Strona główna » Obyczajowe i romanse » W pułapce

W pułapce

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-276-1878-8

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “W pułapce

Duncan nie znosi, gdy ktoś stawia mu warunki. Gdy jednak prasa zaczyna pisać o nim źle, zarząd firmy zmusza go do zmiany wizerunku. Duncan zawiera umowę z piękną Annie, by udawała jego partnerkę i chodziła z nim na przyjęcia. Gdy naprawdę stają się kochankami, Annie go porzuca. Wspomnienia gorących chwil z Annie stają się jego obsesją...

Polecane książki

Kiedy młody Abdel Sellou ze skierowaniem z biura pośrednictwa pracy zjawił się w domu sparaliżowanego Philippe' a Pozzo di Borgio, nic nie zapowiadało, że po pierwsze dostanie pracę opiekuna osoby niepełnosprawnej, która wymagała jednak pewnych predyspozycji oraz doświadczenia, po drugie, że oka...
W ramach serii Skarby Mądrości ukazał się drugi tom: Niezwykłe historie zwykłych ludzi - sekrety ich osiągnięć - Alfred J. Palla   - Albert Einstein i Werner von Braun oblali w szkole matematykę!  - Louis Pasteur w czasie studiów miał najgorsze oceny z ...
Zaczęło się zupełnie niewinnie od artykułu w gazecie: w Egipcie odkryto nowy grobowiec. Dalej wypadki potoczyły się już lawinowo. Każdy, kto choć trochę interesuje się archeologią, rusza do Kairu. I oto zatłoczone uliczki miasta i bezkresne piaski pustyni, stają się świadkami szaleńczego wyścigu. Kt...
Inspirowana współczesną historią poruszająca powieść o odwadze, poświęceniu i przyjaźni między syryjskim uchodźcą i amerykańskim nastolatkiem Ojciec Ahmeda zaginął, gdy płynęli nocą łodzią przemytników, starając się dotrzeć do wybrzeży Grecji. Wcześniej, w czasie bombardowania, stracił mamę, siostry...
Attyla (łac. Attila z goc. dosłownie „Mały ojciec”, „Ojczulek”), zwany też „Biczem Bożym” (ur. 406, zm. 453) – władca Hunów w latach 445-453. Razem ze swoim bratem Bledą stworzył imperium, które sięgało od Danii po Bałkany i od Renu aż do Morza Kaspijskiego. Attyla urodził się w 406, jako syn Mundzu...
  Laurel Dixon, dziennikarka śledcza, pragnie uratować świat. Ma zamiar zrobić to poprzez ujawnianie kolejnych defraudacji, tym razem w fundacji dobroczynnej. Szefem tej fundacji jest Xavier LeBlanc. Laurel jest zaskoczona, odnosząc wrażenie, że ten elegancki i seksowny mężczyzna jest naprawdę przej...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Susan Mallery

Susan MalleryW pułapce

Tłumaczenie:
Marcin Ciastoń

PROLOG

„Prezes Duncan Patrick kolejny raz zdystansował konkurencję. Firma transportowa miliardera kończy rok z dwoma nowymi nabytkami w portfolio: niewielkim europejskim przedsiębiorstwem przewozowym oraz dochodową linią kolejową w Ameryce Południowej. Można by się spodziewać, że miliardera, który zarządza dominującą na światowym rynku transportowym firmą Patrick Industries, stać na hojny gest, lecz najwyraźniej tak nie jest. Drugi rok z rzędu Duncan Patrick został ogłoszony najbardziej skąpym prezesem w kraju. Nie było dla nas również wielkim zaskoczeniem, że preferujący samotność miliarder odmówił udzielenia wywiadu”.

– To nieodpowiedzialne! – Lawrence Patrick rzucił gazetą o stół w sali obrad.

Duncan rozparł się na krześle i ziewnął dyskretnie.

– Chciałeś, żebym jednak udzielił tego wywiadu?

– Dobrze wiesz, że nie o to chodzi.

– A więc o co? – zapytał Duncan, kierując wzrok z wuja na pozostałych członków zarządu. – Inwestorzy martwią się zbyt wysokimi wpływami?

– Prasa lubuje się w obrabianiu ci tyłka – warknął Lawrence. – Kupiłeś osiedle baraków i eksmitowałeś mieszkańców, z których większość to starzy biedni ludzie.

– Osiedle stało tuż obok jednego z naszych największych ośrodków. Od tego zależała ekspansja firmy. Poza tym zarząd zatwierdził zakup.

– Ale nie zatwierdziliśmy staruszek płaczących w telewizji, że nie mają dachu nad głową.

Duncan przewrócił oczami.

– Przecież znaleźliśmy dla nich nowe osiedle. Mają teraz jeszcze większe działki, i to na terenach mieszkalnych, nie przemysłowych. Przed ich bramą przejeżdża autobus. Pokryliśmy wszystkie koszty. Media po prostu szukają sensacji.

– Może jeszcze powiesz, że konkurencja bankrutuje bez twojej pomocy?

– Kiedy chcę przejąć firmę, a jej właściciel stawia opór, szukam innych sposobów. – Mówiąc to, wyprostował się. – Legalnych sposobów, panowie. Wszyscy zainwestowaliście w moją firmę, a wasze zyski przerosły wszelkie oczekiwania. Nie obchodzi mnie, co prasa myśli o mnie ani o Patrick Industries.

– W tym właśnie problem – odezwał się wuj. – Bo nas obchodzi. Firma ma zszarganą reputację. Ty zresztą też.

– W obu przypadkach niezasłużenie.

– Firma nie należy już do ciebie, Duncan. Wprowadziłeś nas do zarządu, żeby wykupić udziały partnera. Teraz odpowiadasz przed nami. Taka była umowa.

Duncanowi nie spodobały się te słowa. To dzięki niemu podupadająca firma przeistoczyła się w światowej klasy imperium.

– Jeśli to ma być groźba…

– To nie groźba – odezwał się kolejny członek zarządu. – Duncan, my wiemy, że bezwzględność i skąpstwo to nie to samo, ale ludzie nie. Chcielibyśmy, żebyś przez najbliższe miesiące stwarzał chociaż pozory, że jesteś miłym facetem.

– Masz zniknąć z tej listy. – Wuj pomachał mu przed nosem gazetą. – Już prawie święta. Wesprzyj dom dziecka, znajdź sobie szczytny cel, weź psa ze schroniska. Umów się dla odmiany z jakąś miłą dziewczyną. Nie musisz się nawet zmieniać. Jak cię widzą, tak cię piszą. Sam dobrze o tym wiesz.

Duncan potrząsnął głową.

– Czyli mogę być najgorszą kanalią na świecie, o ile nikt się o tym nie dowie?

– Właśnie tak.

– To nie powinno być trudne – odparł, wstając.

Może poudawać przez kilka miesięcy, zbierając w tym czasie pieniądze na wykup udziałów zarządu. Wtedy nie będzie się już musiał przejmować tym, co myślą inni. Nie zamierzał ulegać presji i zmieniać swoich przyzwyczajeń.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Normalnie Annie McCoy nie przejęłaby się faktem, że złapała gumę. Miała stary samochód, a opony powinna była zmienić zeszłej wiosny. Nie załamywałaby też rąk, gdy mały Cody najadł się ziemi na placu zabaw, a potem zwymiotował na jej ulubioną spódnicę. Nie skarżyłaby się, otrzymując ponaglenie od firmy energetycznej, gdyż zalegała z płatnościami. Normalnie nie robiłaby z tego problemu, gdyby wszystkie te rzeczy nie wydarzyły się jednego dnia. Czy świat naprawdę nie mógł jej choć trochę odpuścić?

Stała teraz na werandzie, wertując pocztę. Nie znalazła już żadnych rachunków, jedynie oficjalne pismo z Uniwersytetu Kalifornijskiego, które wzywało ją do wniesienia opłaty za studia. Jej kuzynka, Julie, studiowała na pierwszym roku tej prestiżowej uczelni, ale to ona musiała za nią płacić. Mimo że mieszkały razem, koszty były niebotyczne, a Annie robiła, co mogła, by jej pomóc.

– Później będę się tym martwić – powiedziała do siebie i otworzyła drzwi wejściowe.

Położyła torebkę na stoliku, a listy wrzuciła do pudełka ozdobionego makaronem i pomalowanego złotym sprayem, które w zeszłym roku zrobiły dla niej przedszkolaki. Poszła do kuchni, by rzucić okiem na tablicę ścienną, na której był plan dnia domowników nagryzmolony markerem.

Była środa, więc Julie miała wieczorne zajęcia. Jenny, jej siostra bliźniaczka, jak zwykle pracowała w restauracji w Westwood, a Kami, która przyjechała do nich z Guam na wymianę studencką, poszła na zakupy z przyjaciółmi. Annie miała dom dla siebie. Istny raj na ziemi.

Wyjęła z lodówki karton białego wina, napełniła nim kieliszek, zrzuciła buty i ruszyła boso do ogrodu.

Pod stopami poczuła chłód trawy. Wzdłuż ogrodzenia pięła się i kwitła bujna roślinność. Ostatecznie mieszka w Los Angeles, a w tym klimacie wyhodowanie czegokolwiek przychodzi bez trudu, pod warunkiem, że rachunki za wodę nie stanowią problemu. Dla Annie był to problem, ale jej miłość do roślin była silniejsza. Przypominały jej o mamie, która uwielbiała zajmować się ogrodem.

Ledwie usiadła na starej skrzypiącej huśtawce obok krzewu bugenwilli, gdy rozległ się dzwonek. Wróciła do środka, otworzyła drzwi i wlepiła wzrok w mężczyznę, który stał na werandzie.

Był wysoki i dobrze zbudowany. Znakomicie dopasowany garnitur uwydatniał muskuły ramion i torsu. Pomyślała, że mógłby dorabiać jako ochroniarz. Miał ciemne włosy i szaroniebieskie oczy, z których bił przeraźliwy chłód. Wyglądał na mocno wkurzonego.

– Kim pani jest? – rzucił na powitanie. – Dziewczyną Tima? Zastałem go?

Annie już miała go zastopować gestem, bo gość ewidentnie zaczął odwiedziny od falstartu, ale przypomniała sobie o kieliszku, który trzymała w dłoni.

– Dzień dobry – odparła. – Z pewnością to chciał pan powiedzieć.

– Słucham?

– Domyślam się, że chciał się pan najpierw przywitać.

Mężczyzna spochmurniał.

– Nie mam czasu na pogawędki. Zastałem Tima McCoya?

Jego głos nie wróżył niczego dobrego. Annie postawiła kieliszek na stoliku i przygotowała się na najgorsze.

– Tim to mój brat. A pan kim jest?

– Jego szefem.

– Aha. – To niedobrze, pomyślała, odsuwając się od drzwi, by mógł wejść.

Tim nie opowiadał wiele o pracy, a Annie bała się pytać. Jej brat był… nieobliczalny. Choć może to złe słowo. Potrafił być kochany i opiekuńczy, ale czasem zachowywał się, jakby go coś opętało.

Mężczyzna rozejrzał się po salonie. Pokój był mały i trochę zaniedbany, ale za to bardzo przytulny, tak przynajmniej jej się wydawało. Na ścianach wisiało kilka ręcznie wykonanych ozdób z papieru, a na stoliku stały dwie świece w szklanych słojach. Zamierzała to wszystko uprzątnąć, gdy zabierze się za świąteczne dekoracje.

– Annie McCoy. – Podała mu rękę. – Siostra Tima.

– Duncan Patrick.

Annie wzdrygnęła się, gdy poczuła jego silną dłoń. Na szczęście sam uścisk nie był zbyt mocny. Duncan mógłby z łatwością zetrzeć jej kości w drobny pył.

– Albo w mąkę na chleb – wymamrotała.

– Słucham?

– A nie, nic. Po prostu przypomniał mi się fragment bajki. Wiedźma w Jasiu i Małgosi chciała chyba zetrzeć ich kości na mąkę i upiec z niej chleb? Nie, to wielkoludy. Nie mogę sobie przypomnieć. Będę musiała sprawdzić.

Duncan zmarszczył brwi i cofnął się o krok.

– Bez obaw – zaśmiała się. – Czasem przychodzą mi do głowy dziwne rzeczy. To nie jest zaraźliwe. – Urwała i odchrząknęła. – A wracając do mojego brata, on tu nie mieszka.

– Przecież to jego dom.

Czyżby ten Duncan nie grzeszył bystrością?

– Nie mieszka tu – powtórzyła, tym razem wolniej.

Może to przez te mięśnie. Zbyt intensywne ukrwienie bicepsów może powodować niedokrwienie mózgu.

– To akurat zrozumiałem, ale czy jest właścicielem tego domu? Mówił mi, że tak.

Zaniepokoiło ją to pytanie.

– Nie. Dom należy do mnie. – Czuła, jak wzbiera w niej panika. – Dlaczego pan pyta?

– Wie pani, gdzie jest brat?

– W tej chwili nie.

Niedobrze, myślała gorączkowo. Czuła, że zbliżają się kłopoty. Duncan Patrick nie wygląda na kogoś, kto składa wizyty bez powodu. A to oznacza, że Tim tym razem wykręcił wyjątkowo głupi numer.

– Proszę mi powiedzieć, co przeskrobał?

– Zdefraudował pieniądze.

Pokój zawirował jej przed oczami. Tim okradł własnego pracodawcę? Chciała zapytać, jak to możliwe, ale znała już odpowiedź. Jej brat miał problem z hazardem, a podróż do Las Vegas zajmowała jedynie pięć godzin.

– Ile?

– Dwieście pięćdziesiąt tysięcy dolarów.

Na moment zaparło jej dech w piersiach. Równie dobrze mógł ukraść milion. Nigdy nie będzie w stanie zwrócić tej kwoty. To go pogrzebie na zawsze.

– Z wyrazu pani twarzy wnioskuję, że nie wie pani o poczynaniach brata?

– Byłam przekonana, że lubi swoją pracę.

– Najwyraźniej aż za bardzo – rzucił oschle. – Nigdy wcześniej mu się to nie zdarzyło?

Wahała się przez chwilę.

– Miał pewne problemy.

– Z hazardem?

– To pan o wszystkim wie?

– Tim wspomniał o tym dziś, gdy z nim rozmawiałem. Mówił też, że ma dom, którego wartość przewyższa zdefraudowaną kwotę.

– O nie. Do tego by się nie posunął.

– Obawiam się, że jednak tak. To jest ten dom?

Zrobiło jej się niedobrze. Tim zaoferował mu jej dom? Przecież to wszystko, co miała. Przed śmiercią mama zapisała im go wraz z polisą na życie do podziału. Annie wykupiła dom od brata swoją częścią pieniędzy z polisy, a on miał przeznaczyć spadek na spłatę pożyczki studenckiej i wkład na mieszkanie. Zamiast tego pojechał do Las Vegas. Wszystko zdarzyło się pięć lat temu.

– To mój dom – oznajmiła. – W akcie notarialnym widnieje wyłącznie moje nazwisko.

Duncan pozostał niewzruszony.

– Czy pani brat jest właścicielem tej nieruchomości?

Potrząsnęła głową.

– Dziękuję za informacje – powiedział, zbierając się do wyjścia.

– Proszę zaczekać. – Zagrodziła mu drzwi. Tim może i jest nieudacznikiem, ale przecież to jej brat. – Co się z nim teraz stanie?

– Pójdzie siedzieć.

– Ale on potrzebuje pomocy. Pańska firma oferuje chyba pracownikom ubezpieczenie zdrowotne? Nie mógłby pan go skierować na terapię uzależnień?

– Mogłem tak zrobić, zanim przywłaszczył sobie pieniądze. Jeśli ich nie zwróci, zawiadomię policję. Dwieście pięćdziesiąt tysięcy to ogromna kwota, proszę pani.

– Annie – poprawiła go. Nie potrafiła sobie nawet wyobrazić, ile to pieniędzy. – Nie mógłby spłacić długu w ratach?

– Nie. – Duncan znowu rozejrzał się po salonie. – Ale jeśli weźmie pani kredyt pod zastaw domu, może nie wniosę oskarżenia.

– Ten dom to jedyne, co mam. Nie mogę go stracić. Kredyt to zbyt duże ryzyko.

– Może jednak warto zaryzykować dla własnego brata? – Brzydkie zagranie. – Nie straci pani domu, o ile będzie pani regularnie spłacać raty – dodał. – Chyba że kłopoty z hazardem są rodzinne?

Spojrzała na niego ze złością. Irytował ją ten protekcjonalny ton. Przyjrzała się doskonale skrojonemu garniturowi Duncana, złotemu zegarkowi, który z pewnością kosztował fortunę i była pewna, że gdyby wyjrzała przed dom, zobaczyłaby tam piękny luksusowy samochód. Z dobrymi oponami.

Tego już za wiele. Była zmęczona, głodna i nie miała na to wszystko siły. Sięgnęła do pudełka, wyjęła ze środka rachunek za prąd i pomachała nim Duncanowi przed nosem.

– Wie pan, co to jest?

– Nie.

– Rachunek, którego nie zapłaciłam. A wie pan dlaczego?

– Proszę pani…

– Niech pan odpowie – zawołała. – Wie pan?

Sprawiał wrażenie, jakby go to rozbawiło, co rozzłościło ją jeszcze bardziej.

– Nie. Dlaczego?

– Bo łożę na utrzymanie dwóch kuzynek. Obie są na studiach, ich stypendia pokrywają tylko część kosztów, a ich mama, moja ciocia, jest fryzjerką i ma wystarczająco dużo własnych problemów. Ma pan pojęcie, ile one jedzą? To cud, że wciąż są takie szczupłe. Proszę za mną.

Ruszyła do kuchni, a Duncan, o dziwo, poszedł za nią. Wskazała palcem tablicę na ścianie.

– Widzi pan to? Nasz plan dnia. Kami przyjechała na wymianę studencką z Guam. Przyjaźni się z moimi kuzynkami, ale nie stać jej na mieszkanie, więc wprowadziła się do nas. Wszystkie pomagają mi, jak mogą, ale mogą niewiele.

Zaczerpnęła powietrza.

– Jednym słowem muszę wykarmić trzy młode studentki, opłacić połowę ich czesnego, kupić dla nich większość podręczników i zapewnić im dach nad głową. Poza tym mam samochód stary jak świat, dom, w którym ciągle trzeba coś naprawiać i sporo pożyczek do spłacenia jeszcze z czasów studiów. Wszystko to za pensję przedszkolanki. Dlatego nie! Nie ma takiej możliwości, żebym wzięła kredyt pod zastaw domu.

Spojrzała mu w oczy, modląc się, by te słowa do niego trafiły. Płonne nadzieje.

– Bardzo to wszystko ciekawe, ale nie pomoże mi w odzyskaniu moich pieniędzy. Jeśli wie pani, gdzie przebywa brat, proszę mu poradzić, żeby oddał się w ręce policji. Będzie w lepszej sytuacji, niż gdyby został aresztowany.

– Proszę tego nie robić. Będę spłacać dług, po sto dolarów miesięcznie. Albo dwieście. Dam radę, słowo honoru. – Może znajdzie dodatkową pracę. – Do świąt został niecały miesiąc. Nie może go pan teraz wsadzić do więzienia. On potrzebuje pomocy, a to nie rozwiąże problemu. Poza tym te pieniądze nie są chyba teraz panu niezbędne?

Z jego szaroniebieskich oczu znów bił chłód.

– I to ma usprawiedliwiać kradzież?

Wzdrygnęła się.

– Oczywiście, że nie. Ale bardzo pana proszę, zrobię, co tylko pan zechce. Tu chodzi o moją rodzinę.

– W takim razie proszę wziąć kredyt.

Bezkompromisowy ton Duncana potwierdził jej obawy: on naprawdę jest gotów wsadzić Tima do więzienia.

Jak może wybierać między domem a wolnością Tima? Problem w tym, że nie sądziła, by brat się zmienił, nawet gdyby wzięła kredyt. Ale czy mogła dopuścić do tego, by poszedł do więzienia?

– To niemożliwe – odparła.

– Wręcz przeciwnie, to bardzo proste.

– Może dla pana – warknęła. – Co to? Konkurs na największego skąpca? Niech mi pan da choć trochę czasu.

Duncan lekko zesztywniał i zmrużył oczy.

– Co pani powiedziała?

– Żeby mi pan dał trochę czasu. Może znajdziemy jakiś kompromis. Mam doświadczenie w negocjacjach.

W istocie chciała powiedzieć, że potrafiła negocjować z rozwydrzonymi dzieciakami, ale z pewnością nie spodobałoby mu się to porównanie.

– Ma pani męża?

– Słucham? – Rozejrzała się, zaniepokojona. – Nie, ale znają mnie tu wszyscy i jeśli zacznę krzyczeć, przybiegną mi na pomoc.

– Nie przyszedłem pani grozić – zapewnił ją rozbawiony.

– Grozi pan mojemu bratu, a to właściwie to samo.

– Pracuje pani w przedszkolu? Od dawna?

– Piąty rok. Dlaczego pan pyta?

– Lubi pani dzieci?

– No, raczej tak.

– Miała pani kiedykolwiek problemy z narkotykami, alkoholem? Inne uzależnienia?

Niepohamowane zamiłowanie do czekolady, ale to chyba przypadłość wszystkich kobiet.

– Nie, ale…

– Czy któryś z pani byłych przebywa w więzieniu?

Teraz to ona się wkurzyła.

– Chwileczkę, o co mnie pan w ogóle posądza?!

– Nie odpowiedziała pani na moje pytanie.

Nie musiała tego robić. To nie jego sprawa. A jednak…

– Oczywiście, że nie – odparła oburzona.

Duncan oparł się o blat kuchenny i spojrzał na nią.

– Co by pani powiedziała, gdybym znalazł jeszcze inne rozwiązanie, żeby pomóc bratu?

– Jakie?

– Święta są za cztery tygodnie. Chciałbym panią wynająć na ten okres. W zamian umorzyłbym połowę długu, wysłał Tima na leczenie i zaproponował mu plan spłaty pozostałej kwoty, gdy ukończy program.

Brzmiało to zbyt pięknie, by mogło być prawdziwe.

– Co ja takiego mogę panu zaoferować, za co byłby pan gotów zapłacić ponad sto tysięcy dolarów?

Duncan Patrick uśmiechnął się po raz pierwszy, odkąd zjawił się w jej domu. Jego twarz zmieniła się nie do poznania. Był przystojny i trochę chłopięcy. Annie poczuła się stremowana. Postąpiła krok do tyłu.

– Chyba nie chodzi o seks? – zapytała przestraszona.

– Nie, nie chodzi o seks.

Jej policzki pokryły się rumieńcem.

– Wiem, że nie jestem typem uwodzicielki. – Duncan uniósł brwi. – Mogę być najwyżej dobrą przyjaciółką – ciągnęła, choć czuła, że pogrąża się jeszcze bardziej. – Dziewczyną, z którą miło się rozmawia, ale nie sypia. Którą można przedstawić mamie.

– I właśnie o to chodzi – potwierdził.

Jak to?

– Chce mnie pan przedstawić własnej matce?

– Jej nie, ale chcę, żeby poszła pani ze mną na kilka przyjęć w okresie przedświątecznym. Pomoże mi pani przekonać ludzi, że nie jestem skończonym draniem.

– Nie rozumiem.

Chciałby ją wynająć do towarzystwa?

– Przecież mógłby się pan umówić, z kim tylko pan zechce.

– To prawda, ale kobiety, z którymi mam ochotę się umawiać, nie pomogą w rozwiązaniu tego problemu. Pani tak.

– W jaki sposób?

– Pracuje pani z dziećmi, troszczy się o rodzinę, jest pani miła. Tego mi właśnie trzeba. W zamian pani brat nie pójdzie do więzienia.

Skrzyżował ręce na piersi.

– Annie, jeśli się pani zgodzi, pomogę bratu. Jeśli nie, pójdzie siedzieć.

– Pan chyba nigdy nie gra fair, prawda?

– Gram tak, żeby wygrać. A więc co pani wybiera?

Tytuł oryginału: High-Powered, Hot-Blooded

Pierwsze wydanie: Silhouette Desire, 2009

Redaktor serii: Ewa Godycka

Opracowanie redakcyjne: Ewa Godycka

Korekta: Urszula Gołębiewska

© 2012 by Janice Maynard

© 2009 by Susan Macias Redmond

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2014, 2015

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN: 978-83-276-1878-8

Konwersja do formatu EPUB:
Legimi Sp. z o.o.