Strona główna » Fantastyka i sci-fi » W świecie Fosforantów

W świecie Fosforantów

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7859-744-5

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “W świecie Fosforantów

Powieść pt.”W świecie Fosforantów” oscyluje na pograniczu kilku gatunków literackich. Główną bohaterką jest francuska dziennikarka Elly Lemmour, która znalazła sposób, aby przeprowadzić wywiad w dalekiej głębi Wszechświata. Tam poznaje  wielkiego uczonego Alberta. Wraz z nim i wysoko cywilizowanymi Fosforantami zwiedza Wszechświat, w którym nie istnieje pojęcie czasu w ziemskim wymiarze. Uroczego kosmitę Cygora Elly obdarza wzajemnym uczuciem i zamieszkuje z nim na jego odległej o 220 lat świetlnych planecie Cofo otoczonej błękitną barwą światła dziennego.  
Za sprawą fenomenu  pozaziemskiej techniki bohaterowie będąc na Cofo do woli korzystają z ziemskich dóbr materialnych. Powieść zawiera wiele hipotez naukowych w sposób wyważony wplecionych w fabułę.
W drugiej części, będącej kontynuacją, bohaterka wraz z kosmiczną załogą musi odwiedzić Ziemię w roku 2050 i to akurat wtedy, kiedy trwa….

Powielają się zdania, że powieść jest dobrym materiałem na scenariusz filmowy.
Więcej info na www.jhw.com.pl

 

W świecie Fosforantów” to powieść science fiktion  przeplatana  wątkami  romansu  psychologicznego.  Powieść ma wysokie  notowania  wśród  naukowców i  recenzentów.Powielają się tez zdania, że powieść jest dobrym  materiałem na scenariusz  filmowy i dobry  polski film, ukazujący świat piękna i mocno rozwiniętej cywilizacji.
Od autorki: Wraz ze swoimi bohaterami zapraszam Państwa w  romantyczną  podróż po Wszechświecie. Poznacie tam Państwo niezwykłych Kosmitów i  świat, w którym  nie istnieje pojęcie  czasu w ziemskim  wymiarze. Przy okazji  wraz  z francuską  dziennikarką  Elly  Lemour i jej przewodnikiem,  wielkim   uczonym   Albertem   odwiedzicie odległą  od Ziemi o dwieście dwadzieścia lat świetlnych  planetę Cofo, otoczoną błękitną barwą światła dziennego. Tam poznacie  jej  wysoko  cywilizowanych  mieszkańców – Fosforantów, którzy chętnie podzielą  się  swoją  wiedzą i z pewnością zaskoczą pozaziemską techniką. Też wyjdzie na jaw, że….  


Podróż bez biletu
Na  spotkaniu  w Instytucie jednego z państw europejskich Barbara spotyka profesora, którego okulary powodują , że przenosi  się w czasie i zmieniając bieg zdarzeń wraca do swej  dawnej egzystencji ,  akurat wtedy, gdy na dwór napadają Tatarzy…

Klucz do przeszłości

Weronika wracając z Paryża postanowiła  po 35 latach odwiedzić  niemiecką wieś  Neudorf, w której spędziła cztery lata wojny, pasąc gęsi i obdarzając wzajemnym uczuciem syna gospodarzy, Waltera. Kiedy  Walter oświadcza się Weronice nadlatują samoloty. Po odzyskaniu przytomności Weronika dowiaduje się że  Walter zmarł w szpitalu i, że wojna zabrała też jego rodziców. Zbliżając  się do  Neudorf niepokoi  ją cisza i  pustka panująca  w okolicy, więc ucieszyła się, gdy zatrzymała ją jakaś samotnie stojąca na poboczu postać, z którą jednak nie udało  się nawiązać kontaktu, ale  podrzuciła ona Weronice klucz, który okazał się kluczem otwierającym wrota do przeszłości a w efekcie i do  zmiany biegu zdarzeń…

Polecane książki

Vermil Olson pragnie zostać pisarzem. Niestety, nie ma ani odrobiny talentu. Korzysta więc ze zlepiacza narracyjnego: urządzenia, które potrafi wydestylować fabułę wprost z mózgu „autora”. Szybko okazuje się jednak, że jego pisanie to coś więcej niż tylko zaspokojenie potrz...
Nasira uciekła od męża, bo w jej małżeństwie źle się działo. Wkrótce Sebastian odnajduje żonę w Teksasie i oświadcza, że nie wróci bez niej do domu. Korzystając z rady przyjaciółki, Nasira zaczyna rozbudzać w mężu namiętność, kusi go i odpycha. Sebastian robi wszystko, by po...
Emily i Jason są jak ogień i woda. Jej żywiołowość i romantyczna natura nie podobają się poważnemu i zawsze rozsądnemu Jasonowi. Choć ich rodziny się przyjaźnią, Emily i Jason nie chcą się spotykać. A jednak, gdy postanawia znaleźć odpowiednią żonę, nie może pojąć, dlaczego wciąż na myśl przychodzi ...
Stan prawny na 28.01.2010 r. Publikacja stanowi zestawienie podstawowych krajowych i międzynarodowych aktów normatywnych regulujących organizację, działanie i funkcjonowanie reprezentatywnych organów ochrony prawnej. Są one prezentowane według klasycznej systematyki (organy rozstrzygające, pojedn...
Spoglądając na stojący w krakowskim muzeum kamienny posąg, a w zasadzie - rzeźbioną, czworokątną kolumnę, wyciągniętą w XIX wieku z rzeki Zbrucz - nie sposób oprzeć się pytaniu, kim są wyobrażone na nim postacie? Próbowano już wielokrotnie udzielić odpowiedzi na tę fascynującą zagadkę. Najbardzi...
Dokładne opracowanie historii, wierzeń i rytuałów oraz pierwszy pełny polski przekład oryginalnych świętych tekstów „Tajemnej księgi katarów” („Interrogatio Johannis”) i „Wniebowstąpienia Izajasza”...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Jolanta Horodecka-Wieczorek

Jolanta Horodecka-Wieczorek

W świecie Fosforantów

oraz opowiadania:
Podróż bez biletu
Klucz do przeszłości

© Copyright by

Jolanta Horodecka-Wieczorek & e-bookowo

 

Projekt okładki: e-bookowo

 

 

 

ISBN e-book 978-83-7859-744-5

ISBN druk 978-83-7859-745-2

 

 

 

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

www.e-bookowo.pl

Kontakt: wydawnictwo@e-bookowo.pl

 

 

 

 

 

 

 

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy i autora zabronione

Wydanie II 2016

Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa

CZĘŚĆ I
Rozdział I

Elly Lemour wracała do domu z mocnym postanowieniem, że wreszcie weźmie się do pracy. W uszach jeszcze dźwięczały jej słowa szefa, który ostatnio nie szczędził jej uwag. Wiedziała, że w końcu musi napisać coś szczególnie ciekawego, aby odbudować pozycję dobrego dziennikarza. Ledwie jednak przekroczyła próg i przywitała się z Linnel, która łasząc się i mrucząc natrętnie manifestowała swoją radość, rozdzwonił się telefon. Chwilę później odbierała od matki i Johna, a następnie od Anny życzenia z okazji trzydziestej szóstej rocznicy urodzin.

Ale życzenia te wprowadziły ją w dziwnie refleksyjny nastrój. Po kolacji usiadła więc na tarasie i pogrążyła się we wspomnieniach, które układając się chronologicznie, zaczęły tworzyć obrazy z jej dotychczasowego życia.

Urodziła się we Francji, ale jako małe dziecko wyjechała z matką do Australii – do Johna Skoplera, który został jej ojczymem. John okazał się wspaniałym opiekunem, a jego ujmujący sposób bycia niwelował fizyczne braki; był garbaty, co mocno szpeciło jego sylwetkę. Pasjonował się astronomią, bywał
na światowych kongresach i właśnie w Paryżu na jednym z nich – poznał matkę Elly. Posiadał też prywatne obserwatorium astronomiczne, w którym często spędzali wieczory, a bywało, że i noce. Elly szczególnie fascynowały „spadające gwiazdy”, choć John twierdził, że wówczas czyjeś życie osiąga swój kres. Od dzieciństwa zatem poznawała tajniki i piękno gwiezdnego nieba.

Ale szczęśliwe lata minęły szybko. Czy wyrosła na ładną dziewczynę? Jeżeli młodość, prostota i ujmujący uśmiech są ładne, to Elly te wszystkie atuty posiadała. Szmaragdowo-niebieskie oczy można by właściwie pominąć milczeniem, ale dobry obserwator i tak by w nich dostrzegł odbicie subtelnego i bogatego wnętrza.

Gdy osiągnęła pełnoletność, zdecydowano o wysłaniu jej do Paryża. Miała tam kontynuować naukę oraz opiekować się chorą babką, z którą zamieszkała w piętrowym domu z ogrodem. Niestety po trzech latach babcia zmarła, na długo jeszcze zostawiając ją w żałobnym nastroju. Jednak życie biegło i stawiało wymagania, którym na co dzień musiała sprostać.

Mając od początku trudności z matematyką przerwała studia astronomiczne, a że była typową humanistką, podjęła studia dziennikarskie. Po otrzymaniu dyplomu, wyszła za mąż za Edwarda Lemour, ale szczęścia w tym związku nie zaznała. Elly miała wrażliwą naturę, a jego gwałtowne usposobienie niszczyło model spokojnego życia, o jakim zawsze marzyła. Ponadto Edward preferował życie towarzyskie, którego nie akceptowała. Zaczęły się także kłopoty w pracy i choć z początku był dobrym adwokatem, to jednak stopniowo tracił pozycję zawodową. Żyła więc w ciągłym stresie i aby przetrwać, uciekała od rzeczywistości w swój wewnętrzny, pełen harmonii świat. A kiedy wreszcie wyprowadził się do innej kobiety, wystąpiła o rozwód i choć proces przeciągał się, miała już w domu upragniony spokój.

Stopniowo też traciła przyjaciół, zmęczonych zapewne jej ciągłymi problemami. Nieliczni zaś, z którymi miała kontakt nie rozumieli jej w pełni, być może dlatego, że ich przyziemne sprawy egzystencjalne były dla niej zbyt nużące. Obawiając się kolejnego rozczarowania mężczyzn raczej unikała, choć wiedziała, że samotność jej nie służy. Jedyna przyjaciółka Anna – utalentowana rzeźbiarka, przed dwoma laty wyszła za mąż i wróciła do ojczystego kraju, do Polski. I znowu Elly została sama, wspominając czasem wakacje, jakie spędziła u Anny, podziwiając jej piękny kraj, pełen przyjaznych ludzi.

Miała i poważniejsze problemy. Kardiolog od dłuższego czasu nie ukrywał przed nią prawdy, a jego prognozy napawały ją lękiem. Wprawdzie ostatnio wyniki były lepsze, ale wciąż dalekie od zadowalających. Rzuciła nawet palenie papierosów, choć nadal nosiła w kieszeni ostatnie trzy Vinstony. Bez wątpienia, na jej obecny stan zdrowia miała też wpływ masakra, jaką przeżyła cztery lata temu, ledwo uchodząc z życiem. Przebywała wówczas jako dziennikarz prasowy w jednym z państw afrykańskich objętych wojną domową. Wraz z ekipą bazowała na skraju wioski, na którą pewnej nocy napadli uzbrojeni żołnierze. Zbudził ją krzyk i łuna palonych domostw, a gdy wyjrzała – omal nie zemdlała. Zobaczyła rozwrzeszczanych żołnierzy, strzelających do wszystkich bez wyjątku! Przez ten moment widziała płonących ludzi – żywe pochodnie, które salwowały się krótkotrwałą, niestety, ucieczką. Nagle poczuła, że ktoś łapie ją za nogi. Odwracając się w śmiertelnym przerażeniu, aż krzyknęła z wrażenia. Zobaczyła dziewczynkę, której żałosny widok wyrwał ją z odrętwienia. Szybkim ruchem owinęła dziecko chustą, w biegu złapała służbowy pistolet i nóż, którym na tyłach namiotu błyskawicznie rozcięła płótno. Kiedy tak szamotała się w ciasnym otworze, zobaczyła wpadających głównym wejściem dwóch żołnierzy z karabinami gotowymi do strzału. Na szczęście wystarczyło jedno szarpnięcie i – była na zewnątrz! Biegnąc na oślep, desperackim ruchem chwyciła z ziemi płonące polano i odwróciwszy się, rzuciła je pod nogi doganiających ją napastników. Strach i ciężar dziecka paraliżowały jej ruchy, pomimo to dysząc ciężko, pędziła przed siebie byle dalej, byle prędzej. Nie zwracała nawet uwagi na ból od paznokci, które przerażone dziecko wbijało jej w skórę.

Ledwie zdążyła pomyśleć, że wioska jest oblężona, gdy znów zamajaczyły przed nią sylwetki żołnierzy z wycelowanymi karabinami. Najwyraźniej czekali, aż się zbliży. Ale stawką było życie! Uniosła pistolet i oddała dwa strzały, po których żołnierze osunęli się na ziemię. Przerażona jeszcze bardziej, biegła zdyszana, aż nagle poczuła, że leci w dół. Dziecko krzyknęło, a ona lawirując, by je osłonić, wpadła do rowu. Teraz najbardziej obawiała się odwrotu i ledwie zdążyła zamaskować kryjówkę, gdy znów usłyszała zbliżające się kroki. Wciąż gotowa walczyć o życie – ostrożnie wyjrzała, ale ze zdziwieniem zobaczyła, że żołnierze uciekają. Pomimo chwilowej ulgi miała wrażenie, że tupot ciężkich butów nigdy nie ustanie. Choć wreszcie ucichło, długo jeszcze bała się wychylić. Tuliła tylko usypiające dziecko, modląc się gorąco o ocalenie. Świtało, a strach nie mijał. Wyjrzała dopiero, kiedy złowieszczą ciszę znów przerwały odgłosy. Na szczęście byli to bojownicy, przybywający z odsieczą. Wśród nich był ojciec dziewczynki, Eiry. A dzięki szczęśliwemu przypadkowi ocalała i matka. Po tych okropnych wydarzeniach Elly blisko dwa miesiące przebywała w szpitalu, a po odzyskaniu równowagi psychicznej napisała wstrząsający reportaż. Wówczas, pod silną presją opinii publicznej, zaangażowano międzynarodowe siły pokojowe, które przywróciły ład w tym kraju.

Minęły cztery lata, w ciągu których nie napisała nic szczególnego, ale właśnie teraz – pomimo znużenia postanowiła przerwać złą passę. Niewątpliwie tliła się w niej iskra talentu, bo wciąż czuła, że któregoś dnia piórem „namaluje” obraz, pełen niezwykłej treści. A może właśnie nadszedł ten moment? Przygotowała kawę i wzięła pastylki, ponieważ niepokoił ją ból w klatce piersiowej i z nadzieją, że minie, usiadła na tarasie. Miała męczący dzień, a wizyta u psychologa przeciągnęła się do późna.

„To chyba jedyny człowiek, który mnie rozumie” – rozmyślała. Często podkreślał, że jej fantazja i spekulatywny sposób pobudzania energii psychicznej jest manifestacyjną formą ucieczki od nie akceptowanej rzeczywistości, a przede wszystkim od doskwierającej mocno samotności.

Wreszcie, usadowiwszy się wygodniej w fotelu, bezwiednie zerknęła na sąsiedni dom. Od pewnego czasu ktoś w nim mieszkał; nieraz widziała zapalone światła, okna jednak zawsze były zasłonięte. Czasem tylko miała wrażenie, że ktoś uchyla firankę i obserwuje ją przy zgaszonym świetle. Dla relaksu włączyła kasetę z utworami swego ulubionego kompozytora, którego przywykła nazywać po imieniu – Klaudiuszem. Szczególnie oczarowana była jego nokturnem zatytułowanym „Księżycowa poświata”. Od początku zauważyła, że utwór ten robi na niej dziwne, wręcz niesamowite wrażenie, a już zupełnie niezrozumiały był wstrząs, jakiego doznała, kupując jego biograficzną książkę, Twarz Klaudiusza z okładki wydawała się jej bliska i skądś dobrze znana – nie mogła jednak skojarzyć skąd. Jeszcze przed chwilą usiłowała ją odnaleźć, by skonfrontować wczorajsze wrażenia, lecz przeszukawszy pokój ze zdziwieniem stwierdziła, że książka po prostu znikła! „To dziwne „ rozmyślała, przecież wczoraj ją czytałam, a nawet przy niej zasnęłam”.

W nocy miała fantastyczny sen, który teraz, w kontekście faktycznego zaginięcia książki, zdawał się wcale nim nie być. Oto była z Klaudiuszem na dalekiej północy. Jeździli saniami przez śnieżne pustynie a dwa siwe konie powoziły ich same. Otuleni błękitnymi pledami, nie czuli polarnego chłodu. Dookoła panowała kojąca cisza, czasem tylko przerywana odległym hukiem pękających lodowców i jednostajnym szumem morskich fal. Dziwiło ją tylko, że pomimo nocnej pory widzieli swoje twarze oświetlone blaskiem księżyca, który dodatkowo ścielił perłową ścieżkę, wskazującą koniom drogę. Nie spieszyli się nigdzie. Zapatrzeni w biel krajobrazu, powoli sunęli w dal i, o dziwo, porozumiewali się bez słów. Od początku też miała wrażenie, że znają się od dawna i łączy ich głębokie, choć niezrozumiałe dla niej uczucie. Uwagę Elly wciąż zwracał jego ujmujący sposób bycia, pełen szczególnej troskliwości. Zresztą Klaudiusz był urodziwym mężczyzną, o ciemnych włosach, z których jeden kosmyk niesfornie wymykał mu się na czoło. Najbardziej jednak uwagę przykuwały jego oczy, z których oprócz silnej osobowości emanowała ogromna inteligencja. Zupełnie jednak nie potrafiła określić jego wieku. Nie miała zresztą czasu na rozważania, bo oto na horyzoncie ukazywać się zaczęła niezwykle piękna zorza polarna, a że było to nadzwyczaj spektakularne zjawisko, prawie do świtu podziwiali świetlisto-kolorową draperię, która rwąc się, powoli ustępowała miejsca różowej jasności. Dla Elly było to wprost nieziemskie widowisko, dlatego często wzdychając nie taiła przed Klaudiuszem faktu, że w tej scenerii i w jego towarzystwie czuje się szczęśliwa. Dziwiło ją tylko, że milczał wówczas, uśmiechając się tajemniczo*1.

Kiedy nastał dzień, zachwycał ją natomiast bezmiar obszaru pokrytego białym puchem oraz potężne góry, które w efekcie działania promieni słonecznych skrzyły tysiącem bajecznych barw. Czuła wtedy, że integruje się z tym światem i chłonie zewsząd życiodajną energię. W pewnym momencie, gdy konie zwolniły, Elly ze zdziwieniem ujrzała białą niedźwiedzicę Kolis, która zastąpiła im drogę z małym misiem Lorry. Witali się jak starzy znajomi, a już wkrótce bawiła się i tarzała w śniegu z wesołym, całkiem białym niedźwiadkiem, którego też wielokrotnie musiała szukać w śniegowym puchu.Klaudiusz śmiał się wtedy wesoło, a Kolis, głośno pomrukując, wyrażała swoją aprobatę. Elly i teraz czuła się szczęśliwa, więc gdy konie zaczęły rżeć, dając znak do odjazdu – niewiele brakowało, by rozpłakała się na myśl o rozstaniu. Na szczęście Klaudiusz w porę zapewnił ją, że znowu się spotkają. Uspokojona tym, machała na pożegnanie Lorriemu, który wyprzedziwszy matkę, długo biegł za saniami, ale okrążając lodowiec, pomału gubili z oczu szczęśliwą, niedźwiedzią rodzinę

Długo jeszcze jeździli podziwiając śnieżne krajobrazy, ale kiedy o zmierzchu konie przystanęły, Elly wiedziała skądś, że musi wysiąść. I znowu było jej przykro. Nie chciała przecież opuszczać tej krainy, ani tym bardziej rozstawać się z Klaudiuszem. Nie mogła jednak opóźniać rozstania, ponieważ zniecierpliwione konie, rżąc głośno, przynaglały ją do pośpiechu. Odetchnęła dopiero z ulgą, kiedy Klaudiusz całując ją w czoło, zapewnił powtórnie, że wkrótce znów się spotkają. W chwilę później, gdy konie niknęły w mroku, oniemiała z wrażenia, widząc że Klaudiusz unosi ręką, w której trzyma książkę z wyrazistym tytułem „Księżycowa poświata”?!

Przez cały miniony dzień miała jego obraz przed oczyma Była też pewna, że go nigdy nie zapomni. Nie wiedziała tylko jeszcze, że ów sen od materializacji dzieliła bardzo cienka zasłona. I choć wciąż intrygowało ją tajemnicze zaginięcie książki, to jednak musiała wracać do codzienności.

Przysunęła fotel do stolika i otwierając służbowy brulion mimochodem spojrzała w okno sąsiedniego domu, znów odniosła wrażenie, że drgnęła w nim firanka.

„Chyba jestem obserwowana, tylko przez kogo?” – pomyślała z zaciekawieniem, ale nie znalazłszy odpowiedzi wróciła do swoich spraw.

Starym zwyczajem lubiła patrzeć w gwiaździste niebo, którego mapę znała na pamięć. Lubiła też marzyć o lotach kosmicznych, dobierając cel według aktualnej fantazji. To ją wyciszało, nie myślała wówczas o chorobie i samotności.

Przegląd nieba zaczynała zwykle od Gwiazdy Polarnej, wiedząc, że jasna wstęga na nieboskłonie to Mleczna Droga, czyli panorama gigantycznej galaktyki, w której Układ Słoneczny stanowi zaledwie jej mikroskopijny fragment. Lecz kiedy bezwiednie spojrzała na Księżyc, odczuła nagle, że jego blask przenika jej myśli, otwierając nieznaną jej dotąd drogę, wychodzącą poza granice racjonalnego pojmowania. Jednocześnie odkryła, że jej nasilona wyobraźnia jest w stanie gotowości i stwarza realną możliwość faktycznego oderwania się od Ziemi. Zaintrygowana tym, postanowiła brnąć dalej. Szczególnie interesowała ją teraz sąsiednia galaktyka oraz najjaśniejsza na nieboskłonie gwiazda.

„Polecieć tam, a później napisać nieziemski artykuł” – marzyła. Tylko jak pokonać przestrzeń, by osiągnąć cel? Wiedziała, że czarna dziura jest hipotetyczną szansą na podróżowanie w czasie. Tylko jak stworzyć środek lokomocji bez masy o prędkości choćby przyświetlnej? Jak pokonać grawitację, która wciąga wszystko, a tak zwany horyzont zdarzeń jest granicą, poza którą nie wymknie się nawet światło?

„A może czarna dziura wciąga, ale nie niszczy?” – rozmyślała. Dużo przecież czytała o hipotetycznych tunelach, stanowiących wyjścia także w inne światy. Wiedziała też, że im bliżej czarnej dziury, tym wolniej płynie czas, a grawitacja jest krzywizną czasoprzestrzeni. Szczególna Teoria Względności…

„Ach, gdybym mogła spotkać się z jej twórcą” – marzyła nadal – to był geniusz! Spotkać się z nim i z Klaudiuszem, przeżyć fantastyczną przygodę, a później napisać nieziemski artykuł”

I wtedy nagle doznała olśnienia. Było to jakby chwilowe uderzenie pełnej wiedzy.

„Myśl ludzka! Wyobraźnia! Myśl może się przemieszczać, nie posiada masy i jest niezmierzalnie szybka. A ponadto myśli są obrazami! Czyżby to była tylko kwestia świadomego podstawiania obrazów w chronologii mających nastąpić zdarzeń? A może to tylko własna wizualizacja otoczenia, gdzie myśl przybiera kreatywną formę oddzielnego bytowania?”

Teraz już mocno podekscytowana czuła, że coś się z nią dzieje. W błyskawicznym tempie przybywało jej energii i jasno sprecyzowanych myśli. Wiedziała – nie wiadomo skąd – że musi zaprogramować powrót i rozdwoić jaźń, by jednocześnie móc zaistnieć w dwóch odrębnych wymiarach. Ale w momencie, kiedy mózg wydawał polecenia: wyruszyć, zapamiętać i wrócić, poczuła nagłe pulsowanie w skroniach,
a następnie dziwny ból w piersiach.

Kiedy jeszcze na chwilę otworzyła oczy, ze zdziwieniem ujrzała siebie siedzącą na tarasie i ową jasną gwiazdę, która spadając wprost na nią, pozostawiała za sobą świetlistą ścieżkę. Jednocześnie zdała sobie sprawę, że oddalając się wchodzi w eteryczny kontakt z Wszechświatem i łączy z nieznaną energią, która odpowiada na jej wezwanie. Przez chwilę słyszała jeszcze zanikające tony nokturnu, a ostatnią jej myślą było, że przenosi się w świat istniejący na zewnątrz i zmierza w kierunku przeznaczenia.

Rozdział II
POZA ZIEMSKIM CZASEM

Kiedy otworzyła oczy, ze zdziwieniem ujrzała wokół gwiaździste niebo przecięte wstęgą poświaty, z jasno oświetlonym na końcu tunelem w kształcie spirali.

„Czyżbym umarła?” – pomyślała z lękiem – „Tunele zawsze kojarzą mi się z relacjami osób, które przeżyły śmierć kliniczną.”

Nie miała jednak czasu na rozważania, bo myśl jej rozpracowywała już inne zjawisko. Zauważyła, że pędzi z zawrotną szybkością, nie czując przy tym żadnego ruchu, a co najdziwniejsze – gruntu pod nogami. Jednocześnie z ulgą stwierdziła zanikające pulsowanie w skroniach, któremu już nie towarzyszył ból.

„A może naprawdę umarłam?” – pomyślała w popłochu. Ale i tym razem nie było czasu na rozważania, gdyż zatrważająco szybko zbliżała się do miejsca potwornie głośnych detonacji. Próbowała nawet zasłonić uszy – ale ręce jej były bezwładne. Pociemniało jej wtedy w oczach, i znów straciła kontakt
z otoczeniem.

Kiedy odzyskała świadomość, stwierdziła z ulgą, że zmienia się sceneria, a detonacje cichną aż do całkowitego zaniku. Wkrótce zaległa cisza, a ona wciąż pędząc, zbliżała się do końca tunelu i do ogromnej męskiej postaci z długą, siwą brodą, wobec której – o dziwo – wcale nie czuła lęku. Patrzyła tylko, jakby urzeczona, a gdy jasna dłoń powoli uniosła się do góry, poczuła zupełne odprężenie i bezwiednie pochyliła głowę.

Trwało to jednak króciutko, bo zbyt szybko przemknęła obok tej dobrotliwej postaci. Ale kiedy się odwróciła, ujrzała już tylko oślepiającą jasność. Było to tak niesamowite przeżycie, że w końcu nie miała pewności, czy ta gigantyczna postać rzeczywiście stanęła na jej drodze? A jednak w jej pamięci utkwił wyrazisty obraz tego mistycznego spotkania i nie mogła oprzeć się wrażeniu, że dostąpiła
najwyższej formy poznania. Refleksja nasunęła się sama: „Piękno i harmonijny ład, utrzymujący Wszechświat w równowadze, nie mogą być dziełem przypadku, lecz stanowią niepodważalny dowód na istnienie tajemniczego aspektu wszystkich bez wyjątku zjawisk, czyli aspektu Bożego.”

Tymczasem, mając dookoła ciemne niebo i roje gwiazd, odnosiła wrażenie, że stoi w miejscu, a że wciąż panowała cisza, spróbowała zebrać myśli: „W czarnej dziurze wrze jak w kotle; ciągłe wybuchy i spalanie, natomiast w białej panuje spokój i nieprzenikliwość. Czy według ziemskich rozważań, byłoby to piekło i niebo?”

Ale i tym razem musiała przerwać tok myśli, bo zauważyła, że zmienia się krajobraz a ona wciąż przyspieszając, zbliżała się do wąskiej i długiej mgławicy, usianej drobnymi gwiazdkami. Na szczęście i tutaj panowała cisza. I nagle w tej ciszy doznała kolejnego wstrząsu. W tym martwym krajobrazie zamajaczyła jej postać Edwarda! Nie, nie miała żadnych wątpliwości, gdyż widziała go wyraźnie, stojącego ze zwieszoną głową – nawet wówczas, gdy go mijała. Nie zauważyła natomiast, kiedy skończyła się wizja, bo znów oślepiły ją i ogłuszyły gigantyczne wybuchy, trudne tym razem do zniesienia. Jak sztuczne ognie wyglądały teraz eksplodujące supernowe. Zatrważający to był widok: gwiazdy wybuchając, spalały się na jej oczach!

Na szczęście wszystko, oddalając się – cichło, aż wreszcie mogła zebrać myśli. Wciąż bowiem dręczyło ją pytanie, co w tym martwym świecie robił Edward? Ale była to kolejna tajemnica, której jeszcze pojąć nie mogła.

Tymczasem, trzymając się świetlistej ścieżki, oddalała się i wchodziła w obszar ciszy, gdzie zanikające odgłosy nie były już tak przerażające. I znowu miała wrażenie, że stoi w gwiezdnej przestrzeni, ale było to tylko złudzenie, bo krajobraz zmieniał się zadziwiająco, jakby przekraczała granicę dwóch odrębnych światów. Znikły nawet pojedyncze układy gwiezdne, a ukazały się podwójne i potrójne. Z dala, na horyzoncie, majaczyły różnokolorowe gwiazdy i widać było, że jest to miejsce ich koncentracji. Wyglądały jak zawieszone w przestrzeni kule, z których największe świeciły „ostrzegawczo” czerwonym blaskiem. Wiedziała skądś, że są to gwiazdy, wchodzące w etap rychłego wybuchu, kończącego ich żywot.

I – jakby na potwierdzenie – zobaczyła w spiralnej części obłoku rozbłysk, a już w następnej sekundzie nastąpił gigantyczny wybuch czerwonej gwiazdy! Jednocześnie poczuła mocne zawirowanie i kolejno po sobie następujące fale uderzeniowe. Najbardziej jednak napawały ją lękiem potworne detonacje, które wstrząsały okolicznym światem!

W kolejnych wybuchach gwiazda jak fajerwerki odrzucała swe zewnętrzne warstwy i rozpadała się z fantazją w wielkiej eksplozji supernowej. Był to niezwykle spektakularny, ale i przerażający widok, tym bardziej że natychmiast tworzyły się tajemnicze obszary, zwanej czarną dziurą.

Oddalając się, powoli wchodziła w strefę, gdzie zaczynały się formować nowe, rozproszone po inwazji, układy gwiezdne. Nie było już tutaj różnokolorowych, mających „policzone dni” olbrzymów, tylko skupisko materii, z której od podstaw formowało się nowe, gwiezdne życie. Elly z zachwytem obserwowała te jasno świecące gwiazdki, stłoczone jakby na „niewielkiej przestrzeni”, otoczonej wirami gazowych obłoków.

Pomału też omijała obszar koncentracji materii, wprowadzanej w ruch falami uderzeniowymi, gdzie wskutek silnej kompresji i grawitacji powoli formowały się nowe pokolenia gwiazd. Były one niezwykle pięknie wkomponowane w różową mgławicę, którą jakby od wewnątrz pobudzały do świecenia. Zachwycający widok! Tym bardziej, że nie było już tutaj atmosfery przemijania ani żałobnego orszaku wypalających się gwiazd; tylko obszar, na którym powstawały niemowlęce zalążki dalszego rozwoju Wszechświata.

Pomimo chwilowej refleksji, że i tutaj funkcjonuje wyznaczony czas trwania, z radością tkwiła w tej bajkowej krainie, oczarowana pięknem otaczającego świata i kojącą ciszą. Miała ochotę pozostać tu dłużej, tym bardziej że młode gwiazdki mrugały jakby zachęcająco. Szczególnie więc odczuwała duchową integrację z tym światem i bezwiednie chłonęła emanującą zewsząd energię.

Z żalem jednak, ale musiała opuszczać to piękne skupisko nowo powstających gwiazd, bo świetlista ścieżka pulsując, sugestywnie przypominała o dalszej drodze. Ciągle oglądając się, Elly nie od razu zauważyła, że zbliża się do bardzo jasnej gwiazdy, której rozmiary rosły teraz w zaskakującym tempie. Toteż oślepienie przyszło tak nagle, że zupełnie straciła orientację, po czym ogarnął ją lęk i ostatni błysk świadomości, że znowu traci kontakt z otoczeniem…

Rozdział III
ZASKAKUJĄCE SPOTKANIE

Gdy się ocknęła, skonstatowała ze zdziwieniem, że stoi w progu jakiegoś jasno oświetlonego gabinetu. Rozglądając się w popłochu aż oniemiała z wrażenia, bowiem pomieszczenie to było jej dobrze znane!

„Tylko skąd?” – myślała gorączkowo – „Może z jakiejś ilustracji?”

Patrząc wciąż w oniemieniu, utwierdzała się tylko w przekonaniu, że wystrój wnętrza idealnie pasuje do jej wizji. Gdzieś już przecież musiała widzieć ten pokój, obstawiony regałami pełnymi książek oraz dwa okna, między którymi na lśniącej, woskowanej podłodze stał duży, antyczny zegar. W tym momencie Elly poczuła zimny, przebiegający po plecach dreszcz: zegar wskazywał północ, a panująca wokół cisza oznaczała, że już nie odmierza on czasu.

Gdy nieco ochłonęła, uwagę jej przykuł stojący pośrodku stół, obstawiony krzesłami o bardzo wysokich oparciach. W tym momencie w popłochu zauwazyła, że stojące tyłem krzesło odsuwa się powoli i wstaje z niego… Albert!? Mimo zaskoczenia Elly poznała go od razu i to dopiero był szok! A wrażenie było tak silne, że po raz kolejny poczuła zawirowanie w głowie a następnie poczuła, że się oddala.

Kiedy otworzyła oczy, siedziała przy stole, a Albert stojąc naprzeciwko, przyglądał jej się i uśmiechał przyjaźnie. Elly, choć wciąż przestraszona, patrząc w jego wzbudzającą zaufanie twarz, pomału oswajała się z nową sytuacją.

Po raz też pierwszy odebrała bezgłośną informację, że właśnie nastąpił moment łączenia ich myśli w bezpośredni kontakt, po czym Albert odezwał się spokojnym głosem:

– Witam