­ta­nie, czy ma­te­rial­ność cia­ła ma w peł­ni cha­rak­ter kon­struk­tu. Temu za­gad­nie­niu po­świę­co­ne były moje ko­lej­ne pra­ce, któ­re, mam na­dzie­ję, będą po­moc­ne dla czy­tel­ni­czek i czy­tel­ni­ków11. Z ko­lei roz­ma­ici au­to­rzy i au­tor­ki za­ję­li się tym, czy teo­ria per­for­ma­tyw­no­ści znaj­du­je prze­ło­że­nie na kwe­stie zwią­za­ne z rasą12. Chcia­ła­bym w tym miej­scu po­czy­nić dwie uwa­gi. Za­ło­że­nia do­ty­czą­ce rasy nie­odmien­nie wspie­ra­ją dys­kurs kul­tu­ro­wej płci na róż­ne spo­so­by, któ­re trze­ba otwar­cie po­ka­zać. Po­nad­to rasy i płci nie na­le­ży trak­to­wać jako pro­stej ana­lo­gii. Dla­te­go, moim zda­niem, py­ta­nie nie brzmi, czy teo­rię per­for­ma­tyw­no­ści moż­na przy­ło­żyć do rasy, lecz jak uwzględ­nie­nie kwe­stii ra­so­wych wpły­nie na kształt tej teo­rii. W wie­lu z owych po­le­mik sku­pia­no się na sta­tu­sie „kon­struk­tu” i za­sta­na­wia­no się, czy rasa jest kon­stru­owa­na w taki sam spo­sób jak płeć. Uwa­żam, że jed­no uję­cie kon­struk­tu to za mało, że ka­te­go­rie te za­wsze ze sobą współ­dzia­ła­ją i że czę­sto dzia­ła­ją naj­sku­tecz­niej, na­wza­jem się wy­ra­ża­jąc. Dla­te­go usek­su­al­nie­nie ra­so­wych norm do­ty­czą­cych kul­tu­ro­wej płci samo już za­chę­ca, żeby pa­trzeć na nie jed­no­cze­śnie z wie­lu per­spek­tyw. Ta­kie ba­da­nia zde­cy­do­wa­nie wska­zu­ją na ogra­ni­cze­nia ana­liz za­trzy­mu­ją­cych się na ka­te­go­rii kul­tu­ro­wej płci13.

Na po­cząt­ku wspo­mnia­łam już o nie­któ­rych tra­dy­cjach aka­de­mic­kich i de­ba­tach, na któ­re moja książ­ka wy­war­ła wpływ. Ce­lem tego krót­kie­go wpro­wa­dze­nia nie jest wy­ja­śnie­nie wszyst­kich za­rzu­tów i wąt­pli­wo­ści. Jest jed­nak pe­wien aspekt do­ty­czą­cy oko­licz­no­ści po­wsta­nia tego tek­stu, o któ­rym się cza­sem za­po­mi­na. Książ­ka ta po­wsta­ła na prze­cię­ciu mo­ich za­in­te­re­so­wań na­uko­wych i za­an­ga­żo­wa­nia w ru­chy spo­łecz­ne, a tak­że po czter­na­stu la­tach ży­cia w les­bij­sko-ge­jow­skiej spo­łecz­no­ści na wschod­nim wy­brze­żu Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Wpraw­dzie tekst po­wo­du­je pew­ne prze­miesz­cze­nia pod­mio­tu, jed­nak cały czas stoi za nim kon­kret­na oso­ba: to ja bra­łam udział w wie­lu spo­tka­niach, cho­dzi­łam do ba­rów i na de­mon­stra­cje, po­zna­łam wie­le wcie­leń płci, a one po­ma­ga­ły mi cza­sem do­strzec sie­bie gdzieś po­śród nich. Dzię­ki temu do­wie­dzia­łam się, jak wy­glą­da­ją po­gra­ni­cza kul­tu­ro­wo do­pusz­czal­nej sek­su­al­no­ści. Po­zna­łam wie­le osób, któ­re uczest­ni­cząc w istot­nym ru­chu wal­czą­cym o uzna­nie róż­nych sek­su­al­no­ści i o wol­ność sek­su­al­ną, sta­ra­ły się od­na­leźć swój spo­sób na ży­cie, a jed­no­cze­śnie wi­dzia­łam ich za­do­wo­le­nie, jak rów­nież fru­stra­cje wy­ni­ka­ją­ce z przy­na­le­że­nia do tego ru­chu, peł­ne­go na­dziei i we­wnętrz­nie po­dzie­lo­ne­go. Sama pro­wa­dzi­łam jak­by po­dwój­ne ży­cie – na uni­wer­sy­te­cie i poza nim. Uwi­kła­ni w płeć to wpraw­dzie książ­ka na­uko­wa, lecz jej punk­tem wyj­ścia jest wła­śnie pró­ba „prze­kro­cze­nia” gra­ni­cy mię­dzy tymi dwie­ma sfe­ra­mi, a jej za­cząt­kiem było py­ta­nie, ja­kie za­da­łam so­bie na pla­ży Re­he­both: czy umiem po­łą­czyć te róż­ne aspek­ty wła­sne­go ży­cia? Pi­szę w try­bie au­to­bio­gra­ficz­nym, nie oba­wiam się jed­nak, że po­now­nie usta­bi­li­zu­je to pod­miot, któ­rym je­stem – po­ja­wia się za­ra­zem szan­sa, że czy­tel­nik/czy­tel­nicz­ka zy­ska ko­ją­ce po­czu­cie, że ktoś kon­kret­ny stoi za tą książ­ką (za­po­mnij­my na chwi­lę o tym, że ten ktoś jest dany w ję­zy­ku).

Bar­dzo waż­ne jest dla mnie, że po dziś dzień pra­ca ta krą­ży w śro­do­wi­skach po­za­uni­wer­sy­tec­kich. W tym sa­mym cza­sie za­in­te­re­so­wa­ło się nią Qu­eer Na­tion, nie­któ­re uwa­gi o te­atral­nym cha­rak­te­rze qu­eero­wej au­to­pre­zen­ta­cji zna­la­zły swe od­bi­cie w stra­te­giach Act Up14, a Ame­ry­kań­skie To­wa­rzy­stwo Psy­cho­ana­li­tycz­ne i Ame­ry­kań­skie To­wa­rzy­stwo Psy­cho­lo­gicz­ne pod jej wpły­wem czę­ścio­wo zre­wi­do­wa­ły wła­sne do­gma­tycz­ne po­dej­ście do ho­mo­sek­su­al­no­ści. Rów­nież sztu­ki pięk­ne w róż­ny spo­sób pod­chwy­ci­ły kwe­stię per­for­ma­tyw­no­ści płci: wy­star­czy choć­by wspo­mnieć o wy­sta­wach w Mu­zeum Whit­ney i w Otis Scho­ol for the Arts w Los An­ge­les. Nie­któ­re przed­sta­wio­ne tam uję­cia kwe­stii „ko­biet” i związ­ku mię­dzy sek­su­al­no­ścią a płcią wpły­nę­ły na fe­mi­ni­stycz­ną fi­lo­zo­fię pra­wa i ba­da­nia nad wal­ką z dys­kry­mi­na­cją – Vic­ki Schultz, Ka­the­ri­ne Fran­ke i Mary Jo Frug mogą tu po­słu­żyć za przy­kła­dy.

Z dru­giej stro­ny dzię­ki wła­sne­mu za­an­ga­żo­wa­niu po­li­tycz­ne­mu sama by­łam zmu­szo­na zmie­nić nie­któ­re po­glą­dy za­war­te w Uwi­kła­nych w płeć. W książ­ce tej po­strze­gam „uni­wer­sal­ność” je­dy­nie w ne­ga­tyw­nym świe­tle i uj­mu­ję w dość ogra­ni­czo­ny spo­sób. Jed­nak, jak się oka­za­ło, ka­te­go­ria ta, je­śli pod­kre­ślić jej nie­sub­stan­cjal­ny i otwar­ty cha­rak­ter, może mieć istot­ne stra­te­gicz­ne za­sto­so­wa­nie. Do ta­kie­go wnio­sku do­szłam dzię­ki współ­pra­cy ze świet­ny­mi ak­ty­wi­sta­mi i ak­ty­wist­ka­mi naj­pierw jako człon­ki­ni, a na­stęp­nie prze­wod­ni­czą­ca rady Mię­dzy­na­ro­do­wej Ko­mi­sji do Spraw Praw Czło­wie­ka Ge­jów i Les­bi­jek (In­ter­na­tio­nal Gay and Les­bian Hu­man Ri­ghts Com­mis­sion) w la­tach 1994–1997 – or­ga­ni­za­cji, któ­ra re­pre­zen­tu­je mniej­szo­ści sek­su­al­ne w naj­róż­niej­szych spra­wach zwią­za­nych z pra­wa­mi czło­wie­ka. Do­tar­ło wte­dy do mnie, że moż­na wy­su­wać po­stu­lat uni­wer­sal­no­ści w spo­sób per­for­ma­tyw­ny i pro­lep­tycz­ny, two­rząc rze­czy­wi­stość, któ­ra jesz­cze nie ist­nie­je, i da­jąc szan­sę na spo­tka­nie ho­ry­zon­tów kul­tu­ry, któ­re są jesz­cze od­le­głe. W ten spo­sób za­czę­łam pa­trzeć na uni­wer­sal­ność jako pro­jekt opar­ty na kul­tu­ro­wym prze­kła­dzie i zo­rien­to­wa­ny na przy­szłość15. Rów­nież ostat­nio, pi­sząc wspól­nie z Er­ne­stem Lac­lau i Sla­vo­jem Ži­žkiem książ­kę o teo­rii he­ge­mo­nii i jej im­pli­ka­cjach dla le­wi­co­wych ak­ty­wi­stów i ak­ty­wi­stek, któ­ra uka­że się w wy­daw­nic­twie Ver­so w 2000 roku [Con­tin­gen­cy, He­ge­mo­ny, Uni­ver­sa­li­ty: Con­tem­po­ra­ry Dia­lo­gu­es on the Left], mu­sia­łam za­jąć sta­no­wi­sko wo­bec teo­rii po­li­tycz­nej i po­now­nie okre­ślić swo­je po­dej­ście do po­ję­cia uni­wer­sal­no­ści.

Ko­lej­ne prak­tycz­ne za­sto­so­wa­nie mo­ich roz­wa­żań ma zwią­zek z psy­cho­ana­li­zą jako per­spek­ty­wą na­uko­wą i po­dej­ściem kli­nicz­nym. Obec­nie pra­cu­ję z gru­pą po­stę­po­wych te­ra­peu­tów psy­cho­ana­li­tycz­nych nad no­wym pi­smem na­uko­wym „Stu­dies in Gen­der and Se­xu­ali­ty”, któ­re ma umoż­li­wić kon­struk­tyw­ny dia­log mię­dzy wy­ni­ka­mi prak­ty­ki kli­nicz­nej i pra­cy na­uko­wej w kwe­stiach sek­su­al­no­ści, płci i kul­tu­ry.

W ko­men­ta­rzach do Uwi­kła­nych w płeć, i to za­rów­no tych na­sta­wio­nych kry­tycz­nie, jak i tych po­zy­tyw­nych, pod­kre­śla­no, że styl książ­ki jest cięż­ki. Nie­któ­rzy, bio­rąc ją do ręki, nie­wąt­pli­wie dzi­wi­li się, a może na­wet zło­ści­li, że jest za trud­na, by ją szyb­ko po­łknąć i uznać za „po­pu­lar­ną” we­dług stan­dar­dów na­uko­wych. Cał­kiem moż­li­we, że zdzi­wie­nie to wy­ni­ka z nie­do­ce­nia­nia czy­tel­ni­ków i czy­tel­ni­czek, ich umie­jęt­no­ści i go­to­wo­ści do zmie­rze­nia się ze zło­żo­ny­mi i wy­ma­ga­ją­cy­mi tek­sta­mi – kie­dy ich zło­żo­ność nie jest bez­za­sad­na, kie­dy ich wy­so­kie wy­ma­ga­nia słu­żą za­kwe­stio­no­wa­niu prawd przyj­mo­wa­nych zwy­kle bez za­strze­żeń oraz kie­dy po­zor­na oczy­wi­stość tych prawd jest rze­czy­wi­ście opre­syj­na.

Styl jest dla mnie rze­czą skom­pli­ko­wa­ną – nie spo­sób go po pro­stu sa­me­mu/sa­mej obrać czy też do­wol­nie kon­tro­lo­wać. Moż­na o tym wię­cej prze­czy­tać w jed­nej z pierw­szych ksią­żek Fre­de­ri­ca Ja­me­so­na o Sar­trze16. Oczy­wi­ście mo­że­my uży­wać róż­nych sty­lów, lecz nie jest w peł­ni kwe­stią wy­bo­ru, ja­kie sty­le są nam w ogó­le do­stęp­ne. Po­nad­to ani gra­ma­ty­ka, ani styl nie są po­li­tycz­nie obo­jęt­ne. Po­przez po­zna­nie re­guł rzą­dzą­cych zro­zu­mia­łą mową wcho­dzi­my w unor­mo­wa­ny ję­zyk, a je­że­li nie bę­dzie­my się do nich sto­so­wać, nikt nas nie bę­dzie mógł zro­zu­mieć. Od­wo­łu­jąc się do Ad­or­na, Dru­cil­la Cor­nell zwró­ci­ła mi uwa­gę, że w zdro­wym roz­sąd­ku nie ma nic ra­dy­kal­ne­go. Błę­dem by­ło­by są­dzić, że gra­ma­ty­ka, któ­rej nas na­uczo­no, naj­le­piej słu­ży prze­ka­zy­wa­niu ra­dy­kal­nych po­glą­dów. Trze­ba bo­wiem pa­mię­tać o ogra­ni­cze­niach, ja­kie gra­ma­ty­ka na­kła­da na my­śle­nie, i o tym, że na­praw­dę de­cy­du­je ona, co jest w ogó­le do po­my­śle­nia, a co nie. Oczy­wi­ście sfor­mu­ło­wa­nia, któ­re na­ru­sza­ją gra­ma­ty­kę albo pod­skór­nie kwe­stio­nu­ją w zda­niu zwią­zek pod­mio­tu z orze­cze­niem, będą nie­któ­rych de­ner­wo­wać: ozna­cza to wię­cej pra­cy dla czy­tel­ni­ków i czy­tel­ni­czek, i nie­kie­dy krzy­wią się oni/one na tak wy­so­kie wy­ma­ga­nia. Czy na­le­ży więc dać się tym ob­ra­żal­skim prze­ko­nać, żeby „ja­sno się wy­ra­żać”? Czy może ich na­rze­ka­nia wy­pły­wa­ją z kon­sump­cyj­ne­go po­dej­ścia do ży­cia in­te­lek­tu­al­ne­go? Czy przej­ście przez trud­no­ści ję­zy­ko­we nie­sie ze sobą ja­kąś war­tość? Je­śli, jak do­wo­dzi­ła Mo­ni­que Wit­tig, kul­tu­ro­wa płeć zy­sku­je na­tu­ral­ność po­przez re­gu­ły gra­ma­tycz­ne, wów­czas pod­wa­ża­jąc gra­ma­ty­kę ją wy­twa­rza­ją­cą, moż­na wpro­wa­dzić zmia­ny w dzie­dzi­nie płci na naj­bar­dziej pod­sta­wo­wym po­zio­mie epi­ste­micz­nym.

Do­ma­ga­jąc się „przej­rzy­sto­ści”, za­po­mi­na­my o pu­łap­kach, ja­kie kry­je w so­bie po­zor­nie „ja­sne” uję­cie. Avi­tal Ro­nell przy­po­mi­na, jak Ni­xon spoj­rzał pro­sto w oczy na­ro­du, mó­wiąc: „Chciał­bym, żeby jed­na rzecz była na­praw­dę ja­sna”, po czym za­czął kła­mać jak z nut. Co kry­je się pod po­zo­rem „przej­rzy­sto­ści”? Jaką cenę mu­si­my za­pła­cić, je­śli bez­kry­tycz­nie uwie­rzy­my za­pew­nie­niom, że te­raz już wszyst­ko bę­dzie ja­sne? Kto usta­la re­gu­ły „przej­rzy­sto­ści” i czy­je­mu in­te­re­so­wi one słu­żą? Ja­kie moż­li­wo­ści zo­sta­ną za­mknię­te, je­śli bę­dzie­my ob­sta­wać przy tym, że wą­sko ro­zu­mia­ne stan­dar­dy przej­rzy­sto­ści mu­szą być pod­sta­wą wszel­kiej ko­mu­ni­ka­cji? Co prze­sła­nia sobą owa „przej­rzy­stość”?

Gdy do­ra­sta­łam, za­czę­łam do­strze­gać prze­moc, z jaką dzia­ła­ją nor­my płcio­we: wu­jek uwię­zio­ny, bo miał nie­nor­mal­ne cia­ło, po­zba­wio­ny ro­dzi­ny i przy­ja­ciół, do­ży­wa­ją­cy swo­ich dni w „za­kła­dzie” na pre­rii w sta­nie Kan­sas; ho­mo­sek­su­al­ni ku­zy­ni wy­rzu­ce­ni z domu za swo­ją sek­su­al­ność, rze­czy­wi­stą i wy­obra­żo­ną; mój wła­sny burz­li­wy co­ming out w wie­ku lat szes­na­stu i na­stęp­nie pej­zaż do­ro­sło­ści, w któ­rym tra­ci się pra­cę, mi­łość, dom. Wszyst­ko to ska­za­ło mnie na po­tę­pie­nie, trud­ne do znie­sie­nia i prze­ra­ża­ją­ce, lecz nie prze­szko­dzi­ło mi w dą­że­niu do roz­ko­szy i szu­ka­niu ak­cep­ta­cji dla wła­sne­go ży­cia sek­su­al­ne­go. Trud­no było po­ka­zać, jak dzia­ła tu­taj prze­moc, kul­tu­ro­wa płeć była bo­wiem czymś przyj­mo­wa­nym bez za­strze­żeń i za­ra­zem na­rzu­ca­nym przy uży­ciu prze­mo­cy. Za­kła­da­no, że jest na­tu­ral­nym wy­ra­zem bio­lo­gicz­nej płci albo kul­tu­ro­wą sta­łą, któ­rej żad­na isto­ta ludz­ka nie ma szans zmie­nić swo­im dzia­ła­niem. W koń­cu za­czę­łam ro­zu­mieć prze­moc, z jaką uda­je się wy­klu­czyć pew­ne for­my ży­cia, ta­kie, któ­rym przy­pi­su­je się brak „sen­su”, ska­zu­je się na uwię­zie­nie, czy­li za­wie­sze­nie ży­cia bądź od­wle­ka­ny wy­rok śmier­ci. Upór, z ja­kim sta­ram się po­zba­wić kul­tu­ro­wą płeć na­tu­ral­no­ści, bie­rze się moim zda­niem po pierw­sze z ogrom­nej woli prze­ciw­sta­wie­nia się nor­ma­tyw­nej prze­mo­cy ukry­tej w ide­al­nej mor­fo­lo­gii bio­lo­gicz­nej płci, a po­nad­to z chę­ci wy­ko­rze­nie­nia po­wszech­nych za­ło­żeń do­ty­czą­cych na­tu­ral­ne­go i oczy­wi­ste­go cha­rak­te­ru he­te­ro­sek­su­al­no­ści, za­ło­żeń wspie­ra­nych przez po­tocz­ne i na­uko­we dys­kur­sy o sek­su­al­no­ści. Sta­ram się w tym tek­ście od­bie­rać po­zo­ry na­tu­ral­no­ści nie dla­te­go, że chcę po­igrać z ję­zy­kiem czy za­pro­po­no­wać nu­me­ry te­atral­ne za­miast „praw­dzi­wej” po­li­ty­ki, jak twier­dzi­li nie­któ­rzy (tak jak­by moż­na było za­wsze od­dzie­lić od sie­bie te­atr i po­li­ty­kę). Pró­by te bio­rą się z pra­gnie­nia ży­cia, uczy­nie­nia ży­cia moż­li­wym i po­now­ne­go za­sta­no­wie­nia się nad tym, co jest w ogó­le moż­li­we. Jaki mu­siał­by być świat, by mój wu­jek mógł żyć ra­zem z ro­dzi­ną, przy­ja­ciół­mi czy ja­ki­miś in­ny­mi po­krew­ny­mi mu oso­ba­mi? Ja­kie musi być na­sze po­dej­ście do idea­łów mor­fo­lo­gicz­nych ogra­ni­cza­ją­cych to, co ludz­kie, by oso­by, któ­re się do nich nie zbli­ża­ją, nie były ska­zy­wa­ne na śmierć za ży­cia?17

Nie­któ­re oso­by po prze­czy­ta­niu Uwi­kła­nych w płeć za­sta­na­wia­ły się, dla­cze­go w grun­cie rze­czy książ­ka sta­ra się po­sze­rzyć za­kres moż­li­wo­ści w dzie­dzi­nie płci. Py­ta­no, cze­mu mają słu­żyć ta­kie nowe kon­fi­gu­ra­cje i jak je na­le­ży oce­niać? Py­ta­niom ta­kim naj­czę­ściej to­wa­rzy­szy za­ło­że­nie, że książ­ka nie zaj­mu­je się fe­mi­ni­zmem na po­zio­mie nor­ma­tyw­nym bądź pre­skryp­tyw­nym. W tej pra­cy wy­ra­że­nie „nor­ma­tyw­ny” po­ja­wia się wie­lo­krot­nie; naj­czę­ściej wy­stę­pu­je w dwo­ja­kim sen­sie i ge­ne­ral­nie ozna­cza co­dzien­ną prze­moc, z jaką dzia­ła­ją pew­ne ide­ały płcio­we. Zwy­kle „nor­ma­tyw­ny” jest tu sy­no­ni­mem tego, co „od­no­si się do norm rzą­dzą­cych płcią”. Z dru­giej stro­ny to, co „nor­ma­tyw­ne”, daje uspra­wie­dli­wie­nie pod wzglę­dem etycz­nym – każe nam się za­sta­no­wić, skąd bie­rze się owo uspra­wie­dli­wie­nie i ja­kie są jego kon­kret­ne kon­se­kwen­cje. Py­ta­no, jak na­le­ży żyć, kie­ru­jąc się twier­dze­nia­mi do­ty­czą­cy­mi płci, któ­re zo­sta­ły za­war­te w Uwi­kła­nych w płeć. Nie spo­sób wy­stę­po­wać prze­ciw „nor­ma­tyw­nym” po­sta­ciom płci, je­śli nie przyj­mie się ja­kiejś in­nej wi­zji świa­ta, tak samo nor­ma­tyw­nej ze wzglę­du na płeć. Trze­ba tu za­zna­czyć, że przed­sta­wio­ne w tej książ­ce sta­no­wi­sko nor­ma­tyw­ne – w po­zy­tyw­nym zna­cze­niu tego sło­wa – w żad­nym ra­zie nie koń­czy się i nie może się spro­wa­dzać do ja­kie­go­kol­wiek przy­ka­za­nia, jak choć­by: „walcz z kul­tu­ro­wą płcią we wska­za­ny prze­ze mnie spo­sób i wszyst­ko już bę­dzie do­brze”.

Oso­by, któ­re po­zwa­la­ją so­bie for­mu­ło­wać po­dob­ne przy­ka­za­nia albo są go­to­we po­wie­dzieć, ja­kie spo­so­by wy­ra­ża­nia kul­tu­ro­wej płci pod­wa­ża­ją jej nor­my, a ja­kie nie, opie­ra­ją swe sądy już na ja­kimś opi­sie. Płeć jawi się w ten i ten spo­sób, i na­stęp­nie nor­ma­tyw­na oce­na tych­że prze­ja­wów do­ko­ny­wa­na jest na ich wła­snej pod­sta­wie. Ku­sić może wpro­wa­dze­nie na­stę­pu­ją­ce­go roz­róż­nie­nia: w skład   o p i s o w e g o  po­dej­ścia do kul­tu­ro­wej płci wcho­dzą roz­wa­ża­nia nad tym, dzię­ki cze­mu sta­je się ona dla nas zro­zu­mia­ła; tym­cza­sem po­dej­ście  n o r m a t y w n e  sta­ra się od­po­wie­dzieć na py­ta­nie, ja­kie spo­so­by jej wy­ra­że­nia są do przy­ję­cia, a ja­kie nie, oraz po­dać prze­ko­ny­wa­ją­ce przy­czy­ny ta­kie­go po­dzia­łu. Jed­nak­że już samo py­ta­nie o to, co moż­na uznać za „kul­tu­ro­wą płeć”, jest py­ta­niem świad­czą­cym o sub­tel­nym nor­ma­tyw­nym spo­so­bie funk­cjo­no­wa­nia wła­dzy – wraz z opi­sem tego, „co ma już miej­sce”, ukrad­kiem za­pa­da de­cy­zja o tym, jak spra­wy będą się mia­ły w przy­szło­ści. Wi­dać z tego, że opis sfe­ry kul­tu­ro­wej płci nie po­prze­dza ani nie jest moż­li­wy do od­dzie­le­nia od kwe­stii jej nor­ma­tyw­ne­go funk­cjo­no­wa­nia.

Nie je­stem za­in­te­re­so­wa­na wy­da­wa­niem ocen do­ty­czą­cych tego, co jest sub­wer­syw­ne, a co nie. Moim zda­niem są­dów ta­kich nie na­le­ży for­mu­ło­wać w ode­rwa­niu od okre­ślo­ne­go kon­tek­stu ani raz na za­wsze (wy­da­je się, że „kon­tekst” sam w so­bie jest jed­no­ścią, lecz pod­le­ga­jąc zmia­nom w cza­sie, ujaw­nia swe za­sad­ni­cze we­wnętrz­ne nie­cią­gło­ści). Po­dob­nie jak me­ta­fo­ry po ja­kimś cza­sie tra­cą na sile i za­sty­ga­ją pod po­sta­cią po­jęć, tak wy­wro­to­we in­sce­ni­za­cje przez ich cią­głe po­wta­rza­nie mogą nie­ste­ty za­mie­nić się w wy­tar­te ste­reo­ty­py – szcze­gól­nie gdy są one po­wie­la­ne w ra­mach kul­tu­ry kon­sump­cyj­nej, gdzie „wy­wro­to­wość” nie­sie ze sobą war­tość ryn­ko­wą. Wszel­kie pró­by wy­zna­cze­nia kry­te­riów dla sub­wer­sji za­wsze skoń­czą się po­raż­ką – i zresz­tą tak wła­śnie po­win­no być. Po co więc w ogó­le uży­wać tego okre­śle­nia?

Wciąż naj­waż­niej­sze są dla mnie na­stę­pu­ją­ce kwe­stie: co sta­no­wi zro­zu­mia­łe ży­cie, a co nie, i w jaki spo­sób prze­słan­ki do­ty­czą­ce norm płci i sek­su­al­no­ści z góry de­cy­du­ją o tym, co zo­sta­nie uzna­ne za „ludz­kie” i za „moż­li­we w ży­ciu”. In­a­czej mó­wiąc, jak dzia­ła­ją nor­ma­tyw­ne prze­słan­ki do­ty­czą­ce płci, by ogra­ni­czyć sfe­rę, któ­rą moż­na opi­sać jako ludz­ką? Dzię­ki ja­kim środ­kom do­strze­ga­my te ogra­ni­cze­nia i dzię­ki ja­kim na­rzę­dziom mo­że­my je prze­kształ­cać?

Frag­men­ty Uwi­kła­nych w płeć do­ty­czą­ce drag, któ­re mia­ły przy­bli­żyć kon­struk­cyj­ny i per­for­ma­tyw­ny cha­rak­ter kul­tu­ro­wej płci, nie po­win­ny słu­żyć za   p r z y k ł a d  sub­wer­sji. Drag nie