Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » Walt Disney. Wizjoner z Hollywood. Narodziny legendy

Walt Disney. Wizjoner z Hollywood. Narodziny legendy

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-66167-46-9

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Walt Disney. Wizjoner z Hollywood. Narodziny legendy

“Śmiech jest ponadczasowy. Wyobraźnia nie starzeje się. A marzenia są wieczne. Nie tworzymy filmów dla pieniędzy; zarabiamy pieniądze, by tworzyć filmy.” Walt Disney

Obdarzona złotym sercem Myszka Miki. Porywczy Kaczor Donald. Któż nie zna tych postaci i nazwiska stojącego za nimi geniusza? Jeden z najbardziej wpływowych artystów i przedsiębiorców dwudziestego wieku, animator i producent, a pod koniec życia także deweloper, który stworzył park rozrywki rodem z krainy snów. To właśnie dzięki niemu filmy animowane zyskały status sztuki. W 1937 roku Disney zaszokował świat stworzeniem pierwszego pełnometrażowego filmu animowanego w historii i choć większość ekspertów nie wierzyło w jego powodzenie, to obraz  “Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków” podbił serca Amerykanów i był  najczęściej oglądanym filmem roku.

Walt Disney to niejednoznaczna postać. Zarazem niezrównany showman i nieśmiały introwertyk; empatyczny kreator marzeń i perfekcjonistyczny tyran; obrońca tradycyjnych wartości i opisujących je opowieści, a przy tym wizjoner wpatrzony w pełną ambitnych planów przyszłość. Disney, to jedna  z tych charyzmatycznych postaci, które podobnie jak Nikola Tesla, Steve Jobs,  Henry Ford czy Elon Musk okazali się dość szaleni by wierzyć, że mogą zmienić świat… i rzeczywiście mu się udało!

Jego życie to ucieleśnienie amerykańskiego snu. Chłopak  z prowincji pokonał trudności i zrealizował  śmiałe marzenia. Zaczynał nie mając nic poza gotowością do ciężkiej pracy, ambicją i niezwykłą wyobraźnią. Choć nie zależało mu na majątku został jednym z najbogatszych ludzi epoki i pozostawił po sobie firmę, która pół wieku po jego śmierci nadal będzie czerpać z jego dorobku. Do fortuny doszedł niejako przy okazji, realizując swe pomysły artystyczne i budowlane, na których najbardziej mu zależało. Jego życie stanowi dowód na to, że pojedynczy człowiek jest w stanie zmieniać bieg historii i sprawić by otaczający nas świat stał się ciekawszym, piękniejszym, a przede wszystkim bardziej zabawnym.

Polecane książki

Publikacja Sukces i autonomia w zarządzaniu organizacją szkolną przedstawia organizację szkolną w kontekście procesów zwiększonej autonomii. Opracowanie wzbogaca naukę o zarządzaniu oświatą o koncepcje wynikające z teorii zarządzania organizacją. Za ważną determinantę sukcesu uznano kompetencje dyre...
Zanurz się w lekturze i odkryj swoje miejsce na ziemi. Być może będzie nim właśnie Jagodno!Jagodno to urokliwa miejscowość położona w Górach Świętokrzyskich, gdzie smaki życia odmieniają się przez wszystkie przypadki. Z jego mieszkankami doświadczamy na równi radości i smutku, miłości i nienawiści, ...
„Uczeń czarownicy”, pozornie jest to, książka zawierająca zbiór opowiadań. Przyjemne historie wyrwane z linii życia Rodu Dwóch Dłoni, opowiadają o losach niczym nie wyróżniającej się rodziny… Ale czy na pewno? Pozwólmy porwać się autorowi w podróż poprzez pokolenia rodziny noszącej piętno dwóch dłon...
Adam Mickiewicz - Śmierć Pułkownika...
Skrypt "Zbiorowe prawo pracy" zawiera najważniejsze wiadomości dotyczące m.in.: pojęcia i źródeł zbiorowego prawa pracy, podstawowych zasad tej dziedziny prawa, układów zbiorowych pracy, regulaminów i statutów, porozumień zbiorowych, prawa koalicji, rozwiązywania sporów zbiorowych, partycypacji prac...
"Emigrantka" to historia pary młodych ludzi, którzy zaraz po studiach wyjeżdżają do Irlandii w poszukiwaniu perspektyw i lepszego życia. Oczywiście, jak większość z nas, wyjeżdżają tylko na chwilę. Jak się okazuje, irlandzka rzeczywistość zupełnie nie pokrywa się z ich wyobrażeniami, zwłaszcza, że n...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa dr Piotr Napierała

Łukasz Tomys Publishing prezentuje: Walt Disney. Wizjoner z Hollywood (1901-1966)Autor: dr Piotr Napierała Projekt okładki: Urszula SzkutaŚmiech jest ponadczasowy. Wyobraźnia nie starzeje się. A marzenia są wieczne. Nie tworzymy filmów dla pieniędzy; zarabiamy pieniądze, by tworzyć filmy.Walt Disney Spistreści 1. Wstęp2. Rozdział 13. Rozdział 24. Rozdział 35. Rozdział 46. Rozdział 57. Rozdział 68. Rozdział 79. BibliografiaWSTĘP

  Obdarzona złotym sercem Myszka Miki. Porywczy Kaczor Donald. Któż nie zna tych postaci i nazwiska stojącego za nimi geniusza? Jeden z najbardziej wpływowych artystów i przedsiębiorców dwudziestego wieku, animator i producent, a pod koniec życia także deweloper, który stworzył park rozrywki rodem z krainy snów. To właśnie dzięki niemu filmy animowane zyskały status sztuki. W 1937 roku Disney zaszokował świat stworzeniem pierwszego pełnometrażowego filmu animowanego w historii i choć większość ekspertów nie wierzyło w jego powodzenie to obraz “Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków” podbił serca Amerykanów i był najczęściej oglądanym filmem roku. “Śnieżka” przyniosła też producentowi Oscara. Ogółem Disney zdobędzie ich w ciągu życia aż 22 oraz 4 honorowe. Będzie nominowany do złotej statuetki aż 59 razy. Choć nikt nie został tak hojnie obdarowany przez Amerykańską Akademię Filmową, to nie brakowało głosów krytyki. Wieloletni pracownik Disneya twierdził, że był on marnym rysownikiem ale znał się na montażu. Inny zaś anonimowo dodaje, że jego osobiste osiągnięcie od czasu powstania Myszki Mickey ograniczają się głównie do biznesu, reklamy i reżyserii. 

  Walt Disney to niejednoznaczna postać. Zarazem niezrównany showman i nieśmiały introwertyk; empatyczny kreator marzeń i perfekcjonistyczny tyran; obrońca tradycyjnych wartości i opisujących je opowieści, a przy tym wizjoner wpatrzony w pełną ambitnych planów przyszłość. Disney, to jedna z tych charyzmatycznych postaci, które podobnie jak Nikola Tesla, Steve Jobs, Henry Ford czy Elon Musk okazali się dość szaleni by wierzyć, że mogą zmienić świat… i rzeczywiście mu się udało! 

  Jego życie to ucieleśnienie amerykańskiego snu. Chłopak z prowincji pokonał trudności i zrealizował śmiałe marzenia. Zaczynał nie mając nic poza gotowością do ciężkiej pracy, ambicją i niezwykłą wyobraźnią. Choć nie zależało mu na majątku, został jednym z najbogatszych ludzi epoki i pozostawił po sobie firmę, która pół wieku po jego śmierci nadal będzie czerpać z jego dorobku. Do fortuny doszedł niejako przy okazji, realizując swe pomysły artystyczne i budowlane, na których najbardziej mu zależało. Jego życie stanowi dowód na to, że pojedynczy człowiek jest w stanie zmieniać bieg historii i sprawić by otaczający nas świat stał się ciekawszym, piękniejszym, a przede wszystkim bardziej zabawnym. 

  Z naszej książki dowiecie się Państwo między innymi:

-w jaki sposób Walt Disney czerpał radość ze swego dzieciństwa, mimo cienia, jakim kładł się na nim brutalny i surowy ojciec;

-jak kultura i krajobrazy amerykańskiej prowincji ukształtowały wyobraźnię twórcy;

-w jaki sposób Disney rewolucjonizował kolejnymi produkcjami świat animacji, choć część współpracowników uważała, iż jest marnym reżyserem i kiepskim rysownikiem; 

-jak stworzył firmę wycenianą obecnie na ponad 240 miliardów dolarów i jakim był typem przywódcy; 

-jak powstały nieśmiertelne postacie disneyowskiego uniwersum takie jak Goofy, Myszka Miki i Kaczor Donald; 

-jakimi zasadami kierował się jako przedsiębiorca i artysta;

-Na czym polegał wkład Disney’a w wysiłek wojenny Stanów Zjednoczonych podczas II wojny światowej?

  Walt Disney był człowiekiem wyprzedzającym swoje czasy. Wprowadził do animacji pełne ścieżki dźwiękowe oraz plan wielopoziomowy, a w mimikę i ruchy swoich postaci tchnął życie. Blisko pół wieku temu był producentem zapierających dech w piersi filmów przyrodniczych, których w XXI wieku, w dobie nowoczesnych technologii, nie powstydziłoby się National Geographic i BBC. Prawie zawsze miał dobre wyczucie nowinek technicznych, choć na przykład do telewizji musiał się przekonać. Nawet jeśli złośliwi biografowie, tacy jak Marc Eliot, twierdzą, że Mickey to dzieło raczej Uba Iwerksa, głównego rysownika w disneyowskim warsztacie, to nikt nie może odmówić Disneyowi iskry geniuszu.

  Był to z pewnością człowiek z wielką pasją; perfekcjonista w każdym calu, co przyniosło mu opinię szefa-tyrana. Kim właściwie był, jakie tryby napędzały jego pełną sprzeczności duszę, a w końcu: czy zwyczajnie dało się go lubić? Aby odpowiedzieć na te pytania, prześledzimy dokładnie drogę, jaką przebył z niezamożnej młodości na prowincji Missouri, przez pierwsze pionierskie kroki w branży animacji, aż do blasku jupiterów gal oskarowych i gabinetów największych polityków świata.

 

Rozdział 1. POCHODZENIE, DZIECIŃSTWO I MŁODOŚĆ

Dzieci to ludzie i powinni być w stanie dowiedzieć się więcej o świecie, zrozumieć to, co muszą zrozumieć. I tak jak dorośli, by dojrzeć, muszą przejść podróż. Swoich filmów nie tworzę dla dzieci jako takich, lecz dla dziecka w każdym z nas, niezależnie od tego, czy ma ono sześć, czy sześćdziesiąt lat. Dziecko to niewinność.

Walt Disney 

 

  Disney jest nazwiskiem spotykanym nieczęsto po obu stronach Atlantyku. Nic dziwnego, ma ono bowiem arystokratyczne korzenie francuskie i pierwotnie brzmiało D’Isigny. Zazwyczaj biografowie Disney’a podają skrócone wersje historii rodu. Dociekliwy i często złośliwy Marc Elliot wylicza jednak dokładnie, że w 1066 roku mieszkańcy niewielkiej normańskiej wioski na północy Francji przyłączyli się do armii księcia Wilhelma Zdobywcy, który w tymże roku pokonał Anglosasów i stał się królem Anglii. Jednym z owych wieśniaków był Jean-Christophe, który nie miał w zasadzie żadnego nazwiska, jak wszyscy prości ludzie w średniowieczu, więc mawiano na niego Jean-Christophe d’Isigny, czyli Jean-Christophe z Isigny. Wioska, a właściwie miasto, istnieje do dziś i od 1924 roku zwie się Isigny-sur-Mer. Jean-Christophe d’Isigny sprawił się dzielnie w wyprawie na Anglię. Zdobył w nagrodę nieco ziemi niedaleko angielskiego miasta Coventry, na której zbudował dwie wsie: Norton Disney i Disney. Zangielszczył też nazwisko rodowe.

  W XVI lub XVII wieku szlachetkowie czy też farmerzy z rodu Disney znani byli z gospodarności i żywego przywiązania do wiary protestanckiej. Dlatego w 1685 roku przyłączyli się do rebelii księcia Monmouth, który wystąpił przeciwko fanatycznemu katolikowi zasiadającemu wówczas na tronie angielskim, Jakubowi II z dynastii Stuartów. Niestety dla księcia Monmouth i Disneyów, powstanie upadło, a Jakub II zwyciężył, choć w 1688 roku kolejna rewolucja zmiecie go w końcu z tronu. Tymczasem jednak dobra Disneyów skonfiskowano na rzecz Jakuba II i królestwa, a rodzina musiała poszukać schronienia w hrabstwie Kilkenny w południowo-wschodniej Irlandii. Naciski ze strony katolickiego otoczenia, które oczekiwało, iż uciekinierzy zmienią wyznanie, spowodowało dalszą tułaczkę wielu członków rodu. Niektórzy osiedlili się we Francji, ziemi swych przodków, innych, jak urodzonego w 1801 roku Arundela Eliasa Disney’a i jego starszego o 4 lata (i według tradycji rodzinnej o wiele bardziej wyważonego) brata Roberta Disney’a, skusiła Ameryka i wielki brytyjski port Liverpool, z którego wówczas do Stanów Zjednoczonych wypływało coraz więcej statków. Jesienią 1834 roku bracia dotarli do Nowego Jorku. Potem jednak rozdzielili się. Robert wyruszył na Dziki Zachód USA, zaś pradziadek Walta Arundel osiedlił się nad Zatoką Hudson okręgu Goderich w kanadyjskiej prowincji Ontario. Było tam wówczas wielu imigrantów z Irlandii, jak również z Niemiec i Szkocji, zwabionych perspektywą budowy dróg. Arundel jednak wybrał pracę w młynie lub tartaku – tutaj biografowie nie są zgodni. 

  Jego pierworodnemu synowi Keppelowi, urodzonemu jeszcze w Irlandii w 1833 roku, czyli przyszłemu dziadkowi Walta Disney’a, nie odpowiadały jednak taka praca ani klimat. Keppel było imieniem rodzinnym, ojciec Arundela urodzony w 1776 roku w Irlandii także miał na imię Keppel. Życzliwi Waltowi Disneyowi biografowie lubią pisać, że Keppel porzucił ojca, ponieważ kusiły go szeroki świat i opowieści o wuju Robercie, który wybrał amerykański Zachód, lub tłumaczą odejście Keppela zadłużeniem i utratą młyna czy też tartaku przez Arundela. Być może jednak Keppel uznał, że jako jeden z szesnaściorga rodzeństwa czyni już nieco tłoku w rodzinnych stronach. Tak czy inaczej, ożeniwszy się z emigrantką z Irlandii, Mary Richardson, stwierdził, że czas przeprowadzić się do USA i w 1878 roku wraz z dwoma najstarszymi synami: Eliasem, czyli ojcem Walta i Robertem osiedlił się w Ellis w stanie Kansas. Miłośnicy Walta Disney’a lubią opowiadać, jak to Keppel nie miał dość pieniędzy, by zbudować dom z drewna, więc wzniósł ziemiankę z darni. 

  Elias, podobnie jak niegdyś jego ojciec, nie mógł jednak usiedzieć na farmie i starał się zarobić na życie jako wędrowny skrzypek. Założył nawet skrzypcowe trio. Niestety, dochody były zbyt małe i niepewne, więc musiał powrócić. W międzyczasie próbował swoich sił także w roli mechanika w warsztacie kolejowym. Warty odnotowania jest fakt, że pracował tam razem z niejakim Walterem Chryslerem. Tak, chodzi o późniejszego założyciela wielkiego imperium samochodowego pod szyldem Chrysler. Wracając jednak do Eliasa… brak pieniędzy nie był jedynym powodem powrotu. Drugim była Flora Call, urodziwa córka sąsiadów Disneyów, również przybyszów z Wielkiej Brytanii. Wiosną 1888 roku Elias i Flora pobrali się. Niedługo potem młody mąż znalazł pracę jako zarządca hotelu na Florydzie, jednak turystyka nie dopisywała i hotel zbankrutował. By utrzymać rodzinę, powiększoną w grudniu 1888 roku o syna Herberta, Elias najpierw założył gaj pomarańczowy i dorabiał jako listonosz, a potem zaciągnął się do rezerwy w oczekiwaniu na wojnę z Hiszpanią. Konflikt jednak miał nastąpić dopiero dekadę później. Znużony wojskową dyscypliną Elias opuścił szeregi, pozorując uraz kolana bądź po prostu dezerterując. Powróciwszy do swego pomarańczowego gaju, stwierdził, iż rekordowy mróz, który przepędził turystów z Florydy, zniszczył także uprawy.

  Nie majac po co zostawać na Florydzie, w 1889 roku Elias zabrał rodzinę do Chicago, liczącego już wówczas ponad milion mieszkańców. Miasto stanowiło tak jak dziś ważny węzeł kolejowy i transportowy na Zachód i Południe. Elias, któremu nie brakowało zdolności ciesielskich, sam zbudował rodzinie dom w północno-zachodniej części miasta przy Tripp Avenue i pracował jako złota rączka. Pomógł zaprzyjaźnionemu pastorowi Walterowi Parrowi w budowie nowego kościoła, a łączyła ich na tyle zażyła relacja, że imieniem duchownego ochrzczone miało być dziecko, jakiego spodziewała się Flora.

  Tak oto synowi, który przyszedł na świat 5 grudnia 1901 roku nadali imiona Walter Elias. Był przedostatnim dzieckiem Disneyów (w 1903 roku urodzi się jeszcze córka Flora, która dostanie imię po rodzicielce). Mały Walt po ojcu odziedziczył rzymski nos, a po matce łagodny charakter. Na początku 1903 roku Elias i jego powiększona rodzina znów się przeprowadzili i znowu nie do końca wiadomo, dlaczego. Niektórzy autorzy wskazują na długi karciane i barowe Eliasa jako niespokojnej duszy, ci bliżsi sercem wytwórni Disney’a na przestępczość, która szalała już wówczas w mieście.

  Po podróżach zapoznawczych po Alabamie i Kolorado, Elias zakupił farmę w Marceline w stanie Missouri. Przy Chicago, pięciotysięczne sielskie Marceline wydawało się cudowną krainą, nie wiadomo tylko, czy protestancką, czy socjalistyczną. Nie ma bowiem zgody co do światopoglądu Eliasa. Na pewno już od czasów chicagowskich popierał socjalistów Eugene Dobbsa, nie wiadomo jednak nawet, czy wierzył w Boga. Socjalistyczne tyrady Eliasa działały na nerwy bogobojnym sąsiadom, jednak generalnie zaakceptowali go. Nieżyczliwi Waltowi Disneyowi biografowie wytykają Eliasowi antysemityzm; konia z rzędem temu, kto znalazłby w tych czasach znalazł robotnika z Chicago, którego nie można by oskarżyć o to uprzedzenie. Żydzi byli wszak powszechnie postrzegani jako bezduszni wyalienowani kapitaliści. Te same oskarżenia o antysemityzm dotyczyły później także Walta. 

   Na farmie Disneyowie uprawiali i marynowali owoce. Ojcu pomagali najstarsi synowie. W 1906 roku zbiory dopisały i Disneyowie kupili lepszą farmę od niejakiego Crane’a.

   Z pewnością można postrzegać Marceline i w ogóle prowincję stanu Missouri jako kolebkę świata Disneyowskiej wyobraźni. Większość miejscowych mieszkało na farmach. W czasie żniw na farmę sprowadzano wielką parową młockarnię. Mężczyźni pracowali w polu, a kobiety gawędziły, przyrządzając kurczęta, piekąc chleb kukurydziany i ciasto czekoladowe. W południe mężczyźni wracali do domu na obiad. Po posiłku ucinali sobie drzemkę w cieniu wierzby, po czym wracali na pole. Mały Walt pomagał przy niektórych pracach, takich jak cięcie łodyg sorgo i przerabianie ich w gniotowniku na melasę, którą potem smarowano chleb lub dodawano do naleśników. Gdy nieco podrósł, zapuszczał się z bratem Royem na dalsze wędrówki. Lasy interioru USA są o wiele potężniejsze i bogatsze, niż europejskie. Jak i dziś, tak i wówczas w Missouri pełne były śliw daktylowych, orzechów włoskich i amerykańskich, dzikich winogron i jagód oraz zwierzyny: zajęcy, lisów, wiewiórek, szopów, saren i borsuków. Nic więc dziwnego, że te właśnie zwierzęta widzimy często w filmach Disney’a. Bracia godzinami ich wypatrywali i obserwowali je. Niespecjalnie naciskane przez skromną w tym miejscu cywilizację, zwierzęta były ufne i niezbyt płochliwe. Według legend rodzinnych, Walt złapał raz sowę i niechcący ją zadusił, co bardzo potem przeżywał. Niedaleko farmy Disneyów przebiegała linia kolejowa do Santa Fe w stanie Nowy Meksyk. Walt nasłuchiwał stukotu nadjeżdżających pociągów. Liczył, że jego wujek Mike Martin, maszynista, odwiedzi go, przynosząc jak zwykle torbę cukierków. Pasjonował się też pierwszymi autami przejeżdżającymi przez Marceline. Raz bez zgody rodziców wraz z siostrą Ruth wymknął się, by zobaczyć nowe kino w miasteczku. Można zaryzykować stwierdzenie, że to wtedy w małym Walcie zakwitło zainteresowanie “ruchomymi obrazkami”. W kinie razem z siostrą zobaczył historię ukrzyżowania i wniebowstąpienia Jezusa. Wyświetlana była na płóciennym ekranie, którego jakość dalece odbiegała od dzisiejszych standardów. Gdy dzieci wróciły do domu, już dawno zrobiło się ciemno. Walt i Ruth uniknęli jednak kary – rodzice odchodzili od zmysłów po zniknięciu dzieci. Powrót całych i zdrowych urwisów okazał się ważniejszy, niż samowolna wycieczka do kina. 

  W rodzinie Disney’a często powtarzano anegdotę o tym, jak mały Walt po raz pierwszy dał się poznać jako “artysta”. Walt i jego siostra Ruth zostali w domu sami, rodzina wyjechała do miasta. Dzieci znalazły wielką beczkę smoły i postanowiły namalować przy jej pomocy rysunki na ścianie domu. Wyobraźmy sobie, jaki widok prezentowała wielka, biała ściana domu, na której już z daleka widać było dziecięce rysunki, wykonane czarną smołą. Walt narysował szereg domków z kominkami i wylatującym z nich dymem. Natomiast jego siostra Ruth ograniczyła się do zwykłych, dziecięcych zygzaków. Jak można łatwo się domyśleć, po powrocie ojciec był wściekły. Ale jego gniew przepełniła beczka wprost ociekająca smołą, która z tego właśnie powodu przykleiła się na dobre do chodnika. Chcąc nie chcąc, ojciec Disney’a musiał zostawić ją tam, gdzie stała.

  W tym okresie można doszukiwać się także pierwszych, zarobionych przez Walta pieniędzy, które trafiły do niego za sprawą umiejętności rysownika. Pewien ekscentryczny lekarz, nazwiskiem Dok Sherwood zamówił u niego portret. Mężczyzna pozujący do obrazu chlubił się pokaźnymi bokobrodami, stojąc obok swojego utytułowanego konia – Ruperta. Lekarzowi najwyraźniej tak spodobał się rysunek Walta, że otrzymał on za niego nowiutką, błyszczącą jeszcze ćwierć-dolarówkę.

  Z kolei swoją pierwszą “kreskówkę” – jeśli można ją tak nazwać – stworzył już w wieku 9 lat. Nie była to rzecz jasna jeszcze ani Myszka Miki, ani Kaczor Donald, ale cała masa figurek, które Walt wykonywał dla swojej chorej siostry, Ruth. Narysowane na papierze postacie zdawały się poruszać, gdy odpowiednio zaginało się stronę.

  Pamiętacie swoje pierwsze rysunki, które przedstawiały już coś więcej, niż domki, chmury i bardzo symboliczne przedstawienia członków waszych rodzin? Walt Disney dzięki takim “bardziej zaawansowanym” rysunkom miał okazję na darmowe… strzyżenie. A to za sprawą kopiowania rysunków, które chłopak oglądał w socjalistycznym piśmie, prenumerowanym przez jego ojca. W magazynie “Appeal to reason” (Wezwanie do rozsądku) podziwiał postacie kapitalistów i wyzyskiwanych przez nich robotników. Przerysowywał tamtejsze karykatury na tyle umiętnie, że rysunkami młodego chłopca zainteresował się właściciel lokalnego zakładu fryzjerskiego. To dla niego Walt co tydzień przygotowywał zabawne przedstawienia różnych fryzur. Jego dzieła, odpowiednio oprawione, wisiały na ścianach zakładu, a sam Walt – mógł się tam za darmo strzyc. 

  W kontraście do sielanki wiejskiego życia, dom Disneyów pod względem relacji rodzinnych nie prezentował się radośnie. Ojciec był człowiekiem surowym i apodyktycznym. Synów regularnie tłukł. Prawdopodobnie nie było to bez wpływu na ucieczkę starszych braci, Herba i Raymonda, z farmy w 1909 roku, choć głównym powodem miały być według tradycji rodzinnej spory inwestycyjne. Walt bardzo przeżył to wydarzenie psychicznie i fizycznie. Psychicznie, ponieważ na farmie życie stało się smutniejsze, fizycznie, ponieważ wraz z drugim z młodszych braci, Royem, musiał częściej i więcej pomagać ojcu. Oznaczało to o wiele mniej czasu na radosne wycieczki poza miasteczko i do okolicznych lasów. Bracia w nielicznych wolnych chwilach bawili się jak mogli, np. konkurowali, kto zbierze więcej siana lub dalej rzuci widłami. W 1909 roku Disney Senior ciężko zachorował na tyfus. Ciężar prowadzenia gospodarstwa spadł na szesnastoletniego Roya i okazał się zbyt wielki. By nie przerywać dzieciom roku szkolnego, Disneyowie wynajęli dom w Marceline i dopiero wiosną 1910 roku przeprowadzili się do Kansas City, o którym Elias myślał już od pewnego czasu. Walt będzie tęsknił za Marceline. Cztery dekady później w swojej kalifornijskiej posiadłości dokładnie odtworzy warsztat ojca, jakim go zapamiętał. Marceline ukształtowała wyobraźnię i charakter młodego artysty. Zawsze będzie postrzegał się i przedstawiał jako prostego chłopaka z prowincji stanu Missouri. 

  Kansas City również leży w stanie Missouri, tyle tylko, że na granicy ze stanem Kansas. Jest to jednak, i sto lat temu też było, miasto z prawdziwego znaczenia. Ośmioletni Walt był nim zafascynowany, jednak życie było tam dla niego trudne. Jego ojciec wykupił prawa do rozprowadzania kilku gazet, a ponieważ ciągle niedomagał, ciężar ich roznoszenia spadał na synów. Walt roznosił gazety przez sześć lat właściwie bez przerwy, z wyjątkiem jednego miesiąca choroby. Sam Walt przyznał, że przez wiele, wiele lat dręczył go w nocy koszmar, związany z pracą jako dostarczyciel gazet. W śnie tym był poddawany okrutnym torturom za to, że nie zdołał dostarczyć prasy pod odpowiednie adresy. Z tamtego okresu Walt Disney z rozrzewnieniem wspominał bardzo nieliczne chwile odpoczynku od pracy. Raz przez chwilę mógł się pobawić małym pociągiem, pozostawionym przez jakieś dziecko na ganku domu. Innym razem – znalazł chwilę na grę w odbijanie piłki ze znajomymi. Każda taka przerwa od rutyny była dla młodego chłopca prawdziwym świętem. 

  Ojciec pozbawiał synów zarobku, wyznaczając jedynie niewielkie kieszonkowe. Z zazdrością spoglądali oni na kolegów, którzy dostawali normalne wynagrodzenie. Starszy brat Walta, Roy, miał tego dość i postanowił w 1911 roku opuścić dom. Zanim to jednak nastąpiło, nauczył Walta bronić się przed ojcowskimi napadami szału. Należało chwycić ojca za przegub surowej ręki i patrzeć mu prosto w oczy. Rada była skuteczna. Elias przestał tłuc syna, mimo, iż odejście Roya uczyniło go jeszcze większym furiatem, niż dotychczas. Walt też się zbuntował, ale nie wyjechał z miasta. Zaczął zarabiać jako dostarczyciel recept i miał wreszcie własne pieniądze, ponieważ te z gazet nadal zabierał mu ojciec. 

  Walt w szkole radził sobie kiepsko; był zbyt przemęczony pracą. Jednak jego fantazja rozwijała się. Błyszczał w sztuce robienia kawałów, takich jak podkładanie nadmuchiwanych baloników na sznurku pod talerzami i pochłaniał dzieła Dickensa i Twaina. Zaczął grywać w szkolnym teatrzyku, gdzie poznał swego imiennika, Waltera Pfeiffera. Tak zyskał pierwszego przyjaciela – nie licząc swego brata Roya, który tułał się teraz po kraju. Pfeifferowie byli niemieckimi imigrantami. Ojciec kolegi był jowialnym urzędnikiem związku zawodowego pracowników przemysłu skórzanego. Gdy mały Walter Pfeiffer zachorował na świnkę, Walt był jednym z nielicznych kolegów, którzy mogli go odwiedzać, przeszedł już bowiem wcześniej tę chorobę. Dom Pfeifferów był zupełnie inny, niż Disneyów, pełen ciepła i niemieckiej przytulności. Córka Pfeifferów, Kitty, znakomicie grała na pianinie, wszyscy śpiewali, opowiadali dowcipy oraz naśladowali ówczesnych kabareciarzy. Pfeifferowie umocnili artystyczne zainteresowania Walta. W szkole chłopiec grywał Abrahama Lincolna, a w amatorskim teatrze Chaplina, którego zawsze będzie podziwiał. Któregoś razu rodzice zabrali córkę do teatru i zaskoczeni, na scenie zobaczyli Walta. 

  W grudniu 1916 roku Walt musiał przez miesiąc przebywać w łóżku, ponieważ zdarzyło mu się kopnąć bryłę lodu, w której utkwił gwóźdź z podkowy. Mocno zranił się wówczas w stopę i nie mógł chodzić. Uwolniony na chwilę od nieustannej pracy, przerywanej nauką w szkole, mógł wreszcie nieco poczytać i pomyśleć. Już wówczas podobno postanowił związać swoje życie ze sztuką i teatrem. 

  Jesienią 1917 roku, Elias postanowił odsprzedać przedsiębiorstwo kolportażowe i uczynił to, uzyskując 16 tysięcy dolarów, co było dość pokaźną wówczas sumą. Zainwestował ją w udziały w fabryce galaretki w Chicago. Flora prosiła, by zaczekał z wyjazdem do tego miasta, aż Walt ukończy szkołę. Ponieważ jednak nie chciał czekać, poprosiła ich najstarszego syna Herberta, który imał się różnych zawodów i krążył po całym kraju, by zamieszkał z Waltem i zaopiekował się nim. Wtedy powrócił także Roy i bracia zamieszkali w trójkę. Herbert miał wówczas lat trzydzieści, Roy 23, a Walt 15. Roy namówił Walta, by spróbował pracy na kolei, tak jak on niegdyś na trasie do Santa Fe. Walt posłuchał i już wkrótce zaczął roznosić gazety, słodycze, zimne napoje i owoce w pociągach na linii Kansas City-Jefferson City, a wkrótce także do Downs w stanie Kansas i Pueblo w stanie Kolorado. Podczas długich postojów zwiedzał miasta i miasteczka i zobaczył po raz pierwszy kawałek świata. Pociągi fascynowały go. To zapewne z tamtych czasów pochodzi fascynacja lokomotywami i wagonami pasażerskimi, która każe mu w dojrzałym już życiu budować miniaturowe kolejki. Chociaż nie był najlepszym pracownikiem i mało zarabiał, dobrze wspominał ten “kolejowy rok”. Jesienią 1917 roku chyba dość niechętnie dołączył do rodziców w Chicago.

  W chicagowskim liceum, do którego chodził, po raz pierwszy miał okazję zaprezentować swoje rysunki. Zawsze miał talent plastyczny. Jak wcześniej wspomnieliśmy, fryzjer Walta w Kansas City ozdabiał jego rysunkami ściany swego gabinetu, by służyły jako reklamy. Teraz w październiku 1917 roku szkolna gazetka The Voice zamieściła serię patriotyczno-wojennych rysunków wykonanych przez Walta. Wśród nauczycieli młodego Disney’a był m.in. Carey Orr, rysownik Chicago Tribune, stąd władze liceum doceniały sztuki plastyczne. Wielka wojna w Europie trwała już czwarty rok i USA także zaczynały się zbroić, by dołączyć do niej po stronie Wielkiej Brytanii i Francji. Roy zaciągnął się do marynarki, a szesnastoletni Walt mógł jedynie mu zazdrościć i rysować karykatury dekowników, czyli osób, które stroniły od wyjazdu na wojnę. Ojciec uważał rysunki za stratę czasu, ale zgodził się sponsorować synowi korespondencyjny kurs rysunku, o ile ten będzie się dokładał do rodzinnego budżetu. Walt przystał na tę propozycję, ale uznał, że praca przy słoikach w fabryce, w której udziały miał Elias, jest zbyt nisko płatna i zatrudnił się na poczcie, kłamiąc, że ma osiemnaście lat. 

  Rozwożąc listy i paczki, pracował nawet po kilkanaście godzin na dobę. Czasami prowadził ciężarówkę, ale zdecydowanie częściej siedział za lejcami wozu konnego. Na początku tej przygody kierownik poczty poradził mu, żeby zdał się na konia. Zwierzę samo wiedziało, jaką trasę obrać i w których miejscach stawać przy skrzynkach pocztowych. Pewnego dnia Walt myślał, że zgubił konia na ruchliwej ulicy w centrum Chicago. Wychodząc z jednego z hoteli zauważył, że zwierzęcia nigdzie nie ma. Dopiero po dłuższej chwili okazało się, że koń czekał po drugiej stronie pasażu. Zwierzak miał bowiem w zwyczaju oczekiwać na listonosza przy drugim wyjściu z hotelu. Po latach Walt przyznał, że wakacyjne miesiące 1918 roku były dla niego najwspanialszym latem w życiu. Głównie dlatego, że mimo natłoku pracy, większość czasu spędzał poza urzędem pocztowym. Wszystko dzięki temu, że zdecydował się okłamać pracodawcę w kwestii swojego wieku. 

  Ten sam manewr w odniesieniu do metryki powtórzył rok później, by zostać kierowcą Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, nadal bowiem zazdrościł bratu munduru i chciał choć odrobinę liznąć chwały wojennej oraz zobaczyć kawałek świata. Miał plany, by wraz z kolegą uciec do Kanady, która miała niższy minimalny wiek zaciągu, matka kolegi jednak plan odkryła. Do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża mógł zaciągnąć się tylko za zgodą rodziców, miał bowiem 17 lat, a więc o jeden rok za mało. Flora Disney jednak nie chciała, by trzeci z kolei syn poszedł do wojska. Siły zbrojne USA miały już bowiem w swych szeregach Roya i Raymonda. Walt sfałszował jednak ich podpisy i pojechał na szkolenie kierowców. Życie obfituje w zaskakujące zbiegi okoliczności, bowiem innym młodocianym Amerykaninem, który wyprawił się na wojnę i nawet służyć będzie przez pewien czas we Francji obok Disneya był Ray Kroc, późniejszy założyciel koncernu McDonald’s. Jego barwne życie opisujemy w naszej publikacji “Imperium McDonald’s. Od przedstawiciela handlowego do milionera. Ray Kroc”.

  Wróćmy jednak do Disneya. Według obrazoburczej biografii napisanej przez Marca Eliota, Walt miał przy okazji rekrutacji odkryć pewne nieprawidłowości w swoim akcie urodzenia, co miało wzbudzić w nim podejrzenia, iż może jego ojciec nie jest jego prawdziwym ojcem, i tym tłumaczył sobie jego surowość. Planów wyjazdowych omal nie pokrzyżowała epidemia grypy zwanej „hiszpanką”. Pracownicy Czerwonego Krzyża odesłali Walta do domu rodzinnego. Jednak po wyzdrowieniu chłopak znów się wymknął, ponieważ wytypowano go do grupy 50 kierowców, którzy mieli zajmować się rannymi amerykańskiej armii gen. Johna Pershinga, walczącej we Francji przeciwko Niemcom. W listopadzie 1918 ogłoszono rozejm, ale o rannych nadal trzeba było zadbać, więc 18 listopada 1918 roku grupę Walta zaokrętowano na zardzewiały francuski statek „Vaubin”. 

  Nie było już strachu przed U-Bootami, które spokojnie stały w niemieckich portach, jednak wody północno-wschodniego Atlantyku i Morza Północnego były mocno zaminowane, a więc statek musiał być eskortowany ze wszystkich stron przez trałowce, aż do wciąż otoczonego antypodwodniackimi sieciami portu w Cherbourgu. Stamtąd wysłano ich pociągiem do Paryża. Walt i jego koledzy dziwili się francuskim osobliwościom, takim jak uliczne odsłonięte pisuary , z których początkowo krępowali się korzystać. Jego samego zdumiewały niewielkie rozmiary europejskich parowozów, w porównaniu z kolosami na których niegdyś pracował. 

  Paryż ciągle wyglądał jak w czasie wojny. Wszędzie aż roiło się od mężczyzn w brązowych mundurach armii brytyjskiej, amerykańskiej i belgijskiej, oraz jeszcze więcej w niebieskich mundurach francuskich. Sporo było także jeńców niemieckich w mundurach khaki, a Łuk Triumfalny zakrywały worki z piaskiem, chroniące go dotąd przed pociskami artylerii niemieckiej. Walta i jego towarzyszy zakwaterowano w siedzibie Amerykańskiego Korpusu Sanitarnego w Saint-Cyr. Warunki były kiepskie. Nieogrzewane pokoje odstręczały zimnem i wilgocią, a do jedzenia przewidziana była tylko wieprzowina z fasolką. Chłopaki musieli spać na podłodze, a jako koców używali starych gazet. 

  To tutaj, we Francji, Walt wypalił swojego pierwszego papierosa. Przechodził i inne inicjacje. 5 grudnia 1918 roku koledzy zrobili mu niespodziankę i wyprawili imprezę urodzinową. Zasponsorowali mu nawet i zorganizowali pierwszą noc z kobietą. Niestety za drinki musiał zapłacić sam, a nie były tanie. Mimo takich sytuacji, Ray Kroc wspomina, że Disney zdecydowanie różnił się od innych żołnierzy. Pragnął czegoś więcej, niż alkohol i kobiety. Podczas gdy większość żołnierzy wykorzystywała wolny czas, by udać się do miasta i zakosztować życia, introwertyczny Walt poświęcał się swojej pasji i w samotności tworzył niezwykle kreskówki. Disney i Kroc, twórcy dwóch gigantycznych, ponadczasowych korporacji stanowiących ucieleśnienie Ameryki w oczach świata, spotkają się jeszcze wiele lat później na płaszczyźnie biznesowej. Ray będzie nakłaniał Walta, by ten pozwolił na obecność restauracji Mcdonald’s na terenie Disneylandu… bezskutecznie. 

  W początkach 1919 roku rannych żołnierzy amerykańskich prawie już we Francji nie było, więc kierowców delegowano do innych zadań. Walt podwoził oficerów amerykańskich do rozmaitych kwater, poselstw, szpitali, a jeśli sobie zażyczyli, to i do domów publicznych. W lutym 1919 roku, gdy wiózł żywność do zniszczonej przez wojnę części miasta Soissons, zepsuła mu się ciężarówka. Ponieważ w takich sytuacjach nie wolno było kierowcom spuszczać pojazdów z oka przez dwie doby, siedział długo w kabinie, aż prawie zamarzł. Wtedy schronił się w komórce dróżnika i tam zasnął. Rano okazało się, że ciężarówka zniknęła. Waltowi groziła surowa kara, ale na szczęście mu ją darowano, m.in. dlatego, że ciężarówka odnalazła się z nietkniętym ładunkiem. Inny kierowca Czerwonego Krzyża niepotrzebnie przemieścił ją pod wpływem alkoholu. 

  Później Walta przeniesiono do kwatery w zamku niedaleko Nancy. Jako że kierowcy mieli coraz mniej do roboty, dla zabicia czasu sporo rysował, wysyłając rysunki do magazynów Life i Judge. Wszedł też w osobliwą spółkę z pewnym sprytnym Gruzinem, który fabrykował fałszywe trofea wojenne, bardzo popularne wśród wracających do domu amerykańskich i brytyjskich żołnierzy. Były to porzucone przez niemieckich jeńców hełmy, które starannie przestrzeliwał, a na których Walt malował odpowiednie dystynkcje. Również i tu przydały się artystyczne talenty naszego bohatera. Zarobił na tym 300 dolarów, miał więc w ręku więcej niż kiedykolwiek wcześniej w życiu. Walt zaprzyjaźnił się w tym czasie z niemieckim jeńcem Rupertem, z którym wiele rozmawiali o wojnie i przyszłości Niemiec. Rupert i jego grupa pracowali przy załadunku drewna na ciężarówki. Ponoć pewnego razu grupa okolicznych uczniów natknęła się na Niemców, a ponieważ nie widzieli nigdy wcześniej niemieckich żołnierzy, zaczęli w patriotycznym ferworze rzucać w nich kamieniami. Walt krzyczał na uczniów, by przestali, a gdy został zignorowany, namówił Ruperta, by jeńcy odpowiedzieli pięknym za nadobne.

  Latem 1919 roku Walt został kierowcą dwóch dygnitarzy i jeździł także po Niemczech. 14 lipca w Strasburgu był świadkiem hucznych obchodów rocznicy zburzenia Bastylii, pierwszych od wielu lat – od 1870 roku miasto należało do Niemiec i dopiero teraz je odzyskano. Impreza wywarła na Walcie spore wrażenie. W sierpniu korpus sanitarny przeniesiono do Paryża, z którego ulic zniknęły już mundury i worki z piaskiem. 3 września sztab generała Pershinga opuścił Paryż, a sanitariuszy skierowano do Marsylii, lecz przez strajk tamtejszych dokerów zaokrętowano ich ostatecznie w Nicei.

  Po przybyciu do Nowego Jorku, Walt Disney poszedł na nowy film z Charlie Chaplinem, po czym skierował się do Chicago. Rodzice byli zdumieni, widząc ogorzałego wojaka mającego 175 cm wzrostu w miejsce małego bladego chłopca, który wyruszył do Francji. Wkrótce po przybyciu Walt oświadczył ojcu, że stać go na więcej, niż praca w fabryce: zamierza powrócić do Kansas City i zostać rysownikiem. Miał już osiemnaście lat, więc rodziciel mógł jedynie się zgodzić. Od lutego 1919 roku w rodzinnym domu Disneyów w Kansas City przy Bellefontaine 3028 mieszkał znowu brat Walta, Roy. Obaj bracia mogli się bez końca wymieniać wojennymi opowieściami. Wkrótce dołączył do nich jeden ze starszych braci, Herbert. Walt miał nadzieję zarabiać karykaturami politycznymi dla czasopisma Star, z którym współpracował już wcześniej. Proponowano mu pracę kierowcy z dobrą płacą, ale odmówił, woląc zostać rysownikiem. Chciał tego tak bardzo, że zatrudnił się w firmie graficznej Lou Pesmena i Billa Rubina, nie ustalając nawet szczegółów pensji, a dokładniej zostawiając to na później. Był to więc bardziej staż niż zatrudnienie. W firmie Pesmena i Rubina poznał Ubbe Iwerksa. Iwerks, Holender z pochodzenia, dla ułatwienia rozmówców skracał swe imię do Ub. Ub i Walt zostali zatrudnieni u Pesmena i Rubina tego samego dnia. Początkowo karnie produkowali kolejne reklamy karmy dla kur i inne produkty będące głównym źródłem dochodu firmy. Wkrótce jednak rozpoczęli własną działalność, gdy po miesiącu tych pięknoduchów zwolniono. Ciekawe, że jednym z powodów zwolnienia Walta było to, że według redaktora brakowało mu… wyobraźni i dobrych pomysłów.. 

  Nowa firma założona przez Walta i jego kolegę Uba nazywała się Iwerks-Disney Commercial Artists. Przydały się kontakty dawnych przyjaciół Pfeifferów i zamówienia na reklamy dla przemysłu skórzanego. Jednak zlecenia skończyły się. Wtedy Walt znalazł ogłoszenie firmy Film Ad Kansas City i przekonał właścicieli do siebie swoimi rysunkami lekkoatletów. Między biografami Disney’a nie ma zgody, czy obaj przyjaciele zgłosili się jednocześnie, czy Disney porzucił Iwerksa i odpowiedział na ogłoszenie sam, by ściągnąć Uba dopiero gdy się okazało, że sam nie podoła zamówieniom. Tak czy inaczej zostali oni zatrudnieni przy bardzo jeszcze wówczas prymitywnych filmach animowanych. Film Ad Kansas City robiła jednominutowe kreskówki dla kin, które były wyświetlane, zgodnie z ówczesną modą, przed właściwymi filmami aktorskimi. Samodzielne produkcje animowane jak „Kot Felix” Pata Sullivana i Otto Messmera czy „Max i Dave” braci Fleisher były wówczas wyjątkiem, a nie regułą. Firma Film Ad Kansas City była raczej w tyle, jeśli chodzi o poziom animacji. Nie posiadała rotoskopu, wynalezionego przez Fleisherów w 1916 roku. Osiągano złudzenie ruchu postaci i zwierząt, ruszając jedynie kończyny, z pozostawieniem nieruchomego korpusu. Walt objawił swoje upodobanie do nowinek, szybko interesując się tym, jak można by uczynić ruch animowanych stworzeń bardziej naturalnym. Przeczytał w tym okresie podręcznik animacji E.G. Lutza i rozprawę Edwarda Muybridge’a o zasadach poruszania się istot żywych. Nowe pomysły wraz z dawnymi rysunkami z czasów krótkiej egzystencji firmy Iwerks-Disney utworzyły kolekcję tak zwanych Śmiechogramów (Laugh-O-Grams), krótkich, jednominutowych zwykle filmików o tematyce bliskiej mieszkańcom Kansas City. Jeden z nich dotyczył na przykład rozpadających się wyboistych dróg miejskich, inny przedstawiał profesora tłukącego młotkiem po głowach zbyt głośno rozmawiających uczniów. Ponieważ animacje były ciągle czymś nowym, te sprzedawane kinom Śmiechogramy uczyniły Disney’a po raz pierwszy w życiu kimś znanym. Aż do założenia w 1922 roku spółki Laugh-O-Gram Films , Disney rozwijał Śmiechogramy jedynie nocami, po zakończeniu dziennej pracy w Film Ad Kansas City. Jak zwykle Walt namówił Iwerksa, by podążył za nim w nową biznesową przygodę. 

  Niestety Disney’a prześladował pech. Jego filmiki coraz trudniej znajdowały inwestorów. Początkowo Pictoral Clubs oferowało upragnione zaliczki, pozwalające rozkręcić produkcję cyklu o Alicji w Krainie Czarów , ale wkrótce wycofało się ze współpracy. Alicja była odwróceniem pomysłu Maxa Fleichera, którego Walt bardzo podziwiał. Tak jak u Fleichera jego bohater, czyli klaun Coco, pojawiał się na ekranie w świecie prawdziwych aktorów, powstając z kropli atramentu, tak u Disney’a prawdziwa dziewczynka miała zamieszkać świat animowany. Walt zawsze dbał o to, by nie kopiować niczyich pomysłów, a co najwyżej lekko się nimi inspirować. 

  Plan był więc obiecujący, ale Walt nie posiadał środków na jego realizację. Rodzina też niewiele mogła pomóc. Ojciec właśnie zbankrutował i uciekł przed wierzycielami z Chicago do Missouri, a brat Roy mający dobrą pracę w banku i szczodre serce zachorował poważnie na gruźlicę. Lekarze poradzili mu ciepły klimat Kaliforni. Po bankructwie Laugh-O-Gram Films, W lipcu 1923 roku Walt również podążył do Kalifornii, kupując bilet kolejowy za swoje ostatnie pieniądze. Warto jednak nadmienić, że bilet dotyczył miejsca… w pierwszej klasie. Prawdopodobnie pomimo niepowodzeń nadal się cenił i zamierzał odbyć podróż w godnych siebie warunkach. Zresztą pozostał niepoprawnym optymistą i nie przejął się wydatkiem, mając zapewne nadzieję, że Hollywood, gdzie kształtował się wielki filmowy biznes, będzie dla niego hojniejsze, niż Kansas City.

  Cały majątek Walta stanowiły wówczas pusta walizka i kilka wizytówek m.in. ludzi z Universalu i innych dużych studiów filmowych. Walt zamieszkał u swojego stryja Roberta, którego dom znajdował się niedaleko planu filmowego ze słynnymi ruinami Babilonu, użytymi do filmu „Nietolerancja”. Stryj chętnie gościł Walta, ale wymagał dołożenia się do budżetu, a tymczasem wizytówki i wizyty w kolejnych studiach nie przyniosły spodziewanego rezultatu. Walt odwiedził swego brata Roya w szpitalu i oznajmił, że nie ma sensu brnąć dalej w animowane filmy Widząc rozterki Walta, Roy zaproponował mu 85 dolarów miesięcznie ze swej wojskowej pensji, jeśli brat jednak spróbuje wykorzystać swoje talenty w Hollywood. 

  Warto tu nadmienić, że pierwotnie amerykański rynek filmowy rozwinął się nie w Los Angeles, a w Nowym Jorku, a do Kalifornii przeniósł się częściowo pod wpływem monopolistycznych, a czasem wręcz gangsterskich działań Thomasa Eddisona. Dodatkowym atutem Kalifornii była dobra pogoda, umożliwiająca kręcenie filmów przez cały rok, z czasem więc alternatywa przerosła nowojorską bazę. Współpracę nawiązywał jednak Walt z dystrybutorami z Nowego Jorku, w Hollywood, gdzie sam pracował, nie odnosząc w tym względzie sukcesów. Napisał do Margaret Winkler, nowojorskiej dystrybutorki filmów animowanych. W kontaktach z jej biurem pomogli przyjaciele z Kansas City. Do listu Walt dołączył niekompletny projekt „Czarodziejskiego świata Alicji”. Winkler miała pewne zastrzeżenia do jakości obrazu, ale odpowiedziała pozytywnie. W październiku 1923 roku kontrakt na sześć odcinków o Alicji został podpisany i współpraca ruszyła. Pewnym kłopotem był dla Disney’a wymóg, by Alicję zagrała ta sama dziewczynka, co w pierwszej niekompletnej części, czyli Virginia Davies. Virginia miała kręcone włosy, podobne do niezwykle wówczas popularnej Mary Pickford, oraz czarujący uśmiech. To oznaczało de facto potrzebę przekupienia matki dziewczynki, by zechciała się wraz z nią przeprowadzić z Kansas City do Kalifornii, co stanowiło poważne obciążenie dla nadal niedoinwestowanej firmy.. Pieniędzy brakowało na wszystko. Na przykład nie postawiono żadnych dekoracji ani planu, lecz po prostu Walt z ekipą przybywał do nowego kalifornijskiego domu pani Davies, by tam kręcić ujęcia z jej córką w roli głównej. Virginia traktowała Walta jak swego ulubionego wujka. Walt udawał na przykład, że jest wilkiem, by dziewczynka wiedziała, że ma zagrać przestraszoną, a puste pole materiału wokół sceny w studiu zapełniały potem rysunki, w tym na przykład rysunek owego złego wilka.

  Film stanowił unikalne połączenie animacji i typowego filmu fabularnego. Alicja w kolejnych odcinkach polowała w Afryce, uciekała przed duchami i miała inne przygody. Dystrybutorka filmu Winkler była zadowolona. Filmy o Alicji debiutowały w marcu 1924 roku w kinach Pensylwanii, Marylandu i New Jersey. Walt postanowił ściągnąć do współpracy Iwerksa, ten jednak odmówił; dobrze mu było w Film Ad Kansas City, a przedsięwzięcie Walta wydawało mu się niepewne. Ostatecznie jednak dał się przekonać, gdy Walt zaoferował naprawdę duże jak na swoje możliwości pieniądze. 

  Po ukończeniu pierwszej sześcioodcinkowej serii o Alicji w maju 1924 roku, Winkler powiadomiła Disney’a, że chociaż chce kontynuować współpracę, musi zmniejszyć mu wynagrodzenie od każdego odcinka, ponieważ wpływy z kin okazały się mniejsze, niż się spodziewała. Ub Iwerks podciągnął filmy pod względem technicznym, ale mniejsze gaże oznaczały, że firma ciągle balansowała na krawędzi bankructwa. Na przykład późniejszą żonę Disney’a, malarkę Lillian Bounds zatrudniono także dlatego, że mieszkała blisko studia i nie musiano jej dopłacać za koszty dojazdu do pracy. 

  W kwietniu 1925 roku Roy Disney ożenił się ze swoją długoletnią sympatią Edną Francis. Rodzice Walta i Roya przyjechali na ślub z Portland w stanie Oregon, gdzie wówczas mieszkali. Świadkiem pana młodego był oczywiście Walt, zaś świadkiem Edny była współpracownica i sympatia Walta, Lillian.

  Roy i Edna już od pięciu lat myśleli poważnie o małżeństwie, ale jakoś nie mogli się zdecydować, potem zaś Roy miał serię dość poważnych chorób układu oddechowego, które przedłużyły całą sprawę. Gdy Roy odprowadzał Ednę do domu, Walt sam wyznaczał sobie rolę przyzwoitki. Traktował swoją rolę jednocześnie na serio i z humorem, rozrzucając przykładowo po pokojach kartki z napisem „bez migdalenia się”. Według wspomnień Roya, kiedyś usiedli razem z Edną na łóżku, a Walt już momentalnie przybiegł i pojawił się w drzwiach, jakby wyrósł spod ziemi, na wszelki wypadek grożąc palcem. Edna śmiała się trochę ze szwagra, ponieważ była starsza od Roya o niemal trzy lata, a więc całe dwanaście lat starsza od Walta, który zawsze pozostał dla niej trochę dzieciakiem, nawet gdy był sławny. Lubiła mu delikatnie dogryzać.

   Niedługo później Walt, jakby nie chcąc być gorszym od swego brata, oświadczył się Lillian (oboje byli świadkami na ślubie Roya i Edny) i 13 lipca ożenił się z nią. Lillian pochodziła z rodziny pionierów z Idaho. Ślub odbył się w domu brata Lillian, komendanta straży pożarnej w Lewiston w stanie Idaho. Po miesiącu miodowym w Seattle, młoda para wynajęła niewielkie mieszkanie w Los Angeles. Chociaż to Roy namawiał Walta do małżeństwa, Walt miał za złe bratu, że ma dla niego mniej czasu, zajmując się własną małżonką, dlatego zmienił nazwę studia z Disney Brothers Studio na Walt Disney Studio. Oficjalnym powodem było to, że nazwy zawierające słowo „bracia” są oklepane. Roy szybko wyraził zgodę, nigdy bowiem nie dbał o sławę. 

  Jakby dla podkreślenia, że zaczyna się nowy etap produkcji, Walt rozpoczął na przełomie 1925 i 1926 roku budowę nowego studia, mimo iż współpraca z Margaret Winkler nieco się skomplikowała. Pieczę nad firmą Winkler przejmował coraz bardziej jej nowy mąż Charles Mintz, który uważał że częstotliwość pokazywania filmów o Alicji w kinach Wschodniego Wybrzeża jest zbyt duża, dlatego rzadziej przesyłał czeki. Nastąpił wówczas okres sporów na linii Disney-Mintz. Najpierw Mintz próbował wykręcić się ze współpracy zupełnie, potem niechętnie zaakceptował jej kontynuowanie, jeżeli każdy nowy odcinek o Alicji będzie najwyższej jakości. Walt starał się jak mógł, operując jak zwykle w dość męczącej ciasnocie finansowej. 

  Pod koniec 1926 roku, gdy już było wiadomo, że Alicja nieco się publiczności znudziła, Carl Laemmle, szef Universal Pictures poinformował Mintza, że istnieje zapotrzebowanie na film w pełni animowany, którego bohaterem byłoby zwierzątko równie wyraziste jak kot Felix, ale lepiej innego gatunku. Zasugerował królika. I tak na początku 1927 roku ekipa Disney’a opracowała historyjkę o szczęśliwym króliku imieniem Oswald. Imię wymyślił Mintz. Pierwszy odcinek z Oswaldem w roli głównej, noszący tytuł „Biedny tatuś” (Poor papa) nie spełnił wymogów estetycznych Mintza i jego ludzi. Postulował on, by Oswald wyglądał młodziej i szczuplej oraz bardziej elegancko, zgodnie z kanonami ówczesnego kina zarówno fabularnego, jak i rysunkowego. Ub i Walt zmienili Oswaldowi mordkę i zrezygnowali z szelek jako elementu jego stroju. Praca dzień i noc w wielkim pośpiechu opłaciła się. Jeszcze na początku 1927 roku Universal Pictures dopuściła do rozpowszechniania odcinek pt. „Kłopoty z tramwajem” (Trolley troubles). Tramwajami w Los Angeles poruszali się wówczas wszyscy. Filmik zawierał już wszystkie niemal elementy przyszłych disnejowskich produkcji. Był bardzo dynamiczny, a ruchy postaci królika i tramwaju były naturalne. Podobnie jak w przyszłych, produkcjach maszyny zachowywały się trochę jak stworzenia ożywione. Tory rozszerzały się i zwężały, do czego tramwaj dostosowywał się niczym żywe stworzenie. Recenzenci docenili postać królika, który energicznie stara się powstrzymać niekontrolowaną podróż pojazdu. Bezprecedensowa płynność ruchu postaci spodobała się widzom, a nawet nowojorskim animatorom, dotąd patrzącym z góry na poczynania swych odpowiedników z Zachodniego Wybrzeża. 

  Kolejny odcinek z Oswaldem w roli głównej „Wielkie działa” (Great Guns) również się wszystkim podobał. Jednak sukces ma zawsze nadmiar ojców i kiedy zbliżał się luty 1928 roku, gdy kontrakt na Oswalda miał wygasnąć, pojawiły się pierwsze oznaki nowych kłopotów. Okazało się, że Mintz wykorzystywał Oswalda do celów reklamowych nie zawsze w porozumieniu z Disneyem. Co gorsza, w lutym 1928 roku, gdy Walt z żoną wybrał się do Mintza do Nowego Jorku, okazało się, że gospodarz podkupił ekipę Disney’a i jako pomysłodawca Oswalda uznał, że w zasadzie Walt zrobił swoje i może odejść, lub zostać tylko jednym z wielu w firmie Mintza. Walt próbował negocjować z Carlem Laemmle i Margaret Winkler, ci jednak nie chcieli rozmawiać z nim ponad głową Charlesa Mintza i namawiali go, by przyjął jego warunki. Walt po początkowej rozpaczy, spokojnie zrezygnował z praw do Oswalda, myśląc nad inną postacią kreskówki. Na odchodnym ostrzegł tryumfującego Mintza, że kiedyś ktoś też zapewne uczyni mu to samo, co on czyni jemu. Choć wówczas Ubbe był wściekły na Mintza, z biegiem czasu cieszył się, że jego matactwa skłoniły jego i Walta do wymyślenia nowego, ciekawszego bohatera.